Przepowiednia księżyca (39). Zemsta Rikissy - Frid Ingulstad - ebook

Przepowiednia księżyca (39). Zemsta Rikissy ebook

Frid Ingulstad

0,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.  

 
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjrrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjrrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu. 
[Opis wydawnictwa] 

 

Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 39 

 

/Zemsta RikissyFrid Ingulstad, 2011 rokISBN: 9788375587647 (całość cyklu), 9788375589108 - Axel Springer; 9788376021331 (całość cyklu), 9788376021904 - Bap-Press/ 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (5) 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Barcin im. Jakuba Wojciechowskiego 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie (4) 
Biblioteka Miejsko-Powiatowa w Kwidzynie 
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. Marii Fihel w Miechowie 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Morągu 
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim (2) 
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 202

Rok wydania: 2011

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przepowiednia księżycatom 39

Frid Ingulstad

Zemsta Rikissy

Przekład

Izabela Krepsztul-Załuska 

Tytuł oryginału norweskiego:

Rikissas hevn

Ilustracje na okładce: Eline Myklebust

Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys

Redakcja i korekta: BAP-PRESS

Copyright © 2008 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO

Copyright this edition: © 2011 by BAP-PRESS

Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS

All Rights Reserved

Wydawca:

Ringier Axel Springer Polska Sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 52

www.ringieraxelspringer.pl

ISBN 978-83-7602-133-1

ISBN 978-83-7602-190-4

Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:

Infolinia: 0 801 000 869

Internet: www.fakt.literia.pl

Skład: BAP-PRESS

Druk: CPI, Niemcy

Galeria postaci

Ingebjørg Olavsdatter

dziedziczka dworu w Dal w parafii Eidsvoll

Folke Bårdsson

szwedzki rycerz, mąż Ingebjørg

Bård Axelsson

ojciec Folkego

Pani Ulrika

matka Folkego

Gaute

przyrodni brat Folkego, nieślubny syn Bårda

Alv

syn Ingebjørg i Turego

Elin, Bård i Munan

dzieci Ingebjørg i Folkego

Bergtor Måsson

były narzeczony Ingebjørg

Torolv

prawomocny syn Bergtora

Pani Bothild

żona byłego ochmistrza

Król Håkon

król Norwegii i Szwecji

Król Magnus

ojciec Håkona

Królowa Blanka

królowa Szwecji, zarządza dystryktem Tunsberg

Simon Isleifsson

zarządca w Saemundgård

Ingerid

służąca Ingebjørg, żona Simona

Olav

przybrany syn Ingerid i Simona

Åsa

zaufana służąca Ingebjørg, chrzestna Elin

Ellisiv

córeczka Åsy, nieślubne dziecko Turego

Rikissa Gerhardsdotter

młoda szlachcianka

Pan Gerhard i pani Cecilia

rodzice Rikissy

Emund Peter Audunsson

osobisty lekarz króla, drugi mąż Åsy

Erling Bernward

pierworodny syn Ingebjørg

Heinrich von Fulda

prawny opiekun Erlinga

W poprzednim tomie...

Jesienią 1362 roku Ingebjørg i Folke wracają do Saemundgård po kilkuletnim pobycie w Hallandii. W Akersborg pozostawiają Alva, który odtąd ma się tu wychowywać. Jednak Ingebjørg nie opuszcza wrażenie, że opiekun jej syna, Svale Krakesson, jest dziwnym człowiekiem, i odjeżdża mocno zaniepokojona. Bergtor leży chory z powodu bólu pleców. Swego syna Torolva wysłał do dworu Aker, gdzie chłopcu chyba też nie jest najlepiej, więc Ingebjørg i Folke zabierają go ze sobą do Saemundgård.

Coraz częściej docierają do nich niepochlebne plotki o Svalem Krakessonie. Ingebjørg i Folke jadą do Oslo, lecz okazuje się, że Alv uciekł do Bergtora. Pomogła mu w tym pomoc kuchenna Annę. Rodzice zabierają Alva do domu, by poczekać, aż w Akersborg zjawi się nowy ochmistrz.

W Rostocku mistrza Heinricha odwiedza Rikissa, proponując, by sprzymierzyli się przeciwko Ingebjørg. Jej chodzi o zemstę, jemu o spadek po matce Erlinga. Tymczasem chłopca napada banda wyrostków.

14 kwietnia 1363 roku Ingebjørg i Folke ponownie odwożą Alva do Akersborg. Król Håkon właśnie poślubił córkę duńskiego króla, Małgorzatę, o rok starszą od Alva. Oboje spotykają się, gdy małoletnia panna młoda przybywa na zamek.

Ingebjørg i Folke jadą do Tunsberg, by odwiedzić królową Blankę i panią Bothild. Jest tam też król Håkon. Król zaleca się do Ingebjørg, upija i opowiada publicznie, że widział ją nagą. Folke wyciąga miecz, lecz pani Bothild zapobiega katastrofie.

Ingebjørg z mężem udają się do Sel w dolinie Gudbrandsdalen w towarzystwie kobiety, która urodziła i zabiła swoje poczęte z gwałtu dziecko. Chcą jej pomóc. W katedrze w Hamar otrzymuje ona rozgrzeszenie za swój wielki grzech.

Tymczasem Folke dowiaduje się, że w okolicy widziano dwóch hanzeatów. Gdy małżonkowie zatrzymują się na nocleg u wuja towarzyszącej im kobiety, są nieco zaniepokojeni. Wieczorem Ingebjørg wspina się po drabinie na strych, gdzie mają nocować, a tam ktoś na nią napada...

Rozdział 1

W chwili, gdy ramię Ingebjørg unieruchomiono w żelaznym uścisku, drzwi otworzyły się z impetem i stanął w nich Folke. Ingebjørg odskoczyła na bok i poczuła w ramieniu przeszywający ból. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Usłyszała, że nadbiegają inni, Folke ryknął: „Brać ich!”, a ktoś zawołał w obcym języku: „Lauf doch! Schnell!”.

Dowlokła się do drzwi i wpadła prosto na Gydę i Sturego Buessona. Gyda jęknęła, a Sture podtrzymał Ingebjørg i pomógł jej zejść na dół. Ramię silnie krwawiło; krew przesiąkła przez rękaw sukni i kapała na podłogę.

Folke nie zauważył, że jego żona ucierpiała, bo pognał za hanzeatami.

Sture Buesson najwyraźniej przywykł do opatrywania rannych. W milczeniu usadził Ingebjørg na krześle, znalazł czysty kawałek materiału, porwał na wąskie paski i zawiązał ciasno na jej ramieniu.

– Nie powinniśmy położyć na to liści babki? – spytała przestraszona Gyda.

Jej wuj potrząsnął głową.

– Musimy najpierw zatamować krwawienie.

Nagle Ingebjørg zrobiło się Bardzo zimno i zaczęła szczękać zębami.

– Oni chcieli mnie zabić.

Sture przytaknął bez słowa.

– Folke nie zauważył, że mnie raniono. Pobiegł za nimi.

Gyda posłała jej zdziwione spojrzenie.

– Jak tylko zniknęłaś, wstał od stołu i poszedł za tobą, jakby nagle się przestraszył.

Ingebjørg pokiwała głową. Izba zaczynała falować jej przed oczami.

– Baliśmy się złoczyńców, od kiedy opuściliśmy Hamar, lecz nic się nie wydarzyło. Ale tutaj Folke też nie czuł się bezpiecznie.

– Niech ich diabli wezmą! – zaklął Sture ze złością.

Gyda zerknęła przestraszona w stronę drzwi.

– Myślisz, że to rozbójnicy?

Ingebjørg zrobiło się słabo, ale zdołała jeszcze wytłumaczyć:

– To nie byli rozbójnicy, tylko hanzeaci.

Sture spojrzał na nią zdumiony.

– Skąd wiesz?

Zwilżyła wysuszone usta.

– Mówili w obcym języku. – Zamknęła oczy, lecz po chwili otworzyła je i dodała z wysiłkiem. – Obawialiśmy się ich. Chcą zagarnąć to, co mam.

Sture pokręcił głową.

– Tu nie ma hanzeatów. Oni trzymają się miast.

Ingebjørg nic nie odrzekła. Ogarnęła ją nowa fala bólu i nie miała siły na dalszą rozmowę. Tymczasem Sture pomógł jej przejść do łóżka.

– Połóż się tu i odpocznij. Trzymaj ramię wyżej. Jutro sprowadzę szamankę.

Ingebjørg przymknęła oczy, by nie widzieć, jak kołysze się izba. Szamankę? Po co? – przemknęło jej przez głowę, ale była zbyt wyczerpana, by o to zapytać. Zresztą nie miało to znaczenia. Serce biło jej mocno, zalewał ją pot.

– Chyba nie myślisz o tej czarownicy, wuju Sture? – usłyszała głos Gydy.

Sture nie odpowiedział.

– Przecież czary są zabronione – nie ustępowała Gyda. – Za to grozi wyjęcie spod prawa. Pani Ingebjørg potrzebuje znachorki, która umie leczyć rany ziołami. Nie potrzeba jej czarów!

– Ta rana jest Bardzo głęboka, Gydo.

Zapadła cisza, a po chwili Ingebjørg jakby z oddali usłyszała dobiegającą rozmowę. Gyda była wyraźnie zaniepokojona.

– Ludzie rycerza Folkego musieli usłyszeć jej krzyk. Dlaczego więc wybiegli z domu?

Sture nie odpowiedział od razu.

– Nie mów tak głośno.

– Ona chyba zasnęła albo jest nieprzytomna.

– Jesteś pewna, że to dobrzy ludzie? Czemu ktoś miałby nastawać na ich życie?

– Nie wiem. Oni mi pomogli. Nie zauważyłam nic podejrzanego, gdy u nich mieszkałam. Służba odnosiła się do nich z szacunkiem.

– Może jest coś, o czym nie wiesz? – rzekł Sture jeszcze ciszej. – Dlaczego hanzeaci ich śledzili? Dlaczego chcieli ją zabić?

– Nic z tego nie rozumiem. Pani Ingebjørg i pan Folke zajęli się mną. Odwieźli mnie tutaj, a przecież wcale nie musieli.

– No właśnie, to jest dziwne. Możni nie zachowują się w ten sposób.

Ponownie zapadła cisza.

Ingebjørg leżała bez ruchu. Mimo że było jej słabo i miała wrażenie, że rozmowa dobiega do niej z oddali, słyszała każde słowo. Nic dziwnego, że wuj Gydy się wahał. Jak Ingebjørg dojdzie do siebie, opowie im prawdę.

Ale gdzie się podziewa Folke? Może jest w niebezpieczeństwie? Myśl uciekła jej szybko, nie mogła jej zatrzymać, nie miała siły.

Nie wiedziała, czy zapadła w sen, czy straciła przytomność, lecz nagle zauważyła, że mąż siedzi obok niej. Pogładził ją po czole.

– Jest Bardzo spocona – usłyszała jego słowa.

Po chwili Folke ujął nadgarstek Ingebjørg.

– Serce bije normalnie. Sądzę, że ich zaskoczyłem, zanim zdążyli jej zrobić coś gorszego – dodał z westchnieniem. – Moi ludzie dali sobie z nimi radę.

– Jest pan pewny, że on nie wyjdzie z kuźni? – usłyszała głos Gydy.

– Związali go.

– A co z tym zabitym?

– Też leży w kuźni.

– Musimy zawiadomić sędziego.

– Poślemy po niego jutro rano.

Ingebjørg zamrugała powiekami. Otumaniona, dostrzegła Folkego na krześle obok łóżka. Siedział, oparłszy łokcie o kolana, dłońmi podtrzymywał podbródek i rozmyślał.

– Folke...

Wyprostował się szybko i odwrócił się ku niej.

– Obudziłaś się! – rzekł z ulgą. – Bałem się, bo byłaś nieprzytomna. Jak się czujesz?

– Słabo mi.

– Nic dziwnego, straciłaś wiele krwi. Sture Buesson opatrzył ci ranę. – Pogładził żonę po policzku. – Jakże mi przykro, Ingebjørg. Czemu tego nie przewidziałem? A ty nie powinnaś wychodzić sama, kiedy jest ciemno. – Pokręcił głową. – Dopiero gdy usłyszałem, jak drzwi się za tobą zamykają, dotarło do mnie, co ci może grozić. Dziękuję Najświętszej Panience za to, że zdążyłem na czas. Gdybym przybył chwilę później, byłoby po wszystkim. Gdy nas usłyszeli, musieli się przestraszyć. – Zamilkł, jakby rozważając, czy mówić dalej. – Jeden z nich nie żyje, drugiego pojmaliśmy. Mam nadzieję, że sędzia wyciągnie z niego, kto go tu nasłał.

Ingebjørg zwilżyła usta.

– Opowiedz wszystko wujowi Gydy.

Folke odwrócił się ku nim. Gyda siedziała na skrzyni, a Sture na lawie pod ścianą.

– Moja żona ma syna z pierwszego małżeństwa. Został porwany po urodzeniu i wychowany w Rostocku. Hanzeaci, którzy go wzięli na wychowanie, liczą na spadek po Ingebjørg. A mogą się go domagać dopiero wtedy, gdy ona umrze.

W izbie zapadła cisza. Wyglądało na to, że Gyda i jej wuj przerazili się nie na żarty. Ingebjørg była wdzięczna mężowi, że ominął prawdę, mówiąc „syn z pierwszego małżeństwa”.

– Przykro mi, że to wydarzyło się u ciebie, Sture Buessonie – mówił dalej Folke. – Gdy nocowaliśmy w Hamar, powiedziano nam, że dwóch hanzeatów udało się na północ. Obudziło to moje podejrzenia, właśnie czegoś takiego się obawialiśmy, ale potem pomyślałem sobie, że to z pewnością nie nas dotyczy. No i pomyliłem się... – dodał z westchnieniem.

Sture Buesson podniósł się ze stołka.

– Położę się na starym poddaszu, aby pana żona mogła się tu wyspać. Gyda, oddasz swoje łóżko rycerzowi Folkemu.

Folke zerwał się na nogi.

– Nie ma mowy! Położę się przy Ingebjørg. Nie obawiajcie się, nic więcej się nie wydarzy. Dowiedzieliśmy się, że było ich tylko dwóch.

Jak tylko Gyda zniknęła w alkowie, a Sture Buesson wyszedł z domu, Folke ułożył się ostrożnie obok Ingeborg.

– Będziesz musiała leżeć w tej pozycji przez całą noc. Sture Buesson powiedział, że ramię trzeba trzymać wysoko.

– A dlaczego?

– Nie wiem dokładnie, ale lepiej go posłuchać. To mądry człowiek. Może dlatego, by rana znów nie krwawiła.

. Po chwili Folke zapadł w sen, ale Ingebjørg odczuwała zbyt duży ból, by pójść za jego przykładem.

Leżała i rozmyślała o tym, co się wydarzyło. Bez wątpienia za tym atakiem stał mistrz Heinrich. Jacyż inni hanzeaci mieliby nastawać na jej życie?

Pytanie, czy on kiedykolwiek zrezygnuje? Po jakimś czasie z pewnością dowie się, że ona nadal żyje, choć nie będzie wiedział, czy jego ludzie zostali zabici, czy wzięci do więzienia, i czy zdradzili, kto ich nasłał.

Przygryzła wargę. Hanzeaci mało przejmowali się norweskim prawem i robili to, co chcieli. Mistrz Heinrich mógł mieć wpływowych rodaków mieszkających w Oslo. Może niektórzy jeździli po kraju, jak sądził Folke. Mogliby nawet przekupić sędziego dużą sumą pieniędzy.

Gdy zaczęło się rozjaśniać, całe ciało Ingebjørg zesztywniało i było obolałe. Od kiedy dojrzała słabą szarość wlewającą się przez dymnik, leżała i wpatrywała się w niebo, czekając na dzień. Cierpiała. Sture Buesson nie znalazł nic na ukojenie bólu, może znachorka coś przyniesie.

Najważniejsze, by podała jej coś przeciwko zakażeniu rany. Buesson nie miał żadnych ziół, a jak czysty był materiał, którym owiązał jej ramię, nie wiadomo.

– Folke? – wyszeptała. Już dłużej nie mogła wytrzymać w tej samej pozycji.

Od razu się poruszył, chwilę później uniósł się na łokciach.

– Coś się stało? – spytał z niepokojem w głosie.

– Nie mogę już tak leżeć, boli mnie ręka.

Wstał i wreszcie mogła obrócić się na bok.

– Jadę do wsi – rzekł.

– Na dworze jeszcze się nie rozjaśniło.

– Dam sobie radę.

– Może zajrzyj najpierw do kuźni i sprawdź, czy ten pojmany nadal tam leży.

– Boisz się, że moi ludzie słabo go związali?

– Nie, ale wolę, byś to sprawdził.

– Nie masz się czego obawiać, Ingebjørg. Było ich tylko dwóch.

– A skąd możemy to wiedzieć? Mimo że widzieliśmy tylko dwóch, w okolicy może być ich więcej.

– Nie sądzę, by mistrz Heinrich uznał za konieczne wysłać więcej niż dwóch ludzi. Zanadto rzucaliby się w oczy. – Pochylił się i pocałował ją w policzek. – Ale oczywiście zrobię tak, jak każę moja małżonka.

Usiłowała się uśmiechnąć, lecz przeszył ją ostry ból promieniujący aż do barku.

– Bądź ostrożny i rozglądaj się, proszę.

Usłyszała, jak zakłada długie buty i wsuwa miecz do pochwy, lecz nadal było zbyt ciemno, by cokolwiek zobaczyć.

Gdy zatrzasnęły się za nim drzwi, z alkowy wyszła Gyda z zapalonym kagankiem.

– Co to? Co się stało?

– Nic takiego. Folke pojechał do wsi, by sprowadzić sędziego i znachorkę. Bardzo boli mnie ramię.

– Tak wcześnie? Jeszcze ciemno.

– Powiedział, że jest wystarczająco jasno.

– Ale on nie wie, gdzie mieszka sędzia. Dolina jest długa.

– Ktoś mu przecież powie. Folke łatwo się nie poddaje. A dlaczego twój wuj mówił o szamance? Chyba miał na myśli znachorkę, prawda?

– Wuj Sture zawsze myli szamanki ze znachorkami. Nie rozumie, że to duża różnica. Kiedyś istniały tylko szamanki, ludzie bali się ich, bo znały się na czarach i miały władzę nad ludźmi i zwierzętami.

Otworzyły się zewnętrzne drzwi i Sture Buesson przekroczył wysoki próg domu.

– Jadę z rycerzem Folke po sędziego do Roaldstad. Zaświadczę, że hanzeaci napadli na panią Ingebjørg i że jeden z nich został zabity w walce. Pewnie obędzie się bez pogrzebu. Tacy dranie mogą być pochowani za cmentarnym murem.

Odwrócił się i wyszedł, tymczasem Gyda zadrżała.

– W takim razie ludzie rycerza Folkego także pojadą w dolinę, a my zostaniemy tu same. Mam nadzieję, że przynajmniej parobek wuja Sturego pobędzie z nami.

Ingebjørg nie odpowiedziała. Pomyślała to samo, ale nie chciała jej straszyć.

Nie ma się czego obawiać, twierdził Folke. Oby tak było. Ale może jednak zostawił na straży któregoś ze swoich ludzi.

Chwilę potem z zewnątrz dobiegło rżenie koni i męskie głosy.

– Już jadą – powiedziała Gyda drżącym głosem. – Skąd mamy wiedzieć, że w okolicy nie ma już hanzeatów?

– Było ich tylko dwóch – odparła Ingebjørg, choć wcale nie była tego taka pewna.

Rozdział 2

Słońce wzniosło się nad wzgórza po drugiej stronie i nieskończenie powoli przesuwało się po niebie.

Ingebjørg poczuła się lepiej, choć ramię nadal ją bolało. W końcu nie mogła wytrzymać w izbie i wyszła ostrożnie na podwórze. Popatrzyła w kierunku szarych zabudowań, ledwo widocznych w głębi doliny. Tam gdzie las nie zasłaniał widoku, dostrzegła rzekę wijącą się niczym stalowoszary wąż.

Dlaczego jeszcze nie wracają?

Gyda zagniotła ciasto na podpłomyki i teraz wałkowała je energicznie, niespokojna i nerwowa. Nie sposób było z nią porozmawiać. Parobek otrzymał polecenie, by trzymał się w pobliżu kuźni i uważał na więźnia, lecz nie wydawało się, by należał do odważnych. Wyglądał tak, jakby miał ochotę uciec.

Ingebjørg zadrżała na myśl o skrępowanym hanzeacie leżącym obok zabitego towarzysza. Mimo że nocą w powietrzu zaczynało się czuć jesień, słońce w ciągu dnia świeciło mocno i dzień rzadko zapowiadał się przepięknie. A pojmany miał za towarzysza trupa. To nic przyjemnego.

Ingebjørg otrząsnęła się z głupich myśli. Ten człowiek chciał ją zabić i nie powinna go żałować.

A może mistrz Heinrich zmusił ich do tego? Nie mieli wyjścia.

Ale jeśli nawet tak było, to ten człowiek uczestniczył w przestępstwie i musi ponieść karę.

Ramię Bardziej ją rozbolało. Czy ból nie powinien już zelżeć? Dziwne, że Sture Buesson nie ma suszonych liści babki ani krwawnika.

Nie bez powodu roślina ta otrzymała nazwę ziele wojownika. Na pewno używano jej po wielokroć, zwłaszcza po bitwach, kiedy było tylu rannych. Jak oni mogli to wytrzymać? Ci, którzy stracili rękę albo nogę? Czy roślina mogła powstrzymać krwotok? Słyszała, że niekiedy zamykano otwarte rany, przypalając je. Nie chciała teraz o tym myśleć...

Gyda wyszła na próg i zapytała z nadzieją w głosie:

– Widzi pani kogoś, pani Ingebjørg?

– Jeszcze nie. Dziwne, że zabiera im to tyle czasu. Wyjechali przecież, jeszcze zanim zaczynało się rozwidniać.

– Nie jest pewne, czy sędzia był na miejscu.

– Ale przecież mogli wysłać kogoś z ludzi rycerza Folkego? Nie musieli sami jechać?

– Nie wiem, Gydo.

– A czy słyszała pani jakieś odgłosy z kuźni?

– Słyszałam, jak jęczał. Pewnie jest głodny i spragniony.

– Chyba nie chce mu pani niczego dawać? – spytała Gyda przestraszonym głosem.

– Pomyślałam, że parobek mógłby go chociaż napoić.

– Pomagać mordercy? Oni chcieli panią zabić!

Ingebjørg nie odpowiedziała.

– Mam nadzieję, że oni wrócą przed wieczorem. Boję się tu zostać sama, gdy zapadnie ciemność. – Gyda rozejrzała się, zalękniona. Nagle zesztywniała i zaczęła nasłuchiwać. – Słyszała pani?

Ingebjørg nadstawiła uszu.

– Nie.

– Jestem pewna, że słyszałam rżenie konia. – Wskazała w kierunku lasu po przeciwnej stronie niż ta, gdzie powinni się pojawić ludzie Folkego.

Ingebjørg wpatrywała się w zagajnik, nasłuchując.

– Nic nie słyszę.

– Ale jestem pewna, że to był koń.

– Może to myśliwy lub któryś z okolicznych chłopów?

– Stąd daleko do najbliższego sąsiada. Poza tym nikt o tej porze nie poluje. Chłopi zajęci są zbieraniem plonów.

Jak bym ja tego nie wiedziała, pomyślała Ingebjørg.

Naraz Ingebjørg usłyszała wyraźne rżenie koni i głuche uderzenia kopyt o ziemię.

Gyda z przerażenia szeroko otworzyła oczy.

– Jest ich wielu! Czy to wraca rycerz Folke? – Ingebjørg pokręciła głową, czując mocniejsze bicie serca.

– Nie sądzę. To musi być ktoś inny.

– Błagam, chodźmy do środka, pani Ingebjørg! Zasuniemy zasuwę i oni nie dostaną się do środka!

Ingebjørg usłuchała. Gdy próbowała zamknąć za sobą drzwi zdrową ręką, zobaczyła parobka idącego przez podwórze. Nie wyglądało na to, by Folke uznał za konieczne pozostawić kogoś ze swoich ludzi, a przynajmniej nikogo takiego nie zauważyła. Parobek odwrócił głowę, zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. W następnej chwili rzucił się biegiem w stronę domu.

Wpuściła go i chłopak zasunął sztabę.

Promienie słońca wpadały przez dymnik, rozjaśniając panujący wokół półmrok.

Gyda spojrzała na parobka z przestrachem.

– Też ich słyszałeś?

Pokiwał głową, równie przerażony.

– Mogą się włamać. Albo nas podpalić. Torf na dachu jest suchusieńki!

Ingebjørg zmusiła się do zachowania spokoju.

– Dlaczego mieliby to robić? Jeźdźcy, których słyszeliśmy, to może podróżni jadący na południe do Hamar lub na północ do Nidaros. Mogą być pielgrzymami, kupcami lub duchownymi. Różni ludzie podróżują latem. Nie wszyscy wybierają drogę dnem doliny, niektórzy wolą trzymać się wysoko.

Gyda i parobek nie wydawali się przekonani. Ingebjørg nie była zresztą pewna, czy dotarło do nich, co mówiła, gdyż siedzieli sztywno i nasłuchiwali odgłosów z zewnątrz.

Nagle tuż za ścianą rozległy się głuche uderzenia kopyt i głosy.

Ingebjørg wyszła cicho do sieni, by posłuchać, o czym mówią obcy.

– Nie widać dymu z komina, drzwi są zamknięte – rozległ się niski, męski głos. – Nie wygląda na to, by był w domu.

– Sture Buesson nigdy się stąd nie rusza. Musi być gdzieś w pobliżu – odezwał się inny mężczyzna.

Ingebjørg po cichu wróciła do izby.

– To nie hanzeaci – szepnęła. – Mówią po norwesku. Bądźcie cicho, to nie domyślą się, że ktoś tu jest.

Wróciła do sieni jak najciszej. Ból w ramieniu wzmógł się tak Bardzo, że zagryzała wargi, by stłumić jęk, wyrywający się jej z piersi.

Po chwili znowu usłyszała zdecydowany, męski głos:

– Zostaniemy tu, dopóki nie wróci. Nie poddam się, zanim nie odda mi tego, co jest mi winien.

Ingebjørg wstrzymała oddech. Czyżby Sture Buesson miał długi? Może ktoś mu groził śmiercią?

Wydawało się, że mężczyźni zeskoczyli z koni i zbliżyli się do progu.

Nagle usłyszała, jak jeden z ludzi znajdujących się na podwórzu zawołał:

– Panie poborco, ktoś się zbliża tam z dołu! Poborca... Pewnie przybył po podatki dla króla. Miał pod sobą całą armię uzbrojonych ludzi, z którymi jeździł od gospodarstwa do gospodarstwa.

Poprosiła parobka, by odsunął zasuwę, gdyż sama nie dałaby rady tego zrobić jedną ręką. Otworzyła drzwi.

Mężczyźni natychmiast odwrócili głowy w jej stronę. Usłyszała zdumione szemranie. Najwyraźniej nie spodziewali się ujrzeć tu kobiety, a już na pewno nie szlachciankę.

Ingebjørg podeszła do nich wolno.

– Czy mam zaszczyt powitać poborcę z Sel?

Na czoło wyszedł mężczyzna silnej postury. Był ubrany jak chłop, lecz miał w sobie coś władczego.

– To ja, Eldjarn Sigurdsson. Z kim rozmawiam?

– Nazywam się Ingebjørg Olavsdatter, jestem żoną rycerza Folkego Bårdssona z Hallandii.

Uniósł brwi, najwyraźniej zaskoczony.

– Pani z dworu Saemundgård w Dal, w parafii Eidsvoll?

Potwierdziła.

– Obawialiśmy się złoczyńców i dlatego zamknęliśmy się wewnątrz, gdy usłyszeliśmy odgłosy końskich kopyt. Jestem tutaj sama z bratanicą Sture Buessona i z parobkiem. Mój mąż, jego ludzie oraz Sture pojechali do wsi, by sprowadzić sędziego. Wczoraj wieczorem napadli mnie tu dwaj hanzeaci. Nasi ludzie zabili jednego z nich i uwięzili drugiego. Obaj leżą w kuźni.

Poborca wydawał się zaskoczony i nie sprawiał wrażenia, że jej uwierzył.

– Dlaczego dwaj hanzeaci mieliby nastawać na pani życie?

– To długa historia. Przypuszczalnie nasłał ich mieszkaniec Rostocku, Heinrich von Fulda. Jest opiekunem mojego pierworodnego syna, którego odebrano mi po urodzeniu. Dopiero gdy chłopiec miał kilka lat, udało się nam go odnaleźć. Opiekun pragnie mojego majątku. Jeśli umrę, mój pierworodny odziedziczy dwór i on będzie mógł nim zarządzać.

– Niebezpiecznie jest zadzierać z hanzeatami, pani Ingebjørg. Czy macie dowody na to, że ten von Fulda nastaje na pani życie?

Ingebjørg pokiwała głową.

– Na ile dowody są wystarczające, nie wiem. Słyszałam jednak z dwóch różnych źródeł, co on zamierza. Poza tym sam mnie odwiedził. Nie ukrywał swego zainteresowania tym, co posiadam.

– Potrzeba mocnych dowodów, by wygrać taką sprawę. Sędzia będzie musiał wnieść tę sprawę na ting. On sam prowadzi jego obrady i jest zarówno oskarżycielem, jak i obrońcą w tego typu sprawach. Powiedziałbym też, że nie ma on nic przeciwko naszym nowym obywatelom.

Ingebjørg zrobiło się słabo. Mogłoby to oznaczać, że sędzia jest opłacany przez hanzeatów, by chronił ich interesy w Norwegii i wstawiał się za nimi. Brzmiało to przerażająco.

– Oni próbowali mnie zabić! – Uniosła zranione ramię, by je wyraźnie zobaczył. – Chybili celu, ale rana jest głęboka.

Mężczyzna nie odpowiedział na to, lecz spytał:

– Może mi pani pokazać, gdzie leżą ten zabity i więzień?

Ingebjørg wskazała na kuźnię, która znajdowała się w pewnej odległości od zabudowań.

W tym momencie rozległo się szczekanie psów i odgłos uderzeń końskich kopyt.

– Sądzę, że to wraca mój małżonek.

Poborca spojrzał w kierunku drogi, po czym znów przeniósł na nią wzrok.

– Jak udało się pani ujść z życiem?

– Wczoraj wieczorem byłam na poddaszu, gdy nagle mnie napadli. Udało mi się odskoczyć w bok, więc zranili mnie w ramię, a nie w pierś.

– Czy mogę spytać, co panią wiąże ze Sture Buessonem?

– Mój mąż i ja odprowadzaliśmy jego bratanicę, Gydę Kjetilsdatter, do Sel. Gdy zeszłej jesieni Sture Buesson i jego brat zostali napadnięci przez bandę, rozbójnicy porwali ze sobą Gydę. Cierpiała męki, ale tego lata udało jej się uciec i dotarła do nas. Zajęliśmy się nią, a gdy ustaliliśmy, gdzie mieszka jej wuj, obiecaliśmy, że ją tu odwieziemy.

Folke ze swoimi ludźmi oraz Sture Buesson dojechali wreszcie do obejścia.

Ingebjørg ulżyło, że dotarli, zanim poborca otworzył drzwi kuźni.

Naraz w grupie jeźdźców dostrzegła siedzącą na końskim grzbiecie starą kobietę.

Zimny dreszcz przebiegł Ingebjørg po plecach. Przecież to nikt inny tylko czarownica Heid z Eidsvoll! Tę kobietę poznałaby nawet u schyłku życia. To ta sama, która przed laty z pomocą czarów próbowała pomóc jej pozbyć się niechcianego dziecka...

Rozdział 3

Ingebjørg zapragnęła zapaść się pod ziemię. Jedyne, o czym nie opowiedziała Folkemu, to wizyta u Heid w Eidsvoll. Wiedział o wszystkim, tylko nie o tym. Szczerze wyznała mu, że oddała się Eirikowi i nawet zrobiła to w dniu zaręczyn z Bergtorem. Widziała po jego minie, że zachwycony nie był. Potem jednak usprawiedliwiał ją, bo wszak to matka zmusiła ją do zaręczyn, których córka nie chciała.

O wizycie u Heid Ingebjørg nie potrafiła opowiedzieć. Folke nie pogodziłby się łatwo z myślą, że chciała pozbyć się nienarodzonego dziecka. I to z pomocą czarownicy.

Odwróciła twarz w nadziei, że Heid jej nie pozna.

Chciała uciec do domu. Powstrzymała się jednak.

Starała się stanąć tak, by wieczorne słońce nie oświetlało jej twarzy.

– Folke, oto poborca podatkowy z Sel, Eldjarn Sigurdsson. Przybył tu, by porozmawiać ze Sture Buessonem. Opowiedziałam mu o tym, co się tu stało.

Zerknęła na wuja Gydy. Chyba nie czuł się w tej sytuacji najlepiej. Pewnie nie mógł oddać tyle z plonów, ile żądali poborcy.

Folke przywitał się uprzejmie.

– Zajmiemy się każdą sprawą po kolei. Proszę mi pokazać, gdzie przebywają więzień i zabity.

Mężczyźni ruszyli w kierunku kuźni.

Gyda i parobek wyszli z domu, lecz trzymali się z tyłu. Teraz Gyda podeszła cicho do Ingebjørg, nadal przestraszona.