Jezus uwalnia dziś cz. 2 - o. Remigiusz Recław SJ - ebook

Jezus uwalnia dziś cz. 2 ebook

o. Remigiusz Recław SJ

0,0

Opis

Nie musisz czekać. Już dziś możesz doświadczyć uwolnienia. Czytając tę książkę zauważysz, co wymaga uzdrowienia w twoim życiu. A jeśli pozwolisz Jezusowi dotknąć swoich słabości, będziesz wolny.
.
Dzięki lekturze książki odnajdziesz:
 
Sens życia. Gdy upadasz, gdy gubisz Boga z oczu, to przestajesz przeżywać prawdę, że dla Niego jesteś skarbem. Ale skarbem nie przestajesz być.
 
Nadzieję. Z Bogiem nie ma sytuacji bez wyjścia. Boża wszechmoc ma do dyspozycji nie tylko wyjścia awaryjne, ale i cuda.
 
Przemianę. Dopiero twoje osobiste nawrócenie sprawi, że zmieni się twoja rodzina. Jeśli zamierzasz czekać, aby inni sie zmienili, to możesz się nie doczekać.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 177

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ta książ­ka jest ta­nia.

KU­PUJ LE­GAL­NIE.

NIE KO­PIUJ!

o. Re­mi­giusz Re­cław SJ

JE­ZUS

UWAL­NIA

DZIŚ

cz. 2

Ni­hil ob­stat:L. dz. 2016/11/NO/P

Za po­zwo­le­niem

Prze­ło­żo­ne­go Pro­win­cji Wiel­ko­pol­sko-Ma­zo­wiec­kiej

To­wa­rzy­stwa Je­zu­so­we­go – o. To­ma­sza Ort­man­na SJ

War­sza­wa, 19 wrze­śnia 2016 r.

Książ­ka nie za­wie­ra błę­dów teo­lo­gicz­nych

Re­dak­cja

Anna La­soń-Zy­ga­dle­wicz

Mar­ta Peł­ka

Ko­rek­ta

Jo­an­na Sztau­dyn­ger

Gra­fi­ka i skład

Bo­gu­mi­ła Dzie­dzic

© by Moc­ni w Du­chu

Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne

Łódź 2016

ISBN 978-83-65469-12-0

Moc­ni w Du­chu – Cen­trum

90-058 Łódź, ul. Sien­kie­wi­cza 60

tel. 42 288 11 53

moc­ni.cen­trum@je­zu­ici.pl

www.od­no­wa.je­zu­ici.pl

Za­mó­wie­nia

tel. 42 288 11 57, 797 907 257

moc­ni.wy­daw­nic­two@je­zu­ici.pl

www.od­no­wa.je­zu­ici.pl/sklep

Wy­da­nie pierw­sze

WSTĘP

Nie chcę cię prze­ko­ny­wać, że Je­zus uwal­nia dziś. Chcę, abyś dziś sam do­świad­czył uwol­nie­nia. Dziś – to zna­czy w tym mo­men­cie, kie­dy to czy­tasz, kie­dy sta­jesz przed Bo­giem za po­śred­nic­twem lek­tu­ry tej książ­ki. Dla­te­go pro­szę cię, abyś ją czy­tał, pra­gnąc wol­no­ści.

Nie czy­taj zbyt szyb­ko – roz­dział dzien­nie na pew­no wy­star­czy. Daj so­bie czas, aby te tre­ści w to­bie pra­co­wa­ły. Wróć do mo­dli­twy, któ­ra cię szcze­gól­nie po­ru­szy­ła. Kreśl po książ­ce i wra­caj do waż­nych rze­czy. Uwol­nie­nie bywa pro­ce­sem, na­wet dłu­gim. Ale w tym pro­ce­sie każ­dy krok to kon­kret­ne uwol­nie­nie DZIŚ.

Każ­dy roz­dział za­czy­na się frag­men­tem Pi­sma świę­te­go. Aby ci uła­twić lek­tu­rę – umiesz­czam ten frag­ment w książ­ce, bo być może bę­dziesz ją czy­tał w po­dró­ży lub poza do­mem. Ale je­śli czy­tasz w domu, to za­chę­cam, abyś te frag­men­ty czy­tał z wła­snej Bi­blii. Tak już jest, że je­śli otwo­rzysz Bi­blię – two­ją księ­gę świę­tą – to pły­nie z niej szcze­gól­na moc do­tknię­cia two­je­go ser­ca. Czy­taj za­tem z wia­rą i daj się po­pro­wa­dzić przez jej sło­wa.

