Przepowiednia księżyca (40). Więzy krwi - Frid Ingulstad - ebook

Przepowiednia księżyca (40). Więzy krwi ebook

Frid Ingulstad

0,0

Opis

Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjrrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjrrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu..

 

Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 40

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych. 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej
Miejska Biblioteka Publiczna w Opolu

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 232

Rok wydania: 2011

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przepowiednia księżycatom 40

Frid Ingulstad

Więzy krwi

Przekład

Karolina Drozdowska

Tytuł oryginału norweskiego:

Blodsbånd

Ilustracje na okładce: Eline Myklebust

Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys

Redakcja i korekta: BAP-PRESS

Copyright © 2009 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO

Copyright this edition: © 2011 by BAP-PRESS

Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS

All Rights Reserved

Wydawca:

Ringier Axel Springer Polska Sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 52

www.ringieraxelspringer.pl

BAP-PRESS

05-420 Józefów

ul. Godebskiego 33

www.bappress.com.pl

ISBN 978-83-7602-133-1

ISBN 978-83-7602-194-2

Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:

Infolinia: 0 801 000 869

Internet: www.fakt.literia.pl

Skład: BAP-PRESS

Druk: CPI, Niemcy

Galeria postaci

Ingebjørg Olavsdatter

dziedziczka dworu w Dal w parafii Eidsvoll

Folke Bårdsson

szwedzki rycerz, mąż Ingebjørg

Bård Axelsson

ojciec Folkego

Pani Ulrika

matka Folkego

Gaute

przyrodni brat Folkego, syn Bårda z nieprawego łoża

Alv

syn Ingebjørg i Turego

Elin

córka Ingebjørg i Folkego

Bård

syn Ingebjørg i Folkego

Munan

najmłodszy syn Ingebjørg i Folkego

Bergtor Måsson

były narzeczony Ingebjørg

Torolv

prawomocny syn Bergtora

Pani Bothild

żona byłego ochmistrza

Król Håkon

król Norwegii i Szwecji

Król Magnus

ojciec Håkona

Królowa Małgorzata

córka duńskiego króla Waldemara, od niedawna żona Håkona

Simon Isleifsson

zarządca w Saemundgård

Ingerid

służąca Ingebjørg, żona Simona

Olav

przybrany syn Ingerid i Simona

Åsa

zaufana służąca Ingebjørg, chrzestna Elin

Ellisiv

córeczka Åsy, nieślubne dziecko Turego

Rikissa Gerhardsdotter

młoda szlachcianka, sąsiadka rodziców Folkego

Pan Gerhard i pani Cecilia

rodzice Rikissy

Emund Peter Audunsson

osobisty lekarz króla, drugi mąż Åsy

Erling Bernward

pierworodny syn Ingebjørg

Heinrich von Fulda

prawny opiekun Erlinga

Pani Sigrid

matka przełożona w klasztorze Nonneseter

Pani Märeta Ulvsdatter

córka świętej Birgitty, opiekunka królowej Małgorzaty

Ingegerd i Katarina

córki pani Märety

W poprzednim tomie...

Jesienią 1363 roku Ingebjørg została napadnięta przez hanzeatów, ale udało jej się ujść z życiem. Zbóje zostali wysłani do Norwegii przez Heinricha von Fulda, który pragnie pozbawić Ingebjørg życia, tak by Erling mógł odziedziczyć po niej majątek. Mistrz Heinrich zjednoczył siły z Rikissą, która chce zemścić się na Ingebjørg za to, że została przepędzona z domu pana Bårda. Po nieudanym zamachu mistrz Heinrich postanawia umieścić Erlinga pod fałszywym nazwiskiem w Akersborg i nakazać mu zamordowanie Alva, syna prześladowanej kobiety.

Sytuacja w kraju jest napięta, królowie Håkon i Magnus obawiają się Meklemburczyków, którzy chcą odebrać im szwedzki tron. Tymczasem w twierdzy Tunsberg umiera królowa Blanka. Plotka głosi, że została otruta. Pomiędzy Alvem a Małgorzatą nawiązuje Się serdeczna przyjaźń. Alv spotyka Erlinga, ale nie wie, że chłopak jest jego przyrodnim bratem.

Wiosną 1364 roku Ingebjørg i Folke ruszają na pielgrzymkę do Rzymu. Zatrzymują się w Akersborg, gdzie szpieguje ich Erling. W Sienie Ingebjørg spotyka mniszkę o imieniu Katarina. Kobieta miewa objawienia i potrafi przewidzieć przyszłość. Ingebjørg zwierza się jej ze wszystkich swoich tajemnic. Katarina mówi, że chłopiec, którego Ingebjørg widziała w Akersborg, to jej pierworodny. Chłopak jest zły, ale Katarina ma nadzieję, że modlitwa zdoła nawrócić go na dobrą drogę.

