Mój Pan żyje! - o. Remigiusz Recław SJ - ebook

Mój Pan żyje! ebook

o. Remigiusz Recław SJ

0,0

Opis

Przez oczy pełne łez nie dostrzegamy tego, co naprawdę dzieje się w naszym życiu. Pogrążając się w smutku, prowadzimy dyskusje, nie zauważając, że naszym rozmówcą jest Jezus. Podobnie jak Tomasz wątpimy i zadajemy pytania. Nie wierzymy. Jak Piotr zajmujemy się tym, co do nas nie należy, gubimy sens własnego powołania i błądzimy. Ale na szczęście Jezus jest cierpliwy i wierny. Kocha nas. To dzięki Jego niepojętej miłości ocieramy łzy, odzyskujemy nadzieję, znowu wierzymy, rzucamy wszystko, co mniej ważne, by z jeszcze większą gorliwością naśladować Go.

Proponowanym sposobem modlitwy w książce jest medytacja ignacjańska. Książka służy też jako podręcznik do rekolekcji czwartego tygodnia ćwiczeń duchowych św. Ignacego Loyoli.

Podobnie jak wcześniejsze tygodnie rekolekcji ignacjańskich, również i ten zachęca nas do jeszcze pełniejszego zjednoczenia z Jezusem. By dokładniej rozeznawać Jego wolę, wsłuchiwać się w głos Ducha Świętego, dostrzegać dotyk Bożej ręki we wszystkim, co nas otacza. A wszystko po to, żeby pełniej kochać innych, troszczyć się o ich zbawienie – nie pozwolić, by w swoim życiu przegapili Jezusa, który dla nich zmartwychwstał!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 137

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ta książ­ka jest ta­nia.

KU­PUJ LE­GAL­NIE.

NIE KO­PIUJ!

o. Re­mi­giusz Re­cław SJ

Mój Pan żyje!

IV Ty­dzień

Re­ko­lek­cji Igna­cjań­skich

Ni­hil ob­stat: L.dz. 2012/19/NO/P

Za po­zwo­le­niem

Prze­ło­żo­ne­go Pro­win­cji Wiel­ko­pol­sko-Ma­zo­wiec­kiej

To­wa­rzy­stwa Je­zu­so­we­go – o. To­ma­sza Kota SJ

War­sza­wa, 2 maja 2012 r.

Książ­ka nie za­wie­ra błę­dów teo­lo­gicz­nych

Re­dak­cja:

Be­ata Szym­czak-Zien­czyk

Ko­rek­ta:

Jo­an­na Sztau­dyn­ger

Gra­fi­ka i skład:

Bo­gu­mi­ła Dzie­dzic

© o. Re­mi­giusz Recław SJ

© by Moc­ni w Du­chu

Łódź 2012

Wszel­kie pra­wa za­strzeżone

ISBN 978-83-61803-43-0

MOCNI W DU­CHU – Cen­trum

90-058 Łódź, ul. Sien­kie­wi­cza 60

tel. 42 288 11 53

moc­ni.cen­trum@je­zu­ici.pl

www.od­no­wa.je­zu­ici.pl

Za­mó­wie­nia

tel. 42 288 11 57, 797 907 257

moc­ni.wy­daw­nic­two@je­zu­ici.pl

www.od­no­wa.je­zu­ici.pl/sklep

Wy­da­nie pierw­sze

„Mu­si­cie mó­wić lu­dziom, że Je­zus żyje”

bł. Jan Pa­weł II do ka­pła­nów

WPRO­WA­DZE­NIE

Ja­cek Ol­czyk SJ

O kon­tem­pla­cji, ra­chun­ku su­mie­nia i pod­sta­wach ro­ze­zna­wa­nia du­cho­we­go

Prze­ży­wa­jąc IV Ty­dzień Ćwi­czeń Du­cho­wych św. Igna­ce­go, ko­rzy­sta­my z po­zna­nych wcze­śniej me­tod mo­dli­twy – kon­tem­pla­cji oraz igna­cjań­skie­go ra­chun­ku su­mie­nia.

KON­TEM­PLA­CJA

Przed roz­po­czę­ciem kon­tem­pla­cji – ro­bi­my tzw. przy­go­to­wa­nie dal­sze (wie­czo­rem, przed po­ran­ną kon­tem­pla­cją, albo w cią­gu dnia bez­po­śred­nio przed nią). Po­le­ga ono na prze­czy­ta­niu wska­za­ne­go frag­men­tu z Pi­sma świę­te­go i punk­tów (z pod­ręcz­ni­ka lub po­da­nych pod­czas wpro­wa­dze­nia). Na­stęp­nie na­le­ży pod­kre­ślić te frag­men­ty, zda­nia lub sło­wa, któ­re nas po­ru­sza­ją lub wy­jąt­ko­wo po­cią­ga­ją. Waż­ne jest to, że coś nas w ogó­le po­ru­sza! Nie sku­piaj­my się tyl­ko na tym, co jest przy­jem­ne, ale zwróć­my uwa­gę na wszyst­ko, co nie po­zo­sta­wia nas obo­jęt­ny­mi. Je­że­li czy­ta­my Sło­wo Boże i ono po­wo­du­je w nas opór, to zna­czy, że za tą re­ak­cją coś się kry­je, ja­kaś praw­da o nas. Dla­te­go do­tknię­cie tego może pro­wa­dzić do uzdro­wie­nia.

Ko­lej­nym kro­kiem jest zna­le­zie­nie do­god­ne­go miej­sca, gdzie bę­dzie­my mo­gli prze­pro­wa­dzić kon­tem­pla­cję. W na­szej mo­dli­twie waż­na jest tak­że po­sta­wa cia­ła. Po­win­no być nam wy­god­nie, by­śmy mo­gli spo­koj­nie wy­trwać go­dzi­nę na mo­dli­twie, ale jed­no­cze­śnie po­win­ni­śmy na­szą po­sta­wą wy­ra­żać sza­cu­nek wo­bec Boga. Na­stęp­nie pró­bu­je­my się wy­ci­szyć: usły­szeć wła­sny od­dech albo po­słu­chać bi­cia ser­ca. Mo­że­my po­ło­żyć rękę na pier­siach i po­czuć jej cie­pło. Po­sta­raj­my się wejść w życz­li­wy kon­takt z sa­mym sobą, za­py­tać sie­bie, co czu­ję, ja­kie jest moje na­sta­wie­nie do mo­dli­twy. Nie cho­dzi o to, by coś ro­bić z uczu­cia­mi, któ­re nam to­wa­rzy­szą, ale by je so­bie uświa­do­mić. Mamy pra­wo je mieć, i z ta­ki­mi wła­śnie po­win­ni­śmy sta­nąć przed Je­zu­sem.

Na­stęp­nie uświa­da­mia­my so­bie, że je­ste­śmy w obec­no­ści Bo­żej, że to On za­pla­no­wał ten czas, a przed nami czter­dzie­ści pięć mi­nut spo­tka­nia z Tym, któ­ry jest na­szym Stwór­cą. Zna­kiem krzy­ża roz­po­czy­na­my czas mo­dli­twy. Kie­ru­je­my do Boga tzw. mo­dli­twę przy­go­to­waw­czą zwy­czaj­ną: aby wszyst­kie moje za­mia­ry, de­cy­zje i czy­ny były skie­ro­wa­ne w spo­sób czy­sty do służ­by i chwa­ły Jego Bo­skie­go Ma­je­sta­tu. Ce­lem tej mo­dli­twy jest przy­ję­cie Boga w taki spo­sób, w jaki On bę­dzie do nas przy­cho­dził. Za­zwy­czaj jest tak, że mamy ocze­ki­wa­nia wo­bec kon­tem­pla­cji – na przy­kład, by Bóg przy­cho­dził do nas w po­ko­ju i ła­god­no­ści, ale On może chcieć przyjść zu­peł­nie ina­czej. Waż­ne jest, by na tę in­ność być otwar­tym i zgo­dzić się na nią. Na­stęp­nie, ko­rzy­sta­jąc z wy­obraź­ni, sta­wia­my so­bie przed ocza­mi ob­raz do tej kon­tem­pla­cji. Je­śli pod­czas re­ko­lek­cji na­szą wy­obraź­nię pod­da­my dzia­ła­niu Du­cha Świę­te­go, to póź­niej, w co­dzien­no­ści sta­nie się ona bar­dziej twór­cza i po­mo­że nam na­praw­dę ko­chać.

