Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Jeździsz ruchomymi schodami czy wchodzisz po schodach?
Chcesz osiągnąć sukces?
Wchodź po schodach!
Żyjesz w „świecie ruchomych schodów”– wybierasz drogi na skróty i łatwe rozwiązania. Drobiazgi rozpraszają twoją uwagę, odkładasz ważne sprawy na później i skazujesz się na przeciętność. A droga do sukcesu wcale nie jest trudna!
Program wchodzenia po schodach, który proponuje Rory Vaden, może zmienić twoje życie. Przestaniesz korzystać z łatwych rozwiązań i stosować kreatywne uniki. Wdrożysz samodyscyplinę, nauczysz się zachowywać uwagę i osiągniesz wspaniałe wyniki!
Rory Vaden daje czytelnikom to, czego potrzebują, żeby skupić uwagę, śmiało radzić sobie z problemami – i wygrać.
Keith Ferrazzi
Książka ukazuje, jak rozwinąć odwagę, wzmocnić charakter i determinację, aby osiągnąć sukces we wszystkim, do czego dążymy. Może ona zmienić twoje życie!
Brian Tracy
RORY VADEN to wielokrotnie nagradzany trener osobisty, strateg oraz mówca motywacyjny zachęcający profesjonalistów z różnych dziedzin do podejmowania działań, które zapewnią im lepsze życie i rozwój kariery. To także współzałożyciel Southwestern Consulting, firmy międzynarodowej prowadzącej szkolenia dotyczące technik sprzedaży. Jego książka Nie idź na łatwiznę była bestsellerem Amazonu, „Wall Street Journal”, „USA Today” i „New York Timesa”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Książkę tę dedykuję dwóm najważniejszym kobietom mojego życia:
mamie – dziękuję ci za poświęcenie, z jakim wychowałaś Randy’ego i mnie w prawdzie, oraz za szczodre obdarzenie nas miłością, mimo że mieliśmy niewiele pieniędzy;
ukochanej żonie Amandzie – stanowisz powód, dla którego żyję; Bóg stworzył mnie dla ciebie. Stałaś się największym błogosławieństwem mojego życia. Dziękuję, że ze mną jesteś.
WPROWADZENIE
PRZEBUDZENIE NACJI PROKRASTYNATORÓW
Czy ostatnim razem, kiedy miałeś do wyboru schody zwykłe lub ruchome, wszedłeś na te pierwsze? Jeżeli jesteś podobny do dziewięćdziesięciu pięciu procent ludzi na świecie, prawdopodobnie tego nie zrobiłeś. Większość z nas tak postępuje, przeważnie szukamy szybszej drogi. Wszyscy chcemy osiągnąć sukces i żyć szczęśliwie, ale wciąż rozglądamy się za niemęczącym sposobem zdobycia tego, czego pragniemy. Poszukujemy „ruchomych schodów” w nadziei, że życie stanie się łatwiejsze. Niestety tymi dążeniami do ułatwiania sobie sytuacji tak naprawdę ją pogarszamy.
Amerykanom wciąż się coś nie udaje. Z danych dotyczących zdrowia wynika, że 66 procent dorosłych mieszkańców Stanów Zjednoczonych ma nadwagę, a 31 procent cierpi na otyłość. Do tego 41 procent małżeństw zawieranych po raz pierwszy się rozwodzi, a w przypadku ponownego ożenku wskaźnik ten wzrasta gwałtownie do 60 procent. Ponad 800 tysięcy Amerykanów ogłosiło ostatnio upadłość niepowiązaną z prowadzeniem działalności gospodarczej, a około 46,6 miliona pali papierosy.
Mnie z pewnością, a także osób, które kocham. I choć niektórzy sami się do tego przyczyniają, w przypadku wielu z nas to po prostu życie zeszło z wcześniej obranego kursu. Ludzie ponoszą porażki. Nie według moich kryteriów, lecz własnych.
W wielu kluczowych dziedzinach życia najzwyczajniej nie udaje nam się niczego osiągnąć. Głównym powodem tych wszystkich trudności jest brak pewnej cechy, która zanika we współczesnej kulturze: samodyscypliny. Żyjemy w społeczeństwie pragnącym „szybkiego wzbogacenia”, chcemy „schudnąć natychmiast” lub od razu wyleczyć się z chorób, więc prosimy lekarza o kolejną „magiczną pigułkę”. Takie życie na skróty odbywa się jednak pewnym kosztem, dużym i niedostrzegalnym.
