Przepowiednia księżyca (29). Zatrute języki - Frid Ingulstad - ebook

Przepowiednia księżyca (29). Zatrute języki ebook

Frid Ingulstad

0,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.  

 
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjrrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjrrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu. 
[Opis wydawnictwa] 

 

Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 29 

 

/Zatrute języki, Frid Ingulstad, 2011 rokISBN: 9788375587647 (całość cyklu), 9788375588668 - Axel Springer; 9788376021331 (całość cyklu), 9788376021508 - Bap-Press/ 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (5) 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Barcin im. Jakuba Wojciechowskiego 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie (4) 
Biblioteka Miejsko-Powiatowa w Kwidzynie 
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. Marii Fihel w Miechowie 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Morągu 
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim (2) 
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 229

Rok wydania: 2011

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przepowiednia księżycatom 29

Frid Ingulstad

Zatrute języki

Przekład

Izabela Krepsztul-Załuska

Tytuł oryginału norweskiego:

Giftige tunger

Ilustracje na okładce: Eline Myklebust

Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys

Redakcja i korekta: BAP-PRESS

Copyright © 2006 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO

Copyright this edition: © 2011 by BAP-PRESS

Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS

All Rights Reserved

Wydawca:

Ringier Axel Springer Polska Sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 52

www.ringieraxelspringer.pl

BAP-PRESS

05-420 Józefów

ul. Godebskiego 33

www.bappress.com.pl

ISBN 978-83-7602-133-1

ISBN 978-83-7602-150-8

Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:

Infolinia: 0 801 000 869

Internet: www.fakt.literia.pl

Skład: BAP-PRESS

Druk: Unia Europejska

Galeria postaci

Ingebjørg Olavsdatter

dziedziczka dworu w Eidsvoll

Bergtor Måsson

były narzeczony Ingebjørg

Tyra Oddsdatter

narzeczona Bergtora

Gisela Sverresdatter

zmarła żona Bergtora

Orm Øysteinsson

były ochmistrz królewski

Pani Bothild

żona Orma Øysteinssona

Folke Bårdsson

mąż Ingebjørg

Bengt Algotsson

szwedzki książę, ulubieniec króla Magnusa

Młody król Håkon

nowo koronowany król Norwegii

Panna Anna

szwagierka Ingebjørg, starsza z sióstr Turego

Junkier Eryk

książę, starszy syn króla Magnusa

Król Magnus

król Szwecji

Królowa Blanka

królowa Szwecji, zarządza dystryktem Tunsberg

Simon Isleifsson

przywódca pielgrzymów

Ingerid

służąca Ingebjørg

W poprzednim tomie...

W czasie Wielkanocy roku tysiąc trzysta pięćdziesiątego szóstego Ingebjørg uwięziono w Nidaros pod zarzutem zdrady stanu. Simon i Ingerid biorą pod opiekę Alva i Olava, i zgodnie z planem wyjeżdżają na południe kraju. Gdy pewnego dnia Ingebjørg zostaje wezwana na przesłuchanie, pojawia się rycerz Darre, poraniony, okaleczony przez ludzi Orma Øysteinssona. Wraz ze swym wujem, znanym wojownikiem z Trondelag, przekonują króla Håkona, że Ingebjørg jest niewinna. Zostaje więc uwolniona. W tym czasie Folke i Bergtor przybywają do Nidaros. We troje wracają statkiem do Oslo, skąd Ingebjørg i Folke udają się konno do Saemundgård.

Ingebjørg jest w zaawansowanej ciąży i aby uniknąć obgadywania we wsi, bierze z Folkem potajemnie ślub. W domu urządzają przyjęcie, by „uczcić powrót do domu”. Tej samej nocy Ingebjørg rodzi zdrową córeczkę, która po matce Ingebjørg na chrzcie otrzymuje imię Elin.

Pewnego dnia do Saemundgård przybywa Hallstein Måsson, brat Bergtora. Odkrył prawdę o pierworodnym Ingebjørg i wie, że ona wierzy, iż dziecko żyje. W zamian za zapłatę oferuje się go znaleźć.

Ingebjørg i Folke wyprawiają wesele Ingerid i Simonowi. Dochodzą ich wieści, że wybuchł koklusz. Olav zapada na zdrowiu. W nądziei na uratowanie dzieci Ingebjørg ofiarowuje swój drogocenny krzyż z relikwią katedrze Świętego Hallvarda w Oslo. Olav wychodzi z choroby, to jednak nie był koklusz.

W Szwecji wybucha wojna między królem i jego synem. Folke dostaje wezwanie.

Ingebjørg odwiedza najmłodszy brat Eirika, Arnor. Mówi, że bracia Magnusson obwiniają ją o doprowadzenie do śmierci Sigtrygga, oraz że Hallstein odnalazł jej syna.

Rozdział 1

Ingebjørg zatrzymała się gwałtownie i już miała się odwrócić do brata Eirika, gdy dostrzegła nadbiegającego Simona.

– Ingebjørg, Ingerid cię szuka! Służące i parobkowie pokłócili się o to, kto ma młócić zboże. Nie chcą słuchać ani mnie, ani jej.