W tym samym czasie Alv i Erling szkolą się w posługiwaniu bronią na szczycie Wieży Śmiałków. Jeden ze strażników skłania Erlinga, by ten wdrapał się na mur. Chłopak o mały włos nie spada, w ostatniej chwili ratuje go Alv. Po tym wydarzeniu Erling nie może pogodzić się z myślą o zabiciu brata. Okłamuje mistrza Heinricha, mówiąc, że Alv jest poważnie chory. Niedługo potem obaj chłopcy biorą udział w turnieju.

Kraj przygotowuje się do wojny. Erling dostrzega możliwość pozbycia się Alva, ale gdy chce podnieść lancę, ramię odmawia mu posłuszeństwa.

Do Akersborg przybywają z wizytą królowie Magnus i Håkon. Alv obawia się, że król Håkon zorientuje się, iż spędzają z Małgorzatą dużo czasu. Pewnego dnia dziewczyna pojawia się w sypialni Alva. Mówi mu, że bardzo go kocha, bo przypomina jej brata, Krzysztofa. Całuje go w usta. W tej samej chwili otwierają się drzwi. W progu staje Snorre Ragnvaldsson.

Rozdział 1

Alv odepchnął Małgorzatę i poczuł, jak oblewa się rumieńcem. Strach ścisnął mu gardło. Snorre Ragnvaldsson widział, jak Małgorzata go całuje i na pewno doniesie na niego pani Märetcie. Małgorzata dostanie burę, ba, może nawet o wiele bardziej dotkliwą karę. Ochmistrzyni była surowa i bezlitosna; wszyscy wiedzieli, że młodziutka królowa regularnie otrzymywała od swojej wychowawczyni kary cielesne. Może pani Märeta postanowi nawet opowiedzieć o wszystkim królowi Håkonowi?

Małgorzata także zauważyła nieproszonego gościa. Zaśmiała się, chociaż Alv usłyszał w jej śmiechu fałszywą nutę.

– Snorre Ragnvaldsson? – wykrzyknęła rozbawiona. – Zapraszamy do nas!

Wyglądało na to, że Snorre miał wielką ochotę się wycofać, ale nie mógł przecież nie posłuchać rozkazu królowej. Wszedł powoli do środka, dumny i zadowolony z siebie jak zawsze. Pokłonił się nisko.

– Co mogę zrobić dla Waszej Wysokości?

– Proszę z nami trochę pożartować. W Akersborg jest ostatnio tak ponuro, mówi się tylko o wojnie i nieszczęściu. Nocami nie mogę spać, a gdy w końcu udaje mi się zmrużyć oczy, męczą mnie złe sny. Alv Turesson w końcu mnie rozweselił. Jego matka była dobrą przyjaciółką mojej zmarłej opiekunki, królowej Blanki, więc mamy wiele wspólnych tematów. Założyłam się z nim, że nie odważy się mnie pocałować, bo jestem królową. Teraz chciałabym zobaczyć, czy ty będziesz odważniejszy – podniosła się z łóżka i ruszyła powoli w jego kierunku.

Snorre stał zupełnie sztywno i wydał się nagle dziwnie zawstydzony. Takiej niezręcznej sytuacji pewnie się nie spodziewał, czuł się teraz kompletnie bezradny.

Alv podziwiał Małgorzatę. Zdołała przemienić kłopotliwe zdarzenie w zwykłą zabawę. Jeśli pocałuje Snorrego, ten nie będzie mógł na nich naskarżyć.

Ledwie to pomyślał, a już Małgorzata wspięła się na palce i pocałowała nieproszonego gościa prosto w usta.

Snorre spurpurowiał, tymczasem Małgorzata znów wybuchnęła śmiechem.

– Ty też nie masz odwagi! Obaj jesteście tchórzami! – Natychmiast spoważniała. – Przyszłam tu, bo chciałam przekonać Alva Turessona, by przystąpił do tajemnego bractwa wspierającego królową, która tęskni za domem i obawia się dnia, w którym jej król będzie musiał wyruszyć na wojnę. Jeśli ty także do niego przystąpisz, bractwo będzie miało już dwóch członków. Myślę o tym, by zapytać córki pani Märety, Ingegerd i Katarinę.

Alv nie mógł się powstrzymać.

– Ale skoro to bractwo, to chyba nie mogą do niego należeć kobiety?

Małgorzata skinęła uroczyście głową.

– Ależ oczywiście, że mogą. Nie ma żadnego prawa, które zabraniałoby udziału obu płci w takich przedsięwzięciach. Ale jeśli będą protesty, to mogę udawać giermka. Jak już wiele razy mówiłam, mój ojciec powtarzał, że wolałby, żebym urodziła się chłopcem.

Odwróciła się do Snorrego, który nadal nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa.

– I co mi odpowiesz? Przyłączysz się do nas?

Snorre spuścił wzrok i skinął głową.

– Wspaniale. W takim razie rozpoczynamy nasze pierwsze spotkanie. Najpierw muszę pasować was na „rycerzy złamanej strzały”. A to oznacza, że wszyscy musimy stosować się do praw naszego bractwa.

Zdjęła ze ściany miecz Alva i poprosiła ich, by stanęli obok siebie. Następnie dotknęła mieczem ramienia Alva, a potem Snorrego, wypowiadając następujące słowa:

– Pasuję was na „rycerzy złamanej strzały”. Czy przysięgacie na Ducha Świętego, że będziecie przestrzegać praw: bractwa?

Alv i Snorre uroczyście skinęli głowami.

– Pierwsze i najważniejsze prawo bractwa mówi, że nie można ze sobą wojować. Dlatego w nazwie mamy złamaną strzałę. Oznacza to nie tylko, że nie wolno się nam bić, gryźć, drapać, podstawiać sobie nóg i zabijać się nawzajem, ale także nie możemy na siebie skarżyć, rozpuszczać plotek ani w żaden inny sposób utrudniać sobie życia.

Co za sprytna intryga, pomyślał Alv. Jeśli Snorre potraktuje „zabawę” królowej poważnie, nie będzie mógł opowiedzieć nikomu o tym, czego był tu świadkiem. Każdy, kto został wychowany, by służyć królowi Norwegii, dowiedział się w swoim życiu tyle o honorze, szacunku i dobrej sławie, że nie będzie miał odwagi złamać raz danego słowa.

– Czy umiesz pisać i czytać, Snorre Ragnvaldssonie? – zapytała Małgorzata.

Snorre skinął głową.

– Alvie Turessonie, przynieś proszę pergamin, kałamarz i pióro.

Alv zrobił, co mu kazała, zaś Snorre zajął miejsce za pulpitem.

– Pisz, co ci podyktuję – poleciła Małgorzata, po czym wyrecytowała jeszcze kilka reguł, zapewne zmyślonych przez nią na poczekaniu.

Alv był pod wrażeniem, nie tylko pomysłowości królowej, ale także tego, jak wspaniale Snorre radził sobie z pisaniem. Nie było wątpliwości, że wychowywał go dobry nauczyciel.

Na koniec obaj chłopcy złożyli swoje podpisy na dokumencie, a Małgorzata ruszyła w kierunku drzwi.

– Pójdę teraz do siebie i przystawię moją pieczęć na regulaminie. Następne spotkanie za tydzień?

Alv i Snorre pokiwali głowami.

Królowa wyszła z komnaty.

Alv zerknął na towarzysza. Czy chłopak przejrzał grę Małgorzaty? Nie wyglądało na to. Snorre sprawiał wręcz wrażenie zawstydzonego.

– Współczuję królowej – powiedział.

– Nie czuje się dobrze w Akersborg. W Danii żyła zupełnie inaczej, na pewno było tam cieplej, jaśniej i weselej. Duńczycy mają w sobie więcej życia, śmieją się i opowiadają sobie wesołe historie.

– Byłeś tam kiedyś?

Alv skinął głową, zanim zdążył pomyśleć. Przed panią Märetą także udawał, że zna się z Małgorzatą od dawna.

Wyglądało na to, że Snorre mu uwierzył. Dodało mu to odwagi.

– Dużo podróżowałem z rodzicami. Byliśmy we wszystkich północnych krajach. Mój ojciec to zaufany człowiek króla Magnusa, a gdy król Waldemar był jeszcze przyjacielem naszego władcy, odwiedzaliśmy go i w Kopenhadze, i w jego ulubionym zamku w Północnej Zelandii.

Te słowa z pewnością zrobiły duże wrażenie na Snorrem, który jednak nie chciał dać tego po sobie poznać.

– Słyszałem, że ojciec królowej Małgorzaty ma przydomek Waldemar Atterdag. Co to znaczy?

– To znaczy „ten, który przyniósł Danii nowy dzień”. Jego ludzie ochrzcili go takim przydomkiem po tym, jak wyzwolił kraj spod obcego panowania. Od dawna nazywał się królem całej Danii, ale na początku władał tylko północną częścią Jutlandii, którą królowa Helvig dostała w posagu. Reszta królestwa była zastawiona i władali nią obcy zarządcy.

Alv był dumny ze swojej wiedzy, ale tego wszystkiego nauczył się od Małgorzaty. Nie mógł pozwolić, by Snorre się tego dowiedział, bo mógłby się domyślić, że spędzali z królową dużo czasu sam na sam, co było przecież surowo zakazane.

– Królowi Waldemarowi pomogli hanzeaci i niemieccy książęta z cesarstwa – ciągnął.

Snorre słuchał z uwagą.

– Czy to prawda, że jest bardzo zdolnym wojownikiem, o wiele lepszym od królów Magnusa i Håkona?

Alv skinął głową.

– Mój ojciec mówi, że król Waldemar potrafi podjudzić jednego wroga przeciwko drugiemu, by potem wkroczyć we właściwej chwili i wykorzystać słabość obu stron.

– A jak szlachta przyjmuje to, że król jest taki silny?

– Na początku wszyscy byli przyjaźnie nastawieni do władcy, bo pozbył się obcych, ale w końcu zrozumieli chyba, że Waldemar walczy przede wszystkim o własne korzyści. Jeśli któryś z niemieckich książąt chce mu pomóc, on godzi się na to bez wahania. Królowa Małgorzata go ubóstwia. Chyba nie dostrzega, że Waldemar potrafi być przebiegły i brutalny, a poza tym zawsze trzyma z tym, kto zapowiada się na zwycięzcę w konflikcie.

Snorre przyglądał mu się przez chwilę w milczeniu.

– Ochmistrzyni wie, że się tu spotykacie?

– Wie, że widujemy się od czasu do czasu, ale królowa Małgorzata nie mówi jej, gdzie za każdym razem jesteśmy.

– Co by powiedziała, jakby usłyszała, że królowa była w twojej sypialni?

– Pewnie by się jej to nie spodobało. Dlatego powinniśmy znaleźć inne miejsce. Niestety, odkryliśmy, że w twierdzy jest służba, której nie można ufać. Niektórzy roznoszą złośliwe plotki, jak najgorsze wiejskie baby – dodał z uśmiechem. – Masz jakiś pomysł, jak moglibyśmy spotykać się we trójkę i uniknąć plotek?

Snorre potrząsnął głową i odwrócił się w stronę drzwi.

– Znasz twierdzę lepiej ode mnie – wymamrotał i ruszył przed siebie.

– A czego właściwie ode mnie chciałeś? – spytał szybko Alv, zanim Snorre zdążył się oddalić. – Przyszedłeś tu po coś?

– Ja... chciałem się tylko dowiedzieć, kiedy będziemy mieli następny trening – wyjąkał chłopak, nie patrząc mu w oczy.

Gdy drzwi się za nim zamknęły, Alv zapatrzył się przed siebie w zamyśleniu. Nie miał wątpliwości, że Snorre przyszedł, by się czegoś dowiedzieć. Pewnie słyszał plotki i chciał sprawdzić, czy mają coś wspólnego z rzeczywistością. Czy powodowała nim tylko ciekawość, czy też naprawdę chciał naskarżyć pani Märetcie?

Zmarszczył czoło. Czemu za każdym razem czuł się tak nieprzyjemnie, gdy zostawał sam na sam z tym chłopakiem z Orkadów? Czemu nie potrafił mu zaufać? W rzeczywistości było mu go zwyczajnie żal. Na ostatnim turnieju zabrakło mu odwagi, a potem wydawał się bardzo nieszczęśliwy. Zawsze przykro jest przegrywać.

Mama prosiła, żeby był dla niego dobry. Zawsze współczuje ludziom, którym wiedzie się gorzej niż jej.

Westchnął. Ciężko mu będzie okazywać sympatię Snorremu, zwłaszcza teraz, kiedy będą się regularnie spotykać z królową Małgorzatą. Królowa sprytnie wybrnęła z niebezpiecznej sytuacji, wymyślając intrygę z „rycerzami złamanej strzały”, ale ta zabawa mogła mieć dla nich obojga nieprzewidziane konsekwencje.

W tej samej chwili poczuł, jak robi mu się gorąco. Pocałowała go w usta! Co by się stało, gdyby nie przyszedł Snorre? Czy odważyłby się odwzajemnić jej pocałunek?

Chcę się z nią znów zobaczyć, w cztery oczy, pomyślał zdecydowanie.

Rozdział 2

Erling byl zdenerwowany. Widział, jak Alv pojechał z Ogmundem Finnssonem w kierunku miasta. Jeśli zobaczy ich mistrz Heinrich, albo ktoś doniesie mu, że widział ochmistrza w towarzystwie pazia, hanzeata domyśli się na pewno, że jego podopieczny go okłamał, a Alv Turesson wcale nie był poważnie chory. A wtedy wyciągnie konsekwencje. Erling pocił się na samą myśl o tym.

Musi coś przedsięwziąć, by wreszcie zadowolić swojego opiekuna. Potem będzie mógł powiedzieć, że Alv widocznie wcale nie był taki chory, jak mówili ludzie, gdyż szybko wyzdrowiał.

Zerknął na szczyt Wieży Śmiałków. Alv trenował teraz bardzo często, o różnych porach dnia. Czy gdyby Erling cisnął w niego kamieniem, miałby szansę trafić go w głowę?

Zamyślił się. Nie, to zbyt ryzykowne. Zapewrfe chybiłby, a poza tym ktoś mógłby go zobaczyć.

Więc może trujące zioła? Ale ile trzeba było ich użyć, by pozbawić kogoś życia i jak niby miałby dodać trucizny do jedzenia Alva w taki sposób, by nikt go nie widział? Alv przecież nigdy nie jadał samotnie.