Wydaje się nam, że dążenie do natychmiastowego zaspokojenia jest w porządku, a trudności zawsze można ominąć – tak zostaliśmy uwarunkowani. Nie chcemy się niczego wyrzekać, wielu z nas nigdy nie musiało tego robić. Ogromna większość zachodnich społeczeństw przyjęła mentalność typową dla użytkowników ruchomych schodów – sposób myślenia, według którego zdobywanie czegoś nie powinno wymagać zbyt wiele wysiłku, a w życiu i biznesie zawsze da się znaleźć drogę na skróty.
Problem jednak polega na tym, że takie nastawienie niszczy naszą pewność siebie i paraliżuje wszelkie działania, dzięki którym naprawdę można osiągnąć sukces.
Brak nam odpowiedzialności, ponieważ pozwalamy sobie nawzajem unikać kary za zaciągnięte długi, pobłażanie sobie i odkładanie wszystkiego na później. Chcemy mieć wszystko teraz i bez wysiłku, który pozwoli nam na to zasłużyć. Oczekujemy podania deseru, zanim zdążymy zjeść obiad. Niemal nigdy nie kończymy tego, co zaczynamy, a w każdym razie nie wtedy, gdy nie jest to dla nas dogodne lub mocno zajmujące.
Na przykład istnieje spore ryzyko, że nie skończysz czytać tej książki. Albo nie przeczytasz jej od deski do deski. Jeżeli jesteś podobny do większości ludzi w dzisiejszym świecie, to pewnie nie przeczytałeś do końca więcej niż pięć książek w życiu. Zdaniem jednego z największych amerykańskich wydawców nie kończymy lektury w przypadku 95 procent wszystkich kupionych przez siebie publikacji. A zatem gratuluję, jeśli komuś udało się dojść do tego miejsca w mojej książce, gdyż 70 procent wszystkich nabytych woluminów nigdy nie zostaje nawet otwartych!
Zamiast przeczytać powieść, sięgamy po streszczenia lektur. Zamiast zmienić dietę, wolimy zaopatrzyć się w najnowszy wynalazek mający zapewnić szczupłą sylwetkę. A zamiast zająć się planowaniem budżetu, gramy na loterii lub korzystamy z kart kredytowych. Właściwie większość z nas wyznaje sposób myślenia, w którym zadajemy sobie pytanie: „Po co miałbym iść zwykłymi schodami, kiedy mogę pojechać ruchomymi?”.
Szybkiej drogi poszukujemy niemal we wszystkim, co robimy. Jesteśmy w ten sposób zaprogramowani, gdyż ideę drogi na skróty wciska nam do głowy niemal każdy środek masowego przekazu na świecie. Oglądamy reklamy w czasopismach, w których mówi się nam, „jak schudnąć, poświęcając temu cztery minuty dziennie”, i kupujemy książki, które obiecują sposób na „przyciągnięcie sukcesu za pomocą myśli”, aby nie trzeba było nawet kiwnąć palcem.
Mamy teleturnieje, w których testuje się naszą zachłanność, dając uczestnikom możliwość wykołowania lub zdradzenia innego człowieka, by zdobyć miliony lub stać się gwiazdą reality show. Sprzedaje się nam pigułki, książki, gazety, płyty oraz różne inne wynalazki i gadżety, które mają ułatwić życie we wszelkich dziedzinach, ponieważ – powiedzmy to sobie wprost – łatwo stać się kolejną osobą poszukującą „sekretu”. Rozglądamy się za łatwą drogą – taką, na której wszystko przyjdzie do nas samo, abyśmy nie musieli się ruszać z miejsca ani wysilać.
Podobały mi się niektóre z tych teleturniejów, sam próbowałem tych magicznych pigułek i opowiadałem się za niektórymi ze wspomnianych przekonań na temat sukcesu. Pewnego dnia obudziłem się jednak z wrażeniem, jakbym przeszedł pranie mózgu, ponieważ mój umysł zmienił się niepostrzeżenie i zacząłem myśleć, że jakimś cudem mogę mieć to wszystko bez dyscypliny, wyrzeczeń i ciężkiej pracy.
Problem w ciągłym poszukiwaniu drogi na skróty polega na tym, że większość z nas nie zdobędzie pierwszego miejsca w programie Idol ani też nie wygra na loterii lub w teleturnieju Grasz czy nie grasz. Ty ani nikt z twoich znajomych raczej nie zostanie wielką gwiazdą Hollywoodu, koszykówki czy mistrzem olimpijskim. A zatem choć istnieją wspaniałe sztuczki i opowieści o wielkich osiągnięciach, to pomysł, by postawić na „natychmiastowy sukces”, nie wydaje się rozsądnym planem na życie. Nie zamierzam pozostawić swojego życiowego sukcesu przypadkowi. A ty?
Mimo że istnieje wiele dobrze opracowanych przekazów marketingowych, przepis na sukces nie stanowi sekretu. W naszym świecie nadmiaru zapomnieliśmy jednak o nim dawno temu – wydaje się tak oczywisty, że stał się nieuchwytny. Jedyny gwarantowany przepis na to, by osiągnąć powodzenie we wszystkim, w czym tylko chcemy, jest taki sam jak zawsze.
W domu, w którym dorastałem, zawsze wpajano mi potrzebę wielkich osiągnięć, a mama i brat wciąż powtarzali: „Ror, pewnego dnia staniesz się dorosły i wszystko ci się uda!”. Pragnąłem sukcesu, a więc zacząłem się o nim uczyć. Zrobiłem dyplom z zarządzania i przywództwa, ukończyłem magisterskie studia menadżerskie. Podczas studiów tak się zdarzyło, że zostałem uczestnikiem jednego z najbardziej intensywnych programów szkoleniowych na świecie, przeznaczonego dla młodych ludzi, a zorganizowanego przez firmę Southwestern.
Niemal nigdy nie kończymy tego, co zaczynamy, a przynajmniej nie wtedy, gdy nie jest to dla nas dogodne lub mocno zajmujące.
W tej firmie nauczono mnie prawdziwych zasad prowadzenia biznesu i osiągania powodzenia w życiu osobistym. Reguły te pozwoliły Southwestern stworzyć w ciągu 150 lat całą grupę przedsiębiorstw oraz wyszkolić setki ludzi, którzy stali się największymi liderami na świecie. W Southwestern panowała atmosfera sukcesu i nie tylko zapoznałem się tam z zasadami życiowymi, ale też zyskałem podstawę, na której stworzyłem, będąc jeszcze na studiach, własną firmę wartą pół miliona dolarów. Wtedy właśnie zainteresowałem się czynnikami, które sprawiają, że coś się nam w życiu udaje.
Zacząłem się spotykać i rozmawiać z ludźmi sukcesu pochodzącymi z najróżniejszych środowisk. Przeczytałem dziesiątki książek polecanych przez najbardziej znane tego typu osoby na świecie. Wydałem tysiące dolarów na różnego rodzaju kursy i spędziłem niezliczone godziny na rozmyślaniach dotyczących wciąż powracającego pytania: „Co sprawia, że ludzie osiągają sukcesy?”.
Później stałem się nawet współzałożycielem pewnej wartej wiele milionów dolarów firmy prowadzącej szkolenia, zwanej Southwestern Consulting, która organizuje duże konferencje motywacyjne. W naszych kursach biorą udział dziesiątki tysięcy ludzi sukcesu. Doradzamy setkom najlepszych handlowców i przedsiębiorców w Stanach Zjednoczonych. Wygłaszam obecnie przemówienia inauguracyjne na imprezach firmowych dla największych organizacji na świecie i wiem, że istnieje jedna sprawa, wspólna dla wszystkich, którym się wiedzie: ludzie sukcesu musieli robić to, na co nie mieli ochoty, aby dotrzeć tam, gdzie teraz się znajdują.
Osiąganie sukcesu nie jest łatwe. Nie zdarza się z dnia na dzień i nie wydaje się czymś zwyczajnym. Dlatego też wymaga to od nas robienia rzeczy trudnych, którymi ludzie przeważnie się nie zajmują. Aby nam się powiodło, musimy rozwinąć samodyscyplinę i zmusić się do wykonywania czynności, na które nie mamy ochoty. Innymi słowy, sukces polega nie na tym, żeby pojechać ruchomymi schodami, lecz na tym, by skorzystać ze zwykłych schodów.
Ludzi sukcesu cechuje samodyscyplina, która powoduje, że zajmują się tym, czym nie chce im się zajmować. Robią to, czego nie lubią robić, nawet gdy nie mają na to ochoty. Dyscyplina jest niezbędna, jeśli chcemy zyskać wpływ na swój sukces, ponieważ wymaga on przeważnie działań, do których zwykle nam się nie pali. Ale przynoszę też dobrą wiadomość…
Zajmowanie się tym, na co nie mamy ochoty, nie jest takie trudne, jak nam się wydaje, gdy wiemy, jak myśleć właściwie. Nie chodzi o to, że ludziom sukcesu łatwiej przychodzi robienie tego, czego większość osób nie lubi, lecz raczej o to, że inaczej do tego podchodzą. Ta książka pokazuje, w jaki sposób przyjąć mentalność ludzi sukcesu, aby postępować tak jak oni i otrzymać to samo, co im udało się osiągnąć.
Nie zamierzam pozostawić swojego życiowego sukcesu przypadkowi. A ty?
Co chciałbyś mieć, gdybyś mógł zdobyć wszystko? A gdybyś mógł to dostać tylko dzięki temu, że nauczysz się zmieniać swój sposób myślenia? No cóż, to całkiem możliwe.
Wchodź po schodach to książka o samodyscyplinie – zdolności podejmowania działań bez względu na nasz aktualny stan emocjonalny, finansowy lub fizyczny. Nie chodzi w niej o to, by robić wszystko w sposób najtrudniejszy z możliwych, ale by tymi najtrudniejszymi sprawami zająć się tak szybko, jak to możliwe, aby dotrzeć w życiu wszędzie, dokąd tylko chcemy, tak prędko, jak się da.
Wyobraź sobie, co mógłbyś osiągnąć, gdybyś umiał doprowadzić do końca wszystkie swoje zamiary bez względu na to, co się dzieje. Pomyśl, że mówisz swojemu ciału: „Masz nadwagę. Zrzuć dziesięć kilogramów (lub więcej)”. Bez twardej samodyscypliny nie da się zrealizować takiego zamierzenia. Kiedy jednak dostatecznie ją w sobie wzmocnisz – sprawa załatwiona.
Największą korzyścią wynikającą z samodyscypliny jest to, że kiedy decydujesz się świadomie na jakieś działanie i jeszcze przed rozpoczęciem swojego przedsięwzięcia wiesz, że sukces masz praktycznie zapewniony, wtedy zrealizujesz swoje postanowienie. Obalisz powszechne błędne przekonanie, że samodyscyplina to coś trudnego, gdyż jest ona niełatwa tylko przez krótki czas. Natomiast to, co tymczasowo wydaje się łatwe, staje się trudniejsze na dłuższą metę, ponieważ zwlekanie i pobłażanie sobie to nic innego jak wierzyciele pobierający od nas odsetki.
Dzięki samodyscyplinie pokonasz wszelkie uzależnienia i stracisz każdą liczbę zbędnych kilogramów. Pomoże ci ona pozbyć się prokrastynacji (ciągłego zwlekania z załatwianiem różnych spraw), nieporządku, rozproszenia i niewiedzy. Może także zmienić bieg kariery, finansową przyszłość oraz w ogóle tok naszej dalszej egzystencji.
O tym właśnie jest ta książka – o podejmowaniu lepszych decyzji, by wzmocnić samodyscyplinę i podnieść jakość życia. Przedstawiony w niej sposób myślenia może być pierwszym krokiem do uwolnienia drzemiącego w nas potencjału, drogą do osiągnięcia wszystkiego, czego pragnie nasze serce.
Na tle wszelkich innych zalet samodyscyplina wydaje się cechą szczególną, która gwarantuje większe powodzenie, wspanialsze dokonania i szczęście przynoszące więcej satysfakcji. Z tysiąca różnych zasad osiągania sukcesu, opracowywanych od lat, ta jedna właściwość czy też praktyka bardziej niż cokolwiek innego zapewni nam w życiu niesamowite osiągnięcia.
Samodyscyplina to nawyk, praktyka, filozofia oraz sposób życia. A to, co nazywam „chodzeniem po schodach”, to rodzaj nastawienia; nie chodzi tutaj jednak o żadne stopnie. Być może ktoś nie będzie w stanie fizycznie wejść na jakieś głupie schody – ale każdy może zacząć dokonywać bardziej zdyscyplinowanych wyborów.
We współczesnej kulturze coraz rzadziej mamy jednak do czynienia z samodyscypliną. Nasi przyjaciele, rodziny oraz firmy przegrywają z powodu rozproszenia, pokus, kreatywnego unikania, pobłażania sobie, apatii oraz odkładania spraw na później, ponieważ zostaliśmy tak uwarunkowani, iż wydaje się nam, że zasługujemy na natychmiastową satysfakcję, a rząd lub jakaś inna instytucja wyciągną nas z kłopotów, kiedy tylko będzie trzeba.
Ludzie sukcesu musieli robić to, na co nie mieli ochoty, aby dotrzeć tam, gdzie teraz się znajdują.
Jesteśmy słabi, otyli i zepsuci. Niestety staliśmy się narodem grającym na zwłokę – a przynajmniej dotyczy to Amerykanów – prawdziwą nacją prokrastynatorów.
Badania, które objęły 10 tysięcy amerykańskich pracowników, wykazały, że każdy zatrudniony marnuje średnio 2,09 godziny dziennie na sprawy niezwiązane z obowiązkami zawodowymi, do czego zresztą sam się przyznaje. Gdy weźmiemy pod uwagę średnie roczne zarobki pracownika wynoszące 39 795 dolarów, wtedy taka prokrastynacja kosztuje pracodawców 10 394 dolary rocznie w przypadku każdego zatrudnionego!
Niewielka firma składająca się z około stu osób może zatem stracić na wydajności aż milion dolarów rocznie z powodu zwłoki w wypełnianiu obowiązków. A najbardziej przerażające wydaje się to, że ten problem jest tak wszechobecny, iż prawie zupełnie się go nie dostrzega. To samo dzieje się w naszym życiu!
Większość z nas nie dokonuje zdyscyplinowanych wyborów, a zatem coraz oporniej nam zauważyć, że postępujemy nieskutecznie. Trudno dostrzec, że mamy 5 tysięcy dolarów długu, kiedy słyszymy o ludziach bankrutujących z powodu nadmiernego wydawania dużo większych sum pieniędzy, sięgających setek tysięcy. Nasze pięć kilo zbędnego tłuszczu tak bardzo nie razi, gdy stoimy obok osób z piętnastoma kilogramami nadwagi. I tak właściwie, dlaczego nie powinniśmy się rozwodzić, skoro robi to 50 procent innych małżeństw?
Wydaje się, jakby wielu z nas zamykało oczy na problemy, na które mamy bezpośredni wpływ. Często nie zwracamy nawet na nie uwagi, gdyż jesteśmy zbyt zajęci swoimi iPodami, e-mailami lub esemesami. Te rozrywki przynoszą nam chwilowe ukojenie, ale na dłuższą metę jedynie pogarszają sytuację. Jak się okazuje, rozpraszanie uwagi to groźny i zwodniczy sabotażysta, utrudniający nam osiąganie wyznaczonych celów.
Zastanów się nad tym. Zauważyłeś, że sale do ćwiczeń świecą pustkami, a w miejscach, gdzie podaje się jedzenie, panuje tłok? Czy większość ludzi wokół ciebie płaci gotówką czy raczej kartą kredytową? A czy w programach telewizyjnych wysławia się poświęcenie, dyscyplinę oraz ciężką pracę, czy może nagłaśnia sprawy związane z pokusami, tragediami i chciwością? Prawdę mówiąc, sam tego wcześniej nie zauważałem… aż pewnego dnia zobaczyłem pustą klatkę schodową i zapchane po brzegi ruchome schody.
Zwlekanie i pobłażanie sobie to nic innego jak wierzyciele pobierający od nas odsetki.
Dopóki nie uświadomimy sobie tego niszczycielskiego trendu, nie przestaniemy szukać dróg na skróty. Niewiele jest takich prawdziwych skrótów, które rzeczywiście coś ułatwiają. Zazwyczaj to tylko złudne i tymczasowe fasady. A wielu z nas się na nie nabiera.
W popularnej książce Sekret, oraz opartym na niej filmie, naucza się nas, że tworzymy swoje życie każdą myślą, każdego dnia i w każdej chwili. To prawda, wierzę w tę koncepcję i praktykuję ją codziennie, ale jeśli nie ruszymy tyłka i nie weźmiemy się do roboty, nic nie osiągniemy. Prawdziwa tajemnica sukcesu ma więcej wspólnego z działaniem niż przyciąganiem. Tyle że nie mówi się o tym tak dużo, gdyż to nie sprzedaje się równie dobrze.
Książka Timothy’ego Ferrissa 4-godzinny tydzień pracy promuje styl życia sprawiający wrażenie zabawy, tyle że nie zwracamy uwagi na to, że jest on dostępny jedynie dla tych, którzy najpierw harowali jak wół, żeby móc sobie to wszystko w ten sposób zorganizować. Również opowiadam się za taką koncepcją i wiele skorzystałem z fascynującego dzieła tego autora. Nie spotkałem jednak dotąd żadnego człowieka sukcesu, który nie wypracowałby sobie swojego wymarzonego trybu życia bez płacenia za to pewnej ceny, bez poświęcenia i samodyscypliny – włączając w to samego wspaniałego Tima Ferrissa, z tego, co o nim wiem.
Spytajmy o to któregoś z olimpijczyków. Przeczytajmy autobiografię Michaela Jordana. Posłuchajmy, co mówi Peyton Manning o sekretach swojego treningu. Ci ludzie przypisują własne sukcesy bardziej samodyscyplinie, zmuszającej ich do cięższej pracy i większego wysiłku, niż wrodzonym talentom. Jasne, że osoby, które mają wielkie osiągnięcia w jakichś dziedzinach, bywają obdarzone naturalnymi zdolnościami i z pewnością odpowiedni czas i szczęście również odgrywają tu pewną rolę. Ale tak jak Malcolm Gladwell przedstawił w swojej książce Outliers, nic nie zastąpi ciężkiej pracy – a dokładnie mówiąc: 10 tysięcy godzin poświęconych na nią!
Czy masz jakieś wrodzone talenty? Pasje, z którymi przyszedłeś na świat? Z pewnością tak. Rodzi się tylko pytanie: czy je wykorzystujesz?
Większość z nas zgodziłaby się – przynajmniej w żartach – że warto byłoby bardziej rozwijać samodyscyplinę. Często wiemy, co powinniśmy robić, i nawet zamierzamy się tym zająć, ale tak naprawdę nigdy się do tego nie zabieramy. Nie dlatego, że jesteśmy złymi ludźmi lub inni są bardziej uzdolnieni od nas, mają więcej dogodnych okazji lub talentów; dzieje się tak, gdyż nikt nas nigdy nie nauczył, jak myśleć o ciężkiej pracy. Ta książka nam to wyjaśni. Nie tylko wzmocni naszą motywację, lecz także zmieni nastawienie.
Po jej przeczytaniu będziesz wiedzieć, co odróżnia ludzi o najwyższej wydajności od średnio produktywnych. Zrozumiesz, w jaki sposób twoje podejście utrudnia ci skuteczną pracę, postęp oraz wprowadzanie zmian. Dowiesz się nawet, dlaczego twoje najszczersze noworoczne postanowienia nigdy nie zostają zrealizowane.
Czemu więc nie postępujemy tak, jak powinniśmy? Może dlatego, że wszystko toczy się szybko. Jesteśmy zaganiani i pędzimy setki kilometrów na godzinę w tysiącach różnych kierunków. A w tym zgiełku różnych rozpraszających spraw czas łatwo przepływa niezauważony.
Nasza niechęć do podejmowania działania w prywatnym życiu może się nie wydawać jakimś globalnym problemem. Kiedy jednak nawyk odkładania wszystkiego na później zatacza coraz szersze kręgi, obejmując domy, szkoły, całe społeczeństwo i kulturę, wtedy naród zmienia się w zbiorowisko ludzi niechętnie podejmujących trudne wyzwania i szukających natychmiastowego zadowolenia zamiast prawdziwego rozwoju i zmiany – stajemy się prawdziwą nacją prokrastynatorów.
Rozpraszanie uwagi to groźny i zwodniczy sabotażysta, utrudniający nam osiąganie wyznaczonych celów.
Nie jest to jednak książka o rozwiązywaniu światowych problemów, lecz o tym, jak pomóc ludziom w pokonywaniu osobistych trudności. To poradnik, który pomoże ci zająć się tym, o czym myślisz, mówisz i marzysz. Jesteś w stanie zarządzać swoimi finansami. Masz wpływ na swój wygląd. Posiadasz moc spełniania pragnień. Kierujesz własnymi myślami. Jesteś odpowiedzialny za rezultaty, jakie osiągasz. Pora odrzucić zasłonę apatii oraz pragnienie obwiniania innych i zacząć rozwijać w sobie chęć prawdziwej zmiany swojego postępowania.
Tak jak w przypadku wielu ważnych lekcji, jakie w życiu dostałem, zobowiązań nauczyłem się dotrzymywać na własnych błędach, i to w pewnej absurdalnej sytuacji.
Kiedy byłem mały, zapominałem zamykać drzwi na klucz. Mniej więcej raz w tygodniu wychodziłem do szkoły podstawowej Lafayette, nie zamknąwszy za sobą frontowych drzwi naszego domu. A ponieważ wychowywała mnie samotna matka, która wczesnym rankiem spieszyła do pracy, a mój brat Randy wychodził kilka godzin przede mną, do mnie należało codzienne staranne przekręcanie klucza w zamku.
Matka dowiadywała się o mojej upartej skłonności do zapominania, gdy wpadała czasem z pracy do domu na lunch i stwierdzała, że drzwi nie są zamknięte. Poza tym brat wracał codziennie ze szkoły około pół godziny przede mną i też od czasu do czasu przekonywał się, że znowu zapomniałem użyć klucza.
Zarówno on, jak i matka wiele razy próbowali mi tłumaczyć, jak ważne jest zamykanie drzwi i czym grozi zostawienie ich otwartych. Za każdym razem zapewniałem, że wszystko rozumiem i od teraz mogą już na mnie liczyć. Zaczynałem od mocnego postanowienia, lecz potem z jakiegoś powodu znowu zapominałem o swoim zobowiązaniu – popadałem w nawyk dobrze znany każdemu, kto kiedykolwiek porzucił swoje noworoczne przyrzeczenia… O tym, dlaczego tak się dzieje, napiszę więcej później.
I wtedy to się stało. Pewnego dnia znowu wyszedłem z domu ostatni, ale wróciłem pierwszy, bo mój brat po szkole poszedł do kolegi. Nigdy nie zapomnę strachu, jaki ścisnął mnie za gardło, gdy zbliżyłem się do domu i ujrzałem drzwi wejściowe szeroko otwarte. Wszedłem ukradkiem do salonu i zobaczyłem, że został splądrowany. Kanapa była otwarta, poduszki porozrzucane, a telewizor zniknął! Słone łzy zaczęły spływać mi po twarzy.
Zastanawiałem się gorączkowo: „Czy zamknąłem drzwi na klucz? Co się stało? Czy ktoś obcy przebywa w domu? To wszystko moja wina! Mama się na mnie wścieknie. Czy jest na to jakieś inne wytłumaczenie?”.
Nie wiedząc, co właściwie zaszło, powoli wszedłem na palcach do swojego pokoju. Telewizor, odtwarzacz wideo i konsola do gier – wszystko wyparowało! Zostaliśmy obrabowani! Rzuciłem torbę i wybiegłem za drzwi. Serce mi waliło, łzy lały się strumieniami, a kolana drżały. Pobiegłem do domu sąsiadów i zadzwoniłem do matki.
Kilka minut później na podjeździe zatrzymał się jej samochód. Pamiętam dziwne doznanie, jakby połączenie poczucia bezpieczeństwa z silnym lękiem przed konsekwencjami, których się spodziewałem.
Kiedy matka zaparkowała auto, wybiegłem z domu i wpadłem z płaczem w jej ramiona, wołając: „Przepraszam, przepraszam, mamo!”. Na jej twarzy pojawił się ciepły, lecz zagadkowy uśmiech. A chwilę później za jej samochodem zatrzymała się furgonetka załadowana meblami i sprzętem elektronicznym. W tym momencie uświadomiłem sobie, kto obrabował dom – moja matka!
Nadal płakałem, tym razem z frustracji i złości pomieszanych z pewną ulgą, że zostaliśmy ograbieni tylko przez mamę podczas jej przerwy na lunch. Kiedy się uspokoiłem, wyjaśniła mi, dlaczego to zrobiła: żeby mnie czegoś nauczyć, dla mojego własnego oraz naszej rodziny dobra pokazać mi, jak ważne jest zamykanie drzwi na klucz.
Po tym, jak odczułem na sobie „konsekwencje” własnych działań, nigdy więcej nie opuściłem już swojego ani też czyjegoś domu bez dwu- lub trzykrotnego sprawdzenia, czy przekręciłem klucz w zamku. Mimo że nauczka, jaką dostałem, okazała się bolesna, to jednak podziałała. Moja mama była gotowa wejść na poziom absurdu, abym tylko się czegoś nauczył. Czy ciebie też na to stać? Jak bardzo się angażujesz w zmienianie własnego życia na lepsze? Co jesteś w stanie się temu poświęcić?
W punkcie życia, w jakim się znajdujemy, w sposobie, w jaki wszystko dzieje się w naszym świecie, oraz w tym, co potrzebne do poprawy sytuacji – musimy być gotowi wejść na poziom niedorzeczności. Dlatego właśnie jakiś czas temu postanowiłem chodzić wszędzie po schodach, zamiast jeździć schodami ruchomymi. Gest zaledwie symboliczny, ale ludzie wokół mnie to zauważyli; rozumieją powody tej mojej codziennej praktyki i postanowili mnie naśladować, traktując to jako wyraz ich wewnętrznego zobowiązania, by wieść bardziej zdyscyplinowane życie.
Choć w życiu rodzinnym oraz na treningach sztuk walki nauczyłem się nieco samodyscypliny, to niewątpliwie udoskonaliłem ją najbardziej, kiedy pracowałem jako sprzedawca dla Southwestern. Od stu pięćdziesięciu lat firma ta słynie z „kształtowania charakterów młodych ludzi”, bo uczy osoby w wieku studenckim prowadzenia własnego biznesu. W ramach organizowanego przez nią letniego programu studenci sprzedają po domach materiały edukacyjne dla dzieci, zwane Southwestern Advantage.
W okresie studiów każdego lata wyjeżdżałem ze swojego małego rodzinnego miasteczka Frederick w stanie Kolorado do Nashville w Tennessee na intensywne tygodniowe szkolenie dla sprzedawców, a potem udawałem się do jakiegoś miasta daleko od domu i pracowałem po czternaście godzin dziennie, sześć dni w tygodniu dla jak najlepszego zysku. Od 1855 roku do dziś około trzech tysięcy studentów rocznie pracuje tak latem, biorąc udział w programie firmy Southwestern, który ma na celu zmianę tego, czego uczą się w domu, poprzez danie im dostępu do markowego systemu gwarantującego sukces. To niewątpliwie jeden z najtrudniejszych i najbardziej rygorystycznych, ale też wielce wzbogacających programów, w jakich może uczestniczyć młody człowiek.
Zdumiewające jest to, że przeciętny początkujący sprzedawca, biorący udział w tym projekcie, osiągał pod koniec lata zysk brutto w wysokości około 8,5 tysiąca dolarów, a najlepsi studenci zarabiali zazwyczaj dobrze ponad 50 tysięcy dolarów w ciągu jednego lata. Dwaj z moich partnerów biznesowych, Dustin Hillis oraz Dave Brown, pewnego roku pobili rekord firmy, bo zarobili po niemal 100 tysięcy dolarów pomiędzy majem a sierpniem, wciąż będąc na studiach!
Choć moja kariera sprzedawcy była dość udana i podczas wakacyjnych wyjazdów zarobiłem w sumie ponad 250 tysięcy dolarów, to byłem powszechnie znany bardziej jako chłopak, który zwerbował do chodzenia po domach całe zastępy ochotników, ponieważ w ciągu trzech lat namówiłem do udziału w programie aż pięćdziesięciu siedmiu studentów.
Co ciekawe, wielu ludzi nie zdawało sobie sprawy, jak wielkie trudności pokonałem.
Działo się to około godziny czternastej trzydzieści drugiego dnia podczas pierwszego sezonu mojej letniej pracy. Przez cały ranek padało. Od ósmej piętnaście nie wszedłem do żadnego domu i nic jeszcze nie sprzedałem. Jakiś facet nakrzyczał na mnie i kazał mi wynosić się z jego ganku, co wprawiło mnie w taki zamęt, że wkrótce zupełnie się zgubiłem.
Mapa prawie rozmiękła mi od deszczu, trząsłem się z zimna, a pęcherze na pomarszczonych jak suszona śliwka stopach spowalniały dalszą wędrówkę. Nie wiedziałem, gdzie jestem, byłem wyczerpany psychicznie i przygnębiony, usiadłem więc na krawężniku. Nigdy nie zapomnę, jak wpatrywałem się w swoją narysowaną odręcznie mapę, na której słowa „Buckingham Lane” oraz „Coral Court” zlewały się ze sobą pod wpływem strumieni moich łez.
Co ja tu robię? – zastanawiałem się. Dlaczego siedzę na krawężniku w Montgomery w stanie Alabama? Co mnie skłoniło, żeby się w to wplątać? Czy to się dzieje naprawdę? Jakim cudem przetrwam następne dziewięćdziesiąt podobnych dni?
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki