Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjrrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjrrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu.
[Opis wydawnictwa]
Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 25
/Upiory, Frid Ingulstad, 2011 rok, ISBN: 9788375587647 (całość cyklu), 9788375588545 - Axel Springer; 9788376021331 (całość cyklu), 9788376021348 - Bap-Press/
Książka dostępna w zasobach:
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (5)
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Barcin im. Jakuba Wojciechowskiego
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie (4)
Biblioteka Miejsko-Powiatowa w Kwidzynie
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. Marii Fihel w Miechowie
Miejska Biblioteka Publiczna im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Morągu
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim (2)
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 222
Rok wydania: 2011
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przepowiednia księżycatom 25
Frid Ingulstad
Upiory
Przekład
Elżbieta Frątczak-Nowotny
Tytuł oryginału norweskiego:
Gjengangere
Ilustracje na okładce: Eline Myklebust
Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys
Redakcja i korekta: BAP-PRESS
Copyright © 2006 by N.W. DAMM & SON A.S, OSLO
Copyright this edition: © 2011 by BAP-PRESS
Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS
All Rights Reserved
Wydawca:
Ringier Axel Springer Polska Sp. z o.o.
02-672 Warszawa
ul. Domaniewska 52
www.ringieraxelspringer.pl
ISBN 978-83-7602-133-1
ISBN 978-83-7602-134-8
Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:
Infolinia: 0 801 000 869
Internet: www.fakt.literia.pl
Skład: BAP-PRESS
Druk: Norhaven A/S, Dania
Galeria postaci
Ingebjørg Olavsdatter
dziedziczka dworu w Eidsvoll
Bergtor Måsson
przybrany ojciec Ingebjørg
Gisela Sverresdatter
żona Bergtora
Orm Øysteinsson
starosta w Tunsberg
Pani Bothild
żona Orma Øysteinssona
Panna Anna
szwagierka Ingebjørg, starsza z sióstr Turego
Folke Bårdsson
dawny strażnik, obecnie ukochany Ingebjørg
Greta Isacsdotter
żona Folkego Bårdssona
Bengt Algotsson
szwedzki książę, najbliższy doradca króla Magnusa
Młody król Håkon
król Norwegii, który właśnie osiągnął pełnoletność
Sverker
gospodarz w Bjalbo, mąż Åsy
Åsa
służąca Ingebjørg
Junkier Eryk
starszy brat króla Håkona
Król Magnus
król Szwecji
Królowa Blanka
żona króla Magnusa
W poprzednim tomie...
Ingebjørg przebywa na zamku Hornborg, gdy otrzymuje wiadomość, że nadciąga król Håkon. Król postanowił, że Ingebjørg zostanie jego kochanką i grozi, że zabije każdego, kto ją tknie. Tymczasem również Folke jest w drodze na ląd. W końcu on i Ingebjørg mogą być razem. Niedługo potem Ingebjørg dowiaduje się, że sira Joar został zamordowany i że żona Folkego poważnie zachorowała. Tymczasem na zamek przybywają goście, wśród nich panienka Sybil, młoda kochanka króla Håkona. Dziewczyna odkrywa wkrótce, że król wyraźnie interesuje się Ingebjørg, i staje się zazdrosna.
Pewnego dnia na zamku nieoczekiwanie pojawiają się król Magnus i junkier Eryk. Dochodzi między nimi do kłótni i junkier opuszcza zamek, grożąc zbrojnym buntem, jeśli ojciec nie abdykuje na jego korzyść. Wzamku trwają przygotowania do oblężenia. Król spodziewa się wizyty księcia Bengta Algotssona; ale ten nie przybywa. Zamiast niego pojawia się niejaki Hans Hummel, który podaje się za bliskiego przyjaciela księcia. Mężczyzna ten wydaje się Ingebjørg znajomy; przypomina jej Eirika. Kobieta zaczyna podejrzewać, że to szpieg.
Ingebjørg zostaje wezwana na przesłuchanie do króla Magnusa, który dowiedział się o liście. Kobieta wyjawia, że jest w nim nazwisko ochmistrza. Orm Øysteinsson okazuje się zdrajcą. Ingebjørg przyznaje się, że słyszała rozmowę między nim Hansem Hummelem. Wkrótce też zwiadowcy donoszą, iż do zamku zbliża się wrogie wojsko.
Będąc w Varberg, Folke otrzymuje od pani Margarety szereg cennych informacji. Jedzie więc do Hornborg, by ostrzec króla. Na zamku panuje pełna gotowość.
Folke otrzymuje zadanie, by się czegoś dowiedzieć o nadciągającym wojsku junkra Eryka, tymczasem Ingebjørg udziela Hummelowi mylnych informacji. Mężczyzna zostaje złapany, gdy, spisane na papierze, próbuje przemycić je z zamku. Niespodziewanie dochodzi do potyczki między ludźmi Folkego a oddziałem junkra. Do Hornborg trafiają pierwsi ranni. Ingebjørg jest przerażona; boi się, że Folke jest wśród nich.