Ta książ­ka nie jest ana­li­zą frag­men­tów bi­blij­nych. Mnie Bi­blia pro­wa­dzi do spo­tka­nia z Bo­giem ży­wym, więc w tym kie­run­ku chcę po­pro­wa­dzić i cie­bie. Bóg mówi do nas przez Bi­blię. Czy­taj ją po­wo­li, z na­sta­wie­niem, że Bóg za­trzy­ma cię na czymś kon­kret­nym. Wska­za­ny frag­ment Pi­sma świę­te­go cza­sem bę­dzie in­spi­ra­cją do zro­zu­mie­nia cze­goś waż­ne­go, a in­nym ra­zem za­pro­wa­dzi cię do cze­goś, co wy­da­wać by się mo­gło jest bez związ­ku z te­ma­tem. Gdzie­kol­wiek doj­dziesz z in­spi­ra­cji bi­blij­nej – proś Boga o wol­ność. Po­zwól się Mu po­pro­wa­dzić.

Mo­dlę się za cie­bie. Wiem, że mo­żesz do­świad­czyć, tak samo jak ja, że Bóg uwal­nia dziś.

o. Re­mi­giusz Re­cław SJ

1. BO­GA­TY MŁO­DZIE­NIEC

Pe­wien czło­wiek zbli­żył się do Je­zu­sa i za­py­tał: „Na­uczy­cie­lu, co do­bre­go mam czy­nić, aby otrzy­mać ży­cie wiecz­ne?”.Od­po­wie­dział mu: „Dla­cze­go Mnie py­tasz o do­bro? Je­den tyl­ko jest Do­bry. A je­śli chcesz osią­gnąć ży­cie, za­cho­waj przy­ka­za­nia”. Za­py­tał Go: „Któ­re?”. Je­zus od­po­wie­dział: „Oto te: Nie za­bi­jaj, nie cu­dzo­łóż, nie krad­nij, nie ze­zna­waj fał­szy­wie, czcij ojca i mat­kę oraz mi­łuj swe­go bliź­nie­go, jak sie­bie sa­me­go!”.Od­rzekł Mu mło­dzie­niec: „Prze­strze­ga­łem tego wszyst­kie­go, cze­go mi jesz­cze bra­ku­je?”. Je­zus mu od­po­wie­dział: „Je­śli chcesz być do­sko­na­ły, idź, sprze­daj, co po­sia­dasz, i roz­daj ubo­gim, a bę­dziesz miał skarb w nie­bie. Po­tem przyjdź i chodź za Mną!”. Gdy mło­dzie­niec usły­szał te sło­wa, od­szedł za­smu­co­ny, miał bo­wiem wie­le po­sia­dło­ści.

Mt 19,16-22

Na po­cząt­ku tej książ­ki przy­ta­czam frag­ment po­ka­zu­ją­cy czło­wie­ka du­cho­we­go, któ­ry roz­ma­wia z Je­zu­sem. Jest on bar­dzo bli­sko Je­zu­sa – twa­rzą w twarz. Tak bli­sko, jak my sto­imy przy Bogu na każ­dej Mszy świę­tej. Ten mło­dzie­niec jest z pew­no­ścią oso­bą, któ­ra po­dej­mu­je trud wzro­stu du­cho­we­go. Sta­ra się dbać o swo­je ży­cie re­li­gij­ne. Dla­te­go też chce roz­ma­wiać z Je­zu­sem. Naj­praw­do­po­dob­niej ta­kim czło­wie­kiem je­steś rów­nież i ty. Masz w rę­kach tę książ­kę, po­nie­waż za­le­ży ci na roz­wo­ju du­cho­wym. I bar­dzo do­brze!

Za­kaz ru­sza­nia mo­ich „świę­tych krów”

Gdy roz­ma­wia­my z Je­zu­sem, wcho­dzi­my z Nim w re­la­cję. A Je­zus naj­pierw kie­ru­je na­sze oczy na przy­ka­za­nia. Tak z re­gu­ły jest, że pierw­sze na­sze my­śli w kon­tek­ście wy­ma­gań wia­ry zwią­za­ne są z De­ka­lo­giem. Oso­bę du­cho­wą Je­zus kie­run­ku­je na przy­ka­za­nia z dru­giej ta­bli­cy, czy­li na przy­ka­za­nia wzglę­dem dru­gie­go czło­wie­ka. (Przy­ka­za­nia pierw­szej ta­bli­cy De­ka­lo­gu do­ty­czą re­la­cji do Boga.) Przy­ka­za­nia wzglę­dem bliź­nie­go zwra­ca­ją na­szą uwa­gę na to, jak go sza­nu­je­my, jak z nim roz­ma­wia­my, jak je­ste­śmy wier­ni w mał­żeń­stwie lub w po­wo­ła­niu, jak bar­dzo je­ste­śmy mi­ło­sier­ni, czy za­zdro­ści­my… To wszyst­ko jest zwią­za­ne z na­szy­mi re­la­cja­mi z in­ny­mi ludź­mi. Tak więc pierw­szy kie­ru­nek, jaki Je­zus wska­zu­je oso­bie pro­wa­dzą­cej ży­cie du­cho­we, za­wie­ra się w py­ta­niu: w jaki spo­sób ko­chasz i jaki je­steś wo­bec in­nych?

W tym frag­men­cie Ewan­ge­lii mło­dzie­niec od­po­wia­da: „Wszyst­kich tych rze­czy prze­strze­ga­łem i dba­łem o to w moim ży­ciu”. Mo­że­my z tego wy­wnio­sko­wać, że w na­szym ży­ciu moż­li­we jest co­dzien­ne za­cho­wa­nie przy­ka­zań. I nie jest to fał­szy­wa po­ko­ra mło­dzień­ca – po pro­stu moż­na żyć przy­ka­za­nia­mi. In­ny­mi sło­wy: moż­na żyć bez grze­chu cięż­kie­go, bli­sko Boga.

Na­to­miast ro­dzi się z tego jesz­cze dru­gi wnio­sek – że przy­ka­za­nia w na­szym ży­ciu to nie wszyst­ko. One są pew­nym kie­run­kiem, dro­gowska­zem na dro­dze roz­wo­ju du­cho­we­go. I za­wsze są po­trzeb­ne, ale nie są koń­cem tej dro­gi. Je­zus mówi bo­wiem do mło­dzień­ca: „Je­śli chcesz być do­sko­na­ły – zo­staw wszyst­ko, roz­daj i chodź za Mną”. Do­pie­ro po tym za­pro­sze­niu oka­zu­je się, że mło­dzie­niec nie jest zjed­no­czo­ny z Bo­giem. Tak może być i z nami – pro­wa­dzi­my ży­cie du­cho­we, a jed­no­cze­śnie je­ste­śmy przy­wią­za­ni do tego, co świa­to­we. Ktoś, kto idzie za Bo­giem, może być do cze­goś tak przy­wią­za­ny, że po­wie: „Nie­ste­ty, tego Bogu nie od­dam. To już jest za dużo”.

Na po­cząt­ku na­szych roz­wa­żań to może być naj­waż­niej­szy prze­kaz pły­ną­cy z tej Ewan­ge­lii. Czło­wiek du­cho­wy, ży­ją­cy przy­ka­zania­mi, trosz­czą­cy się o mi­łość do bliź­nie­go, prze­ba­cza­ją­cy i ko­cha­ją­cy – może mieć w swo­im ży­ciu taką prze­strzeń, gdzie po­wie Bogu: „Nie­ste­ty, tego Ci nie dam. Tej re­la­cji, Pa­nie Jezu, nie ru­szaj. Nie do­ty­kaj tego, co mnie boli, z czym so­bie nie ra­dzę, co mnie blo­ku­je i spi­na. Tego nie ru­sza­my, wszyst­ko inne – ow­szem. Przy­ka­za­nia Boże i ko­ściel­ne, wszyst­kie rady ewan­ge­licz­ne, cno­ty, dary Du­cha Świę­te­go, moje po­słu­gi­wa­nie – pro­szę bar­dzo, o tym mo­że­my roz­ma­wiać. Ale na tę jed­ną rzecz się nie zga­dzam”.

