Obniż cukier w 8 tygodni - Michael Mosley - ebook

Obniż cukier w 8 tygodni ebook

Michael Mosley

4,0

Opis

Zapobiegaj, chudnij, wylecz

Podwyższony poziom cukru we krwi to cicha epidemia naszych czasów. Jest jedną z głównych przyczyn nadwagi i zwiększa ryzyko cukrzycy typu 2, a także udaru krwotocznego, choroby Alzheimera czy raka.

Dr Michael Mosley, lekarz i popularyzator nauki związany z BBC, przedstawia rewolucyjną dietę, dzięki której błyskawicznie obniżysz niebezpieczny poziom cukru i całkowicie zmienisz swoje życie.

Średnia utrata wagi po 8 tygodniach diety to aż 14 kilogramów!

Proste przepisy, dokładnie zaplanowane menu na każdy dzień oraz wskazówki, jak utrzymać efekty diety – a wszystko poparte twardymi naukowymi dowodami.

Publikacja oparta o najnowsze badania, a jednocześnie pełna osobistych opowieści… Przekazuje rzetelną wiedzę o największym problemie zdrowotnym naszych czasów.

 

prof. Roy Taylor, University of Newcastle

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 210

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (83 oceny)
34
24
17
8
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
DobiDusia

Nie oderwiesz się od lektury

"Współ­cze­sny świat spo­glą­da przy­chyl­nym okiem na pu­szy­stość. Po­pu­lar­ność zy­sku­ją mo­del­ki plus size, a wał­ki na brzu­chu i po­dwój­ne pod­bród­ki ob­no­szo­ne są bez śla­du kom­plek­sów. I choć po­chwa­ła krą­gło­ści to pod pew­ny­mi wzglę­da­mi god­na po­chwa­ły re­ak­cja na kom­plet­nie od­re­al­nio­ny wzór wy­chu­dzo­nej mo­del­ki, trze­ba pa­mię­tać, że nad­miar tkan­ki tłusz­czo­wej w pew­nych ob­sza­rach cia­ła może mieć po­waż­ne kon­se­kwen­cje zdro­wot­ne." Już za sam powyższy fragment książce należy się 5 gwiazdek. Coraz więcej ludzi z ciałopozytywności robi sposób na biznes nie dbając o negatywny wpływ na zdrowie i życie osób ich obserwujących i naśladujących.
30
Krzysztof_Dzwoniarski

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nal­ny: The 8-Week Blo­od Su­gar Diet: Lose we­ight fast and re­pro­gram­me your body

Au­tor: Mi­cha­el Mo­sley

Tłu­ma­cze­nie: Re­gi­na Mo­ścic­ka

Re­dak­cja: Agniesz­ka Mań­ko

Ko­rek­ta: Ka­ta­rzy­na Zio­ła-Ze­mczak

Pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki: Stu­dio KA­RAN­DASZ

Skład: IMK

Re­dak­tor pro­wa­dzą­ca: Agniesz­ka Pie­trzak

Re­dak­tor na­czel­na: Agniesz­ka Het­nał

Co­py­ri­ght © Pa­ren­ting Mat­ters Ltd 2015

Mi­cha­el Mo­sley has as­ser­ted his ri­ght un­der the Co­py­ri­ght, De­si­gns and Pa­tents Act 1988 to be iden­ti­fied as the au­thor of this work. All ri­ghts re­se­rved.

Re­ci­pes co­py­ri­ght © Dr Sa­rah Schen­ker

Pho­to­gra­phs co­py­ri­ght © Ro­mas Fo­ord

Co­py­ri­ght for the Po­lish edi­tion © Wy­daw­nic­two Pas­cal

Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Żad­na część tej książ­ki nie może być po­wie­la­na lub prze­ka­zy­wa­na w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy, za wy­jąt­kiem re­cen­zen­tów, któ­rzy mogą przy­to­czyć krót­kie frag­men­ty tek­stu.

Książ­ka ta sta­no­wi wy­łącz­nie źró­dło in­for­ma­cji. Za­war­te w niej tre­ści w żad­nym wy­pad­ku nie po­win­ny za­stę­po­wać po­ra­dy le­ka­rza. Do­ło­żo­ne wszel­kich sta­rań, aby w mo­men­cie pu­bli­ka­cji pre­zen­to­wa­ne in­for­ma­cje były ak­tu­al­ne. Za­rów­no au­tor, jak i wy­daw­nic­two nie po­no­szą od­po­wie­dzial­no­ści za ja­kie­kol­wiek nie­po­żą­da­ne skut­ki wy­ko­rzy­sta­nia po­rad za­war­tych w książ­ce.

Biel­sko-Bia­ła 2016

Wy­daw­nic­two Pas­cal sp. z o.o.

ul. Za­po­ra 25

43-382 Biel­sko-Bia­ła

tel. 338282828, fax 338282829

pas­cal@pas­cal.pl

www.pas­cal.pl

ISBN 978-83-8103-392-3

Przygotowanie eBooka: Jarosław Jabłoński

PRZED­MO­WA

W 2006 roku pod­czas prze­glą­da­nia jed­ne­go z cza­so­pism na­uko­wych na­tkną­łem się na ar­ty­kuł o ope­ra­cyj­nym le­cze­niu oty­ło­ści (chi­rur­gia ba­ria­trycz­na) u osób cier­pią­cych na cu­krzy­cę typu 2. Umiesz­czo­no w nim wy­kres uka­zu­ją­cy, jak kształ­to­wał się po­ziom cu­kru (stę­że­nie glu­ko­zy) we krwi pa­cjen­tów. Wy­ni­ka­ło z nie­go, że nie­dłu­go po za­bie­gu wró­cił do nor­my i wie­lu z nich mo­gło od­sta­wić przyj­mo­wa­ne do­tych­czas leki prze­ciw­cu­krzy­co­we.

Wy­ni­ki tych ba­dań są za­ska­ku­ją­ce, po­nie­waż do tej pory cu­krzy­cę typu 2 po­wszech­nie uwa­ża­no za cho­ro­bę nie­ule­czal­ną. Oso­by zdia­gno­zo­wa­ne otrzy­my­wa­ły zwy­kle in­for­ma­cję, że po­cząt­ko­wo będą przyj­mo­wać leki do­ust­ne, po­tem naj­praw­do­po­dob­niej in­su­li­nę i mu­szą po­go­dzić się z cho­ro­bą i na­uczyć się z nią żyć.

Mnie jed­nak za­in­te­re­so­wał przede wszyst­kim sto­sun­ko­wo szyb­ki po­wrót do nor­my stę­że­nia glu­ko­zy we krwi pa­cjen­tów. Ide­al­nie pa­so­wa­ło to do teo­rii, jaka w tam­tym okre­sie snu­ła mi się po gło­wie, a mia­no­wi­cie, że cu­krzy­ca typu 2 spo­wo­do­wa­na jest zbyt wy­so­kim po­zio­mem tłusz­czu w wą­tro­bie i trzu­st­ce, któ­ry za­bu­rza pro­duk­cję in­su­li­ny. Moim zda­niem unor­mo­wa­nie po­zio­mu cu­kru nie mia­ło nic wspól­ne­go z sa­mym za­bie­giem ope­ra­cyj­nym, ale z na­głym ogra­ni­cze­niem ilo­ści po­kar­mów przyj­mo­wa­nych przez pa­cjen­tów. Gdy­by teo­ria ta oka­za­ła się praw­dzi­wa, cu­krzy­cę typu 2 moż­na by­ło­by sku­tecz­nie cof­nąć wy­łącz­nie za po­mo­cą die­ty ni­sko­ka­lo­rycz­nej.

Trze­ba jed­nak pa­mię­tać, że na­uka nie zno­si po­śpie­chu, a wszel­kie nowe teo­rie na­le­ży pod­dać dro­bia­zgo­wej we­ry­fi­ka­cji. Od dzie­się­ciu lat wraz ze swo­im ze­spo­łem oraz in­ny­mi na­ukow­ca­mi z Uni­wer­sy­te­tu w New­ca­stle zaj­mu­je­my się ana­li­zą me­cha­ni­zmów po­wo­du­ją­cych cu­krzy­cę typu 2. Opra­co­wa­li­śmy mię­dzy in­ny­mi nowe me­to­dy po­mia­ru po­zio­mu tłusz­czu w wą­tro­bie i trzu­st­ce za po­mo­cą su­per­no­wo­cze­snych ska­ne­rów re­zo­nan­su ma­gne­tycz­ne­go.

Cał­kiem nie­daw­no ukoń­czy­li­śmy też in­ten­syw­ne ba­da­nia, któ­re wy­ka­za­ły, że pa­cjen­ci z cu­krzy­cą typu 2 są w sta­nie za­le­d­wie w cią­gu 8 ty­go­dni po­zbyć się nad­wa­gi i jed­no­cze­śnie unor­mo­wać po­ziom cu­kru we krwi (lub do­pro­wa­dzić do war­to­ści bli­skiej nor­mie). Dzię­ki temu mogą na do­bre wy­le­czyć się z cu­krzy­cy, oczy­wi­ście pod wa­run­kiem że będą pil­no­wać wagi. W ten spo­sób udo­wod­ni­li­śmy, że moż­li­we jest trwa­łe cof­nię­cie cho­ro­by po­wszech­nie uzna­wa­nej za nie­ule­czal­ną.

Jaki bę­dzie dłu­go­fa­lo­wy wpływ tego od­kry­cia na ogól­ny stan zdro­wia pa­cjen­ta? Czy spraw­dzi się ono u wszyst­kich bez wy­jąt­ku? Żeby od­po­wie­dzieć na te oraz inne py­ta­nia, or­ga­ni­za­cja Dia­be­tes UK re­ali­zu­je sze­ro­ki pro­gram ba­daw­czy w tym za­kre­sie, któ­ry po­trwa do 2018 roku.

Mimo że jesz­cze nie zna­my jego wy­ni­ków, bar­dzo mnie cie­szy, że dok­tor Mi­cha­el Mo­sley zwra­ca uwa­gę na to, jak istot­ny jest zwią­zek po­mię­dzy po­zby­ciem się nad­wa­gi a ob­ni­że­niem i utrzy­my­wa­niem pra­wi­dło­we­go po­zio­mu cu­kru we krwi. War­to pod­kre­ślić jego wy­jąt­ko­wą umie­jęt­ność prze­ka­zy­wa­nia wie­dzy me­dycz­nej i jej po­wią­zań z co­dzien­no­ścią w pro­sty i zro­zu­mia­ły spo­sób. W swo­jej książ­ce, po­świę­co­nej jed­nej z naj­więk­szych bo­lą­czek współ­cze­sne­go świa­ta, umie­jęt­nie pre­zen­tu­je fak­ty na­uko­we po­cho­dzą­ce z wia­ry­god­nych źró­deł, łą­cząc je z wła­sny­mi ob­ser­wa­cja­mi i ilu­stru­jąc licz­ny­mi przy­kła­da­mi hi­sto­rii pa­cjen­tów.

Książ­ka ta prze­zna­czo­na jest dla wszyst­kich cho­rych na cu­krzy­cę typu 2, któ­rzy są go­to­wi pod­jąć pró­bę, by na za­wsze się od niej wy­zwo­lić. Je­śli w wa­szej ro­dzi­nie są oso­by cho­re na cu­krzy­cę, to war­to prze­ka­zać im tę pu­bli­ka­cję. W XXI wie­ku każ­dy z nas musi sa­mo­dziel­nie upo­rać się z cał­ko­wi­cie no­wym dla spo­łe­czeń­stwa zja­wi­skiem – po raz pierw­szy w cią­gu dwu­stu ty­się­cy lat ewo­lu­cji homo sa­piens trze­ba na­uczyć się, jak ra­dzić so­bie z za­gra­ża­ją­cym na­sze­mu zdro­wiu wszech­obec­nym nad­mia­rem je­dze­nia.

Prof. Roy Tay­lor

li­sto­pad 2015

WSTĘP

Za­bu­rze­nia po­zio­mu cu­kru we krwi do­ty­ka­ją mi­lio­nów osób na ca­łym świe­cie – przy czym wie­lu z nich jesz­cze o tym nie wie. Za­zwy­czaj sy­gna­łem ostrze­gaw­czym jest wzmo­żo­ne pra­gnie­nie lub czę­ste od­da­wa­nie mo­czu, a tak­że trud­no go­ją­ce się rany i cią­głe zmę­cze­nie, lecz znacz­nie czę­ściej cho­ro­ba ta prze­bie­ga… bez­ob­ja­wo­wo.

Ale na­wet w przy­pad­ku bra­ku do­le­gli­wo­ści pod­wyż­szo­ne stę­że­nie glu­ko­zy we krwi ma bar­dzo po­waż­ne skut­ki, po­nie­waż przy­spie­sza pro­ces sta­rze­nia, po­wo­du­je cu­krzy­cę typu 2 oraz zwięk­sza ry­zy­ko wy­stą­pie­nia uda­ru mó­zgu i cho­ro­by wień­co­wej.

O tym wła­śnie jest moja książ­ka, a tak­że o glo­bal­nej epi­de­mii cu­krzy­cy typu 2, jaka ma miej­sce w ostat­nich la­tach. Po­świę­cam w tej pra­cy rów­nież spo­ro uwa­gi za­bu­rze­niom po­zio­mu cu­kru we krwi, okre­śla­nym jako stan przed­cu­krzy­co­wy, któ­re w cią­gu kil­ku lat pro­wa­dzą do za­cho­ro­wa­nia na cu­krzy­cę typu 2. Moż­na je uznać za sy­gnał ostrze­gaw­czy.

Nie by­ło­by jed­nak sen­su je­dy­nie pod­kre­ślać wagę pro­ble­mu, nie po­da­jąc środ­ków za­rad­czych. Dla­te­go je­śli cho­ru­jesz na cu­krzy­cę typu 2, chcę ci za­pro­po­no­wać die­tę, któ­ra w cią­gu za­le­d­wie ośmiu ty­go­dni może spo­wo­do­wać cał­ko­wi­te cof­nię­cie jej ob­ja­wów. Z ko­lei oso­by, u któ­rych roz­wi­nął się już stan przed­cu­krzy­co­wy, do­wie­dzą się, jak po­wstrzy­mać jego roz­wój.

Dla­cze­go w ogó­le zaj­mu­je się tym te­ma­tem? Bo pro­blem ten do­tknął mnie oso­bi­ście – kil­ka lat temu zdia­gno­zo­wa­no u mnie cu­krzy­cę typu 2.

Na po­czą­tek kil­ka słów o mnie. Je­stem z wy­kształ­ce­nia le­ka­rzem – od­by­łem staż le­kar­ski w lon­dyń­skim Roy­al Free Ho­spi­tal. Po zdo­by­ciu kwa­li­fi­ka­cji za­ją­łem się dzien­ni­kar­stwem i od 30 lat przy­go­to­wu­ję dla BBC na­uko­we pro­gra­my do­ku­men­tal­ne, mię­dzy in­ny­mi na te­mat pro­ble­mów zdro­wot­nych. Po­cząt­ko­wo jako pro­du­cent, ale ostat­nio co­raz czę­ściej po­ja­wiam się rów­nież na ekra­nie. Zaj­mo­wa­łem się wie­lo­ma istot­ny­mi kwe­stia­mi me­dycz­ny­mi mi­nio­nych dzie­się­cio­le­ci, prze­pro­wa­dza­jąc wy­wia­dy z eks­per­ta­mi z naj­róż­niej­szych dzie­dzin, dzię­ki cze­mu mam dużą wie­dzę i do­świad­cze­nie. Dla­te­go wierz­cie mi, że nie ma ani odro­bi­ny prze­sa­dy w stwier­dze­niu, że ob­ser­wo­wa­ny w ostat­nim cza­sie wzrost za­cho­ro­wań na cu­krzy­co-oty­łość jest na­praw­dę prze­ra­ża­ją­cy.

Przy­znam, że przez więk­szą część ży­cia nie by­łem szcze­gól­nie za­in­te­re­so­wa­ny kwe­stią od­ży­wia­nia. Pod­czas stu­diów nie do­wie­dzia­łem się zbyt wie­le na te­mat jego wpły­wu na or­ga­nizm, nie li­cząc obie­go­wych po­rad typu: „Jedz mniej i wię­cej się ru­szaj”, któ­re może i za­wie­ra­ją spo­ro praw­dy, ale w prak­ty­ce na nie­wie­le się zda­ją.

Gdy­by ktoś spy­tał mnie dzie­sięć lat temu, co wiem na te­mat od­chu­dza­nia, stwier­dził­bym z prze­ko­na­niem, że naj­le­piej tra­cić na wa­dze stop­nio­wo, ogra­ni­cza­jąc spo­ży­cie tłusz­czów. Nie wię­cej niż ki­lo­gram czy dwa ty­go­dnio­wo, żeby nie za­bu­rzyć me­ta­bo­li­zmu i ustrzec przed efek­tem jo-jo. Od cza­su do cza­su zda­rza­ło mi się za­sto­so­wać tę cen­ną radę u sie­bie i nie­co schud­nąć, ale szyb­ko od­zy­ski­wa­łem utra­co­ne ki­lo­gra­my. Nie mia­łem po­ję­cia, jak myl­ne były moje prze­ko­na­nia. Do mo­men­tu, gdy trzy lata temu le­karz skie­ro­wał mnie na ru­ty­no­we ba­da­nie krwi. Trzy dni póź­niej otrzy­ma­łem te­le­fon z in­for­ma­cją, że nie tyl­ko mam zbyt wy­so­ki cho­le­ste­rol, ale i nie­pra­wi­dło­wy po­ziom cu­kru we krwi, wska­zu­ją­cy na cu­krzy­cę. Nor­ma, co praw­da, była prze­kro­czo­na nie­znacz­nie, ale i tak cze­ka­ło mnie przyj­mo­wa­nie le­ków. Był to dla mnie ogrom­ny wstrząs, bo już wte­dy zda­wa­łem so­bie spra­wę, jaka to po­waż­na cho­ro­ba.

Choć z dru­giej stro­ny nie po­wi­nie­nem być za­sko­czo­ny. Pro­ble­my z cu­krem czę­sto są dzie­dzicz­ne, a mój oj­ciec, któ­ry zmarł w sto­sun­ko­wo jesz­cze mło­dym wie­ku sie­dem­dzie­się­ciu czte­rech lat, cier­piał mię­dzy in­ny­mi na cu­krzy­cę typu 2, cho­ro­bę wień­co­wą, no­wo­twór pro­sta­ty oraz – jak mi się wy­da­je z per­spek­ty­wy cza­su – wcze­sną de­men­cję.

Jed­nak za­miast za­cząć brać na sta­łe leki, za­ją­łem się re­ali­za­cją fil­mu do­ku­men­tal­ne­go dla BBC za­ty­tu­ło­wa­ne­go Post i dłu­gie ży­cie, w któ­rym po­szu­ki­wa­łem al­ter­na­tyw­nych me­tod le­cze­nia. Na­tkną­łem się wów­czas na pra­ce na­uko­we pro­fe­so­ra Mar­ka Mat­t­so­na z ame­ry­kań­skie­go Na­ro­do­we­go Ośrod­ka Ba­dań nad Sta­rze­niem oraz dok­tor Kri­sty Va­ra­dy z Uni­wer­sy­te­tu Il­li­no­is w Chi­ca­go, któ­rzy ba­da­li zja­wi­sko okre­śla­ne przez nich jako okre­so­we nie­do­ja­da­nie.

Wie­lo­let­nie ba­da­nia prze­pro­wa­dzo­ne na zwie­rzę­tach i lu­dziach wy­ka­za­ły, że ist­nie­je mnó­stwo ko­rzy­ści ze spo­ra­dycz­nych gło­dó­wek – nie tyl­ko utra­ta zbęd­nych ki­lo­gra­mów, ale i po­pra­wa sa­mo­po­czu­cia oraz pa­mię­ci.

Po­sta­no­wi­łem więc za­sto­so­wać u sie­bie die­tę, któ­rą na­zwa­łem die­tą 5:2, czy­li pięć dni nor­mal­ne­go je­dze­nia i dwa dni po oko­ło 600 ka­lo­rii. Ku mo­je­mu zdzi­wie­niu nie oka­za­ła się spe­cjal­nym wy­rze­cze­niem. W cią­gu 12 ty­go­dni stra­ci­łem dzie­więć ki­lo­gra­mów, a mój cho­le­ste­rol i po­ziom cu­kru we krwi wró­ci­ły do nor­my. Po ukoń­cze­niu wspo­mnia­ne­go fil­mu do­ku­men­tal­ne­go na­pi­sa­łem wraz z Mimi Spen­cer książ­kę Die­ta 5:2, w któ­rej zna­la­zły się nie tyl­ko fak­ty na­uko­we na te­mat okre­so­wych gło­dó­wek, ale rów­nież wska­zów­ki, jak sto­so­wać je w prak­ty­ce (wię­cej in­for­ma­cji na the­fa­st­diet.co.uk).

Na­sza książ­ka nie była, co praw­da, na­pi­sa­na z my­ślą o dia­be­ty­kach, ale już wte­dy za­czą­łem się za­sta­na­wiać, czy to, co przy­da­rzy­ło się mnie, było tyl­ko zbie­giem oko­licz­no­ści. Dla­te­go też po­sta­no­wi­łem prze­ana­li­zo­wać ba­da­nia nad za­leż­no­ścią po­mię­dzy ilo­ścią spo­ży­wa­nych ka­lo­rii, wę­glo­wo­da­na­mi, oty­ło­ścią, in­su­li­ną a cu­krzy­cą. Re­zul­ta­tem mo­ich ana­liz i po­szu­ki­wań jest wła­śnie ta książ­ka.

Dla­cze­go te­raz?

Współ­cze­sna die­te­ty­ka jest dziś pod ostrza­łem kry­ty­ki, jak chy­ba ni­g­dy do­tąd. Licz­ne ba­da­nia na­uko­we pod­wa­ża­ją sku­tecz­ność po­wszech­nie do­tąd za­le­ca­nej die­ty ni­sko­tłusz­czo­wej, wy­ka­zu­jąc, że prze­waż­nie nie przy­no­si trwa­łych efek­tów i jest trud­na do za­sto­so­wa­nia w prak­ty­ce.

A wszyst­ko dla­te­go, że oso­by ogra­ni­cza­ją­ce spo­ży­cie tłusz­czów szyb­ko od­czu­wa­ją głód. W efek­cie prze­rzu­ca­ją się na ta­nie i prze­ła­do­wa­ne cu­krem pro­duk­ty wę­glo­wo­da­no­we, któ­re są jed­ną z głów­nych przy­czyn die­te­tycz­nej klę­ski.

Mimo to ogól­ne za­le­ce­nia spe­cja­li­stów po­zo­sta­wa­ły w pra­wie nie­zmie­nio­nym kształ­cie. Przez ko­lej­ne dzie­się­cio­le­cia ofi­cjal­ne rzą­do­we re­ko­men­da­cje die­te­tycz­ne prze­strze­ga­ły nas przed tłusz­cza­mi, po­mi­ja­jąc za­gro­że­nia, ja­kie nie­sie ze sobą spo­ży­wa­nie wę­glo­wo­da­nów. W efek­cie więk­szość z nas świet­nie zna swo­je wy­ni­ki cho­le­ste­ro­lu, ale nie ma po­ję­cia o po­zio­mie cu­kru czy in­su­li­ny. A to po­waż­ny błąd, bo licz­ba osób, u któ­rych stwier­dzo­no pod­wyż­szo­ne stę­że­nie glu­ko­zy we krwi, ro­śnie w nie­spo­ty­ka­nym do­tąd tem­pie.

W Wiel­kiej Bry­ta­nii żyją obec­nie pra­wie czte­ry mi­lio­ny dia­be­ty­ków. Co wię­cej, we­dług ostat­nich za­trwa­ża­ją­cych do­nie­sień1 licz­ba osób ze sta­nem przed­cu­krzy­co­wym (czy­li z gru­py wy­so­kie­go ry­zy­ka roz­wo­ju cu­krzy­cy) wzro­sła po­nad trzy­krot­nie w cią­gu ostat­nie­go dzie­się­cio­le­cia – od 11 do po­nad 35 pro­cent.

We­dług da­nych ame­ry­kań­skiej agen­cji Cen­trum Kon­tro­li i Pre­wen­cji Cho­rób (CDC) w jesz­cze gor­szej sy­tu­acji pod tym wzglę­dem są Sta­ny Zjed­no­czo­ne, gdzie na cu­krzy­cę cho­ru­je już pra­wie 29 mi­lio­nów miesz­kań­ców, przy czym wie­lu z nich o tym nie wie.

Przy­kła­dem może być pio­sen­kar­ka Pat­ti La­Bel­le, któ­ra do­wie­dzia­ła się, że ma cu­krzy­cę typu 2 do­pie­ro po tym, jak ze­mdla­ła na sce­nie. Jej mat­ce, rów­nież dia­be­tycz­ce, am­pu­to­wa­no obie sto­py, a inny krew­ny z po­wo­du cho­ro­by stra­cił wzrok.

Licz­ba osób, u któ­rych roz­wi­nął się stan przed­cu­krzy­co­wy, jest jesz­cze więk­sza – agen­cja CDC sza­cu­je, że do­ty­ka aż 86 mi­lio­nów Ame­ry­ka­nów, z cze­go za­le­d­wie je­den na dzie­się­ciu cho­rych jest świa­do­my za­gro­że­nia.

Szcze­gól­nie po­dat­ni na tę groź­ną cho­ro­bę są Azja­ci: ostat­nie ba­da­nia wska­zu­ją, że na cu­krzy­cę cier­pi już po­nad sto mi­lio­nów Chiń­czy­ków, a pięć­set mi­lio­nów do­tknię­tych jest sta­nem przed­cu­krzy­co­wym. Jak moż­na się spo­dzie­wać, więk­szość z nich jesz­cze o tym nie wie2.

Tym­cza­sem stan przed­cu­krzy­co­wy za­słu­gu­je na szcze­gól­ną uwa­gę, nie tyl­ko dla­te­go że bar­dzo czę­sto z bie­giem lat prze­cho­dzi w cu­krzy­cę, ale rów­nież ze wzglę­du na ści­sły zwią­zek z ze­spo­łem me­ta­bo­licz­nym, zna­nym rów­nież jako ze­spół X lub ze­spół in­su­li­no­opor­no­ści. Przy­znam, że jesz­cze dzie­sięć lat temu nie mia­łem po­ję­cia o jego ist­nie­niu, tym­cza­sem licz­ba osób nim do­tknię­tych sta­le ro­śnie. Scho­rze­nie to zna­ne jest rów­nież jako śmier­tel­ny kwar­tet, po­nie­waż oprócz wy­so­kie­go po­zio­mu cu­kru to­wa­rzy­szy mu nad­ci­śnie­nie, oty­łość brzusz­na oraz pod­wyż­szo­ny po­ziom cho­le­ste­ro­lu i trój­gli­ce­ry­dów.

Ogni­wem łą­czą­cym wszyst­kie te przy­pa­dło­ści jest hor­mon o na­zwie in­su­li­na, któ­re­mu w du­żej mie­rze po­świę­co­na jest ta książ­ka.

Jak udo­wod­nio­no, ist­nie­je pra­wie 30-pro­cen­to­we praw­do­po­do­bień­stwo, że u oso­by ze sta­nem przed­cu­krzy­co­wym (moż­na go wy­kryć je­dy­nie za po­mo­cą ba­da­nia krwi) w cią­gu naj­bliż­szych pię­ciu lat roz­wi­nie się cu­krzy­ca. Przy­kła­dem może być Tom Hanks, ostrze­ga­ny przez le­ka­rzy o moż­li­wo­ści za­cho­ro­wa­nia dłu­go przed dia­gno­zą z uwa­gi na prze­wle­kle pod­wyż­szo­ny po­ziom cu­kru. Co cie­ka­we, ak­tor nie miał szcze­gól­nej nad­wa­gi, ale praw­do­po­dob­nie wa­żył zbyt wie­le jak na swój ge­no­typ. Wię­cej in­for­ma­cji na te­mat tzw. in­dy­wi­du­al­nych pro­gów tkan­ki tłusz­czo­wej w dal­szej czę­ści książ­ki.

Kie­dy stan przed­cu­krzy­co­wy prze­kształ­ca się w cu­krzy­cę, pa­cjen­tom stan­dar­do­wo za­le­ca się za­ży­wa­nie le­ków. Zbie­ra­jąc ma­te­ria­ły do tej książ­ki, otrzy­ma­łem wia­do­mość e-ma­ilo­wą od ko­bie­ty, któ­rej mat­ka za­cho­ro­wa­ła na cu­krzy­cę typu 2. „Mama bar­dzo się wsty­dzi – pi­sa­ła. – Uwa­ża, że to jej wina. Za­wsze była prze­czu­lo­na na punk­cie swo­jej nad­wa­gi, ale po­mi­mo wie­lu prób ni­g­dy nie zdo­ła­ła się jej po­zbyć. Nie po­wie­dzia­ła o cho­ro­bie na­wet mo­je­mu ojcu (choć miesz­ka­ją pod jed­nym da­chem!). Sama do­wie­dzia­łam się tyl­ko przez przy­pa­dek, gdy zo­ba­czy­łam u niej leki i spy­ta­łam, dla­cze­go je za­ży­wa”.

Jak się jed­nak oka­zu­je, za­le­ca­ne po­wszech­nie świe­żo zdia­gno­zo­wa­nym dia­be­ty­kom środ­ki far­ma­ko­lo­gicz­ne wca­le nie le­czą wła­ści­wej cho­ro­by. Po­nad­to ist­nie­ją wąt­pli­wo­ści co do ich dłu­go­ter­mi­no­wej sku­tecz­no­ści. Poza tym je­stem prze­ko­na­ny, że więk­szość pa­cjen­tów – gdy­by tyl­ko mie­li taką moż­li­wość – wo­la­ła­by wró­cić do zdro­wia dzię­ki zmia­nie try­bu ży­cia, za­miast ska­zy­wać się do koń­ca ży­cia na przyj­mo­wa­nie le­ków.

Pro­blem jed­nak w tym, że rzad­ko do­sta­ją tego typu szan­sę.

Dla­te­go chcę w tej książ­ce za­pro­po­no­wać zu­peł­nie inną, no­wa­tor­ską me­to­dę le­cze­nia cu­krzy­cy i za­bu­rzeń po­zio­mu cu­kru we krwi – die­tę po­wo­du­ją­cą szyb­ką utra­tę wagi.

Mam oczy­wi­ście świa­do­mość, że taka pro­po­zy­cja z pew­no­ścią spo­tka się z kontr­ar­gu­men­tem, że wszel­kie dra­koń­skie die­ty od­chu­dza­ją­ce pra­wie za­wsze są nie­sku­tecz­ne, bo utra­co­ne ki­lo­gra­my szyb­ko wra­ca­ją, i to z na­wiąz­ką.

Ale nie tym ra­zem.

Jak zwy­kle wszyst­ko za­le­ży od tego, jak ją prze­pro­wa­dzi­my. Je­śli nie­pra­wi­dło­wo, die­ta ni­sko­ka­lo­rycz­na fak­tycz­nie może wy­rzą­dzić szko­dy w or­ga­ni­zmie. Sto­su­jąc się do mo­ich za­le­ceń, szyb­ko stra­cisz na wa­dze. A to nie­zwy­kle sku­tecz­na me­to­da, by po­zbyć się tkan­ki tłusz­czo­wej, ure­gu­lo­wać po­ziom cu­kru we krwi oraz cof­nąć ob­ja­wy cu­krzy­cy, a na­wet cał­ko­wi­cie się z niej wy­le­czyć.

W na­stęp­nych roz­dzia­łach prze­sta­wiam fak­ty na­uko­we, na któ­rych opar­ta jest moja die­ta, oba­lam nie­któ­re z po­pu­lar­nych mi­tów ży­wie­nio­wych i – z góry uprze­dzam – pre­zen­tu­ję kil­ka dość ra­dy­kal­nych kon­cep­cji. Po­ja­wia się w niej oso­ba pro­fe­so­ra Roya Tay­lo­ra, jed­ne­go z naj­bar­dziej uzna­nych w Eu­ro­pie ba­da­czy cu­krzy­cy, któ­ry do­star­czył mi in­spi­ra­cji do na­pi­sa­nia tej książ­ki. Pro­fe­sor Tay­lor udo­wod­nił w kil­ku nie­za­leż­nych ba­da­niach kli­nicz­nych, że die­ta ni­sko­ka­lo­rycz­na jest w sta­nie za­le­d­wie w cią­gu kil­ku ty­go­dni spo­wo­do­wać to, co jak do­tąd uzna­wa­no za nie­moż­li­we: cof­nąć cu­krzy­cę typu 2. Po­zna­cie rów­nież hi­sto­rie pa­cjen­tów, któ­rzy sko­rzy­sta­li z jego me­to­dy le­cze­nia i wró­ci­li do zdro­wia. A są to:

• Car­los, któ­ry stał już nad gro­bem, a te­raz wy­glą­da i czu­je się dwa­dzie­ścia lat młod­szy.

• Lor­na, któ­ra jako wy­spor­to­wa­na i zdro­wa we­ge­ta­rian­ka nie mia­ła po­ję­cia o za­bu­rze­niach po­zio­mu cu­kru we krwi.

• Geoff, któ­re­mu gro­zi­ła am­pu­ta­cja sto­py i któ­ry chce, by jego hi­sto­ria była prze­stro­gą dla in­nych.

• Cas­sie, pie­lę­gniar­ka, u któ­rej zdia­gno­zo­wa­no cu­krzy­cę typu 2 w wie­ku za­le­d­wie 24 lat. Za­czę­ła przyj­mo­wać in­su­li­nę i z cza­sem, jak wie­lu in­nych pa­cjen­tów w jej sy­tu­acji, przy­ty­ła tak moc­no, że za­pro­po­no­wa­no jej ope­ra­cyj­ne le­cze­nie oty­ło­ści. Sto­su­jąc moje za­le­ce­nia die­te­tycz­ne, zdo­ła­ła w cią­gu dwóch mie­się­cy zgu­bić aż 20 ki­lo­gra­mów. W efek­cie mo­gła od­sta­wić leki i dziś czu­je się tak do­brze, jak ni­g­dy do­tąd.

• I wresz­cie Dick, mój przy­ja­ciel, któ­ry rów­nież po­zbył się 20 ki­lo­gra­mów w cią­gu ośmiu ty­go­dni. W ten spo­sób ure­gu­lo­wał po­ziom cu­kru we krwi, i to bez spe­cjal­nych wy­rze­czeń. Mi­nął już pra­wie rok, a on wciąż po­zo­sta­je w świet­nej for­mie.

Oso­by te nie są wca­le wy­jąt­ka­mi. Każ­da z nich, po­dob­nie jak set­ki in­nych pa­cjen­tów, któ­rzy po­sta­no­wi­li przejść na opi­sy­wa­ną przez mnie die­tę, usły­sza­ła od swo­ich le­ka­rzy: „To się nie uda. Nie ma szans, żeby na niej wy­trwać”.

Naj­więk­szą trud­no­ścią, jak moż­na się spo­dzie­wać, jest utrzy­ma­nie wagi po za­koń­cze­niu die­ty. Dla­te­go w książ­ce umiesz­czam rów­nież wska­zów­ki co do zmian, ja­kie na­le­ży wpro­wa­dzić na co dzień, żeby zgu­bio­ne ki­lo­gra­my nie wró­ci­ły.

Je­śli więc chcesz schud­nąć, le­piej się po­czuć i ure­gu­lo­wać po­ziom cu­kru we krwi, a przy tym od­ży­wiać się zdro­wo i smacz­nie, tra­fi­łeś pod wła­ści­wy ad­res!

Die­ta re­gu­lu­ją­ca po­ziom cu­kru we krwi:

• szyb­ka i sku­tecz­na me­to­da na po­zby­cie się za­bu­rzeń po­zio­mu cu­kru,

• opar­ta na ba­da­niach kli­nicz­nych,

• szcze­gó­ło­wy plan die­te­tycz­ny na 8 ty­go­dni,

• in­spi­ru­ją­ce hi­sto­rie osób, któ­rym się uda­ło,

• po­ra­dy, jak utrzy­mać wagę po za­koń­cze­niu die­ty.

W ko­lej­nych roz­dzia­łach wy­ja­śnię, dla­cze­go pra­wi­dło­wy po­ziom cu­kru we krwi ma tak ogrom­ne zna­cze­nie dla or­ga­ni­zmu i co nam gro­zi, je­śli wy­mknie się spod kon­tro­li.

Ale naj­pierw chciał­bym opo­wie­dzieć o Jo­nie.

Zna­la­złem spo­sób na ży­cie i od­ży­wia­nie.

Jon do­sko­na­le pa­mię­ta dzień, w któ­rym do­wie­dział się, że cho­ru­je na cu­krzy­cę typu 2 – 17 mar­ca 2012 roku. Z za­wo­du gra­fik, wów­czas 48-let­ni, oj­ciec dwóch na­sto­lat­ków, wiecz­nie po­chło­nię­ty pra­cą. Za­dzwo­nił te­le­fon – oka­za­ło się, że to re­cep­cjo­nist­ka z ga­bi­ne­tu jego le­ka­rza. „Pro­szę jak naj­szyb­ciej się do nas zgło­sić. Do­brze się pan czu­je? – spy­ta­ła za­nie­po­ko­jo­nym to­nem. – Czy ma obok sie­bie ko­goś do po­mo­cy?”.

– Chy­ba prze­stra­szy­li się, że za­pad­nę w śpiącz­kę – wspo­mi­na Jon. Po­dob­nie jak wie­lu in­nych pa­cjen­tów nie miał po­ję­cia o cho­ro­bie, choć wy­nik ba­da­nia po­zio­mu cu­kru po­nad trzy­krot­nie prze­kra­czał nor­mę.

U osób w wie­ku Jona cu­krzy­ca typu 2 roz­wi­ja się obec­nie znacz­nie szyb­ciej, niż mia­ło to miej­sce w prze­szło­ści, i wy­stę­pu­je o wie­le czę­ściej niż u osób po­wy­żej 65. roku ży­cia, jak do­tąd uwa­ża­nych za naj­bar­dziej po­dat­ne na za­bu­rze­nia stę­że­nia glu­ko­zy we krwi.

Po zdia­gno­zo­wa­niu le­karz wy­pi­sał Jo­no­wi re­cep­tę na leki i skie­ro­wał go do die­te­ty­ka po wska­zów­ki na te­mat od­ży­wia­nia. Jed­nak w cią­gu na­stęp­nych mie­się­cy otrzy­mał mnó­stwo nie­jed­no­krot­nie sprzecz­nych ze sobą za­le­ceń. Je­den „spe­cja­li­sta” za­le­cał co­dzien­nie zja­dać ca­łe­go ana­na­sa, a dru­gi jeść na śnia­da­nie owsian­kę. Ża­den nie wspo­mniał, że po­wi­nien ogra­ni­czyć ka­lo­rie, choć w tam­tym okre­sie Jon wa­żył po­nad 130 ki­lo­gra­mów.

Nie­dłu­go po­tem usły­szał o die­cie re­gu­lu­ją­cej po­ziom cu­kru we krwi, więc uznał, że war­to spró­bo­wać. Spodo­ba­ła mu się jej pro­sto­ta oraz szyb­kie efek­ty.

Po­sta­no­wił nie­co od­cze­kać i za­cząć na­za­jutrz po swo­im przy­ję­ciu z oka­zji 49. uro­dzin. Miał, co praw­da, spo­re­go kaca, ale uznał, że to do­bry mo­ment, by coś zmie­nić. Z per­spek­ty­wy cza­su uwa­ża, że nowa die­ta cał­ko­wi­cie od­mie­ni­ła jego ży­cie.

W pierw­szym ty­go­dniu uda­ło mu się zrzu­cić osiem i pół ki­lo­gra­ma. Nie, nie po­my­li­łem się – pra­wie tyle, ile prze­cięt­nie waży opo­na sa­mo­cho­do­wa. Więk­szą część sta­no­wi­ła, co praw­da, woda, ale i tak był to im­po­nu­ją­cy wy­nik.

Efek­ty go za­szo­ko­wa­ły, a jed­no­cze­śnie zmo­ty­wo­wa­ły do kon­ty­nu­owa­nia die­ty. Jak przy­zna­je, po raz pierw­szy w ży­ciu nie czuł wrzy­na­ją­cych się bo­le­śnie w łyd­ki ścią­ga­czy skar­pet. Już po ty­go­dniu mie­ścił się dżin­sach mniej­szych o je­den roz­miar. „To da­wa­ło nie­sa­mo­wi­te­go kopa – wspo­mi­na. – Od razu było wi­dać efek­ty”.

Jon jest to­wa­rzy­skim, po­god­nym fa­ce­tem, któ­ry uwiel­bia im­pre­zy. Nic dziw­ne­go, że zda­rza­ło mu się pić al­ko­hol, i to nie­je­den raz. „Wca­le się tym nie za­drę­cza­łem – przy­zna­je. – Po pro­stu na­stęp­ne­go dnia spo­koj­nie wra­ca­łem na die­tę”. (To praw­da – kie­dy przy­słał mi swój dzien­nik die­ty, za­uwa­ży­łem znacz­nie wię­cej niż tyl­ko spo­ra­dycz­ną lamp­kę pro­sec­co).

„Kie­dy wpa­dłem w rytm, prze­sta­łem my­śleć o tym w ka­te­go­riach die­ty. To mój nowy spo­sób od­ży­wia­nia na resz­tę ży­cia”. Jed­no­cze­śnie Jon za­czął czę­ściej cho­dzić pie­cho­tą i jeź­dzić na ro­we­rze, dzię­ki cze­mu spa­lał jesz­cze wię­cej tkan­ki tłusz­czo­wej. W cią­gu trzech mie­się­cy uda­ło mu się zgu­bić aż 22 ki­lo­gra­my. Przy­ja­cie­le i ro­dzi­na zgod­nie twier­dzą, że wy­glą­da co naj­mniej dwa­dzie­ścia lat mło­dziej. Po­ziom cu­kru we krwi wró­cił do nor­my, więc mógł od­sta­wić leki prze­ciw­cu­krzy­co­we.

„Ta die­ta daje trwa­łe efek­ty – utrzy­mu­je Jon. – Zna­la­złem spo­sób na ży­cie i od­ży­wia­nie”.

Spo­sób na ży­cie i od­ży­wia­nie – wła­śnie o tym jest ta książ­ka.

C Z Ę Ś ĆI

CO MÓWI NA­UKA

R o z d z i a ł1

EPI­DE­MIA OTY­ŁO­ŚCI I JEJ PRZY­CZY­NY

Zu­peł­nie nowe zja­wi­sko

Jon miał po­waż­ną nad­wa­gę, po­dob­nie jak co­raz wię­cej lu­dzi na ca­łym świe­cie. Co gor­sza, pro­blem ten wca­le nie na­ra­stał stop­nio­wo. Rze­czy­wi­ście tuż po dru­giej woj­nie świa­to­wej prze­cięt­na waga nie­co wzro­sła, ale gwał­tow­ny wzrost przy­pad­ków oty­ło­ści przy­pa­da na po­czą­tek lat osiem­dzie­sią­tych ubie­głe­go wie­ku. Wy­star­czy­ło za­le­d­wie jed­no po­ko­le­nie, by opa­no­wa­ła cały świat. Naj­więk­szy od­se­tek osób oty­łych no­tu­je się obec­nie w Mek­sy­ku, Egip­cie i Ara­bii Sau­dyj­skiej. W kra­jach ta­kich, jak Chi­ny czy Wiet­nam, któ­rych miesz­kań­cy wciąż jesz­cze uwa­ża­ni są za szczu­płych, w cią­gu ostat­nich 40 lat po­tro­iła się licz­ba do­ro­słych z nad­wa­gą. Wśród bo­ga­tych, roz­wi­nię­tych kra­jów pod tym wzglę­dem prym wio­dą Sta­ny Zjed­no­czo­ne, Wiel­ka Bry­ta­nia i Au­stra­lia, w któ­rych już pra­wie dwie trze­cie miesz­kań­ców ma pro­ble­my z nad­wa­gą. Ko­bie­ty i męż­czyź­ni w tych pań­stwach w cią­gu ostat­nich trzy­dzie­stu lat przy­bra­li na wa­dze śred­nio osiem ki­lo­gra­mów (tyle mniej wię­cej waży śred­niej wiel­ko­ści wa­liz­ka), z któ­rych więk­szość odło­ży­ła się na brzu­chu.

Szcze­gól­nie za­gro­żo­ne są dzie­ci, do nie­daw­na cho­ru­ją­ce wy­łącz­nie na cu­krzy­cę typu 1, w któ­rej z nie­zna­nych przy­czyn układ od­por­no­ścio­wy ata­ku­je ko­mór­ki od­po­wie­dzial­ne za pro­duk­cję in­su­li­ny re­gu­lu­ją­cej po­ziom cu­kru we krwi. Obec­nie u wie­lu z nich roz­po­zna­wa­na jest cu­krzy­ca typu 2, spo­wo­do­wa­na prze­waż­nie nad­wa­gą i bra­kiem ak­tyw­no­ści fi­zycz­nej. Nie­daw­no w pra­sie po­ja­wi­ła się wzmian­ka na te­mat trzy­let­niej Ame­ry­kan­ki wa­żą­cej aż 35 ki­lo­gra­mów, któ­ra jest naj­młod­szym w hi­sto­rii pa­cjen­tem ze zdia­gno­zo­wa­ną cu­krzy­cą typu 2.

Nie­pra­wi­dło­wa die­ta nie jest pro­ble­mem tyl­ko na­sze­go po­ko­le­nia, ale od­dzia­łu­je rów­nież i na na­stęp­ne. Oty­łe mat­ki ro­dzą co­raz więk­sze dzie­ci, któ­re już w okre­sie pło­do­wym są nie­ja­ko za­pro­gra­mo­wa­ne, by w dal­szym ży­ciu zma­gać się z nad­wa­gą.

Oty­łość sze­rzy się jak wi­rus. Na­sze śro­do­wi­sko – przy­ja­cie­le i ro­dzi­na – mają ogrom­ny wpływ na to, ile jemy i co po­wszech­nie uzna­wa­ne jest za nor­mal­ne. Współ­cze­sny świat spo­glą­da przy­chyl­nym okiem na pu­szy­stość. Po­pu­lar­ność zy­sku­ją mo­del­ki plus size, a wał­ki na brzu­chu i po­dwój­ne pod­bród­ki ob­no­szo­ne są bez śla­du kom­plek­sów. I choć po­chwa­ła krą­gło­ści to pod pew­ny­mi wzglę­da­mi god­na po­chwa­ły re­ak­cja na kom­plet­nie od­re­al­nio­ny wzór wy­chu­dzo­nej mo­del­ki, trze­ba pa­mię­tać, że nad­miar tkan­ki tłusz­czo­wej w pew­nych ob­sza­rach cia­ła może mieć po­waż­ne kon­se­kwen­cje zdro­wot­ne.

Co w ta­kim ra­zie było po­wo­dem wy­bu­chu epi­de­mii oty­ło­ści?

Od­po­wiedź wy­da­je się pro­sta: jemy znacz­nie wię­cej niż kie­dyś. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych śred­nie spo­ży­cie ka­lo­rii zwięk­szy­ło się o po­nad 25 pro­cent w po­rów­na­niu z koń­ców­ką lat sie­dem­dzie­sią­tych, co naj­le­piej tłu­ma­czy, skąd u Ame­ry­ka­nów wzię­ły się pro­ble­my z nad­wa­gą.

Co cie­ka­we, w tym sa­mym okre­sie spa­dło spo­ży­cie tłusz­czów na­sy­co­nych, ta­kich jak ma­sło. Jed­no­cze­śnie od 1980 roku zna­czą­co pod­sko­czy­ła kon­sump­cja wę­glo­wo­da­nów, zwłasz­cza wy­so­ko oczysz­czo­nych pro­duk­tów zbo­żo­wych – aż o 20 pro­cent w cią­gu za­le­d­wie 15 lat.

Ba­da­nia opu­bli­ko­wa­ne w „Ame­ri­can Jo­ur­nal of Cli­ni­cal Nu­tri­tion”3, w trak­cie któ­rych ana­li­zo­wa­no ja­dło­spis prze­cięt­ne­go Ame­ry­ka­ni­na w cią­gu kil­ku ostat­nich dzie­się­cio­le­ci, nie wy­ka­za­ły związ­ku po­mię­dzy za­cho­ro­wal­no­ścią na cu­krzy­cę a spo­ży­ciem tłusz­czów i biał­ka. Wręcz prze­ciw­nie, wy­ni­ka z nich, że wy­raź­ny wzrost przy­pad­ków tej cho­ro­by spo­wo­do­wa­ny jest niż­szą za­war­to­ścią błon­ni­ka w co­dzien­nej die­cie przy jed­no­cze­snym na­głym sko­ku spo­ży­cia wę­glo­wo­da­nów oczysz­czo­nych. Obec­nie pra­wie wszy­scy otwar­cie przy­zna­ją, że jest to nie­za­mie­rzo­ny sku­tek woj­ny wy­da­nej tłusz­czom w co­dzien­nej die­cie.

Za­wrot­na ka­rie­ra wę­glo­wo­da­nów

W 1955 roku ame­ry­kań­ski pre­zy­dent Eisen­ho­wer prze­szedł za­wał ser­ca, któ­ry omal nie po­zba­wił go ży­cia. W tam­tym okre­sie cho­ro­ba wień­co­wa zbie­ra­ła w Sta­nach Zjed­no­czo­nych tak ogrom­ne żni­wo, że nie­zwy­kle wpły­wo­we Ame­ry­kań­skie Sto­wa­rzy­sze­nie Kar­dio­lo­gicz­ne (AHA) po­sta­no­wi­ło – na pod­sta­wie, jak się po­tem oka­za­ło, dość wąt­pli­wych do­wo­dów na­uko­wych – wy­po­wie­dzieć woj­nę tłusz­czom na­sy­co­nym. Na czar­ną li­stę tra­fi­ły mię­dzy in­ny­mi ste­ki, ma­sło, peł­no­tłu­ste mle­ko i sery. W ich miej­sce za­le­ca­no wpro­wa­dzać do ja­dło­spi­su mar­ga­ry­nę, ole­je ro­ślin­ne, pie­czy­wo, płat­ki śnia­da­nio­we, ma­ka­ron, ryż i ziem­nia­ki.

Czło­wie­kiem, któ­ry prze­ko­nał do tej teo­rii naj­pierw AHA, a póź­niej resz­tę świa­ta był fi­zjo­log An­cel Keys. Prze­pro­wa­dził w la­tach pięć­dzie­sią­tych ba­da­nia, pod­czas któ­rych ana­li­zo­wał zwią­zek po­mię­dzy spo­ży­ciem tłusz­czów a umie­ral­no­ścią na cho­ro­by ukła­du krą­że­nia u męż­czyzn z sze­ściu róż­nych kra­jów. Wy­ka­zał wów­czas, że Ame­ry­ka­nie przyj­mu­ją­cy dużą licz­bę ka­lo­rii z pro­duk­tów tłusz­czo­wych znacz­nie czę­ściej umie­ra­li na cho­ro­bę wień­co­wą niż Ja­poń­czy­cy, któ­rzy ja­da­ją je w umiar­ko­wa­nych ilo­ściach. Wnio­sek ten wy­da­wał się lo­gicz­ny i prze­ko­nu­ją­cy. Zba­ga­te­li­zo­wa­no jed­nak fakt, że w Ja­po­nii jed­no­cze­śnie spo­ży­wa się znacz­nie mniej cu­kru i pro­duk­tów prze­two­rzo­nych. Z ko­lei to, że w nie­któ­rych kra­jach, na przy­kład we Fran­cji, spo­ży­cie tłusz­czów jest wy­so­kie, a mimo to za­cho­ro­wal­ność na cho­ro­by ukła­du krą­że­nia po­zo­sta­je na ni­skim po­zio­mie, bez­tro­sko uzna­no za ano­ma­lię.

Prze­ko­na­ne do słusz­no­ści twier­dzeń Key­sa AHA za­po­cząt­ko­wa­ło zma­so­wa­ną kam­pa­nię prze­ciw­ko tłusz­czom. Wmó­wie­nie spo­łe­czeń­stwu, że są szko­dli­we, za­ję­ło nie­co cza­su, ale już w la­tach osiem­dzie­sią­tych wy­raź­nie wi­dać było zmia­nę w spo­so­bie od­ży­wia­nia. Mnó­stwo osób zgod­nie z za­le­ce­nia­mi le­ka­rzy prze­rzu­ci­ło się z pro­duk­tów za­wie­ra­ją­cych tłusz­cze zwie­rzę­ce, ta­kich jak ma­sło i mle­ko, na mar­ga­ry­nę, po­kar­my ni­sko­tłusz­czo­we i ole­je ro­ślin­ne.

Ba­ta­lia prze­ciw­ko tłusz­czom była pro­wa­dzo­na nie tyl­ko ze wzglę­du na oba­wy, że przy­czy­nia­ją się one do zwę­że­nia na­czyń krwio­no­śnych. Po­wszech­nie wie­rzo­no, że spo­ży­wa­jąc je, czło­wiek rze­czy­wi­ści sta­je się tłu­sty. Po­nie­waż por­cja wa­go­wa tłusz­czu za­wie­ra znacz­nie wię­cej ka­lo­rii, niż od­po­wia­da­ją­ca jej por­cja wę­glo­wo­da­nów czy biał­ka, ich eli­mi­na­cja z ja­dło­spi­su wy­da­wa­ła się naj­ła­twiej­szym spo­so­bem na po­zby­cie się nad­wa­gi.

Stąd wzię­ła się po­pu­lar­ność diet ni­sko­tłusz­czo­wych, z peł­nym prze­ko­na­niem za­le­ca­nych pa­cjen­tom przez spe­cja­li­stów. Mój oj­ciec wy­pró­bo­wał kil­ka z nich i fak­tycz­nie za każ­dym ra­zem uda­wa­ło mu się schud­nąć. Cóż z tego, sko­ro na żad­nej nie po­tra­fił wy­trwać dłu­żej. Nie był wy­jąt­kiem – sku­tecz­ność tego typu diet, na­wet prze­pro­wa­dza­nych pod kon­tro­lą spe­cja­li­sty i przez sil­nie zmo­ty­wo­wa­nych pa­cjen­tów, była bar­dzo ni­ska.

Świad­czy o tym mię­dzy in­ny­mi prze­pro­wa­dzo­ne w 2001 roku ba­da­nie Look Ahe­ad4, w któ­rym wzię­ło udział 16 ame­ry­kań­skich ośrod­ków me­dycz­nych. Mia­ło ono cha­rak­ter ran­do­mi­zo­wa­nej pró­by kli­nicz­nej, do któ­rej za­kwa­li­fi­ko­wa­no po­nad pięć ty­się­cy dia­be­ty­ków z nad­wa­gą. Po­ło­wa z nich pod­da­na zo­sta­ła stan­dar­do­we­mu le­cze­niu, resz­ta zaś prze­szła na die­tę ni­sko­tłusz­czo­wą i przez cały czas po­zo­sta­wa­ła pod opie­ką naj­lep­szych die­te­ty­ków, tre­ne­rów i psy­cho­lo­gów.

We­dług pier­wot­nych pla­nów ba­da­nia mia­ły trwać do 2016 roku, ale prze­rwa­no je po dzie­się­ciu la­tach, po­nie­waż nie za­no­to­wa­no istot­nej róż­ni­cy po­mię­dzy po­rów­ny­wa­ny­mi gru­pa­mi. Pa­cjen­ci, któ­rzy wy­eli­mi­no­wa­li z ja­dło­spi­su tłusz­cze, stra­ci­li tyl­ko nie­znacz­nie wię­cej na wa­dze, nie za­no­to­wa­no też u nich niż­szej za­cho­ro­wal­no­ści na cho­ro­bę wień­co­wą czy udar mó­zgu.

W mię­dzy­cza­sie tłusz­cze cały czas znaj­do­wa­ły się na cen­zu­ro­wa­nym – na świe­cie spo­ży­wa­no co­raz wię­cej „die­te­tycz­nych” pro­duk­tów od­tłusz­czo­nych i bez­tłusz­czo­wych, ale lu­dzie wca­le nie chu­dli. Wręcz prze­ciw­nie.

W du­żej mie­rze po­wo­dem było to, że pro­du­cen­ci żyw­no­ści od­tłusz­czo­nej, chcąc za­cho­wać jej wa­lo­ry sma­ko­we, do­da­wa­li do niej mię­dzy in­ny­mi cu­kier. Do­brym przy­kła­dem są ni­sko­tłusz­czo­we muf­fi­ny ze Star­buck­sa (chy­ba już wy­co­fa­ne ze sprze­da­ży, bo nie po­tra­fię ich zna­leźć na stro­nie), któ­re za­wie­ra­ły aż 430 ka­lo­rii, czy­li od­po­wied­nik 12 ły­że­czek cu­kru.

Lu­dzie uwie­rzy­li, że nie będą przy­bie­rać na wa­dze, spo­ży­wa­jąc pro­duk­ty re­kla­mo­wa­ne jako „bez­tłusz­czo­we”. Le­ka­rze prze­ko­ny­wa­li, że od wę­glo­wo­da­nów się nie tyje, a je­den z naj­bar­dziej uzna­nych spe­cja­li­stów ży­wie­nio­wych, Jean May­er, na­zy­wał ich ogra­ni­cza­nie ma­so­wą zbrod­nią.

Za­czy­na­łem stu­dio­wać me­dy­cy­nę w 1980 roku, gdy kam­pa­nia prze­ciw­ko tłusz­czom osią­gnę­ła apo­geum. Pod jej wpły­wem zre­zy­gno­wa­łem z ma­sła, śmie­ta­ny i ja­jek, rzad­ko ja­da­łem czer­wo­ne mię­so oraz prze­rzu­ci­łem się na od­tłusz­czo­ne mle­ko i ni­sko­tłusz­czo­we jo­gur­ty. Wca­le mi nie sma­ko­wa­ły, ale wie­rzy­łem, że są zdro­we.

Przez na­stęp­ne kil­ka­na­ście lat, po­mi­mo mnó­stwa wy­rze­czeń i sa­mo­za­par­cia, przy­bra­łem na wa­dze pra­wie 14 ki­lo­gra­mów (w cza­sach stu­denc­kich by­łem chu­dziel­cem) i moc­no pod­sko­czył mi po­ziom cu­kru we krwi. Jak wi­dać, die­ta wy­so­ko­wę­glo­wo­da­no­wa i ni­sko­tłusz­czo­wa wca­le nie przy­słu­ży­ła się mo­je­mu zdro­wiu, a wręcz mi za­szko­dzi­ła.

Tyl­ko dla­cze­go?

Wę­glo­wo­da­ny a in­su­li­na

War­to wie­dzieć, że wę­glo­wo­da­ny, zwłasz­cza te ła­twe do stra­wie­nia, jak cu­kier, płat­ki śnia­da­nio­we, ma­ka­ron, pie­czy­wo i ziem­nia­ki, szyb­ko wchła­nia­ją się z prze­wo­du po­kar­mo­we­go i rów­nie szyb­ko zwięk­sza­ją stę­że­nie glu­ko­zy we krwi. W re­ak­cji na to trzust­ka pro­du­ku­je hor­mon o na­zwie in­su­li­na. Jego za­da­niem jest mię­dzy in­ny­mi ob­ni­że­nie po­zio­mu cu­kru we krwi po­przez wspo­ma­ga­nie trans­por­tu glu­ko­zy do ko­mó­rek, na przy­kład mię­śnio­wych, żeby za­pew­nić im nie­zbęd­ną ener­gię.

Nie­ste­ty lata nie­zdro­wej die­ty i sie­dzą­cy tryb ży­cia mogą pro­wa­dzić do sta­nu zwa­ne­go in­su­li­no­opor­no­ścią. Ko­mór­ki or­ga­ni­zmu sta­ją się wów­czas mniej wraż­li­we na dzia­ła­nie in­su­li­ny, a po­ziom cu­kru we krwi stop­nio­wo ro­śnie. W re­zul­ta­cie trzust­ka co­raz bar­dziej zwięk­sza pro­duk­cję in­su­li­ny, a nie­wy­ko­rzy­sta­na przez ko­mór­ki glu­ko­za po­zo­sta­je we krwi. Me­cha­nizm ten moż­na po­rów­nać do wiecz­nie krzy­czą­ce­go ro­dzi­ca – po ja­kimś cza­sie dzie­ci przy­zwy­cza­ja­ją się i prze­sta­ją na nie­go zwra­cać uwa­gę.

Ale, mimo że ko­mór­ki mię­śnio­we sta­ją się nie­wraż­li­we na sy­gna­ły in­su­li­ny, na­dal po­wo­du­je ona od­kła­da­nie się nad­wyż­ki ka­lo­rii w po­sta­ci tkan­ki tłusz­czo­wej. Mó­wiąc pro­ściej, im wię­cej in­su­li­ny, tym bar­dziej przy­bie­ra­my na wa­dze. Jed­no­cze­śnie za spra­wą jej dzia­ła­nia tłuszcz nie może się stam­tąd wy­do­stać, więc po­zo­sta­łe tkan­ki nie otrzy­mu­ją nie­zbęd­nej do funk­cjo­no­wa­nia ener­gii.

Pro­ces ten moż­na po­rów­nać do sy­tu­acji, w któ­rej za­miast do baku wle­wa­my ben­zy­nę do ba­gaż­ni­ka sa­mo­cho­du. W re­zul­ta­cie wskaź­nik pa­li­wa spa­da do zera, ale po­mi­mo wy­sił­ków nie da się go uzu­peł­nić, bo tra­fia w nie­wła­ści­we miej­sce.

Po­dob­nie za­cho­wu­ją się mię­śnie – po­zba­wio­ne ener­gii, prze­sy­ła­ją do mó­zgu in­for­ma­cję, że po­wi­nie­neś wię­cej zjeść. Tak też ro­bisz, ale po­nie­waż wy­so­ki po­ziom in­su­li­ny po­wo­du­je od­kła­da­nie się tłusz­czu, przy­bie­rasz na wa­dze, cią­gle od­czu­wa­jąc głód.

Dok­tor Ro­bert Lu­stig, uzna­ny en­do­kry­no­log dzie­cię­cy, któ­ry le­czył set­ki oty­łych ma­łych pa­cjen­tów, w swo­jej zna­ko­mi­tej książ­ce Słod­ka pu­łap­ka do­wo­dzi, że to in­su­li­na po­wo­du­je oty­łość.

„Od­kła­da­nie się tłusz­czu nie jest moż­li­we bez udzia­łu in­su­li­ny, hor­mo­nu po­wo­du­ją­ce­go ma­ga­zy­no­wa­nie ener­gii. In­su­li­na prze­kształ­ca cu­kier w tłuszcz i po­wo­du­je przy­rost ko­mó­rek tłusz­czo­wych. In­ny­mi sło­wy, im więk­sza jej pro­duk­cja, tym wię­cej tłusz­czu w na­szym cie­le”.

We­dług teo­rii Lu­stig głów­nym po­wo­dem po­dwo­je­nia się licz­by osób oty­łych, w cią­gu ostat­nich 30 lat, jest nad­miar in­su­li­ny w or­ga­ni­zmie. Wi­no­waj­cą ta­kie­go sta­nu rze­czy jest die­ta bo­ga­ta w cu­kier i wę­glo­wo­da­ny oczysz­czo­ne. Po­gląd ten po­dzie­la wie­lu in­nych wio­dą­cych spe­cja­li­stów le­cze­nia oty­ło­ści, mię­dzy in­ny­mi dok­tor Da­vid Lu­dwig, pe­dia­tra z Ha­rvard Me­di­cal Scho­ol, oraz dok­tor Mark Fried­man z San Die­go, sto­ją­cy na cze­le fun­da­cji Ini­cja­ty­wa na rzecz Roz­wo­ju Die­te­ty­ki.

Nie­daw­no w „New York Ti­me­sie”uka­zał się ich ar­ty­kuł (Cią­gle głod­ni? Oto dla­cze­go)5, w któ­rym wprost wska­zu­ją na szko­dli­we dzia­ła­nie wę­glo­wo­da­nów oczysz­czo­nych:

„Co­raz więk­szy udział wę­glo­wo­da­nów prze­two­rzo­nych w die­cie prze­cięt­ne­go Ame­ry­ka­ni­na spo­wo­do­wał nad­mier­ne wy­dzie­la­nie in­su­li­ny i ma­ga­zy­no­wa­nie tłusz­czów, wy­wo­łu­jąc u du­żej licz­by osób re­ak­cje bio­lo­gicz­ne pro­wa­dzą­ce do oty­ło­ści. Wy­so­kie spo­ży­cie ta­kich pro­duk­tów, jak fryt­ki, sło­ne prze­ką­ski, ciast­ka, słod­kie na­po­je, sło­dzo­ne płat­ki śnia­da­nio­we, a na­wet pie­czy­wo czy bia­ły ryż, jest przy­czy­ną co­raz po­wszech­niej­szej nad­wa­gi”.

War­to po­słu­chać, co ma do po­wie­dze­nia dok­tor Lu­dwig, gdyż przez wie­le lat kie­ro­wał jed­ną z naj­więk­szych ame­ry­kań­skich kli­nik zaj­mu­ją­cych się le­cze­niem oty­ło­ści dzie­cię­cej, dzia­ła­ją­cej w bo­stoń­skim szpi­ta­lu dzie­cię­cym. Dzię­ki temu nie­je­den raz miał oka­zję prze­ko­nać się, że ła­two przy­swa­jal­ne wę­glo­wo­da­ny (o wy­so­kim in­dek­sie gli­ke­micz­nym) są bez­po­śred­nią przy­czy­ną oty­ło­ści.

W ra­mach pro­wa­dzo­ne­go przez nie­go pro­jek­tu ba­daw­cze­go6 pod­da­no ob­ser­wa­cji 12 oty­łych na­sto­lat­ków, po­da­jąc im przez ko­lej­ne dni trzy róż­ne śnia­da­nia: owsian­kę z płat­ków bły­ska­wicz­nych na mle­ku z cu­krem, tra­dy­cyj­ną owsian­kę z płat­ków owsia­nych gór­skich (jaką daw­niej przy­go­to­wy­wa­ły na­sze bab­cie) oraz omlet.

Naj­gor­sze dla or­ga­ni­zmu oka­za­ły się płat­ki bły­ska­wicz­ne, któ­re po­wo­do­wa­ły na­gły skok po­zio­mu cu­kru we krwi oraz in­su­li­ny. Co wię­cej, już parę go­dzin po tym na­głym wy­rzu­cie cu­kier spa­dał do zbyt ni­skie­go po­zio­mu. Wte­dy wzma­ga­ło się wy­dzie­la­nie hor­mo­nu stre­su, czy­li ad­re­na­li­ny, a pa­cjen­ci czu­li roz­draż­nie­nie, zmę­cze­nie i głód. W efek­cie na lunch po­chła­nia­li aż o 620 ka­lo­rii wię­cej niż ci, któ­rzy zje­dli rano omlet.

Sam do­brze wiem, ja­kie to uczu­cie. Je­śli zjem na śnia­da­nie tost lub płat­ki, już wcze­snym po­po­łu­dniem od­czu­wam ssa­nie w żo­łąd­ku. Tym­cza­sem ja­jecz­ni­ca czy śle­dzie wę­dzo­ne (na­wet je­śli oba śnia­da­nia mają tyle samo ka­lo­rii) po­zwa­la­ją mi bez pro­ble­mu prze­trwać do po­po­łu­dnia.

W in­nym ba­da­niu7 prze­pro­wa­dzo­nym przez dok­to­ra Lu­dwi­ga wzię­ło udział 21 oty­łych mło­dych męż­czyzn na róż­nych die­tach, od ni­sko­tłusz­czo­wej do ni­sko­wę­glo­wo­da­no­wej. Mimo że każ­dy z nich spo­ży­wał iden­tycz­ną licz­bę ka­lo­rii, pa­cjen­ci na die­cie ni­sko­wę­glo­wo­da­no­wej spa­la­li ich dzien­nie o 325 wię­cej niż na die­cie ni­sko­tłusz­czo­wej – mniej wię­cej tyle, co w trak­cie go­dzin­ne­go bie­gu.

Na pięć­dzie­siąt­kę masz ta­kie cia­ło, na ja­kie so­bie za­słu­ży­łeś.

Oto zwy­cza­jo­wy ja­dło­spis Boba Smie­ta­ny:

Śnia­da­nie: płat­ki, muf­fi­ny, kawa (kil­ka kub­ków)

Lunch: ham­bur­ger, piz­za, fryt­ki, na­po­je ga­zo­wa­ne

Ko­la­cja: dwa po­dwój­ne che­ese­bur­ge­ry, duże fryt­ki i na­pój ga­zo­wa­ny, głów­nie ja­da­ne w sa­mo­cho­dzie, w dro­dze po­wrot­nej do domu

Pra­wie same tłusz­cze i wę­glo­wo­da­ny – tak na co dzień jada bar­dzo wie­le osób. Oczy­wi­ście zda­je­my so­bie spra­wę, że wiel­kie pu­dła cze­ko­la­dek nie są prze­zna­czo­ne dla jed­nej oso­by, a muf­fin­ka ja­go­do­wa nie li­czy się jako jed­na z za­le­ca­nych pię­ciu por­cji owo­ców i wa­rzyw dzien­nie. Naj­więk­szym pro­ble­mem jest to, że pszen­ne wy­pie­ki – naj­le­piej z do­dat­kiem cu­kru lub soli – dają ogrom­ną przy­jem­ność z je­dze­nia. Na­wet je­śli czu­je­my się po nich prze­je­dze­ni, a chwi­lę póź­niej znów od­czu­wa­my wil­czy ape­tyt.

Bob Smie­ta­na jest dzien­ni­ka­rzem i miesz­ka na sta­łe w Chi­ca­go. Elo­kwent­ny przed­sta­wi­ciel kla­sy śred­niej, cie­szy się szczę­śli­wym mał­żeń­stwem, dwój­ką dzie­ci w wie­ku na­sto­let­nim i uda­ną ka­rie­rą za­wo­do­wą. W okre­sie, gdy nie­zbyt zdro­wo się od­ży­wiał, miał praw­dzi­we urwa­nie gło­wy. Oprócz stre­su­ją­cej pra­cy za­mar­twiał się jesz­cze o po­waż­nie cho­rą żonę. Wów­czas prze­ła­do­wa­ne wę­glo­wo­da­na­mi śmie­cio­we je­dze­nie wy­da­wa­ło mu się je­dy­ną po­cie­chą. Jed­no­cze­śnie cią­gle był ze­stre­so­wa­ny i bez po­wo­du wpa­dał w fu­rię. „Na­zy­wa­łem wte­dy sie­bie sa­me­go Wście­kłym Bo­bem – wspo­mi­na. – Cały czas cho­dzi­łem pod­mi­no­wa­ny. Wy­star­czył byle dro­biazg, że­bym wpadł w szał. Nie­ustan­nie od­czu­wa­łem na­pię­cie, któ­re cały czas ro­sło”. Do­pa­dły go pro­ble­my z za­sy­pia­niem i dziś ma wra­że­nie, że z tam­te­go okre­su pa­mię­ta wszyst­ko jak przez mgłę. Są to ty­po­we ob­ja­wy za­bu­rzeń po­zio­mu cu­kru we krwi, ale wie­le osób nie jest tego świa­do­ma. „Za­czą­łem po­peł­niać w pra­cy błę­dy, zu­peł­nie jak­bym nie był w sta­nie lo­gicz­nie my­śleć” – do­da­je Bob.

Po czter­dzie­st­ce wa­żył po­nad 127 ki­lo­gra­mów – nie wie do­kład­nie ile, bo od tego mo­men­tu prze­stał wcho­dzić na wagę – i nie zno­sił prze­glą­dać się w lu­strze. Nie­dłu­go po­tem zdia­gno­zo­wa­no u nie­go cu­krzy­cę typu 2.

„Kie­dy do­wie­dzia­łem się o cho­ro­bie, ogar­nę­ło mnie prze­ra­że­nie” – wspo­mi­na. Uwa­ża, że to był prze­łom w jego ży­ciu. „Chcia­łem do­żyć ślu­bu cór­ki i do­cze­kać się wnu­ków, a tu oka­zu­je się, że sto­ję nad gro­bem”. „Zmia­na die­ty i try­bu ży­cia to nie byle co. Czło­wie­ko­wi w pierw­szej chwi­li wy­da­je się, że nie da rady – przy­zna­je Bob. – Nie mo­żesz się zmu­sić, żeby za­cząć, bo to po­nad two­je siły. Jak wiel­ka góra nie do zdo­by­cia”.

W jaki spo­sób mu się uda­ło? „Ma­ły­mi krocz­ka­mi. Po pro­stu upar­cie dą­ży­łem do celu, nie my­śląc o trud­no­ściach. Po­mógł mi w tym mój wła­sny strach – to on do­da­wał mi sił”.

Na po­czą­tek Bob wy­eli­mi­no­wał z ja­dło­spi­su nie­zdro­we wę­glo­wo­da­ny i za­czął jeść wię­cej wa­rzyw. Dzię­ki temu do­star­czał or­ga­ni­zmo­wi znacz­nie mniej ka­lo­rii. „Im wię­cej ja­dłem zdro­wych rze­czy, tym mniej sma­ko­wa­ły mi fast fo­ody”. W ten spo­sób zrzu­cił 41 ki­lo­gra­mów.

Męż­czy­zna, któ­ry kie­dyś dzień w dzień pod­jeż­dżał sa­mo­cho­dem pod okien­ko McDo­nal­da, za­czął co­raz czę­ściej się ru­szać. „Cho­dzę re­gu­lar­nie na spa­ce­ry, choć­by się pa­li­ło i wa­li­ło, bo wiem, że mu­szę”. Jego na­stęp­ny cel w ży­ciu to prze­biec ma­ra­ton.

„Wie­rzę w siłę na­wy­ku – zdra­dza Smie­ta­na. – Coś, co ro­bisz raz za ra­zem, po ja­kimś cza­sie wcho­dzi w krew i prze­sta­jesz się nad tym za­sta­na­wiać”. Spo­ży­wa po­sił­ki o tych sa­mych po­rach, wy­cho­dzi na spa­cer za­wsze o tej sa­mej go­dzi­nie i co­dzien­nie jada po­dob­ne rze­czy.

Pa­trząc z per­spek­ty­wy cza­su, Bob uwa­ża, że czło­wiek żyje w ode­rwa­niu od wła­sne­go cia­ła. „Wiecz­nie ga­da­my przez te­le­fo­ny albo prze­pa­da­my w wir­tu­al­nym świe­cie, za­po­mi­na­jąc o fi­zycz­nej stro­nie ży­cia. Nie mamy po­ję­cia, jak funk­cjo­nu­je nasz or­ga­nizm. Więk­szość lu­dzi nie wie, czym zaj­mu­je się trzust­ka ani co to in­su­li­na”. Dziś Bob jest w sta­nie bez­błęd­nie wy­czuć u sie­bie sko­ki cu­kru. „Od razu wi­dać, że nie ćwi­czy­łem. Na­tych­miast po­ja­wia­ją się skraj­ne emo­cje – za­rów­no po­zy­tyw­ne, jak i ne­ga­tyw­ne”.

Sa­mo­za­par­cie Boba jest na­praw­dę god­ne po­dzi­wu. Skru­pu­lat­nie prze­strze­gał die­ty, dzię­ki cze­mu uda­ło mu się wró­cić do zdro­wia. Po­do­ba mi się jego po­rów­na­nie ludz­kie­go cia­ła do sa­mo­cho­du. „Kie­dy mia­łem dwa­dzie­ścia parę lat, wie­dzia­łem, jak na­pra­wić wła­sny sa­mo­chód, na przy­kład zmie­nić koło. Te­raz nie mam o tym po­ję­cia, bo kie­dy auta się psu­ją, wy­mie­nia­my je na nowe. Wy­da­je się nam, że tak samo mo­że­my zro­bić ze swo­im cia­łem, a to prze­cież nie­moż­li­we”.

W 2015 roku jego le­karz, któ­ry wspie­rał go w trak­cie ca­łej die­ty, po­le­cił mu od­sta­wić leki na cu­krzy­cę. A dzie­ci prze­sta­ły na­zy­wać go zwa­rio­wa­nym ta­tul­kiem.

Cu­kier we krwi – tok­sycz­na bom­ba ze­ga­ro­wa

Oty­łość, jak w przy­pad­ku Boba, może, lecz nie musi, pro­wa­dzić do cu­krzy­cy. Zda­rza­ją się oso­by z nad­wa­gą, któ­re na nią nie cho­ru­ją, oraz szczu­pli dia­be­ty­cy. Co wię­cej, ci ostat­ni by­wa­ją bar­dziej za­gro­że­ni niż oso­by oty­łe. Bo tak na­praw­dę, jak wkrót­ce się prze­ko­na­cie, pro­ble­mem nie jest ilość tkan­ki tłusz­czo­wej, ale miej­sce, w któ­rym się od­kła­da. Po­ja­wia­ją się wów­czas za­bu­rze­nia po­zio­mu cu­kru wraz z wszyst­ki­mi po­ten­cjal­ny­mi kom­pli­ka­cja­mi, w tym na­wet am­pu­ta­cją koń­czy­ny.

Kie­dy stu­dio­wa­łem me­dy­cy­nę, zda­rza­ło mi się asy­sto­wać przy ope­ra­cjach. Choć asy­sto­wać to zbyt duże sło­wo – w rze­czy­wi­sto­ści mo­głem je­dy­nie trzy­mać haki i śmiać się z dow­ci­pów chi­rur­gów. Nie­jed­no wi­dzia­łem na sali ope­ra­cyj­nej, ale naj­bar­dziej utkwi­ła mi w pa­mię­ci am­pu­ta­cja sto­py u męż­czy­zny nie­co po pięć­dzie­siąt­ce, któ­ry miał na imię Ri­chard.

Spo­tka­łem się z nim na od­dzia­le tuż przed ope­ra­cją, żeby zro­bić wy­wiad le­kar­ski. Le­żał w łóż­ku ze sto­pa­mi wy­sta­ją­cy­mi spod koł­dry, bo – jak stwier­dził – chce się na­cie­szyć ich wi­do­kiem, do­pó­ki może. Ri­chard, wzię­ty praw­nik, miał wspa­nia­łą ro­dzi­nę i choć był prze­ra­żo­ny, sta­rał się tego nie oka­zy­wać. Parę lat wcze­śniej uświa­do­mił so­bie, że co­raz czę­ściej do­skwie­ra mu zmę­cze­nie i sen­ność. Po­szedł więc na ba­da­nia, któ­re wy­ka­za­ły, że cho­ru­je na cu­krzy­cę typu 2.

Po­cząt­ko­wo przyj­mo­wał leki do­ust­ne, ale dość szyb­ko prze­szedł na za­strzy­ki in­su­li­ny. Jed­no­cze­śnie nie po­le­co­no mu żad­nej kon­kret­nej die­ty, za wy­jąt­kiem za­le­ce­nia, żeby ogra­ni­czył tłusz­cze i za­stą­pił je mię­dzy in­ny­mi ziem­nia­ka­mi i ma­ka­ro­na­mi. Nic dziw­ne­go, że wkrót­ce za­czął sys­te­ma­tycz­nie przy­bie­rać na wa­dze.

Pew­ne­go dnia ude­rzył się bo­kiem sto­py o krze­sło. Na skó­rze po­ja­wił się pę­cherz, któ­ry stop­nio­wo po­więk­szał się, aż wda­ło się za­ka­że­nie. Da­lej wszyst­ko po­to­czy­ło się bły­ska­wicz­nie. „Nie mia­łem po­ję­cia, że w tak krót­kim cza­sie może być ze mną aż tak źle”.

Chi­rurg pró­bo­wał przy­spie­szyć go­je­nie otwar­te­go wrzo­du na sto­pie za po­mo­cą prze­szcze­pu skó­ry, ale bez­sku­tecz­nie. Nie­dłu­go po­tem Ri­chard usły­szał, że je­dy­nym ra­tun­kiem jest am­pu­ta­cja sto­py.

Wia­do­mość ta była dla nie­go szo­kiem. Wró­cił do domu i po­wie­dział o tym żo­nie, na co ona za­la­ła się łza­mi.

Dzień po roz­mo­wie z Ri­char­dem by­łem świad­kiem, jak chi­rurg am­pu­to­wał mu sto­pę. Pa­cjent spę­dził w szpi­ta­lu kil­ka mie­się­cy na re­ha­bi­li­ta­cji i wię­cej go już nie spo­tka­łem.

Skut­ki pod­wyż­szo­ne­go po­zio­mu cu­kru we krwi

Na­czy­nia krwio­no­śne

Przy pod­wyż­szo­nym po­zio­mie cu­kru we krwi, jak u Ri­char­da, czą­stecz­ki łą­czą się z biał­ka­mi w ścia­nach na­czyń krwio­no­śnych, spra­wia­jąc, że tra­cą one ela­stycz­ność, a z cza­sem two­rzy się w nich tkan­ka bli­zno­wa­ta. Po­nie­waż jego nad­miar po­wo­du­je też uszko­dze­nia ner­wów czu­cio­wych, Ri­chard nie od­czu­wał bólu, kie­dy moc­no ude­rzył się w sto­pę.

Do czę­stych po­wi­kłań cu­krzy­co­wych za­li­cza­my uszko­dze­nie tęt­nic wień­co­wych oraz pa­to­lo­gicz­ne zmia­ny w siat­ków­ce oka. Cho­ro­ba ta jest jed­ną z głów­nych przy­czyn trwa­łej utra­ty wzro­ku, a tak­że po­nad dwu­krot­nie zwięk­sza ry­zy­ko za­wa­łu i uda­ru mó­zgu. Bar­dzo czę­sto po­wo­du­je rów­nież im­po­ten­cję.

Pro­ble­my te do­ty­ka­ją rów­nież osób ze sta­nem przed­cu­krzy­co­wym. Ba­da­nia prze­pro­wa­dzo­ne w Au­stra­lii8, w ra­mach któ­rych przez kil­ka lat ob­ser­wo­wa­no po­nad dzie­sięć ty­się­cy pa­cjen­tów oboj­ga płci, wy­ka­za­ły, że na­wet w przy­pad­ku je­dy­nie nie­pra­wi­dło­wej gli­ke­mii na czczo ry­zy­ko przed­wcze­snej śmier­ci jest wyż­sze o po­nad 60 pro­cent.

Mózg

Pod ko­niec ży­cia mój oj­ciec za­czął mieć kło­po­ty z pa­mię­cią. My­li­ły mu się imio­na i nie pa­mię­tał na­szych roz­mów sprzed za­le­d­wie kil­ku go­dzin. Był prze­ko­na­ny, że jest bo­ga­ty (choć wca­le tak nie było!), roz­da­wał pie­nią­dze przy­pad­ko­wo po­zna­nym na­cią­ga­czom. Po­dej­rze­wa­łem, że są to ob­ja­wy wcze­snej de­men­cji, praw­do­po­dob­nie spo­wo­do­wa­nej cu­krzy­cą.

Wie­my już od dość daw­na, że cu­krzy­ca zwięk­sza ry­zy­ko de­men­cji – czę­ścio­wo z uwa­gi na utrud­nio­ny prze­pływ krwi do mó­zgu – ale do­pie­ro nie­daw­no uda­ło się usta­lić, że jest ono aż dwu­krot­nie wyż­sze. Udo­wod­ni­li to ja­poń­scy na­ukow­cy9 na pod­sta­wie ob­ser­wa­cji po­nad ty­sią­ca pa­cjen­tów w cią­gu pra­wie 15 lat.

Dok­tor Su­zan­ne De La Mon­te, neu­ro­pa­to­log z Uni­wer­sy­te­tu Brow­na, twier­dzi, że cu­krzy­ca nie ozna­cza au­to­ma­tycz­nie, że pa­cjent za­cho­ru­je na de­men­cję, ale jest bez wąt­pie­nia jed­ną z głów­nych jej przy­czyn. „Cho­ro­ba Al­zhe­ime­ra do­ty­ka rów­nież nie-cu­krzy­ków i na od­wrót. Uwa­żam jed­nak, że w jej przy­pad­ku cu­krzy­ca typu 2 zwięk­sza za­cho­ro­wal­ność w nie­sły­cha­nym tem­pie”.

Wy­gląd ze­wnętrz­ny

Pod­wyż­szo­ne stę­że­nie glu­ko­zy we krwi ma rów­nież wpływ na nasz wy­gląd – przy­spie­sza sta­rze­nie, po­wo­du­jąc nisz­cze­nie ko­la­ge­nu i ela­sty­ny, czy­li bia­łek klu­czo­wych dla kon­dy­cji skó­ry. W efek­cie tra­ci ona ela­stycz­ność i po­wsta­ją zmarszcz­ki.

Na­ukow­cy z Uni­wer­sy­te­tu w Lej­dzie10 prze­pro­wa­dzi­li w związ­ku z tym bar­dzo in­te­re­su­ją­cy eks­pe­ry­ment. Zmie­rzy­li po­ziom cu­kru we krwi u po­nad 600 ochot­ni­ków, a na­stęp­nie po­le­ci­li nie­za­leż­nej gru­pie oce­nia­ją­cych, żeby od­ga­dy­wa­li ich wiek. Jak się oka­za­ło, oso­by z pra­wi­dło­wym wy­ni­kiem ba­da­nia po­strze­ga­ne były jako wy­raź­nie młod­sze w sto­sun­ku do ich rze­czy­wi­ste­go wie­ku, zaś w po­zo­sta­łych przy­pad­kach – wręcz prze­ciw­nie. Ucze­ni sza­cu­ją, że każ­dy wzrost po­zio­mu cu­kru we krwi o 1 mmol/l pod­wyż­sza nasz po­strze­ga­ny wiek o pięć mie­się­cy.

Cu­krzy­ca i jej szko­dy fi­zycz­ne

Nad­ci­śnie­nie: 70% dia­be­ty­ków jest zmu­szo­na za­ży­wać leki prze­ciw­nad­ci­śnie­nio­we.

Cho­le­ste­rol: 65% dia­be­ty­ków musi za­ży­wać leki na ob­ni­że­nie cho­le­ste­ro­lu.

Za­wał: po­mi­mo przyj­mo­wa­nia le­ków dia­be­ty­cy dwa razy czę­ściej wy­ma­ga­ją ho­spi­ta­li­za­cji, są ska­za­ni na in­wa­lidz­two lub umie­ra­ją z po­wo­du za­wa­łu.

Udar mó­zgu: ry­zy­ko wy­stą­pie­nia cięż­kie­go uda­ru mó­zgu dia­be­ty­ka jest pół­to­ra raza wyż­sze niż u in­nych osób.

Utra­ta wzro­ku i cho­ro­by oczu: cu­krzy­ca to głów­ny po­wód moż­li­wej do unik­nię­cia śle­po­ty, w kra­jach roz­wi­nię­tych.

Im­po­ten­cja: cu­krzy­ca sta­no­wi też głów­ną przy­czy­nę im­po­ten­cji.

De­men­cja: dia­be­ty­cy są dwu­krot­nie czę­ściej na­ra­że­ni na de­men­cję.

Cho­ro­ba ne­rek: cu­krzy­ca po­wo­du­je uszko­dze­nie ne­rek w 50 pro­cen­tach no­wych za­cho­ro­wań; dia­be­ty­cy sta­no­wią więk­szość pa­cjen­tów wy­ma­ga­ją­cych dia­li­zy.

Am­pu­ta­cje: co­rocz­nie w Wiel­kiej Bry­ta­nii wy­ko­nu­je się po­nad 7 ty­się­cy am­pu­ta­cji u cho­rych na cu­krzy­cę, a w Sta­nach Zjed­no­czo­nych – po­nad 73 ty­sią­ce.

R o z d z i a ł2

JAK RA­DZIĆ SO­BIE Z CU­KRZY­CĄ

Czy pa­cjen­ci cho­rzy na cu­krzy­cę typu 2 lub ze sta­nem przed­cu­krzy­co­wym są w sta­nie cof­nąć ich ob­ja­wy, a na­wet cał­ko­wi­cie się wy­le­czyć?

Roy Tay­lor, pro­fe­sor me­dy­cy­ny i spe­cja­li­sta od me­ta­bo­li­zmu na Uni­wer­sy­te­cie w New­ca­stle, kie­ru­ją­cy rów­nież gru­pą ba­daw­czą zaj­mu­ją­cą się cu­krzy­cą, jest ab­so­lut­nie prze­ko­na­ny, że tak. Sam jest szczu­pły i ak­tyw­ny, a po­nad­to ce­chu­je go dość sar­ka­stycz­ne po­czu­cie hu­mo­ru.

Mimo że pa­cjen­ci zgod­nie twier­dzą, że za­le­ca­na przez pro­fe­so­ra Tay­lo­ra die­ta ni­sko­ka­lo­rycz­na cał­ko­wi­cie od­mie­ni­ła ich ży­cie, wie­lo­krot­nie pró­bo­wa­no zdys­kre­dy­to­wać jego teo­rię. Mię­dzy in­ny­mi od­mó­wio­no mu pu­bli­ka­cji ar­ty­ku­łu, gdyż wy­daw­ca uznał wy­ni­ki jego ba­dań za nie­wia­ry­god­ne.

„Przez całe lata wma­wia­no stu­den­tom me­dy­cy­ny, a póź­niej le­ka­rzom, że stan pa­cjen­tów cho­rych na cu­krzy­cę typu 2 bę­dzie się stop­nio­wo po­gar­szał i skoń­czą na za­strzy­kach in­su­li­ny – zwra­ca uwa­gę pro­fe­sor. – Z ar­ty­ku­łów pu­bli­ko­wa­nych w cza­so­pi­smach me­dycz­nych jed­no­znacz­nie wy­ni­ka, że dia­be­ty­cy mu­szą na­uczyć się żyć z cho­ro­bą. A tu na­gle po­ja­wiam się ja i wbrew wszyst­kie­mu twier­dzę, że to wca­le nie musi być praw­dą”.

Cał­kiem nie­daw­no po od­czy­cie pod­szedł do nie­go je­den z jego naj­bar­dziej za­go­rza­łych kry­ty­ków i otwar­cie przy­znał, że się my­lił.

Opór śro­do­wi­ska na­uko­we­go wo­bec ba­dań pro­fe­so­ra Tay­lo­ra tym bar­dziej bu­dzi zdzi­wie­nie, że od wie­lu lat ist­nia­ły do­wo­dy na to, że cu­krzy­cę typu 2 moż­na cof­nąć za po­mo­cą gwał­tow­nej re­duk­cji wagi cia­ła. Naj­bar­dziej spek­ta­ku­lar­ne efek­ty otrzy­my­wa­no u pa­cjen­tów pod­da­nych ope­ra­cji ba­ria­trycz­nej.

Pro­fe­sor Tay­lor w la­tach osiem­dzie­sią­tych do­strzegł zwią­zek po­mię­dzy ope­ra­cyj­nym le­cze­niem oty­ło­ści a cu­krzy­cą pod­czas wi­zy­ty w Gre­envil­le w Ka­ro­li­nie Pół­noc­nej, mie­ście od­zna­cza­ją­cym się wy­jąt­ko­wo wy­so­kim od­set­kiem oty­łych. Jak wspo­mi­na, miał wra­że­nie, że kie­dy szedł uli­cą, wszy­scy dziw­nie mu się przy­glą­da­li. „Chy­ba nie byli przy­zwy­cza­je­ni do wi­do­ku ta­kie­go chu­de­go fa­ce­ta jak ja”.

Jed­nym z chi­rur­gów pra­cu­ją­cych w Gre­envil­le był Wal­ter Po­ries, któ­ry nie tyl­ko wy­ko­ny­wał ope­ra­cje ba­ria­trycz­ne, ale rów­nież śle­dził dal­sze losy swo­ich pa­cjen­tów.

W ra­mach jed­ne­go ze swo­ich pro­jek­tów ba­daw­czych („Kto by po­my­ślał? Ope­ra­cja jako naj­sku­tecz­niej­sza te­ra­pia cu­krzy­cy typu 2”11) przez 14 lat pro­wa­dził ob­ser­wa­cję 608 oty­łych pa­cjen­tów. W więk­szo­ści przy­pad­ków spa­dek wagi był na­praw­dę im­po­nu­ją­cy. Pod ko­niec pierw­sze­go roku je­den z pa­cjen­tów stra­cił aż 45 ki­lo­gra­mów, czy­li pra­wie jed­ną trze­cią swo­jej wagi wyj­ścio­wej, i przez na­stęp­nych 14 lat nie przy­brał ani ki­lo­gra­ma. Wraz z po­zby­ciem się nad­wa­gi na­stę­po­wał spek­ta­ku­lar­ny spa­dek po­zio­mu cu­kru, po­pra­wa ja­ko­ści snu i zna­czą­co spa­dło ry­zy­ko śmier­ci z po­wo­du cho­ro­by wień­co­wej.

Jed­nak naj­bar­dziej za­ska­ku­ją­ce zmia­ny za­no­to­wa­no w or­ga­ni­zmach pa­cjen­tów z za­bu­rze­nia­mi po­zio­mu cu­kru we krwi – wśród ba­da­nych osób 161 cho­ro­wa­ło na cu­krzy­cę typu 2, a u 150 stwier­dzo­no nie­pra­wi­dło­wą to­le­ran­cję glu­ko­zy (stan przed­cu­krzy­co­wy).

W więk­szo­ści przy­pad­ków po ope­ra­cji za­ob­ser­wo­wa­no ra­dy­kal­ny spa­dek stę­że­nia glu­ko­zy we krwi. Jak stwier­dzo­no, „cu­krzy­ca ustę­po­wa­ła w szyb­kim tem­pie, na ogół w cią­gu kil­ku dni, do tego stop­nia, że u więk­szo­ści ope­ro­wa­nych dia­be­ty­ków moż­na było od­sta­wić leki prze­ciw­cu­krzy­co­we”.

Jed­na z pa­cjen­tek przyj­mu­ją­ca do tej pory duże daw­ki in­su­li­ny mo­gła od­sta­wić ją już ty­dzień po ope­ra­cji, a w cią­gu na­stęp­nych trzech mie­się­cy jej wy­ni­ki wró­ci­ły do nor­my. Co wię­cej, 14 lat póź­niej stan ten utrzy­my­wał się za­rów­no u niej, jak i u 83 pro­cent po­zo­sta­łych by­łych dia­be­ty­ków.

Pa­cjen­ci, u któ­rych nie za­ob­ser­wo­wa­no tak za­ska­ku­ją­co do­brych wy­ni­ków, to dia­be­ty­cy, któ­rzy przed ope­ra­cją cho­ro­wa­li już od wie­lu lat.

Naj­więk­sze ko­rzy­ści od­nio­sły oso­by ze sta­nem przed­cu­krzy­co­wym – aż u 99 pro­cent z nich po­ziom cu­kru we krwi wró­cił do nor­my i utrzy­my­wał się na pra­wi­dło­wym po­zio­mie.

Trze­ba jed­nak za­zna­czyć, że ope­ra­cyj­ne le­cze­nie oty­ło­ści ma swo­je mi­nu­sy. Mimo że od­se­tek umie­ral­no­ści jest ni­ski, część pa­cjen­tów po­now­nie wy­ma­ga ho­spi­ta­li­za­cji z po­wo­du za­ka­że­nia lub otwar­cia rany. Moż­li­we jest rów­nież wy­stą­pie­nie tzw. ze­spo­łu po­po­sił­ko­we­go, któ­re­go ob­ja­wa­mi są uczu­cie ko­ła­ta­nia ser­ca, bóle brzu­cha i na­si­lo­na bie­gun­ka.

Na­ukow­cy za­uwa­ży­li, że efek­tem ope­ra­cji ba­ria­trycz­nych są zmia­ny w po­zio­mie hor­mo­nów re­gu­lu­ją­cych łak­nie­nie, wy­dzie­la­nych przez prze­wód po­kar­mo­wy. Dla­te­go też do­szli do wnio­sku, że tak ra­dy­kal­ny spa­dek po­zio­mu cu­kru we krwi u ope­ro­wa­nych musi mieć coś wspól­ne­go ze zmia­na­mi hor­mo­nal­ny­mi spo­wo­do­wa­ny­mi za­bie­giem chi­rur­gicz­nym.

Pro­fe­sor Tay­lor nie po­dzie­lał jed­nak tego sta­no­wi­ska. „Wiem, jak dzia­ła­ją hor­mo­ny ukła­du po­kar­mo­we­go – są istot­ne, lecz mają ogra­ni­czo­ny wpływ na me­ta­bo­lizm. Dla­te­go od razu wie­dzia­łem, że ta teo­ria jest z grun­tu fał­szy­wa. Jed­nak za­ło­że­nie, że zmia­na ak­tyw­no­ści hor­mo­nów re­gu­lu­je po­ziom cu­kru we krwi, na do­bre za­ko­rze­ni­ło się w świe­cie me­dy­cy­ny”.

Jego zda­niem po­wód był zu­peł­nie inny i mógł wy­ja­śnić, dla­cze­go wie­lu oty­łych nie cho­ru­je na cu­krzy­cę, a czę­sto do­ty­ka ona oso­by szczu­płe.

Naj­gor­sze miej­sca na od­kła­da­nie się tłusz­czu

Samo przy­bie­ra­nie na wa­dze za­le­ży od dzia­ła­nia in­su­li­ny, ale o tym, gdzie uty­je­my, de­cy­du­je en­zym o na­zwie li­pa­za li­po­pro­te­ino­wa (LPL). Jak wia­do­mo, zbęd­ne ki­lo­gra­my nie od­kła­da­ją się rów­no­mier­nie na ca­łym cie­le (nie ty­je­my, na przy­kład, na czo­le), ale w okre­ślo­nych miej­scach. To wła­śnie LPL w du­żej mie­rze spra­wia, czy przy­bę­dzie nam w pa­sie, udach, bio­drach czy po­ślad­kach. Jej uak­tyw­nie­nie, przy jed­no­cze­snym dzia­ła­niu in­su­li­ny, po­wo­du­je od­kła­da­nie tłusz­czu z krwi do ko­mó­rek.

En­zym ten u męż­czyzn jest naj­bar­dziej ak­tyw­ny w ko­mór­kach tłusz­czo­wych na brzu­chu, co tłu­ma­czy tak po­wszech­ną u nich oty­łość brzusz­ną. Z ko­lei u ko­biet naj­wię­cej wy­stę­pu­je go w ko­mór­kach tłusz­czo­wych wo­kół bio­der i po­ślad­ków.

Na szczę­ście LPL jest obec­na rów­nież w mię­śniach. Je­śli ak­ty­wu­je­my ją po­przez wy­si­łek fi­zycz­ny, to wła­śnie do nich tra­fi nad­miar ka­lo­rii do­star­czo­ny or­ga­ni­zmo­wi. Tam zo­sta­nie spa­lo­ny i za­mie­nio­ny na ener­gię, tym sa­mym nie odło­ży się w po­sta­ci tkan­ki tłusz­czo­wej.

Kil­ka lat temu pod­czas re­ali­za­cji fil­mu do­ku­men­tal­ne­go Cała praw­da o ćwi­cze­niach wzią­łem udział w eks­pe­ry­men­cie prze­pro­wa­dzo­nym na Uni­wer­sy­te­cie w Glas­gow, któ­rym miał wy­ka­zać, jak istot­ny dla or­ga­ni­zmu jest na­wet nie­wiel­ki wy­si­łek fi­zycz­ny.

Po­le­gał on na tym, że mia­łem zjeść ob­fi­te, do­słow­nie ocie­ka­ją­ce tłusz­czem śnia­da­nie – głów­nie jaja sma­żo­ne na be­ko­nie i hag­gis*. Go­dzi­nę póź­niej dok­tor Ja­son Gill po­brał mi prób­kę krwi i w spe­cjal­nej wi­rów­ce od­dzie­lił czer­wo­ne krwin­ki od oso­cza. Wów­czas na wła­sne oczy zo­ba­czy­łem na jego po­wierzch­ni męt­ną war­stwę tłusz­czu – tego sa­me­go, któ­ry po­chło­ną­łem na śnia­da­nie i któ­ry te­raz krą­żył w mo­ich ży­łach.

* Szkoc­ka po­tra­wa z owczych po­dro­bów (przyp. tłum.).

Po­tem mia­łem udać się na go­dzin­ny ener­gicz­ny spa­cer. Na­stęp­ne­go dnia wszyst­ko się po­wtó­rzy­ło: zja­dłem tłu­ste śnia­da­nie, po­bra­no mi krew, a na­stęp­nie od­wi­ro­wa­no prób­kę.

Tym ra­zem war­stwa tłusz­czu na po­wierzch­ni oso­cza była o wie­le cień­sza. Przy­czy­nił się do tego spa­cer z po­przed­nie­go dnia – ak­ty­wo­wał geny w mię­śniach nóg po­bu­dza­ją­ce znaj­du­ją­cą się w nich LPL, a en­zym ten wy­chwy­cił więk­szość tłusz­czu z mo­jej krwi.

Nie­ste­ty więk­szość z nas rzad­ko wy­bie­ra się na dłu­gie, ener­gicz­ne spa­ce­ry po po­sił­kach. Dla­te­go ist­nie­je znacz­nie więk­sze praw­do­po­do­bień­stwo, że ka­lo­rie do­star­czo­ne or­ga­ni­zmo­wi zo­sta­ną przez in­su­li­nę skie­ro­wa­ne do ko­mó­rek tłusz­czo­wych. Część z nich prze­kształ­ci się w tłuszcz pod­skór­ny, gro­ma­dzą­cy się na po­ślad­kach, udach i ra­mio­nach. On jest jesz­cze sto­sun­ko­wo nie­szko­dli­wy, jed­nak resz­ta za­mie­ni się w tzw. tłuszcz trzew­ny, któ­ry od­kła­da się wo­kół na­rzą­dów we­wnętrz­nych – ser­ca, wą­tro­by czy żo­łąd­ka. Jest nie­wi­docz­ny z ze­wnątrz, więc za­gra­ża rów­nież oso­bom ge­ne­ral­nie szczu­płym. Mó­wi­my wów­czas o tzw. syn­dro­mie TOFI (ang. Thin on the Out­si­de, Fat In­si­de, czy­li ‘szczu­pły na ze­wnątrz, oty­ły w środ­ku’).

Ja rów­nież by­łem jed­nym z nich.

Tłuszcz trzew­ny jest szcze­gól­nie nie­bez­piecz­ny dla zdro­wia, gdyż za­bu­rza funk­cjo­no­wa­nie na­rzą­dów we­wnętrz­nych, ta­kich jak wą­tro­ba czy trzust­ka.

Otłusz­czo­na wą­tro­ba i trzust­ka – sed­no pro­ble­mu

Wbrew po­wszech­ne­mu prze­ko­na­niu wą­tro­ba to jed­no z pierw­szych miejsc w na­szym cie­le, gdzie od­kła­da się tłuszcz. Przy­po­mi­na nie­co ra­chu­nek bie­żą­cy w ban­ku – wy­god­ny i szyb­ki spo­sób na prze­cho­wa­nie nad­mia­ru go­tów­ki. Jed­nak, jak pod­kre­śla pro­fe­sor Tay­lor, jego wy­so­kie opro­cen­to­wa­nie jest dla nas za­bój­cze, bo może po­wo­do­wać nie tyl­ko za­bu­rze­nia po­zio­mu cu­kru we krwi, ale rów­nież nie­al­ko­ho­lo­we stłusz­cze­nio­we za­pa­le­nie wą­tro­by (NA­FLD). Na tę cho­ro­bę, któ­ra czę­sto pro­wa­dzi do mar­sko­ści i nie­wy­dol­no­ści wą­tro­by, cier­pi obec­nie aż trzy­dzie­ści pro­cent Eu­ro­pej­czy­ków i Ame­ry­ka­nów.

Ba­da­nia pro­fe­so­ra Tay­lo­ra wy­ka­za­ły, że głów­nym wi­no­waj­cą ta­kie­go sta­nu rze­czy jest na­gro­ma­dze­nie tłusz­czu w ko­mór­kach trzust­ki i wą­tro­by. Na­rzą­dy te są od­po­wie­dzial­ne za wy­twa­rza­nie i roz­kład in­su­li­ny, czy­li de fac­to re­gu­lu­ją stę­że­nie glu­ko­zy we krwi. Je­śli ule­gną stłusz­cze­niu, nie są w sta­nie współ­dzia­łać, a wte­dy or­ga­nizm prze­sta­je pro­du­ko­wać in­su­li­nę i roz­wi­ja się cu­krzy­ca typu 2.

Pro­fe­sor Tay­lor twier­dzi rów­nież, że każ­dy z nas ma in­dy­wi­du­al­ny próg tkan­ki tłusz­czo­wej (PFT), w du­żej mie­rze za­leż­ny od uwa­run­ko­wań ge­ne­tycz­nych. Jest to coś w ro­dza­ju punk­tu kry­tycz­ne­go, po prze­kro­cze­niu któ­re­go gro­ma­dzą­cy się w or­ga­ni­zmie tłuszcz za­czy­na ata­ko­wać wą­tro­bę i trzust­kę, wy­wo­łu­jąc cu­krzy­cę typu 212. U nie­któ­rych osób próg ten jest wy­so­ki, u in­nych za­ska­ku­ją­co ni­ski.

Trze­ba jed­nak pa­mię­tać, że nie­za­leż­nie od po­sia­da­ne­go PFT na­le­ży po­zbyć się tłusz­czu do tej pory na­gro­ma­dzo­ne­go w wą­tro­bie i trzu­st­ce (co umoż­li­wia pro­po­no­wa­na prze­ze mnie die­ta). Dzię­ki temu moż­na uwol­nić się od cu­krzy­cy i ob­ni­żyć stę­że­nie glu­ko­zy we krwi do bez­piecz­ne­go po­zio­mu. Za­nie­dbu­jąc to, na­ra­ża­my się nie tyl­ko na groź­ne po­wi­kła­nia cu­krzy­co­we, ale i trwa­łe uszko­dze­nie wą­tro­by.

Wszy­scy po­wta­rza­li: „Lor­na, nie masz się czym mar­twić, prze­cież je­steś szczu­pła”.

Le­karz Lor­ny Nor­man był rów­nie za­sko­czo­ny, jak ona, kie­dy oka­za­ło się, że ma za wy­so­ki po­ziom cu­kru we krwi.

Lor­na jest we­ge­ta­rian­ką i za­wsze sta­ra­ła się zdro­wo od­ży­wiać. Cho­dzi­ła co­dzien­nie na spa­ce­ry z psa­mi, re­gu­lar­nie od­wie­dza­ła ba­sen i ni­g­dy wcze­śniej nie mia­ła pro­ble­mów ze zdro­wiem. Nie li­cząc prze­wle­kłe­go zmę­cze­nia – to głów­nie z tego po­wo­du wy­bra­ła się do le­ka­rza – nie za­ob­ser­wo­wa­ła u sie­bie żad­nych nie­po­ko­ją­cych ob­ja­wów.

Le­karz ode­słał ją do pie­lę­gniar­ki, od któ­rej usły­sza­ła, że ma się nie przej­mo­wać i żyć nor­mal­nie. „Z per­spek­ty­wy cza­su – przy­zna­je Lor­na – po­win­nam była zro­bić do­kład­nie na od­wrót”. (Ty­po­wy błąd nu­mer 1).

„Wszy­scy mi po­wta­rza­li: – Lor­na, nie masz się czym mar­twić, prze­cież je­steś szczu­pła. Wy­glą­dasz świet­nie”. (Ty­po­wy błąd nu­mer 2).

Lor­na ja­dła to co wcze­śniej, a więc duże ilo­ści wę­glo­wo­da­nów: ma­ka­ro­ny, pie­czy­wo, pie­czo­ne ziem­nia­ki. (Ty­po­wy błąd nu­mer 3). „Te­raz wiem, że to był błąd, ale prze­cież tak za­le­ca­li spe­cja­li­ści”. Przez kil­ka ko­lej­nych lat jej wy­ni­ki utrzy­my­wa­ły się mniej wię­cej na nie­zmie­nio­nym po­zio­mie.

Ale w pew­nym mo­men­cie za­czę­ły się stop­nio­wo, choć nie­znacz­nie po­gar­szać. Wska­zów­ka wagi, co praw­da, na­dal po­ka­zy­wa­ła 60 ki­lo­gra­mów, co przy jej wzro­ście 162 cen­ty­me­trów nie ozna­cza­ło spe­cjal­nej nad­wa­gi, ale – co bar­dziej istot­ne – nad­pro­gra­mo­we ki­lo­gra­my odło­ży­ły się głów­nie wo­kół jej ta­lii.

Pod­czas ko­lej­nej wi­zy­ty u le­ka­rza oka­za­ło się, że po­ziom cu­kru we krwi znów pod­sko­czył. Tym ra­zem usły­sza­ła prze­ra­ża­ją­cą no­wi­nę: za­cho­ro­wa­ła na cu­krzy­cę i musi od­tąd na sta­łe przyj­mo­wać leki. (Ty­po­wy błąd nu­mer 4).

Kie­dy Lor­na opo­wie­dzia­ła le­ka­rzo­wi o ba­da­niach pro­fe­so­ra Roya Tay­lo­ra i za­su­ge­ro­wa­ła, że chce spró­bo­wać zbić cu­kier za po­mo­cą die­ty ni­sko­ka­lo­rycz­nej, nie spo­tka­ło się to z jego apro­ba­tą. „Usły­sza­łam, że moje BMI (wskaź­nik masy cia­ła) jest w po­rząd­ku i nie mam nad­wa­gi, więc taka die­ta jest po­zba­wio­na sen­su”. (Ty­po­wy błąd nu­mer 5).

Lor­na jed­nak go nie po­słu­cha­ła. „By­łam go­to­wa chwy­tać się wszyst­kie­go, byle tyl­ko unik­nąć le­ków prze­ciw­cu­krzy­co­wych”. Po chwi­li wa­ha­nia do­da­ła: „Moja cór­ka po­wie­dzia­ła­by, że jak zwy­kle wszyst­ko musi być tak, jak ja chcę”.

W cią­gu czte­rech ty­go­dni jej BMI ob­ni­ży­ło się do 19. Skru­pu­lat­nie prze­strze­ga­ła wszyst­kich za­le­ceń die­ty, pil­no­wa­ła, żeby do­star­czać or­ga­ni­zmo­wi nie­zbęd­ne skład­ni­ki od­żyw­cze, i wy­pi­ja­ła dzien­nie trzy li­try wody. Ale nie wszyst­ko szło po jej my­śli. Wy­ni­ki po­pra­wi­ły się, ale były też mo­men­ty, że po­ziom cu­kru znów ska­kał do góry. „Po­my­śla­łam so­bie wte­dy, że pew­nie na­le­żę do osób, na któ­re ta die­ta nie dzia­ła”. (Ty­po­wy błąd nu­mer 6).

Ale nie re­zy­gno­wa­ła, je­dy­nie prze­sta­ła się czę­sto ba­dać, żeby oszczę­dzić so­bie stre­su. Do­dat­ko­wo za­czę­ła upra­wiać jogę i me­dy­ta­cję („Wrzu­cam pra­nie do pral­ki i me­dy­tu­ję, aż pro­gram się skoń­czy”). Dzię­ki temu ob­ni­żył się u niej po­ziom stre­su, a wraz z nim po­ziom kor­ty­zo­lu, hor­mo­nu po­wo­du­ją­ce­go sko­ki cu­kru we krwi.

Co wię­cej, uda­ło się jej wy­trwać na die­cie, choć przez cały czas mu­sia­ła go­to­wać dla trzech do­ro­słych do­mow­ni­ków. „Przy­go­to­wy­wa­łam dla nich nor­mal­ne po­sił­ki, a po­tem sia­da­łam do sto­łu i zja­da­łam wła­sną mi­kro­sko­pij­ną por­cję”.

Naj­niż­sza waga, jaką uda­ło się jej osią­gnąć, to 54 ki­lo­gra­my. „Mnó­stwo osób twier­dzi­ło, że je­stem za chu­da, ale się tym nie przej­mo­wa­łam. Lu­dzie znacz­nie czę­ściej zwra­ca­ją uwa­gę na wy­gląd, za­miast po­gra­tu­lo­wać wy­le­cze­nia się z groź­nej cho­ro­by. To dla mnie na­praw­dę nie­po­ję­te”.

Po dwóch mie­sią­cach po cu­krzy­cy nie zo­sta­ło na­wet śla­du. W przy­pad­ku Lor­ny naj­praw­do­po­dob­niej za­dzia­ła­ło zmniej­sze­nie ob­wo­du w ta­lii – aż o 10 cen­ty­me­trów.

Co jest złe­go w przyj­mo­wa­niu le­ków?

Jak do­sko­na­le wia­do­mo, od­chu­dza­nie i utrzy­ma­nie pra­wi­dło­wej wagi wy­ma­ga­ją wiel­kie­go wy­sił­ku. Dla­te­go kie­dy sły­szy­my od le­ka­rza: „Tak, to cu­krzy­ca, ale wy­star­czy na nią brać ta­blet­ki”, więk­szość pa­cjen­tów woli wy­brać ła­twiej­sze roz­wią­za­nie.

Ale le­cze­nie tej cho­ro­by nie za­wsze jest pro­ste. Sza­cu­je się, że na­wet w przy­pad­ku przyj­mo­wa­nia le­ków skra­ca ży­cie śred­nio o 10 lat. Poza tym le­cze­nie far­ma­ko­lo­gicz­ne jest dro­gie i nie cho­dzi tyl­ko o koszt ca­łych le­ków, ale i po­wi­kłań oraz zwol­nień cho­ro­bo­wych. Do­dat­ko­wo cu­krzy­ca pod­wyż­sza kosz­ty ubez­pie­cze­nia na ży­cie, a na­wet skład­kę zwy­kłej po­li­sy tu­ry­stycz­nej.

Jak się sza­cu­je, le­cze­nie cu­krzy­cy typu 2 w Wiel­kiej Bry­ta­nii po­chła­nia rocz­nie co naj­mniej 20 mi­liar­dów fun­tów, a w Sta­nach Zjed­no­czo­nych po­nad 245 mi­liar­dów do­la­rów.

Naj­po­pu­lar­niej­szy obec­nie lek prze­ciw­cu­krzy­co­wy to met­for­mi­na, któ­rej rocz­ną sprze­daż ob­li­cza się na dwa mi­liar­dy do­la­rów. Jest na ryn­ku już od tak daw­na, że siłą rze­czy moż­na by uznać ją za bar­dzo sku­tecz­ną. Jed­nak z opu­bli­ko­wa­ne­go nie­daw­no opra­co­wa­nia13, opar­te­go na 13 ran­do­mi­zo­wa­nych pró­bach kon­tro­l­nych z udzia­łem po­nad 13 ty­się­cy pa­cjen­tów, wy­ni­ka, że nie ma prze­ko­nu­ją­cych do­wo­dów na to, że lek ten ob­ni­ża ry­zy­ko za­wa­łu ser­ca lub am­pu­ta­cji sto­py czy też wy­dłu­ża ży­cie.

Met­for­mi­na może, co praw­da, po­wo­do­wać nie­znacz­ny spa­dek wagi (jej czę­stym efek­tem ubocz­nym są mdło­ści), ale za­zwy­czaj jest tzw. le­kiem pierw­sze­go rzu­tu, a póź­niej pa­cjen­ci prze­cho­dzą na sil­niej­sze i znacz­nie droż­sze. Więk­szość z nich, w tym rów­nież in­su­li­na, po­bu­dza ape­tyt, więc po­wo­du­je przy­bie­ra­nie na wa­dze. Jak stwier­dził je­den ze spe­cja­li­stów: „Im bar­dziej agre­syw­ne le­cze­nie cu­krzy­cy, tym więk­sze pro­ble­my z tu­szą”.

Obec­ny pro­blem z cu­krzy­cą w pew­nym stop­niu przy­po­mi­na mi mój pierw­szy film do­ku­men­tal­ny, któ­ry zre­ali­zo­wa­łem dla te­le­wi­zji na po­cząt­ku lat dzie­więć­dzie­sią­tych. No­sił ty­tuł Woj­na o wrzo­dy, a wy­stą­pił w nim mło­dy au­stra­lij­ski le­karz Bar­ry Mar­shall.

W tam­tym cza­sie wrzo­dy żo­łąd­ka były po­wszech­nym, bar­dzo bo­le­snym scho­rze­niem, spo­wo­do­wa­nym – jak są­dzo­no – nad­mia­rem kwa­sów żo­łąd­ko­wych. Uwa­ża­no wte­dy, że cho­ro­ba jest wy­ni­kiem stre­su i nie­wła­ści­we­go try­bu ży­cia, czy­li do­pa­da czło­wie­ka na wła­sne ży­cze­nie.

Jak zwy­kle nie­za­wod­ne fir­my far­ma­ceu­tycz­ne mo­men­tal­nie wy­pu­ści­ły na ry­nek leki ła­go­dzą­ce ob­ja­wy cho­ro­by wrzo­do­wej, któ­re ha­mo­wa­ły wy­dzie­la­nie kwa­sów żo­łąd­ko­wych lub je zo­bo­jęt­nia­ły. Ale po­nie­waż uzna­no ją za nie­ule­czal­ną, na­le­ża­ło przyj­mo­wać je do koń­ca ży­cia, żeby ustrzec się na­wro­tu.

Jed­nak zda­niem dok­to­ra Mar­shal­la ge­ne­za cho­ro­by wrzo­do­wej była zu­peł­nie inna. Przy­pi­sy­wał ją obec­no­ści nie­zna­nej wcze­śniej bak­te­rii, He­li­co­bac­ter py­lo­ri, któ­rą ra­zem ze swo­im ko­le­gą, uczo­nym Ro­bi­nem War­re­nem, od­krył w wy­cin­kach bło­ny ślu­zo­wej żo­łąd­ka po­bra­nych od pa­cjen­tów z pęk­nię­tym wrzo­dem.

Dok­tor Mar­shall pró­bo­wał za­ra­zić bak­te­rią He­li­co­bac­ter zwie­rzę­ta la­bo­ra­to­ryj­ne, a kie­dy się to nie uda­ło, po­sta­no­wił sam wy­stą­pić w roli kró­li­ka do­świad­czal­ne­go. Trzy­mał to w ta­jem­ni­cy na­wet przed wła­sną żoną, bo jak to ujął, „na pew­no chcia­ła­by go przed tym po­wstrzy­mać”.

Za­nim jed­nak przy­stą­pił do eks­pe­ry­men­tu, pod­dał się ga­stro­sko­pii, któ­ra wy­ka­za­ła, że ma cał­ko­wi­cie zdro­wy żo­łą­dek. Na­stęp­nie wy­pił kul­tu­ry bak­te­rii z wy­cin­ków żo­łąd­ka za­ra­żo­nych pa­cjen­tów. Nie­sa­mo­wi­te po­świę­ce­nie, praw­da?

Kil­ka dni póź­niej – ku jego nie­opi­sa­nej ra­do­ści – za­czę­ły go nę­kać nud­no­ści i wy­mio­ty.

W trak­cie po­now­ne­go ba­da­nia tym ra­zem wy­kry­to uszko­dze­nie bło­ny ślu­zo­wej żo­łąd­ka. Ba­da­nie mi­kro­sko­po­we po­bra­ne­go wy­cin­ka wy­ka­za­ło w tkan­kach obec­ność bak­te­rii He­li­co­bac­ter py­lo­ri.

Po­nie­waż żona Mar­shal­la ka­te­go­rycz­nie za­bro­ni­ła mu dal­szych eks­pe­ry­men­tów, za­żył kok­tajl an­ty­bio­ty­ków oraz śro­dek o na­zwie Pep­to-Bi­smol (ma dzia­ła­nie an­ty­bak­te­ryj­ne). Kil­ka dni póź­niej ob­ja­wy wy­raź­nie zła­god­nia­ły.

Za­nim zre­ali­zo­wa­łem film z jego udzia­łem, Bar­ry Mar­shall wraz z in­ny­mi le­ka­rza­mi wy­le­czył wie­lu pa­cjen­tów, udo­wad­nia­jąc, że an­ty­bio­ty­ki nie tyl­ko są sku­tecz­ne w więk­szo­ści przy­pad­ków cho­ro­by wrzo­do­wej, ale mogą też ob­ni­żać ry­zy­ko wy­stą­pie­nia u nich no­wo­two­ru żo­łąd­ka.

Mimo to świat me­dy­cy­ny po­zo­stał scep­tycz­ny. Je­dy­ną re­ak­cją na mój film była re­cen­zja w „Bri­tish Me­di­cal Jo­ur­nal”, w któ­rej okre­ślo­no go jako „jed­no­stron­ny i ten­den­cyj­ny”, co w na­uko­wym żar­go­nie jest sy­no­ni­mem „kom­plet­nej bzdu­ry”.

Jed­nak z bie­giem lat po­ja­wi­ło się tyle do­wo­dów na po­par­cie tej teo­rii, że w le­cze­niu cho­ro­by wrzo­do­wej za­czę­to co­raz po­wszech­niej sto­so­wać an­ty­bio­ty­ko­te­ra­pię. A w 2000 roku Bar­ry Mar­shall i Ro­bin War­ren za swo­je od­kry­cie otrzy­ma­li Na­gro­dę No­bla w dzie­dzi­nie me­dy­cy­ny i fi­zjo­lo­gii.

Po­dob­nie jak w cho­ro­bie wrzo­do­wej, ob­ja­wy cu­krzy­cy rów­nież moż­na ła­go­dzić za po­mo­cą le­ków. Ale czy nie le­piej by­ło­by le­czyć jej przy­czy­nę, a nie skut­ki?

Le­ka­rze twier­dzą, że są zbyt za­ję­ci, żeby nad­zo­ro­wać die­tę pa­cjen­tów. Gdy­by jed­nak się tym za­ję­li, oszczę­dzi­li­by so­bie w przy­szło­ści bar­dzo dużo cza­su.

63-let­ni Co­lin Be­at­tie po­trze­bo­wał aż czte­rech mie­się­cy, żeby osta­tecz­nie prze­ko­nać swo­je­go le­ka­rza. Na szczę­ście jest po­li­ty­kiem – po­słem w szkoc­kim par­la­men­cie – więc wie, jak do­bie­rać ar­gu­men­ty. A po­tem je po­wta­rzać aż do skut­ku. Kie­dy czte­ry lata wcze­śniej zdia­gno­zo­wa­no u nie­go cu­krzy­cę typu 2, nie­spe­cjal­nie się tym prze­jął. Miał przyj­mo­wać po jed­nej ta­blet­ce met­for­mi­ny rano i wie­czo­rem. Ale dwa lata póź­niej, gdy po­ziom cu­kru we krwi sys­te­ma­tycz­nie rósł, daw­kę tę trze­ba było po­dwo­ić – za­ży­wał więc dzien­nie już czte­ry ta­blet­ki. Po­tem prze­pi­sa­no mu sta­ty­ny. Pod ko­niec 2013 roku pod­czas wi­zy­ty u le­ka­rza usły­szał, że ma za wy­so­kie ci­śnie­nie, i znów otrzy­mał ko­lej­ne leki – tym ra­zem na po­pra­wę do­pły­wu krwi do ne­rek.

W tym mo­men­cie Co­li­na po­waż­nie za­nie­po­ko­iła sta­le ro­sną­ca licz­ba le­ków, ja­kie miał co­dzien­nie przyj­mo­wać. „Przy­szło mi do gło­wy – chwi­lecz­kę, czy tak ma wy­glą­dać resz­ta mo­je­go ży­cia? Co ja­kiś czas nowe ta­blet­ki?”.

Za­czął szpe­rać w li­te­ra­tu­rze fa­cho­wej, gdzie na­tra­fił na ba­da­nia pro­fe­so­ra Tay­lo­ra na te­mat moż­li­wo­ści cof­nię­cia cu­krzy­cy typu 2 za po­mo­cą die­ty ni­sko­ka­lo­rycz­nej. Ale jego le­karz nie był do niej prze­ko­na­ny. „Chy­ba oba­wiał się pa­cjen­tów ocze­ku­ją­cych od nie­go nad­zo­ru nad die­tą i tego, że nie bę­dzie w sta­nie po­świę­cić im wy­star­cza­ją­co dużo cza­su” – po­dej­rze­wa Co­lin.

Wcze­śniej Co­lin nie do­stał żad­nych szcze­gó­ło­wych za­le­ceń die­te­tycz­nych, je­dy­nie ogól­ni­ki w sty­lu: jeść wię­cej wa­rzyw i owo­ców oraz uni­kać tłu­stych po­kar­mów. „Brzmia­ło to bar­dziej jak przy­po­mnie­nie, żeby sta­rać się zdro­wo od­ży­wiać”. Co­lin nie przy­wią­zy­wał jed­nak do tego zbyt du­żej uwa­gi. (To cał­ko­wi­cie zro­zu­mia­łe – sko­ro le­karz twier­dzi, że wy­star­czy brać leki, kto by się przej­mo­wał die­tą). „Ja­dłem więc, co się dało i kie­dy tyl­ko się dało. Ryba z fryt­ka­mi, gu­lasz za­pie­ka­ny w cie­ście, prze­ką­ski mię­dzy po­sił­ka­mi… Ty­po­we szkoc­kie je­dze­nie” – wspo­mi­na Co­lin.

Po ja­kimś cza­sie le­karz mu­siał mieć dość by­łe­go ban­kie­ra in­we­sty­cyj­ne­go, któ­ry nę­kał go, sy­piąc jak z rę­ka­wa ar­gu­men­ta­mi prze­ma­wia­ją­cy­mi na ko­rzyść re­stryk­cyj­nej die­ty od­chu­dza­ją­cej. Choć nie­chęt­nie i bez prze­ko­na­nia, ale wy­ra­ził zgo­dę i pod­jął się jej nad­zo­ro­wa­nia. Mia­ło ono po­le­gać na skie­ro­wa­niu Co­li­na na ba­da­nia krwi przed roz­po­czę­ciem die­ty, prze­glą­da­niu jego co­ty­go­dnio­wych e-ma­ili z po­da­ną wagą i ci­śnie­niem krwi oraz in­for­mo­wa­niu go, czy może zmniej­szyć daw­ki le­ków. Jak wi­dać, wbrew po­cząt­ko­wym oba­wom le­ka­rza, nie było to wca­le aż tak bar­dzo ab­sor­bu­ją­ce. Co­lin ze swo­jej stro­ny – i to chy­ba było klu­czem do suk­ce­su – po­trak­to­wał die­tę tak, jak gdy­by była za­le­ce­niem le­kar­skim. Po­nie­waż miał stre­su­ją­cą pra­cę i nie­re­gu­lar­ny tryb ży­cia, zde­cy­do­wał się na pro­duk­ty die­te­tycz­ne za­miast nor­mal­ne­go je­dze­nia. Każ­dy po­si­łek mógł za­wie­rać tyl­ko oko­ło 200 ka­lo­rii – za­zwy­czaj była to sa­szet­ka z owsian­ką, zupa na lunch, ba­ton die­te­tycz­ny na ko­la­cję oraz pół­mi­sek wa­rzyw go­to­wa­nych na pa­rze. W su­mie zja­dał nie wię­cej niż 800 ka­lo­rii dzien­nie.

„Były dwie rze­czy, któ­re moim zda­niem bar­dzo mi po­mo­gły – wspo­mi­na. – Do­pil­no­wa­łem, żeby wszy­scy wie­dzie­li, że je­stem na die­cie – w tym rów­nież dzien­ni­ka­rze. W ten spo­sób cały czas czu­łem pre­sję oto­cze­nia. I by­łem cał­ko­wi­cie zde­ter­mi­no­wa­ny, żeby ani na mo­ment nie prze­ry­wać die­ty, bo wie­dzia­łem, że wte­dy będą ko­lej­ne razy. Wy­trwa­łem przez cały ten czas, aż do wczo­raj. Zja­dłem w re­stau­ra­cji gu­lasz za­pie­ka­ny w cie­ście. Nie ma sen­su się nad tym roz­wo­dzić, osta­tecz­nie wszy­scy je­ste­śmy tyl­ko ludź­mi”.

W cią­gu ośmiu ty­go­dni stra­cił 20 ki­lo­gra­mów, a jego ob­wód w pa­sie zmniej­szył się ze 101 do 86 cen­ty­me­trów. Pod ko­niec die­ty nie mu­siał już przyj­mo­wać le­ków.

Po­mi­mo spo­ra­dycz­nych grzesz­ków (ach ten gu­lasz w cie­ście!) Co­li­no­wi uda­je się utrzy­mać wagę. Kie­dy przy­by­wa mu choć ki­lo­gram, mo­men­tal­nie za­czy­na ogra­ni­czać je­dze­nie. Obec­nie przy­jął so­bie za cel roz­pro­pa­go­wa­nie die­ty ni­sko­ka­lo­rycz­nej. Nie może uwie­rzyć, jak wie­le osób cho­rych na cu­krzy­cę typu 2 pra­wie w ogó­le po­zba­wio­nych jest ja­kie­go­kol­wiek wspar­cia. „Le­ka­rze twier­dzą, że są zbyt za­ję­ci, żeby nad­zo­ro­wać die­tę pa­cjen­tów. Gdy­by jed­nak się tym za­ję­li, oszczę­dzi­li­by so­bie w przy­szło­ści bar­dzo dużo cza­su”.

W Szko­cji żyje 236 ty­się­cy pa­cjen­tów cier­pią­cych na cu­krzy­cę typu 2 (nie li­cząc osób wciąż jesz­cze tego nie­świa­do­mych). W ubie­głym roku wśród nowo zdia­gno­zo­wa­nych zna­la­zła się piąt­ka dzie­ci po­ni­żej 4. roku ży­cia.

Ba­da­nia na Uni­wer­sy­te­cie w New­ca­stle

Pro­fe­sor Tay­lor był ab­so­lut­nie prze­ko­na­ny, że je­śli dia­be­tyk po­zbę­dzie się okre­ślo­nej nad­wa­gi, wą­tro­ba i trzust­ka oczysz­czą się z ma­ga­zy­no­wa­ne­go w nich tłusz­czu, a to spo­wo­du­je ustą­pie­nie ob­ja­wów cu­krzy­cy typu 2. Ale po­nie­waż jego teo­ria zo­sta­ła bar­dzo scep­tycz­nie przy­ję­ta przez śro­do­wi­sko me­dycz­ne, po­trzeb­ne mu były prze­ko­nu­ją­ce do­wo­dy.

Na po­czą­tek mu­siał opra­co­wać me­to­dę po­mia­ru po­zio­mu tłusz­czu w wą­tro­bie i trzu­st­ce, gdyż nie dało się tego zro­bić tra­dy­cyj­nie, wkłu­wa­jąc igłę. Kie­ran Hol­ling­sworth, fi­zyk z jego wy­dzia­łu, już wcze­śniej przy­sto­so­wał ich apa­ra­ty do ba­dań me­to­dą re­zo­nan­su ma­gne­tycz­ne­go do po­mia­rów po­zio­mu tłusz­czu w wą­tro­bie. Kie­dy pro­fe­sor Tay­lor spy­tał, czy by­ło­by to moż­li­we rów­nież w przy­pad­ku trzust­ki, na­uko­wiec za­wa­hał się, spoj­rzał w su­fit, po czym od­po­wie­dział twier­dzą­co.

Ko­lej­ny etap to po­zy­ska­nie fun­du­szy na ba­da­nia. „Na szczę­ście uda­ło się je zdo­być od fun­da­cji Dia­be­tes UK – wspo­mi­na. – Co praw­da, jej za­rząd nie był prze­ko­na­ny, ale je­den z człon­ków uznał moją teo­rię za god­ną uwa­gi i zdo­łał na­mó­wić resz­tę ko­mi­te­tu. Do­sta­łem nie­wie­le – tyl­ko tyle, by sfi­nan­so­wać rocz­ne ba­da­nia na nie­wiel­ką ska­lę”.

Za­an­ga­żo­wa­no do nich 14 pa­cjen­tów14, ale w po­cząt­ko­wej fa­zie trze­ba było z róż­nych po­wo­dów wy­co­fać trój­kę z nich, więc pod­da­no ob­ser­wa­cji tyl­ko 11 osób.

Pa­cjen­tom po­le­co­no od­sta­wić leki prze­ciw­cu­krzy­co­we i przejść na ry­go­ry­stycz­ną die­tę 800 ka­lo­rii dzien­nie, zło­żo­ną z kok­taj­li die­te­tycz­nych i wa­rzyw nie­za­wie­ra­ją­cych skro­bi. W pierw­szym ty­go­dniu stra­ci­li na wa­dze śred­nio oko­ło 4 ki­lo­gra­mów, przy czym więk­szość uzna­ła, że przy­szło im to z ła­two­ścią. „Ku mo­je­mu za­sko­cze­niu po 48 go­dzi­nach prze­sta­wa­li od­czu­wać głód” – twier­dzi pro­fe­sor Tay­lor.

Po oczysz­cze­niu wą­tro­by z tłusz­czu ob­ja­wy cho­ro­by zła­god­nia­ły. „Stan wą­tro­by wy­raź­nie po­pra­wił się już po sied­miu dniach. Trud­niej było z trzust­ką – w pierw­szym ty­go­dniu za­no­to­wa­no tyl­ko nie­znacz­ną po­pra­wę, ale w cią­gu ko­lej­nych ośmiu ty­go­dni stop­nio­wo wra­ca­ła do nor­my – i to było na­sze naj­więk­sze osią­gnię­cie”.

Uczest­ni­cy ba­dań skru­pu­lat­nie prze­strze­ga­li die­ty 800 ka­lo­rii dzien­nie, w efek­cie cze­go w cią­gu za­le­d­wie ośmiu ty­go­dni po­zby­li się śred­nio 15 ki­lo­gra­mów, chud­nąc w pa­sie pra­wie 13 cen­ty­me­trów. Pod ko­niec eks­pe­ry­men­tu stę­że­nie glu­ko­zy we krwi spa­dło do bez­piecz­ne­go po­zio­mu.

Pro­fe­sor Tay­lor był za­sko­czo­ny uzy­ska­ny­mi wy­ni­ka­mi. „Nie spo­dzie­wa­łem się, że będą aż tak obie­cu­ją­ce”.

Dal­sze ba­da­nia

Jed­nym z ob­ser­wo­wa­nych pa­cjen­tów był 56-let­ni Alan – żo­na­ty, oj­ciec czwór­ki sy­nów. Wa­żył 97 ki­lo­gra­mów, gdy zdia­gno­zo­wa­no u nie­go cu­krzy­cę. Usły­szał wte­dy, że musi się przy­zwy­cza­ić do ży­cia z cho­ro­bą. Kie­dy do­wie­dział się, że pro­fe­sor Tay­lor po­szu­ku­je ochot­ni­ków do swo­ich ba­dań, uznał, że war­to spró­bo­wać. Jego le­karz nie był jed­nak prze­ko­na­ny i wąt­pił, czy uda mu się wy­trwać na tego ro­dza­ju die­cie.