Noc letnia - Zygmunt Krasiński - ebook

Noc letnia ebook

Zygmunt Krasiński

0,0
3,49 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Noc letnia” to utwór Zygmunta Krasińskiego, jednego z trójcy wieszczów obok Mickiewicza i Słowackiego, uznawanych za największych poetów polskiego romantyzmu.


“ Widziałem kiedy ją wiedli — w białych szatach, z wieńcem na głowie szła w przerażeniu — Kościół stał jako ciemny cmentarz przed jéj oczyma — Wszyscy się uśmiechali z radości starzy i młodzi — Dzieci za Aniołków przebrane potrząsały kwiatami — Sam Biskup i powierne kapłany wesołym patrzyli wzrokiem, w sutych dalmatykach — Lud się cisnął zazdroszcząc i chwaląc i życząc — Ona jedna tylko milczała, z spuszczonemi oczyma, oparta na ręku służebnic.”


Fragment.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 50

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wydawnictwo Avia Artis

2021

ISBN: 978-83-8226-502-6
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

NOC LETNIA

 Bo na tym świecie, śmierć wszystko zmiecie,

Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie!  Malczewski. (Maryja).

 O patrzcie na mnie, współziemianie, obywatele jednej Ojczyzny! na mnie idącą po ostatniej drodze — na mnie, ostatni raz patrzącą na światło Heliosa — Drugi raz nigdy go już nie obaczę — Smierć która w kolebce swojej, wszystko usypia, wiedzie mnie żywą ku brzegom Acherontu — mnie żywą, mnie niepoślubioną, mnie o której uszy nieodbiło się nigdy weselne pienie zaręczyn — Acheron jeden tylko woła mnie do ślubu!

SOFOKLES-ANTYGONA.

Jeżeli dotąd jedno dumne jeszcze Bije gdzie serce na téj smętnéj ziemi, Za to samotne lub w walce z innemi Że się natchnęło w myśli święte, wieszcze; Za to potwarzą ścigane do koła Że nad sąd ludzi i praw ich zawiłość Przeniosło swoją nienawiść lub miłość, Nienawiść podłych — lub miłość Anioła! Jeśli to serce co wiele kochało, Jeśli to serce co wiele cierpiało, Dziś nakształt głazu ścierpło i zlodniało; Lecz wrzkomo tylko — na zewnątrz — bo skrycie Tli w jego wnętrzach nieśmiertelne życie, I żadna krzywda ludzka nie wyziębi Skry spadłej z niebios co wre w jego głębi — Jeśli to serce w samotnéj żałobie, Jak grób zamknięty, tak zamknięte w sobie,

Na świat spogląda — nie mściwie — nie hardo — Lecz z przebaczenia Anielską pogardą! — — Gdziekolwiek jesteś o serce mi znane! Serce niewieście i prześladowane! Gdziekolwiek jesteś — z bliska czy z daleka: O serce dumne, o serce stroskane! Weź to co przyjąć możesz od człowieka! Weź pieśń — po pieśni poznasz we mnie brata, Ta pieśń z innego — tak jak i ty — świata!

Za to żeś Siostro w fałsz nie uwierzyła, W Bożyszcze złota i w marę próżności, Gdy świat ten zstąpił do grobu podłości, Za to żeś z światem w ten grób nie zstąpiła, O téj nikczemnéj dziejów ludzkich dobie, W świętem współczuciu i w świętéj miłości, Tę pieśń mej duszy, ja poświęcam Tobie!...

I

Widziałem kiedy ją wiedli — w białych szatach, z wieńcem na głowie szła w przerażeniu — Kościół stał jako ciemny cmentarz przed jéj oczyma — Wszyscy się uśmiechali z radości starzy i młodzi — Dzieci za Aniołków przebrane potrząsały kwiatami — Sam Biskup i powierne kapłany wesołym patrzyli wzrokiem, w sutych dalmatykach — Lud się cisnął zazdroszcząc i chwaląc i życząc — Ona jedna tylko milczała, z spuszczonemi oczyma, oparta na ręku służebnic.

 I w jéj kibici coś znękanego, bezsilnego było — I w jéj źrenicach nie jasno przebijał promień duszy — I z jéj ust nieco rozchylonych trudno się domyśleć, wyjdzieli modlitwa czy skarga - Idąc wzdłuż kaplic podnosiła rękę i przeżegnać się chciała, pół-krzyże tylko kryśliła w powietrzu — przed obrazem Bogarodzicy skłoniwszy głowę, znać przyklęknąć miała, lecz sił jéj nie stało i szła daléj ku wielkiemu ołtarzowi, a wielki ołtarz stał w głębi podobny do grobu.

 Tam ojciec czekał na nią w kole krewnych i powinnych, z dumą w oku starem — I słuszne miał prawo do pychy, bo cudniejszem dzieckiem nikomu Bóg nie opromienił schyłku życia - Ona dotąd była jak najmilsza gwiazda nad jego zstępującą drogą; dziś tylko pierwszy raz w życiu zamglona — lecz on niezważał na chwilowe zaćmienie, bo w téj dobijającéj godzinie wszystkie jego marzenia dopełnić się miały — Rzekł więc do otaczających: «Patrzcie jak niewinna, drży w niewiadomości szczęścia swego» — i sięgnął wzrokiem tak jak kościół długi, by ujrzeć ażali nie przybywa Pan młody — siwe brwi zmarszczył niedostrzegłszy go nigdzie!

 Ale wnet znów miał spokojne i pogodne czoło. — O! złudzenia starców, jak posągi ryte z głazu, pośród ich dusz stoją — chyba śmierć je rozłamie, lecz nie strąci ich żadna przestroga na ziemi! Kto młody, ten malowne sny widzi w powietrzu — Tęcze nad nim się krzyżują i znikają, wiara na przemiany precz idzie w zwątpienie — U bliższych grobu, twardsza nadzieja i żądze przezwane rzeczywistości imieniem — Między prawdą a niemi stanęła opoka doświadczenia — siedzą na niewzruszonéj, a strumienie życia, morza fal grających pędzą tymczasem i mijają w dole!

 Tam zwichnięte stery, poszarpane żagle, opadłe wieńce i serc spalonych popioły, wiecznym wichrem gnane, tłoczą się i giną w oddali! Tam gwiazd dźdże nieustanne z głuchym gasną szumem, a wszędzie modre szydzą piany i w nieskończoność garnie się rozbicie! — lecz im nic do tego — sami wrośli w skałę i domy budują nad huczącą głębią — każda fala co przelewa się w drugą, wydaje się im ołtarzem szczęścia i pokoju — potem córom i synom ludzkim każą ślubować na wierność przed niemi. — Ha! nim ci domówią przysięgi, już ołtarz pod drugim widnokręgiem płynie!

 Teraz oblubieniec wpadł do kościoła, rzezki i hoży, z drużyną pysznie ubranych, sam w narodowym stroju — lecz naród jego nie był starca narodem — Tłum rozgina się na prawo i lewo, niskiem witając go czołem — ledwo raczył niektórym się odkłonić i dzwoniąc o marmury posuwistemi kroki, stanął przy narzeczonéj klęczącéj już teraz — Ona niezdołała powstać! — Ojcu jéj znikomie usta na ramieniu złożył, potem rozmawiali przyciszonym głosem, starzec z królewską powagą, młodzieniec hasając rękoma — Zwolna zbliżył się tymczasem Biskup i zwolna zapalono gromnice na ołtarzu — wielkie w téj wielkiéj świątyni stało się milczenie — na wieki rąk dwoje, dusz dwoje, połączyć się mają — Dreszcz uroczysty rozbiegł się po widzach.

 O szyby różnobarwnych okien, rozpłonił się promień zachodzącego słońca — Zdało się przez chwilę że tam krwi potok płynie i pluska, aż zniżył się i skonał wśród zmierzchu — lecz ostatnim blaskiem drasnął głowę człowieka stojącego samotnie w przybocznéj kaplicy — przy nim leży na pomniku posąg rycerza — On jak drugi posąg niewzruszony, przykuł się wzrokiem do ołtarza kiedy Biskup przemawia do oblubienicy — co w jego duchu się dzieje, mrok na jego twarzy zaczaił — jednak, kiedy chwilowa łóna co zgasła już teraz przepływała po niéj, każdy co k'niemu zwrócone miał przypadkiem oczy, dostrzegł wyraz niesłychanéj walki na tem czole wzniosłem — nikt jednak ni modlitwy ni westchnienia nie usłyszał, ni jęku — Wargi ściśnione i boleść kształtem uśmiechu zakrzywiona na nich! — to jedno błysnęło i znów utonęło w cieniu.

 Lecz kiedy