Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Przeprowadzając się z żoną i dwójką dzieci do małego gospodarstwa w Irlandii, Paul Kingsnorth ma nadzieję znaleźć ukojenie. Po latach aktywizmu ekologicznego i prowadzenia życia osoby wykorzenionej, pragnie wreszcie uwić gniazdko i cieszyć się swoim miejscem na Ziemi. Zamiast tego odkrywa, że zawodzą go narzędzia, których do tej pory używał jako autor. Podważa to jego podstawowe przekonania na temat języka i stawia w opozycji do kultury jako takiej.
Opierając się na doświadczeniach związanych z przebywaniem wśród ludów tubylczych, pismach D.H. Lawrence’a i Annie Dillard, a także na codziennym zmaganiu z uprawą własnej ziemi, Kingsnorth zadaje następujące pytania: co znaczy przynależność? Jakie poświęcenia trzeba ponieść, aby naprawdę żyć? Wreszcie, czy słowa w ogóle są w stanie oddać prawdę o świecie, czy też są częścią wielkiego kłamstwa, które ów świat zabija?
***
Jak daleko można posunąć się w krytyce postępu, gdy jest się pisarzem zakorzenionym w europejskiej tradycji? Jak dotrzeć do niedyskursywnej natury rzeczywistości, gdy jedynym narzędziem dociekań jest język literacki? Status Paula Kingsnortha jest symptomatyczny dla naszych schyłkowych czasów, bo kontrowersji nie wywołuje jego radykalizm, lecz jego świadomie wybrany konserwatyzm kulturowy. W osobistym eseju autor sięga do romantycznych źródeł antykapitalizmu, pisze epitafium dla ludzkiego ducha i zdaje poruszający raport z tożsamościowej dezintegracji – a przy tym nie traci poczucia humoru i zachowuje lekkość języka.
Dawid Kujawa
***
[FRAGMENT]
Oto ja – wędrujący przez słowa i świat. Wędrowiec, który często ma dosyć wędrówek, który nie został do tego stworzony, który chce zapuścić korzenie albo czuje, że byłby lepszym, pełniejszym i bardziej produktywnym członkiem społeczeństwa, gdyby to zrobił, i który został tak wychowany. Jednocześnie jestem kimś, kto posiada duszę dryfującą jak obłok, kimś, komu robi się niedobrze na samą myśl o byciu produktywnym, kimś, kto bardzo nie chce być członkiem społeczeństwa, a kogo społeczeństwo mierzi i nie chce mieć z nim nic wspólnego. Oto walka, którą być może wszyscy toczymy. Zachód walczy ze Wschodem, stare walczy z nowym, nowoczesność walczy z tradycją, dzieje się to w każdym z nas i przez cały czas. Czyż nie jest to wyczerpujące?
Przez wiele lat dokumentowałem tę walkę przy pomocy słów. Lecz nagle stało się coś, czego się nie spodziewałem i na co nie byłem przygotowany. Wszystkie słowa kruszeją.
***
Paul Kingsnorth (ur. 1972) – angielski pisarz, były zastępca redaktora naczelnego czasopisma “The Ecologist” i współzałożyciel Dark Mountain Project zrzeszającego literatów, artystów i myślicieli poszukujących nowych opowieści na czasy kryzysu. W młodości aktywny uczestnik ruchu ekologicznego i kampanii na rzecz niepodległości prowincji Papua Zachodnia stanowiącej obecnie część Indonezji. Współpracownik „The Guardian”, „Independent”, „Daily Telegraph”, „Daily Express”, „Le Monde” i „New Statesman”. Autor powieści „The Wake”, która była nominowana do nagrody Man Booker Prize, oraz „Beast”, finalisty konkursu The Encore Award. Po polsku ukazał się zbiór esejów „Wyznania otrzeźwiałego ekologa” w tłum. Tomasza Sikory (Ha!art, 2024).
***
Tomasz Sikora (ur. 1981) - filozof, tłumacz. Od ponad 30 lat pasjonuje się muzyką zespołów alternatywnych oraz polską piłką nożną wszystkich szczebli rozgrywkowych. Współautor "Narodowego Spisu Zespołów" (Ha!art, Kraków 2022). Laureat Nagrody Krakowa Miasta Literatury Unesco i stypendysta ZAiKS. Mieszka w Olsztynie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 175
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Paul Kingsnorth, Okrutni bogowie. W kryzysie słowa, przełożył Tomasz Sikora, Kraków 2025
Copyright © Paul Kingsnorth, 2019 Copyright © for the translation by Tomasz Sikora, 2025 Copyright © for this edition by Wydawnictwo Ha!art, 2025
Wydanie I
ISBN 978-83-67713-68-9
Redaktor prowadzący · Piotr Marecki
Redakcja i korekta · Weronika Klimowicz-Kozłowska
Projekt okładki · Michalina Jurczyk
Obraz na okładce · Sławomir Shuty (dzięki uprzejmości Lwa Mareckiego)
Projekt typograficzny · Marcin Hernas
Skład i łamanie · By Mouse | www.bymouse.pl
E-book · eLitera s.c.
558. publikacja wydawnictwa
Wydawnictwo Ha!art ul. Konarskiego 35/8, 30-049 Kraków tel. 795 124 [email protected]
Wydawnictwo Ha!art
@wydawnictwohaart
@wydawnictwohaart
@wydhaart
W SERII UKAŻĄ SIĘ:
Hans Bellmer, Mała anatomia nieświadomości fizycznej albo anatomia obrazu, przełożył Jakub DąbrowskiJessica Taylor, Seksowna, ale szalona. O systemowym etykietowaniu psychiatrycznym kobiet i dziewczyn, przełożyli Aleksandra Małecka i Miłosz BiedrzyckiLouise Perry, Rozprawa przeciwko rewolucji seksualnej. Nowy przewodnik po seksie w XXI wieku, przełożył Tomasz SikoraEdward Abbey, Pustynna samotnia. Sezon w dziczy, przełożył Miłosz BiedrzyckiI jeśli tylko urządzimy nasze życie podług owej zasady, która radzi nam, byśmy zawsze trzymali się tego, co trudne, wówczas to, co teraz wydaje się nam jeszcze całkiem obce, stanie się czymś jak najbliższym i najdroższym. Jakże moglibyśmy zapomnieć owe dawne mity stojące u zarania wszystkich ludów, mity o smokach, które niespodzianie przemieniają się w księżniczki; być może wszystkie smoki w naszym życiu są księżniczkami, które tylko na to czekają, by ujrzeć nasze piękno i śmiałość1.
Rilke
Wiesz, życie to coś więcej niż książki,
Ale niewiele więcej.
The Smiths
Pisarze to ludzie zagubieni.
Gdyby było inaczej, nikt nie brałby się za pisanie książek. Nikt nie pisałby książek, gdyby nie pragnienie odnalezienia raju, ale też nikt by go nie szukał, będąc pozbawionym wiary w to, że ten raj gdzieś istnieje, „gdzieś tam”, czyli „tuż poza moim zasięgiem”. Pisarze ów raj dostrzegają, lecz nigdy go nie doświadczają. Chcą przynależeć do miejsc znajdujących się tuż poza ich zasięgiem, ponieważ osiągnięcie celu wiąże się z trudami bycia w tych przestrzeniach. Jednocześnie do żadnych miejsc ani osób nie przynależą i wcale tego nie chcą. Kieruje nimi jakieś poczucie oderwania, którego nie pojmują. Nie dotyczy to wyłącznie pisarzy, lecz również malarzy, muzyków, twórców. Działalność artystyczna jest poszukiwaniem rzeczy bez skazy w świecie, w którym wszystko jest zepsute.
Powyższy ustęp był nieszczery. Napiszę go od nowa.
No to zaczynamy:
Jestem zagubiony. Gdyby było inaczej, nie pisałbym książek. Niczego bym nie pisał, gdybym nie szukał raju, a nie szukałbym go, gdyby nie był mi potrzebny oraz gdybym nie uważał, że jak już go znajdę, to będę nieco mniej zagubiony. Piszę więc, aby go znaleźć... ale nie, to też nie to, bowiem zbliżając się do połowy życia, wiem, że nie ma czego szukać. Wiem, że nie znajdę swojego raju w jaskiniach znajdujących się na wyspach mórz południowych, ani w górskich lasach deszczowych Borneo, gdzie słychać nawoływania gibonów, ani w patagońskiej fince2, ani na bocznych uliczkach miasta Meksyk, ani w pomalowanym na niebiesko domu o żółtych drzwiach i okiennicach, przez które prześwituje słońce, budząc mnie co rano, ani też pośród pomarańczowych drzewek. „Gdzieś tam” nie ma żadnego raju, zatem piszę, aby stworzyć własny, czy to na papierze, czy na tym pustym, płaskim ekranie. Jednak coś we mnie stale te próby sabotuje i rzuca na nie cień. Wówczas piszę, aby nadać światu jakiś porządek, przez co raj znów może komuś wydać się osiągalny, niechby nawet przez krótką chwilę. Nie przynależę do żadnych miejsc i osób. Kieruje mną jakieś poczucie oderwania, którego nie pojmuję.
Tak jest lepiej.
Siedzę na polu w zachodniej części Irlandii. Jest ono długie i wąskie. Porasta je trawa, szczaw, babka i kurdybanek, a otacza cierniowy żywopłot, klon jawor oraz bez. W powietrzu czuć zapach wczesnej wiosny. Pole przeszywają skierowane ku niebu zwoje cienkiego plastiku, wysokie na około sześćdziesiąt centymetrów. Łącznie jest ich około setki. Siedzę pomiędzy nimi i wygląda to tak, jakby ktoś z nieba celował we mnie rzutkami. Te zwoje ochraniają młode drzewka, które całą rodziną posadziliśmy w zimie. To pole jest nasze.
Myślałem, że gdy będę miał takie pole, będę się czuł mniej zagubiony. Myślałem, że gdy będę miał trochę ziemi, to będę też do czegoś przynależeć. I czasem czuję, że to już zaczyna się dziać. Niekiedy wydaje mi się, że to miejsce spogląda na mnie z zaciekawieniem, mówiąc: „Ten człowiek przebywa tutaj od jakiegoś czasu. Cóż on takiego knuje?”. Innym razem siedzę otoczony sosnami, które zasadziliśmy w najwyższym punkcie pola i mam wrażenie, że mnie tu w ogóle nie ma. Miejsce jest moje, ale wcale się takim nie wydaje. Jak czuje się ktoś, kto posiada kawałek gruntu? Nigdy nie czułem, abym coś naprawdę posiadał. Gdy się nie dowierza we własne istnienie, nie można też wierzyć w posiadanie czegokolwiek. A czasem siadam na polu, jak choćby teraz, i wydaje mi się, że unoszę się w powietrzu, odpływając w stronę pustki.
To pole należy do nas, czyli do mnie i mojej żony, bowiem za nie zapłaciliśmy i mamy kartkę papieru zdeponowaną u jakiegoś prawnika, który może o tym fakcie poświadczyć. Jednak moje życie przeminie, a to pole nadal tu będzie, podobnie jak było przed moim przybyciem. Przechadzam się po nim tak samo jak czapla, która czasem tu przylatuje, jak lisy przemieszczające się przez nie każdej nocy albo jak samiec trzmiela kamiennika zmierzający w stronę płatków na żywopłocie. Teraz tu jestem, lecz za chwilę znów mnie nie będzie.
A więc to pole tak naprawdę nie należy do mnie. A czy ja do niego należę? Zapewne także nie. Chociaż chciałbym. Jednak przebywam na tej ziemi zaledwie od trzech lat. Od trzech lat mieszkam w tym kraju. O takich jak ja mówi się w tych stronach „nietutejsi”. Nie można po prostu pojawić się w jakimś miejscu i uznać je za swoje. To miejsce musi uznać daną osobę za swoją. Ludzie podporządkowani są dwóm osiom – czasu i przestrzeni. Nazwiska sąsiadów, w przeciwieństwie do mojego, widnieją na okolicznych nagrobkach. Jak duże ma to znaczenie? Zakładam, że nie decydujące, ale też nie znikome. Pieniądz miota nami na wszystkie strony niczym tornado, pieniądz i kapitał, ambicja i chciwość, apetyt i władza – wszystko to wykorzenia ludzi i rozrzuca gdzie bądź, a my pochylamy swe głowy przed przetaczającą się Maszyną, która rozsypuje nas po przeróżnych zakątkach ziemi, zrywa więzy łączące człowieka z czasem i miejscem, żąda naszej pracy oraz wdzięczności, hipnotyzuje swoim białym światłem, przekształca w pożeraczy, konsumentów doświadczeń i miejsc, graczy i pachołków.
Czy dyslokacja jest czymś dobrym? Czy dobrze jest być zagubionym i z dala od domu, nawet jeśli się w nim wciąż przebywa? Czy my wszyscy jesteśmy zagubieni i z dala od domu? Myślę, że mógłbym w oparciu o to pytanie stworzyć poważny wywód. Myślę, że cały świat jest zagubiony i daleki od swego domu, a ludzie przepływają przez wszelkie możliwe granice, ze wsi do miast, z kraju do kraju, uciekając przed trudnościami albo goniąc za pieniądzem. Zostali wygrzebani z ziemi, a później rzuceni na beton przez Maszynę, aby pracować nad utrzymaniem jej w ruchu oraz aby już nigdy nigdzie nie przynależeć – tak więc: co o tym myślę? Co tak naprawdę o tym myślę?
Jednak nie. Zamierzam unikać jakichkolwiek wywodów. Odmawiam roszczenia sobie praw, budowania argumentacji, a następnie jej obrony. W momencie zwierania szyków stajesz się podatnym na ataki. A co, jeśli w ogóle nie chciałeś stawać w obronie tego obszaru? Co, jeśli nie był on wart twojego życia? Wszyscy dookoła wdają się w spory – czy to w nocy na ulicach, czy na komunikatorach w czasie pracy, posiłkując się stu czterdziestoma znakami3, zapożyczonymi poglądami oraz nieprawdopodobną złością. Nie jestem już w stanie tego robić, już nie. To marnowanie energii, palenie miliarda świec za dnia. Po cóż to robić? Co takiego mają oświetlać?
Nawet w młodości czułem, że jestem daleko od domu, mimo że w nim mieszkałem. A teraz, chcąc stworzyć nowy, przyjechałem do obcego kraju, ponieważ w moim było to niemożliwe. Tam, skąd pochodzę, posiadanie małego domu i skrawka pola wykracza poza możliwości każdego, kto nie zarabia dużo pieniędzy albo kto goniąc za marzeniami, nie chce się zadłużać. Uważam, że coś tu jest nie tak. Mimo to lubię tu przebywać, a gdy wracam do rodzinnego kraju, tęsknię za swoim nowym domem. Czuję, że coś, może samo miejsce, może praca, którą w nie włożyliśmy, czy drzewa, które zasadziliśmy, po cichu wzywa mnie do siebie.
Czasami.
Ale są też inne momenty, na których realne dostrzeżenie pozwoliłem sobie całkiem niedawno. W tych chwilach myślę, że przybyłem tu, aby gdzieś przynależeć. Wreszcie: że przybyłem tu, aby mieć dom. Przemierzałem świat wiedziony poczuciem oderwania, myśląc, że potrzebuję domu, że wysiłek związany z byciem w jakimś miejscu ukoi mój niespokojny umysł. A teraz mam dom i podoba mi się to. Lubię sadzić drzewa, stawiać ogrodzenia i zbierać jajka od kur z własnej hodowli. Lubię kosić trawę i rozrzucać siano widłami. Lubię rąbać drewno, lubię zachody słońca nad polem, lubię ciszę oraz śpiew ptaków. Lubię to powolne tworzenie oazy dzikiej przyrody i cichej przystani dla rodziny. Wolę być tutaj niż gdziekolwiek indziej i doceniam dar, który mi dano.
Ale mój umysł i rozpalony przed laty płomień pozostają niespokojne. Jest we mnie jakieś małe, uparte zwierzę, ciągle rozedrgane. Czyż nie powiedziałem sobie, że życie to wspinaczka po stromych klifach ku zielonym płaskowyżom, i czy z tym właśnie się nie mierzę? Czyż nie myślałem, że wystarczy samo bycie tutaj? A co, jeśli nie wystarczy? A co, jeśli chcę przynależeć właśnie dlatego, że nie mogę? A co, jeśli sprawy, które – jak sądziłem – miały służyć zakotwiczeniu, były jedynie płynącymi z wiatrem opowieściami? Co będzie, gdy wiatr zmieni kierunek? Co będzie, gdy zwierzę ucieknie?
Co będzie, gdy twoje opowieści i twoje słowa przestaną działać?
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1 R.M. Rilke, Listy do młodego poety, tłum. J. Nowotniak, Warszawa 2022, s. 96 – 97. ↩
2 Finca – hiszp., wiejska posiadłość, gospodarstwo rolne, synonim życia z dala od zgiełku miast (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza, z wyjątkiem jednego, który stosownie oznaczono). ↩
3 Nawiązanie do pierwotnego ograniczenia liczby znaków we wiadomościach na platformie Twitter (obecnie X). ↩