Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjorg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjorg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu.
Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 16
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Książka dostępna w zasobach:
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie (4)
Miejska Biblioteka Publiczna w Opolu
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 242
Rok wydania: 2010
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przepowiednia księżycatom 16
Frid Ingulstad
Ogień w sercu
Przekład
Lucyna Chomicz-Dąbrowska
Tytuł oryginału norweskiego:
Den Ud som brenner
Ilustracje na okładce: Eline Myklebust
Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys
Redakcja i korekta: BAP-PRESS
Copyright © 2005 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO
Copyright this edition: © 2010 by BAP-PRESS
Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS
All Rights Reserved
Wydawca:
Axel Springer Polska Sp. z o.o.
02-672 Warszawa
ul. Domaniewska 52
www.axelspringer.pl
ISBN 978-83-7558-764-7
ISBN 978-83-7558-809-5
oraz
BAP-PRESS
05-420 Józefów
ul. Godebskiego 33
www.bappress.com.pl
ISBN 978-83-7602-133-1
ISBN 978-83-7602-197-3
Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:
Infolinia: 0 801 000 869
Internet: www.fakt.literia.pl
Skład: BAP-PRESS
Druk: Norhaven A/S, Dania
Galeria postaci
Ingebjørg Olavsdatter
dziedziczka dworu Saemundgård w Dal, w parafii Eidsvoll
Ture Gustavsson
szwedzki szlachcic w służbie króla Magnusa, mąż Ingebjørg
Bergtor Mässon
przybrany ojciec Ingebjørg, mąż Giseli Sverresdatter
Gisela Sverresdatter
gospodyni we dworze Belgen, żona Bergtora
Orm Øysteinsson
ochmistrz dworu królewskiego, najwyższy rangą urzędnik w kraju
Pan Øystein
syn ochmistrza i pani Bothild
Pani Bothild
gospodyni Akersborg, żona Orma 0ysteinssona
Folke Bårdsson
najbliższy doradca Turego, strażnik Ingebjørg
Młody król Håkon
nominalny władca Norwegii, do czasu uzyskania pełnoletności
Królowa Blanka
żona króla Magnusa i matka młodego króla Håkona
Sigurd Haftorsson
dworzanin królewski, najbogatszy człowiek w Norwegii
Francisca
ochmistrzyni dworu
Pan Mathis
zarządca twierdzy Tunsberg
Pani Benedykta
żona zarządcy twierdzy
Brat Eilif
stary mnich z Hovedøen, naucza malarstwa miniaturowego
Panna Adalis
nałożnica Turego
Sira Gunnulf
ksiądz z kościoła Świętego Michała
W poprzednim tomie...
Popchnięty przez Folkego Turę leży ciężko ranny z uszkodzonym kręgosłupem, ale pamięta doskonale, co się wydarzyło. Całą swoją nienawiść kieruje przeciwko Ingebjørg, przeklinając i wygrażając jej, a doprowadziwszy żonę do skrajnego przerażenia, próbuje wziąć ją siłą.
Brat Eilif, w drodze do ojczystej Irlandii, gdzie pragnie dokonać żywota, zatrzymuje się na Górze Zamkowej. Miał objawienie, w którym Pan groził Ingebjørg, że jeśli ta żabi je męża, spotka ją siedmiokrotna kara. Odwiedziwszy jednak Turego, wstrząśnięty złem tchnącym od tego człowieka, radzi Ingebjørg odejść. Opowiada też, że zmarła siostra Hildegard z klasztoru Nonneseter.
Ingebjørg odkrywa, że pani Benedykta wraz z panną Adalis potajemnie uprawiają czarną magię. Pewnej nocy Ingebjørg widzi nietoperza trzykrotnie okrążającego Murowany Kasztel. Odbiera to jako znak mającego się zdarzyć nieszczęścia lub śmierci, i w panice ucieka z dzieckiem do komnaty pani Bothild. Gdy następnego ranka w łóżku znajduje martwą nianię, nie ma wątpliwości, że zabiły ją czary pani Benedykty.
Folke nieśmiało wyjawia Ingebjørg swoje uczucia, ale ona postanawia trzymać go na dystans. Opowiada o liście ojca, a on ofiarowuje się, że go przechowa.
Ingebjørg zostaje wezwana do umierającego męża. Tej samej nocy pani Benedykta traci przytomność. Kobieta obawia się, że zaklęcia, które miały zaszkodzić innym, skierowały się przeciwko niej samej; śmiertelnie przerażona, prosi Ingebjørg o wybaczenie.
Turę umiera. Ingebjørg tymczasem boi się, że Folke zostanie oskarżony o morderstwo. Prawdę znają tylko panna Adalis, pani Benedykta i sira Gunnulf. Inni sądzą, że był to wypadek. Do zamku przybywa ojciec i wuj Turego, a gdy Ingebjørg pokazuje mu wnuka, teść prycha pogardliwie:
– Oto mamy bękarta i małżonkę Turego, która nie umiała dochować wierności...
Rozdział 1
Ingebjørg uśmiechnęła się z zakłopotaniem do ojca Turego. Choć dobrze pamiętała jego grubiańskie poczucie humoru, ten żart nie wydał jej się ani trochę zabawny. Powtórzyła więc:
– To jest wasz wnuk, panie Gustavie. Urodził się tydzień przed świętym Janem.
