Irydion - Zygmunt Krasiński - ebook

Irydion ebook

Zygmunt Krasiński

0,0

Opis

Dla współczesnych autorowi czytelników kod odczytywania Irydiona był oczywisty: Roma to Rosja, a Grecja — to Polska. Dlaczego? Ponieważ Grecji jako jedynej udało się uczynić wyłom w postanowieniach Świętego Przymierza, zobowiązującego mocarstwa Europy do współpracy, aby po pokonaniu Napoleona I nie dopuścić więcej do żadnych rewolucji i zmian granic na kontynencie. Po prawie trzystu latach niewoli, w wyniku dziesięcioletniej wojny, Grecja odzyskała niepodległość i swoim przykładem dawała nadzieje innym, także Polakom. Zatem pod starożytną szatą, z niemałą erudycją utkaną przez Krasińskiego, w dziejach Irydiona, syna Amfilocha Greka — ukrywają się problemy i idee XIX wieku. Niektóre z nich pozostają aktualne do dziś.

Idea dramatu zrodziła się, gdy Krasiński wraz ze starszym, sławnym już poetą, Mickiewiczem, zwiedzali ruiny starożytnego Rzymu. Wśród tej romantycznej turystyki zaskoczyła ich wieść o wybuchu powstania listopadowego. Żaden z nich nie dołączył ostatecznie do walczących w Królestwie Polskim, mimo dręczącego ich wewnętrznego rozdarcia. Owocem duchowych zmagań Mickiewicza były Dziady oraz Pan Tadeusz; Krasińskiego — Nie-Boska komedia i Irydion.

Zygmunt Krasiński wkrótce został wezwany przez ojca do Petersburga, aby zostać przedstawiony carowi i rozpocząć karierę dyplomatyczną, do której, z racji urodzenia, był przeznaczony i wykształcony. Napięcie nerwowe spowodowane fałszywą sytuacją, w której się znalazł, doprowadziło go do niemal całkowitej utraty wzroku. Ostatecznie uzyskał zgodę na wyjazd zdrowotny poza granice cesarstwa rosyjskiego — i odtąd największą jego troską było stałe przedłużanie paszportu, by pozostawać na tego rodzaju połowicznej emigracji, nie zrywając jednak więzów z krajem i ojcem. Podobno pierwsza wersja Irydiona, dramatu o zemście na mocarstwie-ciemiężycielu ojczyzny, powstała jeszcze w Rosji, lecz została zniszczona przed jej opuszczeniem. Ostatecznie najpierw został ukończony i wydany dramat o rewolucji (Nie-Boska komedia), zaś Irydion uzyskał finalny kształt w roku 1835 i został opublikowany anonimowo w Paryżu w 1836 r.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Zygmunt Krasiński
Irydion
Epoka: Romantyzm Rodzaj: Dramat Gatunek: Dramat romantyczny

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 289

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Zygmunt Krasiński

Irydion

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN-978-83-288-5531-1

Irydion

Osoby:
IRYDION — także: SIGURD, HIERONIM; syn Amfilocha (Hermesa) Greka, i Grimhildy, kapłanki Odyna z plemienia Cymbrów;ELSINOE — siostra IrydionaMASYNISSA — towarzysz i doradca Amfilocha, a następnie Irydiona; afrykański starzec, posiadający tajemniczą i demoniczną mocHELIOGABAL — cesarz rzymski, pochodzący z Emezu, z Syrii; arcykapłan Mitry (Baala)1; młodzieniec lat 18ALEKSANDER SEWER — brat cioteczny Heliogabala, adoptowany przez niego dla podtrzymania dynastii; młodzieniec lat 13MAMMEA — matka Aleksandra Sewera, ciotka HeliogabalaKORNELIA — prorokini chrześcijańskaWIKTOR — biskup wspólnoty chrześcijańskiej w RzymieULPIANUS DOMICJAN — prawnik, nauczyciel i doradca Aleksandra SeweraEUTYCHIAN — powiernik cezaraRUPILIUS — pomocnik EutychianaEUBULLUS — inny dworzanin cezaraPILADES — służący IrydionaGLADIATOR — SPORUS, ostatni z rodu SCYPIONSYMEON z Koryntu, chrześcijanin, jeden ze stronników Irydiona-HieronimaARYSTOMACHUSLUCJUSZ TUBEROFILOZOFNIEWOLNICYGLADIATORZYCHÓR SŁUŻEBNICCHÓR NIEWIASTCHÓR KAPŁANÓWCHÓR KARŁÓWCHÓR PRETORIANÓWCHÓR MŁODZIEŃCÓWCHÓR BARBARZYŃCÓWCHÓR PODZIEMNYCH GŁOSÓWCHÓR Z WNĘTRZA ŚWIĄTYNI
Et cuncta terrarum subacta2. 
LUCANUS3
.............. Aestant ingens 
Uno in corde pudor mixtoque insania luctu, 
Et Furiis agitatus amor et conscia virtus4. 
AENEIDOS. Lib. X

Już się ma pod koniec starożytnemu światu5 — wszystko, co w nim żyło, psuje się, rozprzęga i szaleje — Bogi i ludzie szaleją.

A jako Jowisz pan na niebie, tak Rzym pan na ziemi kona i szaleje. — Fatum jedno spokojne, niewzruszone, rozum nieubłagany świata6, patrzy z wysoka na wiry ziemi i nieba.

Wśród zamętu wznoszę pieśń, która mi gwałtem z piersi się dobywa. — Niechaj duch zniszczenia ku pomocy mi będzie, — niech moje natchnienie kręci się i toczy się, i rozlega na wsze strony jako piorun burzy, która grzmi teraz nad wiekami przeszłości i wszelkie życie strąca do otchłani — a potem niech umiera jak on po dokonaniu dzieła. — Tam nowy świat na wschodzie! Ale mnie już nic do niego.

Gdzie postacie, które tak dumnie i wzniośle kroczyły dawniej po twoich siedmiu wzgórzach, o Rzymie? — Gdzie patrycjusze twoi z nożem ofiarnym i włócznią w ręku, z sercem pełnym tajemnic, z chmurą zgrozy na czole, ojcowie rodzin, ciemięzcy plebejanów7, ukróciciele8 Włoch i Kartagi9? Gdzie westalka10 wstępująca w milczeniu z ogniem świętym na schody Kapitolu11?

Gdzie mówce12 twoi, panowie duszy tysiąców13, stojący ponad falami ludu, gwarem poszeptów obwiani i burzą poklasków? — Gdzie żołnierze legionów bezsenni, ogromni, z twarzą spiekłą od słońca, ochładzaną znojem, rozjaśnianą połyskami mieczów? — Wszyscy zniknęli jedni po drugich — przeszłość ich zagarnęła i jak matka tuli do łona. — Nikt ich nie wydrze przeszłości.

Miasto14 nich podnoszą się nieznane dotąd kształty, ni piękne jak półbogi, ni silne jak olbrzymy tytańskich czasów; ale dziwaczne, migające złotem, z wiankami na czole, z pucharami w dłoni; a wśród kwiecia sztylety, a wśród biesiady trucizny, a w ich tańcach konwulsyjne podrzuty — niby to życie bez granic wśród pieśni i jęków, ryku hien i nawoływań gladiatorów. — Śmiech z takiej wiosny umajonej krwią i woniami spiekłych kadzideł! — Śmiech z takiego życia! — Ono przejściem tylko, ono nic nie utworzy, nic nie zostawi po sobie, prócz krzyków kilku i sławy marnego skonania!

Motłoch i cezar — oto jest Rzym cały15! —

Izydo16 matko wiadomości i milczenia, stopy twoje zbryzgane pianą morza, okryte pyłem długiej podróży, obca mowa brzmi naokoło ciebie — i stoisz na Forum Romanum17 i dotąd się rozpatrzyć nie możesz, kędy18 sama jesteś, kędy brzegi Nilu.

Z pagórków Armenii, z nizin Chaldei, Mitra19 też, pan młodości i śmierci, ciągnie ku Rzymowi i już stanął w lochach Kapitolu i nożem ofiarnym potrząsa wśród głuchej nocy nad trupami ofiar20.

W portykach greckich, w słodkim cieniu korynckich filarów barbarzyńskim chodem stąpa syn północy — stanie czasami i na toporze wsparty szuka błękitnymi oczyma, czy gdzie nie spotka Odyna, Boga ludów swoich21.

Odyn Cymbrycki22 dotąd się nie zjawił — żal mu borów sosnowych i śnieżnej pościeli, i szarego nieba, i chórów Walhalli23. — Ale chwil kilka jeszcze — i on puści się na pielgrzymkę do Rzymu!

Naprzód, Bogi i ludzie! — Drogi wasze się pokrzyżują od wschodu na zachód, od północy na południe. Miejsca dla was nie będzie. — Idźcie więc i kołujcie, błądźcie i wracajcie potem.

Tak zwykle przed śmiercią bywa.

Naprzód, Bogi i ludzie! — Szalejcie do woli — ostatni to szał, ostatnia to gonitwa wasza — a Fatum z was się urąga, krzyż godłem swoim wzięło i wy wszyscy wcześniej czy później padniecie przed krzyżem.

Z tego świata, co się zżyma i kona, wycisnę myśl jedną jeszcze — w niej będzie miłość moja, choć ona jest córą szaleństwa i zwiastunką zguby!

Naprzód w szał, naprzód w tan, Bogi i ludzie wokoło myśli mojej — bądźcie muzyką, co przyśpiewuje jej marzeniom — burzą, pośród której ona się przedziera jak błyskawica — bo imię jej nadam, postać nadam, i choć poczęta w Rzymie, dzień, w którym Rzym zginie, nie będzie jej ostatnim. Ona trwa, dopóki ziemia i ziemskie narody — ale za to w niebie dla niej miejsca nie ma!

Gdzież jesteś, synu zemsty — w jakiej ziemi leżą zwłoki twoje? — Duch twój pomiędzy jakimi duchami? —

Ze świata gruzów wywołałem cienie umarłych — w nocy na forum stanął senat przede mną — schylone widma, obarczone pamięcią podłości, i między nimi nie było ciebie!

Gladiator powstał z lochów cyrku i szedł na czele swoich przy świetle księżyca — przebici wszyscy — usta sine powtarzały w śnie śmierci: „Morituri te salutant, Caesar24”. — Ale pomiędzy nimi nie odkryłem ciebie.

Na Palatynie25, na wzgórzu ruin i kwiatów26, panów świata dla mnie wzruszyły się prochy — płynęli przede mną — diadema27 krwią zlutowane trzymało się ich czoła — każdy na czole niżej miał znak potępienia — purpura na ich barkach powiewała, a zza niej świeciły gwiazdy przez otwory wydarte sztyletami zabójców — ale i tam nie ujrzałem ciebie.

Męczenników Chrystusa słyszałem śpiewy i modły. — Dźwięki te wzlatywały z katakumb28 i szły prosto ku niebu — był tam głos jeden niewieści, smutniejszy, piękniejszy nad inne — znany tobie kiedyś, ale teraz sam jeden, niezwiązany z twoim.

Gdzież jesteś synu zemsty, synu pieśni mojej! Już czas zmartwychwstać, by deptać po zwłokach olbrzyma — pamiętasz — przysiągłeś. — Wyrzekłeś się wiary, nadziei, miłości, by raz tylko, raz jeden spojrzeć, a potem zanurzyć się tam, gdzie miliony. —

Godzina dobija — bo kędy29 miasto wieczne panowało, dziś grób szeroki, rozwarty, napełniony kośćmi i gruzem, opleciony pełzającym bluszczem i ludem. — Powstań — chodź — wzywam cię. — Ja i straszniejsza potęga jeszcze, od której cię wybawić nie zdołam, ale imię twoje oderwę od ciała twego i ono na zgubę nie pójdzie wraz z tobą!

Z dala ode mnie! — Nie dla was te dzikie manowce — w Kampanii rzymskiej zostańcie u stóp Apeninów, towarzysze moi. — Ja pójdę — ja go raz jeszcze chcę ujrzeć przed zgonem, przed śmiercią na wieki.

W tej jaskini leżącej wśród mroków przepaści, on na marmurowym łożu rozciągnięty, bez oddechu, bez sennych poruszeń, bez żadnego marzenia, czeka na przebudzenie — obiecane — straszne, i na dzień sądu bliższy dla niego, niż dla reszty świata!

Starożytne próchna świecą naokoło jak oczy sfinksów — wąż z łuską promienistą śpi od wieków przy stopach jego — rysy zasępione, spalone gorączką, sen tak długi chłodu po nich rozlać nie potrafił.

Kształty jego ciała podobne do kształtów greckiego posągu i takich już dzisiaj nie ma na tej ziemi — nogi białe jak marmur paryjski w czarnych koturnach, złożone na czarnej pościeli. — Stąd i zowąd, pod nimi, nad nimi, mchy i bluszcze się wiją.

Tunika biała na piersiach spoczywa — odłamek lampy w dłoni i miecz rdzą stoczony u boku spoczywa — a druga ręka opuszczona, martwa i palce jej skurczone, jak gdyby zasnął w rozpaczy.

On cały zawieszony leży między snem a śmiercią — między ostatnią myślą, którą pomyślał przed wiekami, a tą, która niedługo w nim się obudzi — między potępieniem całego życia, a potępieniem wieczności.

Nim powstaniesz, opowiem twe dzieje.

W Chersonesie Cymbrów30, w ziemi srebrnej potoków31, ojciec twój niegdyś stąpał brat za brat32 z królami morza33, choć przybył z odległych stron, choć cudzą miał grecką mowę i twarz greckiego półboga.

Ale polubiły go niewiasty i męże34, bo powieściami długie słodził noce, a we dnie pierwszy do walk i biesiady. Manowce szarego oceanu bitą drogą mu były — w połysku gwiazd niebieskich wyczytywał pogody i burze — najcięższą włócznią przerzucał najwyższe maszty i za wichrami goniąc, spokojne miał czoło.

Na lądzie róg jego dzwonił po dolinach i skałach. — Niedźwiedź nigdy mu się nie potrafi odjąć35 — a kiedy wrócił z łowów lub rozbicia, kładł się na mech, na paprocie, i spełniając gęste36 puchary, opowiadał gonitwy, zapasy, rozboje. Na dalekich wodach dom jego nabijany kością słoniową i złotem — sługi niewolniki, stojąc na progu pod lasem filarów, patrzą na morze, zasiane wyspami błyszczącymi jak gwiazdy i wyzierają jego powrotu — ale on się nie spieszy, bo polubił dźwięk trąb konchowych i śpiew kapłanek Odyna — bo młodość swoją puścił na błędy37 i zmienne losy, by później dokonać wielkiego zamiaru — i puchar podnosi do ust i pije zdrowie króla mężów, starego Sigurda. —

„Grimhildo, córo Sigurda, lud mój od wieków nosi kajdany i jęczy — wraz z ludem moim sto innych ludów po wszystkich brzegach mórz południowych usiadło na żwirze i płacze.

Żeby ich wyzwolić, trzeba mi twojej piersi natchnionej! Ja sam rodem jestem niewolnik, ale duchem mściciel — wrogi moje silne38 jak tytany — żeby ich podkopać i obalić, trzeba mi twojej piersi natchnionej! Dziewico poświęcona Odynowi, ty wejdziesz w progi moje, ty będziesz towarzyszką moich trudów, i dzieci nasze kończyć będą dzieło moje — a ono się przeciągnie w późne wieki wieków!”

Tu ojciec twój umilkł i stopniami39 ogarniał ją potęgą wzroku i milczenia swego. — Ona, stojąc na skale, spoziera40 na szarą nieskończoność morza; z rozpuszczonym włosem, z zamglonymi oczyma, bezsilna, szalona miłością. — Już Odyna pawęż41 jej nie zasłoni, porzuci stopy ołtarza42 i pójdzie z obcym na dalekie brzegi.

„Hermesie, dawniej wojowniki nasze nie śmieli spojrzeć na czoło moje. — Tyś się zjawił jak bohater zstępujący z Walhalli, tyś rzekł: »Grimhildo« — i patrz, ja muszę być niewolnicą twoją. —

Nie znam ojczyzny twojej, wrogów twoich nie znam; kraj, do którego mnie ciągniesz, nigdy we śnie nawet nie ukazał się przede mną, ale pójdę, nieszczęśliwa — zhańbiona pośród dziewic — przeklęta gniewem Odyna — tylko pozwól raz jeszcze mi zasiąść na świętym głazie i odśpiewać pieśń ostatnią!”

Amfiloch Hermes szedł za dziewicą na pokładach mchu, na warstwach granitu, przez święte bory szronem obwisłe, wśród ryku wodospadów. Sosny tłumem cisnęły się wszędzie; z ich tłumu czasem szkielet dębu się wydostanie uwieńczon43 jemiołą. — Wyżej niebo górskie, ołowiane — po bokach tysiąc manowców krąży i woła za sobą na puszczę — ale dziewica zna ścieżki wiodące do Boga, z którym idzie żegnać się na wieki.

Wodzowie hord, panowie gruntów, królowie morza, majtki44 i ich towarzysze stoją w półkolu przed posągiem Odyna i czekają na kapłankę. — Jeden tylko Sigurd z pokolenia Bogów, król wszystkich, usiadł na pniu ściętej sosny i ogromną dłonią zakrył czoło — pierś jego nadyma się pod pancerzem z łusk45 rybich — ale milczy i wszyscy za nim milczą — słychać tylko szum morza bijącego o skały za borem.

Grimhilda przeszła pośród nich z oczyma wlepionymi w posąg Odyna, ku któremu stąpała w groźnej powadze. — A cudzoziemiec pozostał z tyłu, wśród orszaku swoich, z założonymi rękoma na korynckiej zbroi, oparty o drzewo.

Pod wstępującym sklepieniem jaskini, na głazie tajemnicami zapisanym, usiadła i zdała się marzyć. — Bóg północnych plemion stoi nad nią, broda jego i włosy skrzepłe lodem, przyprószone śniegiem, oczy szklanne46, rażące, w olbrzymiej dłoni maczuga, krwią ofiar zbroczona, a w piersi głęboka rana, którą zadał sobie, kiedy, dopełniwszy ziemskiego wcielenia, zażądał wrócić do biesiad Walhalli.

Sen jej trwał długo i teraz powoli z niego się budzi, z wolna podnosi ramiona, mówi jeszcze tłumionym głosem: „Znam cię, Panie wśród bohaterów twoich. — Duch twój czarnym strumieniem zbliża się do łona mego — huczy wkoło mnie jak potok, co rozrywa głazy. — Ja tam, gdzie wiry twoje. — Ja tam, gdzie wszechmocność47 gniewu twego — siła twoja moją — słuchajcie mnie wszyscy”.

Odrzuciła nagle powieki sponad pałających źrenic — ręce wyrwała ku tłumowi i ręce jej drżały jak w chwili konania — w głosie jej były dźwięki zarwane z mowy bohaterów, co wstąpili na chmury i teraz wśród burzy przelatując, wołają na dzieci swoje:

„Po co biegniecie dniem i nocą, bracia moi? — Syny48 ludu mego, kto was pędzi z tyłu? — Kto wam kazał porzucić ziemię srebrną potoków?

Olbrzymy przykute podnieśli się49 z śniegów, na których leżeć mają aż do końca świata, podnieśli się na pół i bijąc łańcuchami o szczyty z lodu, w nozdrza chwytają zapach krwi z oddali. —

Czy słyszycie, jak młot Thora w pył druzgoce hełmy i puklerze, czaszki i piersi ludzkie? — Śmiech karłów rozlega się w przestrzeni — włócznia Horgebrudy50 zawieszona nad ziemią całą!

Kto wam podoła, o potomki moje? — Coraz dalej pędzicie ku miastu wielkiemu. — Tam czeka na was biesiada — puchary pienią się pełne krwi nieprzyjaciół. — Każdemu z was przygotowane jest miejsce. — Zasiądźcie w chwale, syny moje51!” —

Głos jej upadł nagle i w szmer się zamienił — oczy szukają czegoś w świecie widzeń, który się przed nią roztacza — usta wysilają się na słowo jakieś. — To słowo powstaje, rośnie w głębinach jej duszy, jak wąż ucieka, kryje się znowu — ona darmo za nim goni, cała blada, nieszczęśliwa, mdlejąca. — Jeszcze chwila — może go wyrwie z łona, bo wzrok jej płonie, twarz nowym zajaśniała szałem:

„Miasto, miasto na siedmiu wzgórzach pali się pożarem — kruszce drogie, przejrzyste kamienie, topią się i płyną. — Ciała topią się na krew i płyną. — Zamek wielki i Bóg wielki na nim runął! — Na pomoc Odynie — umrę, jeśli nie wypowiem tajemnicy twojej — imię jego — kto mi powie imię jego?”

I opadła głowa matki twojej i zawarły się jej usta — król dotąd trzyma dłoń na twarzy, ani razu nie spojrzał na córkę i wszyscy stoją niewzruszeni, bo nikt nie śmie przystąpić do świętego głazu. —

A więc Bóg twój oniemiał i ty z nim umilkłaś na wieki — ponad twoimi ustami cisza grobowa — na czole twoim lodowatość śmierci. — Ale ten, który ci inną ojczyznę obiecał, nie opuści ciebie — ruszył się spod cieniów dębu i sam natchniony stąpa ku tobie. — Krzyk oburzenia powstał w tłumie, królowie morza włóczniami uderzyli w puklerze. — Siwe Skaldy52 wyrzekli przekleństwo. — Ale on już przeszedł straszną zagrodę, już nachyla się nad tobą, podaje ci rękę i rzecze:

„Przez imię Roma, imię wrogów moich i twoich wołam cię do życia, powstań Grimhildo!” — I odwrócił się i krzyknął trzy razy: „Roma” — a dziewica obudzona podniosła się, powtórzyła raz jeszcze słowo tajemnicze, powtórzyła głosem pożegnania cichym i niewieścim, i poszła za cudzoziemcem jak żona za mężem. —

Teraz ojciec twój, senny młodzieńcze, stoi na pokładzie i z uśmiechem niedowiarstwa w ocean pełne wylewa kielichy na cześć Posejdona, potem ku majtkom się odwraca i mówi: — „Silniej żagle, dzielniej wiosła trzymajcie, a Bóg Trójzęba53 wnet uśmierzy te fale”. —

Pod ich stopami drży każda belka jak ciało niewiasty — u widnokręgu ciemności warstwami się pokładły — z ich łona płyną bałwany, zbierając się w kłęby, to rozpuszczając się w nurty, jak niegdyś wąż Pyton54, nim legł pod strzałami słońca — na przemian pękają tonie i spajają się białymi pianami — na przemian w szumie wiatrów głuche oddechy i przeraźliwe jęki.

Pod dachem wspartym stękającymi słupami usiadł Hermes na futrach wywiezionych z Chersonesu Cymbrów, i spokojnym głosem tłumaczył dziewicy świat, do którego się zbliżała — opisywał jej wyspę o winnicach i gajach w pobliżu wielkiego lądu — on tam ma swoich oraczy i kupców, dom i okręty swoje. — Tam skarbce jego pełne kosztowności i broni. — I ta broń zda się kiedyś! Bo w tamtych stronach ród ludzki nie hasa pod wodzą bohaterów — ale ujarzmiony, hańbę swoją ubiera w złoto, marmury, jedwabie i liże stopy miasta wznoszącego się na międzymorzu55.

To miasto niegdyś w obliczu świata stało się bogiem kłamstwa i ucisku — pod jego tchnieniem śmiertelnym brat powstał na braci, syn na ojca, zdrajca na ojczyznę i jako czas niezużyte, ono pożarło wszystkich królów ziemi! Tu pogoda zeszła z czoła ojca twego i stał się podobnym do burzy, która statkiem miotła56.

„Hellada moja niegdyś była duszą narodów — pieśni jej były paniami świata. — Barbarzyńców zuchwałych, co przyszli od wschodu, odpędziła szczękiem szabel i dźwiękiem strun swoich.

Ogień niebieski wydarty Bogom, jej tylko jednej, jej tylko dostał się w udziale — nieszczęśliwa zaufała miastu przeklętemu. — Dzicz międzymorza spłynęła do jej wysp szczęśliwych, do jej mirtowych nadbrzeżów57. — Nie zdobyli jej bronią, ale rozdzielili jadem pochlebstwa, upoili nektarem obietnic!” —

W tej chwili rozejdą się chmury — wiatr je rozpruł na zachodzie i kilka gwiazd zamignęło. — Hermes raz tylko rzucił okiem i kiedy znów tonęły w wyziewach, krzyknął do sternika: „Na prawo, całą noc na prawo, a o tej samej porze jutro przepłyniem Gadesu cieśninę58!”. — I dalej tuląc ją do łona rozpowiada o przodku Filopomenie59, przedostatnim z ludzi, którzy walczyli przeciw miastu podlącemu60 — po nim raz jeszcze król barbarzyniec61 wyszedł w pole i przegrywał lat trzydzieści, aż legł własną ręką przebity — od dnia tego nikt już trzeci się nie zdarzył na obronę ziemi!

Chwilą milczenia, chwilą rozpamiętywania uczcił pamięć wielkiego Mitrydata62, potem wrócił do smutnej powieści — ona słucha z niewzruszonymi, pałającymi oczyma. — „Grimhildo, Bóg twój dał ci zgadnąć natchnieniem to, co sam wydobywałem nieraz pracą nienawiści, domysłem nadziei, z nocy przyszłych wieków — cieszmy się, królewska córko — bo miasto nieprawości po zabiciu wszystkich żyjących i wolnych, rozpoczęło teraz samobójstwo swoje!”

„Skarby wyssane z całej ziemi już im wkrótce nie wystarczą — niedługo oręż z ich rąk się wysunie — wśród rzezi i festynów dobijają im ostatnie chwile. — O żono moja, śmiej się z tych fal i wichrów, bo my tu nie zginiem63, my będziem częścią wielkiego zniszczenia!”

Po tych słowach głos bohatera przybrał jeszcze bardziej gorzkie i szyderskie64 dźwięki — wspomniał o bogach Hellady potężnych kiedyś, którym dzisiaj już rzadko kto wierzy; — wyrocznie ich oniemiały od dawna, ale posągi stoją dotąd, bo świat stary odzwyczaić się nie może od nałogów młodości — wszystkie bogi ziemi objawiły się w mieście przekleństwa. — Jedne piękne, podobne nieśmiertelnym, bo greckiego dłuta — inne potworne, wyrosłe na piaskach pustyni, po szczytach gór dalekich — ale on wie, że jest tylko Bóg jeden, który przed wiekami położył dłonie na wirach chaosu i zwyciężył go na wieki.

„Imię jego?” — zapyta kapłanka Odyna.

„Przeznaczenie” — i poszedł ku sterowi łodzi, bo podwajała się burza.

Czy pamiętasz wyspę Chiarę, na której wzrośliście ty i siostra twoja, boska Elsione? — Czy pamiętasz wyprawy ojca, kiedy na maszty zarzucał żagle nie trójkątne greckie, ale barbarzyńskie podłużne; sam w dackim kołpaku, z toporem Cymbrów w dłoni, z zatoki wymykał się nocą i puszczał na manowce archipelagu?

Wszystkie myśli Jugurthy65 i Mitrydata odżywały w jego duszy — ku dzikim plemionom latały nieustannie chęci jego i duch. — To gdzie błota meockie66, gdzie pustynie i wiatronogie rumaki, to gdzie Syrty67 w głębiach Afryki i jadem zaprawione strzały, błąkał się na przemian, szukając nieprzyjaciół nieprzyjacielowi swemu — dłonie królów dzikich ściskając, ucząc się ich mowy, broń ich zatykając na piersi swojej, sypiąc im dary i rozżarzając ich chucie obietnicą rozkoszy i łupów.

Wtedy matce twojej bolesno68 schodziły dnie i nocy69. Ale niewolnik żaden, obcy żaden, nie wyczytał cierpienia z jej rysów; usta jej nie drżały, kiedy rozkazywała.

Czasem tylko, wziąwszy was oboje za ręce, wiodła przez długie portyki w głąb pałacu. Tam w framudze nabijanej mchem i konchami stał wojownik z głazu.

Dzikość nieśmiertelna marszczy mu skronie — w ręce trzyma czaszkę zabitego wroga; a u stóp jego bryły lodu wykute z paryjskiego marmuru70.

Przed nim schyla głowę matka twoja i duma nad ubiegłą71 ojczyzną: — „Irydionie mój, Sigurdzie mój, ty ziemi srebrnej nie zobaczysz nigdy, ni dziada twego, króla mężów. — Patrz — Patrz — oto Bóg mój święty — natchnienie moje straszne, to Pan Walhalli, niezwalczony Odyn”. — I córkę przyciskając do piersi: — „Gdzie ojciec, Elsinoe, mów, gdzie Hermes w tej chwili? — Słyszę wiatrów szumy i fal żałobne jęki. — Okręt jego pośród wód nieskończonych, nachylony, odarty72 z żaglów73 lub może na bezbożne wyrzucony brzegi. Ale nie — on zwycięży burzę, on odejmie się dzikim, i wróci do nas z chwałą półboga”.

A kiedy róg przybywającego odezwał się od morza, kiedy bliżej zagrzmiał wśród gajów cytrynowych, kiedy nocną rosą obwisły, spiekły słońcem i dżdżami sczerniony, rzucał się Hermes w objęcia żony i oko jego czarne, namiętne, blaskiem nadziei pałało — wtedy znów bywały dni pogodne i szczęśliwe na Chiarze; zapominała kapłanka o gorzkich przeczuciach, a wy biegałyście swobodnie, rozkosznie, po trawnikach wśród kwiatów, po nadbrzeżach wśród muszli, po salach marmurowych wśród trójnogów i kadzideł, odpoczywając na łonie matki, na ojca kolanach; a on co wieczór błogosławiąc wasze głowy do snu pochylone: — „Pamiętajcie — powtarzał — nienawidzić Romy. Dorósłszy, niech każden z was ściga ją przekleństwem swoim. — Ty żelazem i ogniem. — Ty natchnieniem i niewiasty zdradą”. —

Czasem też do Chiary prokonsul lub pretor, lub wyzwoleniec jaki cezara przybywali w goście — wtedy Hermes kazał zastawić długie łoża i stoły. — Lesbijskie wino74 płynęło strugami, brzmiały głosy niewolnic, niewolników lutnie pieśniami starego Homera. — „Anakreonta75, Anakreonta” — wołali Rzymianie. — Wtedy z szyderskim76 uśmiechem ojciec twój, skinąwszy na śpiewaków, Rzymianom pełniejsze nalewał kielichy, świeże rozdawał wieńce; a kiedy wpadli w szum i żarty, znienacka mówił o dziejach przeszłości, o chwale państwa, wspomniał z Kartagą przewalczone boje, wycięte Warusa77 legiony i hiszpańskie Sertoriusza78 bunty — i pił zdrowie imperatora, aż puchar pękał w palcach jego!

Już zbliża się trzynasta rocznica dnia, w którym kapłanka opuściła bogów. — Głos jej dziczeje, kiedy woła na dzieci swoje — wzrok jej dziczeje, kiedy je tuli do łona — wspomina ojca, siostry, wodzów ludu i na pół przerywane słowo pożegnania z ust jej wypada. — Przed jednym Hermesem upokarza się jej obłąkanie. — „Czego ci nie dostaje79 Grimhildo moja, królewska córo?” — „Czy słyszałeś o zemście duchów nieśmiertelnych — na czas tylko80 ja byłam twoją; u krańców ziemi leży wyspa okuta lodami — góra na niej buchająca płomieniem. — Tam przykuty olbrzym śmierci już ramię wyciągnął, już nachyla dłoń ku otchłani, by rzucić kłębek śnieżny życia mego”. —

Hermes dłoń rozciąga nad jej skroniami. — Cień jego rąk, gdyby81 strumień pokoju spada na jej czoło, wlewa się do duszy: — „Patrz na to niebo gorejące, na to morze iskier — gdzie chmury twej północy i nieużyte bogi twoje — gwiazda Amfilocha82 cię broni — ona cię nie wyda złym duchom”. — Ale i jemu ciężar jakiś serce przyciskać zaczyna.

Jakiż to krzyk uderzył o wnętrze sklepienia i rozbił się aż na filarach portyku? — Spieszą niewolnicy w głębie pałacowe do komnaty pana. — Tam na porfirowym łożu rozciągnięta kapłanka, a wódz grecki stoi u wezgłowia z pochyloną głową i depce czarę, na której brzegach ostatnie krople się sączą. — Oni spuścili oczy, słuchają, czekają, a kiedy się odwrócił, zadrżeli wszyscy — bo pierwszy raz w życiu boleść wyższa nad siły rysy mu kaziła — odwrócił się — wskazał, by mu syna przyprowadzić i córkę.

„Grimhildo! Teraz ja twego pana wyzywam. — Tam gdzie wśród bohaterów krew pije na najwyższym tronie pałacu swego, tam niechaj dojdzie przekleństwo Amfilocha Greka. — O żono! Nie opuszczaj mnie — daremno — daremno — kilka kropel tylko zostało — cały puchar trucizny wrze w piersiach twoich, o Grimhildo moja!” —

Podniosła się i bladą była jak posąg na sarkofagu: — „Widziałam go po trzykroć w nocy — szedł z Walhalli podobny do czarnego oceanu i wołał na mnie: o kapłanko moja. —

— Nad śpiącym Irydionem, nad śpiącą Elsinoe zawiesił ramiona ciężkim odziane żelazem i groził im w potędze swojej — przeklinał ich życie ziemskie, jeśli nie pójdę do niego. —

— Na czas tylko byłam twoją. — Tam pod jego stopami leży nóż ofiarniczy i zasłona czarna, wieniec pogrzebny kapłanek. — Ty go złożysz przy mnie, ty mi ją rzucisz na skronie po śmierci”. —

I schodzi ku niemu po stopniach z marmuru — kibić wyniosła podana naprzód, śnieżne ręce wyciągnięte, drżące jak gdyby cienie śmierci rozgarnąć chciała, a fałdy szaty białej wloką się za jej stopami. — Zeszła, na mężu się oparła — on ją opasał ramieniem i ku przybytkowi stąpać zaczynają. — On idzie krok za krokiem, walczy z nieznaną potęgą, zatrzymał się i wzrok cisnął ku niebu, jakim Prometeusz83 ze skały, Laokoon84 z nadbrzeżów85 morza wyrzucał bogom nędze tej ziemi; ale do jęków się nie zniża, milczy i znów idzie dalej. — Przeznaczenie ich oboje porywa za sobą.

Wzrok jej zlał się wtedy ostatni raz na głowę twoją, Irydionie — u stóp Odyna żegnała cię imieniem dziadowskim: — „Sigurdzie, bądź mi kiedyś postrachem dumnych — Elsinoe, duch mój będzie zawżdy z tobą — pamiętajcie o ziemi potoków i o Bogu moim. — O dzieci moje, ja dla was umieram!” — Usta jej zbielały — sine cienie łamią się po twarzy — i na przemian to woła, to odpiera was od zatrutego łona.

Nagle myśl jej porzuci przytomnych i wraca w inne strony i czasy. — Tam ojciec duma stary — tam ją królowie morza przeklinają — wyciągnęła rękę — umierając, prorokować będzie: — „Bracia moi, do boju — na siedmiu wzgórzach namioty wasze — na szczycie Kapitolu biesiada wasza — a tam nisko w dole zgrzyta i płacze w łańcuchy spętana Roma, Roma, Roma!” —

I upadła przed Bogiem swoim. — Amfiloch podniósł ją w objęcia — chciała ramieniem obwiązać mu szyję — opadło ramię. — Sama na wznak się chyli, włosy jej zlewają się na dół coraz niżej i niżej, aż z jego rąk drętwiejących na marmur stoczyło się ciało.

Przykląkł i czarną zasłonę, wieniec pogrzebny kapłanek złożył na jej czole — potem wstaje w dzikim obłąkaniu i woła: — „Gdzie topór z Chersonesu Cymbrów, niewolniki?” — Podali mu go drżące niewolniki — on go wziął, ścisnął i zbierając wszystkie siły śmiertelne przeciw nieśmiertelnym, stąpa ku posągowi. — Żelazo podniósł, trzy razy błyskawicę ważył ponad głową, a za czwartym razem obalił Boga, wroga swego, i zdeptał w milczeniu rozpaczy!

Taki ród twój, taka przeszłość twoja, potomku Filopomena, wnuku króla mężów, senny Irydionie! — A teraz ojciec twój porzucił dom przodków na Chiarze i z urną Grimhildy płynie ku Rzymowi. — On stracił tę, którą kochał — osiądzie więc pośród wrogów i przynajmniej pełnym sercem nienawidzić będzie, a dzień przepowiedziany, dzień zniszczenia, nadciągnie tymczasem!

Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

CZĘŚĆ PIERWSZA

Sala w pałacu Irydiona w Rzymie. — Z obu stron rzędy kolumn ginące w głębi — pośrodku fontanna i kadzidła palące się w trójnogach. — Irydion pod posągiem ojca swego. — Niewolniki zapalają światła w lampach z alabastru.

I. NIEWOLNIK

Syn Amfilocha oparł głowę o nogi umarłego... —

II. NIEWOLNIK

O zimne stopy z marmuru i zasnął... —

III. NIEWOLNIK

A tymczasem w gineceum86 siostra jego, pani nasza, mdleje i płacze.

IV. NIEWOLNIK

Przez Polluksa87, słyszałem z ust pewnych, że porwą ją dziś wieczorem Murzyny Heliogabala88.

I. NIEWOLNIK

Pokój jemu — wychodźmy bracia, wychodźmy. —

Przechodzą.

IRYDION

Przesunęli się jak cienie, szanując spokój ducha mojego. — O ojcze, dla nich i dla wszystkich dotąd we śnie leżę — ty jeden wiesz, że ja czuwam. Wstaje i idzie do tarczy brązowej, na której puginał89 zwieszony. Zmierzch zapada, godzina już bliska. — Oni przyjdą zaraz — w podobną godzinę stary Brutus90 musiał własnych synów zabijać. — Uderza o tarczę. Elsinoe — Elsinoe! —

Ot! Idzie ku mnie jak widmo nieszczęścia — wieniec cyprysowy91 włożyła na skronie — matka jej niegdyś tak stąpała pod gniewem Odyna.

ELSINOE

Wchodząc.

Czy już przybyli służalcy, czy już zaszedł rydwan przeklętego?

IRYDION

Nie jeszcze — ale chciałem raz ostatni cię natchnąć duchem ojca mego.

ELSINOE

O bracie! —

IRYDION

Wiesz sama, że cezar nalega w szale — że senat przezwał cię już boską92 i posągi twoje stawiać rozkazał po świątyniach miasta — wiesz sama, żeś nie siostra moja, żeś ty nie jasnowłosa Elsinoe, nadzieja domu rodzinnego, pieszczota serca mego. — Tyś ofiarą naznaczoną za cierpienia wielu i za hańbę ojców twoich!

ELSINOE

Tak — uczyliście mnie tego od dzieciństwa i gotowa jestem. — Ale jeszcze nie dzisiaj, nie jutro — trochę później, aż sił nabiorę, aż nasłucham się nauk Masynissy i rozkazów twoich — aż do dna puchar waszej trucizny wypiję!

IRYDION

Wybrana, gotuj się do losów twoich. — Spieszno nam po drodze, na której stąpamy.

ELSINOE

Przypomnij sobie, kiedyśmy igrali na trawnikach Chiary, jam cię tak kochała, o bracie, jam zawsze skronie twoje różami wieńczyła i mirtem. — Och! zmiłuj się nade mną! —

IRYDION

Niewiasto, ty mnie kusisz do litości — daremno, daremno!

ELSINOE

Na co próśb i żalów tyle. — Zdarzało się za dawnych czasów, że można było śmiercią odkupić się ludziom i bogom — patrz — tam błyszczy twój sztylet, Irydionie — przyśpieszmy sobie nicość, Irydionie!

IRYDION

Bluźnisz myślom ojca mego. — Trza żyć i cierpieć, by wielki Duch Amfilocha rozradował się pośród cieniów. — O siostro, dawniej dla zbawienia narodów dosyć było życia jednego człowieka — dziś inne czasy — dziś cześć poświęcić trzeba! Obejmuje ją ramieniem. Dziś w róże się uwieńczysz, w uśmiechy się wystroisz — o biedna, złóż tu głowę skazaną — ostatni raz w domu ojcowskim brat cię przyciska do łona. — Żegnaj mi w całej urodzie świeżości dziewiczej — już ja ciebie nie ujrzę młodą — nigdy, nigdy już. — On cię przepsuje93 tchnieniem zatrutym, on — ale on zginie; — czy ty rozumiesz siostro, on, on zginie wraz z całym państwem swoim!

ELSINOE

Teraz na twojej piersi, o bracie, a za chwil kilka na czyjej?

IRYDION

Te filary drżą na podstawach swoich, plamy jakieś czarne biegają miedzy nimi. — Bogi, nie dajcie mi upaść u wejścia do areny. — Masynisso przybywaj. —

GŁOS ZZA FILARÓW

Kto się waha, ten urodził się do słów, nie do czynów. — Śmiechem go witać i śmiechem go żegnać będę. Wchodzi Masynissa. Posłanniki94 cezara już idą ku twojemu pałacowi. —

IRYDION

Ty, na którego czole napisane słowo — potęga! — Ty, co stoisz nad grobem tak wyniosły jak za dni twojej młodości, natchnij mnie siłą w tej wyrocznej95 chwili!

MASYNISSA

Gdzie dziewice wybrane — gdzie wieniec z kwiatów dla oblubienicy cezara? Zrzuca cyprysy z głowy Elsinoi. Dziś zaczyna się dzieło nasze!

Z głębi sali wchodzą służebnice z drogimi szaty96.

CHÓR SŁUŻEBNIC

Jaką była Afrodyta, wstając z błękitnego Oceanu, pośród tęcz piany morskiej, pośród woni Zefirów, taką ty będziesz. — Niesiemy ci róże, kadzidła i perły!

IRYDION

Weź jej ramię, starcze. Prowadzi siostrę pod posąg Amfilocha. Słuchaj mnie, niewiasto, jak gdybym umierał, jak gdybyś już głosu mego nigdy usłyszeć nie miała.

Wejdziesz w progi nienawistne, będziesz żyła wśród przeklętych, ciało twoje oddasz synowi sprośności — ale duch niech czystym i wolnym zostanie; osłoń go tajemnicą, uczyń go niedostępnym jako niegdyś był przybytek, w którym matka nasza prorokowała!

ELSINOE

Biada, biada sierocie!

IRYDION

Nie daj nigdy cezarowi zasnąć na piersi twojej — niechaj wszędzie słyszy pretorianów wołających do broni, patrycjuszów knujących spiski, lud cały walący do bram pałacowych, a to czynić będziesz powoli, dniem po dniu97, kroplę po kropli, aż go szałem otoczysz i wyssiesz całe życie z serca jego. — Teraz powstań — zbliż głowę. Kładzie ręce na jej włosach. — Poczęta w pragnieniu zemsty, wzrosła w nadziei zemsty, przeznaczona niesławie i zagubie, poświęcam cię bogom manom98 Amfilocha Greka!

ELSINOE

Głosy Erebu99 odzywają się zewsząd — o matko moja!

CHÓR NIEWIAST

otaczając ją

Czemu drżą członki twoje pod śnieżną zasłoną, pod wstęgami z purpury, którymi obwiązujem100 ci piersi? — Czemu bledniesz pod wieńcem, który splotłyśmy dla ozdoby czoła twojego?

IRYDION

Patrz — mdleje nieszczęśliwa!

MASYNISSA

Nie — ona żyć zaczyna, jako żyć jej trzeba. — Czy widzisz, jak te usta spienione pracują?

ELSINOE

Rzucam próg ojcowski, bogów domowych nie wynoszę z sobą, wieniec mój święty, nieskażony, cisnęłam między popioły rodzinnego ogniska. — Ojciec mnie skazał, brat mnie skazał. — O, ja nie wrócę nigdy, ja idę na męki i długą żałobę.

Matko! Do Odyna w prośby za córą twoją. — Spiesz się matko — nie proś o długie życie. — Natchnienia, tylko natchnienia! Dzieci śmiertelnych pierś moja nigdy nie wyda, ale przyszłość poczynać się będzie w mym łonie!

Roma zaufa miłości mojej. — Roma zaśnie w objęciach moich!

Eutychian wchodzi na czele Etiopów niosących dary.

EUTYCHIAN

Trzy razy święty, po trzykroć fortunny, imperator, cezar i August, i kapłan najwyższy, i trybun, i konsul przysyła synowi Amfilocha pozdrowienie, a boskiej siostrze jego sto konch purpurowych, sto kubków ametystowych. —

ELSINOE

Natchnienia, natchnienia wśród męczarni!

IRYDION

Stało się. — Chwyta ją za ramię i prowadzi do Eutychiana. Masz jasnowłosą.

EUTYCHIAN

Rydwan z kości słoniowej czeka na córę szczęścia! —

IRYDION

Pięćdziesięciu gladiatorów moich daruję cezarowi — ona lubiła patrzeć na ich gonitwy. — Idźcie — oni pośpieszą za wami. —

Uderza w tarczę — orszak niewiast i Etiopów wychodzi z Elsinoą.

CHÓR GLADIATORÓW

Czy natrzeć na zwierza, czy wroga obalić, czy twoją siostrę obronić?

Wchodzą.

IRYDION

Bracia Grecy i barbarzyńcy, wykupieni przeze mnie z paszczy ludu rzymskiego — bądźcie mi wiernymi aż do dnia łupów!

CHÓR GLADIATORÓW

Dopóki nie ugrzęzną ciała nasze w mule z krwi i piasku, sprężyste, nagie, gibkie ciała nasze!

IRYDION

Słyszycie jeszcze ich kroki i głosy — ślady za nimi — krótkim mieczom waszym powierzam głowę Elsinoi; a kiedy staniecie w obliczu imperatora, głęboki pokłon oddajcie nowemu panu!

CHÓR GLADIATORÓW

Niech zginie — niech zginie przed czasem!

Przechodzą.

IRYDION

Stare gnębiciele101 świata — zdziercy Hellady — syny102