Przepowiednia księżyca (18). Możni i rycerze - Frid Ingulstad - ebook

Przepowiednia księżyca (18). Możni i rycerze ebook

Frid Ingulstad

0,0

Opis

Ingebjorg nie ma wyboru- musi zabrać Alva i jechać do Varberg do swojego teścia. Ale po drodze czekają ją liczne przeszkody. W Szwecji wita ją stary znajomy, książę AlgotssonIngebjorg nie ma odwagi odrzucić zaproszenia i zgadza się zostać na kilka dni jego gościem, przynajmniej dopóki towarzysząca jej Asa nie urodzi dziecka. Książę wyprawie ucztę na cześć Ingebjorg. Wśród zaproszonych gości są Folke i jego młoda żona. 

 

Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 18 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych. 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2) 
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (5) 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 248

Rok wydania: 2010

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przepowiednia księżycatom 18

Frid Ingulstad

Możni i rycerze

Przekład

Karolina Drozdowska

Tytuł oryginału norweskiego:

Blant riddere og stormenn

Ilustracje na okładce: Eline Myklebust

Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys

Redakcja i korekta: BAP-PRESS

Copyright © 2005 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO

Copyright this edition: © 2010 by BAP-PRESS

Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS

All Rights Reserved

Wydawca:

Axel Springer Polska Sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 52

www.axelspringer.pl

ISBN 978-83-7558-764-7

ISBN 978-83-7558-811-8

oraz

BAP-PRESS

05-420 Józefów

ul. Godebskiego 33

www.bappress.com.pl

ISBN 978-83-7602-133-1

ISBN 978-83-7602-106-5

Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:

Infolinia: 0 801 000 869

Internet: www.fakt.literia.pl

Skład: BAP-PRESS

Druk: Norhaven A/S, Dania

Galeria postaci

Ingebjørg Olavsdatter

dziedziczka dworu w Eidsvoll

Bergtor Måsson

przybrany ojciec Ingebjørg, mąż Giseli Sverresdatter

Gisela Sverresdatter

gospodyni we dworze Belgen, żona Bergtora

Orm Øysteinsson

ochmistrz królewski, najwyższy rangą urzędnik w kraju

Pani Bothild

żona ochmistrza

Folke Bårdsson

były strażnik Ingebjørg

Młody król Håkon

nominalny król Norwegii, który wkrótce osiągnie pełnoletność

Królowa Blanka

żona króla Magnusa i matka młodego króla Håkona

Gustav Torvaldsson

teść Ingebjørg

Bengt Algotsson

szwedzki książę, ulubieniec króla Magnusa

Pani Greta Isacsdotter

żona Folkego Bårdssona

W poprzednim tomie...

Ingebjørg i Folke wreszcie wyznali sobie miłość. Tymczasem Folke dostaje wiadomość z domu: jego ojciec jest umierający i zawarł w jego imieniu umowę małżeńską. Strażnik jedzie do Szwecji, ale ma zamiar prosić ojca o rękę Ingebjørg.

Czas mija, a dziewczyna niecierpliwie oczekuje na jakiś znak życia od ukochanego. W międzyczasie odwiedza Tunsberg i dowiaduje się, że anonimowa osoba wykupiła Saemundgård; gospodarstwo należy teraz ponownie do niej.

Zbliża się zima. Krewni ochmistrza przybywają do Ormsgård. Ich córka zachowuje się dziwnie, rodzice obawiają się, że opętał ją diabeł. Ingebjørg przekonuje ich, że dziewczynce nic nie dolega, po prostu ma trudny charakter. Pewnego dnia znajduje list od Folkego, porwany w strzępy przez nieznośne dziecko. Jest w stanie odczytać tylko kilka słów, ale wnioskuje z nich, że Folke poddał się woli ojca. Wkrótce też dowiaduje się, że w domu jej ukochanego szykuje się wesele.

Pojawia się panna Adalis, chora i brzemienna. Pobita, zgwałcona i zarażona przez ojca Turego wstydliwą chorobą. Ingebjørg pielęgnuje Adalis tak, jak umie, ale kobieta mimo to umiera.

Ochmistrz znajduje nowego kopistę, więc Ingebjørg traci pracę i zamierza prosić o schronienie w klasztorze Nonneseter. Bergtor chce jej pomóc w inny sposób. Ale pewnego wiosennego dnia przybywa posłaniec ze Szwecji. Ojciec Turego wzywa do siebie swoją synową i wnuka.

Rozdział 1

Ingebjørg zebrała fałdy spódnicy i pobiegła do izby czeladnej zawołać Nikolausa. Musiała jak najszybciej dostać się do twierdzy i porozmawiać z panią Bothild. Odkąd Adalis wyjawiła jej te wszystkie okropne rzeczy, nic ani nikt nie był w stanie zmusić jej, żeby pojechała do ojca Turego.

Posłaniec pewnie myślał, że ruszy z nim od razu, ale ona w żadnym wypadku nie mogła tego zrobić. Nawet gdyby miała zabrać ze sobą Alva i uciec, byłoby to o wiele lepsze, niż konieczność zamieszkania w majątku pana Gustava.

Pani Bothild na pewno ją zrozumie. Ale musi dowiedzieć się całej prawdy o tym, co spotkało pannę Adalis. Gdy na zamku przebywał Bergtor, Ingebjørg rozmawiała z nim tylko o swoim poczuciu winy, ponieważ Adalis nie dostała przed śmiercią rozgrzeszenia, ale ani słowem nie wspomniała o tym, przez co musiała przejść ta biedna kobieta. Teraz jednak pani Bothild dowie się wszystkiego. Wtedy na pewno za nią, Ingebjørg, wstawi się i królowa Blanka, i Orm Øysteinsson. Z pewnością pomogą jej wykaraskać się z tarapatów. Ochmistrz mógłby na przykład posłać list do pana Gustava z zapewnieniem, że jest mu potrzebna do kopiowania ksiąg, chociaż, rzecz jasna, nie była to prawda, a królowa Blanka – napisać, że Ingebjørg swoją grą na flecie umila gościom czas wieczornych uczt. To także nie byłoby w pełni prawdą, bo przez całą jesień grała tylko dwa razy – raz z Folkem, a raz sama, ale nie byłoby także kłamstwem.

Folke..., załkała. Był kolejnym z powodów, dla których nie mogła jechać do Varberg. Nie wiedziała, jaka odległość dzieli majątki Folkego i ojca Turego, ale domyślała się, że oba rody utrzymują ze sobą jakieś kontakty. Myśl o tym, że miałaby widywać Folkego w towarzystwie jego świeżo poślubionej żony, była nie do zniesienia. Niezależnie od tego, co czuł do tej kobiety.

Nikolaus siodłał właśnie konia.

– Nikolaus, muszę jechać do twierdzy. Natychmiast!

Spojrzał na nią, zaskoczony.

– Mam pani towarzyszyć?

– Oczywiście. Wiesz przecież, że sama nie przejadę przez miasto.

Nikolaus poczerwieniał. Nie przywykł do tego, by jego pani zwracała się do niego tak ostro.

– Myślałem, że ten obcy... Posłaniec...

– Pojechał dalej, do twierdzy. Muszę pomówić z panią Bothild, zanim on wróci.

Nikolaus podszedł do Faksego i zaczął go siodłać.

Ingebjørg uznała, że robił to straszliwie wolno. Nikolaus był z natury bardzo spokojny i każdą pracę wykonywał powoli, ale solidnie. Teraz wydawało jej się, że siodłanie konia zajmuje mu całą wieczność; nie mogła spokojnie ustać w miejscu.

Wreszcie Nikolaus skończył, wyprowadził Faksego ze stajni i pomógł jej wskoczyć na siodło. W tej samej chwili w otwartych drzwiach domu pojawiła się Ragna.

– Muszę coś załatwić w twierdzy, Ragno. Niedługo wracam.

Popędziła konia i odjechała, czując na plecach przerażone spojrzenie kobiety. Rozumiała ją. Nie miała przecież w zwyczaju wyjeżdżać tak nagle, bez wiedzy domowników.

Po zimowej przerwie statki znów zaczęły przybijać do portu, a ulice tętnić życiem. Przygrzewało wiosenne słońce, świergotały ptaki, a rzemieślnicy otwierali drzwi swoich warsztatów i zachwalali towary. Mnisi w białych habitach mieszali się z zakonnikami odzianymi na szaro, a uzbrojeni rycerze w hełmach szli ramię w ramię z żebrakami, kobietami śpieszącymi na targ i wiecznie zagonioną służbą.

Ingebjørg patrzyła na ten zgiełk bez większego zainteresowania, chociaż dawno już nie była w mieście i marzyła o chwili, gdy wreszcie będzie mogła wyjechać za bramę dworu. Teraz jednak nie cieszyło jej już, że nastała upragniona wiosna, zrobiło się słonecznie, jasno i ciepło, czego tak bardzo jej brakowało po długiej, mroźnej i ciemnej zimie. W głębi duszy wiedziała, że czeka ją zacięta walka. Alv był przecież wnukiem pana Gustava, czyli z punktu widzenia prawa jego podopiecznym. Kobiety nie miały niemal żadnych praw. Żona stanowiła własność męża, a skoro Turę zmarł, jego miejsce zajmował ród. Zmienić mogło się wiele, ale na pewno nie to.

Przeszył ją lodowaty dreszcz, zaczęła więc modlić się w duchu: Święta Maryjo, dopomóż mi. Oszczędź mi tego strasznego losu. Jeśli pojadę do Varberg, pan Gustav mnie skrzywdzi, przecież widziałam nienawiść w jego oczach, kiedy stąd wyjeżdżał.

Nie mogła do tego dopuścić. Nie mogła pozwolić, żeby ten zły człowiek wyładowywał swoją wściekłość na jej synu. Już raz nazwał go bękartem i chyba raczej nie zmienił zdania. Może to ucieczka Adalis sprawiła, że wezwał do siebie Ingebjørg? Wiedział przecież, że ma w swojej mocy i ją, i dziecko, i chciał to wykorzystać.

Naprzeciw nich galopowali dwaj zbrojni z królewskiej drużyny, nie zważając na przechodniów; ludzie uskakiwali przed nimi, a jakiś żebrak ledwo zdążył uniknąć stratowania. Ingebjørg ściągnęła lejce i zatrzymała Faksego pod ścianą domu, posyłając rycerzom wściekłe spojrzenie. Można by pomyśleć, że to najazd wroga albo pożar, pomyślała wzburzona. W tej samej chwili mężczyźni unieśli dłonie i pozdrowili ją w pędzie.

W pobliżu ścieżki prowadzącej do twierdzy popędziła Faksego, żeby jak najszybciej pokonać strome wzgórze, i wkrótce już była na szczycie.

Skinęła głową strażnikowi i wjechała na zamkowy dziedziniec, po czym zsunęła się z końskiego grzbietu i rzuciła lejce Nikolausowi.

– Poczekaj na mnie w Sali Szerokiej – rzuciła krótko, zebrała fałdy spódnicy i pobiegła w stronę Murowanego Kasztelu. Spotkała tam tego samego strażnika, co ostatnim razem, ale zanim mężczyzna zdołał wydukać słowa powitania, uciszyła go niecierpliwym gestem.

– Spieszę się. Nie wiesz, czy pani Bothild jest u siebie?

– Tak. Widziałem, jak wchodziła do swojej komnaty.

Ingebjørg podziękowała mu skinieniem głowy i popędziła na górę wąskimi, krętymi schodami. Nie miała czasu, by przywołać dobre wspomnienia związane z tym miejscem. Nie miała nawet siły myśleć o dniu, w którym ona i Folke odnaleźli się nawzajem.

Bo takie wspomnienia sprawiały jej tylko ból.

Pani Bothild stała przy oknie i wyglądała na zewnątrz. Może już zdążyła zobaczyć swojego niezapowiedzianego gościa. Odwróciła się i wykrzyknęła:

– To ty, Ingebjørg? A już myślałam, że zupełnie o mnie zapomniałaś.

Ingebjørg przywitała się uprzejmie i wyjaśniła, dlaczego wcześniej nie mogła zjawić się w twierdzy.

– Słyszałaś, że przybył dziś posłaniec z Varberg?

– Znowu?

– Ale nie od Folkego – dodała Ingebjørg, czując, że zbiera jej się na płacz – tylko od ojca Turego. Pan Gustav chce, żebym do niego przyjechała.

Twarz pani Bothild nawet nie drgnęła. Podeszła do Ingebjørg i oznajmiła spokojnie:

– Widzę, moja droga, że nie bardzo ci się to podoba, ale ja uważam, że powinnaś inaczej na to spojrzeć. – Mówiła cicho i ostrożnie. – Pan Gustav jest przecież twoim teściem i dziadkiem Alva...

– Nic nie rozumiesz – przerwała jej Ingebjørg, łkając rozpaczliwie. – Nie powiedziałam ci, co się naprawdę stało z panną Adalis.

– Chyba nie traktujesz poważnie słów obłąkanej kobiety?

Ingebjørg z trudem odzyskała spokój.

– Czy masz chwilę, by mnie wysłuchać?

– Ależ, oczywiście, drogie dziecko. Chętnie cię wysłucham. Chodź, usiądziemy. Otrzyj łzy, bo kiedy stąd wyjdziesz, będziesz przekonana, że twoje miejsce jest przy rodzinie męża i powinnaś się cieszyć ze spotkania z krewnymi.

Usiadły na ławie w wykuszu pod oknem, tak żeby słońce nie świeciło im w oczy.

– Co wiesz od Bergtora? – zapytała Ingebjørg już spokojnie.

– Mówił, że byłaś bardzo poruszona i obwiniałaś się za to, że ta kobieta umarła bez spowiedzi.

Ingebjørg skinęła głową.

– To prawda. A czy wiesz, na co umarła?

Twarz pani Bothild stężała.

– Mam pewne podejrzenia.

– Ona nie była nierządnicą.

Przyjaciółka uśmiechnęła się pobłażliwie.

– Chcesz powiedzieć, że zaraziła się tą chorobą w jakiś inny sposób?

– Nie. Pan Gustav wziął ją siłą.

Pani Bothild westchnęła, zrezygnowana.

– Jakaś ty łatwowierna, Ingebjørg! Nie sądzisz chyba, że tak możny pan mógł się zadawać z ulicznicą i zarazić ją wstydliwą chorobą? To niewyobrażalne! Dobrze wiem, o czym mówię, bo przecież dorastałam wśród szwedzkich wielmożów. Owszem, czasem mężczyźni biorą sobie nałożnice, ale zawsze są to niewiasty równe im stanem. Jeśli panna Adalis faktycznie nabawiła się jakiegoś paskudztwa, to na pewno od kogoś innego.

Ingebjørg potrząsnęła głową.

– Trudno w to uwierzyć, ale jestem przekonana, że mówiła prawdę. Pokazała mi rany na ciele w miejscach, gdzie ją bił.

Pani Bothild dotknęła delikatnie jej dłoni.

– Moja droga, znałaś chyba pannę Adalis na tyle, by wiedzieć, ile była warta. Pamiętasz, jak się mizdrzyła do pana Gustava, żeby przejąć twój majątek? Zapomniałaś już, jak się zachowywała, gdy mieszkałyśmy w Akersborg? Zmówiła się z panią Benedyktą, żeby wpędzić cię w chorobę i doprowadzić do śmierci. Panna Adalis była lekkomyślna i rozwiązła. Została nałożnicą twojego męża, choć przecież wiedziała, że jesteś jego żoną. A kiedy zachorowała i pan Gustav ją wyrzucił, przypomniała sobie, że w Tunsberg mieszka niewiasta o wyjątkowo miękkim sercu. Postanowiła więc udawać, że nosi pod sercem dziecko twojego teścia, bo wiedziała, że wtedy poczujesz się za nią odpowiedzialna, wszak dziecko to byłoby krewnym twego syna. Sprytnie to zaplanowała. Nie podejrzewałam jej o taką przebiegłość.

Ingebjørg otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale nie mogła dobyć z siebie słowa. Siedziała tylko i wpatrywała się w swoją rozmówczynię. Czy to możliwe, że pani Bothild miała rację? Czy naprawdę Adalis ją zwiodła, żeby mieć dach nad głową i opiekę w czasie choroby? To, co powiedziała żona ochmistrza, brzmiało całkiem przekonująco. Ingebjørg nie miała pojęcia, w jaki sposób pan Gustav miałby się zarazić taką chorobą. O wiele bardziej prawdopodobne wydawało się, że to Adalis zadurzyła się w jakimś pięknym młodzieńcu i właśnie z tego powodu została wyrzucona za drzwi. Poza tym mogła przecież nabawić się tej choroby dużo wcześniej. Bo on wielokrotnie odwiedzał ulicznice, co do tego Ingebjørg nie miała najmniejszych wątpliwości. Ale w takim razie ona sama także powinna się zarazić. A może uchroniło ją to, że zaszła w ciążę?

Przypomniała sobie nagle, co mówiła jej Adalis podczas odwiedzin u Lodina Jønssona. Wyznała wtedy, że była zakochana w Folkem, ale w tym samym czasie podobał jej się też pracujący w tamtejszym dworze parobek. Przyznała również, że nie podoba jej się Turę, odkąd postradał zmysły, ale była rada, że przez cały czas miał na nią ochotę. Ingebjørg zastanawiała się, czy to możliwe, żeby Adalis lubiła to wszystko, co Turę wyprawiał w łożu.

Zagubiona, potrząsnęła głową.

– Może masz rację... Wierzyłam w to, co mówiła. Nie przyszło mi nawet do głowy, że mogłaby mnie okłamywać.

Pani Bothild pogładziła jej dłoń.

– To wielka cnota dobrze myśleć o bliźnich, ale wtedy człowiek łatwo daje się zwieść. Skoro wierzyłaś we wszystko, co ci mówiła, to nic dziwnego, że przeraziła cię myśl o podróży do Varberg. Sądzę, że teraz spojrzysz na to inaczej. Najwyraźniej pan Gustav zastanowił się nad sobą i pewnie żałuje, że odwrócił się od ciebie. Nie zdziwiłabym się, gdyby to panna Adalis zdradziła mu, że Alv naprawdę jest synem Turego. Tym samym pan Gustav uzyskałby potwierdzenie, a zarazem przejrzał tę zdradziecką kobietę.

Ingebjørg, drżąc na całym ciele, nabrała powietrza do płuc.

– Mimo to robi mi się słabo na samą myśl, że miałabym mieszkać z nim pod jednym dachem.

– Nie masz wyboru, moja droga. Teraz, gdy Ture nie żyje, pan Gustav jest twoim opiekunem. Ma prawo zażądać, by Alv zamieszkał w jego domu, a ty przecież nigdy nie zostawisz swojego synka, jestem tego pewna.

– Miałam nadzieję, że może twój małżonek mógłby mi jakoś pomóc. Na przykład posłać do Szwecji wiadomość, że potrzebuje mnie do kopiowania ksiąg.

Pani Bothild potrząsnęła głową.

– Wiesz, że poróżnił się z panem Gustavem w czasie jego ostatniej tutaj wizyty. Teraz bardzo tego żałuje. – Pochyliła się nad Ingebjørg i szepnęła: – Obaj przecież stoją po tej samej stronie i są sobie potrzebni.

Ingebjørg poczuła, że nie ma już dla niej nadziei.

– A może królowa Blanka mogłaby się za mną wstawić i napisać, że potrzebuje mnie jako flecistki?

Sama usłyszała, jak głupio zabrzmiały jej słowa, i wcale się nie zdziwiła, że pani Bothild uśmiechnęła się pobłażliwie.

– Kochana Ingebjørg, na pewno nie będzie ci gorzej, niż innym niewiastom. Kiedy wychodzimy za mąż, zaczynamy należeć do rodu naszych mężów. Wiele mężatek musiało się przenieść do gospodarstwa albo majątku teściów. Niektóre z nich nigdy już nie zobaczyły rodzinnego domu. Pomyśl tylko o księżniczkach, które zostawiają matkę, ojca i swój kraj, i przenoszą się w zupełnie obce miejsce, nie znają języka i nie mają nikogo bliskiego. A robią to dlatego, żeby ich ojciec zyskał kolejnego sprzymierzeńca. Wiele z nich w ogóle nie widziało swojego małżonka przed ślubem, a tylko niewielka ich część ma tyle szczęścia, że zakochuje się w końcu w mężczyznach, których im wybrano. A jednak wszystkie one jakoś odnajdują się w swoim nowym losie. Wiedzą, że tak musi być, i nawet nie próbują protestować.

Ingebjørg skinęła głową, czując, jak coś w niej umiera. Przybyła do twierdzy, wiedziona nadzieją na pomoc, wolą walki. Ale teraz już zaczynała rozumieć, że nie ma drogi odwrotu. Nie panowała nad swoim losem.

– A więc uważasz, że muszę po prostu się w tym odnaleźć? – spytała słabym głosem.

– Tak, Ingebjørg. Skoro pan Gustav po ciebie przysłał, musisz do niego jechać.

Rozdział 2

Ingebjørg postanowiła mimo wszystko jakoś zaprotestować. Przecież nie musi chyba ruszać od razu. Potrzebuje trochę czasu, żeby się spakować i uporządkować swoje sprawy.

Może w tym czasie znajdę jakieś rozwiązanie, myślała z rozpaczą. Chociaż pani Bothild przekonała ją, że Adalis nie mogła się zarazić od pana Gustava, Ingebjørg podejrzewała, że wszystkie inne oskarżenia nieszczęsnej kobiety pod jego adresem były prawdziwe. Adalis bardzo przekonująco opisywała cierpienia, przez które przeszła. Łzy spływały po jej policzkach, ciałem wstrząsały dreszcze. A jej paniczny lęk przed mękami w czyśćcu? Przecież nie mógł być udawany. Chyba aż tak dobrze nie potrafiła grać. I z pewnością nie miałaby odwagi kłamać o tym wszystkim.

– Pan Gustav pewnie nie oczekuje, że wrócisz razem z posłańcem. Albo przyśle po ciebie statek, albo zbrojnych, którzy będą ci towarzyszyć.

– Statki dopiero co zaczęły żeglować. Może poczeka, aż zrobi się cieplej, a dni będą dłuższe?

Pani Bothild uśmiechnęła się lekko.

– Czy to dlatego, że pokochałaś Tunsberg? A może trzyma cię tu ktoś inny?

Ingebjørg potrząsnęła głową, walcząc z ogarniającym ją lękiem. Już nawet nie próbowała niczego wyjaśniać, bo pani Bothild i tak jej nie wierzyła. Może powinna była raczej zwierzyć się królowej Blance?

– Będziesz jak córka w dużym majątku, Ingebjørg. Nie zabraknie ci służby, wspaniałych uczt ani muzyki, którą przecież tak kochasz. Będziesz się sobie dziwiła, że nie chciałaś jechać.

Ingebjørg wciąż milczała. Nie miała żadnych dowodów, z wyjątkiem wyznań Adalis, ale skoro pani Bothild nie wierzyła w ani jedno jej słowo, nie było nawet sensu protestować. Oczyma wyobraźni widziała wciąż pana Gustava, kiedy opuszczał zamek. Odwrócił się wtedy i posłał jej spojrzenie, od którego przeszył ją dreszcz, a potem wysyczał głosem pełnym nienawiści: „Oby Pan cię pokarał, Ingebjørg Olavsdatter”.

Orm Øysteinsson próbował ją wtedy pocieszyć: „Dobrze, że już jedzie. Jest tak samo szalony jak jego syn”.

A może powinna porozmawiać z ochmistrzem? On przynajmniej znał pana Gustava i wiedział, co z niego za człowiek.

– Pomyśl, że tak będzie lepiej dla Alva. Wreszcie zamieszka w prawdziwym domu, nie będzie musiał przenosić się wciąż tu i tam – ciągnęła pani Bothild. – Będą przy nim dziadek i babcia, dwie ciotki i może jeszcze jacyś krewni. Ale najważniejsze, że pan Gustav uznał go nareszcie za swojego wnuka i uwzględni go w swoim testamencie.

Ingebjørg wpatrywała się przed siebie bez słowa. Nikt jej nie wierzył, gdy powtarzała, że ziemia i pieniądze nie są dla niej najważniejsze. Czułaby się o wiele szczęśliwsza, gdyby Alv dorastał w Saemundgård, chociaż życie tam z pewnością byłoby ciężkie. Nie zależało jej na tym, by jej syn stał się rycerzem i żył na bogatym dworze w Szwecji.

Pani Bothild znów pogładziła jej dłoń.

– Chodź, pójdziemy do królowej Blanki. Na pewno bardzo ją ucieszy twoje szczęście. Słyszałaś pewnie, że ona także przez wiele lat mieszkała w Varberg i zanim osiadła tu, w Tunsberg, Szwecja była najbliższa jej sercu. Tam żyła po ślubie, tam urodziła wszystkie swoje dzieci – trzy córeczki, które zmarły, i dwóch synów. Tam przebywa król Magnus i jej starszy syn, książę Eryk. Chociaż na początku ludzie odnosili się do niej nieufnie, z czasem zyskała sobie wielu przyjaciół. Jestem przekonana, że chętnie napisze do kogoś ze swoich bliskich i poleci im ciebie, a gdy tamtejsi możni zaczną zapraszać cię na uczty, pan Gustav będzie dumny z twojej przyjaźni z królową. Ja także mam tam znajomych, do których mogłabym napisać. Przebywałam co prawda w Ranrike, ale w Varberg mieszka kilku moich dalszych krewnych.

Te słowa przyniosły Ingebjørg pewną ulgę. Przynajmniej będzie miała do kogo się zwrócić, kiedy sprawy przybiorą naprawdę zły obrót, pomyślała.

Nagle uświadomiła sobie, że jest już właściwie gotowa się poddać. W głębi duszy wiedziała, że myśl o ucieczce nie miała żadnego sensu. Bo jak niby miałaby uciec z tak małym dzieckiem? I dokąd? A z czego by się utrzymywała? Kobiety, które poważyły się na taki krok, kończyły zwykle fatalnie; niektóre starały się żyć z czarów lub kradzieży, a tylko bardzo nieliczne były w stanie wyżywić siebie i dziecko.

– Ciekawe, co powie Bergtor – zaczęła zastanawiać się na głos.

– Na pewno odczuje ulgę.

Ingebjørg spojrzała na przyjaciółkę, zaskoczona.

– On chyba wolałby, żebym została w Belgen.

– Ale tobie nie wolno tego zrobić. Jego żona źle znosiłaby taką sytuację. No i nie sądzę, żeby było ci tam dobrze.

– On już rozmawiał z panią Sigrid z Nonneseter. Na pewno będzie rozczarowana.

Pani Bothild wybuchnęła śmiechem.

– Naprawdę nic lepszego nie przychodzi ci do głowy, Ingebjørg? Wiesz przecież, że matka przełożona czułaby się niezręcznie, mając u siebie wdowę po możnym panu. I zapewne naraziłaby się różnym ważnym osobom, gdyby pozwoliła ci mieszkać pod klasztornym dachem za darmo. – Podniosła się z miejsca. – Myślę, że powinnyśmy teraz zejść na dół. Królowa Blanka odpoczywa zwykle w środku dnia.

Królowa właśnie opuszczała swoją komnatę, ale gdy usłyszała, o co chodzi, odwróciła się w drzwiach i zaczęła nalegać, by Ingebjørg opowiedziała jej o wszystkim.

– Pan Gustav naprawdę zmienił zdanie? – zapytała z zaskoczonym wyrazem twarzy. – Nie spodziewałam się tego.

– Ingebjørg najchętniej by tam nie pojechała, ale wyjaśniłam jej, że nie ma wyboru – powiedziała pani Bothild i dodała, zwracając się do niej: – Opowiedz królowej Blance o swoich obawach. I o pannie Adalis.

Zawstydzona, że uwierzyła w to, co usłyszała od nieszczęsnej kobiety, Ingebjørg powtórzyła wszystko, nie wchodząc jednak w szczegóły okrutnego postępowania pana Gustava.

Poczuła przypływ nadziei, gdy ujrzała, że twarz królowej stężała ze złości. Po chwili monarchini wykrzyknęła pełnym oburzenia głosem:

– To nie jest dobry człowiek. Chociaż chorobą musiała zarazić się gdzie indziej. – Chwyciła dłoń Ingebjørg. – Bardzo mi przykro, ale chyba musi pani zrobić tak, jak radzi pani Bothild. Nie ma pani wyboru. Mimo wszystko jestem przekonana, że pan Gustav będzie panią traktował jak swoją synową i z pewnością pani nie skrzywdzi.

Po jej twarzy przemknął nieznaczny uśmiech:

– Majątek pana Gustava sąsiaduje z włościami pana Barda. Zapewne nie zabraknie pani okazji, żeby pograć na flecie w towarzystwie Folkego Bårdssona.

Te słowa sprawiły Ingebjørg ból; poczuła, że się rumieni. Wyobraziła sobie, że siedzi i gra z Folkem, a jego żona patrzy na niego maślanym wzrokiem. To byłoby nie do wytrzymania.

– Takie już jest życie, pani Ingebjørg – ciągnęła królowa, patrząc na nią ze zrozumieniem. – Ja akurat miałam szczęście, ale równie dobrze mogłam zostać wydana za mężczyznę, którego bym nie pokochała. Dość szybko zapałałam uczuciem do króla Magnusa, więc pożegnanie z domem nie było aż tak bolesne, ale mimo to ciężko mi było zostawiać matkę i rodzeństwo, i to jeszcze ze świadomością, że najprawdopodobniej nigdy już ich nie ujrzę. My, niewiasty z możnych rodów, musimy postępować zgodnie z wolą naszych ojców, mężów czy bliskich krewnych. A skoro pani małżonek nie żyje, opiekę prawną przejął nad panią jego ojciec. I musi pani postępować zgodnie z jego wolą.

Uśmiechnęła się ciepło i ciągnęła:

– Proszę się nie zamartwiać. Zamieszka pani w pięknym kraju, równie pięknym jak Norwegia, a i tamtejsi ludzie niczym się od nas nie różnią. Szwecja to bogaty kraj, żyje tam więcej szlachty niż tutaj, ale wśród chłopów, kupców i rzemieślników panują takie same stosunki, jak gdzie indziej. Majątek pana Gustava leży niedaleko królewskich włości w Varberg, gdzie ostatnio mieszka książę Bengt Algotsson. Jak pani wie, to najbliższy doradca króla Magnusa. Napiszę do niego list i poinformuję go o pani przyjeździe.

Ingebjørg poczuła, że robi jej się na przemian gorąco i zimno. Zerknęła bezradnie na panią Bothild i zauważyła, że przyjaciółka sprawia wrażenie zmartwionej. Na pewno pamiętała zajście w Akersborg, kiedy to książę Algotsson usiłował wziąć Ingebjørg siłą, ale królowa Blanka najwyraźniej o tym nie wiedziała. Ingebjørg sądziła, że król Håkon opowiedział matce o tym przykrym wydarzeniu, bo to przecież dzięki niemu wszystko się dobrze skończyło. Pewnie jednak nie zrobił tego, bo na początku sam myślał, że winna temu była Ingebjørg.

– Dziękuję, ale proszę niech się Wasza Wysokość nie kłopocze – odparła pośpiesznie. – Nie jestem pewna, czy panu Gustavowi by się to spodobało.

Natychmiast się przestraszyła, że może zostać źle zrozumiana, że królowa Blanka odbierze jej słowa jako nawiązanie do walki o władzę.

– To znaczy, jeśli pan Gustav jest taki jak Turę, pewnie będzie chciał sam decydować, z kim wolno mi się spotykać – dodała.

Usłyszała, jak głupio zabrzmiały jej słowa: przecież książę Algotsson był najbardziej zaufanym człowiekiem króla i każdy uznałby możliwość goszczenia w jego domu za wielki zaszczyt.

Królowa Blanka posłała jej uśmiech.

– Rozumiem, pani Ingebjørg. Nie pomyślałam o tym, ale teraz przypominam sobie, że kiedyś przytrafiło się pani w Akersborg coś nieprzyjemnego.

Ingebjørg spłonęła rumieńcem i spuściła oczy.

– No cóż, mam też innych znajomych, którym powinna pani zostać przedstawiona. Proszę mi tylko dać znać, kiedy będzie już pani znała datę wyjazdu.

Ingebjørg skinęła głową i wstała, zrozumiawszy, że królowa nie ma dla niej więcej czasu.

W korytarzu odwróciła się do pani Bothild.

– Wiedziałaś, że książę Algotsson mieszka na zamku w Varberg?

– Wiedziałam, że mieszkał tam jakiś czas, ale nie miałam pojęcia, że wciąż tam przebywa. Nie bój się jednak, Ingebjørg. Wtedy byłaś jeszcze młodą panienką, a mężczyźni tak potężni jak on myślą, że mogą z takimi pannami robić, co im się żywnie podoba...

– Ale byłam już zaręczona z Turem – przerwała jej Ingebjørg drżącym głosem. – To było przecież tuż przed ślubem.

Pani Bothild skinęła głową.

– Tak, wiem. Myślę jednak, że teraz będzie inaczej. Jesteś wszak matką małego dziecka, poza tym pan Gustav cieszy się bardzo dużym szacunkiem. Bengt Algotsson nie odważy się uczynić niczego, co mogłoby go rozzłościć. Poza tym na pewno wie, co pan Gustav sądzi o królu Magnusie, i dlatego trzyma się z dala od jego włości.

Ingebjørg słuchała jej z zaskoczeniem.

– Pan Gustav ma odwagę wyrażać swoje poglądy?

– Mieć swoje zdanie na jakiś temat a próbować coś robić, by zmienić sytuację, to duża różnica. W liście twojego ojca zostali wymienieni ludzie, którzy chcieli wzniecić bunt. Nie sądzę, by pan Gustav był jednym z nich. On po prostu robi to, co wydaje mu się najbardziej dla niego opłacalne, a na razie najwygodniej jest mu trzymać się blisko dworu. Książę Algotsson zaś ma poważanie tylko u niewielkiej części szlachty. Możni mają mu za złe, że za łatwo doszedł do swojego obecnego stanowiska i że król Magnus dał mu zbyt wielką władzę.

– Coś mi się zdaje, że znajdę się w samym środku tego konfliktu, a przecież tak bardzo chciałam zapomnieć o całej tej walce.

Pani Bothild uśmiechnęła się do niej.

– Miło mi słyszeć, że już nie protestujesz, Ingebjørg. Posłuchałaś chyba głosu rozsądku i uznałaś, że nie masz wyboru. Tak będzie ci łatwiej.

Ingebjørg odwzajemniła jej uśmiech; czuła się zawstydzona.

– Wcześniej postanowiłam, że ucieknę, jeśli ani ty, ani pan Orm nie będziecie w stanie mi pomóc.

Pani Bothild spojrzała na nią ze współczuciem

– Myślę, że pomogłam ci podjąć decyzję najlepszą i dla Alva, i dla ciebie samej.

Nagle Ingebjørg przypomniała sobie, co królowa Blanka powiedziała jej o Folkem. Poczuła bolesny ucisk w żołądku.

– Mam nadzieję, że nie będę musiała widywać młodych małżonków.

Rzuciła to lekko, ale sama usłyszała gorycz w swoim głosie.

Pani Bothild pogładziła ją po policzku.

– Takie jest życie, Ingebjørg. Tylko nieliczni dostają to, czego pragną. Może mimo wszystko tak właśnie jest dla ciebie najlepiej? Kiedy spojrzysz na to trzeźwo, dojdziesz pewnie do wniosku, że ten twój Folke wcale nie różni się od innych mężczyzn. Nie potrzebował zbyt dużo czasu, by poddać się woli ojca. Byłabym jeszcze w stanie to zrozumieć, gdyby ojciec był umierający, ale obie przecież wiemy, że doszedł do siebie. Mężczyźni nie są tacy jak my, moja droga. Jak tylko ujrzą młodą i piękną niewiastę, która w dodatku jest chętna, zapominają o wszystkich obietnicach i zobowiązaniach. A my będziemy snuć się z kąta w kąt i rozmyślać o mężczyźnie, który nie był nam pisany, nawet do końca życia.

Ingebjørg stała bez słowa i przyglądała się swojej rozmówczyni smutnymi oczami. Orm Øysteinsson zdradzał ją z Giselą, może także z innymi kobietami, a ona żyła w wiernej rezygnacji i w ciszy tęskniła do tego, którego nie mogła mieć. Komuż to mogła oddać swoje serce? Komuś tu, w twierdzy, a może chodziło o jakąś młodzieńczą miłość z Ranrike?

Odwróciła się powoli i westchnęła ciężko. Wiedziała, że sama nigdy już nie pozna mężczyzny, który budziłby w niej taką tęsknotę jak Folke. Była tego całkowicie pewna.

Zeszła po schodach i stanęła przy otwartej bramie. Czekała, aż Nikolaus przyprowadzi Faksego. Nagle ujrzała idącego w jej stronę, odzianego na czarno księdza.

Szedł z pochyloną głową, więc nie widziała jego twarzy, ale domyśliła się, że to sira Gunnulf. Pomyślała, że nawet jeśli przed wyjazdem zdążyłaby jeszcze odwiedzić twierdzę, to pewnie nie spotka już duchownego, więc może dobrze byłoby pożegnać się teraz i podziękować mu za wszystko. To on przecież pobłogosławił ją po porodzie i przywrócił jej spokój ducha, to on czuwał przy Turem i odprawił mszę za niego i Åshild. Odgrywał ważną rolę w jej życiu, gdy jeszcze mieszkała tu, w Tunsberg.

Powoli ruszyła na jego spotkanie.

Nagle przeszył ją lodowaty dreszcz. Przed nią stał nie sira Gunnulf, lecz sira Joar...

Rozdział 3

Ksiądz uniósł głowę, skłonił się lekko i uśmiechnął.

– Czyżby to pani Ingebjørg? Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Słyszałem, że jedzie pani do Varberg. Cóż za niespodzianka! Myślałem, że pan Gustav nie jest zachwycony swoją rozwiązłą synową.

Ingebjørg zacisnęła wargi i chciała go wyminąć, on jednak zagrodził jej drogę.

– Ależ droga pani Ingebjørg, proszę się nie przejmować. Nie każdy może być taki jak siostra Sunniva czy siostra Sigrid, w końcu Pan uczynił nas różnymi. Właściwie to bardzo lubię młode kobiety, które nie boją się okazywać uczuć. Zbyt wiele znam panien, które idą przez życie wiedzione fałszywą wstydliwością i nigdy nie mają możliwości odczuć wielkich uniesień. A skoro już o tym mowa: jak się miewa nasz piękny, grający na flecie strażnik? Mieszka chyba niedaleko posiadłości pana Gustava, czyż nie? – Pochylił się ku niej; uderzył ją ostry zapach piwa i jego nieświeży oddech. – Proszę się zbytnio nie przejmować tym jego małżeństwem; takie związki zawiera się tylko po to, by majątek miał dziedzica.

Ingebjørg próbowała odejść, ale on chwycił ją za ramię i mocno przytrzymał. Już miała zacząć krzyczeć, ale się powstrzymała. Jeśli podniosłaby alarm, zbiegliby się wszyscy mieszkańcy twierdzy, a historia o jej spotkaniu z księdzem zaczęłaby krążyć po okolicy w tysiącu różnych wersjach. Wołała uniknąć kolejnych plotek.

– W twierdzy pełno jest wąskich korytarzy – ciągnął duchowny cichym, ochrypłym głosem. – Nie pierwszy to raz dwoje zakochanych spotyka się potajemnie i daje upust swoim żądzom. Ale nie zapominaj, pani Ingebjørg, że jeśli dopuścisz do siebie mężczyznę, możesz stać się brzemienna, a to raczej nie spodobałoby się panu Gustavowi. Tak samo jak nie spodobała mu się ciąża panny Adalis. Biedaczka, miała na ciele paskudne blizny, prawda?

Za jej plecami rozległo się rżenie i stukot końskich kopyt na bruku dziedzińca. Ku swojej uldze Ingebjørg zobaczyła, że zbliża się do nich Nikolaus z oboma końmi.

Sira Joar puścił ją i skłonił się głęboko.

– Bezpiecznej podróży, pani Ingebjørg. Mam nadzieję, że wkrótce znów się spotkamy. – I ruszył w kierunku zamkowego dziedzińca.