Ta jed­na rzecz, któ­rej mo­że­my nie chcieć skon­fron­to­wać ze Sło­wem Bo­żym, to taka na­sza „świę­ta kro­wa”. Wy­da­je się, że to nic złe­go. Na pew­no przy­ka­za­nia nie po­ka­żą nam, że to grzech. Ale to coś stoi na na­szej dro­dze do Boga. Efek­tem tego jest to, że cho­ciaż się mo­dli­my – nie czu­je­my się bli­sko Boga. Mo­dli­my się, ale mamy wra­że­nie, że mi­łość to coś wię­cej niż na­sza mo­dli­twa. Tę­sk­ni­my za czymś wię­cej, tyl­ko jesz­cze nie po­tra­fi­my tego na­zwać. Od sa­me­go po­cząt­ku lek­tu­ry tej książ­ki proś Je­zu­sa, aby po­mógł ci to zo­ba­czyć. A po­tem żeby dał siłę we­wnętrz­ną, aby Bogu to na­praw­dę od­dać.

Albo się od­kle­isz, albo utkniesz w miej­scu

Przy­wią­za­nie czło­wie­ka wie­rzą­ce­go do tych „świę­tych krów” nie wy­ra­ża się w for­mie bun­tu wo­bec Boga. Po­le­ga ono bar­dziej na omi­ja­niu tego te­ma­tu na mo­dli­twie, w grup­ce dzie­le­nia lub w spo­wie­dziach. Po pro­stu – tego nie ru­szam. Z tego frag­men­tu Ewan­ge­lii pły­nie więc cie­ka­wy wnio­sek: moż­na spo­tkać Je­zu­sa, roz­ma­wiać z Nim, wi­dzieć Go twa­rzą w twarz i… być znie­wo­lo­nym. Moż­na być czło­wie­kiem du­cho­wym, roz­wi­jać się du­cho­wo i trosz­czyć się o wia­rę, a rów­no­cze­śnie być czymś znie­wo­lo­nym. Może inni pa­trzą na nas i my­ślą to samo, co o tym bo­ga­tym mło­dzień­cu: wspa­nia­ły i po­boż­ny czło­wiek. A jed­no­cze­śnie czło­wiek ten może być czymś znie­wo­lo­ny. I nie cho­dzi tu o opę­ta­nie czy po­waż­ny grzech, ale o stwo­rze­nie prze­strze­ni w swo­im ży­ciu czy ser­cu, któ­rej sce­na­riusz będą pi­sał ja sam, a nie Bóg. In­ny­mi sło­wy, jest to mó­wie­nie Bogu: „Tu jest wszyst­ko do­brze i w to, Pa­nie Jezu, w moim ży­ciu nie wchodź”.

Cza­sem to miej­sce znie­wo­le­nia nie jest ukry­wa­ne przed Bo­giem. Wie­my, że ono ist­nie­je i po­tra­fi­my je na­zwać. Ale mó­wi­my so­bie: „Ja­koś to bę­dzie. Czas po­ka­że”. Nie ma w nas de­cy­zji, aby Boga w to za­pro­sić. Tym­cza­sem je­śli chce­my pójść za Je­zu­sem, po­trze­ba na­szej de­cy­zji, aby dać się od­wią­zać, od­kle­ić, uwol­nić – by pójść za Nim cał­ko­wi­cie. De­cy­zja jest po­trzeb­na, po­nie­waż Je­zus każ­de­mu daje wol­ność. I nie zro­bi nic, żeby nas tej wol­no­ści po­zba­wić. Po na­wró­ce­niu na­dal je­ste­śmy wol­ni. W cza­sie lek­tu­ry tej książ­ki też je­steś wol­ny. Mo­żesz się od­dać Bogu cał­ko­wi­cie, otwie­ra­jąc się na nową ja­kość ży­cia. Ale mo­żesz od­dać się Mu tyl­ko tro­chę, mó­wiąc Mu: „Pój­dę, ale tro­chę. Zro­bię, ale tro­chę”.

Co cie­ka­we, cho­ciaż Je­zus nie zga­dza się z żad­nym „tro­chę” z na­szej stro­ny, to jed­nak nie prze­kre­śla nas i nie ob­ra­ża się na nas. Je­zus ni­gdy nam nie po­wie: „Wy­no­cha!”, albo: „Odejdź ode mnie”. Przy Je­zu­sie jest wie­le osób, któ­re są let­nie: ucznio­wie, apo­sto­ło­wie, Ju­dasz, po­ryw­czy Piotr, nie­wier­ny To­masz. Je­zus po­zwa­la im na to „tro­chę” i cze­ka z na­dzie­ją, że się na­wró­cą i w koń­cu pój­dą za Nim cał­ko­wi­cie.

Po­dob­nie jest z nami. Je­zus każ­de­mu daje czas. Cze­ka, aż pój­dzie­my za Nim to­tal­nie. A może to „to­tal­nie” już w na­szym ży­ciu było? Tyl­ko póź­niej na­sze dro­gi się po­krzy­żo­wa­ły i pog­ma­twa­ły? Bo we wspól­no­cie tro­chę pro­ble­mów się na­war­stwi­ło... Bo w ro­dzi­nie po­kom­pli­ko­wa­ły się spra­wy... Bo w pra­cy wszyst­ko się po­psu­ło... Być może lek­tu­ra tej książ­ki bę­dzie cza­sem od­no­wie­nia two­jej re­la­cji z Bo­giem. Po­wro­tem do wol­no­ści, któ­rą już kie­dyś mia­łeś.

Mie­li­zna w ży­ciu du­cho­wym

Ucznio­wie, któ­rzy idą z Je­zu­sem, na po­cząt­ku swo­jej dro­gi są cali dla Nie­go. Z cza­sem jed­nak za­czy­na­ją ukła­dać swo­je ży­cie du­cho­we po swo­je­mu. Mają swo­ją wi­zję Boga i do niej dążą. Oka­zu­je się, że każ­dy za­czy­na mieć ja­kiś swój plan: któ­ry z nas jest lep­szy, kto po­tra­fi wię­cej, kto jest sil­niej­szy, kto bar­dziej ob­da­ro­wa­ny, kogo Je­zus bar­dziej ko­cha itd.

Nam, lu­dziom du­cho­wym, z cza­sem też to gro­zi. Wpa­da­my na nowo w let­niość, w by­cie „tro­chę” – i to wca­le nie musi się dziać na po­zio­mie De­ka­lo­gu, po­dob­nie jak w tej Ewan­ge­lii nie ma mowy o ła­ma­niu przy­ka­zań. Jest tyl­ko py­ta­nie: czy cały je­steś Je­zu­sa? A może je­steś pra­wie cały...?

W po­dob­nej sy­tu­acji jest ten bo­ga­ty mło­dzie­niec. W tej szcze­gól­nej roz­mo­wie z Je­zu­sem za­czy­na on do­strze­gać, że nie zga­dza się na to wię­cej, któ­re pro­po­nu­je Bóg. Nie zga­dza się na cał­ko­wi­te pój­ście za Je­zu­sem. Każ­dy czło­wiek jest wol­ny. Je­zus już nas wy­brał, od­da­jąc za nas ży­cie. Po­ka­zał nam, że war­to za nas umrzeć. Te­raz czas na krok z na­szej stro­ny, aby od­po­wie­dzieć Je­zu­so­wi cał­ko­wi­tą mi­ło­ścią na Jego cał­ko­wi­tą mi­łość.

W cza­sie czy­ta­nia tej książ­ki Je­zus tak­że nas nie zmu­si do żad­nych kro­ków. Bę­dzie pro­po­no­wał, ale nie zmu­si. Je­śli tak jak ten mło­dzie­niec po­wie­my: „Nie, da­lej nie idę. Za­trzy­mu­ję się na tym po­zio­mie” – Je­zus nic nam nie zro­bi. Po pro­stu po­zwo­li odejść, jak temu mło­de­mu czło­wie­ko­wi. Chło­pak od­cho­dzi i da­lej bę­dzie za­cho­wy­wał przy­ka­za­nia, bę­dzie sza­no­wał bliź­nich, bę­dzie ich ko­chał… A jed­no­cze­śnie da­lej bę­dzie szu­kał szczę­ścia. Ma­jąc Boga tak bli­sko, wciąż bę­dzie szu­kał szczę­ścia, bo za­bra­kło tego jed­ne­go kro­ku – od­wa­gi do pod­ję­cia de­cy­zji.

MO­DLI­TWA

Pa­nie Jezu, pro­szę Cię,

aby lek­tu­ra tej książ­ki

po­mo­gła mi spo­tkać Cie­bie.

Chcę do­świad­czać ra­do­ści każ­de­go dnia.

Pra­gnę być bar­dzo bli­sko Cie­bie.

Po­móż mi zo­ba­czyć, gdzie błą­dzę,

z cze­go uczy­ni­łem so­bie swo­je „świę­te kro­wy”.

Uwol­nij mnie od tego,

abym był szczę­śli­wy

i mógł peł­nić Two­ją wolę.

Amen

2. UWOL­NIO­NY DO BY­CIA SKAR­BEM

Je­zus opo­wie­dział tłu­mom taką przy­po­wieść: „Kró­le­stwo nie­bie­skie po­dob­ne jest do skar­bu ukry­te­go w roli. Zna­lazł go pe­wien czło­wiek i ukrył po­now­nie. Ura­do­wa­ny po­szedł, sprze­dał wszyst­ko, co miał, i ku­pił tę rolę. Da­lej, po­dob­ne jest kró­le­stwo nie­bie­skie do kup­ca, po­szu­ku­ją­ce­go pięk­nych pe­reł. Gdy zna­lazł jed­ną dro­go­cen­ną per­łę, po­szedł, sprze­dał wszyst­ko, co miał, i ku­pił ją.
Je­zus rzekł jesz­cze do nich: „Dla­te­go każ­dy uczo­ny w Pi­śmie, któ­ry stał się uczniem kró­le­stwa nie­bie­skie­go, po­dob­ny jest do ojca ro­dzi­ny, któ­ry ze swe­go skarb­ca wy­do­by­wa rze­czy nowe i sta­re”.

Mt 13,44-46.52

Pan Je­zus mówi do nas w przy­po­wie­ściach, któ­re na­stęp­nie sam wy­ja­śnia. Sta­wia przed na­szy­mi ocza­mi kon­kret­ne ob­ra­zy, dzię­ki któ­rym mo­że­my wię­cej zro­zu­mieć. W ten spo­sób na­uczał kie­dyś za­rów­no tłu­my, jak i swo­ich apo­sto­łów. Dziś na­ucza w ten spo­sób nas. Każ­da przy­po­wieść ma tę wła­ści­wość, że mo­że­my ją od­czy­ty­wać na róż­ne spo­so­by i będą się one wza­jem­nie uzu­peł­nia­ły.

Per­ła, o któ­rej wie Je­zus

W tej przy­po­wie­ści wi­dzi­my skarb i per­łę – ukry­te kosz­tow­no­ści, któ­re od­naj­du­je ja­kiś czło­wiek. A po­tem wy­prze­da­je się i ogo­ła­ca ze wszyst­kie­go, aby zdo­być tę jed­ną per­łę, aby ku­pić rolę z ukry­tym skar­bem.

Przy­po­wieść tę moż­na zro­zu­mieć na­stę­pu­ją­co: gdy pew­ne­go dnia zro­zu­mie­my, ja­kim skar­bem jest Bóg – za­pra­gnie­my po­wie­rzyć Mu swo­je ży­cie, aby już za­wsze być przy Nim. Ale mo­że­my ją zro­zu­mieć tak­że na inny spo­sób: to Bóg dużo le­piej wie, ja­kim skar­bem je­steś ty. Pan Je­zus wi­dząc, że je­ste­śmy za­ko­pa­ni w zie­mi przez nasz grzech, że stra­ci­li­śmy świa­do­mość tego, jak je­ste­śmy bez­cen­ni – de­cy­du­je się od­dać wszyst­ko. Od­da­je swo­je bó­stwo, sta­je się czło­wie­kiem, uni­ża się, a wresz­cie od­da­je za cie­bie swo­je ży­cie, aby cię uwol­nić od przy­sy­pa­nia zie­mią. Robi to, abyś wresz­cie zo­ba­czył, ja­kim je­steś skar­bem.

To do­świad­cze­nie by­cia dro­go­cen­ną per­łą nie­ustan­nie w ży­ciu gu­bi­my. Mało kto może po­wie­dzieć o so­bie, że jest dro­go­cen­nym skar­bem, za któ­ry war­to, aby ktoś inny od­dał ży­cie. A Bóg tak o nas mówi! Tra­ci­my świa­do­mość na­szej war­to­ści przez po­peł­nia­ne błę­dy, grze­chy i inne głu­po­ty. Tra­ce­nie tej świa­do­mo­ści to za­ko­py­wa­nie skar­bu na nowo – głę­bo­ko, da­le­ko od świa­tła, w ciem­no­ściach. Już do­świad­czy­li­śmy, że Je­zus wy­do­był nas z ciem­no­ści. Po pew­nym cza­sie jed­nak zno­wu we­szli­śmy w coś, co nas odłą­czy­ło od bli­sko­ści Świa­tła. Dla­te­go po­trze­bu­je­my uwol­nie­nia. Czło­wiek, któ­ry do­świad­cza by­cia skar­bem – to czło­wiek uwol­nio­ny przez Boga od tego wszyst­kie­go, w czym się za­ko­pał.

Miło jest sły­szeć, gdy w mał­żeń­stwie ta dru­ga oso­ba mówi do cie­bie: skar­bie. Ale zda­rza­ją się też mo­men­ty, że nie mówi, choć mo­gła­by… Wów­czas po­wo­li prze­sta­jesz do­świad­czać, że je­steś skar­bem. Wpraw­dzie na­dal nim je­steś, ale nie sły­sząc tych słów, za­po­mi­nasz o tym. Po­dob­nie jest w na­szej re­la­cji z Bo­giem. Gdy upa­dam, gdy gu­bię Boga z oczu – prze­sta­ję do­świad­czać, że je­stem przez Nie­go uko­cha­ny. Za­po­mi­nam, że On od­dał za mnie ży­cie. I, co wię­cej, On nie ża­łu­je de­cy­zji, że za mnie umarł.

A jed­nak Pan Je­zus nie prze­sta­je nam ufać, nie­za­leż­nie od na­szych błę­dów. Każ­de­go z nas uwa­ża za skarb, któ­ry sam prze­cież stwo­rzył.

Gdy upa­dasz, gdy gu­bisz Boga z oczu – prze­sta­jesz prze­ży­wać praw­dę, że dla Nie­go je­steś skar­bem. Ale skar­bem być nie prze­sta­jesz.

Co jest two­im skar­bem?

Czy­ta­jąc ten frag­ment Ewan­ge­lii, war­to po­sta­wić so­bie przed oczy to, co w moim ży­ciu jest skar­bem więk­szym niż ja sam. Każ­dy z nas stwa­rza so­bie na zie­mi róż­ne na­miast­ki skar­bów. Za­pa­trze­nie w nie spra­wia, że nie do­świad­czasz, jak dro­go­cen­ny je­steś w oczach Boga. Je­śli dzi­siaj mu­siał­byś przy­znać: „Nie czu­ję się skar­bem. Nie mam ta­kie­go do­świad­cze­nia, nie prze­ży­wam sie­bie jako skarb” – ozna­cza to, że w two­im ży­ciu są róż­ne inne skar­by, któ­re cie­bie przy­kry­ły, jak­by „przy­sy­pa­ły zie­mią”. W tych na­miast­kach skar­bów nie ma war­to­ści, ale ty sam uczy­ni­łeś je tak wiel­ki­mi, że prze­sta­łeś do­świad­czać, iż sam je­steś skar­bem w oczach Boga.

Po­myśl, co jest ta­kim skar­bem w two­im ży­ciu. To za­zwy­czaj są rze­czy tym­cza­so­we, np. opi­nia in­nych o to­bie lub coś, cze­go kur­czo­wo się trzy­masz, choć wca­le nie jest to dla cie­bie wy­god­ne. Na przy­kład brak prze­ba­cze­nia nie jest wy­god­ny, ale ktoś może się uprzeć: „Pierw­szy się nie ode­zwę, nie ustą­pię”. Nie jest to dla nie­go wy­god­ne, ale trzy­ma się tego, bo to jest jego skarb. Ta­kim skar­bem może być też lęk. Wiem, że po­wi­nie­nem zro­bić krok do przo­du, ale go nie ro­bię, bo się boję de­cy­zji.

Za­pra­szam cię, abyś te „skar­by” od­dał dzi­siaj Bogu na mo­dli­twie. Nie po to jed­nak, aby Bóg ci je za­brał, lecz aby On od­ko­pał cię z nich i wziął w swo­je ręce. Do­pie­ro w Jego rę­kach na nowo do­świad­czysz, jak bar­dzo je­steś ko­cha­ny. Ce­lem tej mo­dli­twy nie może być „po­zby­cie się pro­ble­mu”, ale spo­tka­nie z Je­zu­sem. Bo tak na­praw­dę to wła­śnie Jego szu­kasz.

