Poskramianie tygrysa. Tybetańskie nauki, dzięki którym możesz poprawić jakość swojego życia - Akong Tulku Rinpoche - ebook

Poskramianie tygrysa. Tybetańskie nauki, dzięki którym możesz poprawić jakość swojego życia ebook

Akong Tulku Rinpoche

3,0

Opis

Poskramianie tygrysa to niezwykły przewodnik przez życie. Książka składa się z dwóch części. W pierwszej autor udziela rad dotyczących życia, m.in jak wyciszyć nieustanny natłok myśli, jak wprowadzić duchowość do naszej codzienności, czy zmienić swoje schematy działania. Rady te nie są skierowane wyłącznie do tych, którzy interesują się religiami Wschodu, lecz do wszystkich poszukujących prawdy o szczęściu i cierpieniu.Druga część prezentuje ćwiczenia medytacyjne, które, jeśli będą wykonywane konsekwentnie, mogą stać się podstawą nie tylko do pokonywania trudności, ale także do poznawania samego siebie i samouzdrowienia.

Dr Akong Tulku Rinpocze był doświadczonym mistrzem medytacji w tradycji karma kagju buddyzmu tybetańskiego. Współzałożyciel Tybetańskiego Ośrodka Samye Ling, opiekował się także wieloma innymi ośrodkami w Europie, Afryce i Azji. Był także uznanym lekarzem medycyny tybetańskiej. Wspomagał uchodźców, ludzi ubogich znajdujących się w trudnej sytuacji życiowej.

Dzięki mądrości i współczuciu płynącym z nauczania i sposobu życia Dalajlamy coraz szersze kręgi światłych ludzi Zachodu kierują swoje zainteresowanie w stronę buddyzmu tybetańskiego. Lektura tej cudownej książki może pomóc Czytelnikowi stać się pełniejszym i lepszym Człowiekiem.

Jacek Santorski

Książkę polecam każdemu, kto pragnie dowiedzieć się, jak naprawdę funkcjonujemy i jak sobie poradzić, by wyjść poza swój „ciasny świat”, by stać się otwartym i współczującym. Jest to pozycja, którą każdy powinien przeczytać. A potem bynajmniej nie odkładać na półkę, gdyż jest to właściwie podręcznik, z którego możemy czerpać wiedzę o tym, jak na co dzień funkcjonuje nasz umysł i jak go okiełznać. Zestaw ćwiczeń pomoże wiedzy teoretycznej przerodzić się w praktykę, która z kolei pozwoli nam stawać się istotami coraz bardziej otwartymi, współczującymi i mniej egoistycznymi. Książka, choć napisana przez tybetańskiego nauczyciela, jest zrozumiała dla każdego, kto choć trochę chciałby otworzyć się na otaczającą rzeczywistość. Próbujmy, bo może uda nam się lepiej zrozumieć swoją naturę i wpłynąć na świat wokół nas.

Małgorzata Braunek

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 218

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Spis ilustracji

Jeste­śmy bar­dzo wdzięczni XI Khen­ti­nowi Tai Situ­pie za wyko­na­nie kali­gra­fii i rysun­ków zamiesz­czo­nych w czę­ści I.

Przód okładki i strona tytu­łowa. Tygrys

Sprzy­ja­jące oko­licz­no­ści – dro­go­cenne ludz­kie życie

Nie­trwa­łość

Wła­ściwa moty­wa­cja

Sta­wie­nie czoła sytu­acji

Lustro

Tybe­tań­skie sylaby Om, Ah, Hung, każda repre­zen­tu­jąca kolejno oczysz­cze­nie ciała, mowy i umy­słu

Wła­ściwe postę­po­wa­nie

Bodhi­citta – korzeń pokoju. Kali­gra­fia z książki Way to go

Trudno jest, żeby stało się coś złego oso­bie uważ­nej

Ilu­stra­cje postawy wyko­nane przez Dolmę Tse­ring

Ilu­stra­cje do ćwi­cze­nia Tęcza wyko­nane przez Dolmę Tse­ring

Tybe­tań­ska sylaba Ah – esen­cją wszyst­kich zja­wisk są mądrość i współ­czu­cie

Foto­gra­fia Akonga Tulku Rin­po­cze wyko­nana w 1998 r. przez Ash­ley Mago-Tovar

Wprowadzenie

W obec­nych cza­sach zalewa nas nie­malże nie­skoń­czona ilość ksią­żek napi­sa­nych przez głę­boko udu­cho­wio­nych ludzi lub sta­no­wią­cych kom­pi­la­cję ich wykła­dów i nauk. Mamy już wiele takich dro­go­cen­nych klej­no­tów mądro­ści, tak naprawdę nie czuję więc potrzeby dokła­da­nia cze­goś od sie­bie. Jed­nak sporo osób pro­siło mnie o wyda­nie wska­zó­wek, któ­rych przez wiele lat sta­ra­łem się udzie­lać w róż­nych ośrod­kach, ponie­waż są zda­nia, że może to pomóc moim uczniom i tym, któ­rych nie udało mi się spo­tkać oso­bi­ście w Kagyu Samye Ling ani innych zna­nych mi powią­za­nych ze mną ośrod­kach Samye Dzong.

Odpo­wia­da­jąc na ich szczere prośby w nadziei, że może przy­nieść to pewną, choćby nie­wielką korzyść, zgo­dzi­łem się na wyda­nie tej książki, w któ­rej sta­ram się podzie­lić swoją ogra­ni­czoną wie­dzą. Sam jestem bar­dzo nie­doj­rzałą osobą, bez szcze­gól­nej zdol­no­ści poj­mo­wa­nia, i wiem, że rady, któ­rych udzie­lam, mogą pomóc jedy­nie tym, któ­rzy są rów­nie pro­sto­duszni jak ja, albo tym, któ­rzy znaj­dują się w jesz­cze gor­szym poło­że­niu. Prze­pra­szam każ­dego, kto czyta te słowa, a jest bar­dzo uczony lub duchowo czy­sty, bowiem ktoś taki z pew­no­ścią dostrzeże w nich braki i nie­do­sko­na­ło­ści. Jeśli jed­nak jesteś począt­ku­ją­cym, takim jak ja, korzy­ści, jakie możesz odnieść z lek­tury tej książki, będą naj­pew­niej w dużej mie­rze zale­żeć od wysiłku wło­żo­nego w jej zgłę­bia­nie, a także od moty­wa­cji do doko­ny­wa­nia praw­dzi­wych postę­pów. Jestem pewien, że nie­któ­rym z was książka ta pomoże – jed­nym wię­cej, innym mniej.

Roz­wi­ja­nie wewnętrz­nego spo­koju i wza­jem­nego zro­zu­mie­nia – rozu­mie­nia świata i ota­cza­ją­cych nas ludzi, a także sie­bie samego, przy­nosi praw­dziwą korzyść. Kiedy nam się to udaje, nasza mądrość oka­zuje się poży­teczna zarówno dla nas samych, jak i dla innych, a jej war­tość będzie pro­mie­nio­wać na naszą rodzinę, spo­łe­czeń­stwo, a nawet na całe narody.

Pierw­sza część tej książki zawiera ogólne rady doty­czące codzien­nego życia. Uka­zuje, w jaki spo­sób doświad­czamy róż­nych sytu­acji i trud­no­ści. W dru­giej czę­ści opi­sano spo­soby radze­nia sobie z tymi trud­no­ściami za pomocą róż­nych ćwi­czeń umy­sło­wych. Nie wiem do końca, jak należy skla­sy­fi­ko­wać te ostat­nie. Można wyko­rzy­sty­wać je jako medy­ta­cje, tech­niki odprę­ża­jące ciało i umysł lub jako tera­pię umy­słową. Nie można im jed­nak przy­pi­sać okre­ślo­nej ety­kietki. Nie jestem nikim wyjąt­ko­wym ani uczo­nym i nie mam mocy roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów każ­dego czło­wieka. Daleko mi do tego, jestem jak każdy inny czło­wiek. Pro­po­nuję te tech­niki po pro­stu jako przy­ja­ciel.

Czę­sto poszu­ku­jemy innego świata, nieba gdzieś na ziemi. Ale to, czy nasze życie sta­nie się nie­bem, czy pie­kłem, zależy osta­tecz­nie od nas samych – od tego, jacy jeste­śmy w swoim wnę­trzu, i od tego, co nami kie­ruje. Wydaje mi się, że aby doko­ny­wać stop­nio­wych postę­pów w kie­runku lep­szego zro­zu­mie­nia, naj­waż­niej­sza jest cier­pliwa praca, krok po kroku, w pro­sty spo­sób. Myślę, że wów­czas niebo prze­jawi się w naszym życiu i nie będziemy już musieli tęsk­nić za Shan­gri-la gdzieś na zewnątrz.

Mam nadzieję, że książka ta przy­czyni się do więk­szego wza­jem­nego zro­zu­mie­nia mię­dzy ludźmi i naro­dami. Tej aspi­ra­cji poświę­cam wszelką war­tość, dobroć i cnotę, jakie mogą z niej wypły­wać.

Dr Akong Tulku Rin­po­cze, Kagyu Samye Ling, Szko­cja

Od redakcji

Ci, któ­rzy spo­tkali Akonga Rin­po­cze, znają jego pokorę, czło­wie­czeń­stwo, goto­wość nie­sie­nia pomocy innym, a także bar­dzo kon­kretną, prze­peł­nioną współ­czu­ciem naturę jego nauk. Jego prze­wod­nie instruk­cje doty­czące prak­tyki Dharmy, nauk Buddy, mogą słu­żyć roz­ma­itym ludziom, począw­szy od tych, któ­rzy mają rodzinę, pracę i dzieci, aż po bud­dyj­skich mni­chów i mniszki. Jasność i pro­stota jego nauk spra­wiają, że są one poży­teczne i zro­zu­miałe dla każ­dego.

Bar­dzo trudno opi­sać sło­wami to, jak Akong Rin­po­cze nauczał, albo­wiem wiele odby­wało się poprzez przy­kład, jaki dawał samym sobą. W każ­dych oko­licz­no­ściach zacho­wy­wał sta­bil­ność i poczu­cie prze­strzeni. Jego poczu­cie humoru czę­sto usu­wało tok­sycz­ność z róż­nych przy­tła­cza­ją­cych sytu­acji. Praca pole­ga­jąca na spi­sy­wa­niu rad oraz opra­co­wy­wa­niu ćwi­czeń skła­da­ją­cych się na tę książkę bar­dzo mi pomo­gła. Wła­ści­wie trudno opi­sać bez­po­średni, pełen mocy styl naucza­nia Akonga Rin­po­cze; książka ta może jedy­nie uka­zać odro­binę głębi i bogac­two jego sze­ro­kiego poj­mo­wa­nia rze­czy. Rin­po­cze uwa­żał, że zawsze powin­ni­śmy robić wszystko, co w naszej mocy, i być z tego zado­wo­leni.

Poskra­mia­nie tygrysa to książka powstała w opar­ciu o notatki i nagra­nia jego wykła­dów. Zawiera rów­nież nowy mate­riał, który Rin­po­cze w swo­jej dobroci dodał w trak­cie opra­co­wy­wa­nia tek­stu. Żadna książka nie może aspi­ro­wać do cał­ko­wi­tej dosko­na­ło­ści, ale pod­jęto wszelki wysi­łek, aby wska­zówki i instruk­cje udzie­lane przez Rin­po­cze zostały prze­ka­zane jak naj­do­kład­niej i naj­wier­niej.

W ciągu pięć­dzie­się­ciu lat prze­ży­tych na Zacho­dzie Rin­po­cze nauczał w Euro­pie, Ame­ryce i Afryce Połu­dnio­wej. Poznał pro­blemy ludzi. Pre­sja, tempo i stres współ­cze­snego życia nie pozo­sta­wiają wiele prze­strzeni do odprę­że­nia czy medy­ta­cji. Rin­po­cze prze­ka­zał te nauki, powo­do­wany współ­czu­ciem oraz pra­gnie­niem, by ulżyć ludziom w ich codzien­nym życiu. Ćwi­cze­nia te poma­gają roz­wi­jać świa­do­mość i two­rzyć prze­strzeń, w któ­rej będziemy mogli postrze­gać świat z więk­szą jasno­ścią, cie­szyć się odprę­że­niem i pozo­sta­wać otwarci na wła­sne wnę­trze oraz to, co nas ota­cza. Dzięki temu możemy prze­kro­czyć ego, które zawsze stara się urze­czy­wist­niać swoje wła­sne marze­nia, a wów­czas zaczniemy rozu­mieć, że nasza codzienna rze­czy­wi­stość jest jak sen. Wów­czas zmniej­szy się nasze cier­pie­nie.

Poskra­mia­nie tygrysa powstało w odpo­wie­dzi na wie­lo­krotne prośby coraz więk­szej liczby uczniów Rin­po­cze – szcze­gól­nie tych, któ­rzy nie mieli czę­stych oka­zji spo­ty­ka­nia go twa­rzą w twarz – by jego nauki stały się powszech­nie dostępne. Dzięki temu jego ucznio­wie mogą odświe­żyć sobie pamięć, przy­po­mnieć sobie wska­za­nia. Dla pozo­sta­łych książka ta może sta­no­wić wpro­wa­dze­nie do tre­ningu umy­słu – dowia­du­jemy się, dla­czego warto pod­jąć taki wysi­łek i jak się do tego zabrać. Oby stała się inspi­ra­cją dla wszyst­kich.

Clive Hol­mes

Podziękowania

Pragniemy wyra­zić naszą wdzięcz­ność wszyst­kim, któ­rzy przy­czy­nili się do powsta­nia tej książki.

Robowi Nair­nowi z Kagyu Samye Ling, któ­rego oso­bi­ste zapi­ski z kursu tera­pii pro­wa­dzo­nego przez Akonga Rin­po­cze w RPA w 1983 roku posłu­żyły za pod­stawę do opra­co­wa­nia czę­ści II.

Coli­nowi Bet­t­sowi za zre­da­go­wa­nie wstęp­nej wer­sji.

Vinowi Har­ri­sowi i Phi­lowi John­so­nowi, któ­rych notatki i cenne uwagi uła­twiły pracę nad tek­stem.

Bil­lowi Wat­so­nowi za wspar­cie redak­cyjne, Han­nie Hündorf i Wendy Swan za pomoc przy koń­co­wej redak­cji.

Han­nie Hündorf, Ash­ley Mago-Tovar za pomoc przy two­rze­niu tej książki.

Hyl­dzie Bruyes za nie­oce­niony wkład w opra­co­wa­nie kur­sów pro­wa­dzo­nych w Edyn­burgu, które były swo­istym poli­go­nem doświad­czal­nym pod­czas pla­no­wa­nia ćwi­czeń.

Uczniom i uczest­ni­kom kur­sów w wielu miej­scach w Wiel­kiej Bry­ta­nii, Euro­pie, Ame­ryce i Afryce Połu­dnio­wej, któ­rych pyta­nia i reak­cje pomo­gły nadać książce obecny kształt.

Clive Hol­mes Edie Irwin

Poskramianie tygrysa

Opa­no­wany umysł pro­wa­dzi do szczę­śli­wo­ści.

Gau­tama Budda

Umysł jest źró­dłem wszyst­kiego, co prze­ży­wamy, zarówno doświad­cza­nia samych sie­bie, jak i innych. Postrze­ga­nie świata w nie­wy­raźny, roz­myty spo­sób powo­duje wiele zamętu i cier­pie­nia. Przy­po­mina to sytu­ację kogoś z wadą wzroku, kto widzi świat do góry nogami, albo lękli­wej osoby, która wszę­dzie dostrzega zagro­że­nie. Choć być może w dużej mie­rze pozo­sta­jemy nie­świa­domi swej nie­wie­dzy i błęd­nych poglą­dów, nasz umysł przy­po­mina dzi­kiego tygrysa, sie­ją­cego zamęt w naszym codzien­nym życiu. Pod wpły­wem pożą­da­nia, nie­na­wi­ści i otu­ma­nie­nia ów nie­okieł­znany umysł ślepo podąża za tym, czego chce, i rzuca się na wszystko, co staje mu na dro­dze, wyka­zu­jąc nie­wiel­kie lub żadne zro­zu­mie­nie tego, jak sprawy mają się naprawdę.

Dzi­kość, z jaką mamy do czy­nie­nia, to nie tylko gniew i wście­kłość, lecz coś o wiele bar­dziej fun­da­men­tal­nego. Znie­wala nas skłon­ność do ule­ga­nia nie­wie­dzy, nie­na­wi­ści i złu­dze­niom, skut­kiem czego ogar­niają nas wewnętrzny zamęt i nega­tywne emo­cje. Umysł staje się dziki i nie­opa­no­wany, co odbiera nam wol­ność.

Zwy­kle pozo­sta­jemy zaśle­pieni tak bar­dzo, że nie zda­jemy sobie sprawy, jak osza­lały jest w isto­cie nasz umysł. Kiedy coś idzie na opak, zamiast szu­kać przy­czyn cier­pie­nia w sobie, obwi­niamy innych ludzi i zewnętrzne oko­licz­no­ści. Jeśli jed­nak chcemy zna­leźć praw­dziwy spo­kój lub szczę­ście, musimy zmie­rzyć się z tym sza­leń­stwem. Dopiero wów­czas będziemy mogli nauczyć się, jak wyko­rzy­sty­wać wła­sną ener­gię w bar­dziej pozy­tywny i zrów­no­wa­żony spo­sób, aby nie szko­dzić samemu sobie ani innym.

Zanim oswo­imy tygrysa, musimy go naj­pierw wytro­pić. Ani jedno, ani dru­gie nie jest zada­niem łatwym, lecz trud­no­ściom i nie­bez­pie­czeń­stwom trzeba po pro­stu sta­wić czoło. Jeśli pozwoli się sła­bemu, nie­roz­wi­nię­temu jesz­cze dziecku kie­ro­wać sobą, w niczym mu to nie pomoże. Obo­wiąz­kiem rodzi­ców jest zachę­ca­nie dziecka do cho­dze­nia, by jego ciało mogło pra­wi­dłowo się roz­wi­jać i nabie­rać siły. Dla­tego sta­now­czość rodzi­ców można potrak­to­wać jako prze­jaw praw­dzi­wego współ­czu­cia. Podob­nie trzeba pod­jąć tre­ning umy­słu, cho­ciaż może być on trudny, a na początku nawet bole­sny.

Nauki zawarte w Poskra­mia­niu tygrysa może sto­so­wać każdy, kto doświad­cza cier­pie­nia, nie tylko ludzie Wschodu czy bud­dy­ści. Ludzie Wschodu róż­nią się od ludzi Zachodu rysami twa­rzy, stro­jem, róż­nymi zwy­cza­jami i spo­so­bem wyra­ża­nia się, ale natura ludzka jest uni­wer­salna i sięga głę­biej niż kolor skóry czy fizyczne cechy danej rasy. Ogól­nie rzecz bio­rąc, dobroć zawsze spo­tyka się z przy­chyl­nymi reak­cjami, nato­miast jej prze­ci­wień­stwo staje się źró­dłem gniewu, smutku i bólu. Kiedy w pro­sty i prak­tyczny spo­sób roz­wa­żamy, czym są radość i cier­pie­nie, staje się jasne, że umysł leżący u pod­łoża wszyst­kiego, co robimy, jest w swej isto­cie taki sam u każ­dego, zarówno na Wscho­dzie, jak i na Zacho­dzie. Gdzież jed­nak znaj­duje się ów umysł? Aby wykryć jego obec­ność, wystar­czy spoj­rzeć na codzienne sytu­acje i zba­dać wtedy swoje zacho­wa­nie, pra­gnie­nia oraz cier­pie­nie.

Jako ludzie doświad­czamy w życiu pożą­da­nia i przy­wią­za­nia. Mogą one powo­do­wać sporo cier­pie­nia, zarówno w nas samych, jak i w innych. Jeśli nasze pra­gnie­nia nie są zaspo­ka­jane, sta­jemy się nie­szczę­śliwi. Jeśli nawet otrzy­mu­jemy to, czego chcemy, nasze szczę­ście jest tylko chwi­lowe, bo nie­zmien­nie poja­wiają się nowe pra­gnie­nia. Wszystko, co robimy, sku­pia się na cią­głym zaspo­ka­ja­niu pra­gnień, które są bez­gra­niczne, bez­kształtne i roz­le­głe jak niebo.

Pro­ces ten powta­rza się przez całe nasze życie. Jako dzieci chcemy mieć mnó­stwo zaba­wek – jedna nam nie wystar­czy – choć szybko się nimi nudzimy. Póź­niej możemy mieć ambi­cje, aby zdo­być wykształ­ce­nie lub wielu przy­ja­ciół. Pożą­da­nie spra­wia, że podej­mu­jemy wysiłki, żeby zdo­by­wać dobra mate­rialne; chcemy posia­dać całą gar­de­robę ubrań, kupo­wać spe­cjalną żyw­ność, gro­ma­dzić doby­tek, samo­chody, radia i tele­wi­zory. W mniej oczy­wi­sty spo­sób pra­gniemy być piękni i uni­kać cho­rób. Jed­nak kiedy chcemy zwró­cić na sie­bie uwagę czy też wzbu­dzić sym­pa­tię i życz­li­wość, jeste­śmy nawet gotowi wywo­łać u sie­bie cho­robę. Lecz gdy tylko zacho­ru­jemy, znowu chcemy być zdrowi.

Podob­nie zmie­nia się nasze podej­ście do jedze­nia: gdy mamy pełny żołą­dek, chcemy, aby był pusty; kiedy jest pusty, pra­gniemy go napeł­nić. Na wszel­kie moż­liwe spo­soby nie­ustan­nie poszu­ku­jemy i marzymy o tym, czego nie mamy, nie zazna­jąc ni­gdy praw­dzi­wej satys­fak­cji. Pomimo naszych wysił­ków, poko­ny­wa­nia trud­no­ści i pono­szo­nych nie­ustan­nie kosz­tów ni­gdy nie udaje się nam speł­nić wszyst­kich swo­ich pra­gnień.

Myl­nie szu­kamy szczę­ścia poza sobą, nie­świa­domi, że pocho­dzi ono jedy­nie z wła­snego wnę­trza. Jeśli podzi­wia­jąc kwiat, zerwiemy go, jego piękno prze­mi­nie w ciągu kilku dni. Pra­gnie­nie pozo­sta­nie w nas nawet wtedy, gdy kwiat zwięd­nie, więc będziemy pożą­dać kolej­nego. Zatem żaden poje­dyn­czy kwiat nie może na zawsze zaspo­koić naszego pra­gnie­nia; potrzebna byłaby nam do tego nie­skoń­czona ilość kwia­tów. Dla­tego konieczna jest zmiana naszego spo­sobu postrze­ga­nia świata. Powin­ni­śmy zaak­cep­to­wać wła­sne pra­gnie­nia, a jed­no­cze­śnie wystrze­gać się tego, aby nami kie­ro­wały, gdyż dopiero wów­czas będziemy zado­wo­leni z tego, co już mamy, zamiast cią­gle chcieć wię­cej.

Pożą­da­nie nie zna kresu. Mówi się, że skoro umysł nie ma kształtu ani gra­nic, także pożą­da­nie jest bez­kształtne i bezgra­niczne – po pro­stu trwa i trwa. Dla­tego aby powstrzy­mać nie­koń­czącą się pogoń za satys­fak­cją i roz­wi­nąć zro­zu­mie­nie, trzeba ujarz­mić umysł. Na tym eta­pie sta­jemy się nieco bar­dziej doj­rzali, tro­chę bar­dziej doro­śli.

Oczy­wi­ście nasz umysł został już w pew­nej mie­rze wyćwi­czony. Kiedy jeste­śmy dziećmi, poru­szamy się, wyda­jemy dźwięki i postę­pu­jemy, podą­ża­jąc po pro­stu za impul­sami. Póź­niej, gdy dora­stamy, uczymy się samo­kon­troli i nie­za­leż­no­ści. Różne trud­no­ści i związki z innymi spra­wiają, że zaczy­namy coraz wię­cej rozu­mieć i natu­ral­nie doj­rze­wamy. Można więc rzec, że żyjąc dzień po dniu, oswa­jamy nieco tygrysa. Jed­nakże wciąż jesz­cze nie możemy go dosiąść.

Gur­dżi­jew, opi­su­jąc tre­ning umy­słu, mówi o dzi­kim koniu i jego tre­se­rze. Dzi­kiego konia nie wytre­su­jemy, pusz­cza­jąc go samo­pas ani karząc nie­ustan­nie. Tego rodzaju skrajne podej­ścia pro­wa­dzą do nie­uchron­nej porażki. Musimy więc zna­leźć drogę środka. Nega­tywna postawa – w ogóle nie warto tre­so­wać dzi­kiego konia – nie przy­nie­sie nam żad­nego pożytku. Zara­zem musimy zaak­cep­to­wać to, że koń jest dziki, i podejść do jego tre­sury ze współ­czu­ciem. I, co być może naj­waż­niej­sze, rów­nież sam koń musi zaak­cep­to­wać nas jako tre­sera.

O doj­rza­ło­ści możemy mówić wyłącz­nie wtedy, gdy zaak­cep­tu­jemy to, kim jeste­śmy. Uspra­wie­dli­wia­nie wła­snej dzi­ko­ści, zwa­la­nie winy na spo­łe­czeń­stwo, rodzinę lub wro­gów nic nam nie da. Musimy dojść do ładu z samym sobą, akcep­tu­jąc to, jacy w isto­cie jeste­śmy, jak naprawdę myślimy, bez względu na to, czy wyda nam się to dobre, czy złe. Tak więc pozwa­lamy wszel­kim myślom bez względu na ich treść prze­pły­wać przez nas, nie dzia­ła­jąc impul­syw­nie za ich pod­szep­tem ani też nie sta­ra­jąc się ich tłu­mić i czy­nić z nich naszych więź­niów.

Przy­kła­dowo, jeśli będziemy odgra­dzać się od złych myśli i ukry­wać je w jakimś „worku na śmieci”, zamiast akcep­to­wać, po pew­nym cza­sie ów worek prze­pełni się i pęk­nie. Sytu­acja taka może dopro­wa­dzić do cho­roby psy­chicz­nej, a wów­czas być może podob­nie jak nie­okieł­znany tygrys wyrzą­dzimy wiele złego i krzywd. Zamiast tego możemy pra­co­wać z tym, co nega­tywne, i to prze­kształ­cać – siłę tygrysa można wyko­rzy­stać z pożyt­kiem.

