Przepowiednia księżyca (27). Utracony syn - Frid Ingulstad - ebook

Przepowiednia księżyca (27). Utracony syn ebook

Frid Ingulstad

0,0

Opis

 

 

Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjrrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjrrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu. 

 

Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 27 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych. 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej
Miejska Biblioteka Publiczna w Opolu

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 206

Rok wydania: 2011

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przepowiednia księżycatom 27

Frid Ingulstad

Utracony syn

Przekład

Anna Marciniakówna

Tytuł oryginału norweskiego:

Den forlatte Sønn

Ilustracje na okładce: Eline Myklebust

Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys

Redakcja i korekta: BAP-PRESS

Copyright © 2006 by N.W. DAMM & SON A.S, OSLO

Copyright this edition: © 2011 by BAP-PRESS

Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS

All Rights Reserved

Wydawca:

Ringier Axel Springer Polska Sp. z o.o.

02-672 Warszawa ul. Domaniewska 52 www.ringieraxelspringer.pl

ISBN 978-83-7558-764-7

ISBN 978-83-7558-864-4

oraz

BAP-PRESS

05-420 Józefów ul. Godebskiego 33 www.bappress.com.pl

ISBN 978-83-7602-133-1

ISBN 978-83-7602-142-3

Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:

Infolinia: 0 801 000 869

Internet: www.fakt.literia.pl

Skład: BAP-PRESS

Druk: Unia Europejska

Galeria postaci

Ingebjørg Olavsdatter   

dziedziczka dworu w Eidsvoll

Bergtor Måsson

przybrany ojciec Ingebjørg, obecnie wdowiec

Tyra Oddsdatter

narzeczona Bergtora

Orm Øysteinsson

ochmistrz królewski

Pani Bothild

żona ochmistrza

Folke Bårdsson

szwedzki giermek, wielka miłość Ingebjørg

Młody król Håkon

nowo koronowany król Norwegii

Królowa Blanka

królowa Szwecji, zarządza dystryktem Tunsberg

Król Magnus

król Szwecji

Gustav Torvaldsson

teść Ingebjørg

Książę Bengt Algotsson   

szwedzki książę, ulubieniec króla Magnusa

Pani Greta Isacsdotter

żona Folkego Bårdssona

Panna Anna

starsza szwagierka Ingebjørg

Gudrid Guttormsdatter   

przybrana matka pierworodnego syna Ingebjørg

Junkier Eryk

starszy syn króla Magnusa

W poprzednim tomie...

Ingebjørg przyjechała do Oslo, by odszukać Gudrid Guttormsdatter, ale dowiaduje się, że tamta zmarła. Na pogrzebie rozmawia z jej sąsiadką, która mówi, że utonięcie małego syna Gudrid wydaje się podejrzane. Uważa, że chłopca uprowadziła jego prawdziwa matka.

Ingebjørg spotyka narzeczoną Bergtora, pannę Tyrę z Nidaros. Tyra opowiada o mniej więcej dwuletnim chłopcu, którym się zajmowała podczas choroby jego matki. Chłopiec ma na imię Olav! Po długich wahaniach Ingebjørg postanawia wyruszyć na pielgrzymkę do grobu świętego Olafa w katedrze w Nidaros. Między innymi w nadziei, że odnajdzie chłopca. Wyrusza w towarzystwie wielu innych pielgrzymów. Po drodze zostają napadnięci przez rozbójników, grozi im też wataha wilków, w końcu jednak docierają do celu.

Tymczasem do Tunsberg przyjechał Folke i dowiedział się, że Ingebjørg jest w Oslo. Jedzie tam w ślad za nią. Kiedy dowiaduje się od Bergtora, dlaczego Ingebjørg wybrała pielgrzymkę do Nidaros, postanawia też tam pojechać.

W Nidaros, w ogromnej katedrze, Ingebjørg przeżywa chwile uniesienia. W drodze z kościoła słyszy nagle głos, który mówi: „Ktoś, kto raz postawił stopę w tej katedrze, nigdy tak naprawdę z niej nie wyjdzie”. Potem poznaje opowieść o pewnym mnichu, którego duch podobno ukazuje się w katedrze, ponieważ za życia zamordował złego opata i po śmierci nie może zaznać spokoju.