Uwień­cze­niem przy­go­to­wa­nia do kon­tem­pla­cji jest proś­ba, by le­piej po­znać, po­ko­chać i na­śla­do­wać Chry­stu­sa (w taki spo­sób zo­sta­ła ona sfor­mu­ło­wa­na w II Ty­go­dniu Ćwi­czeń). Pod­czas IV Ty­go­dnia – ma inną treść, ale w isto­cie – ten sam cel. „Po­znać” ozna­cza, bym do­ty­kał i po­zwa­lał się do­tknąć, bym sma­ko­wał, pa­trzył, słu­chał, wą­chał, bym wszyst­ki­mi zmy­sła­mi przy­glą­dał się Je­zu­so­wi i po­zna­wał, jaki On jest. Gdy po­zna­ję Wcie­lo­ne­go Boga, jed­no­cze­śnie po­zwa­lam, by On mnie do­ty­kał swo­ją mi­ło­ścią. I tak jak w ży­ciu, gdy pa­trzy­my na lu­dzi, któ­rzy są do­brzy, któ­rzy ko­cha­ją in­nych (na przy­kład opie­ku­ją się cho­ry­mi) – to nas po­ru­sza i chcie­li­by­śmy być do nich w ja­kiś spo­sób po­dob­ni. Tak­że w kon­tem­pla­cji cho­dzi o to, by zo­ba­czyć, co czy­ni Je­zus, i za­pra­gnąć upodob­nić się do Nie­go: być jak On mi­ło­sier­nym, ła­god­nym i cier­pli­wym. Dla­te­go w kon­tem­pla­cji pa­trzy­my, co ro­bią bo­ha­te­ro­wie, póź­niej słu­cha­my tego, co i w jaki spo­sób mó­wią, ja­kie wy­ko­nu­ją ge­sty. Na­stęp­nie, po­słu­gu­jąc się wy­obraź­nią, po­win­ni­śmy spró­bo­wać wejść w tę sce­nę i w niej prze­by­wać wraz z Je­zu­sem i in­ny­mi oso­ba­mi, by zo­ba­czyć, gdzie jest moje miej­sce. Sta­raj­my się nie ule­gać po­ku­sie ro­bie­nia me­dy­ta­cji, czy­li za­trzy­ma­nia się na po­zio­mie in­te­lek­tu. Je­że­li bę­dzie­my uży­wać zmy­słów: pa­trzeć, słu­chać, chło­nąć – wy­wo­ła to w nas ja­kąś re­ak­cję. Waż­ne jest, by z uczu­cia­mi – za­rów­no przy­jem­ny­mi, jak i nie­przy­jem­ny­mi, z sy­tu­acja­mi, w któ­rych czu­je­my się bli­sko Je­zu­sa, jak i tymi, gdy je­ste­śmy da­le­ko – sta­wać przed Nim, aby On je do­ty­kał i prze­mie­niał, by­śmy byli z Nim ser­ce w ser­ce.

Może się zda­rzyć, że uzna­my, iż kon­tem­pla­cja nam nie wy­szła – mi­nę­ło czter­dzie­ści pięć mi­nut i „nic” się nie wy­da­rzy­ło. Wte­dy mo­że­my być ku­sze­ni, by wyjść z mo­dli­twy bez roz­mo­wy koń­co­wej. Może nam się wy­da­wać, że sko­ro nie wi­dzi­my owo­ców, to nie ma o czym roz­ma­wiać z Je­zu­sem. Tym­cza­sem cho­dzi wła­śnie o to, by sta­nąć przed Nim w praw­dzie i po­wie­dzieć: czu­ję się bez­na­dziej­nie, nic mi nie wy­szło, nie ro­zu­miem, o co cho­dzi. War­to Je­zu­sa za­pro­sić w do­świad­cze­nie „nie­uda­nej” mo­dli­twy. Cała rzecz w tym, że my sami nie umie­my do koń­ca oce­nić, co tak na­praw­dę wy­da­rzy­ło się w tym cza­sie. Może prze­cież być tak, że pod­czas du­cho­wej po­su­chy Je­zus pod­da­je nas pró­bie. Dla­te­go pa­mię­taj­my, by nie wy­cho­dzić z mo­dli­twy bez roz­mo­wy koń­co­wej z Nim.

Bywa też, że przy­cho­dzi­my na kon­tem­pla­cję z li­stą pro­ble­mów, któ­re chce­my przed­sta­wić Je­zu­so­wi (re­la­cję z mę­żem, dziec­kiem, cho­ro­bę, kon­flikt z prze­ło­żo­nym). Oczy­wi­ście wca­le nie mamy uda­wać, że tych pro­ble­mów nie ma, ale kon­tem­pla­cja nie jest cza­sem, by je roz­wią­zy­wać. To jest czas dla Je­zu­sa. Pro­ble­my z na­szej li­sty mogą nas od Nie­go od­wo­dzić. Choć wca­le nie jest pro­ste, by nie kon­cen­tro­wać się na so­bie i pa­trzeć na Je­zu­sa, to jed­nak war­to po­nieść ten trud, bo to pro­wa­dzi do wol­no­ści i głę­bi spo­tka­nia z Pa­nem. A wte­dy – On zaj­mie się na­szy­mi pro­ble­ma­mi, ale w spo­sób, któ­ry sam wy­bie­rze. Ozna­cza to, że w nie­któ­rych sy­tu­acjach one po­zo­sta­ną, ale my na­uczy­my się funk­cjo­no­wać i ra­dzić so­bie z nimi, współ­pra­cu­jąc z Je­zu­sem. Nie bę­dzie­my już dźwi­gać tego cię­ża­ru sami, ale ra­zem z Tym, któ­ry jest na­szym Przy­ja­cie­lem. Osta­tecz­nie ce­lem kon­tem­pla­cji jest wła­śnie to, by po­znać, po­ko­chać i na­śla­do­wać Przy­ja­cie­la, a ina­czej nie da się tego zro­bić, jak po­świę­ca­jąc Mu czas i uwa­gę.

Na za­koń­cze­nie kon­tem­pla­cji ro­bi­my re­flek­sję. W niej przy­glą­da­my się prze­bie­go­wi ca­łej mo­dli­twy, tak­że pod wzglę­dem tech­nicz­nym: czy do­brze zro­bi­li­śmy wpro­wa­dze­nie, czy po­świę­ci­li­śmy na mo­dli­twę wy­star­cza­ją­cą ilość cza­su, czy nie ule­ga­li­śmy roz­pro­sze­niom, czy uważ­nie prze­czy­ta­li­śmy frag­ment z Pi­sma świę­te­go. Na­zy­wa­my rów­nież na­sze od­czu­cia, do­bre owo­ce i for­mu­łu­je­my wnio­ski. Re­flek­sję no­tu­je­my.

O RA­CHUN­KU SU­MIE­NIA, CZY­LI O KWA­DRAN­SIE MI­ŁO­ŚCI

Ra­chu­nek su­mie­nia jest mo­dli­twą, o któ­rą to­czy się naj­więk­sza wal­ka w na­szym ży­ciu, bo ona w naj­głęb­szy spo­sób do­ty­ka na­sze­go wnę­trza i uka­zu­je praw­dę o nas. Nie­któ­rzy ją na­zy­wa­ją „kwa­dran­sem mi­ło­ści”, po­nie­waż kie­dy od­kry­wa­my praw­dę i na­szą sła­bość przed Je­zu­sem – mo­że­my do­świad­czyć Jego mi­ło­sier­dzia i prze­ba­cze­nia. Co wię­cej – w tej mo­dli­twie od­kry­wa­my, że wła­sny­mi si­ła­mi nie mo­że­my sie­bie zmie­nić. Dla­te­go ta mo­dli­twa daje co­dzien­ne do­świad­cze­nie mi­ło­ści Je­zu­sa w na­szej sła­bo­ści. Ule­ga­nie znu­dze­niu ra­chun­kiem su­mie­nia i nie­po­dej­mo­wa­nie go ha­mu­je na­sze du­cho­we doj­rze­wa­nie.

Po­dob­nie jak w przy­pad­ku kon­tem­pla­cji, tak i w tym przy­pad­ku – naj­pierw szu­ka­my do­god­ne­go miej­sca i wy­ci­sza­my się. Z tym wy­jąt­kiem, że ra­chu­nek su­mie­nia moż­na ro­bić tak­że na spa­ce­rze, cho­dząc.

Za­czy­na­my od uzna­nia, że my­śli w na­szej gło­wie i uczu­cia w ser­cu są ta­kie, ja­kie są, a nie inne. Po­win­ni­śmy przed­sta­wić je Je­zu­so­wi, by On nad nimi pa­no­wał i je prze­mie­niał.

Punkt 1 – po­dzię­kuj

Dzię­ku­je­my Bogu za do­bro, któ­re się tego dnia wy­da­rzy­ło. Nie cho­dzi o licz­bę wy­mie­nio­nych spraw lub rze­czy, ale o wzbu­dze­nie w so­bie po­sta­wy wdzięcz­no­ści wo­bec Boga. Ten punkt jest bar­dzo waż­ny, dla­te­go ro­bi­my go tak dłu­go, aż osią­gnie­my cel, czy­li do­strze­że­my Boże dary i ła­ski i za­cznie­my za nie szcze­rze dzię­ko­wać. Dzię­ku­jąc Bogu – od­kry­wa­my, że On jest do­bry, i do­pie­ro wte­dy mo­że­my pa­trzeć na na­sze grze­chy. W ta­kim ich ro­zu­mie­niu, że od­kry­wa­my je przed Przy­ja­cie­lem, któ­ry nas nie od­rzu­ci i uzdro­wi.

Punkt 2 – po­proś o świa­tło

Sta­ra­my się, by we wła­sne ser­ce i rze­czy­wi­stość grze­chu nie wcho­dzić po swo­je­mu, bo to może nam bar­dziej za­szko­dzić, niż po­móc. Pro­si­my o świa­tło Du­cha Świę­te­go, by spoj­rzeć na na­sze ży­cie i nas sa­mych ocza­mi Je­zu­sa – w praw­dzie i mi­ło­ści. Na­sze spoj­rze­nie czę­sto jest jej po­zba­wio­ne, a przez to znie­kształ­ca rze­czy­wi­stość. Mo­że­my w na­sze ży­cie wcho­dzić z „sza­bel­ką” i ra­zem z chwa­stem znisz­czyć też i psze­ni­cę lub po pro­stu po­ka­le­czyć sie­bie sa­me­go. Dla­te­go pro­śmy Je­zu­sa, by na­szym sła­bo­ściom przy­glą­dać się ra­zem z Nim.

Punkt 3 – przyj­rzyj się wy­da­rze­niom dnia

Ana­li­zu­je­my to, co wy­da­rzy­ło się w cią­gu dnia. Sku­pia­my się głów­nie na po­ru­sze­niach du­cho­wych. Św. Igna­cy za­le­ca, aby pa­trzeć na świat na­szych my­śli i wy­po­wia­da­nych słów, bo wła­śnie one mogą stać się klu­czem do na­sze­go ser­ca i po­ka­zać, na przy­kład – za­zdrość lub za­wiść, któ­re są w nas. Cza­sem sły­szy­my, że dru­gi czło­wiek wy­po­wia­da do­bre sło­wa, ale czu­je­my, że w ser­cu ma coś in­ne­go. Cho­dzi o to, by­śmy w taki wła­śnie spo­sób spró­bo­wa­li po­słu­chać sa­mych sie­bie i ze­szli z po­zio­mu wy­po­wia­da­nych słów do ser­ca, by zo­ba­czyć, co się w nim kry­je: co mnie boli, co jest dla mnie trud­ne, przed czym ucie­kam – ba­da­my to i pa­trzy­my na uczu­cia. A wte­dy – mo­że­my do tego za­pro­sić Je­zu­sa i Jemu to wszyst­ko od­dać, aby On nas prze­mie­nił. To jest też mo­ment, gdy po­win­ni­śmy sto­so­wać re­gu­ły ro­ze­zna­wa­nia du­cho­we­go. Na przy­kład – mo­że­my od­kryć, że od ja­kie­goś cza­su tli się w nas myśl, by po­roz­ma­wiać z mę­żem lub żoną, aby na­pra­wić wza­jem­ną re­la­cję. Jest to do­bra myśl. Ale to­wa­rzy­szą jej zmien­ne uczu­cia: z jed­nej stro­ny pra­gnie­nie roz­mo­wy i po­jed­na­nia, z dru­giej – opór i lęk, że roz­mo­wa zno­wu skoń­czy się kłót­nią. Dla­te­go trze­ba ba­dać po­czą­tek, śro­dek i ko­niec my­śli – czy idzie­my ku grze­cho­wi, czy ku oczysz­cze­niu, oraz, co bar­dzo istot­ne, czy je­ste­śmy w stra­pie­niu, czy w po­cie­sze­niu. Ko­lej­na rzecz, któ­rą pod­da­je­my ro­ze­zna­niu, to Boże na­tchnie­nia. Za­sta­na­wia­my się, czy rze­czy­wi­ście po­cho­dzą od Boga i jak my na nie od­po­wia­da­my.

Punkt 4 – po­proś o prze­ba­cze­nie

Je­śli w cią­gu dnia uda­ło nam się od­po­wie­dzieć na we­zwa­nia Je­zu­sa, to wy­ra­ża­my na­szą wdzięcz­ność, że Pan dał nam ła­skę by­cia wraż­li­wy­mi i wier­ny­mi. Na­to­miast, je­śli po­szli­śmy za py­chą, ego­izmem lub inną sła­bo­ścią, i nie uda­ło nam się od­po­wie­dzieć na mi­łość, to za­pra­sza­my Je­zu­sa do na­sze­go grze­chu, by przy­jąć Jego mi­ło­sier­dzie. Po­zwa­la­my Je­zu­so­wi, by nas ko­chał wła­śnie ta­kich – pysz­nych, sła­bych i „po­plą­ta­nych”. Je­śli po­zwo­li­my się ko­chać, to być może na­stęp­nym ra­zem bę­dzie­my już mieć dość siły, by od­po­wie­dzieć na Jego we­zwa­nie.

Ten krok na­szej mo­dli­twy moż­na pod­su­mo­wać sło­wa­mi: Pa­nie, ko­chaj mnie! Bez Cie­bie, bez Two­jej mi­ło­ści nie dam rady się zmie­nić. A za­tem ko­chaj mnie, Pa­nie, zga­dzam się na Two­ją mi­łość.

Punkt 5 – po­sta­nów po­pra­wę

Tu­taj mo­że­my pro­sić o wraż­li­wość na po­ru­sze­nia du­cho­we, o wy­trwa­łość w do­brym oraz za­wie­rzyć Je­zu­so­wi na­sze ży­cie, by wy­peł­nić w nim Jego wolę. Waż­ne jest tak­że, by pro­sić o siłę do prze­ciw­sta­wia­nia się złu i bra­ko­wi mi­ło­ści w na­szym ży­ciu. Wła­sny­mi si­ła­mi tego nie mo­że­my.

Na za­koń­cze­nie, aby ze­brać wszyst­ko to, co wy­da­rzy­ło się w cią­gu tych pięt­na­stu mi­nut, mo­że­my uważ­nie od­mó­wić mo­dli­twę Oj­cze nasz,któ­ra jest do­brym pod­su­mo­wa­niem wszyst­kich punk­tów ra­chun­ku su­mie­nia.

POD­STA­WY RO­ZE­ZNA­WA­NIA DU­CHO­WE­GO

Pod­czas I Ty­go­dnia Ćwi­czeń Du­cho­wych po­zna­li­śmy re­gu­ły, któ­re, jak mówi św. Igna­cy – po­ma­ga­ją „w pew­nej mie­rze” od­czu­wać i po­zna­wać po­ru­sze­nia du­cho­we, któ­re ro­dzą się w na­szej du­szy. Re­gu­ły II Ty­go­dnia słu­żą „więk­sze­mu ro­ze­zna­niu”, czy­li jesz­cze peł­niej­sze­mu po­zna­niu po­ru­szeń.

Dla­te­go re­gu­ły te moż­na (a na­wet na­le­ży) łą­czyć z igna­cjań­skim ra­chun­kiem su­mie­nia. W skró­cie – słu­żą one temu, by od­czuć i po­znać po­ru­sze­nia du­cho­we, a na­stęp­nie – by je przy­jąć lub od­rzu­cić, a de­cy­zje wpro­wa­dzić w ży­cie. Wstę­pem do ro­ze­zna­wa­nia jest na­wią­za­nie kon­tak­tu z sa­mym sobą, by na­zy­wać uczu­cia. Je­śli czu­ję nie­na­wiść, złość lub szcze­gól­ną mi­łość – na­zy­wam je. Jest to waż­ne, po­nie­waż po­ru­sze­nia du­cho­we po­ja­wia­ją się w nas in­ten­syw­niej w sfe­rze uczuć i emo­cji niż in­te­lek­tu. I do­pie­ro, gdy mamy z nimi kon­takt – mo­że­my użyć ro­zu­mu, by zo­ba­czyć, co się za tymi od­czu­cia­mi kry­je. Czy dane uczu­cie pro­wa­dzi mnie do do­bra, otwar­to­ści i więk­szej mi­ło­ści czy ra­czej do za­mknię­cia w so­bie i ego­izmu? Wte­dy do­cho­dzi­my do punk­tu, gdzie mu­si­my pod­jąć de­cy­zję, by po­ru­sze­nie przy­jąć i pójść za nim, lub by je od­rzu­cić. Nie za­po­mi­naj­my, że w ro­ze­zna­wa­niu cho­dzi o po­dej­mo­wa­nie de­cy­zji. Je­śli nie de­cy­du­ję – to ni­cze­go nie zmie­niam, na­wet je­śli moje ro­ze­zna­nie jest pra­wi­dło­we.

Pod­sta­wo­wa za­sa­da dzia­ła­nia du­chów, któ­rą po­da­je św. Igna­cy (I Ty­dzień ĆD) mówi, że u tych, któ­rzy idą od grze­chu w grzech – złe du­chy czu­ją się jak u sie­bie w domu i roz­ta­cza­ją wi­zje przy­jem­no­ści z po­wo­du ko­lej­nych grze­chów. Duch do­bry wów­czas gry­zie su­mie­nie. I od­wrot­nie – gdy idzie­my ku oczysz­cze­niu i po­stę­pu­je­my od do­bre­go ku lep­sze­mu – do­bre du­chy wcho­dzą jak do sie­bie – za­chę­ca­ją, po­cie­sza­ją, pod­su­wa­ją do­bre po­my­sły. A złe – znie­chę­ca­ją, nie­po­ko­ją, wpro­wa­dza­ją za­męt. Po­ku­są jest my­śle­nie, że po­stę­pu­je się już wy­łącz­nie od do­bre­go do lep­sze­go. Wów­czas tra­ci­my czuj­ność. Naj­pierw w drob­nych spra­wach, póź­niej w co­raz po­waż­niej­szych. Na przy­kład, mo­że­my pla­no­wać kłót­nię z kimś i na­krę­cać się tym, że w koń­cu coś ko­muś wy­gar­nie­my. Prze­sta­je­my do­strze­gać, że je­ste­śmy w dy­na­mi­ce złe­go du­cha. Będą nas pod­krę­cać my­śli typu: „tak, na­le­ży mu się”, „trze­ba wal­czyć o spra­wie­dli­wość”. Czer­pie­my przy­jem­ność z tego, że bę­dzie­my mo­gli w koń­cu dać upust złym emo­cjom. I wła­śnie ra­chu­nek su­mie­nia może nas z tej błęd­nej dy­na­mi­ki wy­rwać.

Ko­lej­ne pod­sta­wo­we po­ję­cia to: po­cie­sze­nie i stra­pie­nie. Kie­dy je­ste­śmy w po­cie­sze­niu – ła­two nam mo­dlić się i prze­ba­czać, ła­two ko­chać. W stra­pie­niu jest do­kład­nie od­wrot­nie. Trud­no nam ko­chać, wi­dzieć do­bro, ła­two pie­lę­gno­wać ura­zy, nie­chęt­nie prze­ba­czać. Sta­je­my się draż­li­wi, mało od­por­ni na kło­po­tli­we sy­tu­acje, re­zy­gnu­je­my z mo­dli­twy. Dla­te­go temu sta­no­wi du­cha św. Igna­cy po­świę­ca wię­cej re­guł. Od­no­śnie po­cie­sze­nia – przy­po­mi­na nam, że po nim przyj­dzie stra­pie­nie, na któ­re do­brze się za­wcza­su przy­go­to­wać. Co wię­cej – po­win­ni­śmy pa­mię­tać, że ten stan za­wdzię­cza­my Bogu, a nie so­bie, i nie mamy wpły­wu na jego po­ja­wie­nie się i czas trwa­nia.

Od­no­śnie stra­pie­nia – war­to pod­kre­ślić, że jest to do­świad­cze­nie nor­mal­ne i słu­ży ku wzro­sto­wi. Z per­spek­ty­wy cza­su wi­dać le­piej, że dzię­ki temu (wbrew po­zo­rom) dzie­je się dużo do­bre­go w na­szym ży­ciu, bo mo­że­my się wie­le na­uczyć. Jak dzia­łać w stra­pie­niu? Przede wszyst­kim nie zmie­niać de­cy­zji pod­ję­tej w po­cie­sze­niu, a do tego je­ste­śmy przede wszyst­kim ku­sze­ni, bo czu­je­my się źle i chce­my coś szyb­ko zro­bić, by po­czuć się le­piej. Je­śli w ta­kim kli­ma­cie po­dej­mu­je­my de­cy­zje – za­zwy­czaj są one po­chop­ne i mogą być zu­peł­nie nie­zgod­ne z wolą Bożą. Dla­te­go św. Igna­cy za­le­ca, aby po­cze­kać na po­cie­sze­nie, za­nim do­ko­na­my zmian w ży­ciu.

Ko­lej­na re­gu­ła od­no­szą­ca się do stra­pie­nia to age­re con­tra. Mówi ona, że czyn­nie prze­ciw­sta­wia­my się temu sta­no­wi a tak­że my­ślom, któ­re mu to­wa­rzy­szą. Je­śli mo­dli­twa jest dla nas trud­na i chcie­li­by­śmy ją skró­cić – mamy zro­bić wręcz prze­ciw­nie – le­piej niż zwy­kle się do niej przy­go­to­wać, a na­wet prze­dłu­żyć o kil­ka mi­nut. W cza­sie stra­pie­nia już samo wy­trwa­nie na mo­dli­twie jest bar­dzo istot­ne, bo jest to czter­dzie­ści pięć mi­nut wal­ki o wier­ność Bogu i mi­łość do Nie­go. Ta­kie do­świad­cze­nie har­tu­je nas do prze­ciw­sta­wia­nia się trud­no­ściom. Owo­cem jest pod­ję­cie zma­ga­nia, wy­trwa­nie w nim do koń­ca i od­kry­cie, że na­wet w tak trud­nym cza­sie – wy­star­cza nam ła­ski, by prze­trwać. Jed­no­cze­śnie św. Igna­cy za­chę­ca, by­śmy byli cier­pli­wi wzglę­dem sie­bie, tak jak Bóg jest wo­bec nas „nie­sko­ry do gnie­wu i bar­dzo ła­ska­wy”.

Naj­waż­niej­szą przy­czy­ną stra­pie­nia jest na­sze le­ni­stwo. Je­śli ktoś nie prze­pro­wa­dził po­ran­nej me­dy­ta­cji, bo chciał się wy­spać, to pod­czas ko­lej­nej jest wy­so­ce praw­do­po­dob­ne, że bę­dzie w sta­nie stra­pie­nia. Dla­te­go war­to pod­kre­ślić, że mo­dli­twa w stra­pie­niu po­win­na być cza­sem wal­ki, a nie od­po­czyn­ku. Znacz­nie rza­dziej, choć tak­że się zda­rza – stra­pie­nie nie jest przez nas za­wi­nio­ne, ale sam Bóg do nie­go do­pusz­cza, aby nas głę­biej oczy­ścić. Trze­cią przy­czy­ną jest „pa­no­sze­nie się w cu­dzym gnieź­dzie”. Jest to przy­pi­sy­wa­nie so­bie po­cie­sze­nia i uzna­nie, że już je­ste­śmy wy­star­cza­ją­co doj­rza­li, zna­my się na spra­wach Bo­żych, a po­cie­sze­nie jest na­gro­dą za na­sze do­bre spra­wo­wa­nie.

Tak­ty­kę złe­go du­cha św. Igna­cy przed­sta­wia za po­mo­cą trzech ob­ra­zów: kłó­cą­cej się ko­bie­ty, uwo­dzi­cie­la oraz do­wód­cy woj­sko­we­go. Kłó­cą­ca się ko­bie­ta siły ma sła­be, ale chęć szko­dze­nia moc­ną, lecz gdy się jej sta­now­czo prze­ciw­sta­wi­my – szyb­ko ustę­pu­je. Tak wła­śnie mamy po­stę­po­wać z roz­po­zna­ną po­ku­są – sta­now­czo ją od­rzu­cić.

Uwo­dzi­ciel chce, by jego za­mia­ry były ukry­te – dla­te­go po­win­ni­śmy mó­wić kie­row­ni­ko­wi du­cho­wemu o na­szych we­wnętrz­nych po­ru­sze­niach. Za­rów­no tych, któ­re od­bie­ra­my jako po­zy­tyw­ne, jak i tych ne­ga­tyw­nych, a na­wet wsty­dli­wych. Gdy je­ste­śmy ku­sze­ni, by o czymś nie mó­wić, to wła­śnie wte­dy po­win­ni­śmy po­wie­dzieć. Szcze­gól­nie pod­czas re­ko­lek­cji, gdy mamy ja­kiś pro­blem i nie chce­my o nim mó­wić – do­brze zro­bić to już na pierw­szej roz­mo­wie, bo wte­dy za­osz­czę­dzi­my du­cho­wą ener­gię, któ­rą tra­ci­my, by pro­blem ukryć, i nie zmar­nu­je­my cen­ne­go cza­su.

Do­wód­ca woj­sko­wy, któ­ry przed ata­kiem szu­ka naj­słab­sze­go pun­ku swo­je­go prze­ciw­ni­ka, po­dob­nie jak zły duch – zna na­sze sła­bo­ści i czu­łe punk­ty. Dla­te­go nie bój­my się i my je po­zna­wać. Ła­twiej wte­dy za­cho­wać czuj­ność, a jed­no­cze­śnie nie znie­chę­cać się, gdy ule­gnie­my nie­przy­ja­cie­lo­wi. W po­zna­wa­niu na­szych sła­bych punk­tów nie cho­dzi o to, by sie­bie po­tę­pić, ale by je za­wie­rzyć Bogu, aby On nas prze­mie­niał swo­ją mi­ło­ścią.

Pa­mię­taj­my, że na pierw­szym eta­pie ro­ze­zna­wa­nia (I Ty­dzień ĆD) je­ste­śmy ku­sze­ni bez­po­śred­nio do grze­chu, na­to­miast na II Ty­go­dniu tak­ty­ka złe­go du­cha zmie­nia się, bo grze­chem ku­sić jest nas trud­no. Dla­te­go zły duch dzia­ła jak zło­dziej, któ­ry chce nas okraść z za­pa­łu, ra­do­ści i wiel­ko­dusz­no­ści. Pod­su­wa nam wte­dy wąt­pli­wo­ści, fał­szy­we ra­cje, lęk przed więk­szą otwar­to­ścią na Boga i za­ufa­niem Mu do koń­ca. Jed­nym sło­wem: duch zły dąży do tego, by okraść nas z do­bra. Uwa­żaj­my, by nie pod­krę­cać ani cza­su stra­pie­nia, ani po­cie­sze­nia, czy­li nie wcho­dzić w nie za bar­dzo, lecz prze­ży­wać je jako na­tu­ral­ne sta­ny we­wnętrz­ne na dro­dze na­sze­go du­cho­we­go roz­wo­ju.