Mów jak Amerykanin - Dagmara K. Kubisiak - ebook

Mów jak Amerykanin ebook

Dagmara K. Kubisiak

3,0

Opis

Jak prawidłowo wymówić wyraz Poland? Jaką rolę w języku angielskim odgrywają idiomy? O jakich pułapkach językowych warto wiedzieć, aby uniknąć ich w rozmowie? Jakie są najważniejsze święta amerykańskie?
Na te i wiele innych pytań odpowiada książka „Mów jak Amerykanin”. Autorka tego przystępnego, a jednocześnie pełnego cennych informacji poradnika przez wiele lat zdobywała doświadczenie w posługiwaniu się najbardziej pożądanym językiem na świecie – najpierw podczas pracy w Polsce, a potem w USA. Nie znajdziecie tu sztywnych regułek pozbawionych przykładów z życia wziętych, za to zmierzycie się z autentycznymi przeszkodami językowymi, którym musi stawić czoła każdy Polak wrzucony w wir amerykańskojęzycznego bełkotu. To książka dla tych wszystkich, którzy chcą poznać i przyswoić sobie najistotniejsze niuanse amerykańskiej wersji języka angielskiego.

Sama uważałam się za osobę biegle mówiącą po angielsku, kiedy przyjechałam do USA szesnaście lat temu. Była studentka filologii angielskiej na prestiżowym KUL-u, gdzie otrzymała wszechstronne i bardzo dokładne wykształcenie w zakresie języka angielskiego, nie powinna mieć żadnych problemów w tej kwestii – naiwnie wtedy myślałam.
Posługiwanie się językiem angielskim na uczelni – zarówno w pracy z innymi studentami, jak i wykładowcami obcojęzycznymi – przychodziło tak łatwo, że stanowiło wręcz zabawę, ale i powód do dumy.
Niestety rzeczywistość amerykańska boleśnie zweryfikowała moje nieco wysokie mniemanie w tym temacie. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu wcale nie było mi łatwo odnaleźć się w tym, nagle tak obco brzmiącym, języku.


Dagmara K. Kubisiak studiowała filologię angielską na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W czasie studiów uczyła angielskiego dzieci i młodzież szkolną. Od 16 lat mieszka w stanie New Jersey w USA. Po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych kontynuowała swoją pasję nauczyciela, a także wykonywała usługi tłumaczeniowe dla przedstawicieli Polonii amerykańskiej. W 2014 roku znacznie poszerzyła zakres usług tłumaczeniowych, zdobywając kwalifikacje sądowego tłumacza przysięgłego na poziomie Mistrza, co pozwala jej na tłumaczenie w sądach stanowych i federalnych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 213

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (2 oceny)
0
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Schapema

Całkiem niezła

książka dla tych co już znają język ale chcą usystematyzować wiedzę. trochę błędów w książce ale da się przeżyć
00

Popularność




SŁOWO DO CZYTELNIKÓWZMAGANIA POLAKÓW Z JĘZYKIEM ANGIELSKIM

Witam wszystkich bardzo serdecznie. Nazywam się Dagmara Kubisiak. Jako wieloletni nauczyciel i tłumacz najbardziej pożądanego języka na świecie postaram się pomóc w jego przyswojeniu w bardzo, mam nadzieję, przystępny i ciekawy sposób. Ten poradnik to odpowiedź na prośbę wiernych czytelników cotygodniowej rubryki „Nowego Dziennika” o tym samym tytule Mów jak Amerykanin, która przez dwa lata bycia w druku cieszyła się niezmierną popularnością wśród Polonii amerykańskiej. Zachęcona jej sukcesem postanowiłam wydać książkę, która choć trochę ułatwi niektórym zainteresowanym pokonanie tak wielkiej kobyły, jaką dla wielu z Was stanowi przyswojenie języka angielskiego na obczyźnie. Jest to temat bliski każdemu rodakowi – i temu świeżo przybyłemu z Polski, i temu, który stopę na ziemi amerykańskiej postawił dobrych kilka lat temu.

Mam nadzieję, że z poradnika tego czerpać będą nie tylko ci, którzy są na początku swojej drogi językowej, ale również ci, którzy angielskim władają całkiem swobodnie.

Sama uważałam się za osobę biegle mówiącą po angielsku, kiedy przyjechałam do USA w 2003 roku. Była studentka filologii angielskiej na prestiżowym KUL-u, gdzie otrzymała wszechstronne i bardzo dokładne wykształcenie w zakresie języka angielskiego, nie powinna mieć żadnych problemów w tej kwestii – naiwnie wtedy myślałam.

Posługiwanie się językiem angielskim na uczelni – w pracy zarówno z innymi studentami, jak i wykładowcami obcojęzycznymi – przychodziło tak łatwo, że stanowiło wręcz zabawę, ale i powód do dumy.

Niestety, rzeczywistość amerykańska boleśnie zweryfikowała moje nieco wysokie mniemanie w tym temacie. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu wcale nie było mi łatwo odnaleźć się w tym, nagle tak obco brzmiącym, języku. Obco brzmiącym z kilku powodów: po pierwsze, pod względem akcentu i innego znaczenia niektórych słów, amerykański znacznie różni się od brytyjskiego (a to właśnie brytyjski angielski był przedmiotem nauki na uczelni) – są to jakby dwa inne dialekty tego samego języka; po drugie, nagle wszyscy mówili zbyt szybko, nagminnie używając skrótów, idiomów i wyrażeń, których nawet ja, anglistka, nie byłam w stanie rozszyfrować. Skrótów i powiedzeń, które – po dokładnym przestudiowaniu – stanowiły swoistą obrazę dla moich językoznawczo wysublimowanych uszu. Wtedy właśnie zaczęłam dostrzegać, że język potoczny, tak zwany uliczny, diametralnie różni się od języka formalnego, książkowego, właśnie tego, który w pocie czoła studiowałam przez wiele lat.

Sprawa przybierała nawet gorszy obrót, kiedy konwersacja toczyła się przez telefon i pozbawiona byłam tak pomocnego kontaktu wzrokowego z rozmówcą. Przeciętny Amerykanin nie mógł mnie zrozumieć ze względu na ten parszywy i w tamtym momencie znienawidzony już przeze mnie brytyjski akcent.

Tak więc przyznaję, że początki były trudne. Bo oto okazało się, że potrzebowałam około pięciu miesięcy, aby pozbyć się wstrętnego, tak mocno wpajanego mi na studiach akcentu. Niestety, potem wyszedł ze mnie akcent słowiański – jak to niektórzy ładnie określają. Tylko od grzeczności i stopnia ciekawości mojego rozmówcy zależy (uwierzcie mi, że do dziś), kiedy padnie pytanie powracające jak bumerang: „And where are you from originally?”. Najgorsza jest chwila, w której zostajesz zdemaskowany przez swojego amerykańskiego lub, co gorsza, innej narodowości rozmówcę. „Czy ja naprawdę mówię aż tak źle? Skąd, do licha, oni wiedzą, że jestem spoza?”

Minęło więc trochę czasu, zanim zaczęłam swobodnie posługiwać się językiem angielskim; bez oporów, wstydu czy obawy przed wyśmianiem. Pokonanie barier stanowiło moment przełomowy, po którym zaczęłam władać angielskim całkiem na luzie i na poziomie, czasami zadziwiając nawet moich amerykańskich rozmówców znakomitym doborem słów czy znajomością idiomów.

Z wielkim bólem przeto wyobrażam sobie rozterki laika, który z minimalnym przygotowaniem w zakresie angielskiego zostaje nagle wrzucony w ten wielki bełkot językowy.

Pomimo szoku i zawodu przeżytego na początku pobytu w USA to właśnie tak pieczołowicie szlifowany na uczelni język uratował mi życie w Ameryce. Od początku kierował moje kroki w kierunku wyższych aspiracji i godziwszych warunków życia w tym kraju. Tak naprawdę był to jedyny atut, który miałam na tutejszym rynku pracy.

To nie zielona karta czy końskie zdrowie decydują o Twoim statusie w Ameryce, lecz tylko i wyłącznie znajomość angielskiego. Uczyć się więc go warto.

Dlatego chciałabym się podzielić z Wami, drodzy czytelnicy (z punktu widzenia nauczyciela, tłumacza przysięgłego i miłośnika języków obcych), swoimi uwagami i spostrzeżeniami na temat sposobów usprawniania sobie procesu przyswajania tego pięknego i jakże łatwego – w porównaniu z innymi – języka obcego. Wszystkie podane tutaj porady poparte są przykładami wyjętymi prosto z ulic Nowego Jorku czy New Jersey. Nie znajdziecie w tym poradniku sztywnych regułek, odartych z tak pożądanych przykładów z życia wziętych. Tu znajdziecie właśnie wszystko to, co ma pokrycie w prawdziwym życiu Polaka rzuconego w wir amerykańskojęzycznego bełkotu.

Temu właśnie jest poświęcona ta książka.

TRUDNE POCZĄTKIDLACZEGO WARTO CZYTAĆ PO ANGIELSKU?

Od czego jednak ma zacząć swoją przygodę z angielskim przeciętny Polak, który przyjeżdża do Ameryki z bardziej lub mniej zaawansowaną znajomością tegoż języka? Wiedza wyniesiona z kursu w osiedlowym domu kultury czy zaczerpnięta „przypadkiem” w szkole ponadpodstawowej albo na studiach zazwyczaj nie wystarcza, aby posługiwać się angielskim swobodnie.

No cóż, żeby zacząć, trzeba przede wszystkim chcieć. Chcieć nauczyć się mówić po angielsku to w moich oczach już naprawdę połowa sukcesu. Nie od dziś bowiem wiadomo, że motywacja i determinacja to siły napędowe każdego sukcesu. Każdy przybyły na ziemię amerykańską Polak teoretycznie powinien mieć jakąś motywację. Jest nią furtka do pracy w lepszych warunkach, przepustka do wyższych zarobków, bardziej wypasionych wakacji, czyli generalnie życia na wyższym poziomie.

Gorzej już bywa z determinacją, bo do tego potrzeba być ambitnym. Z ambicjami różnie bywa u Polonii w Ameryce – bo przecież do sprzątania domów zamożnych Żydów wystarczy nauczyć się paru słówek typu clean, broom, vacuum i tak dalej, a gotówka spływa do portfela niczym miód do pyska głodnego misia.

A w rzeczywistości tak niewiele potrzeba, aby zacząć godnie mówić po angielsku.

Pierwszym najistotniejszym krokiem w kierunku nabycia wiedzy praktycznej jest podstawa teoretyczna. Teoria to wieczorowy kurs języka angielskiego (wiadomo, że w dzień każdy pracuje) czy prywatne lekcje w towarzystwie wykwalifikowanej osoby. Osoby, która może nami pokierować i nadać właściwy bieg naszej angielskiej edukacji. Jednakże nic i nikt nie zastąpi nam praktyki w domu. Trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Oglądać amerykańskie, a nie polskie, wiadomości i filmy, słuchać płyt w języku angielskim (doskonale nadaje się do tego dojazd do i z pracy), a przede wszystkim czytać książki, artykuły w gazetach, ba, nawet brukowce w języku angielskim. Czytać, nawet jeśli na początku niewiele rozumiemy z tekstu.

Lektura po angielsku przynosi korzyści na wielu płaszczyznach. Po pierwsze, gdy czytamy w oryginale, po angielsku, dostajemy dokładny przekaz tego, co chciał nam powiedzieć autor. Nie zawsze bowiem tłumaczenia są akuratne.

Poza tym czytanie po angielsku zupełnie bezwiednie oswaja nas z językiem, samoistnie uczy nas słownictwa oraz, w końcu, prowokuje do myślenia w tymże języku. Według znawców w dziedzinie językoznawstwa wykładnię tego, że naprawdę dobrze znamy dany język, stanowi fakt, że potrafimy w danym języku myśleć. Jeśli myślisz po angielsku, to znaczy, że dobrze się w nim czujesz. Jeśli nie boisz się sam ze sobą prowadzić konwersacji w obcym języku, to tym bardziej nie będziesz miał oporów, aby otworzyć usta przed obcokrajowcem.

Przeciętny chcący nauczyć się angielskiego Polak zapyta, od czego ma zacząć swoją literacką przygodę w języku angielskim. Tak naprawdę nie ma znaczenia, czy będzie to brukowiec, ambitna powieść, czy zwykłe romansidło. Moja rada jest następująca: im więcej szczegółów i opisów w tekście, tym lepiej dla uczącego się. Z tego właśnie względu romanse i kryminały stanowią według mnie doskonały wybór. Poprzez często powtarzające się w obszernych opisach wyrazy zmuszają czytelnika do zapamiętania i przyswojenia większej liczby słówek.

Są dwa sposoby uczenia się języka podczas czytania. Pierwszy to zaglądanie do słownika za każdym razem, kiedy spotkacie w tekście nieznane Wam dotąd słówko. Zatrzymujecie się i sprawdzacie znaczenie danego słowa. Gwarantuję Wam, że po trzy- lub czterokrotnym spojrzeniu do skarbnicy słówek dany wyraz wyryje się w Waszej pamięci na zawsze. Jeśli do tego będziecie konsekwentnie tego wyrazu używać w mowie potocznej, stanie się on stałym elementem Waszego słowniczka. A wiedzcie, że powiększenie osobistego słownika napawa ogromną dumą i mobilizuje do powszechnego używania nowo poznanych słów.

Niektórzy moi znajomi idą nawet dalej – zapisują w specjalnym zeszycie każdy nieznany wyraz, tworząc w ten sposób swój własny słownik, do którego zawsze mogą zajrzeć.

Jeszcze inny i chyba najmniej kłopotliwy sposób na wyłapywanie słówek z czytanego tekstu to próba wywnioskowania znaczenia danego słowa z kontekstu. Jeśli nie uda nam się to za pierwszym razem, to za drugim czy trzecim na pewno odniesiemy sukces.

Choć pierwsze próby czytania po angielsku mogą zniechęcać, proszę za wszelką cenę kontynuować proces. Sama znając już angielski na poziomie zaawansowanym, kiedy wzięłam do ręki pierwszą książkę w oryginale (była to nie najłatwiejsza pod względem językowym powieść Kena Folletta „On Wings of Eagles”), przeczytanie pierwszej strony zajęło mi dosłownie pięćdziesiąt minut ze słownikiem w ręku. Ale po miesiącu było znacznie lepiej.

Najważniejsze są determinacja i systematyczność. Nie musimy od razu czytać po godzinie – wystarczy poświęcić piętnaście minut dziennie, a zdumiewające efekty będzie można zauważyć już po kilku tygodniach.

Drodzy czytelnicy, polecam skierować pierwsze kroki do amerykańskiej księgarni (Barnes & Noble jest moją ulubioną) i zakupić nawet największe romansidło czy kryminał wszech czasów.

Życzę przyjemnej lektury.

ROZDZIAŁ IPROBLEMY ZWYMOWĄJAK SZYBKO ROZPOZNAĆ I NAPRAWIĆ NAJCZĘŚCIEJ POPEŁNIANE BŁĘDY W WYMOWIE JĘZYKA AMERYKAŃSKIEGO?

Zostawmy Polskę dla Polaków,

a szczotkę – do polerowania

 

Prawidłowy proces nauki każdego języka obcego, niezależnie od stopnia zaawansowania, opiera się na doskonaleniu czterech umiejętności równocześnie. Są to: słuchanie, czytanie, pisanie i mówienie. Dopiero w kombinacji ze sobą dają one realne szanse na swobodne posługiwanie się danym językiem. O tym, jak ważne jest czytanie tekstów w oryginale, już wspomniałam. W tym momencie chciałabym podkreślić istotę osłuchania się z językiem. Słówka, które codziennie poznajemy przy czytaniu, polecam jak najszybciej wdrażać w życie. Aby to jednak zrobić, należy zaznajomić się z ich poprawną wymową. Polakom chcącym nauczyć się prawdziwej amerykańskiej wymowy proponuję zakupić zestaw płyt CD z czytanymi przez lektora tekstami, dialogami i powszechnie używanymi pojedynczymi słówkami. Można je nabyć w każdej księgarni amerykańskiej, a nawet w polskich agencjach/sklepach. Słuchając nagrań, kilkakrotnie powtarzajcie za lektorem podane wyrażenia. Technika ta pozwala trwale zapamiętać tylko prawidłowo wymawiane wyrazy. Z czasem słówka usłyszane na płytach zaczną pokrywać się z wyuczonymi słówkami pisanymi. Systematyczne, równoległe stosowanie tych dwóch technik gwarantuje szybkie efekty w drodze do opanowania języka.

Nieoceniona jest w tym procesie uwaga, jaką od samego początku należy poświęcić poprawnej wymowie dźwięków. Z punktu widzenia nauczyciela różnych grup wiekowych znajduję wspólny mianownik charakterystyczny dla większości moich uczniów. Mianowicie szalenie trudno jest pozbyć się pierwotnie nabytych błędnych przyzwyczajeń językowych, nawet jeśli chęci ich zmiany są ogromne. Nie od dziś bowiem wiadomo, że „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”.

Jako fonolog (językoznawca specjalizujący się w nauce wymawiania dźwięków) największą uwagę zwracam na wymowę swojego rozmówcy, niezależnie od jego narodowości. Można by nawet rzec, że jestem niejako spaczona na punkcie poprawnej wymowy – i nie mówię tu bynajmniej o akcencie, który sama mam w dalszym ciągu. Mówię o sposobie, w jaki przedstawiciele Polonii wymawiają nawet te najpospolitsze wyrazy, z zupełnym ignorowaniem ich poprawnego brzmienia, co prowadzić może do zabawnych i często kompromitujących sytuacji.

Chciałabym zwrócić uwagę na najbardziej bolesne dla mojego miłującego język angielski ucha tudzież żałosne wpadki językowe moich rodaków.

Zacznijmy od dwóch wyrazów, które są bliskie każdemu Polakowi: Polish(polski, Polak) i Poland(Polska). Są to bowiem najczęściej słyszalne błędy.

Na pytanie: What nationality are you? (Jakiej jesteś narodowości?) z dumą odpowiadamy:I am Polish (Jestem Polakiem). Dziewięćdziesiąt procent Polaków (o zgrozo, nawet tych wykształconych w Polsce) mówi /polisz/, drastycznie zmieniając znaczenie wypowiedzianego zdania. Otóż wyraz polishw języku angielskim ma dwa podstawowe znaczenia i dwa różne sposoby wymowy. Pierwsze znaczenie to pisany dużą literą przymiotnik Polishoznaczający polska/polski (język, narodowość), który poprawnie wymówiony brzmi /’poulisz/ lub – bardziej obrazowo – /’połlisz/. Chciałabym podkreślić, że w wymowie tego słowa wyraźnie słychać ł. Niestety, większość nie zdaje sobie z tego sprawy i mówi po prostu /polisz/, co pisane małą literą stanowi czasownik oznaczający polerować (buty, meble) lubfroterować (podłogę) albo rzeczownik o znaczeniu pasta do polerowania (butów, mebli, podłogi). Dlatego zdanie I am Polish (Jestem Polakiem) wymówione /ai em polisz/, czyli w niepoprawny sposób, często budzi uśmiech na twarzy Waszego rozmówcy. Nic dziwnego, skoro znaczy tyle, co Jestem pastą do podłogi czyJestem pastą do froterowania mebli. Musicie przyznać, drodzy czytelnicy, że brzmi to groteskowo. Jeśli nie chcecie więc stać się przedmiotem drwin, nie zapominajcie, proszę, o wymawianiu ł w wyrazie Polish, kiedy odnosicie się do swojej narodowości.

Na pytanie Where are you from? (Skąd jesteś?) odpowiadacie:I am from Poland (Jestem z Polski), zazwyczaj błędnie wymawiając Poland(Polska) – jako/polend/. Na pewno wielu z Was niejednokrotnie słyszało, jak Wasz rozmówca zapytał: Where?From Holland? (Skąd? Z Holandii?).Skąd u niego takie skojarzenie? Otóż Holland (Holandia) po angielsku wymawiamy /’holend/, a Poland(Polska)powinniśmy wymawiać /’poulend/ lub /’połlend/, nie zapominając o /ou/ czy /oł/ w środku wyrazu zamiast samego /o/. W Holland/holend/ tegoł już brak.

 

CO ZROBIĆ Z NIESZCZĘSNYM ZLEPKIEM TH?

Do grona słów amerykańskich błędnie wymawianych przez Polaków z pewnością należy zaliczyć przedimek określony the, który jest chyba najczęściej używanym wyrazem w tymże języku. Połączenie dwóch liter: t i h, stanowiące th, przez to, że tak obce mowie polskiej, jest chyba najbardziej problematycznym ze wszystkich dźwięków języka angielskiego. Jego funkcji gramatycznej poświęcony zostanie jeden z następnych rozdziałów, a teraz zajmiemy się jego prawidłową wymową. Wśród Polonii amerykańskiej często spotykane wersje wymowy tego wyrazu to /de/, /we/, /ze/, /fe/ i tak dalej. Niestety, żadna z nich nie jest prawidłowa i nie powinna się pojawiać w ustach człowieka starającego się mówić poprawnie po angielsku.

Prawda jest taka, że najbliższa prawidłowej wymowy jest wersja /we/ i już śpieszę wyjaśnić dlaczego. Otóż th w wyrazie the należy wymawiać jak polskie w, jednocześnie wkładając język między zęby. Tylko wtedy osiągniemy prawdziwie amerykańskie th, które – zgodnie z oznaczeniami systemu fonetycznego – w każdym porządnym słowniku w miejscu pokazującym prawidłową wymowę (zazwyczaj w nawiasach obok hasła) będzie widniało jako /ð/. Jak mantrę powtarzam moim uczniom, aby nie zapominali wkładać język pomiędzy zęby przy wymawianiu th. Jest to bardzo obrazowa, ale jakże skuteczna technika przyswojenia sobie prawidłowej wymowy tegoż dźwięku. Ponieważ głoska taka nie istnieje w języku polskim, szalenie trudno jest pamiętać o jej poprawnej wymowie. Potrzeba wielu miesięcy praktyki, aby w końcu móc mechanicznie prawidłowo wymawiać ten dźwięk za każdym razem.

Wyrazthe możemy wypowiedzieć prawidłowo na dwa sposoby: /ðe/ lub /ði:/. Zasada jest prosta: /ðe/ pojawia się przed wyrazami, które zaczynają się od spółgłoski, a /ði:/ – przed wyrazami zaczynającymi się od samogłoski. Choć to się może wydać niewiarygodne, z doświadczenia wiem, że wielu ludzi niestety nie pamięta podziału na spółgłoski i samogłoski. Ku krótkiemu przypomnieniu, bardzo uogólniając: samogłoski to a, e, i, o, u. Resztę stanowią spółgłoski. Podążając tym tokiem myślenia, the apple (jabłko) wymówimy / i: apl/, a the car (samochód) – /ðe ka:(r)/.

I tutaj muszę wskazać na żelazną zasadę fonologii. Zawsze zwracajcie uwagę na wymowę, czyli na słyszaną głoskę, a nie formę pisaną danego dźwięku. Tak jak w przypadku litery u, która w języku angielskim może być wymówiona na kilka sposobów (na przykład /ju/, /a/, /e/), słyszany dźwięk gra kluczową rolę przy doborze odpowiedniej mówionej formy the. W wyrazie university /ju:ni’ve:siti/ (uniwersytet) na początku wyrazu wyraźnie słyszymy /ju/. Jako że j jest spółgłoską, the university wymówimy /ðe ju:ni’ve:siti/. Ale w wyrazie umbrella /am’brela/ (parasol) początkowe u wymawiamy jakoa. Skoroa jest samogłoską, to całe wyrażenie the umbrella brzmi /ði: am’brela/.

Inne bardzo popularne i najczęściej błędnie wymawiane wyrazy zawierające th to:brother (brat), father (ojciec), mother (matka). Ich poprawna wymowa to po kolei: /’braðe(r)/, /’fa:ðe(r)/ i /’maðe(r)/. Jak widać, wszystkie te wyrazy zawierają tak zwane przeze mnie /w/ między zębami, czyli /ð/.

Niestety, zlepekth możemy wymawiać również jako /f/, wkładając przy tym język między zęby. W systemie fonetycznym, a co za tym idzie, w każdym słowniku, głoska ta przedstawiona jest jako /ϴ/. Jest to dźwięk analogiczny do /ð/, w tym że należy włożyć język między zęby przy jego wymowie. Różnica polega na tym, że zamiast /w/ mówimy /f/. Popularne wyrazy, jak think/ϴink/ (myśleć), thank/ϴaenk/ (dziękować), thick/ϴik/ (gruby, gęsty) czy therapy /’ϴerapi/(terapia, leczenie), wymawiamy, używając /ϴ/, czyli /f/ między zębami.

Niestety, nie ma żadnej reguły na to, kiedy th wymawiamy jak /ð/ (tak zwane /w/ między zębami), a kiedy jak /ϴ/ (/f/ między zębami). Prawda jest taka, że /ϴ/ słyszymy częściej na początku wyrazu, a /ð/ – pośrodku. Nie można jednak generalizować, bo oto then /ðen/ (wtedy, wówczas), them /ðem/ (ich, im), they /ðej/ (oni) czythese /ði:z/ (ci, te) zawierają /ð/ na początku wyrazu, moth/moϴ/ (ćma, mol) czytooth /tu:ϴ/ (ząb) zawierają /ϴ/ na końcu wyrazu.

Od samego początku zwracajcie uwagę, czy dany wyraz zawiera /ð/, czy /ϴ/. Proponuję uczyć się takich wyrazów na pamięć, z uporem maniaka powtarzając ich wymowę, aż wejdzie Wam w krew. Potrzebny jest do tego bardzo dobry słownik z dokładnym, prawidłowym opisem fonetycznym podanych haseł. Osobiście polecam dwutomowy słownik Collinsa pod redakcją profesora doktora habilitowanego Jacka Fisiaka, wydany przez Graf-Punkt. Jest on dostępny w wybranych polskich/amerykańskich księgarniach na terenie USA.

Mam pewność, że moc rozróżniania /ð/ od /ϴ/ stanowić będzie nieocenioną pomoc w nauce poprawnej wymowy słówek w języku angielskim. Proszę więc ćwiczyć wymowę /ð/ i /ϴ/ przez wielokrotne głośne powtarzanie tych dwóch dźwięków, aż przestaną one brzmieć obco i śmiesznie.

Inne powszechnie używane słowa zawierające głoski /ð/ i /ϴ/, czyli /w/ i /f/ między zębami, to: birthday /’be:ϴdej/ (urodziny), bathroom /’ba:ϴrum/ (łazienka), bathtub /’ba:ϴtab/ (wanna) i Pathmark /’pa:ϴma:k/ (nazwa sieci amerykańskich supermarketów). Wszystkie te wyrazy zawierają zlepek th w samym środku wyrazu. Jego prawidłowa wymowa to /f/ między zębami, czyli /ϴ/.

Z moich obserwacji wynika, że najwięcej problemów z wymową macie w przypadku słówka birthday, ponieważ /ϴ/ znajduje się pomiędzy dwiema dźwięcznymi spółgłoskami, a samo jest bezdźwięcznie. Niezmiernie trudno ułożyć język tak, aby płynnie i bez większego trudu wymówić ten wyraz prawidłowo. To chyba główny powód, dla którego Polacy, idąc na łatwiznę, najczęściej wymawiają ten wyraz przez umiejscowienie /s/ zamiast /ϴ/. Jest to jednak forma daleka od prawidłowej. Proponuję zatem regularnie ćwiczyć poprawną wymowę tego wyrazu.

There /ðe:(r)/ (tam), this /ðis/ (to, ta) i that /ðaet/ (tamten/tamta/tamto) to popularne wyrazy zaczynające się od /w/ między zębami, czyli /ð/.

Zwracam również Waszą uwagę na wymowę przyimka through /ϴru:/ (przez), błędnie wypowiadanego /sru:/, który zaczyna się od /f/ między zębami, czyli /ϴ/.

Bardzo interesujące jest zestawienie następujących trzech wyrazów, tak zwane przeze mnie wolne trio (w nawiasach podaję prawidłową wymowę słów): free /fri:/ – three /ϴri:/ – tree /tri:/. Przyjrzyjcie się, proszę, bardzo dokładnie ich pisowni i wymowie. Każdy z tych wyrazów zakończony jest długą samogłoską /i/. Samogłoska długa to samogłoska przeciągnięta, wymówiona podwójnie lub potrójnie długo. Długość samogłosek w fonologii oznaczamy przez dwie kropeczki /:/. Każde z wyżej przedstawionych słów kończy się więc na taką samą samogłoskę długą – /i:/. Jedyna różnica między nimi polega na wymowie pierwszej głoski.

I tutaj dochodzimy do sedna całej sprawy. Najmniej problemów sprawia Wam, drodzy czytelnicy, wyraz free /fri:/ (wolny/wolna). Dźwięk rozpoczynający ten wyraz to zwykłe polskie bezdźwięczne f, nie macie więc z nim żadnego problemu. Kolejny wyraz z naszego wolnego trio to three (trzy), którego najczęściej słyszaną błędną formą jest /tri:/. Jeśli wymówicie ten wyraz właśnie w ten niepoprawny sposób, będzie on oznaczać drzewo, jeśli wymówicie, upraszczając sobie wymowę, jak /fri:/, będzie znaczyć wolny. Jestem przekonana, że nie zdawaliście sobie sprawy z tego, że taka mała różnica może nadać zupełnie inne znaczenie całej wypowiedzi i tym samym narażać Was na śmieszność. Jedyną prawidłową formą wymowy słowa three jest /ϴri:/, z /f/ między zębami na jego początku. Porównanie trzech słów z naszego wolnego trio pięknie ukazuje różnice w wymowie tych wyrazów i konsekwencje ich błędnego wypowiedzenia, bo na przykład zdanie I’m three (Mam trzy lata) wypowiedziane błędnie /aim fri:/ znaczy Jestem wolny, a wypowiedziane błędnie /aim tri:/ znaczy tyle, co Jestem drzewem. Przykład ten pokazuje, że niepoprawne i niedbałe wymawianie dźwięków może doprowadzić do kompletnej zmiany znaczenia tego, co chcecie przekazać swojemu rozmówcy, i postawienia go w niekomfortowej sytuacji, w której musi zgadywać, o co Wam, do licha, chodzi.

Inne popularne wyrazy zawierające zlepek th to:thumb /ϴam/ (kciuk), throw/ϴrou/ (rzucać, rzut), thunder /ϴande(r)/ (grzmot), third /ϴe:d/ (jedna trzecia) – najczęściej pojawiający się z the w zestawieniu the third, znaczący trzeci (z rzędu, w kolejce i tak dalej) – thirsty /’ϴe:sti/ (spragniony (czegoś do picia)), theater /’ϴiete(r)/ (teatr), thigh /ϴai/ (udo), thin /ϴin/ (cienki, chudy, rzadki) i Thursday /’ϴe:zdi/ (czwartek).

Thorn /ϴo:n/ (cierń, kolec) wymówiony jak /torn/ znaczy rozdarty – torn. Większość z Was zna wyraz fresh /fresz/ znaczący świeży. Z kolei thresh /ϴresz/ przez /ϴ/ na początku wyrazu znaczy młócić. Tak jak w poprzednich przykładach, tak i tutaj wybór odpowiedniego dźwięku decyduje o znaczeniu wypowiadanego słowa. Zwracajcie więc uwagę na wymowę podaną w słowniku obok hasła i starajcie się od początku zapamiętywać tylko poprawne wersje wymowy.

Na zakończenie podaję kilka przykładów wyrazów, w których th w języku angielskim nie jest czytane ani jak /ð/, ani jak /ϴ/, a tylko i wyłącznie jak /t/. Są to: Thailand /’tailaend/ (Tajlandia), Thai /tai/ (tajski, tajlandzki) i Thames /temz/ (rzekaTamiza). Należy traktować je jak wyjątki. Są to nazwy własne i jako takie nie podlegają żadnym regułom.

 

SPÓŁGŁOSKI DŹWIĘCZNE, BEZDŹWIĘCZNE I NOSOWE

Świadomość, że większość wyrazów w języku angielskim czytamy zupełnie inaczej, niż piszemy, ku swojemu wielkiemu rozczarowaniu zdobywa każdy początkujący uczeń tegoż języka. Z tego właśnie względu tak pięknie brzmiący język należy do jednych z najtrudniejszych do opanowania. Nawet jeśli jakieś słówko wygląda dokładnie tak samo w polskim i angielskim, to dopiero po poznaniu pewnych niuansów rządzących wymową amerykańską można starać się poprawnie je wymówić. Są to szczegóły, o których rzadko wspomina się na kursach języka angielskiego. Doskonały przykład stanowi wyraz park /pha:(r)k/ (park), mający tę samą pisownię i znaczenie zarówno w polskim, jak i w angielskim. Wymowa też niby ta sama, a jednak w ustach Amerykanina brzmi egzotycznie, tajemniczo i nieosiągalnie.

W związku z tym chciałabym zwrócić Waszą uwagę na kilka niezmiernie ważnych detali dotyczących wymowy niektórych spółgłosek w języku angielskim. Choć są one powszechnie używane, to poprzez zwykłą niewiedzę są błędnie wymawiane. Postaram się w sposób jasny, prosty i obrazowy przybliżyć Wam te trudne zagadnienia i sprawić, aby Wasza wymowa nabrała nieco magii.

 

ASPIRACJA

Na początku chciałabym omówić proces aspiracji, któremu poddane zostają bezdźwięczne głoski zwarte: p, t, k. Wymawiane na początku sylaby bezpośrednio przed akcentowaną samogłoską są aspirowane. Znaczy to, że wymawia się je z przydechem, z lekkim pchnięciem, z pewnym jakby naciskiem. Tak jakby bezpośrednio za nimi następowała spółgłoska h, sprawiając, że na przykład wyraz car (samochód) wymawiamy /khar/. Wyrazten (dziesięć) wymawia się /then/. Inne popularne przykłady z tej grupy to:

cat /khaet/ (kot)

cab /khaeb/ (taksówka)

cake /kheik/ (ciasto)

call /kho:l/ (dzwonić)

camera /’khaemera/ (aparat fotograficzny)

cash /khaesz/ (gotówka)

catch /khaecz/ (łapać)

coffee cup /’khofi khap/ (filiżanka do kawy).

 

Przykłady wyrazów zaczynających się odp to:

 

paint /pheint/ (malować)

pair /phee(r)/ (para na przykład rękawic)

party /’pha:(r)ti/ (przyjęcie)

Polish /’phoulisz/

Poland /’phoulend/

paper /’pheipe(r)/ (papier)

person /’phe:(r)sn/ (osoba)

pet /phet/ (zwierzę domowe)

pork /pho:(r)k/ (wieprzowina)

pig /phig/ (świnia)

pot /phot/ (garnek)

push /phusz/ (pchać)

put /phut/ (kłaść).

 

A oto wyrazy z t:

 

tag /thaeg/ (metka)

talk /tho:k/ (rozmawiać)

tax /thaeks/ (podatek)

tea /thi:/ (herbata)

telephone /’thelifoun/ (telefon)

tiger /’thaige(r)/ (tygrys)

tip /thip/ (napiwek)

top /thop/ (szczyt, wieczko)

touch /thacz/ (dotykać)

two /thu:/ (dwa).

 

Proces aspiracji sprawia, że dana spółgłoska nie jest wymawiana tak mocno i dobitnie jak jej polski odpowiednik i dzięki temu brzmi bardziej autentycznie dla naszego amerykańskiego rozmówcy.

W tym momencie znowu zapraszam Was, drodzy czytelnicy, do ćwiczeń w zaciszu domowym. Powtarzajcie słówka, wymawiając je z wielką przesadą i podnieceniem, zwracając szczególną uwagę na umiejscawianie h po początkowej spółgłosce bezdźwięcznej w wyżej wymienionych i podobnych wyrazach.

 

SPÓŁGŁOSKI NOSOWE

Przejdźmy teraz do spółgłosek nosowych. Są to: m, n, η. Przy ich wypowiadaniu powietrze wydostaje się przez nos, a nie przez usta, które są zablokowane przez język lub wargi. Przy wypowiadaniu głoski m łączą się wargi. Amerykańskie i polskie m są dokładnie takie same, dlatego wyrazy takie jak: make/meik/ (wytwarzać), mother /’maðe(r)/ (matka) czymoon /mu:n/ (księżyc) nie sprawiają Wam żadnego problemu.

Przy wymowie amerykańskiego n przód języka spotyka się z twardym uwypukleniem zaraz za górnymi zębami, dając nam bardzo zbliżone do polskiego n, na przykład no /nou/ (nie), hand /haend/ (ręka) czyname /neim/ (imię).

Ostatnią, ale najważniejszą dla Polaków spółgłoską nosową jest ŋ. Wszyscy znamy końcówkę -ing, którą dodajemy do czasownika, aby utworzyć poprawną formę czasu Present Continuous (czasu teraźniejszego ciągłego), którego używamy, kiedy mówimy o czynności w chwili jej trwania. Zdanie I am painting /’pheintiŋ/ oznaczaJa teraz maluję, You are cooking /’khukiŋ/ – Ty teraz gotujesz, They are making /’meikiŋ/ a snowman – Oni lepią teraz bałwana. Do czasowników paint, cook i make zostaje dodana końcówka –ing /iŋ/. Jej wymowa sprawia szalenie dużo problemów ze względu na to, że dźwięk ŋ w języku polskim nie występuje.

Przy wymowie ŋ tylna część języka dotyka tylnej części podniebienia, dźwięk jest nosowy, podobny do polskiego ng w słowie gong, ale bez wypowiadania g. Niepoprawnym odruchem jest więc mówienie ng zamiastŋ, na przykład w słowach long (długi) czysing (śpiewać) końcowe g nie jest wypowiadane. Obrazowo mówiąc, to tak jakbyśmy chcieli wymówić polski zlepek ng, przerywając wymowę na początku wypowiadania g.

Niestety, w języku angielskim nie jest to regułą i w niektórych przypadkach słychać również g zaraz po dźwięku ŋ, na przykład w słowie finger /fɪŋgə(r)/ (palec u ręki). Dlatego ucząc się nowego słówka, którego pisownia zawiera zlepek ng, najlepiej od razu sprawdzić jego wymowę w słowniku.

 

ZNIKAJĄCE DŹWIĘKI

Sposób, w jaki wymawiamy dźwięki w języku angielskim, jest unikatowy i charakterystyczny dla tegoż języka. Odpowiedzialność za to w pełni ponoszą procesy zachodzące pomiędzy dźwiękami. Procesy, których w języku polskim nie doświadczamy. Brak wiedzy na ich temat prowadzi z kolei do błędnej i kompromitującej wymowy wielu popularnych wyrazów w języku amerykańskim.

Przedstawię Wam teraz problem tak zwanych znikających dźwięków. Nazwałam je tak ze względu na to, że choć są one widoczne w pisowni, to w wymowie się je kompletnie ignoruje. I o ile większość dźwięków w języku angielskim czytamy inaczej, niż piszemy, o tyle tych wcale nie wymawiamy. Są to tak zwane nieme głoski. Występują sporadycznie, ale nierzadko dotyczą wyrazów bardzo popularnych, używanych w życiu codziennym.

W większości są to spółgłoski. Te, o których dzisiaj będzie mowa, to: l, b, n, g, k i w.

Wszyscy znacie wyraz half (połowa, połówka) i często go