Mrok Duszy. Część 2 - Max Klaudia - ebook + książka

Mrok Duszy. Część 2 ebook

Max Klaudia

4,7

Opis

 

 

„To jest szalone, ale wokół nas żyją postacie, o których istnieniu większość z nas nie ma pojęcia. To, co brałam za objawy schizofrenii, było czymś zupełnie normalnym… dla takich osób jak ja czy Dawid.

Jestem Widzącą, dzięki czemu w dzieciństwie dostrzegałam więcej niż inni. I to był pierwszy szok. Kolejnym była wizja Dantego, który nie opisał wędrówki swojego alter ego po poziomach piekła, a na swój zwariowany sposób nakreślił otaczające nas Wymiary. A każdy z nich należy do innych istot.
Ludzie.
Demony.
Wampiry.
Wiedźmy.
Wilkołaki.
Dryadalis.
Magowie.
Dziewięć Wymiarów, siedem znanych gatunków… łącznie z ludźmi.
Szalone, prawda?
Ale uwierzyłam w to. Nie mogło być inaczej, gdy to spokojny głos Dawida przekazywał mi te informacje”.

Luiza z całych sił stara się nie dopuścić do wojny, choć śmierć Dawida sprawiła, że jej duszą zawładnął mrok, a przyszłość jej bliskich została zagrożona. Czy przypadkiem spotkany w klubie Wojownik okaże się jej przeznaczeniem? Czy Luka zdoła wykonać ostatni rozkaz zmarłego Dowódcy i uchronić kobietę przed całkowitym zanurzeniem się w otchłani rozpaczy?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 500

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (39 ocen)
32
5
0
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MegMegi

Nie oderwiesz się od lektury

Nie mogę doczekać kontynuacji.
20
palinka9191

Nie oderwiesz się od lektury

Mrok ogarnie Twoja duszę. pokochasz tą historię ale tylko wtedy gdy poznasz Ją od początku. Ta historia jeszcze się nie kończy. wciąga, uzależnia. #teamdrwal #teamsoldato
10
Tapiratorek

Nie oderwiesz się od lektury

Fajne
10
za_czy_ta_na

Nie oderwiesz się od lektury

„Powinnam się przedstawić, chyba tak by wypadało rozpocząć wpis. Luiza Dot. Młoda. Klara Wergert. Luiza Drwal. Brzmi dziwnie? Jestem każdą z nich.” Chciałabym poopowiadać Wam teraz troszkę o „Mroku duszy 2”, książce która szturmem podbiła moje serce, książce która sprawiła, że wzruszałam się i płakałam na zmianę, historii tak dobrej, że zasługuje, by oglądać ją na ekranach kin. 🖤 Luiza zatapia się w coraz większym mroku. Śmierć ukochanego i wszystkie bolesne doświadczenia z przeszłości sprawiają, że jej dusza staje się czarna niczym bezgwiezdna noc. Dziewczyna nie może jednak pozwolić sobie na rozpacz po Dawidzie, ponieważ jest Dowódcą i musi zrobić wszystko, by nie dopuścić do wojny między wymiarami. W pewnym momencie w jej życiu pojawia się Luka. Wojownik silnie na nią działa, wkurza a jednocześnie intryguje i… pociąga, wywołując wyrzuty sumienia i uczucie, że zdradza Dawida. Kim jest Luka? Czy Luiza zaakceptuje swoje przeznaczenie? Czy pozwoli odejść Dawidowi i skupi się na tym, ...
10
AnetaPJ

Nie oderwiesz się od lektury

Jestem zachwycona, warto było czekać na tę książkę ❤️ i jak na co dzień nie czytam fantastyki tak ta seria jest przepiękna ❤️
10

Popularność




Copyright © Klaudia Max, 2023

Copyright © Wydawnictwo Ruby Nigrum, 2023

Zdjęcia na okładce: Shutterstock

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek postaci bez pisemnej zgody autora oraz wydawcy.

Redakcja i korekta:

Dominika Kamyszek | www.opiekunkaslowa.pl | @opiekunka_slowa

Wersja elektroniczna:

Mateusz Cichosz | @magik.od.skladu.ksiazek

Oprawa graficzna i opracowanie graficzne środka:

Justyna Sieprawska | facebook.com/justyna.es.grafik

Ilustracje wewnątrz książki:

Anna Jarzyna | @bergaletka

Wydawnictwo Ruby Nigrum

ISBN 978-83-966970-2-8

2023, Wydanie I

– Je­stem Wo­jow­ni­kiem, jak mam mó­wić?

– Że bę­dziesz żyć. Bę­dziesz ro­bić wszystko, by żyć. Wo­jow­ni­kom ła­two jest mó­wić o śmierci. Więk­szym wy­zwa­niem jest ży­cie.

Przy­cią­gnął ją do sie­bie. Wtu­liła się w cie­płe ciało męż­czy­zny, ale serce miała ści­śnięte lo­do­watą dło­nią stra­chu.

– Zro­bię wszystko, by żyć. – Spoj­rzał na nią. – Dla cie­bie.

„Czerń ru­binu”Klau­dia Max

Nie mam po­ję­cia, od czego za­cząć ten wpis.

Nie wiem, do kogo po­win­nam skie­ro­wać te słowa. Prze­cież i tak nikt tego nie prze­czyta… Nikt, bo nie mam już ni­kogo, komu mo­gła­bym szcze­rze zdra­dzić naj­czar­niej­sze se­krety mo­jej po­pę­ka­nej du­szy.

Gdyby San­dra prze­czy­tała te słowa, wpa­dłaby we wście­kłość, a ja po­ża­ło­wa­ła­bym każ­dej na­pi­sa­nej li­terki. Na­wet moja przy­ja­ciółka nie zna tej mrocz­nej czę­ści mo­jej na­tury. Tylko jedna osoba wie­działa, czego do­pu­ści­łam się w prze­szło­ści, ale… nie wsty­dzę się tego. To moja hi­sto­ria, ona mnie ukształ­to­wała, nie mogę się nią brzy­dzić, cho­ciaż ro­bi­łam na­prawdę okrutne rze­czy.

A wszystko w imię więk­szego do­bra… Tak so­bie wma­wia­łam. Ci, któ­rzy zle­cali mi co­raz to nowe za­da­nia, wie­dzieli, co mó­wić, bym bez skru­pu­łów po­zba­wiła ży­cia ko­lejną osobę.

Nie, San­dra zna moją prze­szłość, ale nie po­winna mieć do­stępu do jej szcze­gó­łów. Nikt nie po­wi­nien mieć… Oprócz Da­wida. On mnie ro­zu­miał, bo i jego hi­sto­ria była bru­talna oraz pełna bólu. Nie oce­niał mnie przez pry­zmat tego, kim by­łam. Za­bójcą na zle­ce­nie, zim­no­krwi­stą ma­szyną. Kogo ja pró­buję oszu­kać… To na­dal jest część mnie, a po jego śmierci ba­riera, którą po­sta­wi­łam mię­dzy mną a Młodą, co­raz bar­dziej za­ni­kała.

Czy kie­dyś wy­czer­pie się li­mit mo­ich łez? Nie pa­nuję nad nimi. Obie­ca­łam Da­wi­dowi, że ni­gdy wię­cej nie będę pła­kać, ale to jest zbyt świeże. Mi­nęły cztery dni… Cztery dni temu wy­bu­dzi­łam się ze śpiączki i do­wie­dzia­łam, że mój mąż nie żyje. Zgi­nął, pró­bu­jąc mnie chro­nić. Umar­łam ra­zem z nim. Moje prze­zna­cze­nie ode­szło z tego świata po­nad mie­siąc temu, a ja nie by­łam na­wet na jego po­grze­bie, nie do­sta­łam szansy na opła­ka­nie Da­wida. By­łam w śpiączce… Zdana na ka­prysy Wam­pira, który prze­jął mój umysł.

Nie chcę o tym te­raz pi­sać. Nie chcę tego wspo­mi­nać.

Mu­szę sku­pić się na sta­lo­wych oczach, w któ­rych je­stem cały czas za­ko­chana. Ta mi­łość ni­gdy we mnie nie wy­ga­śnie.

Da­wi­dzie, obie­ca­łam Ci, że nie będę pła­kać. Pró­buję… I po­ra­dzę so­bie, daj mi jesz­cze chwilę i za­blo­kuję ten po­tok łez. Nie za­wiodę Cię, ko­cha­nie.

Tak za Tobą tę­sk­nię…

Pa­mię­tasz nasz bal­kon? Uwiel­bia­li­śmy na nim prze­sia­dy­wać, roz­ko­szo­wać się ci­szą i ma­gią gwiazd nad nami, roz­ma­wiać szep­tem o prze­szło­ści i te­raź­niej­szo­ści, ale żadne z nas nie wspo­mi­nało o przy­szło­ści. Oboje do­sko­nale wie­dzie­li­śmy, że Wo­jow­nicy nie mogą li­czyć na szczę­śli­wie spę­dzone lata… Tylko dla­czego mam wra­że­nie, że Ty od dawna to prze­czu­wa­łeś? Że to, co mamy, jest tak bar­dzo ulotne?

„A przy­szłość bę­dzie bo­le­sna, jak droga usłana kol­cami…” – sama rów­nież tak my­śla­łam, ale nie prze­wi­dzia­łam, że mogę Cię stra­cić. Nie Cie­bie…

A jed­nak znik­ną­łeś. I już ni­gdy nie usią­dziemy na na­szym murku, nie wtulę się w Twoje cie­płe ciało, nie oto­czysz mnie sil­nymi i ko­cha­ją­cymi ra­mio­nami.

Pa­mię­tam, jak za­bez­pie­czy­łeś „moje miej­sce”, że­bym nie spa­dła z ostat­niego pię­tra wie­żowca. Za każ­dym ra­zem, jak tam sia­da­łam, by­łeś na mnie taki zły, bo oba­wia­łeś się o mnie…

Więc dla­czego mnie zo­sta­wi­łeś? Czy na­prawdę uwa­ża­łeś, że szan­taże tej suki są aż ta­kim za­gro­że­niem?

I dla­czego Ci nie za­ufa­łam, tak jak mnie o to pro­si­łeś?

Za­daję so­bie to py­ta­nie za każ­dym ra­zem, gdy wspo­mi­nam po­czą­tek na­szej tra­ge­dii. Obie­ca­łeś mi, że do mnie wró­cisz… Kła­ma­łeś, Da­wi­dzie. Nie mo­głeś do mnie wró­cić, ale gdy­bym za Tobą nie ru­szyła, na­dal byś żył. Może mie­li­by­śmy szansę na spo­tka­nie, spoj­rze­nie so­bie w oczy, wy­zna­nie mi­ło­ści… Może los byłby ła­skawy i mo­gła­bym jesz­cze raz wziąć Cię w ra­miona. A te­raz mogę je­dy­nie na­pi­sać, jak bar­dzo Cię ko­cham. Jak mocno za Tobą tę­sk­nię.

Jak bar­dzo chcę być przy To­bie…

***

Zgu­bi­łam łzę. Mój na­szyj­nik znik­nął. Ten sam, który da­łeś mi pod­czas po­bytu w gó­rach. Do­kład­nie wtedy, gdy po­pro­si­łeś mnie, bym zo­stała Twoją żoną… A dzień póź­niej oboje mie­li­śmy już wy­ta­tu­owane na nad­garst­kach dwie ob­rączki. Tych ni­gdy nie zgu­bię… To jest do­wód na­szej mi­ło­ści i zo­sta­nie ze mną już na za­wsze.

Czuję smu­tek. Mam wra­że­nie, jak­bym stra­ciła Cię po­dwój­nie. Jakby utrata za­wieszki spo­tę­go­wała mój ból po Two­jej śmierci.

Zgu­bi­łam łzę… Wła­śnie od tych słów po­win­nam była za­cząć ten pa­mięt­nik.

***

Ines mu­siała coś zro­bić z tym pa­mięt­ni­kiem. Rzu­ciła na niego ja­kiś urok Wiedźmy albo inne czary-mary, które od­pra­wia przy ziół­kach. Za­sta­na­wiam się, ilu z nich używa do za­klęć, a ile wy­ko­rzy­stuje na wła­sny uży­tek… Tak po­strze­lo­nej Wiedźmy jesz­cze ni­gdy nie spo­tka­łam. W su­mie nic dziw­nego, skoro Ines jest pierw­szą tego typu Mroczną, z którą mam stycz­ność, co ab­so­lut­nie nie umniej­sza jej sza­leń­stwa.

My­ślę, że byś ją po­lu­bił.

Ines opie­ko­wała się mną, gdy by­łam w śpiączce. Mó­wiła, że nie re­ago­wa­łam na jej ry­tu­ały, a ona za­czy­nała już za­bu­rzać rów­no­wagę, by mnie od­ra­to­wać i wy­rwać ze szpo­nów Vil­jara, który za­wład­nął moim umy­słem. Po­zna­łam jego imię, gdy ko­lejną wi­zją pró­bo­wał zmu­sić mnie, bym od­dała mu swoje ciało.

Na­wet gdy­byś był przy mnie, nie opo­wie­dzia­ła­bym Ci o tym, co on mi ro­bił… Nie znio­sła­bym bólu w Two­ich sza­rych oczach. Ani mo­jego stra­chu o Cie­bie, bo je­stem pewna, że opa­no­wa­łaby Cię żą­dza ze­msty.

Tak jak mnie prze­peł­nia chęć nie­sie­nia jej za Twoją śmierć…

Je­stem cał­ko­wi­cie pewna, że Ines zro­biła coś z kar­tami tego pa­mięt­nika. Nie­moż­liwe, że­bym na­gle po­rzu­ciła roz­pacz i łzy, a tym ra­zem ani jedna nie spły­nęła po moim po­liczku, gdy wspo­mnia­łam o Two­jej śmierci. Czuję uno­szący się z nich ko­jący za­pach, jakby la­wendy i… szał­wii. Uwiel­biam szał­wię. I po­krzywę, ale Ty to wiesz. Za­wsze się śmia­łeś, że po ką­pieli moje włosy pachną, jak­bym wró­ciła z łąki lub lasu… Uwiel­bia­łeś się w nie wtu­lać, a ja za­wsze czu­łam roz­koszne dresz­cze, gdy upa­ja­łeś się moim za­pa­chem. Ko­cha­łam te chwile całą sobą, bo wtedy nie by­łeś moim Do­wódcą, nie by­li­śmy Wo­jow­ni­kami, Wi­dzą­cymi, nie mie­li­śmy żad­nych zmar­twień…

By­li­śmy tylko my. Dwie za­ko­chane istoty, które po la­tach od­na­la­zły nie­świa­do­mie po­szu­ki­wane prze­zna­cze­nie, by stwo­rzyć jedną, har­mo­nijną ca­łość.

Brą­zowa, skó­rzana oprawa tego pa­mięt­nika przy­ciąga mnie, wiesz? Nie po­tra­fię przejść obok niego obo­jęt­nie. Jakby Ines za­klęła te karty, by ku­siły mnie czy­sto­ścią, którą po­win­nam zbru­kać swo­imi wspo­mnie­niami.

Ale ja nie wiem, co po­win­nam tu pi­sać. Mam taki chaos my­śli… Są tak nie­składne, wspo­mnie­nia chwil z Tobą mie­szają się z tym, co prze­ży­łam pod­czas śpiączki. Tę­sk­nota za Twoją bli­sko­ścią wy­peł­nia mnie rów­nie mocno jak nie­na­wiść do tego łaj­daka, który mi Cię ode­brał. Chęć ze­msty roz­ra­sta się we mnie, cier­niami szar­pie moją po­grą­żoną w mroku du­szę, każdy dzień zwłoki i za­mknię­cia w tym miej­scu bu­rzy we mnie krew, którą pra­gnę prze­lać…

Jed­nak je­stem jesz­cze zbyt słaba, by Cię po­mścić.

Wi­dzisz, jak nie­skład­nie opo­wia­dam? Nie po­tra­fię ze­brać my­śli. Prze­cież pi­sa­łam Ci o tym, że pod­czas śpiączki nie re­ago­wa­łam na uzdra­wia­jące ry­tu­ały Ines, aż na­gle, gdy ona opa­dała z sił i pra­wie się pod­dała, ja za­czę­łam do­cho­dzić do sie­bie. Albo ra­czej mój stan nie po­gar­szał się już tak dra­stycz­nie. Ines twier­dzi, że od­na­la­złam na­dzieję…

A ja zwy­czaj­nie umar­łam, Da­wi­dzie. Pod­da­łam się. Chcia­łam być przy To­bie. Nie jest mi to dane. Jesz­cze nie te­raz… Jed­nak od­najdę drogę do Cie­bie. Obie­cuję, że bę­dziemy ra­zem.

I mam na­dzieję, że kro­cząc tą ścieżką, zdo­łam do­pro­wa­dzić moją ze­mstę do końca.

***

Ines wy­szła do kli­niki, więc mogę po­świę­cić Ci swój czas. Je­stem pewna, że za­py­tał­byś, czym wła­ści­wie ta Wiedźma się zaj­muje, więc od razu Ci od­po­wia­dam: jest we­te­ry­na­rzem, do­stała we­zwa­nie do po­trą­co­nego psiaka. Ma­luch trafi w do­bre ręce.

Ura­to­wał mnie le­karz dla zwie­rząt! Uwie­rzył­byś? Cho­ciaż je­stem pewna, że ta ko­bieta ma wiele ukry­tych ta­len­tów. To nic, że je­stem tu za­le­d­wie od kilku dni. Jej wie­dza i umie­jęt­no­ści bar­dzo mi po­ma­gają, wiesz?

Przy­naj­mniej fi­zycz­nie. Psy­chicz­nie… Ni­gdy się nie pod­niosę. Je­stem słaba, Da­wi­dzie. Je­stem na skraju… Sie­dzę na półce skal­nej na Et­nie, tak, do­brze prze­czy­ta­łeś, je­stem na Et­nie, i spo­glą­dam na roz­po­ście­ra­jące się u pod­nóża wul­kanu mia­sto, na błę­kitne niebo, które łą­czy się na ho­ry­zon­cie z cu­dow­nym od­cie­niem wody. Ty też po­ko­chał­byś ten wi­dok.

Dziw­nie te­raz za­brzmi, je­śli po­wiem, że co­dzien­nie my­ślę o tym, by to za­koń­czyć? Je­stem w tak pięk­nym miej­scu, ale to wszystko nie ma sensu, gdy nie ma Cię u mo­jego boku. Pró­buję ukoić swój ból, wy­obra­ża­jąc so­bie, że mnie obej­mu­jesz, Twoje cie­pło roz­grzewa moją du­szę, a Twój głę­boki od­dech na­daje rytm bi­ciu mo­jego serca.

Jed­nak nie sły­szę ani nie czuję moc­nych ude­rzeń Two­jego serca, więc i moje za­mil­kło.

Spo­glą­dam na ten piękny ob­raz przed sobą i za­sta­na­wiam się, czy to nie jest przed­sio­nek mo­jego pie­kła.

Znowu upu­ści­łam dłu­go­pis. Słabnę, Da­wi­dzie. Ener­gia, którą po­dzie­li­łeś się ze mną w Em­poli, po­mo­gła mi utrzy­mać się przy ży­ciu, ale jej za­soby się wy­czer­pały, a ja opa­dam z sił. Po­win­nam za­snąć, po­zwo­lić or­ga­ni­zmowi na re­ge­ne­ra­cję, ale boję się od­dać w ob­ję­cia Mor­fe­usza, bo na­wet on mnie przed nim nie uchroni.

Oba­wiam się, że na­stęp­nym ra­zem nie uda mi się wy­do­stać z sieci Vil­jara, że już się nie obu­dzę. Mu­szę wy­trzy­mać do pełni, Ines obie­cała mi, że dzięki ry­tu­ałowi po­stawi ba­rierę mię­dzy mną a Vil­ja­rem i Wam­pir nie bę­dzie mógł do­stać się do mo­jego umy­słu pod­czas snu. Ines wspo­mi­nała rów­nież o nie­zna­nych jej kon­se­kwen­cjach in­ge­ren­cji w ten… „po­rzą­dek”, ale nie oba­wiam się ich. Nie ma zna­cze­nia, co będę mu­siała znieść, nie mogę po­zwo­lić Wam­pi­rowi na to znie­wo­le­nie.

Przy To­bie on mi nie za­gra­żał, Da­wi­dzie. Blo­ko­wa­łeś go. Zro­zu­mia­łam to do­piero, gdy od­sze­dłeś. Nie myśl, że mam do Cie­bie pre­ten­sje, bo tak nie jest. Ko­cham Cię i wiem, że gdy­byś był te­raz przy mnie, wtu­li­ła­bym się w Twoje ra­miona i za­snęła, uko­ły­sana bi­ciem Two­jego serca.

I by­ła­bym bez­pieczna. Jak za­wsze przy To­bie.

Je­stem słaba, ko­cha­nie. Z każ­dym dniem co­raz bar­dziej, cho­ciaż mój or­ga­nizm po­woli się re­ge­ne­ruje. Tak ­bar­dzo chce mi się spać…

Czuję Twój od­dech na płatku mo­jego ucha. Drżę od do­tyku Two­ich pal­ców na moim ra­mie­niu. Po moim ciele roz­cho­dzi się cie­pło, bo ota­czasz mnie swoją siłą i da­jesz mi bez­pie­czeń­stwo. Je­steś obok mnie… Aż przy­mknę­łam oczy, gdy usły­sza­łam Twój głos.

A po­tem oka­zało się, że był to za­le­d­wie wiatr… Ale je­stem mu wdzięczna za chwi­lową ma­gię wspo­mnień, za marę, któ­rej zisz­cze­nia tak pra­gnę.

Nie mogę się do­cze­kać, aż Cię zo­ba­czę, ko­cha­nie.

***

Spo­dzie­wam się, że moje pi­smo bę­dzie jesz­cze bar­dziej nie­równe niż wcze­śniej, cho­ciaż dłoń co­raz mniej mi drży. Nie, nie prze­sta­łam od­czu­wać bólu po Two­jej stra­cie. Bu­duję mur, za któ­rym go ukry­wam, zu­peł­nie jak Ty, od­kąd udu­si­łeś swo­jego ojca w obro­nie matki. I cho­ciaż tak na­prawdę Igor prze­żył, i to przeze mnie na za­wsze po­że­gnał się z tym świa­tem, to Twoje prze­ko­na­nie o wła­snej wi­nie za­bi­jało Cię przez osiem­na­ście lat. A ja bru­tal­nie roz­bi­łam ota­cza­jącą Cię skałę, byś wy­ba­czył so­bie i za­koń­czył co­roczną karę, którą so­bie wy­zna­cza­łeś.

Mu­szę utrzy­mać ten mur, bo je­śli pod­dam się roz­pa­czy, na­dej­dzie mój ko­niec. Nie mogę na to po­zwo­lić, mu­szę wró­cić do Ośrodka. Do San­dry i do Mar­cela, do Dag­mary i Olafa… Czuję, że je­stem tam po­trzebna. A może to zwy­kłe pra­gnie­nie, bym rze­czy­wi­ście była ko­muś po­trzebna?

In­tu­icja pod­po­wiada mi, że po­win­nam wró­cić do Two­ich lu­dzi. Su­mie­nie bez­u­stan­nie mnie mal­tre­tuje, po­nie­waż zo­sta­wi­łam ich, cho­ciaż obie­ca­łam, że będę ich chro­nić. A szcze­gól­nie San­drę i jej małą… Serce na­to­miast błaga mnie, bym tego nie ro­biła, ostrze­gaw­czo szep­cze, że wię­cej nie znie­sie…

Uwierz mi, mój ro­zum wie, że to do­piero po­czą­tek drogi, ale nie mam po­ję­cia, do­kąd mnie ona za­pro­wa­dzi. Nie, źle na­pi­sa­łam. Wiem, co bę­dzie na jej końcu, tak samo jak wiem do­sko­nale, że to ze­msta wy­zna­czy mi tę ścieżkę. Jed­nak co wy­da­rzy się pod­czas drogi do Cie­bie? Nie wiem. A swo­jej Wieszczki spo­tkać bym nie chciała. Opo­wia­da­łeś mi o nich, pa­mię­tam to, ale je­stem cie­kawa, czy Ty swoją po­zna­łeś?

Ines rów­nież mi wiele opo­wiada, wiesz? Mia­łeś ra­cję, nie ufa­jąc za­pi­skom na­szych przod­ków. Wiele prze­ina­czyli, wy­da­rze­nia in­ter­pre­to­wali na wła­sną ko­rzyść, a Mroczni zo­stali przez nich przed­sta­wieni jako po­twory, które wy­nisz­czają ten Wy­miar… Za­bawne jest to, że ni­gdy nie za­py­ta­łam Cię, co ozna­czają na przy­kład zde­for­mo­wane ciała Wiedźm. Są­dzi­łam, że to kara za de­zer­cję z ich Wy­miaru! Wy­da­wało mi się to lo­gicz­nym wy­ja­śnie­niem, a prawda jest zu­peł­nie inna… Ale nie tu­taj będę o niej pi­sać.

De­mon pod­po­wie­dział mi, że­bym spi­sała księgę Wo­jow­ni­ków, i mam za­miar go po­słu­chać. Zro­bię wła­sne za­pi­ski do­ty­czące wi­zji Dan­tego, Wy­mia­rów, Wi­dzą­cych i Mrocz­nych. To bę­dzie taka na­sza… bi­blia. Mam na­dzieję, że uda mi się za­cho­wać obiek­ty­wizm i nie pod­dam się zbyt­nio wła­snym prze­my­śle­niom.

Mu­szę Ci wspo­mnieć, że ten uparty i sie­dzący w mo­jej gło­wie De­mon do­syć do­brze mi do­ra­dza, bio­rąc pod uwagę to, ile razy mnie uchro­nił pod­czas… próby ochro­nie­nia Cie­bie.

Jak to brzmi… Nie wiem, czy ktoś prze­czyta ten pa­mięt­nik (naj­praw­do­po­dob­niej scho­wam go głę­boko, by nikt za mo­jego ży­cia go nie zna­lazł), ale oba­wiam się, że ten nie­szczę­śnik nie po­ła­pie się w moim prze­ka­zie. Nie dzi­wię się, brzmię jak schi­zo­fre­nik i pa­ra­noik w jed­nym. Pa­mię­tasz, jak chcia­łam pójść do psy­chia­try? Wy­bra­łam Ar­tura, bo już kie­dyś pró­bo­wał mi po­móc, cho­ciaż fa­sze­ro­wa­nie le­kami nie brzmi zbyt… lecz­ni­czo, je­śli cho­dzi o kil­ku­let­nie dziecko. Zwró­ci­łam się do niego w do­ro­słym ży­ciu, bo po­dej­rze­wa­łam u sie­bie wła­śnie schi­zo­fre­nię. Wszystko się zga­dzało, dziwne wi­zje, to wra­że­nie, że je­stem ob­ser­wo­wana, utraty pa­mięci, a do tego ten głos…

I wła­śnie w tym mo­men­cie zo­rien­to­wa­łam się, że ni­gdy Ci o tym nie po­wie­dzia­łam!

Usły­sza­łam go pierw­szy raz, gdy przy­nio­słeś mi port­fel do miesz­ka­nia. To był krótki roz­kaz: „Nie po­zwól mu odejść”. Po­zwo­li­łam na to… Ale Ty i tak mu­sia­łeś wpaść w moje ra­miona, Wo­jow­niku, prze­zna­cze­nie się o nas upo­mniało. Nie­dawno od­kry­łam, że ten głos to De­mon, ale nie je­stem pewna, czy to ten sam, któ­rego krew mam w so­bie.

To wszystko na­prawdę brzmi jak ma­ja­cze­nie schi­zo­fre­nika…

Ko­cha­nie, za­wsze mó­wi­łeś, że mam sil­nie roz­wi­niętą in­tu­icję. Za­wsze ra­dzi­łeś mi, bym jej za­ufała. I zro­bi­łam to, gdy po­dą­ży­łam za Tobą, więc nie je­stem pewna, czy je­stem aż ta­kim do­brym Wo­jow­ni­kiem, ja­kim by­łam w Two­ich oczach. Jed­nak i tym ra­zem jej za­ufam, a ona wręcz na­ka­zuje mi spi­sać to, co prze­ży­łam.

Nie mam po­ję­cia, dla­czego po­win­nam to zro­bić i kto to prze­czyta. Po pro­stu czuję, że mu­szę to so­bie upo­rząd­ko­wać. Prze­by­wa­jąc u Ines i ocze­ku­jąc pełni księ­życa, czuję się jak w klatce. Moje my­śli nie­prze­rwa­nie błą­dzą, pró­buję opa­no­wać ten chaos i mam wra­że­nie, że coś mi umyka, ja­kiś ważny, cho­ciaż wcze­śniej mało istotny frag­ment mo­jego ży­cia.

Nie py­taj mnie dla­czego. Nie ro­zu­miem tego, ale wiem, że mu­szę to zro­bić.

Księ­życ jest sre­brzy­sty, a jego ob­li­cze jest dziś pra­wie okrą­głe. W jego bla­sku mogę prze­no­sić swoje my­śli na ten chłonny pa­pier. I dla­tego moje pi­smo jest tak nie­równe…

Jesz­cze kilka dni i po­zbędę się tego su­kin­syna z mo­jego umy­słu. Jesz­cze tro­chę i będę mo­gła stąd odejść… Pra­gnę tego i jed­no­cze­śnie chcia­ła­bym tu­taj zo­stać. Od­se­pa­ro­wana od tego czy­stego cha­osu, który trawi mój świat, a od któ­rego izo­luje mnie obec­ność Ines.

Ines… Po­ca­ło­wa­łam ją. Albo ona mnie… To było zbyt na­głe, bym mo­gła przy­pi­sać winę kon­kret­nej oso­bie. Je­stem pewna, że te­raz za­py­tał­byś mnie z tym sar­ka­stycz­nym uśmie­chem na Two­ich ide­al­nych ustach: „Jak było?”. Od­po­wia­dam: dziw­nie… Cho­ciaż nie po­czu­łam nic. To bar­dziej była od­skocz­nia dla Ines, którą wy­nisz­cza ból. Wiedźma jest za­ko­chana w Do­mi­niku, Wil­ko­łaku… Pa­mię­tasz go? Uwol­ni­łam go z si­deł, po­tem od­na­lazł mnie w na­szym mie­ście. To dzięki niemu do­sta­łam się pod skrzy­dła Ines, to on po­pro­sił ją o po­moc, gdy le­dwo żywą wy­niósł mnie z ho­telu w Em­poli. Gdyby nie on… nie mia­ła­bym oka­zji sta­nąć do walki z wła­snym De­mo­nem, a cały świat po­czułby tego skutki. Tylko… Boję się go, Da­wi­dzie. Czuję dziwny nie­po­kój w obec­no­ści Alfy.

Tak so­bie my­ślę, że to jed­nak nie jest moje miej­sce… Wy­bra­łam się dzi­siaj do Em­poli, a do­kład­niej do ho­telu, gdzie wy­da­rzyła się na­sza tra­ge­dia. Spo­tka­łam tam Wo­jow­nika, nie znam go, ale skoro on upar­cie wy­naj­mo­wał po­kój, na któ­rym mi za­le­żało, to mu­siał wie­dzieć, kim Ty je­steś. Na pewno wie­dział… Adam Tro­vato, je­stem pewna, że go zna­łeś. Wy­star­czyła krótka chwila w jego obec­no­ści, a ja po­czu­łam, że po­win­nam wal­czyć ra­mię w ra­mię z in­nymi Wo­jow­ni­kami, że po­win­nam wró­cić do Ośrodka. Mam na­dzieję, że głowa go nie bę­dzie bo­leć, mu­sia­łam go ogłu­szyć, bo nie chciał mnie wy­pu­ścić.

Wła­śnie wy­obra­zi­łam so­bie Twój uśmiech, lekko kpiący i pe­łen dumy.

To nie jest moje miej­sce, po­win­nam być wśród na­szych lu­dzi, Da­wi­dzie…

Jed­nak oba­wiam się tego kroku. To bę­dzie bo­leć. Ale wrócę do nich, tylko mu­szę dać so­bie jesz­cze chwilę, jesz­cze tro­chę czasu na upo­rząd­ko­wa­nie my­śli i emo­cji.

Mu­szę też wy­brać się na Twój grób. Chcia­ła­bym po­wie­dzieć, że na pewno nie będę pła­kać, prze­cież Ci to obie­ca­łam, ale nie mogę… Nie chcę kła­mać.

Ko­cham Cię, Da­wi­dzie. Za­wsze będę.

A te­raz mu­szę Cię na chwilę prze­pro­sić, mój Do­wódco. Wrócę do Cie­bie nie­długo, gdy prze­leję na te karty swoje wspo­mnie­nia.

Cał­kiem nie­długo.

Ko­cham Cię.

***

Tak na­prawdę je­śli ktoś się­gnąłby po ten pa­mięt­nik, to nie miałby po­ję­cia, kto jest au­to­rem tych zwa­rio­wa­nych tre­ści. Tym ra­zem spró­buję za­cho­wać przej­rzy­stość w prze­ka­zie in­for­ma­cji, przede wszyst­kim dla sa­mej sie­bie. Jak wspo­mi­na­łam wcze­śniej, mam wra­że­nie, że coś istot­nego kryje się w mo­jej pa­mięci, a ja nie po­tra­fię przy­pa­so­wać tego do prze­ży­wa­nych roz­te­rek.

Kim­kol­wiek je­steś, za kilka stron zro­zu­miesz, dla­czego tak jest. Wiesz już, że w tra­gicz­nych oko­licz­no­ściach zgi­nął mój mąż. Dla każ­dego z nas strata uko­cha­nej osoby jest sil­nym cio­sem… Za każ­dym cier­pie­niem kryje się ja­kaś hi­sto­ria. Każda wy­lana łza jest wy­ra­zem tę­sk­noty i żalu za kimś, kogo już ni­gdy nie spo­tkamy.

Ale ja go spo­tkam. Je­stem pewna, że nie­długo spoj­rzę w sta­lowe oczy Da­wida. Czuję to…

Po­win­nam się przed­sta­wić, chyba tak by wy­pa­dało roz­po­cząć ten wpis.

Lu­iza Dot.

Młoda.

Klara We­rgert.

Lu­iza Drwal.

Brzmi dziw­nie? Je­stem każdą z nich.

Za­gu­biona Dot, do któ­rej chcia­ła­bym po­wró­cić.

Młoda, którą pra­gnę­łam po­rzu­cić, jed­nak te­raz czuję wdzięcz­ność, że daje mi swoją siłę.

We­rgert, któ­rej nie zna­łam, a jed­nak jest tą mroczną czę­ścią mnie i mu­szę zro­bić wszystko, by po­zo­stała za­ko­pana głę­boko w moim umy­śle.

Drwal… Ta, która od­kryła, że moja sła­bość może być rów­nież moją siłą. Ta, którą się sta­łam dzięki niemu. I bez niego ta Lu­iza nie ist­nieje.

Jest jesz­cze Mała… Ale tylko w jego ustach brzmiało to wła­ści­wie.

Klarą by­łam przez pierw­sze dwa lata ży­cia, z któ­rych oczy­wi­ście nie pa­mię­tam nic. Ani matki Wo­jow­niczki, ani ojca De­mona. Moim oj­cem jest je­den z naj­sil­niej­szych De­mo­nów. Wik­tor Te­ne­bris. I to wszystko, czego się o nim do­wie­dzia­łam… Nie, wiem jesz­cze jedno, Wik­tor znaj­duje się w Wy­mia­rze De­mo­nów, przy­naj­mniej we­dług głosu w mo­jej gło­wie. A ja mu­szę po­znać prawdę, dla­czego zo­sta­wił moją matkę na pa­stwę Wo­jow­ni­ków i ich ze­msty…

Za­ka­zana re­la­cja mo­ich ro­dzi­ców ścią­gnęła na nich nie­bez­pie­czeń­stwo. Moja matka zo­stała za­mor­do­wana przez Igora – ojca Da­wida. Mia­łam wtedy dwa lata, a Da­wid dzie­sięć i to był pierw­szy raz, gdy się spo­tka­li­śmy. Cho­ciaż nie po­win­nam, w końcu by­łam ma­łym dziec­kiem, to z tego dnia pa­mię­tam zgrzyt za­my­ka­nej szafy i ko­biece krzyki. A może to tylko pro­jek­cja mo­jego umy­słu? Da­wida nie­stety nie mogę so­bie przy­po­mnieć.

Tego dnia znik­nę­łam. Lata póź­niej do­ro­sły już Da­wid pró­bo­wał do­wie­dzieć się, co się ze mną stało, ale czas, który mi­nął od tego wy­da­rze­nia, spra­wił, że roz­pły­nę­łam się w po­wie­trzu. Klara We­rgert opu­ściła świat Wo­jow­ni­ków, do któ­rego od po­czątku po­winna była przy­na­le­żeć.

Ad­op­to­wała mnie ro­dzina Dot. Aż do ze­szłego roku nie wie­dzia­łam, że to nie są moi bio­lo­giczni ro­dzice, jed­nak od ma­łego czu­łam, że je­stem… inna. Inna niż oni.

Wi­dzia­łam wię­cej niż moi ro­dzice i mój brat Kuba. Mała Lu­iza była nie­sforna, a jej wy­bu­jała wy­obraź­nia nie spra­wiała pro­blemu, do­póki nie za­czę­łam gło­śno ko­men­to­wać tego, co wi­dzę. Dziwne znaki na cia­łach prze­chod­niów. Zja­wi­skowe ko­lory tę­czó­wek. Niby nie­wiele, ale ide­alni ro­dzice nie mo­gli mieć „ta­kiej” córki.

Za­częły się wi­zyty u psy­chia­try, „wujka Ar­tura”, który wma­wiał mi, że to, co wi­dzę, jest wy­bu­jałą dzie­cięcą fan­ta­zją. Pró­bo­wał „le­czyć” mnie ta­blet­kami. Kil­ku­let­nie dziecko… Mia­łam około dzie­się­ciu lat, gdy prze­ko­na­łam samą sie­bie, że to wszystko fak­tycz­nie jest dzie­łem mo­jej wy­obraźni. Uwie­rzy­łam w to, tak jak chcieli moi ro­dzice… A je­śli coś wi­dzia­łam, to na­uczy­łam się to igno­ro­wać i… żyć.

Było do­brze, od­na­la­złam się w ota­cza­ją­cym mnie świe­cie. Do pew­nego dnia, który to wszystko znisz­czył i pchnął mnie w mrok. Nie ma już z niego wyj­ścia, a je­śli na­wet jest, to ni­gdy go nie od­najdę.

Mia­łam szes­na­ście lat, gdy mój brat pró­bo­wał mnie zgwał­cić. Oka­zało się, że Kuba miał ob­se­sję na moim punk­cie, a wiele in­nych dziew­czyn za­pła­ciło za to bó­lem i po­ni­że­niem, po­nie­waż to one, za­miast mnie, stały się fak­tycz­nymi obiek­tami jego cho­rego po­żą­da­nia, pod­czas gdy ja by­łam chro­niona przez na­szych ro­dzi­ców.

Mój star­szy o cztery lata brat był gwał­ci­cie­lem. Był, bo już nie żyje. Przez dzie­sięć lat gnił w wię­zie­niu, z któ­rego uciekł, by zgi­nąć w po­ża­rze na­szego ro­dzin­nego domu. Ja mia­łam wię­cej szczę­ścia, skoń­czy­łam z bli­zną po po­pa­rze­niu na przed­ra­mie­niu i ze zła­ma­nym ser­cem, po­nie­waż Kuba kilka dni wcze­śniej za­bił na­szych ro­dzi­ców, bym ja wy­szła z ukry­cia.

To było parę mie­sięcy temu. Kuba po­niósł naj­więk­szą karę za to, co zro­bił przed dzie­się­cioma laty. Nie zgwał­cił mnie, do tej pory nie wiem, dla­czego po­wstrzy­mał się przed kro­kiem, któ­rego tak bar­dzo pra­gnął, ale jego śmierć nie była dość do­tkliwa, by uka­rać go za to, co zro­bił in­nym ko­bie­tom.

Mia­łam wo­bec niego zu­peł­nie inne plany.

Bu­ja­jąca w ob­ło­kach Lu­iza oskar­żyła wtedy gwiazdę szkoły i wy­bit­nego stu­denta o próbę gwałtu. Nikt mi nie uwie­rzył, na­wet w szpi­talu mó­wili, że wy­my­ślam. Do­piero gdy po­ka­za­łam na szyi ślady od du­sze­nia, to ktoś po­trak­to­wał mnie po­waż­nie.

I wła­śnie to jest naj­gor­sza część tego wy­da­rze­nia. Nie wiem, jaka siła ochro­niła mnie przed zbru­ka­niem mo­jego ciała, ale nie wy­szłam z tego bez traumy.

Kuba spra­wił, że mia­łam sła­bość, która mnie pa­ra­li­żo­wała. Wy­star­czył do­tyk na szyi, a ja wpa­da­łam w pa­nikę, i to tak silną, że tra­ci­łam kon­takt z wła­snym cia­łem. Nie miały zna­cze­nia na­byte umie­jęt­no­ści ani silna krew Wo­jow­ni­ków, wy­star­czyły palce za­ci­ska­jące się na mo­jej szyi i prze­sta­wa­łam wal­czyć… Do­piero tre­ningi z Da­wi­dem prze­ła­mały tę ba­rierę, cho­ciaż nie je­stem pewna, jak bym za­re­ago­wała w obec­nym sta­nie.

Wra­ca­jąc do prze­szło­ści. Nikt mi nie wie­rzył, każdy uwa­żał, że moje oskar­że­nia to próba zwró­ce­nia na sie­bie uwagi. Nie będę pi­sać o tym, co pchnęło mnie do ko­lej­nego kroku. Od­rzu­ce­nie w szkole? Od­su­nię­cie się mo­ich ro­dzi­ców, któ­rzy uwa­żali, że przeze mnie ich uko­chany syn gnije w wię­zie­niu? Może… Jed­nak w końcu nie wy­trzy­ma­łam.

Chcia­łam po­peł­nić sa­mo­bój­stwo.

Jak wi­dać, nie udało mi się to. Mało pa­mię­tam z tego wy­da­rze­nia. Wcze­śniej my­śla­łam, że to był szok. Te­raz są­dzę, że to mój umysł za­blo­ko­wał coś, czego nie po­tra­fił po­jąć. Cho­ciaż nie wiem, co to mo­gło być, bo do­sko­nale pa­mię­tam mo­ment do­ci­śnię­cia ży­letki do cien­kiej skóry na moim nad­garstku.

Pa­mię­tam też czy­jąś obec­ność, wtedy, na po­mo­ście… X. Dla­czego się tam zja­wił? Ni­gdy mi tego nie wy­znał, wiem je­dy­nie, że tra­fił na mój trop dzięki ak­tom są­do­wym z roz­prawy mo­jego brata. X wie­dział, kim na­prawdę je­stem – córką Wier­nej i De­mona. Ten męż­czy­zna dał mi wy­bór: mogę to w tym mo­men­cie za­koń­czyć albo wy­ko­rzy­stać swoją siłę do in­nych ce­lów.

Wy­bór był pro­sty.

Tak tra­fi­łam do Wy­wiadu. Lu­iza Dot mu­siała znik­nąć, a jej miej­sce za­jęła Młoda. X wy­tre­no­wał mnie na zim­no­krwi­stą za­bój­czy­nię na zle­ce­nie. Mimo wieku by­łam jed­nym z naj­lep­szych agen­tów. Oczy­wi­ście siłą od­bie­ga­łam od męż­czyzn, ale X na­uczył mnie, bym wy­ko­rzy­sty­wała swoją ko­bie­cość i spryt do osią­ga­nia ce­lów. To on mi uświa­do­mił, że każdy ma ja­kąś sła­bość, a moim ce­lem było jej zna­le­zie­nie, bym mo­gła wy­ko­nać ko­lejne zle­ce­nie.

To prawda, że roz­po­zna­nie sła­bo­ści celu da­wało mi prze­wagę, któ­rej nie do­rów­ny­wała mę­ska siła. I dla­tego wie­dzia­łam, że moja pięta achil­le­sowa musi po­zo­stać ta­jem­nicą, je­śli chcę prze­żyć w tym świe­cie.

X nie był naj­wyż­szym rangą człon­kiem Wy­wiadu, ale ja od­po­wia­da­łam tylko przed nim. Tylko od niego przyj­mo­wa­łam zle­ce­nia, na­wet te pły­nące z góry. Wtedy tego nie ro­zu­mia­łam, te­raz już wiem, że to wszystko dzięki jego apa­ry­cji Do­wódcy. To samo prze­ży­łam wiele lat póź­niej, gdy na­po­tka­łam na swo­jej dro­dze Da­wida. Wy­star­czyło jedno spoj­rze­nie w jego sta­lowe oczy i by­łam go­towa od­dać za niego ży­cie. Na­dal je­stem… Tak samo było w Wy­wia­dzie z moim men­to­rem.

Dla­czego? Już wy­ja­śniam. X był oj­cem Da­wida. Tym sa­mym, któ­rego mój uko­chany uwa­żał za zmar­łego. Nie można mieć do niego pre­ten­sji o tę po­myłkę, skoro Da­wid wła­sno­ręcz­nie udu­sił Igora. Jak to brzmi… Ale wszystko wy­ja­śnię, a przy­naj­mniej na tyle, na ile mi na to po­zwoli moja wie­dza.

Igor Ksa­wery Drwal.

X.

Zbieg oko­licz­no­ści? Prze­cież nie zna­łam w tam­tym okre­sie Da­wida. Nie wie­dzia­łam nic o tym świe­cie. Moją co­dzien­no­ścią były ko­lejne za­da­nia, cią­gły roz­lew krwi, sa­mot­ność i izo­la­cja, bo tak było naj­ła­twiej. A jed­nak oka­zało się, że w mo­men­cie, gdy chwy­ci­łam w dłoń nóż, który po­da­ro­wał mi X, gdy po­sta­no­wi­łam po­dą­żyć za nim, zo­sta­łam wplą­tana w tę sieć nie­praw­do­po­dob­nych zrzą­dzeń losu, cho­ciaż sama o tym nie wie­dzia­łam.

Po pro­stu by­łam. Ży­łam od zle­ce­nia do zle­ce­nia.

Nie wie­rzę w zbiegi oko­licz­no­ści, a od­kry­cie prawdy o tym, dla­czego oj­ciec Da­wida po­ja­wił się na tym po­mo­ście, jest jed­nym z mo­ich ce­lów. Je­stem to winna Da­wi­dowi, cho­ciaż on już tego nie usły­szy. I ja rów­nież mu­szę to zro­zu­mieć.

Wy­wiad działa w sza­rej stre­fie prawa. Co ja bre­dzę, on nie ma żad­nego związku z pra­wem. Nie ob­cho­dzą go pa­ra­grafy, działa w cie­niu, zwy­kli lu­dzie o nim nie wie­dzą. I ja rów­nież do niego na­le­ża­łam. Za od­po­wied­nią kwotę od­wa­li­li­śmy brudną ro­botę, a ten z nas, kto po­peł­nił błąd, po­no­sił do­tkliwe kon­se­kwen­cje.

Co było moim błę­dem? Komu prze­szko­dzi­łam? Ktoś chciał się mnie po­zbyć i pra­wie mu się to udało. Przez wła­sną am­bi­cję i prze­ko­na­nie o swo­jej sku­tecz­no­ści wpa­dłam w pu­łapkę pod­czas ak­cji w Lon­dy­nie. Po tej sy­tu­acji zde­zer­te­ro­wa­łam, Młoda prze­stała ist­nieć, nie mo­głam prze­cież dać się od­strze­lić jak kaczka.

My­śla­łam, że zdo­łam się od­ciąć od prze­szło­ści.

Ja­każ by­łam na­iwna…

***

Udało mi się uciec, a po sy­tu­acji w Lon­dy­nie po­zo­stała mi je­dy­nie bli­zna. Tuż obok niej jest druga, a ta jest pa­miątką po wy­da­rze­niu, które za­po­cząt­ko­wało moje pie­kło.

Chyba mu­szę w tym miej­scu prze­sko­czyć tro­chę na osi czasu i wspo­mnieć o wy­da­rze­niu sprzed dwóch mie­sięcy. O mo­men­cie, kiedy wpa­dłam w pu­łapkę, a Da­wid zro­bił do­kład­nie to, co kie­dyś mi przy­siągł: „Zro­bię wszystko, by do tego nie do­szło”. Mój Do­wódca po­świę­cił sie­bie, by nikt nie do­wie­dział się o tym, że je­stem po­szu­ki­waną przez wszyst­kich córką Wier­nej i De­mona. My­śla­łam, że zgi­nął w wy­bu­chu domu, w któ­rym by­łam prze­trzy­my­wana, a tak na­prawdę to szan­taż zmu­sił go do odej­ścia, bo w jego oczach to był je­dyny spo­sób na za­pew­nie­nie mi bez­pie­czeń­stwa i ochronę mo­jego se­kretu.

Trzy ty­go­dnie póź­niej za­sło­nił mnie swoim cia­łem, przyj­mu­jąc na sie­bie trzy śmier­cio­no­śne po­ci­ski. Da­wid zgi­nął, bo mu nie za­ufa­łam, choć mnie o to pro­sił, i po­dą­ży­łam za nim, ścią­ga­jąc na niego śmierć. Po­peł­ni­łam błąd, za który za­pła­ci­łam cenę naj­więk­szą z moż­li­wych, a karę za to będę po­no­sić każ­dego dnia do końca mo­jego ży­cia.

Nic więc dziw­nego, że te­raz, gdy nie ma przy mnie Da­wida, na­wet wi­zja nie­moż­no­ści po­sia­da­nia dzieci przez ranę otrzy­maną w Lon­dy­nie ze­szła na dal­szy plan.

Wi­dzia­łam po nim, że pra­gnął po­tom­stwa, ale ni­gdy nie dał mi od­czuć, że ma do mnie żal z po­wodu mo­jej… ułom­no­ści. Dla Da­wida li­czy­łam się ja i tylko ja… Jed­nak je­stem pewna, że ko­cha­li­by­śmy na­sze dziecko ca­łym ser­cem.

Dziecko De­mona i Wier­nej oraz Wo­jow­nika o naj­sil­niej­szej i naj­czyst­szej li­nii krwi…

Brzmi ab­sur­dal­nie, wiem. Jesz­cze chwila. Wrócę do ko­lej­no­ści wy­da­rzeń.

Pod­czas służby w Wy­wia­dzie prze­zor­nie za­cho­wa­łam w se­kre­cie swoją praw­dziwą toż­sa­mość, je­dy­nie X wie­dział, jak na­prawdę się na­zy­wam. On był łą­czą­cym mnie z prze­szło­ścią mo­stem, który mu­sia­łam spa­lić, ale nie mo­głam tego zro­bić bez ujaw­nie­nia tego, że prze­ży­łam atak. Dla­tego znik­nę­łam. Za­szy­łam się jak zwy­kły tchórz.

Na kon­cie mia­łam odło­żoną cał­kiem nie­złą kwotę, ale mu­sia­łam zna­leźć pracę, by nie być zmu­szoną do ko­rzy­sta­nia z tych za­so­bów. Chcia­łam też zro­bić to dla sie­bie sa­mej, po­trze­bo­wa­łam wto­pie­nia się w tłum, nor­mal­nego ży­cia i zwy­czaj­no­ści, któ­rej nie zna­łam. Jed­nak cały czas mu­sia­łam być ano­ni­mowa i kryta… Dla­tego wła­śnie tra­fi­łam do klubu ze strip­ti­zem. Nie, nie tań­czy­łam, cho­ciaż po­tra­fię… Przy­po­mniał mi się błysk w sta­lo­wych oczach Da­wida, gdy w końcu za­mon­to­wa­li­śmy w sy­pialni rurę do pole dance.

Po­wstrzy­ma­łam łzę. Je­stem w tym co­raz lep­sza, z każ­dym dniem mur wo­kół mnie staje się grub­szy i so­lid­niej­szy. Po­woli uczę się, jak za­blo­ko­wać oka­zy­wa­nie swo­jego bólu… A w środku umie­ram.

***

Mia­łam ko­lejny atak. Moje serce roz­trza­skało się na nowo, cho­ciaż prze­cież już od dawna jest mar­twe. Bije, ale co z tego? Tylko ten ból… Skoro go od­czu­wam, to po­winno być czymś wię­cej niż or­ga­nem pom­pu­ją­cym moją po­mie­szaną krew, prawda? Cier­pie­nie przyj­muję z ulgą, bo przy­po­mina mi o nim. Mój umysł na­uczył się, jak za­blo­ko­wać traumę i bo­le­sne wspo­mnie­nia, ale ja nie chcę ucie­kać przed tą ago­nią. Chcę o nim pa­mię­tać. Mu­szę o nim pa­mię­tać.

Szare, po­ły­sku­jące stalą oczy, które prze­szy­wały na wskroś moją du­szę. Czarne i tak in­ten­sywne po Prze­mia­nie, jak­bym pa­trzyła w płynny ob­sy­dian. Spra­wiały, że czu­łam się przy nim bez­pieczna. Tylko przy nim.

Nie­wiel­kie zmarszczki w ką­ci­kach oczu, które tak uwiel­bia­łam. Da­wid uwa­żał, że nikt nie jest ide­alny, ale dla mnie wła­śnie one były do­wo­dem, że ten Do­wódca jest prze­peł­niony em­pa­tią, która pod­syca jego zmar­twie­nia. Ro­bi­łam wszystko, by cho­ciaż tro­chę roz­ja­śnić jego po­grą­żone w cie­niu ży­cie.

Kru­czo­czarne i bar­dzo krótko ścięte włosy… Uwiel­bia­łam de­li­katne ukłu­cia ich igie­łek na wnę­trzu mo­jej dłoni. A syl­wetka Da­wida… Jak­bym pa­trzyła na ucie­le­śnie­nie bó­stwa. Cho­ciaż nie, był ra­czej anio­łem znisz­cze­nia. Mroczny, nie­przy­stępny, nie­bez­pieczny… Ale nie w mo­ich oczach. Dla mnie Da­wid jest ide­ałem i to się nie zmieni. Mu­szę prze­ry­so­wać ta­tu­aże, które zdo­biły jego ciało. Każdy mi­sterny za­wi­jas. Nie mogę za­po­mnieć ani o nich, ani o bli­znach, które te ma­lunki za­sła­niały. Spi­szę ich hi­sto­rię… Nie mogę tego po­mi­nąć.

Kim­kol­wiek je­steś, Ty, który to czy­tasz, wiedz, że Da­wid był wy­jąt­ko­wym Do­wódcą. Wy­rwał się spod jarzma hi­sto­rii, którą stwo­rzyli nasi przod­ko­wie. Pa­trzył zu­peł­nie ina­czej na ota­cza­jącą nas rze­czy­wi­stość, do­strze­gał tru­ci­znę, która wy­nisz­cza obie strony tego kon­fliktu. I uwierz mi, że ni­czego nie pra­gnął bar­dziej niż po­wstrzy­ma­nia wojny, która nie­ubła­ga­nie nad­ciąga.

Mogę przy­pusz­czać, że to wszystko dzięki mo­jemu ojcu. Wik­tor był tre­ne­rem Da­wida i wtło­czył do jego mło­dego umy­słu war­to­ści, które pod­czas tre­ningu z in­nymi Wo­jow­ni­kami zo­sta­łyby za­stą­pione ja­dem nie­na­wi­ści i bru­tal­no­ści wzglę­dem słab­szych.

Da­wid nie za­bi­jał. On siał znisz­cze­nie. Dzięki swo­jej apa­ry­cji, kon­tak­tom i… bru­tal­no­ści po­tra­fił do­pro­wa­dzić do cał­ko­wi­tej po­rażki prze­ciw­nika. Tego nie da się wy­tłu­ma­czyć, na wła­sne oczy trzeba zo­ba­czyć moc, która z niego biła. Cza­sami w ob­li­czu tego, co on po­tra­fił zro­bić, śmierć by­łaby wy­ba­wie­niem. Ni­gdy nie za­bił z ze­msty, a przy­naj­mniej ja o ni­czym ta­kim nie wiem.

Je­stem na­to­miast pewna, że gdyby do­wie­dział się o tym, co prze­ży­łam pod wła­dzą Vil­jara, dni tego Wam­pira by­łyby po­li­czone.

Wam­pir bał się Da­wida, dla­tego ni­gdy nie po­ja­wił się w jego po­bliżu. Dla­tego i do mnie nie zbli­żył się bez­po­śred­nio. Ata­ko­wał mnie we śnie, bo wie­dział, że tam Da­wid go nie do­się­gnie… Wy­sy­łał swo­ich lu­dzi na pewną śmierć, a sam skry­wał się za ich roz­rzu­co­nymi bez­ład­nie cia­łami. Dla­czego oba­wiał się Da­wida?

Bo je­dy­nie on był na tyle silny, by po­zba­wić go ży­cia.

Vil­jar wcią­gnął nas w grę, któ­rej za­sad na ten mo­ment żadne z nas nie ro­zu­mie. Po­syła pionki, by nas osła­bić, a w końcu za­ata­kuje z taką siłą, że pod nią się złami…

***

… zła­miemy.

Ataki są co­raz częst­sze i sil­niej­sze. Od kilku dni je­stem z po­wro­tem w na­szym mie­ście, a wspo­mnie­nia je za­ogniają. One i brak snu, który osła­bia mój umysł i or­ga­nizm.

Ines ostrze­gała mnie przed kon­se­kwen­cjami ry­tu­ału, ale nie spo­dzie­wa­łam się, że będą one tak do­tkliwe. Ta­tuaż na mo­ich ple­cach two­rzy ba­rierę mię­dzy mną a Vil­ja­rem, ale każdy sen przy­nosi mi ob­razy po­strzału Da­wida. Jak w za­pę­tlo­nym fil­mie wi­dzę w jego sza­rych, co­raz mniej błysz­czą­cych oczach prośbę o wy­ba­cze­nie. Czuję osu­wa­jące się w mo­ich ra­mio­nach ciało Wo­jow­nika. To jest tak re­ali­styczne… Cały czas prze­ży­wam na nowo śmierć Da­wida.

Drżę. Nie je­stem w sta­nie utrzy­mać dłu­go­pisu. Po­now­nie wy­piję tak dużo, by cho­ciaż na chwilę ukoić umysł. Al­ko­hol blo­ko­wał Wam­pira, De­mona w mo­jej gło­wie rów­nież. W tym przy­padku też po­maga, cho­ciaż na bar­dzo krótko.

To musi mi wy­star­czyć.

Mam wra­że­nie, że po­win­nam być te­raz na otu­lo­nych pro­mie­niami zi­mo­wego słońca uli­cach. Coś mnie tam cią­gnie… Ale nie mam siły. Nie mam dość ener­gii, by prze­mie­nić się i wy­le­czyć zdo­byte rany. Mu­szę się po­spie­szyć… Słabnę.

Nie mam po­ję­cia, jak mam to ukryć. Nie wiem, co ro­bić… Sama nie daję rady. Nie po­ra­dzę so­bie…

Da­wi­dzie, po­trze­buję po­mocy.

***

Wi­dzia­łam Mar­cela i nie­zna­nego mi Wo­jow­nika, ale mu­sia­łam ulot­nić się z oko­licy, którą pa­tro­lo­wali. Już dawno są­dzi­łam, że jest nas zbyt mało na uli­cach, ale dzi­siaj do­strze­głam, jak bar­dzo je­ste­śmy osła­bieni.

My, czyli Wo­jow­nicy, ale tego już za­pewne się do­my­śli­łeś.

Przez cztery lata pra­co­wa­łam jako kel­nerka w Le­gio­nie. Z Broń­skim (by­łym po­li­cjan­tem, wła­ści­cie­lem klubu ze strip­ti­zem – brzmi nie­źle, nie?) szybko zła­pa­li­śmy kon­takt, w ja­kimś stop­niu mu za­ufa­łam, cho­ciaż na­dal nie mo­głam po­rzu­cić czuj­no­ści. Ten sam fa­cet w głupi spo­sób (albo z mi­ło­ści, jak twier­dził Da­wid) wplą­tał się w moją po­tyczkę z Wy­wia­dem i… zgi­nął. Przy­naj­mniej ofi­cjal­nie. Prawda jest taka, że Mar­cin znaj­duje się w Ośrodku we Wło­szech, ale nie­stety w mo­men­cie pi­sa­nia tych słów nie wiem, co się z nim dzieje. Oba­wia­łam się zbli­żyć do mu­rów azylu, prze­cież i tak w ho­telu spo­tka­łam Tro­vato, który nie­wąt­pli­wie ocze­ki­wał tam na mnie. Nie, wo­la­łam nie ry­zy­ko­wać i nie po­ja­wiać się w po­bliżu tego miej­sca, mogę je­dy­nie wie­rzyć, że Broń­ski ma się do­brze i nie­długo prze­ko­nam się o tym na wła­sne oczy.

Jak wspo­mi­na­łam, w ja­kimś stop­niu za­ufa­łam Mar­ci­nowi, ale cały czas by­łam czujna, jed­nak sy­tu­acja zmie­niła się, gdy na mo­jej dro­dze sta­nęła San­dra. A może to było prze­zna­cze­nie? Prze­cież ja ni­gdy się nie zgu­bi­łam! Prócz tego jed­nego razu, gdy mu­sia­łam za­ła­twić coś nie­istot­nego w mie­ście obok. Oj­ciec San­dry, pan Folk, jest psy­cho­lo­giem, a ja do­strze­głam szyld z nu­me­rem te­le­fonu tuż nad jego ga­bi­ne­tem, który był do­bu­do­wany do ich ro­dzin­nego domu.

San­dra za­stała mnie sie­dzącą w peł­nym słońcu na kra­węż­niku, gdy pro­wa­dzi­łam we­wnętrzną walkę o wy­ko­na­nie po­łą­cze­nia do psy­cho­loga. To jest nie­sa­mo­wite, ale wy­star­czyło jedno spoj­rze­nie w jej złote oczy i już wie­dzia­łam, że mogę po­wie­dzieć jej wszystko.

Pra­wie wszystko. San­dra jest zbyt de­li­katna na szcze­góły.

To ona chwy­ciła mnie za dłoń i za­pro­wa­dziła na fo­tel w ga­bi­ne­cie swo­jego ojca. To ona prze­ko­nała mnie do tego, bym po­szła na stu­dia. I stu­dio­wa­ły­śmy obie, psy­cho­lo­gię. By­ły­śmy nie­roz­łączne, cho­ciaż oba­wia­łam się ży­cia w jej bla­sku. W końcu zro­zu­mia­łam, że nie mu­szę się izo­lo­wać, bo jej oso­bo­wość sku­tecz­nie od­suwa ode mnie za­in­te­re­so­wa­nie in­nych osób.

Pra­wie wszyst­kich. Da­wid nie dał się zwieść.

Da­wid… Tu­taj za­czyna się naj­lep­sza, ale też naj­trud­niej­sza część mo­jej hi­sto­rii.

Prze­zna­cze­nie na­prawdę się o nas upo­mniało.

Nie pa­mię­tam na­szego pierw­szego spo­tka­nia na plaży. W su­mie to dru­giego – prze­cież mia­łam dwa lata, gdy na­sze drogi się skrzy­żo­wały. Mój umysł wy­parł wspo­mnie­nie z plaży, cho­ciaż mia­łam prze­bły­ski ob­ra­zów z tam­tego wie­czoru. Mu­sia­łam to na­pi­sać już te­raz, że­byś zro­zu­miał, dla­czego ten męż­czy­zna po­ja­wił się w mo­jej… bar­dzo bli­skiej oko­licy.

Pa­mię­tam za to klub, gdzie ochro­nił mnie przed pi­ja­nymi na­trę­tami. Nie że­bym sama so­bie z nimi nie po­ra­dziła, ale… no cóż, Da­wid nie wie­dział, w czy­jej obro­nie staje. By­łam tylko Lu­izą, cho­ciaż dla niego od po­czątku sta­no­wi­łam cały świat.

Po­tem po­ja­wił się na mo­jej uczelni i zro­bił fu­rorę wśród płci pięk­nej jako in­te­li­gentny i cho­ler­nie przy­stojny… wy­kła­dowca. Cia­cho, jak go ochrzciła San­dra.

Gdy pró­buję ob­jąć to wszystko umy­słem, to wy­daje mi się, że tylko cu­dem nie osza­la­łam w tam­tym okre­sie.

Za­ko­cha­łam się w ta­jem­ni­czym męż­czyź­nie, który na do­da­tek był moim wy­kła­dowcą. W tym sa­mym męż­czyź­nie, na któ­rego pa­rol za­gięła zdzira z mo­jej uczelni – Gośka. Tak, wiem, brzmi jak ty­powy pro­blem za­ko­cha­nej la­ski.

Go­rzej sprawa miała się z moim umy­słem. Nie mo­głam za­peł­nić dziury po wie­czo­rze spę­dzo­nym na plaży. Znowu za­czę­łam… wi­dzieć. Czer­wone tę­czówki i czarne wzory na szyi. Mia­łam wra­że­nie, że ktoś mnie śle­dzi, pod blo­kiem do­strze­głam ja­kąś po­stać, która na­gle znik­nęła. Czarne oczy u Da­wida i Mar­cela, na któ­rego wpa­dłam „przy­pad­kiem” w ka­wiarni. Na do­miar złego po­ja­wił się głos. Pod­da­łam się, zbyt dużo na­słu­cha­łam się na za­ję­ciach, by nie po­łą­czyć fak­tów.

Schi­zo­fre­nia. I z tą my­ślą chcia­łam udać się do psy­chia­try. Na szczę­ście opa­mię­ta­łam się w ostat­nim mo­men­cie, ina­czej praw­do­po­dob­nie nie mia­ła­bym oka­zji pi­sać tego pa­mięt­nika.

Zo­sta­łam za­ata­ko­wana za Le­gio­nem przez tego sa­mego pi­ja­nego na­tręta, któ­rego na­stra­szył Da­wid, gdy sta­nął w mo­jej obro­nie. Nie po­ra­dzi­łam so­bie z nim… Ten fa­cet wie­dział o mo­jej sła­bo­ści. Wie­dział, że pa­ni­kuję, gdy ktoś za­ci­śnie dłoń na mo­jej szyi. Gdyby nie Da­wid… nie wiem, co by się stało. Był moim anio­łem, cho­ciaż po­wi­nien sprać mi kon­kret­nie ty­łek za to, jak go trak­to­wa­łam. Nic dziw­nego, która za­ko­chana ko­bieta znie­sie cios, gdy zo­ba­czy obiekt swo­ich wes­tchnień z inną la­ską? W do­datku w moim przy­padku z taką, która wkur­wiała mnie od sa­mego po­czątku na­uki na uczelni.

Gdy­bym wie­działa, że jest to uknuta przez Gośkę (w rze­czy­wi­sto­ści Te­resę lub też Marę – tak, do­brze się do­my­ślasz, ona rów­nież zde­zer­te­ro­wała z Wy­wiadu, ale z zu­peł­nie in­nego po­wodu; Mara chciała ze­mścić się na mnie za za­mor­do­wa­nie X) in­tryga, już dawno skrę­ci­ła­bym jej kark. Mam na­dzieję, że bę­dzie mi to jesz­cze dane.

Od­tąd wo­kół mnie za­częły się dziać te dziwne rze­czy… A do­kład­niej od spo­tka­nia Da­wida. Obe­rwa­łam kilka razy od istot, któ­rych siły nie poj­mo­wa­łam, ale Da­wid za­wsze po­ja­wiał się przy mnie. Tak było też w Hal­lo­ween. U boku San­dry le­czy­łam zła­mane serce w klu­bie Fen, mu­zyką i al­ko­ho­lem pró­bo­wa­łam prze­ko­nać sie­bie, że mimo wszystko to z Da­wi­dem po­win­nam po­roz­ma­wiać o swo­ich po­dej­rze­niach co do mo­jego stanu umy­słu, a nie uda­wać się do psy­chia­try (Ar­tura, tego sa­mego, który le­czył mnie w dzie­ciń­stwie).

I po­roz­ma­wia­łam. Pół doby po tym, jak wplą­ta­łam się za Fen w awan­turę, która oka­zała się za­sta­wioną na mnie pu­łapką. Wtedy pierw­szy raz się prze­mie­ni­łam… Przy­naj­mniej czę­ściowo. Strach o Da­wida, który wal­czył z trzema fa­ce­tami, dał mi siłę. I to przed nim ujaw­ni­łam ob­li­cze Mło­dej, które chcia­łam za­ko­pać głę­boko w so­bie. Da­wid był świad­kiem, jak z zimną krwią od­bie­ram ży­cie dwóm na­past­ni­kom.

Na wła­sne oczy wi­dzia­łam, jak je­den z nich ożywa. Mo­gła­bym zwa­lić winę na omamy spo­wo­do­wane utratą krwi, po­nie­waż zo­sta­łam po­strze­lona w bark, ale to była prawda. Ten du­pek ożył.

A wszystko to, co są­dzi­łam o ota­cza­ją­cym mnie świe­cie, było wie­rut­nym kłam­stwem…

***

To jest sza­lone, ale wo­kół nas żyją po­sta­cie, o któ­rych ist­nie­niu więk­szość z nas nie ma po­ję­cia. To, co bra­łam za ob­jawy schi­zo­fre­nii, było czymś zu­peł­nie nor­mal­nym… dla ta­kich osób jak ja czy Da­wid.

Je­stem Wi­dzącą, dzięki czemu w dzie­ciń­stwie do­strze­ga­łam wię­cej niż inni. I to był pierw­szy szok. Ko­lej­nym była wi­zja Dan­tego, który nie opi­sał wę­drówki swo­jego al­ter ego po po­zio­mach pie­kła, ale na swój zwa­rio­wany spo­sób na­kre­ślił ota­cza­jące nas Wy­miary. A każdy z nich na­leży do in­nych istot.

Lu­dzie.

De­mony.

Wam­piry.

Wiedźmy.

Wil­ko­łaki.

Dry­ada­lis.

Ma­go­wie.

Dzie­więć Wy­mia­rów, sie­dem zna­nych ga­tun­ków… łącz­nie z ludźmi.

Sza­lone, prawda?

Ale uwie­rzy­łam w to. Nie mo­gło być ina­czej, gdy to spo­kojny głos Da­wida prze­ka­zy­wał mi te in­for­ma­cje. Z cza­sem za­głę­bia­łam się w „ten drugi świat”, po­zna­wa­łam ży­cie, które zo­stało mi ode­brane. Po­zna­łam Ośrodki, które stwo­rzył Da­wid. Po­zna­łam go jako ko­chanka, przy­ja­ciela i Do­wódcę. Wi­dzia­łam jego roz­terki i na swój spo­sób sta­ra­łam się mu po­móc w szu­ka­niu drogi, cho­ciaż żadna nie była wła­ściwa. Nie ma do­brego roz­wią­za­nia, gdy przy­szłość roz­po­ściera przed tobą wi­zję wojny.

Bez wa­ha­nia sta­nę­łam u boku Da­wida w kon­flik­cie, który z każ­dym dniem przy­bie­rał na sile.

Ktoś mie­szał. Da­wid wraz z Mar­ce­lem (tłu­ma­czę: Mar­cel to przy­ja­ciel Da­wida, uparty jak osioł, przy­stojny jak dia­bli, za­jęty przez San­drę, ten sam, na któ­rego wpa­dłam w ka­wiarni) sta­rali się wy­ja­śnić za­gadkę ta­jem­ni­czych mor­derstw Mrocz­nych i lu­dzi.

Mrocz­nymi na­zy­wamy istoty, które po­cho­dzą z Wy­mia­rów in­nych niż ten, w któ­rym ży­jemy. Nie będę tu­taj tego opi­sy­wać, to wszystko bę­dzie w czar­nym no­te­sie. Księ­dze Wo­jow­ni­ków. Mu­szę wy­my­ślić na to inną na­zwę, na­prawdę.

W pew­nym mo­men­cie oka­zało się, że w tej walce są nie dwie, a trzy strony. Ktoś pró­bo­wał wy­wo­łać kon­flikt mię­dzy Wi­dzą­cymi a Mrocz­nymi. Tym kimś oka­zał się Vil­jar, je­den z Wam­pi­rów, o któ­rych ist­nie­niu żadne z nas nie wie­działo. We­dług sta­rych ksiąg ich Wy­miar zo­stał za­mknięty i od­se­pa­ro­wany od na­szego, a jed­nak za­lę­gli się w na­szym świe­cie i siali za­męt, co bez Da­wida może za­koń­czyć się tylko w je­den spo­sób: wojną.

Moja prze­szłość dała o so­bie znać. Wy­wiad pró­bo­wał mnie do­rwać, cho­ciaż na­dal nie wiem, czy to była próba eg­ze­ku­cji, czy spro­wa­dze­nia mnie z po­wro­tem w ich sze­regi. Ob­sta­wiam to dru­gie, chcieli mnie ścią­gnąć do sie­bie tylko po to, by uka­rać mnie za de­zer­cję. Po­noć po­mie­sza­łam szyki „tym na gó­rze”, a moim za­da­niem jest do­wie­dze­nie się, komu tak na­prawdę pod­pa­dłam.

Rów­nież Da­wid był na ce­low­niku, a ktoś pró­bo­wał wy­ko­rzy­stać mnie, by go znisz­czyć. I udało mu się to… Ja by­łam tym naj­słab­szym ogni­wem, które roz­po­częło nasz kosz­mar. To przez moją sła­bość zo­sta­łam po­rwana przez za­gi­nio­nego brata Da­wida, który w ze­mście za śmierć ich ojca chciał znisz­czyć Drwala. Iro­nia, prawda? Prze­cież Igor zgi­nął z mo­jej ręki.

Każdy z tych trzech ele­men­tów w ja­kiś spo­sób się wy­ja­śnił, cho­ciaż wiele po­świę­ci­li­śmy, by od­na­leźć od­po­wie­dzi na nur­tu­jące nas py­ta­nia.

Stra­ci­li­śmy Do­wódcę. Je­dyną osobę, która mo­głaby po­wstrzy­mać za­ognia­jącą się wojnę.

A wszystko to, co spro­wa­dziło na nasz świat nie­szczę­ście, było wy­łącz­nie moją winą.

Roz­dział 0

Sza­rość. Cały czas wi­dział sza­rość.

– Masz z nią kon­takt?

De­mon zer­k­nął na męż­czy­znę, który stał z nim ra­mię w ra­mię na szczy­cie wy­so­kiego muru obron­nego. Z czer­wo­nych oczu Amata nie po­tra­fił od­czy­tać żad­nych emo­cji, ale czuł, że jego to­wa­rzy­sza rów­nież trawi nie­po­kój. Po­szedł za przy­kła­dem przy­ja­ciela i prze­mie­nił się. Ru­bi­nowy blask za­stą­pił białka oczu i in­ten­syw­nie nie­bie­skie tę­czówki, a sza­rość wo­kół niego roz­ja­rzyła się ja­skra­wo­ścią mi­lio­nów barw. Las u pod­nóża twier­dzy nie był już po­nury i mroczny, a ja­de­itowa zie­leń po­kry­wała ko­rony drzew, które cho­ciaż piękne, były rów­nie nie­bez­pieczne jak bo­le­sne ta­jem­nice skryte w umy­śle Lu­izy.

– Nie – od­po­wie­dział Ama­towi spo­koj­nym gło­sem, cho­ciaż we­wnątrz drżał ze stra­chu o je­dyną córkę.

– Maks wa­riuje, ktoś po­wi­nien tam być – za­uwa­żył De­mon, a on mu­siał przy­znać mu ra­cję.

Maks, od­kąd zo­stał zmu­szony do po­wrotu z tam­tego Wy­miaru, był na skraju wy­bu­chu, któ­rego ich świat mógł nie prze­trwać. Wik­tor nie chciał, by hi­sto­ria za­to­czyła koło i drugi z jego sy­nów od­wró­cił się prze­ciw niemu. Nie mógł stra­cić ko­lej­nego dziecka…

– Mu­simy wie­rzyć, że u boku tego Wo­jow­nika jest bez­pieczna.

– Ufasz mu? – za­py­tał De­mon, nie od­ry­wa­jąc wzroku od roz­cią­ga­ją­cego się przed nimi kra­jo­brazu.

Na pół­nocy do­strze­gli nie­wiel­kie smugi dymu, które były je­dy­nie po­zo­sta­ło­ścią po roz­pa­lo­nym w mroźną noc ogni­sku. Lasy w tej kra­inie były nie­bez­pieczne, a ich Wy­miar ze względu na wy­so­kie stę­że­nie ener­gii, która była nie­zbędna De­mo­nom do ist­nie­nia, za­trzy­mał się roz­wo­jowo gdzieś na eta­pie śre­dnio­wie­cza. Nie­stety, tech­no­lo­gia była zbyt słaba, by prze­trwać prze­bi­cie się przez ota­cza­jące ich pole ener­ge­tyczne.

– Wik­to­rze? – po­na­glił go Amat, który miał świa­do­mość, że prze­dłu­ża­jące się mil­cze­nie jest spo­so­bem na unik­nię­cie od­po­wie­dzi.

De­mon za­sta­no­wił się nad py­ta­niem przy­ja­ciela. Czy ufał temu Wo­jow­ni­kowi? Mu­siał, nie miał in­nego wy­boru, cho­ciaż nic o nim nie wie­dział. Czuł spo­kój prze­peł­nia­jący Lu­izę, gdy prze­by­wała w po­bliżu tego męż­czy­zny, i to mu­siało mu wy­star­czyć. Zdał się na jej in­tu­icję, jak przez więk­szość jej ży­cia. Za­in­ter­we­nio­wał do­piero, gdy chciała się od­se­pa­ro­wać od Da­wida, a do tego nie mógł do­pu­ścić, więc pod­jął ry­zyko kon­taktu, jed­no­cze­śnie mo­dląc się w du­chu, by ten Wo­jow­nik zdą­żył jej po­móc. Na szczę­ście prze­zna­cze­nie samo się o nich upo­mniało.

– Po­win­ni­śmy być w tam­tym Wy­mia­rze.

Uśmiech­nął się kpiąco na słowa przy­ja­ciela, który naj­wy­raź­niej nie miał za­miaru mu od­pu­ścić.

– Maks za mocno obe­rwał.

– Wy­le­czył się, a ty go blo­ku­jesz – za­rzu­cił traf­nie De­mon, ale Wik­tor nie od­po­wie­dział. – Oba­wiasz się, że jej o wszyst­kim po­wie?

– Je­stem tego pe­wien.

– Więc po­stąpi wła­ści­wie – za­koń­czył ką­śli­wie Amat.

Wik­tor spoj­rzał w krwi­sto­czer­wone oczy De­mona, który chyba jako je­dyny nic so­bie nie ro­bił z jego przy­wódz­twa. O ile Maks, jego syn, czuł przed nim re­spekt, to ten fa­cet za każ­dym ra­zem te­sto­wał gra­nice jego cier­pli­wo­ści. I chyba tylko Amat miał od­wagę mu się po­sta­wić, przy­naj­mniej do mo­mentu gdy sa­mot­ność Lu­izy wy­woła w Mak­sie skrajne emo­cje, nad któ­rymi ten już i tak le­dwo pa­no­wał.

– Wróci tam, gdy przyj­dzie na to czas – po­wie­dział po chwili.

– Zo­ba­czysz, że w końcu stra­cisz nad nim kon­trolę. – Amat był wy­raź­nie po­iry­to­wany. – Nie chcesz wie­dzieć, co się dzieje? Dla­czego jej nie sły­szysz?

– Ten pie­przony Wam­pir mu­siał coś zro­bić – wark­nął Wik­tor wście­kle. – Maks nie zdą­żył do­trzeć do Lu­izy…

Za­mknął oczy na wspo­mnie­nie re­la­cji syna z wy­da­rze­nia przy cmen­ta­rzu, gdzie Lu­iza ko­lejny raz w ci­szy opła­ki­wała Da­wida. A po­tem zo­stała za­ata­ko­wana, pod­stęp­nie i pro­stacko, gdyż Wam­pir wy­ko­rzy­stał jej do­broć i po­trzebę ochrony słab­szych. Gdyby Lu­iza nie wy­szła za nim z cmen­ta­rza… Ale nie ona. Jego córka nie mo­gła po­zwo­lić, by ko­mu­kol­wiek, na­wet nie­zna­jo­mej, po­grą­żo­nej w roz­pa­czy ko­bie­cie, stała się krzywda. A Maks nie zdą­żył jej po­móc… Nie­stety, na­wet naj­sil­niej­szy De­mon jest zbyt słaby wzglę­dem czwórki wy­szko­lo­nych Wam­pi­rów, i to był cud, że Maks wy­szedł z tego cało. Wik­tor nie wie­dział, czy czuć wdzięcz­ność, że jego syn nie do­tarł do Lu­izy, bo osła­biony zgi­nąłby w po­tyczce z Vil­ja­rem, czy żal, po­nie­waż nie wie­dzieli, co się z nią w tym mo­men­cie dzieje.

– Jest bez­pieczna – wy­znał, za­nim Amat po­now­nie roz­po­czął wy­kład. – Gdy coś się sta­nie Lu­izie, wszy­scy to do­tkli­wie od­czu­jemy. Mo­żesz być pe­wien, że jej ból nie przej­dzie bez echa w tym Wy­mia­rze. Nie do­póki on tu­taj jest – do­koń­czył szep­tem.

Chyba że Lu­iza za­blo­kuje przed nim emo­cje, do czego nie­stety mu­siał do­pro­wa­dzić. Ina­czej wszyst­kie Wy­miary czeka za­głada.

***

„Ko­cha­nie!

Od­zy­ska­łam łzę! Łań­cu­szek ze­rwał się pod­czas walki w Em­poli, ale na szczę­ście pro­mie­nie sło­neczne od­biły się w jej krysz­tał­kach, dzięki czemu Luka ją za­uwa­żył. Za­trzy­mał ją przy so­bie, wiesz? Ni­komu o tym nie mó­wił, sam nie może po­jąć, dla­czego utrzy­mał to w ta­jem­nicy, ale je­stem mu wdzięczna.

Pi­szę te słowa i trzy­mam ją w dłoni, a po moim ciele roz­prze­strze­nia się ulga. Łza nie za­stąpi mi Cie­bie, ale gdy czuję do­tyk cie­płego me­talu na mo­jej zim­nej skó­rze, mam wra­że­nie, że to Twoje dło­nie de­li­kat­nie głasz­czą moje ciało.

Da­wid… Wam­pir mnie do­rwał. Wstrzyk­nął mi coś, co praw­do­po­dob­nie w po­łą­cze­niu z krą­żą­cym w mo­ich ży­łach opium wy­wo­łało efekt… sza­leń­stwa i pa­ra­noi. Gdyby nie Luka, prze­bi­ła­bym wła­sne serce odłam­kiem roz­bi­tego lu­stra, a nie je­stem pewna, czy z tej rany bym się ule­czyła. Nie pa­no­wa­łam nad sobą… Nic nie pa­mię­ta­łam, wiesz? Do­piero póź­niej, po roz­mo­wie z Ines, po­wró­ciły do mnie wspo­mnie­nia.

Za­py­tał­byś mnie za­pewne o opium w mo­ich ży­łach. Pa­mię­tam do­kład­nie, jak opo­wia­da­łeś mi o Wier­nych, mo­ich przod­ki­niach, i o tym, ja­kich cier­pień za­znały z rąk Wo­jow­ni­ków. Mam też w pa­mięci to, jak bar­dzo opium po­tę­guje ich ból. Sama tego do­świad­czy­łam, gdy Woj­tek wstrzyk­nął mi dawkę… Je­stem wście­kła, wiesz? Po­nie­waż mam pew­ność, że gdyby nie ta sła­bość, po­wstrzy­ma­ła­bym Two­jego brata. A przy­naj­mniej wy­trzy­ma­ła­bym do mo­mentu, kiedy Ty byś przy­je­chał…

Da­wid, mu­sisz mnie zro­zu­mieć, nie mo­głam po­zwo­lić, by opium po­now­nie mnie osła­biło. Nie mo­głam… Ines zro­biła mi na karku nie­wielki ta­tuaż, uży­wa­jąc tu­szu, który za­wiera opium. Skoro krąży ono w mo­ich ży­łach, każdy ból zwią­zany z ura­zem bę­dzie spo­tę­go­wany, ale dzięki temu przy­zwy­czaję się… Za­har­tuję or­ga­nizm. Ba­nalne, prawda? Jed­nak czuję, że w kul­mi­na­cyj­nym mo­men­cie mi to po­może.

Szkoda, że nie da się zro­bić tego sa­mego z ser­cem…

Na­wet Luka i prze­zna­cze­nie, które nas po­łą­czyło, nie po­mogą mi po­ko­nać ago­nii po Two­jej stra­cie.

Nikt nie po­może. Bo i ja tego nie chcę.

Do­póki czuję ból, będę o To­bie pa­mię­tać.”

Roz­dział 1

Luiza

– Go­towe. – Ines po­dała mi skó­rzany no­tes w brą­zo­wej opra­wie. – Te­raz tylko ty bę­dziesz mo­gła otwo­rzyć swoje za­pi­ski. – Wiedźma za­sta­no­wiła się przez chwilę. – W su­mie to jest urok zwią­zany z li­nią krwi, więc twoi po­tom­ko­wie rów­nież będą mo­gli…

– Nie prze­wi­duję ta­ko­wych – prze­rwa­łam ko­bie­cie wy­wód, może tro­chę zbyt ob­ce­sowo. – Prze­pra­szam – mruk­nę­łam na­tych­miast. – I tak mu­szę go scho­wać, le­piej, żeby nikt o nim nie wie­dział. Ani o tym. – Unio­słam drugi no­tat­nik w czar­nej, ma­to­wej opra­wie. – Za­pi­szę wszystko, co wiem o tym świe­cie, ale to nie może wpaść w nie­po­wo­łane ręce.

– Stwo­rzysz nową bi­blię Wo­jow­ni­ków – od­po­wie­działa Ines z sa­tys­fak­cją. – Nie bę­dzie to pro­ste i może nie uda się to w tym po­ko­le­niu, ale wasi po­tom­ko­wie będą już ina­czej pa­trzeć na Wi­dzą­cych i Mrocz­nych.

– A Da­wid? – za­py­ta­łam na­gle. – Nie mam przed nim żad­nych ta­jem­nic. – Zer­k­nę­łam na Ines i by­łam pewna, że Wiedźma do­strze­gła w mo­ich oczach nie­po­kój. – Be­dzie mógł to prze­czy­tać?

– Da­wid nie żyje, Lu­iza – szep­nęła ła­god­nie. – Nie prze­czyta tego. Da­wid nie żyje – po­wtó­rzyła smutno.

Unio­słam po­wieki, pod któ­rymi utrwa­lił mi się ob­raz współ­czu­cia za­klę­tego w spoj­rze­niu piw­nych tę­czó­wek Ines. Echo na­szej roz­mowy po­woli roz­pły­wało się we mgle, a mój nie­ostry wzrok ob­jął po­nure i zimne wnę­trze bi­blio­teki Ośrodka. Zwy­kle cie­pła prze­strzeń te­raz była szara i smutna, zu­peł­nie jakby utra­ciła du­szę, która dbała o serce tego po­miesz­cze­nia. Uśmiech­nę­łam się na wspo­mnie­nie Da­wida, który za­wsze do­glą­dał tlą­cego się ko­minka. Ten nie­stety w tym mo­men­cie był pu­sty i osty­gły, zu­peł­nie jak ja sama.

Da­wid nie żyje.

Na­wet po jego tra­gicz­nej śmierci chcia­łam ro­bić wszystko, by mój Do­wódca, mój ko­cha­nek, mój mąż i po­wier­nik, moje prze­zna­cze­nie… By Da­wid miał cał­ko­wity do­stęp do mo­ich ta­jem­nic.

Za­ci­snę­łam pięść, gdy po­czu­łam ko­lejny bo­le­sny skurcz serca. Przy­ję­łam go z ulgą.

– Pa­mię­tam o to­bie, Da­wi­dzie – wy­szep­ta­łam. – Za­wsze będę – za­pew­ni­łam, cho­ciaż pa­nicz­nie się ba­łam, że utracę wspo­mnie­nia wspól­nych chwil. Brą­zowa oprawa pa­mięt­nika przy­cią­gnęła mój zmę­czony wzrok. – Dużo nie na­pi­sa­łam przez te kilka dni za­mknię­cia w wię­zie­niu.

Ośro­dek stał się moją izo­latką, a to wszystko za sprawą ataku Wam­pira i spe­cy­fiku, który mi wstrzyk­nął. Po­ca­łu­nek Lęku. Nie po­win­nam się temu dzi­wić, mi­nęły za­le­d­wie trzy dni od tego in­cy­dentu, a ja na­dal by­łam osła­biona, ale mia­łam już dość bez­u­ży­tecz­no­ści, którą w so­bie wi­dzia­łam.

Luka, Mar­cel, Cor­tez, Vic­tor oraz dwóch no­wych Wo­jow­ni­ków, któ­rych jesz­cze oso­bi­ście nie po­zna­łam, wy­cho­dzili w te­ren, a ja za każ­dym ra­zem cze­ka­łam na nich w tym prze­klę­tym „ga­bi­ne­cie”, pró­bu­jąc nie zwa­rio­wać z nie­po­koju.

– Po­win­nam już wy­cho­dzić z nimi – wy­mru­cza­łam pod no­sem, a moje za­pi­ski w brą­zo­wej opra­wie wy­lą­do­wały na dnie sejfu. – Uparte dupki.

Zie­jący chło­dem ko­mi­nek wy­wo­łał we mnie dresz­cze tę­sk­noty za cie­płem, które zwy­kle pa­no­wało w bi­blio­tece. Przy­po­mniaw­szy so­bie spo­sób, w jaki ro­bił to Da­wid, za­czę­łam ukła­dać po­lana w stos, który po chwili za­jął się ogniem. Uwiel­bia­łam ob­ser­wo­wać mo­jego Wo­jow­nika pod­czas tak pro­za­icz­nych czyn­no­ści… Wspo­mi­na­łam te chwile z bo­le­sną po­trzebą uj­rze­nia jesz­cze raz jego sta­lo­wych oczu, która nie­stety ni­gdy nie zo­sta­nie speł­niona.

A przy­naj­mniej nie w tym ży­ciu.

Po­ma­rań­czowe pło­mie­nie hip­no­ty­zo­wały i prze­no­siły moje my­śli do tych nie­licz­nych bez­tro­skich chwil, które spę­dza­łam w ob­ję­ciach prze­zna­czo­nego mi Wo­jow­nika. Ci­che roz­mowy prze­pla­tały się z mil­czą­cymi chwi­lami, w któ­rych po­grą­żeni by­li­śmy we wła­snych re­flek­sjach. A gdyby ktoś się do­wie­dział, ile razy ko­cha­li­śmy się po­ta­jem­nie wła­śnie w tym kon­kret­nym fo­telu, w któ­rym usia­dłam, na pewno omi­jałby to miej­sce sze­ro­kim łu­kiem.

Prze­cią­głe skrzyp­nię­cie zwró­ciło moją uwagę, która cał­ko­wi­cie sku­piła się na zbli­ża­ją­cym się do mnie Wo­jow­niku. Brą­zowe włosy jak zwy­kle miał schlud­nie uło­żone, cho­ciaż San­dra upar­cie twier­dziła, że to jest po pro­stu urok Mar­cela, a on wcale nie spę­dza dłu­gich go­dzin przed lu­strem, by osią­gnąć taki efekt. Ciemny, ob­ci­sły golf pod­kre­ślał mu­sku­la­turę męż­czy­zny, co w cie­kawy spo­sób kon­tra­sto­wało z czar­nymi bo­jów­kami i woj­sko­wymi bu­tami, ale two­rzyło pio­ru­nu­jącą ca­łość.

Efekt po­tę­go­wał błysk wście­kło­ści w brą­zo­wych oczach, co nada­wało przy­stoj­nej twa­rzy nie­bez­pieczny wy­raz. Przez ostat­nie dni re­gu­lar­nie po­sy­łał w moim kie­runku ta­kie mor­der­cze spoj­rze­nie i do­da­wał do niego wredny uśmie­szek. Tym ra­zem rów­nież ta­ko­wym mnie ura­czył.

– Zmar­z­łaś?

– Za­tę­sk­ni­łam za du­szą bi­blio­teki – od­po­wie­dzia­łam i bez­wied­nie wy­cią­gnę­łam dłoń po ra­port, który wła­śnie zo­stał za­brany mi sprzed nosa. – Chcia­ła­bym prze­czy­tać te do­ku­menty.

– A co, jed­nak in­te­re­sują cię sprawy Ośrodka? – Mó­wiąc to, za­siadł w fo­telu na­prze­ciwko mnie i bez­ce­re­mo­nial­nie po­ło­żył obute stopy na de­li­kat­nym sto­liku.

– Mar­cel, prze­pro­si­łam cię prze­cież – mruk­nę­łam. – Od­puść mi już, pro­szę.

– Nie, za mocno mnie wkur­wi­łaś – od­parł, cho­ciaż jego spo­kojny ton ni­jak się miał do prze­ka­zy­wa­nej tre­ści.

Ta­kie lo­do­wate trak­to­wa­nie przez Mar­cela do­bi­jało mnie. San­dra po afe­rze z tru­ci­zną, którą po­dał mi Vil­jar, na­wrzesz­czała na mnie gło­śno i krótko oraz za­dzi­wia­jąco mocno przy­wa­liła mi w szczękę, by po­tem ra­zem ze mną na­rze­kać na moje za­mknię­cie w Ośrodku. Na­to­miast Kres na­dal od­no­sił się do mnie z chłodną re­zerwą, na każ­dym kroku wy­po­mi­na­jąc mi moją wpadkę. Nie wspo­mi­na­jąc o tym, że jego groź­bom stało się za­dość i fak­tycz­nie na­ło­żył na mnie szla­ban, a ja nie mia­łam prawa ru­szać się z Ośrodka bez ob­stawy któ­re­goś z Wo­jow­ni­ków. Chyba że spę­dza­łam czas z San­drą, ale i wtedy mu­sia­ły­śmy być albo w apar­ta­men­cie któ­rejś z nas, albo na te­re­nie kom­pleksu, co było, de­li­kat­nie mó­wiąc, uciąż­liwe.

– Mar­cel…

– Masz szczę­ście, że ci nie sko­pa­łem tyłka na sali za to po­lo­wa­nie na Wam­piry – wy­rzu­cił jed­nym tchem. – Pie­przeni bo­ha­te­ro­wie.

– Ale…

– Milcz, Dot. – Wci­snął mi w dło­nie ra­port z ostat­niego pa­trolu i wstał. – Mi­łej lek­tury.

– Za­cze­kaj, pro­szę.

Pod­nio­słam się ostroż­nie i mo­gła­bym przy­siąc, że przez jego przy­stojną twarz prze­mknął gry­mas bólu, który to ja w tam­tym mo­men­cie od­czu­łam. Mój umysł na­dal pra­co­wał na zwol­nio­nych ob­ro­tach, więc nie by­łam pewna, czy nie była to zwy­kła gra świa­tła. Nie­stety osła­bie­nie przy­blo­ko­wało rów­nież umie­jęt­ność od­czy­ty­wa­nia emo­cji, którą zy­ska­łam dzięki pły­ną­cej w mo­ich ży­łach krwi De­mona.

By­łam jed­nak pewna, że Mar­cel spe­cjal­nie ukrywa przede mną swoje uczu­cia, by chłod­nym ob­li­czem dać mi jak naj­więk­szą na­uczkę za to, że da­łam się po­nieść ze­mście. Co prawda, jego za­cho­wa­nie ra­niło mnie, ale nie mia­łam za­miaru re­zy­gno­wać z pry­wat­nej ven­detty.

Mar­cel na szczę­ście cze­kał cier­pli­wie, aż do niego po­dejdę. Za­chwia­łam się nie­znacz­nie, na co za­re­ago­wał bły­ska­wicz­nie i mnie pod­trzy­mał, a tym ra­zem na pewno doj­rza­łam w brą­zo­wych oczach nie­po­kój. Przy nim czu­łam się jak mała i nie­sforna dziew­czynka sto­jąca w cie­niu star­szego, wku­rzo­nego brata.

– Kres, na­wrzeszcz na mnie, chodźmy na salę i spuść mi ło­mot, ale nie trak­tuj mnie w ten spo­sób, pro­szę.

– Nie wiem, jak mam cię ochro­nić, skoro nas od­su­wasz – wy­szep­tał, a ja za­drża­łam, sły­sząc ból w jego gło­sie. – Da­wid od po­czątku mi mó­wił, że je­śli go za­brak­nie, mam się tobą za­jąć. Ten fa­cet wszystko prze­wi­dy­wał, Dot. Od dawna wie­dział, że jego los jest prze­są­dzony, jesz­cze za­nim spo­tkał cie­bie.

– Mar­cel, pro­szę… – pró­bo­wa­łam mu prze­rwać, bo wspo­mnie­nie Da­wida wy­wo­łało ko­lejny nie­bez­pieczny ucisk w moim sercu.

– Od­dał mi ten Ośro­dek, stwo­rzył kom­pleks we Wło­szech i prze­ka­zał go Luce, po­zby­wał się swo­jej spu­ści­zny, bo czuł, co się święci.

– Gdy­bym nie po­ja­wiła się w jego ży­ciu, toby do tego nie do­szło – szep­nę­łam.

– Gdy­byś tego nie zro­biła, to ni­gdy bym nie wi­dział szczę­śli­wego przy­ja­ciela, Mała. – Mar­cel wes­tchnął ciężko. – Ko­bieto! On nie po­tra­fił prze­stać o to­bie my­śleć, od­kąd zo­ba­czył cię na plaży. Cho­dził do Le­gionu na two­ich zmia­nach tylko po to, by na cie­bie pa­trzeć i wście­kać się na ko­lej­nych na­pru­tych go­ści, któ­rzy do cie­bie star­to­wali. A ile razy mu­sia­łem go po­wstrzy­my­wać, by nie przy­wa­lił Broń­skiemu za to, jak na cie­bie pa­trzy, tego nie zli­czysz. – Otwo­rzy­łam sze­roko oczy ze zdzi­wie­nia, na co Kres uśmiech­nął się kpiąco. – Nie mó­wił ci? – Za­prze­czy­łam ru­chem głowy. – Da­wid Drwal był za­zdro­sny i wście­kły, dasz wiarę? Mnie też ciężko było w to uwie­rzyć, ale za każ­dym ra­zem wie­dzia­łem, gdy my­ślał o to­bie. Te prze­klęte fo­tele – wska­zał w stronę ko­minka – ni­gdy nie były przez niego zaj­mo­wane, za­wsze sta­wał przy gzym­sie pod­czas na­rad. Do­piero jak cię spo­tkał, za­czął tam sia­dać, zu­peł­nie jakby trzy­mał dla cie­bie miej­sce.

Nie po­wstrzy­ma­łam pły­ną­cej po moim po­liczku łzy, a na ten wi­dok Mar­cel uśmiech­nął się smutno.

– Gdy we­zwano go do Włoch, po wa­szym spo­tka­niu na wzgó­rzu, był wście­kły.

Przy­mknę­łam po­wieki na wspo­mnie­nie chwil spę­dzo­nych na ma­sce mo­jego audi, na­szej ci­chej roz­mowy i pięk­nego wi­doku na po­grą­żone we śnie mia­sto. Tej nocy pierw­szy raz zo­ba­czy­łam ob­sy­dia­nową czerń, która cał­ko­wi­cie po­kryła sta­lowe na co dzień oczy Da­wida, cho­ciaż jesz­cze wtedy nie wie­dzia­łam, że to był efekt pły­ną­cej w nim sil­nej krwi Wo­jow­ni­ków. Jed­nak to przy­wo­ła­nie na­szego po­ca­łunku, któ­rego in­ten­syw­ność pra­wie spa­liła na­sze du­sze, wtedy na klatce scho­do­wej, gdy Da­wid od­pro­wa­dzał mnie do miesz­ka­nia, wy­wo­łało we mnie tę­skne cie­pło.

– Po to­bie też wi­dać, gdy o nim my­ślisz – po­wie­dział Kres, a ja uśmiech­nę­łam się lekko, bo fak­tycz­nie od­pły­nę­łam. – I wie­dział, że wpad­niesz w fu­rię, gdy on na­gle znik­nie. Wła­śnie dla­tego na­ka­zał mi, bym miał na cie­bie oko.

– Czyli to było je­dy­nie wy­ko­ny­wa­nie roz­kazu? To spo­tka­nie w ka­wiarni także? – za­py­ta­łam za­czep­nie, co wy­wo­łało na­tych­mia­stowy efekt, a oczy Mar­cela za­iskrzyły ra­do­śnie.

– Szcze­rze mó­wiąc, z chę­cią cię pil­no­wa­łem. Li­czy­łem, że w za­dość­uczy­nie­niu za znisz­czoną ko­szulę pój­dziesz ze mną na ko­la­cję, ale mi zwia­łaś.

– Osza­la­łeś? – mruk­nę­łam słabo.

Na samą myśl o tym, jak za­re­ago­wałby Da­wid, gdyby jego przy­ja­ciel za­brał mnie na ko­la­cję, za­chwia­łam się i tym ra­zem wy­lą­do­wa­łam na mięk­kim fo­telu.

– Nie – ro­ze­śmiał się Kres. – Li­czy­łem, że Da­wid zaj­mie moje miej­sce i wszystko ci wy­tłu­ma­czy, ale jak mó­wi­łem, zwia­łaś mi i mój plan spa­lił na pa­newce. A po­tem zo­ba­czy­łaś coś, czego uj­rzeć nie mia­łaś…

– Fak­tycz­nie, wi­dok krót­kiej su­kienki Te­resy i za­pi­na­ją­cego ko­szulę Da­wida nie był tym, co chcia­ła­bym wi­dzieć – rzu­ci­łam zja­dli­wie.

Cho­ciaż Da­wid wy­tłu­ma­czył mi, że to był plan uknuty przez Mroczną, to i tak na­dal czu­łam wście­kłość, gdy my­śla­łam o tym, że w tam­tym mo­men­cie ta suka była tak bli­sko niego.

– Nic dziw­nego, że ka­za­łaś mu spa­dać. – Prze­wró­ci­łam oczami na te słowa. – Drwal roz­wa­lał na sali worki i war­czał na każ­dego w Ośrodku… – Mo­men­tal­nie po­czu­łam współ­czu­cie dla pod­wład­nych Da­wida. – Ale chciał, byś była bez­pieczna. I miał za­miar cze­kać cier­pli­wie, by móc ci to wszystko wy­ja­śnić, ale gdy się do­wie­dział, że znik­nę­łaś w Fen, ogar­nęła go fu­ria. A gdy cię po­strze­lono, nie mógł odejść od two­jego łóżka i pierw­szy raz w ży­ciu wi­dzia­łem u niego ta­kie prze­ra­że­nie. Lu­iza, on przy to­bie stał się in­nym czło­wie­kiem, zu­peł­nie jak­byś od­dała mu utra­cone lata. – Mar­cel ukuc­nął przede mną i starł ko­lejną zdra­dziecką łzę z mo­jego po­liczka. – Więc ni­gdy nie waż się mó­wić, że by do tego nie do­szło. Gówno wiesz, tak samo jak każdy z nas. Nie je­steś cho­lerną Wieszczką, tylko one po­tra­fią prze­wi­dzieć, co nas czeka.

– Tę­sk­nię za nim – wy­szep­ta­łam. – To za bar­dzo boli.

Wo­jow­nik przy­cią­gnął mnie do sie­bie, ale de­li­katny do­tyk na ple­cach nie przy­no­sił mi ulgi. To nie były dło­nie Da­wida, któ­rych na­wet naj­lżej­sze mu­śnię­cie ko­iło moje ciało i du­szę.

– Ja też za nim tę­sk­nię, Mała, ale żadne z nas nie może po­grą­żyć się w roz­pa­czy. Lu­iza, je­steś Do­wódcą…

– Nie chcę nim być. Nie na­daję się do tego.

– Na­da­jesz. Nie zo­sta­łaś nim tylko ze względu na na­zwi­sko po Drwalu i moc krwi two­ich przod­ków. – Mar­cel za­mknął oczy. – To po­le­ce­nie Da­wida.

– Prze­cież to­bie od­da­wał do­wódz­two, sam tak mó­wi­łeś…

– A po­tem oso­bi­ście od­kry­łem, że ta roz­trze­pana Lu­iza ma sil­niej­szą li­nię krwi niż ja.

– Nie je­stem od cie­bie sil­niej­sza, Mar­cel. Nie po­ra­dzę so­bie, nie je­stem tobą, Da­wi­dem… Je­stem zła­mana, Mar­cel. Jak ktoś taki może pro­wa­dzić Ośro­dek?!

– A może to bę­dzie wła­śnie mo­ty­wa­cja, byś od­biła się od dna?

– Wy się zmó­wi­li­ście czy co? – wark­nę­łam, bo kilka dni temu po­dobną roz­mowę prze­pro­wa­dza­łam z Luką i Broń­skim. – Nie ma szans, Kres. Nie chcę tego, nie po­ra­dzę so­bie, za­bierz to… To jest kara, prawda?

– Czę­ściowa. Do­piero się roz­krę­cam.

– A je­śli znowu za­wiodę? – wy­szep­ta­łam z wy­sił­kiem, bo prze­ra­żała mnie wi­zja od­po­wie­dzial­no­ści za spu­ści­znę Da­wida. Wo­la­łam wal­czyć ze wście­kłymi Wam­pi­rami niż ko­lejny raz nad­wy­rę­żyć za­ufa­nie mo­ich lu­dzi.

– Ni­gdy nie za­wio­dłaś, ni­kogo z nas. – Cie­płe usta zło­żyły czuły po­ca­łu­nek na moim czole. – Po­mogę ci.

Wes­tchnę­łam i ski­nę­łam głową, a Mar­cel uśmiech­nął się pro­mien­nie.

– Mogę po­je­chać na cmen­tarz? – za­py­ta­łam, ko­rzy­sta­jąc z do­brego hu­moru Kresa.

– Nie ma szans – od­po­wie­dział we­soło. – Coś jesz­cze, Do­wódco?

– Mar­cel, pro­szę, na chwilę…

– Nie. Chyba że po­pro­sisz o to Lukę.

– Dla­czego nie cie­bie? – jęk­nę­łam ża­ło­śnie. – Kres…

– Bo w tym ca­łym wa­riac­twie, które miało miej­sce ostat­nio, mia­łaś ra­cję w jed­nej rze­czy: nie mo­żemy ra­zem wy­cho­dzić ze względu na San­drę. Ona nie może zo­stać sama, a ja nie od­na­la­złem swo­jej Wieszczki, by po­znać przy­szłość, więc nie za­ry­zy­kuję.

– Może to i do­brze – mruk­nę­łam. – Le­piej nie wie­dzieć, co przy­nie­sie nam los.

– Brzmisz jak Da­wid. – Wo­jow­nik do­rzu­cił do ko­minka kilka po­lan, które po chwili za­czął tra­wić przy­jemny ogień. – Spo­tkał przez przy­pa­dek swoją, ale uci­szył ją, za­nim zdą­żyła co­kol­wiek mu prze­ka­zać.

– Za­bił ją? – Spoj­rza­łam na niego prze­ra­żona. – Żar­tu­jesz so­bie?

– Nie za­bił. Wieszczki są piękne i sek­sowne, Da­wid to Wo­jow­nik z krwi i ko­ści…

– Nie kończ.

– …który ma bar­dzo cha­ry­zma­tyczną oso­bo­wość.

– I co, po pro­stu bły­snął sta­lo­wymi oczami i od­pu­ściła mu?

– No nie, prze­spał się z nią i znik­nął nad ra­nem.

– Mar­cel!

Nie chcia­łam tego wie­dzieć. Ani nie chcia­łam mieć przed oczami ob­razu, który… wła­śnie się po­ja­wił.

– Lu­iza, Da­wid nie był grzecz­nym fa­ce­tem, do­piero twoje po­ja­wie­nie się uło­żyło mu w gło­wie.

Może i nie był taki, ale za to o wiele mniej mu gro­ziło, po­my­śla­łam. Gdy­bym nie sta­nęła na jego dro­dze, to Ośro­dek nie stra­ciłby Do­wódcy.

– Wspo­mi­nał mi o Wieszczce, ale ni­gdy nie wgłę­biał się w ten te­mat.

– Cie­kawe dla­czego… – Mar­cel ro­ze­śmiał się, gdy spoj­rza­łam na niego wil­kiem. – Sama do­brze wiesz, że mamy okro­jone in­for­ma­cje. A wręcz za­ry­zy­ko­wał­bym stwier­dze­nie, że po cza­sie spę­dzo­nym z Wiedźmą wiesz wię­cej od nas.

Zer­k­nę­łam na za­le­ga­jące na pół­kach książki, które, jak się oka­zało, na nie­wiele się zdały, po­nie­waż to, co nasi przod­ko­wie chcieli nam prze­ka­zać, było prze­sianą przez sito pół­prawdą i już żadne z nas nie wie­działo, co jest rze­czy­wi­sto­ścią, a co wy­my­słem sza­leńca.

– Da­wid prze­czy­tał je wszyst­kie – szep­nę­łam.

– Tak samo jak każdy Wo­jow­nik w tym Ośrodku.

– Ale nie wie­rzył w to, co w nich za­pi­sano.

– Nie we wszystko. – Mar­cel się­gnął po whi­sky. – Za każ­dym ra­zem pró­bo­wał we­ry­fi­ko­wać in­for­ma­cje, ale na­wet jemu ciężko było skon­sul­to­wać się z Mrocz­nymi.

– Więc dla­czego sam nie prze­ka­zał mi tej wie­dzy?

– A czy kie­dy­kol­wiek na­rzu­cał ci swoje zda­nie, ra­cję albo ka­zał my­śleć w okre­ślony spo­sób? – spy­tał, a ja po­now­nie za­prze­czy­łam ru­chem głowy. – Wła­śnie. Chciał, byś po swo­jemu zro­zu­miała ten świat. No i miał na­dzieję, że za­uwa­żysz coś, co my prze­oczy­li­śmy.

Za­pa­trzy­łam się na usta­wione w rzę­dach księgi i po­grą­ży­łam się w my­ślach. Prze­sie­dzia­łam w tym fo­telu, w ob­ję­ciach Da­wida, mnó­stwo go­dzin, roz­ma­wia­jąc o tym świe­cie i po­zna­jąc od­po­wie­dzi na za­dane py­ta­nia, na­wet te naj­bar­dziej idio­tyczne, ale fak­tycz­nie, ni­gdy bez­po­śred­nio nie zgo­dził się z tym, co jest za­pi­sane na kar­tach hi­sto­rii.

Na­gle przy­po­mnia­łam so­bie słowa Da­wida:

– We­dług ksiąg za­mknięto ich Wy­miar.

– A we­dług cie­bie? – za­py­ta­łam go wtedy, gdy w za­my­śle­niu ob­ser­wo­wał trza­ska­jący w ko­minku ogień.