Najłatwiej byłoby pozbyć się go w trakcie ćwiczeń z fechtunku. Wtedy udawałby, że to nieszczęśliwy wypadek. Takie rzeczy się przecież zdarzały.

Dzień zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Gdzie podzieli się Alv z ochmistrzem? Co robili w mieście i czy widział ich mistrz Heinrich? Przecież wiedział, jak wygląda Alv, mówił, że spotkał go w Hallandii, Tunsberg i Oslo. Erling nie wiedział, czy mówił prawdę, mógł kłamać. W każdym razie na pewno odwiedzał kiedyś panią Ingebjørg w majątku jej teścia.

Znów poczuł ból w brzuchu. Jadł teraz zupełnie inaczej niż w domu w Rostocku, więc to na pewno nie była wina kuchni Frau Schinkel. A może był poważnie chory? I będzie teraz powoli umierał? Może ktoś rzucił na niego czar? Tak jak na króla Magnusa Håkonssona, który umarł dawno temu? Do wnętrza ciała króla wpełzł wąż i władca konał powoli, w straszliwych męczarniach. Erling wzdrygnął się na samą myśl i zgiął wpół.

Ale kto mógł źle mu życzyć? Czyżby Alv odgadł, że Erling czyha na spadek po jego matce? A może to Åshild, kobieta, która udawała jego matkę. Może chciała się na nim zemścić za to, że zawsze stał po stronie ojca? Że siedział spokojnie i tylko się przyglądał, gdy ona leżała pobita do nieprzytomności?

No, bo kto inny? Erling nie znał nikogo, kto darzyłby go nienawiścią. Chyba że któryś z tej bandy chłopaków, która napadła go w Rostocku, albo jakiś żebrak czy kaleka, którego dręczył. Ale żadna z tych osób nie wiedziała, gdzie Erling się teraz znajduje.

A może to zakażenie krwi? Wzdrygnął się. W takim razie będzie się czuł coraz gorzej i gorzej, zacznie odczuwać dziwny niepokój, będą go dręczyć koszmary, w końcu dostanie gorączki, a ból brzucha jeszcze się pogorszy. A na koniec spotka go straszliwa śmierć.

Poczuł, jak pot występuje mu na czoło.

Mógł to być także „święty ogień”. W takim przypadku ból rozniósłby się na resztę ciała, paląc wszystko jak bezlitosny płomień: palce u nóg i rąk, uszy, pierś i skórę. Ból stałby się w końcu nieznośny i doprowadziłby go do szaleństwa, kolejne części ciała zaczęłyby czernieć i odpadać jedna po drugiej.

Chyba słyszał kiedyś coś o szpitalu dla chorych na „święty ogień” w klasztorze Świętego Antoniego w Hamar. Słyszał, że w południowych krajach dużo jest takich szpitali i przypominał sobie, że widział kiedyś rycinę, na której mnisi obcinali chorym sczerniałe fragmenty ciała dotknięte chorobą.

Będzie musiał porozmawiać z mistrzem Heinrichem. Zapewne pomoże mu dostać się do szpitala w Hamar. Ale wtedy obetną mu części ciała. Ciekawe, które? Może nogi? Albo ramię. Czy nie lepiej byłoby umrzeć? Zemdliło go. Chłopak zgiął się wpół i pobiegł do kąta, gdzie zwymiotował.

W tej samej chwili usłyszał, że woła go Ogmund Finnsson. Erling wyprostował się szybko, otarł usta i pośpieszył na spotkanie ochmistrza.

– Jakiś pan chce z tobą mówić, Snorre Ragnvaldssonie. Przywiózł ci wiadomość od krewnych z Orkadów. Zapytałem go, czy nie zechciałby wstąpić z wizytą, ale śpieszno mu na statek do Tunsberg. Lepiej się pośpiesz. Czeka na ciebie tuż za bramą.

Snorre wbił w niego spojrzenie, niczego nie rozumiejąc. Nie znał nikogo z miasta oprócz mistrza Heinricha, nie miał też żadnych krewnych, ale o tym rzecz jasna nie mógł powiedzieć Ogmundowi Finnssonowi.

– Dobrze, panie ochmistrzu. Już idę.

Gdy zbliżył się do Wieży Dziewicy, poczuł, jak ból się wzmaga. Czy to pułapka? Może to jakiś jego wróg, ten sam, który za pomocą czarnej magii sprowadził na niego chorobę? Ktoś, kto chciał go zabić i na początku planował zrobić to powoli, ale teraz zmienił zdanie i czekał z obnażonym mieczem?

Statek do Tunsberg... Czyżby ten człowiek miał jakiś związek z jego ojcem, Sebastianem Bernwardem? Może to ktoś z Rostocku, kto znał ojca i miał z nim jakieś niezałatwione sprawy? To też nie wróżyłoby dobrze. Bernwarda zawsze otaczali ludzie, którzy albo chcieli za jego pośrednictwem coś osiągnąć, ubić jakiś nieczysty interes, albo zemścić się na nim po tym, jak zostali przez niego oszukani.

Przystanął i chwycił się za brzuch, zginając się wpół z bólu. Musi jak najszybciej uporać się ze swoim zadaniem i uciec stąd. Człowiek, który chciał go skrzywdzić nie może wiedzieć, gdzie się znajduje. Bo kiedy czarownik albo czarownica odkryje miejsce, gdzie przebywa, jego życie będzie w niebezpieczeństwie. I to poważnym.

Rozejrzał się dookoła i ruszył przez most zwodzony. Wokół niego panowała przedziwna cisza. Nie widział też żadnego obcego jeźdźca. Z wahaniem ruszył przed siebie ścieżką, która znikała pomiędzy drzewami.

Wcale mu się to nie podobało. Dlaczego ochmistrz kazał mu oddalić się z twierdzy, samemu i bez broni?

Ktoś musiał oszukać Ogmunda Finnssona. Ktoś, kto miał złe zamiary i chciał zwabić Erlinga tak daleko, jak to możliwe, w miejsce, gdzie będzie niewidoczny dla strażników.

Chwycił go ból silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Chłopak przystanął, zgiął się wpół i jęknął.

W tej samej chwili w pobliżu trzasnęła gałązka, Erling odwrócił błyskawicznie głowę. Zza krzaków wyłonił się mistrz Heinrich.

Nie wiedział, czy powinien czuć ulgę, czy wręcz przeciwnie. Wstrzymał na chwilę oddech, mimo wszystko szczęśliwy, że to nie zbóje albo dzikie zwierzęta.

– To pan, mistrzu Heinrichu? Ochmistrz powiedział, że czeka na mnie mój krewny.

Hanzeata wybuchnął śmiechem, lecz nie tak zimnym i nieprzyjemnym jak zazwyczaj.

– A czyż nie jestem twoim krewnym, Erlingu? To kim w takim razie? Co prawda nie pochodzę z Orkadów, ale nauczyłem się norweskiego. Ochmistrz niczego nie podejrzewa.

W końcu chłopak zdołał odetchnąć.

– Cieszę się, że mistrz tu jest. Ktoś rzucił na mnie klątwę, nie mam odwagi dłużej tu zostać.

Mistrz Heinrich zmarszczył czoło, tak, że jego brwi zbiegły się, tworząc jedną długą, ciemną linię.

– Co to za brednie?

– To prawda. Boli mnie brzuch. Dziś jest tak źle, że nie wiem, czy dożyję jutra – Erling jęknął przez zaciśnięte zęby.

Mistrz Heinrich parsknął.

– Ciebie zawsze boli brzuch. To dlatego, że nie jesteś dość odważny. Znajdź jakieś mocne piwo i pij, dopóki nie będziesz pełny. A jak miewa się Alv Turesson? Wciąż żyje?

A więc nie widział Alva w Oslo ani nie słyszał o nim od nikogo ze znajomych. Na szczęście.

– Czuje się już lepiej. Pomogła mu znachorka.

– Ach tak – mężczyzna był wyraźnie niezadowolony. – Wypływamy na Bałtyk. Załatw to w ciągu trzech najbliższych dni.

– Tak, mistrzu Heinrichu.

– Przebij go mieczem, ale tak, byś mógł obwinić o to kogoś innego.

Erling skinął głową.

Mistrz Heinrich podał mu kilka srebrnych monet.

– Zapłać komuś, żeby powiedział, że to był wypadek.

Erling znów pokiwał głową.

– Napisz list do ochmistrza i wyznaj, że po tym wypadku straciłeś odwagę. Nie możesz już być królewskim wojownikiem. Napiszesz, że się do tego nie nadajesz. Że nie jesteś dość silny i nie radzisz sobie z bronią.

Tym razem chłopak nie potrafił skinąć głową. Prawda była taka, że z bronią radził sobie doskonale. I był odważny. Nadawał się na wojownika, w każdym razie na pewno lepiej niż na kupca. Jedyne, czego nie potrafił, to zabić brata, który uratował mu życie. Na samą myśl o tym, że mógłby wyruszyć z królem do Szwecji i walczyć z Meklemburczykami kręciło mu się w głowie z podniecenia i radości.

Poza tym był teraz „rycerzem złamanej strzały” i miał co tydzień spotykać się z królową Małgorzatą. Czemu mistrz Heinrich nie mógł być choć trochę cierpliwszy?

Spadek po matce i tak prędzej czy później trafi w jego ręce.

Nagle do głowy przyszła mu pewna myśl. Przecież wcale nie musi wykonywać rozkazów hanzeaty. Może po prostu nie stawić się w umówionym miejscu w dniu, kiedy mistrz Heinrich będzie ruszał w rejs. Hanzeata nie odważy się przyjechać do twierdzy i na pewno nie przyśle nikogo ze swoich ludzi. Będzie pewnie pisał listy, grożąc wszelkimi możliwymi karami, ale tak długo, jak Erling zostanie w Akersborg, opiekun nic mu nie zrobi. Poza tym i tak nie będzie próbował go zabić, bo wtedy musiałby pożegnać się z perspektywą spadku po pani Ingebjørg. A gdy wybuchnie wojna, hanzeata nie będzie miał pojęcia, że jego wychowanek jest jednym z rycerzy walczących w Szwecji.

Ta myśl nim wstrząsnęła. Postąpić wbrew poleceniu mistrza Heinricha? Przecież to niemożliwe. Jak coś takiego mogło w ogóle przyjść mu do głowy?

– Czemu nic nie mówisz? – hanzeata zaczął się niecierpliwić.

– Zastanawiam się, co napisać w liście do ochmistrza, mistrzu Heinrichu.

Mężczyzna machnął lekceważąco ręką.

– Jakoś sobie poradzisz. Wcześniej ze zmyślaniem takich rzeczy nigdy nie miałeś kłopotu.

Erling przywołał na twarz wymuszony uśmiech.

– Za trzy dni będę w Oslo, gotów do podróży na Orkady.

Mistrz Heinrich wyglądał, jakby chciał się uśmiechnąć, ale w końcu skinął mu tylko głową na pożegnanie, odwrócił się, wskoczył na koński grzbiet i zniknął pomiędzy drzewami.

Naraz rozległ się głośny grzmot. Gdy Erling podniósł głowę, zobaczył, że na północy zebrały się czarne chmury. W tej samej chwili niebo rozdarła błyskawica, a chłopak usłyszał wołający go cichy, kobiecy głos.

– Chodź, Erlingu, pomogę ci.

Rozejrzał się dookoła, ale nie zobaczył nikogo. Kto mógł go wołać? Już kiedyś słyszał ten głos. Tak, teraz sobie przypominał. To Åshild, żona Sebastiana Bernwarda.

Odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w stronę mostu zwodzonego. Na pewno mu się wydawało. Nie było jej tu, mieszkała w klasztorze Nonneseter, wśród szalonych i zniedołężniałych ludzi, którzy nie potrafili sami o siebie zadbać.

Ból brzucha dokuczał mu cały dzień i nie dał zasnąć, gdy wreszcie położył się do łóżka.

Następnego dnia będzie musiał spytać Alva, czy nie zechciałby potrenować z nim fechtunku. Zagra wystraszonego i uniżonego, jeśli będzie trzeba, zacznie go błagać. Trzy dni szybko miną. Sprawę trzeba załatwić albo jutro, albo najdalej pojutrze. Musi mieć potem czas, by okazać, jak bardzo czuje się winny, może nawet poprosi zamkowego kapelana o przebaczenie, przekona ochmistrza o swojej bezbrzeżnej rozpaczy z powodu tragedii, która miała miejsce. Nie może tak po prostu po wszystkim wyjechać, to mogłoby wzbudzić podejrzenia. List, który kazał mu napisać mistrz Heinrich będzie musiał sklecić już następnego ranka, ale przedstawi sprawę nieco inaczej, niż polecił mu opiekun. Nie napisze, że się nie nadaje, tylko da do zrozumienia, że śmierć Alva tak nim wstrząsnęła, że musi opuścić twierdzę.

– Żegnaj, Alvie Turessonie – wymamrotał sam do siebie. – Dotąd to ty miałeś wszystko. Teraz moja kolej.

Rozdział 3

Ingebjørg zerknęła na Folkego.

– Jeśli chcesz, byśmy pożeglowali do Santiago de Compostella i odwiedzili grób świętego Jakuba, to ja nie mam nic przeciwko temu. Na pewno będą tam pielgrzymi, którzy zechcą wracać na północ. Jeśli mam być szczera, to męczy mnie już siedzenie w siodle i chętnie odpoczęłabym trochę na pokładzie statku.

Z portu w Rzymie wypłynęły jednocześnie cztery statki. Na pobliskich wodach roiło się od piratów, lepiej było podróżować w dużym towarzystwie.

Brat Niklas odbył już kiedyś tę pielgrzymkę i wiedział, że największe niebezpieczeństwo grozi na morzu u północnych wybrzeży Afryki. Próbował uspokoić podróżnych, opowiadając im przeróżne historie. Mimo to Ingebjørg zauważyła, że prawie wszyscy słuchacze często zerkają nerwowo na morze. Nie miała nawet odwagi myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby nagle zobaczyli zbliżający się do nich piracki statek. Wszyscy wiedzieli, że rozbójnicy nie okazywali litości, mordowali i kobiety, i dzieci.

Ucieszyła się, gdy nagle i niespodziewanie zapadła ciemność, a kapitan rozkazał rzucić kotwicę. Noc mieli przeczekać w bezruchu. Będą mieli przynajmniej chwilę wytchnienia. Nikt przy zdrowych zmysłach nie odważyłby się żeglować w nocy, kiedy łatwo trafić na niewielkie wysepki albo osiąść na mieliźnie. Nawet nieustraszony kapitan piratów.

Mieli dużo szczęścia, a i pogoda im sprzyjała, więc już po kilku dniach wpłynęli do zatoki, w której, ku swojej radości, zauważyli duński statek, kursujący latem pomiędzy Ribe a Santiago de Compostella. Właśnie przypłynął z dużą grupą pielgrzymów, którzy po odwiedzeniu grobu świętego Jakuba mieli wracać do domu pieszo. Byli to ubodzy ludzie, którzy nie mogli sobie pozwolić ani na konia, ani na powrót do kraju statkiem. Większość z nich przybyła tu, odbywając pokutę.

Z zatoki do doliny, w której położone było Santiago, prowadziła szeroka ścieżka. Brat Niklas poinformował ich, że cel osiągną po dwóch dniach marszu.

Ingebjørg była bardzo zmęczona, gdy w końcu dotarli do pierwszej gospody. „Łóżka” były zbite z zaledwie kilku desek, a przykryć się mogli tylko swoimi własnymi pielgrzymimi płaszczami. Tobołek z osobistymi rzeczami podłożyła sobie pod głowę. O dziwo, usnęła od razu, mimo że było jej bardzo niewygodnie, ale po niedługim czasie obudziło ją przeraźliwe swędzenie. Prycza roiła się od pcheł i pluskiew.

Na śniadanie zjedli ryby złowione w rzece, suchy chleb i napili się wody.

To proste, ubogie życie było samo w sobie rodzajem pokuty. Ingebjørg sądziła, że modlitwy siostry Katariny będą miały szczególną moc, jeśli ona – matka chłopca – będzie wiodła szczególnie cnotliwe życie. Jedynym, co dawało jej pocieszenie, było zapewnienie zakonnicy, że spróbuje nawrócić Erlinga. Nie miała nawet odwagi myśleć o tym, że chłopak znajdował się w tej samej twierdzy, co Alv i mógł mieć wobec niego złe zamiary.

Zaraz po skromnym posiłku ruszyli w drogę, mając nadzieję jak najszybciej znaleźć się w Santiago.

Miasto było położone pomiędzy dwiema rzekami i otoczone murem z wieloma bramami. Brat Niklas powiedział, że w Santiago jest dziesięć kościołów, ale Ingebjørg zależało wyłącznie na odwiedzeniu kościoła Świętego Jakuba.

Wzdrygnęła się, gdy weszli do pogrążonej w mroku świątyni. Pomyślała o apostole Jakubie, który został skrócony o głowę w Jerozolimie zaledwie kilka lat po ukrzyżowaniu Chrystusa. Jego uczniowie przewieźli ciało męczennika z Ziemi Świętej do Hiszpanii. Grób świętego został cudem odkryty w roku 813.

Gdy kroczyła przez tę wielką salę, z kolumnami i szklanymi oknami, ogarnął ją dziwny smutek i zrobiło się jej ciężko na duszy. Wiedziała, że wokół znajduje się wiele pomniejszych ołtarzy poświęconych różnym świętym, ale utkwiła spojrzenie w głównym ołtarzu. Tuż pod nim stał kamienny sarkofag z kośćmi świętego Jakuba.

Nagle poczuła się zniechęcona. A tak się cieszyła, gdy zbliżali się do miasta. Miała teraz uklęknąć przy grobie trzeciego z uczniów Chrystusa, ostateczny cel pielgrzymki został osiągnięty. Czemu więc nie czuła tego zachwytu, który widziała w oczach towarzyszących jej pielgrzymów? Czyżby dlatego, że obawiała się, iż zbawienie jej duszy zależne jest od wstawiennictwa właśnie tych trzech świętych i nie wiedziała, czy ich protekcję uzyska?

Uklękła, zamknęła oczy i zaczęła się modlić. Nie tylko o odpuszczenie swoich grzechów, ale i o to, by święci wypędzili zło z serca Erlinga.

Gdy Ingebjørg dźwignęła się z kolan po zakończonej modlitwie, nie odczuła wcale ulgi. Przez chwilę miała nadzieję na cud: że przeżyje objawienie, zobaczy światło albo usłyszy głos, ale nic takiego się nie stało. Kościół, w którym się znajdowała był równie ciemny i ponury jak przedtem. Nawet migotanie złota i szlachetnych kamieni, którymi ozdobiony był ołtarz, nie było w stanie rozproszyć panującego tu smutku i przygnębienia.

Gdy wyszli, oślepiło ją światło słoneczne. Nie wiedziała nawet, że Folke stoi obok niej, dopóki nie złapał jej za rękę, pytając ostrożnym tonem:

– Pomogło?