Pomóż dziecku przetrwać rozwód. Poradnik dla rozwodzących się rodziców - Lisa René Reynolds - ebook

Pomóż dziecku przetrwać rozwód. Poradnik dla rozwodzących się rodziców ebook

Lisa René Reynolds

4,3

Opis

Pamiętajcie, podczas rozwodu dzieci mogą doświadczyć nie tylko poczucia straty i smutku, ale też otrzymać wzorzec zachowań, który zaowocuje w przyszłości. Stanie się tak, jeśli rodzice potrafią zachować się właściwie i nie przestaną odnosić się do siebie z szacunkiem. Lisa René Reynolds jest terapeutką specjalizującą się w terapii małżeństw oraz terapii rodzin podczas rozwodu i prowadzi kursy dla rozwodzących się rodziców. Obserwacje poczynione w trakcie wieloletniej praktyki stały się inspiracją do napisania tej książki. Autorka dzieli się w niej doświadczeniem i podpowiada rodzicom, jak przeprowadzić dzieci przez rozwód w możliwie najmniej bolesny sposób.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 259

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (9 ocen)
5
3
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: Parenting through Divorce

Projekt okładki: Czartart, Izabela Surdykowska-Jurek, Magdalena Muszyńska

Źródło zdjęcia: Fotolia-claireliz

Copyright © 2011 by Lisa René Reynolds Copyright © for the Polish translation Wydawnictwo BIS 2012

ISBN 978-83-7551-655-5

Wydawnictwo BIS ul. Lędzka 44a

01-446 Warszawa

tel. 22 877-27-05, 22 877-40-33; fax 22 837-10-84

e-mail: [email protected] www.wydawnictwobis.com.pl

Przedmowa

Podczas dwudziestu lat pracy w charakterze prawnika reprezentowałem matki, ojców i dzieci w trakcie co najmniej tysiąca rozwodów i procesów o sprawowanie opieki nad nieletnimi. Dostrzegłem wówczas znaczącą zbieżność: im zacieklej walczyli ze sobą rodzice, tym bardziej cierpiały ich dzieci. Natknąłem się jednak również na liczne przykłady, kiedy dorośli byli w stanie zapanować nad konfliktem, nie wciągając do niego potomstwa. W większości takich przypadków nie odnotowano później, by dzieci tychże osób doświadczyły problemów natury emocjonalnej.

Podczas trzydziestu lat praktyki przeczytałem wiele książek na temat rozwodu i nawet sam jedną napisałem. Autorami niektórych byli prawnicy, innych psychiatrzy albo psychologowie. Prawnicy skupiali się głównie na tym, jak pomóc rodzicowi bądź reprezentującemu go adwokatowi wygrać w sądzie i uzyskać prawo do opieki nad dzieckiem. Z kolei psychiatrzy i psychologowie krytykowali system prawny (na ogół za propagowanie nieszczęsnej opozycji: przegrywający – zwycięzca) i zachęcali rodziców, by ustalali pomiędzy sobą, jak będzie w przyszłości wyglądać opieka nad wspólnym potomstwem, zamiast narażać je na stres związany z burzliwym procesem. I choć wiele z tych książek zajmuje należne im miejsce w bibliotekach adwokatów i sędziów, dla osób, które właśnie się rozwodzą, z pewnością nie okazałyby się zbyt pomocne.

Poradnik autorstwa dr Lisy Rene Reynolds, terapeutki rodzinnej i małżeńskiej, prezentuje inne podejście. Dlaczego? Być może dlatego, że doktor Reynolds, która prowadzi w Connecticut obowiązkowe kursy dla rozwodzących się rodziców, postrzega problem z jedynej w swoim rodzaju perspektywy.

Wiele lat temu władze stanu Connecticut zdecydowały, że rodzice, którzy się rozwodzą, muszą odbyć sześciogodzinne szkolenie w zakresie odpowiedzialnego rodzicielstwa – bez względu na to, czy zamierzają walczyć w sądzie o opiekę, czy nie. Wielu adwokatów specjalizujących się w rozwodach cyniczne uznało, że przymus odbycia kursu wprowadzono po to, aby napychać kieszenie terapeutom. Jednak z perspektywy dziesięciu lat widać wyraźnie, że pomysł się sprawdził. Niestety, podczas kilkugodzinnego kursu można poruszyć jedynie najważniejsze zagadnienia, to zaś mało komu wystarcza.

Dlatego właśnie powstała książka, która ma podpowiedzieć rodzicom, jak przeprowadzić dzieci przez rozwód w możliwie najmniej bolesny sposób. Osoby skłonne podążyć za wskazaniami doktor Reynolds przekonają się, że zdarzenie to nie musi być dla dzieci tak bolesne, jak się powszechnie uważa. Spostrzegą także, iż stali się lepszymi rodzicami, a ich pociechy zyskały szansę na zdrowe, szczęśliwe i pełne sukcesów życie.

W rozdziale pierwszym omówiono negatywny wpływ rozwodu na psychikę i rozwój emocjonalny dziecka. Autorka porządkuje tam wiedzę na wskazany wyżej temat i przekonuje, że choć badania dowodzą, iż skutki te są nieuniknione, wiele dzieci przeżywa rozwód bez większych szkód dla psychiki. Trzy zaprezentowane przypadki stanowią podstawę kilku opartych na zdrowym rozsądku zasad pozwalających uchronić najmłodszych członków rodziny przed traumatycznym przeżyciem, jakim jest dla nich widok kłócących się zajadle rodziców.

W rozdziale drugim doktor Reynolds doradza, jak oszczędzić dzieciom stresu. Znajdziemy tu pomocne rady dotyczące tego, jak informować potomstwo o planowanym rozwodzie, kto powinien to zrobić, kiedy i w jaki sposób. Rozdział trzeci porusza temat zupełnie nowy dla rozstających się małżonków: uświadamia, jak ważne jest, by każda ze stron umiała zatroszczyć się o siebie. Często mówię rodzicom, że rozwód może przerodzić się w bitwę na emocjonalne wyczerpanie. Radzę także klientom o słabszej psychice, by poszukali wsparcia u terapeuty, który pomoże im tę wojnę przetrwać. W rozdziale tym czytelnik znajdzie też omówienie wielu podobnych problemów.

Rozdział czwarty zawiera skuteczne porady odnośnie do tego, w jaki sposób zorganizować opiekę na dziećmi, a także co zrobić, gdy dziecko chce spędzać z którymś z rodziców więcej albo mniej czasu. W rozdziałach od piątego do dziesiątego autorka cytuje najczęściej zadawane pytania, omawia największe błędy popełniane przez rozwodzących się rodziców podpowiada, jak ich uniknąć, oraz klasyfikuje problemy dzieci w zależności od ich wieku.

Jeśli pragniecie się dowiedzieć, jak wygrać w sporze o opiekę, niniejszy poradnik nie został napisany dla was. Jeżeli uważacie, że rozwód jest po to, aby ukarać współmałżonka i maksymalnie ograniczyć jego kontakty z dziećmi, nie sięgajcie po tę książkę.

Z drugiej strony, jeżeli troszczycie się, by wasze potomstwo ucierpiało jak najmniej podczas rozwodu i jesteście zdecydowani zrobić w tym celu wszystko, co możliwe, powinniście przeczytać ten poradnik. A kiedy skończycie, przeczytajcie go jeszcze raz. Powiedzcie waszemu prawnikowi o tej lekturze i porozmawiajcie o tym, jak zamieszczone w niej wskazówki mogą wpłynąć na proces rozwodowy. (Każdy rozwód jest inny, dlatego nie wszystkie rady doktor Reynolds dadzą się zastosować w każdym przypadku). Wysłuchajcie zdania prawnika i podejmijcie świadome decyzje w kwestii dalszego postępowania.

Przede wszystkim zaś podarujcie egzemplarz książki współmałżonkowi i zapewnijcie, że spróbujecie dostosować się do zamieszczonych w niej sugestii. Jeśli tak postąpicie, wasz współmałżonek, wy sami, a przede wszystkim wasze dzieci na pewno będą z tego zadowolone.

Gaetano „Guy” Ferro znany adwokat od spraw rodzinnych oraz małżeńskich i były prezes Amerykańskiego Stowarzyszenia Prawników Małżeńskich (AAML)

Podziękowania

Serdeczne podziękowania należą się wszystkim rozwodzącym się rodzicom oraz dzieciom, z którymi pracowałam na przestrzeni lat – to dzięki doświadczeniom, którymi się ze mną dzieliliście, i waszej walce mogłam napisać tę książkę. Chwała rodzicom, którzy wznieśli się ponad ból i urazę po to, aby zapewnić dzieciom w tym trudnym dla nich okresie komfort i bezpieczeństwo. Chciałabym podziękować też wszystkim parom, które, będąc o krok od rozwodu, zdecydowały się walczyć o swoje małżeństwo ku wielkiej radości ich dzieci – zwłaszcza L.H. i M.H., M.B., a także M.B., K.M. i J.C., L.N. i R.N.

Dziękuję też wszystkim osobom zawodowo trudniącym się doradztwem rodzinnym za to, iż poparły ideę tego poradnika i zapewniały mi profesjonalne wsparcie: doktorowi Danowi O’Connellowi, Michele Weiner-Davis, prawnikom Guyowi Ferro i Cecylii Buck-Taylor.

Dziękuję Susan Schuman, pierwszej agentce literackiej, która wyraziła entuzjazm wobec pomysłu napisania tej książki, poparty przekonaniem, iż jest ona potrzebna, a także drugiej agentce, Tracy Howell, zmarłej, nim książka została wydana. Dziękuję Michaelowi Vaughnowi za pomoc w redagowaniu pierwszej wersji poradnika.

Przede wszystkim zaś dziękuję z całego serca mojej obecnej agentce Reginie Ryan – pracowała niestrudzenie, by znaleźć właściwy „dom” dla mojej książki i poświęciła mnóstwo czasu oraz wysiłku, żeby ją zredagować i nadać jej właściwy kształt.

Dziękuję całemu zespołowi wydawnictwa AMACOM za to, iż we mnie wierzył i dopilnował, aby książka się ukazała. Chciałabym podziękować też Bobowi Nirkindowi, który poprawiał rękopis, redagując go niestrudzenie i podsuwając istotne sugestie.

Jak zawsze jestem wdzięczna wydziałowi Uniwersytetu Nova Southeastern, zwłaszcza zaś doktorowi Christopherowi Burnettowi za okazaną przyjaźń i za to, że wprowadzał początkującą autorkę w tajniki pisarstwa, życzliwie jej przy tym wysłuchując. Podziękowania należą się także doktorom Barry’emu Duncanowi oraz Scottowi Millerowi. Zachęcali mnie, bym opisała to, co tak bardzo leży mi na sercu, nie szczędząc rad i dobrego słowa.

Wreszcie chciałabym podziękować całej mojej rodzinie za to, że wytrzymywali ze mną, kiedy pisałam i zbierałam materiały do książki, poświęcając temu niekończące się godziny. Bez waszego wsparcia oraz pomocy za nic bym sobie nie poradziła! Kocham was!

Wstęp

Jest 8.45, deszczowy sobotni poranek. Dwadzieścia pięć par oczu wpatruje się we mnie znad wielkiego konferencyjnego stołu. Niektóre z wyrazem smutku i niepokoju, inne żalu i zawziętości. Na więcej niż kilku twarzach płacz i bezsenność wycisnęły już swoje piętno. Niektórzy wydają się zaciekawieni tym, co wydarzy się w ciągu najbliższych sześciu godzin.

Tak właśnie zaczyna się cotygodniowy kurs edukacyjny – obowiązkowe sześciogodzinne szkolenie dla rodziców z Connecticut, którzy zamierzają się rozwieść albo – jeśli nie byli małżeństwem – rozstać. Doświadczenie zdobyte w trakcie prowadzenia kursów skłoniło mnie do napisania tej książki.

Chociaż podobne kursy odbywają się w wielu stanach, podczas kilkugodzinnego wykładu żaden prowadzący nie jest w stanie poruszyć wszystkich problemów, przed jakimi stają ich uczestnicy. Rodzice mają mnóstwo pytań, o tylu sprawach chcą porozmawiać, tyloma doświadczeniami się podzielić… Książka, która trafia oto do rąk Czytelnika, skupia się na problemach, z którymi borykają się najczęściej. Przytaczam w niej pytania, jakie osoby te zadają mi podczas każdego niemal szkolenia. I choć szczegóły opowieści bywają różne, istota sprawy pozostaje na ogół ta sama.

Kiedy mowa jest o statystyce rozwodów, większość ludzi powtarza niczym aksjomat: połowa małżeństw się rozpada. Rzeczywiście, statystyki podają, że w Stanach Zjednoczonych rozwodem kończy się 50% pierwszych małżeństw, 67% drugich i aż 74% trzecich. Liczby te nie są jednak dokładne, nie uwzględniają bowiem rozwodów przeprowadzonych w stanach, które takich statystyk nie prowadzą (np. w Kalifornii, Kolorado, Indianie i Luizjanie), a także rozpadających się wolnych związków, zarówno homo-, jak i heteroseksualnych. Tymczasem, jak ocenia Children’s Fund, jedna trzecia amerykańskich dzieci rodzi się w związkach nieformalnych.

W 2007 roku rozwiodło się 4 710 010 Amerykanów. Zjawisko to nie zna granic. Rozpadają się związki osób z różnych grup etnicznych, wyznaniowych i społecznych. W każdym z tych przypadków cierpią dzieci, a badania zdają się to potwierdzać. Co roku ponad milion amerykańskich dzieci, których rodzice się rozstają, potrzebuje, aby zajęto się nimi we właściwy sposób.

Zmiana, jaką niesie ze sobą rozwód, jest trudną próbą dla każdego dziecka. I choć może mieć na rozwijającą się psychikę niszczący wpływ, rodzice są w stanie zrobić naprawdę dużo, aby uczynić go przeżyciem mniej traumatycznym i bolesnym. To jeden z powodów, dla którego skupiłam się w tej książce między innymi na wpływie rozwodu na dziecko na różnych etapach jego rozwoju. Poza tym książka dostarcza rodzicom wielu praktycznych wskazówek i pomysłów, których realizacja pomaga złagodzić ból związany z rozstaniem.

Kiedy zastanawiając się nad tytułem książki, rozmawiałam z zaufaną i szanowaną mentorką i ekspertką, wyznała mi, że jej rodzice rozwiedli się, gdy była dzieckiem. Powiedziała, że planowany podtytuł Nadal rodzina – wzbudził w niej sprzeciw, ponieważ jej rodzina po rozstaniu rodziców całkiem się rozpadła. Zatem, drodzy rodzice, jeśli planujecie rozwód, pamiętajcie, że dla dziecka nie ma nic gorszego niż poczucie, że utraciło rodzinę – i to przy konieczności dostosowania się do zmian, jakie wprowadza rozwód, a także do spowodowanego nim cierpienia. Choć wasze relacje z byłym małżonkiem ulegną znaczącej zmianie, pozostaniecie rodzicami. Kształt rodziny ulegnie, co prawda, przeobrażeniu, musicie jednak zrobić wszystko, by dziecko czuło, że nadal ją ma. Każdy rozwód jest inny, tak jak nie ma dwóch identycznych rodzin. Dlatego nie sposób podać, punkt po punkcie, dokładnych wskazówek, które podpowiedziałyby rodzicom, jak postępować, aby ich dzieci nie ucierpiały. Chcę pomóc wam na każdym etapie procesu rozwodowego. Przytaczane w książce historie są prawdziwe, zmieniłam jednak niektóre dane i szczegóły, by chronić prywatność osób, o których mowa. Porady zostały starannie opracowane, poprzedzone dokładnymi badaniami i wypróbowane przez rodziców w praktyce. Mam nadzieję, że przeczytacie książkę z uwagą, weźmiecie sobie do serca jej przesłanie, a zamieszczone rady pomogą wam skutecznie wspierać dziecko w trudnym dla niego okresie.

1Dobre i złe nowiny. Jak sprawić, żeby tych dobrych było więcej

Potencjalnie negatywne oddziaływanie rozwodu na dzieci zostało dobrze udokumentowane. Przeprowadzono wiele badań – a zajmowały się nimi wielce szacowne instytucje, takie jak Uniwersytet Harvarda. Wskazują one, że dzieci rozwiedzionych rodziców – częściej niż wychowujące się w pełnych rodzinach – mogą gorzej się uczyć, sprawiać kłopoty wychowawcze, wykazywać społeczne niedostosowanie, skłonność do niewierności małżeńskiej, niższą samoocenę oraz trudności w przystosowaniu się. Badania wykazały także, iż dzieci osób rozwiedzionych przenoszą negatywne doświadczenia w dorosłość, pozwalając, aby wpływały one na ich życie i związki. Jako dorośli często nie potrafią utrzymać związku i mają trudności ze zdeklarowaniem się, spowodowane wspomnieniem złych relacji pomiędzy rodzicami i w rezultacie – rozwodu.

Ludzie ci miewają także trudności w komunikowaniu się i wykazują brak zaufania wobec partnera, z którym pozostają w związku, ponieważ rodzice nie pokazali im w dzieciństwie ścieżki, którą mogliby jako dorośli podążać.

Jednakże problemy, o którym wspomniałam powyżej, dotyczą ogółu populacji i nie odnoszą się do wszystkich dzieci. Liczne badania wykazały, że dzieci z rozbitych rodzin są zdolne funkcjonować równie dobrze jak ich rówieśnicy, a niektóre nawet lepiej, zwłaszcza w porównaniu z dziećmi, które wychowały się co prawda w pełnej rodzinie, niewolnej jednak od przemocy i ciągłych kłótni czy też w inny sposób dysfunkcjonalnej. Ogólnie rzecz biorąc, dzieci rozwiedzionych rodziców częściej niż inne doświadczają jednak wszelkiego rodzaju zaburzeń – niejednokrotnie rozciągniętych w czasie. Decydując się na rozwód, rodzice nieuchronnie zwiększają ryzyko wystąpienia u dzieci wspomnianych wyżej problemów.