Ingebjørg otworzyła usta. Kolana jej drżały. Odwróciła się do Arnora Magnussona, by spytać go, co miał na myśli. On jednak zaczął uciekać.

Simon podszedł do niej.

– Coś nie tak?

Skinęła głową w stronę mknącej niczym wiatr postaci.

– Kto to był?

– Jeden z braci Magnussonów – odparła, niemal nie rozpoznając własnego głosu.

Simon zmarszczył czoło.

– Brat Eirika?

– Najmłodszy – przytaknęła.

Czuła suchość w ustach, zupełnie jakby język przywarł jej do podniebienia.

– Starsi bracia wysłali go, by spytał, czy byłam w Hornborg.

Simon powoli wciągnął powietrze.

– Hans Hummel... Myślałem o tym wiele razy, lecz nie chciałem cię niepokoić pytaniem. Wiedzieli o czymś?

– Tak. W każdym razie coś podejrzewali. Twierdził, że Hallstein dowiedział się tego od Bergtora, ale najwyraźniej Hallstein spotykał się z braćmi Magnusson.

– Sądzisz, że twój opiekun zdradziłby coś, co mogłoby cię narazić na niebezpieczeństwo?

Pokręciła głową. Nogi nadal pod nią drżały.

– Sądzę, że tylko to wymyślił. Może chciał mnie sprawdzić?

Simon patrzył w ślad za ciemną sylwetką, która właśnie zniknęła w lesie na dole.

– Twój opiekun mógł być pijany i nie do końca świadom, że brat mógł go wypytać – powiedział z troską w głosie. – Ale przecież i tak w końcu tajemnica zostałaby ujawniona. Wielu wiedziało, że mieszkałaś w Hornborg. I jeśli bracia Magnusson wiedzieli, że Sigtrygg miał się tam udać, a potem doszło do nich, że wydała go kobieta, pewnie zrozumieli, kto za tym stał.

– W takim razie chcą się zemścić.

– Nie odważą się niczego zrobić. To gnidy, nic nie znaczący dranie, a ty pochodzisz z wysokiego rodu. Nie mają dobrej reputacji. Zdają sobie sprawę z tego, że sędzia nie będzie miał dla nich litości, jeśli ci coś zrobią. Raczej nie powinnaś się ich obawiać, Ingebjørg. W Saemundgård roi się od ludzi, którzy cię ochronią. Tamci na pewno nie odważą się nawet zbliżyć.

– Najmłodszy to zrobił.

– Ale uciekł, gdy tylko mnie dostrzegł. – Spojrzał na nią uważnie. – Biedactwo, cała się trzęsiesz. Aż tak się przestraszyłaś?

Pokręciła głową.

– Nie, przeraziły mnie tylko jego ostatnie słowa. Twierdzi, że Hallstein wie o mnie wszystko. Odparłam, że on zawsze się przechwalał i że nie wierzę nawet w połowę tego, co mówi, i zaczęłam odchodzić. Wtedy zawołał za mną: „A w to, że znalazł twoje dziecko, też nie?”

Simon wpatrzył się w nią, wyraźnie przestraszony:

– To jakieś bzdury.

– Też tak sądzę. Na wszelki wypadek chciałam go wypytać, ale wtedy ty się pojawiłeś.

– Jeśli chcesz, pojadę do nich z kowalem. Sam wygląd Jona budzi postrach. Mogę im zagrozić sądem, jeśli nie powiedzą tego, co wiedzą.

– Nie, to ich nastawi jeszcze bardziej wrogo. Lepiej będzie, jeśli zapomnimy o tym wydarzeniu. Oni są biedni i z pewnością zazdroszczą nam dobrobytu, stracili dwóch braci i usilnie szukają winnych. Najgorszy jest Hallstein, który skłóca sąsiadów, rozpuszczając złe pogłoski.

Simon zamilkł i przez chwilę stali w milczeniu.

– A może są zainteresowani swoim bratankiem? Ingebjørg drgnęła. Taka myśl nie przyszła jej do głowy. – Dlaczego mieliby interesować się małym Eirikiem? Raczej nie stać ich na wychowanie dziecka i wątpię, by mieli na to ochotę.

– Powiedziałaś kiedyś, że ktoś mógł zainteresować się chłopcem, ponieważ pochodzi z wysokiego rodu.

– Miałam na myśli, że ktoś mógłby go kupić od Torsteina Svartego tamtego dnia, trzy lata temu, w nadziei, że kiedyś zwróci mu się to po wielokroć. Kolberud to mała miejscowość. Ludzie potrzebują pomocy, by przetrwać zimę. Chłopi zwykle dawali trochę jedzenia biednym z wioski. Moi rodzice też tak robili.

Simon zamilkł.

– A gdybyśmy dali im nieco z naszych zbiorów? – spytała z powątpiewaniem w głosie.

– Wtedy pomyślą, że mamy coś na sumieniu. Sądzę raczej, że powinnaś zrobić tak, jak mówiłaś, czyli poczekać, co się będzie działo. Pan Folke pojechał do Eidsvoll, by poznać zamiary Hallsteina, prawda?

– Tak, ale było u nich przyjęcie i nie zdołał się z nim rozmówić. Nie wyglądało także na to, by Hallstein miał zbytnią ochotę rozmawiać.

– Może ja bym spróbował? Wiesz, że umiem zdobywać informacje – uśmiechnął się szelmowsko. – Poza tym nie jestem zaangażowany w tę sprawę, może to coś ułatwi?

Ingebjørg zmarszczyła czoło.

– Uważasz, że do czegokolwiek się tobie przyzna? Habbarstad jest największym dworem w Eidsvoll.

– Jak słyszałem, Hallstein nie nadaje się do prowadzenia go. Dwór zaczął podupadać po tym, jak go przejął. Najchętniej jeździłby na polowania i sprzedawał skóry bratu w Oslo. Nie wiadomo zresztą, czy wiele na tym zarabia. Jeśli możesz zapłacić za informacje, nie będzie trudno coś z niego wydobyć.

– Pomyślimy o tym, Simonie. Teraz czuję się zbyt przestraszona i oszołomiona.

Podczas kolejnych dni nie rozmawiali więcej o tym wydarzeniu. Oboje zajmowali się swoimi obowiązkami, jakby nic się nie wydarzyło. Ingebjørg trzymała swoje myśli dla siebie, wahając się między zwątpieniem a nadzieją.

Tęsknotę za Folkem odczuwała niczym ból duszy i ciała. Spędzili razem zaledwie pół roku, po czym znów go od niej oderwano. Nie potrafiła się w pełni cieszyć tym, że jest w domu, w Saemundgård, bowiem nie towarzyszył jej Folke. Tęskniła za nim w nocy, podczas posiłków i w czasie wszystkich zajęć w ciągu dnia. Tęskniła za tymi chwilami, gdy mijali się na podwórzu, zatrzymywali, uśmiechali do siebie ze szczęściem w oczach i zamieniali kilka słów.

Brakowało jej najważniejszej istoty, chociaż miała przy sobie małą Elin, Alva i Olava. Także Simona i Ingerid. Gdy dostrzegała postępy w rozwoju Elin, obserwowała, jak mała unosi główkę, obraca się na bok i na brzuszek, jak po raz pierwszy układa usta w dzióbek i próbuje naśladować dźwięki wydawane przez matkę, wtedy nieobecność Folkego była najbardziej bolesna. Cieszyłby się przecież razem z nią.

Ingebjørg, która kiedyś tak dzielnie i odważnie zarządzała wraz z matką gospodarstwem, nagle poczuła się niepewnie. Oczywiście, wiele codziennych spraw przekazała Simonowi, ale zdarzało się, że gdy pytał ją o decyzję, często nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Zupełnie jakby lata spędzone z dala od domu sprawiły, że zapomniała o rzeczach oczywistych.

Dostrzegała czasem, że Simon zerka na nią pytająco, jakby zastanawiał się, czy ona zamierza coś przedsięwziąć, lecz zachowywał milczenie. Myślał pewnie, tak jak ona, że jeśli Hallstein naprawdę odnalazłby małego Eirika, już dawno by to rozgłosił. Były to czcze przechwałki, jak wszystko inne, nie miała wątpliwości.

Od któregoś z sąsiadów kowal Jon dowiedział się, że nie było już dalszych przypadków kokluszu we wsi i że choroba jakby odeszła z tej części kraju. Simon odkładał zbieranie liści do czasu, gdy chodzenie po lesie będzie bezpieczne i uznał teraz, że już nie ma zagrożenia. Ingebjørg wątpiła, czy potrzebują dodatkowej paszy, skoro zebrali tego lata dużo siana, lecz Simon twierdził stanowczo, że powinni zebrać jak najwięcej, choćby po to, by pomóc biednym.

Aby wykorzystać dobrą pogodę, parobcy wyruszyli wczesnym rankiem, zaopatrzeni w noże i jedzenie na cały dzień. Wrócili dopiero wieczorem. Ścięli i związali gałęzie brzozowe w pęki i zostawili do wyschnięcia, by je potem wnieść pod dach.

Ingebjørg nie lubiła, gdy w gospodarstwie zostawało tak niewielu mężczyzn. Co chwilę rzucała zaniepokojone spojrzenie w dół doliny, ale jednocześnie starała się nie dać Ingerid do zrozumienia, że coś ją niepokoi. Alv i Olav bawili się jak zwykle na podwórzu. Zapowiedziała stanowczo Ingerid, by nie spuszczała z nich wzroku, bo mogliby wpaść do studni, albo że widziała ślady dzikich zwierząt za obejściem. Ale najbardziej obawiała się, że bracia Magnusson chcieliby zemścić się na dzieciach.

Odpowiedzialność za trójkę maluchów doprowadziła ją do tego, że stała się bardziej strachliwa. Przecież widok niedźwiedzia, wilka czy rysia nie był niczym niezwykłym w tej okolicy i wcześniej się takimi sprawami nie przejmowała. Tylko podczas zimy, gdy wilki były głodne i tworzyły stada, stawały się groźne, ale w innych porach roku zwykle uciekały, gdy poczuły człowieka; tak samo zachowywały się inne dzikie zwierzęta. Mimo to wiedziała, że nigdy nie można być całkiem pewnym. W obecności Folkego żartowała, że niedźwiedź pewnie bardziej bałby się Alva, niż chłopiec jego, lecz nie była wtedy całkiem szczera. Nie chciała pokazać, jak bardzo się boi. Wstydziła się tej słabości i nie mogła pojąć, czemu tak się zmieniła, ona, która przetrwała tyle niebezpieczeństw w życiu.

Gdy parobcy wyruszyli po raz kolejny na zbiór liści, a wraz z nimi Simon, poczuła niepokój od razu, gdy zniknęli. Tej nocy miała przerażający sen o hordzie ubranych na czarno jeźdźców, którzy wpadli na podwórze, złapali Alva i uprowadzili go. Zastanawiała się, czy ten sen nie był przypadkiem ostrzeżeniem, że powinna jeszcze bardziej uważać. Nie potrafiła skupić się na pracy, tylko przerzucała się od jednego zajęcia do drugiego.

Na zewnątrz było chłodno, lecz pogodnie. Alv i Olav, ciepło ubrani, bawili się w dziecinnej zagrodzie, którą Simon zbudował im z mniejszych szczap i gałęzi. Świerkowe szyszki udawały krowy, a kamyki owce. Ingebjørg stale wymyślała sobie preteksty, by wyjść do chłopców, mimo że Ingerid zerkała na nich przez otwarte drzwi. Służąca narzekała, że ciepło ucieka z domu, lecz Ingebjørg tego nie słuchała.

Niepokój nie opuszczał Ingebjørg. Wciąż podchodziła do ogrodzenia i spoglądała w dół doliny. Wkrótce dostrzegła zbliżających się do dworu jeźdźców.

Pobiegła na podwórze, złapała Alva i Olava za ręce i pośpieszyła z nimi do starego domu.

Ingerid spojrzała na nią zdumiona.

– Dopiero co ich ubrałam po drugim śniadaniu i pozwoliłam im wyjść.

Ingebjørg zmieszała się. Nie chciała niepotrzebnie niepokoić Ingerid, lecz musiała jej to jakoś wytłumaczyć.

– Ktoś tu jedzie, więc pomyślałam, że lepiej będzie, jeśli znajdą się w środku.

– We wsi nie ma już kokluszu.

– Nigdy nie wiadomo.

Znów poczuła na sobie zdziwione spojrzenie Ingerid. Pomyślała, że może powinna jej wyjawić prawdziwe powody swego zachowania.

Alv zaczął płakać, bo chciał nadal się bawić w zagrodę. Ingerid pośpiesznie dała mu dwie drewniane chochle, którymi od razu zaczął stukać.

Ingebjørg podeszła do drzwi.

– Wyjdę i zobaczę, kim są przybysze.

Bracia Magnusson chyba nie posiadali aż trzech koni, pomyślała. Dobrze pamiętała wspaniałego konia Eirika; głowiła się kiedyś, skąd go wziął. Może ukradł?

A gdyby to ludzie panny Anny w końcu ją wytropili? Przypuszczalnie byłoby ich więcej. Tak samo, jak ludzi biskupa Salomona. Nie mógłby to też być Folke, wyjechał przecież tuż przed zbieraniem liści. Mimo że niepokoje w Szwecji zostały zażegnane, niemal zanim się zaczęły, miał zajechać do rodzinnej posiadłości i odwiedzić matkę i ojca. Nie, to musiał być ktoś inny.

Hallstein? Czy to możliwe, że brat Eirika mówił prawdę? Drżała z niepokoju. Może nadjeżdżający jeźdźcy mają jej coś ważnego do powiedzenia?

Zrobiła kilka kroków do przodu, lecz zaraz się zatrzymała. To szaleństwo. Czyżby naprawdę wierzyła, że ludzie, którzy kupują małe dziecko w nadziei, że się na nim wzbogacą, mogliby nagle je oddać? A jeśli Arnor Magnusson mówił prawdę, że Hallstein odnalazł Eirika, przecież najpierw przyszedłby żądać pieniędzy! Niepokój narastał. Gdyby tylko Simon był w domu! Jak oh mógł pójść z pozostałymi parobkami, skoro wiedział, że są z Ingerid we dworze zupełnie bezbronne?

Rozdział 2

Gdzież się podziewa Simon? Przecież obiecywał, że niedługo wróci, a już minęło tyle czasu.

Odwróciła się gwałtownie, przebiegła przez podwórze i wpadła do starego domu.

Ingerid stała przy palenisku i mieszała w saganku z kaszą. Obejrzała się.

– Kto to jest?

– Nie wiem, jeszcze nie dojechali.

– Są z nimi dzieci? – Ingerid najwyraźniej myślała jeszcze o kokluszu.

Ingebjørg pokręciła głową.

– Nie dostrzegłam. To trzej jeźdźcy, mężczyźni.

– Może biskup przesyła podziękowania za krzyż z relikwiami?

– Też tak pomyślałam, ale byłoby ich więcej.

– Może to Bergtor Måsson.

Ingebjørg zaprzeczyła stanowczo.

– Wziąłby wtedy ze sobą Tyrę, ale ona albo zaraz urodzi, albo już urodziła. – Ach, jakżebym chciała, żeby to był on! Jakie to dziwne, że jego ludzie nie wspomnieli o Tyrze ani słowem, gdy był tam Folke, i nie powiedzieli też, czy odbył się ślub.

