Najlepszy z możliwych światów - Jerzy Kaśków - ebook

Najlepszy z możliwych światów ebook

Kaśków Jerzy

0,0

Opis

Gdy umiera prawda, życie traci sens. Niezwykła, metafizyczna podróż do wnętrza tego, co najpełniej ludzkie. Kim jesteśmy, dokąd zmierzamy? Unde malum?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 392

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Jerzy Kaśków

Najlepszy z możliwych światów

© Jerzy Kaśków, 2022

Gdy umiera prawda, życie traci sens. Niezwykła, metafizyczna podróż do wnętrza tego, co najpełniej ludzkie. Kim jesteśmy, dokąd zmierzamy? Unde malum?

ISBN 978-83-8324-358-0

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

I

Jeśli Bóg istnieje…

Jeśli gdziekolwiek ślad Boga można odnaleźć, to jedynie w umyśle. W umyśle bowiem powstaje pytanie o istotę Absolutu. Nigdzie indziej. Nie przekonują mnie twierdzenia, że Bóg żyje w cząstkach atomów, zjawiskach fizycznych czy przyrodzie w ogóle. Według mnie, o czym chciałbym Państwu opowiedzieć, owe rzekome bóstwo przyrody — dysponuje ograniczoną przez ramy czasu „duchowością”, jeśli mogę tak powiedzieć. Bóg natomiast żyje poza czasem, gdyż jest wiecznością. Podróż tropem Boga domaga się zatem wyjścia poza czas, przy jednoczesnym uzasadnieniu, dlaczego zostaliśmy przez wszechświat rzuceni w czas, czyli w siebie?

Czy kryje się za tym pomysłem metafizyczny horror? Czy może to założenie — ów plan Stwórcy jest dostatecznie przemyślany i genialny?

Jeśli pozostalibyśmy przy religijnym ujęciu Boga, należałoby rozkładać na części materiał mitologiczny i szukać ponownego złożenia go w nowy porządek, czy nowy ład. Nasuwa się jednak obawa, że Bóg religijny jest lekkomyślny, bowiem powołał do życia zło — szatana, z którymi, złem i szatanem, nie sposób już sobie poradzić.

Gdybyśmy zatem już w tej chwili przyjęli hipotezę, że zastosowanie zła ma swój cel, którego jeszcze nie rozumiemy, byłaby to rzecz spektakularna. W tym układzie sił także wolna wola — jeśli takowa istnieje — zmieniłaby również swoją definicję.

Zbadajmy to, co rzeczywistość próbuje do nas mówić poprzez pejzaż odczuwania metafizycznego. Nie można bowiem postawić pytania: Co myśli Bóg lub też jak myśli? Bez odwołania do metafizyki, gdyż metafizyka jest transcendentną ideą.

Być może dla niektórych z Państwa zadanie, które sobie stawiam jest niemożliwe do realizacji. Ja jednak mam obawy nieco innego rodzaju. Czy to, co powiem w tej sprawie, o czym tu będzie mowa, zostanie przez Czytelnika zaakceptowane. Nie zamierzam go natomiast zwodzić, lecz przedstawić twarde dowody, że Bóg / Absolut / Idea istnieją oraz ukazać tychże zamysł, nawet w obliczu tego, że dla niektórych ludzi może się on okazać zbyt okrutny lub nawet tragiczny.

Dla mnie natomiast prawda jest najważniejsza. Prawda, której bezskutecznie poszukujemy od tysiącleci. Wszak Giordano Bruno powiedział bardzo ważne słowa, które zaprowadziły go na stos. Jeśli prawda jest najwyższą wartością, obowiązkiem człowieka jest jej służyć. Czy Bóg prowadzi nas na stos?

Co ma nam do zakomunikowania prawda? Być może nie możemy się zgodzić z tym, co ma nam do powiedzenia. Nawet gdyby prawda stanęła przed nami, zdaje się, że wielu ludzi odwróciłoby od niej wzrok. Może jednak prawda — gdyby się dowiedzieć, czym ona jest — nie jest aż tak karkołomna i trudna w implementacji do naszej egzystencji, jak moglibyśmy sądzić. Zaś po początkowych trudnościach wszystko w naszym życiu ulegnie poprawie — zmianie na lepsze. Bo czym jest lepsze, jeśli nie dobrem — jak twierdzi Arystoteles — do którego wszystko powinno zmierzać. Dlaczego zatem nie zmierza?

Nie bójcie się trudności, mówi Kierkegaard, czy myślicie, że będą was wiecznie szykanować?

Najważniejsza będzie dla mnie metoda. Gdzie i dlaczego można zaobserwować tajemnicę Boga — ideę, a tym samym zyskać pewność, że postępując w zgodzie z tymi wskazówkami, nasze czyny staną się poręką rozwoju praw przyszłości.

Co by się jednak stało, gdybyśmy dowiedzieli się, że stworzyliśmy świat, w którym gości fałszywa idea w odniesieniu do wytworów materialnych i duchowych? Dlatego wszystko w naszym świecie się nieustannie chwieje i wali. Czy wówczas zdobylibyśmy się na odwagę, by przyznać przed sobą, że popełniliśmy błąd? Mały błąd popełniony na początku stał się już dziś problemem potężnym. Czy mielibyśmy tyle schludności w sobie, by zmierzyć się z pojęciem prawdy par excellence. Może uznalibyśmy, że nie jest nam do niczego potrzebna?

Będę zatem systematycznie weryfikował powołane do naszego życia sensy — prawdy powszechne, aby poddać je refutacji tudzież gloryfikować, jeśli przy tym udowodnię, że rozumiem, co myśli Bóg? Następnie zaś przejdę do formy, gdyż forma warunkuje zgodność czynów z myślą. Owe przejście może być nieuchwytne. Liczymy od teraz.

Zacznę jednak opowieść o Bogu tu. Wskaże Jego dom. Magiczną posiadłość.

Gdzie mieszka Bóg?

II

Gdzie mieszka Bóg?

Niezależnie od wszystkich trudności, które się piętrzą z każdej strony zwróćmy uwagę na to, co jest nam pokazane przez rzeczywistość, w którą zostaliśmy rzuceni. Bez wikłania się w niezrozumiałe zawiłości teologiczne. Bóg mieszka między pojęciami.

Istotą Boga jest Obecność w Nieobecności. Jest Bóg, ale go jednocześnie nie ma — jakby nie domagał się uwagi — to my jednak domagamy się uwagi od niego. Prosząc, wznosząc ręce pod nieboskłon czy modląc się.

W owej — niezrozumiałej jeszcze dla nas — istocie Boga znajdujemy się między pojęciami: Jest / Nie Jest czy Obecny / Nieobecny. To bardzo ważna uwaga w kwestii odpowiedzi na pytanie: Jak myśli Bóg? Lub też co Bóg ma na myśli? Idziemy tropem Boga, zmierzamy Jego śladem, który nam przecież pozostawił, bowiem nie można odnieść wrażenia innego, jak tylko, że Bóg istnieje, a przy tym jednoczesnej dezaprobaty, że go nie ma — co zaraz wytłumaczę.

Bóg dał nam życie i jednocześnie je odebrał — sprawiedliwość łączy się z niesprawiedliwością. Sprawiedliwe jest zatem dla Boga to, co nam wydaje się niesprawiedliwe — wszystko wskazuje na to, że potrzebujemy głębszego spojrzenia, aby zrozumieć boskie atrybuty wszechmocy i nieskończonej dobroci. Nie pojmujemy jeszcze jako ludzki gatunek Jego zamiarów — zamiarów idei. Dostaliśmy życie, które kończy się okrutną śmiercią — choć dla Boga śmierć nie oznacza nic tragicznego, zachodzi obawa, że Bóg nie ceni życia, dlatego jest całkowicie obojętny i beznamiętnie przygląda się toczącym się wojnom i tragediom. Epikurejczycy powiadali bardzo zwyczajnie, że skoro świat jest pełen zła, Bóg jest albo zły, albo bezsilny, tudzież jedno i drugie. To druzgocąca diagnoza. Nieskończenie dobry i mądry Bóg musiałby stworzyć świat pozbawiony zła, a przy tym także chciałby to zrobić.

Uważam, że nie dostrzegamy pomysłu Boga na życie człowieka na ziemi lub we wszechświecie. Nie zwracamy uwagi na jeden określony dowód, że życie naszej cywilizacji jest drogą do całkowitego unicestwienia, do milczenia. Jeśli bowiem ten gatunek wyłonił się z okrutnego prawa przyrody — z drugiej strony — biorąc pod uwagę równowagę sił w przyrodzie, gatunek, który już swą drogę przeszedł, gdy wszystko zostanie policzone, używając żargonu fizyków, scenę wydarzeń opuścił. Każde imię będzie wymazane i wszystko będzie zapomniane. Ta diagnoza, że Bóg, niczym w elegii Rilke, mówi do nas, że wszechświat gardzi naszym istnieniem, jest tylko grozy początkiem. Ponieważ Bóg jest nieskończenie mądry, należy zastanowić się nad Jego logiką, która jest nielogiczna.

Argument lub główny dowód w sprawie Boga jest niepodważalny, tym bardziej, że walka o przetrwanie, którą toczymy od zarania dziejów, nieustannie doprowadzając do konfliktów i wojen, nie przynosi nam żadnego zadowolenia. Przynajmniej nie takiego, jak moglibyśmy oczekiwać. Sprowadza się to zjawisko do następującego rozumowania: Nikt i nic nie przetrwa. Przestańcie walczyć! Nie sposób odnieść innego wrażenia, że jesteśmy już walką zmęczeni, a także że walka powoduje występowanie niezliczonych chorób cywilizacyjnych, które nie występują w przyrodzie. Żyjemy dlatego w świecie, który nie jest dla nas przewidziany, jako rozwiązanie optymalne. Jako najlepszy z możliwych światów.

Być może Leibniz, który w swej Teodycei twierdzi, że żyjemy w najlepszym z możliwych światów, w którym suma dobra przeważa sumę zła w największym możliwym stopniu oraz że jest to rzeczą z góry pewną, że żyjemy w świecie, który można logicznie pomyśleć, pomylił się?

Leibniz oczywiście nie bierze pod uwagę, że Bóg jest nielogiczny, a nawet nieracjonalny. Jest z pewnością racjonalnie irracjonalny i logicznie nielogiczny. Gdyż Absolut pracuje między pojęciami. Zostaliśmy dlatego rzuceni w czas nie po to, by walczyć o przetrwanie, które nie zostało dla nas przewidziane, lecz po to, by dojrzewać w miłości na najwyższym stopniu ewolucji. Mówi się przecież, że doświadczenie miłości jest najważniejsze, a przy tym wszelkie znane mi religie świata namawiają do miłowania bliźniego. Ta teoria jest całkowicie optymistyczna, lecz czy miłość, którą nas Bóg obdarzył jest dla nas do przyjęcia? Czy moglibyśmy ją zrozumieć i jakoś — każdy po swojemu — przetworzyć?

Na czym miałaby się taka miłość opierać? Być może Bóg nas kocha, lecz my bardziej kochamy samych siebie, by zrozumieć Jego miłość. Czyż otwierając się w miłości na doświadczenie najwyższego oświecenia, nie wychodzimy poza czas, łącząc się z Bogiem w całości i jedności? Przyjrzyjmy się temu zagadnieniu.

III

Dotyk miłości. Dotyk moralnego zła Boga

Według Leibniza, pomijając już krytykę sceptyków, Bóg przedstawił nam swój projekt w pakiecie transakcji, które są swego rodzaju kombinacją, która światu przyniesie największe dobro. Żyjemy zatem w świecie niekończącego się absurdu, marnotrawiąc miłość, której bezskutecznie poszukujemy i przy tym powinniśmy się radować, że Bóg niczego lepszego nie wymyślił, bo każdy z innych możliwych światów będzie gorszy niż ten obecny. Czy możemy się zgodzić z tym założeniem?

Leibniz znowu nie bierze pod uwagę wielu faktów. Zostaliśmy rzuceni w czas z jednego powodu, aby miłość nie mogła zostać nigdy przywłaszczona, dlatego Bogu potrzebny jest świat przemijających rzeczy materialnych, gdyż tylko iluzja pozwala szukać wyzwolenia siebie z obsesji życia, w której tkwimy od tysiącleci. Tutaj rozpoczyna historia Boga. Na najwyższym stopniu ewolucji do głosu dochodzi już nie walka o przetrwanie — która kończy się zawsze tragedią — jak pokazuje historia, lecz walka o dojrzewanie w miłości, czyli mówiąc inaczej umieranie Ja. Wytłumaczmy to założenie:

Istotą Boga, który zostawia człowiekowi ideę — bez odgórnego narzucania jej — bo to dobry Bóg — jest dojrzewanie w miłości, jako uchwycenie najwyższego ze stanów oświecenia. Z tego względu byt łączy się z niebytem, byt umiera, czyli dojrzewa w miłości. Jesteśmy wciąż między pojęciami — w Bogu. Żyję — powiedziałby mędrzec — nie żyjąc, czyli nie walcząc o przetrwanie.

Dobro i zło idą w jednej parze, gdyż aby dojrzewać w miłości niezbędne jest zło moralne kierowane na siebie — czyli utratę Ja — redukcja patologicznego czynnika doświadczenia, które dla Boga i wszechświata nie znaczy nic. Następnie zaś racjonalne łączy się z irracjonalnym — gdyż walka o przetrwanie na najwyższym szczeblu ewolucji traci kompletnie na znaczeniu. Ciągle znajdujemy się między pojęciami. Także między pojęciem rozpaczy i radości, gdyż nie ma się z czego cieszyć, ani rozpaczać — trzeba pójść tą drogą i szukać własnej genialności, gdyż tylko taka pasja pozwala zapomnieć i poczuć pełnię miłości. Czy możemy mieć za złe Bogu, że prowokuje w nas wystąpienie szaleństwa, gdyż każdy geniusz jest na swój sposób szalony, lecz tylko takie szaleństwo, które nie umniejsza kwestii godności zyskuje w oczach Boga?

W ten sposób wszelkie wartości są w trakcie powstawania. Są / nie są. Harmonijne jest to, co jest dysharmonijne. Dlatego powszechny tradycjonalizm nie był w stanie rozwiązać ani problemu wolności, ani miłości, gdyż został wytworzony na mocy przesądu, uzasadniając walkę o przetrwanie za optymalny obrót spraw ludzkiej egzystencji.

Człowiek osiąga spokój poprzez twórczy niepokój na drodze powstawania prawdy, która zawsze jest poza nim. Piękno, o czym jeszcze będziemy mówić, zawsze będzie kochać brzydotę, gdyż ukazuje nam to, czego nie widzimy — jest w trakcie powstawania — tak to wygląda w oczach Boga.

Czy gotowi jesteśmy zobaczyć to, co przynosi nam inny, gdy nas dotyka, słowem, dziełem twórczym?

Miłować, to kochać, kochać to dotykać. Dotknięty do żywego, przeklina kochającego…

IV

Wolna wola istnieje

Pozostańmy jeszcze przez chwilę przy Leibnizu. Twierdzi on, że Bóg mógł stworzyć ludzi wolnych od grzechu, ale za cenę pozbawienia ich wolnej woli. Bóg zatem obliczył, że świat zamieszkiwałyby bezgrzeszne automaty, które wytworzyłyby znacznie mniej dobra niż świat, w którym ludzie obdarzeni swobodą działania, mogą wybierać także zło. Świat zatem, w którym żyjemy jest najlepszym światem z sumą dobra przewyższającą sumę zła. Przyjrzyjmy się temu zagadnieniu.

Człowiek, który w Bogu widzi wybawcę — oszukuje się — bowiem Bóg nikogo uratować nie zamierza. Nie przewidział dla nas życia, dlatego też śmierć nie jest dziełem szatana — jak twierdzi religia, bowiem życie — byt zaciekle walczy o przetrwanie, o ratunek, które nie zostało dla nas przewidziane — powołuje z tego względu do życia raj religijny lub kwantowy — co ciekawe nauka nie różni się pod względem działań tak bardzo od religii. Zarówno nauka jak i religia budują swoje raje — złożone ze złudzeń, gdyż raj unicestwia ideę Boga, w którym dojrzewamy wspólnie na służbie miłości. Zawsze poprzez odzieranie miłości ze złudzeń. Czyli doświadczenia utraty Ja — pogrążonego w kalkulacji, jak przetrwać, że tak to ujmę.

Cierpieć tak, żeby nie cierpieć. Na drodze powstawania prawdy jest to działanie konieczne. Wolna wola jest dlatego wolnością od pożądania uratowania własnej istoty od zguby i rezygnacji z władzy w obliczu argumentu objawiającego nasze zaciemnienie. Celem Boga jest zatem niezdeterminowane przyuczenie ludzi do otwarcia na zapłodnienie intelektualne i moralne.

Dlaczego na świecie nie ma wolności?

Z tego względu, gdy nie przestrzegamy świętych praw, na świecie wciąż panuje bałagan prowadzący do wojen i tragedii — marnotrawimy miłość, gdyż ja walczy o przetrwanie — zamykając się na zapłodnienie intelektualne i etyczne — tym samym zło moralne mające służyć postępowi — idei Boga — miłości — wraca, zatacza koło, przeistacza się w destruktywne zło i upomina nas, bowiem żeby przetrwać trzeba stosować przemoc, kalkulować w tonie arbitralnego egoizmu. Dopiero wówczas wolna wola nabiera sensu, gdyż jestem w Bogu i mogę być wolny jedynie od pożądania, bowiem wolność jest zawsze wolnością od, nigdy do. Zmienia się także paradygmat wolnej woli, jaki możemy zaobserwować w dziedzinie psychiatrii. Głosi on, że człowiek jest wolny od stosowania przemocy, gdy tym samym Bóg ma w tym względzie inne zdanie, bowiem zadał nam ból i cierpienie — pozbawił nas życia — używając moralnego zła, abyśmy i my, niejako w Jego imieniu, czynili dobro poprzez moralne zło. To jest droga do utraty ego. Co mówi Bóg?: Śmierć ego.

My sami wytwarzamy zło, a potem prosimy Boga o pomoc, której nie doświadczymy. Nie osiąga szczęścia ten, który myśli o partykularnym interesie zabezpieczenia swojej istoty przed zgubą. Szczęście dlatego idzie w jednej parze z nieszczęściem — to główny paradoks, lecz jaki doniosły. Jeśli ktoś twierdzi, że zło jest nam potrzebne, byśmy wiedzieli, czym jest dobro, to usprawiedliwia czyny Hitlera. Bóg nie może być jednak tak indolentny, by powołać do życia okrucieństwo. Boga trzeba uczyć się zrozumieć, bo jego plan jest genialny.

Zło się dlatego przyciąga. Z tego powodu dobro poszukujące spokoju i harmonii natychmiastowo rodzi zło z drugiej strony, gdyż wszystkie pojęcia stojące na przeciwstawnych biegunach są jednym i tym samym. Religia stworzyła szatana, nie Bóg. Dobro Boga natomiast pozostaje w dystansie, gdyż prawda jest w trakcie powstawania. Bóg jest sprytny i wielki. Zostawił nam miłość, ale za cenę życia. Ktoś może mu mieć to za złe? — skoro niemal każdy twierdzi, że żyje się tylko dla miłości? Przyciąga się do siebie jedynie bezwzględna potrzeba życia, które rezygnuje z dojrzewania w miłości i człowiek wówczas choruje.

Mądrość Boga wcale nie jest racjonalna. A czego dokonała racjonalna mądrość, z której dziś nie sposób skorzystać, bo wszystko i w każdej epoce nieustannie chwieje się i wali. Im bardziej pragniemy żyć, tym bardziej marnotrawimy miłość — do której jeszcze nie dojrzeliśmy — bo dobra miłość nie potrzebuje spokoju i harmonii. Najtrudniej zrozumieć i przyzwyczaić się do myśli o utracie siebie. To przerażające, ale boli tylko na początku. Potem człowiek przekuwa cierpienie w miłość. Żyje w swoim naturalnym środowisku wolny od złudzeń i chorób typu: rak — wylew — zawał — psychozy.

V

Boski rachunek

Bóg nie dokonywał żadnego rachunku, w którym wybierał między światami możliwymi do wyboru, gdzie ludzie byliby wolni od zła i od cierpienia, bowiem zarówno zło jest Bogu potrzebne, jak i cierpienie. To wszystko, co sytuuje się w pojęciach oraz w ich przeciwieństwach jest jednostronne i arbitralne, nie reprezentuje istoty Boga, bowiem żyje On między pojęciami, jak to było już mówione. Dobro zatem potrzebuje zła, by wzrastać, by wszystko zmierzało do dobra wyższego, zaś szczęście potrzebuje cierpienia — o czym ze sportowym zacięciem donosi niemal każda religia. Nie wiem jednak, która nie donosi. W dalszej części książki będziemy jeszcze o tym mówić.

Bóg nie dążył do stworzenia świata doskonałego, gdyż doskonałość unicestwia miłość, która jest w trakcie powstawania. Z tego względu harmonia, choćby nie wiadomo jak się starać, nie jest możliwa do osiągnięcia. Czy nikogo nie dziwi fakt, że nawet muzyka Bacha nie zmieniła obrazu świata? Bóg wybiera twórczy niepokój, aby każdy mógł być uczestnikiem kulturowego postępu. To jest boska sprawiedliwość. Piękno samo w sobie, bowiem odbiera władzę każdemu, kto by chciał prawdę przywłaszczyć, dlatego też Bóg religii jest martwy, podobnie jak bożek muzyki, przed którym klękamy jak przed barbarzyńskim oprawcą, marząc o tym, że uchwycimy w naszym życiu harmonię. Prosiłbym jednak jeszcze o chwilę cierpliwości, żeby wspomniane uwiarygodnić.

Bóg wcale nie decydował, że cudzołóstwo jest złem. Kto jednak nie sypia w łożu prawdy, ten cudzołoży. Prawda bowiem niesie za sobą okrutne brzemię, człowiek albo się uwalnia od obłędu — zmienia system operacyjny do obsługi wolności — ma do tego pełne prawo i obowiązek, gdyż jako jedyne stworzenie na ziemi może takiej operacji dokonać, zatem redukować patologiczny czynnik doświadczenia, albo przyciąga do siebie zgubę w postaci odbicia swojej twarzy w innych ludziach, a wówczas umiera prawda i Bóg — gdyż poszukujemy harmonii, spokoju i bezpieczeństwa.

Tym bardziej rozumiemy Boga, im bardziej zbliżamy się do Jego geniuszu, poprzez irracjonalność, z tego względu utrata siebie, zatem prawo moralne wcale racjonalne nie są.

Bóg ma dla nas prawdę. Czy ją przyjmiemy? Czy zrobimy pożytek ze zła moralnego, czy pozwolimy, by wróciło w postaci destruktywnej? Być może nadejdzie kolejny Hitler? Trzeba się zastanowić. Na chwilę obecną obliczenia — jeśli mogę tak powiedzieć — się zgadzają. Oczekujemy kolejnego oblicza zła. Nadeszło, wybuchła kolejna wojna.

Czy można zatem wybaczyć Bogu, że nam taką krzywdę uczynił? Jeśli tak, to wybaczyć Bogu może jedynie ten, który wejdzie na drogę miłości, czyniąc zło moralne na drodze powstawania dobra, rzucając światło na zaciemniony obszar ludzkiego doświadczenia. Będzie wdzięczny Bogu, że dał mu taką możliwość, jednak okaże się niewdzięczny dla swoich bliźnich, którzy potraktują go jak bluźniercę. Wypadłoby powiedzieć: jestem wdzięczny Bogu za Jego niewdzięczność, choć jej nie rozumiem. Nie można przecież mierzyć potęgi Boga kryteriami naszej mizernej inteligencji. Jest to jednak droga, którą warto zmierzać, jak Państwo myślicie?

Bóg przecież Jest / Nie Jest. Czy człowiek może zatem Być/ Nie być? Czy powszechne rozumienie dobra Boga, aby Go naśladować jest w pełni akceptowalne? Przy założeniu, iż wiemy, co nam Bóg próbuje przekazać. Jaka jest jego nauka? Zdaje się, że ta kwestia nieuchronnie prowadzi do nieporozumienia. Świat jest bardziej lub mniej zależnym od Boga. Świat ma w końcu wielu Bogów, walczących ze sobą. Religia walczy z nauką. Obie zaś dyscypliny naszego świata mają swoje raje. Jeden, religijny znamy już bardzo dobrze. Zakłada życie wieczne, lecz bez miłości, o czym pisałem wcześniej. Drugi raj, kwantowy, to nowa odmiana tego samego raju mitologicznego. Nowa odsłona starego absurdu.

Skoro Bóg nie szuka harmonii, nie powołuje do życia raju. Człowiek dojrzewa w Bogu jedynie wtedy, gdy nie broni zaciekle swej twierdzy przed upadkiem, lecz wpuszcza światło w zaciemnione korytarze swej budowli. Co Państwo myślicie?

VI

Bóg dał — nie dając

Wolnością Boga jest Jego sprzeciw wobec wszelkiej tyranii, dlatego też nierozpoznana tyrania może trwać w najlepsze przez tysiąclecia, podpierając się autorytetem fałszywego bożka. Słusznie powiada Leibniz, że chwalić Boga za to, co zrobił, jest groteską — parafrazuję — gdyż tak samo zasłużył na pochwałę, gdyby zrobił coś innego. Gdzież więc Jego sprawiedliwość i mądrość, jeśli ma on tylko despotyczną władzę i jeśli zgodnie z definicją tyranii — to, co się podoba silniejszemu, jest przez to samo słuszne?

Leibniz nam bardzo dużo wyjaśnił. Jakby wszystko rozumiał, a zabrakło mu pochwały dla boskiego planu. Bowiem pewne jest, że Bóg z władzy rezygnuje. Gdyby zaś władzy pragnął, stanął by przed nami. Okrutny i zły. On jednak Jest i Nie ma Go. Jest wielki. Bezwzględnie. Pragnie bardziej — niż moglibyśmy sądzić, byśmy dojrzewali w Nim. Jednak, gdy powołaliśmy do życia Boga — jako ratunku dla swej istoty, zrozumiałe musi być zarówno niewolnictwo jak i poddaństwo ubezwłasnowolnieniu przyrodniczemu, gdyż bożek natury tym się odznacza, że szuka harmonii, zaś harmonia pragnie przetrwania, którego Bóg się wyrzeka. Jest wiecznością, zaiste. Lecz trwanie w wieczności jest możliwie jedynie wówczas, gdy się trwania wyrzeka. Nie może przeto walczyć o przetrwanie, co jest wieczne, a wieczne uzasadnia siebie jedynie w tym, co się wciąż odkrywa. Piękno samo w sobie.

Gdy się otwiera na to, czego nie widzi się. Dlatego Bóg pozwala w sobie dojrzewać lub też Bóg dojrzewa poprzez człowieka. Tym silniejszy jest Bóg, gdy ludzie mądrzeją i uwalniają się od arbitralnego egoizmu, gdyż Bóg sam w sobie jest tylko ideą, którą należy w ludziach otworzyć, aby stworzyć najlepszy z możliwych światów. Bóg zostawił ludziom możliwość wyboru najlepszego ze światów, jeśli już pojmą Jego geniusz. Ilu wartościowych ludzi — tego typu — już spaliliśmy na stosie? Czy to nie był czasem nasz sąsiad, który wskazywał na potrzebę zmian? Ujawniał wówczas nasze życiowe schorzenie.

Bóg nikomu niczego nie dał. Dał / nie dając. Pozwolił wybrać wolność na końcu ewolucyjnego postępu — jedyną własną i osobliwą genialność, która wyraża się poprzez szaleństwo nie umniejszające kwestii godności. Czy nikogo nie dziwi fakt, że ludzie bezskutecznie szukają swojego szaleństwa? Jest bowiem złożone w idei wolności. Nie mogą wówczas dziwić wyczyny Kukuczki, który szukał w swoim szaleństwie zdobywczego wyobrażenia, dlatego nie sposób odnaleźć w nim Boga, lecz jedynie rozpacz, która jest radością straty. Człowiek, który rezygnuje z miłości, z ochotą odda się radości rozpaczy, byleby nie ponieść odpowiedzialności za czasy nadchodzące, gdyż te na rozpaczy budowane być nie mogą. Nie podniesie taki człowiek do góry swej epoki, jak Barbara Skarga, żeby tożsamości nie budować na doznanym cierpieniu.

Subiektywna wolność łączy się w obiektywnej idei na drodze powstawania prawdy, bo każdy pragnie doświadczenia swojej wolności jedynej i niepowtarzalnej — jednocześnie służącej dobru powszechnemu. Godna jest natomiast ta wolność, która wznosi ludzi na wyżyny atrakcyjności. Która niepokoi. Która sama w sobie może być postrzegana za brzydką i niedorzeczną, lecz taki jest Bóg. Jego dobro powstaje ze zła moralnego, lecz destruktywne zło powstaje z tego powodu, że się od Boga odwracamy. Szukamy harmonii na służbie iluzji życia.

Nie ma egoizmu w czynieniu zła moralnego, występowaniu przeciw ludziom — w dobrym tonie — ukazując ludzkie zaciemnienie — gdyż wyrzeka się człowiek pogardy do siebie i ludzi — objawiając to, czego nie widać. Jeśli się nie otworzą na to, co mówi — nie będą dojrzewać w miłości — przyciągną do siebie tych, którzy im obiecają złudzenie i dojdzie do tragedii. Jak w każdej epoce.

Bóg nie gardzi nami — nie schlebia naszemu podziwowi. Znowu jesteśmy między pojęciami. Zostawia nam do dyspozycji sztukę miłości. Geniusz. Absolut jest bowiem twórcą inżynierii doskonałej, o ile racjonalne idzie w jednej parze z irracjonalnym, a jeśli idzie, to służy pomnażaniu wartości już istniejących. Zmierzamy zawsze w stronę utraty władzy na swoim lękiem, z którego biorą się wszelkie zbrodnie, czyli utraty ja walczącego o przetrwanie.

VII

Bóg poznaje siebie w człowieku. Dojrzewa w nim

Czy słusznie powiada Orygenes, że Bóg ma swoje granice i nie należy pod pretekstem oddawania Mu czci negować tych ograniczeń. Bo gdyby moc Boga była nieskończona, to wynikałoby z tego twierdzenia w sposób nieunikniony, że nie znałaby siebie, dlatego że to, co nieskończone, ze swej natury nie daje się ogarnąć myślą?

Nie wydaje mi się, żeby powiadał słusznie, gdyż Bóg dojrzewa poprzez nas, my dążymy w Bogu do uchwycenia Absolutu, czyli harmonii, która okaże się końcem drogi człowieka, o której wspominałem na początku. Dojrzewanie w Bogu odbywa się bez Jego udziału, to idea, która łączy ludzi, ale ich jednocześnie rozdziela, żeby się nie pozabijali. Powiedzieliśmy bowiem wyżej, że zło się przyciąga.

Bogowie powstają przez ludzi, przez ich umysł. Który pogrążony w walce o przetrwanie wybierze bożka zwodniczego, kłamliwego.

Bóg nie jest wolny w tym sensie, że podlega przyczynom zewnętrznym. Bóg nie jest zdecydowany, lecz także nie jest niezdecydowany, jest obojętny — być może trochę w duchu Kartezjusza. On dojrzewa w nas. Jeśli nie dojrzewa, my tracimy. Doznajemy tragedii. Bóg niczego nie czyni, nie dokonuje, gdyż dobry Bóg nie ingeruje w ludzkie sprawy, by nie uczynić ludziom krzywdy.

Spinoza myli się, gdy twierdzi, że nic innego niż On — Bóg sam nie jest przyczyną Jego działań. Spinoza zdaje się nie rozumieć Boga. Być może za mało w nim było miłości? Bóg rodzi się w człowieku, jak to już było mówione. Także dręczące pytanie Platona: czy Bogowie miłują to, co święte, ponieważ jest to święte, czy też jest ono święte dlatego, że bogowie je miłują — nie odnajdzie odpowiedzi na pytanie, którego tropem zmierzamy. Ci myśliciele bardziej myśleli o sobie niż o ludziach. Jakiż bożek mógłby człowieka pozbawić godności i ustanowić władzę nad nim?

Spinoza zaiste zdaje się nie rozumieć, że aby pojąć istotę Boga nie należy patrzeć na Boga, ale na odpowiedzialność człowieka. Człowieka, który dojrzewa w Bogu. Bóg nie podejmie działań w tym znaczeniu, że będzie chronił od zguby, jeśli ty ich nie podejmiesz, bowiem ty dojrzewasz w istocie Boga. Dlatego tak ważny element stanowi tu zło moralne, aby dobro mogło wzrastać. Bóg nie jest żadną realną siłą. Jest ludzką ideą. Tym zechciał być. Poza desygnatem i symbolem. Poza obmierzłym bólem każdego dnia i pokusie zdobycia władzy. To jest Bóg. Mistrz. Taki Bóg zmienia natychmiastowo obraz naszego świata w sensie materialnym i duchowym.

Po pierwsze nikt nie pojmował do tej pory, jaka jest metafizyka Boga? A jest ona drogą powstawania prawdy, dobra, miłości, wolności, dobra za pośrednictwem zła. Gdy, ś.p. Leszek Kołakowski mówi, że życie jest tragedią, bowiem kończy się śmiercią, zdradza, że nie rozumie istoty Boga lub się z nim nie zgadza, lecz ja wcale nie twierdzę, że ją rozumiem. Szukam natomiast sposobu wdrożenia w życie takiego systemu myślenia, który pozwoli mi uwolnić się od siebie. Póki co, mogę to robić. Żyjemy bowiem w świecie, który nas ogranicza i więzi. W duchu potrzeby przetrwania. Stąd nasze cierpienia. Chciałbym jednak robić to permanentnie.

VIII

Sprawiedliwość Boga. Iluzja harmonii

Jeśli byt jest czymś różnym od Boga, to Bóg nie istnieje i nie ma Boga. Czy może istnieć Bóg odmienny od bytu? — pyta Mistrz Eckhart. Iluzja życia historycznego, w której utknęliśmy zmusza nas do przyjęcia paradygmatu, że nasze życie jest bezcenne, lecz im bardziej o nie walczymy, tym silniej pojawiają się w nim uczucia goryczy i rozpaczy, od których Bóg jest przecież wolny. Jest silny swoją siłą, swoim szaleństwem, którego odpowiednikiem jest geniusz. Geniusz niczego wyjątkowego nie robi. Zajął się tylko sobą. Skoro jednak sobą się zajął, nikomu przeszkadzać nie może. Rozwiązuje zagadki świata, lecz tylko dlatego żyje, że jest coś do rozwiązania. Geniusz żyje dla liczenia, dla Boga, który jest szczęściem człowieka, któremu okoliczności pozwoliły zapomnieć. Czy ktoś nie pragnąłby być nowym Einsteinem? Szaleństwo Bogu jest dlatego potrzebne, by badać wszechświat, bowiem On sam go nie zna. Stąd też Bóg jest czystą ideą w drodze powstawania prawdy, która nie szuka harmonii.

Harmonii można poszukiwać na dwa sposoby. Jeden to pogarda — twarda przemoc, która staje się podziwem. Drugi to schlebianie ludzkiemu podziwowi, które jest aktem czystej pogardy — to przemoc miękka. Bóg, o którym opowiadam wyrzeka się tych kategorii. Wybiera twórczy niepokój na służbie sprawiedliwości.

Każdy przyzna, że jesteśmy równi jedynie wobec śmierci. Dlatego idea Boga, o której opowiadam, jest ideą dojrzewania w miłości poprzez śmierć, czyli upadek ja — zatem rezygnacji z arbitralnego egoizmu wobec ujawnienia własnej brzydoty. Dlaczego tak się boimy? — dotyku miłości.

Kto się odważy żyć w zgodzie z naturą Boga — wszechświata — ten musi się liczyć z wykluczeniem — przynajmniej dziś — lecz nie geniusz, który się iluzji życia opiera — zawsze idzie własną drogą — drogą Boga, bowiem tylko geniusz potrafi zrobić najlepszy pożytek zła. Być jak Bóg rozumiejący dobro i zło. Eritis sicut Deus scientes bonum et malum.

Bóg nie jest obiektywny. Odzywa się w każdej jednostce wolnością subiektywnej obiektywizacji na drodze powstawania prawdy. W każdym człowieku jest Bóg, lecz nie ma Boga w obiektywnej kalkulacji. Ludzie łączą się w grupę w lęku przed prawdą, zostając niewolnikami i rezygnując z wolności, która jest — w zamyśle Boga — wyborem jedynej i niepowtarzalnej formy wolnościowego praxis — aby wolność nie podlegała naśladownictwu, z której bierze się marazm, rywalizacja i przemoc.

Możemy powiedzieć już teraz, że Bóg nie domaga się przywiązania. Ludzie nie mogą zbliżać się do siebie, bo wybuchnie przemoc i wojna. Powinni zbliżać się tak, żeby nie zaciskać pierścienia własnego upodlenia. Tak mocno się jednak wiążą, że umiera miłość. Bóg zatem szuka sposobu, by ludzi rozdzielić, żeby się przestali zabijać. Ale oni wiedzą lepiej.

Bóg nie mieści się dlatego w żadnym pojęciu i w żadnym symbolu. Jest poza desygnatem, gdyż miłość jest dojrzewaniem w dobru najwyższym.

Wystarczyło Boga nazwać — okrasić krzyżem lub innym symbolem, by utracić z nim kontakt, bo Bóg nie domaga się wiary w Niego, lecz wiary w miłość, która jest wiedzą absolutną. Racjonalny irracjonalizm. Nielogiczna logika i wiara, która jest wiedzą. Tak myśli Bóg. Na świecie panuje wówczas porządek.

Bóg — wyrzekł się władzy nad człowiekiem — jedynie mały człowiek klęka przed Bogiem, by następnie niewolić pozostających w jego zasięgu nieszczęśników.

Żeby poczuć ideę Boga należy pojąć, iż pozornie tylko skrępował człowieka, aby ten uwolnił się z jego niewoli, kto ma jednak zamiar konać w czasie — walcząc o przetrwanie i prosząc Boga o pomoc — ten para się satanizmem i plugastwem, zaś Bóg milczeć będzie, dlatego jest Mistrzem Mistrzów.

Ale o tym będę mówił w kolejnych rozdziałach.

X

Świat Boga i jego ukryty sens

Należy sceptycznie traktować postawy ludzkie, którym się wydaje, że w obliczu katastrof i tragedii, wojen i okrucieństwa, jakaś opatrzność czuwa nad nimi. Rozpaczliwie szukają zapewnień, że ich życie jest chronione przez siły wyższe, wybawcę, czyli w tym wypadku urojonego przez nich bożka, który powstanie, wyjdzie z milczącej czeluści i zagości na tym świecie sprawiedliwość, której przecież nikt nie pragnie. Nie pragnie się bowiem sprawiedliwości Boga, który skazuje człowieka na życie w męce i cierpieniu. Takiego Boga się wypiera, przyjmuje się za to urojenie, które z powodzeniem nazywa się teodyceą, aby następnie znosić tragedie, które się zresztą samemu wytwarza. Diaboliczna złośliwość przemawia przez tych, którzy szukają odkupienia i sprawiedliwości, sami będąc niesprawiedliwymi.

Sprawiedliwy zaś tym się odznaczy, iż ludzi przygotuje do ciężkiej służby dojrzewania w miłości — czyli Bogu — nawet za cenę własnego życia. Dlatego człowieka wolnego poznany po tym, że broni prawdy, jeśli zachodzi taka potrzeba i otwiera się na nią wobec argumentu o wyższym gradualizmie, ujawnionym w funkcji dialogicznej. W tej nomenklaturze intelektualnej żyje nasz Bóg, gdyż, jak to już było mówione mieszka między pojęciami.

Należy pamiętać o tym, iż czas będzie zawsze przyczyną wojny! Czas to ja, które zostało przez wszechświat stracone, przeto tylko się miota, próbując pogodzić w sobie mądrość Boga z absolutną nędzą swojego rozumu.

Gdybyśmy mogli wykryć ukryty sens Boga, który odzywa się w człowieku głosem świętej idei, to ów byłby człowiekiem kochającym nas, miłującym, dbałby o to, by ludzkość — w każdej epoce, była w stanie odnaleźć drogę do własnego źródła mocy, do poszukiwania zapomnienia i rezygnacji z walki o przetrwanie. Jeśli tego nie zrobi, na epokę spłynie marazm i zniechęcenie, co będzie przyczynkiem do wojny.

Ukrytym snem, ukrytym sensem Boga jest zatem wolność. Wolność, skoro miłość może być uwiarygodniona jedynie przez śmierć — tylko śmierć ja pozwala dojrzewać w miłości, także jedynie w obliczu śmierci może uzyskać zaprzysiężenie. Z tego względu wolność nie może uzasadnić żadnego ze swoich problemów na podłożu obiektywnej nauki — czyli także obiektywnego Boga, gdyż jest wyborem swojej własnej śmierci — drogi miłości, ukazującej jedyne i niepowtarzalne dzieło osobowe. Psychologia dlatego nie może rozwiązać problemu wolności od stu lat.

Problem zła wcale nie jest rozwiązywany, jest jedynie uchylony. Problem zła jest nierozwiązanym problemem wolności, o której mówimy tu w kategoriach sensu ukrytego. Każdy człowiek marzy o tym, by być jedynym i niepowtarzalnym, unikatowym, lecz nie każdy takowym jest. Leniwy człowiek pragnie naśladować, lubi podróbki, w tym procederze się zakochał. Spójrzmy na jeden fenomenalny aspekt Boskiego sekretu. Dlatego też kocham Boga, gdy pozwala mi przechadzać się po Jego postaci i odkrywać te tajemnice:

Wolność nie ma prawa naśladować ani przeglądać się w innych, dlatego subiektywna forma, która jest reprezentacją stanowiska wolności, z istoty rzeczy nie jest odbiciem świata zewnętrznego — działającego na kanwie sił fizyki kwantowej[1], dlatego pseudo wolność, która staje się obiektywna, dąży do utylitarnej kalkulacji.

Wszelkie formy wolności obiektywnej, z której wynika przemoc i marazm, bowiem pogrążone są w rywalizacji, są błędnie przyjętym przez ludzkość postulatem życia. Z tego względu wszystko, co idzie torem zdobywczego wyobrażenia, przybierze formę obiektywnie zrozumiałą — zmechanizowaną i przyrodniczą, podlegającą supremacji biologicznej, aby dążyć jednocześnie do dominacji na tle grupy społecznej.

Rywalizacja i walka jest zawsze przyczyną wszelkich chorób i frustracji, zaś nieszczęsny zwycięzca, który się z wyścigu wyłoni, pogrążony będzie w takim samym żalu, jak pokonani, których żałoba zalała cały świat. Obawiam się, że ludzie ci nie odkryją ukrytego przez Boga sensu, gdyż tajemnicę mają to do siebie, że nie każdemu się je zdradza, lecz tylko tym, którzy emanują czystością serca, a więc sprawiedliwością.

[1] Tylko fizyka kwantowa jest w stanie uzasadnić inteligencję stada, które zaciekle walczy o przetrwanie.

XI

Człowiek absolutnie wolny w Bogu. Zjednoczony w dobru przez moralne zło

Niezależnie od potencjalnych nieporozumień w kwestii tego, co mówię o Bogu, o czym ostrzegałem na początku, sprawy tej natury traktuję bardzo poważnie, nie bacząc także na konsekwencje, które mogą przecież doprowadzić mnie do wystąpienia tragicznych okoliczności towarzyszących życiu. Jak wykluczenie ze społeczeństwa, pozbawienie środków do życia, etc. Nie znajduję jednak powodu, abym się miał troszczyć o słuszność mojego postępowania. Zostawiam dowody, którym się z Czytelnikami dzielę.

Ludzie poszukują sensu swej niedoli, którą sami są. Nie mogą się bowiem uwolnić od siebie. Dla każdego, kto cierpi i jest zdesperowany, to żadna pociecha, a może potęgować jeszcze oburzenie, gdyż poszukuje redukcji bólu — pomocy Boga, który wcale mu pomóc nie zamierza. Przeciwnie, pozwala człowiekowi odbić swe piętno na tworzeniu piękna świata, nie licząc się z ciężarem oskarżeń o niegodziwość, wytworzenie cierpienia, które dla Boga są dobrem wiekuistym i dzięki nim świeci Jego splendor całości.

Prawdziwa wolność nigdy nikogo do siebie nie przyciąga, nie rywalizuje, lecz rzuca światło na zaciemniony obszar ludzkiego doświadczenia. Dlatego też Bóg pozostaje w dystansie. Nie podchodzi, nie objawia się.

Ciężko byłoby przyjąć założenie boskiego planu, iż skoro prawda jest w trakcie powstawania, ludzie nie mają prawa przyciągać się do siebie, koniecznym jest zachowanie dystansu, bowiem wybuchnie wojna lub zaraza. W tym celu budują formę wolności — dojrzewają w Bogu, która nie może być z założenia naśladowana, lecz powinna być jednocześnie stymulacją do wyłonienia wśród członków wspólnoty własnej, jedynej i niepowtarzalnej aktywności.

Człowiek opromieniony wolnością panuje nad czasem, jest szczęśliwy, gdyż nie zagraża mu pustka, z którą każdego dnia wchodzi w nowe, wspaniałe interakcje. Nie może bowiem zaistnieć w jego życiu pełnia, gdyż jest złem.

Samotność jest na służbie wolności człowieka dojrzewającego w miłości. Samotność dotyka Boga w sposób najczystszy, wspaniały, piękny i dostojny. Geniusz, w zamyśle każdy człowiek, kocha samotność, choć nie jest mizantropem i swoje szaleństwo, które nie umniejsza kwestii godności, zapominając siebie w przedmiocie rozważań, który z konieczności poszerza nieograniczenie. W taki prosty sposób rozwiązywane są największe zagadki świata.

XII

Bóg to Inny. Inny to zło

Najkrótsza historia świata Anatola France” a mówi nam jasno i wyraźnie, że życie nie ma sensu. Ludzie rodzili się, cierpieli, umierali. Nie może także dziwić, iż w starciu bytu z nicością, wygrywa nicość, gdyż byt sam z siebie jest właśnie nicością, dlatego powołuje do życia raj. Jedynie byt, który dojrzewa miłości — wprzęga do życia niebyt, unicestwia nicość, gdyż dosięga miłości, która jest wiecznością. Tu rodzi się Inny, piękny, majestatyczny i dostojny. Inny jeszcze nie zawitał na naszą ziemię. Gdy się pojawi, jest natychmiastowo przeganiany, gdyż ludzie boją się jego wolności, w której nie mogą zobaczyć siebie. Zakochani w sobie, boją się siebie utracić, dlatego Bóg nie pozwoli im na ukojenie bólu.

Ludzie bezkrytycznie naśladują zjawiska obiektywne, które z reguły cieszą się największą popularnością, aby następnie doświadczyć upadku, gdyż tracą kontakt z własną wolnością, tracą kontakt z Bogiem, a wówczas jest to działanie grzeszne, bluźniercze, na co jednak Bóg pozostanie obojętny, pozwalając się ludziom dręczyć w pustce bez końca.

Wola ludzka jest jedynie potrzebą zwrócenia się przeciwko sobie, gdyż prawda nie mieści się w ja. Z wyższej i niezrozumiałej (walka o przetrwanie) powszechnie konieczności. Dla naszego Boga wszystko jest jednak jasne i zrozumiałe.

Największym nieszczęściem tego świata jest postanowienie uformowane na frontonie cywilizacyjnej budowli. Przetrwać za wszelką cenę. Tylko człowiek ubezwłasnowolniony walczy o przetrwanie. Zrobi dlatego wszystko, by ludzi uwieść. Powoła w tym celu do życia bożka, zdradzając tym samym jedynego Boga wszelkiej prawdy, który wyrzekł się religijnego obłędu.

Prawda Boga boli i wcale nie musi się podobać. Jeśli prawda nie boli, nie jest prawdą. Takie są okrutne nauki Boga, aby przedzierać się w głąb serca uczucia.

Nikomu się przecież nie podoba to, że Bóg rzucił nas w czas, abyśmy w nim konali (we własnym ja) albo uwolnili się od niego. Wydaje się, że to okrucieństwo, choć nie zdajemy sobie sprawy, że we wszechświecie nie ma czasu, jak donoszą fizycy, skoro nie ma w nim czasu, to nie ma także na nas, bowiem czas to ja. Bóg nas nie skrzywdził. Tylko w ten sposób mógł uratować nas od zguby, oferując nam wolność, po którą powinniśmy sięgnąć.

Bóg milczy i będzie milczał do końca, beznamiętnie przyglądając się ludzkim cierpieniom. Niestety nic poradzimy na te bolączki, choćby nawet wszystkie nauki razem wzięte zdecydowały się znaleźć remedium na ból egzystencjalny, ów wróci i będzie się „domagał” optymalnych — przewidzianych w planie Boga rozwiązań, na potrzeby realizacji idei szczęśliwości i powodzenia, czyli akceptacji postulatów bezwarunkowej miłości.

Możemy dlatego powiedzieć śmiało. Kto szuka u Boga pomocy, jest stracony. Boga odnajduje się jednak w innym, inny otwiera przed nami nowe horyzonty myślenia, uwalnia nas od siebie, lecz tylko poprzez dręczenie nas, dla celów koniecznej przemiany duchowej. Duch dlatego nie mieści się w ja. Tu, w tajemnicy innego mieszka duch Boga. Inny dlatego przynosi moralne zło. Jest z nim złączony, gdyż jeśli go nie zada, zło wróci i dokona pomsty, że tak to ujmę. Nie istnieje zatem dobro oparte na sympatii wszystko przenikającej, gdyż owe dobro zakłada, iż zło jest dziełem szatana, a powinno służyć powstawaniu dobra.

Żaden Bóg nie dał pozwolenia na zło, lecz gdy się nie rozumie zamysłu Boga, licząc na ratunek własnej istoty przed zgubą, zło samoczynnie rozkwitnie na ziemi, a wówczas teodycea będzie snuć teorie, że zło jest koniecznością, co wcale nie może być prawdą. Najpierw się zło wytwarza, by potem płakać, że okrutny los uczy nas poprzez cierpienie.

Jak należy wnioskować zdeprawowane są wszelkie formy uzasadnienia dobra jako wartość bezwzględnie domagającą się harmonii, dlatego nieszczęsne zło zawsze wraca. Gdyby zaś można było Boga zapytać, jakie credo przyświeca temu rozdziałowi książki, to odpowiedziałby: Nie ma przyjaciół ten, kto pragnie żyć.

XIII

Harmonia i raj nie znają Boga

Oczywiście, że brzmi to banalnie. Może i nawet samo w sobie jest banalne, a także też to, co jest banalne znane jest wszystkim. Nasz świat został bowiem zbudowany na harmonii. Wszyscy poszukują jej od rana do wieczora, nawet w snach. Gdyż harmonia to władza nad własnym lękiem. Ów lęk jest cieniem antologii egzystencjalnej i naszą zgubą jednocześnie, gdyż Bóg wyrzeka się harmonii. Bóg jest wielki, gdyż rezygnuje z władzy. Nie może istnieć raj, gdyż zakłada istnienie harmonii, która unicestwi miłość. Harmonią jest jedynie to, co ją burzy, ukazując nasze zaciemnienie.

Muzyka i wszelka wielka sztuka z definicji odzwierciedlają swoje istnienie w harmonii, która jest jednością formalnych związków zachodzących między naszymi spostrzeżeniami, dlatego nie mogły ostatecznie wpłynąć na losy świata, który nieustannie kroczy drogą upadku. Bóg, który reprezentuje istotę harmonii jest złym bożkiem, lecz przede wszystkim iluzją.

Muzyka walczy ze złem w skalach major — minor, lecz także nie pojmuje, iż sama wytwarza zło. Lubować się w harmonii, to brzydzić się jednocześnie niepokojem na służbie sprawiedliwości. Bach zdobywał taką samą władzę nad człowiekiem, jak okupant przystawiający mu karabin do głowy. Wystarczyło jednak, żeby ludzi poruszył — twórczo zaniepokoił i domagał się akceptacji prawdy, która powstaje bez końca, rozwiązując w ten sposób problemy swojej epoki oraz będąc poręką do rozwoju praw przyszłości. O jakim poruszeniu mówimy? Tego nie wiemy, to jest element zaskoczenia nas przez twórcę, który dokonuje w akcie kontemplacji rozstrzygnięcia, a następnie ujawnienia nam tego, co jest dla nas niewidoczne.

Są dwa rodzaje zła, wynikające z wpływu fizyki kwantowej na ludzką świadomość. Pierwsza to pogarda, która staje się podziwem. Dlatego Hitler ma tylu naśladowców. Druga to przemoc miękka, schlebiająca ludzkiemu podziwowi, która jest aktem czystej pogardy. Dodatkowo owe siły mogą wchodzić ze sobą w przeróżne kombinacje. W tych zatem zjawiskach nie odkryje się żaden Bóg, gdyż każda z tych sił jest przyrodnicza i dąży do zdobycia przewagi, czyli władzy.

Zła nie ma w człowieku. Jest w ludzkim zwierzęciu, które walczy o przetrwanie, bowiem tylko walka o przetrwanie domaga zaistnienia harmonii.

Nic łatwiejszego niż powiedzieć do siebie w imieniu Boga: Gdziekolwiek spojrzysz i siebie zobaczysz, ujrzysz zło.

Nasze życie jest skończone, to przykra wiadomość, lecz są jeszcze bardziej wstrząsające od tej. Dobro nie wraca. Nie będzie zapłaty za życie. Bóg spłatał nam psikusa w obliczu wszystkich nieszczęść, które nas spotykają. Nasze codzienne doświadczenie nieomylnie pokazuje nam jednak, że z cierpieniem trzeba i można walczyć, szkoląc się w kształtowaniu silnej wiary. Wówczas lepiej znosimy nieunikniony ciosy, jakie zadawane są nam przez życie, jednak nawet ci, którzy przeżyli koszmar obozów koncentracyjnych, nie mogą oprzeć się wrażeniu, iż ich niekompetencja i brak odpowiedzialności, doprowadziły do wybuchu wojny, gdy się bowiem dobra nie wytwarza, powstanie tragedia. Ów moralny opór jest groteskowym oczekiwaniem wobec nieznośnej presji Boga, że ten zmieni zdanie i uratuje człowieka od zguby..

Jedno tylko spływa na nas pocieszenie. Najwyższą nagrodą za istnienie jest czynienie miłości — dobro i zło idą w jednej parze — oraz bezkresne doświadczenie dobra najwyższego.

Moglibyśmy dlatego pomyśleć, że Bóg nie jest względem nas niesprawiedliwy, gdyż odebrał nam życie. Sprawiedliwość Boga na tym polega, iż zwracając się z pogardą do życia, pomógł człowiekowi zrozumieć sens jego istnienia poza nim.

Bóg zadał nam ból i cierpienie, byśmy i my w Jego imieniu czynili moralne zło w imię dobra i sprawiedliwości. Tylko czy jesteśmy zdolni i gotowi, by działać w imieniu Boga?

XIV

Sprawiedliwość in divine

Nie trzeba dodawać, iż fakty, które przedstawiam, choć dowodzą niezbicie, iż Bóg jest dojrzewalnią — jeśli mogę tak powiedzieć — człowieka, zostaną przez sceptyków poddane refutacji. Nie pomoże nawet fakt, iż konfrontowałem teorię wolności ludzkiej z wieloma autorytetami i nie została podważona, co mnie bardzo cieszy.

Wróćmy zatem prowadzonego toku wywodu. Możemy osiągnąć równość, jak to było powiedziane wyżej, jedynie względem śmierci, a zatem tylko wówczas, gdy dysponujemy siłą własnej wolności, rezygnującej z rywalizacji, ale także pozostając nieustannie w otwarciu na wzajemne zapłodnienie intelektualne i etyczne. Z tego powodu sprawiedliwość in divine jest zdolnością widzenia poza czasem, poza ja, gdyż czas nie zna sprawiedliwości. Pochłonięty walką o przetrwanie za sprawiedliwość uznaje to, co rozsądne z punktu widzenia obyczajowego rozumu, który w każdej epoce formułuje się odwołując swą istotę do powszechnych i zresztą użytecznych wierzeń, lecz jednak bardziej roszczeń.

Rozum kalkuluje, nie może przeto znać idei prawa moralnego. Lex legum. Rozum nie zna Boga, bowiem Bóg wcale nie jest rozumowy. Rozum gra jedynie swego rodzaju rolę mechanizmu homeostatycznego, który pozwala wierzyć — podobnie jak w przypadku religii, że to racjonalizm pozwala właśnie uporządkować życie i wprowadzić w nie ład i porządek, czego Bóg się wyrzeka. Także religia jest racjonalna, choć wydaje się inaczej. Religia wybrała jednak życie. Dlatego jest racjonalna.

Z całą pewnością sprawiedliwością Boga jest świadectwo, jakiego ludzie dostarczają sobie na poparcie Jego sprawiedliwości. Tożsame dla wszystkich istnień jest tylko to, co inne, bowiem prawda jest w trakcie powstawania. Tożsame, a zatem tożsamość wspólnoty została właśnie odkryta w obrazie Boga. Z tego względu fizyka kwantowa nie może być odbiciem pierwotnej struktury psychicznej, gdyż walka o przetrwanie unicestwia istotę miłości na końcu ewolucyjnego postępu.

Owe wierzenia nauk przyrodniczych, są, podobnie jak przypadku religii, prima facie podejrzane i należy je traktować cum grano salis.

Na świecie nie zaistnieje sprawiedliwość, gdy nie nadejdzie wolność. Nie rozwiążemy też żadnego ze swoich fundamentalnych problemów. Będziemy pogrążać się za to z powodzeniem w iluzji. W iluzji, której wytworzyliśmy już w nadmiarze, a ciągle nam mało, gdyż iluzje powołuje się do życia jedynie wówczas, gdy doskwiera pustka.

Sprawiedliwość Boga na tym polega, że jest On indeterministycznym programem do obsługi życia. Jest psychiką. Psychika to program do obsługi ludzkiej wolności, której celem jest sprowadzenie człowieka na drogę miłości, której on nie pragnie poznać, przeto zsyła nieustannie na niego niepowodzenia i tragedie. Wówczas prawo psychiki jest prawem śmierci, której służy zapomnienie… o sobie. Nuda veritas.

XV

Nosmetipsos seducimus

Nie musimy się już oszukiwać. Najwyższy czas zrobić porządek z egzystencją, aby następne pokolenia nie musiały przerabiać kolejnych, historycznych lekcji z absurdu życia, w którym utknęliśmy i z którego już być może się nie uwolnimy. To, co robimy — jako ogół gatunku — sprowadza się do jednej konkluzji. Chcemy zostawić informację dla potomnych, że jesteśmy słabi. Zsyłamy na kolejne pokolenia jedno brzemię, ale potężne. Jak być pokonanymi w życiu i jak zrezygnować z miłości, troszcząc się tylko o siebie.

Żeby przestać się wreszcie oszukiwać i zacząć dojrzewać w Bogu, którego da się lubić, choć wydaje się okrutny, lecz dura lex sed lex, dobrze zawsze zwracać uwagę na tego, z kim obcujemy. Gdy nam obiecuje spokój, wystrzegajmy się, gdy nas uwodzi, nie dajmy się. Miłość bowiem potrzebuje odwagi, by wciąż niezbadane lądy odkrywać i w żadnym razie lęku przed samotnością nie zamieni na bylejakość.

Nie jestem wyznawcą myśli Nietzschego, który mówi, że słabi i wątli mają wyginąć i trzeba im w tym pomóc. Trzeba ludziom pomóc, aby stali się silni, gdyż słaby człowieka to jedynie spiętrzony w czasie leń, któremu okoliczności pozwoliły się wymigać od obowiązku. Do tego zapewne człowiek taki — z łaciny: słaby — debilis — pełen będzie nienawiści, że mu ktoś spokój pragnie odebrać. Nie widzę — nienawidzę. Wspaniała etymologiczna perełka.

Przyjdzie jednak taki czas, że prawda znajdzie drogę do człowieka, bowiem jest już złożona w języku. Słychać ją i widać. Pozwala się prowadzić za rączkę, choć dla obecnej kultury jest śmieszna i irracjonalna. Tak będzie, że nieświadome znajdzie w nich życie. Przez nienawiść odnajdą drogę do ciemności. Przez światło, którego pożądają umierać będą. Odnajdą słabość do prawdy.

XVI

Prawa Boskiego Królestwa

Jest pewna rdzenna intuicja. Intuicja pierwsza, że istota szczęścia jest ucieczką od rzeczywistości, gdyż rzeczywistość jest martwa. Owa intuicja jest autentyczna, tak metafizycznie, a skoro metafizycznie, także psychologicznie. Widzieliśmy tę intuicję w tysiącach lat naszego pochodu przez obłęd życia raz po raz. To geniusz, który potrafi zapomnieć siebie.

W dobrym państwie sprawy mają się tak: Człowiek nie ma prawa troszczyć się o byt, gdyż stosunek psychiki do materializmu ma niewielkie znaczenie afektywne. Państwo powinno zapewniać ludziom najbardziej fundamentalne potrzeby, żeby każdy człowiek mógł oddać się działalności, której z założenia nie mogą wykonywać roboty, przeciwdziałając mechanizacji i ubezwłasnowolnieniu, mówiąc inaczej, żeby potrafił zapomnieć siebie w twórczej pasji i nie domagać się rekompensaty za swe istnienie. (Roboty bowiem już niedługo wygenerują dochód podstawowy). Wówczas dopiero kapitalizm skonsoliduje się z socjalizmem, zaprzestając walki.

Kto nie pragnie wolności, niechaj będzie niewolnikiem. Nie może być natomiast opłacany jak nieznaczący piłkarz, który umniejsza kwestii godności, o czym wspomina nawet Witruwiusz, ale także Witkacy.

A ukryte założenie tej nauki głosi, że wszyscy jesteśmy pokonani, a do tego państwo musi zadać ludziom ból i cierpienie, aby wyegzekwować społeczną rolę w powstawaniu prawdy i dobra. Rolą państwa jest bowiem stosowanie przemocy, w nadziei, że przyniesie to jakiś sens. Niestety, w obecnym układzie sił, nie przyniesie.

Każdemu może wydawać inaczej, jednak Bogu nie w głowie inne prawo, jak tylko prawo dążące do rezygnacji z władzy. Lepiej podporządkować się najwyższemu z praw niż ustawicznie narzekać na rządy kolejnych tyranii. Porządek musi być.

W dobrym tonie należałoby, jeśli się rozumie Boga, oddać głos temu, kto, w duchu sprawiedliwości społecznej, zwraca się przeciwko nam, o ile ukazał nasze partactwo. Taki człowiek jest nieszkodliwy, nie pragnie naszej zguby i nie wiedzie nas na manowce. Chwała mu!

W dalszych prawach, których jeszcze pełno odnajdziecie Państwo w tej książce, należy zwrócić uwagę na prawdę Boga. Prawda Absolutu nie jest obiektywna, gdyż wszystko, co obiektywne tworzy się z lęku przed prawdą, czyli przed Bogiem, który dojrzewa w prawdzie, gdyż jest ludzką ideą.

Komu by zatem do głowy przyszło się odwrócić od Boga, będzie stracony, w i tak bezkreśnie straconym życiu. Kto nie wpuści śmierci w swoje życie, tego ona znajdzie bez najmniejszych trudności.

Bóg naszego najlepszego świata nie domaga się przede wszystkim tolerowania każdej formy wolności, gdyż ta objawia się w demonizmie i rozpaczy oraz w lęku przed miłością, która jest obnażaniem barbarzyństwa. Bóg sam z siebie zrezygnował z władzy, a do tego pozwala decydować człowiekowi, jaki format Boga wybierze, zapewne w tym układzie sił jest też wybór prawidłowy, jedyna droga do Boga, która musi gwarantować każdemu człowieku równość, czyli dokładnie takim tropem idziemy, bowiem równość to nic innego jak rezygnacja z władzy.

Prawo Boga obwieszcza komunikat nadzwyczajny. Majestatyczny. Jest bardziej konsekwentny od buddyzmu i chrześcijaństwa, a także wszelkich nauk.

Szczeliny obcowań złudnej rzeczywistości zamknięte zostały już dawno na rozstrzygające momenty artykulacji pojęciowej. Nie istnieje bowiem nic, co byłoby pojęciem. Pojęcie wolności, miłości, dobra, piękna, prawdy, wymyka się wszelkim formom pojęciowości formalnej. Nie ma czegoś, co byłoby w stanie udobruchać zapalczywość i ambicje filozofów, psychologów i filologów. Wszystko jest wszystkim lub jest niczym. Coś nie jest tym, za co je się uważa, jeśli odbiera doświadczeniu całościowemu uczestniczenie każdej z części mentalnej świadomości w swojej istocie. Tak też dobro musi być miłością, pięknem i prawdą…, dobro zaiste wiąże się w pięknie i w miłości…, w wolności odnajdują się spełnienie, cierpienie, niszczenie, a piękno uwielbia zawsze brzydotę. Wszystko scala się ze sobą w jednym akcie strumienia przeżyć, lecz tylko to, co wiązać się nie chce, co jest jednowymiarowe, staje się pojęciowe, dlatego pojęciowe jest zabójcą tego, co jest metafizyczne, bowiem tylko odczucie całości, wspólnej i komplementarnie oddziałującej na siebie czułości, może być poręką porozumienia metafizycznego, które ruch współtworzy poprzez dobieranie właściwych składników (dla utrzymania prawidłowej homeostazy, która zawsze jest zagrożona czającym się na horyzoncie tragizmem) w bezpośrednim spotkaniu z tajemnicami życia. Wtedy dopiero skończone wchodzić może w interakcje z nieskończonym, gdy iluminacja dokonuje się na podłożu nie umniejszającym kwestii godności odczuwania świata bez narzucania nań odgórnych form rozumienia go, jak w przypadku obiektywnej, a przez to ułomnej afiliacji.