Nie-Boska komedia - Zygmunt Krasiński, Maria Janion - ebook + audiobook

Nie-Boska komedia ebook i audiobook

Zygmunt Krasiński, Maria Janion

0,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Najwybitniejsze dzieło Zygmunta Krasińskiego i arcydzieło polskiego romantyzmu, nawiązujące w tytule do Boskiej komedii Dantego, to dramat metafizyczny, historiozoficzny i polityczny. Jednym z kluczowych problemów utworu i tłem dla jego akcji jest szczególny moment przesilenia historii, mający wszelkie znamiona rewolucji. W Nie-Boskiej komedii tym wydarzeniem jest zmierzch feudalizmu, ukazany przez Krasińskiego na podobieństwo rewolucji francuskiej. Wielka społeczna przemiana oznacza koniec panowania arystokracji, do której zaliczał się sam autor.

Jednak perspektywa historiozoficzna nie przesłania twórcy bieżących problemów kraju, znajdującego się wówczas w trudnym położeniu politycznym – powstająca krótko po upadku powstania listopadowego Nie-Boska komedia to także głos w sprawie klęski narodowego zrywu. Utwór podzielony został na dwie części: w pierwszej, traktowanej przez badaczy jako dramat rodzinny, autor ukazuje porażkę w perspektywie jednostkowej; druga traktuje przede wszystkim o ideach społeczno-politycznych.

Znakomity Wstęp Marii Janion stanowi niezastąpiony przewodnik po jednym z najambitniej zakrojonych dzieł polskiej literatury.

Książka ukazuje się w cyklu Wzorcowe tomy BN na stulecie serii.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.

Zygmunt Krasiński

Zygmunt Krasiński (1812–1859) – poeta romantyczny, dramatopisarz, powieściopisarz, epistolograf. Do początku XX wieku uznawany za twórcę równego Mickiewiczowi i Słowackiemu, później jego pozycja zaczęła być kwestionowana; przez nowszych badaczy krytykowany m.in. za konserwatyzm w kwestiach społecznych i antysemityzm. Urodził się w Paryżu, w rodzinie arystokratycznej, jego ojciec był generałem armii napoleońskiej. Początkowo kształcił się w domu. W 1827 rozpoczął studia prawnicze na Królewskim Uniwersytecie Warszawskim, od 1829 kontynuował naukę w Genewie, gdzie poznał m.in. Adama Mickiewicza. Debiutował powieścią gotycką Grób rodziny Reichstalów (1928). W roku 1833 wydał powieść Agaj-Han. W tym samym czasie rozpoczął prace nad Nie-Boską komedią, wydaną w roku 1835. Od tej pory dziełom Krasińskiego towarzyszyła refleksja historiozoficzna oraz filozoficzny namysł nad ideą czynu. W rok po Nie-Boskiej komedii wydał anonimowo kolejne wielkie dzieło – Irydiona, w roku 1843 – także anonimowo – poemat Przedświt, a w latach 1845–1848 cykl Psalmy przyszłości.

Maria Janion

Maria Janion (1926) – historyczka literatury, krytyczka literacka, badaczka romantyzmu, profesorka i wieloletnia członkini Instytutu Badań Literackich PAN. Autorka licznych prac naukowych, szkiców i artykułów rewidujących znaczenia XIX-wiecznych dzieł z kanonu literatury polskiej i europejskiej. Twórczyni koncepcji w nowatorski sposób sytuującej myśl romantyczną we współczesnej kulturze, literaturze i sztuce. Jej niezwykle bogaty i szeroki dorobek naukowy od lat stanowi inspirację dla kolejnych pokoleń badaczy w licznych dziedzinach humanistyki. Do najważniejszych publikacji autorki należą Romantyzm. Studia o ideach i stylu (1969), Gorączka romantyczna (1975), Czas formy otwartej (1984) oraz Projekt krytyki fantazmatycznej. Szkice o egzystencji ludzi i duchów (1991).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 276

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 49 min

Lektor: Małgorzata Regent, Tomasz Czarnecki, Janusz Żak

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Nr 24BIBLIOTEKA NARODOWASeria I

ZYGMUNT KRASIŃSKI

NIE-BOSKA KOMEDIA

Wstęp napisała
MARIA JANION
Tekst i przypisy opracowała
MARIA GRABOWSKA
WYDANIE PIERWSZE ELEKTRONICZNE, NA PODSTAWIE WYDANIA DZIESIĄTEGO UZUPEŁNIONEGO (1970)
WROCŁAW 2019
ZAKŁAD NARODOWY IM. OSSOLIŃSKICH

Seria „Biblioteka Narodowa” ukazuje się pod patronatem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rada Naukowa „Biblioteki Narodowej: Józef Bachórz, Tomasz Chachulski, Jerzy Jarzębski, Alina Kowalczykowa (przewodnicząca), Ryszard Nycz

Redaktor „Biblioteki Narodowej”: Stanisław Bereś

Redaktor tomu: Maria Bojarska

Książka ukazuje się w cyklu reedycji wzorcowych tomów „Biblioteki Narodowej” na stulecie serii.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.

Wydawnictwo Ossolineum, 50-139 Wrocław, ul. Szewska 37

e-mail:[email protected]

www.wydawnictwo.ossolineum.pl

Kontakt z „Biblioteką Narodową”: [email protected]

© Copyright by Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1970, 2019

Wydanie I elektroniczne, na podstawie wydania X uzupełnionego (1970) Wrocław 2019

Wydawca dołożył wszelkich starań, aby skontaktować się ze spadkobiercami p. Marii Grabowskiej. Niestety okazało się to niemożliwe. Zainteresowane osoby prosimy o kontakt.

Nieupoważnione powielanie lub inne wykorzystywanie utworu stanowi naruszenie praw autorskich.

ISSN 0208-4104

ISBN 978-83-66267-21-3

WSTĘP

Krasiński – przedmiotem sporu. Tradycyjny kanon „trzech wieszczów” zapewniał Zygmuntowi Krasińskiemu w wieku XIX pozycję czołowego reprezentanta romantyzmu polskiego. Na początku wieku XX jednak sytuacja zaczęła zmieniać się coraz wyraźniej na niekorzyść „trzeciego wieszcza”.

„Poetą popularnym nieprędko jeszcze będzie – może nigdy” – pisał Józef Kallenbach w roku 1912, w stulecie urodzin Krasińskiego⁠⁠[1], przypuszczając, że programowa postawa obrońcy arystokracji nie przysporzy pisarzowi szerokiego kręgu zwolenników i wielbicieli. Ranga poety w kanonie wieszczów została bezlitośnie zakwestionowana w dwudziestoleciu międzywojennym. W związku z odzyskaniem niepodległości w nauce o literaturze coraz głośniej wyrażano przekonanie, że dzieła sztuki nie mogą być oceniane z punktu widzenia innego niż artystyczny. Przekonanie to znalazło najpełniejszy wyraz w publikacjach formalistycznie nastawionych teoretyków literatury. Manfred Kridl, który w roku 1928 opracował „pojednawczy” wstęp do Psalmów przyszłości, już w pięć lat później pisał:

Słabe dzieła wielkich poetów, jak np. całą poezję ideologiczno-mesjanistyczną Krasińskiego, „ratowano” z powodów pozaestetycznych. Dzisiaj takie stanowisko jest już niemożliwe, nie tylko z powodu zmiany ogólnych punktów widzenia, ale i dlatego, że zabraniają nam tego zdrowo pojęty obiektywizm i starania o czystą i jasną atmosferę duchową. Literatury polskiej nie możemy mierzyć inną miarą, niż się mierzy literaturę w ogóle […]⁠[2]

W powodzi sądów dezawuujących twórczość Krasińskiego jedynie Ignacy Chrzanowski bronił poety jako przedstawiciela bezcennych „wartości narodowych”.

Badacze marksistowscy w okresie powojennym w szczególny sposób przejęli wyraźnie zaznaczającą się w dwudziestoleciu postawę lekceważenia estetycznych walorów poezji Krasińskiego. Stanowiła ona dla nich jeszcze jeden argument przeciw poecie, który na tle romantyzmu polskiego, traktowanego niemal w całości jako postępowy, wydawał się reakcyjnym wyjątkiem, bête noire wielkiego okresu literatury narodowej. Wyznaczenie ostrej granicy oddzielającej romantyzm postępowy od konserwatywnego sprawiło, że stracono z oczu obraz romantyzmu jako prądu, na którego całość składają się elementy często sprzeczne i krzyżujące się ze sobą. Konserwatyści romantyczni posługują się kategorią postępu, a u rewolucjonistów romantycznych odnajdujemy kult tradycji. Nieuwzględnienie złożoności zjawiska musiało doprowadzić w końcu do faktycznego usunięcia Krasińskiego z rozważań nad romantyzmem polskim.

W roku 1959 tygodnik «Życie Literackie» rozpisał ankietę na temat stosunku współczesnych do twórczości Krasińskiego. Okazało się, że budzi on bardzo słabe zainteresowanie, zarówno w środowisku naukowym i literackim, jak i wśród szerokiej publiczności czytającej. Wszyscy biorący udział w ankiecie «Życia Literackiego» biadali nad niezasłużoną niepopularnością poety.

Według zgodnego sądu z bogatego dorobku poetyckiego Krasińskiego niewiele utworów dorównuje osiągnięciom mistrzów poezji polskiej tego okresu – Mickiewicza, Słowackiego, Norwida. Przebrzmiała na ogół liryka Krasińskiego; tylko specjaliści interesować się mogą jego młodzieńczymi powieściami historycznymi (chociaż Agaj-Han czeka ciągle na pełną rehabilitację i udostępnienie szerszemu kręgowi odbiorców). Historyczne jedynie znaczenie mają jego późniejsze poematy religijno-filozoficzne. Większość uczestników ankiety oceniała listy Krasińskiego jako jedyny jego „utwór do czytania”⁠[3]. Zarazem jednak zdaniem większości dyskutantów dwa najwartościowsze dzieła Krasińskiego – Nie-Boska Komedia (1835) i Irydion (1836) – utrzymały swą wysoką rangę w dorobku polskiego dramatu romantycznego.

Ankieta rozpisana w setną rocznicę śmierci, jak również refleksje w stopięćdziesiątą rocznicę urodzin Krasińskiego (19 II 1812–23 II 1859) stały się okazją do nowego spojrzenia na pisarza. Krasiński – jeszcze niedawno prawie zapomniany i zepchnięty w cień – zaczął budzić zainteresowanie. Odpowiedzią na zapotrzebowanie krytyków i czytelników były edycje listów poety (Listy do ojca, 1963;Listy do Jerzego Lubomirskiego, 1965; oraz Sto listów do Delfiny, 1966), które wywołały – rzec można – „renesans” Krasińskiego.

Nawet w okresie „zmierzchu” Krasińskiego Nie-Boska Komedia nie była jednak utworem martwym. Każda jej inscenizacja wywoływała spory; były to spory, w których deklarując się „za” lub „przeciw” Krasińskiemu – recenzenci określali własne postawy. Jest w tym dramacie pewna fascynująca tajemnica, która sprawia, że mówiąc o Nie-Boskiej nie można mówić tylko o historii, że trzeba mówić również o współczesności. Dlatego Nie-Boska może stać się przedmiotem ostrego sporu ideowego. Z okazji wystawienia jej przez Bohdana Korzeniewskiego w Teatrze Nowym w Łodzi w roku 1959, recenzent «Trybuny Ludu» pisał:

Nie-Boska Komedia pozostaje utworem o ideologii reakcyjnej, co więcej, zawiera silne elementy rasistowskie, wyprzedzające pewne formy antysemityzmu mieszczańskiego, nawet w jego faszystowskim wyolbrzymieniu ⁠[4].

Inscenizacja Konrada Swinarskiego w krakowskim Teatrze Starym w roku 1965 – przedstawienie, które było jednym z ważniejszych wydarzeń w życiu teatralnym i kulturalnym ostatnich paru lat i wywołało szerokie echa, przedstawienie, będące punktem kulminacyjnym owego „renesansu” Krasińskiego rozpoczętego w latach sześćdziesiątych – ta inscenizacja potwierdziła, że Krasiński na dobre wyszedł z czarno-białego schematu i budzi nowy niepokój.

W dalszym ciągu również niepokój estetyczny. Już cytowany publicysta «Trybuny Ludu» dla podtrzymania swego sądu powołał się na zdanie Juliana Przybosia, który Nie-Boską Komedię nazwał „genialnym kiczem. Obok ciekawych i śmiałych pomysłów – prowincjonalna ciasnota, rozumowanie i wizjonerstwo na poziomie umysłowym zakrystiana”⁠[5]. Przyboś zresztą i później rzucał z estetycznego Parnasu gromy na Nie-Boską Komedię: jest to dla niego „rzecz nieskładna”, „jako dramat pozbawiona logiki artystycznej”, gdyż „autor rozstrzygnął konflikt – Sądem Ostatecznym”⁠[6], zaś Andrzej Kijowski wyznał:

W Nie-Boskiej, która uchodzi za najbardziej „intelektualny” utwór naszej dramaturgii romantycznej, nie znalazłem ani jednej myśli wartej zapamiętania; ani jednej sceny z owej „dantejskiej” wizji dziewiętnastowiecznego świata nie chciałbym zobaczyć na scenie, wszystkie wydają mi się kiczem przeraźliwym i płaskim; utwór pisany jest językiem ubogim i bezbarwnym, ani jedno zdanie nie wpada w ucho⁠[7].

Rozbieżność sądów jest ogromna. W Wykładach o literaturze słowiańskiej Mickiewicz podziwiał zwłaszcza finał Nie-Boskiej. „Zakończenie dramatu jest wspaniałe, nie znam nic równego”⁠[8] – mówił. Utwór Krasińskiego nazwał „jękiem rozpaczy człowieka genialnego”. Nie najłatwiejsze jest zatem położenie historyka, który po tylu sprzecznych zdaniach pragnie sine ira et studio przystąpić do analizy wciąż różniącego polityków i artystów dramatu Krasińskiego.

Krasiński wśród romantyków. Zygmunt Krasiński, należał do tak charakterystycznej dla literatury europejskiego romantyzmu formacji poetów silnie związanych z ideologią arystokracji – jak Chateaubriand czy de Vigny – którzy niezmiernie żywo reagowali na epokę wielkich wstrząsów społecznych i kryzys tradycyjnych wartości moralno-obyczajowych, zarysowujący się na przełomie XVIII i XIX wieku. Zdawali sobie oni wszyscy sprawę, że wypadło im żyć na przełomie dziejów i oglądać własnymi oczyma schyłek starego, a tak im bliskiego świata. Szczególnie ostro świadomość ta wystąpiła we wspomnieniach Chateaubrianda:

Życie moje dziwne przeznaczenie otrzymało na świecie: miałem być obecnym i gonieniu na kopie, i ogłoszeniu Praw człowieka; widzieć milicję wioski bretońskiej i gwardię narodową Francji, chorągiew właściciela Komburga i chorągiew rewolucji⁠[9].

W bliższym czy dalszym doświadczeniu intelektualnym każdego z tych twórców Wielka Rewolucja Francuska grała rolę decydującą. Ona to bowiem stanęła nieodwołalnie u początków wszystkich wątków myślowych, ona określiła charakter świata, w którym przyszło żyć owym hrabiom, nienawistnie lub miłośnie zafascynowanym postacią dziedzica i zarazem grabarza rewolucji – Napoleona.

W roku 1847 pisał Krasiński:

I tak, ta rewolucja, nazwana francuską przy swoim narodzeniu, trwa wszędzie, głucha, ukryta, ale coraz bardziej powszechna, rozwija się dalej we wszystkim, w umysłach, w książkach, w ideach, w indywiduach ludzkich i w masach, w królach nawet, stała się powszechną i socjalną, prowadzi dalej swoje dzieło […]⁠[10]

Na tym gruncie rodziła się wspólna wszystkim wymienionym pisarzom świadomość – jak się wyraził Chateaubriand – „właściwa arystokracji, której ostatnia wybiła godzina”. Istotnym momentem owej postawy jest poczucie zagrożenia dawnych wartości, świadomość przejściowości epoki, ale i poszukiwanie dróg odrodzenia w przyszłości.

Cóż pozostało dziś świętego? – pytał de Vigny – Oto rozsypały się w gruzy dawne wierzenia; ręce, wyciągnięte w szlachetnym porywie, nie wiedzą, czego się uchwycić. […] Nasza epoka […] Chciałaby być inną – i nie znajduje sposobu. Patrzy na siebie posępnie, beznadziejnym wzrokiem, który przejrzał wszystko, do końca⁠[11].

AutorCinq-Mars znajdował lekarstwo w feudalnej „religii honoru”.

Tęsknota za pięknem wyidealizowanej epoki feudalnej i świadomość, że bieg historii jest nieodwracalny, niechęć do cywilizacji triumfującej burżuazji, powiązana z nowoczesnym buntowniczym indywidualizmem (który wszak w genezie swej jest produktem mieszczańskich dążeń emancypacyjnych), pragnienie odbudowania tradycyjnych wartości świata chrześcijańskiego i urzeczenie nowatorskimi koncepcjami filozoficznymi XIX wieku – oto sprzeczne wątki ideowe twórczości Krasińskiego, spotykane również w dziełach przedstawicieli prawego skrzydła europejskiego romantyzmu. Konserwatywne poglądy różniły Krasińskiego od większości postępowych romantyków polskich, którzy nadzieje na odzyskanie niepodległości wiązali ze zwycięstwem europejskiej demokracji. Wspólny jednak im wszystkim był patriotyzm, który z kolei oddziela Krasińskiego wyraziście od takich konserwatystów-renegatów politycznych, jak Michał Grabowski czy Henryk Rzewuski.

Z najżywotniejszym i najciekawszym nurtem romantyzmu europejskiego i polskiego łączy Krasińskiego namiętne zainteresowanie dla filozofii historii. I ten właśnie moment może go uczynić interesującym dla dzisiejszego czytelnika: nasza epoka bynajmniej nie wyzwoliła się spod nacisku dziewiętnastowiecznej „obsesji historii”, która nawet przybrała na sile. Historiozofia Krasińskiego czerpała stale swą dynamikę intelektualną ze zjawiska, które do dziś pozostało najważniejszym problemem życia społecznego – z rewolucji. Trafnie pisał Jarosław Iwaszkiewicz, iż „przenikliwy umysł Krasińskiego widział doskonale: że rewolucja jest koniecznością dziejową. Ale że nie może ona być stanem permanentnym”⁠[12]. Tytuł artykułu, w którym padło to zacytowane zdanie, brzmiał: Aktualność „Nie-Boskiej”. Nie chodzi tu oczywiście o doraźną aktualność publicystyczną. Chodzi o uświadomienie sobie faktu, że to właśnie romantyczni konserwatyści-arystokraci – być może dlatego, że wzrok ich wyostrzyło zagrożenie – spojrzeli najprzenikliwiej na rewolucję.

Preliminaria. Na rękopisie Nie-Boskiej Komedii widnieje adnotacja: „Zaczęte w Wiedniu na wiosnę, skończone w Wenecji w jesieni 1833 r.” I później zapewne Krasiński pracował jeszcze przez jakiś czas nad utworem opublikowanym dopiero w roku 1835. Już jesienią 1833 roku młody autor zwierzył się swemu bliskiemu przyjacielowi, Konstantemu Gaszyńskiemu: „Mam dramat dotyczący się rzeczy wieku naszego; walka w nim dwóch pryncypiów: arystokracji i demokracji…”⁠[13]

Nie-Boska Komedia budzi od dawna zdumienie historyków literatury: ten znakomity utwór został napisany przez 21-letniego autora, który już nigdy potem nie zdobył się na dzieło tej miary. Może więc mamy tu do czynienia z jakimś nagłym wybuchem geniuszu, pozostającym poza granicami racjonalnej interpretacji? Ale czy zbanalizowana formuła „tajemnicy geniuszu” może tu w ogóle coś wyjaśnić?

Wydaje się, że obowiązkiem historyka jest starać się o wytłumaczenie tych wszystkich związanych z utworem zjawisk, które są do wytłumaczenia. Powinien zatem zgromadzić pewien zespół przesłanek genetycznych, które mogły wpłynąć na powstanie dzieła. Może wskazać na istnienie w dotychczasowej twórczości czy w listach Krasińskiego określonych wątków tematycznych i intelektualnych, które znalazły się później w Nie-Boskiej Komedii – naturalnie w postaci nierównie bardziej dojrzałej, a czasem poważnie przekształconej.

Wtedy okaże się, że w tym zakresie przynajmniej nie mamy do czynienia z niewytłumaczalnym fenomenem: w obrębie tzw. tworzywa nie znajdziemy w Nie-Boskiej Komedii niczego, co by uprzednio nie występowało w doświadczeniach intelektualnych czy w twórczości Krasińskiego. Oczywiście, najpoważniejszym problemem pozostanie nadal pytanie, w jakim stopniu wszystko to uległo artystycznemu przeobrażeniu oraz jak przebiegało działanie bodźców intelektualnych i estetycznych, pozwalających autorowi mizernych przeważnie powieści i wtórnych artystycznie „fragmentów” prozy poetyckiej zdobyć się na dzieło, wobec którego wielu nie waha się użyć określenia „genialne”.

W ramach interpretacji historycznej utworu nasuwa się możliwość wyodrębnienia trzech ciągów. Mają one charakter bądź genetyczny, bądź strukturalny. Pierwszy z nich musi zawierać elementy biografii i twórczości Krasińskiego sprzed Nie-Boskiej. Dwa następne to: historiozofia francuska i niemieckie teorie tragizmu. O ile w pierwszym z tych ciągów znajdą się sprawy konkretnie znane Krasińskiemu, rzeczywistość przez niego przeżyta lub nawet stworzona, to w dalszych wywodach będzie chodziło raczej o zarysowanie pewnych potrzebnych do naszych rozważań podstawowych cech filozoficznego i estetycznego myślenia epoki, ogólnego kontekstu kulturalnego, w jakim możemy rozpatrzyć twórczość pisarza. Nie wiemy, czy Krasiński na pewno czytał w tym czasie dzieło Vico albo wywody Schellinga. Możemy nawet przyjąć, że nie czytał. Ale ujęcia intelektualne, które spotykamy w Nie-Boskiej Komedii, są paralelne do pewnego właściwego epoce typu prowidencjalizmu czy właściwych jej koncepcji tragizmu. I ze względu właśnie na te ogólne cechy typologiczne czy strukturalne, obecne w dziele Krasińskiego, badacz musi prześledzić obok biograficznych uwarunkowań twórczości Krasińskiego także niektóre wątki myśli europejskiej XVIII i XIX wieku.

„Droga Polska i drogi Ojciec”. Tradycyjnym problemem biografistyki Krasińskiego jest wielka sprawa jego życia, którą się ujmuje zazwyczaj w formule „ojciec i syn”. Chodzi mianowicie o przemożny wpływ generała Wincentego Krasińskiego na syna, który przez całe życie był zafascynowany wybitną indywidualnością ojca. Wpływ ten bywał niekiedy przedstawiany w perspektywach nieco demonicznych; a stanowiłby z pewnością wdzięczny obiekt dla wielbiciela freudowskiej psychoanalizy. Wspomina o tym w formie postulatu Stanisław Pigoń w przedmowie do ostatnio publikowanych listów Krasińskiego do ojca, sugerując, że sprawa ta w stopniu wyższym niż dotąd winna zainteresować psychoanalityków. Z pomocą „freudowskiej teorii kompleksów życiowych” usiłował już niegdyś tłumaczyć niektóre zagadki Nie-Boskiej Komedii Tadeusz Pini, dochodząc, jak sam stwierdza, „do wniosku dziwnego: hr. Henryk jest tu równocześnie Krasińskim i jego ojcem. Krasiński zaś równocześnie Orciem i hr. Henrykiem”⁠[14]. Spośród faktów biografii literackiej Krasińskiego zawiły stosunek jego do ojca uznany został i tutaj za najdogodniejszy do ujęcia psychoanalitycznego.

Jeśli jednak temat ten zostaje obecnie podjęty w związku z interpretacją Nie-Boskiej Krasińskiego, to raczej nie dla zgłębiania psychologicznych aspektów i życiowych perypetii więzi między ojcem a synem. Idzie przede wszystkim o określenie ideologicznego wpływu generała na Zygmunta, który przejawił się m.in. w narzuceniu mu określonej oceny powstania listopadowego, co w sposób pośredni i skomplikowany zaważyło istotnie także i na ideologii Nie-Boskiej Komedii.

Życie Wincentego Krasińskiego wypełniło prawie bez reszty dążenie do podniesienia i ugruntowania świetności własnego rodu; będąc w pewnym sensie twórcą czy – jak wolałby to nazwać – odnowicielem jego potęgi, pragnął i życie syna podporządkować temu celowi. Ród Krasińskich do początku XIX wieku był „znany i znaczny”, ale ustępował wielu rodzinom magnackim dawnej Rzeczypospolitej. Wincenty Krasiński herbu Korwin, generał i hrabia z łaski Napoleona, obrał drogę kariery obcej dotychczasowym tradycjom polskim, kariery wojskowej i politycznej osiąganej w „służbie tronowi”, na drodze „wierności monarsze”. Legenda napoleońska, a potem zdobywanie w działalności politycznej łaski carskiej były na równi wykorzystywane przez generała Krasińskiego. Jednak pozbawione skrupułów zaprzedanie się Wincentego Krasińskiego, wybitnego dostojnika Królestwa Kongresowego, polityce cara Aleksandra, a później Mikołaja, wzbudziło poważne zastrzeżenia wśród społeczeństwa. Wytrwałe a szczęśliwe karierowiczostwo generała napotkało z czasem na poważną przeszkodę, która zasadniczo zmniejszyła jego polityczną rolę i jego przydatność dla polityki caratu – mianowicie na zdecydowany opór opinii publicznej.

Do pierwszego starcia doszło w roku 1828. Wtedy to w czasie Sądu Sejmowego, powołanego przez cara Mikołaja dla potępienia przywódców Narodowego Towarzystwa Patriotycznego zamieszanych w spisek dekabrystów, generał Krasiński usiłował przeciwstawić się orzeczeniu większości Sądu, który stwierdził, że oskarżeni nie są winni zbrodni stanu. Generał – „dobrze zasłużony w tej sprawie tronowi i Moskwie” – w myśl wniosku prokuratora wypowiedział się za karą śmierci dla spiskowców. Społeczeństwo zareagowało na to ogromnym oburzeniem; Wincenty Krasiński utracił dotychczasowy prestiż bohatera walk napoleońskich i znalazł się pod pręgierzem opinii jako narzędzie polityki rosyjskiej.

Szybka zmiana frontu, jakiej dokonał Krasiński po upadku Napoleona, i jego decyzja bezwzględnej wierności polityce caratu zasługują na uwagę. Niewątpliwie poważną rolę odegrał tu zarówno interes osobisty generała, jak i zwycięstwo, jakie w ówczesnej myśli politycznej polskich liberałów odniosła idea ugody z Rosją. Ale jeszcze jeden moment wydaje się niezmiernie ważny, a mianowicie: hrabiowsko-generalska idea „patriotyzmu feudalnego”. Generał żywił feudalne pojęcia o honorze, ojczyźnie i obowiązkach wobec panującego. Osobisty związek z suwerenem, poręczony przysięgą wierności, stanowił dlań podstawę obywatelskiego obowiązku. Toteż generał w swym rozumieniu był pełnym honoru patriotą i syna również chował na patriotę. Mówił Zygmuntowi o Polsce, „wpajał weń miłość ojczyzny” – inaczej zresztą nigdy nie zdobyłby jego nieograniczonego zaufania. Tylko że ideał patriotyczny generała pozostawał w coraz jaskrawszej sprzeczności z nowoczesnym pojmowaniem miłości ojczyzny, jakie ugruntowało się w kraju od schyłku wieku XVIII. „Patriotyzm feudalny” monopolizował cnoty obywatelskie w obrębie stanu szlacheckiego, utożsamiał ojczyznę z interesami wielkich rodów, głosił zasadę bezwzględnej wierności suwerenowi, mającemu reprezentować interesy kraju.

Ale w latach dwudziestych w Królestwie Kongresowym okrzepł już na dobre patriotyzm nowożytny, pojmujący ojczyznę jako wspólnotę kraju, języka i tradycji, będącą dziedzictwem wszystkich Polaków i ich dobrem nienaruszalnym, którego obrona jest pierwszym obowiązkiem obywatela. Od chwili gdy uformował się i ujawnił w Królestwie Kongresowym spisek patriotyczny (w roku 1824 był manifestacyjnie sądzony Walerian Łukasiński), gdy zaczęły się kształtować nowe kryteria oceny stosowane do postawy politycznej dygnitarza państwowego – musiała przygasnąć w oczach większości społeczeństwa bohaterska gwiazda generała.

Generał nie zamierzał się ugiąć przed sądem współczesnych – szedł świadomie przeciw opinii, wpatrzony w cara-suwerena, z którym związał się przysięgą, we własnym mniemaniu nienaruszalną. A przy tym fawory carskie były w kraju podbitym jedyną gwarancją pomyślności rodu. Taka postawa ojca była dla syna źródłem stałych konfliktów sumienia, ciągłych męczarni i cierpień. Często musiał wybierać między ojcem a ojczyzną, między „drogą Polską” i „drogim Ojcem” – i zawsze wybierał w końcu ojca. Ale nie przychodziło mu to bez ogromnego trudu, chociaż nieraz wmawiał sobie, że źródłem niechęci społeczeństwa do ojca jest „zazdrość i nienawiść”, czarna niewdzięczność tych wszystkich, „których dobrodziejstwami obsypał, a którzy Go opuścili”.

Momentem decydującym stało się powstanie listopadowe. Generał wypowiedział się przeciw niemu i uciekł do Petersburga, gubiąc się już na zawsze w oczach patriotycznej opinii. Uznała ona za jawnego zdrajcę narodowego tego, który się chlubił, że „nigdy jeszcze żaden Krasiński nie był zdrajcą”, i postanowił, iż „on również nim nie będzie”, wierny legalnej władzy państwowej. Syn szarpał się i dręczył – to był „krwawiący okres mojej młodości”, jak sam określił. Chciał koniecznie wziąć udział w powstaniu, ale w końcu – czując się ogólnie wzgardzonym, ośmieszonym, znienawidzonym, zhańbionym – uległ woli ojca. Już po upadku powstania napisał te pełne boleści i skrytego żalu do ojca zdania, wyrażające tak gorzko odczuwane konflikty moralne własnego życia:

Niechaj drogi Ojciec pewny będzie mojej miłości, mojego przywiązania bez granic. Dopóki miałem ojczyznę, jej pragnąłem życie poświęcić. Teraz to życie na rozkazy mojego Ojca. Teraz mój Ojciec jest ojczyzną moją, a tam gdzie była ojczyzna, teraz jest grób⁠[15].

Bolesne zagubienie Zygmunta widać w fakcie, że odrzucając racje „feudalnego patriotyzmu” ojcowskiego, odsuwając ze wstrętem ideologię „wierności monarsze”, wyrażając niejednokrotnie swe poglądy w duchu nowoczesnego patriotyzmu na miarę świadomości narodowej człowieka wieku XIX, nie potrafił całkowicie przeciwstawić się ojcu i stanąć po stronie tych sił społecznych, które podjęły walkę o wolność. Stało się tak nie tylko ze względu na synowskie obowiązki miłości i posłuszeństwa.

Niewątpliwie feudalne zabarwienie ma bowiem wiele poglądów młodego Krasińskiego, wyrażonych z okazji powstania. Ojczyznę chciał pojmować niekiedy przede wszystkim jako miejsce, gdzie znajdują się groby słynnych przodków. Jego patriotyzm wciąż jeszcze żywił się rycerskimi wizjami, marzeniem o śmierci na polu bitwy, bo tak właśnie umierali jego pradziadowie i dziadowie. Tradycja narodowa Polski – to dla niego tylko suma rycerskich legend jej najstarszych rodów. „Orlę rodu Krasińskich” miało się za wybitną rycerską jednostkę, gardzącą głęboko masami i ich demokratycznymi, patriotycznymi przywódcami. Indywidualizm romantyczny splatał się tu z wyobrażeniami feudalnymi.

Te właśnie pozostałości feudalnie pojmowanej miłości ojczyzny osłabiały siłę oporu Zygmunta przeciw racjom ojca, przeciwdziałały wpływom nowoczesnych idei patriotycznych. Przygłuszone wybuchem ogólnonarodowego entuzjazmu u progu wojny powstańczej, dały o sobie znać ze zdwojoną siłą po klęsce, gdy trzeba było szukać racji dla usprawiedliwienia stanowiska rodu. Toteż stosunek młodego Krasińskiego do powstania uległ z czasem zasadniczej zmianie – przede wszystkim pod wpływem opinii ojca, a także informacji ludzi z określonego kręgu społecznego.

Jakobińska rewolucja przeciw arystokracji. Musiała zrobić na Zygmuncie spore wrażenie wielekroć cytowana ocena powstania listopadowego sformułowana przez generała:

Narodowości poznikały. Dwa kolory rządzą światem: porządek i rozruch, a to na to, żeby ci, co posiadają, nie posiadali, a ci, co nie posiadali, żeby posiadali. Stąd to ten ruch nieznośny partii, któren w całym świecie się rozszerza, a przybiera preteksta najszczytniejsze miłości ojczyzny, żeby dojść do celu⁠[16].

Wincenty Krasiński był zatem skłonny traktować z całkowitą nieufnością nowożytny patriotyzm – z chwilą gdy poznikały stare feudalne narodowości, opierające się na tradycjach historycznych rodów, walka o wyzwolenie narodowe jest w wieku XIX po prostu pięknym szyldem dla walki klas, jest wojną domową nieposiadających przeciwko posiadającym. W tej sytuacji cóż pozostaje do zrobienia: „Albo być uczestnikiem nowych Robespierów, Dantonów, albo ich ofiarą”. Generał, jak wiadomo, znalazł już dawniej trzecie wyjście: salwował się ucieczką do Petersburga. Stamtąd właśnie miotał na insurekcję przekleństwa i obelgi, których treść powtarza się niezmiennie we wszystkich kampaniach polskiej reakcji przeciw ruchom narodowo-wyzwoleńczym, grożącym zachwianiem także i „ładu” społecznego. A więc twierdził, że powstanie zorganizowało „kilku cudzoziemców i dzieci”⁠[17], że zaczęło się ono „od chęci zamordowania władcy, czego nigdy nie było w historii naszej”, że cechuje je anarchia, rabunek i „zabieranie wszystkiego”, że bezkarnie szaleją „jakubiny” i „klubiści”, słynni, jak wiadomo, „z szulerstwa, pijatyk i rozboju”. Minione powstanie kościuszkowskie przedstawiał już w dużo lepszym świetle: jako dzieło „obywateli narodu”.

Początkowo młody Krasiński polemizował z taką oceną powstania listopadowego. Szermował frazeologią romantycznego kultu wolności. Dowodził, że jest to walka „słabych przeciw olbrzymom, poświęconych śmierci przeciw dawnym krzywdzicielom”, że naród polski musi cierpieć z tytułu niepojętych wyroków bożych dla dzieła zbawienia ludzkości, „bo to jest jednym z praw tego nieszczęśliwego winą samych ludzi świata, że nie pięknego zbawiennego stać się nie może bez cierpień i boleści, bez krwi rozlanej i zburzonego bytu wielu”⁠[18]. Perswadował ojcu, że „sprawa Polski jest sprawą narodową, a nie stronnictwa żadnego, sprawą nie kilku, ale ojczyzny”. Generał widział wszędzie „jakubinów”, syn zaś dowodził, „iż kiedy cała Polska uwierzyła, że to sprawa narodowa, kiedy sto siedemdziesiąt tysięcy Polaków jej broni, trudno się zgodzić na mniemanie, że to jest fakcją stronnictwa”⁠[19].

Między innymi również ostateczna decyzja powstrzymania się od udziału w powstaniu pociągnęła za sobą dla młodego Krasińskiego konieczność szukania ideowego usprawiedliwienia tego kroku. Zaczął dorabiać teorię do swej niewesołej praktyki i zmienił początkową ocenę powstania. Feudalne idee wzięły całkowicie górę. Ogromną rolę odegrały tu nowe informacje. W listach do swego angielskiego przyjaciela, wielbiciela polskiej walki wyzwoleńczej, Reeve’a, i do ojca rozpisywał się o okropnościach popełnianych podczas insurekcji przez kluby rewolucyjne⁠[20]. Już 20 października 1831 był przekonany ponad wszelką wątpliwość, że „Polska zginęła przez kluby”. Doszedł do wniosku, że Warszawa pozostawała pod panowaniem sztyletów, którymi wymachiwali klubiści.

Jak świętemu Pawłowi łuski z ócz, tak i mnie podobnież z ócz w dół padały urojenia, omamienia. Naśladowanie Francuzów nas zgubiło i przedtem, i teraz; Polskę chcąc podźwignąć, trza polskich używać sposobów, tych polskich sposobów, którymi Polska dawniej kwitnęła i gromiła⁠[21].

Przejrzał dopiero teraz gazety warszawskie z okresu powstania.

Czytałem je z rozgoryczeniem – pisze w liście z 3 listopada 1831. – To są teorie 1792 roku, przetłumaczone na polski; nic tu nie ma polskiego, narodowego – ani w myślach, ani w stylu⁠[22].

I wreszcie 14 lipca 1832, po spotkaniach z Augustem Zamoyskim, oświadczył w liście do Reeve’a, że nie ma już żadnych wątpliwości:

Klubiści nas zgubili. Nie masz żadnego pojęcia o ich szale i ich wściekłości. Ci nędzarze, szewcy, przechrzty i krawcy, chciwi pieniędzy, nie wiedzący nic o Polsce i o jej przeszłości, chcieli robić majątki, zarabiać, spekulować, równocześnie wieszając, rzucając kalumnie, podburzając – a teraz rozpowszechniają broszury przeciw wszystkiemu, co jest prawdziwie szlachetne i wielkie u nas. Oni właśnie nazywają to arystokracją; ale jeśli mnie kochasz, wierz mi i wiedz, że poza arystokracją nie ma nic w Polsce, ani talentów, ani oświaty, ani poświęcenia. Nasz stan trzeci – to błazeństwo, nasi chłopi – to maszyny. Tylko my jesteśmy Polską⁠[23].

W rozwoju ideowym Zygmunta Krasińskiego ten wątek myślowy miał szczególną wagę. Oceniając powstanie jako jakobińską rewolucję skierowaną przeciw arystokracji, przeczuwając siłę klasowej nienawiści plebsu, mając świadomość ogromu sprzeczności klasowych, Krasiński w centrum swych zainteresowań stawiał konflikty społeczne współczesnego świata. Już wtedy więc analizował procesy, które dostarczyć miały najważniejszych przesłanek ideowych dla tragicznych zawikłań Nie-Boskiej Komedii.

„Człowiek przyszłości”. W końcu października 1831 roku spotkała Krasińskiego w Genewie dość niezwykła przygoda. Odwiedził go mianowicie Leon Łubieński, dawny kolega, człowiek, który zdarł mu z munduru dystynkcje akademickie w czasie zajść na Uniwersytecie Warszawskim. Spowodowane one były faktem, że Krasiński – „uderzony świętością władzy ojcowskiej” – odmówił wzięcia udziału w studenckiej manifestacji patriotycznej, która się odbyła w marcu 1829 roku na pogrzebie prezesa Sądu Sejmowego, Piotra Bielińskiego. Wtedy to Krasiński po raz pierwszy wybrał „między ojcem a ojczyzną”. Ostentacyjne posłuszeństwo ojcu poważnie zaciążyło nad losem syna. Spotkał się z bolesnym dlań potępieniem rówieśników, musiał opuścić Polskę i wyjechać do Genewy, gdyż generał zrozumiał, że w Warszawie kształcić go dalej nie może.

Zygmunt uważał Leona Łubieńskiego za głównego sprawcę swego poniżenia i swego „wygnania” z Polski, za wroga, który miotał najohydniejsze kalumnie na ojca. Pisał o nim: „Chciał mnie zabić i zbezcześcić”. Dopatrywał się intryg Łubieńskiego w różnych sytuacjach życiowych, często nawet trafnie⁠[24].

Wielogodzinne rozmowy z Łubieńskim w Genewie stały się dla Krasińskiego męczarnią – zarazem jednak osobowość wroga fascynowała go nieodparcie. Wściekał się, wybuchał jawną nienawiścią, ale… rozmawiał dalej. Było w tych dyskursach coś tak dziwacznego, niepojętego, że sam Krasiński nazwał je „hoffmannowskimi”.

Bardzo ciekawa jest stylizacja, jakiej poddał w swych listach Krasiński postać Łubieńskiego, tworząc literackie ujęcie pewnego typu indywidualności ludzkiej. Łubieńskiego traktował jako człowieka wybitnie zdolnego, ale pozbawionego skrupułów moralnych. Nazywał go też Mirabeau, bo dostrzegał w nim jakąś postać, jak to wówczas określano, cynicznego radykalizmu arystokraty; nazywał go Szatanem, bo wydawał mu się piekielnie silny, zręczny i przenikliwy. A przede wszystkim widział w Łubieńskim jaskrawe zaprzeczenie wszystkich cech własnej osobowości.

Najciekawsze jest to, że uważał go niezmiennie za człowieka przyszłości, nie będącego w stanie zrozumieć „świętej przeszłości”, a zatem całkowicie niewrażliwego na ten typ poetyczności, na którą on sam był najbardziej uczulony.

To dusza potężna, ale bez krzty poezji, tej poezji, która każe kochać groby ojców, wspomnienia przeszłości, która może uczynić bohatera z człowieka dotąd ludziom nie znanego. On ma w sobie poezję innego rodzaju, coś w guście Balzaka. Ale całe średniowiecze jest w nim martwe: ani trochę uczucia rycerskiego. Chełpił się przede mną: „Jestem człowiekiem przyszłości, a nie przeszłości”⁠[25].

Dla Krasińskiego Łubieński był barbarzyńskim produktem współczesnej cywilizacji, pozbawionym oparcia w tradycji, wychowanym w kulcie „nowoczesnych” wartości. Reprezentował jednak swoistą siłę:

Nie można wątpić, to jest człowiek dziewiętnastego wieku, dla którego przeszłość jest martwa, dla którego przeszłość nigdy nie istniała. Zapytaj go, co to templariusz, trubadur, Dante, Calderon, Szekspir – roześmieje ci się w nos. Ale zapytaj go, kto to Mirabeau, Wolter, Danton, Balzac, Laclos – oczy mu się roziskrzą, bo wymieniłbyś źródła jego natchnienia […]⁠[26]

Dawni koledzy rozeszli się niepojednani.

Krasiński zapewne wiele rzeczy wyolbrzymia lub wprost poetycko „zmyśla” dla zaokrąglenia swej koncepcji charakteru adwersarza – zwłaszcza zwązki z filozofią Oświecenia i ideologią Wielkiej Rewolucji. Autentycznemu Łubieńskiemu, młodemu arystokracie, który wkrótce miał wstąpić na służbę do rosyjskiej administracji, trudno byłoby przypisać aż tak radykalne i sprecyzowane poglądy. Ale Krasiński nie liczy się zbytnio z rzeczywistością – tworzy bowiem szkice do literackiego portretu „człowieka przyszłości”, mającego się stać antagonistą jego literackiego sobowtóra i bliskiego mu świata wartości. Tak powstaje pierwszy zarys negatywnego bohatera współczesności, który go będzie odstręczał i fascynował jednocześnie; Pankracego z Nie-Boskiej Komedii.

„Wojna na śmierć i życie między klasami wchodzącymi w skład narodu”. Okres, który nastąpił tuż po upadku powstania listopadowego, bogaty był w biografii intelektualnej Krasińskiego w podniety i przemyślenia mające związek z kwestiami społecznymi współczesności, z przejawami walki klasowej w ówczesnej Europie. Wyraźnie rozszerzyły się jego horyzonty historiozoficzne. Doświadczenia i przeżycia ostatnich miesięcy skłoniły go do rozważań o nieuchronności starcia cywilizacji „przeszłości” i „przyszłości”. Zainteresowanie problematyką społeczną płynęło również z chęci przemyślenia swej osobistej postawy w walce, swego miejsca po jednej ze stron barykady. Jednym z impulsów tych rozważań była korespondencja z angielskim przyjacielem młodości, Henrykiem Reeve’em. Poprzez jego doświadczenia zbliżył się Krasiński do problemów społecznych i politycznych nowoczesnego kraju kapitalistycznego.

W Anglii, mniej więcej już od roku 1825, proletariat – wzrastający ciągle w liczbę i siłę w wyniku tzw. rewolucji przemysłowej – toczył walkę o swe prawa polityczne, o reform-bill, czyli ustawę reformującą w duchu demokratycznym angielskie prawo wyborcze. Walka o powszechne prawo wyborcze stanowiła niejako pierwszy etap krystalizowania się i krzepnięcia ruchu robotniczego w Anglii. Na początku października 1831 roku Reeve, przejeżdżając przez Londyn był świadkiem ulicznych manifestacji ludowych o charakterze politycznym. I kiedy 8 października parlament odrzucił reform-bill⁠[27], Reeve przewidywał rozruchy, nawet – rewolucję. W liście do Krasińskiego porównał angielską sytuację polityczną do okoliczności, które poprzedziły wybuch rewolucji francuskiej w roku 1789.

Krasiński był w najwyższym stopniu zainteresowany wydarzeniami angielskimi. W liście z 20 października 1831 dawał przyjacielowi rady, aby nie pozostawał bierny i nie usuwał się od udziału w wielkiej walce, jeśli ta się rozpocznie. Sądził wówczas, że kryzysy społeczne i rewolucje to są największe wydarzenia wieku i poza ich obrębem jednostkę czeka bierność, bezczynna wegetacja. Wstrząsy społeczne były dlań akumulatorami energii ludzkiej, natchnieniem życia jednostek ambitnych, istotną treścią bytowania człowieka XIX wieku.

Rzuć się w ramiona arystokracji lub ludu – doradzał przyjacielowi, marzącemu o neutralności, pragnącemu spokoju i ciszy. – Ja skłaniałem się do tej pierwszej, bo jest ona wielka wspomnieniami, bo, chociaż zaślepiona, ona właśnie stanowi całą starą Anglię, bo jest więcej poezji w jednym jej przedstawicielu niż we wszystkich razem warsztatach Johna Bulla, bo jest energiczna, chociaż się myli i wchodzi na drogę zguby. Dla ludu nie widzę innego sposobu osiągnięcia celu niż krew. A ty, ty nie będziesz nurzał swych białych rąk we krwi. Zresztą, któż wie, czy nie znajdzie się część arystokracji, która otworzy pochód ludu, która będzie maszerowała na czele rosnącego ruchu, rozwijając nad głową swe stare, sławne sztandary? ⁠[28]

Przy całej pasji dla problematyki społecznej Krasiński nie mógł przecież opowiedzieć się po stronie walczącego ludu, a nie chciał rezygnować z uczestniczenia w historii. Znamienne jest, że swoje myślenie o rewolucjach dziewiętnastowiecznych opierał na swoiście zinterpretowanym modelu Wielkiej Rewolucji Francuskiej.

Krasiński długo jeszcze będzie żywił złudzenia na temat wyjątkowej misji arystokracji w świecie współczesnym (chociaż trzeba przyznać, że i pod tym względem nieraz upadał na duchu, jak w zastanawiającym liście do ojca z 26 stycznia 1836 r., gdy gorzko dowodził: „U nas było ogromne nic.”), aż doczeka się wspaniałej (i bezlitosnej) riposty ze strony Słowackiego w Odpowiedzi na „Psalmy przyszłości”:

Bo to sen na końcu pieśni,

Że magnaty kiedyś staną

Z wielką tęczą chorągwianą,

Otrząśnięci z wieków pleśni,

Z wielką myślą w sercu, w głowie,

Chatom – niby aniołowie;

Że bunt święty rozpłomienią,

Że świat cały od nich zgore…

W tych magnatach serce chore,

Proch im sercem i proch rdzenią.

Wkrótce jednak czekało go bardziej bezpośrednie zetknięcie z nowożytną postacią walki klas, znacznie poważniejszą niż angielska walka o reform-bill.

W końcu listopada 1831 roku wybuchło powstanie robotników w Lyonie. Stanowiło ono pierwszą w dziejach tak decydującą manifestację walki klasowej między proletariatem a burżuazją, w której klasa robotnicza okazała się samodzielną siłą społeczną. Od maja do września 1831 roku rosło wzburzenie żądających podwyżki płac tkaczy lyońskich. Po wybuchu powstania robotnicy lyońscy na dziesięć dni opanowali miasto; niestety, nie bardzo jeszcze wiedzieli, co robić ze zdobytą władzą. Na czarnym sztandarze umieścili napis: „Żyć pracując albo umrzeć walcząc!” Na interwencje władz odpowiadali: „Chcemy pracować albo umrzeć. Wolimy zginąć od kul niż z głodu!” Już na samym początku grudnia wojsko zaprowadziło w Lyonie „porządek”.

Powstanie lyońskie ujawniło doniosłość nie znanych dotąd lub nie docenianych przejawów rzeczywistości społecznej. Bojownik sprawy proletariatu, Louis-Auguste Blanqui, na posiedzeniu Towarzystwa Przyjaciół Ludu w lutym 1832 roku odsłonił prawdę o życiu społecznym Europy w wieku XIX: „Nie można ukryć, że toczy się wojna na śmierć i życie między klasami wchodzącymi w skład narodu”⁠[29].

Z okazji powstania lyońskiego do świadomości zachodnioeuropejskiej dotarły rozmaite fakty i opinie, które odegrały też bardzo poważną rolę w rozwoju ideowym Krasińskiego, Przede wszystkim wzrosła świadomość przeraźliwej nędzy materialnej proletariatu. Po drugie, po obu stronach barykady zakorzeniło się przekonanie, że w powstaniu lyońskim ujawnił się śmiertelny antagonizm posiadających i nieposiadających, bogatych i biednych. Wreszcie w wypowiedziach współczesnych pojawiło się przeczucie, iż to właśnie proletariat może być tym „barbarzyńcą”, który zniszczy i pogrzebie „najpiękniejszy ze światów”.

Niewątpliwie Krasiński znalazł się w dobrym punkcie obserwacyjnym: w Genewie nie sposób było nie zwrócić uwagi na powstanie lyońskich tkaczy. Krasiński zdawał sobie dobrze sprawę ze szczególnego charakteru powstania lyońskiego. Dowodzi tego choćby zawarta w liście z 1 grudnia 1831 uwaga o

wielkiej rewolucji, ale nie politycznej, tylko socjalnej, która każe oddać własność, ziemię i bogactwo, tj. dobre łóżka, dobre obiady, dobre kominki, z rąk tych, którzy dobrze śpią, jedzą i grzeją się – w ręce tych, którzy czuwają, trzęsą się z zimna i cierpią z głodu⁠[30].

Ale echa wypadków lyońskich miały dotrzeć do młodego arystokraty w sposób bardziej bezpośredni i ciekawszy – miały się stać osobistym przeżyciem poety. Krasiński bowiem zetknął się oko w oko z postawą „gminu”.

W pierwszej dekadzie grudnia udał się on do położonego w pobliżu Genewy Ferney. Wszedłszy do jakiejś gospody, aby oczyścić swą fajkę, wdał się w rozmowę z dwiema dziewczynami-służącymi na temat… lyońskich robotników. Jedna z dziewczyn powiedziała, że tkacze w Lyonie słusznie wszczęli powstanie – już od dawna przyrzekano im równość w niebie, ale oni jej chcieli na ziemi. Krasiński tak relacjonuje swoją odpowiedź: „Nie będzie równości w niebie – odparłem – tylko pod warunkiem nierówności na ziemi…” Służąca replikowała dość przytomnie, dowodząc, że zna świetnie ten typ argumentacji, ale „lepiej dobrze zjeść niż źle”, zresztą już najwyższa pora na zamianę miejsc. Krasiński był oburzony i przerażony tym, że jego wywód o konieczności poddania się ustanowionej przez Boga nierówności społecznej nie znalazł uznania w oczach praktycznej sojuszniczki sprawy lyońskich robotników. W tak niedwuznacznie sformułowanym konflikcie ratunek mogła nasuwać tylko tradycyjna ocena moralna: propozycja zamiany miejsc – to wybuch zwierzęcego materializmu, obrona zaś dotychczasowego układu przywilejów jest przejawem wzniosłego idealizmu.

Owa, powieściowa wprost, kontrowersja hrabiego i pomywaczki wywarła niezapomniane wrażenie na młodym Krasińskim i znalazła znamienne odbicie w tekście Nie-Boskiej Komedii. Jak dobrze mógł teraz zrozumieć praktyczną mądrość od dawna uwielbianego „wicehrabiego” – Chateaubrianda, że

siłę garnizonów trzeba wesprzeć wszechmocną potęgą wiary, którą daje religia… Czyż państwo, w którym jedni mają milionowe dochody, a drudzy giną z głodu, może się ostać bez religii, z jej wiarą w życie pozagrobowe, tłumaczącą wyrzeczenie?⁠[31]

Taki też będzie wówczas jeden z kierunków rozważań Krasińskiego na temat ujawnionych nagle antagonizmów rozdzierających społeczeństwo XIX wieku. Rozstrzygał je wtedy na płaszczyźnie chrześcijańskiej moralistyki, szukającej w niebie uzasadnienia i rekompensaty dla panujących na ziemi stosunków społecznych.

„Nauczyłem się myśleć”. Generał Wincenty Krasiński postanowił wreszcie ściągnąć syna do kraju po jego kilkuletnich wojażach zagranicznych. 15 sierpnia 1832 naznaczył jako dzień, w którym Zygmunt miał się pojawić w Polsce.

Młody poeta lękał się tego powrotu. Dręczyło go ciągle jeszcze pełne wyrzutów sumienia wspomnienie, że nie wziął udziału w powstaniu, nękała wizja zdeptanej przez zwycięzców Warszawy. Widział też dwuznaczność własnej sytuacji: w czasie, kiedy większość najbardziej wartościowych ludzi, w tym jego osobistych przyjaciół, musiała uciekać za granicę i tam borykać się z ciężkim życiem emigracyjnym, on właśnie wracał do kraju – i to jeszcze nie bardzo wiadomo, w jakim właściwie celu.

Generał Wincenty wiedział jednak dobrze. Prawie cała rządząca warstwa Królestwa Kongresowego została w mniejszym lub większym stopniu skompromitowana w powstaniu. Otwierały się więc fantastyczne możliwości kariery dla ludzi o wypróbowanej wierności carowi. Jakkolwiek nie znamy zbyt wielu dokumentów z tego okresu, kierunek zamysłów hrabiego Wincentego dotyczących synowskiej przyszłości rysuje się dość przejrzyście: wykorzystując wyjątkowe wprost fawory u cara, chciał syna teraz właśnie „urządzić”, zapewnić mu świetną karierę.

Zgotował synowi w Opinogórze oszałamiające przyjęcie, aby mu osłodzić ogromnie gorzką pigułkę: oto już 20 sierpnia 1832 Krasiński doniósł Reeve’owi, że musi wyjechać z ojcem do Petersburga. W drodze do „miasta głazów” mógł sobie Krasiński powtarzać znów to, o czym pisał do ojca przed rokiem: „Nieszczęśliwy jestem; dawniej to mówiłem przez romantyzm, dziś niestety rzeczywistością to się stało”⁠[32].

Bardzo niewiele wiemy o tym, co się z Krasińskim działo w czasie pobytu w Petersburgu od połowy października 1832 do początku marca 1833 roku. W listach do Reeve’a – z obawy przed cenzurą – podawał teraz bardzo skąpe informacje o swym stanie duchowym, o swych przemyśleniach i poglądach. Tylko szalone wybuchy tęsknoty za przyjacielem i wspólną przeszłością mogą wskazywać pośrednio, jak bardzo czuł się źle, samotnie, strasznie.

Do audiencji u cara nieprędko doszło. Zygmunt czuł się bardzo chory; zwłaszcza od dłuższego czasu dokuczały mu oczy. Całe dnie spędzał w zaciemnionym pokoju, nigdzie nie wychodził.

Wstaję, przechadzam się, piszę trochę, potem kładę się, przechadzam się i znów dalej, i zawsze to samo. Nauczyłem się myśleć. Stanę się dzikusem i wielkim myślicielem. Bardzo mnie bolą oczy. Ty wiesz, kiedyś trzeba było wina, cygara lub kobiety, żeby mnie wprawić w stan upojenia; teraz upajam się myśląc intensywnie, śledząc jakieś rozumowanie […] ⁠[33]

Tutaj w styczniu 1833 roku powstała pierwsza, zniszczona później, wersja Irydiona. „Napisałem coś podobnego do czegoś, co było we mnie – określał tę próbę sam Krasiński – to znaczy do dezorganizacji i do kilku myśli dość głębokich”⁠[34]. Jest to także świetne określenie mgławicy ideowo-filozoficznej, z której zrodziła się Nie-Boska Komedia.

Poeta za cenę długich upokorzeń wygrał ostatecznie swoją walkę i z ojcem, i z carem. W czasie audiencji Krasiński – domyśla się jeden z monografistów – „zamiast prosić o intratną posadę, jak mu polecał ojciec, prosi o pozwolenie na wyjazd za granicę”⁠[35]