Kiedy mówię o tym podczas szkolenia, jego uczestnicy przybierają zwykle postawę obronną. „Czy negatywne oddziaływania nie byłyby silniejsze, gdyby dziecko pozostało w rodzinie, w której dorośli ciągle ze sobą walczą?” – pytają. Oczywiście, nie jest dobrze wychowywać dzieci w domu, w którym panuje przemoc i trwa konflikt. Skutki, jakie wywiera to na dziecko, są jednak inne niż przy rozwodzie. Na przykład dziecko z rozbitej rodziny może czuć się porzucone przez rodzica, który się wyprowadził, podczas gdy jego rówieśnik wychowujący się w rodzinie dysfunkcjonalnej będzie odczuwał narastający stres, niepokój, a wreszcie gniew wobec rodziców.

Złe nowiny są takie, że wszystkie dzieci cierpią, kiedy rozstają się ich rodzice. Nie da się tego uniknąć ani zupełnie wyeliminować. I choć czasami cierpieniu towarzyszy swego rodzaju ulga (zwłaszcza gdy dziecko było molestowane, zaniedbywane albo zmuszane do uczestnictwa w przeciągającym się konflikcie), po rozwodzie dzieci i tak muszą dostosować się do spowodowanych przez nową sytuację zmian. Uczucia smutku, gniewu, przygnębienia i niepewności są normalne. Podobnie jak wtedy, gdy któreś z rodziców po raz pierwszy odprowadza dziecko do szkoły, świadome, że malec na pewno poczuje się choć przez chwilę nieszczęśliwy. Może natknie się na klasowego zabijakę albo nie wybiorą go do drużyny podczas przerwy. Zostanie odrzucony przez kolegów lub obdarzony niemiłym przezwiskiem. Rodzic wie, że ryzyko istnieje, mimo to się uśmiecha, ponieważ zdaje sobie sprawę, iż cierpienie stanowi część życia.

W przypadku rozwodu ból też jest nieunikniony, rodzice mogą jednak wiele zrobić, aby go zmniejszyć. Wymaga to jednak poświęcenia oraz wysiłku ze strony obojga rodziców. Dla wielu rozwodzących się par współdziałanie z małżonkiem w okresie wzmożonego konfliktu okazuje się zbyt dużym wyzwaniem, zawodzą więc, a ich dzieci cierpią. Czasami jedno z dorosłych próbuje coś zrobić, lecz drugie, przepełnione urazą, sabotuje te wysiłki i sprawy przybierają fatalny obrót. I znów cierpi na tym dziecko.

Nie wszystkim decyzja o rozwodzie przychodzi łatwo. Niektórzy męczą się latami, zastanawiając się, jak postąpić. Wielu odkłada rozwód, sądząc, że powinni pozostać w związku ze względu na dzieci. Ci rodzice martwią się, że potomstwo ucierpi, jeśli małżeństwo się rozpadnie. Pytanie nie brzmi jednak: „Czy rozwód wpłynie na moje dziecko?”, ale: „W jakim stopniu?”.

Dobra nowina jest taka, że rodzice mają na ogół duży wpływ na to, jak mocno dziecko odczuje skutki rozpadu rodziny. Istnieją pary, które potrafią porozumieć się w trakcie rozwodu i po nim. Powinniśmy brać z nich przykład.

Osoby te mogą skutecznie wspierać swoje dzieci, zmniejszając stres i pomagając im dostrzec pozytywne aspekty nowej sytuacji.

PRZYKŁADOWE PROBLEMY

Oto historie trzech par rodziców, którzy zmagając się z traumą rozwodu, wznieśli się ponad to, czego od nich oczekiwano, aby zapewnić swoim dzieciom komfort psychiczny i emocjonalny.

Bonnie

Bonnie, lat 34, jest matką trójki dzieci w wieku 5, 7 i 11 lat. Poznałam ją podczas terapii małżeńskiej, wkrótce po tym, jak zarzuciła swemu mężowi, Timowi, że ją zdradza. Od jakiegoś czasu znajomi donosili jej, że widują Tima z inną kobietą. Para nie szczędziła sobie czułości. Mężczyzna przyznał, że od dwóch lat ma romans z koleżanką z pracy i jest w niej zakochany. Bonnie była załamana. Po dwóch tygodniach wniosła sprawę o rozwód i Tim natychmiast przeprowadził się do przyjaciółki.

Dzieci zostały z Bonnie, a ich tata wpadał często, by pomóc im w odrabianiu lekcji, pielęgnowaniu ogródka lub po to, by zabrać je na basen czy trening piłkarski. Dzieci były bardzo zżyte z ojcem i ewidentnie cierpiały, kiedy się wyprowadził. Choć często je odwiedzał, dostawały napadów złości lub płaczu i, ogólnie rzecz biorąc, wydawały się przygnębione.

Wkrótce Tim powiedział, że chciałby, aby dzieciaki zostały na noc w domu, który dzielił z przyjaciółką. Nie wiedziały, co było przyczyną rozstania, i nie miały pojęcia, że tatuś mieszka z kobietą, której nie znają.

Oboje rodzice usiedli z nimi i Tim wyjaśnił, że ma bliską przyjaciółkę oraz że chciałby, aby ją poznały. Pragnąłby też, by zobaczyły jego nowe mieszkanie i zostały w nim na weekend. Najstarsze dziecko wybuchło płaczem i uciekło z pokoju. Bonnie zasugerowała, żeby Tim dał mu więcej czasu.

Tylko że to niczego nie załatwiło. Dzieci odmawiały pójścia do nowego domu taty i powtarzały, że nienawidzą kobiety, z którą mieszka. Wkrótce zaczęły odmawiać też spotykania się z nim nawet w domu matki. Ta zaś, chociaż zraniona i zła na męża, uznała, że musi pomóc dzieciom. A wyglądało na to, że sprawa nie będzie łatwa.

Późnym popołudniem zebrała dzieci w kuchni i postawiła na stole czekoladowe mleko i ciasteczka. Wpatrywały się w nią zaciekawione, a wtedy ona powiedziała:

„Posłuchajcie – musimy porozmawiać. Wiem, że ostatnie miesiące były dla was trudne, trudne dla nas wszystkich. Zdaję sobie sprawę, że czujecie się skrzywdzeni i źli z powodu kilku zmian. Wiem też jednak, że bardzo kochacie tatusia. To ważne, byście spędzali z nim czas”. Najmłodszemu dziecku łzy napłynęły do oczu, a jego dolna warga zaczęła drżeć. Bonnie zwalczyła chęć, by się rozpłakać.

„Wasz tata ma kogoś, kto jest dla niego bardzo ważny. A skoro tak, uważam, że powinniście dać tej kobiecie szansę. Poznać ją. Nie musicie jej polubić. Mam jednak nadzieję, że tak się stanie, bo wtedy wizyty u tatusia sprawiałyby wam o wiele więcej przyjemności.

Nie martwicie się, że jeśli ją polubicie, mamie będzie przykro. Chyba poczuję jedynie ulgę. Dajcie jej po prostu szansę. Może nie będzie tak źle. Teraz wydaje się wam to dziwne, ale będziecie musieli przywyknąć do mnóstwa dziwnych zmian. Wiem, że chcecie spędzać czas z tatą. I że za nim tęsknicie”.

Choć ten monolog był najtrudniejszą rzeczą, z jaką musiała się uporać, przełknęła jednak dumę, stłumiła niechęć wobec kobiety, której nie znała, i gniew na Tima. Widziała bowiem, że dzieci potrzebują ojca i rozpaczliwie za nim tęsknią. Nie musiały wiedzieć o romansie ani znać uczuć Bonnie. Powinny jednak wiedzieć, że nie okażą się nielojalne wobec matki, wychodząc z ojcem. Potrzebowały obojga rodziców i były przekonane, że w tej sytuacji powinny się sprzymierzyć z matką i ją chronić.

Przed pierwszą wizytą u Tima bardzo się denerwowały. Najchętniej zostałyby w domu, lecz Bonnie stała z nimi w progu, zachęcając, by poszły i dobrze się bawiły. A kiedy przyznały, że nie chcą zostawiać jej samej, uśmiechnęła się i powiedziała: „Będę za wami tęskniła, ale wiem, że przyjemnie spędzicie czas. Mam zaległości w sprzątaniu, więc kiedy jutro wrócicie, wszystko będzie zrobione i razem sobie poodpoczywamy. Opowiecie mi, jak było u taty”. Pomachała im i uśmiechała się, póki samochód z dzieciakami (ulokowanymi bezpiecznie na tylnym siedzeniu) nie zniknął z widoku. Wtedy zamknęła drzwi, osunęła się na podłogę i rozpłakała.

Rich i Lynne

Rich i Lynne zwrócili się do mnie z prośbą o poradę w związku ze zbliżającym się rozwodem. Mieli dwóch synów, pięcio i dziewięcioletniego. Rozstali się na kilka tygodni przed tym, jak wnieśli sprawę o rozwód. Rich przeprowadził się do rozwiedzionej siostry mieszkającej z dwiema córkami w miejscowości oddalonej o półtorej godziny jazdy od Lynne i chłopców. Z braku czasu potrzebnego na dojazdy oraz ponieważ podjął dodatkową pracę, by związać koniec z końcem i umożliwić Lynne pozostanie w ich domu, widywał się z chłopcami co drugi weekend. Jednemu z synów, Luke’owi, to nie przeszkadzało. Drugi, Gabriel, cierpiał.

Sytuację komplikował fakt, że Rich miał już dwójkę dzieci z poprzedniego związku. Widywał się z nimi w ten sam weekend, co z Lukiem i Gabrielem. Sprawiało to, że miał dla każdego z dzieci niewiele czasu, a wizytom towarzyszył chaos i pośpiech.

Gabriel był bardzo zżyty z ojcem, podczas gdy Luke pozostał raczej „synkiem mamusi”. Gabriel płakał co wieczór z tęsknoty za tatą, dopytując nieustannie: „Kiedy zobaczę znowu tatusia?”. Odpowiedź: „Za dwa tygodnie, kochanie” wywoływała kolejny potok łez.

Pewnego dnia Lynne, dając w rozmowie z Richem upust frustracji spowodowanej bezsilnością, wymyśliła plan. Spytała Richa, czy w weekend, podczas którego synowie zostawali w domu, mógłby spotkać się z nią w połowie drogi i spędzić trochę czasu sam na sam z Gabrielem. Rich pracował w soboty do pierwszej, zaproponowała więc, że przywiezie Gabriela w umówione miejsce na drugą. Mężczyzna mógłby zabrać syna i mieć go przy sobie podczas załatwiania różnych spraw. Tak też się stało i odtąd robili razem zakupy spożywcze, wybierali żarówki w markecie, zmieniali olej w samochodzie, odbierali pranie itp. Zawsze zatrzymywali się przy tym na stacji benzynowej, gdzie sprzedawano ulubiony napój Gabriela. Kiedy ojciec i syn byli razem, Lynne szła na zakupy, do kina albo na kręgle z Lukiem. Obaj chłopcy bardzo cenili sobie czas spędzony sam na sam z rodzicem, choć było to zaledwie kilka godzin.

I choć chłopcom układ bardzo się podobał, okazał się uciążliwy dla obojga rodziców. Lynne nie mogła zaplanować weekendu tak jak by chciała, musiała bowiem znaleźć czas na czterdziestopięciominutowy przejazd do miejsca spotkania z Richem i wydać dodatkowe pieniądze na paliwo by spędzić czas z Lukiem, kiedy Gabriel był z ojcem. Podobnie Rich musiał poświęcić czas, którego miał tak mało, by zająć się synem. Nie mówiąc już o ekstrawydatkach na benzynę i rozrywki dla nich obu. Najważniejsze było jednak to, że rodzice poszli na kompromis i skupili się na zaspokojeniu potrzeb dzieci.

Julie i Billy

Julie i Billy trafili do mnie skierowani na przymusową terapię przez sąd z powodu wysokiego poziomu agresji i nasilenia werbalnego konfliktu, do jakiego dochodziło pomiędzy nimi na wczesnym etapie procesu rozwodowego. Byli małżeństwem przez dwa lata i mieli pięciomiesięczną córeczkę, Isabellę.

Podczas pierwszego spotkania natychmiast zaczęli się kłócić. Powodem była chęć zabrania przez Billy’ego Isabelli na noc. Julie protestowała, twierdząc, że nadal karmi córkę piersią i że pozbawienie jej tego byłoby dla dziecka szkodliwe. Mężczyzna zagroził, że skłoni swojego adwokata, aby wyegzekwował zabieranie córki na noc, miał bowiem prawo opiekować się nią przez połowę czasu, w tym również w nocy. Zasugerował również, by Julie odstawiła małą od piersi. Ta odmówiła, powołując się na opinię Amerykańskiego Stowarzyszenia Pediatrów. Zalecano w niej, by karmić dziecko piersią przynajmniej do ukończenia przez nie pierwszego roku użycia.

Billy odparł, że skoro Julie jest w stanie odciągnąć pokarm, mogłaby przygotować tyle butelek, by starczyło na całą noc. Zacytował badania, w których stwierdzano, że ojciec powinien spędzać jak najwięcej czasu z dzieckiem już od chwili jego narodzin, a rozwód bardzo to utrudnia. Martwił się, że nie zdoła nawiązać bliskiej więzi z córką, jeśli nie będzie regularnie uczestniczył w opiece nad nią. Julie protestowała, gdyż poprzednie próby nakarmienia małej z butelki nie powiodły się, a dziecko pozostawało głodne i niespokojne. Obawy obojga, zarówno Billy’ego, jak i Julie, były uzasadnione.

Poruszając się bardzo ostrożne i dbając, aby oboje rodzice czuli, że traktuję każde z nich poważnie, zasugerowałam, by spróbowali wypracować kompromis. Billy i Julie roześmiali się i zgodzili – chyba po raz pierwszy – że to raczej niemożliwe, gdyż żadne nie lubi ustępować. Poprosiłam, żeby pozwolili mi spróbować, a oni na to przystali.

Obmyślenie planu, na który skłonni byli wyrazić przyzwolenie, zajęło nam całą sesję i połowę następnej. Nie była to moja decyzja, lecz ich. Potrafili opuścić gardę i znaleźć rozwiązanie, kiedy przekonałam ich, aby skupili się na tym, co jest najlepsze dla Isabelli.

Ustalili zatem, że Julie prześpi co drugą sobotę na kanapie u Billy’ego, podczas gdy on będzie zajmował się córką w zaciszu swojej sypialni (trwało to cztery miesiące, aż dziecko niespodziewanie przestało domagać się piersi). Z początku Billy przynosił małą do karmienia o czwartej rano, ponieważ budziła się głodna i nie chciała pić z butelki. Wkrótce Isabella zaczęła jednak przesypiać całą noc i Julie musiała karmić ją tylko raz, o siódmej rano. Po kilku tygodniach kobieta uznała, iż może zostawić córkę u ojca samą. Isabella przystosowała się bez trudu do sytuacji, ponieważ rodzice zdobyli się na kompromis, aby jej to ułatwić.

Julie z pewnością wolałaby nie spędzać dwóch nocy w miesiącu na kanapie u Billy’ego, a Billy z pewnością wolałby, aby jej tam nie było. Doszli jednak do porozumienia, gdyż potrafili dostrzec, że układ, jaki wypracowali, jest korzystny dla dziecka. Był to pierwszy z wielu kompromisów, na jakie będą musieli się zdobyć, mając na uwadze dobro córki.

JAK UNIKAĆ NEGATYWNEJ WYMIANY ZDAŃ, KTÓRA KRZYWDZI DZIECI

Miałam okazję poznać wielu pomysłowych, pełnych zaangażowania rodziców, takich jak Bonnie i Rich lub Julie i Billy. Widywałam też jednak znacznie gorsze scenariusze. I właśnie te doświadczenia pozwoliły mi stworzyć listę idealnych zachowań, do jakich rozwodzący się partnerzy powinni dążyć, aby porozumiewać się w sposób, który nie spowoduje u dzieci dodatkowej traumy.

Wypowiadanie obraźliwych bądź lekceważących komentarzy oraz otwarte kłótnie to jeden z najbardziej stresujących czynników, na jakie są narażone dzieci rozwodzących się małżonków. Poniżej znajdziecie wzory zachowań, które pomogą wam uniknąć wymiany negatywnych sformułowań. Stosując się do nich, zmniejszycie cierpienie waszych dzieci i pomożecie im przystosować się do zmian. Po każdej sugestii zamieściłam krótkie omówienie.

Nie kłóć się w obecności dzieci

Jeśli nie potraficie rozmawiać ze sobą inaczej niż tonem pełnym goryczy i złości, postarajcie się dyskutować poza zasięgiem słuchu dziecka. Może się to okazać trudne, zwłaszcza jeśli w związku nie brak złych emocji.

Nawet najmłodsze dzieci reagują na ostry ton czy niemiłe słowa padające między rodzicami. Dzieci często słyszą, co rodzice mamroczą pod nosem albo za zamkniętymi drzwiami. Musicie bardzo uważać na to, co i gdzie mówicie.

Większość dorosłych nie chce narażać dzieci na wysłuchiwanie kłótni. Jedna z rozwodzących się par przyszła na terapię z dziesięciomiesięcznym maluchem, ponieważ opiekunka powiadomiła w ostatniej chwili, że się nie zjawi. Zgodziłam się z nimi spotkać, pod warunkiem że sesja będzie przebiegać w spokojnej atmosferze.

Zastrzegłam też sobie możliwość jej przerwania, jeśli rozmowa stanie się zbyt gwałtowna. Nie minęło wiele czasu, a para zaczęła się kłócić. Przerwałam im, zwracając uwagę na reakcję dziecka. Dziewczynka, wędrująca dotąd beztrosko wokół stolika do kawy z gryzakiem w pulchnej rączce, nagle zatrzymała się i znieruchomiała, skupiając uwagę na rodzicach i wodząc spojrzeniem od matki do ojca. Małżonkowie stracili na chwilę poczucie tego, co dzieje się dookoła i ogarnięci gniewem, pogrążyli się w sporze. Dosłownie zapomnieli, że dziecko jest z nimi w pokoju. Jak często zdarzało się to w przeszłości?

Jedną z metod wykorzystywanych podczas terapii małżeńskiej jest tak zwana wieczorna randka. Terapeuta zaleca parze, aby wyznaczyła w tygodniu kilka stałych godzin, a potem spędzała je, trzymając się ścisłych zasad. Małżonkowie muszą być sami, a rozmowa ma dotyczyć ich dwojga, a nie dzieci. Chętnie zalecam podobną terapię rozwodzącym się rodzicom, wprowadzając pewną modyfikację: powinni być sami, lecz dyskusja musi odnosić się do dzieci, nie rodziców. Osobom, które nie potrafią powstrzymać się od gorącej wymiany zdań, sugeruję, by umówiły się na spotkanie w kawiarni lub innym publicznym miejscu. Większość rodziców – nawet kiedy rozmowa przybierze gwałtowny obrót – ściszy głos i będzie zachowywała się poprawnie, jeśli dokoła będą inni ludzie.

Znalezienie czasu na to, by pomówić o potrzebach dzieci, jest u rozstających się par ważniejsze niż u małżonków żyjących zgodnie. Zbyt często bowiem, kiedy rozwód zostanie już orzeczony, jedno z rodziców popada w wygodną rutynę, wychowując samotnie dzieci i coraz rzadziej kontaktując się z byłym współmałżonkiem.

Kiedy wszystko zawodzi i dorośli nie potrafią powstrzymać się od kłótni w obecności dzieci, pozostaje tylko jedna możliwość: nie powinni w ogóle ze sobą rozmawiać; lepiej, by wybrali porozumiewanie się za pomocą poczty elektronicznej albo notatek. Dla dzieci brak komunikacji i tak będzie korzystniejszy niż przysłuchiwanie się kłótniom.

Pisanie wiadomości jest szczególnie dobrym rozwiązaniem. Kiedy jedno z rodziców chce przekazać coś drugiemu, zapisuje to w notatniku. Potem może przeczytać to jeszcze raz i ewentualnie złagodzić ton. Rodzic może też poprosić kogoś niezaangażowanego, przyjaciela lub członka rodziny, o skomentowanie wiadomości, zanim przekaże ją drugiej stronie. Ta zaś, bez przymusu natychmiastowej reakcji, sama wybierze czas na zmierzenie się z tym, o czym pisze lub czego domaga się partner. Zyskuje też szansę, by przeczytać jeszcze raz swoją odpowiedź i ewentualnie poprosić o komentarz zaufaną osobę. Oczywiście metoda sprawdza się tylko wówczas, gdy nie zachodzi konieczność natychmiastowego działania. Sprawy, które trzeba załatwić szybko, lepiej omówić drogą e-mailową, a jeśli sytuacja jest naprawdę nagląca, wystarczy podnieść słuchawkę i zadzwonić do byłego współmałżonka.

Podczas dyskusji miej na uwadze przede wszystkim dobro dziecka

Kiedy rozwodzący się rodzice skupiają się podczas rozmowy na tym co najlepsze dla dzieci, zwykle jest ona efektywna i przebiega w bardziej przyjaznej atmosferze.

Dzieje się tak, ponieważ miłość do dzieci jest często ostatnią rzeczą, jaka łączy rozwodzącą się parę. Dla niektórych skupienie się na dzieciach bywa jednak bardzo trudne, gdyż są tak pogrążeni w bólu oraz skupieni na sobie i swoim cierpieniu, że nie potrafią myśleć o niczym innym.

Jeśli jesteś właśnie takim rodzicem i kwestie związane z rozwodem przysłaniają wszystkie inne, postaraj się zatroszczyć najpierw o siebie (patrz rozdział trzeci). Dopiero potem skup się w rozmowie z partnerem na dobru wspólnych dzieci.

Powiedzmy, że pokłóciliście się o to, iż drugi rodzic postanowił nie przyjść na szkolne przedstawienie. Możesz uznać robienie mu wymówek za bezowocne i porozmawiać raczej o tym, jaki wpływ na dziecko będzie miała jego decyzja. Spróbuj powiedzieć na przykład: „W porządku. Nie idziesz dziś na przedstawienie Johnny’ego. Porozmawiajmy o tym, jak mały na to zareaguje. Kto mu powie, że nie przyjdziesz? I co zrobimy, kiedy poczuje się rozżalony?”.

Pewna rozwodząca się para znajdująca się pod moją opieką terapeutyczną umówiła się, że kiedy dyskusja stanie się nazbyt gorąca, to z nich, które pierwsze się zorientuje, krzyknie: „Stop!”. Będzie to znak, że pora się opamiętać.

Przestań sprawdzać drugiego rodzica, gdy opiekuje się dziećmi

Kiedy para się rozwodzi, każde z rodziców traci kontrolę nad tym, jak sprawuje obowiązki drugi rodzic. Rodzicielstwo to przywilej, nie rola w sztuce napisanej przez kogoś innego. Nikt nie jest doskonały i każdy popełni kiedyś błąd. Oczywiście, jeśli któreś z partnerów zaniedbuje dziecko albo naraża je na niebezpieczeństwo, sprawa przybiera inny obrót.

Powstrzymaj się od krytykowania wszystkiego, co drugi rodzic robi inaczej niż ty. Nie znaczy to przecież, że postępuje źle. Oczywiście, im bardziej spójne metody wychowawcze stosujecie, tym lepiej dla dziecka, lecz tak jest zawsze, także w pełnej rodzinie. Na przykład dzieci, które przebywając u taty, pójdą spać o zbliżonej porze jak u mamy, nie wrócą następnego dnia rozdrażnione i nieznośne z powodu niewyspania.

Jeśli uznacie, że powinniście zwrócić jednak drugiej stronie uwagę na to, iż zmiana trybu życia lub reguł obowiązujących w waszym domu źle wpływa na dzieci, postarajcie się zrobić to spokojnie, unikając oskarżycielskiego tonu. Zamiast: „Mam powyżej uszu tego, że dzieci wracają od ciebie rozkapryszone i nieznośne, bo pozwalasz im siedzieć do późna”, powiedzcie: „Posłuchaj, muszę z tobą o czymś porozmawiać. Wiem, że masz prawo postępować z dziećmi tak jak uważasz za stosowne, kiedy są u ciebie, podejrzewam jednak, że nakłaniają cię, byś pozwolił im siedzieć do późna. A kiedy nie mają dość snu, są następnego dnia zmęczone. Chcę tylko powiedzieć, że odniosłam wrażenie, iż czasami wracają niewypoczęte. Mogłeś nic nie zauważyć, ponieważ są już wtedy ze mną”.

Nie ma gwarancji, że stonowanie tonu i treści wypowiedzi zaowocuje tym, iż partner zmieni postępowanie albo przynajmniej dostrzeże twój punkt widzenia. Lecz zmiana w doborze słów z pewnością będzie miała pozytywny wpływ na kierunek i możliwy efekt rozmowy.

Zaczynaj zdania, posługując się zwrotami w pierwszej osobie

Zdania w pierwszej osobie stanowią podstawę skutecznego komunikowania się. Powinny zastąpić te zaczynające się od „ty”, ponieważ sugerują winę lub błąd popełniony przez drugą stronę.

A oto przykłady takich wypowiedzi: „Zwariowałeś”, „Nie możesz tam iść” lub: „Kontrolujesz mnie”. Odpowiadające im wypowiedzi w pierwszej osobie brzmiałyby: „To, co usłyszałam od ciebie, nie wydaje się przemyślane”, „Nie sądzę, by pójście tam było dobrym pomysłem” i „Uważam, że nie pozwalasz mi wypowiedzieć się w tej sprawie”. Czyli zamiast: „Przerwałeś mi”, powinno się powiedzieć: „Wydaje mi się, że nie chcesz posłuchać, co ja o tym sądzę”.

Mówiąc w ten sposób, unikamy przypuszczeń i niczego nie zakładamy – tym samym nie możemy się mylić. A to dlatego, że poprzedzając zdanie stwierdzeniem typu: „Uważam, sądzę, wydaje mi się”, mówisz jedynie o swoich odczuciach i o tym, co uważasz za prawdziwe. A do tego masz prawo. Druga strona może zakwestionować twój ogląd sytuacji (na tym polega komunikowanie się), lecz nie może mu zaprzeczyć.

Powyższe zdania złagodzą z pewnością atmosferę i sprawią, że skonfliktowani rodzice łatwiej dojdą do porozumienia. Posługiwanie się nimi stanowi też dobry przykład dla dzieci i pomaga ograniczyć kłótnie, których mogłyby być świadkami.

Bądź elastyczny

Życie to nie obraz, który wisi na ścianie i nigdy się nie zmienia. Umiejętność przystosowania się do zmian jest niezbędna, a jeśli każde z rodziców będzie skłonne nieco ustąpić, znacznie ułatwi to życie zarówno im, jak i dzieciom.

Jedno z dorosłych może kontrolować drugie albo starać się uzyskać nad nim przewagę, wymuszając ciągłe zmiany w systemie sprawowania opieki, by przystosować go do własnych potrzeb. Nie ma to nic wspólnego z elastycznością i nie powinno być tolerowane. Dobrze jednak, gdy rozwodzący się potrafią odnieść się życzliwie do zdarzających się od czasu do czasu, wymuszonych okolicznościami, zmian, o które prosi partner.

Na przykład jedno z rodziców wolałoby przenieść wizytę dzieci u drugiego na inny termin, ponieważ akurat odbywa się zjazd rodzinny i chciałoby pojawić się tam z potomstwem. Jeśli poproszony o to rodzic nie ma akurat żadnych ważnych spraw, powinien wyrazić zgodę. Podobnie gdy drugie z rodziców prosi o możliwość przyjechania w piątek po dzieci później niż zwykle, gdyż ma w pracy obowiązkowe szkolenie, druga strona powinna pójść byłemu partnerowi na rękę.

Pamiętaj, by mówić o tym, co dobre

Największe napięcie powstaje w rozpadającym się związku wtedy, gdy jedno z rodziców nieustająco krytykuje drugie. Wredne uwagi i sarkazm nie sprzyjają pokojowej komunikacji. Jak ujął to jeden z moich rozwodzących się klientów: „Gdy moja była żona bez końca wypomina mi słabości i niedostatki, mogę tylko słuchać, jak kiepski byłem w łóżku, jak bardzo przytyłem albo jak nienawidzi mnie córka, póki całkowicie nie zamknę się w sobie lub nie wybuchnę”.

Pamiętajcie, że chociaż się rozstajecie, rodzicami pozostaniecie do końca życia. W podtrzymaniu prawidłowych relacji z drugą stroną bardzo pomocne mogą się okazać „dobre uczynki”. Spróbujcie skupić się na tym, co u partnera pozytywne, choćby to było nie wiem jak trudne. Jeśli były małżonek stara się – mimo że wymaga to od niego dużo wysiłku – uczestniczyć w pozalekcyjnych zajęciach dzieci, możesz mu powiedzieć, że to doceniasz.

Pewien klient, który odbywał u mnie terapię podczas wyjątkowo nieprzyjemnego rozwodu, wyznał, że najmilszą i najbardziej znaczącą rzeczą, jaką powiedziała mu kiedykolwiek żona, było to, iż zawsze przysyła na czas alimenty. Twierdził, że odkąd to usłyszał, nabrał o niej lepszego mniemania i tym bardziej stara się wypełniać na czas finansowe zobowiązania względem dzieci. Czyż nie cieszy nas, kiedy ktoś dostrzega nasze starania?

♦♦♦

Pamiętajcie, podczas rozwodu dzieci mogą doświadczyć nie tylko poczucia straty i smutku, ale też otrzymać wzorzec zachowań, który zaowocuje w przyszłości. Stanie się tak, jeśli rodzice potrafią zachować się właściwie i nie przestaną odnosić się do siebie z szacunkiem.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji ebooka.