Po supełku do kłębka - Micia Mieszkowski - ebook

Po supełku do kłębka ebook

Micia Mieszkowski

0,0

Opis

Odważna opowieść autorki o traumatycznych epizodach z jej życia - książka skierowana głównie do kobiet po przejściach.

Przeżywamy sceny opowieści zaburzonego dzieciństwa z ojcem psychopatą, gwałcie, fizycznej i psychicznej śmierci autorki jak i nieuniknionym zabiegu aborcyjnym. Z niejednym pomysłem na swoją śmierć Mici udaje się przekonać siebie do życia.


Przysłowiowy kłębek i supełki to droga do siebie przez nieprzepracowane i nierozwiązane osobiste dramaty. Jeśli szukasz bezpiecznego miejsca w sobie po traumie i życiowy horror nie jest ci obcy to pozwól sobie rozgościć się tu z kubkiem cieplej herbaty.

Autorka uczciwie przyznaje się do tego co dzieje się z ciałem po traumach i ubiera swoje cierpienie jak i ciekawość siebie w rożne metafory. Nie ulegając swoim diagnozom (Borderline, Chad i PTSD) ruszyła do przodu z planem życia ale już z miłości do siebie.

Ta książka jest miejscem na poszerzenie świadomości, skonfrontowaniu siebie i podaniu sobie ręki gdy ucieczki przed sobą nie dawały żadnego efektu. Po przez pytania, analizy i ćwiczenia rozwiniesz również i swoja włóczkę. Przestrzeń w jakiej się tu znajdziesz pozwoli spojrzeć na siebie nie jako ofiarę ale godną miłości kobietę, która pragnie żyć a nie tylko przetrwać.

PATRONAT NAD KSIĄŻKĄ OBJĘLI: Portal dlaLejdis, Kulturalne rozmowy, Mirosława Dudko – Oaza recenzji, Shakeitbooks, Czytamy Mamy, OliWolumin, Zaczytana Mateczka

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 256

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Mi­cia Miesz­kow­ski
„Po su­pe­łku do kłęb­ka”

 

 

 

 

 

 

Mi­cia Miesz­kow­ski „Po su­pe­łku do kłęb­ka”wersja demo

Co­py­ri­ght © by Mi­cia Miesz­kow­ski, 2022

Co­py­ri­ght © by Wy­daw­nic­two Psy­cho­skok Sp. z o.o. 2022

Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne.

Żad­na część ni­niej­szej pu­bli­ka­cji nie może być re­pro­du­ko­wa­na, po­wie­la­na i udo­stęp­nia­na w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy.

Re­dak­tor pro­wa­dząca: Re­na­ta Grze­śko­wiak

Pro­jekt okład­ki: Adam Brych­cy

ISBN: 978-83-8287-020-6

 

Wy­daw­nic­two Psy­cho­skok Sp. z o.o.

ul. Spó­łdziel­ców 3, pok. 325, 62-510 Ko­nin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

https://www.psy­cho­skok.pl/ e-mail:wy­daw­nic­two@psy­cho­skok.pl

 

 

 

 

Kilka słów

 

 

Za­sta­na­wia­łam się, jak za­cząć moją ksi­ążkę, w ja­kim to­nie roz­po­cząć. Od­biór tre­ści za­le­ży od sa­mo­po­czu­cia da­ne­go dnia. Ka­żde­go dnia mo­że­my czuć się ina­czej lub być kimś in­nym. Cza­sem war­to – tak jak do fil­mu – po­wró­cić do czy­ta­nia tej sa­mej ksi­ążki za rok.

Po­sta­no­wi­łam rzu­cić się na głębo­ką wodę. Cze­mu głębo­ką? Po­nie­waż pi­szę do was po pol­sku. W Pol­sce sko­ńczy­łam tyl­ko dwie kla­sy szko­ły pod­sta­wo­wej, po­tem wy­je­cha­li­śmy do No­we­go Jor­ku. Wi­ęk­szo­ść dnia mó­wi­łam w języ­ku an­giel­skim, po pol­sku tyl­ko w week­en­dy w domu. Po­tra­fię my­śleć i śnić w obu języ­kach, jed­nak z oczy­wi­stych po­wo­dów prze­wa­ża an­giel­ski. Przy­zna­ję bez bi­cia, że mama prze­tłu­ma­czy­ła mój pol­ski na bar­dziej pol­ski. Dzi­ęku­ję ci, mamo.

W trak­cie pi­sa­nia tej ksi­ążki wie­le się wy­da­rzy­ło. My­śla­łam, że na­pi­szę ją w ty­dzień, po­tem, że w mie­si­ąc. Mija rok. Wca­le nie ża­łu­ję, po­nie­waż zmie­nia­ła się ona wraz ze mną i po­mo­gła mi w od­kry­ciu sie­bie. Zno­wu coś zo­ba­czy­łam, po­czu­łam i do­wie­dzia­łam się o so­bie, do­świad­cza­łam ró­żnych emo­cji. To, co pi­sze­my, za­czy­na nas zmie­niać ra­zem z tym, co dzie­je się obok. Tak jak w pro­ce­sie te­ra­pii nie cho­dzi o czas, cho­dzi na ko­niec o zgo­dę z sa­mym sobą, o to, co od­kry­jesz w so­bie. Jest to wy­grze­by­wa­nie sie­bie, jak i swo­jej hi­sto­rii, spod ci­ęża­ru na­gro­madzo­nych traum i emo­cji z nimi zwi­ąza­nych.

W ka­żdym mo­żli­wym mo­men­cie zmie­nia­my się i kreu­je­my swo­ją rze­czy­wi­sto­ść. Trans­for­ma­cja jest jak ta­niec, któ­ry zmienia tem­po w za­le­żno­ści od mu­zy­ki. Przy­cho­dzę do was nie tyl­ko z tym, cze­go na­uczy­łam się w ci­ągu ży­cia z ksi­ążek, ale głów­nie z po­zo­sta­ło­ścia­mi mo­ich traum. Zdąży­łam od­kryć to, jak sami mo­że­my zmie­nić coś w na­szym ży­ciu, si­ęga­jąc po naj­istot­niej­sze na­rzędzie, czy­li nas sa­mych. Co masz tu zro­bić? Za­uwa­żyć sie­bie, swo­je pra­gnie­nia, i nie ocze­ki­wać, że to miej­sce od­mie­ni two­je ży­cie. Ży­cie nie ma się w tym miej­scu ma­gicz­nie na­pra­wić, tylko za­dziać w to­bie. Ży­cie zmie­ni się wte­dy, gdy wy­ra­zisz na nie zgo­dę. Oczy­wi­ście ono i tak się zmie­nia, ale obok, i prędzej czy pó­źniej my w tych no­wych oko­licz­no­ściach, ale by uczest­ni­czyć świa­do­mie w tych zmia­nach, po­trzeb­na jest zgo­da.

Od­sło­ni­łam to, co jest nie­wy­god­ne, trud­ne, moje, two­je, nasze wspól­ne i to, co na co dzień być może za­głu­szasz. Od­kry­waj tu to, na co je­steś go­to­wa i na co wy­ra­żasz zgo­dę. Po­zwo­li­łam so­bie po­dzie­lić się z tobą my­śla­mi i prze­ży­cia­mi, o któ­rych być może będzie ci ci­ężko czy­tać. Mimo że się nie zna­my, chciała­bym wie­dzieć, w któ­rych mo­men­tach tej ksi­ążki zo­ba­czysz sie­bie naj­bar­dziej, a w któ­rych naj­mniej i co po­czu­jesz. Mam na­dzie­ję, że w trak­cie czy­ta­nia nie znik­niesz.

Mam po­czu­cie, że całe ży­cie mil­cza­łam, na­wet wte­dy, gdy by­łam zbun­to­wa­ną na­sto­lat­ką ucie­ka­jącą z domu. Mil­cza­łam w trau­mach, mil­cza­łam, gdy nie umia­łam prze­ka­zać, jak cier­pię, mil­cza­łam, ubie­ra­jąc się w siłę i zło­ść. Ta ksi­ążka to być może je­dy­ne miej­sce, kie­dy czu­ję, że krzy­czę za te wszyst­kie mo­men­ty. Krzy­cza­ło ubra­nie, ma­ki­jaż, mu­zy­ka, fil­my, seks, fru­stra­cja, uciecz­ki w al­ko­hol i cała resz­ta. Te­raz sama świa­do­mo­ść, że usły­szy mnie wi­ęcej lu­dzi, daje mi prze­strzeń na krzyk. Krzyk, któ­ry do­trze do wie­lu miejsc świa­ta i będzie prze­no­szo­ny z miej­sca na miej­sce, ale nie będzie go już we mnie. Tłu­mio­ny krzyk, któ­ry za­ra­żał cia­ło, szu­ka­jące ulgi w gło­dze­niu się. Tak wła­śnie jest. Cza­sem gdy chce­my po­zbyć się cze­goś z prze­szło­ści, cze­go nie umie­my na­zwać, to wy­ra­ża­my to die­tą, utra­tą wagi, po­zby­wa­niem się rze­czy lub lu­dzi z ży­cia. Przez lata pi­sa­łam ksi­ążkę o swo­im ży­ciu, ale tyl­ko w swo­jej gło­wie. Dziś otwie­ram te stro­ny. Niech więc ta ksi­ążka będzie moim krzy­kiem.

Co to za kłębek? Pew­ne­go dnia ku­pi­łam włócz­kę, by wy­tłuma­czyć ideę roz­wi­ja­nia my­śli i po­ka­zać ją na se­sji, któ­rą pro­wadzi­łam. Tak jak włócz­ka, gdy się roz­wi­ja, two­rzy su­pły, tak samo i my, kie­dy pod­ró­żu­je­my do we­wnątrz sie­bie, na­po­ty­ka­my małe lub duże su­pe­łko­we prze­szko­dy zwa­ne my­śla­mi i prze­ko­na­nia­mi. W tej me­to­dzie cho­dzi o to, że roz­wi­ja­jąc sie­bie, zmie­nia­my się, a nie zni­ka­my. Bar­dzo często po­wsta­je oba­wa, że kie­dy za­cznie my zmie­niać coś w so­bie, to znik­nie wszyst­ko to, co zna­li­śmy do tej pory, a my prze­sta­nie­my ist­nieć.

Tak jak pod­ró­żu­je­my we­wnątrz sie­bie do ró­żnych mo­men­tów ży­cia, tak samo ro­bi­my to, pi­sząc ksi­ążkę. Po­wra­ca­my do po­czątku, a po­tem zno­wu na sam ko­niec hi­sto­rii. Ni­g­dy nie je­ste­śmy w jed­nym sta­łym miej­scu. Przy­cho­dzi mo­ment, kie­dy chce­my coś zmie­nić i coś do­pi­sać do po­przed­nich stron swo­je­go ży­cia. Wte­dy gdy ci­ężko nam skon­fron­to­wać pew­ne emo­cje z prze­szło­ści, od­ci­na­my się (jest to nasz me­cha­nizm obron­ny). Trud­no nam do­strzec wte­dy swo­je po­trze­by, któ­re miesz­ka­ją w tych emo­cjach. Od­ci­na­jąc się od trud­nych emo­cji, za­czy­na­my kiero­wać uwa­gę albo w stro­nę in­nych lu­dzi (pro­jek­cja), albo zmienia­nia cze­goś w so­bie bez bez­po­śred­nie­go kon­tak­tu z emo­cja mi. Jak­byś za­py­ta­ła mnie, kie­dy moje ży­cie się w ko­ńcu za­częło, po­wie­dzia­ła­bym, że w mo­men­cie kie­dy prze­bu­dzi­łam się i zauwa­ży­łam sie­bie.

Po­dob­no siła jest w nas gdzieś głębo­ko za­sa­dzo­na jak drzewo. Gdy ją do­strze­ga­my, to za­czy­na­my ją pod­le­wać, a z niej wy­ra­sta­ją ga­łęzie si­ęga­jące ró­żnych stron świa­ta. Cza­sa­mi siła jest zbyt głębo­ko za­ko­pa­na, by ją do­strzec i usły­szeć. Po­zna­łam sie­bie naj­bar­dziej wte­dy gdy cier­pia­łam. Nie chcia­łam za­głu­szać świa­ta i sie­bie le­ka­mi, ja­kie mi prze­pi­sy­wa­no. Na­wet de­pre­sja po­tra­fi­ła zbli­żyć mnie do twór­czo­ści, bo w niej po­zwa­lam so­bie na sie­bie. Tak jak Bach i Beetho­ven two­rzy­li w swym cier­pie­niu i zna­le­źli ma­gię w swym mro­ku. Złap od­dech i po­zwól so­bie być ze sobą, bo dzi­ęki temu zro­zu­miesz swo­je po­trze­by i mi­sje swej du­szy. Ta ksi­ążka wca­le nie musi być two­ją je­dy­ną opcją, a na­wet nie po­win­na. Niech będzie do­dat­kiem na two­jej dro­dze. Wie­dza z ze­wnątrz może tyl­ko za­chęcić lub znie­chęcić do tej z two­je­go środ­ka.

Za­słu­gu­jesz na to, by szu­kać wspar­cia dla sie­bie, nie­za­le­żnie od po­trzeb in­nych. Za­słu­gu­jesz na ule­cze­nie swych ran w bezpiecz­nym miej­scu, któ­re od­po­wia­da na two­je py­ta­nia i po­trze­by. Za­słu­gu­jesz na od­zy­ska­nie miej­sca w so­bie, któ­re wska­że dro­gę do two­jej praw­dy i po­mo­że ci pod­jąć de­cy­zje zgod­nie z tym, co czu­jesz. De­cy­zje, w któ­rych po­czu­jesz szcze­rą in­ten­cję ode­jścia od tego, co ci nie słu­ży lub po­zo­sta­nia w miej­scu wy­kre­owa­nym przez mi­ło­ść. Masz pra­wo wy­bo­ru. Za­słu­gu­jesz na „prze­rwę” od by­cia „sil­ną” i zdjęcie swych ma­sek prze­trwa­nia, któ­re stwarza­ły ilu­zje bez­pie­cze­ństwa i za­kry­wa­ły pi­ęk­no. Masz pra­wo po­czuć się bez­rad­na w zło­ści, nie­pew­na w kon­flik­cie, smut­na, przy­tło­czo­na, w stra­chu i w po­trze­bie. Masz pra­wo od­zy­skać sie­bie, jak i swój cel, cie­sząc się da­ra­mi ży­cia bez po­czu­cia winy. Za­słu­gu­jesz na to, by w ra­zie po­trze­by do­sto­so­wać i przede­fi­nio­wać swo­je gra­ni­ce. Od­kry­wa­jąc sie­bie, od­kry­jesz też świat, w któ­rym po­czu­jesz się do­brze. Od­kry­wa­jąc sie­bie poza swo­imi daw­ny­mi wy­da­rze­nia­mi oraz trau­ma­mi, zdo­będziesz od­wa­gę, by re­ali­zo­wać swo­je pra­gnie­nia. Czy to mo­żli­we, że oba­wia­my się wła­snej siły? Tak, po­nie­waż ona nie­sie ze sobą kon­se­kwen­cje. Siła ozna­cza też zmia­ny, a nie za­wsze chce­my wy­pu­ścić z za­ci­śni­ętej dło­ni coś, do cze­go się przy­zwy­cza­ili­śmy. Cza­sem my­śli­my, że to, co trzy­ma­my w dło­ni, to skarb, a to może być coś, co spo­wal­nia nas w dro­dze do sie­bie. Cza­sem czy­ta­jąc ksi­ążkę, za­sta­na­wia­my się, czy to OK, że coś wła­śnie w niej nas wku­rzy­ło, że rzu­ci­my parę k…w. Po­wiem ci, że to jest OK i wca­le się nie zdzi­wię, je­śli tu po­czu­jesz ta­kie wła­śnie emo­cje. Coś tu po­ru­szy twój we­wnętrz­ny świat i spra­wi w nim trzęsie­nie zie­mi, tor­na­da. Je­śli to ma po­móc ci wy­bu­dzić two­je sło­ńce, to po­zwól so­bie.

 

 

 

O mnie

 

 

Przez ostat­nie 20 lat brzmia­ły mi w gło­wie, choć z co­raz mniej­szym na­tęże­niem – jak ście­ra­jące się z upły­wem cza­su i często­tli­wo­ścią uży­wa­nia je­an­sy – sło­wa wy­po­wie­dzia­ne z po­gar­dą do mo­jej mamy przez ojca mo­jej li­ce­al­nej ko­le­żan­ki – „Two­ja cór­ka to leń i ni­cze­go nie osi­ągnie”.

Bo­la­ło. Bar­dziej bo­la­ło jed­nak gdy inni po­zba­wia­li mnie kon­tro­li nad moim cia­łem. Ich szyb­ki od­dech i ci­ężar spo­co­ne­go cia­ła po­zo­sta­wił we mnie nie­moc, któ­ra nie ble­dła z upły­wem cza­su. Nie zni­ka­ła dłu­go, bo znaj­do­wa­łam się sied­mio­krot­nie w sy­tu­acjach, kie­dy to oni de­cy­do­wa­li, a moje „NIE” nie było usły­sza­ne.

W my­ślach ukła­da­łam sce­na­riu­sze, w któ­rych wy­cho­dzi­łam zwy­ci­ęsko. Uda­wa­ło mi się uciec lub za­bi­ja­łam opraw­cę. W rze­czy­wi­sto­ści mo­głam tyl­ko przy­glądać się mo­jej bez­sil­no­ści, któ­ra prze­jęła kon­tro­lę nad moim ja. Dla­te­go nie wy­do­by­wał się ze mnie roz­pacz­li­wy krzyk, któ­rym by­łam wy­pe­łnio­na. Mój brak siły pod­sta­wiał mi al­ko­hol i ży­let­kę, któ­ra po­ma­ga­ła mi po­czuć, że żyję. Po­ma­gał mi też Pan Szpil­ka – ry­su­jąc mi cien­kie li­nie w ró­żnych oko­li­cach ręki. Przy­gląda­łam się mo­jej bez­sil­no­ści przez dłu­gie lata. My­śla­łam, że siła po­le­ga na zno­sze­niu cier­pie­nia, jed­nak to nie tak. Siła nie po­le­ga na tym, ile wy­trwa­my w czy­mś de­struk­cyj­nym. Siła to kon­takt ze sobą i świa­do­mo­ść, że za­słu­gu­je­my na do­bro. W ko­ńcu tam do­ta­rłam. Mu­sia­łam tyl­ko po­móc so­bie ją do­strzec. Mój brak zgo­dy na bez­sil­no­ść, dzień po dniu, for­mo­wał co­raz sil­niej­szą mnie.

W ży­ciu stra­ci­łam wie­le, ka­żda z tych strat mia­ła na celu na­uczyć mnie cze­goś no­we­go. Do­pie­ro po la­tach moja prze­szło­ść wy­tłu­ma­czy­ła mi, o co w tym wszyst­kim cho­dzi­ło. Zna­la­złam moją prze­szło­ść w utwo­rach mu­zycz­nych, któ­rych cza­sem słu­cham, by so­bie przy­po­mnieć, kim by­łam. Kil­ka lat temu stra­ci­łam kota i po­że­gna­łam ob­umie­ra­jący płód dziec­ka. Po tym wszyst­kim od­zy­ska­łam sie­bie, sta­wia­jąc nie­pew­nie kro­ki. To miej­sce po­wsta­ło z my­ślą o to­bie, ale też o mnie, po­nie­waż tu mogę od­kryć wi­ęcej sie­bie. Chcę byś ty też zna­la­zła w swo­im we­wnętrz­nym świe­cie miej­sce na cie­bie. Pew­nie się za­sta­na­wiasz, kim je­stem. Je­stem w trak­cie zmian ka­żde­go dnia. Co­dzien­nie uwal­niam małą dziew­czyn­kę w so­bie i świa­do­mie do­ko­nu­ję wy­bo­rów. Uczę się sie­bie na­wet wte­dy, gdy przez chwi­lę czu­ję się nie­obec­na.

Od po­nad 30 lat miesz­kam w No­wym Jor­ku. Prze­miesz­czam się po nim od dziec­ka, po­zo­sta­jąc wier­na dziel­ni­com Man­hat­ta­nu, Bro­okly­nu i Qu­een­su. To chy­ba tu po­ko­cha­łam być ko­lo­ro­wą i tak opty­mi­stycz­ną. Już od dziec­ka mia­łam geny sil­nej ko­bie­ty i może dla­te­go skon­fron­to­wa­łam się z tym sil­nym mia­stem. To tu­taj kie­dyś mo­głam wy­jść w pi­ża­mie do skle­pu i mó­wić „dzień do­bry” kie­row­cy au­to­bu­su. Nowy Jork był em­pa­tycz­ny. Nie­jed­no­krot­nie przy­pad­ko­wy prze­cho­dzień oka­zy­wał za­in­te­re­so­wa­nie i ofe­ro­wał po­moc, gdy na uli­cach i sta­cjach me­tra pa­ra­li­żo­wał mnie atak pa­ni­ki.

Tu­taj la­ta­mi gu­bi­łam się i od­naj­dy­wa­łam, pró­bu­jąc zna­le­źć sie­bie w we­wnętrz­nym cha­osie. Szu­ka­łam na siłę ko­goś, kto by mnie w ko­ńcu za­ak­cep­to­wał. Jed­nak by­wa­łam w nie­wła­ści­wych miej­scach, oszu­ku­jąc samą sie­bie. Od­kry­wa­nie sie­bie to naj­cen­niej­szy dar, jaki mo­że­my so­bie za­fun­do­wać, bo wte­dy wie­my, że nie mu­si­my już uda­wać. Prze­ży­wa­łam czas bun­tu, mia­łam ró­żne po­my­sły na ży­cie, mimo że były one de­struk­cyj­ne i je­dy­nie do­da­wa­ły mi wi­ęcej pro­ble­mów. Kre­owa­łam się na ró­żne po­sta­cie, czu­łam się wte­dy bez­piecz­niej, bo nie mu­sia­łam za­glądać w głąb sie­bie. Nie lu­bi­łam słu­chać opi­nii in­nych, na­wet je­śli były kon­struk­tyw­ne. Wie­rzy­łam moc­no w swój wła­sny świat i swo­je wła­sne pra­wa. Je­stem au­tor­ką swo­ich wła­snych zmian, któ­re ob­ser­wu­ję la­ta­mi, jak i me­to­dy włócz­ki – ści­ąga­nia warstw i od­kry­wa­nia sie­bie. Bez far­ma­ko­lo­gii, o wła­snych si­łach, dzi­ęki sa­mo­za­par­ciu i oso­bi­ste­mu roz­wo­jo­wi wy­do­sta­wa­łam się nie tyl­ko z sil­nych de­pre­sji, ale i de­struk­cyj­nych sche­ma­tów; za­bu­rzeń bor­der­li­ne, i po­zna­łam bli­żej moją cho­ro­bę afek­tyw­ną dwu­bie­gu­no­wą. Prze­sta­łam żyć na zło­ść in­nym, ale z mi­ło­ścią do sie­bie. Nie mu­sia­łam wi­ęcej zga­dy­wać, kim je­stem i pa­trzeć ocza­mi ma­łej za­gu­bio­nej, bez­rad­nej dziew­czyn­ki.

Wy­da­je się, że stra­ci­łam ka­wał cza­su, ucie­ka­jąc od sie­bie. Może to wca­le nie stra­ta? A jak to wy­gląda­ło wcze­śniej? Jako dziec­ko ko­cha­łam ry­so­wać. Wie­lo­krot­nie wy­gry­wa­łam kon­kur­sy mło­dych ta­len­tów. W wie­ku 9 lat od­kry­łam, że pia­ni­no świet­nie do­ga­dy­wa­ło się z mo­imi pal­ca­mi. Jako szes­na­sto­lat­ka za­częłam też grę na gi­ta­rze. Nie­dłu­go po­tem usły­sza­łam swój głos (so­pran) i po­sta­no­wi­łam pie­lęgno­wać go, zda­jąc do li­ceum mu­zycz­ne­go, a po­tem idąc na warsz­ta­ty śpie­wu. Moja na­ra­sta­jąca de­pre­sja od­da­la­ła mnie jed­nak od mo­ich ta­len­tów co­raz da­lej i da­lej w al­ko­hol i używ­ki. Ma­nia często kon­ku­ro­wa­ła z epi­zo­da­mi de­pre­sji, a cza­sem obie w sta­nie mie­sza­nym nie da­wa­ły mi szan­sy po­znać sa­mej sie­bie. Chad i bor­der osie­dli­li się w mo­jej gło­wie, pod­ró­żu­jąc ra­zem ze mną przez ży­cie. Przez ten czas pró­bo­wa­łam obie te dia­gno­zy za­gło­dzić na śmie­rć.

Na stu­dia zde­cy­do­wa­łam się 3 lata pó­źniej, po uko­ńcze­niu li­ceum. Wy­bra­łam psy­cho­lo­gię, a na­stęp­nie prze­nio­słam się na ko­lej­ne stu­dia – fil­mo­gra­fię i mo­głam rów­nież ana­li­zo­wać ludz­kie sche­ma­ty. Na ostat­nim roku od­by­łam staż, pra­cu­jąc dla me­dial­nej fir­my pro­du­ku­jącej se­ria­le i do­ku­men­ty dla te­le­wi­zji ta­kich jak MTV i Fuse. Jako pro­duc­tion as­si­stant bra­łam też udział w me­etin­gach, gdzie po­ma­ga­łam roz­pla­no­wać re­ali­ty show dla MTV. Czu­łam się tam w swo­im świe­cie. Za na­mo­wą mamy za­pi­sa­łam się na warsz­ta­ty kre­atyw­ne­go pi­sa­nia, gdzie szli­fo­wa­łam swój dar kre­owa­nia fik­cji.

W tym cza­sie by­łam człon­kiem no­wo­jor­skie­go klu­bu fo­to­gra­ficz­ne­go, któ­re­go pre­ze­sem był sław­ny Ry­szard Ho­ro­witz. Wy­sta­wia­łam swo­je pra­ce na kon­kur­sach fo­to­gra­ficz­nych or­ga­ni­zo­wa­nych w pol­skim kon­su­la­cie. Nie trwa­ło to jed­nak dłu­go. Ze­rwa­łam na­gle kon­takt z fo­to­gra­fią i ucie­kłam w świat swo­ich za­bu­rzeń i cho­ro­by. Pra­co­wa­łam do­ryw­czo. Utknęłam w tym sta­nie na wie­le lat. Ba­łam się zmian, ba­łam się, że mama nie­dłu­go wró­ci do Pol­ski. Ba­łam się spo­tka­nia słyn­ne­go ame­ry­ka­ńskie­go ak­to­ra, dla któ­re­go pra­co­wa­ła moja mama, ba­łam się, że ko­lej­ny chło­pak nie będzie chciał się ze mną zwi­ązać. Nie wy­obra­ża­łam so­bie swo­jej przy­szło­ści.

Ko­ńcząc stu­dia, obie­ca­łam pro­fe­so­rom kon­ty­nu­ować pi­sa­nie. Jed­nak po­chło­nął mnie ko­lej­ny epi­zod ma­nii. W tym sta­nie po­sta­no­wi­łam wy­je­chać do Wiel­kiej Bry­ta­nii do chło­pa­ka po­zna­ne­go on­li­ne. W dzień kup­na bi­le­tu do­wie­dzia­łam się, że jest za­ręczo­ny. Chcia­łam się wy­co­fać, ale za­pew­niał, że jej nie ko­cha. Spędzi­łam tam po­nad rok, wy­naj­mu­jąc miesz­ka­nie ra­zem z chło­pa­kiem i jego zna­jo­my­mi. Tam też otwo­rzy­ły mi się oczy na rze­czy­wi­sto­ść, któ­rej wcze­śniej nie zna­łam. Żo­na­ci fa­ce­ci spro­wa­dza­li so­bie ko­le­żan­ki na noc; na al­ko­hol i seks. Je­den z nich szan­ta­żo­wał mnie i pró­bo­wał zgwa­łcić. Nie uda­ło mu się. Przez pół roku przy­gląda­łam się mo­je­mu chło­pa­ko­wi, któ­ry nad­uży­wał al­ko­ho­lu. To­wa­rzy­szy­ło temu moje za­ła­ma­nie i sta­ny lęko­we. Wró­ci­łam do No­we­go Jor­ku, chło­pak do­stał wizę i po­świ­ęci­łam ko­lej­ne lata na kłót­niach i pro­śbach, by prze­stał pić. Po krót­kim cza­sie wzi­ęli­śmy ślub, któ­ry był spon­ta­nicz­nym po­my­słem nas oboj­ga. Za­częłam wte­dy też te­ra­pię, pod­czas któ­rej czu­łam się po­zo­sta­wio­na sama so­bie. W niej na­si­li­ły się ob­ja­wy PTSD, z któ­ry­mi ci­ężko było prze­spać całą noc. Po kil­ku la­tach zre­zy­gno­wa­łam.

Po la­tach wal­ki z al­ko­ho­li­zmem męża i moją bez­rad­no­ścią po­zwo­li­łam na roz­sy­pa­nie się mo­je­go ma­łże­ństwa. Czu­łam, że od daw­na by­łam w nim sama, więc po­sta­no­wi­łam wy­ru­szyć w ko­lej­ną pod­róż do no­we­go zwi­ąz­ku. Nim jesz­cze wzi­ęłam roz­wód, po­le­cia­łam do Pol­ski po­znać mo­je­go obec­ne­go męża. Ten zwi­ązek nie był ła­twy, jed­nak to wła­śnie w nim po­zna­łam sie­bie głębiej i na­uczy­łam się od­pusz­czać. W dru­giej te­ra­pii nie by­łam go­to­wa przy­jąć praw­dy o so­bie, po­nie­waż ja sama nie chcia­łam ni­cze­go zmie­nić. Te­ra­pia trwa­ła krót­ko, bo by­łam w Pol­sce tyl­ko na dłu­gich wa­ka­cjach, od­wie­dza­jąc mo­je­go obec­ne­go męża (wte­dy chło­pa­ka). Je­ździ­łam tram­wa­jem co ty­dzień na Mo­ko­tów do ko­lo­ro­wej pani, przy któ­rej czu­łam się bez­piecz­nie. Było mi wy­god­nie i czu­łam się wy­ró­żnio­na tym, że ktoś po­świ­ęca mi tyle uwa­gi. Je­dy­ne cze­go chcia­łam, to „ho­do­wać” te cho­ro­by i za­bu­rze­nia, po­nie­waż two­rzy­ły to, kim by­łam. My­śla­łam, że to by­łam praw­dzi­wa ja. Wra­ca­jąc do Sta­nów, zo­sta­wi­łam za sobą te­ra­pię, któ­rą mia­łam kon­ty­nu­ować on­li­ne. W Sta­nach kon­ty­nu­owa­łam za­cho­wa­nia au­to­de­struk­cyj­ne. Nie mo­głam unie­ść te­ra­pii, a w niej sie­bie, dla­te­go bez sło­wa po­rzu­ci­łam spo­tka­nia. Nie je­stem z tego dum­na, ale wie­rzę, że było mi to po­trzeb­ne w tam­tym okre­sie.

Z jed­nej stro­ny czu­łam ni­co­ść i pust­kę, a z dru­giej za­bu­rze­nie po­zwa­la­ło mi ist­nieć. Całe ży­cie coś we mnie krzy­cza­ło, wy­ry­wa­ło się, wy­le­wa­ło z ró­żnych miejsc mo­jej gło­wy. Było gło­śno tak dłu­go, aż za­uwa­ży­łam, że ten ha­łas za­głu­szał wszyst­ko, cze­go nie ak­cep­to­wa­łam i chcia­łam od­go­nić. Tra­ci­łam ener­gię na cho­wa­niu się przed świa­tem. Mia­łam dość wcie­la­nia się w inne oso­bo­wo­ści. Czu­łam, jak­bym była wszędzie i ni­g­dzie. Za­głu­sza­łam wła­sne wnętrze, któ­re pró­bo­wa­ło do mnie do­trzeć. By­łam zbyt upar­ta, by go słu­chać, by go do­pu­ścić do gło­su. Wo­la­łam wsłu­chi­wać się w ego. Głód, któ­ry czu­łam przez lata, oka­zał się bra­kiem do­stępu do sa­mej sie­bie.

Za­my­ka­łam przed sobą drzwi, nie po­zwa­la­jąc so­bie ich otwo­rzyć. Zda­łam so­bie spra­wę ze swo­jej sa­mot­no­ści.

Kil­ka lat po­tem stra­ci­łam cier­pli­wo­ść do sie­bie i da­łam so­bie szan­sę, idąc na warsz­ta­ty dwu­punk­tu w ośrod­ku sa­mo­roz­wo­ju w War­sza­wie. Jed­no spo­tka­nie po­ru­szy­ło mnie na tyle, że zda­łam so­bie spra­wę, że za­głu­sza­łam swój świat we­wnętrz­ny. By­łam go­to­wa usły­szeć sie­bie i za­ufać, że mogę pu­ścić jed­ną rzecz z za­ci­śni­ętej dło­ni.

Wy­ko­ny­wa­łam po­le­co­ne na warsz­ta­tach ćwi­cze­nia dwu­punk­tu oraz we­jścia w pole ser­ca. Od­kry­łam, że już nie po­trze­bu­ję żyć za­bu­rze­nia­mi, ża­lem, zło­ścią i au­to­de­struk­cją, by czuć się bez­piecz­nie. Zo­ba­czy­łam, że mogę żyć zu­pe­łnie czy­mś in­nym – sobą, a wła­ści­wie za­ufa­niem do miej­sca w so­bie. Ćwi­cze­nia pola ser­ca były mi naj­bli­ższe. Kie­dy prze­by­wa­łam w prze­strze­ni ser­ca, obu­dzi­ły się we mnie uczu­cia, przed któ­ry­mi tak dłu­go się bro­ni­łam. Już po paru ty­go­dniach zre­zy­gno­wa­łam z ży­let­ki. Od­pu­ści­łam chęć nie­bez­piecz­nej kon­tro­li nad sobą. Dłu­gi czas po­zwa­la­łam dać się zdep­tać in­nym i so­bie. Wsłu­cha­łam się w sie­bie i na­uczy­łam się ak­cep­to­wać ci­szę, w któ­rej do­wia­du­ję się co­raz wi­ęcej o tym, kim je­stem. Uświa­do­mi­łam so­bie, że mo­żna mieć wpływ na swo­je ży­cie. Za­uwa­ży­łam w ci­ągu tych lat, że nie cho­dzi wca­le o czas, ale o do­świad­cze­nia, prze­ko­na­nia i de­cy­zje. W ko­ńcu uwie­rzy­łam, że nie mu­szę bi­ciem i wy­zy­wa­niem prze­ko­ny­wać in­nych do ko­cha­nia mnie. Ze­szłam po scho­dach do ser­ca i od­wa­ży­łam się na py­ta­nia.

Je­stem za­wsze w dro­dze do sie­bie. Dziś, jako CBT tre­ner trans­for­ma­cji, po­ma­gam in­nym zdzie­rać war­stwy, któ­re przy­kry­wa­ją ich pi­ęk­no.

Ist­nie­je w nas wia­ra, że ży­cie roz­wi­ąże za nas na­sze pro­ble­my. Kie­dyś mniej wie­rzy­łam we wła­sną moc. My­śla­łam, że zdo­łam się uchro­nić przed ży­ciem, scho­wać i nie brać w nim udzia­łu. Wie­le razy nie chcia­łam dać so­bie szan­sy, bo nie wie­rzy­łam, że na nią za­słu­gu­ję. Często cze­ka­łam na de­pre­sję z upra­gnie­niem, by się w niej głębiej scho­wać przed świa­tem. Do­świad­cze­nie na­uczy­ło mnie, że to my na­da­je­my kie­ru­nek i wno­si­my coś do ży­cia.

 

 

 

Kobieta

 

 

Kie­dyś za­sta­na­wia­łam się, czy je­stem ko­bie­tą, ale nie dla­te­go, że wąt­pi­łam w swo­je od­bi­cie. Spo­ty­ka­łam na dro­dze ta­kich lu­dzi, któ­rzy się sta­ra­li ode­brać mi ko­bie­co­ść. Już w nie­jed­nym gwa­łcie pró­bo­wa­li. Po la­tach za­da­wa­łam so­bie py­ta­nie, czy to nor­mal­ne, że mąż do żony pi­jac­kim to­nem mówi: „TY??? Ty je­steś ko­bie­tą? pffff ”. Nie wie­dzia­łam, co mu od­po­wie­dzieć na jego kpi­ący ton. Stał w prze­jściu w drzwiach od po­ko­ju i ki­wał się z boku na bok, cze­ka­jąc chy­ba na moją re­ak­cję. Bez­rad­no­ść po­łk­nęła mnie wte­dy w ca­ło­ści. Na­plu­łam mu w twarz. On mi na­pluł z po­wro­tem i wte­dy się za­częło… Ka­żdy to­nął w swo­im pro­ble­mie, a on do­dat­ko­wo jesz­cze w al­ko­ho­lu. Cze­ka­łam la­ta­mi, aż do­strze­że we mnie war­to­ść. W ko­ńcu go zdra­dzi­łam, a po­tem od nie­go ode­szłam. La­ta­mi, po ode­jściu, my­śla­łam, że mu­szę spła­cić dług zdra­dy, że mu­szę go ura­to­wać przed ko­lej­nym de­li­rium i głu­pią de­cy­zją. Po­tem zro­zu­mia­łam, że to nie moja ro­bo­ta i rola, że jest do­ro­sły, a ja mam pra­wo być dziś szczęśli­wa. Wca­le nie mu­szę być da­lej częścią jego żalu…

Czy dziś się boję? Oczy­wi­ście, że tak. Da­lej je­stem czło­wie­kiem.

 

 

 

Dla kogo jest to miejsce?

 

 

Je­śli tu je­steś, to ufam, że je­steś tak jak i ja za­in­te­re­so­wa­na dro­gą do sie­bie i tym, co spo­tka cię na tej dro­dze. Jest to prze­strzeń po­trzeb­na na to, by przy­po­mnieć so­bie, kim się jest pod war­stwa­mi tego, co nie na­sze i wy­kre­ować sie­bie zgod­nie z tym, co mówi two­ja au­ten­tycz­no­ść. Tu mo­żesz wy­pu­ścić na wol­no­ść wie­le emo­cji, któ­re nie mia­ły do dziś miej­sca dla sie­bie. Tu nie cho­dzi o dąże­nie do suk­ce­su, ale o wy­pra­wę do wnętrza i po­zwo­le­nie so­bie na szczęście. Mnie przy­no­si szczęście od­kry­wa­nie.

Jest to kon­fron­ta­cja z tym, co uzna­wa­łaś za swo­je, by za­głu­szyć swo­ją praw­dę. Zbie­rzesz tu ci­ężkie ka­wa­łki, jak i te, któ­re unie­siesz bez tru­du. Ka­żdy ka­wa­łek, jaki tu znaj­dziesz, będzie miał inny kszta­łt, a nie­któ­rym ty go nadasz w zgo­dzie ze sobą. Wszyst­ko po to, by w ko­ńcu po­rzu­cić sta­re, za­sie­dzia­łe su­pe­łki, me­to­dy ra­dze­nia so­bie i po­znać swo­je mo­żli­wo­ści. Jest to miej­sce na bu­do­wa­nie świa­do­mo­ści sie­bie i od­pusz­cze­nie tego, co już nie dzia­ła, rdze­wie­je i się ku­rzy. To oka­zja, by przyj­rzeć się so­bie z bli­ska bez wsty­du, żalu i wy­rzu­tów su­mie­nia. Je­że­li do dziś go­ści­ły w two­jej gło­wie sprzecz­ne my­śli, nie­wy­ra­źna prze­szło­ść, sil­ne emo­cje oraz prze­ko­na­nie, że je­steś zno­wu strat­na, to tu od­kry­jesz py­ta­nia i być może od­po­wie­dzi. Przy­go­tuj się jed­nak na nie­wy­god­ne py­ta­nia, wy­jście ze swo­je­go schro­nie­nia i do­ko­pa­nie się do miej­sca w so­bie, przed któ­rym sta­niesz boso. W ten spo­sób po­czu­jesz grunt pod no­ga­mi.

To miej­sce jest cza­sem, kie­dy mo­żna spoj­rzeć na sie­bie z mi­ło­ścią, przy­wra­ca­jąc so­bie zgo­dę na cier­pli­wo­ść i wspó­łczu­cie dla sie­bie. Nie je­stem tu, by uczyć, prze­ko­ny­wać do jed­ne­go ro­dza­ju my­śle­nia i roz­wi­ąza­nia. Je­stem tu, by po­dać ci cie­płą her­ba­tę, koc i dać ci mo­żli­wo­ść za­ob­ser­wo­wa­nia sie­bie w tej pod­ró­ży. Prze­ka­zu­ję ci tu coś praw­dzi­we­go, po­nie­waż jest to częścią mo­je­go ży­cia i trans­for­ma­cji. Być może często szu­kasz od­po­wie­dzi poza sobą. Czas uwie­rzyć, że jed­no z naj­wa­żniej­szych na­rzędzi masz już w so­bie.

Stwo­rzy­łam to miej­sce szcze­gól­nie dla tych ko­biet, któ­re chcą uwie­rzyć w swo­je ist­nie­nie po trau­mie i tych, któ­re mają do­syć cho­wa­nia się pod ciem­ny płaszcz, by unik­nąć ży­cia. Pro­szę nie trak­to­wać tego miej­sca jako te­ra­pii, po­nie­waż ta ksi­ążka nie za­stąpi ci jej. Ufam, że je­steś już w trak­cie zmian i je­steś go­to­wa otwo­rzyć się na ró­żne prze­my­śle­nia i emo­cje. Naj­wa­żniej­sze, byś mo­gła cie­szyć się sobą gdzie­kol­wiek będziesz. Ży­czę ci, by uda­ło ci się otwo­rzyć okno na swój we­wnętrz­ny świat i od­dy­chać głębo­ko.

Może tu do­wiesz się, kim tak na­praw­dę je­steś i cze­go chcesz od sie­bie i ży­cia. Trud­no przyj­rzeć się so­bie, na­kła­da­jąc mi­lio­ny fil­trów, któ­re przy­sła­nia­ją wi­dok na sie­bie i świat. Nim wy­ru­szysz w dro­gę do sie­bie, to po­staw się przed tym py­ta­niem: – Czy je­stem tu, by ja­koś prze­trwać trud­ne chwi­le, czy chcę w ko­ńcu brać udział w moim ży­ciu. Je­że­li nie je­steś go­to­wa po­wo­li za­mknąć pe­wien etap w swo­im ży­ciu, to ta pu­bli­ka­cja nie jest dla cie­bie. Je­że­li nie je­steś go­to­wa opu­ścić swo­jej wy­god­nej wer­sji ży­cia w stra­chu przed samą sobą, to po­zo­stań przy tym, co uzna­jesz za swo­je. Je­że­li szu­kasz szyb­kiej re­cep­ty na trud­ną sy­tu­ację i chwi­lo­we­go do­ła­do­wa­nia, to oszczędź so­bie czas i nie czy­taj da­lej. Ta pu­bli­ka­cja jest pe­łna py­tań, ana­li­zy, trud­nych od­po­wie­dzi, prze­my­śleń i me­ta­for. Znaj­dziesz tu rów­nież ćwi­cze­nia, do któ­rych przy­da się wy­god­na ka­na­pa. Nie ma tu nic na skró­ty i na szyb­ko, więc po­le­cam za­trzy­mać się na ka­żdym py­ta­niu na dłu­żej, a cza­sem na­wet odło­żyć je na po­tem i do nie­go wró­cić. Je­śli my­ślisz po­wa­żnie o zmia­nach w swym ży­ciu, to mu­sisz prze­jść przez nie­wy­god­ne sy­tu­acje i wy­jść ze swo­jej stre­fy komfor­tu. Nie ocze­kuj, że ja­ki­mś cu­dem ten pro­ces nie będzie cie­bie do­ty­czyć. Nie myśl, że ktoś cię ura­tu­je i zwol­ni z od­po­wie­dzialno­ści. Za­py­taj sie­bie, czy na pew­no chcesz tej zmia­ny, czy tyl­ko prze­no­sić swo­je ma­rze­nia z miej­sca na miej­sce, cze­ka­jąc na cud. Zgad­nij co! TY JE­STEŚ TYM CU­DEM.

Może już wiesz, ale je­śli nie je­steś go­to­wa TY, to nic w nim świa­do­mie nie zmie­nisz. Nie­wa­żne, ile prze­czy­tasz po­rad­ni­ków, ile zro­bisz afir­ma­cji i co usły­szysz, da­lej będziesz nie­ustan­nie szu­kać roz­wi­ązań poza sobą. Pra­ca, jaką się wy­ko­nu­je, na­le­ży tyl­ko do nas, a zmia­ny za­le­żą od nas. Obec­no­ść tego miej­sca po­mo­że ci zro­zu­mieć le­piej twój we­wnętrz­ny świat. Te my­śli i gło­sy, któ­re chcą nas znie­chęcić, za­trzy­mać i prze­ko­nać, nie są na­szą praw­dą. Wci­ąż po­tra­fią kłó­cić się z gło­sem du­szy, któ­ry bro­ni swą mi­sję. Być może prze­ra­ża cię ży­cie na tyle, że cho­wasz się sama przed sobą – w so­bie lub poza sobą. To miej­sce to twój pierw­szy lub ko­lej­ny krok, by prze­stać py­tać o zgo­dę, ro­bi­ąc coś dla sie­bie.

Ko­bie­ta po prze­jściach często nosi w so­bie winę in­nych, w ten spo­sób da­jąc so­bie po­zwo­le­nie na po­zo­sta­nie w roli ofia­ry, nie bio­rąc od­po­wie­dzial­no­ści za swo­je ży­cie. Po prze­jściach jest nam ła­twiej uto­żsa­miać się z czy­mś z prze­szło­ści, po­nie­waż nie do ko­ńca wie­my, kim dziś je­ste­śmy bez tego, co nas spo­tka­ło. Mo­żli­we, że dłu­go cze­ka­łaś na mo­ment, w któ­rym po­sta­no­wi­łaś, że masz dość. Je­że­li wy­ra­żasz zgo­dę na pe­łen od­dech, to bar­dzo mo­żli­we, że po nim za­dasz so­bie wi­ęcej nie­wy­god­nych py­tań i po­dej­miesz ko­lej­ny krok w stro­nę swo­je­go wy­ma­rzo­ne­go świa­ta. Z ja­kim py­ta­niem do sie­bie dziś przy­cho­dzisz? Pro­szę, wy­po­wiedz to na głos.

Je­że­li chcesz od­kryć, na ile two­ja go­to­wo­ść do zmian jest szcze­ra, to znaj­dziesz tu coś dla sie­bie. Nie szu­kaj na siłę, po­nie­waż czym wi­ęcej wkła­dasz ener­gii w to, by coś dla sie­bie zna­le­źć, tym wi­ęcej po­czu­jesz pre­sji i znie­chęce­nia. Nie bu­duj szczęścia na po­czu­ciu winy. Skła­ma­ła­bym twier­dząc, że jest to dro­ga ła­twa. Wręcz prze­ciw­nie – jest wy­bo­ista i wy­da­je się ci­ągnąć w nie­sko­ńczo­no­ść. By do­trzeć do wy­ma­rzo­ne­go miej­sca, naj­pierw war­to zna­le­źć dro­gę do sie­bie. Może po­wra­ca­nie do sie­bie jest two­ją wy­ma­rzo­ną dro­gą?

Być może chro­ni­my się przed od­po­wie­dzial­no­ścią za to ży­cie, za na­sze pró­by, błędy i czas, któ­ry mu po­świ­ęca­my. Wszyst­ko jest na­sze, po­nie­waż jest tu po to, by nas uczyć. To, co nie jest na­sze, to na­rzu­co­ny ob­raz sie­bie, jaki po­wstał z do­świad­czeń. Dziś wiem, że tu cho­dzi o wy­jęcie z wa­liz­ki tego, co nas ob­ci­ąża i nie jest na­sze, ale też to, co jest, a wsty­dzi­li­śmy się do tej pory tego ujaw­nić w stra­chu przed od­rzu­ce­niem. Cho­dzi też o zdjęcie z sie­bie zbroi, któ­ra ob­ci­ąża tę pod­róż na zie­mi. Być może nie ufa­my temu, co nas cze­ka i temu, co jest tu i te­raz, ale po­my­śla­łam, że to czas, by po­zwo­lić prze­szło­ści być świad­kiem mo­ich zmian i na­uczy­cie­lem przy­szło­ści. To, co dziś tu do­świad­czysz, może być po­cząt­kiem two­jej dro­gi, nową my­ślą, na­rzędziem, któ­re wpa­ku­jesz do swo­jej wa­liz­ki lub rzu­ce­niem się na głębo­ką wodę. Tak na­praw­dę, to miej­sce nie jest tu, by roz­wi­ązać ja­kiś szcze­gól­ny pro­blem, któ­ry po­ja­wia się w spe­cy­ficz­nym mo­men­cie ży­cia. Mo­żesz być wszędzie, obec­na lub mniej obec­na. Naj­wa­żniej­sze jest, byś wzi­ęła coś dla sie­bie i by to coś po­zwo­li­ło ci od­szu­kać resz­tę. Czym jest two­ja resz­ta?

Kto sko­rzy­sta z tego miej­sca? Ka­żda ko­bie­ta, któ­ra chcia­ła­by po­być z miej­scem w so­bie i na­brać od­wa­gi, by żyć. Jest to dla cie­bie, je­śli masz dość przy­gląda­nia się swo­je­mu ży­ciu z boku. Może to wła­śnie jed­no z tych miejsc, któ­re pod­su­nie ci po­my­sł, by ru­szyć z two­im za­sie­dzia­łym pla­nem. Może twój plan to wstać z łó­żka, od­sło­nić ża­lu­zje i spoj­rzeć so­bie w oczy. To miej­sce jest rów­nież dla pi­sa­rzy, któ­rzy szu­ka­ją ak­cep­ta­cji sie­bie i ak­to­rów pędzących przed sie­bie ze skryp­tem w jed­nym ręku, a kub­kiem kawy w dru­gim.

Przyj­dź tu ze wszyst­kim, co masz, z ka­żdą emo­cją, my­śla­mi i prze­ko­na­nia­mi. Chcia­ła­bym, abyś po prze­czy­ta­niu mo­gła po­szu­kać wła­snej praw­dy. Tu nie cho­dzi o udo­wod­nie­nie świa­tu, że coś się po­tra­fi. Cho­dzi o miej­sce w to­bie, byś po­tra­fi­ła je zna­le­źć i czu­ła się w nim bez­piecz­nie na tyle, by zro­bić w ży­ciu to, co ko­chasz. Po­zwól so­bie na to miej­sce, i do­wiedz się, co ze­bra­łam po dro­dze mo­je­go ży­cia, co może się przy­dać i to­bie.

 

 

 

Piwo

 

 

– Dla­cze­go pi­łeś z nim piwo po tym, jak mnie zgwa­łcił? – Nie chcia­łem ro­bić przed­sta­wie­nia.

Ze wszyst­kich miesz­kań do wy­na­jęcia mu­sie­li­śmy z chło­pa­kiem tra­fić aku­rat tam. Do domu ro­dzin­ne­go chło­pa­ka, któ­ry mnie kie­dyś zgwa­łcił. Z po­cząt­ku nie roz­po­zna­łam go, do­pie­ro po kil­ku dniach. Po­wie­dzia­łam o tym chło­pa­ko­wi, któ­ry po­tem sia­dy­wał w ogród­ku z gwa­łci­cie­lem i pił piwo. Za­częłam się nim brzy­dzić tak jak gwa­łci­cie­lem. Za­czął się do nie­go co­raz bar­dziej upo­dab­niać. Jego gło­wa i cia­ło za­częło prze­kszta­łcać się nie tyl­ko w mo­jej wy­obra­źni. Po­że­rał mi­ski ma­ka­ro­nu i za­sie­dział się na ka­na­pie, gra­jąc w gry. Cza­sem ba­łam się, że oprócz ma­ka­ro­nu zje też na­sze mi­ski. Z po­cząt­ku wy­da­wał się ide­al­ny, ale w któ­ry­mś mo­men­cie na­bie­rał in­no­ści, któ­ra sta­wa­ła się co­raz bar­dziej mi obca.

 

 

 

W ciemności

 

 

Mimo że cza­sem świa­tło ga­śnie w ży­ciu, to to ży­cie da­lej trwa i pod­rzu­ca ko­lej­ne lek­cje, któ­re du­sza od­ra­bia po ciem­ku. My­śli­my, że ból znik­nie w ciem­no­ści, że ja­ki­mś cu­dem go w niej zgu­bi­my. W ciem­no­ści tęt­no ży­cia zwal­nia i od­czu­wa się swój ból gło­śniej. Świa­tło omi­ja­ła dom ce­lo­wo, tak jak­by chcia­ło zmu­sić do wy­jścia z nie­go. Ciem­no­ść po­ma­ga my­ślom pły­nąć wol­niej, uży­wa­jąc tor­tur. Zo­ba­czy­łam, jak wpa­tru­je się w reszt­ki mnie, wy­le­wa­jąc na mnie ku­bek zim­nej ciem­nej kawy, przy­po­mi­na­jącej bez­gwiezd­ną noc.

 

 

 

 

Rozdział 1

 

Kontakt ze sobą – czyli gdzie ja w końcu jestem?

 

 

To jesz­cze nie ja cała, ale pra­wie. A może wca­le nie ma nas w ca­ło­ści, tak samo jak nie ma ko­ńca tej wy­pra­wy do sie­bie? Może za­wsze je­ste­śmy ka­wa­łka­mi, częścią wszech­świa­ta. Zbie­ra­my, wy­wa­la­my, zmie­nia­my, roz­wi­ja­my, tra­ci­my, zy­sku­je­my, od­pusz­cza­my, przyj­mu­je­my i je­ste­śmy w wiecz­nej trans­for­ma­cji. W stra­chu przy­spie­sza­my, by omi­nąć wi­dok na coś nie­chcia­ne­go i nie­wy­god­ne­go. Chce­my prze­jść obok, nie­zau­wa­że­ni przez in­nych i sie­bie. To, że idzie­my szyb­ciej nie zna­czy, że szyb­ciej do­trze­my na miej­sce. To, co jest we mnie dziś, być może po­znam do­pie­ro za kil­ka mie­si­ęcy i wte­dy wró­cę my­śla­mi, chcąc coś prze­sta­wić na inne miej­sce. Dziś do­cie­ra do mnie to coś z prze­szło­ści jak gwiaz­dy, któ­re ob­ser­wu­je­my na ciem­nym tle. Ich wi­dok do­cie­ra do nas z opó­źnie­niem. Cie­szę się, że w wy­pra­wie do sie­bie nie ma mo­żli­wo­ści spó­źnie­nia się, bo wszyst­ko dzie­je się w od­po­wied­nim dla mnie cza­sie. Nie spó­źnię się tam na ko­la­cję. Dziś nie chcę, by ży­cie to­czy­ło się tyl­ko obok. Pra­gnę, by drep­ta­ło we mnie swo­im wła­snym kro­kiem. Dziś nie po­spie­szam już go, po­zwa­lam na jego przy­stan­ki i ci­che dni. Sły­szę jego kro­ki, mimo że idzie­my jed­no­cze­śnie tą samą dro­gą. Na­wet gdy my­śla­łam, że już nie żyję, gdy umie­ra­łam i gdy ba­łam się umrzeć, to na­dal ży­łam jako myśl wszech­świa­ta. W jego świa­do­mo­ści by­łam i je­stem bez­piecz­na. Ktoś po­my­śli, że osza­la­łam, jak po­wiem, że od razu le­piej mi się robi, jak przy­pom­nę so­bie smak gumy do żu­cia z lat 80. i to, jak pach­nia­ła za­pie­kan­ka z bud­ki. Lu­dzie często ocze­ku­ją od cie­bie ja­kie­goś skom­pli­ko­wa­ne­go prze­pi­su na to, co po­mo­że im prze­jść przez ży­cie. Tyl­ko że wie­lu lu­dzi chce iść na skró­ty, a to nie jest prze­jście przez kład­kę jak małe pie­ski dwa. Dużo lu­dzi ocze­ku­je, że to, co wy­wo­ła w nas ra­do­ść, jest gdzieś za­ko­pa­ne, scho­wa­ne lub na­wet nie­do­stęp­ne. My­ślą, że trze­ba do­dać skom­pli­ko­wa­ne licz­by, po­dzie­lić, od­jąć i dać do po­tęgi, by uzy­skać szczęście. Ono jest w nas. Jest też w tych za­pi­sa­nych mo­men­tach, kie­dy nie by­li­śmy uwa­żni. Jest w na­szym źró­dle, w środ­ku kłęb­ka, tam gdzie czuć zna­jo­me bi­cie. Być może jest w pa­mi­ęci ko­mór­ko­wej i w ma­rze­niach, w któ­re uwie­rzy­li­śmy. Może leży na two­im łó­żku w for­mie uszy­te­go kró­li­ka, któ­re­go do­sta­li­ście od bab­ci. Po­dziel­my się swo­imi do­bry­mi wspo­mnie­nia­mi. Wyj­mij­my je spod gru­bych warstw i po­zwól­my so­bie je po­czuć. Wiem, trau­my każą za­po­mnieć o tych do­brych chwi­lach, ja­kie wy­da­rzy­ły się po dro­dze. Gdzieś leży przy­jem­ny za­pach z dzie­ci­ństwa, któ­ry nie ko­ja­rzy się źle. Gdzieś jest ten smak ora­nża­dy w prosz­ku, li­za­ka gwizd­ka, socz­ku z kar­to­nu, mle­ka od kro­wy, smal­cu, pra­ży­nek, lo­dów z Hor­te­xu i gumy do­nal­da. Pa­mi­ętam za­pach ba­jek z kli­szy wy­świe­tla­nych na ścia­nie. A ty? A za­pach ka­set wi­deo i prze­grza­ne­go ma­gne­to­wi­du? Pa­mi­ętasz po­dwór­ko i trze­pak? Te­raz two­ja ko­lej. Zrób li­stę swo­ich cu­dow­nych wspo­mnień i za­głęb się w nie.

W mo­jej gło­wie jest cały świat, a w nim my­śli moje i wszyst­kich po­zo­sta­łych, któ­rych znam. Mój świat jest chy­ba ko­smo­sem, któ­ry mie­ści ró­żne ga­lak­ty­ki. Wie­le lat spędzi­łam na ana­li­zo­wa­niu swo­ich my­śli; tych cie­ka­wych i tych uszko­dzo­nych przez inne. Czy te inne są pro­gra­mem wi­ru­so­wym i in­fe­ku­ją moje? My­śli zla­tu­ją się jak mu­chy, osia­da­jąc na czym po­pad­nie, ocie­ra­jąc swo­je nie­rów­ne łap­ska o sie­bie, jak w ja­kie­jś kon­spi­ra­cji. Nie­raz już otwie­ra­łam w po­śpie­chu okno, by je wy­pu­ścić, zła­pać po­wie­trze, zwol­nić swo­je bi­cie ser­ca i my­śli. Cza­sem wkur­wia­ło mnie moje wy­do­by­wa­nie z my­śli dru­gie­go dna i mia­łam chęć wy­ssać je od­ku­rza­czem. Ba­łam się cza­sem, że inni mogą od­czy­tać mnie i moje my­śli swo­im spoj­rze­niem. Może dla­te­go ba­łam się my­śleć za sie­bie? Gdy tyl­ko od­kry­łam, że ja też mam zdol­no­ści te­le­pa­tycz­ne, to po­czu­łam się bez­piecz­niej, wie­dząc, że w ka­żdej chwi­li i w ra­zie cze­go obro­nię się. In­tu­icja ni­g­dy nie stra­ci­ła do mnie cier­pli­wo­ści. Sie­dzia­ła jak w po­cze­kal­ni do le­ka­rza; dłu­go i cza­sem ktoś inny wpy­chał się do ko­lej­ki z czy­mś wa­żniej­szym. W ko­ńcu we­szła, zdjęła pal­to, za­sia­dła na czy­mś twar­dym i nie­wy­god­nym i za­częła spo­wia­dać się z tego, co czu­je. Ja oczy­wi­ście tu w roli le­ka­rza, z no­sem w ze­szy­cie ro­bi­ąca no­tat­ki szyb­kie i krzy­we, nie bar­dzo słu­cha­łam. Mia­łam swo­je ja­kieś teo­rie i je wci­ska­łam w gło­wę jed­nym pal­cem, bo dru­gi da­lej ro­bił no­tat­ki. – Tak, tak, ro­zu­miem – rze­kłam po raz set­ny. – No ale chy­ba nie, pro­szę na mnie pa­trzeć, jak roz­ma­wia­my! – Nie mogę, za­raz wcho­dzi ktoś i mu­szę zo­sta­wić tro­chę spoj­rze­nia dla in­nych! Pro­szę nie być ego­istą. – To ja­kiś żart! Cze­kam już tyle lat na to spo­tka­nie, a tu taki brak kon­tak­tu i po­gar­da.

Jak mo­głam my­śleć ina­czej o so­bie, wie­dząc, że za­wio­dłam bli­skich i upo­ko­rzy­łam się przed swo­ją przy­szło­ścią, a jed­no­cze­śnie ktoś wy­ci­ął ka­wa­łki mnie. Ona spo­gląda­ła na mnie z ki­wa­jącą gło­wą, jak ro­dzic oce­nia­jąc moje za­cho­wa­nia. Co moją przy­szło­ść może o mnie wie­dzieć? Czy jest w ja­ki­mś lep­szym miej­scu w ży­ciu, że może so­bie na to po­zwo­lić? Prze­szło­ść nie oce­nia­ła mnie tak sro­go, roz­czu­la­ła się nade mną i gła­ska­ła. Jed­nak po­tra­fi­ła za­gła­skać na śmie­rć, a to też nie było do­bre. Nie umia­łam się pod­nie­ść, kie­dy ktoś swo­im gła­ska­niem przy­ci­skał mnie z po­wro­tem do zie­mi. Nie chcia­łam się czuć jak ofia­ra ży­cia, bo to nie było mi tak zna­ne jak pre­sja i kop w dupę. Bar­dziej zna­ne mi było – Weź się za sie­bie – Prze­stań hi­ste­ry­zo­wać – Zmądrzej w ko­ńcu – Ile ty masz lat? – Kie­dy ty w ko­ńcu zro­bisz coś z ży­ciem? – Cze­mu nie mo­żesz być jak cór­ka Mar­le­ny? – Nie mogę już tego słu­chać! Zaj­mij się sobą. – Prze­stań pła­kać przez idio­tę i zrób coś ze sobą – I co za­mie­rzasz zro­bić? (i tu mia­łam ocho­tę od razu od­po­wie­dzieć, że gów­no). Ci­ężko od­sta­wić taki ze­sta­wik z mo­jej ap­tecz­ki. To było coś, co do dziś szep­cze do ucha, lecz chry­pi­ącym już gło­sem. Zu­żył się jak wie­le in­nych daw­nych me­tod ra­dze­nia so­bie. Wszyst­ko po­tra­fi się zu­żyć po cza­sie. Na­sze ży­cie ście­ra po­wo­li ko­lor nie tyl­ko z na­szych wło­sów, ale też z tra­ge­dii, bo po cza­sie sta­ją się one mniej wy­ra­zi­ste.

Był czas, kie­dy kon­takt ze sobą mnie roz­pra­szał. Wca­le nie pra­gnęłam wte­dy roz­ma­wiać ze swo­imi prze­ko­na­nia­mi, emo­cja­mi i nie bro­ni­łam się przed tym, co one roz­pro­wa­dza­ły w mo­jej gło­wie. Często tłu­mi­łam swo­je emo­cje i ka­ra­łam sie­bie za ich po­sia­da­nie. To wszyst­ko two­rzy­ło su­pły i su­pe­łki, któ­re były prze­szko­da­mi w do­tar­ciu do środ­ka włócz­ki. Chcia­łam ze­trzeć na tar­ce tę całą włócz­kę, bo wie­dzia­łam, że w niej jest dużo praw­dy o mnie. My­śla­łam, że w ten spo­sób szyb­ciej do­trę do niej i roz­pra­wię się z nią. Tyl­ko że wte­dy nie chcia­łam się nią za­opie­ko­wać, a wy­wa­lić jak taki ka­wa­łek ziem­nia­ka, któ­ry zo­sta­je, kie­dy już boję się trzeć da­lej, bo ska­le­czy pa­lec. Chcia­łam oszu­kać praw­dę, bo czu­łam się sama oszu­ka­na przez ży­cie. Zwa­la­łam winę na brak mi­ło­ści, uwa­gi, nie­zro­zu­mie­nie, mimo że sama nie by­łam go­to­wa dać so­bie tego sa­me­go. Ob­ra­ża­łam swo­je cia­ło na ró­żne spo­so­by, uży­wa­jąc szpil­ki, ży­let­ki lub inne oso­by, któ­re przy­szły po swo­je. Nie ro­bi­łam po­rząd­ku z tym, co mnie do­ty­ka­ło, ra­ni­ło, pcha­ło i spy­cha­ło na bok. Sia­da­łam w ciem­nym kącie od­wró­co­na do ścia­ny, cze­ka­jąc na od­po­wie­dzi z tego ciem­ne­go miej­sca we mnie. My­śla­łam o ty­si­ącach ró­żnych rze­czy i żad­ne z nich nie było na tyle ła­god­ne, bym mo­gła za­ofe­ro­wać je so­bie. Mimo to ra­ni­łam sie­bie tym, co było, bo stwier­dzi­łam, że lep­sze coś niż nic. Tak przy­naj­mniej wie­dzia­łam, że żyję. By prze­żyć, mu­sia­łam wy­wier­cić w swo­jej gło­wie dziu­rę i za­cząć coś w ko­ńcu uwal­niać w świat. Do dziś nie do­ta­rłam do tej do­ro­sło­ści, któ­rą na siłę mi chcie­li wci­snąć lub mnie wci­snąć do niej. Do­ro­sło­ść ko­ja­rzy mi się z tymi pa­skud­ny­mi spód­ni­ca­mi, do któ­rych mnie na­ma­wia­no, by za­ło­żyć. „Wy­glądaj na swój wiek” – mó­wi­ła ro­dzi­na. Ja nie chcia­łam wy­glądać jak inni, je­śli mia­ły być to smut­ne ko­szu­le, za­kry­te ra­mi­ącz­ka i scho­wa­ny pępek. Chcia­łam po swo­je­mu, na­wet je­śli gry­zło się to z prze­ko­na­niem o tym, jak po­win­no się w moim wie­ku wy­glądać. Po trau­mie stra­ci­łam wie­le z wy­czu­cia tego, co po­win­nam, a cze­go nie po­win­nam. Siłą ode­bra­no mi ka­wa­łki cia­ła i to, kim je­stem. Dziś ja chcę de­cy­do­wać o tym, w czym czu­ję się do­brze. Za­kła­da­nie cze­goś, w czym nie czu­ję się sobą, jest jak psy­chicz­ny po­now­ny gwa­łt. Jed­nak cza­sem mam wra­że­nie, jak­by to świat de­cy­do­wał za mnie i chciał we­pchnąć mi do gar­dła to, w czym i tak będzie mi brzyd­ko i nie­wy­god­nie. W pew­nym mo­men­cie za­trzy­mu­ję się, roz­glądam się w lewo i pra­wo, czy nic nie je­dzie i prze­cho­dzę do ko­lej­ne­go eta­pu swo­je­go ży­cia. Nic mnie nie prze­je­cha­ło, no do­brze, pra­wie. Za­czy­nam się za­sta­na­wiać, gdzie je­stem i jak na­zwać ten etap i czy w ogó­le się da. Za­wsze lu­bi­łam py­tać, na­wet za dużo, ale nie lu­bi­łam ko­rzy­stać z rad, bo wo­la­łam swo­je. Nie dla­te­go, że były mądrzej­sze, ale dla­te­go, że by­łam upar­ta jak osioł.

Lu­dzie w In­ter­ne­cie po­zja­da­li ro­zu­my i za­częli mieć na wszyst­ko od­po­wie­dź i lek, a ja pra­wie się na to na­bra­łam. Cza­sem mam ocho­tę to wszyst­ko przy­ci­szyć na dłu­żej, ale uza­le­żni­łam się od dzie­le­nia się tym, gdzie je­stem i co ro­bię. Wczo­raj kot w ład­nej po­zie, nowo na­gra­na pio­sen­ka męża, a dziś plac­ki. Wy­da­je się, jak­bym moje tu i te­raz wpa­ko­wa­ła do szkla­ne­go ekra­nu i zo­sta­ła z ni­czym. Okra­dzio­na z cza­su – brzmi ide­al­nie. Czło­wiek naj­bar­dziej jest ze sobą i ugrun­to­wa­ny, kie­dy jest dziec­kiem i po­now­nie, kie­dy jest już star­szy. Dziec­ko często spędza czas w swo­im wy­ima­gi­no­wa­nym świe­cie, gdzie roz­ma­wia z lal­ka­mi lub bu­du­je for­ty i kry­jów­ki. Jako dzie­ci je­ste­śmy po­chło­ni­ęci ka­żdym de­ta­lem sma­ku, ko­lo­ru i kszta­łtu. Jako do­ro­śli za­po­mi­na­my często, jak to było, kie­dy by­li­śmy pi­ra­tem, kró­lew­ną czy ko­tem. Za­po­mi­na­my nie tyl­ko o so­bie, kie­dy by­li­śmy dzie­ćmi, ale też o nas w tu i te­raz. Cza­sem za­po­mi­na­my o na­szym we­wnętrz­nym dziec­ku i jego po­trze­bach. Na­sze tu i te­raz wy­da­je się tak da­le­kie jak wspo­mnie­nia. Kie­dy do­ty­ka nas sta­ro­ść, my do­ty­ka­my co­raz bar­dziej grun­tu, tak jak by­śmy byli co­raz bli­żej zie­mi, któ­ra nas na ko­niec za­pro­si do sie­bie. To na sta­ro­ść wi­ęcej prze­by­wa­my ze sobą w ci­szy i w roz­my­śla­niach. Być może to wła­śnie wte­dy naj­bar­dziej pa­mi­ęta­my to małe dziec­ko w nas, gdy za oknem sły­chać szmer mło­dych gło­sów.

Być tu i te­raz, to jak na­je­ść się tym cza­sem i mieć go tyl­ko dla sie­bie. Wy­da­je się, jak­by tu i te­raz było za­trzy­ma­ną sce­ną z fil­mu, ale to ilu­zja se­kund, któ­re roz­ci­ąga­ją się jak kot ze zmęcze­nia, two­rząc czas. Czas lubi do nas za­glądać bez­czel­nie w okna, lu­stro czy też po­przez zdjęcia. Cza­sem wpa­da nie­za­po­wie­dzia­nie lub za­cze­pia jak zgłod­nia­ły że­brak z uli­cy, pro­sząc o ka­wa­łek uwa­gi lub coś wi­ęcej. Czu­je­my się mu coś cza­sem win­ni, a cza­sem ob­ra­bo­wa­ni. Ka­żdy z nas czu­je się w ja­kiś spo­sób strat­ny przez czas, bo prze­cież tyle mo­gli­śmy, a tam­te­go nie zro­bi­li­śmy i cze­mu mia­ło­by nas prze­ko­nać, że wszyst­ko dzie­je się w od­po­wied­nim mo­men­cie. A może grun­tu­ją nas też wspo­mnie­nia? Na­wet kie­dy my­ślę o tych nie­faj­nych, to czu­ję się bli­żej sie­bie, bo wszyst­ko jest moje bez wy­jąt­ku. Jest ró­żni­ca, kie­dy ktoś ma­sku­je emo­cje, wy­pie­ra, uda­je, cho­wa, a kie­dy ktoś so­bie ra­dzi. Tak samo jak jest ró­żni­ca mi­ędzy tym, jak ktoś eg­zy­stu­je, a jak żyje. Ra­dze­nie so­bie ozna­cza, że kon­fron­tu­jesz swo­ją ciem­ną stro­nę, swo­je emo­cje, ob­ser­wu­jesz, uczysz się ro­zu­mieć i ak­cep­to­wać. Ra­dze­nie so­bie nie ozna­cza wca­le spy­cha­nia na bok, blo­ko­wa­nia swo­ich uczuć i mó­wie­nia so­bie, że będzie OK. Też tak kie­dyś my­śla­łam, że jak wsta­ję, jem, ubie­ram się i żyję – to wy­star­czy, by po­wie­dzieć, że so­bie daję radę. Ra­dze­nie so­bie to po­zwo­le­nie na to, co jest, a nie uda­wa­nie przed sobą i in­ny­mi, że to nic ta­kie­go. Je­śli ucie­ka­my, to od­da­la­my się od sie­bie i szcze­rej in­ten­cji du­szy i mi­sji. Nie do­pusz­cza­my do sie­bie w ten spo­sób praw­dy i mo­żli­wo­ści spoj­rze­nia so­bie w oczy. Oso­ba, któ­ra mówi: „weź się w ga­rść”, boi się emo­cji i sama często nie do­pusz­cza do sie­bie części swo­je­go we­wnętrz­ne­go świa­ta. Taka oso­ba ucie­ka od nie­wy­god­ne­go i my­śli, że filtr, ja­kim się za­kry­wa, uchro­ni ją przed nie­wy­god­nym. To we­wnętrz­ny świat po­zwa­la nam od­kryć resz­tę świa­ta. Na swej dro­dze otwo­rzysz wie­le drzwi, ale też wie­le z nich za­mkniesz, po­nie­waż będziesz go­to­wa na wi­ęcej sie­bie. Nie daj się zwie­ść prze­ko­na­niom i my­ślom, że nie za­słu­gu­jesz… Za­ufaj.

Do ko­cha­ne­go we­wnętrz­ne­go dziec­ka:

Boję się! Ale nie wiem cze­go. A cze­go ty ba­łaś się, jak by­łaś mała? Może bo­imy się tego sa­me­go? Gdzie ukry­wasz się w moim cie­le? Gdzie jest ci bez­piecz­nie spo­glądać na świat? Kie­dy przesta­niesz mil­czeć? Za­pew­ne jest ci tam w środ­ku cia­sno, ciem­no i zim­no. Czy jest coś, cze­go po­trze­bu­jesz? Ku­bek her­ba­ty? Ko­cyk?

Czy umiesz roz­po­znać emo­cje tej ma­łej dziew­czyn­ki w to­bie, któ­ra się bun­tu­je i tu­pie no­ga­mi ze zło­ści. Po­zwól, że ja też od­po­wiem na to py­ta­nie. Ta mała dziew­czyn­ka wola o two­ją aten­cję, abyś w ko­ńcu mo­gła ją za­uwa­żyć. Uci­sza­nie ma­łe­go dziec­ka w to­bie po­wo­do­wa­ło, że ro­bi­ło się co­raz gło­śniej­sze. Nie da­łaś jej szan­sy być ra­zem z tobą, po­zo­sta­ła na po­zio­mie swo­ich stra­chów.

Po­zo­sta­ła sa­mot­na i uwi­ęzio­na w cza­sie.

Kim ona jest? Czy my­śla­łaś o tym, jak będzie wy­glądał wasz kon­takt? Co po­wie­cie so­bie na­wza­jem. Czy będzie­cie od­wa­żne na tyle, żeby sta­nąć twa­rzą w twarz? Być może pró­bo­wa­ła się z tobą kon­tak­to­wać, ale ty nie od­czy­ta­łaś wła­ści­wie da­wa­nych ci zna­ków. Zo­sta­ła zmu­szo­na do swo­jej sła­bo­ści, po­nie­waż nie mo­gła wte­dy bro­nić się przed za trud­ną do zwal­cze­nia dla niej sy­tu­acją. Uzna­ła bez­rad­no­ść i sła­bo­ść za coś nie­pod­le­ga­jące­go zmia­nie. Być może dziś sta­ra się od­zy­skać tę kon­tro­lę. Pró­bu­jąc już, jako do­ro­sła ko­bie­ta, kon­tro­lo­wać sy­tu­ację po­dob­ną do tej, któ­rej do­świad­czy­ła, wie­rzy, że za­po­bie­ga tej z prze­szło­ści. Kim jest mała dziew­czyn­ka?

Ko­bie­ta po prze­jściach po­tra­fi po­czuć się małą bez­rad­ną dziew­czyn­ką na zmia­nę z nie­za­le­żną ko­bie­tą. Jed­nak gdy przy­cho­dzą wa­żne ży­cio­we de­cy­zje, często ta mała, bez­rad­na przej­mu­je rolę tej de­cy­du­jącej. Oba­wia się, że nie będzie wzi­ęta po­wa­żnie i jej sło­wa nie wy­star­czą, by udo­wod­nić swo­ją war­to­ść. Tak wła­śnie się dzia­ło tu. Moja bez­rad­na dziew­czyn­ka za­częła prze­ko­ny­wać mnie, że ta ksi­ążka nie ma sen­su. Dziew­czyn­ka zo­sta­ła za­sy­pa­na sło­wa­mi z ksi­ążki i le­ża­ła jak pod gru­za­mi swo­jej prze­szło­ści. Być może mała dziew­czyn­ka oba­wia się wy­jść z tym na świat, bo wie, że to dro­ga jej do­tar­cia do sie­bie.

A co, je­śli to małe dziec­ko utknęło w cza­sie i te­raz jest w trak­cie po­szu­ki­wa­nia sie­bie. Czy je­steś świa­do­ma sy­tu­acji, w któ­rej utknęło two­je we­wnętrz­ne dziec­ko?

Być może tak na­praw­dę są dwie dziew­czyn­ki, któ­re wal­czą o swo­je miej­sce we mnie. Jed­na z nich to ta bez­rad­na, zra­nio­na i zmęczo­na, a dru­ga chce się ba­wić i cie­szyć swo­im dzie­ci­ństwem.

Gdy mia­łam kil­ka lat, no­si­łam w so­bie dużo zło­ści. Pa­mi­ętam swo­je my­śli, gdy sie­dzia­łam na dy­wa­nie przy mo­jej du­żej ster­cie za­ba­wek. Lu­bi­łam wy­grze­by­wać te ze spodu i środ­ka ster­ty, gdy tyl­ko przy­po­mnia­łam so­bie o nich. Lu­bi­łam to, cze­go nie było wi­dać, a ufa­łam, że tam jest. Mia­łam małą pla­sti­ko­wą ka­ru­ze­lę, na któ­rej kręci­ły się lud­ki z mo­jej wy­obra­źni. W zło­ści kręci­łam tak moc­no, aby lud­kom kręci­ło się w gło­wie. To było złe. Chcia­łam im spra­wić ból, tak jak bym ro­zu­mia­ła, czym on jest. Tata mi po­wie­dział, że jak mia­łam 3 lata, to w zło­ści ude­rzy­łam go w twarz, a on mi lek­ko od­dał, bym zro­zu­mia­ła, że ro­bię źle. Jako trzy­lat­ka wpa­dłam w fu­rię i bi­łam sie­bie sama po gło­wie i twa­rzy. Szko­da, że nie pa­mi­ętam dla­cze­go. Ta zło­ść ro­sła z wie­kiem i z no­wy­mi trau­ma­mi po­wi­ęk­szy­ła się do nie­sa­mo­wi­tych roz­mia­rów. Gdy mia­łam 14 lat, po zło­ści wbi­łam ojcu no­życz­ki w nogę; na szczęście nie całe.

 

 

 

Gwiazda

 

 

Od dziec­ka uda­wa­łam, że gram w fil­mach i se­ria­lach. Naj­pierw ga­da­łam lal­ka­mi szma­cia­ny­mi jako sze­ścio­lat­ka już od 5 rano i nie da­wa­łam in­nym spać. Po­tem Bar­bia­mi i Ke­na­mi, a po­tem przed lu­ster­kiem gra­łam dziew­czy­ny z Be­ver­ly Hills, 90210. Tak do­brze mi szło ak­tor­stwo, że czu­łam się swo­bod­nie, kła­mi­ąc i wy­my­śla­jąc baj­ki, w któ­re inni mo­gli uwie­rzyć. Nie po­świ­ęci­łam ak­tor­stwu zbyt wie­le cza­su, mimo że tęsk­no­ta do by­cia przed ka­me­rą ro­sła z wie­kiem. Na stu­diach mo­głam im­pro­wi­zo­wać i wczu­wać się w role An­ge­li­ny Jo­lie. Czu­łam, że w ró­żnych ro­lach mo­głam być kimś in­nym, a jed­no­cze­śnie wy­wa­lić z sie­bie to, co tak cho­wa­łam przed świa­tem. Mo­głam to zro­bić gło­śno i nikt nie wie­dział, że to moje praw­dzi­we emo­cje. Może wła­śnie o to cho­dzi, że ak­tor jest do­bry wte­dy gdy po­tra­fi do roli, któ­rą gra, wnie­ść swo­je praw­dzi­we emo­cje. Dziś da­lej czu­ję po­trze­bę za­ist­nie­nia na ekra­nie.

Jak do­świad­czasz sie­bie? We­wnątrz sie­bie czy na ze­wnątrz? Czy twój głos, któ­ry sły­szysz, jest w to­bie czy gdzieś obok. Cza­sem zaj­rze­nie w sie­bie wy­da­je się ci­ężkim do­świad­cze­niem, dla­te­go uni­ka­my tego miej­sca w nas i oba­wia­my się tego we­wnętrz­ne­go gło­su, któ­ry może wy­da­wać się obcy. Od­da­la­my się od dro­gi nam zna­nej i wte­dy je­ste­śmy w po­szu­ki­wa­niu swo­je­go ist­nie­nia w in­nych źró­dłach niż w so­bie. Sta­ra­my się wte­dy oswo­ić tę nową dro­gę i za­ufać jej. Bar­dzo ła­two re­zy­gnu­je­my z sie­bie, bo inni nas tego uczy­li, nie da­jąc nam do­jść do gło­su. Cza­sem dzie­ci skry­wa­ją swo­je drob­ne rany z po­dwór­ka w stra­chu, że ro­dzi­ce za­bro­nią się im zno­wu ba­wić. A może w ten sam spo­sób na­uczy­li­śmy się cho­wać też we­wnętrz­ne rany? Wy­stra­szy­li­śmy się, że bli­scy nam za­bro­nią czuć się źle wte­dy, gdy w tym „złym” szu­ka­my sie­bie.

To, kim je­steś dziś, to wca­le nie ty ta praw­dzi­wa. To zbiór sta­rych na­wy­ków, nie­uświa­do­mio­nych prze­ko­nań, pro­gra­mów i fil­trów, któ­re na­ło­ży­łaś, by się chro­nić przed świa­tem na ze­wnątrz i na­wet tym w so­bie. Jest to two­je wy­obra­że­nie o tym, kim dziś je­steś i cze­go pra­gniesz do­ko­nać. To stwier­dze­nie jest już zna­ne i po­wta­rza­ne w In­ter­ne­cie, ale pi­szę o nim, bo do­świad­czy­łam tego na wła­snej skó­rze. Na­praw­dę ci­ężko w tych cza­sach być sobą, a co do­pie­ro zdo­być się na od­wa­gę pó­jścia w to miej­sce w so­bie i po swo­ją praw­dę. To nie jest jak wy­jście po bu­łki do skle­pu, cho­ciaż i to cza­sem sta­je się wy­czy­nem. Świat do­oko­ła każe iść na skró­ty. U mo­jej bab­ci w kuch­ni sta­ły w wa­zo­nie sztucz­ne, pla­sti­ko­we kwiat­ki. Sta­ły nie­ży­we, a przy­no­si­ły bab­ci ka­wa­łek szczęścia. Coś, co nie żyło, oży­wia­ło kuch­nię. To, kim je­stem dziś, to też jak od­czu­wam sie­bie w oczach bli­skich. Będąc sama ze sobą, je­stem ca­ło­ścią, któ­rą tyl­ko ja po­strze­gam, inni wi­dzą to, co im od­sło­nię.

Za­wsze ob­ser­wu­ję swo­je emo­cje i wi­dzę w nich sie­bie z prze­szło­ści – mo­men­ty kie­dy cze­goś nie mo­głam, cze­goś nie zro­bi­łam, nie wy­po­wie­dzia­łam, nie krzyk­nęłam gło­śniej. Dziś wiem, że mój lęk to bez­rad­ne dziec­ko, któ­re po­trze­bu­je miej­sca na krzyk. Na ra­zie krzy­czy moje cia­ło tak gło­śno, że tra­ci siły. W nim na­war­stwia­ją się wszyst­kie mo­men­ty nie­usły­sza­ne, nie­zro­zu­mia­ne, nie­usza­no­wa­ne. Inni mają w je­li­tach za­sie­dzia­łe je­dze­nie, a ja mam krzyk. Jest echo. Małe bez­bron­ne dziec­ko ży­jące w za­ka­mar­kach cia­ła tu­pie, krzy­czy i ba­ła­ga­ni. Cia­ło się boi. Cza­sem my­ślę, czy wy­star­czy zwy­mio­to­wać, by uwol­nić to dziec­ko. By zo­ba­czy­ło świat bez lęku.

Czy na­dal jest we mnie ta mała dziew­czyn­ka?

 

 

 

Szybko do przedszkola…

 

 

Rano w pol­skim ra­diu le­cia­ła pio­sen­ka „Don’t Wor­ry, Be Hap­py”, tak jak­by wie­dzia­ła. Zja­dłam śnia­da­nie i wy­cho­dzi­łam do przed­szko­la. Kle­ista ka­sza man­na, le­ża­ko­wa­nie, krze­sła w kró­li­ki, pan śpie­wa­jący – „Sta­ry nie­dźwie­dź moc­no śpi”. Ka­szę man­nę zwy­mio­to­wa­łam, na le­ża­ko­wa­niu si­ka­łam w pi­ża­mę i za karę sta­łam w kącie do­pó­ki nie przy­szła mama na­krzy­czeć. Bale prze­bie­ra­ńców, to­pie­nie ma­rzan­ny w par­ku nad Wi­se­łką i pierw­szy po­ca­łu­nek.

Na bal mama szy­ła mi stro­je i prze­bie­ra­ła za lal­kę, cy­gan­kę lub Hin­du­skę – dziś pew­nie oska­rżo­no by mnie o ra­sizm. Cie­szy­łam się na wi­dok to­pi­ącej się ma­rzan­ny, tyl­ko że moja ra­do­ść nie mia­ła nic wspól­ne­go z po­że­gna­niem czy wi­ta­niem. W gło­wie od­by­wał się akt zbrod­ni. Czu­łam się, jak­bym bra­ła udział w mor­der­stwie.

 

 

 

Ojczym

 

 

Jak by­łam mała, ba­łam się wody i do dziś boję się głębo­kiej wody, bo tra­cę grunt. Mo­żna go stra­cić na wie­le spo­so­bów. Kie­dy sto­py nie do­ty­ka­ją dna, wy­obra­żam so­bie swo­ją bez­rad­no­ść i wal­kę o ży­cie. Ostat­nim ra­zem, kie­dy by­łam w Mia­mi, we­szłam do ba­se­nu i pil­no­wa­łam, by nie wy­pły­nąć za da­le­ko. Głębo­ka woda przy­po­mi­na mi mo­men­ty, kie­dy mój oj­czym przy­ta­piał mnie, le­jąc wodę z prysz­ni­ca na twarz. Pa­mi­ętam, że mia­łam wte­dy może 7 lat. Za­wsze wie­dzia­łam, że kie­dy będzie mi mył wło­sy, to będę się zno­wu dła­wi­ła pod war­stwa­mi go­rącej wody. Woda za­ty­ka­ła mi dziur­ki od nosa i wla­ty­wa­ła przez bu­zię, kie­dy otwie­ra­łam ją, by pła­kać. Da­rłam się, ale nikt mnie ni­g­dy nie sły­szał, aż do pew­ne­go dnia, kie­dy mama wle­cia­ła do ła­zien­ki i po­rwa­ła mnie z łap mo­je­go oj­czy­ma. Mył mi nie tyl­ko wło­sy, ale inne części cia­ła, cze­go się wsty­dzi­łam. To my­cie było inne, obce i ba­łam się go. Cza­sem uni­ka­łam kąpie­li wie­le dni, po­nie­waż bo­la­ło mnie tam i szczy­pa­ło. Mama krzy­cza­ła, kie­dy do­wie­dzia­ła się, że nie myję się kil­ka dni i po­wie­dzia­ła, że boli mnie przez to, że się nie my­łam. Wte­dy za­częłam wi­nić sie­bie i ta wina po­zo­sta­ła na wie­le lat. Do­pie­ro otwo­rzy­łam ten te­mat w te­ra­pii, ma­jąc 30 lat. I usły­sza­łam sło­wa, któ­re nie pa­so­wa­ły mi i wy­da­wa­ły się nie moje. Ta­kie sło­wa sły­sza­łam tyl­ko na fil­mach. Dla­te­go dziś ja cie­bie ro­zu­miem.

W jaki spo­sób ta dziew­czyn­ka daje o so­bie znać? Pod­czas tech­ni­ki re­gre­sji mo­że­my po­wró­cić, zro­zu­mieć i uwol­nić się. Ob­darz swo­ją prze­szło­ść mi­ło­ścią i daj jej szan­sę. Czy mo­żna wy­le­czyć się z traum? Te­ra­pia po tak sil­nej trau­mie po­ma­ga za­prze­czyć tej bez­rad­no­ści, jaka miesz­ka w cie­le. W te­ra­pii cho­dzi nie o za­głu­sze­nie, ale o po­zby­cie się pa­mi­ęci o tej bez­rad­no­ści. Po­dob­no nie wy­le­czy­my ca­łko­wi­cie trau­my, ale mo­żna uczyć się ra­dze­nia so­bie z po­zo­sta­ło­ścia­mi za­le­ga­jący­mi w cie­le i gło­wie. Tu cho­dzi o to, by od­zy­skać wła­dzę nad swo­im cia­łem, umy­słem, ży­ciem. Kon­takt ze sobą po­ma­ga od­zy­skać czu­cie i po­zbyć się tego wsty­du i po­czu­cia winy.

 

 

 

Pytania do siebie

 

 

Jak często czu­ję na­pi­ęcie w cie­le? Gdzie roz­pa­ko­wu­ję za­war­to­ść ple­ca­ka? Co wy­pa­da mi z ple­ca­ka? Co z ple­ca­ka wy­ma­ga du­żej uwa­gi?

Co nie było usły­sza­ne i usza­no­wa­ne? Czy je­stem go­to­wa pu­ścić coś wol­no? Do cze­go dziś daję so­bie pra­wo?

Cza­sem uza­le­żnia­my się od ta­kich my­śli, któ­re nie dają nam iść da­lej do­świad­czać sie­bie. Two­rzy­my taką re­la­cję ze sobą, w któ­rej nie będzie­my mu­sia­ły tłu­ma­czyć się, że nam się nie chce, że to nie czas, że nie je­ste­śmy go­to­wi. W ta­kiej re­la­cji głów­nie uza­le­żnia­my się od my­śli, któ­re po­zwo­lą nam ni­cze­go nie zmie­niać. Za­czy­na­my im ufać, po­nie­waż ni­cze­go nie ocze­ku­ją w za­mian. Tak przy­naj­mniej nam się wy­da­je. Za­nu­rza­my się tak głębo­ko, że za­po­mi­na­my pły­wać i to­nie­my. To do­bry mo­ment na za­gło­dze­nie tych my­śli na śmie­rć i wy­pły­ni­ęcie na brzeg, Wte­dy gdy tak moc­no nie lu­bi­my sie­bie, za­czy­na­my wci­ągać często w to in­nych. Wca­le nie cho­dzi o ra­to­wa­nie nas, ale o po­świ­ęce­nie nam uwa­gi. Ja wiem, że ty wiesz, że kie­dy ru­szysz z miej­sca, to twój ból sta­nie się bar­dziej wi­docz­ny. Ka­żda zmia­na wy­ko­na­na w no­wym kie­run­ku spo­wo­du­je, że to cier­pie­nie za­cznie nas moc­niej za­uwa­żać, a my je. Może wła­śnie tego naj­bar­dziej się oba­wiasz do­strzec. Często wpa­da­my wte­dy nie tyl­ko w burz­li­we re­la­cje ze sobą, ale też z in­ny­mi. Od­pły­wa­my od brze­gu co­raz da­lej z my­ślą, że tam będzie­my bez­piecz­ni. Nie mo­gły­śmy ze sobą wy­trzy­mać, więc od­da­ły­śmy się w czy­jeś ręce, by żył za nas. Niech fale mo­rza uno­szą, ko­ły­szą, głasz­czą, za­ta­pia­ją, po­now­nie utu­lą do snu, a po­tem ukry­ją pod gęstym ko­cem wod­nym. Najła­twiej wte­dy ra­cjo­na­li­zo­wać ta­kie burz­li­we fale i przy­pi­sy­wać im prze­ró­żne za­bu­rze­nia, by tyl­ko ści­ągnąć z nich od­po­wie­dzial­no­ść. Najła­twiej wte­dy też po­szu­kać coś po­dob­ne­go, by mo­żna było to do cze­goś po­rów­nać, a naj­le­piej do cze­goś gor­sze­go, bo wte­dy na­sze wy­da­je się ta­kie nie­win­ne. Wyj­dźmy te­raz z tych me­ta­for o fa­lach. Ja też by­łam w ta­kich re­la­cjach, gdzie wy­cze­ki­wa­łam na ka­wa­łek rzu­co­ne­go okrusz­ka. Po la­tach ró­żnych ta­kich ukła­dów otrze­pa­łam się z tych okru­chów. Gdzie­kol­wiek je­steś te­raz i w ja­kim­kol­wiek je­steś te­raz miej­scu w ży­ciu, to czy pa­mi­ętasz o so­bie? Na tyle by nie od­da­wać swo­jej ener­gii tym, któ­rzy nie są go­to­wi jej przy­jąć i zro­zu­mieć.

A co z tą re­la­cją z sa­mym sobą? Samo to, że od­da­je­my swo­je ży­cie do­bro­wol­nie ko­muś, kto go nie sza­nu­je i dep­cze po nim, mówi wie­le o na­szej re­la­cji ze sobą. Za­kła­dam, że już w ta­kiej nie je­steś, a może ni­g­dy nie by­łaś. Po­roz­ma­wiaj­my chwi­lę o tym, co dzie­je się, kie­dy tak moc­no ucie­ka­my od sie­bie i nie chce­my sie­bie po­znać. Cza­sem sta­je­my się ofia­ra­mi prze­mo­cy, a cza­sem za­kła­da­my zbro­ję, przez któ­rą nikt nas nie po­zna i ru­sza­my do boju jako mod­nie zwa­ny hej­ter. Je­śli zda­rzy­ło ci się tra­fić na ko­goś ta­kie­go w ży­ciu lub ja­kiś czas by­łaś w ta­kiej roli, to war­to wie­dzieć, że hej­ter szu­ka po­twier­dze­nia swo­ich prze­ko­nań.

To, co masz w swo­im ple­ca­ku ży­cio­wym, w ziem­skiej pod­ró­ży, jest często roz­pa­ko­wy­wa­ne w re­la­cjach z in­ny­mi. Cza­sem wy­sy­pu­je się jak­by samo, mimo że nie ma na to miej­sca, a cza­sem sami wy­wa­la­my ster­ty, by po­zbyć się ci­ęża­ru.

W tych ster­tach za­war­te są na­sze wspo­mnie­nia, nie­prze­pra­co­wa­ne trau­my, nie­usły­sza­ne pro­śby, na­ru­szo­ne gra­ni­ce, za­nie­dba­ne po­trze­by i nie­spe­łnio­ne ma­rze­nia. Wci­ska­nie tego wszyst­kie­go do jed­ne­go ple­ca­ka po­wo­du­je, że sta­je się on zbyt ci­ężki, a przy tym dziu­ra­wy. Przez to nie­któ­re ster­ty wy­sy­pu­ją się przez te dziu­ry. Ocze­ku­je­my wte­dy, że ktoś to zbie­rze, obej­rzy, zro­zu­mie i może na­pra­wi. Zda­rza się, że ktoś do­pa­ku­je nam wi­ęcej do tego ple­ca­ka lub wsa­dzi z po­wro­tem to, co pró­bo­wa­li­śmy wy­wa­lić. No­sisz taki ple­cak? W na­stęp­nym eta­pie (roz­dzia­le) spró­buj roz­pa­ko­wać cho­ciaż jed­ną rzecz ze swo­je­go ple­ca­ka. No­sząc ci­ęża­ry ży­cia, two­je cia­ło bar­dzo cier­pi. Gdy te­raz ci przy­pom­nę, byś roz­wa­rła za­ci­śni­ętą szczękę i po­lu­zo­wa­ła ra­mio­na oraz uwol­ni­ła na­pi­ęcie w brzu­chu, to co za­uwa­żasz?

Ko­niecz­nie przyj­rzyj się swo­je­mu ple­ca­ko­wi, po­grzeb w nim i zo­bacz, co będzie zbęd­ne. Z cze­go już nie będziesz ko­rzy­sta­ła? Do­brze się też za­sta­nów, z ja­kie­go po­wo­du chcesz to wy­wa­lić. Za­mknij oczy i po­trak­tuj swój ple­cak z sza­cun­kiem, po­nie­waż wszyst­ko, co tam za­war­te, być może nie do­sta­ło go kie­dyś. Dziś wy­ma­ga to opie­ki i mi­ło­ści, jak i two­jej uwa­gi. Nie trak­tuj tego jako coś, co wy­wa­lasz na śmiet­nik, ale ra­czej jako coś, co będziesz pusz­cza­ła wol­no z sza­cun­ku do swo­je­go cia­ła, umy­słu i du­szy. Daj so­bie dziś pra­wo do no­wej rze­czy, je­śli cho­dzi o emo­cje, cia­ło, umy­sł lub du­szę. Da­jąc so­bie do tego pra­wo, po­my­śl, co dzi­ęki temu mo­żna uwol­nić i nie no­sić tego na siłę. Często no­si­my swój ple­cak, by udo­wod­nić in­nym swo­ją siłę. Chcąc udo­wod­nić swo­ją siłę, tak na­praw­dę często za­po­mi­na­my, jak wa­żne jest po­czuć się bez­bron­nym i po­zwo­lić so­bie na tro­skę i opie­kę. Tu nie cho­dzi o uża­la­nie się i two­rze­nie wo­kół sie­bie dra­ma­tu dla uwa­gi. Cho­dzi o od­pusz­cze­nie kon­tro­li. Dzi­ęki temu od­ci­ążasz też cia­ło, któ­re do cie­bie mówi.

Cza­sem, gdy za­my­ka­my oczy, chce­my ucie­kać, a cza­sem, by na­sze wspo­mnie­nia nie ucie­kły. Za­my­ka­jąc oczy, je­ste­śmy bli­żej sie­bie. Nie je­stem za tym, by za­po­mnieć te złe rze­czy z na­sze­go ży­cia. W pierw­szych mo­men­tach po trau­mie chcia­łam uciec ze swo­jej gło­wy, ale po kil­ku mie­si­ącach chcia­łam pa­mi­ętać wszyst­ko o so­bie, na­wet to zło. Od­czu­wa­łam wte­dy, jak­by czas stał w miej­scu, a wszyst­ko poza nim po­ru­sza­ło się. Nie chcia­ła­bym za­po­mnieć o tym, co złe, po­nie­waż pa­mi­ęta­jąc, pa­mi­ętam też, kim je­stem dziś i jak mogę ze sobą pra­co­wać. Przez wie­le lat sama wcho­dzę w swo­je wspo­mnie­nia i uczę się ro­zu­mieć prze­szło­ść nie tyl­ko po­przez re­la­cje ze sobą, re­la­cje z in­ny­mi, ale przez sy­tu­acje, ja­kie do­świad­czam.

Cza­sem, gdy za­my­kam oczy, chcę ukra­ść coś ze wspo­mnień z daw­nych cza­sów, by było dziś zno­wu moje, ale fi­zycz­nie. A ty, co czu­jesz, jak wspo­mi­nasz? Ja­kie są two­je wspo­mnie­nia? Me­ta­fo­ra ple­ca­ka ide­al­nie opo­wia­da­ła o tym, co no­si­my, zrzu­ca­my z sie­bie, wy­wa­la­my nie­świa­do­mie lub to, co chce­my uwol­nić po­przez ró­żne spo­so­by. A co po­wiesz na taką me­ta­fo­rę? Co je­śli da­ło­by się uwi­ęzić w cza­sie te nie­wy­god­ne wspo­mnie­nia? Często to my czu­je­my się uwi­ęzie­ni w cza­sie przez to, cze­go do­świad­czy­li­śmy. Zu­pe­łnie tak jak by­śmy sami na sie­bie tam cze­ka­li, aż wró­ci­my z tu i te­raz do prze­szło­ści ura­to­wać sie­bie. Zwa­ża­jąc na po­stęp tech­no­lo­gicz­ny, może będzie to kie­dyś mo­żli­we. Mam na my­śli uwi­ęzie­nie sta­re­go zła w cza­sie.

Cza­sem trud­no zbu­do­wać nam re­la­cję ze sobą, bo czu­je­my, że cze­goś nam bra­ku­je. Mo­żli­we, że ten brak znik­nie wte­dy, gdy zro­zu­mie­my pew­ne części sie­bie, przyj­mie­my je i za­ak­cep­tu­je­my. Częściej jed­nak szu­ka­my tych części w in­nych, two­rząc re­la­cje. My­śli­my, że po­czu­je­my się pe­łni, gdy będzie­my częścią czy­je­goś ży­cia, tak jak by­śmy po­ży­cza­li ich siłę, na­dzie­ję i mi­ło­ść. Być może chce­my być bli­żej in­nych, po­nie­waż dzi­ęki temu uni­ka­my tych części nas, któ­rych się bo­imy. W ży­ciu chce­my oszu­kać czas, sie­bie i prze­zna­cze­nie, ucie­ka­jąc od sa­me­go sie­bie. Szu­ka­my schro­nie­nia w in­nych, w ich do­bru lub złu, po­nie­waż tam nie sły­szy­my echa swo­jej prze­szło­ści. Bu­du­je­my gru­by filtr, by być jak naj­da­lej, nie zda­jąc so­bie spra­wy, że czym da­lej ucie­ka­my, tym bli­żej czu­je­my strach przed sobą. Na ko­ńcu oka­zu­je się, że to, przed czym ucie­ka­my, znaj­du­je­my w re­la­cjach z in­ny­mi w ró­żnej po­sta­ci.

Ile razy w ży­ciu za­my­ka­my się w pu­de­łku przed świa­tem i przed wła­snym stra­chem, my­śląc, że się chro­ni­my. Jed­nak te ścia­ny pu­dła, któ­re mają chro­nić, przy­du­sza­ją. Chcąc ode­rwać się od stra­chu i in­nych ne­ga­tyw­nych emo­cji, pa­ra­dok­sal­nie je­ste­śmy zmu­sze­ni do ich kon­fron­ta­cji. Pra­gnie­my uga­sić pra­gnie­nie, na­kar­mić swo­je po­trze­by i często po­trze­by ego. Mało kie­dy prze­ko­nu­je­my się do zmian w so­bie, wy­da­je nam się, że ła­twiej będzie zmie­nić i do­sto­so­wać świat do na­szych po­trzeb. Często ła­twiej jest po­my­śleć o tym, by stał się cud i od­mie­nił na­sze ży­cie. Prze­cież jak mo­gły baj­ki z dzie­ci­ństwa nam skła­mać? Uni­ka­my często te­ma­tu i ucie­ka­my od sa­mych sie­bie, by nie kon­fron­to­wać się z bó­lem i nie­pew­no­ścią. W mo­men­cie kie­dy mamy wzi­ąć od­po­wie­dzial­no­ść za te zmia­ny, to znie­chęca­my się. Wku­rza nas przy tym, że ktoś miał ra­cję.

W jaki spo­sób bro­nisz się przed tym, co po­ja­wia się w two­im ży­ciu? Cza­sem ży­cie zmie­rza w kie­run­ku ta­kim, jaki nie jest ci na rękę, prze­wra­ca się, robi fi­ko­łki i wpędza cię we fru­stra­cje lub wy­pa­le­nie. Bro­ni­my cza­sem swo­ich wła­snych po­my­słów nie z mi­ło­ści, ale stra­chu. Bro­ni­my swo­ich wła­snych pla­nów nie­za­le­żnie od tego, ja­kie inne po­nie­sie­my przy tym stra­ty. Cza­sem je­ste­śmy tak moc­no skon­cen­tro­wa­ni na na­szej wła­snej wi­zji ży­cia, że za­czy­na­my od­da­lać się od tego, kim je­ste­śmy i przy oka­zji tra­cić sza­cu­nek do sie­bie. Cza­sem ten plan oka­zu­je się częścią na­sze­go bra­ku mi­ło­ści do sie­bie lub za­bu­rze­nia. Kie­dy wy­obra­ża­my so­bie ja­kąś dro­gę w ży­ciu, to wi­dzi­my, że ona pro­wa­dzi do cze­goś, co jest na ze­wnątrz nas i bar­dzo da­le­ko.

Ta dro­ga tak na­praw­dę jest we­wnątrz nas i pro­wa­dzi do nas sa­mych. Cu­dow­ne jest to, że po dro­dze spo­ty­ka­my prze­ró­żne ka­wa­łki nas, któ­rych do tej pory nie zna­li­śmy. Oczy­wi­ście, że ta dro­ga może być dłu­ga i do­brze, bo wte­dy ją do­ce­nia­my, a to, co po dro­dze spo­tka­my, będzie mia­ło czas na de­gu­sta­cję, zro­zu­mie­nie i kom­pro­mi­sy. Dla­te­go od ja­kie­goś cza­su prze­sta­łam ucie­kać od trud­nych emo­cji i chwil. Je­stem cie­ka­wa, co one nio­są ze sobą, co jesz­cze mogę w so­bie za­uwa­żyć i do cze­go ta moja wie­dza mi się przy­da. Całe ży­cie je­ste­śmy świad­ka­mi swo­ich zmian. A co, je­śli sto­isz w miej­scu i prze­sta­jesz kwe­stio­no­wać swój bez­ruch? Oczy­wi­ście zmie­nia­my się całe ży­cie, przy­ci­ąga­jąc taki świat, jaki czu­je­my w so­bie i jaki będzie nam po­trzeb­ny do zro­zu­mie­nia sie­bie. Na­sza in­ten­cja po­ma­ga kre­ować na­szą rze­czy­wi­sto­ść. War­to też żyć świa­do­mie i z my­ślą o so­bie. Aby to zro­bić, po­trzeb­na jest two­ja zgo­da i de­cy­zja.

W trak­cie pod­ró­ży do sie­bie za­sia­dam jak przy ogni­sku z kie­łba­są i ziem­nia­kiem, od­da­na pio­sen­kom mo­ich my­śli. Ka­żda śpie­wa coś in­ne­go, a ja mogę być ich po­śred­ni­kiem i wy­bie­rać te naj­cen­niej­sze dla mnie. Trosz­kę po­dob­nie jak w sta­rym al­bu­mie ze zdjęcia­mi, za­trzy­mu­je­my się na tych, któ­re ro­bią na na­s naj­wi­ęk­sze wra­że­nie. Ga­pi­my się w nie tro­chę dłu­żej niż mi­nu­tę, do­szu­ku­jąc się de­ta­li, ale też do­ce­nia­jąc, że nie są ide­al­ne. Zgo­da na to, na co nie mamy wpły­wu w ży­ciu, daje po­czu­cie zgo­dy na sie­bie. Nie wy­mu­sza­jąc na świe­cie i in­nych swo­jej ilu­zji szczęścia, po­zna­my szcze­re szczęście. W ten spo­sób zdej­mie­my z sie­bie sko­ru­pę, w któ­rej scho­wa­li­śmy się. My­śli­my, że gdy scho­wa­my się ze swo­imi ra­na­mi, to będą one bez­piecz­niej­sze. Wca­le nie będą. My je roz­dłu­bu­je­my od środ­ka. Świat wy­czu­wał moje rany przez sko­ru­pę i nie by­łam w sta­nie oszu­kać ni­ko­go. Moje ban­da­że i pla­stry wy­sta­wa­ły spo­za sko­ru­py, a w środ­ku gni­ło. Po­sta­no­wi­łam więc prze­stać uda­wać, że ich nie ma i wy­sta­wiam je do świa­ta, do sło­ńca, po­zwa­la­jąc im od­dy­chać.

Świa­do­mo­ść sie­bie daje po­czu­cie bez­pie­cze­ństwa. Gdy je­steś w dro­dze po­zna­wa­nia sie­bie, zy­skasz wi­ęcej mo­żli­wo­ści, po­nie­waż od­kry­wasz wi­ęcej części sie­bie. Zaj­rze­nie w głąb czy­ni cię sil­niej­szą, je­śli do­brze wy­ko­rzy­stasz swo­ją wie­dzę. Je­śli spie­szy­my się do zmian bez od­kry­wa­nia sie­bie i kon­fron­to­wa­nia tego miej­sca w nas, to ni­g­dzie nie do­trze­my. Utknie­my w przy­szło­ści, wci­ąż w po­szu­ki­wa­niu sie­bie lub w prze­szło­ści, sta­ra­jąc się od­zy­skać stra­co­ne. Wie­le zmian, któ­re do­ty­ka­ją na­sze­go ży­cia, jest częścią na­szej mi­sji ży­cio­wej, cho­ciaż nie zda­je­my so­bie z tego spra­wy. W mo­men­cie gdy ta zmia­na sta­je się nie­wy­god­na, to ci­ężko od­pu­ścić lęk i za­ufać temu, co jest.

Gdzie w ży­ciu czu­łam się bez­piecz­nie?

Babciu, ja chcę zostać

U bab­ci na week­end pach­nąca świe­żo wy­ło­żo­na po­ściel cze­ka­ła na mój przy­jazd. Spa­łam z bab­cią w środ­ko­wym po­ko­ju, dzia­dek miał po­kój po le­wej, a wu­jek po pra­wej. Bab­cia myła mi wło­sy, a po­tem su­szy­ła, gdy sie­dzia­łam na roz­ło­żo­nej wer­sal­ce wpa­trzo­na w film. Ogląda­ły­śmy ra­zem wie­czor­ne fil­my do bar­dzo pó­źna, a rano w so­bo­tę mo­głam oglądać ulu­bio­ne baj­ki, je­dząc śnia­da­nie. W nie­dzie­lę bab­cia szy­ko­wa­ła mi su­kien­kę bia­łą w krop­ki, gdy było cie­pło, ro­bi­ła mi ku­cy­ki ze wstążka­mi i szły­śmy do ko­ścio­ła na mszę. Cza­sem dzia­dek je­ździł na wy­ści­gi kon­ne i zga­dy­wa­łam, ja­kie ko­nie przyj­dą. Wąsa­ty po­twór – oj­czym – cza­sem wpa­dał bez za­po­wie­dzi w so­bo­tę i za­bie­rał mnie zło­śli­wie od bab­ci. „Ja chcę zo­stać, dla­cze­go nie mogę zo­stać u bab­ci? Bo nie”. Wte­dy moc­no pła­ka­łam i dła­wi­łam się łza­mi. Wie­dzia­łam, że robi to na zło­ść. Nie po­do­ba­ło mu się, że mo­głam mieć ja­kąkol­wiek przy­jem­no­ść w ży­ciu, a już na pew­no nie taką, któ­ra nie jest pod jego kon­tro­lą. Bab­cia py­ta­ła, dla­cze­go nie mogę zo­stać, ale oj­czym nie miał żad­ne­go sen­sow­ne­go ar­gu­men­tu. Wy­ry­wał mnie z rąk bab­ci i wy­py­chał za drzwi ze spa­ko­wa­ną to­reb­ką. Były szan­ta­że i gro­źby z jego stro­ny, by tyl­ko mnie stam­tąd za­brać. „Bo wi­ęcej tu nie przyj­dziesz”. Nie chcia­łam wra­cać z nim do jego pie­kła. Bab­ci miesz­ka­nie było moim pierw­szym do­mem. Ko­cha­łam to miej­sce i re­gał drew­nia­ny z na­kle­jo­ny­mi ob­raz­ka­mi kró­li­ków. Bab­ci okno z szó­ste­go pi­ętra chwa­li­ło się wi­do­kiem War­sza­wy i Pa­ła­cu Kul­tu­ry, któ­ry za­kry­wał pół mia­sta. Mimo lęku wy­so­ko­ści, lu­bi­łam pod­cho­dzić do pa­ra­pe­tu i wy­chy­lać się, aby zo­ba­czyć, kto jest na po­dwór­ku. W week­end często mamy i bab­cie za­sia­dy­wa­ły na ławkach, gdy dzie­ci hu­śta­ły się na skrzy­pi­ących hu­śtaw­kach. Uwiel­bia­łam hu­śtać się tak wy­so­ko, aż do­tknę bu­ta­mi li­ści pła­czących wierzb. Nie­któ­re z nich były tak ni­sko, że mo­żna było pod­sko­czyć i je zła­pać. Drze­wo na­praw­dę wy­gląda­ło jak­by pła­ka­ło, być może te li­ście to łzy? Wy­da­wa­ło mi się za­wsze, że te drze­wa pła­czą za ka­żdym ra­zem, jak mu­sia­łam wra­cać do domu.

Je­śli go­dzi­my się na nas, na to, kim je­ste­śmy i ro­zu­mie­my, w jaki spo­sób na­sze my­śli bio­rą udział w na­szym ży­ciu, to będzie nam ła­twiej ru­szać do przo­du. Nie da się unik­nąć nie­wy­god­nych py­tań, są one częścią pra­cy w cza­sie trans­for­ma­cji. Wspo­mi­na­nie nie­mi­łe­go nie za­wsze ozna­cza, że mamy pra­cę przed sobą. Może być to na­sza je­dy­na oka­zja do udo­wod­nie­nia so­bie na­szej siły i nada­nia so­bie pra­wa do de­cy­do­wa­nia o swo­im ży­ciu. Cza­sem wspo­mnie­nie bywa na­szym roz­wi­ąza­niem.

Magnetofonik

Ostat­nio wy­grze­ba­łam z sza­fy ma­gne­to­fo­nik, któ­ry uży­wa­łam, jak mia­łam 14 lat. Na­gry­wa­łam na małe ka­set­ki to, co wy­da­rza­ło się w moim ży­ciu. Nie­daw­no usia­dłam z tym na zie­mi i cof­nęłam się do roku 1994, do mo­je­go mło­de­go gło­su, do wy­głu­pów, kłót­ni mamy, bab­ci na­rze­kań, ojca pre­ten­sji, bym prze­sta­ła na­gry­wać, i śmie­chu. Na jed­nej z ka­set na­gra­na jest bar­dzo wa­żna roz­mo­wa z 1995 prze­pro­wa­dza­na ze mną. Pa­mi­ętam ten dzień bar­dzo do­brze. Sie­dzia­łam że spusz­czo­nym wzro­kiem, po­nie­waż wsty­dzi­łam się po­wie­dzieć, co tak na­praw­dę czu­ję i my­ślę. Nie umia­łam nic z sie­bie mądre­go wy­do­być oprócz słów „nie wiem”. Była to od­po­wie­dź na wszyst­ko, co mi mó­wio­no, o co mnie py­ta­no i co stwier­dza­no.

Ta roz­mo­wa była po to, by wy­do­być ze mnie po­wo­dy, dla któ­rych ucie­ka­łam z domu, opusz­cza­łam lek­cje, pi­łam al­ko­hol, szla­ja­łam się po uli­cach i bun­to­wa­łam się na świat. Nikt jed­nak wte­dy nie wie­dział, że mam de­pre­sję, że nie­daw­no wte­dy by­łam zgwa­łco­na. Nie chcia­łam, by nikt wie­dział, bo czu­łam się win­na. Ba­łam się, że da się po mnie po­znać, że ktoś inny był w moim cie­le. Ucie­ka­łam ocza­mi w dół na podło­gę, bo w su­mie tak ni­sko się czu­łam. To mia­ła być in­ter­wen­cja dla mnie, jed­nak czu­łam, że jest ona dla mamy, jej fa­ce­ta i mo­je­go ojca, by od­zy­ska­li na­dzie­ję, że wró­cę do szko­ły i ży­cia zdro­wej na­sto­lat­ki. Ja jed­nak nie wi­dzia­łam szans nor­mal­ne­go ży­cia po tym, cze­go do­świad­czy­łam do tam­tej pory. Mama – „Tyle razy ci mó­wi­łam i uczy­łam cię, że chło­pa­ki w tym wie­ku chcą tyl­ko jed­ne­go. Chło­pa­ki wolą dziew­czy­nę, o któ­rej mało wie­dzą, któ­ra jest ta­jem­ni­cza”.

Mo­żli­we, że za­sty­ga­my w bez­ru­chu, kie­dy nie je­ste­śmy szcze­rzy wo­bec sa­me­go sie­bie. Mimo że bie­gnie­my przed sie­bie, to nie za­wsze w świa­do­mo­ści tego, kim je­ste­śmy. Ru­sza­jąc się, też mo­żna być w bez­ru­chu, po­nie­waż bie­gnie­my w kó­łko w tym sa­mym miej­scu. Cza­sem po­dej­mo­wa­ne de­cy­zje nie są na­szy­mi i czu­je­my, że nie za­słu­ży­li­śmy na zmia­ny. War­to ob­ser­wo­wać swój opór i roz­po­znać jego cel. Za­trzy­mu­je­my się też z po­wo­du stra­chu przed dal­szym od­kry­wa­niem ko­lej­nych miejsc w so­bie i za­ak­cep­to­wa­niem mi­ło­ści czy­je­jś lub wła­snej.

Pod­róż wy­da­je się pro­sta; albo do sie­bie albo od sie­bie. Na­wet je­śli zde­cy­du­je­my się pó­jść w pra­wo czy w lewo, za­wsze będzie to w kie­run­ku sie­bie lub od sie­bie.

Bez­ruch wspie­ra, ale też bywa de­struk­cyj­ny. Nuda jest nam po­trzeb­na do kre­owa­nia i cza­sem war­to wy­le­gi­wać się w niej. Inny ro­dzaj bez­ru­chu to prze­strzeń, w któ­rej po­zwa­la­my so­bie być, od­ci­na­jąc się od ze­wnętrz­nych bo­dźców. Lu­bię mieć ta­kie mo­men­ty, kie­dy nie sta­wiam so­bie żad­ne­go celu na dzień i nie pla­nu­ję nic kon­kret­ne­go. Wte­dy daję się pro­wa­dzić da­ne­mu dniu i wła­snej kre­atyw­no­ści. Jed­ną z naj­trud­niej­szych rze­czy dla lu­dzi jest kon­fron­ta­cja wła­sne­go wsty­du. Często je­ste­śmy zdez­o­rien­to­wa­ni, czy by­li­śmy ofia­rą, czy też zgo­dzi­li­śmy się na to, co się wy­da­rzy­ło. Trau­ma upo­ka­rza i no­sząc ją w cie­le, tra­ci­my ener­gię do ży­cia. Jest to no­sze­nie od­po­wie­dzial­no­ści za in­nych. Cza­sem za­trzy­ma­my się w miej­scu dla ja­kie­jś emo­cji, by przyj­rzeć się jej z bli­ska i za­py­tać sie­bie, czy na pew­no jest na­sza. W nie­któ­re z nich będzie­my wąt­pić, inne wy­pie­rać, a jesz­cze inne nie­słusz­nie przy­pi­sy­wać so­bie.

W cza­sie na­szych traum bu­du­je­my pe­wien ob­raz sie­bie. Często za­czy­na­my od­da­lać się nie tyl­ko od wła­snych my­śli, ale też od na­sze­go cia­ła, któ­re za­wie­ra in­for­ma­cje o trau­ma­tycz­nym wy­da­rze­niu. Cia­ło za­wsze pa­mi­ęta, dla­te­go cza­sem mamy po­czu­cie bra­ku jego obec­no­ści. Bez­ruch dla ofia­ry trau­my może wy­da­wać się bez­piecz­nym miej­scem, w któ­rym mo­żna uchro­nić się przed świa­tem i jego ewen­tu­al­nym nie­bez­pie­cze­ństwem. Taki bez­ruch może ob­ja­wiać się tym, że będzie­my uni­kać wszel­kich kon­tak­tów ze świa­tem lub utknie­my w prze­ko­na­niu, któ­re spra­wi, że uwie­rzy­my w ni­co­ść. Bez­ruch po trau­mie może przy­po­mi­nać wi­dok prze­pa­ści lub utkni­ęcie po­mi­ędzy cia­łem a ży­ciem. Od­da­la­jąc się jed­no­cze­śnie od ze­wnętrz­ne­go świa­ta oraz swo­je­go cia­ła, tra­ci­my kon­takt ze sobą.