Wła­ściwe podej­ście polega na tre­so­wa­niu tygrysa w duchu god­no­ści i akcep­ta­cji. Akcep­tu­jemy tygrysa, nawet jeśli bez­po­śred­nio go nie dostrze­gamy. Ważne, by sta­wiać czoło sytu­acji – takiej, jaką jest. Nie­za­leż­nie od tego, czy jeste­śmy osobą reli­gijną, męż­czy­zną, czy kobietą, czy jeste­śmy sta­rzy, czy mło­dzi, całe nasze cier­pie­nie wygląda podob­nie, w istotny spo­sób róż­nią się jedy­nie jego przy­czyny. Gdy jeste­śmy sta­rzy, doświad­czamy cier­pie­nia towa­rzy­szą­cego sta­ro­ści. W wieku śred­nim doświad­czamy cier­pie­nia zwią­za­nego z pracą i związ­kami. Gdy jeste­śmy mło­dzi, prze­ży­wamy cier­pie­nie zwią­zane ze zdo­by­wa­niem wykształ­ce­nia i dora­sta­niem. Przez całe nasze życie towa­rzy­szy nam ciąg cier­pie­nia zwią­za­nego z danym eta­pem roz­woju i zmia­nami w naszym ciele.

Cho­ciaż cier­pie­nie może być naj­roz­ma­it­sze, a jego natę­że­nie i inten­syw­ność się zmie­niają, jest tylko jeden sku­teczny spo­sób uwol­nie­nia się od naszego bólu ist­nie­nia, a mia­no­wi­cie zaak­cep­to­wa­nie go. Na­dal będziemy doświad­czać róż­nych sytu­acji w codzien­nym życiu, ale zre­zy­gnu­jemy z prób dosto­so­wy­wa­nia całego świata do naszych pra­gnień i wyobra­żeń. Jeśli jeste­śmy sta­rzy, po pro­stu akcep­tu­jemy swoją sta­rość, jeśli jeste­śmy mło­dzi, rów­nież i to akcep­tu­jemy. Akcep­tu­jemy wszel­kie oko­licz­no­ści nie­za­leż­nie od ich cha­rak­teru. Albo­wiem akcep­tu­jąc cier­pie­nie, w dużej mie­rze uwal­niamy się od niego. Gdy potra­fimy zre­zy­gno­wać z prób zmiany stanu rze­czy, prze­ży­wamy mniej udręki.

Nie ozna­cza to by­naj­mniej, że roz­wią­za­niem jest zacho­wy­wa­nie bier­no­ści i cał­ko­wi­tej bez­czyn­no­ści. Zara­zem nie powin­ni­śmy bez końca zma­gać się ze świa­tem, sta­ra­jąc się jak naj­bar­dziej popra­wić swoje życie. Usi­łu­jemy podą­żać drogą środka, mię­dzy dwiema skraj­no­ściami. Akcep­tu­jąc ogra­ni­cze­nia wyni­ka­jące z bycia czło­wie­kiem, zado­wa­lamy się tym, że w każ­dej sytu­acji robimy to, co w naszej mocy, i zacho­wu­jemy się ela­stycz­nie, zgod­nie z pozio­mem naszego rozu­mie­nia, mając świa­do­mość zarówno wła­snego roz­woju, jak i swo­jego poło­że­nia. Naszym celem jest cał­ko­wite uwol­nie­nie się od przy­czyn cier­pie­nia i nieprzy­czynianie się do powsta­wa­nia nowego cier­pie­nia – swo­jego i innych.

Przede wszyst­kim sta­ramy się zara­dzić wła­snemu cier­pie­niu. Gdzie­kol­wiek się znaj­du­jemy, spo­sób na to jest w isto­cie bar­dzo podobny. Kiedy już zaak­cep­tu­jemy, że przy­czyny cier­pie­nia leżą głów­nie w nie­zdol­no­ści umy­słu do speł­nia­nia swych pra­gnień, dostrze­gamy, że owe przy­czyny mają cha­rak­ter wewnętrzny i nie są two­rzone przez zewnętrzne śro­do­wi­sko, w któ­rym się znaj­du­jemy. Bez względu na to, z jakiego spo­łe­czeń­stwa pocho­dzimy czy jeste­śmy ludźmi zain­te­re­so­wa­nymi ducho­wo­ścią, zro­zu­mie­nie, że pożą­da­nie powstaje w naszym umy­śle, pozwala nam zro­bić krok do przodu. Uprzy­tam­niamy sobie, że inni cier­pią tak samo jak my, a wtedy współ­czu­cie poja­wia się spon­ta­nicz­nie. Co wię­cej, staje się jasne, że podob­nie jak my, inni też pra­gną być szczę­śliwi.

Współ­czu­cie to pra­gnie­nie, aby przy­no­sić poży­tek wszyst­kim isto­tom i uwol­nić je od przy­czyn cier­pie­nia. Kiedy jed­nak „obwi­niamy” sie­bie za trud­no­ści poja­wia­jące się w naszym wła­snym umy­śle, może się wyda­wać, że bra­kuje nam współ­czu­cia wobec nas samych. Jakże więc możemy pie­lę­gno­wać współ­czu­cie wobec innych, skoro nie żywimy go do sie­bie? W isto­cie nie cho­dzi w ogóle o „obwi­nia­nie się”, drę­cze­nie lub samo­bi­czo­wa­nie. Cho­dzi po pro­stu o to, by przy­znać, że pra­gnie­nia poja­wiają się w naszym umy­śle, a nie gdzie indziej. Taka akcep­ta­cja budzi w nas pew­ność i mądrość, zaczy­namy zda­wać sobie sprawę, że pra­gnie­nie poja­wia się rów­nież w innych umy­słach, podob­nie jak w naszym. Będziemy wów­czas potra­fili funk­cjo­no­wać w kon­tak­tach z ludźmi w har­mo­nijny spo­sób, a nasze współ­czu­cie dla nich będzie rosnąć. Wtedy nastaje czas praw­dzi­wej przy­jaźni.

Zro­zu­mie­nie, jak ujarz­mić wła­sny umysł, przy­nosi poży­tek każ­demu, nie tylko począt­ku­ją­cym. Może się nam wyda­wać, że wiemy bar­dzo dużo, że naby­li­śmy roz­le­głą wie­dzę o życiu, ale nie­za­leż­nie od tego naj­waż­niej­szą, pod­sta­wową i pierw­szą sprawą dla nas wszyst­kich jest poskro­mie­nie wła­snego umy­słu. Dzięki temu zamiast wro­go­ści możemy roz­wi­jać współ­czu­cie i przy­jaźń wobec sie­bie i innych. W Tybe­cie krąży porze­ka­dło: „Bar­dzo łatwo zyskać wro­gów, ale nawią­za­nie przy­jaźni zaj­muje mnó­stwo czasu”. Droga wypro­wa­dza­jąca nas z cier­pie­nia pro­wa­dzi przez roz­wi­ja­nie przy­jaźni na łonie rodziny, w spo­łe­czeń­stwie i mię­dzy naro­dami na całym świe­cie. Powin­ni­śmy zawsze sta­rać się oka­zy­wać dobroć sobie nawza­jem.

Drogocenne ludzkie życie

Jak gwiazda widziana w świe­tle dnia, tak rzadko spo­ty­kane jest dro­go­cenne ludz­kie odro­dze­nie.

