Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
24 osoby interesują się tą książką
„Jeśli nauczysz się najadać okruchami, zawsze będziesz myślała, że nie należy ci się więcej.”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 499
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja i korekta
Joanna Wysłowska
Współpraca
Robert Ratajczak
Projekt okładki, skład i łamanie
Natalia Jargieło
© Copyright by Anna Purowska
© Copyright by Wydawnictwo Vectra
Druk i oprawa
Opolgraf, Opole
Wydanie I
ISBN 978-83-68293-50-0
Wydawca
Wydawnictwo Vectra
Czerwionka-Leszczyny 2025
www.arw-vectra.pl
Z dedykacją…
Siedmioletni Bartuś: „Mami jest taka malutka.
Mami nosi malutkie bluzeczki i słodkie, malutkie trampeczki".
A Ty, synku, kiedy tak urosłeś? Gdy byłeś młodszy, odpowiedziałeś mi, że w czwartek. Mam więc wrażenie, że odkąd się pojawiłeś, omijają mnie wszystkie czwartki, każdego tygodnia, miesiąca, roku.
Książkę dedykuję mojemu synowi oraz…
Każdemu, kto kiedykolwiek próbował się najeść okruchami.
Każdemu, kto w małych radościach odnajduje skarby.
Jeśli nikt cię nie dotyka, rozmowa to najbliższy kontakt, jaki możesz nawiązać z innym człowiekiem. […] Paradoks polega na tym, że kiedy jest się zaangażowanym w poważniejsze i bardziej satysfakcjonujące bliskie relacje, codzienne interakcje z innymi przebiegają gładko, niemal niezauważalnie, prawie mimochodem. Dopiero gdy doskwiera nam niedostatek głębszych i bardziej osobistych więzi, te powierzchowne spotkania stają się nieproporcjonalnie ważne i nieproporcjonalnie ryzykowne.Olivia
Laing, Miasto zwane samotnością. O Nowym Jorku i artystach osobnych
Jesteśmy sumą chwil naszego życia. Każdy pisarz musi rzeźbić w glinie własnej biografii.
Cytat z filmu Przed zachodem słońca
Paryż od lat próbuje zajrzeć mi w oczy na wiele sposobów, ale usilnie je przed nim zamykam.
Czasem nuci mi do ucha melodie wraz z kroplami deszczu uderzającymi o parapet, czasem wyrywa z rąk parasol lub muska policzki subtelnymi powiewami. Zdarza mu się odbijać słońcem w kałużach, przez które z rozpędem przeskakuję, lub zdarza się spłynąć po policzkach i zatopić w ustach słonym posmakiem.
Paryż od lat próbuje mnie uwieść zapachem kawy, opleść ramiona chłodem coraz krótszych wieczorów, zawrócić w głowie melodiami sączącymi się z radiowych głośników, zauroczyć paletą jesiennych barw. Chciałby mnie upoić promieniami gasnącego słońca, oczarować srebrzystą mgłą i porwać w miejsca, w których się rozpadłam.
Paryż od lat wplątuje mi się we włosy, chwyta za rękę, a ja, w silnym zacięciu, wciąż mu umykam.
Czuję na ramieniu oddech miasta, jego puls pod skórą.
Słyszę tchnienie tęsknoty, szepty wspomnień tuż przy uchu…
W każdej historii najpiękniejszy jest człowiek.Liam Walker, Fall in Paris
Na ekranie wyświetla się projekt okładki, a ja czuję w sobie opór, jakby wniknięcie w treść książki, która się za nią kryje, oznaczało dla mnie niebezpieczeństwo. Imię i nazwisko autora nic mi nie mówią, widzę je po raz pierwszy, ale tytuł i kilka słów tuż nad nim sprawiają, że siadam i wpatruję się intensywnie w bordową okładkę kontrastującą z bielą tła. Zachodzące słońce oświetla pustą ławkę w ogrodzie Tuileries, zaraz za nią wyrastają drzewa w barwach złota i czerwieni, na drugim planie zarys Wieży Eiffla. Marny fotomontaż. Z tej perspektywy nie ma możliwości zobaczenia symbolu miasta, ale ławka… – Ona istnieje, a przynajmniej kiedyś z pewnością istniała. O ile to może być ona, o ile to w ogóle jest miejsce, które zapamiętałam i nie doznałam właśnie zamroczenia.
Paryż pachniał…
Słyszę dźwięk wiadomości i czuję przyjemne łaskotanie w brzuchu.
„Dzień dobry”.
Odczytuję treść i nawet nie muszę zerkać na zegarek. Od dwóch tygodni, punktualnie o dziewiątej dostaję to samo powitanie. Nie nudzi mnie, a wręcz przeciwnie, czekam na nie już od momentu przykładania głowy do poduszki wieczorem.
„Dzisiejsze spotkanie aktualne?” – pytam i wpatruję się w okienko, w którym zaczynają się wyświetlać trzy kropki. Pisze; oby nie zmieniły się plany, oby wszystko się udało i oby…
„Oczywiście. Tak jak pisałem wczoraj, szykuj się na długie przytulanie pod kocykiem. Musisz nadrobić lata, kiedy nikt Cię nie przytulał. Podaj mi tylko swój dokładny adres”.
Mam ochotę zapytać, dlaczego Jakub z góry założył, że spotkamy się u mnie. Ale dochodzę do wniosku, że u siebie będę się czuła swobodniej, lepiej. Opieram się wygodnie w fotelu i zastanawiam, co włożyć. Czy powinnam przygotować coś do jedzenia? Rozglądam się i stwierdzam, że trzeba odkurzyć i trochę ogarnąć mieszkanie. W takich sytuacjach rozmowa z najlepszym przyjacielem jest konieczna.
– No nareszcie! – Jego okrzyk sprawia, że uśmiecham się z ulgą.
– Czyli nie sądzisz, że za wcześnie?
– Ile razy się widzieliście?
– Cztery, dziś ma być piąty.
– Jak się przy nim czujesz?
– Swobodnie, na luzie, bez stresu – wymieniam i wiem, że mogłabym tak jeszcze długo.
– Nie powiem, że się ani trochę nie martwię, ale jesteś dorosła, odpowiedzialna. Byłaś sama już dość długo, więc korzystaj. Czekałem na to trzy lata, razem z tobą. – W jego głosie słyszę poruszenie.
– Sałatka? Sukienka? Namnożyło mi się do ciebie tyle pytań, że nie wiem, od czego zacząć.
– Po pierwsze, to musisz się uspokoić. Ty dziś nie pracujesz?
– Udzielam sobie pozwolenia na dzień wolnego. Nie dam rady się teraz skupić.
– W twoim przypadku to totalna zmiana. – Zawiesza się na moment. – Ale wiesz co? Po prostu wyluzuj, jeśli znalazłaś dziś czas dla siebie, weź długą kąpiel, nałóż maseczkę. Masz ochotę na kolację przy świecach, to ją przygotuj, ale jeśli nie zrobisz nic, a ubierzesz się w najzwyklejsze dżinsy i T-shirt, to i tak niczego tobie nie odbierze, pamiętasz o tym?
Jego słowa sprawiają, że oddycham z ulgą.
– Bądź sobą, postępuj tak, jak czujesz. Swojej intuicji możesz przecież ufać.
Mogę sobie ufać? Czy zawsze podejmowałam najlepsze dla siebie decyzje?
– Halo, jesteś tam?
– Moja intuicja działa w kwestiach zawodowych, przy wyborze prezentu dla koleżanki czy miejsca na zjedzenie obiadu. Jeśli chodzi o facetów…
– Oj, bo może za bardzo byłaś spięta, nastawiona. Za bardzo chciałaś. Teraz chyba już wiesz, czego szukasz.
– Nie szukam męża, ale będzie miło, jeśli znajdę partnera – powtarzam zdanie, które jakiś czas temu zapisałam i powiesiłam nad biurkiem.
Po skończeniu rozmowy od razu ściągam z korkowej tablicy różową karteczkę i chowam do szuflady, żeby Jakub jej nie widział. Pod spodem zapisałam coś jeszcze. „To nie słowa są kluczem do porozumienia”, cytat z książki, którą wcześniej tłumaczyłam.
Wszystko się układa. Przymykam oczy, a po chwili, ukłuciem za mostkiem, przypomina o sobie jesienny obraz Paryża. Choć widok przedstawiony na grafice jest nierzeczywisty, we mnie zaczyna się odradzać historia. Paryż pachniał croissantami z czekoladą. Odwracam wzrok od okładki i próbuję znaleźć jakąkolwiek myśl, by tylko nie zatracić się we wspomnieniu smaku.
Dźwięk telefonu wytrąca mnie z podróży, więc niechętnie zerkam na ekran, ale kiedy widzę, że dzwoni szefowa, od razu wracam do realnego świata.
– Oliwia, wysłałam ci propozycję z okładką, opisem treści i fragmentem.
– Dopiero przeczytałam maila.
– Prosiłaś mnie o dużo zleceń, a kiedy ci je podsyłam, ty nie odpowiadasz. Wiesz, że cię lubię, ale inni tłumacze też czekają na ofertę, a wolę mieć pewność. Zresztą mieszkałaś w Paryżu, pomyślałam, że od razu ogarnęłabyś redakcyjnie ten tekst.
Kiedy prosiłam o nowe zlecenia, chciałam się w nich zakopywać. Chciałam się nimi obkładać na tyle, by nikt mnie nie zauważał, nie dostrzegał. Aby zawaliła mnie taka ilość pracy, żebym zapomniała o tym, co mnie dręczyło, przytłaczało. Abym nie czuła już rozdzierającej pustki i nie widziała wokół przestrzeni, której nie dało się niczym wypełnić.
– Jesteś tam? – Jej głos wybrzmiewa troską.
– Mogę to przemyśleć?
– Przyjedź do redakcji. Przygotowałam dla ciebie dokumenty. W tym umowę na ten tytuł, bo byłam przekonana, że go weźmiesz, i to z radością.
Czuję szarpnięcie, jakby otwierała się rana, która już dawno stała się blizną. Istniała we mnie, ale tylko jako wspomnienie. Nie bolała, ale też nie dawała o sobie zapomnieć. Każdy przypadkowy dotyk w jej miejscu uświadamiał mi, że tam nie mam już czucia.
Za każdym razem, gdy w jakikolwiek sposób wracałam, choć na moment, odrzucało mnie z tak ogromną siłą, że robiłam wiele, by nie zauważać śladów z przeszłości.
Ciekawe, że ludzie na wieść o moim pobycie w Paryżu zawsze uznają, że to był bajkowy czas. Nakładam botki na małym obcasie, beżowy płaszcz i zarzucam szalik w karmelowo-bordową kratę. Poprawiam włosy, przeglądając się w lustrze. Dobrze mi w tym kolorze. To właśnie dzięki Jakubowi przestałam w końcu lawirować pomiędzy czernią a blondem co pół roku i lekceważyć błagania fryzjerki, bym sobie tego nie robiła. To on mnie wyciszył. Dokładnie wczoraj zdecydowałam się na odcienie orzechowe i przestałam walczyć ze sobą oraz z tym, co się we mnie odradzało i wciąż zmuszało do radykalnych zmian.
Byle nie przywyknąć.
Byle nie zastygnąć.
W zastygnięciu myśli próbowały mnie pochłonąć i pożreć.
Może znamy się tylko dwa tygodnie, ale w ciągu tych kilkunastu dni poczułam ulgę, o jakiej istnieniu nigdy wcześniej nie miałam pojęcia.
A wracając do ludzi, każdy, bez wyjątku, słysząc o Paryżu, uśmiecha się i cytuje frazesy: miasto miłości, stolica sztuki. Nie mów, że nie przeżyłaś tam fascynujących przygód, nie mów, że się nie zakochałaś, że nie zwiedzałaś, nie smakowałaś, nie zachwycałaś się aurą i cudami Paryża!
Przeżyłam. Po prostu przeżyłam.
Można to uznać za sukces mojego pobytu w mieście miłości.
Nigdy nie spotkałam osoby, która powiedziałaby: „Paryż? To brzmi jak początek trudnej historii, może chciałabyś o niej opowiedzieć?". Nikomu nie przyszłoby przecież do głowy, że przechadzając się pomiędzy Wieżą Eiffla a Luwrem, można upadać, nie mieć siły, by się podnosić, i nie nadążać liczyć kolejnych, powstających ran.
Kto by się spodziewał, że serce może popękać i zostać uszkodzone na stałe właśnie w mieście miłości.
Idę żwawym krokiem, wypatrując jedynie celów, które sobie wyznaczam: dotrzeć do księgarni i obejrzeć wystawę z nowościami, minąć plac zabaw, na którym zawsze jest głośno, przemknąć obok kawiarni, z której dochodzi zapach kawy i słodkości tak niebezpieczny, że osłaniam się szalem, by tylko do mnie nie dotarł. Aromaty kawowo-czekoladowe w połączeniu z porannym chłodem i mgłą są dla mnie szczególnie groźne.
Staram się nie zauważać, jak bardzo zmienia się aura wokół. Kiedy tylko lato chyli się ku końcowi, ja ograniczam wyjścia z domu. I tak od lat. Byle nie dostrzegać kolorów, nie czuć zapachu mokrej ziemi, nie obserwować wirujących w powietrzu liści i nie wsłuchiwać się w ich szelest pod nogami.
A więc idę, pewna swego, szczęśliwa, że ominęłam czyhające na mnie przeszkody, i dumna, bo swoją codzienność w końcu zaczynam z kimś dzielić. Mówią, że trzeba znieść wiele, by docenić spokój i szczęście. Że kłody rzucane pod nogi to lekcje i trzeba z nich wyciągać konsekwencje. Docieram do redakcji i mam poczucie, że i w życiu dobrnęłam właśnie do długo wyczekiwanego momentu. Do podium, medalu i szampana za to, co zawsze mną potrząsało. Wspólny wieczór z Jakubem mógł oznaczać nadejście kolejnych zmian, a ja na każdą – z nim – byłam gotowa.
– Co ty taka zziajana? Biegłaś? – Natalia wskazuje mi miejsce naprzeciwko swojego biurka i patrzy na mnie niepewnie.
– Prawie.
– Nie musiałaś się śpieszyć, chyba że masz coś jeszcze do załatwienia.
– Mam, dlatego nie mogę zbyt długo zostać.
– Dobrze, nie będę cię zatrzymywać, ale muszę ci powiedzieć, że Fall in Paris to perła, o którą walczyliśmy podczas targów we Frankfurcie. Ta książka to hit na Wyspach i we Francji, zaczyna być tłumaczona również na inne języki. Co wzbudza w tobie taki opór?
Orientuję się, że odkąd wypowiedziała tytuł, nie za bardzo rozumiem jej słowa. Dociera do mnie jedynie ich sens. Potakuję, widząc ruchy jej warg. Potakuję, nawet gdy widzę, że przestała nimi poruszać.
– Bardzo bym chciała, a jednocześnie to osobista sprawa. – Milknę i nie jestem w stanie dodać ani sylaby więcej.
– Nie musisz się tłumaczyć, ale mogę dać ci tylko dwa dni do namysłu.
– Dziękuję, przeczytam fragmenty i zobaczę, czy podołam. – Wstaję i zabieram przygotowane przez nią kartki.
– Oliwia? – Patrzy na mnie smutno. – Byłam pewna, że podpiszesz tę umowę już dziś. Nie mam teraz czasu, by z tobą porozmawiać, ale ta książka to dla ciebie duża szansa. Możesz tłumaczyć kolejny światowy bestseller.
– Bardzo to doceniam.
– A ja cenię twoją pracę. Zawsze jesteś dokładna i rzetelna. Nie tylko tłumaczysz, ale przede wszystkim czujesz duszę każdego dzieła. Nie odbierasz mu tego, co wniósł autor, a co dla wielu tłumaczy okazuje się wcale niełatwe do utrzymania. Do tego włączasz swój pierwiastek jakiejś takiej… – Zamyśla się, spoglądając w okno. – Magii. Ta powieść potrzebuje właśnie ciebie. To ty musisz ją przełożyć dla polskich czytelników, nie wyobrażam sobie, żeby zrobił to ktoś inny.
– Twoje słowa są dla mnie ważne. Jednak teraz żyję trochę inaczej niż do tej pory, nie mam tyle wolnego czasu.
Nie chcę go mieć.
Przerywa mi dzwoniący telefon, ale Natalia wycisza go i odkłada.
– Coś się wydarzyło?
– Tak. Ale same pozytywne kwestie, naprawdę.
Moja szefowa potakuje, jednak w jej uśmiechu widzę niepewność.
– Muszę już pędzić, zaczyna się spotkanie w redakcji, ale czekam na wieści odnośnie do książki.
Gotować nie będę, w porę się opamiętałam. Trzymam w domu produkty na szybką pizzę, więc jeśli zgłodniejemy, przygotujemy ją razem. Zaliczyłam już jeden związek, w którym on przyjeżdżał na gotowe, na podane pod nos i jeszcze narzekał, że musi do mnie jechać pięćdziesiąt kilometrów i wydawać pieniądze na benzynę. Długo to nie trwało, ale jednak miało miejsce. Obrzydzenie, jakie później czułam do siebie, jest nie do opisania. Obiadki, kolacje, śniadanka, a on nawet nie zaproponował nigdy, żebyśmy wyszli zjeść w miłym, przytulnym miejscu. Nie to, żeby moje mieszkanie nie było przytulne, ale zdecydowanie mnie nie docenił. Choć od tamtej pory minęło już kilka lat, teraz na pewno tego nie zrobię, nie powtórzę swojego błędu.
Zaglądam w telefon i zauważam zdjęcie od Jakuba. Kadr z samochodu, słońce oświetla mu twarz i wyraźnie zaznacza na niej kości policzkowe. Siadam przy biurku i przyglądam się jego jasnym tęczówkom. Uwielbiam patrzeć w ich zieleń, ogarnia mnie wtedy błogość, wręcz się roztapiam. Przez ostatnie lata nie sądziłam, że ktoś kiedykolwiek zrobi na mnie takie wrażenie. A on zrobił, od pierwszego spojrzenia. Kiedy zobaczyłam jego zdjęcia w aplikacji, coś mną wstrząsnęło. Niby nie w moim typie, nigdy nie interesowali mnie brodacze, a jednak zatrzymałam się na jego profilu na długo i czułam, że chcę nie tylko zostawić pod nim serduszko, ale że ja po prostu muszę poznać tego człowieka. To samo poruszenie czuję do tej pory, za każdym razem, gdy go widzę, nieważne, czy na żywo, czy na zdjęciach. Teraz, podziwiając jego oczy, odkrywam, że są smutne, że mimo słabego uśmiechu, który mi posyła, w spojrzeniu nie dostrzegam żadnych emocji, tylko stagnację. Napisał, że nie może się doczekać spotkania.
Zerkam na zegarek i stwierdzam, że nie zostało zbyt wiele czasu. Biorę więc kąpiel w ulubionym, perfumowanym olejku, nasycam się aromatem wiśni, a później pryskam mgiełką do ciała o tym samym zapachu. Włosy po wczorajszej wizycie u fryzjera układają mi się w piękne fale, więc jedynie je przeczesuję. Decyduję się na czarną bieliznę z małymi koronkowymi wstawkami, nic wymyślnego, szalonego, zbyt wyzywającego. Jeśli postanowiłam działać zgodnie z tym, co czuję, to nie będę się zbytnio starać i spinać, bo na wszystko przyjdzie pora.
Wkładam ciemne dżinsy i czarną, dopasowaną bluzkę z dekoltem w szpic. Podchodzę do laptopa i chcę go wyłączyć, lecz zatrzymuje mnie mail od Natalii. Mam niewiele czasu do namysłu, jednak nie muszę jej teraz odpowiadać. Zresztą to nie najlepszy moment, żeby zaczynać czytać. Koniec z zapracowanymi wieczorami, stanowczo wolę je spędzać z Jakubem! Jeszcze raz zerkam na okładkę Fall in Paris,po czym wychodzę z poczty i wyłączam laptop. Wstaję od biurka, choć aura towarzysząca okładce skutecznie mnie pociąga, jakby przejawiała moc zasysania do świata, o którym staram się zapomnieć.
Jakub wchodzi do mieszkania, wręcza mi butelkę wina i pudełko Raffaello, rozgląda się, trochę niepewnie. Biała koszula z drobnymi, granatowymi wzorkami, spodnie skrojone idealnie, siwiejące włosy i broda przystrzyżone u barbera, wszytko dopasowane. Jakby ten facet nie istniał naprawdę, a był jedynie zdjęciem z czasopisma. Dociera do mnie słodki zapach jego perfum i przypomina mi nasze pierwsze wspólne chwile. Pierwsza randka na miejskiej plaży, chłodny wieczór, złocisty zachód słońca odbijający się w jego jasnozielonych oczach. Zachłanne pocałunki w świetle lampionów, gwiazd i księżyca, jego broda łaskocząca mnie w szyję.
Podchodzę do niego, zaciągam się zapachem i wtulam w miękką brodę, a on obejmuje mnie w talii i powoli przesuwa po niej dłońmi. Każdy jego dotyk czuję wyraźnie, skupiam się na nim, całą sobą chcę go doświadczać. Jakub zastyga w połowie ruchu, odsuwam się więc od niego i zerkam niepewnie w oczy.
– Usiądziemy? – pyta, a na jego twarzy rysuje się konsternacja.
Wchodzimy do małego, podłużnego salonu, z oknem balkonowym. Na ścianach, po obu stronach, zawiesiłam półki, teraz pełne książek. Pokój rozświetla blask lampy stojącej w rogu. Na niskiej komodzie, w telewizorze, wyświetla się spis piosenek. Siadamy na beżowej sofie, a Jakub pyta, czy możemy od razu nalać sobie wina, więc przynoszę kieliszki i korkociąg. Jakub zabiera się do otwierania butelki i milczy, a ja mam wrażenie, że kiedy przebija się przez korek i kręci w nim otwieraczem, również i mnie wywierca dziurę w brzuchu.
– Dostałem ciekawą propozycję pracy. – Nalewa bordowy płyn i podaje mi, patrząc głęboko w oczy, tak jak wtedy, kiedy przyszłam na nasze pierwsze spotkanie.
Z daleka dostrzegłam, że wyglądał jeszcze lepiej niż na zdjęciach. Kiedy tylko podeszłam bliżej, zatopiliśmy w sobie spojrzenia i zdecydowanie żadne z nas nie zamierzało odwracać wzroku. Zbywaliśmy pytania pani z baru o to, co nam podać, uśmiechaliśmy się, jakbyśmy potrzebowali czasu, żeby się przekonać: tak, on tu jest, naprawdę, tak, ona robi na mnie wrażenie. Widziałam to w nim i czułam w sobie.
– A więc świętujemy? – pytam. To chyba nic złego, ale jego postawa wcale nie zdradza, żeby się cieszył.
– Mówiłem ci, że mam teraz gorszy czas.
– Może miałeś, a ta praca coś zmieni? – Wpatruję się w niego i choć spotykamy się dopiero piąty raz, wiem, że nie chcę go teraz tracić.
– Jeśli ją przyjmę, zmieni dużo, bo to w Portugalii.
Wyjazdy.
Wyprowadzki.
Tęsknota. Żal. Łzy. Rozpacz.
Rozstania. Powroty. Rozstania.
Rozstania.
Zaciska się we mnie wszystko, całe ciało kurczy się w napięciu, więc ledwo utrzymuję kieliszek. Widzę wyraźnie, jak drży mi dłoń. Każdy wyjazd niszczył coś w moim życiu. Każdy! Czy urodziłam się z klątwą: „Ludzie, z którymi będzie ci dobrze, oddalą się od ciebie o tysiące kilometrów”?!
– Co się dzieje? – Jakub upija łyk wina i wpatruje się we mnie.
– To właśnie jestem cała ja. – Kładę sobie poduszkę na kolana i gładzę jej miękki materiał, a Jakub słucha uważnie.
Zawsze słucha tak, że nie mam wątpliwości, iż każde moje słowo ma dla niego znaczenie. To mnie w nim ujmuje i sprawia, że się rozpadam, bo to cecha rzadka u ludzi.
Dzwoni jego telefon, więc nasz kontakt wzrokowy się urywa. Jakub wycisza go i odkłada. Zawsze trzyma go z dala, nie daje nigdy poczucia, że coś lub ktoś podczas naszego spotkania może stać się ważniejsze.
– Dlaczego cała ty?
– Już niejedna osoba w moim życiu musiała nagle wyjechać. Nawet ja sama kiedyś musiałam wyjechać.
– A więc wiesz, jak to jest. Mówisz, jakbyś nie miała wtedy zbyt dużego wyboru.
– Bo nie miałam.
– Chciałem ci powiedzieć od razu, bo uważam, że nie powinno się takich informacji ukrywać. Musisz też wiedzieć o moich wątpliwościach. Mój syn dorasta ze swoją mamą i jej mężem, ale teraz, w kraju, mogę go odwiedzać albo zabierać na weekendy. Jeśli wylecę, stanę się ojcem na odległość.
Domyślam się, że ja nie będę dla niego powodem do pozostania. Myślę jednak o sytuacji, w jakiej obecnie się znajduje. Może rzeczywiście to dla niego dobra opcja, jak trampolina, od której się odbije? Może dobrze, że nastąpi to teraz? Pewnie to głupie z mojej strony, ale zdążyłam się przyzwyczaić do niego w moim życiu, mimo tak krótkiego czasu. Uwielbiam tego człowieka!
– Ile dano ci czasu na przemyślenie sprawy?
– Wylot jest trzydziestego listopada.
– Jak to wylot? Masz już bilet? – Staram się stopować emocje, żeby mu ich nie pokazywać, bo chyba nie powinnam reagować zbyt żywo. To jego życie i jego decyzja.
– Najwyżej go anuluję, ale wiesz, jak jest z biletami lotniczymi. Im wcześniej kupisz, tym lepszą cenę dostaniesz. Startowałbym w pracy od początku grudnia. Ach, a czy ci wspominałem, że byłem u wróżki?
– Nie mówiłeś.
– Powiedziała, że czeka mnie nowe życie. Może to właśnie ten wylot? Sam nie wiem. – Zagląda do kieliszka i obraca nim, trzymając w palcach cienką nóżkę.
– Często do niej chodzisz?
– Byłem kilka razy. Zawsze wszystko mi się sprawdzało.
– Myślałam, że to raczej kobiety wierzą w przepowiednie i wróżby.
– A ty wierzysz?
– Wierzę w przeczucia, ale nie sądzę, aby obca osoba potrafiła powiedzieć, co mnie spotka w przyszłości.
– Ja czuję aurę ludzi. Od razu wyczuwam, kto ma jakie intencje.
– U mnie jest podobnie, ale czasem sama przed sobą ukrywam to, co wiem. Jakbym nie chciała sobie wierzyć, wolała to odpuścić i nie brać odpowiedzialności. Może to niezbyt mądre? Sama nie wiem, ale rozmowy z tobą skłaniają mnie do głębszych przemyśleń.
– To chyba dobrze. – Uśmiecha się, odstawia kieliszek i otwiera przede mną ramiona.
Przeżywam chwilę zawieszenia. Może to czas, by postawić kropkę i nie brnąć dalej? Może to czas, by pozostać na tym etapie? Na etapie pocałunków, choć mocno żarliwych, wypalających dziurę w sercu i wtapiających się w nie. Ognistych, pełnych pasji i pewności. Może to czas, by zostawić sobie dobre wspomnienie i pozwolić, by kolejny wyjazd nie zadał ran duszy pełnej blizn?
Tylko czy teraz postawienie granicy nie będzie bolesne? Na samą myśl o urwaniu w miejscu, gdzie zostawałam pozbawiona oddechu, racjonalnego myślenia, w miejscu, w którym całą sobą czekałam na kolejne spotkania, już czuję, jak się rozpadam. Odkąd znam jego otulenie, nie chcę sama dźwigać codzienności. A skoro jest tak blisko i otwiera przede mną ramiona, nie pozostawiam sobie wyboru.
Wtulam się w niego i chłonę znajomy zapach. Głaszczę go po brodzie, uwielbiam jej miękkość. Jakub odgarnia mi pasma włosów i gładzi ramiona. Jego dłoń na moim karku wykonuje coraz silniejsze ruchy. W końcu chwyta mnie za szyję i odchyla do tyłu.
– Aua! – wyrywa się ze mnie, a skrzywioną miną pokazuję, że rzeczywiście sprawił mi ból.
– Przepraszam, sprawdzam tylko twoją wytrzymałość. – Wplata mi palce we włosy i zaczyna masować głowę. Przez moment wpatruję się w niego z wyrzutem, a po chwili, jakby ktoś odłączył mnie od źródła zasilania, tak po prostu się poddaję. Jego dotyk jest kojący, sprawia, że czuję, jak rozluźniają mi się mięśnie. Całe ciało robi się wiotkie i lekkie, a to w moim życiu zupełnie nowe doznanie. Nigdy nikt nie podarował mi takiego odpuszczenia. Nigdy niczyj dotyk nie był dla mnie wręcz uzdrawiający.
Jakub podciąga moją bluzkę, a ja podnoszę ręce, by pomóc mu ją zdjąć. Nie potrafię teraz myśleć, bo mój mózg został właśnie odcięty. Nie mogę nawet zebrać słów, by cokolwiek powiedzieć. Przytakuję jedynie na jego pytanie, czy idziemy do sypialni, i pozwalam, by mnie do niej zaniósł. Kładzie mnie na łóżku i całuje, a ja głaszczę jego gęste włosy, odpinam guziki koszuli, choć palce mi drżą, a później odnajduję gładką skórę na plecach. Kiedy go dotykam, tak jak teraz, delikatnie i lekko muskając, czuję, jak zaczyna drżeć, a mnie przez dłonie i ramiona przepływają prądy, które przedostają się głębiej i opływają mnie od środka. Wnika we mnie nie tylko ciałem, ale i swoją aurą. Sprawia, że brak mi tchu, a jednocześnie oddycham pełnią.
Nie lubię wyjazdów na dłużej niż urlop, ale z nim mogłabym zniknąć, na zawsze. Z tym uczuciem, że czas się zatrzymał, a cały świat przestał istnieć. Że żadna myśl ani dylemat nie ma prawa bytu, że istnieją tylko nasze ciała i ich bliskość. I że są nierozerwalne. Że nic ich od siebie nie zdoła oddzielić.
– Jesteś i silna, i krucha – szepcze mi do ucha. – Nie wiem, jak to robisz, ale wyzwalasz we mnie coś, czego nie rozumiem.
– Co takiego?
– Nigdy nie byłem tak delikatny. Zawsze lubiłem silne kobiety, a ty łączysz w sobie przeciwieństwa i nie potrafię tego pojąć, a jednocześnie całym sobą cię pragnę.
Jego słowa osiadają mi na dnie serca, duszy, piszę nimi wiersz, maluję obraz, pragnę je uwiecznić na tysiące sposobów, by nigdy ich nie zapomnieć. Mieszają się ze słodkim zapachem jego perfum i mojej mgiełki, z pyłem księżyca rozbłyskującego za oknem i z dźwiękami gitary Johna Mayera:
And I’m free
Free fallin‘1
Głos wokalisty zgrywa się z moim opadaniem. Z naszym bezszelestnym osiadaniem w nicości, z przenikaniem mnie w niego, jego we mnie i z osuwaniem się w ciemność. Nie rozumiem, co dzieje się wokół, i nie próbuję, nie chcę. Leżymy na jednej poduszce, ciasno splątani. Przytulam się do jego obojczyka i odnajduję tu swoje miejsce, wdycham zapach, już mi znajomy, pełen męskości i zdecydowania, delikatności i siły. Tak pachnie Jakub.
Świadomość wraca powoli. Powieki mam wciąż przymknięte, otacza mnie ciemność. Umościłam się na ręce Jakuba i czuję nieopisany ból w karku, ale to nic w porównaniu do trzepoczących skrzydeł motyli, które ocierają się o wnętrze mojego brzucha. I choć leżę odwrócona do Jakuba plecami, obecność mężczyzny w moim łóżku jest jak sen, z którego nie chcę się budzić. Przesuwam się ostrożnie i kładę na poduszce, a gdy po raz kolejny otwieram oczy, razi mnie dzienne światło. Jakub też zaczyna się poruszać, obejmuje mnie w talii i mocno do siebie przyciąga, a motyle znów łaskoczą mnie swoimi skrzydłami.
– Wyspałaś się?
– Tak.
– A ty?
– Też. – Głaszcze mnie po ramieniu, a ja roztapiam się pod jego ciepłym dotykiem.
Tak prosty dialog, niewiele słów, a we mnie drżą jak spełnienie. Są niczym prezent, na który czekało się latami, za którym się tęskniło i marzyło o nim w długie, samotne wieczory. W ciche, nijakie poranki. W bezsenne noce, czarne i słone, podczas których człowiek odnosi wrażenie, że istnieje tylko on sam w nieskończonej przestrzeni. Oddalony od ludzkości, dryfuje na swoim łóżku, bez pojęcia, dokąd poniesie go prąd jego myśli, wyobrażeń, wspomnień. A nieść potrafi, i w lepsze, milsze rejony, i w te części, gdzie występują niebezpieczne wiry. Wpadanie w nie sprawia, że przepływ wizji nie ma początku ani końca, że już do świtu będzie się jedynie krążyło i zapadało.
– Za dużo myślisz. – Jego głos wybrzmiewa spokojem i pewnością.
Odwracam się do niego i zastygam w spojrzeniu.
– Wcale nie myślę – próbuję odeprzeć jego słowa. Nie może przecież wiedzieć, co się we mnie dzieje. Skąd niby pomysł, że myślę?
– Myślisz cały czas, nie odpoczywasz od tego.
Jego przenikliwość, z jednej strony, zapewnia mnie, że on czyta we mnie jak w otwartej księdze, z drugiej, mam świadomość, że to nie bajka Disneya, w której dwoje ludzi wpada na siebie w lesie i okazuje się, że już następnego dnia biorą ślub, a później oczywiście żyją długo i szczęśliwie. Czyż nie tego chciałam? Chciałam zawsze, marzyłam o porozumieniu i bratniej duszy, ale pogodziłam się z tym, że bajki to nie rzeczywistość. Że książę nie przyjedzie znienacka i nie uratuje mnie z najgorszego potrzasku, gdy akurat zamknęła mnie w lochu zła czarownica. A wręcz przeciwnie, on właśnie wtedy wsiądzie w samolot i ruszy w swoją podróż, długą i niechybnie bardzo szczęśliwą.
Pozostawałam świadoma, a jednocześnie, patrząc mu w oczy, widziałam pokłady szczerości i dobra. Moje ciało ufało mu jak nikomu dotąd. Lgnęło do niego i pragnęło, by dotykał, głaskał i obejmował. Było zmęczone samotnością, tęsknotą. Było wręcz wyczerpane czekaniem. A on wszystko w nim odnawiał, koił, łagodził. Ujarzmiał myśli. Przy nim łatwiej je usidlałam, pod jego dotykiem oswajały się i stawały mniej groźne, mniej waleczne.
Mówią, że trzeba samemu. Że człowiek musi sam sobie pomóc, nauczyć się, nie poddać, ukochać. Boże, ile razy już się tym ratowałam, próbowałam, namawiałam. Otul się, polub, pokochaj. Bo jeśli ty sobie tego nie dasz, nikt ci nie da. Starałam się, naprawdę! Głaskałam się po ręce w bezsenne noce, w obliczu rozpaczy podszytej lękiem, wierząc, że zasnę, nim prąd poniesie mnie do wiru. Jak niby miałabym uznać, że takie zabiegi mogą zastąpić dotyk męskiej dłoni na ramieniu?
Zamykam powieki i czuję, jak pod ich zasłoną kumulują się łzy. Chcę zapamiętać ten moment, uwiecznić go niczym fotografię. Wyryć w sobie uczucie tak, bym zawsze mogła do niego wrócić i znów zaznać tej chwili. Choćby namiastki dotyku Jakuba, jeśli rzeczywiście zdecyduje się wyjechać.
– Co mam robić? – Leży na plecach i wpatruje się w sufit.
Głaszczę jego tors, moje palce suną między srebrnymi włoskami. Milczę, bo jego pytanie wydaje mi się retoryczne. Jakub układa myśli, chce podjąć najlepszą decyzję, ale przecież nie mogę mu w tym pomagać. Mam poczucie, że nie powinnam się wypowiadać w tej kwestii.
– Lecieć? Nie lecieć? Powiedz. – Odwraca się w moim kierunku i zatapia spojrzenie w moich oczach. Widzę w nim dylemat, bezradność. W każdym poprzednim związku prosiłabym partnera, żeby został. Mówiłabym, że nie zniosę rozstania, że będę tęsknić, ale teraz wiem, że muszę milczeć. Nie tylko dlatego, że znamy się krótko, ale przede wszystkim z powodu dojrzałości, którą sobie obiecałam. A dojrzały człowiek sam podejmuje decyzje i na to samo pozwala drugiej osobie.
Całe moje ciało krzyczy: on ma problemy, coś nim potrząsa. Zrobi sobie krzywdę tym wylotem, sprowadzi na dno, z którego już się nie podniesie. Ucieka przed czymś, ale to nie tam ma szukać rozwiązań. Nie na zewnątrz, nie wokół, a w sobie.
– Powiedz, ja wiem, że ty dużo wiesz. Czuję to. – Patrzy mi w oczy, szukając w nich odpowiedzi.
Proszę, zostań ze mną i nie zabieraj mi siebie. Dajesz mi spokój i dobro, dajesz mi wytchnienie.
Jestem dojrzałą kobietą, a dojrzałość nie polega na tym, by kogoś zatrzymywać. On musi sam zdecydować. On musi wiedzieć, co dla niego ważne. A co, jeśli nam nie wyjdzie, mimo że teraz przeżywamy cudowne chwile? I będzie mnie obwiniał? Albo ja siebie będę obwiniała? Albo oboje, za moje słowa, za to, że poddałam się wizjom, które nas zniszczyły. Bo to ja mu podpowiedziałam.
– Nie mogę ci powiedzieć.
Dzieje się we mnie tak wiele, a tylko tyle zezwalam sobie mu zdradzić. Tylko tyle mogę, żeby nie zerwać cienkiej nici, która zaczyna nas łączyć. Wiem, że ona ma szansę się umocnić, stać się liną, która będzie nas przy sobie utrzymywać, ale może też pęknąć. Teraz jest jeszcze zbyt wątła, nie możemy na nią liczyć ani nadawać jej znamion pewności.
– Chcesz uniknąć odpowiedzialności?
Potakuję.
– Oczywiście, że tak – dodaję stanowczo, żeby pozbył się wątpliwości. Żeby wiedział, że ja też go słucham i ja też mam zdanie, którego nie boję się wypowiedzieć. – Ale wiem, że ty czujesz, co robić, i że znasz już odpowiedź.
– Znałem. Na początku byłem tego niemal pewny, ale z każdą godziną pojawia się coraz więcej znaków zapytania. Tak naprawdę czekałem na to. Mój kumpel zakładał tam biznes i trochę to trwało, ale teraz zyskaliśmy już odpowiednie miejsce, mieszkanie, nawet potencjalnych, pierwszych klientów.
– Co byś tam robił?
– Wynajmowałbym apartamenty, oprowadzał ludzi po mieście, pokazywałbym im życie, kulturę. Zachęcałbym do tego, by tam zamieszkali. W grę wchodzi też sprzedaż, więc uwierz mi, to naprawdę piękna wizja i w końcu czułbym się spełniony.
Bo wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Znów nachodzą mnie myśli, którymi postanawiam się z nim nie dzielić. Za krótko się znamy. Pojawiłam się nagle w jego życiu i cały czas sobie tłumaczę, że tak krótka znajomość nie uprawnia mnie, by nagle zacząć mu doradzać w podejmowaniu istotnych, życiowych wyborów. A już na pewno nie, by dawać poczucie, że moje zdanie mogłoby mieć znaczenie. Nie mogłoby i nie powinno mieć. Jest ode mnie starszy, jest facetem po czterdziestce, ma za sobą małżeństwo i kilka związków. On sam powinien wiedzieć najlepiej, że ostrożność popłaca. Że czasem milczenie znaczy więcej niż namawianie.
Chciałabym dla niego, żeby siebie słyszał i żeby potrafił zdecydować zgodnie z własnymi odczuciami.
– Nie śpieszy ci się do pracy? – przerywa potok moich myśli.
– Zrobię sobie wolne. Ostatnio pracowałam tyle, że sporo nadrobiłam i mam czas.
– Wiesz, jak mi imponujesz tym, że tłumaczysz powieści? – Odgarnia mi włosy z czoła, a ja podążam za jego dotykiem, za muśnięciem, by mi nie ulatywało, nie za szybko. – Co cię teraz pochłania?
– Kończę siódmy tom serii autorki popularnej właściwie na całym świecie.
– I co dalej?
– Jeszcze nie wiem.
Paryż smakował… croissantami… kawą.
– A ty? Nie musisz wstawać? – zmieniam szybko temat, by pozbyć się smaku, który z każdym wspomnieniem paryskiej okładki pojawia mi się na końcu języka.
– Nie. Na razie, jak wiesz, nie podejmuję żadnego większego zlecenia, tylko drobne. To co, jajecznica na śniadanie? Mogę pójść do sklepu.
Niby wiem, że poznałam go w trudnym dla niego momencie, ale wciąż nie znam konkretów tych trudów, a on raczej nie chce o nich mówić. Ma oczywiście prawo, uznaję je i nie nalegam.
Poruszam się swobodnie po kuchni, w cienkim szlafroku, szykuję talerze, kubki i sztućce, kiedy Jakub kroi cebulę i paprykę. Jakby od zawsze był w moim życiu i na zawsze miał w nim pozostać.
– Pijesz rano kawę? – pytam.
– Nie, wolałbym herbatę, a ty?
– Rumianek albo pokrzywę. – Szperam w szafce w poszukiwaniu herbat, może jakieś się jeszcze tu zawieruszyły. – Znalazłam malinową, chcesz?
– Może być, a jeśli masz dzbanek, możesz w nim zmieszać malinę z pokrzywą. Piłaś tak kiedyś?
– Nie, ale jako fanka ziół chętnie spróbuję.
Skąd on się urwał? Poważny facet z brodą, który stoi w slipach w mojej kuchni, miesza na patelni i pije pokrzywę. Jak wiele traciłam w życiu, pozbawiona takich momentów.
Śmiejemy się, dotykamy, gdy tylko stajemy blisko siebie, a później siadamy przy małym stole, przy którym, jak się okazuje, przewidziano miejsce dla dwóch osób, choć przez ostatnie lata łatwiej było mi myśleć, że nikt inny oprócz mnie by się już tutaj nie zmieścił. Ja, on i jeszcze ta myśl, że właśnie wszystko zaczyna się układać. Że jest tak, jak miało być.
Po wspólnym posiłku rozmawiamy o mojej pracy, o książkach, które tłumaczę. Jakub chce je zobaczyć, więc idziemy do salonu i stajemy przy biblioteczce. Podziwia wyjątkowe oprawy, szuka mojego nazwiska na stronach redakcyjnych, a jego twarz zdradza pełne uznanie.
– Kraina Chichów – zauważa i zdejmuje z półki czerwoną książkę z bulterierem na okładce. – Uwielbiam tę powieść.
– Czytałeś?
– „Krainie Chichów światło dały oczy, które widziały światła, których nie widział nikt”2.
Uśmiecham się, słysząc cytat.
11 Jestem wolny, / Wolny od upadku (ang.) – John Mayer, Free Falling. Wszystkie tłumaczenia piosenek pochodzą od autorki.
2Jonathan Carroll, Kraina Chichów, Prószyński i S-ka SA, Warszawa 1998, s. 14.
Czujesz tę magię? Niesamowitą energię, za każdym razem, kiedy nic nie mówimy, a jedynie patrzymy sobie w oczy?
Jego słowa brzmią we mnie, jakby właśnie je wypowiadał. Jakby od tamtej nocy nie minęły długie godziny. Czuję. Czuję, jak jego każde spojrzenie wywołuje we mnie przepływy ciepła. Choć Jakuba obok mnie nie ma, wydaje mi się, że wciąż mnie otula, zaciska dłoń na ramieniu i masuje, wnikając we mnie każdym swoim ruchem, każdym dotykiem, każdym słowem. Każda chwila, której doświadczyłam z nim, przez zaledwie dwa tygodnie, pięć spotkań, przysiadła mi na sercu i je rozgrzewa. Otacza ciepłem, powoli roznieca ogień, a lód, który latami skuwał moje zziębnięte dłonie, powoli zaczyna topnieć.
Odsuwam wspomnienia. Nie mogę się im poddać całkowicie.
Zastanawiają mnie pary, które spotykają się i od razu mogą podejmować decyzje albo zmieniać swoje życie dla drugiego człowieka, ot, tak. Niektórzy wchodzą w związki, jakby wchodzili do cukierni na nieznanym osiedlu, na zasadzie: wstąpię po ciastko. I nagle ten sklep staje się ich ulubionym, choć dzielnica od domu odległa. Sama tak kiedyś robiłam, a to chyba był błąd.
Nie wiem, czy w ogóle jakaś historia jest w stanie trwać dłużej niż dwa lata, rok, miesiąc? Czy to możliwe w moim przypadku, bo owszem, znam związki i małżeństwa z dłuższym stażem. Znam ludzi, którzy pozostali wierni tej jednej osobie, przypadkowo spotkanej cukierni. A ja, przez trzydzieści pięć lat, przez całe życie, tylko się żegnam. Trudno rozgościć się w cukierni, w której wszystko drży. Drżę ja, drży on lub drżymy oboje. Po jakimś czasie wstrząsów pozostaje już tylko jedno: stoję w mieszkaniu, patrząc na spakowaną walizkę, nie mogąc pojąć, że ktoś właśnie opuszcza moje życie, albo na lotnisku, nie rozumiejąc, że niedawno człowiek był obok i nagle przestał dla mnie istnieć.
I znów, od początku, trzeba sobie szukać nowej cukierni, w dodatku takiej, która stanie się ulubioną. I choć czasem dostaje się mdłości na samo wspomnienie słodyczy, to życie bez nich wydaje się pozbawione smaku.
A Paryż pachniał... Znów czuję smak czekolady…
– Długo czekasz? – Patryk zachodzi mnie od tyłu.
Przytulamy się na powitanie i powoli ruszamy ulicą między kamienicami. Miasto wieczorem staje się tajemnicą, zdradza o sobie niewiele. Odkrywa przed namijedynie to, co oświetlone blaskiem latarń, resztę sami musimy sobie dopowiedzieć. A każdy widz dopowie inaczej.
– Powiesz coś wreszcie? – Patryk wchodzi za mną do kawiarni. – Czy mam paść z ciekawości?
– Było przepięknie. – Siadamy naprzeciwko, przy małym stoliku obok okna.
– I co? Dlatego masz takie smutne oczy?
– Patryk, on chyba wyjedzie. Właśnie dostał propozycję pracy w Portugalii! – Podnoszę rękę i trącam stojącą na stole cukierniczkę. Otwiera się jej wieczko, a na stół wysypują się białe, połyskujące drobinki.
– Kto dziś używa cukiernic w kawiarniach? – Wzrusza ramionami i wywraca teatralnie oczami. Patrzę na niego bezradnie. – Nie wyleci – Patryk mówi pewnie.
– Nie możemy tego zakładać.
– Zobaczysz, poznał cię i na pewno zostanie. Z twoich opowieści wynika, że oboje czujecie między sobą chemię i porozumienie.
– Ale jego sytuacja jest teraz trudna. – Ściszam głos, a kelnerka stawia przed nami kawę i ciasto czekoladowe.
– Pobędzie tam trochę, a za jakiś czas może i ty do niego polecisz.
– Wiem, że nie powinnam teraz tego roztrząsać, ale wszystko we mnie aż lgnie do niego. Jakbym była cały czas na głodzie i tylko czekała na wiadomość, na spotkanie, na jego dotyk. – Po rękach przebiegają mi dreszcze, więc rozcieram ramiona poprzez miękkość swetra. – To głupie z mojej strony, jest za wcześnie.
– Może dla niego nie jest?
– Jako facet reaguje inaczej, na początku wcale nie będzie zaangażowany. A może ja za wcześnie…
– Oj, przestań! – zdegustowany kręci głową. – Nie myśl w ten sposób. Jesteście dorośli, mieliście oboje
ę, to poszliście do łóżka. Ludzie tak robią, to normalne. Po kilku latach przerwy potrzebowałaś tego, wszystko jest dobrze.
– To właśnie może być ten powód, dla którego powinnam się powstrzymać.
– Tym bardziej, jeśli planuje wyjechać, to niby na co czekać. Wypadałoby się dowiedzieć, czy pasujecie do siebie. Oliwia… – Nachyla się do mnie. – Czego ty się tak naprawdę boisz?
– Wiesz przecież. – Wpatruję się w niego, choć chciałabym odwrócić wzrok. Zaciska mi się gardło, wolę nie pokazywać, co się ze mną dzieje, choć z pewnością szklą mi się oczy.
– Boisz się, że zniknie – potakuje i podpiera się pod brodę. – Dlaczego te myśli aż tak tobą rządzą?
– Nie zamierzam się nad tym roztkliwiać. Po prostu mówię ci, czego się obawiam.
– To spróbuj żyć tym, co masz teraz. Tym ciastkiem i kawą. Tym, że go spotkałaś i dostałaś kilka chwil, a może coś więcej. Ale skup się na dzisiejszym dniu.
– Sądzisz, że można iść naprzód bez oglądania się za siebie?
– Ja musiałem się tego nauczyć. I wiem, że można. Popatrz, robisz wszystko, żeby nie roztrząsać przeszłości i nie wspominać, a jednak ona tobą rządzi.
– To co mam począć?
– Terapia.
– Już byłam.
– Kolejna. Spróbuj znowu ją podjąć dla siebie i dla relacji z Jakubem, z kimkolwiek.
Na samą myśl, że to mógłby być ktoś inny niż Jakub, o mało nie tupię nogą.
– Nie chcę nikogo innego!
– Proszę, jaka zdecydowana. I bardzo dobrze. – Wzdycha. – Gdzie on teraz jest? Kiedy znów się widzicie?
– Ma swoje sprawy.
– To znaczy?
– Jeździ po mieście, to tu, to tam, tak to określił. Może załatwia coś przed wylotem? – Zaciskam usta.
– No cóż, ty też masz swoje sprawy na mieście, niekoniecznie planując wylot. Jak praca? Kiedy doczekamy się jakiejś nowości od ciebie?
– Premiera jednej książki za kilka dni, druga na etapie redakcji, więc pojawi się za jakieś dwa miesiące. Będzie też trzecia, tłumaczyłam ją jeszcze wcześniej, ale teraz jest już w drukarni. I zastanawiam się, co dalej.
– Wiem, że dużo pracujesz, ale dopiero kiedy mówisz o kolejnych premierach, uświadamiam sobie, że rzeczywiście poświęcasz temu ogrom czasu. Te powieści są potężne!
– Wybieram się na świętowanie tej premiery. Przylatuje autor z Niemiec, idziesz ze mną?
– A Jakub?
– Sama nie wiem, zaproponować mu?
– No jasne. Niech wie, jak wygląda twoje życie! Niech się przyzwyczaja.
– Może lepiej tego teraz uniknąć. – Zanurzam wzrok w filiżance, bo już czuję na sobie karcące spojrzenie.
– Ja cię nie opuszczę, ale i on niech pokaże, że mu zależy!
– Dotąd spotykaliśmy się sami. Na plaży albo w parku.
– A teraz nadciąga jesień, zrobiło się zimno, ciemno. A on w ogóle czyta?
– Cytował Krainę Chichów.
– Uuu, a więc bierz go na to wydarzenie. I niech książkę koniecznie kupi, żeby twoja praca szła w świat! Będzie dobrze, facet cię podziwia i uwielbia, przecież to jasne. – Puszcza do mnie oczko.
Patrzę w rozświetlone okna kamienicy naprzeciwko i zauważam, że na szybie pojawiają się krople deszczu. Najpierw pojedyncze, drobne, po chwili łączą się ze sobą i tworzą strugi. Piszę wiadomość do Jakuba z pytaniem, czy wybierze się ze mną na premierę, i czekam na odpowiedź. Zawsze odpowiada szybko. Tym razem wiadomość pozostaje nieodczytana, ale skoro coś załatwia, pewnie jest zajęty.
Kamienica, ledwo widoczna za kroplami deszczu na szybie, o czymś mi przypomina. Ukłucie za mostkiem zawsze pojawia się, gdy przywołuję smaki, zapachy, obrazy. Latami je odcinam, idę, próbując się nie odwracać, gnam, by tylko mnie nie dopadały. W tle śpiewa Ania Dąbrowska i wcale mi nie pomaga.
Na krótką chwilę wyszedł, przepadł do dziś.
Ukradł mi serce…
Docieram do domu i zerkam niepewnie w aparat. Cisza. Jeszcze nie mieliśmy podobnej sytuacji. Dwie godziny milczenia? Zniknął? Przepadł? To tylko chwila, próbuję sobie tłumaczyć. Jeśli jest na spotkaniu, z pewnością nie sprawdza telefonu co minutę, a nawet jeśli, to nie w tym celu, aby mi odpowiadać. Jak przez mgłę widzę plecy chłopaków, którzy odeszli, zniknęli z mojego życia. Nie tylko chłopaków, po prostu ludzi.
Nie odwracam się za siebie, nie chcę tego! Nie chcę, aby oni, niczym duchy z przeszłości, decydowali o tym, co dzieje się w moim życiu parę lat później.
Biorę kąpiel, non stop zerkam w telefon. Jakub po raz ostatni odezwał się o godzinie piętnastej, od tamtej pory milczy. Będąc w łóżku, próbując czytać, wiercę się i nie mogę znaleźć sobie miejsca. Nawet nie odczytał; zagryzam wargi i odkładam książkę, nie dam rady się skupić. Przeglądam media bezwiednie i jedynie obserwuję upływ kolejnych minut. Odkąd się poznaliśmy, był dla mnie cały czas, a ja dla niego. Mieliśmy przerwy w pisaniu wiadomości, ale najdłuższe w nocy, a w ciągu dnia wciąż toczył się dialog.
A jeśli on… Jeśli znów, tak nagle…
Wibrowanie telefonu sprawia, że serce zaczyna mi bić szybciej. Wiadomość od niego! Szybko klikam w aplikację: „Hej, wróciłem i od razu przysnąłem. Dopiero się przebudziłem. Jak tam u Ciebie?”.
Jakby ktoś mi dał po głowie. To możliwe, zasnąć w ciągu dnia? Z pewnością nie ma w tym niczego dziwnego. A więc dlaczego ja nie umiem zwalczyć poczucia, że wcale nie jest tak, jak pisze? Bo moja przeszłość mną rządzi? Próbuję wyciszyć i uspokoić natłok myśli. Przecież się odezwał.
Już po północy, lampka rozświetla moją małą sypialnię, przez okna zagląda okrągły księżyc. Dobrze, że nastała wreszcie ta pora roku, kiedy mogę nie zaciągać rolet. Nie lubię ciemności, a jednak latem słońce potrafi mnie budzić zbyt wcześnie i później nie potrafię już zasnąć. Po chwili jego imię wyświetla się na ekranie. Dzwoni.
– Dlaczego nie śpisz? – pyta.
Jego głos sprawia, że biorę głęboki wdech, a wraz z nim wdycham fruwające motyle, które zaczynają mi trzepotać skrzydłami między żebrami. Jak on brzmi! Dokładnie jak ta noc, ciemno, a jednocześnie przez niskie tony przebija się coś niezwykłego, jakby do wypełnionego mrokiem pomieszczenia wlewało się światło księżyca, tak jak dziś.
– Czasem tak mam, że nie mogę zasnąć albo budzę się w nocy i wiem, że sen już nie przyjdzie.
– Czasem też mi się to zdarza. Widziałaś dziś księżyc?
– Widziałam.
– Lubię noc. – Zawiesza głos.
– Dlaczego?
– Noc to tajemnica. Nocą świat staje się ciekawszy. Nocą można się ukryć.
– Nocą rozmowy są inne niż za dnia.
– Przyszedłbym cię teraz przytulić, ale mam rano rozmowę online.
– W sprawie nowej pracy?
– Nie, tej obecnej. Mówiłem ci, że robię jeszcze drobne zlecenia. To co, zamykaj oczy, próbuj zasnąć, trzeba się wyspać na jutro.
Rozłączam się i uświadamiam sobie, że nie powiedział nic odnośnie do premiery, na którą go zaprosiłam. Tak pięknie mówił o nocy, cały jest jak noc. Tajemniczy, a przez to ciekawy, niby otwarty w rozmowie, a jednak skryty. Potrafi opisywać, jakby tworzył magiczną opowieść. Baśń, do której mnie zaprasza, a ja, choć pełna niepewności, wciąż oglądając się za siebie, tak po prostu do niej przenikam. Uświadamiam sobie, że w świecie, do którego zmierzam za głosem Jakuba, rozbłyskuje coraz mniej świateł. Boję się mroku, ciemności, a jednak wciąż stawiam kolejne kroki. Dlaczego więc to robię? Bo czuję, jak trzyma mnie za rękę?
Przymykam oczy i przypominam sobie nasze drugie spotkanie. Leżak w parku i my, oboje na nim. Drewniane elementy wbijające się w plecy, niezbyt wygodne podłoże i pojawiający się co chwilę ucisk, który nas nie powstrzymał. Widzieliśmy ławki, a jednak leżak w małym zagajniku, pośród topoli, spodobał się nam obojgu. Ze względu na jego szerokość byliśmy blisko. Dało się przytulać, więc korzystaliśmy z tego z radością. Oswajałam się z brodą Jakuba. Powoli przyzwyczajałam, że łaskocze mnie po szyi i że mogę jej dotykać. Mogę ją głaskać, miziać, a Jakub mruży przy tym oczy i mruczy.
Już wtedy oddawałam mu serce. W momencie, gdy wpatrywaliśmy się w czyste, błękitne niebo i liście powiewające na wietrze, promienie zachodzącego, wrześniowego słońca prześwitujące między gałązkami, uświadamiałam sobie, że nie chcę od życia nic więcej. Żeby już zawsze czuć pod palcami ciepło jego ciała i ciasne objęcia. Żeby wspólnie zachwycać się widokiem, nawet najprostszym, który stawał się naszym odkryciem. Słuchać słów Jakuba szeptanych do ucha głosem pełnym światła przebijającego się przez mrok i chłonąć zapach słodyczy, jaką wokół siebie roztaczał.
A ja, zaskoczona tym, jak na niego reaguję, jakbym nie pamiętała o tęsknocie, która trwała latami. Jakby tamten czas zupełnie mi umknął. Po takiej przerwie nikt się do mnie zbyt szybko nie zbliży, myślałam. A jednak, zbliżał się i nie czułam oporu nawet przez ułamek sekundy. Całował mnie tak gorąco i patrzył w oczy tak przenikliwie, że nie miałam wątpliwości – był dla mnie, a ja dla niego. Przemykał językiem po mojej szyi i obojczyku, a we mnie wzburzały się potężne fale. Nie mogłam uwierzyć w uczucie, które się we mnie rozniecało. Odpływałam kołysana powiewami wiatru na twarzy, cichą melodią wirujących, trzepoczących nade mną liści.
Odlatuję w sen w spokoju, czując wokół siebie bezpieczne ramiona. Już dobrze, wszystko dobrze.
„Dzień dobry, wyspana?”
Pobudkę w postaci wiadomości od Jakuba odbieram jak ukojenie. Odbija mi. Jestem panikarą, tato zawsze mi powtarzał, że lamentuję i narzekam, nie widząc, co mam wokół siebie. Staram się za często o nim nie myśleć, ale teraz przez chwilę przyznaję mu rację. Moje obawy odnośnie do Jakuba z pewnością określiłby w ten sam sposób.
Pytam Jakuba o jego plany, a on odpowiada, że otwiera laptopa i zabiera się do swoich zajęć. Ja też powinnam pójść w jego ślady, a jednak na myśl o czekającej na mnie książce, uświadamiam sobie, że wypadałoby ogarnąć teren wokół siebie, nim wezmę się do nowego projektu. Zaraz po śniadaniu robię więc porządki w swoich dwóch pokojach. Wycieram kurze, odkurzam, myję podłogi, w międzyczasie zerkam w telefon, ale milczy. Sprawdzam nawet, czy zasięg mi nie umknął, ale nie, niestety wygląda na to, że wszystko u mnie działa. Po prostu Jakub się nie odzywa. Nasze ostatnie dwa tygodnie wyglądały inaczej. Co jakiś czas wysyłał chociaż uśmiech, żeby podtrzymać kontakt. Najwyraźniej pozostaje teraz zajęty. Zaczynają kotłować się we mnie myśli, więc stwierdzam, że nie mogę sobie pozwalać na rozleniwienie tylko dlatego, że nie wiem, jak potoczy się nasza przyszłość i czy ona w ogóle jest możliwa. Tak, to trudne, ale nie mam wpływu na jego wylot, na jego decyzje. A przynajmniej tak mi się wydaje, że nie powinnam mieć. A jego wybory nie powinny oddziaływać na to, co moje. Że też muszę to sobie tłumaczyć! Siadam przy biurku i opieram zmęczone plecy. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Jego obecność wywołuje we mnie niezwykłe reakcje, a jego nieobecność to jak utrata światła w ciemności, w której rozglądam się i nie mam pojęcia, co dalej.
Całą sobą czuję jego aurę, gdy tylko Jakub przebywa w pobliżu. Im bardziej się do mnie zbliża, tym silniej reaguje na niego moje ciało. Kiedy się oddala, to jakby ktoś wysysał ze mnie energię, jakbym została zaprogramowana, by po prostu czekać na jego powrót. Tak. Chcę, żeby znów tu był.
– No i jak tam, zakochana? – Patryk zaczyna się śmiać.
– A więc to jest ten stan? Kiedy nie możesz przestać o kimś myśleć, zająć się niczym innym?
– Podobno tak.
– W tym wieku?
– Mówią, że wiek nie gra roli.
– W takim razie ja nie chcę tego czuć. To paskudne, rozstrajające. Kiedy go nie ma, mnie aż rozpiera od środka, tak bardzo bym chciała, żeby znów tu był.
– To normalne, że na początku chce się spędzać razem każdą chwilę. Też tak przeżywałem przy Rafale.
– To jak uzależnienie.
– Podobno miłość jest jak narkotyk, jak tlen, i pewnie tego teraz doświadczasz.
– Miłość to coś więcej, ja mogę być co najwyżej zauroczona.
– Brawo, a jednak pozostajesz trzeźwa.
– Tylko tak mówię, bo jeszcze trzymam świadomość w ryzach. W środku jestem kompletnie rozbita.
– Dobra, idzie na tę premierę?
– Jeszcze nie wiem, nie powiedział.
– Hm… Może to być dla niego za wcześnie. Choć i tak uważam, że jeśli mu zależy, to powinien przyjść z bukietem kwiatów, a później zabrać cię na kolację i uczcić z tobą twój sukces.
– Na razie może mu zależeć na pracy i wylocie, co totalnie gryzłoby się z tym, co opowiadasz.
– Dlaczego? Przecież nawet jeśli zdecyduje, że wyjeżdża, nie musi oznaczać to dla was końca. Jeśli wam obojgu będzie zależało, wymyślicie coś, aby być razem.
– Patryk, mnie boli kilka godzin bez niego. Poza tym ja już przerobiłam wyjazdy bliskich mi ludzi. Żadna relacja nie przetrwała odległości.
– Kochana, jeśli będziesz potrzebowała pogadać, spotkać się, to wiesz, gdzie mnie szukać.
– Ta cisza mnie rozbraja.
– Daj temu czas. – Zawiesza głos. – Choć rozumiem, że tykający nad tobą zegar z pewnością utrudnia ci spokojne podejście do tej relacji.
– Patryk, to może brzmieć absurdalnie, ale ja odnajduję w nim swojego człowieka. – Słyszę drżenie własnego głosu.
– Ach! – Patryk głośno wzdycha. – Zaufaj mi, że jeśli jest twój, to będzie i nie zniknie ci z oczu.
– Dziękuję. Miej dziś spokojny dzień.
Po tych zwierzeniach czuję wyciszenie. Dzięki słowom Patryka oddycham głębiej i swobodniej. Wiem, że nie powinnam dłużej odkładać decyzji dotyczącej książki. Na samą myśl o powrocie do Paryża, nawet w wyobraźni, robi mi się słabo. Nie uważam za zbyt dobry pomysł, aby tam wracać, szczególnie teraz, przy takim rozchwianiu. Tylko co mną chwieje? Co mną potrząsa? Czy gdybym nie zgromadziła trudnych doświadczeń z wyjazdami i rozstaniami, byłabym ufniejsza?
A może trzeba sobie w końcu na to pozwolić? Na powrót do Paryża. Przynajmniej na razie z bezpiecznej odległości. Mogę przecież czytać, pisać, robić przerwy, gdy coś mnie zakłuje. Mogę mierzyć się z powrotem w ważne dla mnie miejsca, poczuć smutek, a później schronić się w swoim wygodnym fotelu, i to w ułamku sekundy, za każdym razem, gdy tylko będę tego potrzebowała. Czuję się już niemal przekonana. Może tłumaczenie tej powieści pomogłoby mi w obecnej sytuacji z Jakubem? Nie dostałam żadnego innego zlecenia, a przydałoby się zająć czymś głowę, żeby każde z nas zadbało o własną przestrzeń w tej niełatwej sytuacji podejmowania wyborów. Nie chcę przecież siedzieć i czekać na informacje od niego, jakbym przed nim ani po nim nie miała już żadnego innego życia. Co za absurd! Zerkam w telefon. Widząc, że wciąż nie pojawiła się żadna nowa wiadomość, potrząsam nim, po czym odkładam go z dala od siebie i piszę maila do Natalii. W ciągu pięciu minut ustalam z nią podpisanie umowy podczas nadchodzącego spotkania z okazji premiery.
Robiąc obiad, słyszę dźwięk wiadomości. Zaglądam w telefon i widząc, że to Jakub, znów czuję znajomy dreszcz i pobudzenie całego ciała. Szybko zauważam, że przesłał mi link, a gdy w niego klikam, przenosi mnie do krótkiego wideo. To opowieść o drzewie rosnącym na Saharze. W promieniu czterystu kilometrów od niego nie istniało inne życie. Nazywano je drzewem życia. Pewnego dnia wjechał w nie pijany kierowca i zupełnie zniszczył.
To ja jestem drzewem życia?
– To on jest drzewem życia – kwituje Patryk. – Boi się zaangażować.
„Porozmawiamy o tym? Może pójdziemy na spacer?” – proponuję Jakubowi, choć wolałabym, żeby to on wykazał inicjatywę spotkania. „Jasne, ładna pogoda, chodźmy”.Skoro to takie proste, dlaczego sam tego nie zrobił? A może ja rzeczywiście za dużo myślę i tylko narzekać potrafię?
– Pięknie wyglądasz – mówi, gdy tylko podchodzi do mnie, a jego wzrok potwierdza te słowa. Jakub wpatruje się we mnie pełen uśmiechu, wręcz promienieje, a ja, gdy on jest blisko i mocno mnie przytula, czuję się dokładnie tak samo, jakbym porażała światłem, którego dotąd w sobie nie dostrzegałam. Może światło w ludziach rozpala się pod ciepłym spojrzeniem odpowiedniej osoby?
– Chciałaś powiedzieć mi coś na temat tego filmiku? – pyta i ruszamy alejką. Na drzewach pojawia się coraz więcej żółtych liści, co wzbudza we mnie drżenie.
– Jesteś drzewem życia, w które ktoś wjechał?
– Nie, wysłałem filmik, bo mi się spodobał.
Zbija mnie z tropu. Cholera, przecież on rzeczywiście jednym linkiem nie musiał przemycać filozoficznych przemyśleń.
– Chociaż… – Zawiesza głos. – Wiesz, że tak? Musiałem to odkryć podświadomie.
– Poczułam, że ten przekaz ma głębsze znaczenie. Tylko nie chciałam się domyślać.
– Kurczę, racja. Usiądziemy?
Słońce wyłania się zza chmur i rozświetla wody płynącej w dole rzeki. Gdzieś za mną rozlega się głośne szczekanie psa i śpiew ptaków, pszczoła zastyga kołysana delikatnym wiatrem, próbując się utrzymać na źdźble trawy.
Jakub też ma historię, która nim wstrząsnęła.
Patrzę na niego i widzę w oczach skrępowanie, odrobinę smutku.
– Ciemna strona życia mnie nie ominęła – mówi i odwraca wzrok. – Zaczynałem tam, ale wyszedłem stamtąd. Zdarza mi się wracać, ale… – Spogląda na mnie i unosi kąciki ust. – Ostatnio już nie.
To nie uśmiech, to grymas.
– Dokąd wracasz?
– Nie mogę powiedzieć.
– Dlaczego?
– Bo ty jesteś kryształem, zanurzasz się w światy pełne dobra i piękna.
– Skąd o tym wiesz?
– Czytałem o książkach, które tłumaczysz.
– To tylko tłumaczenie.
– Wiesz, że nie. Doceniają cię za przekłady. Tu nie ma przypadków, dostajesz i przyjmujesz te powieści, które do ciebie pasują. Jesteś kryształem, twoje myśli podążają tylko jasnymi ścieżkami.
– Dziękuję, Jakubie, ale ja też wiem, co to mrok. Ja też wiem, czym są problemy.
– Nie tylko o to chodzi.
– O kobietę?
– Długo się składałem po ostatnim rozstaniu, ale to już zamknięty temat. – Rękami wykonuje gest, jakby się odcinał. – I nie widzę potrzeby, aby tam wracać.
– Dlaczego masz mnie za nieskazitelną? Przecież to fikcja.
– Nie możesz się do mnie porównywać. Ja naprawdę byłem kiedyś na krawędzi. I z powodów zawodowych, i miłosnych. Jestem za wrażliwy.
– To nic złego być wrażliwym.
– Nic złego, dopóki nie rujnuje to życia.
– Jakub… Tłumaczyłam dwa lata temu pewną książkę. Myślę, że by ci pomogła. Drzewo ma w niej ogromne, symboliczne znaczenie. Skoro wychowały nas te same książki, nie dziwi mnie, że patrzymy na świat podobnie. I że w tym, co czuję, nie pozostaję sama. Ty jesteś jak…
– Wiem. To samo chciałem powiedzieć. Że mamy podobne spojrzenie na ludzi i na świat. Chociaż… nie tylko o to chodzi, bo dotykanie ciebie też sprawia mi niesamowitą przyjemność.
Nachyla się do mnie i delikatnie muska w szyję. Biorę głęboki wdech, aż do podbrzusza, i poddaję się przyjemnemu łaskotaniu. Przeczesuję gęste włosy Jakuba, na twarzy czuję wiatr i zaczynam odpływać.
Zostań tutaj, bo tylko w ten sposób możemy sobie dać spokój.
Nachodzą mnie myśli, z którymi zaczynam walczyć. Odganiam je, jakby były natrętnymi muchami. Tak nie można, nie od początku. Potrzebujemy czasu, żeby się poznać, upewnić. Moje uczucia muszą być mylne, próbują mnie zwieść, a ja nie chcę, by to one mną kierowały. Jestem na to za dorosła, zbyt wiele straciłam w przeszłości przez swoją naiwność.
Pragnę ufać, będę ufać, że wszechświat ułożył dla nas plan i że każdy kolejny dzień przyniesie tylko to, co ma nam przynieść. Że wydarzy się tylko to, co ma się wydarzyć i co dla każdego z nas będzie najzdrowsze i najlepsze.
– Ty zaczynasz mówić zdanie, ja mógłbym je dokończyć – szepcze i spogląda mi w oczy.
– Z jednej strony tak, z drugiej, widzisz mnie jako dziecko szczęścia.
– Bo to prawda. Robisz to, w czym jesteś najlepsza, a ludzie cię za to doceniają.
– Ale szłam do tego miejsca długą i krętą drogą. Co mnie też trochę zmęczyło. Przez ostatnie lata zatapiałam się w cudzych historiach. Spędzałam całe dnie z obcymi ludźmi, którzy wraz z kolejnymi scenami stawali się mi coraz bliżsi. Zaprzyjaźniałam się z nimi, traktowałam jak rodzinę. Spędzałam z nimi wakacje i święta. Zdarzały się nawet momenty, kiedy wolałam nie wychodzić do realnego świata.
– Nie ma w tym nic złego. Ja cię podziwiam, rób to dalej, jesteś w tym świetna przecież. – Wyciąga rękę i zaczyna mnie gładzić po głowie.
– W kółko to słyszę. – Odsuwam się od niego i czuję, że zaczynam drżeć. – W redakcji mnie chwalą i podsyłają wciąż nowe projekty, a ja czuję, że chciałabym się wynurzyć, zaczerpnąć świeżego powietrza, doświadczyć czegoś sama, a nie tylko przeżywać z bohaterami książek.
– O mój Boże, chodź do mnie. – Przysuwa się i obejmuje mnie mocno, a ja kładę głowę na jego torsie. Co za ulga, jak mi dobrze. – Biedna Oliwia, chciałaby odpocząć, a wokół cały świat krzyczy, że ma pracować więcej i więcej. Może powinnaś wyjechać? I nie zabierać ze sobą pracy na wakacje? Czytasz o różnych krajach, żaden opis cię nie zainspirował na tyle, żeby zobaczyć ten świat na własne oczy?
Paryż pachniał…
– Nie – ucinam i przypominam sobie o podpisaniu umowy.
– Dobra, musisz coś zrobić, bo byłoby szkoda, gdybyś się wypaliła. Mnie pomogła kiedyś jedna podróż, która… – Zamyśla się. – Kurczę! Wiesz, że przywiozłem z niej drzewo życia? – Patrzy na mnie, jakby nie rozumiał własnych wspomnień.
– W jakim sensie je przywiozłeś?
– Na łańcuszku, ale właśnie sobie uświadomiłem, że dawno go nie widziałem. Bardzo dawno! Może to z nim straciłem to coś…
– Co takiego straciłeś? Skąd je przywiozłeś?
Jakub jest przejęty. Widzę, jak wodzi zamglonym wzrokiem i próbuje zlokalizować swoją zgubę.
– Kiedyś miałem w życiu łatwość na wielu płaszczyznach… – próbuje odpowiadać na moje pytania, ale wciąż pozostaje jakby nieobecny. – W zarabianiu, w nawiązywaniu kontaktów.
– Życie dzieli się na różne etapy, widzę to po sobie. Bywają dobre dni, miesiące, może nawet lata. A później zawsze przychodzi gorszy czas.
– Co masz na myśli, mówiąc „gorszy”?
– Trudniejszy, bo strata pracy albo niełatwa decyzja do podjęcia, rozstanie. I tak się plecie. Niedawno spojrzałam w swoją przeszłość jak na linię, na której zaznaczone są wydarzenia. Patrzyłam na nie z perspektywy czasu. Niektóre są już tylko niczym wpisy do atlasu historycznego. – Zawieszam głos.
– Czyli?
– Data, krótki opis, kropka. Żadnych emocji.
– Ale są i takie, na które patrzysz i wciąż czujesz – dopowiada, zaglądając mi intensywnie w oczy.
– Zapach, smak.
– I dreszcze na skórze. Znam to.
– A więc pewnie rozumiesz, że o to w życiu chodzi. Żeby się mierzyć z tym, co trudne, kiedy przyjdą gorsze czasy, i umieć cieszyć tym, co się ma. A kiedy nastaje dobry moment, wyciskać z niego ile się da, by mieć później co wspominać z uśmiechem.
– Nie myliłem się, jesteś inteligentną kobietą.
– Jakub…
– Pewnie nawet sama nie wiesz, jak bardzo.
– Powiedz to moim rodzicom.
– Daj spokój, oni nigdy nie zobaczą w tobie dorosłej, zaradnej kobiety. Dla nich już zawsze będziesz małą Oliwką.
Rozmowę przerywa nam kilkuletni chłopiec, który zatrzymuje się przy nas na rowerze. Wpatruje się w Jakuba, po chwili we mnie i wtedy rozpoznaję w nim syna sąsiadki. Odwracam się i widzę, że jego mama idzie za nim szybkim krokiem.
– Bartuś, tyle razy ci mówiłam, że nie możesz mi uciekać! – zwraca się do niego, a on schodzi z roweru, podstawia nóżkę i sprawdza, czy pojazd stoi stabilnie, po czym podchodzi do nas i znowu wpatruje się to we mnie, to w Jakuba.
– Co tam? Chwytacie ostatnie promienie słońca? – pyta Ania, mama chłopca, a ja już mam jej odpowiedzieć, gdy Bartuś delikatnie puka mnie w kolano.
– Wiedzieliście, że rosło w tym parku bardzo chore drzewo?
Patrzę na chłopca i podążam za kierunkiem, który wskazuje jego palec. Zauważam dwa wysokie pnie pozbawione gałęzi.
– Na co było chore? – pyta Jakub.
– Nie wiem, ale zaraziło to drugie i teraz oba są puste w środku.
Mały jest przejęty historią, którą opowiada.
– Smutna historia – dodaje Ania. – Nie będziemy wam przeszkadzać, chodź, Bartuś.
– Historia o drzewie życia. „Nie ścinaj – drzewo życia”, tabliczka z takim napisem stała kiedyś obok. – Chłopiec po przekazaniu tej informacji niechętnie odsuwa się od nas i wsiada na rower, a ja momentalnie odwracam się do Jakuba i zatapiam się wprost w jego spojrzeniu pełnym znaków zapytania. Orientuję się jednak, że Bartuś odjeżdża.
– Dziękujemy za opowieść – rzucam za nim, a on się odwraca z uśmiechem.
Zapada cisza przerywana głośnym krakaniem i wybuchami śmiechu w oddali. Wraz z Jakubem toniemy w milczeniu. Potrzebuję chwili, by znów przyjrzeć się dwóm drzewom, a właściwie suchym, pozbawionym kory pniom, które pną się do góry, samotne, na zielonym skwerze. Samotne, ale dość blisko siebie. Na tyle blisko, by jedno zdołało zarazić drugie.
– Kto to był? – Słyszę za sobą głos i spoglądam na Jakuba.
– Sąsiadka z synem.
– Sąsiedzi cię podsłuchują? – Patrzy mi w oczy oniemiały, a mnie wciąż brakuje słów, więc jedynie wzruszam ramionami. – Drzewo życia – powtarza w przestrzeń. – Tworzysz magiczne sytuacje.
– A może to ty?
– Nie sądzę… – Kręci głową z niedowierzaniem.
– Ty zacząłeś, wysłałeś mi filmik.
– Uwierz mi, że obejrzałem go raz i nie analizowałem, po prostu poruszyła mnie ta scena.
– I to wystarczy. Poruszenie.
Jakub uśmiecha się i przymyka oczy.
– Takie sytuacje dzieją się tylko wtedy, gdy działamy szczerze… – zaczynam.
– Z głębi serca i kierujemy się intuicją – dopowiada. – Drzewo życia… – Unosi wzrok i wpatruje się w niebo, a ja podążam za nim.
– Nigdzie nie lecę, podjąłem decyzję – Jakub poważnym, stonowanym głosem przerywa milczenie.
Biorę głęboki wdech. Jakiś rodzaj ulgi spływa na mnie wraz z tymi słowami, ale nie jest to spokój. Nie spada mi z serca głaz. Nie opada kurtyna, a na ekranie mojego życia nie pojawia się napis „The End”. Nie czuję, by tych dwoje na ławce, od teraz, miało zacząć życie długie i szczęśliwe. Właściwie wcale nie czuję, bym odgrywała w tym seansie ważną rolę. Bo niby zbliżam się do Jakuba, ale on, choć siedzi tu ze mną i rozmawia, sprawia wrażenie odpływającego we własne sprawy, które go wręcz pochłaniają.
– W związku z tym doszedł mi kolejny problem, bo muszę wymyślić, co dalej.
– Poradzisz sobie. Jesteś przecież mądrym facetem, wykształconym, z doświadczeniem na wysokim stanowisku. To, że ostatnio przeżywałeś gorszy czas, nie odbiera ci tego, czego już się w życiu nauczyłeś.
– Już tam nie wrócę, w to miejsce. Nie chcę pracować dla kogoś, chciałbym tworzyć coś swojego, jak ty.
– Co się tam wydarzyło? – pytam łagodnie, próbując uchwycić jego rozbiegany wzrok.
– Korporacje to piekło. A przynajmniej moja nim była, a ja, by móc w niej funkcjonować i zarządzać ludźmi, musiałem stać się diabłem.