Stał nieruchomo, a jego oczy miotały błyskawice.
– Masz czelność nazywać go moim wnukiem? Ty, która ukradkiem zdradzałaś męża i z jego strażnikiem poczęłaś dziecko?
Ingebjørg poczuła jak krew odpływa jej z głowy i zawirowało jej przed oczami.
– Nieprawda – z trudem wydobyła z siebie. – Nigdy nie zdradziłam Turego.
– Tak? Jeszcze i to masz czelność twierdzić? Chcesz mi powiedzieć, że syn kłamał przede mną?
Ingebjørg pokręciła głową zrozpaczona.
– Turę bywał często zazdrosny. Wtedy zdarzało się, że... Nie zdążyła dokończyć, gdyż teść wszedł jej w słowo:
– Chyba to nie przypadek, że król Håkon z tego samego powodu odesłał Folkego Bårdssona do Akersborg?
Folke postąpił krok naprzód i stanął przy ojcu Turego wyprostowany jak struna, z uniesioną dumnie głową i pewnym siebie głosem oświadczył:
– Nigdy nie tknąłem pani Ingebjørg, panie Gustavie. Kiedy król Håkon zorientował się, że źle ocenił sytuację, bardzo żałował, że wysłał ten list.
Gustav Torvaldsson uśmiechnął się kwaśno:
– A jaką to sytuację niewłaściwie ocenił, niech pan powie, Folke Bårdssonie?
Folke wytrzymał jego spojrzenie i odparł:
– Być może zauważył moje oddanie wobec pani Ingebjørg, która nigdy słowem, spojrzeniem ani czynem nie postąpiła nieprzystojnie. Była wierna swojemu mężowi, wiedzą o tym wszyscy, którzy ją znają. Ciężko przeżywała to, że pan Turę sprowadził sobie nałożnicę, najpierw do Akersborg, a potem tu, do Tunsberg.
– To mnie ma na myśli, panie Gustavie – wtrąciła się panna Adalis, przepychając się naprzód i kłaniając się nisko przed nim. Następnie wybuchnęła płaczem i, ukrywszy twarz w dłoniach, chlipała: – Nikt chyba nie odczuwa większego żalu, niż ja w tej chwili. Nie mam już po co żyć.
Gustav Torvaldsson poklepał ją po głowie gestem pocieszenia.
Ingebjørg ciarki przeszły po plecach.
Pani Bothild i Orm Øysteinsson obserwowali całe zajście bez słowa, ale w końcu ochmistrz odchrząknął i odezwał się wyraźnie zażenowany:
– Mogę zaświadczyć, że pani Ingebjørg była wierną żoną. Daję wam na to moje słowo.
– Potwierdzam to – wtrąciła pani Bothild.
Gustav Torvaldsson machnął tylko ręką, jakby poręczenie kobiety niewiele dla niego znaczyło.
– Sprawdzę wszystko dokładnie. Przepytam drużynników Turego, dworzan i służbę, a potem wrócimy do tej sprawy. Teraz zależy mi przede wszystkim na tym, by poznać szczegóły nieoczekiwanej śmierci mojego syna. – Spojrzawszy zaś hardo na panią Bothild, rzucił: – Moglibyśmy wejść do środka i trochę się posilić? Odbyliśmy długą podróż.
Pani Bothild popatrzyła znacząco na Ingebjørg, a jej spojrzenie mówiło, że należy się spodziewać kłopotów.
Ingebjørg wzdrygnęła się i spuściła wzrok.
Alv zaczął popłakiwać, więc przytuliła go i odwróciwszy się, podążyła za innymi do Murowanego Kasztelu. Cała się trzęsła ze zdenerwowania, gdy wchodziła po schodach do komnaty sypialnej. Zdążyła jeszcze zauważyć, że panna Adalis udała się za ojcem i wujem Turego do Sali Rycerskiej.
Ingebjørg, niespokojna, krążyła po komnacie z Alvern na ręku. Serce biło jej mocno i kręciło jej się w głowie. Jakim prawem ojciec Turego odważył się nazwać Alva bękartem? Jak panna Adalis śmiała udawać żałobę i w ogóle odgrywać cały ten teatr przed panem Gustavem, skoro od jakiegoś czasu Turę już jej nie obchodził, bo miała nadzieję zdobyć przychylność Folkego?
Ingebjørg niedobrze się od tego robiło. Zdołała się jednak w końcu uspokoić i doszła do przekonania, że nie może się ukrywać przed światem tylko dlatego, że teść ją zranił. Poza tym musi myśleć o swej przyszłości. Jeśli nie zdoła przekonać teścia, że Alv jest prawowitym synem Turego, to ryzykuje tym, iż pan Gustav pozbawi Alva prawa do spadku po ojcu, a ona sama pozostanie bez dachu nad głową. Nie uczyniła nic złego. Jej nieobecność jednak niektórzy gotowi poczytywać za wyrzuty sumienia.
Właśnie miała położyć Alva i zawołać Ragnę, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Pani Bothild weszła do środka i powiedziała:
– Musisz koniecznie zejść na dół, Ingebjørg. Nie wolno ci pozwolić na to, by traktował pannę Adalis jak prawowitą synową.