Klej­no­towa ozdoba wyzwo­le­nia Gam­popy

Ważne, byśmy już teraz zro­zu­mieli, jak poży­teczne jest ciało, które posia­damy, i jak cenny jest dany nam czas. Nie musimy cze­kać, aż przy­da­rzy nam się coś okrop­nego, by nasz umysł zwró­cił się w tym kie­runku. Gdy­by­śmy w pełni doce­niali ogrom naszego szczę­ścia, sta­ra­li­by­śmy się roz­wi­jać umysł już teraz, póki mamy ku temu moż­li­wo­ści.

Ow­szem, na płasz­czyź­nie docze­snej trak­tu­jemy swoje ciało jako coś cen­nego i sta­ramy się pod­trzy­my­wać jego funk­cjo­no­wa­nie. Kło­pot w tym, że na ogół utoż­sa­miamy się z jego naj­mniej war­to­ścio­wymi aspek­tami. Zwy­kle nasze poczu­cie „dro­go­cen­no­ści” ciała prze­ja­wia się w sta­ra­niach, by zapew­nić mu ochronę przed sta­rze­niem się, cho­ro­bami, zim­nem i gło­dem. Rzadko pamię­tamy o tym, że pew­nego dnia umrzemy i będziemy zmu­szeni je opu­ścić. Naj­ogól­niej rzecz bio­rąc, chcie­li­by­śmy być wiecz­nie zdrowi, piękni i bogaci. Kiedy coś nam się nie podoba, sta­ramy się to zmie­nić. Jeśli napo­ty­kamy nie­po­żą­dane oko­licz­no­ści, robimy wszystko, by od nich uciec. Jako ludzie jeste­śmy uwi­kłani w nie­koń­czący się cykl doświad­cza­nia szczę­ścia i cier­pie­nia. Zaj­mu­jąc się bez­u­stan­nie swo­imi związ­kami, dobyt­kiem, wyglą­dem, pracą i roz­rywką, łatwo prze­oczamy sens ist­nie­nia.

Zasad­ni­czo jeste­śmy zdolni do cze­goś znacz­nie więk­szego. Nawet istoty, któ­rym bra­kuje inte­li­gen­cji, takie jak owady i zwie­rzęta, dbają o to, by utrzy­my­wać swoje ciało w cie­ple, sta­rają się zapew­niać sobie wygodę i uni­kają cier­pie­nia. Jeśli jed­nak nasze dzia­ła­nia będą ogra­ni­czać się jedy­nie do tego i nie dostrze­żemy nic wię­cej, nie wyko­rzy­stamy w pełni naszych moż­li­wo­ści – będziemy po pro­stu trwo­nić swój poten­cjał.

Powin­ni­śmy uprzy­tom­nić sobie, jak wiele możemy w isto­cie osią­gnąć, zarówno dla wła­snego dobra, jak i dla dobra innych. Zro­zu­mie­nie tego umoż­liwi nam dąże­nie do poży­tecz­nego i war­to­ścio­wego życia. Nawet poje­dyn­cza osoba może przy­nieść światu wiel­kie korzy­ści. Na przy­kład Budda poprzez swoje nauki pomógł miliar­dom ludzi, podob­nie jak Jezus Chry­stus i Pro­rok Maho­met. Rów­nież praca wiel­kich uczo­nych, takich jak Edi­son i Pasteur, miała dla ludz­ko­ści ogromną war­tość. Być może nie osią­gniemy tak wiele ani nie sta­niemy się bogaci lub sławni, to jed­nak dzia­ła­jąc z deter­mi­na­cją i podej­mu­jąc gor­liwy wysi­łek, rów­nież możemy wyko­rzy­stać swój poten­cjał. Jeśli potra­fimy sie­bie i ludzi wokół obda­rzyć szczę­ściem i wol­no­ścią od cier­pie­nia, wtedy osią­gniemy bar­dzo wiele.

Cza­sami może się wyda­wać, że nie musimy poskra­miać umy­słu, że jeste­śmy już wystar­cza­jąco szczę­śliwi, lecz takie szczę­ście można łatwo utra­cić, a uda­wa­nie, że jest ina­czej, nie ma sensu. Przy­po­mina ono zamki budo­wane z pia­sku przez dzieci nad brze­giem morza. Prę­dzej czy póź­niej nadej­dzie fala, która je zmyje. Mate­rialne przy­jem­no­ści i szczę­ście tego rodzaju są w naj­lep­szym razie chwi­lowe i czę­sto przy­no­szą korzyść jedy­nie nam samym.

Nato­miast szczę­ście wyni­ka­jące z głę­bo­kiego wewnętrz­nego roz­woju jest sta­bilne, stale się pogłę­bia i przy­nosi poży­tek innym. Jest jak magiczny ogień, który pło­nie jasnym świa­tłem, nawet gdy oble­jemy go zimną wodą. Na przy­kład jeśli ktoś zło­ści się na nas, reak­cja nasza jest zazwy­czaj nega­tywna. Lecz jeśli potra­fimy być cier­pliwi i dostrzec ból, który odczuwa druga osoba, wów­czas natu­ral­nie poja­wia się w nas współ­czu­cie i rośnie zro­zu­mie­nie. Gdy­by­śmy nie sty­kali się z nega­tyw­nymi oko­licz­no­ściami, jak mogli­by­śmy okieł­znać swój umysł i roz­wi­nąć nie­ogra­ni­czone współ­czu­cie, bez­gra­niczną radość? Widzimy zatem, że docze­sne, ziem­skie szczę­ście i szczę­ście cier­pli­wego, doj­rza­łego umy­słu są w isto­cie czymś zupeł­nie innym.

Wła­ściwe życie to ucze­nie się, jak robić uży­tek z dąże­nia, aby przy­no­sić poży­tek wszyst­kim. Kiedy mar­twimy się wyłącz­nie o sie­bie, tylko jedna osoba czer­pie z tego korzyść. Jeśli jed­nak naszą inten­cją będzie poma­ga­nie wszyst­kim isto­tom, nasze życie zacznie nabie­rać coraz więk­szej war­to­ści. Im lepiej nam pój­dzie, tym cen­niej­sze będzie się sta­wać. Podob­nie jak z aku­mu­la­to­rem: im czę­ściej korzy­sta się z samo­chodu, tym lepiej nała­do­wany jest aku­mu­la­tor. Jeśli samo­chód stoi nie­uży­wany, aku­mu­la­tor z cza­sem roz­ła­duje się i sta­nie się bez­u­ży­teczny. Dla­tego jeśli wyko­rzy­stu­jemy swoje życie w owocny spo­sób, będziemy raczej zyski­wać siłę, a nie ją tra­cić. Nato­miast jeśli nie doce­niamy war­to­ści naszego życia, będziemy trwo­nić zarówno dany nam czas, jak i tę dro­go­cenną spo­sob­ność – niewykorzy­stane prze­padną na zawsze.

