Od Nerwosolka do Yansa. 50 komiksów z czasów PRL-u, które musisz przeczytać przed śmiercią - Daniel Koziarski, Wojciech Obremski - ebook

Od Nerwosolka do Yansa. 50 komiksów z czasów PRL-u, które musisz przeczytać przed śmiercią ebook

Daniel Koziarski, Wojciech Obremski

0,0
59,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

W czasach PRL-u, kiedy nawet śnieg wydawał się szary, byli tacy, którzy ową szarość próbowali pokolorować. To twórcy kultowych komedii, kabareciarze, ale także… autorzy komiksów. Komiksów, na których socjalistyczna władza nie zostawiała suchej nitki – wszak ich korzenie pochodziły z „imperialistycznego Zachodu”, czyhającego, aby wyprać do cna mózgi młodych czytelników.

Autorzy tego leksykonu (obaj rocznik 1979) ze znawstwem przypominają nie tylko kultowe tytuły doby PRL-u, jak choćby „Tytus, Romek i A’Tomek”, „Kajko i Kokosz” czy „Thorgal”, ale także te mniej popularne, a równie ciekawe. „Od Nerwosolka do Yansa…” to subiektywny przewodnik po najlepszym, co zdarzyło się polskiemu komiksowi w tych niewesołych czasach. Obowiązkowa pozycja przede wszystkim dla zagorzałych fanów opowieści z dymkami, ale również inspiracja dla tych, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z polską klasyką komiksową.

Daniel Koziarski
Urodzony w 1979 roku, gdynianin, z zawodu – prawnik, z zamiłowania – pisarz i czytelnik, pasjonat komiksów. Autor m.in. powieściowego cyklu „Socjopata”, współtwórca (wraz z Arturem Ruduchą) komiksowej serii „Kapitan Szpic”, znany również ze współpracy z Agnieszką Lingas-Łoniewską („Zbrodnie pozamałżeńskie”, „Klub niewiernych”).

Wojciech Obremski
Urodzony w 1979 roku w Bydgoszczy. Ojciec trzech synów. Absolwent politologii oraz dziennikarstwa Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, były redaktor naczelny lubuskiego miesięcznika „Przekrój Lokalny”. Rzecznik prasowy starosty słubickiego, przewodzący również tamtejszym „Wiadomościom Powiatowym”. Publikuje w czasopismach w całym kraju (w tym teksty poświęcone fenomenom popkultury w dziennikach grupy Polska Press).
Jest autorem książek: „Krótka historia sztuki komiksu w Polsce (1945-2003)” oraz „W krainie siedmiu słońc”, a także współautorem „Galerii osobowości z terenu Krainy Szlaków Turystycznych”. Nominowany do nagrody Osobowość Roku 2019 w kategorii Kultura w plebiscycie „Gazety Lubuskiej”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 212

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Pamięci naszych Ojców, którzy w szarych czasach otworzyli przed nami barwny świat komiksu.

„Antresolka profesorka Nerwosolka” (seria)

Scenariusz i rysunki: Tadeusz Baranowski

To jeden z bardziej popularnych polskich komiksów lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Przygody pozornie szalonego i nierozgarniętego profesora i jego lojalnej, choć czasami pyskatej gosposi przebojem wdarły się do serc najmłodszych czytelników, a zawarty w nich surrealistyczny humor sprawił, że po „Antresolkę…” sięgali nierzadko starsi czytelnicy. Ale droga, jaką musiał przejść ten komiks, początkowo wcale nie była usłana różami.

Magazyn „Alfa”, który trafił na rynek w tym samym 1976 roku co komiksowy „Relax” (również nakładem Krajowej Agencji Wydawniczej), ukazywał się dość nieregularnie – w efekcie w ciągu dziewięciu lat jego istnienia pojawiło się ledwo… siedem numerów pisma. Ale nawet ci, którzy zachowali o nim pamięć, nie wiedzieli, że właśnie to wydawnictwo, w którym drukowane były również komiksy (choć stanowiły jego mniejszą część), o mały włos pierwotnie nie dało swoich łam kultowym postaciom Nerwosolka i Entomologii Motylkowskiej, stworzonym przez Tadeusza Baranowskiego.

– W piśmie „Alfa” po przyniesieniu plansz do druku usłyszałem, że z tego profesorka to znowu żaden taki Nerwosolek, i co to za Antresolka, i najlepszym tytułem będzie: „Profesor X działa”. Więc zrezygnowałem z dalszej współpracy i zacząłem rysować te postacie dla „Świata Młodych”, gdzie miałem pełną swobodę działania[1] – wspominał Tadeusz Baranowski w rozmowie z Bartoszem Kurcem w „Trzask prask. Wywiady z Mistrzami polskiego komiksu i nie tylko”.

W „Świecie Młodych” „Antresolka profesorka Nerwosolka” pojawiła się w 1980 roku, a kolejne części – czy, jak kto woli, „wyprawy” – odpowiednio w 1981 i 1982 roku. Nerwosolek i Entomologia albumowo zadebiutowali w 1982 roku, kiedy to pierwszą z ich gazetowych przygód dołączono do wznawianego później kilka razy komiksu „Skąd się bierze woda sodowa i nie tylko”. Zwariowany profesor i jego gosposia dzielili wówczas album z (tytułową) historią z innymi bohaterami Baranowskiego w rolach głównych, tj. Kudłaczkiem i Bąbelkiem. Trzy lata później Nerwosolek i Entomologia dostali dla siebie już cały album, wydany najpierw w 1985, a następnie w 1987 roku, zawierający dwie pozostałe opowieści ze „Świata Młodych”. Komiksy te ukazały się nakładem Młodzieżowej Agencji Wydawniczej. Wszystkie trzy części przygód profesora i jego gospodyni zebrał najpierw Egmont Polska w wydaniu z 2003 roku, a potem także wydawnictwo Ongrys w publikacji z 2014 roku.

Bohaterowie „Antresolki…” wracali jeszcze przy różnych okazjach, m.in. w „Przepraszam, remanent” i limitowanym „Tfffuj! Do bani z takim komiksem!” (wznowionymi odpowiednio przez Ongrys i Kulturę Gniewu – ten drugi już pod tytułem „Do bani z takim komiksem!”). Pojawiali się również w krótkich komiksach publikowanych w latach osiemdziesiątych przez Tadeusza Baranowskiego we francusko-belgijskim magazynie „Tintin”. Te ostatnie opowieści, z zagranicznej przygody autora, przypomniał wydany niedawno przez Kulturę Gniewu zbiór „Dymki z Tintina, jak dymek z komina”. Wreszcie – występują również gościnnie w publikacji pt. „Na wypadek wszelki woda, soda i Bąbelki (oraz Kudłaczki)”, którą autor próbował, na szczęście nieskutecznie, pożegnać się ze światem komiksu w roku 2010.

Jednak najbardziej istotny (poza „Antresolką…”) występ Nerwosolka i jego niezastąpionej gospodyni miał miejsce w „Podróży smokiem Diplodokiem” – historii opublikowanej najpierw w „Świecie Młodych” w 1984 roku, a potem przez Młodzieżową Agencję Wydawniczą w 1986 roku w wydawnictwie albumowym (kolejne wydania ukazały się dwa lata później). Jej głównymi bohaterami są: tytułowy smok Diplodok oraz lord Hokus-Pokus, którzy, przekraczając granice czasoprzestrzeni, odbywają pełne przygód i dziwnych spotkań wojaże (wcześniej to z kolei Hokus-Pokus pojawił się w „Antresolce…”).

Niektórzy uważają, że „Antresolka profesorka Nerwosolka”, rozumiana jako części drukowane w „Świecie Młodych”, to opus magnum Tadeusza Baranowskiego. Oczywiście jest to kwestia dyskusyjna, bo autor ten ma na swoim koncie jeszcze szereg innych znakomitych prac, ale bezsprzecznym jest, że mamy do czynienia z komiksowym arcydziełem, które w tamtym czasie na zachowawczym i niepewnym polskim rynku komiksowym stanowiło coś zupełnie rewolucyjnego, a i czytane dzisiaj daje poczucie, że wcale się nie zestarzało. Rysownik i scenarzysta w jednej osobie prowadził czytelnika od jednego błyskotliwego żartu do drugiego, zaskakiwał ogromem pomysłów, przeprowadzał eksperymenty formalne, bawił się kolorami. Stworzył komiks nie tylko ponadczasowy, ale również „wielokrotnego użytku”, do którego można co jakiś czas wracać, wyłapując kolejne smaczki i niuanse.

Czego tam bowiem nie ma! Postacie spacerujące w różnych miejscach planszy, która stanowi integralny obraz, niestandardowe układy komiksowych dymków, plansze skonstruowane jak fragmenty gry czy labirynty, mól książkowy zjadający stronę, parada dziwacznych postaci, scenerie zmieniające się w błyskawicznym tempie, a także gościnnie – czy raczej gospodarsko – występujący autor ingerujący w życie bohaterów tworzonego przez siebie dzieła. Ale najważniejszym elementem tej brawurowej mikstury pozostaje specyficzny, abstrakcyjny humor Baranowskiego. Humor inteligentny, przewrotny, purnonsensowy, zakorzeniony bardzo często w zabawie słowem (a nie w jakichś grepsach), który przez to niekoniecznie dzieci czytające „Antresolkę…” musiały rozumieć, a przynajmniej rozumieć do końca. Dlatego była i jest „Antresolka…” komiksem zarówno wielopoziomowym, jak i wielopokoleniowym. Biorąc pod uwagę czasy, w jakich powstawały pierwsze przygody Nerwosolka i Entomologii, nie sposób nie określić Baranowskiego mianem mistrza, choć on sam – przez wzgląd na swoją skromność – nie bardzo lubi być tak nazywany. Dodajmy, że autor został w 2007 roku odznaczony przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.

W 2011 roku swoją premierę miał poświęcony osobie Baranowskiego film dokumentalny Sławomira W. Malinowskiego pt. „Antresolka profesorka Nerwosolka”. Z kolei nerwosolek.pl to poświęcona twórczości artysty strona prowadzona przez Mirosława Korkusa. To też daje pewien pogląd, z którym ze swoich dzieł najbardziej jest utożsamiany ten rysownik i scenarzysta komiksowy.

Studio Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej wyprodukowało dwie animacje „Przygody profesora Nerwosolka” (1984) oraz „Kosmiczne przygody profesora Nerwosolka” (1986). W przypadku obu autorem scenariusza i reżyserem był Włodzimierz Palusiński, a Tadeusz Baranowski odpowiadał za dialogi i opracowanie plastyczne. Filmy te nie są jednak szerzej znane – nawet wśród fanów twórczości Baranowskiego, chociaż w 2005 roku oba odcinki dołączono na płycie do wspomnianego wyżej kolekcjonerskiego wydania albumu „Tfffuj! Do bani z takim komiksem!”.

Obecnie Studio Human Ark przygotowuje pełnometrażowy film animowany z komiksowymi bohaterami Baranowskiego w reżyserii Wojtka Wawszczyka – mają pojawić się w niej Diplodok, Hokus-Pokus, ale oczywiście również i profesor Nerwosolek oraz Entomologia Motylkowska. Niektórzy zadają głośno pytanie, jak zaadoptować wyszukane żarty słowne Baranowskiego na potrzeby nowoczesnej animacji i współczesnego widza, ale z pewnością ciekawie będzie zobaczyć tę produkcję i skonfrontować swoje oczekiwania z efektem końcowym prac filmowców.

W 2017 roku nakładem Ongrysa ukazał się album „To rozśmiesza, to porusza, czar komiksów Tadeusza!”, w którym Artur Ruducha oddaje hołd komiksowej twórczości Baranowskiego. W wydawnictwie tym nie mogło oczywiście zabraknąć Nerwosolka, Entomologii, Hokusa-Pokusa i Diplodoka.

W maju 2021 roku Baranowski niespodziewanie ogłosił na Facebooku, że postanowił zacząć rysować komiks o małym Nerwosolku i Entomologii, prezentując wstępne projekty postaci.

[1] Bartosz Kurc, Trzask prask. Wywiady z Mistrzami polskiego (i nie tylko) komiksu, Bajka 2004.

„Bajki dla dorosłych” (seria)

Scenariusz i rysunki: Janusz Christa

Czy bajki muszą być przeznaczone wyłącznie dla dzieci? Absolutnie nie, co udowodnił Janusz Christa, przerabiając znane opowieści dla najmłodszych na historie dla „nieco” starszych czytelników. Takie historie, nierzadko z przysłowiowym pieprzykiem w tle, ukazywały się w drugiej połowie lat siedemdziesiątych na łamach magazynu „Relax”.

Janusz Christa (1934–2008) to bez wątpienia jeden z gigantów polskiego komiksu, który zapisał się w jego historii przede wszystkim za sprawą serii „Kajtek i Koko” oraz „Kajko i Kokosz”, chociaż zaznaczyć trzeba, że również pozostała twórczość sopockiego autora zasługuje na to, żeby ją poznać. W tym opracowaniu, poza wzmiankowanymi wyżej tytułami, zdecydowaliśmy się wyróżnić jeszcze miniserię „Gucek i Roch”, która publikowana była w magazynie „Relax”, oraz właśnie nieco mniej znane „Bajki dla dorosłych”, także – jak wspomniano – wywodzące się z tego pisma.

Już sam fakt, że w pierwszym numerze „Relaxu”, magazynu przeznaczonego zasadniczo dla młodych czytelników, w roku 1976, a zatem wciąż jeszcze w czasach, w których w pewnych kręgach uważano, że komiks jest antysztuką propagującą bezeceństwa, ukazała się krótka opowieść o biuściastej cud-dziewicy Kumkali i pięknym księciu, który najpierw stoi jak zaczarowany, a potem, pod wpływem napierającej na niego kobiety, „odzyskuje władzę w członkach”, wydawał się czymś zaskakującym. To była pierwsza, obiecująca historia z cyklu „Bajki dla dorosłych”.

Na kolejną trzeba było poczekać do numeru czwartego, w której pojawiła się następna cud-dziewica, tym razem niejaka Leda. Na marginesie – był to numer dla fanów Christy ważny, bo oprócz jego bajki ukazała się w nim pierwsza część „Zamachu na Milusia” (oczywiście z serii „Kajko i Kokosz”) oraz humorystyczna opowieść (czy raczej zbiór zabawnych kadrów) pt. „Dżdżownica”, w której zaprezentował on humor absurdalny, niemal w odmianie wyróżniającej twórczość Tadeusza Baranowskiego. Podobnie było z numerem piątym „Relaxu”, w którym Christa pojawił się trzykrotnie, w tym w trzeciej odsłonie „Bajek dla dorosłych”. Tym razem jej bohaterem był ogrodnik Rozariusz, który zdecydował się – z opłakanym skutkiem – wyznać miłość księżnej Izobeldzie, by następnie, z równie niefortunnym efektem, tej miłości przed nią się wyprzeć.

Szósty „Relax” i czwarta bajka – tym razem Christa bawi się motywem Kopciuszka, przetwarzając opowieść o nim w przezabawny sposób. Jego Kopciuch Wykidajło gubi trzewik; znajduje go książę, który jest zachwycony młodzieńcem i postanawia odszukać go w pewnym celu, ujawnionym w puencie tej historii. Kolejny numer i kolejna bajka – znowu odwołująca się do klasyki, tym razem do opowieści o królewnie Śnieżce i siedmiu krasnoludkach, niestroniąca od erotycznych podtekstów. W następnych bajkach, które ukazywały się nieregularnie, spotykamy m.in. postacie księżnej Jadwisi i księcia Kubusia, od lat cementujące swój związek podwójnym kłamstwem, nieznające jednak sekretu drugiej strony; zagubionego w lesie kierowcę, którego nawiedza duch inspektora nadzoru budowlanego; zdesperowanego ogrodnika zakochanego z wzajemnością w królewnie Balduranie, a także rycerza z obsesją śmierci oraz złego czarnoksiężnika Hokusa, który w decydującym momencie okaże zawstydzającą bezradność.

Łącznie opublikowano dziesięć krótkich komiksów z serii „Bajki dla dorosłych”.

Część tych historii pojawia się w wersji kolorowej, co – paradoksalnie – niekoniecznie im się przysłużyło.

Pod koniec cyklu scenariusze Chirsty nieco wytracają moc, co nie znaczy, że do końca „Bajki dla dorosłych”, z takich czy innych powodów, nie pozostają interesujące. Na przykład w opowieści o królewnie Balduranie, bodaj najsłabszej scenariuszowo ze wszystkich, ale ciekawej rysunkowo, pojawia się postać małego smoka, który do złudzenia przypomina Milusia z serii „Kajko i Kokosz”. W tym miejscu wypadałoby odnotować, że niemal wszystkie „Bajki dla dorosłych” są przepełnione dziwnymi postaciami – karłami, maszkaronami, potworami, mitycznymi czy bajkowymi stworami, hybrydami zwierząt. Podnoszą one niewątpliwie atrakcyjność cyklu, podobnie jak i cała pełna ciekawych detali warstwa graficzna poszczególnych odcinków.

Warto odnotować, że ostatnia opowieść w ramach „Bajek” zatytułowana „Obella” padła ofiarą cenzury – Hokus, który wie, że nie stanie w łóżku na wysokości zadania bez użycia czarów, okazał się nie do zaakceptowania nie tylko dla tytułowej bohaterki, ale i dla redakcji.

Dzisiaj, w czasach głęboko postmodernistycznych, może się wydawać, że w przerabianiu klasycznych bajek, motywów i postaci z nich się wywodzących nie ma niczego szczególnego czy oryginalnego. Jeszcze przed Christą dla potrzeb swoich książek w rewolucyjny (i rewelacyjny) sposób „zdekonstruował” smoka wawelskiego Stanisław Pagaczewski (twórca cyklu o Baltazarze Gąbce), ale jego szalona opowieść wciąż mieści się w ramach jakiejś konwencji. Za to tego rodzaju twórcze zabawy z podtekstami erotycznymi w czasach cenzury i w piśmie przeznaczonym dla młodych czytelników muszą budzić respekt dla odwagi Christy.

„Bajki dla dorosłych” przypomniał Egmont Polska – najpierw w zbiorze „Kajtek, Koko i inni”, a potem w antologiach zbierających komiksy z „Relaxu”.

Były one również inspiracją dla innych twórców – na przykład na łamach magazynu „Krakers” ukazały się „Bajka dla bezrobotnych” Marka Turka oraz „Bajka dla emerytów” Michała Antosiewicza i Jarosława Gacha.

„Binio Bill” (seria)

Scenariusz i rysunki: Jerzy Wróblewski

Polska też miała swojego Lucky Luke’a. Podczas gdy zachodni miłośnicy komiksu i westernu zaczytywali się w przygodach kowboja, który „strzelał szybciej od własnego cienia”, na łamy „Świata Młodych” wstrzelił się niezgorszy wirtuoz kolta i strzegący prawa bohater, w dodatku polskiego pochodzenia – Binio Bill, stworzony przez Jerzego Wróblewskiego.

Urodzony w 1941 roku Wróblewski fascynował się opowieściami z Dzikiego Zachodu (czy to literackimi, czy filmowymi) i to znalazło wyraz w całej jego twórczej karierze. Kiedy w 1959 roku rozpoczął współpracę z bydgoskim „Dziennikiem Wieczornym”, zyskał miejsce dla własnej twórczości umocowanej w tym gatunku – spośród kilkudziesięciu historii obrazkowych opublikowanych na przestrzeni niemal dwudziestu lat na łamach tej gazety bardzo duża część z nich to właśnie westerny (np. „Rycerze prerii”, „Tom Texas” „Szeryf miasta Hope”, „Ringo”, „Leworęki”). Parodiował też Lucky Luke’a w harcerskim piśmie młodzieżowym „Na Przełaj” (które to pismo zresztą w ogóle przedstawiło tę postać czytelnikom polskiej prasy). W 1981 roku Jerzy Wróblewski skontaktował się z amerykańskim wydawnictwem Marvel. Chcąc zainteresować je swoją twórczością, podesłał do Stanów Zjednoczonych stworzone na ten cel plansze komiksu „Rod Calm”. Niestety dostał odpowiedź odmowną. W 1984 roku nakładem Interpressu ukazał się już w Polsce komiks Wróblewskiego pt. „Przyjaciele Roda Taylora” (wychodzący od postaci Roda Calma). Ostatnim komiksem, nad którym pracował Wróblewski przed swoją nagłą śmiercią w 1991 roku, był również western – „My nigdy nie śpimy” (do scenariusza Andrzeja Janickiego).

W masowej pamięci czytelników komiksów w PRL-u Wróblewski zapisał się z wielu powodów, ale być może opowieści z Dzikiego Zachodu nie byłyby jednym z nich, gdyby nie stworzona przez niego seria „Binio Bill”, której bohaterem był tytułowy kowboj polskiego pochodzenia (naprawdę nazywał się Zbigniew Bilecki).

Początki wymyślonego jeszcze w latach siedemdziesiątych „Binio Billa” nie były łatwe. Wróblewski bezskutecznie próbował zainteresować tą postacią najpierw wydawnictwo Sport i Turystyka, a potem redakcję magazynu „Relax” (w tym ostatnim przypadku przeszkodą według niektórych stał się zapewne zbyt rozrywkowy charakter komiksu Wróblewskiego, w sytuacji kiedy według odgórnych wytycznych „Relax” miał nabrać ideologicznej krzepy). Udało się wreszcie na początku lat osiemdziesiątych, kiedy na propozycję Wróblewskiego przystał zasłużony w promocji komiksu w Polsce „Świat Młodych”.

Wróblewski drogą korespondencyjną w latach osiemdziesiątych dostarczał redakcji kolejne przygody „Binio Billa”. W roku 1980 ukazała się opowieść pt. „Rio Klawo”, a potem „Na szlaku bezprawia”. Rok później – „Binio Bill i 100 karabinów”, a w 1982 „Binio Bill kontra trojaczki Benneta”. Dalej, w roku 1983, „Binio Bill kręci western i… w kosmos”, a w 1984 jednoplanszowa historyjka pt. „Binio Bill i ciocia Patty”. W 1986 z kolei „Śladami Kida Walkera” (ta ostatnia historia, tuż po transformacji, była także publikowana w „Expressie Bydgoskim” oraz magazynie komiksowym „Awantura”).

Cała seria zyskała ogromną popularność – ukazujący się w nakładach sięgających nawet 450 tysięcy egzemplarzy „Świat Młodych” sprawił, że postać szeryfa wymyślonego przez Wróblewskiego zyskała status kultowej. I nikomu nie przeszkadzało podobieństwo bohatera do Lucky Luke’a (i odpowiednio analogia pomiędzy ich końmi – Cyklonem i Jolly Jumperem), choć wtedy po prawdzie Lucky Luke nie był jeszcze w Polsce szeroko znany. Większość spośród wymienionych części serii wydrukowano w „Świecie Młodych”, zresztą dwa razy – po raz drugi w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Żadna z nich nie doczekała się jednak za życia Wróblewskiego edycji albumowej, chociaż w 1990 roku ukazała się za to nowa, premierowa część pt. „Binio Bill… i skarb Pajutów” (Krajowa Agencja Wydawnicza). Wróblewski ukończył jeszcze jedną część „Binio Billa” pt. „Binio Bill… i szalony Heronimo”, ale i jego wydania nie doczekał (czarno-biała wersja komiksu wyszła w 2009 roku nakładem BB Team).

W 2016 roku wydawnictwo Kultura Gniewu zainicjowało wydawanie przygód Binio Billa znanych ze „Świata Młodych”, zbierając je ostatecznie w trzech albumach: „Binio Bill kręci western i… w kosmos!” (2016), „Rio Klawo” (2018), „Binio Bill i 100 karabinów” (2019). Potem jeszcze to samo wydawnictwo opublikowało „Binio Bill… i skarb Pajutów” (2019) i kolorową wersję „Binio Bill… i Szalony Heronimo” (2020). W ten sposób fani zarówno serii, jak i samego Wróblewskiego mogli odbyć sentymenatlną podróż w przeszłość i zebrać całą kolekcję przygód swojskiego kowboja, którą niegdyś wycinali ze „Świata Młodych” i układali w książeczki własnej produkcji. Z drugiej zaś strony umożliwiono poznanie fenomenu Binio Billa nowemu pokoleniu czytelników (nieprzypadkowo komiksy ukazały się w ramach serii Krótkie Gatki, stanowiącej linię wydawniczą przeznaczoną dla młodszych odbiorców).

Podobnie jak „Lucky Luke” Goscinnego i Morrisa, tak i „Binio Bill” był serią, która w przedstawieniu Dzikiego Zachodu odchodziła od realizmu i powagi na rzecz humoru, a bywało, że i karykatury. Najbardziej jaskrawym przykładem twórczej zabawy konwencją w przypadku omawianej serii jest międzygatunkowa, być może najbardziej udana część serii pt. „Binio Bill kręci western i… w kosmos!”, w której dzielny szeryf nie dość, że trafia do Hollywood, to jeszcze spotyka… kosmitów.

Kontynuacji przygód Binio Billa podjął się inowrocławski rysownik Jarosław Wojtasiński (publikacje w magazynie komiksowym „AKT”).

„Czarna róza”

Scenariusz: Stefan WeinfeldRysunki: Jerzy Wróblewski

W dwudziestym pierwszym numerze „Relaxu” (1978 rok) pojawił się pierwszy odcinek „Czarnej róży” – sensacyjnego komiksu, który Jerzy Wróblewski narysował do scenariusza Stefana Weinfelda. Publikacja całości została zakończona w numerze dwudziestym piątym magazynu. Bohaterem „Czarnej róży” jest dziennikarz polskiego pochodzenia Piotr Bygocki, zamieszkujący Wielką Brytanię.

Żeby jednak „zgniły Zachód” nie miał przewagi nad Polską Rzeczpospolitą Ludową, w rozmowie bohaterów napomknięte zostaje, że Londyn jest pochmurny, a Bygocki najlepiej czuł się w Polsce, kraju swoich przodków. Akcja zaczyna się z przytupem – oto bowiem uzbrojona grupa napastników porywa samolot (jeszcze w tym samym odcinku nastąpi próba jego odbicia z rąk terrorystów). Jak słusznie zauważa Sebastian Chosiński na łamach książki „Czas na Relax” – komiks ukazuje się w latach siedemdziesiątych, kiedy to przez Europę przetaczała się fala terroryzmu przejawiającego się m.in. właśnie w porywaniu samolotów. Mimo wszystko czytelnik zadaje sobie pytanie: jakim cudem uzbrojeni po zęby napastnicy, przez nikogo nie niepokojeni, zdołali wejść na pokład?!

Z kolei w książce „Jerzy Wróblewski okiem współczesnych artystów komiksowych” Maciej Jasiński prezentuje przykładowe materiały, jakie Wróblewski zgromadził, przygotowując się do „Czarnej róży”, chcąc oddać realistycznie poszczególne obszary lotniska czy wygląd samolotu, tym bardziej że sam nie miał wówczas doświadczenia z podróżowaniem drogą powietrzną. Nie do końca się to udało, biorąc pod uwagę bardzo przestronną (jak na latającą maszynę) toaletę, przez której drzwi strzelają do siebie blondynka terrorystka i antyterroryści. Nie czepiajmy się jednak Wróblewskiego o takie „szczegóły”, zwłaszcza że „Czarna róża” – z wielością miejsc akcji, kolorowymi, pełnymi reklamowych szyldów ulicami czy wnętrzami lśniącymi zachodnim przepychem, dalej: nowoczesnymi, iście bondowskimi gadżetami i rekwizytami występującymi w komiksie – musiała być dla rysownika nie lada wyzwaniem, któremu przecież ostatecznie znakomicie sprostał.

W każdym razie nietrudno się domyślić, że rozpędzona akcja „Czarnej róży” jest ważniejsza od logiki i realizmu przedstawianych w niej zdarzeń – w finale stawką jest już życie miliona niewinnych osób.

W 1983 roku ukazał się zbiór czarno-białych komiksów „Diamentowa rzeka” z pracami Jerzego Wróblewskiego, które pierwotnie przygotowywane były na potrzeby nieistniejącego już w chwili wydania tej antologii „Relaxu”. Był wśród nich komiks „Szklana kula Pani Księżyc” (również ze scenariuszem Stefana Weinfelda), który, jak wynika z zachowanej umowy, miał pierwotnie – pod tytułem „Madame Lune” – ukazać się w trzydziestym trzecim numerze „Relaxu” (do tego numeru jednak wspominany magazyn nie dotrwał). Powróciła w nim postać Piotra Bygockiego. Jest to jednak w porównaniu z „Czarną różą” komiks krótki, bo zawierający jedynie pięć plansz, i niezbyt zapadający w pamięć.

Schemat „Czarnej róży” z wielkim światem w tle, sensacyjną intrygą, dynamiczną akcją i bohaterami uwikłanymi w wielką aferę zagra jeszcze doskonale w dwóch komiksach narysowanych przez Jerzego Wróblewskiego: „Skradzionym skarbie” (do scenariusza Małgorzaty Rutkowskiej) i „Figurkach z Tilos” (ponownie do scenariusza Stefana Weinfelda), które zostały wydane odpowiednio w 1986 oraz 1987 roku. Zapewne wielki komercyjny sukces wyżej wymienionych albumów skłonił KAW do wydania albumowej wersji „Czarnej róży”, która opublikowana została ostatecznie w 1988 roku. Na jej potrzeby Wróblewski musiał przygotować okładkę oraz odtworzyć uszkodzone plansze (w konsekwencji w wyglądzie niektórych kadrów występują różnice). Publikacja okazała się sukcesem i jej dwustutysięczny nakład szybko się rozszedł. Pozycja została więc wznowiona w 1990 roku.

W 2016 roku ukazał się pierwszy tom publikacji „Relax. Antologia opowieści rysunkowych”, w którym Egmont przypomniał wybrane publikacje zamieszczone niegdyś w magazynie „Relax” – wśród nich znalazła się całość „Czarnej róży”.

„Doman” (seria)

Scenariusz: Janusz Florkiewicz, Andrzej O. Nowakowski, Krystyna Nowakowska, Mariusz PiotrowskiRysunki: Andrzej O. Nowakowski

„Stara baśń” w komiksie? Czemu nie? Mimo, że „Doman” był serią, która pewne wątki powieści Kraszewskiego luźno zaadaptowała na swoje potrzeby, zachowała jednak jej bohaterów oraz atmosferę. Są tu też wplecione najbardziej znane polskie legendy, poczynając od tej o smoku wawelskim, a na opowieści o księżniczce Wandzie kończąc. A wszystko podane w niespotykanym dotąd w polskim komiksie klimacie wypełnionym magią i tajemnicą.

Legendarna historia początków państwa polskiego była w czasach PRL-u wdzięcznym tematem komiksowym. W latach siedemdziesiątych wydawnictwo Sport i Turystyka wydało trzy zeszyty zawierające legendy o smoku wawelskim i królewnie Wandzie, królu Popielu oraz Piaście Kołodzieju (z rysunkami Grzegorza Rosińskiego do scenariusza Barbary Seidler). Kilka opowieści o czasach wczesnych Piastów ukazało się także w magazynie „Relax”, jednak wszystkie te historie – skądinąd całkiem udane – cechowała pewna zachowawczość.

Rok 1986 przyniósł początek serii, która w nietuzinkowy sposób ukazała przedchrześcijańskie czasy Słowian. Poprawka: w sposób w jakimś sensie urealniony, zrywający z dotychczasowym schematem, zgodnie z którym owe legendy przedstawiano za pomocą estetyki bajki czy podania.

Owszem, jest tu smok wawelski, książę Krak, jest i księżniczka Wanda. Nie mogło zabraknąć Popiela i wikingów, to nie oni jednak są głównymi bohaterami, lecz młody Polanin, tytułowy Doman. Właśnie on, a nie szewczyk, jest pogromcą smoka; blondwłosy młodzieniec jest też świadkiem śmierci Wandy czy klęski Popiela. Z czasem pozycja Domana rośnie: staje się on przywódcą drużyny Piasta, następcy pożartego przez myszy tyrana, dokonując heroicznych czynów w walce z co rusz najeżdżającymi kraj nad Wisłą Niemcami. A to wszystko przy wsparciu ówczesnych bóstw oraz w otoczce magii i mistycyzmu, przywołującej na myśl bohaterów i atmosferę pamiętnego serialu brytyjskiego „Robin z Sherwood”.

Rysunki wykonał znany wcześniej z łamów bydgoskiego „Dziennika Wieczornego” Andrzej O. Nowakowski, którego twórczość pokazała, że świetnie czuje się on w każdej konwencji – czy to w westernie („Zemsta Harpera”), czy to w gatunku wschodnich sztuk walki („Noc sprawiedliwych pięści”), czy wreszcie fantasy („Larkis”). Autorem scenariusza do początkowych dwóch części (wszystkich powstało siedem) był Janusz Florkiewicz, a potem kolejno napisali go: Krystyna Nowakowska, znów Janusz Florkiewicz, dwa kolejne Andrzej O. Nowakowski i w przypadku ostatniej części Mariusz Piotrowski.

– Akurat poznałem dyrektora wydawnictwa Interpress, który zapytał mnie, czy podjąłbym się narysowania czegoś. W owym czasie była moda na fantasy, więc sobie wymyśliłem, że skoro z sag skandynawskich można było zrobić Conana, to można też przenieść podobny pomysł na legendy polskie[2] – opowiadał Nowakowski w rozmowie z Magazynem Miłośników Komiksów KZ.

Mimo że scenariusz serii powstał w oparciu nie tylko o znane i powielane od setek lat legendy oraz „Starą baśń” Józefa Ignacego Kraszewskiego, to wiodącym bohaterem jest tutaj młody Polanin Doman. Akcja dwóch ostatnich części rozgrywa się już w świecie wikingów, w których „polski Conan”, jak przyjęło się po latach nazywać Domana (okładkowy Doman z „Władcy myszy” czy „Krzyku orła” przywoływał na myśl Conana w filmowej wersji Schwarzeneggera), ściga porywaczy syna Piasta Ziemowita. W częściach tych widać pewną niespójność dotyczącą zniszczenia nadbałtyckiego grodu Wineta – w jednej części miasto zostało pochłonięte przez fale, by w kolejnej pozostać nietknięte. Być może było to spowodowane faktem, że poszczególne tomy były autorstwa dwóch różnych scenarzystów.

Nietypowy, kwadratowy format wszystkich komiksów miał być pomysłem wydawcy, który dzięki współpracy ze wschodnioniemiecką drukarnią mógł liczyć na ścinki dobrego, kredowego papieru, o kwadratowym kształcie właśnie. W takiej też formie, pod koniec lat osiemdziesiątych, opublikowano dwie części na łamach „Świata Młodych” („Krzyk orła”, „Rogi Odyna” połączone z „W cieniu Światowida”) oraz jego polonijnej inkarnacji – miesięczniku „Polonijny Miesięcznik Nastolatków – Świat Młodych”. Za sprawą tego ostatniego legendy polskie w komiksowej wersji zawędrowały po raz drugi za ocean (pierwszy raz stało się tak w przypadku komiksów z serii „Legendarna historia Polski”).

W planach było stworzenie dwóch kolejnych części, niestety „Szlak demonów” i „Wojna gryfów” nigdy nie ujrzały światła dziennego.

Mimo że na okładce „Władcy myszy” widnieje napis: „Pastisz heroic fantasy wg »Starej baśni« Kraszewskiego”, w zasadzie nikt nie odbierał „Domana” w ten sposób, lecz bardziej jako naszą swojską, czasem brutalną opowieść fantasy, nawiązującą do znanych legend i motywów. I tego czytelnikom było najwyraźniej trzeba, bo seria cieszyła się w swoim czasie dużym wzięciem i popularnością, zapewniając Nowakowskiemu miejsce w alei sław polskiego komiksu.

[2] Michał Siromski, Pomnika mi nie potrzeba (rozmowa z Andrzejem O. Nowakowskim), kzet.pl 1.08.2011.

„Dwa lata wakacji”, „Pietnastoletni kapitan”

Scenariusz i rysunki: Tadeusz Raczkiewicz

Tym razem w zestawieniu podwójna propozycja – komiksy „Dwa lata wakacji” i „Piętnastoletni kapitan” stanowiące komiksowe adaptacje przygodowej klasyki Juliusza Verne’a dokonane w latach osiemdziesiątych przez Tadeusza Raczkiewicza. Obie wspomniane pozycje Raczkiewicza, znanego przede wszystkim z serii „Tajfun”, publikowanej na łamach „Świata Młodych”, ukazały się jeszcze przed zaistnieniem tej ostatniej, również w wyżej wymienionej gazecie: „Dwa lata wakacji” w roku 1983, a „Piętnastoletni kapitan” rok później. Co ciekawe, publikowane były także w wersji czarno-białej w łódzkim „Expressie Ilustrowanym”.

W 2009 roku wydawnictwo Ongrys opublikowało oba te komiksy zarówno w albumie „Dwa lata wakacji”, jak i w szerszym zbiorze prac Raczkiewicza, wydanym w tym samym roku pod tytułem „Tajemnica czerwonego tepee”. Są to niewątpliwie prace ciekawe i warte poznania; staną się również pretekstem do poświęcenia kilku zdań innym komiksowym adaptacjom twórczości Verne’a, jak i samego fenomenu tego francuskiego pisarza.

Dzieła Raczkiewicza nie były bowiem pierwszą próbą zaprezentowania twórczości Verne’a w obrazkowej formie podjętą w powojennej Polsce. Z zestawienia sporządzonego przez pasjonata i znawcę komiksu Wojciecha Jamę, a zamieszczonego we wspomnianym minizbiorze Ongrysa „Dwa lata wakacji”, dowiadujemy się, że na pierwszy ogień poszła „Niezwykła podróż”, publikowana w wersji czarno-białej w „Expressie Ilustrowanym” w latach 1959–1960 oraz w „Kurierze Lubelskim”. Następnie w wersji komiksowej pojawiło się „20 000 mil podmorskiej żeglugi”, tyle że jako „Kapitan Nemo” (w „Dzienniku Zachodnim-Wieczór” w 1960 roku). Ta sama książka, już pod oryginalnym tytułem, została przypomniana również w odcinkach w „Gazecie Robotniczej – Magazynie Tygodniowym” z rysunkami T. Rudzkiej. W 1971 roku na łamach „Świerszczyka” ukazało się w częściach „W 80 dni dookoła świata” z ilustracjami Józefa Wilkonia.

Potem nadszedł czas na wymienione komiksy Raczkiewicza. Literackie pierwowzory Verne’a ukazały się w XIX wieku – „Piętnastoletni kapitan” w roku 1878, „Dwa lata wakacji” dziesięć lat później – i łączy je to, że miały dziecięcych bohaterów, którzy muszą przedwcześnie dojrzeć, stawiając czoła wymagającej rzeczywistości i walcząc o przetrwanie. Z punktu widzenia PRL-owskiej cenzury powieści Verne’a nie zawierały w zasadzie niebezpiecznych elementów, nadawały się za to świetnie do dydaktyzmu, który sprowadzał się do kształtowania modelu prawego, zdyscyplinowanego i zaradnego chłopca, który wykaże społeczną przydatność.

Dzisiaj