Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Małe miasteczko na wybrzeżu Włoch jest całym światem Rosy. Kiedyś częścią tego świata był również jej straszy brat i jego przyjaciel Marco, w którym dziewczyna kochała się, gdy była dzieckiem. Niestety gdy na jaw wyszły tragiczne szczegóły z życia chłopaka, los rozdzielił całą trójkę na długie lata.
Marco jednak niespodziewanie wraca i burzy spokój sennego miasteczka. Jest jeszcze przystojniejszy niż jako nastolatek, ubiera się jak człowiek sukcesu, a plotki głoszą, że chce odbudować rodzinną tłocznię oliwy. Wzbudza powszechne zainteresowanie i szybko zaczyna kręcić się przy nim jego była dziewczyna, Stella – miejscowa piękność. Mężczyzna jednak nieoczekiwanie dla siebie samego nie może wyrzucić z pamięci zielonych oczu młodszej siostry dawnego przyjaciela. I gdy już wszystko wydaje się układać pomyślnie, nagle wydarza się coś, co ponownie rozdziela zakochanych.
Czy pod koronami oliwnych drzew odnajdą siebie na nowo?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 325
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Weronika Tomala
Copyright © 2025 by Lucky
Projekt okładki: Ilona Gostyńska-Rymkiewicz
Autorzy grafik na okładce: Adnan i CREAM 2.0 (stock.adobe.com)
DTP: Justyna Jakubczyk
Redakcja i korekta: Justyna Jakubczyk
Wydawnictwo Lucky ul. Żeromskiego 33 26-600 Radom
Dystrtybucja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
e-mail: [email protected]
Wydanie I
Radom 2025
ISBN 978-83-68261-95-0
Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.
Tęsknota jest pokutą za przeżyte kiedyś szczęście.
Manuela Gretkowska
Za Tobą tęskni moje ciało,
jak ziemia zeschła, spragniona, bez wody.
Księga Psalmów (Ps 63,2)
Bo „tęsknić” i „czekać” to prawie to samo.
Pod warunkiem że czekając, się tęskni, a tęskniąc – czeka.
Janusz Leon Wiśniewski
Wszystkim miłośnikom włoskich podróży
Kiedy jedna z żarówek starego żyrandola mruga, wszyscy na parę sekund podnoszą wzrok na sufit. Ta w końcu gaśnie na dobre. Na szczęście wciąż świecą pozostałe trzy, więc w salonie naszego niewielkiego rodzinnego mieszkania przy ulicy Corso Umberto nadal pozostaje dostatecznie jasno.
Zerkam na mojego brata, a później na Marco, jego najlepszego przyjaciela. Jestem wściekła, że znowu będę musiała zostać sama w domu, i to w dodatku w roli niańki Baldo, wiekowego golden retrievera, który właśnie leniwie przechadza się po parkiecie. Zna nasz dom jak własną kieszeń, w końcu bywa tutaj kilka razy w tygodniu. Podobnie jak jego właściciel Marco. Marco Cortese1, choć uprzejmości ani serdeczności nie ma w nim za grosz. Jest wredny, zwłaszcza kiedy traktuje mnie jak dziecko. Zaślepiony, kiedy z podziwem opowiada o najgłupszych dziewczynach w okolicy. I chamski, bo potrafi udawać uprzejmego tylko wtedy, kiedy potrzebuje mojej pomocy. Jak teraz, przy pilnowaniu psa. Prawda jest taka, że on i mój brat są tylko cztery lata starsi ode mnie. Mają zatem czternaście lat, a zachowują się co najmniej tak, jakby byli już pełnoletni.
– Nienawidzę was. Następnym razem zabieracie mnie ze sobą. Obiecajcie, albo nie będę dzisiaj pilnowała tego włochacza. – Wskazuję palcem na Bogu ducha winnego psiaka, a ten łypie na mnie, jakby rozumiał moje słowa. Od tego robi mi się głupio. Nic do niego nie mam. Lubię, kiedy siada ze mną na kanapie w moim pokoju i zasypia, gdy czytam mu książkę. Nie tak dawno uratował mi tyłek, kiedy mamma kazała mi zjeść całą porcję ohydnego Saltimbocca alla Romana. Baldo znalazł się pod stołem akurat wtedy, kiedy go potrzebowałam. Ale ani mój brat, ani tym bardziej Marco Cortese, nieuprzejmy i nieserdeczny wbrew brzmieniu nazwiska, nie muszą o tym wiedzieć.
– Jasne. Następnym razem pójdziesz z nami – rzuca mój brat jakby od niechcenia, po czym wysyła w stronę przyjaciela jeden z tych swoich głupich uśmieszków. Wiem, że mówi to tylko po to, bym się od nich odczepiła. Następnym razem znowu spróbują się wykręcić. Chichoczą, jakby mieli mnie za głupią. Nie wytrzymuję.
– Bene! Jeśli nie dotrzymasz słowa, mamma się dowie, że wcale nie chodzicie grać w piłkę do Adriano, tylko włóczycie się po plaży, żeby podrywać dziewczyny – wypalam, choć szybko zaczynam tego żałować. Przecież się dowiedzą, że ich podsłuchiwałam.
W salonie zapada cisza jak makiem zasiał. Mój brat nieruchomieje, a jego oczy robią się wielkie jak piłeczki pingpongowe. Mamma zabrania mu się szlajać. Troszczy się o niego, podobnie jak i martwi się o Marco, choć to tylko przyjaciel brata. Słyszałam, jak rozmawiała kiedyś z papą o tym, że dla niego byłoby lepiej, gdyby trafił do rodziny zastępczej. Jego ojciec to pijus i awanturnik, dokładnie tak go określiła. Widziałam ojca Marco parę razy, ale tylko z daleka. Faktycznie nie wyglądał zbyt sympatycznie, ale wtedy wcale mnie to nie zmartwiło. Wielu dorosłych sprawia takie wrażenie.
– Skąd o tym wiesz? Podsłuchiwałaś, ty mała żmijo – syczy mój niezadowolony brat.
Wpadłam. Co ja poradzę na to, że nasze mieszkanie jest takie małe? I na to, że szeptane rozmowy wydają się tak bardzo kuszące. Podsłuchiwałam, bo gadali wtedy o Stelli. Najdurniejszej wywłoce na ziemi. Jest ich rówieśniczką, a maluje się tak, jakby była już w pełni dorosła. Dziwię się, że rodzice jej na to pozwalają.
Mam dwie opcje. Albo kłamać, albo stawić czoła sytuacji. Mleko się rozlało.
– Tak. Podsłuchiwałam – przyznaję się, co chyba zaskakuje ich obu. – Słyszałam, jak opracowywaliście plan poderwania Stelli i jak zakładaliście się o to, który z was pocałuje ją pierwszy. Fuj! – Oburzam się. Całowanie się wcale nie jest takie fajne. A już na pewno nie ze Stellą.
– Fuj? – dopytuje rozbawiony Marco. Jego duże ciemnobrązowe oczy zwężają się, a na ustach zakwita uśmiech. Czuję, że czerwienieją mi policzki.
– Właśnie tak. Stella wcale nie jest taka fajna. W zeszłym roku dręczyła moją najlepszą koleżankę. Poza tym ma usta jak żaba – mówię wściekła.
Nie wiem, czemu tak bardzo się nią zachwycają. Zresztą, nie tylko oni. Owszem, może i ma długie kruczoczarne, proste i lśniące włosy, jakże inne od moich poskręcanych, niesfornych kłaków. I ma już cycki, których ja nie mam wcale. Jest za to głupia jak but i sądzi, że pozjadała wszystkie rozumy świata. Czy nikt tego nie widzi?
– Jesteś zazdrosna, co? – Mój brat zaczyna się ze mną droczyć. – Z tobą nikt nie chciałby się całować.
Jego słowa mnie ranią. Kocham go i wiem, że on również bardzo mnie kocha. Czasami się ze sobą kłócimy, więc ta uwaga nie powinna mnie tak wkurzyć. A jednak czuję się upokorzona, bo powiedział to wszystko przy Marco.
Zaciskam pięści. Chce mi się płakać, ale nie mogę im tego pokazać. Nie wiem, co mam odpowiedzieć, bo jedyne, co przychodzi mi do głowy, to opcja rzucenia się na Antonio z pięściami. Już nieraz toczyliśmy bójki, w których, prawdę mówiąc, zawsze przegrywam. Chyba że mamma jest gdzieś w pobliżu. Kiedy tylko zaczynam ją wołać, Antonio się poddaje.
– Rosa. – Słyszę głos Marco i widzę jego wzrok skierowany w moją stronę. – Myślę, że przesadziłaś z tymi ustami. Będę musiał się przyjrzeć. – Głupi uśmieszek znów błąka się mu po twarzy.
– Stella to jego dziewczyna – dodaje mój brat, a ja prawie się zapowietrzam.
Zielenieję.
Purpurowieję.
A może nawet blednę.
Nie wiem. Łzy zaczynają szczypać mnie pod powiekami. Tego się nie spodziewałam. Kurczę! Prawda jest taka, że Marco po prostu mi się podoba.
Ilekroć mamma zaprasza go po szkole na obiad i ilekroć on siedzi z nami przy stole, nie potrafię się skupić. Kiedy spędza czas z moim bratem tuż za ścianą mojego pokoju, nie jestem w stanie odrobić żadnego zadania. To frustrujące. Kiedyś dostałam trójkę ze sprawdzianu2. Mama była wściekła, a ja naprawdę robiłam, co mogłam, by jakoś się do tego przygotować. Problem w tym, że dzień przed testem Marco był całkiem blisko.
– Okej – odpowiadam krótko i wzruszam ramionami. Próbuję zakamuflować fakt, że bardzo mnie to dotknęło. – Też się już całowałam. Wielkie mi rzeczy – wymyślam na poczekaniu.
– Ty? – parska mój brat. – Z zia3 Francescą w dniu jej urodzin albo z mamą, kiedy kładziesz się spać. To się nie liczy.
– Sam dajesz jej buziaka – fukam rozeźlona.
Chcę coś dodać, ale wtedy Marco zabiera głos:
– Daj jej już spokój – prosi Antonia opanowanym tonem. Nie wiem, czy faktycznie jest mu mnie szkoda, czy ma już dość naszej bezsensownej sprzeczki. Na parę sekund czuję, jakbym unosiła się kilka metrów nad ziemią. Bo to trochę tak, jakby stanął w mojej obronie. A potem, jak na złość, przypominam sobie, że Stella jest jego dziewczyną. I znowu spadam. – To jak? Nie wydasz nas? – pyta mnie. Nie wiem, czemu tak mu na tym zależy.
– Nie wydam – odpowiadam niechętnie. Nie popieram skarżenia i wkurza mnie, jak dziewczyny nieraz ględzą i donoszą jedna na drugą przed nauczycielami. A niby tak bardzo się przyjaźnią. To strasznie dziecinne. Dzisiaj po prostu już zabrakło mi innych argumentów.
– Grazie, młoda. – Marco puszcza mi oko, a potem odwraca się w stronę wyjścia i odchodzi.
Wgapiam się w jego jasny T-shirt, a kiedy znika mi z oczu, przenoszę wzrok na brata. Na chwilę zdążyłam zapomnieć, że wciąż tutaj jest.
– Powiedz mamie, kiedy wróci z zakupów, że będę o dwudziestej – prosi mnie, kiedy uświadamia sobie, że Marco częściowo mnie udobruchał.
– Punkt dwudziesta w domu. – Wcielam się w rolę mamy, przybierając poważny ton.
Próbuję mu pokazać, że wciąż mam tutaj coś do powiedzenia. Przewraca oczami i odchodzi. Nie śmiałby się spóźnić. O dwudziestej piętnaście wróci z pracy ojciec i wspólnie zasiądziemy do posiłku. Taka nasza tradycja. Papa powtarza, że nasza famiglia powinna pielęgnować relacje. To czas na rozmowy o tym, jak nam minął dzień. I choć nie zawsze chce mi się szczegółowo o tym opowiadać, dziś jestem naprawdę ciekawa, co będzie wymyślał Antonio, kiedy znajdziemy się przy jednym stole.
Chwilę później zostajemy z Baldo sami. Słyszę jego sapanie, a kiedy na niego spoglądam, rzuca mi się w oczy jego długi jęzor zwisający mu z pyska. Pewnie chce mu się pić. Klękam przy nim i przytulam się do jego włochatej głowy.
– Przynajmniej ty chcesz się ze mną bawić – mówię do niego.
Liże mnie po policzku, więc zaczynam się śmiać. Potem idę do kuchni, by znaleźć jakąś miskę. Kiedy przechodzę koło okna, na moment się zatrzymuję. Zerkam w dół, na wąską uliczkę Corso Umberto, którą mkną właśnie Marco i mój brat. Prosto w stronę tarasu widokowego. Wychylam się, kiedy mijają właśnie grupkę jakichś ludzi. Wtedy Marco odwraca się w stronę naszego budynku. Podnosi rękę i macha mi, nim zdążę się odsunąć. Jakby doskonale wiedział o tym, że będę stać w tym miejscu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1 Cortese to po włosku „uprzejmy”. ↩
2 We włoskich szkołach skala ocen wynosi od 0 do 10, przy czym oceny poniżej 6 oznaczają niezaliczenie danego materiału. ↩
3 Ciocia. ↩