Po pierwsze ja. Jak dbać o innych, nie zaniedbując siebie - Reed-Turrell Emma - ebook

Po pierwsze ja. Jak dbać o innych, nie zaniedbując siebie ebook

Reed-Turrell Emma

4,3
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 271

Data ważności licencji: 7/17/2026

Oceny
4,3 (51 ocen)
29
10
8
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
xvKlaudiavx

Dobrze spędzony czas

Książka dająca do myślenia i napisana w bardzo mądry sposób. Rozsądne przedstawienie problemu od początku do końca. Tak jak tego typu książki rzadko kiedy mi wchodzą całościowo lub w ogóle to tutaj muszę przyznać że autorka bardzo dobrze wykonanała swoją pracę. Duży plus również za krótkie poruszenie kwestii dawnego i współczesnego feminizmu. Często pojęcie feminizmu i równości współcześnie zmierza zaś w drugą stronę - tutaj natomiast autorka poniekąd wyjaśnia pokrótce tą kwestię i naprawdę traktuje wszystkich równo. Polecam.
00
gosiasypek

Nie oderwiesz się od lektury

przystępny język, cenne wskazówki, bardzo otwiera oczy
00
starosielec

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo mądra książka, podejście do całego tematu
00
Rainbowdash55

Dobrze spędzony czas

ciekawa, merytoryczna, ważna. pokazuje wiele perspektyw, cech, wad uszczęśliwiania. pozytywnie się zaskoczyłam!
00



Tytuł oryginału: Please Yourself

Przekład: Aleksandra Kondrat

Projekt okładki: Katarzyna Grabowska/www.andvisual.pl

Redaktor prowadzący: Bożena Zasieczna

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Agata Tondera, Lena Marciniak-Cąkała/Słowne Babki

Copyright © Emma Reed Turrell 2021

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.

ISBN 978-83-287-1865-4

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2021

Thomasowi i Elsie. Uszczęśliwiajcie siebie.

Wstęp

Wszyscy znamy osoby, które wciąż kogoś uszczęśliwiają. Być może jest to ktoś, kto ma problemy z wypowiedzeniem, czego pragnie, lub zwyczajnie chce płynąć z prądem. Przeprasza, nawet gdy nie zrobił niczego złego, lub ma wyrzuty sumienia z powodu zmiany planów. Takiej osobie łatwiej się na coś godzić, niż się z czymś nie zgadzać. Być może taka osoba robi wszystkie te rzeczy bezustannie. A może to ty jesteś tą osobą?

Ja kiedyś taka byłam. Cechuje mnie wrodzona punktualność. I to dosłownie, bo urodziłam się dokładnie tego dnia, który wskazał rodzicom ginekolog, więc już od pierwszych chwil życia byłam dzieckiem, które uszczęśliwiało innych. Występowałam przed gośćmi podczas spotkań towarzyskich w domu oraz chętnie w święta śpiewałam kolędy mieszkańcom domów spokojnej starości. Byłam jak kameleon i umiałam się dopasować do każdej sytuacji, by uszczęśliwić wszystkich i dać im to, czego oczekiwali. Jako osoba dorosła też mi się to zdarzało, na przykład w pracy lub w relacjach z przyjaciółmi, gdy nie potrafiłam czasem powiedzieć „nie” i traktowałam priorytetowo innych, a nie siebie. Za wszelką cenę chciałam, żeby wszyscy mnie lubili (podczas gdy tak naprawdę to ja chciałam polubić siebie), ale uszczęśliwianie ludzi wokół mnie sprawiało, że moje życie nie było autentyczne, a czasem nawet przypłacałam to własnym zdrowiem. Teraz już tego unikam i jest mi z tym o wiele lepiej.

W moim gabinecie terapeutycznym często spotykam osoby mierzące się z różnymi sytuacjami życiowymi, w których nie są w stanie uszczęśliwić innych i nie potrafią też uszczęś­liwić siebie. Pracujemy wspólnie nad tym, żeby pacjenci uwolnili się od tego zachowania i zrozumieli, że niektórych ludzi nie da się uszczęśliwić i że należy przestać próbować.

Gdy pacjent przestaje być osobą uszczęśliwiającą innych, patrzy na swoje dawne zachowanie i często mówi, że chciałby mieć taką wiedzę na ten temat, jaką ma teraz, w wielu sytuacjach w przeszłości. Uświadamiam pacjentom, że uszczęśliwianie siebie nie jest sygnałem, że to JA jestem najważniejszy czy najważniejsza, ale że ja TEŻ jestem ważny czy ważna.

Napisałam tę książkę, aby tobie również pomóc to zrozumieć.

A zatem, jeśli nie masz nic przeciwko temu, chciałabym porozmawiać z tobą na temat uszczęśliwiania innych.

Dlaczego uszczęśliwiamy innych?

Być może uczono cię, że uszczęśliwianie innych ludzi wiąże się z byciem miłym, myśleniem o drugim człowieku i z rozwagą. W rzeczywistości uszczęśliwianie innych jest próbą wyreżyserowania czyjejś reakcji i wykreowania komfortowych sytuacji, w których jesteśmy lubiani. Zadowalanie innych jest strategią stworzoną po to, by dać ci kontrolę nad sytuacją pod przykrywką pseudohojności lub elastyczności.

Zadowalacz nie potrafi pogodzić się z rozczarowaniem kogoś bądź z faktem, że ktoś go nie lubi. Dostaje gęsiej skórki na samą myśl o tym. Boimy się bycia osądzonymi. Zadowalamy innych, ponieważ obawiamy się, że kogoś stracimy, gdy tymczasem tak naprawdę tracimy siebie, kiedy z uporem maniaka próbujemy uszczęśliwiać innych.

Motywacja zadowalacza jest na swój sposób zrozumiała. Jesteśmy zwierzętami stadnymi, więc czujemy się zagrożeni, gdy ktoś nas nie lubi. Jesteśmy zależni od grup społecznych, tak jak kiedyś pierwotni ludzie zależeli od wspólnego ogniska, zdobywania jedzenia i wzajemnej ochrony. Strach i poczucie winy lub wstydu to pierwotne uczucia. Nikną, gdy otaczamy się ludźmi, którzy nas chronią w grupie. Nie robimy więc niczego, co groziłoby wydaleniem z grupy, ze wspólnego ogniska i życiem w pojedynkę na odludziu, śmiercią z wychłodzenia lub atakiem dzikiego zwierzęcia. Nie robimy niczego, co mogłoby zostać niezaakceptowane i poskutkować śmiercią. Dzisiaj spotykam się w gabinecie terapeutycznym z pacjentami, których trawią wyrzuty sumienia, bo zapomnieli o czyichś urodzinach, nie poszli do pracy, ponieważ zachorowali, albo odwołali kolację z przyjaciółmi. Obawiają się zrobienia czegokolwiek, co mogłoby się komuś nie spodobać lub co mogłoby kogoś postawić w niewygodnej sytuacji. Pewna moja pacjentka zadowalaczka spóźniła się kiedyś na nasze spotkanie, ponieważ została zatrzymana w drodze przez natrętnego wolontariusza jakiejś organizacji charytatywnej, następnie przez ulicznego głosiciela religii, który wciągnął ją w rozmowę na temat Jezusa Chrystusa, a potem zapisała się na internetowy kurs języka, tylko dlatego, że pracownik szkoły językowej jej go zaoferował w ramach akcji sprzedażowej na mieście. Wszystko to wydarzyło się, gdy pacjentka szła do mnie z parkingu i ze względu na to, że nie potrafiła nikomu niczego odmówić. „Oni doskonale wiedzą, że można mi coś wcisnąć!” – wykrzyknęła, gdy wpadła do gabinetu. Pierwotne poczucie winy i wstydu jest bardzo bolesne. Za wszelką cenę staramy się go unikać, by nie poczuć się fatalnie. Tylko zdobycie szerszej wiedzy o tych pierwotnych uczuciach pozwoli przestać uszczęśliwiać innych lub żałować za niepopełnione przewinienia.

Zadowalanie innych nie jest cechą charakteru, jest produktem pewnego procesu. Na kolejnych stronach dowiesz się więcej o rozwoju zadowalacza od jego narodzin przez dzieciństwo i okres nastoletni po dorosłość, a także o wpływie każdej z tych faz życia na aktualne wybory takiej osoby.

Ciemniejsza strona uszczęśliwiania innych

Historycznie rzecz biorąc, uszczęśliwianie innych zazwyczaj przypisywano kobietom. Istnieje nawet stereotyp mówiący o tym, że dziewczęta powinny być wychowywane na ciche i stawiające na pierwszym miejscu dobro drugiej osoby. Ale uszczęśliwianie innych w dzisiejszych czasach dotyczy obu płci, niezależnie od wieku i statusu społecznego. Zbyt długo na problem patrzyło się tak, jakby uszczęśliwianie było domeną zrelaksowanych i miłych osób. To w pewnym sensie zabawne, ale lekceważące podejście. Jednocześnie osoba, która na wszystko się zgadza, w oczach niektórych ludzi uchodzi za kogoś, kto wszystko lekceważy. Nie reaguje na hejt, przyjmuje policzek i nadstawia drugi, podczas gdy nie powinna zachowywać się tak, jakby miała wszystko gdzieś, i oczekuje się, żeby zdecydowanie zareagowała. No właśnie, gdyby osoby uszczęśliwiające innych miały wszystko w nosie, to nie byłyby zadowalaczami.

Zadowalanie innych jest poświęcaniem się. Jest krzywdzące dla innych i dla samego zadowalacza. Uszczęśliwianie innych nie jest aktem dobroci. Jest w pewnym sensie słabością. Jest trwogą. Strachem przed sytuacją, której nie można kontrolować, czy też obawą przed niemożnością kontrolowania emocji innych osób. Zadowalacz musi się nieźle nagimnastykować, żeby ukryć swoje prawdziwe intencje, a także aby kogoś nie zranić lub nie zasmucić. Pragnienie uszczęśliwiania, jeśli nie zostanie poskromione, może przerodzić się w stany lękowe i depresję, fatalną kondycję zdrowotną oraz prowadzić do obniżenia poczucia własnej wartości i bardzo groźnego w skutkach zaniedbania siebie.

W dzisiejszych czasach mamy wokół siebie mnóstwo osób do uszczęśliwiania. We współczesnym, pełnym obowiązków życiu jest wiele możliwości i okazji do uszczęśliwiania, można powiedzieć, że są one wręcz nieograniczone. W pracy oczekuje się od nas elastyczności. Przyjaciele oczekują od nas dostępności na zawołanie. Partnerzy w biznesie to też dobre cele do uszczęśliwiania. W zasadzie bez przerwy możemy uszczęśliwiać wszystkich, niezależnie od ich wieku. Media społecznościowe to nie lada gratka dla zadowalaczy i dla odbiorców lajków, a wszystko to działa na podstawie marketingowych algorytmów.

Może ty nie uważasz się za zadowalacza. Wielu z moich pacjentów na początku terapii nie uważa się za nich. Chyba najbardziej oczywistymi zadowalaczami są osoby, które bez ustanku ułatwiają innym ludziom życie i zapewniają im komfort. Są oni jednak tylko wierzchołkiem góry lodowej, a zadowalanie wszystkich wokół może przybierać rozmaite formy. W różnych relacjach międzyludzkich uszczęśliwianie może wywoływać u zadowalacza różne reakcje, za wszystkim jednak stoi lęk przez niską samo­oceną, brakiem kontroli i odrzuceniem. W następnym rozdziale przedstawię cztery typy zadowalaczy. Ich wspólnym mianownikiem jest niezdolność do dobrego samopoczucia i do zadowolenia się tym, kim są.

Nie możesz się zaniedbywać, dbając tylko o dobro innych. Pamiętaj, że istnieje sposób na uszczęśliwienie siebie i ta metoda wcale nie musi być egoistyczna. Odpowiedz sobie na pytanie, czy chcesz być zadowalaczem, czy autentyczną osobą.

Uszczęśliwienie siebie jest najbardziej odpowiedzialną metodą na budowanie związków między ludźmi. Dzięki temu stajemy się autentyczni i pełni szacunku oraz mamy więcej zdolności do pomagania nie tylko innym, lecz także sobie. Poświęcając uwagę sobie, nie odmawiasz uwagi innym. To tak nie działa.

Naucz się dbania o innych

Niniejsza książka oferuje alternatywę dla uszczęśliwiania innych. Nie oznacza ona jednak zaprzestania dbania o nich. Ma na celu naukę, jak dbać o ludzi lepiej. Lepiej, czyli prawdziwie, sprawiedliwie, odpowiednio do sytuacji i konsekwentnie. Dbać tak, aby pokazywać swoje prawdziwe oblicze, bez lęku o to, czy ktoś nas zaakceptuje w pełni. Bez obawy, że ktoś nas oceni. Musimy nauczyć się mówić „nie”, bo cóż może oznaczać bez niego nasze „tak”?

Ta książka nauczy cię też akceptacji tego, że ktoś może cię nie lubić. Pomoże ci również w przejściu nad tym faktem do porządku dziennego. Przestaniesz się bać porażki. Dowiesz się, jak znosić to, że inni cię osądzają. Nie pokażę ci jednak sposobu na zaprzestanie uszczęśliwiania ludzi wokół ciebie, który zagwarantuje, że kogoś nie zasmucisz. Pokażę ci za to, że bycie mniej lubianym jest do przeżycia, a nawet, że może mieć pozytywne konsekwencje. Bo każda relacja, w jakiej nie ma miejsca na nasze potrzeby i uczucia, jest stratą czasu, który moglibyśmy poświęcić osobie, dla której nasze potrzeby i uczucia są ważne.

Po pierwsze ja jest próbą wyjaśnienia, co nami kieruje, gdy chcemy zadowolić innych, a także podpowiedzią, jak bardziej skupić się na sobie i lepiej o siebie zadbać. Pokazuje, że ludzkie reakcje wobec nas są odbiciem związku innych osób z ich własnym ja, a nie wystawieniem nam oceny. Wyjaśnia, jak rozpoznawać własne uczucia i potrzeby i jak wyznaczać granice w relacjach z ludźmi, którzy nas krzywdzą.

Ta książka nauczy cię być sobą, a także, jak przestać gonić za ludźmi i jak zacząć ich do siebie przyciągać. Dowiesz się, jak uwierzyć w to, że coś, co powinno być twoje, przyjdzie ci z łatwością. Zmotywuje cię to do poświęcenia czasu ludziom, którzy będą przy tobie w przyszłości, a nie staną się tylko wspomnieniem. Dzięki niniejszej książce poprawią się twoje relacje przyjacielskie i miłosne oraz staniesz się lepszym dzieckiem i rodzicem. Nauczysz się, jak lepiej zadbać o innych, bez brania na siebie ich problemów. Osiągniesz to, lepiej dbając o siebie.

Ta książka przygotuje cię również na stratę. Nie ma rozwoju bez strat. Niektórzy ludzie odsuną się od ciebie, kiedy przestaniesz ich uszczęśliwiać. Gdy usłyszysz od nich, że się zmieniłaś czy zmieniłeś, tak naprawdę będą chcieli ci powiedzieć, iż nie podoba im się twoje zachowanie inne od tego, niż oni by sobie życzyli.

Uszczęśliwianie innych ma wiele twarzy

Wspólnie zastanowimy się nad historiami i życiem zadowalaczy, których spotkałam na mojej drodze. Spróbujemy spojrzeć z dystansu na relacje między dziećmi i rodzicami oraz na uszczęśliwianie innych. Tak samo po­patrzymy na związki przyjacielskie, koleżeńskie w pracy i wiele innych relacji międzyludzkich. Przytaczane przeze mnie przykłady są faktycznymi sytuacjami z życia ludzi, których spotykałam w moim gabinecie terapeutycznym, podczas przeróżnych sesji pomocowych w mojej wieloletniej praktyce klinicznej. Ze względu na zachowanie anonimowości i prywatności ich imiona zostały zmienione i jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych osób jest zupełnie przypadkowe. Ich doświadczenia za to są autentyczne i mam nadzieję, że potraktujesz ich perypetie jak lekcję, jeśli tylko zechcesz mnie wysłuchać. Niezależnie od tego, czy jesteś rodzicem, osobą w związku lub nie, kobietą czy mężczyzną, czy też osobą, która nie identyfikuje się z żadną płcią, zachęcam cię gorąco do zapoznania się z opisanymi w tej książce historiami i do zastanowienia się, które z nich brzmią znajomo i które mogą ci pomóc. W każdym rozdziale będę zadawała pytania, wymagające od nas zastanowienia. Opowiem ci również o technikach i o podejściu, które mogą ci pomóc w zrozumieniu siebie i w ukierunkowaniu cię ku lepszemu życiu. Moja publikacja jest kompletnym podręcznikiem uczącym tego, jak uszczęśliwić siebie.

Twoja empatia jest darem. Gdy uszczęśliwiamy innych, często otaczamy opieką osoby, które nie chcą lub nie potrafią tego docenić. Kiedy uszczęśliwiamy siebie, również innym dajemy prawo do uszczęśliwiania ich samych. Niniejsza książka nauczy cię, jak kierować twoją opiekę ku ludziom najbardziej na to zasługującym, rozpoczynając od samego siebie.

Cztery profile zadowalaczy

Mimo że większość z nas przyznaje się do częstego poczucia winy, na przykład, gdy idziemy na zwolnienie z powodu choroby lub gdy sięgamy po ostatnią porcję lubianego przez wszystkich smakołyku, to powody, przez które staramy się zadowalać innych, są zróżnicowane. Podczas tysiąca godzin spędzonych z pacjentami w gabinecie terapeutycznym udało mi się wyodrębnić cztery profile zadowalaczy.

Zadowalacz klasyk

Najbardziej „tradycyjnych” zadowalaczy nazywam klasykami. Czują się dumni, gdy działają w odpowiedni sposób, wybierają idealny prezent na czyjeś urodziny lub wydają perfekcyjne przyjęcie z kolacją. Są w tym naprawdę dobrzy, a nagrodą dla nich jest fakt, że ludzie przez nich zadowalani doceniają ich i podziwiają. To ich definiuje. To ich esencja i powód, dla którego istnieją. Jedyne, czego chcą, to ułatwiać i uprzyjemniać życie innym. Zapytaj takiego zadowalacza, czego on sam pragnie, a zobaczysz wyraz zdumienia na jego twarzy.

Klasycy rozpaczliwie potrzebują energii, którą czerpią z robienia czegoś dla kogoś i ogrzewania się w cieple oferowanym przez osobę, którą zadowalają. Chwila, w której czują się dla tej osoby wyjątkowi, jest dla nich lepszą nagrodą niż coś, co mogliby sami dla siebie zrobić. Poczucie wartości klasyków zależy od docenienia ich przez innych. Czują się dobrze, jeśli ich chwalimy. Klasyk odczuwa zadowolenie porównywalne z wygraną w totolotka, gdy ktoś go głaszcze po głowie.

Zadowalacz cień

Jak sama nazwa wskazuje, tego typu zadowalacz żyje w cieniu osoby, którą uszczęśliwia, czyli kogoś, kto zdaje się być ważniejszy i bardziej zasługiwać na uwagę świata.

W dzieciństwie cień najprawdopodobniej przebywał w towarzystwie osobowości narcystycznej, kogoś, kto nie był empatyczny i potrzebował poklasku. W takiej atmosferze, aby nie zostać odtrąconym, cień żył tak, jakby wciąż ulatywało z niego powietrze, które pompowało narcyza. Wciąż starał się perfekcyjnie odgrywać rolę drugoplanową lub rolę skrzydłowego, tak aby narcyz uznał go za swojego ulubieńca.

Cienie są przekonane, że osoba, którą uszczęśliwiają, jest od nich lepsza. Zawsze ustępują miejsca w autobusie i wiecznie przytrzymują komuś drzwi. Dorosły cień nadal próbuje łechtać czyjeś ego, grawituje wokół kogoś, ulepszając czyjś status życiowy i pomagając w osiągnięciu sukcesu. Cienie są fantastycznymi groupies, ale zadowala ich jedynie bycie fanem numer jeden, co w efekcie może prowadzić do powstania ostrej rywalizacji wśród cieni uszczęśliwiających jedną osobę. Biorąc pod uwagę zaciętość w dążeniu do bycia w czyichś łaskach, zadowalacz tego typu może się okazać kłopotliwym przyjacielem. Czasami zabieganie o czyjeś względy jest dla cienia ważniejsze niż samo bycie dobrym przyjacielem, a zazdrosne cienie mogą popadać w paranoję i stawać się toksyczne. Gdy jeden cień oferuje ci kurtkę, inny może zaproponować ci nawet oddanie nerki. Jesteś dla nich niczym nagroda i możesz wkrótce poczuć się jak trofeum, a nie jak prawdziwy przyjaciel.

Zadowalacz pacyfista

Zadowalanie ludzi może czasem wynikać z obawy przed tym, że coś zrobimy źle, a nie z chęci zrobienia czegoś dobrze.

Pacyfista to przykład zadowalacza, który mierzy w „niepopełnienie błędu”. Jest niczym klej spajający rozerwane elementy, dba o przyjacielskość i ułatwia współpracę. Jest tolerancyjny i odpowiedzialny jak dyrygent dbający o harmonię i spójność w orkiestrze, ale nie o swoje miejsce w niej. Gdybyśmy na przykład skaleczyli pacyfistę, krwawiłby niewzruszony, a potem oczywiście przeprosiłby, że pobrudził coś krwią.

Dorastający pacyfista obawiał się zasmucenia kogoś lub tego, jak ktoś mógłby się poczuć, gdyby na horyzoncie pojawiła się niezgoda. Tacy zadowalacze nauczyli się, jak uszczęśliwiać za pomocą łagodzenia silnych emocji u innych, a także dzięki ukrywaniu własnych uczuć w celu uniknięcia wrogiej reakcji. Pacyfiści często pojawiają się w rodzinach, w których inne dziecko odgrywa rolę urwisa. Jeśli jedno dziecko jest kłótliwe i nieposłuszne, bardzo często jego rodzeństwo przyjmuję rolę pacyfisty, aby równoważyć siły.

Pacyfista to najbardziej wyważony spośród profili zadowalaczy. Poszukuje akceptacji i złotego środka, nigdy nie staje po żadnej ze stron, żyje na terytorium wspólnym, nie wydaje osądów i nie ma preferencji, które mogłyby okazać się niepopularne.

Zadowalacz opornik

To nieświadomi uszczęśliwiacze, czyli tacy, którzy nigdy nie sklasyfikowaliby siebie jako zadowalaczy.

To ktoś, kto nie znosi, gdy inni są niezadowoleni z ich winy, ale w odróżnieniu od innych profili zadowalaczy opornik stosuje mechanizm samoobrony tylko wtedy, gdy zdaje sobie sprawę z tego, że nie może (lub nie chce) zrobić niczego, co skutkowałoby przyjazną reakcją u innych. Niezdolny do zachowania, które byłoby dla kogoś satysfakcjonujące i uchroniłoby go przed krytyką lub odrzuceniem, opornik ma tylko jedno wyjście, a jest nim wyjście z gry. W końcu jeśli nie grasz, to nie możesz przegrać.

Dorośli zadowalacze tego typu unikają intymności w związkach i pozwalają się innym zbliżyć jedynie na odległość wyciągniętego ramienia. Mają wiele czułych punktów, ale ukrywają się za maską osoby niewzruszonej w obliczu krytyki. Tak naprawdę nie żyją w łączności z innymi. Gruboskórność, którą sobie wykształcili, czyni ich obojętnymi na osąd, niezależnie od tego, czy jest on pozytywny, czy negatywny. Odcinają się od swoich uczuć, aby uniknąć bólu i porażki. Są samowystarczalni, a zatem zazwyczaj zdystansowani w większej grupie lub przyjmują rolę lidera. Oscylują na pograniczu pewności siebie i lekceważenia, zdają się być odważni i przekonani o własnej racji, niełatwo ich nakłonić do zmiany zdania. Trudno też ich pochwalić i pocieszyć, gdy jest im źle.

Może nie wyglądają jak tradycyjni zadowalacze, ale występuje u nich patologiczna reakcja w obliczu presji na uszczęśliwianie innych. Tak samo jak każdego, boli ich osąd, ale biorąc pod uwagę, że nie są w stanie go tolerować, uczą się, jak go ignorować, opierać się mu lub udawać, że go nie ma. Często nawet nie wiedzą, że się w ten sposób zachowują, a zatem może być im trudno pomóc. Zdarza się, że w obliczu nadużywania jakiejś substancji, depresji, wypalenia lub rozwodu opornik musi pogodzić się z tym, jak reaguje na presję uszczęśliwiania innych, zanim zacznie zachowywać się zdrowiej i uszczęśliwiać siebie.

Być może rozpoznajesz siebie w którymś z wyżej opisanych profili, a może nawet nie w jednym. Być może widzisz część cech ze wszystkich czterech profili w zachowaniu swoim lub innych zadowalaczy, których znasz.

Niezależnie od tego, jaki jest twój stosunek do uszczęśliwiania innych, na następnych stronach przeczytasz o przykładach z życia czterech profili zadowalaczy i odkryjesz, jak nauczyli się być bardziej świadomymi i przygotowanymi na różne sytuacje, oraz dowiesz się, jak tworzyć autentyczne, satysfakcjonujące relacje.

Przyjrzyjmy się zatem doświadczeniom z dzieciństwa, które sprawiają, że rodzi się zadowalacz.

Wczesne stadium zadowalacza

Pochodzę z rodziny zapalonych fanów piłki nożnej. Dostałam pierwszy w życiu bilet na cały sezon rozgrywek, gdy byłam bardzo mała, i chodziłam posłusznie do Fratton Park każdej soboty z dziadkiem, tatą i ze starszym bratem, żeby oglądać mecze. Chciałam tam z nimi chodzić, ale raczej za sprawą przekąsek w postaci bułeczek z kiełbaskami i czekoladowych batoników, które dziadek wyciągał z kieszeni kurtki po pierwszej połowie gry, a nie dla samej piłki nożnej, która w tamtym czasie mało mnie interesowała. Nosiłam ze sobą książkę, żeby się czymś zająć, podczas gdy rozentuzjazmowany tłum zeskakiwał z krzesełek i krzyczał, kibicując swojej drużynie. Tata wciąż wspomina, jak spoglądałam znad stronic mojej lektury, żeby sprawdzić, ile jeszcze meczu zostało do końca. Gdy mnie pytał: „Co się dzieje, nie podoba ci się gra?”, odpowiadałam z rozbrajającą przebiegłością sześciolatki: „Bawię się tak dobrze, że po prostu sprawdzam, ile jeszcze mi zostało czasu na cieszenie się rozgrywką”. Z perspektywy czasu wiem, że nie była to zbyt przekonująca odpowiedź, ale naprawdę pragnęłam, żeby tata był szczęśliwy. Nie chciałam, by poczuł się zawiedziony lub myślał, że mam ochotę być gdzieś indziej. Sądzę, że on też nie chciał mnie zawieść, bo nigdy nawet nie zasugerował, że mi ani trochę nie wierzy.

Małe dzieci są stworzone, by uszczęśliwiać innych, a zaczyna się to mniej więcej, gdy niemowlęta osiągają wiek sześciu tygodni i zaczynają się uśmiechać. Kiedy obdarzają swojego opiekuna uśmiechem, mają sporą szansę na zabawę, pieszczoty, kołysankę lub łaskotki. W skrócie – uśmiech daje im szansę na miłość. Nawet malutkie dziecko zdaje sobie sprawę z faktu, że potrzebuje miłości, by przetrwać. Proces ewolucji dał ludziom również supermoc w postaci zdolności do uszczęśliwiania.

Z biegiem czasu, gdy stajemy się bardziej samowystarczalni, wciąż potrzebujemy związków międzyludzkich, aby czuć się dobrze, ale z biologicznego punktu widzenia jesteśmy mniej zależni od innych osób, aby przetrwać. A co się dzieje, jeśli grupa ludzi, w której zostaliśmy wychowani, sprawia, że w dorosłym życiu nadal powinniśmy ich uszczęśliwiać i im służyć? Co jeśli te wczesne uśmiechy i dostosowywanie się do sytuacji wcale nie prowadziły do niezależności i otrzymywania bezwarunkowej miłości, lecz ukształtowały naszą tożsamość?

Wierzę, że rodzice zazwyczaj robią dla dobra dziecka wszystko, co w ich mocy, ale wiem też, że zawsze popełniają jakieś błędy. Nie mogą na przykład dać ci tego, czego sami potrzebowali i nie otrzymali, lub nawet nie wiedzą, że tego potrzebowali. Jeśli dzieci odbierają sygnały, że powinny bardziej skupiać się na rodzicach niż na sobie, mogą wyrosnąć na zadowalaczy. Używam określenia „rodzice”, ale tak naprawdę chodzi o każdego dorosłego, który jest odpowiedzialny za dziecko – może to być na przykład ciocia, wujek, dziadkowie, przybrani rodzice, nauczyciele lub starsze rodzeństwo. Mam na myśli każdą osobę, od której dziecko odbiera sygnały wychowawcze, i nie ma znaczenia, czy są to słowa, czy inne formy komunikacji.

Przyjrzyjmy się historii jednej z moich pacjentek, Bianki, aby lepiej zrozumieć, jak rodzi się zadowalacz.

Bianca

Bianca przyszła do mnie z ogromnym bagażem doświadczeń dotyczących wielozadaniowości w uszczęśliwianiu innych ludzi. Jej ręce i kalendarz były niezwykle zajęte.

Jako dziecko nigdy nie mogła wyzbyć się wrażenia, że nie robi wystarczająco dużo dla matki, która spędzała całe dnie w łóżku i w zasadzie nie zauważała córki. Teraz, patrząc na to z dystansu, Bianca wie, że mama cierpiała na depresję. Kobieta latami starała się o dziecko, a gdy w końcu udało jej się urodzić, nie była w stanie się nim cieszyć. Bianca była jedynaczką i poświęciła całe swoje wczesne życie uszczęśliwianiu rodziców na wszelkie sposoby. Wciąż starała się spełnić oczekiwania matki i zasłużyć na pochwałę od ojca. Po drodze zaniedbała własne potrzeby.

Jak zasadzić ziarno, z którego wyrośnie zadowalacz

Jeśli rodzic ma depresję lub cierpi na stany lękowe, a dziec­ko stara się go uszczęśliwiać, regulować jego nastroje i pomagać mu radzić sobie z jego cierpieniem, czasem działa na swoją niekorzyść. Opiekowanie się dorosłym i zaspokajanie jego potrzeb mogą skutkować zaniedbaniem samoopieki i własnych potrzeb. Niekiedy przeradza się to w reakcję łańcuchową, gdy zaczynamy dbać tylko o innych i oczekiwać, że oni będą robili to samo dla nas. Być może ty też zachowujesz się tak wobec twoich dzieci, partnera albo przyjaciela. Wszyscy zajmujemy się uszczęśliwianiem innych, ale w ten sposób nie uszczęśliwiamy siebie.

Bianca wierzyła mamie, gdy ta ją o coś obwiniała, akceptowała brak miłości i uważała, że sobie na to zasłużyła. Dzieci zazwyczaj nie zdają sobie sprawy z tego, że rodzice mają jakieś wady, i gdy ktoś popełnia jakiś błąd, dziecko zazwyczaj przyjmuje rolę winowajcy. Dzieci utrzymują, że rodzice są idealni, bo na kim mogą polegać, jeśli nie na rodzicach? Dorośli oczywiście popełniają błędy i powinni się do nich przyznawać przed dzieckiem, a także za nie zadośćuczynić tak, aby dziecko nie pomyślało błędnie, że to jego wina. Może też przypominasz sobie, że twoi rodzice nie przepraszali za błędy, kiedy byłeś mały, i być może to ty brałeś na siebie winę, podczas gdy wcale nie musiałeś tego robić. A może wciąż to robisz?

Jeśli dziecku w młodym wieku przydarzy się coś traumatycznego, często stara się ono wykształcić zestaw zasad, które pomogą mu w starszym wieku poczuć, że ma więcej kontroli. Zbiór ten obejmuje reguły dotyczące tego, co należy i czego nie należy robić. Taka osoba stosuje się do niego, aby czuć się bezpieczniej. Zasady te mogą być w rzeczywistości niesłuszne, ale dają dziecku szansę na wprowadzenie porządku do panującego wokół chaosu. Jeżeli taka jest twoja historia, być może jakiś konflikt był dla ciebie katastrofą i sprawił, iż wykształciłeś zasady zmuszające cię do uszczęśliwiania innych. Można przyjąć, że to twoja reakcja potrzebna do oswojenia traumatycznego przeżycia i była ona słuszna w danym momencie. Być może jednak to zachowanie nie jest ci już dłużej potrzebne ani pomocne.

Ojciec Bianki kochał żonę i Bianca obserwowała, jak każdego dnia spełnia jej oczekiwania. Matka dziewczynki często bywała dla niego okrutna, ale ojciec zawsze był gotowy i chętny do przeprosin i do przywrócenia spokoju w domu. Sam był zadowalaczem innych, a zatem Bianca przejęła od niego część zachowań mających na celu uszczęśliwianie ludzi wokół. Jako dzieci uczymy się od rodziców, jak postępować, patrzymy na ich czyny i słuchamy ich słów. Jeśli twój rodzic stawia siebie na ostatnim miejscu, jak miał to w zwyczaju robić ojciec Bianki, istnieją spore szanse, że ty też będziesz się tak zachowywać. Jeżeli twój rodzic zajmował się uszczęśliwianiem innego „rodzica” – prawdziwego czy też wyimaginowanego – poświęcając ci uwagę „jednym okiem”, a „drugim okiem” innej osobie, może i ty się tego nauczyłeś. Jeśli twój rodzic poświęcał jednak zbyt wiele uwagi innym, ty też mogłeś wykształcić w sobie zachowania mające na celu ciągłe zaspokajanie potrzeb innych osób.

Ojciec Bianki chwalił ją za bycie „dobra dziewczynką” i wciąż uszczęśliwiał żonę, był też bez wątpienia szczęśliwy, że córka mu w tym pomaga, zdejmując z niego część obowiązków. W ten sposób Bianca czuła się ważna i potrzebna. Dzieci potrzebują pochwał. Jeżeli byłeś dobry w dostarczaniu rozrywki dorosłym lub jeśli dawałeś pierwszeństwo innym, prawdopodobnie dorośli cię za to chwalili. Im więcej byłeś chwalony za bycie zabawnym lub miłym albo hojnym czy też cierpliwym, tym bardziej poszukiwałeś sytuacji, w których mógłbyś te cechy demonstrować, i tym bardziej cię to ukształtowało.

Hodowla wieloletniego zadowalacza

Bianca poświęciła całe swoje wczesne życie na zdobywanie przychylności matki i na uszczęśliwianie jej, na spełnianie jej życzeń i na zaspokajanie jej potrzeb. Nawet gdy wyprowadziła się z domu rodzinnego i rozpoczęła życie na własny rachunek, nic nie uległo zmianie. Stało się tak dlatego, że Bianca nauczyła się zarządzania emocjami matki, jednocześnie wyzbywając się swoich. Kiedy w końcu wyfrunęła z gniazda, ciągle stosowała ten schemat. Poślubiła mężczyznę, który ją krytykował i odrzucał, a ona wciąż szukała sposobów, aby go uszczęśliwić, na przykład udawała, że nie widzi jego picia i romansów.

Minęły dekady i Bianca wreszcie zdecydowała się na terapię. „Wiem, że nie jest ze mną dobrze, ale nie wiem, skąd to się bierze” – powiedziała mi. Była świadoma, że cierpi na depresję, ale nie mogła znaleźć jej przyczyny. Dostrzegała objawy choroby, mimo że lubiła swoją pracę, miała dobrych przyjaciół, a także fantastyczne wnuki. Tak naprawdę starała się być zajęta i pomagać innym, gdy mieli kłopoty, żeby uciec od własnych problemów. Zupełnie zapomniała o własnych potrzebach – jeśli w ogóle kiedykolwiek zdawała sobie sprawę z tego, że je ma.

Nasza wspólna praca polegała na poskładaniu Bianki w jedną całość i miała się zacząć od odnalezienia jej porzuconych potrzeb.

Jak uwolnić się od uszczęśliwiania innych

Emocje są najważniejsze, aby móc uszczęśliwić siebie. Podpowiadają ci, co jest dobre, a co złe w danej sytuacji oraz jak się w niej zachowywać. Zadowalacze jak Bianca często w ogóle nie wyrażają swoich uczuć, wyczuwają jedynie nastrój innych osób. Zdarza się też, że mylą jedną emocję z inną, co prowadzi do konfuzji w działaniu.

Jeśli pochodzisz z rodziny, która nie wyrażała uczuć, pewnie również trudno ci je okazać. Złość? Jaka złość? Jeżeli przede wszystkim nie umiesz rozpoznawać danej emocji, nie będziesz potrafił jej wyrazić lub reagować na nią. Alkohol usypia ból, depresja spłaszcza uczucia, a nadmierne poświęcenie się obowiązkom zawodowym pozwala tylko odciągnąć uwagę od prawdziwego problemu. Zastanów się, jak unikano łączności z uczuciami w twojej rodzinie i jak ty unikasz jej teraz. Może zachęcano cię do pragmatyczności i do nieemocjonalnego zachowania, więc zazwyczaj szukasz rozwiązań polegających na „naprawie” sytuacji, nawet jeśli chodzi o sprawy sercowe.

Może twoja rodzina była zwolennikami stereotypów płciowych i często słyszałeś hasła: „chłopaki nie płaczą” i „dziewczynki są słodkie”. Być może wychowałeś się w kulturze sztywności (trzymania fasonu) lub takiej, według której „dzieci i ryby głosu nie mają”. Jeśli tak jest, umiejętności związane z wyrażaniem uczuć mogły zostać ograniczone, jeszcze zanim się urodziłeś.

Może zostałeś nauczony, że tylko niektóre uczucia można wytłumaczyć, na przykład jeżeli twoja matka wciąż się czymś zamartwiała, a ojciec ciągle był zły za kierow­nicą. W takim przypadku możesz wychodzić z założenia, że jedno uczucie jest odpowiednie we wszystkich sytuacjach. Zamartwiasz się, zamiast działać. Złościsz się, zamiast zaakceptować sytuację. Czujesz coś, ale to nie jest odpowiednia reakcja, więc twoje czyny nie przynoszą skutku i nigdy nie odczuwasz ulgi.

Może to właśnie ty byłeś odpowiedzialny za opiekę nad całą rodziną, za zachowanie równowagi i za bycie niczym promień słońca, który wszystkim poprawiał humor. Może byłeś tak zajęty dostosowywaniem się do ich potrzeb, że nie miałeś czasu na zauważanie własnych.

Wsłuchaj się w siebie

Podczas naszych spotkań Bianca i ja powróciłyśmy myślami do jej wczesnych doświadczeń, tym razem analizując je poprzez pryzmat uczuć, do których wtedy nie miała dostępu.

Jednym ze wspomnień, które najbardziej ją bolało, była pora obiadowa w szkole podstawowej, gdy miała około ośmiu lat. Jej koledzy i koleżanki przynosili z domu śliczne opakowania z obiadem. Były wyposażone w rączkę i wyglądały jak małe prostokątne walizeczki zdobione obrazkami bohaterów z popularnych kreskówek, były też precyzyjnie podpisane imieniem i nazwiskiem właściciela pięknym pismem mamy. „Ja nigdy nie miałam pudełka na lunch – powiedziała mi Bianca. – Miałam zawsze jakąś zużytą reklamówkę z supermarketu. Pamiętam, że podczas posiłku trzymałam ją na kolanach, żeby nikt jej nie zauważył”. Gdy to mówiła, miała łzy w oczach. „Zwykle sama przygotowywałam sobie każdego ranka coś do jedzenia do szkoły. Pamiętam, że masło zawsze było zbyt zimne i próbując posmarować kromki chleba, po prostu je dziurawiłam. Jogurt czasem wylewał mi się na książki. Jeśli ze śniadania zostało mi trochę mleka, zabierałam je ze sobą, ale nikt nigdy nie powiedział mi, że trzeba je trzymać w lodówce, więc wieczorem było już kwaśne”. Podczas gdy jej szkolni koledzy i koleżanki wykładali swoje posiłki na stół, Bianca dostrzegła, jak rodzice się nimi opiekują i jaką uwagę poświęcają przygotowaniu im jedzenia. Kanapki były pokrojone w przeróżne kształty, dzieci miały miniaturowe opakowania rodzynek, czekoladowe cias­teczka w lśniących foliowych opakowaniach i kartoniki ze słomką z sokiem owocowym. „Nawet teraz, gdy o tym myślę, chce mi się płakać – powiedziała. – To mamy im to przygotowywały. Moja mama w tamtym czasie nawet nie wstawała z łóżka”.

Depresja Bianki tłumiła jej smutek, ale nadeszła pora, aby zmierzyć się z własnymi uczuciami i użyć ich do zastanowienia się nad wspomnieniami; ze współczuciem dla dziecka, którego te wspomnienia dotyczą.

Naucz się działać w zgodzie z twoimi uczuciami

Określenie tego, jak się czujemy, to tylko początek w zaprzestaniu uszczęśliwiania innych. Następnie należy się zastanowić, co z tą wiedzą zrobimy. Bianca rozumiała już swoje uczucia i mogła zacząć analizować, czego potrzebowała w dzieciństwie i jakiego uzdrawiającego działania potrzebuje teraz.

A co, jeśli nie mamy wzorca pokazującego, jak wykorzystać odczucia, żeby zaspokoić nasze potrzeby? Gdy jesteśmy niemowlętami, polegamy na innych. Płaczemy, żeby coś zasygnalizować, uśmiechamy się i gaworzymy, kiedy jesteśmy z czegoś zadowoleni lub chcemy czegoś więcej. Jako dorośli dysponujemy bardziej wyrafinowanymi narzędziami komunikacyjnymi, a jednak wciąż nierzadko staramy się kogoś uszczęśliwić lub go nie unieszczęśliwić, by uporać się z własnymi uczuciami. Nawet jeśli Bianca zrozumiała, jak się czuła w dzieciństwie, nie wiedziała, co z tym zrobić. Nie była pewna, jak może sobie teraz pomóc.

Nasza zdolność do wyrażania uczuć czasem ulega upośledzeniu przez komunikaty, jakie były nam wysyłane, gdy dorastaliśmy. Aby pomóc Biance, musiałyśmy odkryć, dlaczego nie może wpłynąć na swoje emocje.

Co ci przeszkadza?

Jeżeli wiesz, jak się czujesz, ale nie umiesz tego wyrazić, być może potrzebujesz kogoś, kto ci w tym pomoże. Być może nigdy nikt cię nie zachęcał do wypróbowania czegoś nowego, podjęcia ryzyka lub ktoś rugał cię, kiedy jasno wyrażałeś, czego pragniesz, albo gdy sprzeciwiałeś się temu, co myśleli rodzice. Być może twoi opiekunowie robili wszystko za ciebie i podejmowali za ciebie każdą decyzję. Nie mogłeś bezpośrednio prosić o coś, czego potrzebowałeś, więc wyrażałeś to tylko półsłówkami, dąsałeś się albo przymilałeś do nich i błagałeś o coś. Zmuszałeś kogoś do zmiany twojej sytuacji lub w ogóle porzucałeś myśl o możliwości zmiany.

Może nikt cię nie nauczył, jak działać. Nie wiesz, jak się bronić, więc nie wiesz, co zrobić z uczuciem złości, nawet jeśli potrafisz się do niego przyznać. Może nie widziałeś, jak twoi rodzice podejmują jakieś działania, być może byli oni bierni i wydawali się zrezygnowani w życiu. Zamiast zmieniać sytuację, spróbuj zmienić siebie i poszukaj sposobów, aby nie przejmować się tak bardzo.

Jeżeli nie wierzysz, że zmiana jest możliwa, lub wątpisz, że to ty możesz jej dokonać, ponieważ nigdy nie udało ci się dostać tego, czego chciałeś, albo nie wierzysz, że na coś zasługujesz, może się zdarzyć, że przestaniesz się starać, by odmienić sytuację. Zamiast tego będziesz robił coś dla innych, akceptując to, co jest w zasięgu ręki, i będąc wdzięcznym za to, co dostajesz.

Być może nauczono cię nieprawidłowego działania. Być może powtarzano ci, że „musisz być ponad coś” lub „powinieneś nadstawić drugi policzek”, gdy ktoś cię źle traktował. Dlatego właśnie nie stawałeś we własnej obronie i nie odpierałeś ataku. Może zostałeś nauczony, żeby nikogo nie smucić, kiedy sam odczuwałeś smutek, więc do dziś ukrywasz łzy.

Podejmowanie nieprawidłowego działania lub zaniechanie działania w ogóle są jak sięganie po szklankę z wodą, gdy tak naprawdę jesteś głodny. Ignorujesz burczenie w brzuchu, bo jeszcze nie nadeszła pora obiadu. Bianca próbowała czerpać radość z uszczęśliwiania innych. Próbowała też przekonać samą siebie, że nie ma powodu do depresji. Niestety, takie działanie i takie nastawienie nie pomogą.

Profil zadowalacza Bianki

Bianca jest mieszanką profilową i stara się uszczęśliwić jak najwięcej osób wkoło. Bianca – zadowalacz klasyk – uszczęśliwiała rodzinę i przyjaciół, zgadzając się na wszystko i wymyślając wciąż nowe sposoby na zadowolenie innych. Poświęcała się na ich rzecz, ponieważ uważała ich za ważniejszych. Prowadziła życie służki niczym zadowalacz cień. Stosowała schemat działania zadowalacza pacyfisty, łagodząc nieprzewidywalne humory męża, aby w domu panował spokój. Sama myśl o perspektywie przysporzenia komuś zawodu paraliżowała ją, więc bez końca dokładała sobie nowych obowiązków.

Jeśli nie była w stanie dotrzeć do matki i przestawała wierzyć w swoje możliwości uszczęśliwiania, przechodziła w fazę opornika, czyli pasywności. Nie uwalniało to Bianki od presji uszczęśliwiania innych i sprawiało, że kobieta unikała relacji międzyludzkich. Zrozumiałam, że Bianca dość często stosowała wzorce zachowania opornika, na przykład kiedy była obojętna i odcinała się od świata. Jest to objaw głębokiej depresji. Możliwe, że jej matka też była opornikiem, a depresja pozwalała tuszować jej wrażliwość.

Różne kombinacje czynników środowiskowych sprawiają, że rodzą się różne typy zadowalaczy. Ich profile mogą ewoluować i zmieniać się z biegiem czasu. Być może jesteś w stanie zidentyfikować swój profil zadowalacza i zastanowić się, jak dzisiaj podchodzisz do związków międzyludzkich.

Jak naprawić zadowalacza

Podczas naszych sesji Bianca zrozumiała, jak narodził się w niej zadowalacz w odpowiedzi na niezdolność jej matki do odczuwania emocji oraz na wzorce, które przekazał jej ojciec. Zadaniem Bianki jako osoby dorosłej było teraz stać się emocjonalnie dostępną dla samej siebie, zwracać uwagę na własne uczucia i starać się osiągnąć to, czego potrzebowała pod względem samoopieki i samowsparcia. Kilka tygodni po rozpoczęciu naszej wspólnej pracy Bianca powiedziała mi, że widziała piękną wystawę związaną z powakacyjnym powrotem do szkoły w jednym ze sklepów na pewnej ulicy handlowej. Gdy mi o tym opowiadała, sięgnęła do torby i wyjęła z niej dwa kolorowe pudełka na lunch i pasujące do nich butelki na napoje, które kupiła dla siebie i wnuczki. Nie mogła powstrzymać łez. Wreszcie pokazała mi swoje nowe oblicze – oblicze osoby, która nauczyła się, jak uszczęśliwiać siebie.

Kiedy zrozumiemy, dlaczego robimy to, co robimy, damy sobie szansę na zmianę. Dzięki historiom pacjentów takich jak Bianca pokażę ci, jak rodzi się zadowalacz, a także wyjaśnię wpływ, jaki na zadowalacza ma jego życie i życie ludzi wokół niego. Opiszę ci również, jak zdobyli się oni na wyruszenie w podróż ku uszczęśliwieniu samych siebie. Wspólnie przyjrzymy się ich terapii, abyś i ty mógł zadać sobie podobne pytania terapeutyczne, które naprowadzą cię na to, co czujesz, byś mógł powziąć działania, jakich potrzebujesz, i poczuć się bardziej usatysfakcjonowany w życiu.