Przepowiednia księżyca (6). W twierdzy wroga - Frid Ingulstad - ebook

Przepowiednia księżyca (6). W twierdzy wroga ebook

Frid Ingulstad

0,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.  

 
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjrrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjrrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu. 
[Opis wydawnictwa] 

 

Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 6 

 

/W twierdzy wroga, Frid Ingulstad, 2010 rokISBN: 9788375587647 (całość cyklu), 9788375587708 - Axel Springer; 9788376021331 (całość cyklu), 9788376021577 - Bap-Press/

 

Książka dostępna w zasobach: 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (5) 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Barcin im. Jakuba Wojciechowskiego 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie (3) 
Biblioteka Miejsko-Powiatowa w Kwidzynie 
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. Marii Fihel w Miechowie 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Morągu 
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim (2) 
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 236

Rok wydania: 2010

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Przepowiednia księżycatom 6

Frid Ingulstad

W twierdzy wroga

Przekład

Karolina Drozdowska

Tytuł oryginału norweskiego:

I fiendens borg

Ilustracje na okładce: Eline Myklebust

Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys

Redakcja i korekta: BAP-PRESS

Copyright © 2003 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO

Copyright this edition: © 2010 by BAP-PRESS

Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS

All Rights Reserved

Wydawca:

Axel Springer Polska Sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 52

www.axelspringer.pl

ISBN 978-83-7558-764-7

ISBN 978-83-7558-770-8

oraz

BAP-PRESS

05-420 Józefów

ul. Godebskiego 33

www.bappress.com.pl

ISBN 978-83-7602-133-1

ISBN 978-83-7602-157-7

Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:

Infolinia: 0 801 000 869

Internet: www.fakt.literia.pl

Skład: BAP-PRESS

Druk: Norhaven A/S, Dania

Galeria postaci

Ingebjørg Olavsdatter

dziedziczka dworu Saemundgård w parafii Eidsvoll

Elin Tordsdatter

niedawno zmarła matka Ingebjørg

Olav Erlingsson

zmarły ojciec Ingebjørg

Eirik Magnusson

nieżyjący kochanek Ingebjørg, powieszony za kradzież

Bergtor Måsson

narzeczony Ingebjørg; kupiec

Gisela Sverresdatter

gospodyni we dworze Belgen

Pani Thora Birgersdatter

była matka przełożona w klasztorze Nonneseter, pozbawiona urzędu

Siostra Sigrid Jonsdatter

nowa matka przełożona w klasztorze Nonneseter

Sira Joar

były ksiądz w kościele Świętego Krzyża, pozbawiony urzędu

Siostra Isabelle

przyjaciółka Ingebjørg, była nowicjuszka w klasztorze Nonneseter

Kowal Ragnvald

potajemny kochanek Isabelle

Orm Øysteinsson

ochmistrz dworu królewskiego (najwyższy rangą urzędnik w kraju)

Pani Bothild

gospodyni Akersborg, żona Orma Øysteinssona

Olof Torvaldsson

szwedzki krewny Ingebjørg

Ture Gustavsson

bratanek Olofa, zalotnik Ingebjørg

W poprzednim tomie...

Ingebjørg, przeorysza oraz dwaj księża próbują usunąć matkę przełożoną ze stanowiska, informując biskupa o jej przewinieniach, ale pani Thora oczernia buńczuczną nowicjuszkę w obecności ekscelencji Salomona. Sytuację zmienia nagłe pojawienie się byłego narzeczonego Ingebjørg, Bergtora. Mężczyzna ożenił się, przeniósł do miasta i został kupcem, ale jednak nie zapomniał o dawnej ukochanej. Gdy dowiaduje się o cierpieniach Ingebjørg, prosi ochmistrza dworu królewskiego o pomoc.

Matka przełożona zostaje usunięta ze stanowiska, a Ingebjørg opuszcza klasztor i znajduje schronienie we dworze Belgen, u Bergtora i jego żony Giseli. Pani domu jest zazdrosna i obawia się, że jej mąż uczyni z dziewczyny swoją kochankę. Gisela odkrywa tajny dokument, w którym wśród nazwisk przeciwników króla, wymienieni są jej ojciec i sira Joar.

W odwiedziny do Belgen przybywa szwedzki kuzyn Ingebjørg, który dochodzi do wniosku, że piękna krewna byłaby idealną partią dla jego bratanka, Turego Gustavssona.

Pewnego dnia Ingebjørg wybiera się na przystań w towarzystwie Isabelle. Widzi tam kobietę z małym, ciemnowłosym chłopcem na rękach i wmawia sobie, że to jej własne dziecko. W drodze powrotnej Ingebjørg przechodzi koło domu, w którym mieszka teraz pani Thora i widzi wychodzącą z niego kobietę. To żona Bergtora, Gisela.

Rozdział 1

Ingebjørg stanęła jak wryta. Pełne nienawiści słowa pani Thory wciąż dźwięczały jej w uszach. Matka przełożona naprawdę chciała, żeby Gisela pozbawiła ją życia!

Dziewczyna poczuła, że zaczyna drżeć. Zakręciło jej się w głowie i przestraszyła się, że zaraz straci przytomność. Najchętniej odwróciłaby się na pięcie i uciekła jak najdalej stąd, ale musiała się przecież dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.

Myśli kłębiły się w jej głowie. Przypomniała sobie, jak zareagowała Gisela, gdy rozmawiały na temat zdarzeń w klasztorze. Kobieta wzięła panią Thorę w obronę, próbując zrzucić całą winę na Ingebjørg. Może to matkę przełożoną miała na myśli Gisela, mówiąc dziewczynie, że zna kogoś, kto jej nienawidzi? To podejrzenie było tak ohydne i paraliżujące, że Ingebjørg musiała oprzeć się na chwilę o ścianę domu i głęboko odetchnąć.

Gdyby ruszyła przed siebie biegiem, może dotarłaby do domu jeszcze przed Giselą, ale kobieta mogłaby ją dostrzec, jak pędzi ulicą Zachodnią. Dziewczyna musiała pozostać w ukryciu.

Błyskawicznie wśliznęła się w zaułek pomiędzy kamiennym domem należącym do Flugubiten a sąsiednim budynkiem. Z sercem łomoczącym w piersi, przerażona myślą o tym, że ktoś może ją odkryć, nie umiała jednak powstrzymać ciekawości i nie spróbować podsłuchać, o czym rozmawiają kobiety.

Teraz najwyraźniej zbliżyły się do narożnika domu, za którym skrywała się Ingebjørg. Natychmiast pożałowała, że nie pobiegła przeciwną stroną ulicy. Mogłaby się wtedy schować u Isabelle, a może nawet poprosić kogoś, by odprowadził ją do domu. Jeśli kobiety podejdą jeszcze kilka kroków, z pewnością ją zauważą. Również przypadkowi przechodnie mogą zacząć się zastanawiać, czemu dziewczyna przylgnęła do ściany budynku.

Do uszu Ingebjørg dobiegały strzępy rozmowy:

– Widziałam nazwisko mojego ojca, pani Thoro. I pana Åsgrimssona.

– Siry Joara? – szepnęła przerażona matka przełożona. Jej głosu Ingebjørg nie pomyliłaby z żadnym innym. – Święta Mario, musimy zdobyć ten list – tu padło przekleństwo tak szpetne, że podsłuchująca dziewczyna aż poczerwieniała – a ona nam tu cały czas powtarzała, że nic o nim nie wie. Ta szatańska córka!

Ingebjørg zadrżała. Nie widziała się z matką przełożoną od czasu, gdy ta popadła w niełaskę i została wydalona z klasztoru, ale wszystkie wspomnienia z tamtego strasznego okresu powróciły do niej nagle falą niepohamowanego lęku. Poczuła, że robi jej się zimno. Głosy brzmiały gdzieś w pobliżu, jak groźne podmuchy wiatru.

– Proszę znaleźć list, Giselo. Upewnić się, że nikt inny go nie widział, a potem spalić. Jeśli pismo wpadnie w niepowołane ręce, pani ojciec, sira Joar i Orm Øysteinsson mogą przypłacić to życiem.

– Orm Øysteinsson? – rozległ się przerażony głos Giseli.

– Nie wiedziałam, że on...

– Co sprawiło, że przyszła pani do mnie?

– Mój ojciec mieszka daleko na zachodzie. Zwróciłam się z moim kłopotem do pana Åsgrimssona. Wyznałam mu prawdę o liście, a on kazał mi powiedzieć wszystko pani.

– Czy to możliwe, że list widział ktoś jeszcze? – spytała pani Thora. Ingebjørg wydawało się, że usłyszała w jej głosie nutę lęku.

– Z tego, co wiem, to nie. O ile dziewczyna nie zwierzyła się mojemu mężowi. Jak pani pewnie wie, Ingebjørg była jego narzeczoną, ale potem zaszła w ciążę z innym, więc Bergtor ją zostawił.

– I mimo to pozwala, by mieszkała w jego domu?

Gisela nie odpowiedziała, ale Ingebjørg była w stanie wyobrazić sobie jej minę.

– A więc obu nam zależy na tym samym, pani Giselo? – upewniła się matka przełożona.

Odpowiedziało jej milczenie.

Ingebjørg zaczęła się pocić. Co miała na myśli pani Thora mówiąc, że obu im zależy na tym samym i co zrobią kobiety, jeśli ją tutaj zobaczą?

– Plotka głosi, że papież chce mnie wykląć – ciągnęła matka przełożona, tak cicho, że dziewczyna z trudem rozróżniała jej słowa – mówi się, że w takim wypadku Ingebjørg zostałaby poproszona o zeznawanie przeciwko mnie. Dziewczyna nie ma żadnych krewnych i sama zarządza swoim majątkiem, więc będzie mogła świadczyć przed sądem, mimo że jest kobietą. Rozumie pani, pani Giselo? Czy ma pani pojęcie, co to znaczy zostać wyklętym? Wykluczonym ze wspólnoty wiernych? Nie mogłabym zbliżać się do chrześcijan, czyli w rzeczywistości do nikogo. Nie dość tego, że straciłam swoją pozycję, dochody i ludzki szacunek, jeszcze chcą ze mnie zrobić wyrzutka; trędowatą, której ludzie będą się wystrzegać jak dżumy. A to wszystko za sprawą Ingebjørg Olavsdatter.

– To straszne, pani Thoro – rozległ się głos Giseli. Kobieta wydawała się naprawdę poruszona.

– Tak samo straszne jak to, że ta latawica zamieszkała w pani domu i pewnie próbuje zbałamucić pani męża i zająć miejsce gospodyni.

Znów zapadła cisza.

– Rozumie pani, o czym mówię, pani Giselo?

– Nie mam pojęcia.

Ingebjørg odniosła wrażenie, że Gisela wydaje się zbita z tropu.

– Jeśli zrobimy to we właściwy sposób, nikt się niczego nie domyśli – odezwała się znów pani Thora.

Kobieta zniżyła głos tak, że do uszu Ingebjørg dochodziły tylko pojedyncze słowa. Wydawało jej się, że pani Thora szepcze coś o klasztorze i ziołach, ale nie była pewna.

Przeszył ją lodowaty dreszcz. Chyba nie mają zamiaru... za chwilę usłyszała, jak pani Gisela żegna się ze swoją towarzyszką, a potem dobiegł ją odgłos oddalających się kroków. Przez chwilę stała zupełnie cicho, bojąc się poruszyć. Dopiero, gdy upewniła się, że obie kobiety odeszły, wysunęła ostrożnie głowę zza ściany i zerknęła w stronę Flugubiten. Drzwi do izby były zamknięte, a na ulicy nie było żywego ducha.

Zamiast wbiec w Clementsalmenningen i skręcić w ulicę Zachodnią, ruszyła na wschód, tak aby wrócić do domu z przeciwnego, niż gospodyni, kierunku. Puściła się przed siebie pędem, a nieprzyjemne myśli nie przestawały kłębić się w jej głowie. Próbowała sobie uświadomić, że jej życie jest zagrożone, ale wydawało jej się to tak absurdalne, że nie mogła w to uwierzyć. Gisela była wprawdzie surowa, oziębła i niezbyt sympatyczna, ale nie posunęłaby się chyba aż tak daleko, by kogoś zabić?

Będzie musiała opowiedzieć Bergtorowi o podsłuchanej rozmowie, może on jej pomoże znaleźć jakieś rozwiązanie. Ingebjørg wiedziała, że gospodarz wraca tego wieczora do domu. Dzięki Bogu, że zdążył oddać list człowiekowi z Vålen.

W miarę, jak zbliżała się do Belgen, jej serce biło coraz szybciej i miała wrażenie, że zaciska się na nim lodowaty szpon lęku. Oby tylko Bergtor był w domu...

Wśliznęła się na podwórze i rozejrzała dookoła. Nic nie wskazywało na to, że gospodarz wrócił, chociaż z drugiej strony Ingebjørg wyszła do miasta już jakiś czas temu. Może ktoś zdążył wprowadzić konia do stajni. Dziewczyna omiotła wzrokiem pozostałe budynki i ruszyła do sypialni, w nadziei, że Gisela siedzi w izbie jadalnej. Musiała wrócić do domu przed chwilą.

Gdy chwyciła za klamkę, ogarnęło ją nieprzyjemne przeczucie i nie zdziwiła się nawet, gdy otworzywszy drzwi, zobaczyła Giselę pochyloną nad jej kufrem.

– Zapomniałaś już, co mówił Bergtor? – zapytała, zdziwiona tym, jak bardzo spokojnie zabrzmiał jej głos.

Gospodyni odwróciła się powoli i wycedziła: – Gdzie byłaś?

– Na przystani. Z Isabelle.

– A kto ci pozwolił iść?

– Nikt mi nie musiał pozwalać. A tobie kto pozwolił grzebać w moich rzeczach?

Gisela posłała jej uśmiech pełen pogardy, mówiąc:

– Ja mogę robić, co mi się podoba, mała Ingebjørg. – Wyprostowała się i rzekła. – Widzę, że książka ochmistrza jest już gotowa, posłałam do niego posłańca. Jutro znajdę ci jakąś inną robotę. A teraz idź spać. Skoro wyszłaś z domu bez pozwolenia, to obejdziesz się dziś bez kolacji. Możesz mieć o to pretensje tylko do samej siebie.

Niech sobie grzebie w moim kufrze, ile jej się tylko podoba, pomyślała Ingebjørg, zaciskając palce na małym, płóciennym woreczku, ukrytym w fałdach spódnicy i dziękując jednocześnie w duchu Marii Pannie za to, że list jest już w bezpiecznych rękach.

Dziewczyna pożałowała, że nie dzieli już sypialni ze służącymi. Po tym, jak podsłuchała rozmowę matki przełożonej z Giselą, nie miała odwagi spać sama. W drzwiach do jej pokoju brakowało zasuwy, więc na wszelki wypadek zastawiła je kufrem, tak, by mogła się przynajmniej obudzić, na wypadek, gdyby ktoś próbował dostać się do środka. Prawdę mówiąc, nie chciało jej się wierzyć, że Gisela byłaby w stanie uciekać się do tak drastycznych kroków. Nie odważyłaby się chyba zrobić czegokolwiek, co mogłoby wywołać skandal.

Czy pani Thora w istocie wspomniała coś o ziołach? Czy były to specyfiki, których ona sama chciała użyć wtedy, gdy planowała odebrać sobie życie? Przypomniała sobie przerażoną twarz siry Jacoba w chwili, gdy zrozumiał, co Ingebjørg chce uczynić i postanowił ją od tego odwieść.

Może powinna wrócić do klasztoru i poprosić siostrę Sigrid o tymczasowe schronienie? Zastanowiła się nad tym przez chwilę, po czym odrzuciła ten pomysł. Nikt nie może mieszkać w klasztorze za darmo, a jej nie było na to stać. Jej matka podarowała sporą część ziemi w Saemundgård, by opłacić jej pobyt u sióstr zakonnych zaledwie przez jedną zimę. Jeśli Ingebjørg chciałaby przenieść się do klasztoru, z jej rodzinnego majątku niewiele by zostało.

Musiała coś źle usłyszeć. To oczywiste, że te kobiety żywią do niej urazę, ale nie myślały na pewno o pozbawieniu jej życia. Słowa pani Thory wciąż dźwięczały jej w uszach: „Jeśli zrobimy to we właściwy sposób, nikt się niczego nie domyśli”. To mogło znaczyć tak wiele, może w ogóle nie miało żadnego związku z ich nienawiścią do Ingebjørg. Może matka przełożona chciała tylko wystraszyć Giselę, sugerując, że dziewczyna pragnie zająć jej miejsce.

Ingebjørg rzucała się na łóżku, nie mogąc zasnąć. Oby tylko Bergtor niedługo wrócił...

Leżała, nasłuchując. Ptaki zaczęły już ćwierkać. Latem widno robiło się bardzo wcześnie. Z zagrody dobiegło beczenie kozy, gdzieś daleko strażnik nocny obchodził swój rewir i nawoływał, by nie wychodzić z domów, wygasić paleniska i brać pod dach wszystkich szukających schronienia.

Było jej strasznie gorąco. Prześcieradło z szorstkiego lnu przywarło do jej skóry. Ingebjørg wstała z łóżka, podeszła na palcach do drzwi, odsunęła skrzynię i ostrożnie je uchyliła. Księżyc rzucał na opustoszały dziedziniec magiczną, pełną tajemniczości poświatę, a dyskretny powiew wiatru chłodził jej skórę. Dziewczyna otworzyła drzwi nieco szerzej, rozkoszując się świeżym, nocnym powietrzem. Każde tchnienie wiatru odczuwała niczym słodką pieszczotę. Ogarnęła ją nagle nieopisana tęsknota. Gisela pewnie nie raz czekała tak na Bergtora. A ona, Ingebjørg, mogła być przecież na jej miejscu. Teraz już by go nie odtrąciła, przeciwnie – oddałaby całą siebie, teraz nie była już tą młodziutką, niechętną dziewczyną, w której zakochał się kiedyś. Przeniosła na Bergtora część swojej niewypowiedzianej tęsknoty za Eirikiem.

Stała tak jeszcze przez chwilę, patrząc na uśpione gospodarstwo, skąpane w błękitnej poświacie.

Ciszę przerwał nagle jakiś hałas. Do uszu Ingebjørg dobiegł tętent końskich kopyt, ale kto gnałby tak ulicami w środku nocy?

Dziewczyna wstrzymała oddech i zaczęła nasłuchiwać. Jeździec zbliżał się najwyraźniej do Belgen. A jeśli na dworze królewskim stało się coś złego? Może posłaniec wiózł im właśnie jakąś straszną wiadomość? O wojnie? Pożarze? Zrobiło jej się zimno na samą myśl. Tak zaczęło się wszystko ostatnim razem, kiedy to książę Eryk najechał miasto i podpalił je, bo król Håkon unieważnił jego zaręczyny z królewną Ingebjørg.

Dziewczyna podbiegła do swojego kufra, wyjęła z niego sukienkę i szybko wciągnęła ją przez głowę. Coś się musiało stać. Nikt nie galopowałby tak przez miasto bez ważnej przyczyny.

Zdążyła wygładzić fałdy sukienki, gdy usłyszała dobiegające z podwórza końskie rżenie. Jeździec zatrzymał się na dziedzińcu.

Ingebjørg podbiegła do drzwi i otworzyła je na oścież. W tej samej chwili jeździec wykrzyknął:

– Pani Giselo. Proszę wstać. Mam dla pani wiadomość.

Drzwi budynku mieszkalnego uchyliły się i wyjrzała przez nie Gisela. W tej samej chwili ze wszystkich stron zaczęła nadbiegać służba. Nawet goście wyszli na podwórze, zainteresowani tym, co się dzieje.

– Co się stało? – zapytała Gisela.

– Chodzi o pani męża. Napadli go zbójcy.

Rozdział 2

Ingebjørg zasłoniła usta dłonią i z trudem nabrała powietrza. Bergtora napadli zbójcy! Czuła pustkę w głowie, pociemniało jej przed oczami. Chciała się czegoś chwycić, ale nie znalazła oparcia.

Zupełnie nieświadomie złożyła dłonie i zaczęła modlić się żarliwie:

– Święta Mario, nie pozwól mu umrzeć. Dobry Boże, nie zabieraj mi go. Straciłam tak wielu bliskich, tylko on jeden mi pozostał.

Przyszła jej nagle do głowy pewna myśl. Czy to wszystko mogło mieć jakiś związek z listem jej ojca? W jej uszach zadźwięczały słowa matki: „Są ludzie, którzy byliby gotowi oddać życie, byle tylko zdobyć ten dokument”.

Ingebjørg wiedziała z własnego doświadczenia, że byli i tacy, którzy potrafiliby odebrać życie w tym samym celu. Jeśli Bergtor został zamordowany, to ona była po części temu winna.

Załkała z żalu i przerażenia, wybiegła na ganek i w kilku susach pokonała schody. Puściła się biegiem przez dziedziniec.

– Co się stało? – krzyknęła z ramionami skrzyżowanymi na piersi.

Gisela zarzuciła na ramiona szal i podeszła bliżej, posyłając Ingebjørg nienawistne spojrzenie.

– Jeśli jest tak, jak myślę, to nie byli to pospolici rabusie. – Po czym odwróciła się do posłańca i dodała: – I co, żyje?

Mężczyzna z trudem łapał oddech po dzikim galopie. – Nie wiem. Kazali mi natychmiast tu przyjechać.

– Kto?

– Gospodarz z Vålen. To u niego się zatrzymali. Bergtor Måsson jechał pewnie z Eidsvoll do stolicy i chciał zajrzeć tam na chwilę. Rozbójnicy wiedzieli, gdzie na niego czekać. Zdybali go w lasku, na drodze do gospodarstwa.

– Zabrano mu coś?

Mężczyzna potrząsnął głową.

– Właśnie to jest najdziwniejsze. Zostawili wszystkie kosztowności. Zazwyczaj rabusie zabierają pieniądze i co tylko da się sprzedać, i tyle ich widać. Ale ci zostawili wszystkie cenne przedmioty. Tyle tylko, że strasznie obili pana Måssona i zdarli z niego ubranie.

Ingebjørg przypomniała sobie, że Bergtor ukrył list w kaftanie.

Tymczasem Gisela zwróciła się do niej:

– Rozumiesz chyba? Musieli szukać czegoś ważnego.

Myśli zaczęły kłębić się w głowie Ingebjørg bez ładu i składu. Bergtor powiedział jej, że zajrzy do Vålen w drodze do Eidsvoll, a nie, kiedy będzie jechał do domu. Co mogło sprawić, że zmienił zdanie? I jak ktokolwiek się domyślił, że mężczyzna ma przy sobie list? Przecież nawet Gisela nie miała o tym pojęcia.

W tej samej chwili przypomniała sobie rozmowę pomiędzy gospodynią i panią Thorą. Gisela przyznała, że powiedziała o liście sirze Joarowi. Czyżby się zorientowała, że jej mąż wiezie pismo i powiedziała o tym duchownemu? Może to ona była sprawczynią tego nieszczęścia?

– Jeśli szukali czegoś szczególnego, to ktoś im musiał powiedzieć, że Bergtor ma to przy sobie – stwierdziła Ingebjørg, posyłając Giseli wymowne spojrzenie.

Kobieta spurpurowiała i miała najwyraźniej ochotę dodać coś jeszcze, ale zrezygnowała. Zwróciła się natomiast do posłańca:

– Czy mój mąż wciąż jest w Vålen?

Mężczyzna skinął głową.

– Zaczekaj tu na mnie. Tylko się ubiorę i pojadę z tobą – odwróciła się i pomaszerowała do izby sypialnej na poddaszu.

Ingebjørg bardzo chciała im towarzyszyć, ale wiedziała, że Gisela nigdy się na to nie zgodzi. Poczuła bolesne ukłucie w sercu na myśl, że Bergtor może być martwy albo śmiertelnie ranny.

Gdy gospodyni i posłaniec odjechali, Ingebjørg wróciła do swojej sypialni i zaczęła się przechadzać nerwowo, śląc do Nieba żarliwe modlitwy w intencji życia i zdrowia Bergtora. Jej uczucia do niego bowiem stawały się każdego dnia coraz gorętsze.

Zaczęło dnieć i dwór powoli budził się do życia. Ingebjørg wiedziała, że czeka na nią robota, ale jakoś nie potrafiła się na niczym skupić. Na myśl o tym, że być może już nigdy nie zobaczy Bergtora, przeszywał ją nieznośny ból. Próbowała powtarzać sobie, że mężczyzna może wcale nie jest ciężko ranny, ale wiedziała, co mógł oznaczać napad: niewielu uchodziło z takich zdarzeń z życiem.

Gdy służące szły do obory doić krowy, Ingebjørg miała wielką ochotę iść z nimi i im pomóc. Nic tak nie uspokajało, jak bliskość tych łagodnych zwierząt i odgłos strumienia mleka, spływającego do wiaderka. Mimo wszystko zrezygnowała. Gisela na pewno jeszcze bardziej by się zdenerwowała, a i tak była już w fatalnym humorze.

Po raz kolejny Ingebjørg wróciła do rozmowy pomiędzy gospodynią a panią Thorą i znów poczuła, że ogarnia ją panika. Jeśli kobiety rzeczywiście chciały ją skrzywdzić, to ranny Bergtor z pewnością jej nie pomoże. A pani Thora zdolna jest do wszystkiego...

Czy ona naprawdę wspomniała coś o ziołach, czy może Ingebjørg wszystko to sobie wymyśliła? Czyżby chodziło o truciznę? Nie, Gisela na pewno by na coś takiego nie przystała. Chociaż pewnie chciałaby sprawić, by jej rywalka zachorowała, osłabła i straciła cały swój powab. Myśli nie dawały jej spokoju. Gdy stała schowana pomiędzy Flugubiten a sąsiednim budynkiem, zauważyła rosnące dookoła naparstnice. Asta nadmieniła kiedyś, że zaledwie pół garści suszonych liści tej rośliny wystarczy, by uśmiercić dorosłego człowieka. A kilka mniejszych listków na pewno wpędziłoby młodą dziewczynę w chorobę. Poza tym w tej okolicy, nad morzem, można było zapewne znaleźć także szalej – najbardziej trującą ze wszystkich roślin.

Ingebjørg przystanęła nagle i potrząsnęła głową. Próbowała przemówić sobie samej do rozsądku. Gisela nie może być taka jak pani Thora.

Odwróciła się na pięcie i ruszyła zdecydowanym krokiem w kierunku kobiecych sypialni. Chciała uporządkować kufer, w którym grzebała gospodyni i przygotować wszystko do wyjazdu. Chwila, w której będzie musiała się wyprowadzić, może nadejść szybciej, niż ktokolwiek przypuszczał.

Dobrze, że przynajmniej ma się czym zająć. Składała spódnice, pończochy i ozdobne zapaski, rozmyślając o Bergtorze. Był silniejszy niż większość ludzi, poza tym napastnikom chodziło o list, a nie o jego życie. Ingebjørg próbowała uspokoić się tą myślą.

Chociaż, czy to właściwie takie pewne? Musieli brać pod uwagę, że mężczyzna przeczytał list i mógł wyjawić królowi ich nazwiska. Nie miał już wprawdzie dokumentu na poparcie swych słów, ale wciąż mógł być dla nich niebezpieczny.

Ja zresztą też, pomyślała i nerwowo zwilżyła wargi koniuszkiem języka. Bezwiednie spojrzała w stronę drzwi, podniosła się i opuściła na wszelki wypadek zasuwę.

Czy sira Joar mógłby posłać za nią zabójców? Przecież był księdzem? – zastanawiała się dalej, ale zaraz przypomniała sobie swoje doświadczenia. Ksiądz Joar nie wahał się brać dziewice siłą, dzielił łoże z zakonnicą i pozwolił, by stary, umierający człowiek pozostał bez opieki. Może więc byłby w stanie zamordować.

Ingebjørg co chwila podchodziła do drzwi, podnosiła zasuwę i wyglądała na podwórze, by sprawdzić, czy nie nadchodzi Gisela albo ktoś inny.

Odnosiła wrażenie, że czas stanął w miejscu. Napięcie było nie do wytrzymania. Lęk o Bergtora sprawiał, że było jej ciężko oddychać, a jednocześnie nie mogła usiedzieć w spokoju. Chciała, żeby ktoś już wrócił.

Może powinna iść do stajni, wziąć któregoś z koni i pojechać do niego? Wiedziała, gdzie leży Vålen, na pewno by trafiła. Nie było tam zbyt daleko. Gisela wyszłaby z siebie, ale co z tego? Może ją tylko złajać, albo odmawiać posiłków, ale nic więcej. Poza tym miała teraz inne sprawy na głowie.

Tak, musi go zobaczyć. Niezależnie od tego, co się z nim stało, Ingebjørg wołała najgorszą nawet prawdę od trwania w niewiedzy. Jeśli tu zostanie, będzie sobie wyobrażać nie wiadomo, co.

Ułożyła w kufrze ostatnią spódnicę, zamknęła wieko i ruszyła w stronę drzwi.

Wyjrzała na dziedziniec i stwierdziła, że dwór pogrążony jest w ciszy. Służące prały nad rzeką ubrania, a mężczyźni, sądząc z odgłosów, znosili towary z przystani.

Podjęła decyzję i ruszyła szybkim krokiem w stronę stajni.

Gdy po jakimś czasie wróciła na dziedziniec, prowadząc karego ogiera, którego sama osiodłała, była spocona ze zdenerwowania. Na szczęście Belgen było jak wymarłe. Ingebjørg zdławiła w sobie lęk, wskoczyła na koński grzbiet i spokojnie odjechała. Dopiero, gdy zostawiła za sobą Clementsalmenningen i przejechała bezpiecznie przez Kozi Most, lekko smagnęła ogiera batem i puściła się galopem.

Minęła już klasztor franciszkański i wyjechała na gościniec, gdy nagle ujrzała pędzących w jej stronę dwóch jeźdźców. Skręciła natychmiast do lasu i ukryła się między drzewami, czekając, aż obie postaci znikną z pola widzenia. Gdy jeźdźcy ją mijali, Ingebjørg rozpoznała w jednym z nich Giselę. Jej suknię w kolorze morskiej wody rozpoznałaby wszędzie. Kobiecie towarzyszył stajenny, który udał się z nią tego ranka do Vålen.

Ingebjørg wstrzymała oddech. Czemu Gisela wraca sama, bez Bergtora? Czyżby gospodarz nie żył? Albo jest tak poważnie ranny, że nie można go przewieźć? Ale czy Gisela zostawiałaby męża, jeśli faktycznie byłoby z nim aż tak źle?

Dziewczyna zrobiła głęboki wdech, próbując się uspokoić. Przez krótką chwilę pożałowała swojej samowolnej wycieczki. Teraz nie wiedziała nawet, czy jest gotowa na to, co ją być może czeka.

Postarała się zapomnieć o łomoczącym sercu i pojechała dalej. Coś gnało ją do przodu, chociaż sama nie wiedziała, co. Miała wrażenie, że w jej piersi zaciska się węzeł żalu i przerażenia.

Powinnam była zrobić tak, jak mi radził Hallstein: dać Bergtorowi radość, dopóki mogłam. Przecież był we mnie zakochany, zasługiwał na to, myślała Ingebjørg.

Ale przecież on nie chciał, zaprotestował głos w jej głowie. To prawy, dobry człowiek, nie zgrzeszyłby nigdy przeciwko żadnemu z przykazań.

Mimo to mogłabym go skusić, myślała dalej. Mogłoby nam być razem dobrze, chociaż jeden, jedyny raz. A teraz to już niemożliwe. Teraz jest za późno.

Poczuła bolesny ucisk w gardle. Życie jest takie niesprawiedliwe. Czemu zły duch musiał ją podkusić i zadurzyła się w Eiriku, gdy miała Bergtora? Dlaczego dała się oślepić urodzie Eirika, kiedy to Bergtor był naprawdę piękny i wart po tysiąckroć więcej? Mogliby wieść razem szczęśliwe życie, osiąść w Saemundgård, płodzić dzieci i do końca swoich dni dzielić smutki i radości. Zamiast tego Ingebjørg wybrała żal i ból, musiała cierpieć za swoje grzechy, a kiedy wreszcie znów spotkała Bergtora, było już za późno. Teraz nie ma nawet prawa rozpaczać.

Gdy zbliżyła się do miejsca, gdzie wykonywano egzekucje, odwróciła głowę. Nie chciała znowu wracać do tamtego tragicznego dnia, gdy powieszono Eirika, ani do łamanych kołem złodziei. Nie miała siły na wysłuchiwanie płaczów i jęków. Zamiast tego popędziła konia i już.

Jakiś czas jechała leśną drogą, prowadzącą ku Vålen, aż wreszcie dotarła na miejsce. Gdy zeskoczyła z końskiego grzbietu, by otworzyć furtkę, jej serce waliło jak oszalałe. Zastanawiała się, czy gospodarz pozwoli zostawić zwłoki w domu na pierwszą noc. Ksiądz musi przecież czuwać przy zmarłym, należy przygotować wszystko do pogrzebu. Rzecz jasna, trzeba go będzie przewieźć do Belgen, ale Gisela mogła się już umówić z gospodarzem, że nieboszczyk zostanie na razie tutaj.

Ruszyła w stronę zabudowań. Poruszała się jak we śnie. Była przekonana, że Bergtor nie żyje. Gisela nie wróciłaby do Belgen, gdyby w jej mężu jeszcze tliło się życie. Zostałaby przy nim, chociażby przez wzgląd na to, co powiedzą ludzie.

Przed stajnią ujrzała uwiązanego do słupa konia i uznała, że to pewnie wierzchowiec Bergtora. Sama przywiązała swojego ogiera do tego samego słupa, zrobiła głęboki wdech i ruszyła w stronę budynku mieszkalnego.

Gdy tylko zapukała do drzwi, usłyszała ze środka odgłos ciężkich kroków. Już po chwili na progu stanął gospodarz.

– Ingebjørg Olavsdatter! – wykrzyknął.

Dziewczyna spojrzała na niego, spłoszona, spuściła wzrok i wyszeptała: – Chciałabym tylko ostatni raz zobaczyć Bergtora.

Mężczyzna potrząsnął głową.

– Nie jest aż tak źle. Obili go, to prawda, ale jego życiu nic nie grozi. Czy jego żona ci o tym nie mówiła?

Ingebjørg poczuła tak wielką ulgę, że aż ugięły się pod nią kolana. Jednocześnie się zarumieniła.

– Ja... nie rozmawiałam z nią po tym, jak pojechała – wyjąkała wreszcie.

– Ma się rozumieć.

Zauważyła, że mężczyzna jest bardzo zdziwiony i zaczęła się bać, że zrobiła coś niestosownego.

– Posłaniec sprawiał wrażenie bardzo zdenerwowanego. Nie wiedział, czy Bergtor żyje – Ingebjørg próbowała się usprawiedliwiać. – Bergtor miał mi pomóc znaleźć służbę, żebym mogła sama prowadzić Saemundgård.

Mężczyzna uśmiechnął się ze współczuciem.

– Z tego musisz chyba zrezygnować, młoda damo. Nie ma już ludzi gotowych służyć innym. Ale wejdź do środka, sama z nim pomówisz.

Gospodarz otworzył przed Ingebjørg drzwi i wprowadził ją do przestronnej izby. Służąca ustawiała właśnie na stole kubki i talerze z jedzeniem, a po ich pokaźnej liczbie można było sądzić, że do posiłku zasiądzie wiele osób. Mężczyzna wprowadził Ingebjørg do sąsiadującej z izbą sypialni.

Bergtor leżał na łóżku w kaftanie, spodniach i wysokich butach. Twarz miał zakrwawioną, oczy podbite, a wargi mocno opuchnięte. Był przytomny i spróbował uśmiechnąć się do dziewczyny, ale tylko cicho jęknął, a jego twarz wykrzywił bolesny grymas.

– Bałam się, że nie żyjesz! – wykrzyknęła Ingebjørg, czując ogromną ulgę na widok przyjaciela.

– Miałem... – mężczyzna zwilżył językiem spękane wargi – ...szczęście – wydusił z trudem i przeniósł spojrzenie na gospodarza. – Opowiedz jej – poprosił ledwo słyszalnym szeptem.

Gospodarz odczekał, aż służąca wyjdzie z izby, po czym zaczął mówić:

– Najwyraźniej czegoś szukali, ale tego nie znaleźli.

– List? – szepnęła Ingebjørg.

Gospodarz skinął głową.

– Był dobrze schowany w jego kaftanie. Szukali, ale nadaremno. Możliwe, że coś ich spłoszyło, bo nagle uciekli. Teraz ich już tu nie ma.

– Musieli wiedzieć, że ma go przy sobie – stwierdziła dziewczyna.

Gospodarz pokiwał głową.

– Bergtor Måsson też się nad tym zastanawiał – wbił w nią spojrzenie. – Może ty wiesz coś na ten temat?

– Mam swoje podejrzenia.

Mężczyzna nie pytał więcej.

– Może tu leżeć, dopóki nie dojdzie do siebie – oświadczył tylko. – Jego żona nie uznała za stosowne zostać przy nim. – Odwrócił się, by wyjść z sypialni, ale jeszcze dodał: – A ty, jak chcesz, możesz tu siedzieć, ile chcesz. Dobrze, żeby był czymś zajęty – rzucił jeszcze i wyszedł.

Ingebjørg chwyciła dłoń Bergtora.

– Tak bardzo mi przykro – wyszeptała. – Gdybym nie opowiedziała ci o liście, nie doszłoby do tego wszystkiego.

Ranny potrząsnął głową i spojrzał Ingebjørg w oczy. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale jego twarz tylko wykrzywiła się z bólu.

Dziewczyna wątpiła, czy to właściwy moment, by powiedzieć Bergtorowi o Giseli i pani Thorze, ale wiedziała jednocześnie, że powinna wyjawić mu prawdę tak szybko, jak to tylko możliwe.

– Muszę ci coś wyznać, Bergtorze – zaczęła cichym głosem. – Gdy Gisela wyjechała wczoraj z Belgen, wykorzystałam okazję i spotkałam się z Isabelle. W drodze powrotnej przypadkowo natknęłam się na twoją żonę, rozmawiającą z panią Thorą.

Mężczyzna wytrzeszczył oczy. Najwyraźniej zupełnie się tego nie spodziewał.

– Schowałam się za ścianą domu i usłyszałam, o czym mówiły – dodała Ingebjørg szybko. – Gisela powiedziała pani Thorze o liście i wspomniała, że rozmawiała o tym z sirą Joarem.

Twarz rannego wykrzywiła się z bólu i złości.

– Nic dziwnego, Bergtorze. Nazwisko jej ojca zostało wymienione w liście, pewnie się bała, że może zostać ujawniona jako córka zdrajcy.

Bergtor milczał, ale Ingebjørg doskonale wiedziała, co sobie pomyślał. Nikt inny nie wiedział, że Bergtor miał przy sobie list, więc ten napad nie mógł być przypadkowy. Mógł za nim stać tylko sira Joar. Ingebjørg natomiast nic nie napomknęła o tym, co sugerowała matka przełożona.

Poza tym mogła się mylić. Tak czy inaczej, Bergtor miał teraz dosyć zmartwień.

– Przemyli ci rany? – spytała, chcąc skierować rozmowę na inne tory.

Skinął głową.

– Bardzo cię boli?

Bergtor potrząsnął głową i znów spróbował się uśmiechnąć.

– Nie złamałeś sobie niczego?

Zaprzeczył, ale Ingebjørg nie była wcale taka pewna. Ranny sprawiał wrażenie, jakby bardzo cierpiał.

Otworzyły się drzwi i do sypialni weszła starsza kobieta. Tuż za nią kroczył gospodarz. Dziewczyna szybko wypuściła dłoń Bergtora.

Kobieta przywitała się z nią uprzejmie.

– Poznałam kiedyś twego ojca – oświadczyła z uśmiechem i posłała rannemu zatroskane spojrzenie.

– Czy to możliwe, że on ma jakieś złamania? – spytała zatroskana Ingebjørg.

– Chyba nie, ale został bardzo poturbowany. Niech leży, póki nie dojdzie do siebie. Swoją drogą, to niesłychane, że zbójcy grasują po naszej okolicy.

Ani dziewczyna, ani gospodarz nie skomentowali tych słów.

W tej samej chwili do izby zaczęli się schodzić ludzie, zapewne goście gospodarza i Ingebjørg uznała, że powinna już sobie pójść. Odwróciła się do Bergtora i wyszeptała:

– Tak się o ciebie bałam, ale teraz widzę, że nic ci już nie grozi.

Ranny zmarszczył czoło, chcąc coś powiedzieć, ale nie dał rady.

– Wiem, wiem. Nie martw się o mnie – zapewniła. – Będę uważać. Nie wyściubię nosa za drzwi.

Bergtor skinął głową, ale nie wydawał się uspokojony.

– Jeśli wpadnę w tarapaty, pojadę od razu do Nonneseter. Siostra Sigrid na pewno pozwoli mi tam trochę pomieszkać.

Ranny znów skinął głową, tym razem z nieco większym zapałem, a Ingebjørg domyśliła się, że ta myśl była dla niego pociechą. Uśmiechnęła się na pożegnanie i opuściła izbę. Oboje mieli teraz powody do zmartwień. Zarówno sira Joar, jak i pani Thora wiedzieli, że Bergtor przeczytał list i poznał wszystkie wymienione w nim nazwiska.