Przepowiednia księżyca (20). Niewierne sługi - Frid Ingulstad - ebook

Przepowiednia księżyca (20). Niewierne sługi ebook

Frid Ingulstad

0,0

Opis

 

Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjrrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjrrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu. 

 

Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 20 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych. 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie 
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (5) 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 252

Rok wydania: 2010

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przepowiednia księżycatom 20

Frid Ingulstad

Niewierne sługi

Przekład

Magdalena Stankiewicz

Tytuł oryginału norweskiego:

Utro tjenere

Ilustracje na okładce: Eline Mykłebust

Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys

Redakcja i korekta: BAP-PRESS

Copyright © 2005 by N.W. DAMM & SON A.S, OSLO

Copyright this edition: © 2010 by BAP-PRESS

Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS

All Rights Reserved

Wydawca:

Ringier Axel Springer Polska Sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 52

www.ringieraxelspringer.pl

ISBN 978-83-7558-764-7

ISBN 978-83-7558-813-2

oraz

BAP-PRESS

05-420 Józefów

ul. Godebskiego 33

www.bappress.com.pl

ISBN 978-83-7602-133-1

ISBN 978-83-7602-114-0

Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:

Infolinia: 0 801 000 869

Internet: www.fakt.literia.pl

Skład: BAP-PRESS

Druk: Norhaven A/S, Dania

W poprzednim tomie...

W obawie przed księciem Algotssonem Ingebjørg z pomocą Folkego opuszcza zamek Varborg i wyjeżdża do majątku pana Gustava. Tam czeka ją godne, lecz chłodne przyjęcie. Spostrzega, że teść jest chory i domyśla się, że zapad! na tę samą chorobę, na którą zmarła panna Adalis – tajemniczą zarazę. Choroba nie przeszkadza mu jednak w umizgach do młodziutkiej Grety, żony Folkego. Folke obiecał wprawdzie ojcu Grety, że nie tknie dziewczyny, zanim ona nie skończy siedemnastu lat, lecz Ingebjørg obawia się, że Greta zarazi się od pana Gustava i przeniesie chorobę na Folkego.

W podróży handlowej do miasta targowego Getakärr Ingebjørg spotyka Gudrid Guttormsdatter, która jednak zachowuje się dość dziwnie i robi, co może, by jej mąż nie zauważył Ingebjørg. Kobiety umawiają się w tajemnicy na spotkanie następnego dnia.

Po powrocie Ingebjørg do domu książę wzywa ją na rozmowę. Próbuje ją zmusić do wyznania prawdy na temat listu, lecz kiedy mu się to nie udaje, usiłuje ją zgwałcić. Na szczęście Ingebjørg zostaje wybawiona z opresji, gdy do majątku przybywają mężczyźni z wiadomością, że w Skanii widziano obce wojska.

Ingebjørg wie, że Anna nie może znieść myśli o tym, iż to Alv, a nie ona, odziedziczy większość majątku, gdy przyjdzie czas. Rozumie, że zarówno ona sama, jak i chłopiec są w niebezpieczeństwie. Wiele wskazuje na to, że Anna uprawia czarną magię, żeby oboje usunąć z drogi. Któregoś ranka Ingebjørg nie może się dobudzić i obawia się, że to praktyki szwagierki są temu winne.

Folke przybywa do Ingebjørg z wizytą i przekonuje ją, że powinna wyjechać. Chwilę później Ingebjørg spotyka na schodach w wieży obcego mężczyznę o uderzająco bladej twarzy. Przestraszona, rusza w pośpiechu do alkierza. Tam znajduje Christinę leżącą bez życia na podłodze. Tymczasem Alv zniknął...

Rozdział 1

Ingebjørg zatrzymała się gwałtownie. Stała jak sparaliżowana, wpatrując się w puste łóżko. Coś w niej zamarło, nie była w stanie pojąć tego, co widziała. Potem wydała z siebie tak głośny krzyk, że aż odbił się echem o zimne, kamienne ściany, i wypadła z alkierza, starając się nie patrzeć na leżącą na podłodze postać. Przecięła gabinet i salę mężczyzn, i popędziła korytarzem do sypialni pana Gustava. Szarpnięciem rozwarła drzwi i usłyszała własny głos, obcy i przenikliwy:

– Pani Margareto, Alv zniknął!

Jak przez mgłę zobaczyła, że przy łożu chorego stoi zapalona świeca. Pomyślała oszołomiona, że to dziwne: zapalili świecę, chociaż przez okno wpada światło dzienne.

Pani Margareta poderwała się tak raptownie, że o mało nie przewróciła krzesła.

– Ciii. Nie widzisz siry Berenta? Gustav jest umierający.

Ostatnie słowa wypowiedziała tak cicho, że ledwo ją było słychać. Zebrała spódnice i szybko podeszła do Ingebjørg.

– O co chodzi?

Ingebjørg z trudem łapała powietrze.

– Alv zniknął. Nie ma go w sypialni!

– Co ty mówisz?!

Ingebjørg zasłoniła usta dłonią, żeby nie wybuchnąć płaczem. Trzęsła się na całym ciele.

– Alv zniknął! – powtórzyła spazmatycznie. – Christina leży na podłodze bez ruchu, chyba nie żyje.

Pani Margareta wpatrywała się w nią z niedowierzaniem.

– Nie żyje?

Ingebjørg gwałtownie się odwróciła.

– Proszę pójść za mną!

Usłyszała, że pani Margareta podąża za nią, i mimo paraliżującego strachu pomyślała, że żona pana Gustava powinna być przy nim. A jeśli on odda ducha, kiedy jej nie będzie? Co wtedy? Kto mu oświetli drogę do wieczności?

Zatrzymała się dopiero pod drzwiami sypialni. Otworzyła je i poczuła, jak mdłości podchodzą jej do gardła. Musiała kilka razy przełknąć, zanim była w stanie wskazać pani Margarecie, gdzie leży Christina.

– Święta Maryjo!

Pani Margareta zakryła usta dłonią, szybko podeszła do leżącej na podłodze nieruchomej postaci, przyklękła i przyłożyła palec do jej szyi, żeby sprawdzić puls.

– Żyje – szepnęła. – Musimy sprowadzić pomoc.

– Ale co z Alvem? – zaprotestowała Ingebjørg, dygocąc ze strachu.

– Musimy sprowadzić pomoc, powiedziałam. – Głos pani Margarety zabrzmiał wyjątkowo szorstko. – Posiedź tu przy Christinie, rozluźnij ciasne wiązania i połóż ją na boku. A ja w tym czasie sprowadzę pomoc.

Wstała, wyprostowała się i zniknęła za drzwiami.

Myśli szalały w głowie Ingebjørg. Pewnie nic złego się nie stało, próbowała wmówić sobie, ale w głębi duszy nie bardzo w to wierzyła. Gdyby właśnie nie była u Åsy, pomyślałaby, że to służąca zabrała Alva. Może Christinie zrobiło się nagle słabo, straciła przytomność i upadła, a któraś ze służących akurat tu zajrzała, wzięła chłopca i pobiegła wezwać dla niej pomoc? Ingebjørg za wszelką cenę starała się znaleźć jakieś wytłumaczenie, ale żadne nie wydawało się wiarygodne. Gdyby ktoś zauważył, że Christina upadła, już dawno sprowadziłby pomoc.

Ostrożnie ułożyła dziewczynę na boku. I wtedy z głowy nieprzytomnej służącej zsunęła się chustka, odsłaniając wyraźny, czerwony ślad na jej karku. A więc Christina nie upadła tak po prostu, ani nie zemdlała. Ktoś musiał ją uderzyć!

Ingebjørg zakręciło się w głowie. Ktoś brutalnie zaatakował Christinę, żeby nie mogła mu przeszkodzić w tym, po co tu przyszedł. A przyszedł po Alva. On lub oni. Teraz była już tego pewna.

Pokój zawirował, pociemniało jej w oczach. Nagle przypomniała sobie bladego, nieznajomego mężczyznę w wieży...

Ale on był sam i nic przy sobie nie miał, żadnego worka czy tłumoczka. No i gdyby ktoś obcy chciał uprowadzić Alva, chłopiec na pewno by krzyczał. Może więc porywacze unieszkodliwili go jak Christinę: uderzyli tak, że stracił przytomność, albo wetknęli mu do ust knebel i dlatego nie mógł wydobyć z siebie głosu?

Oblał ją zimny pot. Dygotała jak w gorączce. Może z porwaniem mieli coś wspólnego rycerze, którzy cwałem przejeżdżali przez wrota? Czy stał za tym książę? Czy to on nakazał uprowadzić jej syna, żywego lub martwego, żeby zmusić ją do wyznania prawdy? Nie, to niemożliwe, żeby książę nastawał na życie jej dziecka. To do Folkego żywił urazę, nie do niej. A nawet jeśli, to nie aż taką, jak do niego. Z drugiej jednak strony, gdyby miał w swoich rękach Alva, mógłby wywierać na nią nacisk. Grozić, że zrobi chłopcu krzywdę albo nawet go zabije, jeśli ona nie zrobi tego, co jej każę. Z listem, albo ze swym ciałem.

A może to Anna zorganizowała porwanie, żeby pozbyć się prawowitego spadkobiercy majątku.

W jej uszach odezwały się echem zaklęcia z wczorajszego wieczoru. Może Anna zawarła pakt z diabłem, żeby zdobyć moc, potrzebną do usunięcia bratanka z drogi i w ten sposób zagarnąć całe dziedzictwo? Tak, Anna pragnęła pozbyć się Alva na dobre.

Ingebjørg pochyliła się nad nieruchomą postacią na podłodze.

– Christina? Proszę cię, ocknij się i powiedz, kto to był.

Wstała, nalała wody do miski, zmoczyła ścierkę i położyła ją na czole dziewczyny.

– Kochana Christino, musisz odzyskać przytomność.

Podsunęła jej pod głowę poduszkę i znów zmieniła okład na czole, walcząc z pokusą, żeby nie wypaść z pokoju, nie pognać pędem po schodach i nie wybiec na dwór w poszukiwaniu Alva.

Wiedziała jednak, że pani Margareta już zarządziła poszukiwania i że ona sama nie może się stąd ruszyć, dopóki Christina nie dojdzie do siebie. Zostawiając dziewczynę samą, mogłaby narazić ją na niebezpieczeństwo. Christina mogłaby się odwrócić i udusić, poza tym mogły na nią czyhać złe moce.

Musi powiadomić Folkego! Jak tylko pani Margareta wróci, poprosi ją, żeby pozwoliła jej odejść. Teraz, kiedy pan Gustav leżał na łożu śmierci, prawdopodobnie zarządzanie majątkiem przejmie najbardziej zaufany z jego ludzi; ten, który decydował również o tym, komu otworzyć bramy. Chyba wiedziała, który to. Młody i niezbyt miły giermek, którego pan Gustav usynowił i który tylko czekał, aż zostanie pasowany na rycerza. Wprawdzie zdążyła się z nim ledwie przywitać, bo wyjeżdżał właśnie na wschodnie wybrzeże w jakiejś sprawie, ale zdążyła zauważyć, że zachowywał się tak, jakby był następcą pana tego domu.

Gdzie się podziała pani Margareta? Już dawno powinna wrócić. Trzeba się przecież pośpieszyć, żeby dogonić porywaczy. Gdyby Folke usłyszał o uprowadzeniu, natychmiast zarządziłby pościg, była tego pewna.

Zaraz jednak pokręciła głową z powątpiewaniem. A może pościg wcale nie był konieczny? Może faktycznie Alva wziął ze sobą ktoś spośród służby i teraz chłopiec bawi się zadowolony gdzieś we dworze. Po chwili znów pomyślała o księciu. Czy odważyłby się wysłać swoich ludzi, żeby porwali wnuka poważanego wielmoży, w dodatku jednego ze swych przyjaciół? Chyba nie. Nie teraz, gdy wiedział, że ma przeciw sobie większość możnych w kraju. Tym bardziej, że i tu dotarły już pogłoski o wrogich wojskach.

A jednak to zastanawiające, że Algotsson tak się przestraszył na wieść o liście. Jeśli uznał, że jego zdobycie to dla niego sprawa życia lub śmierci, mógł być gotów na wszystko.

Myśli w głowie Ingebjørg krążyły bez ustanku, nie dawały jej spokoju. Nienawidziła wszystkiego, co dotyczyło spisku przeciw królowi, nienawidziła wielmożów, ich walki o władzę, ich dążenia do bogactwa i zaszczytów. Czuła się śmiertelnie zmęczona ciągłą czujnością, życiem w lęku i stanie nieustannego zagrożenia.

– Proszę cię, Christino. Odezwij się. Powiedz mi, kto zabrał Alva.

W tym momencie powieki Christiny zaczęły drżeć, dziewczyna odwróciła głowę i jęknęła słabo.

– Nie bój się, Christino. To tylko ja, Ingebjørg.

Christina zamrugała, spojrzała oszołomiona przed siebie i znów zamknęła oczy.

Ingebjørg poczuła, że jej nogi zrobiły się ciężkie, a serce zabiło szybciej. Pani Margarety wciąż nie było, nie pojawił się też nikt ze służby, a to oznaczało, że Alva nadal nie odnaleziono. Christina była jej jedyną szansą.

– Musisz się ocknąć, Christino. Tylko ty możesz nam pomóc odnaleźć Alva.

Dziewczyna otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wydobyła z siebie głosu.

Płacz ścisnął gardło Ingebjørg.

– Powiedz coś, Christino. Błagam cię!

Gładziła ją po włosach, a z jej oczu płynęły łzy.

– Wiesz, kto go zabrał?

Nagle Christina szeroko otworzyła oczy, a jej twarz wykrzywił grymas bólu. Zwilżyła językiem suche wargi.

– Żołnierze...

– Nie, Christino, to nie żołnierze. To musiał być ktoś inny. Ktoś, kto miał złe zamiary.

Christina pokręciła głową; sprawiała wrażenie, jakby usiłowała coś sobie przypomnieć.

– Ubrani na czarno...

– Masz na myśli mężczyzn w czarnych strojach?

– Nie mogłam... Próbowałam.

– Wiem. Jestem pewna, że zrobiłaś wszystko, żeby ich powstrzymać. Ale spróbuj coś jeszcze sobie przypomnieć. Czy widziałaś ich już kiedyś? Rozpoznałaś któregoś? Czy coś mówili?

Christina zamknęła oczy i drżąc na całym ciele, wciągnęła głęboko powietrze.

– On tak strasznie krzyczał. Wyciągał do mnie rączki!

– Jezu Chryste!

Ingebjørg się rozpłakała. Wyobraziła sobie Alva, jak bezradnie wyciąga rączki do Christiny, gdy jacyś obcy mężczyźni zabierają go ze sobą.

– Kto, Christino? Kto to był?

W gabinecie rozległy się czyjeś pośpieszne kroki i po chwili do środka wpadły dwie służące. Kiedy zauważyły, że Christina otworzyła oczy i zrozumiały, że Ingebjørg z nią rozmawiała, odetchnęły z ulgą i pochyliły się nad leżącą.

– Co z nią? – szepnęła jedna.

Ingebjørg otarła oczy rękawem sukni.

– Powoli dochodzi do siebie, ale jeszcze nie całkiem oprzytomniała. Co się dzieje na dole?

– Wszyscy szukają Alva. I straże, i służba. Przetrząsnęli każdy budynek gospodarczy, każdy zakamarek i kąt domu.

– Nikt nie widział chłopca?

Głos Ingebjørg brzmiał tak żałośnie, że z trudem go rozpoznawała.

I nagle stało się z nią coś dziwnego, jakby jej ciało wypełniła jakaś niewidzialna siła, która pomogła jej odzyskać spokój. W przypływie energii raptownie wstała i podeszła do drzwi.

– Zajmijcie się Christiną, ja idę szukać syna.

Zmusiła się, żeby nie myśleć o teściu, który leżał umierający za drzwiami sypialni, i pognała w dół po stromych schodach, unosząc lewą ręką spódnice, a prawą przesuwając wzdłuż szorstkiej, kamiennej ściany, żeby nie upaść.

Gdy wreszcie znalazła się na dziedzińcu, przekonała się, że służące mówiły prawdę. Nie miała pojęcia, że w majątku pracuje tylu ludzi. Kucharka i pokojówka, stajenny i odźwierny, płatnerz i parobek, piekarz i piwniczy z całą hordą członków straży biegali tam i z powrotem, wpadali i wypadali z jednego pomieszczenia do drugiego, z budynku do budynku. Panowała napięta atmosfera; najwyraźniej wszystkich ogarnęło przerażenie, że zniknął wnuk pana Gustava i spadkobierca jego włości. Ich twarze mówiły same za siebie. Być może obawiali się najgorszego.

Ingebjørg od razu oceniła sytuację: ci ludzie uznali za oczywiste, że Alv musi się znajdować gdzieś w obrębie dworu. Przypuszczalnie jako jedyna uważała inaczej. Pan Gustav wydął polecenie, żeby nikt nie opuszczał domostwa. Nawet gdyby ich błagała, nie odważyliby się jej usłuchać. Po namyśle ruszyła w stronę stajni.

Na szczęście kilka koni było osiodłanych; pewnie przygotowano je na wypadek możliwej napaści wroga. Wdrapała się na najbliższego z nich i wyjechała na dziedziniec. Kilku służących spojrzało na nią ze zdziwieniem, po czym wróciło do poszukiwań. Widocznie pomyśleli, że wyrusza z którymś z ludzi pana Gustava.

Nadal odczuwała spokój, skupiona wyłącznie na tym jednym zadaniu. Nawet gdyby grożono jej śmiercią, nie dałaby się powstrzymać. Z zaciśniętymi zębami pocwałowała do bramy i zawołała władczym głosem, żeby jej otworzono.

Strażnik zaprotestował.

– To rozkaz!

Ton jej głosu wskazywał, że nie dopuszcza żadnego sprzeciwu.

– Wypuść mnie, albo będę musiała posłać po pana Gustava.

Pomodliła się w duchu, żeby ludzie w majątku nie wiedzieli jeszcze, jak źle jest z jej teściem. Strażnik się zawahał, po czym, jakby kierowany siłą wyższą, zaczął powoli odciągać na bok ciężki rygiel. Chwilę później Ingebjørg pędziła galopem w stronę domu Folkego.

To było jak wybawienie, że mogła działać, a nie tylko siedzieć bezczynnie i mieć nadzieję, że inni zrobią, co w ich mocy, żeby odnaleźć jej synka. Silny wiatr zdmuchnął jej z głowy welon, przenikał przez cienką tkaninę sukni, lecz nie zwracała na to uwagi. Chodziło przecież o życie Alva i zamierzała zrobić wszystko, żeby go uratować, choćby miało to być ostatnie, co zrobi tu, na ziemi.

Nawet się nie zawahała, zbliżając się do posiadłości pana Bårda. Pierwszy raz jechała w górę tej długiej alei prowadzącej do okazałego dworu; pierwszy raz miała spotkać rodziców Folkego. Ojciec był podobno trudnym człowiekiem; pamiętała, jak Folke mówił o nim, że ma swoje zdanie na temat tego, kto powinien przejąć rodzinne dziedzictwo. Matka była słabowita; bardzo ciężko przeżyła śmierć córki Katariny. Teraz mieli tylko Folkego, bo dwie starsze siostry odeszły, gdy on miał zaledwie rok.

Ingebjørg zbliżała się już do zabudowań, które wieńcem otaczały duży dom pośrodku, tak jak w majątku pana Gustava. Wokół nich wznosił się niski mur. Pan Bård nie był tak zamożny jak jej teść i zapewne nie obawiał się zbytnio zamieszek w kraju.

Zmusiła się, by jechać dalej, nie zwalniając tempa. Może się oburzą, że przybywa sama, pewnie panu Bårdowi albo Grecie nie spodoba się, że w ogóle odważyła się tu pojawić, ale niech tam. Jedyne, co miało znaczenie, to znaleźć Alva, zanim będzie za późno.

Zsiadła z konia, uwiązała go do pala i zastukała do solidnej bramy.

Strażnik od razu otworzył i zrobił wielkie oczy na widok samotnej kobiety.

– Nazywam się Ingebjørg Olavsdatter, panie... panie... Wdowa po panu Turem. – Z trudem łapała powietrze, nie mogła znaleźć słów. – Przybywam z ważną wiadomością dla pana Folkego Bårdssona.

Wpuścił ją do środka, szybko przekazał wieść innemu mężczyźnie i stał, przyglądając jej się ciekawie. Myślała, że zacznie zadawać jej pytania, ale nie powiedział ani słowa. Zapewne nie wolno mu rozmawiać z gośćmi wysokiego stanu, pomyślała.

Czuła, jak serce wali jej w piersi. Oby tylko Folke był w domu! Ale gdyby go nie było, strażnik chyba by ją o tym uprzedził.

Dwór miał charakter obronny i przypominał posiadłość pana Gustava, ale był mniej okazały. Główna budowla, również zbudowana z kamienia, wydawała się nie do zdobycia, choć liczyła tylko dwie kondygnacje. Nie było też zbyt wielu zabudowań. Ingebjørg dostrzegła dwie służące, idące w pośpiechu przez dziedziniec, zapewne do kuchni w podwórcu. Stajenny wyprowadzał ze stajni dużego, wspaniałego ogiera, a w oddali, w drugim końcu dziedzińca, pastuch wypędzał kozy przez mniejszą bramę w murze. Poza tym było tu dziwnie cicho, mimo że słońce stało już wysoko na niebie.

A jeśli pani Greta wyjdzie razem z Folkem? – przemknęło jej przez myśl. Nie mogę przecież powiedzieć mu o wszystkim w jej obecności. Greta nie zrozumie, dlaczego przyjechałam do jej męża, skoro mieszkam z teściem i jego rodziną.

Wreszcie otworzyły się drzwi i wyszedł mężczyzna w obcisłym, aksamitnym kaftanie i nogawicach w tym samym niebieskim kolorze. Ingebjørg odetchnęła z ulgą.

Ruszył pośpiesznie na jej spotkanie.

– Pani Ingebjørg? Czy coś się stało?

– Pan Gustav jest umierający.

Zaklinała go wzrokiem, żeby zrozumiał.

– Czy mógłby pan pojechać ze mną?

– Naturalnie.

Odwrócił się do mężczyzny, który mu towarzyszył.

– Przyprowadź konia. Tego osiodłanego.

Pachołek bezzwłocznie wykonał polecenie i już po chwili oboje znaleźli się za murem, a za nimi ze szczękiem zamknięto bramę.

– Co będzie, jeśli twoja żona i rodzice dowiedzą się, że przyjechałam sama, zamiast przysłać posłańca z wiadomością?

– Nie przejmuj się tym. Co się stało?

– Alv zniknął.

Sama się zdziwiła, z jakim spokojem zdołała to powiedzieć. Folke wpatrywał się w nią, zaciskając usta.

– Mów!

Szybko opowiedziała mu wszystko, co się wydarzyło; wspomniała o obcym, bladym mężczyźnie na schodach wieży, o Christinie, którą ktoś uderzył tak, że straciła przytomność, o pustym łóżku Alva.

– To może być sprawka Anny, ale równie dobrze księcia – dodała na koniec.

Folke pokiwał głową w zamyśleniu.

– To książę – oznajmił stanowczo. – Anna by się nie odważyła. Jeszcze nie teraz. Zastanawiałem się też nad tym, co mi mówiłaś, i uważam, że masz rację: Bengt Algotsson jest zdrajcą. A jeśli tak, to na pewno panicznie się przestraszył, że list mógłby wpaść w niepowołane ręce.

Pomógł jej wsiąść na konia i szybko odjechali, tak żeby nikt ich nie widział.

Kiedy jednak byli już na ścieżce prowadzącej do posiadłości pana Gustava, Folke nagle stanął.

– Jedź do domu sama, Ingebjørg. I czekaj na wiadomość ode mnie.

Spojrzała na niego przestraszona.

– Nie pojedziesz ze mną?

Pokręcił głową.

– Wezmę kilku moich ludzi i spróbuję dowiedzieć się czegoś więcej. Jeśli jest tak, jak myślę, wkrótce odezwie się do ciebie książę. Prawdopodobnie to on uprowadził Alva, żeby cię zmusić do powiedzenia całej prawdy o liście. Pewnie ci wcześniej nie uwierzył, a wie, jak bardzo kochasz syna. Nie bój się – dodał szybko. – Nie zrobi Alvowi nic złego, dopóki chłopiec jest mu potrzebny.

Ingebjørg poczuła, że drży na całym ciele. Dzwoniła zębami, a dłonie, które zaciskała na cuglach, były lodowato zimne.

– W takim razie będę musiała powiedzieć mu prawdę.

Folke skinął głową.

– To możliwe. Ale jeżeli jest tak, jak przypuszczamy, książę spali list, gdy tylko go dostanie. Nie musisz się więc bać, że coś się stanie synowi pani Bothild.

– Ale jeśli się mylimy...

– Musimy zaryzykować. Ze względu na Alva. Pośpiesz się. Być może już nadeszła jakaś wiadomość dla ciebie.

Uśmiechnął się do niej ciepło, podjechał bliżej i wyciągnął rękę, żeby jej dotknąć.

– Możesz na mnie polegać, Ingebjørg. Nigdy cię nie zawiodę. Jesteś najdroższą mi istotą. Najdroższą, jaką kiedykolwiek miałem.

Potem gwałtownie zawrócił i odjechał galopem.

Kiedy dotarła do majątku, odniosła wrażenie, że zaprzestano poszukiwań, bo panował tu o wiele większy spokój. Pewnie uznano, że nie ma sensu ich przedłużać, skoro Alva nie znaleziono w żadnym z budynków, ani w ogóle w obrębie murów otaczających dwór.

Ingebjørg przekazała konia jednemu ze stajennych i spytała strażnika, czy nikt o nią nie dopytywał, lecz ten tylko pokręcił głową. Potem szybkim krokiem ruszyła do domu. Folke był mądry, z pewnością miał rację: wkrótce powinna otrzymać wiadomość od tych, którzy porwali Alva. Według wszelkiego prawdopodobieństwa wysłannicy księcia nie będą chcieli się ujawnić. Książę nie był aż tak potężny i odważny, by pozwolił innym zorientować się, co knuje.

Wokół panowała cisza. Goście wyjechali, a przy panu Gustavie czuwały pewnie pani Margareta i Anna. Ona sama też tam powinna być, ale nie czuła się na siłach. Nie po tym wszystkim, co się stało.

Na moment zatrzymała się przy drzwiach teścia i nadstawiła uszu. W środku też było cicho; nie słyszała ani monotonnego głosu siry Berenta, ani cichego płaczu pani Margarety. Szybko ruszyła dalej, obawiając się, że ktoś ją zauważy i zaproponuje, by usiadła przy łożu pana Gustava. A ona przecież musiała sprawdzić, czy Christina doszła już całkiem do siebie i będzie mogła powiedzieć jej coś więcej. Teraz liczył się dla niej tylko Alv i jego los.

Christina leżała w łóżku. W sypialni Ingebjørg zastała też inną służącą, która robiła porządki. Gdy kobiety usłyszały, że ktoś wchodzi, obie odwróciły się do drzwi.

Ingebjørg natychmiast podeszła do Christiny.

– Dzięki Bogu, widzę, że dochodzisz do siebie. Czy pamiętasz coś jeszcze, Christino? – spytała i spojrzała na nią błagalnie.

Dziewczyna pokręciła głową z nieszczęśliwą miną.

– Tak mi przykro, pani Ingebjørg. Pamiętam tylko kilku ubranych na czarno mężczyzn, którzy zabrali Alva. Chciałam ich powstrzymać, ale nagle poczułam silny ból w karku i wszystko wokół pociemniało.

– Ale chyba rozpoznałabyś ich, gdybyś już kiedyś ich widziała?

– Nie wiem. Wszystko potoczyło się tak szybko...Ja... ja... – bąknęła i zagryzła wargę, żeby powstrzymać płacz.

Ingebjørg pogładziła ją po policzku.

– Nie płacz, Christino. Zrobiłaś, co mogłaś, nie winię cię.

Nagle uświadomiła sobie, że już się nie boi. Folke powiedział, że książę nie zrobi Alvowi krzywdy, dopóki chłopiec będzie mu potrzebny. Wprawdzie jakiś wewnętrzny głos próbował jej szeptać, że być może sprawcą porwania wcale nie jest książę, lecz Anna, ale szybko i stanowczo go uciszyła.

– Możesz odejść – powiedziała łagodnie do drugiej służącej. – Z pewnością masz dużo innej roboty.

Dziewczyna dygnęła i opuściła komnatę. Ingebjørg poklepała Christinę po ramieniu.

– Spróbuj się trochę przespać, jeśli ci się uda. Wiele dzisiaj przeszłaś i potrzebujesz spokoju.

Christina uśmiechnęła się blado i zamknęła oczy.

– Jest pani dla mnie taka dobra, pani Ingebjørg.

Jej oddech się wyrównał; wyglądało na to, że zapada w sen.

Ingebjørg podeszła cicho do swojego łóżka. Służące jeszcze go nie zasłały. Widocznie tak się przejęły porwaniem, że zapomniały o tym. Na poduszce nadal był widoczny odcisk główki Alva. Znowu płacz ścisnął ją za gardło. Usiadła ciężko na brzegu posłania i patrzyła przed siebie pustym wzrokiem, wyczerpana troską i lękiem. Wszystko z Alvem będzie dobrze, powtarzała sobie. Nie wolno jej dopuszczać do siebie żadnej innej myśli. Na pewno niedługo dostanie od księcia wiadomość.

Już dawno podjęła decyzję: nie może poświęcić życia Alva dla ratowania ochmistrza i jego syna. Orm Øysteinsson był mimo wszystko zdrajcą, a jeśli jego syn Øystein również spiskował przeciw królowi, on także zasługiwał na karę. Nic na to nie poradzę, że unieszczęśliwię panią Bothild, westchnęła. Chyba pani Bothild mnie zrozumie, pocieszała się. Gdyby stanęła przed podobnym wyborem, postąpiłaby tak samo. Ale jak ją skłonić, żeby wydała list?

A co mam powiedzieć księciu Algotssonowi? Będę musiała się przyznać, że go okłamałam. Jak on to przyjmie?

Zmęczona, położyła się do łóżka z zamiarem obmyślenia jakiegoś planu i nagle wyczuła coś pod prześcieradłem. Pomacała ręką i odniosła wrażenie, że to pergamin. Szybko odkryła prześcieradło. Pod nim leżał zwitek pergaminu, na którym wielkimi literami napisano: „PRZYJDŹ DO KUŹNI O ZACHODZIE SŁOŃCA. SAMA”. Ostatnie słowo było podkreślone.

Wpatrywała się w te słowa, a serce waliło jej jak oszalałe. Po chwili podniosła pergamin, przysunęła go do twarzy i powąchała. Poczuła ten sam przyjemny zapach, którego używał książę – polną miętę.

Wstrzymała oddech. A więc miała dowód. To nie mógł być nikt inny, tylko książę Algotsson. Oczywiście, mimo swojej władzy i pozycji chciał pozostać anonimowy. Bo przecież porwanie dziecka nie przysporzy mu chwały.

Wstała z łóżka i zaczęła niespokojnie chodzić po komnacie tam i z powrotem. Dokąd pojechał Folke i jak go odnaleźć? Czy powinna się odważyć i pójść do kuźni sama?

Rozdział 2

Słońce chyliło się ku zachodowi.

Ingebjørg narzuciła szal na ramiona i powiedziała lekkim tonem:

– Idę się przejść, Christ ino. Obejdę jeszcze raz zabudowania. Nigdy nic nie wiadomo, a nuż coś przeoczyliśmy?

– Nie rozumiem, jak może pani być tak spokojna, pani Ingebjørg – odparła dziewczyna, pociągając nosem. Odkąd się obudziła jakiś czas temu, nie przestawała płakać.

– Bo wierzę, że Pan mi pomoże, Christino. Bóg jest dobry, nie pozwoli, by niewinnemu dziecku stała się krzywda.

Wyglądało na to, że te słowa dodały Christinie otuchy. Ale Ingebjørg wiedziała, że tysiące dzieci cierpią i cierpiały zawsze, nie tylko w czasie wielkiej epidemii dżumy. Jaki zamysł mógł mieć w tym Bóg, nie pojmowała.

Folkego ciągle nie było, a ona musiała już iść. Przypuszczała, że książę nie stawi się na spotkanie sam, raczej przyśle któregoś ze swoich ludzi. To nie o nią tu chodziło. Przynajmniej na razie. Chodziło o życie Alva. Co się z nią stanie, było sprawą drugorzędną.

Żołądek miała ściśnięty z przejęcia, ale starała się nie pokazać tego po sobie. Spokojnie wyszła z sypialni i skierowała się ku schodom.

Nagle usłyszała czyjeś kroki i po chwili w słabym świetle, docierającym przez otwór strzelniczy, ujrzała rosłą postać Folkego.

– Ingebjørg? Dzięki Bogu. Bałem się, żebyś nie zrobiła czegoś pochopnie, bo tak długo mnie nie było.

– Dostałam wiadomość od księcia – szepnęła, zatrzymując się tuż przed nim.

– A ja chyba wiem, gdzie jest Alv.

Patrzyła na niego w napięciu.

– Myślę, że w zamku. Wydawało mi się, że słyszałem głos jego i piastunki. Tej, która zajęła się wami, kiedy przybyliście do Varberg.

Ingebjørg odetchnęła z ulgą.

– Alv na pewno ją rozpoznał, bo była dla niego miła. Książę zażądał, żebym przyszła do kuźni. Sama. Właśnie tam idę.

– Chwała Bogu, że zjawiłem się w porę. Nie bój się, Ingebjørg. Będę w pobliżu. Jaka to wiadomość?

– Że mam przyjść sama do kuźni o zachodzie słońca.

– Skąd wiesz, że to od księcia?

– Pergamin pachniał miętą polną.

Nawet w nikłym świetle Ingebjørg dostrzegła, że Folke się uśmiechnął.

– Powinnaś być wójtem, Ingebjørg – odparł, ale zaraz spoważniał. – Pewnie nie przyjdzie osobiście, nie podejmie takiego ryzyka. Prawdopodobnie jego wysłannik przekaże ci list z pogróżkami. Powiedz, że nie możesz od razu odpowiedzieć, bo musisz najpierw to przemyśleć.

– Książę jest przekonany, że kłamię, więc się nie podda, dopóki nie dowie się prawdy. Postanowiłam się przyznać, że nie byłam szczera, i obiecać mu, że dostanie list. Mogę usprawiedliwić się tym, że obiecałam matce nie pokazywać tego listu nikomu, ale po rozmowie z nim zmieniłam zdanie. Powiem, że zdecydowałam się ze względu na króla Magnusa. I udam naiwną, która wierzy, że on również stoi po stronie króla.

Folke skinął głową w zamyśleniu.

– Pierwsze, co będzie chciał zrobić, gdy dostanie list, to go zniszczyć.

– A wtedy król Magnus nigdy się nie dowie, kto szykował bunt przeciwko niemu. Wysiłki mojego ojca okażą się daremne.

Folke stał w milczeniu, po czym nagle zaproponował:

– Możemy zrobić odpis.

– Jak?

– Nie musisz zdradzać, gdzie jest list. Obiecaj tylko, że go zdobędziesz. Tymczasem ja popłynę do Tunsberg i wyłożę sprawę pani Bothild. Wezmę od niej list i wrócę następnego dnia. Algotsson nie będzie wiedział, ani że to ja przywiozłem ten dokument, ani w czyim był posiadaniu. Wymyśl coś. Powiedz, że schowałaś list i że nikt inny nie wie, gdzie on jest. Możesz nawet obiecać, że sama go dostarczysz.

– Gdybym tylko go miała.

– Cierpliwości. Pamiętaj, że nikt nie może się dowiedzieć, gdzie ten list jest. A ja coś wymyślę, żeby zniknąć na parę dni.

– Możemy się mylić. A jeśli księciu nie chodzi o list, ale o coś innego?

Zauważyła, że chwycił za rękojeść miecza; pewnie pomyślał o tym samym, co ona.

– Wtedy będę w pobliżu.

Postąpił stopień wyżej i pocałował ją.

– Nie bój się, Ingebjørg. Odzyskamy Alva i nikt więcej cię nie skrzywdzi.

Uśmiechnęła się przez łzy; ku swemu zdumieniu poczuła, że się nie boi. Bo był przy niej Folke.

Nagle popatrzyła przez otwór strzelniczy.

– Słońce zachodzi, muszę iść.

Znowu ją pocałował.

– Jesteś dzielna, Ingebjørg. Jesteś najsilniejszą kobietą, jaką spotkałem.

Szybkim ruchem uniosła spódnice i ruszyła po schodach w dół. Na szczęście, gdy wychodziła, nie natknęła się na nikogo poza dwiema dziewczynami kuchennymi. Uśmiechnęła się do nich przyjaźnie i spokojnym krokiem poszła w stronę niedużej bramy w drugim końcu dworu. Tutaj, tak jak w innych dworach, kuźnia znajdowała się w bezpiecznej odległości od innych budynków ze względu na zagrożenie pożarem.

Nikt jej nie zatrzymał. Nawet strażnicy w zbrojach i hełmach wydawali się odprężeni. Najwidoczniej nikt już nie obawiał się ataku wroga. Czy nie wiedzieli jeszcze, że pan Gustav jest umierający?

Poczuła wyrzuty sumienia. Powinna dzielić te trudne chwile z panią Margaretą. Może teść już nie żyje i rozpoczęło się czuwanie przy zwłokach? Ale na pewno pani Margareta rozumiała, że dla niej najważniejsze jest teraz odnalezienie Alva, i nie będzie robiła jej wymówek. Poza tym miała Annę. Ingebjørg się skrzywiła. Anna nie na wiele się przyda. Zdawała się taka obojętna, gdy goście pytali o stan jej ojca.

Na moment wróciła myślami do chwili, gdy Turę leżał na łożu śmierci. Przeszył ją zimny dreszcz na wspomnienie czarnego, groźnego spojrzenia pani Benedykty.

Przeszła przez bramę i dotarła do kuźni, znajdującej się tuż za murem. Teraz nie słychać już tam było uderzeń młota, nikogo też nie było widać. Ingebjørg znów poczuła skurcze w żołądku. Wyprostowała się i głęboko wciągnęła powietrze. Folke jest w pobliżu i w razie potrzeby przyjdzie jej z pomocą, pocieszyła się w duchu. A zresztą, tym razem to nie o nią chodzi księciu, lecz o jego własne bezpieczeństwo.

Zdecydowanym krokiem podeszła do niskich drzwi, stanęła i rozejrzała się dookoła. Ilu ich przyjdzie? Jeden? Kilku?

Z tego miejsca główna budowla dworu pana Gustava wyglądała jeszcze potężniej i bardziej ponuro. Pozostałych zabudowań prawie nie było widać; ponad mur wystawały tylko ich pokryte torfem dachy.

Ingebjørg miała nadzieję, że o tej porze dnia ktoś się tu będzie kręcił: może pastuch wracający z kozami albo służące zaganiające krowy, ale było cicho i pusto. Chociaż znajdowała się tak blisko dworu, czuła się samotna. Zupełnie sama z tym kimś, kto pewnie gdzieś tu na nią czekał.

Nagle z lasu dobiegł ją tętent końskich kopyt. Zwilżyła językiem wargi, rozejrzała się i zastanowiła, gdzie może być Folke.

Wkrótce ukazał się jeździec w pełnym rynsztunku i opuszczonej przyłbicy. Nie sposób było poznać, kim jest. Szybko się rozejrzał, a potem gestem przywołał ją do siebie.

Ingebjørg musiała walczyć z pokusą, żeby nie poszukać wzrokiem Folkego, ale udało jej się nie patrzeć w bok. Z podniesioną głową, spokojnym krokiem, który maskował nerwowe ssanie w żołądku, zbliżyła się do nieznajomego.

– Mam wiadomość od mego pana – zaczął. Jego głos brzmiał obco. – Jeżeli chce pani zobaczyć swego syna żywego, list musi się tu znaleźć do świętego Botolfa.

To powiedziawszy, zawrócił, smagnął konia biczem i pogalopował z powrotem do lasu.

Ingebjørg stała, porażona strachem. Odkąd Folke powiedział, że książę nie zrobi Alvowi krzywdy, dopóki będzie go potrzebował, udawało jej się stłumić lęk, lecz teraz odezwał się z nową siłą. Do świętego Botolfa zostały trzy dni. A jeśli nadejdzie burza i Folke nie zdąży dotrzeć do Tunsberg i nie wróci na czas? Albo jeśli pani Bothild odmówi wydania listu? Mogła go już nawet spalić. A skoro książę Algotsson nie uwierzył jej ostatnio, to i teraz jej nie uwierzy. Kiedy Folke wyjedzie, nie będzie miała w nikim oparcia, nawet w pani Margarecie. Nie wiedziała, po czyjej stronie stoi teściowa w sporze o króla, ani na ile jest lojalna wobec swojego umierającego męża.

Ingebjørg rozejrzała się i spróbowała spokojnie oddychać. Strach jej nie opuszczał. Gdzie jest Folke?