Dostrzegła, że Alv bawi się niebezpiecznie blisko skraju paleniska. Odsunęła go w stronę Olava, który siedział w kącie.

– Ogień jest niebezpieczny, Alvie. Au, au! – dodała, wskazując na płomienie.

– Miau, miau – dorzucił ze śmiechem Olav.

Ingebjørg nie mogła powstrzymać uśmiechu. Wyszła do sieni i wyjrzała przez drzwi. Otworzyła szeroko oczy. Przepełniła ją radość. Jednak był to Bergtor! Wybiegła mu na spotkanie.

– No, no, ale powitanie! – powiedział Bergtor z uśmiechem, zeskakując z końskiego grzbietu. – Nie liczyłem na to, że zostanę przyjęty z takim entuzjazmem.

Ingebjørg roześmiała się i już miała odpowiedzieć, ale ugryzła się w język. Przecież jej radość wynikała z obawy, że to ktoś inny. Zarzuciła mu ramiona na szyję.

– Więc zajrzałeś w końcu do Saemundgård! Jeszcze nie widziałeś Elin!

Odniosła wrażenie, że przez twarz Bergtora przebiegł cień.

– Folke przenocował w Belgen, więc pewnie słyszałeś, że mamy maleństwo?

Pokiwał głową.

– Tak, szkoda, że mnie nie było w domu. A ciekawość mnie tak męczyła, że musiałem się wreszcie dowiedzieć, co się wydarzyło od ostatniego razu.

Ingebjørg spoważniała.

– Folke musiał wyjechać do Hallandii, bo wybuchła wojna między królem Magnusem i junkrem Erykiem.

– Obawiałem się, że to nastąpi. Słyszałem, że junkier Eryk ogłosił się królem Szwecji i panem Skanii. Król Magnus został zmuszony, by coś przedsięwziąć.

– Póki co junkier Eryk ogłosił wojnę przeciwko Bengtowi Algotssonowi, ale to przecież równa się wojnie przeciwko królowi Magnusowi.

Bergtor przytaknął.

– Miejmy nadzieję, że nie stracą rozsądku. A ty urodziłaś córkę, gratuluję, Ingebjørg! Służące przekazały mi nowinę po wyjeździe Folkego.

Uśmiechnęła się.

– To mała, śliczna dziewczynka, którą nazwałam Elin.

– Chyba nie piękniejsza od swojej matki?

Poczuła, jak zalewa ją rumieniec i przypomniała sobie słowa Folkego, że Bergtor nadal się w niej kocha.

– Jak Tyra? Już urodziła?

Bergtor spuścił wzrok i pokręcił głową.

– Nie zdążyła, poroniła...

– Och, Bergtorze, tak mi przykro. – Ogarnęło ją współczucie. To niesprawiedliwe, że on przeżywa tyle złego. Wraz ze śmiercią Giseli stracił poprzednie dziecko, a Torolv nie był przecież jego własnym synem. – Ciąża trwała na tyle długo, że nie spodziewałam się żadnego niebezpieczeństwa.

Wzruszył ramionami.

– Takie coś zawsze może się zdarzyć. Nie ona jedna straciła dziecko przed porodem. To cud, że sama przeżyła.

– Więc to dlatego Folke jej nie widział ani o niej nie słyszał. A myśmy sądzili, że wzięliście ślub latem.

– Przecież oczywiście byśmy was zaprosili. Tyra przeprowadziła się do swoich rodziców, ponieważ wyruszyłem w krótką podróż służbową.

– A co powiedzieli jej ojciec i matka na to, że była w ciąży przed ślubem?

Umknął spojrzeniem.

– Oczywiście nie byli zachwyceni. Tyra się wyspowiadała, a ja zapłaciłem wysokie ofiary.

– Ale dlaczego nie ożeniłeś się z nią, gdy wróciłeś do domu?

Westchnął głęboko, nadal unikając jej spojrzenia.

– Było wiele powodów – rzucił niewyraźnie.

Zrozumiała, że nie chce o nich mówić.

– Chodź do środka! Jestem pewna, że Alv cię pozna. Stajenni zajmą się waszymi końmi.

Poszła przodem. Gdy weszli do izby starego domu, obaj chłopcy przerwali zabawę i wpatrzyli się podejrzliwie w Bergtora.

Bergtor skinął głową w kierunku opuszczającej izbę Ingerid i rozejrzał się po pogrążonym w półmroku pomieszczeniu. Teraz, gdy słońce stało niżej nad horyzontem, dymnik nie wpuszczał tyle światła co latem.

– Czy jeszcze nie wprowadziłaś się do nowego domu, który dla ciebie zbudowałem?

– Owszem, ale Ingerid woli gotować tutaj, by dym nie osiadał na świeżych ścianach. – Podeszła do kącika zabaw i wzięła Alva na ręce. – Zobacz, Alv, to Bergtor, tata Torolva!

W tym momencie Alv odwrócił twarz od mężczyzny, zaszamotał w jej ramionach i chciał zejść na ziemię. Gdy go postawiła, pobiegł do kąta i schował się.

– Ależ Alvie, co się z tobą dzieje? – Spojrzała na syna z niepokojem.

– Ja chyba rozumiem – odezwał się Bergtor zmieszany. – Pewnie nie chce wspominać waszego pobytu w Oslo zeszłej jesieni. Torolv szczypał go, a ja wymierzyłem mu policzek za karę. Torolv nie zareagował, ale Alv się przestraszył.

Ingebjørg dobrze pamiętała ów incydent. Przypomniała sobie słowa pani Katariny, że nad rodem Turego ciąży klątwa. To, co ujrzała w oczach Torolva, nie było niewinnością dziecka, ale złem. Takim samym, jakie dostrzegała w oczach Turego. Zadrżała.

Do tej pory nie dostrzegała niczego takiego w oczach Alva i cieszyło ją to, lecz nie czuła się całkiem bezpiecznie.

– Jaka szkoda, że pamięta. Torolv jest przecież jego przyrodnim bratem.

– Nic na to nie poradzimy, Ingebjørg. Albo Torolv z tego wyrośnie, albo będzie jak jego ojciec.

– Obawiasz się tego? – spojrzała na niego uważnie. Wzruszył tylko ramionami.

– Opowiadaj, co się tu wydarzyło po twoim powrocie.

Wskazała mu dłonią miejsce do siedzenia i postawiła na stole kubek i dzban z piwem.

– Folke i ja wzięliśmy ślub. W całkowitej tajemnicy.

Twarz opiekuna lekko drgnęła, ale może tak się tylko Ingebjørg wydało. Rozumiał pewnie, że chcieli to zrobić jak najszybciej, przecież nawet rozmawiali o tym na pokładzie statku.

– Co za pośpiech – rzucił sucho.

– Nie chcieliśmy, żeby ludzie we wsi gadali, że nie jesteśmy małżeństwem. Poza tym nie byłoby to dobre dla Elin.

– Jak wam się udało przeprowadzić ceremonię tak, by ludzie się nie domyślili?

– Pojechaliśmy do siry Kjetila do Eidsvoll. Wyspowiadałam się, świadkami byli inni księża i wzięliśmy ślub tego samego dnia. Potem urządziliśmy przyjęcie pod pretekstem świętowania powrotu do domu, ale potraktowaliśmy je jako nasze wesele.

Uśmiechnęła się, lecz Bergtor nie odwzajemnił uśmiechu.

– Czy Folke nocował w Belgen w drodze do Hallandii?

– Nie, wyruszył kilka dni temu. Zajechał do Oslo, by przekazać biskupowi Salomonowi mój krzyż z relikwiami.

Bergtor wpatrzył się w nią oniemiały.

– Twój krzyż z relikwiami?

– Olav zachorował i baliśmy się, że to koklusz. Żeby uchronić Alva i Elin przed chorobą, postanowiłam ofiarować ten krzyż.

– Jak mogłaś wpaść na coś takiego? – Bergtor był wyraźnie poruszony i rozzłoszczony. – Obiecałaś przecież matce, że zawsze go będziesz przy sobie nosiła! To przecież najcenniejszy krzyż w całym kraju!

– Życie dzieci jest więcej warte niż krzyż z relikwia mi – odparła drżącym głosem. Czuła się niczym mała dziewczynka strofowana przez ojca.

Bergtor kręcił głową, wpatrując się w nią z niedowierzaniem.

– Jak możesz coś takiego mówić?

– Dla mnie dzieci są więcej warte niż cokolwiek innego. Uważam, że krzyż pomógł mi przetrwać dotychczasowe niebezpieczeństwa, ale dzieciom już nie. Olav jednak zachorował.

– Olav nie jest twoim dzieckiem! Poza tym tylko ci się wydawało, że on zachorował na koklusz. Ofiarowałaś krzyż bez powodu.

– W katedrze Świętego Hallvarda może pomóc innym ludziom, którzy przyjdą tam modlić się o pomoc.

– Katedra Świętego Hallvarda ma już wystarczająco wiele innych relikwii. Nie pojmuję, jak mogłaś coś takiego zrobić, Ingebjørg! Co by powiedzieli twoi rodzice, gdyby wiedzieli, że ofiarowałaś drogocenny krzyż, by uratować cudze dziecko?

Ingebjørg aż poczerwieniała z gniewu. Czy Bergtor naprawdę mógł być aż tak małostkowy?

Stał teraz nieporuszony, wpatrzony w nią. W końcu westchnął.

– Dlaczego się kłócimy? I to na dodatek za pierwszym razem, kiedy cię widzę po powrocie do Saemundgård?

– Też o tym pomyślałam. – Pokręciła głową. – Przecież tak się ucieszyłam, gdy cię zobaczyłam. Przykro mi, że zrobiłam coś, co cię wzburzyło, ale wtedy tak bardzo się bałam, że nie widziałam innego wyjścia.

Bergtor westchnął ponownie.

– Nie wiem, co mnie napadło, Ingebjørg.

– Zapomnijmy o tym – uśmiechnęła się Ingebjørg. – Poproszę służące, by przygotowały dobry posiłek. Potem porozmawiamy i opowiemy sobie o wszystkim, co się wydarzyło w czasie lata. Zemszczę się za wszystkie plotki o mnie!

Bergtor roześmiał się. Lody stopniały i powróciła radość.

– Któż poważył się na plotkowanie o mojej niewinnej wychowance?

– Mąż Solveig, jego matka, bracia Magnusson oraz twój ukochany brat Hallstein. – Chciała nadać tym słowom żartobliwy ton, lecz nie całkiem się jej to powiodło.

Uśmiech Bergtora zniknął.

– Czy Hallstein tu był?

Postanowiła, że nie powie więcej niż to konieczne.

– Przybył, by mnie tu powitać.

– Wzruszające – niemal prychnął. – Czego chciał? Mów!

– Wiesz, jaki jest Hallstein. Zawsze lubi się do wszystkiego mieszać. Twierdził, że wie o mnie wszystko. Nawet to, że mój pierworodny nie urodził się martwy, lecz został oddany, i że ja wierzę, że on żyje.

Bergtor poczerwieniał z gniewu.

– Chyba przejadę się do Habbarstad. Co jeszcze powiedział?

– Zaoferował, że mi pomoże odnaleźć małego Eirika. Ale za zapłatą.

Bergtor z trudem złapał oddech.

– To ci dopiero! Cóż na Boga przekonało go, że chłopiec żyje?

– Najwyraźniej spotyka się z braćmi Magnusson. Jeden z nich mnie odwiedził. Napomknął, że mieszkałam w Hörnborg i twierdził też, że Hallstein dowiedział się tego od ciebie.

Bergtor zbladł.

– Tego mu nigdy nie powiedziałem!

– Tak przypuszczałam. Zresztą nie uważam, żeby Hallstein interesował się tym, co się dzieje w kraju.

Bergtor był wyraźnie poruszony.

– Chyba rozumiesz, co to oznacza, Ingebjørg? Przecież mogą się także dowiedzieć, że na Sigtrygga doniosła kobieta.

Pokiwała głową.

– Przyznaję, że się przeraziłam, ale Simon uważa, że oni nie odważą się niczego mi zrobić. To awanturnicy i wiedzą, że nie okaże się im litości, jeśli coś im przyjdzie do łbów.

Bergtor zamyślił się.

Ingebjørg widziała, że jest naprawdę zatroskany.

– Nie myślmy o tym teraz. Porozmawiajmy o czymś przyjemnym. Będziecie robić wesele?

– Tak, pewnie tak.

Spojrzała na niego zdezorientowana.

– Musisz się pośpieszyć, zanim znów będzie brzemienna – zażartowała.

Pokiwał głową, nie patrząc na nią.

– Tyra chciałaby wziąć ślub przed zimą. Mam nadzieję, że Folke już wtedy wróci i że będziecie mogli przyjechać.

– Ustaliliście już dzień?

– Tak, sobota przed świętym Szymonem.

Ingebjørg zdziwiła się. Bergtor najpierw sprawia wrażenie, jakby nie wiedział, czy w ogóle chce się ożenić, a teraz mówi, że dzień już jest ustalony.

– Przyjedziemy. A jeśli Folke nie wróci do tego czasu, będę mogła wziąć ze sobą Simona i Ingerid?

– Oczywiście. – Zerknął na nią spod oka. – Widzę, że dobrze się zżyliście?

– Nie wiem, jak bym sobie poradziła bez Simona. Folke ustanowił go zarządcą gospodarstwa i gdy go nie ma, on podejmuje większość decyzji.

– Nie czujesz się z tym dziwnie, skoro przyzwyczajona byłaś do samodzielności po śmierci twojego ojca?

– Jako pani domu i tak jestem zajęta. – Uśmiechnęła się. – Mam teraz troje dzieci i wiele służących, których trzeba pilnować. Cieszy mnie, że nie muszę się zajmować męskimi obowiązkami.

– Mówisz o trójce dzieci? Sądziłem, że to Simon podjął się opieki nad Olavem, po tym jak go znalazł w Nidaros?

Przytaknęła.

– Tak było, a po ślubie z Ingerid Olav miał należeć do nich. Ale Olav i Alv są jak bracia. Śpią w jednym łóżku i gdy Alv idzie w nocy spać do mnie, Olav idzie za nim. Tylko kiedy był chory, siedziała przy nim Ingerid. Ona i Simon kochają go, jakby był ich własnym dzieckiem.

Twarz Bergtora rozjaśniła się.

– Nie wiedziałem, że wzięli ślub!

– Wyprawiliśmy im wesele, bardzo udane. – Ingebjørg uśmiechnęła się. – Cieszę się zwłaszcza ze względu na Simona. Stracił swoją poprzednią żonę i nie sądził, by jeszcze mógł kogoś pokochać. Jego żona była wtedy brzemienna... A teraz jest innym człowiekiem, pogwizduje i uśmiecha się, aż miło patrzeć. W drodze do Nidaros niemal nie sposób było wydobyć z niego słowa.

Bergtor uśmiechnął się do niej. Wydawał się pogodniejszy. Może Folke miał rację, że Bergtor nie tak całkiem o niej zapomniał. Ale w każdym razie poślubi Tyrę, która będzie dla niego dobrą żoną.

– Opowiedział ci o swojej pracy dla króla Håkona? Przytaknęła.

– Polecono mu, by sprawdził, czy mam coś do czynienia z buntownikami. Po krótkim czasie wiedział, że jestem niewinna, lecz nie udało mu się o tym przekonać ludzi króla. Sądzę, że źle się czuł z tym, iż działał za moimi plecami, ale pod koniec robił to po to, by mnie ratować. Razem z Ingerid zastanawiałyśmy się wtedy, co on porabia wieczorami, gdy znika z gospody. Hake uważał, że pewnie chodził do Nedre Geilan do jakiejś ladacznicy, lecz żadna z nas w to nie wierzyła.

– Dlaczego nie?

– On nie jest taki. Podobny jest do ciebie – dodała z uśmiechem. – Porządny, uczciwy, wierny i godny zaufania.

– Przecież po śmierci żony nie miał nikogo, względem kogo miałby zachowywać wierność.

– O, tak, przez wzgląd na siebie i pamięć o niej. Dopiero gdy zaczął zerkać na Ingerid, stał się pogodniejszy. Jak to dobrze, że znaleźli siebie. Pasują do siebie jak ulał. Naprawdę przyjemnie jest na nich patrzeć. Poza tym czuję się bezpieczniej w gospodarstwie z kimś takim jak Simon. Jest potężnej postury i mało kto odważyłby się wdać z nim w kłótnię. – Roześmiała się.

Bergtor spojrzał na nią z czułością.

– Nadal jesteś równie ładna, Ingebjørg, a przecież urodziłaś troje dzieci!

– Ależ nie mów tak. – Wstała i wyszła, by wydać polecenia służącym. Krępowało ją, gdy mówił takie rzeczy lub patrzył na nią w pewien sposób.

Gdy wróciła, zauważyła, że Bergtor siedzi pogrążony w głębokiej zadumie.

– Zastanawiam się, o co tak naprawdę chodzi Hallsteinowi.

– Czyż jemu zawsze nie chodzi o oszustwa i intrygi? Pamiętam, że przybył tu, zanim wyjechałyśmy z matką do Oslo. Zaproponował wtedy, że mogłabym się przenieść do Habbarstad. Matkę to rozzłościło. Jej córka nie mogłaby żyć na łasce innych!

Twarz Bergtora zesztywniała.

– Tego mi wcześniej nie powiedziałaś, ale mnie to nie dziwi. Wiem, że było też coś między nim a Giselą.

– Trudno mi wyobrazić sobie braci tak różnych od siebie jak wy dwaj.

Udał, że nie słyszy jej słów.

– Zastanawiam się, co on ma wspólnego z braćmi Magnusson. Różnią się pochodzeniem i sądziłbym, że on raczej wstydziłby się przestawania z takimi łobuzami. Zwykle chełpi się tym, że jest dziedzicem Habbarstad.

– Coś muszą mieć wspólnego. Zarówno on, jak i bracia Magnusson potrzebują pieniędzy. Może doszli do wniosku, że wyłudzą coś ode mnie.

– Nie powinnaś w ogóle się z nimi zadawać. Ani z Hallsteinem, ani z nimi. Jeśli znów się pojawią, poleć Simonowi, by ich przegonił.

Ingebjørg pokiwała głową. W tym momencie służące weszły z jedzeniem i zaczęły stawiać na stole masło, podpłomyki, ser i suszone mięso.

– Przypuszczałam, że nie jadłeś od rana – powiedziała z uśmiechem.

– Nocowałem po drodze u przyjaciół, by obejrzeć konia, którego mają na sprzedaż. Chyba zaczynam się starzeć, Ingebjørg – rzucił pogodnie. – Nie lubię jechać tutaj z Oslo w jeden dzień. Naprawdę czuję się zmęczony.

– Przecież nie jesteś stary.

– Ha, oczywiście, że jestem stary. Nie wszyscy mają takie szczęście, by przeżyć całe czterdzieści trzy lata.

– Jeśli jesz do syta, nie zachorujesz na dyzenterię i unikniesz wplątania się w waśnie między królami, możesz żyć długo.

– I jeszcze unikniesz ataku dzikich zwierząt, napadu rozbójników i do tego nie padniesz ofiarą czarnej magii... To prawda, Ingebjørg, można się porządnie zestarzeć, jeśli się uniknie wszelkich niebezpieczeństw życia.

Ingebjørg cieszyła się, że opiekun jest znów w dobrym humorze. W tym momencie usłyszała głos Simona dobiegający z podwórza. Już nie musiała się niczego obawiać, skoro i Bergtor, i Simon są w domu.

Simon wszedł z łoskotem do sieni. Jak zwykle musiał się zgiąć niemal na pół, by zmieścić się pod niską framugą.

– Czy chłopcy są w domu? Całkiem blisko chodzi ranna niedźwiedzica. – Odkrył obecność Bergtora i spytał: – O, czyżbyśmy mieli gości?

Bergtor wstał.

– Możesz mnie nie pamiętać. Jestem opiekunem Ingebjørg.

– Ależ tak, pamiętam – twarz Simona rozjaśniła się – że się poznaliśmy w Oslo przed rozpoczęciem pielgrzymki.