Ingebjørg posłała jej wzburzone spojrzenie.
– Jej zuchwałość odbiera mi mowę. Gdy Ture nie mógł już wstawać z łóżka, powiedziała, że mogę go sobie wziąć. Nie chciała mieć z nim więcej do czynienia, mówiąc, że woli Folkego, który jest o wiele milszy i z natury radośniejszy. A teraz odgrywa pogrążoną w żałobie ukochaną. Pani Benedykta współczuła jej gorąco i za nią siedziała przy konającym Turem. Pan Gustav głaszcze ją po głowie, usiłując pocieszyć, a mnie nazywa wiarołomną żoną. Jakim cudem ta panna zdołała wszystkich oszukać?
Pani Bothild wzruszyła ramionami.
– Ludzie w większości bywają łatwowierni. Nikt nie podejrzewa, że jej łzy są nieszczere.
– Co ja mam robić, Bothild? Jeśli pan Gustav będzie mnie nadal posądzał o zdradę, gotów pozbawić Alva prawa do spadku i odmówić mi utrzymania. A ja nie mam już żadnych środków do życia, bo przyrzekłam sirze Gunnulfowi Saemundgård za odprawienie mszy za spokój duszy Turego, a niczego więcej nie posiadam.
– Myślę, że pan Gustav zmieni zdanie, gdy cię trochę lepiej pozna. Nie jest głupi, prędzej czy później przejrzy tę nałożnicę Turego.
Ingebjørg pokiwała głową, a ponieważ w tej samej chwili zjawiła się Ragna, mogła jej oddać dziecko pod opiekę.
Wraz z panią Bothild zeszły na dół.
Ku swemu zaskoczeniu, w Sali Rycerskiej zastała rozweselone towarzystwo. Nastrój przy stole zupełnie nie przypominał żałoby. Do pucharów i kielichów dolewano wciąż trunki, a głośny śmiech odbijał się echem od grubych, kamiennych murów.
Ojca i wuja Turego zabawiali Orm Øysteinsson, pan Mathis, panna Adalis i pani Benedykta. Ingebjørg wzbraniała się, by podejść do nich. Kiedy czuwała przy łożu Turego, pierwszy raz znalazła się twarzą w twarz z panią Benedykt ą. Zauważyła, że ta na jej widok umyka spojrzeniem, i domyśliła się, że kobieta wciąż się boi. Jej niepewność była Ingebjørg na rękę. Jeśli pani Benedykta nadal uważa, że śmierć Åshild i Turego jest następstwem jej czarów i że z tego samego powodu ona straciła przytomność, to nie ma się czemu dziwić, że się denerwuje.
Kiedy podeszły bliżej, przy stole ucichło. Ingebjørg cieszyła się, że jest przy niej pani Bothild.
– No, Ingebjørg? – rozległ się donośny głos pana Gustava, w którym pobrzmiewała wrogość. – Bękart już ułożony do snu?
Ingebjørg udawała, że potraktowała to jak żart i odparła z uśmiechem:
– Na szczęście już zasnął. Teraz opiekuje się nim bardzo oddana niańka.
Pan Gustav nie odezwał się więcej, ale wpatrywał się w nią z wyraźną dezaprobatą. Na długą chwilę przy stole zapanowała złowroga cisza. Przerwał ją w końcu sam ojciec Turego, zwracając się do Ingebjørg:
– Może już czas, bym poznał prawdę o śmierci mojego syna?
Przez moment wahała się, co powiedzieć. Nie wiedziała, czy panna Adalis lub pani Benedykta zdążyły mu już cokolwiek wyjaśnić.
– Cóż można rzec poza tym, że był to nieszczęśliwy wypadek, panie Gustawie – zaczęła. – Wszystkim nam tu trudno pojąć, że upadając, Turę nabawił się tak poważnych urazów.
– Właśnie! To należy wyjaśnić!
Ingebjørg czuła jak ją mdli. Gra się toczyła o życie Folkego. Musi przekonać teścia, że śmierć jego syna nastąpiła wskutek wypadku.
– Wracał już przecież do zdrowia. Kiedy byłam u niego dwa dni przed tym, nim wyzionął ducha, był przytomny i w dobrym nastroju. Ożywił się i odzyskał nawet siły. Kaszlał jednak trochę i miał gorączkę.
– Nieprawda, że był w dobrym nastroju – sprzeciwiła się panna Adalis, a jej oczy ciskały błyskawice. – Byłam u niego tego samego dnia. Leżał z zamkniętymi oczami i pojękiwał. Dokuczały mu straszne bóle.
Ingebjørg poczuła, że robi jej się gorąco.
– Miał tyle sił, że chciał... – urwała, uświadomiwszy sobie, że powiedziała za dużo, i spłonęła rumieńcem.
– Ona kłamie. Turę odwrócił się od niej już przed wieloma miesiącami. Pragnął tylko mnie – żachnęła się panna Adalis.
– Udało mu się, Ingebjørg? – dopytywał się tymczasem pan Gustav, a w jego oczach dostrzegła, ku swemu przerażeniu, pożądliwy błysk.
Pokręciła głową i spuściła wzrok.
– Co się stało potem? – dopytywał się rozkazującym tonem.
– Dwa dni później o poranku przysłano po mnie, ponieważ jego stan się pogorszył.
– A z jakiego powodu nie odwiedziłaś go następnego dnia?
Ingebjørg spociła się z nerwów, ale odpowiedziała:
– Odwiedził mnie znajomy mnich z klasztoru cystersów na Hovedøen, mój mistrz, u którego pobierałam nauki malowania miniatur.
– Z powodu jakiegoś starego mnicha żona nie odwiedziła swojego umierającego męża? – warknął. Przypominał drapieżnika.
– Razem z mnichem udała się do królewskiego dworu w Sem – rzekła triumfalnie panna Adalis.
– A więc była z mnichem w Sem... Zabawiała się, gdy jej mąż wił się w boleściach, trawiony gorączką, tak?
Ingebjørg zwróciła spojrzenie na żonę zarządy Tunsberg. Wiedziała, że niebezpiecznie ryzykuje, ale uznała, że nie ma innego wyjścia.
– Pani wie, pani Benedykto, czemu nie stawiłam się u męża tego dnia.
Pani Benedykta zareagowała zgodnie z jej oczekiwaniem. Poszarzała na twarzy i wyjąkała:
– Tak, źle się pani czuła po powrocie.
– Owszem. Zdumiewająco wielu z nas źle się czuło ostatnio – usłyszała własny głos. – Gdy Turę nagle zachorował, obawiałyśmy się z panią Bothild, że to nowa zaraza.
Zauważyła, że obaj przybysze ze Szwecji wzdrygnęli się.
– Ale chyba już nikt nie jest chory? – zapytał pan Gustav, wyraźnie przestraszony.
Do rozmowy wtrąciła się pani Bothild.
– Wyzdrowiała już pani całkiem, pani Benedykto?
Pani Benedykta pobladła jeszcze bardziej i, przytakując, wbiła wzrok w blat stołu.
– To nie była dżuma – wtrąciła pośpiesznie panna Adalis, kręcąc się niespokojnie na ławie. – Ona po prostu nie miała cierpliwości czuwać przy Turem przez całą noc.
Nagle pan Gustav huknął pięścią w stół, aż zakołysały się puchary i kielichy, i oznajmił swym donośnym głosem:
– Dość! Ani słowa więcej o dżumie, śmierci i innych tragediach. Mój syn nie żyje, uczcijmy jego wejście do raju! Dolej piwa i wina, panienko – zawołał, kiwając na służącą.
Tego wieczoru już więcej nie rozmawiano o śmierci Turego. Zarówno jego ojciec, jak i wuj upili się wkrótce, a większość gości przysiadła się do wesołej kompanii i wnet uczta w Sali Rycerskiej zamieniła się w pijatykę. A gdy dzwon wezwał wszystkich na kolację i w sali pojawili się królowa Blanka i król Håkon, powitał ich ogłuszający gwar, wesołe rozmowy i głośne ryki śmiechu.
Wieczorem, gdy wchodziły po schodach, pani Bothild szepnęła do Ingebjørg:
– Myślę, że dobrze sobie z tym poradziłyśmy. Pani Benedykta wydaje się być śmiertelnie przerażona. Nie sądzę, by odważyła się wyjawić prawdę.
– Obawiam się, że posunęłam się za daleko, mówiąc, że wie, dlaczego tamtego dnia nie odwiedziłam Turego.
– Nie, dobrze postąpiłaś. Ona domyśliła się, ukrytej w tych słowach, groźby.
– Myślisz, że pana Gustava zadowoliły moje wyjaśnienia o wypadku Turego?
– Tak przypuszczam. Miejmy tylko nadzieję, że panna Adalis będzie trzymać język za zębami.
– Zdumiało mnie, że gotowa była zdradzić Turego, by ratować Folkego, ale domyśliłam się, że się w nim zakochała. Teraz, gdy zrozumiała, że Folke nie odwzajemnia jej uczuć, zmieniła szybko front. Królowa Blanka ma rację mówiąc, że miłość ma różne oblicza.
Pani Bothild pokiwała głową i dodała:
– Poza tym panna Adalis dostrzegła inne korzyści.
– Co masz na myśli?
– Nie zauważyłaś, jak się krygowała przed panem Gustavem?
– Owszem, nie pojmuję jednak, co chce przez to osiągnąć. Przecież Ture nie żyje.
Pani Bothild nie odpowiedziała, życzyła jej jedynie dobrej nocy i poradziła:
– Spróbuj zasnąć, Ingebjørg. Wygląda na to, że będą ci potrzebne siły.
Następnego ranka do Ingebjørg, która właśnie karmiła piersią Alva, przyszła służąca i oznajmiła:
– Pan Gustav kazał się pani natychmiast stawić, pani Ingebjørg.
– Nie widzisz, że karmię dziecko?
Służąca poczerwieniała i odparła:
– Powtarzam tylko jego słowa.
– Powiedz mu, że przyjdę natychmiast, gdy skończę.
– Nie mam odwagi, pani. Jest strasznie wzburzony. Pozostałe służące przestraszyły się i uciekły. Peder, pomocnik kuchenny, mówił, że Szwed wyzywał tak głośno, że jego przekleństwa słychać było w całej twierdzy.
Ingebjørg zmusiła się, by się nie poderwać. Pełna niepokoju, odstawiła Alva od piersi, nim skończył ssać i podała go Ragnie, sama zaś poprawiła ubrania i pośpiesznie zeszła na dół.
Panowie ze Szwecji zajęli pokoje na tym samym piętrze, co ochmistrz i jego żona. Nim dotarła do drzwi, już z daleka słyszała podniesione głosy. Znów obudził się w niej strach, że panna Adalis naskarżyła, iż to Folke popchnął Turego. Jeśli tak, to znaczy, że Folke znalazł się w poważnych tarapatach. Spocona z nerwów, zapukała do drzwi.
– Wejść! – ryknął ojciec Turego. Trudno było nie poznać tego ochrypłego, donośnego głosu.
Ingebjørg niepewnie weszła do środka i się ukłoniła.
– Oto i ladacznica – rzucił pogardliwie. – Jak śmiałaś nazwać swojego bękarta moim wnukiem, skoro ten nawet nie otrzymał imienia po mnie, he?
Ingebjørg jęknęła w duchu. Nie pomyślała o tym. Po pierwszej reakcji Turego nie miała śmiałości więcej poruszać tematu imienia dziecka. Mąż nie chciał nawet urządzić chrzcin. Potraktowała to jako brak zainteresowania i dziwiła się, że nie jest dumny ze swego pierworodnego. Teraz dopiero zrozumiała. Turę naprawdę nie wierzył, że Alv jest jego dzieckiem, dlatego nawet nie chciało mu się zastanawiać nad jego imieniem i myśleć o chrzcinach.
– Mogę to wyjaśnić, panie Gustavie – zaczęła, wiedząc, że to daremny wysiłek. – Minęło wiele tygodni, nim Turę przyjechał do Tunsberg, a ja musiałam nadać imię dziecku.
Nie zdążyła dokończyć, bo ojciec Turego poczerwieniał ze złości i ryknął:
– I zapomniałaś pewnie imienia swojego teścia. He?
– Ja... Pomyślałam tylko, że to tymczasowe imię, że jak tylko Turę przyjedzie, ochrzcimy dziecko, jak należy.
– Tak, myślałaś, he. A skąd ci się w ogóle wzięło takie imię, Alv, jeśli mi wolno zapytać?
Ingebjørg zaczerwieniła się. Nazwała tak dziecko w nadziei, że ożyje w nim duch małego Eirika. Świetlisty elf, światło w jej życiu, pociecha w ciężkich dniach.
– Byłam taka szczęśliwa, gdy wreszcie skończył się poród – wyszeptała. – Bardzo się bałam, że coś pójdzie nie tak. Ale Pan pozwolił chłopcu żyć, więc w moich oczach stał się świetlistym elfem.
Widziała, że jej nie wierzy.
– Odpowiedz mi na pytanie, Ingebjørg – ryknął. – Skąd wzięłaś imię Alv? Kto jest dziadkiem chłopca? Alv Erlingsson? Alv Knutsson?
Popatrzyła mu odważnie w oczy i odpowiedziała:
– Turę, mój mąż, i nikt inny, jest ojcem dziecka. Nie miałam do czynienia z innymi mężczyznami. Nigdy nie zdradziłam Turego. Wiem, że powinnam była porozmawiać z Turem o imieniu dziecka, zanim wrócił do Akersborg, ale żadne z nas nie wiedziało, że poród jest tak blisko, a Turę unikał tego tematu.
Pan Gustav postąpił krok naprzód i, zmrużywszy oczy w wąskie szparki, syknął:
– A niby dlaczego mój syn nie chciał rozmawiać o imieniu dziecka, którego spodziewała się jego żona, he?
Ingebjørg pokręciła głową zrezygnowana.
– Nie wiem. Bardzo się ucieszył tego dnia, gdy mu powiedziałam, że jestem brzemienna, ale później... – Rozłożyła bezradnie ręce.
– Ale później nabrał podejrzeń, że dziecko nie jest jego i radość prysła.
– Nieprawda.
– Ach, tak? Nadal uważasz, że mój syn kłamał przede mną? Nie zapomniałem waszego wesela, Ingebjørg. Już drugiego dnia Turę pojechał w swoją stronę zrozpaczony, gdy odkrył, że nadal kochasz Bergtora Måssona, swojego byłego narzeczonego, który się mianował twym przybranym ojcem. Tuż przed ślubem byłaś z dwoma mężczyznami. Czyżbyś już zapomniała, że młody król Håkon zaskoczył cię w objęciach księcia Algotssona, w twojej pracowni, w twierdzy? Leżałaś półnaga na podłodze, z rozchylonymi udami i oddawałaś się księciu z lubieżnością, jakiej mój syn dotąd nie widział.
Ingebjørg czuła, że krew odpłynęła jej z twarzy.
– Nieprawda – rzuciła chrapliwie. – Książę próbował wziąć mnie siłą, ale modliłam się do Najświętszej Panienki o pomoc i zostałam wysłuchana.
– A kiedy dzień przed ślubem tuliłaś się do swojego „przybranego ojca” to też się modliłaś do Najświętszej Panienki?
Ingebjørg nie mogła wyjaśnić, że Bergtor ją pocieszał, gdy mu opowiedziała o śmierci małego Eirika. Nie miała pojęcia, czy ojciec Turego zna całą prawdę o jej przeszłości.
– Objął mnie tylko po ojcowsku. Nic poza tym.
– Tak.
Poznała po jego głosie, że gardzi nią i jej nie wierzy.
– Rozumiem, że nie zdołałam pana przekonać o mojej niewinności, panie Gustavie, mam jednak czyste sumienie. Bóg wie, co zrobiłam, a czego nie. Podobnie jak moi spowiednicy. Mój syn jest waszym wnukiem, a wasz syn jedynym mężczyzną, z którym dzieliłam łoże od zaręczyn.
Pan Gustav zmarszczył brwi.
– Przyznajesz więc, że nie byłaś cnotliwa, kiedy go spotkałaś?
Ingebjørg nie miała siły kłamać. Zresztą nie miało to żadnego znaczenia, skoro pan Gustav i tak postanowił jej nie wierzyć.
– Popełniłam głupstwo, kiedy jeszcze mieszkałam w rodzinnym dworze razem z mamą. Wyznałam ten grzech i słono za niego zapłaciłam. Turę wiedział o tym, a mimo to chciał mnie poślubić.
– Masz więc już jedno dziecko?
– Dziecko nie żyje.
– A ojciec dziecka?
– Też nie żyje.
– A więc był jeszcze ktoś prócz pana Mässona?
– Matka wbrew mojej woli zadecydowała o małżeństwie.
– Czyż nie wszyscy rodzice tak postępują?
Ingebjørg spuściła wzrok i, poczerwieniawszy, wyszeptała.
– Owszem.
Ojciec Turego pokręcił głową i udawał wstrząśniętego.
– Wiedziałem, że mój syn ożenił się z panną o nadszarpniętej reputacji, nie miałem jednak pojęcia, że to dziwka. Teraz tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że chłopiec nie jest moim wnukiem.
– Nieprawda, panie Gustavie.
– Zamilcz, grzeszna kobieto! Wstyd mi, że należałaś do mojego syna i nigdy sobie nie wybaczę, że się zgodziłem na wasz ślub.
Ingebjørg otworzyła usta, podejmując ostatnią próbę, ale on podniósł rękę, jakby chciał ją uderzyć, i warknął:
– Zejdź mi z oczu, diabelska nierządnico! Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj!
Ingebjørg odwróciła się na pięcie i wyszła pośpiesznie, przerażona tym, że w oczach teścia dostrzegła takie samo szaleństwo, na które cierpiał Turę.
Wchodząc na górę po schodach do swojej komnaty, ze strachem uświadomiła sobie, że ze strony ojca Turego nie otrzyma żadnej pomocy. A tymczasem już załatwiła z Ormem Øysteinssonem zastawienie dworu Saemundgård. Dwór należący niegdyś do jej ojca został stracony na zawsze. Nie mam pieniędzy, by zapłacić za rezydowanie na terenie klasztoru Nonneseter, a tymczasem królowa Blanka dała mi do zrozumienia, że nie mogę dłużej mieszkać w twierdzy Tunsberg. Co ze sobą pocznę? I co z Alvern? – myślała zatrwożona.
Rozdział 2
Ingebjørg stała przy oknie wieży i patrzyła na podzamcze. Tego dnia do twierdzy na Górze Zamkowej i do kościoła Świętego Michała kierowały się zadziwiające tłumy. Nie tylko goście twierdzy, jej gospodarze, rycerze z załogi twierdzy i służba chcieli towarzyszyć Turemu w jego ostatniej drodze do miejsca spoczynku, ale także spora część najznamienitszych panów z miasta.
Ingebjørg ogarnęła pustka. Trudno było to nazwać rozpaczą, ale nie czuła też ulgi. Raczej smutek, jakby straciła coś, czego nigdy nie posiadała.
Ten, na którego czekała Ingebjørg, nie pojawił się jeszcze. Gdy jakiś jeździec, bądź pieszy wyłaniał się z bramy, wpatrywała się z napięciem i z nadzieją, że to Bergtor, za każdym razem jednak doznawała zawodu. Posłano po niego dzień po śmierci Turego, nie mogła więc pojąć, dlaczego jeszcze nie przybył lub nie przesłał wiadomości. Czy coś mu stanęło na przeszkodzie?
Ingebjørg wciąż była porażona gromami, jakie padły z ust pana Gustava pod jej adresem. Nie pojmowała, dlaczego ojciec Turego ją odtrącił i odmówił uznania Alva za swego wnuka. Nawet król Håkon starał się przemówić Szwedowi do rozsądku, ale bez powodzenia. Pan Gustav zresztą nie krył tego, że nie żywi zbytniego szacunku dla młodego króla. Ingebjørg zastanawiała się, czy i on czasem nie związał się z przeciwnikami króla Magnusa.
wypadek.
- Jeśli chodzi o mnie, to nie obawiam się złożyć wyjaśnień. Zrobiłem jedynie to, co należało uczynić. Boję się jednak, że usłyszawszy prawdę, pan Gustav tylko utwierdzi się w swoich podejrzeniach. - Zaczerwienił się gwałtownie i jąkając się, próbował wyjaśnić: - Chodziło mi...
- Rozumiem, o co ci chodzi, Folke. Nawet najmniejsza iskra wystarczy, by wzniecić ogień, gdy już się tli. Oboje wiemy, że... że... chodzi mi o to...
Nagle i ona się zaplątała. Nie była przecież całkiem niewinna, jak próbowała udawać. Przecież zakradła się do jego izby, szukając wiersza, który, jak się łudziła, został napisany dla niej.
-
– Daj mu trochę czasu. Rozpacza po śmierci syna – próbowała ją pocieszyć pani Bothild. – Niektórzy mężczyźni, gdy dotknie ich nieszczęście, zachowują się bardzo dziwnie.
Przez ten czas Ingebjørg zamieniła zaledwie parę słów z Folkem. Plotki dotarły do niego i bardzo go poruszyły.
– Obawiałem się, że pan Gustav nie wykaże chęci do zgody, ale nie spodziewałem się po nim czegoś takiego – rzucił zagniewany, gdy mu o wszystkim opowiedziała. – Chyba nikt nie wspomniał, jaka była przyczyna upadku pana Turego? – spytał, zerkając na nią z ukosa.
Ingebjørg pokręciła głową.
– Wydaje mi się, że panna Adalis dotrzymała obietnicy. Pan Gustav musiał pogodzić się z wyjaśnieniem, że był to wypadek.
Folke pokiwał głową i odetchnął z ulgą.
– Jeśli chodzi o mnie, to nie obawiam się złożyć wyjaśnień. Zrobiłem jedynie to, co należało uczynić. Boję się jednak, że usłyszawszy prawdę, pan Gustav tylko utwierdzi się w swoich podejrzeniach. – Zaczerwienił się gwałtownie i jąkając się, próbował wyjaśnić: – Chodziło mi...
– Rozumiem, o co ci chodzi, Folke. Nawet najmniejsza iskra wystarczy, by wzniecić ogień, gdy już się tli. Oboje wiemy, że... że... chodzi mi o to...
Nagle i ona się zaplątała. Nie była przecież całkiem niewinna, jak próbowała udawać. Przecież zakradła się do jego izby, szukając wiersza, który, jak się łudziła, został napisany dla niej.
Przez chwilę patrzyli na siebie zawstydzeni, w końcu Folke wybuchnął śmiechem, a jej nie pozostawało nic innego, jak też się roześmiać, mimo że czuła się zażenowana.
Folke jednak spoważniał gwałtownie i dodał:
– Pragnąłbym pani jakoś pomóc. Nie wiem tylko jak.
– Pani Bothild twierdzi, że powinnam dać trochę czasu panu Gustavowi, który rozpacza po swym synu. Podobno wielu mężczyzn, nie chcąc pokazać po sobie smutku, daje upust swym uczuciom w inny sposób.
– Możliwe... – odparł, wpatrując się w nią nieruchomo.
Zbita nieco z tropu, zmieniła pośpiesznie temat.
– Pomyślałam, że spróbuję sprzedać moją ostatnią miniaturę.
– A co przedstawia?
– Fiord, skaliste wysepki wyłaniające się z morza, a w tle kościelne wieże.
– Namalowała pani motyw, który zaproponowałem tego dnia, gdy wybierając się do znachorki Guro, zatrzymaliśmy się przy Bramie Pod Wieżą.
Przytaknęła i z zakłopotanym uśmiechem wyjaśniła:
– Mnie też urzekł ten pejzaż, brat Eilif jednak nie całkiem się ze mną zgadzał. Jego zdaniem, powinnam wybierać motywy religijne.
– Mógłbym zobaczyć ten obrazek?
Pokiwała głową.
– Zamierzałam ci go pokazać już wtedy, gdy przeniosłam się na szczyt wieży, w obawie przed czarną magią pani Benedykty, ale przeraziłam się, że zginął list mego ojca.
Na schodach rozległy się kroki, Folke odwrócił się więc pośpiesznie i podążył dalej.
Ta rozmowa z Folkem, mimo że krótka, poprawiła jej nieco nastrój.
Zobaczywszy wjeżdżających przez bramę mężczyznę i kobietę, Ingebjørg wstrzymała na moment oddech. Upewniła się jednak zaraz, że to Bergtor, a towarzysząca mu dorodna kobieta, w pelerynie z białym futrem, to bez wątpienia Gisela. Poczuła niewypowiedzianą ulgę i pobiegła szybko po schodach na dół.
Bergtor zauważył ją z daleka i pomachał do niej z uśmiechem.
Ingebjørg też mu pokiwała, czując, jak przenika ją ciepło. Była przekonana, że Bergtor nie pozwoli jej zginąć z głodu. Na pewno znajdzie jakąś radę. A w najgorszym razie zabierze ją z dzieckiem do Belgen.
Gdy Begtor zsiadł z konia, siłą się powstrzymała, by nie rzucić mu się w ramiona, jak dziecko szukające pociechy dorosłego. Wiedziała jednak, że takie zachowanie nie przystoi kobiecie jej stanu. Poza tym przypomniały jej się wszystkie podejrzenia pana Gustava, a nie chciała dawać dodatkowej pożywki dla plotek mieszkańcom twierdzy.
– Nie pojmuję, że też los bywa wobec ciebie taki okrutny, Ingebjørg – rzekł Bergtor, uchwyciwszy jej dłonie.
Na chwilę zamarła, słysząc jego słowa.
Norny... te, które przędą nić losu człowieka. Niektórym nie przydzielają szczęścia...
Szybko jednak odsunęła tę myśl.
– Tak się cieszę, że przybyłeś. Potrzebuję kogoś, by się poradzić.
Gisela, której chłopcy stajenni pomogli zsiąść z konia, podeszła do nich powoli, zdyszana. Ingebjørg zauważyła, że znacznie przytyła, prezentowała się jednak bardzo dostojnie w niebieskiej pelerynie obszytej białym futrem. Na szyi miała złoty łańcuch, a niemal wszystkie palce zdobiły pierścienie ze złota.
Ukłoniwszy się dwornie żonie swego opiekuna, rzekła:
– Właśnie mówię Bergtorowi, jak bardzo się cieszę, że przyjechaliście. Tyle się tu teraz dzieje. Potrzebuję pomocy.
Gisela rozpromieniła się.
– A co takiego się dzieje? Opowiadaj!
– Ojciec Turego nie chce mieć ze mną nic do czynienia. Nazwał mnie ladacznicą, a mojego syna bękartem.
Gisela zaśmiała się.
– Już się cieszę na spotkanie z tym panem. Zapewne nie spotkał wielu ladacznic w swym życiu.
Bergtor posłał jej surowe, upominające spojrzenie.
– Nie martw się tym, Ingebjørg – dodała szybko Gisela. – Do czego ci on potrzebny?
– Wszyscy tu w twierdzy byli przekonani, że pan Gustav zabierze nas ze sobą do Varberg.
– Ciesz się, że tego unikniesz. Mogłoby się przecież tak zdarzyć, że zabrałby ci Alva i oddał na wychowanie obcym ludziom.
Ingebjørg pokiwała głową.
– Tego się lękałam, ale bez jego pomocy nie mam z czego żyć.
– To lepiej już sprzedaj Saemundgård.
– Musiałam zastawić dwór, by opłacić msze wieczyste za spokój duszy Turego – wyznała Ingebjørg, umykając spojrzeniem.
– Co ty mówisz?
Bergtor w milczeniu przysłuchiwał się temu, co opowiadała, teraz jednak otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
Napotkawszy jego wzrok, wyjaśniła:
– To było jedyne wyjście, Bergtorze. Ture nie zdążył się wyspowiadać i prosić Boga o przebaczenie za swe grzechy. Ostatniego dnia leżał nieprzytomny. Mając na sumieniu tyle nieprawości, bez mojej pomocy nie miałby szans na zbawienie.
– A co na to jego ojciec? – dopytywał się Bergtor.
Ingebjørg pokręciła głową.
– Traktuje mnie jak wyrzutka. Nie mam nawet okazji z nim porozmawiać. Słyszałam, że Orm Øysteinsson napomknął mu o tym, on jednak tylko machnął ręką. Mam wrażenie, że to sknera. Skoro już opłaciłam msze za spokój duszy jego syna, on czuje się zwolniony, co mu bardzo jest na rękę.
Bergtor pokręcił głową wstrząśnięty.
– Porozmawiam z nim, Ingebjørg. Na coś takiego nie powinnaś się godzić.
Popatrzyła na niego z wdzięcznością.
– Czułam się taka bezradna przez te ostatnie dni. Królowa Blanka ma kłopoty i nie może utrzymywać gości w twierdzy, a ja nie mam pieniędzy na to, by opłacić dożywotnią rezydencję w klasztorze Nonneseter.
– Biedaczko, tłukłaś się z takimi myślami?
Nie rozumiała, co w tym takiego dziwnego, posłała mu więc zdumione spojrzenie.
– Pragnęłam tego wiele razy. Pani Sigrid była dla mnie jak matka, kiedy odbywałam nowicjat, podobnie jak później pani Bothild. W klasztorze Alv może wyrosnąć na dobrego chrześcijanina. Poza tym bylibyśmy tam bezpieczni.
– Ale to przecież nie jest życie dla ciebie, Ingebjørg. Nie tylko z powodu siry Joara i pani Thory pragnęłaś uciec z klasztoru. Ty się nie nadajesz do życia klasztornego, sama tak mówiłaś.
– Nie chodzi mi o to by zostać zakonnicą, ale żeby mieszkać na terenie klasztoru jako rezydentka.
– Razem z tymi wszystkimi starymi, zgnuśniałymi kobietami, które z braku zajęć wyrażają się źle o sobie? Nie, Ingebjørg, ja do tego ręki nie przyłożę. Jeśli ojciec Turego nie zechce cię zabrać do Varberg, pojedziesz z nami. W Belgen jest dość miejsca, a Torolv będzie miał się przynajmniej z kim bawić, pomyślałaś o tym?