Rozdział 1
Ingebjørg podbiegła do drzwi i ruszyła pędem przez galerię, zbiegła ze stromych schodów i omal nie potknęła się o rąbek sukni. Musiała jak najszybciej zobaczyć, kim są ranni i zabici, nie mogła czekać ani chwili dłużej. Wprawdzie król Magnus zakazał wszystkim wychodzić na dziedziniec, jeśli nie było to absolutnie konieczne, ale teraz nawet o tym nie pomyślała. Najważniejszy był Folke: jeśli nie żyje, nic innego nie miało znaczenia.
Czuła, że strażnicy śledzą ją wzrokiem, któryś z nich próbował ją nawet powstrzymać, ale udało jej się oswobodzić.
– Puśćcie mnie! Muszę zobaczyć, kto to jest!
Mężczyzna widać dostrzegł desperację w jej oczach, bo dał jej spokój.
W końcu dotarła na miejsce. Właśnie zaczęto układać ciała poległych w rogu dziedzińca. Cmentarz znajdował się poniżej obwarowań, więc na razie nie mogło być mowy o pogrzebie. Zerknęła na ciała i wzdrygnęła się, widząc, jak strasznie są okaleczone. Jeden z mężczyzn miał odciętą nogę; nadal krwawił, zostawiając na trawie czerwony ślad. Chciała podbiec bliżej, sprawdzić, kto to jest, ale znów ją powstrzymano.
– To nie jest widok dla niewiast, pani. Proszę stąd odejść. Czyż król nie nakazał wszystkim pozostać wewnątrz?
Ingebjørg przytaknęła, drżąc na całym ciele.
– Wiem, ale muszę się dowiedzieć, czy Folke jest wśród rannych czy też, nie daj Boże, wśród zabitych.
Mężczyzna chyba wyczuł rozpacz w jej głosie, bo zatrzymał się i spojrzał na nią uważnie.
– Folke? Chodzi o Folkego Bårdssona?
Ingebjørg znów skinęła. Nagle poczuła, że robi jej się słabo i zaraz zemdleje.
– Tego giermka z Varberg?
Ingebjørg potwierdziła ze strachem w oczach. Teraz mi to powie, pomyślała. Zaraz usłyszę, że Folke nie żyje.
– Wniesiono go do środka razem z innymi rannymi. Znajdzie go pani wewnątrz.
Zamknęła oczy, a po chwili otworzyła je i odetchnęła z ulgą.
– Dziękuję – wyszeptała. Odwróciła się na pięcie i ruszyła biegiem z powrotem.
Dużą salę zamieniono tymczasem na izbę chorych. Na podłodze stały nosze jedne obok drugich, a na nich leżeli ranni wojownicy. Powietrze było ciężkie od zapachu krwi i potu. Zewsząd słychać było jęki, a krzyki i przekleństwa odbijały się od ciemnych drewnianych ścian.
Ingebjørg przeszedł dreszcz; mdliło ją od zapachu krwi, kręciło jej się w głowie. Torowała sobie drogę między ludzką ciżbą i w końcu dotarła do właściwych noszy.
Folke leżał z zamkniętymi oczami. Nie miał na sobie ani hełmu, ani zbroi, ani butów. Był przykryty kawałkiem płótna, które powoli nasiąkało krwią. Czerwone plamy robiły się coraz większe. Ingebjørg zauważyła, że największe są na piersi i w okolicy nóg. Nie śmiała się nawet domyślać ran pod płótnem.
Poczucie ulgi mieszało się w niej teraz ze strachem. Ostrożnie uniosła głowę Folkego, schyliła się i pocałowała go w czoło.
Ku jej zdziwieniu otworzył oczy.
– Ingebjørg? – szepnął.
Po chwili znów zamknął powieki, a głowa opadła mu ciężko na bok.
Ingebjørg uklękła i delikatnie gładziła go po włosach i policzku, szepcząc cicho jego imię i słowa miłości.
Nadal leżał nieruchomo, oddychał cicho i z trudem.
Nagle usłyszała tuż obok siebie głos króla Magnusa. Uniosła głowę i napotkała jego wzrok.
Król sprawiał wrażenie nieszczęśliwego.
– Tak mi przykro. Nie spodziewałem się, że sprawy przybiorą taki obrót.
Ingebjørg patrzyła na niego w milczeniu.
– Wpadli w zasadzkę – ciągnął król. – Zaatakowano ich od tyłu. Nie pojmuję, jak mogło do tego dojść. Skąd buntownicy wiedzieli, że moi ludzie tam będą? Albo był to czysty przypadek, albo ktoś nas zdradził. Nie sądzę jednak, żeby zrobił to Hans Hummel.
Ingebjørg pokiwała głową. Nie obchodziła ją przyczyna porażki, chciała tylko wiedzieć, czy Folke będzie żył, czy wyzdrowieje.
– Czy medyk już go opatrzył? – spytała ledwie słyszalnie.
Król Magnus odpowiedział skinieniem głowy. Na chwilę zamknął oczy.
Ingebjørg nie śmiała zadawać mu więcej pytań. Jego milczenie mogło oznaczać tylko jedno: że sytuacja jest zła.
– Wielu zabito? – odważyła się w końcu spytać.
– Tak. – Na twarzy króla malowała się rozpacz, ale i złość.
– Rozumiem, że nie można pogrzebać ciał, dopóki buntownicy się nie wycofają?
– Dopóki ich nie poj mierny – odparł król w zadumie.
– Gdybym wiedział, kim są zdrajcy...
– Czy to znaczy, że było ich kilku?
– Na pewno nie mógł to być Hans Hummel. Łajdak w gruncie rzeczy nic nie wiedział.
– A wiadomo, kim on właściwie jest?
Król pokręcił głową.
– Wiem tylko, że to Norweg. I że tak naprawdę wcale nie nazywa się Hans Hummel. Ale jeszcze z nim nie skończyliśmy. Przypuszczam, że do wieczora dowiemy się czegoś więcej.
Ingebjørg przeszedł dreszcz. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że ludziom króla uda się wycisnąć z niego prawdę.
Król Magnus już zamierzał odejść, ale jeszcze odwrócił się i dodał:
– Jeśli jest pani zainteresowana, powiadomię panią, gdy już się dowiemy prawdy. To pani przyczyniła się do wykrycia łotra, ma więc pani prawo wiedzieć, co to za jeden.
Ingebjørg skinęła głową, chociaż właściwie nie miało to dla niej większego znaczenia. Nie sądziła, żeby jego ród był jej znany. Ani matka, ani ona nie znały ludzi spoza parafii Eidsvoll; to ojciec miał znajomych i przyjaciół w całym kraju. Co prawda opowiadał im wiele o swoich podróżach, ale Ingebjørg nie pamiętała nazwisk ludzi, których wymieniał. W końcu, kiedy zaginął, miała zaledwie piętnaście lat.
Król ruszył dalej, a ona stała obok noszy, na których leżał Folke. Podszedł do niej jakiś mężczyzna i przyniósł jej stołek. Najwyraźniej uznał, że można pani nie powinna stać. Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
Większość ludzi wiedziała, że Folke dokonał bohaterskiego czynu, pokonując odległość z Varberg do Hornborg w niewiarygodnie krótkim czasie. Był to wyczyn niemal ponad ludzkie siły. Dzięki temu król dowiedział się o zamiarach junkra Eryka i mógł zmienić swoje plany. Folke uratował więc życie nie tylko królowi i jego ludziom, ale wszystkim w Hornborg. To on także przywiózł wiadomość, że oddziały wroga są znacznie mniej liczne niż siły królewskie. Teraz, kiedy wreszcie nadeszły posiłki ze Szwecji i z Norwegii, mogli spokojnie stawić czoło wojsku księcia Eryka. Folke zrobił więcej niż ktokolwiek inny, był zmęczony i wyczerpany, nie powinien więc brać udziału w walce, pomyślała Ingebjørg.
Stojący obok niej mężczyzna jakby czytał w jej myślach.
– Folke to jeden z najbardziej oddanych i odważnych ludzi króla – powiedział.
Ingebjørg skinęła głową. Doskonale o tym wiedziała, niemniej uważała, że król nie powinien był wysyłać go na zwiad i narażać jego życie. Znów spojrzała na bladą twarz Folkego. Płótno, którym był okryty, nasiąkło krwią.
– Czy na pewno opatrzono jego rany? – spytała z niepokojem.
Jeden z mężczyzn, którzy pomagali dwóm królewskim medykom opiekować się rannymi, skinął głową.
– Tak, opatrzyliśmy rany, ale brakuje nam maści z ziół do tamowania krwi. Posłaliśmy człowieka do osady nad zatoką, wątpię jednak, czy uda mu się coś zdobyć.
– Ja mam rożne maści i zioła. Chętnie wam pomogę. Macie dla mnie jakieś ubranie? Po wielkim pożarze Oslo zajmowałam się w klasztorze chorymi i rannymi.
– Chce nam pani pomóc? – spytał zdziwiony mężczyzna.
Ingebjørg potwierdziła skinieniem głowy.
– Ci ludzie potrzebują pomocy. Proponuję też poprosić sirę Johannesa, żeby wyspowiadał najciężej rannych.
– Poślę kogoś po ubranie dla pani.
– Niech przy okazji ten ktoś powiadomi księdza i przekaże mojej niani, gdzie jestem.
Ingebjørg pomyślała, że opieka nad chorymi pozwoli jej zapomnieć o strachu. Przebrała się i energicznie zabrała do roboty. Była pewna, że jej doświadczenie się tutaj przyda. Folke, przeraźliwie blady, nadal leżał nieruchomo, z zamkniętymi oczami. Ingebjørg zawahała się chwilę, po czym szybkim ruchem odsunęła płótno, którym był przykryty. Musiała zobaczyć, w jakim jest stanie. Na widok głębokiej rany na udzie aż się wzdrygnęła. Zacisnęła jednak zęby, oczyściła ją, a potem mocno opasała udo czystą szmatką, tak żeby brzegi rany się zeszły. Następnie oczyściła ranę na piersi, która na szczęście okazała się nie tak głęboka.
Zaproponowała, żeby mężczyźni wezwali do pomocy przebywające na zamku kobiety, bo sami, nawet z jej pomocą, nie poradzą sobie.
Przybył sira Johannes. Chodził w milczeniu między noszami, żeby się zorientować, kto jest umierający. Doszedł do Folkego i stanął. Ingebjørg poczuła, że serce jej zamarło. Przypuszczała, że duchowny lepiej potrafi ocenić stan rannych niż ona. Może bywał na polach bitew i wiedział, kto ma szanse przeżyć? Słyszała, że niekiedy po bitwie dobijano śmiertelnie rannych, żeby oszczędzić im cierpienia. Odetchnęła więc z ulgą, gdy sira Johannes poszedł dalej.
Spytała jednego z mężczyzn, a ten potwierdził, że ksiądz brał udział w niefortunnej wyprawie króla Magnusa na Rosję.
Krzyki nieco przycichły, tylko tu i ówdzie rozlegały się jeszcze jęki, a niekiedy też cichy płacz. Od czasu do czasu wynoszono kolejne ciała, nie wszyscy bowiem mieli szczęście doczekać się siry Johannesa.
Ingebjørg pogrążyła się w pracy. W pewnym momencie zobaczyła, że do sali weszła panna Sybil w towarzystwie Helvig i jeszcze dwóch kobiet. Sybil miała na sobie prostą suknię, zdjęła klejnoty, a głowę okryła zwykłą chustą. Ingebjørg patrzyła na nią zdumiona.
Czyżby pyszna panna naprawdę zamierzała opatrywać rannych?
Dziewczyna też ją zauważyła i ruszyła w jest stronę, torując sobie drogę wśród noszy i sienników. Ingebjørg dostrzegła, z jaką zgrozą patrzy na rannych wojowników. Nagle twarz Sybil wykrzywił grymas; zakryła usta dłonią, jakby zrobiło się jej niedobrze.
– Nie musi panienka tu być, panienko Sybil – powiedziała Ingebjørg spokojnie.
– Jeśli pani może, to i ja mogę – odparła dziewczyna szorstko. Ingebjørg domyślała się jednak, że za jej wyniosłym tonem kryją się strach i bezradność.
– Każda pomoc jest cenna. Jest wielu rannych i wszyscy potrzebują opieki. Ciała zmarłych już wyniesiono z sali.
– Gdzie się pani nauczyła opatrywać rany? – zdziwiła się Sybil.
– W klasztorze. Pamięta pani zapewne wielki pożar Oslo? Jego ofiary trafiły do nas, do klasztoru.
– Proszę pokazać mi, co mam robić.
Ingebjørg pokazała jej kilka najprostszych czynności. Poradziła, żeby wzięła dzbanek z wodą i obeszła wszystkich rannych. Niech napoi spragnionych i pocieszy tych, którzy tego potrzebują. Uśmiech i dobre słowo przydadzą się każdemu, a zwłaszcza tym, dla których nie ma już nadziei. Może też towarzyszyć sirze Johannesowi. A kiedy już przyzwyczai się do widoku krwi, będzie mogła zacząć opatrywać drobniejsze rany.
Ingebjørg była pod wrażeniem, jak ochoczo Sybil wzięła się do pracy. Prawdę mówiąc, nie spodziewała się tego po niej. Pomyślała, że może to z braku zajęcia bogate panny często bywały niezadowolone i smutne. Im mniej miały pracy, tym bardziej zajmowały się własnym zdrowiem. Pozbawione radości w życiu, szukały rozrywki za wszelką cenę, stawały się nadmiernie ciekawskie, obgadywały innych, plotkowały.
Mijając Sybil, która właśnie podawała wodę rannemu, Ingebjørg nachyliła się do niej.
– Jest panienka bardzo dzielna i świetnie sobie radzi. Aż miło patrzeć.
Dziewczyna uśmiechnęła się, wyraźnie dumna.
Kobiety pracowały przy chorych cały dzień. Folke wciąż leżał nieruchomo. Dopiero pod wieczór otworzył oczy. Był już przytomniejszy. Spojrzał na Ingębjorg i wyszeptał jej imię, ale jego szept wydał jej się niemal jękiem. Uśmiechnęła się i ujęła jego dłoń.
– Wyzdrowiejesz – zapewniła go. – Medyk opatrzył twoje rany, a ja podałam ci krople, które nieco ukoją ból.
– Jak długo tu leżę?
Jego głos był tak słaby, że z trudem go poznawała.
– Od rana. A teraz już się zbliża wieczór.
– Wielu zginęło?
– Nie wiem.
Ingebjørg nie czuła się na siłach powiedzieć mu prawdy. Postanowiła poczekać, aż Folke poczuje się lepiej.
– Jak to się stało, że pojawili się tak nagle? – spytał znienacka z wyraźnym wysiłkiem. – Przecież nikt nie wiedział, że...
– Król Magnus uważa, że na zamku musiał być zdrajca, i to nie jeden.
Folke rzucił jej zdziwione spojrzenie.
– Zdrajca?
– W dniu, kiedy do twierdzy przybył król Magnus z królem Håkonem, mieliśmy tu gościa. Przedstawił się jako Hans Hummel, przyjaciel księcia Algotssona. Od razu wydał mi się podejrzany. Król Magnus też mu nie ufał, postanowił więc go sprawdzić. Gdy otrzymałeś zadanie, żeby dowiedzieć się, ilu ludzi ma junkier Eryk, i wyjechałeś, poproszono mnie, bym zajęła gościa rozmową i przekazała mu fałszywe informacje. Zatrzymano go przy bramie, kiedy usiłował opuścić twierdzę. Miał przy sobie spisane wiadomości, które ode mnie usłyszał.
Folke przyglądał się jej zdziwiony. Po chwili na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.
– Dzielna Ingebjørg – wyszeptał i zaraz zamknął oczy.
Ingebjørg wróciła do swoich zajęć, ale cały czas się zastanawiała, kto jeszcze mógł być zdrajcą. Przypomniała sobie, że Hummel ją dopytywał, co powiedział jej Henning Brodersen. Zaraz jednak pomyślała, że nie zadałby jej przecież takiego pytania, gdyby razem spiskowali. A zatem Henning nie mógł być zdrajcą. Niemniej sprawa nie dawała jej spokoju. Przekonywała samą siebie, że Henning Brodersen jest zaufanym przyjacielem Folkego. I jej także okazywał życzliwość. Odkąd dowiedział się o chorobie pani Grety i poznał powód, dla którego Folke wystąpił do władz kościelnych o unieważnienie małżeństwa, inaczej już patrzył na jej związek z Folkem. Chociaż... Zareagował dość dziwnie, gdy mu wyznała, że ma wątpliwości, czy Hans Hummel na pewno jest tym, za kogo się podaje, choć stara się być miły i uprzejmy. Ale nie, to na pewno nie Henning.
Helvig okazała się bardzo dobrą pielęgniarką. Przyznała się Ingebjørg, że kiedyś już opatrywała rannych: w Kopenhadze, po starciach króla Waldemara z przeciwnikami. Rzeczywiście, Helvig była wyjątkowo łagodna i pełna współczucia.
Nagle do sali wpadła jedna ze służących z poleceniem, by panienka Sybil natychmiast wróciła do matki. Pani Johanna nie chciała się zgodzić, żeby córka doglądała obcych mężczyzn. Była przekonana, że król Håkon też by tego nie pochwalał. Sybil jednak oświadczyła, że pozostanie z rannymi tak długo, jak długo będzie potrzebna. Szacunek Ingebjørg dla niej jeszcze wzrósł.
Koło północy medycy oznajmili kobietom, że powinny trochę odpocząć. Zażartowali nawet, że jeszcze chwila, a one same będą wymagały pomocy. Wszyscy ranni zostali już opatrzeni; ludzie zrobili wszystko, co w ich mocy. Teraz pozostawało tylko zdać się na Boga. To on zdecyduje, komu będzie dane obudzić się rankiem.
Ingebjørg odchodziła z ciężkim sercem. Folke, po tej króciutkiej z nią rozmowie, nie otworzył już oczu ani razu. Spał, chwilami tracił przytomność. Kiedy przyglądała się jego białej jak kreda twarzy i słyszała jego ciężki oddech, mdliło ją ze strachu. Wszystko się przecież mogło wydarzyć! Mógł zacząć majaczyć w gorączce, do ran mogło się wdać zakażenie, a w twierdzy nie było właściwie żadnych leków z wyjątkiem ziół, które tamowały krew i nieco łagodziły ból. W ostateczności medycy mogli rannym amputować nogę czy rękę, ale mało kto przeżywał taki zabieg. Ingebjørg słyszała, że za granicą często przeprowadzano takie operacje, na przykład w razie niebezpiecznej gangreny. Podobno nawet rozcinano ludziom brzuchy, ale rzadko udawało się uratować w ten sposób życie.
Kiedy wróciła do swej komnaty, Alv i niania spali, pogrążeni w głębokim śnie. Na skrzyni stała taca z przygotowanym dla niej jedzeniem. Dopiero teraz poczuła, jaka jest głodna. Mogła wprawdzie zjeść wcześniej, w sali rannych, ale panujący tam zaduch, odór krwi, potu i uryny mdlił ją i odbierał apetyt. Mogła oczywiście wyjść na chwilę, żeby się posilić, ale nie chciała zostawiać Folkego samego.
W kominku tlił się jeszcze ogień. Usiadła i zaczęła jeść, ale nagle przestała odczuwać głód i jedzenie z trudem przechodziło jej przez gardło. Cały czas myślała o strasznym dniu, który właśnie mijał. Ludzie stracili życie, rodzice synów, dzieci ojców, żony mężów. Smutek i żal. Na dole leżeli ranni wojownicy. Raptem poczuła ogromne zmęczenie. Nie skończywszy posiłku, wstała z krzesła i padła w ubraniu na łóżko.
Obudziło ją pukanie do drzwi. Niezbyt jeszcze przytomna, zaczęła trzeć oczy. Nagle odkryła, że Alva i opiekunki nie ma w komnacie; pewnie wstali, a ona ich nawet nie usłyszała. Oszołomiona, podeszła do drzwi, otworzyła je i wyjrzała na korytarz. Zauważyła jednego z królewskich ludzi.
– Król Magnus chce z panią rozmawiać, pani Ingebjørg.
Ingebjørg spojrzała na swoje ubranie – na pogniecioną, zakrwawioną suknię.
– Zdążę się przebrać? – spytała.
– Nie. Król już wyjeżdża, ale podobno obiecał pani przekazać jakąś ważną wiadomość.
Hans Hummel, pomyślała Ingebjørg i bez większej ochoty podążyła za posłańcem. Wcale nie chciała wiedzieć, kim naprawdę jest ten Hummel. Przeraziła się, że może król Magnus zechce, żeby poszła z nim do lochu wysłuchać zeznań więźnia. Na samą myśl o tym zrobiło jej się niedobrze.
Po drodze dowiedziała się od swojego towarzysza, że wojska księcia Eryka są w odwrocie.
– A był przekonany, że nas pokona! – dodał posłaniec i roześmiał się pogardliwie.
– Na pewno nieprędko znów spróbuje, chyba że otrzyma posiłki – dorzuciła Ingebjørg.
Mężczyzna pokręcił głową.
– Musiałby go wesprzeć sam król Waldemar albo książę Albrecht, a to nieszybko nastąpi.
Otworzyły się drzwi do królewskiego gabinetu i wyszedł król Magnus; wyraźnie się śpieszył.
– O, jest pani, to dobrze. Obiecałem powiedzieć pani, kim naprawdę jest zdrajca. No więc nazywa się Sigtrygg Magnusson i pochodzi z biednego chłopskiego rodu z Dal, w parafii Eidsvoll. To pani rodzinne strony, prawda?
Rozdział 2
Ingebjørg cofnęła się zaskoczona. To niemożliwe! Sigtrygg? Brat Eirika? Nic dziwnego, że jego twarz wydała jej się znajoma. Nadal jednak nie potrafiła zrozumieć, jak to w ogóle było możliwe. Jak syn biednego chłopa mógł się ubierać jak pan, skąd tyle wiedział o pani Birgitcie, o księciu Algotssonie i zamku Ragnhildsholmen? Przecież bracia Magnusson nie potrafili nawet czytać!
Szybko jednak wzięła się w garść.
– Tak, to prawda – odpowiedziała bezbarwnym głosem. – Bracia Magnussonowie mieszkali w dolinie, kawałek drogi od nas.
– A więc wie pani, kim on jest, tylko go nie rozpoznała? – spytał zdziwiony król.
– Odniosłam wrażenie, że kogoś mi przypomina, ale nie mogłam sobie przypomnieć, kogo. Kiedy widziałam go ostatnim razem, miał krótko przycięte włosy i był bez brody. Poza tym nosił się jak chłop.
Król Magnus odwrócił się od niej i ruszył przed siebie szybkim krokiem.
– Może pani sprawdzić, czy to faktycznie on. Wisi na szubienicy. Ku przestrodze – rzucił przez ramię.
Ingebjørg zamarła. Zaczęła szczękać zębami. Najpierw Eirik, a teraz Sigtrygg. Ten ród był chyba przeklęty.
Nie ona była winna temu, że Eirik zaczął kraść i został złapany. Ale to ona zdradziła jego brata. To jej wina, że Sigtrygg nie żyje. Gdyby jednak tego nie zrobiła, straciłoby życie wielu ludzi.
Sigtrygg musiał mieć potężnych przyjaciół. Kim oni byli?
Jej myśli znów powędrowały do Henninga Brodersena. Gdyby się okazało, że to on za tym stał, byłoby jej smutno i przykro. A Folke nie chciałby w to uwierzyć.
Dopiero teraz zauważyła, że mężczyzna, który z nią przyszedł, nadal na nią czeka.
– Mam towarzyszyć pani pod szubienicę, pani Ingebjørg?
– Nie, chyba nie mam siły tam iść – odparła.
Nagle jednak zmieniła zdanie. Wiedziała, że nie zazna spokoju, dopóki się nie upewni, że to naprawdę Sigtrygg.
– A jednak pójdę. Może mi pan towarzyszyć.
Na dziedzińcu wszystko zdawało się takie jak zawsze. Służba wykonywała swoje codzienne obowiązki, na twarzach ludzi nie było widać lęku.
Ciała martwych wojowników już usunięto. Przeniesiono je do jednego z budynków w pobliżu cmentarza.
Na placu między górną a dolną palisadą stała szubienica. Kiedy się do niej zbliżali, Ingebjørg poczuła, jak mocno bije jej serce. Wokół szubienicy unosił się dziwny zapach strachu i przerażenia. Powinna była do tego przywyknąć. Widywała już szubienice i w Martestokker koło Oslo, i w Tunsberg, i w Varberg. W myślach towarzyszyła Eirikowi w jego ostatniej wędrówce; czuła jego strach i przerażenie, ale nie była obecna, gdy go wieszano. Wtedy był dla niej najważniejszym człowiekiem, nie potrafiła nawet sobie wyobrazić, że może go zabraknąć.
Natomiast Sigtrygg budził w niej jedynie złe wspomnienia. Widok jego ciała na szubienicy nie przerażał jej
Kiedy jednak zobaczyła zwisające z szubienicy bezwładne ciało, na wpół nagie, okaleczone, z otwartymi oczami, przeżyła szok. Na trupie zaczęły już żerować mewy i inne ptaki. Sigtrygg był tak chudy, jakim go zapamiętała. W ubraniu wydawał się znacznie mężniejszy. Teraz, gdy ścięto mu włosy i brodę, nie miała już najmniejszej wątpliwości, że to on. Sigtrygg, brat Eirika.
Pokiwała głową.
– Tak, to Sigtrygg Magnusson, jestem tego pewna.
Towarzyszący jej mężczyzna spojrzał na nią niepewnie.
– Znała go pani?
W jego głosie usłyszała zdziwienie, że kobieta o jej pozycji znała kogoś tak niskiego stanu.
– Dorastaliśmy w tej samej okolicy. Miał czterech braci. Wszyscy byli awanturnikami, ale też ciężko pracowali, bo gospodarstwo było niewielkie, a osób do wykarmienia dużo.
Próbuję go tłumaczyć, pomyślała ze zdziwieniem. Może dlatego, że był bratem Eirika, wujkiem małego Eirika? Nagle zaczęła drżeć. A jeśli Gudrid Guttormsdatter miała rację i mały Eirik wcale nie utonął?
Odwróciła się i ruszyła ku schodom prowadzącym na górę. Chciała jak najszybciej wrócić do twierdzy i znów znaleźć się blisko Folkego.
Na pierwszym stopniu schodów odwróciła się i jeszcze raz spojrzała na szubienicę. I wtedy zobaczyła, że zza krzaków wychodzi stara kobieta i skrada się w stronę wisielca. Zdziwiona, śledziła ją wzrokiem. Czego ona tam szuka?
Kobieta wzięła leżący w pobliżu kamień i położyła go pod wiszącym ciałem. Rozejrzała się, stanęła na kamieniu i sięgnęła do kieszeni po jakieś narzędzie. Nagle do Ingebjørg dotarło, co kobieta zamierza: chciała wyrwać Sigtryggowi ząb, żeby chronił ją od złych mocy. Przypomniała sobie ząb, który Folke przywiózł jej od pani Margarety. Był to ząb mężczyzny, który zginął z ręki kata, co miało być szczególnie dobrym zabezpieczeniem przed siłami zła. Zupełnie o nim zapomniała. Czyżby jej wiara była tak słaba? Przeraziła się własnych myśli.
Pośpiesznie ruszyła po schodach, wbiegła na dziedziniec i szybkim krokiem poszła do swojej komnaty. Odszukała niewielki skórzany woreczek z zębem, przytroczyła go do łańcuszka z relikwiarzem ojca i schowała za kaftan, który pożyczyła od służącej, po czym szybko opuściła izbę.
Kiedy zbliżała się do sali na dole, czuła, jak strach ściska jej gardło. Sięgnęła ręką za kaftan, chwyciła skórzany woreczek i relikwiarz w kształcie krzyżyka, i zaczęła się modlić do Najświętszej Panienki, żeby Folke przeżył noc i wrócił do zdrowia.
Położyła wilgotną, chłodną dłoń na klamce i otworzyła drzwi. W środku panowała cisza, chociaż ludzie uwijali się jak w ukropie. Było ich jednak za mało, żeby pomóc każdemu rannemu. Jeden z medyków zobaczył ją i dał ręką znak, żeby podeszła bliżej.
– Jak to dobrze, że pani jest. Mam nadzieję, że pozostałe panie też dołączą, bo sami nie dajemy rady, chociaż chorych jest już mniej niż wczoraj.
Ingebjørg rozejrzała się dookoła. Sienniki i nosze nie stały już tak blisko siebie jak wcześniej. Część rannych pewnie zmarła, a ich ciała wyniesiono. Folke leżał w drugim końcu sali, ale bała się tam spojrzeć.
– Część rannych zmarła w nocy? – spytała.
– Tak, jak się tego spodziewaliśmy. Ciężko ranni rzadko przeżywają.
Wzrok Ingebjørg powędrował w stronę Folkego.
Opiekujący się rannymi mężczyzna najwyraźniej rozumiał jej lęk.
– Folke Bårdsson nadal tam leży. Może pani zacząć od tamtego końca sali. Trzeba zmienić bandaże, oczyścić rany i posmarować maścią. Niewiele już nam jej zostało, chociaż dostaliśmy trochę od ludzi z osady rybackiej nad zatoką. Wkrótce powinniśmy też otrzymać medykamenty z twierdzy Dynge, to niedaleko stąd, a także z Dalaborg i Lödöse. I z Marstrand.
Ingebjørg pokiwała głową, chociaż prawie nie słuchała. Myśl, że mogłaby stracić Folkego, obezwładniała ją i paraliżowała. Szła przez salę jak lunatyczka. Musiała na własne oczy przekonać się, że Folke żyje. „Nadal tam leży”, powiedział mężczyzna. Jakby to była tylko kwestia czasu.
W końcu dotarła do niego. Folke leżał z zamkniętymi oczami; był blady, z trudem oddychał. Musiała się schylić, żeby nabrać pewności, że żyje.
– Folke – wyszeptała jego imię.
Nie chciała go budzić, skoro nareszcie udało mu się zasnąć po ciężkiej nocy.
Zamrugał powiekami. Potem otworzył oczy i ją zobaczył.
– Ingebjørg – powiedział łagodnie i cicho.
Jego głos zdawał się nawet słabszy niż wczoraj. Ingebjørg wprost skuliła się ze strachu.
– Jak się dzisiaj czujesz?
– Dobrze.
Próbował się uśmiechnąć, ale na jego ustach pojawił się jedynie grymas bólu. Wyraźnie cierpiał, a ona razem z nim.
– Jesteś dzielna – wyszeptał. – Tamte kobiety przyszły tylko dlatego, że ty tu byłaś. A tutaj potrzeba dużo rąk do pomocy.
– Wczoraj chciałyśmy zostać dłużej, ale w końcu niemal nas stąd wyproszono.
– Ludzie, którzy się nami opiekują, też muszą odpocząć – szepnął Folke i jęknął cicho.
Ingebjørg odsunęła płótno, którym był przykryty, i zaczęła zdejmować zakrwawiony bandaż.
– Byłam na placu pod szubienicą. Chciałam się przekonać, czy rozpoznam zdrajcę – rzuciła lekko, nie patrząc na niego.
Zastanawiała się, czy w ogóle mu o tym mówić, ale uznała, że prędzej czy później i tak się dowie. Poczuła, że się zaniepokoił.
– Naprawdę tam poszłaś?
Skinęła głową.
– To był wuj dziecka, które mi zabrano.
Zerknęła na niego i zobaczyła, że szeroko otworzył oczy.
– To był ktoś z twoich rodzinnych stron? Ale jak...?
– Nie wiem. Od początku miałam wrażenie, że jest w nim coś znajomego. Ale do głowy mi nie przyszło, że to może być on.
– To jego wina, że wpadliśmy w zasadzkę.
Ingebjørg zaczęła oczyszczać ranę i poczuła, że Folke się wzdrygnął.
– Tego nie wiem – zaczęła. – Król Magnus uważa, że w Hornborg musi być jeszcze jakiś zdrajca.
Folke westchnął ciężko, odchylił głowę i zamknął oczy.
– Junkier Eryk na razie chyba się poddał – pośpieszyła go uspokoić. – Strażnicy widzieli, jak jego siły przemieszczają się na południe.
– Na razie...
– Pośle po posiłki, ale to potrwa.
– Niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło. Wracaj do domu, Ingebjørg.
Spojrzała na niego przestraszona.