Poma­ga­nie innym nie ozna­cza by­naj­mniej, że powin­ni­śmy zanie­dby­wać sie­bie. Powin­ni­śmy trak­to­wać wła­sne ciało z sza­cun­kiem, dba­jąc o swoje zdro­wie i wygląd. Powo­do­wa­nie cier­pie­nia lub krzyw­dze­nie kogo­kol­wiek, w tym samego sie­bie, jest złem, błędną drogą. Ale kiedy zatrosz­czymy się już o sie­bie, możemy zająć się poma­ga­niem innym. Wów­czas będziemy dobrze wyko­rzy­sty­wać nasze siły i zdol­no­ści dla dobra wszyst­kich istot, nie czy­niąc żad­nych roz­róż­nień. Wszech­ogar­nia­jące współ­czu­cie i miłu­jąca dobroć nadają naszemu życiu war­tość i cel, umoż­li­wia­jąc nam pełne roz­wi­ja­nie swo­jego poten­cjału.

Cho­dzi o to, aby nie anga­żo­wać się nad­mier­nie we wła­sne sprawy. Na­dal cieszmy się życiem, ale w inny niż dotąd spo­sób – pamię­ta­jąc, że kiedy fol­gu­jemy sobie lub szko­dzimy, mar­nu­jemy coś dro­go­cen­nego, a tym samym nie­jako zdra­dzamy inne istoty. Na przy­kład poszu­ki­wa­nie ratunku w nar­ko­ty­kach, pale­niu lub piciu zbyt dużych ilo­ści alko­holu nie przy­nie­sie nikomu korzy­ści. Skutki wszyst­kiego, co przy­nosi cier­pie­nie, z pew­no­ścią ujaw­nią się póź­niej, nawet jeśli w danej chwili nie jest to dla nas oczy­wi­ste.

Aby wła­ści­wie zro­zu­mieć war­tość dro­go­cen­nego ludz­kiego odro­dze­nia, trzeba się nad tym głę­boko zasta­no­wić. Po pierw­sze, nie doce­niamy jego wyjąt­ko­wo­ści. Wystar­czy jed­nak rozej­rzeć się dookoła, by pojąć, jak wiel­kie szczę­ście nas spo­tkało. Nie­zli­czone zwie­rzęta, ptaki, owady i ryby są zdane na łaskę swo­jego śro­do­wi­ska, pozba­wione szans, by oswo­bo­dzić się z cier­pie­nia, jakiego doświad­czają w obec­nym życiu. Nawet pośród ludzi bar­dzo nie­wielu wyka­zuje zro­zu­mie­nie i skłon­ność do podą­ża­nia ścieżką duchową. W Tybe­cie mówi się, że uzy­ska­nie dro­go­cen­nego ludz­kiego odro­dze­nia jest tak rzad­kie jak gwiazda widoczna za dnia. Myśle­nie o tym w taki spo­sób pomoże nam doj­rzeć i doce­nić tę nie­czę­stą spo­sob­ność, jaką daje nam to życie, i roz­bu­dzić w sobie praw­dziwą wdzięcz­ność.

W tej chwili może nam się wyda­wać, że nasze życie jest pozba­wione sensu i war­to­ści. Jed­nakże pomimo pro­ble­mów i cier­pie­nia, jakich doświad­czamy, mamy w sobie poten­cjał, aby ofia­ro­wać coś cen­nego i war­to­ściowego światu, w któ­rym żyjemy. Każdy z nas ma coś do zaofia­ro­wa­nia, trzeba tylko odkryć, co to jest i jak tego doko­nać. Jeden dobrze wydany funt może zdzia­łać wiele dobrego, pod­czas gdy milion fun­tów uży­tych nie­roz­sąd­nie przy­nie­sie wyłącz­nie cier­pie­nie. Bez względu na to, ile posia­damy, jeśli umie­jęt­nie wyko­rzy­stu­jemy to w dobrym celu, przy­nie­sie korzyść. Tak więc zasoby, które mamy do zaofe­ro­wa­nia, nie zależą od czyn­ni­ków zewnętrz­nych, takich jak nasza siła, mają­tek czy apro­bata innych ludzi. To jasne, że przy­wią­zy­wa­nie zbyt wiel­kiej wagi do naszych doświad­czeń fizycz­nych lub warun­ków życio­wych może nas uniesz­czę­śli­wić.

Dla tych, któ­rzy posie­dli wła­ściwe rozu­mie­nie, nie ma zna­cze­nia, czy miesz­kają w bloku, wię­zie­niu, klasz­to­rze, czy w pałacu. Osią­gnąw­szy praw­dziwy, nie­prze­mi­ja­jący, trwały, bez­stronny spo­kój, będą szczę­śliwi wszę­dzie tam, gdzie się znajdą. Jeśli potra­fimy podą­żać za ich przy­kła­dem i nauczymy się, jak zasie­wać i pie­lę­gno­wać nasiona oświe­co­nej moty­wa­cji w duchu współ­czu­cia, będziemy w odpo­wiedni spo­sób wyko­rzy­sty­wać tę rzadką spo­sob­ność, jaką daje nam dro­go­cenne ludz­kie odro­dze­nie.

Nietrwałość

Jak na gwiazdy, mgłę i pło­mień świecy,miraże, kro­ple rosy i bańki wod­nej piany.Jak na śnie­nie, bły­ska­wicę i obłoki na nie­bie,tak patrzę na wszyst­kie zło­żone zja­wi­ska.

Modli­twa życzeń linii

Nawet jeśli mamy świa­do­mość swego wewnętrz­nego poten­cjału, to nie rozu­mie­jąc nie­trwa­ło­ści wszyst­kiego, będziemy spo­wal­niać swój roz­wój. Aby odpo­wied­nio odno­sić się do nie­trwa­ło­ści, powin­ni­śmy zro­zu­mieć jej praw­dziwą naturę, gdyż wów­czas będziemy mogli zasto­so­wać tę wie­dzę do wła­snych doświad­czeń.

Naj­pierw badamy zewnętrzne oto­cze­nie, wszystko, co postrze­gamy zmy­słami. Na przy­kład cztery pory roku cha­rak­te­ry­zują się zmie­nia­ją­cymi się warun­kami pogo­do­wymi; chłód prze­plata się z cie­płem, a świa­tło z ciem­no­ścią. Być może wolimy lato, lecz gdy nad­cho­dzi zima, musimy ją zaak­cep­to­wać, gdyż pra­gnie­nie, by jedno trwało wiecz­nie, a dru­gie ni­gdy nie nade­szło, to marze­nie ścię­tej głowy. Lepiej więc sta­rajmy się cie­szyć zmie­nia­ją­cymi się porami roku, róż­no­rod­no­ścią pta­ków i kwia­tów, liśćmi, które naj­pierw są zie­lone, potem stają się złote, aż w końcu zni­kają; zie­mią, któ­rej kolor zmie­nia się z brą­zo­wego na biały, a potem znowu na brą­zowy. Wszę­dzie, we wszyst­kim, dostrze­gamy naturę nie­trwa­ło­ści. Patrzymy i widzimy, że w isto­cie jest to coś bar­dzo pięk­nego.

Zmiany zacho­dzą także w róż­nych sfe­rach naszego życia. Będąc ubo­gimi, możemy stać się bogaci; będąc boga­tymi, możemy utra­cić wszystko. Jed­nego dnia tra­cimy pracę, kolej­nego znaj­du­jemy nową. Jed­nego dnia jeste­śmy sze­fem, następ­nego sługą. Nie­pew­ność wszyst­kich rze­czy daje się szcze­gól­nie we znaki w świe­cie poli­tyki. Wła­dza, jaką spra­wuje wielu przy­wód­ców, jest im dana naj­wy­żej na kilka lat. Mogą prze­grać kolejne wybory, zostać oba­leni, a nawet zgi­nąć w zama­chu. Cho­ciaż zmiany wpły­wa­jące na naszą wła­sną karierę mogą nie być tak dra­ma­tyczne, zacho­dzą jed­nak bez­u­stan­nie.

Rów­nież nasze życie wewnętrzne i uczu­cia nie wymy­kają się dzia­ła­niu nie­trwa­ło­ści. Odkąd budzimy się rano, aż do chwili, gdy zasy­piamy wie­czo­rem, nic nie pozo­staje takie samo. Nasze nastroje wahają się, nadzieje i obawy poja­wiają się i zni­kają przez cały czas. Czę­sto pod­le­gamy sil­nym wpły­wom zewnętrz­nych oko­licz­no­ści. Spo­ty­ka­jąc po wielu latach dobrego przy­ja­ciela, możemy czuć się bar­dzo pod­eks­cy­to­wani, lecz chwilę póź­niej poja­wie­nie się wroga cał­ko­wi­cie niwe­czy naszą radość. Wyobraźmy sobie małpę mio­ta­jącą się w oknie pustego domu, a da nam to pewne poję­cie o tym, jak wygląda nasz umysł. Podob­nie jak pod­ska­ku­jąca małpa, nasze emo­cje w jed­nej minu­cie wzno­szą się, w kolej­nej opa­dają.

Nic nie jest trwałe. Uro­dzi­li­śmy się, dora­sta­li­śmy, cho­dzi­li­śmy do szkoły, posta­rze­li­śmy się i prę­dzej czy póź­niej umrzemy. Pozo­sta­łego nam czasu ubywa z każdą chwilą i nic nie możemy na to pora­dzić. Kiedy nadej­dzie śmierć, będziemy musieli pozo­sta­wić wszyst­kich przy­ja­ciół, rodzinę i cały swój doby­tek. Może nas to prze­ra­żać lub przy­gnę­biać, a prze­cież możemy dążyć do pozy­tyw­nej akcep­ta­cji nie­trwa­ło­ści. Powin­ni­śmy przy­znać, że na pew­nym eta­pie taka zmiana jest nie­unik­niona, i posta­no­wić prze­żyć resztę życia w bar­dziej war­to­ściowy i współ­czu­jący spo­sób. Co wię­cej, uprzy­tom­nie­nie sobie, że inni dzielą ten sam los, może zain­spi­ro­wać nas do tego, by odno­sić się z więk­szą życz­li­wo­ścią do ludzi, z któ­rymi obec­nie pra­cu­jemy i z któ­rymi mamy stycz­ność.

W chwili obec­nej wolny czas poświę­camy zazwy­czaj na poszu­ki­wa­nia przy­jem­no­ści i speł­nia­nie swo­ich zachcia­nek. Albo cał­ko­wi­cie igno­ru­jemy koniecz­ność ćwi­cze­nia umy­słu, albo prze­su­wamy to na dal­szy plan. Oczy­wi­ście wszy­scy musimy się cza­sem odprę­żyć, lecz popa­da­nie w skraj­no­ści nie ma sensu. Grun­towne zro­zu­mie­nie nie­trwa­ło­ści będzie nas inspi­ro­wać, aby poświę­cać czas na bar­dziej war­to­ściowe rze­czy, co przy­nie­sie korzy­ści w dal­szej per­spek­ty­wie, nie tylko dziś i jutro.

Czę­sto myl­nie rozu­miemy praw­dziwe zna­cze­nie nie­trwa­ło­ści, sądząc na przy­kład, że nasza pozy­cja zawo­dowa jest bez zna­cze­nia, nasza praca nie ma war­to­ści, więc dla­tego powin­ni­śmy ją porzu­cić. Byłaby to jed­nak błędna inter­pre­ta­cja – to wyko­rzy­sty­wa­nie prawdy jako uza­sad­nie­nia swo­jej bez­czyn­no­ści, leni­stwa, trak­to­wa­nie jej jako spo­sobu ucieczki od swo­jej sytu­acji. Podob­nie jeśli mamy do zro­bie­nia pra­nie i pomy­ślimy: „Och, nie będę tego robić, ponie­waż jutro mogę umrzeć”, to w ten spo­sób będziemy pogłę­biać jedy­nie swoje leni­stwo, lecz z pew­no­ścią nie zro­zu­mie­nie.

W naszych cza­sach wielu mło­dym ludziom wydaje się, że zdo­by­wa­nie wykształ­ce­nia jest męczące i nudne, więc kiedy napo­ty­kają nauki o nie­trwa­ło­ści, uznają, że są one świet­nym uspra­wie­dli­wie­niem, by prze­stać się uczyć, nawet jeśli z tego powodu ich rodzice i przy­ja­ciele będą się mar­twić i cier­pieć. Nie­trwa­łość nie ozna­cza by­naj­mniej, że nie powin­ni­śmy pra­co­wać ani zdo­by­wać wie­dzy. Zna­czy po pro­stu, że wszystko się zmie­nia.

Sły­sząc o nie­trwa­ło­ści, nie trzeba wpa­dać w panikę ani reago­wać prze­sad­nie. Lepiej sta­rać się wyko­rzy­sty­wać ją pozy­tyw­nie, by pamię­ta­nie o niej poma­gało nam wieść poży­teczne życie. Możemy obser­wo­wać, jak wszystko się zmie­nia, nie tra­cąc nic z rado­ści życia.

Tak samo jak szczę­ście nie trwa wiecz­nie, podob­nie smu­tek nie będzie trwał przez cały czas. Jedno zamie­nia się w dru­gie, cał­kiem natu­ral­nie. Każdą nad­cho­dzącą chwilę można przyj­mo­wać taką, jaka jest, bez względu na jej emo­cjo­nalny kolo­ryt. Nawet gdy doświad­czamy wiel­kiego cier­pie­nia, to przy­naj­mniej coś czu­jemy i możemy sta­rać się odnieść do jako­ści tego doświad­cze­nia.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki