Mord na Placu Trzech Krzyży. Kryminały przedwojennej Warszawy - Marek Romański - ebook + audiobook

Mord na Placu Trzech Krzyży. Kryminały przedwojennej Warszawy ebook i audiobook

Romański Marek

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Właściciel domu handlowego Leopold Mueckenbrun znika w tajemniczych okolicznościach na Placu Trzech Krzyży w Warszawie. Sprawę prowadzi komisarz Lednicki. Do poszukiwań zaangażowany zostaje amerykański detektyw Allenby, który prowadzi sieć znanych biur detektywistycznych na całym świecie. Pomaga mu Chaimek Gold, młody Żyd, zatrudniony przez Mueckenbruna i podkochujący się w jego córce. Jednym z pierwszych podejrzanych jest Karol Mueckenbrun, syn zaginionego, typowy niebieski ptak. Patronat medialny: Klub MOrd. To pierwszy tom serii Kryminały przedwojennej Warszawy - seria książek kryminalnych, których akcja rozgrywa się w przedwojennej Warszawie, lata 20. XX w.

Polecamy równiez audiobook "Mord na Placu Trzech Krzyży". Czyta: Maciej Szklarz

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 168

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 22 min

Lektor: Marek Romański

Oceny
4,0 (10 ocen)
4
4
0
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Marek Romański

MORD NA PLACU TRZECH KRZYŻY

ROZDZIAŁ I

w którym wraz z autorem jesteśmy w gmachu cyrku warszawskiego

Był to wielki dzień cyrku warszawskiego.

Amfiteatralna sala cyrku na ulicy Ordynackiej wypełniona była do ostatniego miejsca. Morze głów falowało w jedną i drugą stronę, od parterowych lóż aż do podniebnej galerii.

Na arenie kolegium sędziów ogłosiło właśnie zwycięstwo Garkowienki w decydującej walce z Ferestanoffem i sala cyrku trzęsła się od ogłuszających oklasków i okrzyków na cześć ulubieńca warszawskiej publiczności.

Lecz wrzawa ustąpiła wnet zupełnej ciszy, gdy przewodniczący kolegium sędziowskiego oznajmił, iż w trzeciej parze walczyć będą, aż do rozstrzygnięcia, Murzyn Siki i champion świata Cyganikow.

Arbiter, zapowiadając walkę, zwrócił równocześnie uwagę publiczności, iż pan Mueckenbrun, wielki miłośnik walk zapaśniczych, przeznaczył 1500 złotych nagrody dla zwycięzcy. Zapowiedź tę przyjęto szmerem zadowolenia.

Nie było jednak czasu do refleksji, bowiem na arenę cyrkową wkraczali już obaj zawodnicy.

Stali naprzeciw siebie, obaj rośli, muskularni. Murzyn Siki, świecący bielą białek oczu na tle hebanowego ciała, i znakomicie zbudowany, nieco niższy i przysadzisty Cyganikow, z pogardliwym uśmiechem przylepionym do zbyt szerokich warg.

Po wymienieniu, wśród przychylnych okrzyków widowni, powitalnego uścisku dłoni, obaj natychmiast przybrali zasadniczą postawę, uginając elastycznie nogi w kolanach, gnąc tułowie i pochylając twarde, mocne karki.

Wyciągając ręce przed siebie, jęli obaj łypać ku sobie oczyma, śledząc wzajemnie każdy najdrobniejszy ruch przeciwnika.

Inicjatywę walki podjął Murzyn. Błyskawicznym ruchem przyskoczył do przeciwnika i chwytając go przednim pasem, starał się oderwać jego stopy od podłogi.

Cyganikow jednak wciągnął w płuca jak mógł najwięcej powietrza, aby uczynić się jak najcięższym i gwałtownym ruchem odepchnął w tył podbródek przeciwnika, wyswobadzając się z uścisku.

– Brawo Cyganików! Połóż Murzyna! Dalej, bierz Czarnego! – powitała galeria kontratak Cyganikowa.

Lecz okrzyki ucichły nagle i w cyrku stało się cicho jak makiem siał.

Oto Siki, wykorzystując zbytnie pochylenie się przeciwnika, uchwycił głowę championa świata w krawat i ściskając ją coraz silniej u nasady, jął wodzić Cyganikowa tu i tam po dywanie.

Z dyszących ust Słoweńca dał się słyszeć charkot bezsilnej wściekłości.

Murzyn zaś zwalniał kolejno i zacieśniał uścisk swego żelaznego ramienia, aż wreszcie wypuścił z krawata szamocącego się Cyganikowa, odpychając go od siebie tak silnie, że atleta cofnął się, tracąc równowagę.

Wówczas Siki po raz drugi zastosował pas przedni, błyskawicznym ruchem odrywając przeciwnika od dywanu.

Zdawało się już, że Cyganikow ulegnie bezapelacyjnie.

Emocja widzów doszła do zenitu.

Pan Leopold Mueckenbrum przetarł powtórnie monokl i do połowy wychylił się z loży. W tej chwili zagadnienie: kto z zapaśników zwycięży, obchodziło go bardziej niż wszystkie inne sprawy tego świata.

W zupełnej ciszy słychać było szybkie, gorączkowe oddechy widzów.

Cyganików jednak nie uległ. Gdy Siki czynił gwałtowny półobrót, chcąc rzucić go na dywan klęski – Słoweniec wężowym ruchem wyślizgnął się z uścisku, po czym obaj upadli na dywan i poczęli się po nim tarzać.

Naraz krótki, zdławiony krzyk… Zdenerwowany krzyk kobiety z pierwszego rzędu lóż…

Błyskawicznym ruchem Cyganików założył Murzynowi nelsona.

Dłonie o stalowych mięśniach złączyły się na czarnym karku Murzyna w nierozerwalny zamek.

Siki sprężył w daremnej obronie ramiona, aż muskuły napięły mu się na plecach wysiłkiem oporu.

Słoweniec jednak nie zwalniał ani trochę uścisku, przeciwnie, powoli i metodycznie naciskiem rąk na tył czaszki pochylał coraz bardziej ku dywanowi kędzierzawą głowę Murzyna, z którego piersi wydobywać się począł świszczący oddech zmęczenia.

Sekunda płynęła za sekundą, głowa Sikiego pochylała się coraz to bardziej i bardziej, aż wreszcie milczący dotąd cyrk rozbrzmiał wrzawą okrzyków i oklaskami.

Siki uderzył trzykrotnie pięścią w dywan – poddał się.

Ogłuszający wrzask towarzyszył ogłoszeniu zwycięstwa Cyganikowa. Słoweniec odpowiedział na owację tłumu z tym samym pogardliwym uśmiechem, z jakim kłaniał mu się przed rozpoczęciem walki.

W tej samej chwili jakiś mały chłopiec przeciskać się począł wśród widzów, dążąc do loży, w której samotnie siedzący Mueckenbrun oklaskiwał zwycięzcę. Był to chłopiec na posyłki firmy Mueckenbruna.

Wszedłszy do loży handlowca chłopiec podał mu złożony blankiet telegramu.

Miłośnik walk zapaśniczych ujął depeszę w wypielęgnowaną rękę i spojrzał pytająco na chłopca.

– Pilna depesza. Panienka kazała doręczyć dyrektorowi…

– Dobrze, możesz odejść!

Niecierpliwym ruchem człowieka, któremu przerwano miłą rozrywkę, pan Mueckenbrun rozerwał depeszę i przebiegł jej treść oczyma.

Pobladł nagle, opuścił rękę z depeszą i spojrzał tępo przed siebie.

To, czego się obawiał, przed czym drżał przez długi szereg lat, zbliżało się nieuchronnie.

Po chwili jednak opanował się, zwinął fatalną depeszę i schował do kieszeni, po czym bardzo starannie zapiął guziki palta.

Zakomunikował arbitrowi walk, iż prosi Cyganikowa, by następnego dnia w południe zgłosił się po odbiór nagrody, po czym – szepcząc coś do siebie pod nosem – opuścił szybko gmach cyrku, obojętny na głośną wrzawę gawiedzi, która wciąż jeszcze oklaskiwała Cyganikowa-zwycięzcę.

ROZDZIAŁ II

w którym pan Mueckenbrun nie zostanie jeszcze zamordowany

Pan Leopold Mueckenbrun był bez wątpienia silną indywidualnością i umiał na swych pracownikach wywierać piętno swych upodobań, swego humoru i kaprysów.

Toteż, kiedy właściciel domu handlowego Mueckenbrun i syn był w dobrym humorze, humor ten udzielał się urzędnikom, od prokurenta aż do najmłodszych skrobipiórków i praca w lokalu firmy przy ulicy Długiej toczyła się w nastroju pogodnym.

Biada jednak pracownikom firmy, jeżeli szef ich przychodził do biura w złym lub też nieszczególnym humorze. Z gabinetu dyrektora, raz po raz, dochodził do biur głos szefa lekko podniecony i przepojony niezadowoleniem. Prokurent firmy szarpał wówczas swego siwiejącego wąsa i pogrążał się w falach melancholii, urzędnicy rozmawiali półgłosem lub wcale nie rozmawiali, a wezwani do szefa wchodzili do jego gabinetu na palcach, niepewni kiedy i za co padną na nich gromy irytacji Mueckenbruna. W dniach takich i Chaimek Gold, najmłodszy, dwudziestoletni praktykant firmy, nie dzielił się z kolegami biurowymi swymi wrażeniami z kina, lecz pochylał nad książkami handlowymi swą nieładną piegowatą twarz i liczył i pisał zawzięcie.

Dnia tego – a było to właśnie na drugi dzień po otrzymaniu przez pana Mueckenbruna owej tajemniczej depeszy – szef firmy znajdował się w humorze najgorszym, jaki w ogóle można sobie wyobrazić.

Urzędnicy stwierdzili, że rano, jak zwykle około dziesiątej, przyszedł do biura w humorze wcale niezłym lecz ze śladami zmęczenia na przystojnej, nieco roztyłej twarzy.

Około godziny jedenastej jednak Mueckenbrun przyjął jakiegoś interesanta, natrętnego Żyda o ubraniu i manierach chałaciarza i od tej chwili spokój jego znikł jak znika słońce przysłonięte zwałami czarnych chmur. Wkrótce po tej wizycie drzwi gabinetu Mueckenbruna otworzyły się gwałtownie. Stanął w nich dyrektor domu handlowego z rysami ściągniętymi gniewem.

– Czy pan Karol już przyszedł? – zapytał grzmiącym głosem.

Chaimek Gold przełknął szybko kęs drugiego śniadania, którego spożywanie właśnie był zaczął, jeden zaś z urzędników odpowiedział:

– Nie, nie przyszedł jeszcze.

– Naturalnie. To jest u niego reguła! – odparł Mueckenbrun. – Gdy pan Karol przyjdzie, proszę go do mnie poprosić.

Dyrektor spojrzał bystro po urzędnikach i wzrok jego spoczął na Goldzie, który walczył po bohatersku z kawałkiem chleba z serem, tkwiącym mu w przełyku.

– Panie Gold.

Chaimek, purpurowiejąc, milcząco poderwał się z miejsca.

– Panie Gold – kontynuował szef – zdaje mi się, że w czasie pracy je pan śniadanie!

Chaimek Gold pochylił się w poczuciu swej winy nad leżącą przed nim księgą.

– Mówiłem już tyle razy – kończył Mueckenbrun  iż, kto chce spożyć śniadanie, może to uczynić na korytarzu. Panie Gold, zechce pan to zapamiętać!

Drzwi gabinetu dyrektora zamknęły się. Przez chwilę panowało milczenie wśród pracowników, po czym jeden z nich odezwał się:

– A to cię sczesał, Gold.

– Co mu się dziś stało?

– Oczywiście wścieka się znowu z powodu synalka.

I tak też było. Leopold Mueckenbrun miał wiele zmartwień życiowych, które w ostatnich czasach narastać poczęły z przerażającą szybkością, a wśród tych zmartwień postępowanie jego syna nie należało do najmniejszych.

Karol Mueckenbrun, przystojny, dwudziestodwuletni młodzieniec, odznaczał się wszelkimi zaletami duchowymi, poza chęcią do pracy. Przeciwnie, uważał, że zmuszanie go, by się wreszcie wziął do czegoś, jest co najmniej niestosowną rzeczą i spędzał złote dni swej młodości na zabawach i rozrywkach, które stawały się coraz kosztowniejsze.

Był stałym bywalcem kabaretów, wytwornych dancingów i nocnych lokali stolicy. Bywalcy klubów karcianych i tajnych spelunek gry widywali go często w swoim gronie i uważali go za chłopaka z wiary.

Chłopak z wiary zjawił się tego dnia w biurze ojca dopiero koło godziny pierwszej w południe. Na wiadomość, iż jest oczekiwany przez ojca, Karol Mueckenbrun wzruszył ramionami z niechęcią. Następnie, puszczając misterne kółka z dymu papierosa, przeszedł przez biura firmy, kierując się do gabinetu Mueckenbruna starszego.

Wszedł do niego nucąc półgłosem przebojową piosenkę z Qui Pro Quo:

Nie dziś, to jutro, dziewczyno, będziesz moją,

Nie dziś, to jutro do walki zbraknie sił;

Twe…

Leopold Mueckenbrun podniósł oczy znad korespondencji i spojrzał z gniewem i wyrzutem na jedynaka.

– Po pierwszej! – stwierdził, patrząc na zegarek. – Karolu, czy pamiętasz, że prosiłem cię o punktualne przychodzenie do biura?

Mimo grzeczności obycia i elegancji, ton głosu starego Mueckenbruna brzmiał chropowatą ostrością. Leopold Mueckenbrun był człowiekiem gwałtownym, gwałtownym we wszystkich swych poczynaniach, człowiekiem, który nie znosi, by przeciwstawiano się jego woli.

Latorośl rodu Mueckenbrunów zdawała się jednak nie przejmować irytacją starego pana. Karol Mueckenbrun rozparł się wygodnie w fotelu i podciągnąwszy w górę nienagannie odprasowane spodnie, z nonszalancją założył nogę na nogę.

– Byłem wczoraj na zabawie. Przeciągnęła się aż do rana…

Starszy pan spojrzał na syna z ukosa i skinął głową:

– O, tak, do rana. Gdy po dziewiątej wychodziłem z domu, nie powróciłeś jeszcze.

Zapanowało milczenie. Młody człowiek nie kwapił się zbytnio z podjęciem tematu poruszonego przez ojca.

– Karolu – odezwał się znowu dyrektor. – Chcę wreszcie wiedzieć, kiedy to się właściwie skończy?

– Co, mianowicie?

– To twoje… używanie życia. Mógłbyś się wziąć do pracy, a nie puszczać zarobionych przeze mnie pieniędzy.

– Jestem młody. Ojciec zapomina – to ma swoje prawa. Muszę się wyszumieć.

– Słyszę to od lat czterech i doprawdy mam tego dość. Ja, będąc w twoim wieku, przebijałem się już przez życie.

– Właśnie dlatego ja mogę nie pracować!

Wzrok starego pana stał się jadowity i już pan Leopold miał odpowiedzieć w bardzo oschłych słowach zuchwałemu młodzieńcowi, gdy nagle zapukano do drzwi.

Wszedł woźny i powiedział parę słów.

Dyrektor skinął potakująco głową..

– Tak, to Cyganikow. Przyszedł po nagrodę. Przyprowadźcie go.

Był to faktycznie Cyganikow. Wszedł zakłopotany do gabinetu.

Leopold Mueckenbrun, nie zwracając uwagi na syna, który patrzał na to wszystko z ironicznym uśmiechem, podsunął atlecie krzesło.

– Niech pan siada, panie Cyganikow. Przyszedł pan po odbiór nagrody. Był pan wczoraj wspaniały.

– Zrobiło się, co się mogło – odparł zapaśnik, kalecząc fatalnie polszczyznę. – Czuję jeszcze krawat Sikiego…

Rozmowa handlowca z atletą trwała parę minut, po czym dyrektor podszedł do kasy ogniotrwałej, która stała w gabinecie i otworzył ją.

– Oto pańskie tysiąc pięćset złotych – rzekł do Cyganikowa, wręczając mu paczkę banknotów pięćdziesięciozłotowych.

Poklepany dobrodusznie po ramieniu, wypytany o dalsze plany życiowe, rozpływając się w podziękowaniach, zapaśnik opuścił gabinet dyrektora.

Karol Mueckenbrun wykrzywił usta.

– Ojciec ma też namiętności! Czy nie szkoda pieniędzy na takie rzeczy? Tysiąc pięćset złotych dla rozrośniętego bydlaka, któremu z oczu nie najlepiej patrzy.

Stary pan żachnął się:

– Mój Karolu, to są moje sprawy osobiste. Co zaś się tyczy pieniędzy, ja – stary pan podkreślił to słowo – ja je zarabiam, więc ja mam prawo je wydawać.

– Nie przeszkodzi to chyba ojcu wyasygnować mi dziś pewnej sumki…

– Nie dostaniesz nic!

– O, wpadam, jak widzę, w zdecydowaną niełaskę. I dlaczegóż to…

– Przestań błaznować. Słuchaj Karolu, był dziś u mnie Dreiangel.

– A… Dreiangel…

Karol Mueckenbrun przerwał raptem i zmieszał się nieco. Dreiangel był znanym w pewnych kołach lichwiarzem.

– Czy wiesz, po co był u mnie Dreiangel? – ozwał się Leopold Mueckenbrun podniesionym tonem.

– A skądże ja mogę wiedzieć?

– Dobrze. Dowiesz się zaraz. Czy przypominasz sobie, że przed trzema miesiącami prosiłeś mnie bym podpisał ci weksel…

– Prosiłem.

– Pamiętasz też zapewne, że odmówiłem ci wówczas podpisu?

Karol Mueckenbrun nic nie odpowiedział.

– Może więc wytłumaczysz mi, w jaki sposób doszedł Dreiangel do posiadania twego weksla z moim żyrem. Rozumiesz, Karolu, z moim żyrem.

Na twarzy młodego człowieka malowało się wyraźne zmieszanie.

– A więc słuchaj. Wykupiłem ten weksel, bo nie chcę i nie znoszę skandalów. Ale podpis na tym wekslu nie był mój. Rozumiesz, ten podpis był sfałszowany. Sfałszo… wa… ny. I wiesz czyją ręką…

Starszy pan głos zniżył:

– Ten podpis sfałszowany był przez ciebie. Czy ty wiesz czym to grozi? I to ty, mój syn, Karol Mueckenbrun, jesteś fałszerzem weksli. Wcześnie zaczynasz!

Karol Mueckenbrun przygryzł wargi!

– Ostrzegam cię – mówił dalej stary pan że dłużej tego tolerować nie będę. Musisz się wziąć wreszcie do pracy… albo…

Stary pan urwał. Młody Mueckenbrun wyprostował się. Wzgardliwy uśmiech osiadł mu znów na wargach.

– Cóż będzie jeżeli się do tej pracy, nad wyraz nudnej dla mnie, nie wezmę?

– Znajdę środki, by temperament twój poskromić.

– Wątpię bardzo. Jakież to będą te środki?

– Nie dostaniesz od dziś ode mnie grosza.

– Chciałbym to widzieć.

– Zobaczysz coś jeszcze ciekawszego. Jeżeli się nie zmienisz – stary Mueckenbrun podniósł głos – posunę się do ostateczności. Rozumiesz. Wydziedziczę cię. Mam, dzięki Bogu, komu zapisać majątek. Wydziedziczę cię, a wszystko dostanie Lena.

Mueckenbrun-syn porwał się z miejsca. Był blady z gniewu. Przystąpił do biurka i pochylił się nieco nad ojcem.

– Ojciec tego nie zrobi!

– Owszem, zrobię! I to z pełnym przeświadczeniem, że robię dobrze. Nie mam litości dla darmozjadów. W twoim wieku nie wałkoniłem się po dancingach, ale asfaltowałem ulice w Nowym Jorku.

– Ale ja ulic ani w Nowym Jorku, ani w Canberze brukować nie będę!

Karol Mueckenbrun wypowiedział tę groźbę i wykręciwszy się na pięcie, opuścił gabinet ojca, niezbyt delikatnie zamykając drzwi.

Stary pan popatrzał za nim z smutnym uśmiechem.

Gniew jego rozpłynął się gdzieś nagle i zimny żelazny Leopold Mueckenbrun, który wiele jasnych i czarnych chwil miał w swoim życiu, był w tej chwili tylko ojcem, który z bólem patrzy na błędy i winy swego syna.

ROZDZIAŁ III

w którym zegary warszawskie wydzwaniają godzinę jedenastą

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Marek Romański, wł. Roman Dąbrowski

(ur. 1906 w Rzeszowie, zm. 20 czerwca 1974 w Buenos Aires) – polski pisarz, publicysta i dziennikarz, autor kilkudziesięciu powieści kryminalnych, wraz z Adamem Nasielskim i Antonim Marczyńskim należał do tzw. wielkiej trójki polskich pisarzy powieści kryminalnych II Rzeczypospolitej. Wcześnie osierocony i przygarnięty przez wujostwo Rydlów. Studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, kierunku nie skończył. W latach 20. związany z pismami socjalistycznymi - „Naprzód” (1922), „Robotnik” (1927) i „Głos młodzieży robotniczej” (1928-29). Wiadomo, że powieści kryminalne publikował już od początku lat 30. XX w., a więc wieku dwudziestu kilku lat (podobnie jak Adam Nasielski). W latach 1935-36 korespondent wojenny „Gońca Warszawskiego” z Abisynii. Szczyt popularności Romańskiego przypadł na lata tuż przed wybuchem II wojny światowej, kiedy publikował po kilka powieści rocznie. Jego losy podczas wojny są nieznane. W 1944 r. tuż przed powstaniem warszawskim przedostał się na Węgry, gdzie został złapany przez Hitlerowców i skazany na roboty przymusowe w Dolnej Bawarii. Po ucieczce do Włoch wstąpił do armii generała Władysława Andersa. Po demobilizacji wyjechał do Argentyny, gdzie mieszkał w Buenos Aires. Redagował m.in. „Głos Polski” (od 1957), opublikował również kilka powieści (być może napisanych jeszcze przed wojną). W 1951 wszystkie jego utwory zostały wycofane z polskich bibliotek oraz objęte cenzurą.

Lista publikacji Marka Romańskiego na stronie:

http://www.cmkryminaly.pl/?marek-romanski

Polecamy również

KLASYKI POLSKIE KRYMINAŁY

Kryminały przedwojennej Warszawy

Marek Romański

, Mord na Placu Trzech Krzyży. Tom 1

Stanisław Antoni Wotowski

, Demon wyścigów. Powieść sensacyjna zza kulis życia Warszawy. Tom 2

Stanisław Antoni Wotowski

, Tajemniczy wróg przy Alejach Ujazdowskich. Tom 3

Stanisław Antoni Wotowski

, Upiorny dom w Pobereżu. Tom 4

Marek Romański

, W walce z Arsène Lupin. Tom 5

Marek Romański

, Mister X. Tom 6

Marek Romański

, Miss o szkarłatnym spojrzeniu. Tom 7

Marek Romański

, Szpieg z Falklandów. Tom 8

Marek Romański

, Tajemnica kanału La Manche. Tom 9

Marek Romański

, Pająk. Tom 10

Marek Romański

, Znak zapytania. Tom 11

Marek Romański,

Prokurator Garda. Tom 12

Marek Romański,

Złote sidła, pierwsza część. Tom 13

Marek Romański,

Defraudant, druga część. Tom 13

Marek Romański

, Małżeństwo Neili Forster. Tom 14

Marek Romański,

Serca szpiegów, pierwsza część. Tom 15

Marek Romański

, Salwa o świcie, druga część. Tom 15

Marek Romański

, Zycie i śmierć Axela Branda. Tom 16

Kazimierz Laskowski,

Agent policyjny. Papiery po Hektorze Blau. Tom 17

Walery Przyborowski

, Czerwona skrzynia. Tom 18

Walery Przyborowski

, Widmo na kanonii (pierwsza i druga część). Tom 19

Antoni Hram

, Upiór podziemi. Tom 20

Inspektor Bernard Żbik

Adam Nasielski

Alibi. Tom 1

Opera śmierci. Tom 2

Człowiek z Kimberley. Tom 3

Dom tajemnic w Wilanowie. Tom 4

Grobowiec Ozyrysa. Tom 5

Skok w otchłań. Tom 6

Puama E. Tom 7

As Pik. Tom 8

Koralowy sztylet i inne opowiadania. Tom 9

Najciekawsze kryminały PRL

Tadeusz Starostecki

, Plan Wilka. Tom 1

Zuzanna Śliwa

, Bardzo niecierpliwy morderca. Tom 2 

Janusz Faber

, Ślady prowadzą w noc. Tom 3

Kazimierz Kłoś

, Listy przyniosły śmierć. Tom 4

Janusz Roy

, Czarny koń zabija nocą. Tom 5

Zuzanna Śliwa

, Teodozja i cień zabójcy. Tom 6

Jerzy Żukowski

, Martwy punkt. Tom 7

Jerzy Marian Mech

, Szyfr zbrodni. Tom 8

G.R Tarnawa

, Zakręt samobójców. Tom 9

I. Cuculescu (pseud.)/Iwona Szynik

, Trucizna działa. Tom 10

Klasyka angielskiego kryminału

Edgar Wallace

Tajemnica szpilki. Tom 1

Czerwony Krąg. Tom 2

Bractwo Wielkiej Żaby. Tom 3

Szajka Zgrozy. Tom 4

Kwadratowy szmaragd. Tom 5

Numer Szósty. Tom 6

Spłacony dług. Tom 7

Łowca głów. Tom 8

Detektyw Asbjørn Krag

Sven Elvestad

Człowiek z niebieskim szalem. Tom 1

Czarna Gwiazda. Tom 2

Tajemnica torpedy. Tom 3

Pokój zmarłego. Tom 4

NOWE POLSKIE KRYMINAŁY

Kryminały Warszawskie

Wojciech Kulawski

Lista sześciu. Tom 1. 

Między udręką miłości a rozkoszą nienawiści. Tom 2.

Zamknięci. Tom 3

Poza granicą szaleństwa. Tom 4

Komisarz Ireneusz Waróg

Stefan Górawski

Sekret włoskiego orzecha. Tom 1

W cieniu włoskiego orzecha. Tom 2

Kapitan Jan Jedyna

Igor Frender

Człowiek Jatka - Mroczna twarz dwulicowa. Tom 1

Mordercza proteza. Tom 2

Tim Mayer

Wojciech Kulawski

Syryjska legenda. Tom 1

Meksykańska hekatomba. Tom 2

www.lindco.se

e-mail: [email protected]

lindcopl (facebook & instagram)

Tytuł oryginału:

Marek Romański

Mord na Placu Trzech Krzyży

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Lind&Co.

Wydanie I powojenne, 2018. Oparto na wydaniu przedwojennym.

Wspołpraca: Wydawnictwo CM, Warszawa

Projekt okładki: Studio Karandasz

Zdjęcia na okładce: Lukas Gojda / Adobe Stock, https://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:2_z%C5%82ote_banknote,_averse_%28Poland,_1936%29.jpg 

Copyright © dla tej edycji: Wydawnictwo Lind & Co, Stockholm, 2021

ISBN 978-91-8019-168-5

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek