Przepowiednia księżyca (21). Ukryte siły - Frid Ingulstad - ebook

Przepowiednia księżyca (21). Ukryte siły ebook

Frid Ingulstad

0,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.  

 
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjrrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjrrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu. 
[Opis wydawnictwa] 

 

Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 21 

 

/Ukryte siły, Frid Ingulstad, 2010 rokISBN: 9788375587647 (całość cyklu), 9788375588507 - Axel Springer; 9788376021331 (całość cyklu), 9788376021188 - Bap-Press/ 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (4)  
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Barcin im. Jakuba Wojciechowskiego 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie (4) 
Biblioteka Miejsko-Powiatowa w Kwidzynie 
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. Marii Fihel w Miechowie 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Morągu 
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim (2) 
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2) 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 242

Rok wydania: 2010

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przepowiednia księżycatom 21

Frid Ingulstad

Ukryte siły

Przekład

Lucyna Chomicz-Dąbrowska

Tytuł oryginału norweskiego:

Skjulte krefter

Ilustracje na okładce: Eline Myklebust

Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys

Redakcja i korekta: BAP-PRESS

Copyright c 2005 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO

Copyright this edition: c 2010 by BAP-PRESS

Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS

All Rights Reserved

Wydawca:

Ringier Axel Springer Polska Sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 52

www.ringieraxelspringer.pl

ISBN 978-83-7558-764-7

ISBN 978-83-7558-850-7

oraz

BAP-PRESS

05-420 Jozefow

ul. Godebskiego 33

www.bappress.com.pl

ISBN 978-83-7602-133-1

ISBN 978-83-7602-118-8

Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:

Infolinia: 0 801 000 869

Internet: www.fakt.literia.pl

Skład: BAP-PRESS

Druk: Norhaven A/S, Dania

Galeria postaci

Ingebjørg Olavsdatter

dziedziczka dworu w Eidsvoll

Bergtor Måsson

były narzeczony Ingebjørg

Gisela Sverresdatter

żona Bergtora

Orm Øysteinsson

ochmistrz królewski (najwyższy rangą urzędnik w kraju)

Pani Bothild

żona ochmistrza

Folke Bårdsson

szwedzki giermek

Bengt Algotsson

szwedzki książę, ulubieniec króla Magnusa

Greta Isacsdotter

żona Folkego Bårdssona

Isac Jonsson

ojciec pani Grety

Gustav Torvaldsson

teść Ingebjørg

Pani Margareta

teściowa Ingebjørg

Panna Anna

szwagierka Ingebjørg, starsza z sióstr Turego

Gudrid Guttormsdatter

przybrana matka małego Eirika, nieżyjącego synka Ingebjørg

Torstein Svarte

mąż Gudrid

W poprzednim tomie.

Alv znika. Ingebjørg podejrzewa Bengta Algotssona o uprowadzenie syna, sądząc, że książę chce ją zastraszyć i zmusić do oddania listu ojca. Folke udaje się do Tunsberg aby nakłonić panią Bothild, która obecnie przechowuje ów list, by zechciała go zwrócić. Ingebjørg przypadkowo widzi, jak panna Anna przegląda testament swojego ojca. Wkrótce w testamencie pojawia się dodatkowy zapis, że spadkobiercą dóbr pana Gustava zostanie Alv, pod warunkiem, iż jest rzeczywiście synem Turego. Anna sugeruje, że to niemożliwe, by Turę był ojcem Alva.

Od Åsy Ingebjørg dowiaduje się, że panna Anna spotyka się potajemnie z mężczyzną, z którym ojciec zakazał jej wszelkich kontaktów. Schadzki odbywają się w leśnej chacie. Ingebjørg udaje się do tego miejsca w nadziei, iż odnajdzie tam Alva. Dziecka jednak nie ma. Ingebjørg podsłuchuje rozmowę Anny i jej kochanka: „Ingebjørg odjedzie stąd razem z synem lub bez niego. Już niedługo będzie się chciała znaleźć jak najdalej stąd”. W drodze powrotnej pogoda nagle się zmienia. Ingebjørg udziela pomocy rannej Annie, która spadła z konia. Anna przysięga, że to nie ona porwała jej syna. Folke wraca z listem, a Ingebjørg przekazuje go wysłannikowi porywaczy. Niebawem Alv odnajduje się cały i zdrowy.

W Varberg książę urządza ucztę na cześć księżnej wdowy Ingebjørg. Wśród zaproszonych duchownych jest też sira Joar, który teraz nazywa się sira Niclas. Folke doradza Ingebjørg ucieczkę. Wymykają się z zamku i wracają konno do posiadłości pana Gustava, by zabrać ze sobą Alva. W oddali słyszą tętent koni.

Rozdział 1

Ingebjørg wstrzymała oddech i wytężyła słuch. Serce waliło jej w piersi. W mroku nocy słyszała wyraźnie, dolatujący z oddali, głuchy odgłos końskich kopyt.

– Niemożliwe, by to byli ludzie księcia – oznajmił Folke spokojnym głosem, mimo to wyczuła w nim napięcie. – Nawet gdyby książę od razu zauważył nasze zniknięcie, nie zdążyłby w tak krótkim czasie wyprawić za nami pogoni. Utrzymywaliśmy szybkie tempo jazdy i na pewno mamy przewagę.

– A więc kto to jest? – zapytała Ingebjørg, zdenerwowana.

Folke nie umiał jej odpowiedzieć, rzekł natomiast:

– Na wszelki wypadek zjedzmy do lasu i ukryjmy się tam!

Pogonił konia i skręcił w lewo, z dala od piaszczystego brzegu.

Ledwie zdążyli się schować pośród drzew, gdy tętent nasilił się. W okolicach najdłuższego dnia w roku noce bywały jaśniejsze. Księżyc wychylił się zza chmur, oświetlając sylwetki jeźdźców, którzy galopem pokonywali drogę wzdłuż brzegu. Ingebjørg nie rozpoznała nikogo, a obdarzony sokolim wzrokiem Folke oświadczył z przekonaniem:

– To nie są ani ludzie księcia, ani króla. Pewnie jakaś banda rabusiów.

– Całe szczęście, że zdążyliśmy się ukryć – odparła Ingebjørg i przeszły ją dreszcze.

– Poczekajmy, póki nie będziemy pewni, że podążyli dalej na południe – zadecydował Folke, a po dłuższej chwili milczenia rzekł: – Myślę, że nie powinnaś czekać z ucieczką do jutrzejszego ranka.

– Pomyślałam o tym samym. Ale jak się wydostanę z dworu obronnego w środku nocy?

– Wyciągnę strażników do izby czeladnej, a ty pójdziesz po Alva. Pomyślą, że położyłaś się spać. Powiadomię Åsę, by w tym czasie, gdy ja będę odwracał uwagę strażników, wyprowadziła ze stajni jeszcze jednego konia, i razem z Ellisiv wymknęła się na zewnątrz. Czy Christina zwykle sypia twardo?

– Tak – potwierdziła Ingebjørg. – Ale co jej powiem, jeśli mimo wszystko się obudzi?

– Wymyślisz coś. Możesz powiedzieć, że Alv się przebudził i nie może zasnąć, dlatego postanowiłaś zejść do kuchni po gorące mleko.

Ingebjørg czuła jak z nerwów skręca ją w żołądku.

– Sądzisz, że uda ci się zwabić strażników do izby? Czyż nie grozi im surowa kara za zejście z posterunku?

– Gdy kota nie ma w domu, to myszy harcują, prawda? – odparł, a po jego głosie poznała, że się uśmiecha. – Pan Gustav choruje, a pani Margareta wraz z panną Anną udały się na ucztę do zamku królewskiego. Jestem niemal pewny, że służba korzysta z okazji i raczy się miodem. Podejrzewam, że już są podpici.

Trochę ją to uspokoiło, a wsłuchawszy się w noc, rzekła:

– Jeźdźcy podążyli na południe, czyż nie?

– Owszem. Na pewno kierują się w stronę Falkenberg.

– W takim razie jedźmy czym prędzej – oświadczyła, bo nagle znów ogarnął ją niepokój o syna.

Podjeżdżając do bramy, zwolnili nieco.

– Postaraj się zachowywać naturalnie – rzucił jej cicho Folke. – Byłaś na uczcie u księcia, ale wróciłaś wcześniej. Nie czujesz się najlepiej i zamierzasz od razu pójść na górę, by się położyć.

Ingebjørg pokiwała głową, przełykając ciężko ślinę. Folke ma rację, pomyślała, gdy zauważyła, że strażnicy zachowują się swobodniej niż zwykle. Zatrzymał się i zagadnął ich wesoło, a oni odpowiedzieli mu równie rubasznie.

– Dobranoc, Folke Bårdssonie – rzekła z pozornym spokojem, zsiadając z konia. – Dziękuję, że towarzyszyłeś mi w drodze powrotnej. Dowiem się jeszcze, jak się czuje pan Gustav, a potem pójdę się położyć.

– Dobranoc, pani Ingebjørg. Mam nadzieję, że jutro poczuje się pani lepiej.

Weszła po cichu po stromych schodach wieży, a kiedy dotarła na trzecią kondygnację przystanęła przez chwilę pod drzwiami pana Gustava. Ze środka nie dolatywał żaden dźwięk. Gdyby mu się pogorszyło, na pewno usłyszałaby przytłumione głosy, przyszedłby też ksiądz z ostatnim namaszczeniem.

Pośpiesznie ruszyła w głąb korytarza, otworzyła drzwi prowadzące do pogrążonej w mroku sali reprezentacyjnej. Po omacku posuwała się naprzód, minęła pracownię i zatrzymała się przed drzwiami swojej sypialni. Na szczęście w środku panowała cisza. Ostrożnie otworzyła drzwi i znieruchomiała gwałtownie. W nikłej poświacie lampki ujrzała Christinę z Alvem na rękach, wyglądającą przez otwór strzelniczy.

– Nie śpicie?

Christina odwróciła się i popatrzyła na nią zdziwiona.

– Już pani wróciła?

– Już? – Ingebjørg zmusiła się do uśmiechu. – Minęła północ.

– Myślałam, że uczta na cześć księżnej wdowy trwać będzie przez całą noc.

– Nie czułam się dobrze i wcześniej opuściłam zamek – wyjaśniła Ingebjørg, czując, jak oblewa się potem, i zastanawiała się gorączkowo, jak zdoła wyjść niepostrzeżenie.

– Czy z Alvem coś nie tak?

– Przez cały wieczór był niespokojny. Może coś mu zaszkodziło?

Alv wyciągnął rączki do Ingebjørg, która przytuliła mocno synka.

– Wezmę go na dół do kuchni i podgrzeję mu mleka. Ja też muszę się napić czegoś gorącego.

– Ależ droga pani Ingebjørg. Ja to zrobię!

– Nie, nie. Idź się położyć. Poradzę sobie.

Christina pokręciła głową.

– Co by powiedziała pani Margareta, gdyby wróciła i zobaczyła, że pani sama schodzi do kuchni?

– Pani Margareta nie wróci jeszcze przez długi czas. Widzę, jaka jesteś zmęczona, Christino, a ja i tak od razu nie zasnę. Jestem nazbyt ożywiona. Spotkanie z księżną wdową zrobiło na mnie duże wrażenie. Okazała się dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażałam: odważna i otwarta. – Stanowczym krokiem ruszyła ku drzwiom, rzucając na odchodnym: – Pośpij sobie, póki możesz.

Słyszała jeszcze, że Christina próbuje słabo protestować, ale z pewnością była zbyt zmęczona, by oprzeć się takiej pokusie.

Ingebjørg pomyślała nagle ze smutkiem o rzeczach osobistych, które najpierw zabrała do Tunsberg, stamtąd przywiozła do Hallandii, a teraz musi pozostawić. Wolała nie ryzykować. Christina może nie od razu zaśnie, zresztą na dole czekają już zapewne Folke i Åsa.

Schodząc ostrożnie po schodach, pożałowała jednak, że nie spróbowała przynajmniej zabrać ze sobą fletu. Mogła powiedzieć Christinie, że chce zagrać Alvowi.

Odgoniła tę myśl. Teraz najważniejsze, by ujść stąd z życiem.

Dyszała i kręciło jej się w głowie ze zdenerwowania, gdy otwierała ciężkie drzwi prowadzące na dziedziniec. Na dworze było ciemno. Nie zauważyła pochodni strażników.

Alv popłakiwał, ale na szczęście był ciepło ubrany.

– Cichutko, Alv, Teraz bądź grzeczny. Pojedziesz z mamą na koniku.

– Konik – odezwał się Alv zachwycony.

– Ciiii! Musimy być zupełnie cicho. Wszyscy śpią.

– Ciii – powtórzył Alv. – Pan śpi.

Ingebjørg spodziewała się, że lada chwila ktoś ją zatrzyma, zadając z zaskoczenia jakieś pytanie, ale nic takiego się nie wydarzyło. Na dziedzińcu panowała martwa cisza, nigdzie nie widać było straży.

Nie przywykła do tego, by samej otwierać bramę, a z Alvem na ręce było jej ciężej, niż się spodziewała. Gdy w końcu znalazła się na zewnątrz, usłyszała szept:

– Pani Ingebjørg? Tu jestem.

Ingebjørg skierowała się w stronę, skąd dochodził głos. Na wpół ukryta za jednym słupem bramy mignęła jej postać z dzieckiem na ręku.

– Åsa?

– Tak, to ja. Pan Bårdsson zaraz przyjdzie.

– Udało ci się wyjść niepostrzeżenie?

– Chyba tak.

– Czy pan Bårdsson wyjaśnił ci, o co chodzi?

– To nie było konieczne, pani Ingebjørg. Od dłuższego czasu jestem na to przygotowana.

– Na pewno ciężko ci stąd wyjeżdżać?

– Moje miejsce jest przy pani. Gdyby nie pani, pewnie już by mnie nie było wśród żywych, a już na pewno nie przyszłaby na świat Ellisiv. Ruszamy daleko?

– Nie mam pojęcia, dokąd jedziemy. Wiem jedynie, że muszę opuścić to miejsce.

– Rozumiem, że panna Anna czyha na życie pani i Alva. Chce, by wszystkie dobra pana Gustava jej przypadły w spadku.

Ingebjørg skinęła głową, nic więcej nie wyjaśniając. Uznała, że Åsa nie musi wiedzieć o wszystkim.

– Służące opowiadały mi, że po śmierci ojca panna Anna odziedziczy tylko połowę tego, co przypadało jej bratu.

Słowa płynęły potokiem z jej ust, zapewne ze zdenerwowania, bowiem Åsa zwykle nie była taka rozmowna. Ingebjørg nie przerywała jej, czując narastający niepokój, i zastanawiała się, kiedy wreszcie zjawi się Folke.

– Kiedy Alv dorośnie, przejmie na własność dwór obronny – ciągnęła Åsa szeptem. – Jako najbliższy krewny panny Anny, będzie decydował także o jej majątku.

Ingebjørg zmarszczyła czoło, zdziwiona. Nie wybiegała myślami tak daleko naprzód.

– Szkoda tylko pani Margarety, bo ona bardzo pokochała i panią, i Alva.

– Rzeczywiście. Strasznie mi przykro, ale nie mam wyboru.

– Pani Margaret a to zrozumie. Może nawet odczuje ulgę. Widziałam, że się boi.

– Tak?

– Inni też o tym mówili. Ale co może służąca, czy parobek? Pozostaje nam w milczeniu przyglądać się temu, co się dzieje. A jeśli coś się wydarzy, nie mamy nawet prawa zaświadczyć, co widzieliśmy.

Zza bramy dały się słyszeć stłumione odgłosy. Młode kobiety podniosły wzrok i po chwili ujrzały Folkego, który wyprowadzał trzy konie. Pomógł Åsie dosiąść jednego, przytrzymując na moment Ellisiv, a potem podał Ingebjørg pomocną dłoń i oświadczył stanowczo:

– Lepiej będzie, jeśli ja wezmę Alva. Może być niespokojny. – Odwrócił głowę i zerknął na gościniec prowadzący na zachód. W jasnej poświacie księżyca łatwiej teraz było cokolwiek zobaczyć, ale też samemu zostać dostrzeżonym. – Słyszałyście coś?

– Nie. Jak poradziłeś sobie ze strażą?

– Będą mieli jutro ciężki dzień, ale przeżyją – zażartował. Ingebjørg jednak znała go już na tyle dobrze, by poznać, że i on jest zdenerwowany. – Ruszamy na wschód. Jedźcie za mną!

Przemierzając ponury las, Ingebjørg zastanawiała się, co przyniesie jej przyszłość. Czy dwór obronny krewnych Turego może już uznać za zamknięty rozdział w swym życiu, czy jeszcze tu kiedyś powróci? Pociechą było dla niej to, że zdołała się w końcu pojednać z panem Gustavem, ale z przykrością myślała o smutku, jakiego dozna pani Margareta. Jakżeby chciała się z nią pożegnać. Z nią, a także z Christiną.

Może Anna po śmierci ojca poślubi swojego adoratora. Póki Alv żyje, nie będzie mogła przejąć dóbr pana Gustava, nie jest więc pewne, czy zechce nadal mieszkać we dworze. Nie wiadomo zresztą, czy pani Margareta pozwoli, by wprowadził się tam ten Svante, który przecież nie dorównuje urodzeniem Annie.

Ingebjørg powiodła wzrokiem w stronę dorodnej sylwetki Folkego na końskim grzbiecie. Alv siedział u niego spokojnie i bezpiecznie. Uwielbiał go. Ingebjørg tęskniła bardzo za Saemundgård, nie mogła jednak znieść myśli, że miałaby wyjeżdżać tak daleko. Bez Folkego jej życie nie miało sensu. Pragnęła być tam, gdzie on.

Powoli zaczynało świtać. Od wschodu niebo rozjaśniło się i przybrało szaroniebieską barwę.

Na razie nikt we dworze pana Gustava nie wie, że wyjechała, nikt więc jej nie zdradzi. Dopiero gdy Christina zbudzi się wczesnym rankiem i zauważy, że Ingebjørg nie śpi w swym łóżku, poczuje niepokój. Pewnie pomyśli, że Ingebjørg nie mogła zmrużyć oka i przez całą noc przechadzała się po korytarzu. Przecież nie wpadnie jej do głowy nic innego. Pani Margareta i Anna uznają zaś za oczywiste, że Ingebjørg wróciła do domu i odsypia nocną ucztę. Pani Ruth z pewnością znajdzie jakieś wyjaśnienie, które uspokoi zarówno obie panie, jak i Gretę. Już kiedy weszli do Sali Królewskiej, powiedziała, że Ingebjørg nie czuje się dobrze i zaproponowała, by Folke kazał pokojówce Astrid przynieść zioła lecznicze.

Pani Ruth różniła się od innych kobiet. Trzeba bowiem i odwagi i pomysłowości, aby przechytrzyć księcia, tak jak to uczyniła. Ingebjørg była przekonana, że pani Ruth zrobi, co w jej mocy, by jak najdłużej ukryć jej nieobecność.

Panią Gretę zniknięcie męża zaniepokoi najwcześniej późną porą następnego dnia. Jest zakochana po uszy w nowym panu z Borganas, urzędniku sprawującym nadzór nad okręgami Dalarna, Vastmanland i Jämtland. Nawet księżna wdowa dała jej swoje błogosławieństwo, by szukała miłości poza małżeństwem...

Robiło się coraz jaśniej. Wjechali na trakt i Folke nieco zwolnił.

– Jak się czujesz? – zapytał, gdy się z nim zrównała, i popatrzył na nią z troską.

– Dobrze – odparła z uśmiechem. – Wreszcie zaczynam wierzyć, że udało nam się uciec i nikt nie wyruszył za nami w pogoń.

– Tak, możesz się już uspokoić. Gdyby, mimo zachowanych środków ostrożności, ktoś zauważył jednak, że opuszczamy dwór pana Gustava, już dawno byśmy wiedzieli.

– Ale prędzej czy później dowiedzą się o tym.

– Owszem – potwierdził. – Ale sądzę, że dopiero pod koniec dnia.

– Czy pani Greta, albo twój ojciec mogą się domyślić, gdzie mnie ukryjesz?

– Nie. Żadne z nich nie zna tego miejsca. To jedna z wielu zagród, które stoją puste po wielkiej epidemii dżumy. Do niektórych wprowadzili się nowi właściciele. Za psi pieniądz kupiłem cztery niewielkie zagrody, nie wspomniałem jednak o tym ani ojcu, ani nikomu innemu. Mieszkańcom sąsiedniego dworu powiedziałem, że póki nie postanowię o przyszłości tychże zagród, wynajmę jedną z nich dwóm wdowom, których mężowie utonęli podczas połowów ubiegłej zimy.

Ingebjørg popatrzyła na niego zdumiona i zapytała po chwili:

– Czy to znaczy, że zaplanowałeś tę ucieczkę?

– Bardzo dokładnie – odparł z uśmiechem. – Na jakiś czas będziesz się musiała pożegnać z aksamitnymi sukniami i ozdobnymi nakryciami głowy, Ingebjørg. Czeka cię powrót do ciężkiej pracy w zagrodzie, szarego fartucha i skromnych warunków życia.

– Nie mam nic przeciwko temu, pod warunkiem, że nie będziemy głodować.

– Nie, głód wam nie grozi, ale na dostatek też nie licz. Będę was odwiedzał tak często, jak to możliwe, z początku jednak muszę zachować szczególną ostrożność. Zamierzam powiedzieć, że wróciłaś do klasztoru w Oslo. Tam książę Algotsson z pewnością nie pojedzie cię pojmać. Dziś o poranku z Varberg wypływa statek na północ. Rozmawiałem z szyprem i zapłaciłem mu, żeby potwierdził, że wiózł na pokładzie dwie kobiety z małymi dziećmi.

Ingebjørg pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Skąd mogłeś wiedzieć...?

– Oboje wiedzieliśmy, Ingebjørg. Po uprowadzeniu Alva zrozumieliśmy powagę sytuacji. Wątpliwe, by księcia uspokoiło przejęcie listu. Dwie litery mogą wskazywać na to, że i jego nazwisko zostało w nim wymienione. W każdym razie teraz ma jasność, że list krążył przez wiele lat i wiele osób mogło zapoznać się z jego treścią. Jeśli książę Algotsson naprawdę związał się z przeciwnikami króla, czego jestem coraz bardziej pewien, to jego sytuacja jest bardzo groźna. Ryzykuje zbyt wiele, pozostawiając cię przy życiu. Póki nie otrzymał od ciebie listu, zapewne nie wierzył do końca w plotki o jego istnieniu. Teraz zyskał pewność.

Ingebjørg przeniknął lodowaty chłód.

– Ale co z Anną? Myślisz, że i ona jest zamieszana w spisek?

– Nie, sądzę raczej, że nią kieruje jedynie chciwość.

– Ale w drewnianej chacie unosił się przecież zapach mięty? Identycznie pachniał list z pogróżkami.

– Może to przypadek, ale nie wykluczam, że adorator Anny może być zausznikiem księcia. Nie wiem tego jednak na pewno.

– Mimo wszystko nie rozumiem. – Ingebjørg pokręciła głową, zdezorientowana. – Dlaczego pozwoliłeś mi jechać wraz ze swą żoną do klasztoru As, skoro przygotowywałeś ucieczkę.

– Wiedziałem, że księżna wdowa Ingebjørg przybędzie do Varberg i pomyślałem, że o wiele większe zamieszanie wywołałoby twoje zniknięcie przed jej przyjazdem. Ona wie, że znasz królową Blankę i króla Håkona, i zdziwiłaby się, gdybyś wyjechała, nie przywitawszy się z nią.

– Pomyślałeś o wszystkim.

– Nie spodziewałem się jedynie pojawienia siry Joara. Zresztą, gdybyś mi nie powiedziała, nie domyśliłbym się nawet, że sira Niclas to sam sira Joar.

Ingebjørg ogarnął znów silny niepokój.

– Jak sądzisz, ile czasu zajmie im ustalenie miejsca, gdzie się ukryłam?

– Nie znajdą cię.

– Mogą cię śledzić, kiedy przyjedziesz mnie odwiedzić.

– Nie bój się, Ingebjørg. Uczynię wszystko, co w mojej mocy, by cię nie odnaleźli.

– Nie wątpię w to, Folke. Tylko nie mam pojęcia, jak to zrobisz.

Odwrócił się do niej. W brzasku poranka wydawał się jeszcze bardziej urodziwy. Przeniknęła ją fala tęsknoty.

– Wolałabyś pojechać do Nonneseter?

Pokręciła głową gwałtownie.

– Tam byłabyś bezpieczna.

– Wiem, ale wolę być blisko ciebie.

– Mogłabyś wrócić do rodzinnego dworu. Jesteś znów jego właścicielką.

– Ty zapłaciłeś zastaw? – zapytała, patrząc na niego.

– Ja? Skąd ci to przyszło do głowy? – zaprzeczył, ale coś jej mimo wszystko mówiło, że się do tego przyczynił.

– Bez służby nie zdołam poprowadzić gospodarstwa, wiesz przecież.

Nie była to jednak do końca prawda, czego Folke chyba się domyślił, bo zapytał:

– A jeśli uda mi się znaleźć chętnych do służby we dworze, przeniesiesz się tam?

Znów pokręciła głową i spuściła głowę, zakłopotana.

– Nie dam rady, Folke. Poza tym myślę, że w Saemundgård wcale nie będę bardziej bezpieczna. Jeśli Anna i jej poplecznicy postanowili pozbyć się spadkobiercy majątku pana Gustava, Alvowi grozi niebezpieczeństwo, gdziekolwiek by się znalazł. Naszą jedyną szansą jest zapaść się pod ziemię. Przemienimy się z Asą we wdowy po rybakach i będziemy żyć tak jak one.

– Dziękuję, Ingebjørg. Miałem nadzieję, że to zrozumiesz. – Uśmiechnął się do niej i dodał:

– Wiele może się zdarzyć. Nie wiadomo, czy będziesz się musiała ukrywać aż tak długo.

Pomyślała w duchu, że jej przyszłość nie rysuje się w jasnych barwach, skoro ma za przeciwników księcia Algotssona, sirę Joara i Annę, ale nie wypowiedziała na głos swych obaw.

– Nie zdążyłam niczego zabrać ze sobą – westchnęła. – Ani ubrań, ani fletu.

– Dobrze, że nie wzięłaś sukien. Nie zapominaj, że już nie jesteś panią Ingebjørg.

– To znaczy, że nie mogę grać na flecie, kopiować ksiąg, ani malować miniatur?

– Jeśli już, powinnaś to czynić z największą ostrożnością. Porozmawiam z panią Margaretą o odesłaniu twoich rzeczy do Nonneseter. Wybiorę spośród nich te, które zechcesz i przywiozę do zagrody, w której zamieszkasz.

– Nie sądzisz, że wszyscy będą się dziwić, że wyjechałam w takim pośpiechu, nie zabierając niczego ze sobą?

– Nie, jeśli się dowiedzą, że na ucztę do księcia przybył sira Joar.

Posłała mu przerażone spojrzenie.

– Zamierzasz wyjawić, kim naprawdę jest sira Niclas?

– Oczywiście! To oszust i złoczyńca poszukiwany za zabójstwo. Nawet jeśli książę Algotsson zna prawdę, wątpliwe, by się do tego przyznał. Będzie udawał bardzo zaskoczonego.

– Ale sira Joar chyba musi mu ufać, inaczej nie odważyłby się tu pokazać. Na pewno zdawał sobie sprawę, że będę zaproszona, ale go to nie przeraziło.

Folke zmarszczył czoło.

– Masz rację, dziwne, że nie obawiał się, iż zostanie zdemaskowany. Albo ufa bezgranicznie opatowi w klasztorze As, albo księciu. Uznał zapewne, że nikogo nie będzie obchodziło, co powiesz.

Ingebjørg przeszedł dreszcz.

– Jeśli zdradzisz, Folke, jego prawdziwą tożsamość, to także znajdziesz się w niebezpieczeństwie.

– Czyż od dawna nie igram z ogniem? – zażartował, zaraz jednak spoważniał. – Raczej nie wierzę, by kapelan, sprawujący posługę w klasztorze, stanowił jakieś niebezpieczeństwo. Gorzej z księciem, ale sądzę, że ma teraz na głowie ważniejsze sprawy. Pozostało tylko parę tygodni do koronacji Håkona na króla Norwegii. Jeśli junkier Eryk spełni swoje groźby, należy się spodziewać zamieszek, a wówczas książę zostanie w to wmieszany, niezależnie od tego czy stoi po właściwej, czy niewłaściwej stronie.

Moje życie to pasmo kłopotów i zagrożeń, pomyślała z niechęcią Ingebjørg i spytała:

– Daleko jeszcze?

– Zagroda leży niedaleko zamku królewskiego w Kungsbacka. Zwykle pokonuję tę drogę w niecały dzień. Zanim jednak tam dotrzemy, musisz się przebrać. Mam dla ciebie inne ubrania.

Droga znów się zwęziła i Folke ruszył przodem. Przez długą chwilę jechali w milczeniu.

Ingebjørg zauważyła, że Åsa jest już bardzo zmęczona. Mała Ellisiv, nadal karmiona piersią, była bardzo niespokojna przez całą drogę. Kiedy Folke odwrócił się, by sprawdzić, co z nimi, zapytała, czy nie mogliby się zatrzymać na chwilę.

– Jak się czujesz, Åsa? – zapytał Folke, przyglądając się jej badawczo.

– Dobrze – odparła, siląc się na uśmiech, mimo że słaniała się ze zmęczenia.

– Wezmę Ellisiv, tylko się najpierw przebiorę – zaproponowała szybko Ingebjørg.

Poszła za drzewo, zdjęła suknię z aksamitu i welon, a włożyła suknię z przaśnej, niefarbowanej przędzy i czepek.

Folke uśmiechnął się serdecznie, gdy wyszła zza drzewa, mówiąc:

– A więc tak wyglądasz naprawdę?

Ingebjørg spuściła wzrok i pomyślała, że z pewnością nie podoba mu się w takim stroju.

Folke zaśmiał się jednak i pośpiesznie ją objął.

– Twojej urody nic nie przyćmi, nawet gdybyś włożyła jutowy worek. Podobasz mi się taka, Ingebjørg. Łatwiej mi sobie teraz wyobrazić, jak wyglądałaś wtedy, gdy chodziłaś za pługiem w Saemundgård. To ciebie kocham, nie twoje stroje.

Posilili się jedzeniem, które Åsa zdążyła zabrać z kuchni, po czym znów dosiedli koni. Ingebjørg wzięła na ręce małą Ellisiv.

– Czuję się teraz nieco bezpieczniej – przyznał Folke, zadowolony. – Nawet jeśli natkniemy się na kogoś po drodze, nie zwrócą na nas uwagi.

Słońce już było wysoko na niebie, kiedy wyjechali z lasu i ujrzeli przed sobą niewielką parcelę położoną zacisznie od zachodu i wyglądającą dość przytulnie. Kiedy jednak podjechali bliżej, Ingebjørg poznała od razu, że chaty od dawna stoją niezamieszkane. Darń na dachach pospadała w wielu miejscach, a drewniane bale nadgniły tuż przy ziemi. Ze ścian wyrastały pokrzywy, a ścieżka prowadząca na schody, całkiem zarosła.

Folke zatrzymał się gwałtownie.

Ingebjørg powiodła wzrokiem w tym samym kierunku co on i otworzyła szeroko oczy z przerażenia. Drzwi do chaty uchyliły się i nieprzyjemnie zaskrzypiały.

Rozdział 2

– Ktoś tu jest? – wyszeptała Ingebjørg, nie odrywając oczu od uchylonych drzwi.

– Na to wygląda – odparł Folke i wyraźnie wzmógł czujność.

– Ktoś wiedział, że tu dzisiaj przyjedziemy?

Pokręcił głową, zaciskając dłoń na rękojeści miecza.

Ingebjørg przeniknął lodowaty strach. Mimowolnie przytuliła mocniej Ellisiv i spojrzała z lękiem na Alva.

Folke zsunął się z konia i podał chłopca Åsie, po czym nakazał:

– Nie ruszajcie się stąd.

Skoro nawet nie próbuje nas uspokoić, to znaczy, że i on się mocno zaniepokoił, pomyślała Ingebjørg.

– Bądź ostrożny, Folke. Ktoś tam jest – ostrzegła, nie spuszczając wzroku z chaty. Była pewna, że ktoś ukrywa się tuż za drzwiami.

Pokiwał głową i z pozornym spokojem skierował się w stronę wejścia.

Ingebjørg wstrzymała oddech, tłumacząc sobie, że gdyby ów ktoś miał złe zamiary, zapewne zaatakowałby ich od razu. Niemożliwe, by książę Algotsson zdążył wysłać swoich ludzi, a nawet jeśli, nie zdołaliby dotrzeć tu przed nimi. Zresztą książę nie zna przecież miejsca, gdzie Folke postanowił ich ukryć. Jej najwierniejszy strażnik nikomu nie zdradził swych zamiarów.

Folke podszedł do schodów i jeszcze mocniej uchwycił rękojeść miecza. Była tak przerażona, że zakręciło jej się w głowie. Tuląc Ellisiv, modliła się żarliwie, by nie stało się nic złego.

Folke tymczasem szarpnął drzwi i zostawiając je otwarte na oścież, zniknął w sieni.

Ingebjørg i Åsa wymieniły zaniepokojone spojrzenia.

– Niemożliwe, by ktoś tam był – odezwała się Åsa, starając się ją uspokoić, ale Ingebjørg domyśliła się, że boi się tak samo jak ona.

Z chaty tymczasem doleciały ich jakieś głosy, a po chwili Folke wyjrzał i zawołał z uśmiechem.

– Chodźcie. Nic wam nie grozi.

Ingebjørg odetchnęła z ulgą i trzymając kurczowo Ellisiv, zsunęła się z końskiego grzbietu. Obie kobiety z dziećmi na rękach pośpieszyły w stronę czekającego na schodach Folkego.

– Kto tam jest? – zapytała Ingebjørg, posyłając Folkemu zdziwione spojrzenie.

– Sąsiadka. Zdaje się, że chciała napalić i przewietrzyć trochę, ale przyjechaliśmy wcześniej, niż się spodziewała. Podobno miała sen, że przybędziecie.

Ingebjørg popatrzyła na niego z powątpiewaniem.

– Jesteś pewien? – spytała szeptem, by kobieta jej nie usłyszała.

Folke pokiwał głową.

– Mówiono mi o niej. Podobno ma dar jasnowidzenia. Witaj w zagrodzie – dodał wesoło. Wejdźcie do środka i przywitajcie się z biedną Ulfhild. Omal się nie rozpłakała, nieszczęśliwa, że nie zdążyła wszystkiego dla was przygotować.

– W sieni panował mrok, ale izbę rozświetlały promienie słońca, które przenikało przez dymnik w dachu. Przy palenisku, obok krzesła wystruganego z jednego kawałka pnia, stała starsza kobieta z pochyloną głową, a złożone dłonie oparła o brzuch.

– Niech będzie pochwalony Ulfhild – odezwał się Ingebjørg, siląc się na przyjazny ton. – Dziękuję, że zechciałeś przygotować izbę na nasz przyjazd. To bardzo pięknie, że o tym pomyślałeś. Ulfhild tylko pokręciła głową wyraźnie zawstydzona.

– Mieszkasz w pobliżu? – zapytała Ingebjørg, żeby jakoś podtrzymać rozmowę.

Ulfhild tylko pokiwała głową, ale najwyraźniej nie zamierzała się odzywać.

– Mieszka rzut kamieniem stąd – wyręczył kobietę Folke. – Jeśli pójdziecie ścieżką prowadzącą przez wzgórze, zobaczycie jej chatę.

Nim zdążyli jej się przyjrzeć, Ulfhild w pośpiechu, ze wzrokiem wbitym w ziemię, skierowała się do drzwi i zniknęła. Nie zobaczyli nawet jej twarzy.

Ingebjørg rozejrzała się po izbie cuchnącej nieco stęchlizną. Pomieszczenie było w zaskakująco dobrym stanie. Przypominało nieco starą izbę w Saemundgård, z paleniskiem pośrodku, ławami i stołem pod jedną ze ścian, i łóżkami przy dwóch innych. Poza tym stała tu skrzynia i dwa siedziska wystrugane z pieńków. W nogach jednego z łóżek Ingebjørg zauważyła kołyskę, do której od razu włożyła śpiącą Ellisiv.

Alv nie zdradzał najmniejszych oznak zmęczenia długą podróżą. Zachwycony dreptał po izbie. Na pewno przypomniała mu się izba w Ormsgård, pomyślała Ingebjørg. Czuł się tam o wiele lepiej, niż w pałacu.

Wysoko, na jednej ze ścian, znajdowały się trzy okienka, które były teraz uchylone. Przy otwartych drzwiach powstał przeciąg i w ciągu paru chwil izba się przewietrzyła.

Åsa przyniosła drewno z drewutni i rozpaliła w palenisku. Wnet przez dymnik uniosła się szara smuga.

– No, to sąsiedzi już wiedzą, że w zagrodzie zamieszkały wdowy po rybakach – rzucił wesoło Folke.

Ingebjørg zerknęła na niego pośpiesznie i zapytała:

– Nie masz żadnych obaw?

– Nie. Najważniejsze, byście zachowywały się zupełnie naturalnie. Dostaniecie dwie owce. Z krowami byłoby za dużo kłopotów. Wolno wam będzie korzystać z niewielkiego pastwiska w pobliżu. Z czasem, w zamian za dostarczoną do dworu wełnę, przędzę oraz tkaniny, otrzymacie żywność.

– Jakiego dworu? – zdumiała się Ingebjørg.

– Tu, w pobliżu, jest dwór. Nie pytaj za wiele, Ingebjørg. Wystarczy, byś wiedziała, że dostaniecie żywność w zamian za przędzę. Wrzeciono jest przygotowane, a krosna stoją w sieni. W drewutni znajdziecie parę worków z wełną, byście miały od czego zacząć. Podobno od południowej strony zagrody znajduje się niewielki ogród z warzywami i ziołami, który pielęgnowała dotąd jedna ze służących ze dworu. Przez lato poradzicie sobie bez trudu. Gorzej będzie zimą, ale nie martwmy się na zapas. – Zmarszczył czoło i popatrzył na nią zamyślony, a po chwili dodał: – Jesteś pewna, że chcesz tu zostać? Życie w zagrodzie bardzo się różni od tego, do którego przywykłaś, żyjąc pośród możnych.

Ingebjørg uśmiechnęła się.

– W głębi serca nigdy nie byłam kobietą z wyższych sfer, Folke. Pozostałam Ingebjørg Olavsdatter z Saemundgård. Choć ta niewielka parcela nijak się ma do dworu mojego ojca, to jednak bardziej przypomina otoczenie, w którym dorastałam. Nie będę tęsknić za ucztami, zastawionymi suto stołami, tańcami przy muzyce, wykonywanej przez grajków. Ważniejsze jest dla mnie bezpieczeństwo. Tu, pośród natury, będę miała przy sobie Alva przez cały czas, poza tym uniknę roli pionka w rozgrywkach możnych o władzę w kraju, jak również w sporze pomiędzy królewskimi synami, pragnącymi zagarnąć dla siebie jak najwięcej.

Folke pogłaskał ją po policzku i kręcąc głową, rzekł z uśmiechem:

– Nigdy nie spotkałem kobiety takiej jak ty, ukochana. Pamiętaj jednak, cokolwiek postanowisz, nie wolno ci zapomnieć o tym, że twój syn jest dziedzicem majątku pana

Gustava. Nie możesz go pozbawić tego, co mu się prawnie należy. On nie jest chłopskim synem, który zajmie się w przyszłości gospodarstwem, tylko potomkiem wpływowego pana, do którego rodu należą rozległe dobra tu, w Hallandii. Urodził się, by korzystać z przywilejów, ale też do obowiązków.

Spojrzawszy na jej minę, domyślił się chyba, że nie spodobała jej się ta przemowa, dodał więc pośpiesznie:

– Ale o tym nie musimy teraz rozmawiać. Najważniejsze, by zapewnić tobie i Alvowi bezpieczeństwo, a z czasem zobaczymy, jak się sprawy potoczą.

Odwrócił się i zrobił parę kroków w kierunku drzwi, mówiąc:

– Muszę wracać, nim Greta zacznie o mnie rozpytywać.

– Nie wydaje ci się, że już dawno to uczyniła?

– Nie – odpowiedział szybko, bez żadnego wyjaśnienia, a jego twarz spochmurniała.

Ingebjørg odprowadziła go na podwórze i zapytała:

– Jak myślisz, czy Ulfhild nie wydało się dziwne, że przyjechałyśmy konno?

– Nie, powiedziałem jej, że zabrałem was z małej osady rybackiej na północy i że pomogłem wam, ponieważ mam dług wdzięczności wobec twojego męża. – Uśmiechnął się przepraszająco i dodał: – Wspomniałem, że wyłowił mnie z morza, gdy statek, którym płynąłem, roztrzaskał się o skały. Musisz to zapamiętać.

– Jak nazywa się miejsce, z którego pochodzimy?

– Wyspa Marstrand. To najważniejszy ośrodek połowu śledzi tu, na zachodnim wybrzeżu.