Ingebjørg wyrusza do Ladę, gdzie mieszka ów mały chłopczyk. Po drodze wstępuje do Flak, by pozdrowić Auduna Thorvardssona, wnuka tamtego nieszczęsnego mnicha. W przedsionku dostrzega płaszcz bogatego mężczyzny, sądzi, że to prześladowcy ją ścigają i ucieka. Tymczasem owym bogatym mężczyzną jest Folke, który zna Auduna z dawnych czasów. Obaj chcą dogonić Ingebjørg, ale Folke jest tak wyczerpany podróżą przez góry, że traci przytomność i spada z konia. Łamie sobie nogę. Z pomocą przychodzą mnisi z klasztoru Elgeseter. Następnego dnia Ingebjørg wraca do Torkjellsgård w Ladę, by zobaczyć chłopca. Malec siedzi na podłodze i bawi się. Jego włosy barwą przypominają krucze skrzydła, a w mrocznym świetle oczy wydają się czarne niczym węgiel...

Rozdział 1

Ingebjørg wolno szła w stronę chłopca. Kolana się pod nią uginały.

Malec siedział w ciemnym kącie i wpatrywał się w nią bez słowa. Nie była w stanie rozróżnić jego rysów, widziała tylko, że jest bardzo smutny. Ostrożnie ukucnęła, by porozmawiać.

W tej samej chwili zauważyła, że zbliża się do niej ojciec dziecka. Zerwała się pośpiesznie, zawstydzona, że całą uwagę poświęciła chłopcu, zamiast przywitać się z dorosłymi.

– Bardzo przepraszam – uśmiechała się skrępowana. – Szczerze lubię dzieci, ten mały mnie oczarował od pierwszego wejrzenia. – Podała ojcu rękę. – Dziękuję, że wczoraj towarzyszyliście mi do miasta, cieszę się, że mój lęk był nieuzasadniony.

Mężczyzna skinął głową.

– My też się cieszymy. A jak się ma tamten pan?

Po ubraniu musieli się domyśleć, że Folke należy do innego stanu niż oni, pomyślała.

– Augustianie z klasztoru Elgeseter zajęli się nim dziś rano. Ma złamaną nogę, pewnie trzeba czekać długo, zanim kość się zrośnie, ale jego życiu chyba nic nie grozi.

– Dobrze to słyszeć. To pewnie jakiś pani krewny?

Ingebjørg zauważyła, że mężczyzna wyraża się elegancko. Chyba podejrzewa, że nie tylko Folke należy do wyższego stanu. Zastanawiała się, co ci ludzie sobie pomyśleli, widząc jej radość ze spotkania z Folkem.

– Nie, to mój dobry przyjaciel. Nie wiedziałam, że on też wybiera się do Nidaros, kompletnie mnie zaskoczył.

– Proszę, niech pani siada i napije się trochę miodu dla rozgrzewki. Na dworze ziąb.

Uważała, że nie może odmówić, choć najchętniej zostałaby przy małym Olavie i próbowała wydostać z niego choć parę słów.

– Domyślam się, że pani zna córkę naszych dawnych sąsiadów – mówił dalej mężczyzna, nalewając miodu do kufli.

– Tak, panna Tyra i mój przybrany ojciec są zaręczeni, ale jeszcze przez jakiś czas nie będą się mogli pobrać. On niedawno stracił żonę i musi zaczekać, aż minie okres żałoby.

– To dobry człowiek, mam nadzieję.

Ingebjørg przytaknęła.

– Tak, to dobry człowiek.

Nie miała ochoty rozmawiać o Tyrze i Bergtorze, chciała się jak najwięcej dowiedzieć o Olavie, zanim będzie musiała stąd wyjść.

– Panna Tyra mówiła, że zajmowała się małym Olavem. Słyszałam, że jego matka była chorowita, a teraz dowiedziałam się od jednego z pielgrzymów, że jesienią zmarła. Tak mi przykro.

Mężczyzna przytaknął, ale nie wyglądał na pogrążonego w żałobie. Może to taki zamknięty typ, poza tym mężczyźni niechętnie okazują uczucia.

– Dla chłopca to musiało być trudne – spróbowała znowu.

– On nie jest taki, jak się należy.

Ingebjørg spojrzała przestraszona.

– A co mu dolega?

Tamten jednak nie odpowiedział. Ingebjørg odwróciła się, ale spoglądała w stronę ciemnego kąta, gdzie mały Olav nadal siedział na podłodze. Nie podjął ani jednej próby wydostania się stamtąd, nie odezwał się też od jej przyjścia ani słowem.

– Dolega mu coś?

Mężczyzna wzruszył ramionami, a potem wyciągnął palec i postukał się w czoło.

Ingebjørg była wstrząśnięta. On uważa, że chłopiec jest chory na umyśle? Panna Tyra o niczym takim nie wspomniała, mówiła tylko, że sprawia wrażenie przygnębionego. Przyszła jej teraz do głowy straszna myśl: jeśli uratuje się dziecko, które zostało wyniesione do lasu i porzucone, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa będzie ono nienormalne. Czy to mogłoby być wyjaśnieniem? Może w ogóle się pomyliła, nikt nie uprowadził Olava dla zarobku. Mogło się zdarzyć, że on naprawdę wpadł do rzeki, a ktoś, kto go znalazł, pomyślał, że malec został porzucony. A potem pewnie żałował, bo przecież wiadomo, że ratowanie takich porzuconych dzieci jest niebezpieczne.

Ale jak chłopiec trafił do Nidaros?

Znowu zwróciła się w stronę kąta. Jeśli rzeczywiście chłopiec siedzi tak bez ruchu, sam w tym ciemnym zakamarku przez cały dzień, to trzeba się zgodzić, że coś jest z nim nie w porządku. Może został uszkodzony przy porodzie, albo zaraz potem. Czy mógłby to być jej syn? Poród był bardzo ciężki, ona długo leżała sama, bez pomocy, nie wiedziała też, jak pani Thora traktowała noworodka.

Na wspomnienie tamtych dni przeniknął ją dreszcz.

Zwróciła się do ojca:

– Przez dłuższy czas mieszkałam w klasztorze i nauczyłam się tam wiele o leczeniu chorych, zwłaszcza ziołami. Gdybyś chciał, mogłabym go zbadać.

Mężczyzna najpierw patrzył na nią zaskoczony, potem odwrócił się do brata z pytającym spojrzeniem. Tamten wolno pokręcił głową, że nie.

Ingebjørg przeniknął chłód. Wyglądało na to, że obaj machnęli ręką na dziecko i nie widzą sensu w próbach jakiejkolwiek pomocy.

– Nic bym za to nie wzięła.

Mężczyzna znowu spojrzał na brata. Tamten musi być starszy, bo to wyraźnie on rządzi. Znowu przecząco pokręcił głową.

Oni mi nie ufają, pomyślała bezradnie. Jak mogę obejrzeć dziecko, skoro ci dwaj nie udzielają pozwolenia? Krążyła, jej po głowie niejasna myśl, że przecież powinna rozpoznać w nim dziecko ze snu, ale w tej ciemnej izbie po prostu go nie widzi. Nie należy też zakładać, że to jej mały Eirik, bo rozczarowanie będzie trudne do zniesienia. Folke powiedział, że czeka ją, mimo wszystko, ciężkie przeżycie i miał rację. Jej największym wrogiem są własne myśli.

Powinna grać na zwłokę, starać się zaprzyjaźnić z tymi ludźmi. Pomogłoby też, gdyby wiedzieli do jakiego stanu Ingebjørg należy; wobec osoby wyżej postawionej będą pewnie bardziej uprzejmi i pozwolą jej tu zostać tak długo, jak zechce.

– Mój synek zachorował, kiedy jechaliśmy przez góry – zaczęła. – Nocowaliśmy w pewnej gospodzie, w której leżała młoda kobieta chora na krwawą biegunkę. Przez chwilę bałam się nawet, czy się od niej nie zaraził.

Obaj mężczyźni popatrzyli na nią z przerażeniem w oczach.

– Krwawą biegunkę? – wykrztusił starszy z nich.

– Nie wiem, czy było aż tak źle, w każdym razie bardzo go bolał brzuch, był blady i słaby. Mój przewodnik, Simon Isleivsson, którego spotkaliście wczoraj wieczorem w gospodzie, zabrał nas do klasztoru Nidarholm. Jeden z mnichów dał dziecku wywaru z pięciornika i natychmiast nastąpiła poprawa. Jaka to radość.

Teraz obaj bracia byli jeszcze bardziej zaskoczeni.

– Zabrał was na górę? – starszy brat pytał z niedowierzaniem.

– Tak. Znacie tamtejszych mnichów?

Bracia spoglądali po sobie niepewnie, żaden się nie odzywał.

– A może znacie gospodarza z Flak? Tego, który razem z Simonem Isleifssonem niósł rannego.

Tym razem ona spoglądała to na jednego, to na drugiego. Obaj mieli rozbiegane oczy i unikali patrzenia na nią. Pewnie słyszeli o dziwnych rzeczach dziejących się w katedrze, ale woleli, żeby im tego nie przypominać. Przeważnie ludzie boją się upiorów.

Ingebjørg uznała za rozsądne mówić o czym innym.

– Nic dziwnego, że Folke Bårdsson był taki zmęczony po podróży przez góry. Niedawno ja sama przejechałam konno przez Dovre i mało brakowało, a nie wyszlibyśmy z tego z życiem. Najpierw w Gudbrandsdalen zostaliśmy napadnięci przez rozbójników, a potem ścigała nas wataha wilków.

Twarz starszego z mężczyzn rozjaśniła się, z wyraźną ulgą przyjął zmianę tematu rozmowy.

– Ja też jechałem przez góry w połowie września. Koło Toftar znaleźliśmy troje pielgrzymów pobitych i półnagich, porzuconych na drodze. Napadli ich rozbójnicy.

Ingebjørg słuchała ze zgrozą.

– Ja czułam się bezpieczna, bo miałam pielgrzymi glejt.

Ojciec Olava pokręcił głową.

– Oni się tym nie przejmują. Wielu rozbójników to ludzie wyjęci spod prawa, nie mają nic do stracenia.

Z kąta, w którym siedział Olav, doszło ich ciche kwilenie. Ingebjørg chciała zerwać się z miejsca, ale ojciec ją zatrzymał.

– Proszę zostawić chłopca – rzekł tak stanowczo, że musiała posłuchać.

Posłała mu zdumione spojrzenie.

– Miałam nadzieję, że będę mogła naprawdę się z nim przywitać. Mam dla niego podarunek od panny Tyry.

Było to oczywiście kłamstwo, sama kupiła małego konika z drewna, bo zabawka z pewnością ułatwiłaby im kontakt. Sięgnęła do pielgrzymiej sakwy i wyjęła stamtąd niewielki pakunek.

– Chciałabym sama mu to dać.

Ojciec rzucił jej podejrzliwe spojrzenie.

– Nie przywykliśmy do podarunków – oznajmił matowym głosem. Życzliwość, która się pojawiła przy rozmowie o pielgrzymach, znikła jak ręką odjął.

– Panna Tyra bardzo mnie prosiła, żebym osobiście dała mu zabawkę jako znak, że o nim nie zapomniała – dodała.

Nic nie wskazywało, że mężczyzna jej wierzy.

Co się dzieje z tymi ludźmi, zastanawiała się zdumiona. Każdy by się ucieszył, że jego dziecko dostało prezent. Nie chciała się jednak poddawać.

– Pannie Tyrze byłoby przykro, gdyby się dowiedziała, że malec prezentu nie dostał.

– On niczego nie potrzebuje – odparł ojciec ostro.

Brat potakiwał:

– Chłopak powinien zostać wyrzucony wilkom i niedźwiedziom. Poza tym, on do nas nie należy.

Serce Ingebjørg podskoczyło w piersi.

– Nie należy do was?

Obaj pokręcili głowami.

– Chcesz powiedzieć, że nie jest twoim synem? – zwróciła się do ojca.

Mężczyzna odwrócił wzrok. Wyraźnie nie chciał czegoś wyznać. Obaj coś ukrywają. Może stanęła oto wobec odpowiedzi na zagadkę, chociaż byłoby to zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.

– Czy to dziecko zostało wyniesione do lasu i porzucone, żeby umarło?

Zobaczyła, że ojciec blednie i pożałowała swoich słów. Prawo zabrania wynoszenia dzieci. Przyznając się do czegoś takiego, ryzykował surową karę.

– Przysięgam, że nikomu słowa nie pisnę – rzekła pośpiesznie.

Oczy starszego miotały skry.

– My tego nie zrobiliśmy. Powiedziałem, że powinien zostać wyniesiony a nie, że został.

Ingebjørg przytaknęła.

– Rozumiem, ale nie ma pewności, że z nim jest coś nie w porządku. Nie wszystkie wyniesione dzieci źle się chowają.

Starszy mężczyzna zachichotał.

– No to popatrz na niego.

Ingebjørg rzeczywiście skierowała wzrok w stronę kąta. Chłopiec wciąż siedział bez ruchu i wpatrywał się w nią. Zastanawiała się, czy malec domyśla się, o kim rozmawiają.

– Dlaczego nie chcecie pozwolić, żebym go zbadała? Umiem więcej, niż wam się wydaje.

Nagle chłopiec zaczął płakać. Tak rozpaczliwie, że serce jej się krajało. Ojciec zerwał się niemal w tej samej chwili, skoczył do kąta i wymierzył dziecku siarczysty policzek. Płacz ustał, jak nożem uciął.

– Może on płacze, bo coś go boli?

Mężczyzna wrócił i znowu usiadł na ławie.

– Nic go nie boli – warknął gniewnie.

Ingebjørg czuła, że narasta w niej złość.

– A ja nie byłabym taka pewna. Zauważyłam to od razu, jak tylko tutaj weszłam.

Ojcu pociemniały oczy, zacisnął wargi. Jeśli nie będę ostrożna, to straci panowanie i każę mi wyjść. A wtedy przepadnie ostatnia możliwość stwierdzenia, kim jest Olav.

Całą siłą woli zmusiła się, by nie patrzeć już w ciemny kąt.

– Ciekawie będzie obserwować, jak pójdą sprawy kraju teraz, kiedy młody Håkon został królem. Przecież ma dopiero piętnaście lat.

Starszy pokręcił głową, wyraźnie rozgniewany.

– Na pewno nie tak, jak za starego króla.

– Słyszałam, że król Magnus pomaga synowi we wszystkim, jak może, i chciałby towarzyszyć mu w podróżach po kraju, ale niepokój, jaki wznieca junkier Eryk mu to utrudnia.

Obaj mężczyźni przytakiwali, wyraźnie zajęci tym, co się dzieje na świecie.

– Powinien był zaczekać, nie przekazywać jeszcze chłopcu rządów. – Ojciec Olava nie był już taki zawzięty. – Mogło zostać, jak było, jeszcze przez parę lat. Orm Øysteinsson dobrze się sprawował jako ochmistrz, nie potrzebowaliśmy w kraju żadnego króla.

Brat kiwał potakująco głową.

– Najpierw królem powinien zostać starszy. Nic dziwnego, że się wścieka. Król Magnus nie powinien był podejmować takiego rozstrzygnięcia, powinien zostać na tronie dopóki sił starczy. A po jego śmierci sprawy same by się ułożyły.

– W Szwecji władza królewska nie jest dziedziczona tak jak tutaj – protestował ojciec Olava. – Oni tam wybierają króla.

– Tym bardziej junkier Eryk ma powody do niezadowolenia. Ryzykuje, że w ogóle nie zostanie królem.

Ingebjørg spoglądała to na jednego, to na drugiego. Tak się angażowali w wojnę o tron, że najwyraźniej zapomnieli o małym Olavie i chyba o niej też. Nie mogła się nadziwić. Przez cały czas obaj byli milkliwi i zamknięci, teraz ulegli całkowitej przemianie. Czy to tylko sprawa Olava nastraja ich tak ponuro? I dlaczego panna Tyra nie wspomniała ani słowem, w jakich warunkach żyje chłopiec? Czy ojciec stał się taki surowy po śmierci matki? Tyle pytań cisnęło jej się na wargi, ale nie miała odwagi ich zadawać.

Nagle drzwi wejściowe otworzyły się z hałasem i do sieni ktoś wszedł.

Obaj bracia spojrzeli w tamtą stronę.

– To stary Jon.

Czyżby w ich twarzach pojawił się niepokój?

Do izby z wysiłkiem wkroczył stary mężczyzna. Miał na sobie połataną kurtkę, stary filcowy kapelusz ściągnął głęboko na oczy, wyraźnie za duże spodnie zwisały w fałdach. Broda sięgała do brzucha, oczy miały wodnistoniebieski kolor. Wymamrotał jakieś pozdrowienie i wszedł głębiej, nie czekając na odpowiedź. Ingebjørg miała wrażenie, że jej nie zauważył.

– Widzę, że ten bękart wciąż tu siedzi – przybyły splunął na podłogę.

I wtedy spostrzegł Ingebjørg.

– Kim, do diabła, jest ta dziewucha?

Wyglądało na to, że ojciec dziecka zapomniał, kim Ingebjørg jest, kiedy rozmawiali o chłopcu, teraz jednak rozejrzał się skrępowany.

– Nie daj się zwieść pielgrzymiej szacie, Jon. Mamy wytwornego gościa.

– Wytwornego gościa, ty... – stary prychnął ze złością i znowu splunął na podłogę. – Na północ od Dovre nie ma wytwornych kobiet. Nie wiedziałeś o tym?

– Ale ta pochodzi z południa.

Stary Jon zmrużył oczy i przyglądał się Ingebjørg. Potem podszedł bliżej, by lepiej widzieć.

– Kto to taki, do diabła?

Ingebjørg wstała i wyciągnęła rękę na powitanie.

– Nazywam się Ingebjørg Olavsdatter. Pochodzę z Dal w parafii Eidsvoll. Mój ojciec nazywał się Olav Erlingsson i był jednym z zaufanych ludzi króla. Matka natomiast pochodzi ze szwedzkiego rodu Folkungów.

Stary gapił się na nią.

– Olav Erlingsson? Ten, który zbudował drewniany dom ze strychem do spania?

Ingebjørg była kompletnie zaskoczona.

– Znałeś go?

Starzec zachichotał, ujawniając, że ma tylko jeden ząb.

– Pewnie, że znałem Olava Erlingssona, pochodzącego z Haeim w Ringerike.

Policzki Ingebjørg pokraśniały. Przez ostatnie lata nie spotykała już żadnych znajomych ojca. Oczywiście ten nieokrzesany starzec bardzo się różnił od większości tych, których dawniej poznała i chyba jest nie całkiem przewidywalny.

– Słyszałem, że przepadł w czasie zarazy. Znaleźliście go?

Ingebjørg przytaknęła.

– To ja go znalazłam w długi czas po śmierci. Na drodze z Eidsvoll do naszego domu. Żeby nie pierścień i relikwiarz z krzyżem, pewnie bym go nie rozpoznała.

Sięgnęła pod suknię i wyjęła relikwiarz.

– W Dovre zostaliśmy napadnięci przez rozbójników, ja i pielgrzymi, z którymi jechałam przez góry, ale na szczęście ukradli nam tylko juki.

– To naprawdę miałaś szczęście – wymamrotał stary. – Mało kto w takich razach uchodzi z życiem.

Ingebjørg przytaknęła.

– Tak, mieliśmy szczęście. W naszej grupie był rosły i bardzo silny mężczyzna. Napastnicy chyba się go przestraszyli, bo uciekli, gdzie pieprz rośnie.

– To Simon Isleifsson – wyjaśnił ojciec Olava.

Starzec zwrócił się ku niemu:

– Simon Isleifsson? Kamieniarz?

Tamten przytakiwał.

– Wiele czasu minęło od tamtych dni, kiedy pracował w naszej katedrze. Potem wyjechał na południe i zamieszkał w Oslo.

– I teraz odważył się wrócić do Nidaros?

– Podróżował razem z Audunem.

Stary przyglądał mu się zaskoczony.

– Razem z Audunem? Jak do tego doszło?

Ojciec Olava wzruszył ramionami.

– Jego zapytaj!

Z kąta znowu dał się słyszeć cichy szloch.

Ingebjørg, która po powitaniu ze starym usiadła na ławie, skorzystała z okazji i zrobiła to, na co od dawna miała ochotę.

– Zajrzę do niego – rzekła pośpiesznie i zanim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać, ukucnęła przy chłopcu.

Rozdział 2

Folke otworzył oczy. Zaczął właśnie zapadać w sen, ale podniesione głosy na zewnątrz przywróciły go do rzeczywistości. Noga mu dokuczała, dobrze byłoby zasnąć i zapomnieć na chwilę o bólu.

Drzwi się otworzyły i do izby chorych wkroczył opat. Podszedł prosto do łóżka Folkego, prawdopodobnie już się dowiedział, jakiego przyjęli pacjenta.

– Pan Folke Bårdsson? – opat mówił łagodnym głosem, ale stanowczy wzrok wskazywał, że jest to człowiek, który wie, czego chce. – Przykro słyszeć, że spotkało pana nieszczęście. Gdybym wiedział, że przybył pan do miasta, zadbałbym, by przyjął pan nocleg w naszej gospodzie. Wtedy pewnie do wypadku by nie doszło. Ale skoro już tak się stało, to zrobimy wszystko, by pobyt pana u nas był jak najlepszy. Właśnie udaję się do królewskiego dworu, a zakładam, że zna pan naszego młodego króla, Håkona. Czy mam przekazać pozdrowienia?

Folke przytaknął.

– Oczywiście, bardzo dziękuję. Ja nie znam króla tak dobrze, ale mamy wspólną znajomą, która też przebywa w Nidaros. Bardzo proszę, niech mu ojciec powie, że pani Ingebjørg pielgrzymuje do grobu świętego Olafa.

Natychmiast pożałował swoich słów. W pierwszym odruchu pomyślał, że król Håkon mógłby pomóc Ingebjørg i uczynić jej pobyt w mieście bezpieczniejszym, zaraz jednak przypomniał sobie, że przecież król jej się narzucał. Wprawdzie ma nałożnicę, odkąd przybył do Hornborg, ale z tego powodu zainteresowanie osobą Ingebjørg wcale nie osłabło.

– Zapamiętam. Proszę powiedzieć, gdyby pan sobie czegoś życzył i niech pan wraca do zdrowia.

Potem opat odwrócił się i opuścił izbę chorych, nie spojrzawszy nawet w stronę pozostałych pacjentów.

Folke leżał i zastanawiał się. Co Ingebjørg załatwiła w Ladę? Te odwiedziny będą dla niej bez wątpienia wielkim rozczarowaniem. Trudno mu było uwierzyć, że pierworodny syn Ingebjørg znalazł się tutaj, w Nidaros, rozumiał jednak, że matka musi wykorzystać każdą możliwość. Z tego co opowiadała, szansa, że dziecko żyje, jest niewielka. Można by nawet założyć, że zostało wywiezione z Oslo, żeby go nikt nie rozpoznał, ale aż tutaj, do Trøndelag, nikt by się chyba nie zapuścił.

Może Ingebjørg powinna urodzić jeszcze jedno dziecko, może to by jej pomogło. Na myśl o tym zrobiło mu się gorąco. Dziecko miłości. Miał nadzieję, że takie dziecko kiedyś przyjdzie na świat, marzył o tym, ale w głębi duszy nie bardzo wierzył. Zwłaszcza, że ich miłosne chwile nie przyniosły żadnych rezultatów. Nie był w stanie zakładać, że Ingebjørg może być brzemienna.

Przerażało go, że jest taka nieostrożna. Przeprawa konno przez góry o tej porze roku jest niebezpieczna sama w sobie, a gdyby jeszcze na dodatek spodziewała się dziecka, graniczyłoby to z głupotą. Żal po dziecku, które utraciła,, musiał ugodzić ją bardziej, niż Folke przypuszczał, skoro odważyła się podjąć takie ryzyko. Rzadko o tym mówiła, ale to przecieżnie znaczy, że nie myślała. Może zmagała się takimi samymi przypuszczeniami jak Gudrid Guttormsdatter i uważała, że to dziwne, iż dziecko zniknęło bez śladu.

Żeby mógł jej jakoś pomóc! Jak tylko złamana noga wydobrzeje, będzie szukał razem z nią. Jemu łatwiej będzie przekonać ludzi posiadających władzę i wpływy, by zrobili coś dla odnalezienia chłopca. Torstein Svarte potrzebuje pieniędzy, by kupić dwór Aker, więc pewnie da się z niego wycisnąć więcej informacji. Może zresztą nie będzie trudno go przestraszyć. Zwłaszcza teraz, kiedy obowiązuje prawo zabraniające wynoszenia i porzucania noworodków. Ludzie zawsze mają za dużo dzieci, a za mało środków, żeby je wyżywić. Torstein Svarte z pewnością wie, co się wydarzyło tamtego jesiennego dnia ponad dwa lata temu.

Znowu ogarnęło go zmęczenie, powoli pogrążył się w drzemce.

Obudził go mnich, który przyniósł chorym kolację. Kiedy drzwi się otworzyły, zobaczył, że na dworze jest całkiem ciemno. Musiał długo spać.

Starszy mnich, z wianuszkiem włosów wokół rozległej tonsury, podszedł do niego z przeprosinami.

– Tak mi przykro, że się spóźniłem, panie Folke Bårdsson. W kuchni doszło do nieszczęścia. Przewrócił się kocioł i nasz drogi brat, pełniący dyżur w kuchni, oblał się wrzącą zupą.

Folke mrugał, żeby się ostatecznie rozbudzić.

– Biedak. I co z nim teraz?

Mnich kręcił głową.

– Nie za dobrze. Poza tym, niestety, nikt tutaj nie ma doświadczenia w leczeniu poparzeń.

– Pani Ingebjørg powinna tu być. Ona zajmowała się ofiarami wielkiego pożaru w Oslo trzy lata temu.

Mnich spojrzał na niego z zainteresowaniem.

– I ona przebywa teraz w Nidaros?

Folke przytaknął.

– Mam nadzieję, że wkrótce się tu pokaże. Przyjdzie, żeby zapytać o moje zdrowie.

– To poprosi ją pan o pomoc? Zwykle nie przyjmujemy pomocy od kobiet, to niezgodne z naszą regułą, ale w razie konieczności... – uśmiechnął się skrępowany.

– Zapytam ją. Ona przynajmniej wie, jakie zioła na to pomagają.

Drzwi znowu się otworzyły, mnich, i Folke spojrzeli zaciekawieni, ale to tylko opat. Jak ostatnio, podszedł prosto do Folkego. Mnich usunął się na bok.

– Właśnie wracam z królewskiego dworu, panie Folke. Król Håkon bardzo się zaniepokoił. Jak tylko usłyszał, że pani Ingebjørg znajduje się w mieście, natychmiast kazał ją odszukać. Stało się coś okropnego. Sam ochmistrz, pan Orm Øysteinsson, został osadzony w więzieniu, podejrzany o zdradę stanu. Teraz przewieziono go do zamku w Nyköping i zamknięto w więziennej wieży. Jeśli zostanie uznany za winnego, będzie skazany na śmierć.

Folke słuchał przestraszony. A to dopiero Ingebjørg będzie wstrząśnięta.

– Czy pan wie, gdzie mógłbym znaleźć pańską znajomą? Obiecałem królowi, że pana o to zapytam. Kiedy się dowiedział, co się panu przytrafiło, uznał, że pan wie, gdzie ona przebywa.

Folke przytaknął.

– Przebywa w Ladę, z wizytą u dwóch mężczyzn, którzy tam mieszkają. Jeden z nich stracił jesienią żonę i przeprowadził się do brata. To wszystko, co wiem. Towarzyszył jej tam Simon Isleifsson. Być może już wrócili i są teraz w gospodzie.

Opat podziękował i pośpiesznie wybiegł.

Folke patrzył przed siebie. A więc Orm Øysteinsson też został złapany. Nie ulega wątpliwości, że król Magnus przystąpił do usuwania swoich przeciwników. Biedna pani Bothild, teraz obawia się o życie męża i syna.

Ale dlaczego król Håkon tak bardzo chce spotkać Ingebjørg? Czy sądzi, że mogłaby wiedzieć coś ponad to, co znajduje się w liście jej ojca?

Kolejna okropna myśl przyszła mu do głowy: król Håkon chyba Ingebjørg o nic nie podejrzewa?

Poczuł, że strach go paraliżuje. Nikt nie jest bezpieczny, kiedy król rusza w pościg za zdrajcami, a Ingebjørg ujawniła, że wie więcej niż inni.

Zemdliło go z przerażenia.

Rozdział 3

Ingebjørg pośpiesznie podała chłopcu dar, po czym ukucnęła obok. Chłopiec nawet nie drgnął, nie zrobił nic, by przyjąć prezent.

– Proszę bardzo, to dla ciebie. Nie chciałbyś rozpakować i zobaczyć, co jest w środku?

Próbowała przyjrzeć się jego twarzy, ale było za ciemno. Chłopiec nieprzyjemnie pachniał. Widocznie załatwia się w tym kącie, a nikt nie podjął próby umycia go i przebrania. Z ulgą stwierdziła, że ojciec chłopca nie reaguje.

Sama rozpakowała pakiet i wyjęła drewnianego konika, którego próbowała podać dziecku. Była to bardzo ładna zabawka. Koń przypominał Faksego, zauważyła to natychmiast i dlatego go kupiła. Wędrowny handlarz przyszedł do gospody i pokazywał swoje towary, na widok drewnianych zabawek Ingebjørg pomyślała o małym Olavie.

Chłopiec nadal się nie poruszał. Widziała, że nie odrywa oczu od drewnianego konika, ale nie wyciągnął ręki, żeby go wziąć.

– Weź. To prezent od Tyry.