Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjrrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjrrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu.
[Opis wydawnictwa]
Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 8
/Znak z nieba, Frid Ingulstad, 2010 rok, ISBN: 9788375587647 (całość cyklu), 9788375587722 - Axel Springer; 9788376021331 (całość cyklu), 9788376021652 - Bap-Press/
Książka dostępna w zasobach:
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (5)
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Barcin im. Jakuba Wojciechowskiego
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie (4)
Biblioteka Miejsko-Powiatowa w Kwidzynie
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. Marii Fihel w Miechowie
Miejska Biblioteka Publiczna im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Morągu
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim (2)
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 218
Rok wydania: 2010
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przepowiednia księżycatom 8
Frid Ingulstad
Znak z nieba
Przekład
Anna Marciniakówna
Tytuł oryginału norweskiego:
Himmeltegn
Ilustracje na okładce: Eline Myklebust
Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys
Redakcja i korekta: BAP-PRESS
Copyright © 2004 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO
Copyright this edition: © 2010 by BAP-PRESS
Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS
All Rights Reserved
Wydawca:
Axel Springer Polska Sp. z o.o.
02-672 Warszawa
ul. Domaniewska 52
www.axelspringer.pl
ISBN 978-83-7558-764-7
ISBN 978-83-7558-772-2
oraz
BAP-PRESS
05-420 Józefów
ul. Godebskiego 33
www.bappress.com.pl
ISBN 978-83-7602-133-1
ISBN 978-83-7602-165-2
Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:
Infolinia: 0 801 000 869
Internet: www.fakt.literia.pl
Skład: BAP-PRESS
Druk: Norhaven A/S, Dania
Galeria postaci
Ingebjørg Olavsdatter
dziedziczka dworu Saemundglrd w Dal w parafii Eidsvoll
Bergtor Måsson
były narzeczony Ingebjørg, kupiec ożeniony z Giselą
Gisela Sverresdatter
gospodyni we dworze Belgen, żona Bergtora
Pani Sigrid Jonsdatter
nowa matka przełożona w klasztorze Nonneseter
Sira Joar
były ksiądz w kościele Świętego Krzyża, pozbawiony urzędu
Orm Øysteinsson
ochmistrz (najwyższy rangą urzędnik, rządzi Norwegią w imieniu króla Magnusa)
Pani Bothild
gospodyni Akersborg, żona Orma Øysteinssona
Ture Gustavsson
narzeczony Ingebjørg ze Szwecji
Rycerz Darre
jeden z rycerzy w twierdzy Akersborg
Król Magnus
król Szwecji
Młody król Håkon
mianowany królem Norwegii, władca nominalny aż do uzyskania pełnoletności w 1355 r.
Junkier Eryk
brat króla Hikona, szwedzki książę i następca tronu
W poprzednim tomie...
Rycerz Darre ratuje Ingebjørg przed śmiercią. Pani Thora chciała dźgnąć ją nożem, za co została przez ochmistrza oskarżona o próbę zabójstwa. Panią Thorę wtrącono do lochu, ale z pomocą siry Joara uciekła. Oboje wyruszyli konno do Szwecji, po drodze jednak ludzie ochmistrza schwytali byłą przełożoną klasztoru i na miejscu zabili. Sira Joar uniknął śmierci.
Bergtor przyłapuje Giselę i ochmistrza na gorącym uczynku. Gisela otrzymuje karę, a ochmistrz odmawia przybycia na ucztę zaręczynową Ingebjørg i Turego. Ingebjørg zakochuje się w swoim narzeczonym. Turę również sprawia wrażenie zakochanego, ale nie bierze narzeczonej do łóżka, choć ona bardzo tego pragnie. Turę towarzyszy jej w podróży do Saemundgård. Dwór jest w upadku i Turę prosi, by narzeczona go sprzedała. Ona jednak odmawia, bo wie, że pewnego dnia tutaj wróci. Ingebjørg oddała też rycerzowi Darre tajny dokument ojca, by zawiózł go królowi Magnusowi do Fredrikstad, ale rycerz nie wraca i dziewczyna zaczyna się bać. Pewnego dnia zostaje wezwana do ochmistrza, który żąda informacji o dokumencie. Ingebjørg odmawia. Nawet kiedy ochmistrz informuje ją, że pewien mężczyzna został schwytany i poddany torturom, nie chce nic powiedzieć. Obawia się jednak, że chodzi o rycerza Darre.
Rozdział 1
Oslo, jesień, rok 1353
Ingebjørg stała przy oknie w swojej izbie do pracy i spoglądała na fiord, przesuwając w palcach paciorki różańca. Przy każdym mniejszym odmawiała Zdrowaś Mario, a przy większych Ojcze nasz.
Z całego serca pragnęła mieć przy sobie sirę Eirika. Marzyła też aby odwiedzić kościół Arnadal i tam szukać pomocy. Może gdyby usłyszała dźwięk dzwonów, poczuła zapach kadzidła i wzięła udział w dobrze znanym, starym rytuale, odzyskałaby siłę, której tak bardzo potrzebowała. Wysyłanie do Marii „duchowych różyczek”, jak sira Eirik nazywał cząstki różańca, nie wystarczy. Przynajmniej w tej walce, jaką teraz toczy.
Myśl, że rycerz Darre mógłby przechodzić najgorsze tortury dlatego, że uwolnił ją od tajnych papierów, była nie do zniesienia. Nie może pozwolić, by dręczono, dobrego, troskliwego człowieka, który każdego ranka i wieczora przeprowadzał ją przez Ciemny Korytarz, który uratował ją przed niechybną śmiercią z rąk pani Thory.
Problem nie polega na tym, co powinnam zrobić, powtarzała sobie w duchu. Ja po prostu nie mam wyjścia. Jeśli strach sprawi, że ulegnę, będę stracona. Muszę odszukać Orma Øysteinssona i powiedzieć mu, jakie nazwiska zostały wymienione w dokumencie. Muszę go przekonać, że rycerz Darre jest niewinny, że ofiarował się zająć tym pergaminem, by uwolnić mnie od lęku i zmartwień. Mogę zresztą twierdzić, że rycerz Darre nie zna treści tajnych papierów, że prosiłam go, by przekazał to wszystko królowi Magnusowi, bowiem ojciec nie zdążył tego zrobić przed śmiercią.
Nagle zdała sobie sprawę z czegoś jeszcze. Przecież nie musi się przyznawać, że ona sama zna zawartość dokumentu. Może powiedzieć jedynie, że się nim zajęła, bo matka zobowiązała ją, że ma go dostarczyć do rąk własnych króla. A sirze Joarowi oddać nie chciała właśnie dlatego. Poza tym domyśliła się, że informacje tam zawarte są dla króla ważne. Kiedy zauważyła, że pani Thora nastaje na jej życie, uznała, iż dokument jest niebezpieczny, zwierzyła się z tego rycerzowi Darre, a on podjął się przekazać go królowi. Ani ona, ani rycerz Darre nie musieli znać jego treści.
Czy ochmistrz jej uwierzy? Przecież wie, że Ingebjørg umie czytać.
Nie wie jednak, czy zna łacinę. Poza tym list został napisany z użyciem trudnych słów i liter, ledwo potrafiła go odczytać. Może powiedzieć ochmistrzowi, że Darre czytać nie umie. Poprosi go, by nakazał rycerzowi oddać pergamin. Niech powie, że Ingebjørg go o to prosi. Lepiej żeby Orm Øysteinsson dostał dokument, niż by rycerz Darre został zadręczony na śmierć. Król Magnus nie musi wiedzieć, że jego własny ochmistrz w Norwegii pracuje przeciwko niemu. Zwłaszcza, że nie jest pewne, czy to ma aż takie wielkie znaczenie. W każdym razie nie teraz. Wiele z osób wymienionych w dokumencie zmarło podczas zarazy, ojciec Giseli się zestarzał i nie odgrywa już żadnej roli, pani Thora nie żyje, a sira Joar uciekł. Trudno więc zakładać, że ochmistrz będzie miał wielu zwolenników, jakby przyszło co do czego.
Może ona sama przecenia znaczenie dokumentu?
Istnieje możliwość, że ochmistrz jej nie uwierzy. Jeśli Ingebjørg wyzna, iż rycerz Darre jest w posiadaniu dokumentu, będzie to oznaczało, że dotychczas oboje kłamali. Ryzykuje więc, że oboje zostaną ukarani. I to ukarani surowo, pomyślała z drżeniem. Oskarżyć najpotężniejszego męża w kraju, zastępcę króla, dysponenta państwowej pieczęci, to musi być największe przestępstwo, jakie można popełnić. Ingebjørg zostałaby pewnie ukamienowana, a rycerz Darre ścięty mieczem. Zrobiło jej się zimno. Oczyma wyobraźni widziała siebie, jak stoi na miejscu kaźni, przerażona, otoczona rozwrzeszczanym tłumem, półnaga, umazana smołą, z ogoloną głową, szlochająca ze strachu, krzycząca za każdym razem, gdy kamień trafi w głowę, w plecy lub w brzuch.
– Nie – wyszeptała.
