Przepowiednia księżyca (36). Spadające gwiazdy - Frid Ingulstad - ebook

Przepowiednia księżyca (36). Spadające gwiazdy ebook

Frid Ingulstad

0,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.  

 
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjrrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjrrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu. 
[Opis wydawnictwa] 

 

Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 36 

 

/Spadające gwiazdy, Frid Ingulstad, 2011 rokISBN: 9788375587647 (całość cyklu), 9788375589078 - Axel Springer; 9788376021331 (całość cyklu), 9788376021782 - Bap-Press/ 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (5) 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Barcin im. Jakuba Wojciechowskiego 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie (4) 
Biblioteka Miejsko-Powiatowa w Kwidzynie 
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. Marii Fihel w Miechowie 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Morągu 
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim (2) 
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 208

Rok wydania: 2011

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przepowiednia księżycatom 36

Frid Ingulstad

Spadające gwiazdy

Przekład

Elżbieta Frątczak-Nowotny

Tytuł oryginału norweskiego:

Stjernefall

Ilustracje na okładce: Eline Myklebust

Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys

Redakcja i korekta: BAP-PRESS

Copyright © 2008 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO

Copyright this edition: © 2011 by BAP-PRESS

Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS

All Rights Reserved

Wydawca:

Ringier Axel Springer Polska Sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 52

www.ringieraxelspringer.pl

ISBN 978-83-7558-764-7

ISBN 978-83-7558-907-8

oraz

BAP-PRESS

05-420 Józefów

ul. Godebskiego 33

www.bappress.com.pl

ISBN 978-83-7602-133-1

ISBN 978-83-7602-178-2

Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:

Infolinia: 0 801 000 869

Internet: www.fakt.literia.pl

Skład: BAP-PRESS

Druk: CPI, Niemcy

Galeria postaci

Ingebjørg Olavsdatter

dziedziczka dworu w Dal w parafii Eidsvoll

Folke Bårdsson

mąż Ingebjørg

Bård Axelsson

ojciec Folkego

Pani Ulrika

matka Folkego

Gaute

brat Folkego, nieślubny syn Bårda

Alv

syn Ingebjørg i Turego

Elin

córka Ingebjørg i Folkego

Bård

syn Ingebjørg i Folkego

Bergtor Måsson

były narzeczony Ingebjørg

Tyra Oddsdatter

druga żona Bergtora

Torolv

syn Giseli, nieżyjącej żony Bergtora

Bengt Algotsson

szwedzki książę, który popadł w niełaskę króla

Młody król Håkon

nowo koronowany król Norwegii

Król Eryk

starszy syn króla Magnusa (dawniej junkier Eryk)

Król Magnus

król Szwecji

Królowa Blanka

królowa Szwecji, zarządza dystryktem Tunsberg

Simon Isleifsson

zarządca w Saemundgård

Ingerid

służąca Ingebjørg, żona Simona

Åsa

zaufana przyjaciółka Ingebjørg, matka chrzestna Elin

Ellisiv

córeczka Åsy, nieślubne dziecko Turego

Jorid Jønsdotter

córka nadwornego pisarza

Rikissa Gerhardsdotter

młoda szlachcianka

Pan Gerhard i pani Cecilia

rodzice Rikissy

Olav

przybrany syn Ingerid i Simona

W poprzednim tomie...

Po pożarze Saemundgård Ingebjørg i Folke jadą do Varberg, mając nadzieję uciec przed zarazą. Po drodze odwiedzają panią Margaretę. Starsza pani jest chora i boi się, że jej córka Anna wykorzysta jej słabość. Ingebjørg chce zabrać ją ze sobą, ale wtedy przychodzi wiadomość o śmierci wójta. Pani Margareta jest przekonana, że zabiła go jego żona, Anna.

Pisarz zamkowy, pracujący w Varberg, zaczyna tracić wzrok. Jorid spotyka się potajemnie z Gautem, który prosi Ingebjørg o pomoc. Następnego dnia do dworu dociera wiadomość, że we dworze pana Gustava ktoś umarł. Ingebjørg obawia się, że chodzi o panią Margaretę, ale okazuje się, że to Anna nie żyje. Pani Margareta zwierza się Ingebjørg, że otruła córkę. Anna straciła przytomność i spadła z konia; wszyscy są przekonani, że był to nieszczęśliwy wypadek. Ingebjørg przysięga, że nie zdradzi nikomu tajemnicy kobiety.

Jorid i jej ojciec, pisarz, wprowadzają się do dworu. Ingebjørg pomaga mu w pracy. W Norwegii tymczasem szerzy się zaraza, na szczęście Simon i Ingerid są zdrowi. Bergtor, Tyra i Torolv wypływają w morze. Zaraza szaleje już też na wschodzie.

W styczniu 1359 roku rodzice Folkego wydają duże przyjęcie. Goście się upijają, w tym także Gaute. Wykorzystuje to panna Rikissa i zaczyna się do niego zalecać.

Pan Bård nieoczekiwanie ogłasza ich zaręczyny. Tego samego wieczora Ingebjørg zaskakuje Gautego i Rikissę w łóżku. Gaute jest tak pijany, że Ingebjørg nie wierzy, by między młodymi do czegokolwiek mogło dojść. Folke przekonuje ojca, że powinien cofnąć zaręczyny.

Wiosną pan Bård zgadza się w końcu na ślub Gautego i Jorid i ogłasza im to oficjalnie. Wówczas przychodzi wiadomość, że panna Rikissa spodziewa się dziecka, którego ojcem jest rzekomo Gaute.

Gaute grozi, że opuści dwór, jeśli zostanie zmuszony do małżeństwa. Pan Bård w końcu się poddaje. Pewnego dnia do dworu przybywa dwóch nieznanych rycerzy. Mówią, że zaraza jest już w Skanii. Król Eryk, jego żona i dzieci nie żyją. Zaraza dotarła już nawet do Varberg...

Rozdział 1

Wydawało się, że jakaś zimna, wilgotna dłoń zawisła nad dworem. Służba przemykała w milczeniu, na twarzach ludzi rzadko pojawiał się uśmiech. Wszyscy rozumieli powagę sytuacji. Zaraza rozprzestrzeniała się niczym pożar i mogła w każdej chwili dotrzeć do Varberg.

Folke stał w oknie izby sypialnej i patrzył zamyślony przed siebie.

– Może powinniśmy wyjechać? Wyruszyć na morze, jak Bergtor.

Ingebjørg milczała. Znów oczekiwała dziecka i rankami źle się czuła. Nie wyobrażała sobie, by w takim stanie mogła wsiąść na statek i wypłynąć w morze. Poza tym nie chciała opuszczać pani Margarety, Åsy i Ellisiv, nie bardzo też wierzyła, że uda im się namówić do podróży pana Bårda i panią Ulrikę. Gaute i Jorid również pewnie by nie pojechali. Nie mogli przecież zostawić dworu bez opieki.

Zastanawiała się, czy mogli zaufać służbie. Na wieść o zbliżającej się zarazie ludzie zapewne wpadliby w panikę. Niechybnie zaczęliby uciekać w popłochu, zostawiając majątek na pastwę losu i złodziei.

– Nic nie mówisz – zwrócił się do niej Folke.

Ingebjørg usiadła na łóżku. Dawno już powinna wstać, ale nie czuła się dziś najlepiej, miała mdłości.

– Nie chcę stracić kolejnego dziecka.

Folke podszedł do niej i objął ją ramieniem.

– Przepraszam, kochanie. Nie pomyślałem o tym. Każę zamknąć bramy, żeby nikt nie mógł ani wejść, ani wyjść. Jeśli ktoś wyjedzie, to nie będzie mógł wrócić. Zrobimy zapasy, które pozwolą nam przetrwać najcięższy okres.

– Może jednak powinniśmy wyjechać? Chociażby ze względu na dzieci. Nie mam zaufania do służby. Jeden z parobków ma narzeczoną w Getakärr, a starzy rodzice jednej ze służących mieszkają kilka mil na północ od miasteczka. Nawet jeśli zamkniesz bramy, to ludzie znajdą sposób, żeby się wymknąć, a potem wrócić.

Folke pokiwał głową na znak, że rozumie jej argumenty.

– Przeprowadzę z ludźmi poważną rozmowę. Powiem, jak zaraza się roznosi. Wyjaśnię im, że można się zarazić, nawet dotykając tylko ubrania chorego.

– Podczas ostatniej zarazy biedacy w Oslo patrzyli, jak bogaci zabierali co cenniejsze rzeczy i w panice opuszczali miasto. Słyszałam, że zaraza szła jednocześnie z trzech stron: z północy, z południa i z zachodu. Bogaci wyjeżdżali do swoich majątków na wsi albo wręcz do innych krajów, gdzie zaraza już wygasła. To samo robili ludzie Kościoła i wysocy urzędnicy królewscy. Erling Vidkunsson, poprzedni ochmistrz, udał się do Rzymu, gdzie zaraza wygasła właśnie wtedy, kiedy pojawiła się w Norwegii. Król Magnus i królowa Blanka przenosili się z kraju do kraju. Pamiętam, że pomyślałam wtedy o ludziach, którzy nie mogli pozwolić sobie na wyjazd. Jak wielką musieli czuć gorycz, patrząc na tych, którzy mieli taką możliwość.

– Takie jest życie, kochanie – powiedział Folke, gładząc ją czule po włosach. – Sprawiedliwość nie istnieje.

Teraz musimy zrobić wszystko, żeby nie dopuścić do wybuchu zarazy w Varberg. W ten sposób pomożemy i biednym, i bogatym. Ustaliłem z zarządcą w królewskiej twierdzy, że żaden statek nie będzie mógł wpłynąć do portu. Początkowo był temu przeciwny. Tłumaczył, że potrzebujemy towarów, które statki mają na pokładzie. Podkreśliłem, że jeśli zachorujemy, to nie będziemy już potrzebować niczego. Sira Berent, który był obecny podczas naszej rozmowy, wtrącił, że właściwe życie zaczyna się po śmierci. Zezłościłem się i powiedziałem, że jeśli chce, to oczywiście sam może wyjść śmierci naprzeciw, ale nie jestem pewien, czy inni też o tym marzą. Moje słowa chyba go oburzyły – dodał Folke, uśmiechając się do niej znacząco.

– Nie tylko statki mogą przywlec zarazę. Jak powstrzymasz ludzi, którzy przybędą tu z południa? Te gromady, które będą uciekać przed zarazą?

– Nie wiem – odpowiedział Folke zamyślony. – Zamkniemy bramę od strony Getakärr. Może też ustawimy straże na granicy ze Skanią albo nieco dalej na północ. Nie będzie to łatwe, ale trzeba spróbować, no i oddamy się w ręce Boga albo losu.

Ingebjørg pokręciła stanowczo głową.

– Musimy zrobić wszystko, żeby powstrzymać szerzenie się zarazy. Opowiedz ludziom wszystko, co pamiętasz, z czasów poprzedniej epidemii. Wystrasz ich, żeby nikt nie odważył się podejść do chorego. Opowiedz im dokładnie, jakie są objawy: bolesne gule, które pojawiają się pod pachami i w pachwinie, a potem i w innych miejscach, wrzody wielkie jak jaja, albo nawet jak jabłka. Przypomnij, że niektórzy umierali już po jednym dniu choroby, inni po dwóch albo trzech. Mieli oni czarne plamy na rękach, udach, na twarzy, że wymiotowali krwią i że nie było sposobu, żeby im pomóc. Opowiedz o moim ojcu, który nie zdążył wrócić do domu, tylko umarł w przydrożnym rowie. Jak zresztą wielu innych. Powiedz, że dopiero po trzech zimach odnalazłam jego rozkładające się ciało. Może to zrobi na ludziach wrażenie.

Ingebjørg zadrżała i zaczerpnęła powietrza.

– Powiedz też, że nie trzeba nawet dotykać chorego, by się zarazić, nawet rozmawiając z nim. Dlatego należy unikać miejsc, w których przebywa dużo ludzi. To nieprawda, że wystarczy stać się lepszym człowiekiem, modlić się i żyć bez grzechu, jak zapewniają nas księża. W każdym razie nie każdemu to pomoże. Nie pomogą też kadzidła ani mocne przyprawy, jak kiedyś wierzono. Nie wiadomo nawet, czy wystarczy uciec wysoko w góry, bo zarazę może też przenosić morowe powietrze. Tak twierdził brat Eilif. Mówił, że są to miazmaty, złe powietrze. Przyznaję, że zadziwił mnie tym bardzo. Spodziewałam się, że raczej zaleci zmówienie modlitwy. Poza tym słyszałam, że jednak wiele osób uratowało się, zaszywając się w jakiejś samotni w lesie i żyjąc tam z dala od świata.

Folke przytaknął, skinąwszy głową.

– Też o tym słyszałem. Porozmawiam z Gautem. Może powinniśmy zawezwać najważniejszych mężów w okolicy i spróbować wspólnie coś ustalić, żeby nie dopuścić do rozprzestrzenienia się zarazy. Poza tym muszę zakupić więcej soli, piwa i wina, a także dopilnować, żeby chłopi dostarczyli nam wszystko to, do czego są zobowiązani. Wielu jest winnych nam masło, sery i mięso, niektórzy także pieniądze. Najwyższa pora upomnieć się o swoje.

– Ale jak mają to zrobić teraz, w trakcie żniw? Tym bardziej, że też powinni unikać spotkań z innymi ludźmi.

Folke westchnął ciężko i ruszył w stronę drzwi.

– Jeszcze nie przemyślałem wszystkiego dokładnie. Wiem jednak, że potem będzie jeszcze trudniej.

Ingebjørg wstała z łóżka.

– Pomyślałam o królowej Blance. To straszne stracić syna, synową i wnuki! Zastanawiam się, jak ona sobie z tym radzi? Nie jest silną osobą. Bardzo przeżywała złe stosunki między królem Magnusem a Erykiem, przecież Eryk był jej starszym synem. Pewnie martwi się, że nie zdążyła się z nim pojednać. Rozumiem, że nie jest łatwo wybierać między mężem a synem.

– Dobrze, że ma przy sobie panią Bothild. – Folke próbował uspokoić żonę.

– Też o tym pomyślałam. Chociaż dziwne, że tak dawno do mnie nie pisała. Wysłałam jej dwa listy, oba przez królewskiego posłańca. Na pewno do niej dotarły. Mam nadzieję, że nie jest chora i że nic złego nie przytrafiło się Øysteinowi. Gdyby został stracony, wiedzielibyśmy o tym.

– Z całą pewnością. Wątpię jednak w to, że król Magnus pozwoli, by syn podzielił los ojca. Wie, że Øystein był pod jego silnym wpływem. Zdaje sobie sprawę, że taki krok spotkałby się z niezadowoleniem szlachty, a tego na pewno chciałby uniknąć.

Folke podszedł do drzwi, otworzył je i już miał wyjść, kiedy nagle odwrócił się do żony.

– Wiedziałaś, że w Piśmie Świętym też jest o zarazie? Tak jest napisane: I wtedy Pan zesłał zarazę na lud Izraela. Bóg pozwolił Dawidowi wybierać między trzema plagami: trwającym siedem lat głodem, ucieczką przed swoimi wrogami, którzy mieli ścigać go przez trzy miesiące, albo zarazą, która miała trwać trzy dni.

– Tak, wiem – skinęła głową Ingebjørg. – Mam wrażenie, że zaraza jest częścią ludzkiego życia. W przeszłości wiele razy nas dosięgała. Ale też słyszałam, że ci, którzy zachorowali i przeżyli, później już nie chorowali.

– To może oznaczać, że tobie i mnie nic nie grozi, natomiast nasze dzieci mogą zachorować.

Ingebjørg wzdrygnęła się, słysząc te słowa.

– Nie mów tak! Porozmawiaj z Gautem i jedź. Im szybciej wszystko załatwisz, tym szybciej będziemy mogli zamknąć bramy. Wybiorę się dzisiaj do pani Margarety i spytam, jak zamierza chronić siebie i swoich ludzi.

Folke przyglądał się jej uważnie.

– Czy nie za dużo czasu spędzasz w towarzystwie matki Turego? Moja matka nie rozumie, dlaczego to robisz.

– Wiesz, że zawsze się lubiłyśmy. Poza tym jest mi jej żal.

Folke pokiwał głową zamyślony.

– Pani Margareta nie ma już czego się obawiać.

– To prawda – Ingebjørg poczuła, że się czerwieni.

– A jednak odnoszę wrażenie, że nadal czegoś się boi.

– Pewnie lęka się zarazy, jak wszyscy.

– Nie, zwróciłem na to uwagę, zanim się dowiedzieliśmy, że w Skanii jest zaraza.

– Jest stara i krucha, pewnie boi się śmierci.

– Nie jest starsza od pani Bothild ani od królowej Blanki czy mojej matki. Kiedy przestała się bać, że zostanie otruta, zaczęła szybko przybierać na wadze. Po prostu wcześniej brakowało jej jedzenia.

– Pamiętaj jednak, że długo się głodziła.

– Naprawdę nie zauważyłaś, jak bardzo się zmieniła? Często sprawia wrażenie przestraszonej.

– Przez wiele lat musiała ciągle mieć się na baczności przed Anną.

Folke pokręcił głową, wyraźnie nieprzekonany.

– Być może. Spróbuj z nią porozmawiać. Wydaje mi się, że ona czegoś się boi, może doświadczyła czegoś przykrego? Skoro tak, to jako jej najbliżsi sąsiedzi powinniśmy o tym wiedzieć.

– Spytam ją – zapewniła Ingebjørg.

– To samo dotyczy Jorid. Uważam, że z nią też powinnaś porozmawiać. Gaute mówił mi, że kiedyś zobaczyła na rynku w Getakärr trzech mężczyzn i natychmiast zbladła. To było jeszcze, zanim tu przyjechaliśmy, ale Gaute sądzi, że ona nadal czegoś się obawia, że coś przed nim ukrywa. Kiedy ją o to spytał, powiedziała, że chodzi o mężczyznę, który kiedyś próbował wziąć ją siłą, w zamkowej wieży w Varberg. Gaute nie jest przekonany, że to prawda. Widzi, że ona boi się czegoś tak bardzo, że nawet jemu nie ma odwagi o tym powiedzieć.

– Więc z nią też porozmawiam. A teraz, proszę, pośpiesz się. Zmartwienia pani Margarety czy Jorid nie są tak ważne jak zaraza.

Folke opuścił izbę. Ingebjørg podeszła do okna, z którego widać było zielone łąki. Żałowała obietnicy danej pani Margarecie, że zachowa dla siebie to, co od niej usłyszała. Wolałaby komuś o tym powiedzieć, chociażby Folkemu. On na pewno nikomu nie zdradziłby jej tajemnicy. Wiedział, jak bardzo się kiedyś bała i pamiętał, jak się tym niepokoił. Poza tym obiecali sobie, że nie będą mieli przed sobą żadnych tajemnic, że nie będą przed sobą niczego ukrywać.

Jeśli chodzi o Jorid, to Ingebjørg uważała, że Gaute sam powinien odkryć przyczynę jej lęków. Nie chciała wracać do przeszłości Jorid i jej sekretów. Wyraźnie było widać, że młoda kobieta coś ukrywa, ale to była sprawa między nią a Gautem.

Chyba że rzeczywiście było to coś poważnego... Jeśli, na przykład, okazałoby się, że Jorid ma dziecko, byłaby to sytuacja szczególna. Albo jeśli zaszłaby w ciążę wbrew swojej woli i porzuciła dziecko, żeby umarło... Gaute powiedział jej kiedyś, że Jorid była dziewicą, kiedy się poznali. To dla niego bardzo ważne. Zaznaczył wyraźnie, że kobieta, którą poślubi, musi być nietknięta. Dlatego zapewne tu chodzi o coś innego.

Jednakże nie trudno było oszukać mężczyznę, który niewiele wiedział o kobietach. Dlaczego Jorid miałaby się obawiać obcych, skoro była bezpieczna za murami twierdzy? Nawet jeśli niespodziewanie zobaczyła mężczyznę, który kiedyś próbował wziąć ją siłą, to nie powinna na jego widok reagować takim lękiem.

Ingebjørg odwróciła się od okna, podeszła do miski z wodą i zaczęła poranną toaletę. Służąca była już zapewne z dziećmi na podwórzu. Pan Bård pojechał na polowanie, korzystając z może już ostatnich chwil swobody, a pani Ulrika zapowiedziała, że wybiera się do miasta, gdzie miała się spotkać z panią Ruth i z panią Katariną. Folke ciągle przypominał matce, że obiecali zaprosić do siebie obie samotne kobiety, a od ich przyjazdu do Varberg minął już niemal rok. Wstyd, że dotąd tego nie zrobili. Ingebjørg uważała jednak, że nie może zaprosić kobiet bez zgody swojej teściowej. Pani Ulrika nie ukrywała bowiem, że to ona nadal jest tu gospodynią. Skoro Folke zachował się niemądrze i zgodził się oddać swój spadek po ojcu, to Ingebjørg nie może liczyć na to, że zyska równie duże poważanie jak pani Ulrika. Teściowa powiedziała jej o tym kiedyś wyraźnie. Synowa musiała więc podporządkować się jej decyzjom.

Ingebjørg wytarła się, spryskała wodą różaną i zaczęła się ubierać. Włożyła nową suknię ze złotego brokatu, uszytą przez krawca z Getakärr. Materiał został nabyty od kupca, który przywiózł go gdzieś ze Wschodu. Właściwie suknia była zbyt strojna, żeby nosić ją na co dzień, ale Ingebjørg chciała dobrze wyglądać, gdyby pani Ruth i pani Katarina przybyły z wizytą.

W głębi duszy wiedziała, że to nieprawda. To nie ze względu na dwie starsze panie chciała ładnie wyglądać. Nagle poczuła, że być może jest to ostatnie lato, jej i Folkego. Wzdrygnęła się i poczuła, że zaraz się rozpłacze. Chciała być piękna dla męża. To była jej pierwsza myśl, gdy się rano obudziła.

Nie wierzyła, że uda im się odeprzeć zarazę od bram dworu. Folke też zdawał sobie z tego sprawę. W tej kwestii oszukiwali się nawzajem. Jakby każde z nich grało swoją rolę w dramacie. Przypomniała się jej scena ze sztuki Rozwity, w której nikt nie chciał powiedzieć, co naprawdę myśli, i wszystko zakończyło się jedną wielką tragedią.

Próbowała otrząsnąć się ze złych myśli, ale bezskutecznie.

Może panią Ulrikę nękały podobne przeczucia i dlatego nagle postanowiła pojechać do miasteczka i spotkać się z panią Ruth i panią Katariną? Żeby mieć czyste sumienie.

Ingebjørg szła do jadalni, gdzie zamierzała zjeść późne śniadanie, kiedy usłyszała parskanie koni na dziedzińcu. Miała wrażenie, że słyszy też głos pani Ruth. Prawdę mówiąc, nie wierzyła, że uda się pani Ulrice przekonać dwie starsze kobiety do przyjazdu, tym bardziej, że wieść o zarazie z pewnością dotarła już do Getakärr. Ludzie wiedzieli, że jeszcze nie było zagrożenia, ale na pewno się niepokoili. Należy przypuszczać, że zaczęto już gromadzić wodę i jedzenie, a część mieszkańców udała się do okolicznych chłopów po zboże i inne produkty. Ingebjørg była ciekawa, jak wyglądała sytuacja w miasteczku.

Pośpiesznie zeszła ze schodów i poszła do drzwi powitać gości. Zjeść mogła później, poza tym teściowa zapewne przygotowała jakiś poczęstunek.

Przerażona zauważyła, że pani Ruth jest jeszcze bardziej zgarbiona, niż kiedy widziała ją ostatnio. Musiało jej coś dolegać. Natomiast pani Katarina nie zmieniła się. Obie uśmiechnęły się i przywitały się z nią serdecznie.

– Co za miłe spotkanie! Myślałyśmy, że dawno już wróciliście do majątku pani ojca.

– Nie mogliśmy zacząć odbudowy, dopóki szalała tam zaraza. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że zagrożenie już minęło i okolica jest bezpieczna. Zamierzamy wrócić tam latem, ale to jeszcze nie jest pewne.

Pani Katarina pokręciła stanowczo głową.

– To szaleństwo ruszać teraz w podróż przez Ranrike; wciąż istnieje groźba natknięcia się na chorych ludzi. Tutaj jest bezpiecznie. Pani Ulrika właśnie powiedziała nam, że wkrótce zamkniecie bramy i nikt nie będzie mógł ani wejść, ani wyjść.

– A co będzie z wami? – spytała Ingebjørg.

Pani Ruth spojrzała na nią, próbując się nieco wyprostować.

– Jeśli dotrze do nas zaraza, to znaczy, że taka jest wola Pana. Obie żyjemy na świecie znacznie dłużej niż większość ludzi. Jedna ze służących powiedziała mi niedawno, że nie ma sprawiedliwości na świecie, bo w jej rodzinie nikt jeszcze nie dożył nawet trzydziestu pięciu lat.

Pani Ulrika stała i przysłuchiwała się rozmowie. Teraz prychnęła oburzona.

– To dlatego, że pochodzi z biedoty. Tacy ludzie nie umierają z powodu zarazy, tylko z powodu braku jedzenia i ciepłej odzieży, a także z powodu brudu, szczurów i wszy. To są przyczyny ich nieszczęść.

Pani Ruth pokiwała głową poważnie.

– To właśnie ta nieszczęsna dziewczyna miała na myśli.

Pani Ulrika wysłuchała jej i zaprosiła gości do środka.

– Proszę, wchodźcie. Nakryto już do stołu.

Dwie służące otworzyły drzwi i wskazały gościom drogę.

Ingebjørg szła z tyłu, razem z panią Ulriką. Nagle teściowa odwróciła się do niej.

– Jutro zaproszę panią Margaretę – powiedziała cicho. – Chcę wypełnić to, co obiecałam, żeby nie lękać się gniewu Pana.

Ingebjørg nie odezwała się. Myślała o własnych grzechach, o tym, ile razy musiała kłamać, by nie zdradzić potwornej tajemnicy pani Margarety. Poczuła, że ciężar, który sama do tej pory nosiła, stał się przytłaczający. Na razie Pan jest dla niej łaskawy, ale czy tak będzie zawsze? W porównaniu z ludźmi takimi jak pani Ruth czy pani Katarina, Ingebjørg była wielką grzesznicą. Żadna z nich na pewno nie miała mężczyzny przed ślubem, nie okłamywała własnej matki, spowiednika czy króla. Żadna nie cieszyła się z czyjegoś upadku z konia, tak jak ona cieszyła się, gdy Anna umarła.

Jeśli ktoś zasłużył sobie na karę, to na pewno ona.

Rozdział 2

Ingebjørg i pani Ulrika z przerażeniem słuchały opowieści pani Ruth i pani Katariny o panice w Getakärr.

Stragany na rynku zostały opróżnione z towaru już wczesnym rankiem. Ludzie kupowali wszystko, nawet rzeczy, które pewnie nigdy im się nie przydadzą. Jeśli nie mieli pieniędzy, to wyprzedawali własny majątek albo pożyczali pieniądze. Byli też tacy, którzy już zaczęli zabijać okna deskami. Odgrażali się, że pozamykają drzwi i nie będą nikogo wpuszczać dopóty, dopóki zaraza nie minie. Ktoś nawet namalował krzyż na własnych drzwiach, by inni myśleli, że w domu jest już zaraza i nie próbowali wchodzić.

– Naprawdę ktoś namalował krzyż na drzwiach własnego domu? Mimo że mieszkańcy byli zdrowi? – Ingebjørg była wstrząśnięta.

Pani Ruth przytaknęła z powagą.

– Kiedy ludzie to zobaczyli, przerazili się i zaczęli uciekać. Rozeszły się pogłoski, że zaraza już dotarła do miasta, ale to nie dzieje się tak szybko. Droga ze Skanii jest daleka.

Jednak pani Ulrika nie była tego taka pewna.

– To zależy. Jeśli komuś bardzo się śpieszy i jedzie szybko, a jest już zarażony, to ani się obejrzymy, a będziemy ją tu mieli.

– Jeśli ktoś jest zarażony, nie będzie miał siły na taką podróż.

– Człowiek nie musi sam być chory, żeby zarażać. Zarazki mogą być na ubraniu, poza tym od zarażenia do pierwszych objawów choroby też może minąć kilka dni. Może nawet tygodni, kto to wie.

Pani Katarina wzdrygnęła się i pokręciła głową.

– Jeśli ktoś został zarażony, to zachoruje.

Nagle Ingebjørg przypomniała sobie, co mówił jej Folke.

– Podobno ci, którzy dziesięć lat temu przeżyli poprzedni wybuch zarazy, teraz są mniej narażeni na zachorowanie.

– Nie zawsze... Zależy od tego, gdzie wtedy się było. Jeśli daleko od miejsca, gdzie ludzie chorowali, to nie ma to znaczenia.

Otworzyły się drzwi i do sali weszła Jorid. Zbliżyła się do nich niepewnie. Ingebjørg nalegała, żeby przedstawiano ją jako narzeczoną Gautego. Pani Ulrika była początkowo temu przeciwna, tłumacząc, że niewiele osób o tym wie, a jeśli wiadomość dotrze do pana Gerharda, ten może zacząć piętrzyć trudności. Ingebjørg nie chciała jednak ustąpić, uważała, że goście powinni poznać prawdę.

Wstała, żeby zrobić miejsce dla dziewczyny.

– Cieszę się, że znalazłaś czas, żeby do nas przyjść – powiedziała. – To panienka Jorid, córka królewskiego pisarza, pana Jønsa – tłumaczyła gościom. – Od niedawna narzeczona pana Gautego, brata mojego męża.

Pani Ruth sprawiała wrażenie całkowicie zaskoczonej.

– Panienka Jorid i pan Gaute? Niewiarygodne! Dobrze znam panienkę Jorid.

Starsza kobieta uśmiechnęła się do dziewczyny.

– Przepraszam, że nie wstaję, ale plecy mi dokuczają.

– Wiem, pani Ruth. I bardzo mi przykro – uśmiechnęła się Jorid ze współczuciem.

– Ja też chyba gdzieś już panienkę widziałam – powiedziała pani Katarina. – Czy panienka nie mieszkała przez jakiś czas na zamku królewskim?

– Tak, nawet przez wiele lat. W wieży, gdzie w izbie pracował mój ojciec.

– A teraz zaręczyła się panienka z najstarszym synem pana Bårda, dziedzicem dworu? – spytała pani Katarina z niedowierzaniem w głosie.

Pani Ulrika uznała, że musi interweniować.

– Nie było to łatwe ani dla mojego męża, ani dla mnie. Nie mam nic przeciwko Jorid. To miła dziewczyna, grzeczna i układna, ale jest tylko córką pisarza zamkowego. Cała okoliczna szlachta uważa, że powinniśmy trzymać się razem. Żeby nie powtórzyło się to, co się stało w Norwegii, gdzie prawie już nie ma szlachty.

Pani Ruth sprawiała wrażenie wyraźnie rozbawionej. To do niej podobne, pomyślała Ingebjørg. Starsza pani zawsze się wyróżniała.

– Widzę, że Gaute odziedziczył silną wolę swojego ojca – rzuciła rozbawiona.

– Młodzi nie mają już szacunku dla starszych. Jeśli tak dalej pójdzie, wszyscy skończymy jako chłopi pańszczyźniani – pani Ulrika zagryzła wargi.

– To rzeczywiście przykre – westchnęła pani Ruth, nadal jednak się uśmiechając.

– Prawda? – ciągnęła dalej pani Ulrika, która najwyraźniej nie zrozumiała sarkazmu w słowach starszej pani. – Kiedyś nasza szlachta była potężna. Jak król poradzi sobie bez naszego wsparcia?

– Jeśli chodzi o króla Magnusa, to mam wrażenie, że nigdy nie liczył się zbytnio ze zdaniem szlachty.

Pani Ulrika zaczerwieniła się lekko.

– To była wina księcia. Zawrócił mu w głowie i skłonił do podjęcia błędnych decyzji.

Jorid zajęła miejsce Ingebjørg, która usiadła obok.

– Panienka pewnie też śledziła te wydarzenia, skoro ojciec panienki był pisarzem króla – zwróciła się pani Katarina do dziewczyny.

Dziewczyna skinęła głową i uśmiechnęła się skrępowana.

– Śledziłam je z dużym zaciekawieniem.

– Umie panienka czytać i pisać?

Jorid znów przytaknęła.

– Ojciec mnie tego nauczył. Poza tym miałam to szczęście, że mogłam pożyczać księgi z biblioteki na zamku.

– Rozumiem, że teraz, kiedy ojciec stracił wzrok, panienka mu pomaga?

Ingebjørg wzdrygnęła się. Zauważyła, że Jorid zrobiła się czerwona i szybko włączyła się do rozmowy.

– Nie stracił wzroku, tylko potrzebuje więcej światła, żeby dobrze widzieć. Małe okienko w wieży nie wpuszczało promieni słonecznych. Tutaj we dworze ma większy pokój, z dużymi oknami na południe i na zachód. I od razu lepiej mu się pracuje. Niedawno skończył przepisywać księgę dla króla Magnusa, a teraz dostał już kolejne zlecenie.

– Cieszę się, że to słyszę. Bałam się, że traci wzrok. Chociaż teraz, kiedy jego córka zaręczyła się z synem pana Bårda, nie musi już chyba martwić się o swoją przyszłość, niezależnie od tego, czy będzie miał pracę, czy nie.

– Nie jestem pewna, czy król Magnus będzie teraz miał czas zajmować się księgami – stwierdziła pani Ruth sucho. – Teraz, po śmierci króla Eryka, rządzi całą Szwecją, łącznie ze Skanią, Hallandią i Blekinge. Nie wiem tylko, jak długo mu się to uda? Król Waldemar to przebiegły lis. Podobno upatrzył sobie Gotlandię, a jeśli połączy się z Albrechtem Meklemburskim, to wiele może się zdarzyć.

Pani Katarina uśmiechnęła się pobłażliwie.

– Kto w dzisiejszych czasach martwi się takimi sprawami? Zanim lato minie, może już nikt z nas nie będzie żył.