Przepowiednia księżyca (31). Żelazne noce - Frid Ingulstad - ebook

Przepowiednia księżyca (31). Żelazne noce ebook

Frid Ingulstad

0,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.  

 
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjrrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjrrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu. 
[Opis wydawnictwa] 

 

Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 31 

 

/Żelazne noceFrid Ingulstad, 2011 rokISBN: 9788375587647 (całość cyklu), 9788375589016 - Axel Springer; 9788376021331 (całość cyklu), 9788376021584 - Bap-Press/ 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (5) 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Barcin im. Jakuba Wojciechowskiego 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie (4) 
Biblioteka Miejsko-Powiatowa w Kwidzynie 
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. Marii Fihel w Miechowie 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Morągu 
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim (2) 
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 227

Rok wydania: 2011

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przepowiednia księżycatom 31

Frid Ingulstad

Żelazne noce

Przekład

Anna Marciniakówna

Tytuł oryginału norweskiego:

Jernnetter

Ilustracje na okładce: Eline Myklebust

Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys

Redakcja i korekta: BAP-PRESS

Copyright © 2007 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO

Copyright this edition: © 2011 by BAP-PRESS

Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS

All Rights Reserved

Wydawca:

Ringier Axel Springer Polska Sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 52

www.ringieraxelspringer.pl

ISBN 978-83-7558-764-7

ISBN 978-83-7558-901-6

oraz

BAP-PRESS A

05-420 Józefów

ul. Godebskiego 33

www.bappress.com.pl

ISBN 978-83-7602-133-1

ISBN 978-83-7602-158-4

Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:

Infolinia: 0 801 000 869

Internet: www.fakt.literia.pl

Skład: BAP-PRESS

Druk: CPI, Niemcy

Galeria postaci

Ingebjørg Olavsdatter

dziedziczka dworu w Dal w parafii Eidsvoll

Bård Axelsson

ojciec Folkego

Gaute

przyrodni brat Folkego, nieślubny syn Bårda

Alv

syn Ingebjørg i Turego

Bergtor Måsson

były narzeczony Ingebjørg

Elin

córka Ingebjørg i Folkego

Hallstein Måsson

brat Bergtora

Torolv

syn Giseli, nieżyjącej żony Bergtora

Folke Bårdsson

mąż Ingebjørg

Tyra Oddsdatter

druga żona Bergtora

Panna Anna

starsza szwagierka Ingebjørg

Bengt Algotsson

szwedzki książę, najbliższy doradca króla Magnusa

Młody król Håkon

nowo koronowany król Norwegii

Junkier Eryk

starszy brat króla Håkona

Król Magnus

król Szwecji

Królowa Blanka

królowa Szwecji, zarządza dystryktem Tunsberg

Simon Isleifsson

zarządca w Saemundgård

Ingerid

służąca Ingebjørg, żona Simona

Pani Sigrid

opatka klasztoru Nonneseter

W poprzednim tomie...

Jesienią 1356 roku Ingebjørg wraz z orszakiem została napadnięta w drodze powrotnej z wesela Bergtora. Wynajęty przez Annę morderca, olbrzym Mikael, poluje na Alva.

Anna poślubiła pana na Borganas i zdołała wydobyć z matki, pani Margarety, nazwę dworu Ingebjørg. Zarówno Ingebjørg, jak i pozostali mieszkańcy Saemundgård, żyją w strachu przed prześladowcami, a Folke tymczasem znajduje się w zamku Båhus. Tam dowiaduje się, że książę Bengt Algotsson jest w twierdzy, ucieka bowiem przed junkrem Erykiem. Folke idzie do niego, książę pyta, czego chce za milczenie. „Żeby Wasza Wysokość odwołał swoich ludzi i zostawił moją żonę w spokoju” – odpowiada Folke. Ale gdy Mikael wraca, nie załatwiwszy sprawy, Anna przysięga księciu zemstę. Do Saemundgård przybywa Hallstein Måsson, przywozi wiadomość, że Torstein Svarte znajduje się na łożu śmierci i że opowiedział mu prawdę o małym Eiriku. Hallstein próbuje zgwałcić Ingebjørg. Torstein Svarte umiera, zanim Simon zdołał zmusić go do mówienia.

Folke tymczasem znalazł się na placu bitwy. Otrzymał rozkaz dobicia drużynników, którzy zostali tak ciężko ranni, że nie mają szans na przeżycie. Wówczas natrafia na wojownika noszącego taki sam sygnet jak on. Czyżby ojciec miał nieślubnego syna?

W Oslo Tyra planuje sprzedać różne rzeczy Bergtora, a pieniądze zatrzymać sobie. Wtedy pojawia się Anna z mężem, zyskują sympatię Tyry i proponują jej handel wymienny: oni odkupią towary, a ona im w zamian powie, gdzie leży Saemundgård.

W Båhus Folke siedzi przy łożu swego nowego przyjaciela, Gautego, który być może jest jego bratem. Dowiaduje się, że Anna wyjechała do Oslo.

W Saemundgård Alv, Olav i Torolv bawią się razem na śniegu. Nieoczekiwanie podchodzi do nich obca kobieta. To Anna. Przerażone dzieci uciekają do domu.

Bergtor zauważa brak towarów i dowiaduje się, że w Belgen była Anna. Po kłótni z Tyrą wraca do Saemundgärd. Tego samego dnia również Hallstein przyjeżdża z wizytą i w rozmowie stwierdza, że Torolv jest jego synem. Ingebjørg przegania go ze swojego domu. Mężczyzna wychodząc, oznajmia:

– Chyba nie zapomniałaś, że kiedyś w Oslo widziałaś wsiadającego na statek małego chłopca?

Simon domyśla się, że Ingebjørg nie zazna spokoju, póki Hallstein nie powie, co wie. Jedzie więc do Eidsvoll, żeby wydobyć z niego prawdę. Po powrocie stwierdza:

– Teraz już wiem, co się stało z twoim pierworodnym, Ingebjørg.

Rozdział 1

Ingebjørg zasłoniła usta dłonią i gwałtownie kręciła głową.

Simon przyglądał jej się zdziwiony.

– Nie chcesz się dowiedzieć?

Kobieta głęboko wciągnęła powietrze, po czym wolno przytaknęła.

– Chcę, ale Bardzo się boję.

– Nie masz czego, nie jest tak, jak się obawiasz, twój syn żyje.

Wpatrywała się w niego, wytrzeszczając oczy. Miała wrażenie, że ziemia się pod nią zapada, jakby pogrążała się w czymś miękkim. Znowu potrząsnęła głową, nie zniesie jeszcze jednego zawodu, nie ma sił na więcej rozczarowań.

– Nie żartuj ze mną, Simon. Ja tego nie wytrzymam.

Mężczyzna roześmiał się cicho.

– Ja nie żartuję. Hallstein Måsson nie odważyłby się mi kłamać, domyślił się, z kim ma do czynienia.

Ingebjørg milczała, niemal przestała oddychać. Ponieważ jednak Simon też nic nie mówił, w końcu wykrztusiła:

– Opowiadaj!

– Ale na dworze jest chłodno, może wejdziemy do domu?

– W domu jest Ingerid ze służącymi – Ingebjørg nie poznawała własnego głosu. – Dzieci śpią, Bergtor położył się na strychu.

– Służące mogą iść do obory. Przed Ingerid nie musimy robić tajemnicy.

Przytaknęła, była odrętwiała, kręciło jej się w głowie. Czy to rzeczywiście prawda? Mały Eirik żyje! Gudrid miała rację.

Poszła za Simonem do izby, poruszała się jak we śnie. Dopiero kiedy przekroczyli próg, zwróciła uwagę, że Simon jest w okropnym stanie. Ubranie podarte, wargi opuchnięte, wyglądało na to, że stracił ząb. Jedno oko zlepione i sine, dłonie poodzierane ze skóry, zakrwawione. Przerażona Ingerid podbiegła do męża:

– Co się stało? Zostałeś po drodze napadnięty?

Simon pokręcił głową.

– Uczestniczyłem w walce. Wyślij służące do obory. – Był zmęczony i wyczerpany, głos mu drżał, bezsilnie opadł na ławę.

Służące posłuchały natychmiast, nigdy nie słyszały, żeby Simon w ten sposób mówił. Ingerid nabrała gorącej wody z kociołka nad ogniem i zaczęła przemywać rany męża.

Ingebjørg wciąż stała przy drzwiach. Serce tłukło się w piersi, zasychało jej w ustach, nie była w stanie nic zrobić. Zapobiegliwość Ingerid pomagała, pozwalała sądzić, że wszystko jest jak trzeba, ale w jej duszy szalał sztorm.

– Uczestniczyłeś w walce? – powtórzyła Ingerid, jakby nie dowierzając, że to prawda. Simon jest rosły i silny, ale nie ma wojowniczego usposobienia. On woli załatwiać sprawy drogą porozumienia i przemawiania ludziom do rozsądku.

– Z kim się biłeś? Chyba nie napotkałeś tamtych prześladowców?

Simon zaprzeczył.

– Biłem się z duchem prześladującym Ingebjørg i wydusiłem z niego prawdę. A była to zacieklej sza walka niż sądziłem.

Ingerid słuchała zdumiona.

– Wydusiłeś z niego prawdę? Czy to chodzi o pierworodnego synka pani Ingebjørg?

Simon uśmiechnął się do gospodyni.

– Będziesz w stanie teraz posłuchać?

Skinęła głową i wolno ruszyła przed siebie.

– Pozwól mi najpierw usiąść. Mam wrażenie, że zaraz stracę przytomność.

Ingerid spojrzała na nią zatroskana, a potem powiedziała do męża:

– Może byś zaczekał do jutra? Za dnia człowiek może znieść więcej.

– Myślę, że Ingebjørg obawia się najgorszego.

Ingebjørg oblizała wargi.

– Powiedz w końcu, Simon! Czy to prawda, że on żyje?

– Twój syn żyje, o ile nic mu się nie stało od świętego Mateusza. Bo wtedy jego ojciec był z wizytą we dworze Aker i otrzymał wiele informacji od Torsteiha Svarte.

Ingerid nie mogła się powstrzymać.

– Jego ojciec? Kogo masz na myśli? Czy jego ojciec nie umarł?

– Mam na myśli tego mieszkańca Rostocku, który wziął chłopca po zdradzie Torsteina Svarte.

– Mieszkaniec Rostocku? Mieszkaniec hanzeatyckiego miasta? – w głosie Ingerid słychać było przerażenie.

Ingebjørg starała się opanować chaos w duszy. Słyszała, co mówią przyjaciele, choć wydawało jej się, że znajdują się gdzieś daleko. To wielka ulga, że nie trzeba nic mówić. Zarazem jednak na usta cisnęło jej się tysiące pytań, choć nie była w stanie żadnego wypowiedzieć.

Simon przytakiwał.

– To pewien bogaty kupiec z Rostocku, jeden z tych licznych hanzeatyckich kupców, którzy prowadzą u nas interesy i niemal całkowicie przejęli kontrolę nad wymianą towarów między Oslo a innymi krajami. – W jego głosie brzmiał wyraźny bunt. – Są chciwi i podstępni, zrobią wszystko, by powiększyć swoje zyski.

Ingerid przerwała mu zniecierpliwiona.

– Nie gadaj o hanzeatyckich kupcach, Simon, opowiedz o synku pani Ingebjørg.

Simon zdawał się jej nie słuchać.

– I to jest właśnie jeden z nich, bogaty i samolubny, ale i tak niezadowolony, chciałby mieć jeszcze więcej. Poza tym jego małżonka pragnęła mieć pięknego chłopczyka, najlepiej z Norwegii, bo sama jest Norweżką, a własnych dzieci urodzić nie może. W jakiś sposób poznali Torsteina Svarte i dowiedzieli się, że jego przybrany syn jest dziedzicem jednego z większych dworów norweskich, a babka ze strony matki pochodzi nawet ze szwedzkiego rodu Folkungów. W ten sposób mieszkaniec Rostocku dokonał jeszcze jednej wymiany handlowej.

Ingerid jęknęła.

– Chcesz powiedzieć, że on kupił chłopca?

Simon przytaknął.

– Torstein Svarte wyznał swoje plany kochance. Pojawiła się ona we dworze w chwili, kiedy Torstein i jego małżonka znajdowali się nad rzeką. Kochanka Torsteina kazała jednej ze służących odwołać gospodynię pod pozorem, że w sąsiednim dworze doszło do nieszczęścia. Reszty możecie się same domyślić. Chłopiec wcale nie wpadł do rzeki, kochanka Torsteina Svarte wyniosła go do miasta. Na jakiś czas oddali dziecko pod opiekę innej hanzeatyckiej rodzinie, bo ten kupiec z Rostocku i jego żona pojechali przygotować dom.

Simon umilkł, coraz Bardziej wyczerpany.

Ingebjørg czuła pustkę. Napięcie i niepokój minęły, nie musi się już dłużej zastanawiać, czy mały Eirik utonął czy nie. Nie musi leżeć w bezsenne noce i rozmyślać, czy Gudrid powiedziała prawdę. Może powinna odczuwać ulgę, że jej synek uniknął wczesnej śmierci, przy tym pewnie bolesnej i przerażającej, ale nie było w niej ani radości, ani ulgi. Wolałaby nawet nie znać tej prawdy, bo co z tego, że dziecko żyje, skoro znajduje się w rękach jakichś okropnych ludzi.

Simon spoglądał na nią.

– Nic nie mówisz, Ingebjørg.

Wolno pokręciła głową.

– Bo zastanawiam się, czy nie wolałbym raczej, żeby umarł.

– Nie możesz tak myśleć! – krzyknęła Ingerid.

– A ja ją rozumiem – rzeki Simon. – Mieszkańcy hanzeatyckich miast nie są tacy jak my. W Bjørgvin ludzie są na nich tacy wściekli, że kupcy muszą otaczać palisadami swoje domy i magazyny. Lekceważą bowiem prawa mieszczan, handlują bezpośrednio z chłopami. W Tunsberg zajęli nawet wysokie urzędy, wkrótce mogą przejąć władzę nad całym krajem.

– Ale to nie ma nic wspólnego z synem pani Ingebjørg.

– Jeśli oni go wychowają, będzie taki sam jak oni. Będzie wrogiem. Skoro wybrali go ze względu na pochodzenie, on w swoim czasie z pewnością zażąda dziedzictwa po Ingebjørg. W końcu jest jej pierworodnym.

– Nie potrafi tego udowodnić.

– A skąd wiesz? Może opatka podpisała jakiś dokument zaświadczający, że jest tym dzieckiem, które Ingebjørg urodziła w klasztorze. W takim razie należałoby się liczyć z tym, że z czasem przejmie Saemundgård.

Ingebjørg spoglądała na niego wstrząśnięta. Świat wokół zawirował. Nagle zobaczyła własnego syna jako wroga, bezlitosnego mieszkańca Hanzy, który pragnie jedynie jak największych zysków. Odbierze Saemundgård Alvowi i Elin, może być taki podstępny i przebiegły, że będzie próbował zagarnąć również ich dziedzictwo po ojcach. W wyobraźni zobaczyła, jak zjawia się tutaj za kilka lat jako pewny siebie młodzieniec, z sylwetką i twarzą Eirika, bezczelny, cyniczny i pozbawiony skrupułów. Poczuła ciarki na plecach.

Zaraz odepchnęła od siebie przerażającą wizję i wyobraziła sobie małego chłopczyka siedzącego w trawie nad brzegiem rzeki. Matka odeszła, a jakaś obca, młoda kobieta chwyciła go na ręce i pobiegła przed siebie. Musiał być przerażony, z pewnością krzyczał, dopóki starczyło mu sił. Potem zajmowała się nim jakaś inna obca kobieta. Ile jest w stanie zrozumieć dziecko, które nie skończyło jeszcze pół roku? Pewnie jedyne, co pojmował, to to, że nie może już czuć się bezpiecznie, zniknęło ciepło i troskliwość matki, jej łagodny głos i kochające ręce.

Tej wiosny chłopkę skończył cztery lata. Całkiem zapomniał Gudrid, chyba w ogóle z dzieciństwa niewiele pamięta. Nie zachował nawet niejasnych wspomnień tamtego dnia, kiedy został wniesiony na pokład hanzeatyckiej kogi i wywieziony przez morze do obcego miasta. Jeden z gości w twierdzy Tunsberg opowiadał kiedyś o Rostocku. Podobno wszystkie domy zbudowano tam z cegły, stoją blisko jeden obok drugiego, z gankami od strony ulicy. Nie ma żadnych obór ani stajni, ludzie w ogóle nie trzymają zwierząt.

Teraz on pewnie mówi w innym języku, a ojciec wychowuje go tak, by był zdolnym i pozbawionym skrupułów kupcem, hanzeatyckim kupcem.

Zauważyła, że Simon i Ingerid obserwują ją w milczeniu. Pragnęła dowiedzieć się czegoś więcej, zdumiewało ją zarazem, że Simon zgromadził tyle informacji.

– Czy naprawdę Hallstein wszystko to powiedział?

Simon przytaknął i uśmiechnął się jakby przepraszająco.

– Chociaż nie całkiem z własnej woli.

– Ale czy to nie dziwne, że Torstein Svarte mu to wyznał?

– Niczego nie wyznał, Hallstein stał ukryty za zasłoną i podsłuchiwał w czasie spowiedzi.

Ingebjørg jęknęła.

– Podsłuchiwał spowiedź konającego?

Simon przytaknął.

– I zapewniam cię, że nie ma wyrzutów sumienia.

– Dowiedziałeś się czegoś więcej? Nazwiska tego mieszkańca Rostocku?

Simon pokręcił przecząco głową.

– Podobno matka ma na imię Åshild, ale pewien nie jestem. Już nie nalegałem, bo i tak chyba posunąłem się za daleko. Hallstein był ledwo żywy.

Ingebjørg nie słuchała ostatnich słów. Imię, które wymienił, przypomniało jej przeżycie na nabrzeżu w Oslo, kiedy zobaczyła tę obcą, jasnowłosą matkę, płaczącą, że musi rozstać się z własnym dzieckiem. Czy to możliwe, że tamten ciemnowłosy chłopczyk był jej małym Eirikiem? Była prawie pewna, że mężczyzna mówił do kobiety „Åshild” i na pewno posługiwał się norweskim. Nie mogła sobie przypomnieć, by go kaleczył.

Z drżeniem wciągnęła powietrze.

– Zdaje mi się, że widziałam ich, kiedy w Oslo wchodzili na pokład hanzeatyckiej kogi.

Simon i Ingerid spoglądali na nią zdumieni, Ingebjørg więc opowiedziała, co widziały obie z Isabelle.

– Już wtedy ogarnęły mnie podejrzenia. Powiedziałam do Isabelle, jakie to dziwne, że jasnowłosa matka i takiż ojciec mają takie ciemne dziecko. Słyszałam ich rozmowę, ona na pewno miała na imię Åshild.

– To najdziwniejsze, co kiedykolwiek słyszałam – jęknęła Ingerid z niedowierzaniem.

Simon natomiast słuchał zainteresowany.

– Pamiętasz coś jeszcze? Ile mogło mieć dziecko?

– Pamiętam, że było to w tydzień po świętym Olafie tego roku, kiedy mały przyszedł na świat. Mógł więc mieć jakieś cztery miesiące. Pokłóciłam się z Giselą, żoną Bergtora, i poszłam do Isabelle, z którą razem byłyśmy w klasztorze. Chciałyśmy popatrzeć w porcie na statki.

– Jesteś pewna, że to była koga hanzeatycka?

– Tak mi się zdaje. Przy nabrzeżu stało wiele statków, słyszałyśmy różne obce języki.

Simon kiwał głową w zamyśleniu.

– Ale nie pamiętasz, jak ci małżonkowie wyglądali?

– Jak już mówiłam, oboje mieli jasne włosy i byli w średnim wieku. On nosił kosztowne ubranie, ona ciężkie, złote ozdoby. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś miał na sobie tyle złota. Była w jedwabnej sukni koloru morskiej wody i aksamitnym płaszczu zdobionym mieniącymi się kamieniami, ale twarzy wyraźnie nie widziałam. Jego zresztą też nie.

– To brzmi tak, jakbyś spotkała szlachcica z żoną – rzekła coraz Bardziej zdumiona Ingerid.

Ingebjørg pokręciła głową.

– Z pewnością był to kupiec, ale chciał udawać wielkiego pana. Jak wszyscy kupcy hanzeatyccy musiał zarabiać krocie – westchnęła. – Zawołaj służące, Ingerid, w oborze jest zimno. A ty, Simon, jutro opowiesz Bergtorowi, co wydobyłeś z Hallsteina. Będzie mu przykro, że jego brat ukrywał przed nami informacje, ale prędzej czy później i tak się tego dowie.

Ingerid wstała i wyszła.

– Jesteś pewna, że powinniśmy opowiedzieć o wszystkim Bergtorowi?

Ingebjørg przytaknęła.

– Nie potrafię mieć przed nim tajemnic. On najlepiej wie, jak mnie ta sprawa męczyła.

– A co zamierzasz zrobić teraz, kiedy znasz już prawdę?

– Tego nie wiem. Muszę się zastanowić. – Patrzyła przed siebie. – A czy w ogóle jest coś, co mogłabym zrobić? Mam pojechać do Rostocku, odszukać kupca, zapukać do drzwi i powiedzieć, że dziecko jest moje? Albo mnie przegonią, albo roześmieją mi się w twarz. Nie mam żadnego dowodu, że to ja go urodziłam. I nie będę miała, dopóki nie zdobędę świadectwa podpisanego przez panią Thorę. O ile coś takiego w ogóle istnieje, bo pewnie ten kupiec zadbał, żeby tak nie było.

– Nie wiemy, czy Torstein Svarte powiedział mu prawdę. Mógł go poinformować, że matka dziecka nie żyje.

– Tym trudniej będzie je odzyskać.

Simon spoglądał na nią z powagą, wahał się, w końcu rzeki wolno:

– Byłoby najlepiej, gdybyś mogła o nim zapomnieć, a potem, kiedy dorośnie, zobaczymy. Prawdopodobnie chłopcu jest dobrze, lepiej niż gdyby mieszkał u Torsteina Svarte, który nie mógł być dla niego dobrym ojcem. Poza tym byłoby dla chłopca niekorzystnie, gdyby jeszcze raz musiał opuścić dom. A ty przecież masz i Alva, i Elin. Może także Torolva.

Ingebjørg zwróciła uwagę, że o Olavie nie wspomniał. Traktuje go jak własnego syna, no i to przecież on wziął za niego odpowiedzialność, nikt jednak nie może zaprzeczyć, że Olav jest Bardziej przywiązany do Ingebjørg niż do żony Simona.

– Nawet matka, która ma dwanaścioro dzieci, nie chce żadnego z nich stracić.

Mężczyzna patrzył na nią bez słowa.

Istnieje różnica między mężczyznami i kobietami, pomyślała.

– A jak ci się zdaje, co pan Folke na to powie?

– Będzie mnie popierał niezależnie od tego, co postanowię.

– Masz duże zaufanie do swojego męża – uśmiechnął się Simon.

– Nie bez powodu.

– W takim razie mam nadzieję, że szybko wróci do domu.

Przyszła Ingerid ze służącymi i tego wieczoru nie mówiono już więcej o wyznaniach Hallsteina. Ingebjørg wiedziała, że nie będzie mogła zasnąć, dokładała więc do ognia, przygotowując się do spędzenia większości nocy na siedząco. Służące domyślały się, że dzieje się coś poważnego, ale oczywiście nie zadawały pytań.

Kiedy wszyscy już się pokładli, Ingebjørg otworzyła skrzynię i wyjęła z niej małe ubranka, które dostała od Gudrid. Wkładała je kilkakrotnie Alvowi, ale wcale nie były zniszczone. Przycisnęła miękki aksamit do policzka i zamknęła oczy.

– Synku mój – wyszeptała. – Najświętsza Dziewica może zaświadczyć, że nigdy o tobie nie zapomniałam. Nawet nie chcę myśleć, że mógłby wyrosnąć z ciebie bezlitosny i chciwy hanzeatycki kupiec. Ty przecież pochodzisz z Saemundgård i masz w żyłach tę samą krew, co mój szanowany i pełen życzliwości ojciec.

Położyła się późno w nocy, a kiedy rankiem otworzyła oczy stwierdziła, że w izbie jest cieplej niż zwykle. Służące wróciły z obory i głośno rozprawiały o dziwnej pogodzie. Mówiły, że zrobiło się Bardzo ciepło, a nad doliną wie je łagodny wiatr. Słońce świeci na bezchmurnym niebie.

Wstała, ale myśli wciąż krążyły wokół małego Eirika i tego wszystkiego, czego dowiedziała się wczoraj wieczorem.

– To dopiero pierwszy miesiąc roku, a już można mieć wrażenie, jakby zaczynała się wiosna – powiedziała przestraszona Unn. – W południe zacznie kapać z dachów.

Służące spoglądały po sobie.

– To nie jest normalne – wtrąciła Ingerid.

– Cieszmy się ciepłem, dopóki możemy. Wkrótce wrócą mrozy – uspokajała Ingebjørg.

Unn jednak nie ustępowała.

– A może to jakiś znak z nieba.

Ingebjørg poczuła ciarki na plecach, ale ktoś musiał je uspokajać.

– Bywało tak i przedtem, tylko my po prostu zapominamy.

Nagle Ingerid zwróciła się do gospodyni.

– A co się stało z Bergtorem Måssonem? On zawsze sypia tak długo?

Ingebjørg drgnęła, zajęta Eirikiem, zapomniała o wszystkim innym.

– Pobiegnę na strych, żeby zobaczyć. Był zmęczony po podróży, z pewnością chce się wyspać.

– Przywykł chyba do dłuższych wyjazdów, jest przecież kupcem – Ingerid spoglądała na nią spod oka.

Chłopcy już dawno zostali ubrani i nakarmieni. Teraz Ammen zajmowała się małą Elin, Simon też już wyszedł do pracy. Z pomocą kilku parobków budował nowy dom.

Kiedy Ingebjørg wyszła na dwór, oślepiło ją jasne słońce. Słyszała miarowe uderzenia młota na budowie i nagle ogarnął ją dziwny niepokój. Dlaczego Bergtor jeszcze nie wstał? Chyba nie jest chory? Popatrzyła w stronę strychu, czy drzwi nie zostały otwarte, ale nie.

Co się z nim stało? Bergtor zawsze był rannym ptaszkiem, nawet zimą, nawet kiedy nie musiał śpieszyć się do pracy. Na drżących nogach zaczęła wchodzić po schodach.

Rozdział 2

Folke stał w sali rycerskiej dworu swojego ojca i patrzył na Annę, wchodzącą z mężem pośród innych gości. Najpierw odczuł ogromną ulgę, potem jednak się zaniepokoił. Rycerz Gudmar Birgersson musiał się pomylić. Anna nie pojechała do Oslo.

Patrzył, jak idzie ku niemu uśmiechnięta, starał się nad sobą panować, by nie okazywać podejrzliwości.

– Folke Bårdsson? Cóż za niespodzianka! – mówiła słodziutkim głosem. – Myślałam, że pan znowu jest na polu bitwy, a w najlepszym razie w szpitalu pośród rannych drużynników.

– Tak mi przykro, że się pani rozczarowała, pani Anno.

W oczach kobiety pojawił się niebezpieczny błysk.

– A ja nie myślałem, że pani znajduje się tutaj, w Hallandii – mówił dalej. – Słyszałem plotki, że oboje z mężem wyjechaliście do Oslo.

Zauważył, że zbladła, zdał sobie też sprawę, że rycerz Birgersson mimo wszystko się nie mylił. Anna musiała wrócić, nie załatwiwszy sprawy. Nie zamierzał dłużej jej drażnić.

– Pewnie szukała pani samotności, a odkryła, że w naszym unijnym królestwie jest więcej ludzi, niż sądziła.

Anna, zirytowana, chwytała powietrze i już miała się odwrócić, gdy dostrzegła Gautego. Gapiła się na niego bez żenady.

– Ja chyba jeszcze pana nie widziałam, rycerzu?

– Gaute – pośpieszył Folke z prezentacją. – To mój przyjaciel. Walczyliśmy razem. Gaute był ranny i trafił do lazaretu w zamku Båhus. Do domu ma daleko, więc zaprosiłem go do nas na kilka dni.

Anna podała Gautemu rękę, on zaś ją ucałował.

Kobieta natychmiast zapomniała o rozmowie z Folkem, z zachwytem przyglądała się nowemu znajomemu.

– Nie mogę pozbyć się wrażenia, że już pana widziałam. Kogoś mi pan przypomina, ale nie wiem kogo. Był pan ciężko ranny, rycerzu Gaute?

Gaute wahał się, pewnie dlatego, że nazywała go rycerzem, ale Folke szturchnął go w bok.

– Byłbym się wykrwawił na śmierć, gdyby mnie pan Folke nie znalazł i nie przeniósł do szpitalnego namiotu.

– Jakie to wzruszające, Folke Bårdsson – rzekła Anna złośliwie. – Skąd pan pochodzi, rycerzu Gaute?

– Z Värmlandii.

– Nigdy przedtem nie był pan w naszych okolicach?

– Nie, nawet nie widziałem twierdzy Varberg, przejeżdżaliśmy tylko obok, imponująca budowla.

– W porównaniu z zamkiem Båhus chyba nie aż taka imponująca.

– Zamek w Båhus jest wyższy i potężniejszy, otoczony pierścieniem ogromnych murów. Ma wysokie wieże, ale jest przysadzisty i ciężki. Twierdza Varberg natomiast położona jest pięknie na szczycie góry i rozciąga się stamtąd wspaniały widok na morze.

– My teraz nie możemy tam bywać, bo twierdzę zajął junkier Eryk.

– To wstyd, że wypędził królewskiego ulubieńca! – wykrzyknął wzburzony Gaute.

Folke słuchał zdziwiony. Gaute najwyraźniej mało wie, o co toczy się walka w kraju. Jak wielu innych młodych mężczyzn, został zmuszony do udziału w niej, nie wiedząc nawet, w jakiej sprawie król walczy.

Anna uśmiechnęła się wyniośle.

– Ja też byłam wielbicielką naszego wielkiego księcia, Bengta Algotssona, potem jednak odkryłam, że maon jeden feler. To wszystko zmienia.

Gaute spojrzał na nią uważnie.

– Feler? Książę? – pytał z niedowierzaniem.

– Jeśli mówię „feler”, to nie mam na myśli wady fizycznej. Uważałam go za człowieka lojalnego, ale to nieprawda. Głęboko mnie rozczarował.

Gaute wyglądał na zakłopotanego. Prawdopodobnie wielbił księcia, podobnie jak czyni to wielu prostych ludzi. Podziwiał kogoś, kto odznaczył się w walkach, został pasowany na rycerza, potem mianowany księciem, otrzymał od króla Hallandię i Finlandię jako majątki książęce, ktoś taki musi być w ich oczach bohaterem.

Żeby się tylko Gaute nie zdradził, myślał Folke. Jeśli Anna odkryje, że chłopak jest synem prostej kobiety, może wywołać skandal. Matka nigdy by mi tego nie darowała, a nowy przyjaciel doznałby przykrości.

– A jak tam sprawy w majątku pana Gustava, pani Anno? Mam nadzieję, że u pani Margarety wszystko w porządku.

– Ona też wybierała się do państwa, ale wczoraj wieczorem zaniemogła.

– A co się stało?

Anna wzruszyła ramionami.

– Tak niewiele trzeba...

– Pewnie dowiedziała się, że pani jeździła do Oslo?

Anna zarumieniła się nagle.

– Nie rozumiem, o czym pan mówi, panie Folke. Dlaczego pan wciąż do tego wraca? Nigdy nie byłam w Oslo, nie miałam zamiaru tam jechać. Co bym tam miała robić? Nikogo w stolicy nie znam.

– No, chyba tak, ale zdaje mi się, że wiem, co panią tam pognało. Proszę więcej o tym nie myśleć, bo z tego wynika tylko złość i rozczarowanie. Musi pani zrozumieć, że tam, dokąd pani pojechała, jest więcej ludzi, niż mogła pani kiedykolwiek przypuszczać. Poza tym høvding pozostaje w służbie królewskiej dlatego, że potrafi odnaleźć ludzi i przyszpilić tych, których nie lubi.

– Teraz mówi pan zagadkami, panie Folke. O jakiego høvdinga chodzi?

– Mam na myśli doradcę w dużym dworze, który został tam postawiony, by pilnować.

W tym momencie podszedł do nich pan na Borganas z jakimś innym panem, którego Folke nie poznawał. Ten natychmiast zaczął rozmawiać z Anną, jakby byli od dawna zaprzyjaźnieni.

Folke nie znał wójta. Pamiętał tylko, jak Greta się do niego mizdrzyła podczas uczty w Varberg tamtego dnia, kiedy przyjechała księżna wdowa Ingebjørg. Wójt nie pozostawał obojętny na jej starania, ale prawdopodobnie nie wie, kim jest Folke.

Folke nie miał pojęcia, jak daleko dotarli Anna i wójt w swojej wyprawie na północ, zanim uznali, że równie dobrze mogą zawrócić, postanowił jednak skorzystać z okazji. Uśmiechał się tak przyjaźnie, jak tylko potrafił, przywitał się elegancko i przedstawił Gautego, nie wymieniając własnego nazwiska, jakby uważał za rzecz oczywistą, że wójt je zna.

– Wielka szkoda, że państwo musieli wracać z Norwegii tak szybko, właśnie dowiedziałem się od pańskiej małżonki, jak to było – mówił cicho, by Anna nie słyszała.

Wójt posłał mu zdumione spojrzenie.

– Moja małżonka opowiadała panu o podróży?

Folke przytaknął.

– Zrozumiałem, że musieli państwo zawrócić. Istnieją bowiem wrogie twierdze, których nie można ominąć.

Wójt przytaknął, najwyraźniej zbity z tropu.

– Próbowałem jej to powiedzieć, ale skoro pan zna moją żonę tak dobrze, to wie, że jak ona sobie coś wbije do głowy, to nie ustąpi. – Uśmiechnął się, jakby przepraszał w imieniu żony.

– Uważam, że powinna zrezygnować. Dużo trzeba, żeby chłopak zaczął stanowić zagrożenie.

Wójt przytaknął.

– Też jej to mówiłem. On stanie się dorosły dopiero za dwanaście lat. W tym czasie wiele może się wydarzyć.

Anna odwróciła się ku nim gwałtownie.

– O czym rozmawiacie?

– Twój przyjaciel się ze mną zgadza, moja droga – odparł wójt słodkim głosem. – Uważa, że na razie powinnaś odłożyć swoje plany.

Twarz Anny pokrył ognisty rumieniec. Ujęła męża pod ramię i odprowadziła. Kiedy Folke odwrócił się za nimi, zadawał sobie pytanie, czy wójt zrozumiał własną nieostrożność.

– A o co to chodziło? – spytał Gaute. – Zdawało mi się, że ta piękna pani Bardzo się czymś zdenerwowała.

– Tak, ona ma straszny temperament. Widocznie uznała, że wójt okazuje jej za mało uwagi.

– Ale czego dotyczyła ta rozmowa o wrogich twierdzach?

– To takie przenośnie. Później ci opowiem.

Wieczór okazał się wielkim sukcesem Gautego. Było tak, jak Folke przypuszczał: kobiety otaczały go tłumnie. Młode panny posyłały mu tęskne spojrzenia, a starsze panie na wyścigi starały mu się dogadzać, pewnie w nadziei, że zechce się ożenić z którąś z ich córek.

Folke zauważył, że ojciec dobrze się bawi. Zawsze lubił żartować z ludźmi i choć był arystokratą z krwi i kości, dostrzegał również słabe strony bogatych. Teraz najwyraźniej śmieszyło go, że goście uważają Gautego za człowieka wysokiego rodu, pożądaną partię dla swoich córek. Zwłaszcza gdy zobaczył, że Anna posyła Gautemu powłóczyste spojrzenia, nie krył rozbawienia. Nie miał nic przeciwko temu, by wystawić złośliwą i rozpieszczoną córkę pana Gustava na pośmiewisko.

Sam Gaute hołdy przyjmował ze stoickim spokojem. Folke podejrzewał, że to te jego pożyczone pióra tak pociągają kobiety. Chłopak jest zbyt nieśmiały, by uwierzyć, że sama jego uroda robi takie wrażenie. On sam zaniepokoił się, kiedy wyszło na jaw, że Anna i wójt naprawdę byli w Oslo. Czy pojechali też do Saemundgård? Co się tam wydarzyło?

Nie wierzył, że zdołali uprowadzić Alva, wyczytałby to z twarzy Anny. Choć potrafiła ukrywać własne myśli, to jednak nie mogłaby zachowywać się tak spokojnie, gdyby miała coś na sumieniu. Poza tym słowa wójta świadczyły, że nie osiągnęli celu. Wójt zgadzał się przecież z Folkem, że Anna powinna czekać.

Choć nie wierzył, że istnieje w tej chwili jakiekolwiek niebezpieczeństwo, nie mógł się doczekać, kiedy wyjedzie na północ. Nie tylko dlatego, że tęsknił za Ingebjørg – co nie dawało mu spać po nocach – ale Bardzo chciał się dowiedzieć, co się tam właściwie wydarzyło. Nieoczekiwanie postanowił wyjawić prawdę o Gautem. Matka i ojciec tacy są nim zachwyceni, że nie ma potrzeby dłużej czekać.

Kiedy ostatni goście się pożegnali, poprosił ojca o krótką rozmowę. Gaute poszedł już spać, Folke nie powiedział mu, co zamierza zrobić.

– Teraz? O tej porze? To nie może zaczekać do jutra? Folke pokręcił głową.

– To coś Bardzo ważnego.

– No dobrze, w takim razie chodźmy do mojego gabinetu.

Ojciec zapalił dwie świece na biurku i czekał.

– Jeśli to dotyczy twojej małżonki i dworu jej ojca, to wiesz, co o tej sprawie myślę. Jesteś moim jedynym synem, nie ma nikogo innego, kto mógłby odziedziczyć majątek.