Musi skłonić Orma Øysteinssona, żeby jej uwierzył. Dotychczas nie wątpił w jej niewinność, a ona na szczęście nie zdradziła się, kiedy ją ostatnio wypytywał. Mogłaby też zwierzyć się pani Bothild. Gospodyni twierdzy jest ostatnio dla niej sympatyczniejsza. Ingebjørg miała nawet wrażenie, że ją lubi. Zresztą może mogłaby poprosić o pomoc również Giselę. Ta kobieta ma dziwną władzę nad mężczyznami i ochmistrz jest nią najwyraźniej zainteresowany. Choć między nią i Giselą panują chłodne stosunki, nie wątpiła, że tamta nie stałaby spokojnie, gdyby Ingebjørg groziła śmierć. Wprawdzie kiedyś podejrzewała, że żona Bergtora chce ją otruć, ale potem uznała, że chodziło raczej o pozbycie się jej z dworu Belgen i z życia męża.
Nad wodą wolno przeleciała wrona i usiadła na ogrodowym murku. Leciała z północy, we czwartek, tak jak inna wrona tamtego dnia, kiedy Eirik zjawił się po raz pierwszy w Saemundgård, a Ingebjørg pomyślała, że to zły znak, i jak się okazało, miała rację.
Ruszyła wolno ku drzwiom.
– Nie mam wyboru – powtórzyła. – Nie mogę pozwolić, by rycerz Darre został zamęczony na śmierć.
Skoro wytrzymałam chłostę i ciemnicę w klasztorze, nie wydając tajemnicy ojca, to i tym razem muszę być silna.
Ręce miała lodowate i wszystko się w niej trzęsło, gdy zamykała za sobą drzwi i szła przez dziedziniec twierdzy, w stronę Wieży Śmiałków. Miała wrażenie, że nogi się pod nią uginają, a kiedy dotarła do celu, musiała oprzeć się o ścianę. Przez chwilę stała z przymkniętymi oczyma.
– Święta Mario, Matko Boża, pomóż mi – modliła się w duchu.
– Czy coś się stało, panno Ingebjørg? – rozległ się kobiecy głos za jej plecami.
Odwróciła się przerażona i spojrzała prosto w zatroskaną twarz pani Bothild.
– Ja... nagle zrobiło mi się słabo – wyjąkała Ingebjørg.
– Dziecko kochane, chodź ze mną, twarz masz białą niczym śnieg.
– Muszę porozmawiać z ochmistrzem – szepnęła Ingebjørg. – Mam mu coś bardzo ważnego do powiedzenia.
– Zaraz po niego poślę – odparła pani Bothild stanowczo. Ujęła Ingebjørg pod rękę i pomogła jej wejść do środka.
Pani Bothild zaprowadziła ją do kobiecej komnaty i pomogła Ingebjørg położyć się na ławie przy ścianie.
– Zaraz zawołam pokojówkę Kirsten i poproszę, żeby zaparzyła pani melisy. To pomaga na niepokój i przygnębienie. Królewski syn Llewelyn z Walii ma już ponad sto lat, a mówią, że każdego ranka piję melisę – ciągnęła.
Ingebjørg półprzytomna pomyślała, że melisa pomaga też na histerię i choroby urojone. Pani Bothild najwyraźniej myśli, że ona na to właśnie cierpi.
Drzwi się otworzyły, Ingebjørg z przerażeniem stwierdziła, że do izby wszedł ochmistrz.
– Co się tu dzieje? – burknął niezadowolony. – Masz tutaj pannę Ingebjørg?
– Ona, biedactwo, źle się czuje. Mało brakowało, a byłaby zemdlała.
Ingebjørg próbowała usiąść.
– Muszę z wami porozmawiać, panie Orm.
Nagle pokój się zakołysał i dziewczyna opadła z powrotem na poduszki.
– Ach tak? – dotarł do niej głos gospodarza jakby z oddali. – To w końcu masz mi jednak coś do powiedzenia, panno Ingebjørg? W takim razie rozumiem, dlaczego nogi nie chcą cię nosić.
Podszedł bliżej, a Ingebjørg znowu spróbowała usiąść. Tym razem się udało.
– Nie bądź dla niej zbyt surowy – upomniała pani Bothild. – Ona naprawdę wiele przeszła.
Ingebjørg spojrzała w górę. Ochmistrz stał nad nią wielki i władczy, wzrok miał ponury, cieszyła się, że gospodyni twierdzy jest przy niej.
– No, proszę mówić, panno Ingebjørg. Gdzie schowałaś dokument swojego ojca?
– Ja go już nie mam, panie Orm – wyszeptała, zdając sobie z przerażeniem sprawę, że Darre musiał dzielnie znosić tortury i dotychczas nie wyjawił, gdzie się list znajduje.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – głos ochmistrza brzmiał lodowato.
Ingebjørg zwilżyła wargi, oparła głowę o ścianę i zmuszała się do patrzenia mu w oczy. Nagle przypomniała sobie tamto spotkanie, kiedy pierwszy raz zjawił się w Nonneseter, by jej podziękować za pracę. Wydawało jej się wtedy, że to miły i życzliwy człowiek. Jak mogła się tak pomylić?
– Kiedy znalazłam dokument, obiecałam matce, że nie oddam go nikomu prócz króla Magnusa – zaczęła wolno. – Sira Joar i pani Thora bardzo chcieli ten list dostać, ale ja dotrzymałam danej matce obietnicy. – Czuła się ciężka jak z ołowiu, w głowie jej huczało, ręce wciąż były lodowate. – Dopiero kiedy pani Thora próbowała usunąć mnie z tego świata, zrozumiałam, jakie to wszystko niebezpieczne i postanowiłam pozbyć się dokumentu.
Ochmistrz stał nieporuszony. Słuchał. Uznała, że jej wierzy, co dodało jej odwagi. Zauważyła zaniepokojona, że pani Bothild wyszła razem ze służącą.
– No i co było w tym dokumencie, panno Ingebjørg? Zmrużył oczy, przyglądając jej się podejrzliwie. Dziewczyna pokręciła głową.
– Nie mam pojęcia.
Ochmistrz podszedł jeszcze o krok bliżej.
– Myślałem, że przyszłaś tutaj, żeby mi coś powiedzieć, a nie nadal kłamać.
Z drżeniem zaczerpnęła powietrza.
– Przyszłam powiedzieć, że wyzbyłam się tego pergaminu.
– I chcesz mnie przekonać, że wciąż nie wiesz, czego dotyczył? – W głosie ochmistrza było szyderstwo.
Ingebjørg przytaknęła.
– Bo ja nie rozumiem po łacinie.
– Imiona nie są po łacinie – krzyknął, aż echo odbiło się od ścian. – Mów zaraz! Jakie nazwiska wyczytałaś? Kogo wymienia dokument?
– Ja nie wiem, panie Orm. Nawet jeśli kiedykolwiek widziałam nazwiska, to nie zwróciłam na nie uwagi. Pismo było dziwaczne i niewyraźnie, a same nazwiska nie miały dla mnie żadnego znaczenia.
Patrzył na nią rozpłomienionym wzrokiem.
Jednak mi nie wierzy, pomyślała zgnębiona.
– A ja słyszałem coś innego, panienko Ingebjørg – wysyczał wolno. – Ten mężczyzna, którego wkrótce mistrz w lochu obedrze ze skóry, twierdził, że znałaś treść dokumentu. Powiedział, że bardzo cię to interesowało. Tak bardzo, że zlekceważyłaś i sirę Joara, i panią Thorę, wołałaś zostać zamknięta w klasztornej ciemnicy, niż oddać im tajny list. Kłamałaś na temat tego dokumentu, od kiedy go znalazłaś – mówił. – Oszukałaś na przykład pewnego człowieka tak dalece, że pojechał na miejsce, w którym odkryłaś zwłoki ojca i szukał przez cały dzień, ale niczego nie znalazł.
Ingebjørg drgnęła. Skąd on to wie? Ona tego rycerzowi nie mówiła.
Na wszelki wypadek skinęła głową.
– Tak, pamiętam, że okłamałam jakiegoś człowieka na weselu w sąsiednim dworze, bo zbyt natrętnie mnie wypytywał. Ale co miałam zrobić, skoro obiecałam matce, że nikomu nawet o tym nie wspomnę? Zostałam wychowana w posłuszeństwie dla swoich rodziców.
Po twarzy ochmistrza przemknął cień, znowu doznała wrażenia, że ten człowiek się waha. Już otworzyła usta, by dodać, że rycerz Darre też treści dokumentu nie zna, i że go raczej nie przeczytał, bo nie jest w czytaniu biegły, a łaciny w ogóle się nie uczył, gdy drzwi się otworzyły i weszła pani Bothild z Kirsten, niosącą kubek parujących ziół.
– Ona będzie ci pomagać, panno Ingebjørg.
Orm Øysteinsson odwrócił się gwałtownie.
– Wyjdźcie stąd. Panna Ingebjørg i ja mamy ważną rozmowę.
Ingebjørg spodziewała się, że gospodyni dworu się przestraszy gniewnego tonu męża, ale ona stała nieporuszona.
– W tej izbie to ja decyduję – oświadczyła stanowczo. – Jeśli panna Ingebjørg nie napije się ziół i nie odzyska spokoju, to kto inny będzie musiał stąd wyjść.
Ingebjørg nie wierzyła własnym uszom. Sądziła, że pani Bothild to skromna, małomówna i lękliwa kobieta. Teraz odkryła kogoś zupełnie innego.
Orm Øysteinsson wyglądał, jakby miał wybuchnąć, po czym odwrócił się i wyszedł.
– Panie Orm! – zawołała za nim Ingebjørg. – Proszę go już nie torturować. On nie ma dokumentu. Ja wszystko zniszczyłam.
Ochmistrz burknął coś i zniknął.
Kiedy pokojówka wyszła, pani Bothild usiadła obok Ingebjørg.
– Proszę, moja droga. Wypij to dopóki ciepłe. Jestem pewna, że ci pomoże. – Zauważyłam, że panienka zdziwiła się moim brakiem szacunku dla pana Orma – mówiła dalej gospodyni. – Panienka nie zna mojego pochodzenia. Należę do rodu Folkungów. Beze mnie pan Orm nie osiągnąłby takiego wysokiego stanowiska, jakie zajmuje.
W jej słowach była gorycz. Gdyby kochała męża, nigdy by mi czegoś takiego nie powiedziała, pomyślała Ingebjørg. Przypuszczalnie pani Bothild odkryła, czym on się zajmuje. Teraz daje Ingebjørg do zrozumienia, że bez niej byłby niczym.
– Od dawna wiem, że jest czymś wzburzony, ale nigdy mi nie powiedział czym – opowiadała dalej Bothild. – Teraz rozumiem, że to ma coś wspólnego z panią. Chociaż nie wiem, o co chodzi, to stoję po pani stronie, Ingebjørg. Jest pani ciepłym, dobrym i życzliwym człowiekiem, nie wątpię, że nie zrobiła pani nic złego. Gdyby zechciała mi się pani zwierzyć, potraktuję to jako znak zaufania i przyjaźni.
Nieszczęsna dziewczyna nie wahała się dłużej. Może pani Bothild zdoła uratować i mnie, i rycerza Darre, pomyślała z nową nadzieją i odwagą.
– Mój ojciec zaginął w czasie wielkiej zarazy. Dwa lata później znalazłam jego zwłoki w lesie. W kurtce ojca był dokument, na którego widok matka kazała mi uroczyście obiecać, że nigdy nikomu go nie pokażę.
Pani Bothild cierpliwie kiwała głową.
– Słyszałam, co pani mówiła Ormowi.
– W Nonneseter pani Thora i sira Joar chcieli mi dokument odebrać, a kiedy przełożona próbowała mnie zabić, zrozumiałam, że sprawa jest niebezpieczna i postanowiłam się go pozbyć.
– To bardzo rozsądne – przerwała jej pani Bothild. – Ale co złego wiąże się z tą sprawą?
– Nie mam pojęcia – Ingebjørg patrzyła w bok. – Sądzę, że pan Orm uważa, iż ja wiem, czego dokument dotyczy. Ale to nieprawda.
Pani Bothild milczała. Zmarszczyła czoło, twarz miała zatroskaną. Po dłuższej chwili spytała ostrożnie:
– Ma pani wciąż ten pergamin, panno Ingebjørg?
Ingebjørg nie była w stanie spojrzeć jej w oczy. Jeśli pani Bothild dowie się, że dokument zawiera informacje o zdradzie Orma Øysteinssona, i że został wysłany do króla Magnusa, z pewnością nie będzie chciała popierać Ingebjørg. Pokręciła więc przecząco głową.
– Czy z powodu tego dokumentu pewien mężczyzna został pojmany i jest torturowany, aby wyznał prawdę?
– Tak mi się zdaje – szepnęła Ingebjørg.
– Więc jednak pani dała dokument temu mężczyźnie, który teraz siedzi w lochu.
Ingebjørg nie wiedziała, co począć.
– Ja nie mam pojęcia, kto został pojmany – odparła. – Ale list oddałam.
– Skoro Orm tak zareagował, to ten pergamin musi zawierać coś, co nie powinno dotrzeć do niepowołanych uszu.
Ingebjørg zamyśliła się. Gospodyni wstała.
– Porozmawiam z mężem, panno Ingebjørg. Zdaje mi się, że wiem, o co w tym wszystkim chodzi, i dlaczego on jest taki wzburzony. Pani nic nie może zrobić. Wierzę, że nie ma pani pojęcia o treści dokumentu i przekonam Orma, że jest pani niewinna.
Ingebjørg wstała.
– Muszę wracać do pracy. Straciłam już wiele dni.
Pani Bothild przyglądała jej się zatroskana.
– Czy to strach przed panem Ormem sprawił, że byłaby pani zemdlała?
– Myślę, że tak – mruknęła Ingebjørg, idąc do drzwi.
– Nie trzeba się bać, panno Ingebjørg. On może wyglądać na zagniewanego, ale ja wiem, jak z nim postępować.
Ingebjørg zmusiła się do uśmiechu.
W swojej izbie długo wpatrywała się w okno. Uratowałam rycerza Darre, czy jeszcze pogorszyłam jego sytuację? Wyjawiła pani Bothild, że nie ma dokumentu, ale nic więcej. Na szczęście gospodyni jest przekonana o jej niewinności.
Ale ile ona może? Czy rzeczywiście ma władzę nad swoim małżonkiem i jak daleko gotowa jest się posunąć, by pomóc Ingebjørg?
Pani Bothild sprawiała wrażenie, że wie, o co chodzi, ale czy tak jest naprawdę? I najważniejsze: po czyjej stronie się ostatecznie opowie?
Rozdział 2
Ku zdumieniu Ingebjørg ochmistrz już tego dnia jej nie nachodził. A była przekonana, że nadal będzie żądał informacji, co zrobiła z dokumentem. Z ulgą przyjęła do wiadomości, że na kolacji też się nie pojawi.
Zresztą podobnie jak rycerze Losne i Galtung. Natomiast przyjechała w odwiedziny małżonka rycerza Losne, niebywale gadatliwa kobieta. Ingebjørg zauważyła, że gospodyni siedzi pogrążona we własnych myślach i pozwala gościowi mówić. Za to raz po raz posyła Ingebjørg badawcze spojrzenie. Nie ulegało wątpliwości, że pani Bothild myśli o tajnym dokumencie.
Jej zatroskanie mogło wskazywać, że domyśla się treści pergaminu i lęka o to, co się stanie, kiedy sprawa dotrze do króla. Czy jest po stronie męża czy też nie, musi wiedzieć, w jak niebezpiecznej sytuacji się znalazł.
Ingebjørg nadal miała trudności ze zrozumieniem tego, co się dzieje. Jeśli król Magnus naprawdę dowiedział się o dokumencie i poznał nazwiska swoich przeciwników, a w dodatku we wszystko uwierzył, to powinien był zareagować. Nie jest pewne, czy uwierzył, skoro sprawa dotyczy takiego zaufanego człowieka jak ochmistrz. Ale tak czy inaczej król powinien ją zbadać. Dlaczego zatem Orm Øysteinsson nadal znajduje się w królewskiej twierdzy?
Gdyby natomiast rycerz Darre nie dotarł do króla Magnusa z listem, to dlaczego go pojmano i torturowano, żądając przyznania się? Przecież ci, w których władzy się znalazł, mogli po prostu wziąć dokument i przeczytać. Chyba że zaginął. Gdzie się teraz podziewa? Co rycerz Darre z nim zrobił? A może to nie Darre siedzi w lochu? Może to nie jego torturuje katowski mistrz?
Nieznacznie pokręciła głową. Ona nikomu więcej nic nie powiedziała, tylko Bergtorowi i rycerzowi Darre. Sira Joar i pani Thora mogli opowiadać, że Ingebjørg jest w posiadaniu dokumentu, ale żadne z nich nie wiedziało, że dostała go z powrotem po tym, jak Bergtor zawiózł go do dworu Vålen.
Gisela... Gisela mogła wyśledzić, że Bergtor przywiózł dokument z powrotem i domyśliła się, że oddał go Ingebjørg. Ale w tej rozmowie z ochmistrzem, którą Ingebjørg podsłuchała, Gisela zapewniała, że nie wierzy, by tajny list znajdował się w rękach dziewczyny.
– O czym panna Ingebjørg rozmyśla? – spytała nagle pani Bothild.
Ingebjørg spojrzała na nią przestraszona. Była tak pogrążona we własnych rozważaniach, że nie słyszała, o czym tamte rozmawiają.
– Panna Ingebjørg wierzy, że melisa pomaga?
– Oczywiście – odparła, czując, że się czerwieni.
– A ja się z tym nie zgadzam! – wykrzyknęła małżonka rycerza Losne. – Od świętego Jana codziennie piję wywar z melisy, a nadal tkwi we mnie niepokój.
– To może powinna pani spróbować szałwii – zaproponowała pani Bothild. – Mnisi z Hovedøen mówią, że działa uzdrawiająco i pomaga na siwienie.
– Naprawdę? Człowiek odzyskuje dawny kolor włosów?
– Podobno tak.
Ingebjørg spojrzała na małżonkę rycerza. Musiała wcześnie posiwieć, włosy wyglądały na jej głowie niczym srebrny hełm, wyraźnie widoczne spod zdobionej paciorkami siatki.
W tej samej chwili zauważyła, że pani Bothild do niej mruga i zrozumiała, o co chodzi. Oto obie, i gospodyni dworu, i ona rozmyślają na tematy życia i śmierci, a tymczasem małżonka rycerza zajmuje się siwizną. To godna zazdrości beztroska, przemknęło jej przez głowę.
Żona rycerza Losne to piękna kobieta, a ze srebrzystosiwymi włosami bardzo jej do twarzy, nie ma się czego wstydzić. Miała na sobie suknię z jedwabiu w kolorze morskiej wody. Stanik mocno dopasowany podkreślał kształty ciała. Przy szyi i na rękach nosiła złote łańcuchy. Rycerz Losne musi być człowiekiem dobrze sytuowanym. Przypomniała sobie, co Bergtor powiedział nie tak dawno temu, że w wyniku wielkiej zarazy szlachta norweska zbiedniała i zrównała się ze stanem chłopskim. Bergtor obawia się, że będzie to miało wpływ na życie kraju. Ingebjørg spytała, czy w innych krajach, dotkniętych zarazą, nie jest tak samo, ale on odparł, że nie. Bowiem pomyślność Norwegii bardzo zależy od uprawy ziemi, a teraz nie ma kto tego robić. Wkrótce wszyscy żyć będą w nędzy.
Przeniknął ją dreszcz. Jeśli tak, to niedługo nie będzie takich pań jak małżonka rycerza Losne, obwieszonych złotem i zajętych szukaniem ziół przeciwko siwiźnie. Nie będzie też wtedy takich mężczyzn jak Turę, który uznał Saemundgård za zrujnowany dwór, i któremu nie podoba się, że jego narzeczona nie pragnie złota, nie chce też podróżować w otoczeniu licznego orszaku.
Z zamyślenia wyrwała ją znowu małżonka rycerza Losne, która wykrzyknęła:
– Tak się cieszę, że przyjedzie król Magnus i królowa Blanka. Tego roku, kiedy tutaj mieszkali, dużo bywałam na dworze. Tylko że to było piętnaście lat temu. Nie mogę zrozumieć, że ten czas tak szybko leci. Królowa Blanka miała wtedy dziewiętnaście lat, byli dopiero co po ślubie. Ach, żebyście wiedziały, jaka była piękna! Poza tym mądra i miła. I tacy byli w sobie zakochani, to wzruszające, po prostu promienieli ze szczęścia.
– To królewska para ma wkrótce przyjechać do Akersborg? – spytała Ingebjørg.
– O tak, nie wie pani o tym? Teraz są w Tunsberg i tutaj przyjadą bliżej jesieni.
Ingebjørg posłała pani Bothild przerażone spojrzenie.
– Moi rodzice byli na weselu – mówiła dalej żona rycerza. – Mama opowiadała mi o tym wielkim wydarzeniu. Ślub odbył się w sierpniu. Pogoda była piękna, powietrze ciepłe. Miasto u stóp Góry Zamkowej pokazało się z najlepszej strony.
– Dla młodej królowej musiało to być niezwykłe przeżycie – przerwała jej pani Bothild. – Przyjechała tu z bogatego zamku we Flandrii, pochodzi przecież z rodu spokrewnionego z francuskim domem królewskim i rodziną cesarza Luksemburga. Norwegia musiała jej się wydać mała i zacofana.
– No właśnie, a do tego miała jeszcze za teściową naszą osławioną królową Ingebjørg – wtrąciła pani Losne. Zwróciła się teraz do Ingebjørg: – Mam nadzieję, że ojciec nie ochrzcił pani na jej cześć – dodała i zachichotała. – To ona pozwoliła, by awanturnik Knut Porse doprowadził do sojuszu Norwegii i Szwecji, by zapanował nad Skanią, nie informując o tym rady królestwa. I na dodatek doszczętnie wyczyścił kasę państwową.
– Działali chyba wspólnie – wtrąciła małżonka ochmistrza cierpko.
– Kobieta nie przejmuje się takimi sprawami. Jedyne, czego ona pragnie, to zaspokoić swoje fizyczne żądze.
– Z tym się nie zgadzam – odparła pani Bothild spokojnie. – Ja uważam, że królowa Ingebjørg jest niezwykle silną kobietą. Ponieważ rząd regencyjny był słaby, zdobyła zbyt duże wpływy. Jej celem było podbicie państwa duńskiego.
– A ja myślę, że jedyne, co ona miała w głowie, to małżeństwo z Knutem Porse – upierała się tamta ze śmiechem. – Nawet kiedy ją straszono, że straci wszystko, co posiada, jeśli za niego wyjdzie, wybrała miłość. – Zwróciła się do Ingebjørg: – Czy to nie cudowne? Ja kocham takie historie o miłości. Zwłaszcza te, w których kochankowie nie mogą się połączyć, jak to bywa w opowieściach rycerskich.
Ingebjørg poczuła się nieswojo. Przypomniała sobie wieczór w starej izbie, kiedy Bergtor opowiadał jej o tej królowej.
– Jaki jest król Magnus? – spytała, znowu wracając myślami do swojego dokumentu.
– Nie słyszała pani, co o nim mówią? – szepnęła żona rycerza z dziwną miną. – Ja się zgadzam z potężną panią Birgittą ze Szwecji, mężczyzna, który uprawia nierząd z innym mężczyzną, popełnia największe ze wszystkich przestępstwo. Biedna królowa Blanka.
– A ja nie wierzę, że to prawda – zaprotestowała pani Bothild. – Uważam, że wymyśla to pani Birgittą wraz ze szwedzką szlachtą. Oni pragną przejąć władzę i robią wszystko, żeby go oczernić.
Ingebjørg patrzyła na nią zdumiona. Chyba jednak pani Bothild nie może podzielać poglądów ochmistrza. To ją uspokoiło. Jeśli ta kobieta ma inne przekonania niż jej małżonek, to powinna zrobić wszystko, co w jej mocy, by uratować rycerza Darre oraz Ingebjørg.
Małżonka rycerza Losne mocno zacisnęła wargi. Najwyraźniej nie podobało jej się stwierdzenie gospodyni.
– Mój mąż mówi, że król Magnus jest naiwny i słaby. Roztrwonił państwowe środki i popadł w wielkie długi.
– Ale to nie jego wina – zaprotestowała znowu tamta. – Nic na to nie poradzi, że zaraza zabrała życie tak wielu ludzi, i że teraz nie ma kto uprawiać ziemi. Nie odpowiada też za to, że panowanie nad Skanią kosztowało tyle pieniędzy i wymagało tylu zabiegów, ani że wielcy panowie w Szwecji są tacy chciwi.
Ingebjørg domyślała się, że pani Bothild wie dużo więcej, niż zwykłe kobiety, o tym, co się dzieje w obu królestwach.
– On zastawił nawet królewskie korony, swoją i królowej Blanki – wtrąciła pani Losne wzburzona.
– Jak powiedziałam, to nie jego wina. Król Magnus zaczął rządzić z wielką stanowczością. To jego matka dążyła do panowania nad Skanią i kiedy jeszcze Magnus był małym chłopcem, zaczęła podburzać panów w Norwegii, by łamali prawo i buntowali się przeciwko koronie. Król Magnus zdołał to uporządkować. Proszę nie zapominać, że to on osobiście opracował szwedzkie ustawodawstwo jeszcze przed wybuchem zarazy.
– Świetnie się pani orientuje we wszystkim, co się dzieje – wtrąciła żona rycerza.
– Jako żona ochmistrza, jestem do tego zobowiązana – odparła pani Bothild spokojnie.
Ingebjørg napotkała jej spojrzenie. Wydawało jej się, że w błękitnych oczach gospodyni czyta jakieś przesłanie, ale pewna nie była.
– Tak, tak – zgodziła się pani Losne obojętnie. – Chyba pani musi. Ale ja to najchętniej słucham nowinek o królowej. Skończyła już trzydzieści trzy lata i słyszałam, że wciąż jest tak samo piękna. To dobra i szczera chrześcijanka. Krótko przed zarazą przekonała króla Magnusa, by odbył pielgrzymkę do Nidaros. – Zjadła kawałek jagnięciny i mówiła dalej: – Musi ją boleć, że syn Eryk jest taki wojowniczy i żądny władzy, że nie chce, by jego brat był królem Norwegii. A zostało tylko półtora roku do czasu pełnoletności Håkona. Mam nadzieję, że przyjedzie tutaj z rodzicami i go poznamy. To wstyd, że tak rzadko pokazuje się w Oslo.
Zamyśliła się rozmarzona.
– Zastanawiam się, z kim nasz królewicz się ożeni. W kraju jest mnóstwo pięknych panien wysokiego rodu. Nawet ja sama taką mam – roześmiała się głośno.
Ingebjørg wstała.
– Dziękuję za posiłek. Muszę wracać do pracy.
Choć czuła się bezpieczniejsza, po rozmowie z gospodynią na temat króla Magnusa, w trakcie której dowiedziała się, kogo pani Bothild popiera, nadal się bała. Im bardziej polubi panią twierdzy, tym gorzej będzie w dniu, kiedy działalność ochmistrza wyjdzie na jaw. Niezależnie bowiem od tego, że gospodyni nie zgadza się z mężem i cierpi z powodu jego niewierności, to mimo wszystko została mu poślubiona. Mógł wprawdzie zostać ochmistrzem ze względu na jej pokrewieństwo z rodem Folkungów, to jednak jako najpotężniejszy człowiek w państwie dał jej też wysoką pozycję. Ingebjørg spodziewała się, że Orm Øysteinsson może pojawić się w każdej chwili, by kontynuować przesłuchanie, dziwiła się, że wciąż go nie ma. Mimo niepokoju udało jej się skupić na pracy i przepisywała do zmroku. W końcu pojawiła się słaba nadzieja, że może uniknie najgorszego.