Aby się zna­leźć w rę­kach Boga, nie trze­ba speł­niać żad­nych wa­run­ków. Mu­szę je­dy­nie dać Bogu przy­zwo­le­nie, aby mnie ob­jął: „Pa­nie, od­da­ję Ci te rze­czy, któ­rych się trzy­mam. Od­da­ję Ci do­brą opi­nię o mnie, o któ­rą wal­czę w ro­dzi­nie czy w pra­cy. Zo­sta­wiam ci też to, o co się boję. Wiem, że moje ży­cie jest w Two­im ręku. Na nowo chcę do­świad­czyć tego, że trzy­masz mnie w swo­ich dło­niach”.

Je­śli na­praw­dę chcesz do­świad­czyć tego Bo­że­go ob­ję­cia – za­chę­cam cię, abyś te­raz od­dał Bogu swo­je skar­by.

Twój wła­sny skar­biec

Ten frag­ment Ewan­ge­lii koń­czy ob­raz do­bre­go ojca ro­dzi­ny, wy­do­by­wa­ją­ce­go ze swo­je­go skarb­ca rze­czy nowe i sta­re. One rów­nież mają swo­je zna­cze­nie sym­bo­licz­ne. Rze­czy sta­re to hi­sto­ria na­sze­go ży­cia – zbiór pięk­nych mo­men­tów, ale i hi­sto­ria grze­chów: słów, któ­rych ża­łu­je­my, nie­po­trzeb­nych ge­stów i za­cho­wań, któ­re do dzi­siaj nas bolą. To rów­nież jest zie­mia, któ­ra nas przy­kry­wa.

Je­den grzech w na­szym ży­ciu może tak nam do­ku­czać, tak bar­dzo się na­rzu­cać i bo­leć, że skarb przez cały czas jest przy­wa­lo­ny zie­mią. Wy­do­by­wam więc tę swo­ją trud­ną hi­sto­rię, aby ją Bogu po­ka­zać. Wy­do­by­wam to, co sta­re, aby od­dać Bogu i uwie­rzyć w Jego mi­ło­sier­dzie. A z dru­giej stro­ny – wy­do­by­wam też ze swo­je­go skarb­ca rze­czy nowe, czy­li z na­dzie­ją pa­trzę w przy­szłość. Pro­szę o Du­cha Świę­te­go, aby na­masz­czał tu i te­raz moje ży­cie, po­nie­waż je­stem świa­do­my, że dla Boga nie ma ta­kie­go grze­chu (tak gru­bej war­stwy zie­mi), aby nie mógł wy­do­stać mnie, swo­je­go skar­bu, na po­wierzch­nię. Tak wła­śnie ufa czło­wiek na­dziei, któ­ry mocą Bożą wy­do­by­wa ze swo­je­go ży­cia to, co nowe.

MO­DLI­TWA

Dzię­ku­ję Ci, Jezu,

że dla Cie­bie je­stem bez­cen­ny,

że je­stem skar­bem, za któ­ry od­da­łeś swo­je ży­cie.

Po­wie­rzam Ci hi­sto­rię mo­je­go ży­cia,

to wszyst­ko, co mnie boli i cze­go się wsty­dzę.

Od­da­ję Ci moje grze­chy i po­raż­ki – z na­dzie­ją,

że nie jest to cała praw­da o mnie,

bo kie­dy Ty na mnie pa­trzysz, wi­dzisz we mnie do­bro.

Pa­nie, na­ucz mnie współ­pra­co­wać z Two­ją ła­ską,

abym był „smacz­ny” dla lu­dzi.

Chcę kar­mić ich Two­ją mi­ło­ścią i nieść Cie­bie

wszę­dzie tam, gdzie będę z kimś roz­ma­wiał, uczył się,

mo­dlił, pra­co­wał, opie­ko­wał się kimś lub od­po­czy­wał.

Wiem, że w Two­im ręku mogę stać się

źró­dłem ła­ski dla in­nych, aby i oni od­kry­li,

że dla Cie­bie są bez­cen­ną per­łą, a Ty – ich skar­bem,

któ­re­go przez całe ży­cie szu­ka­li.

3. JAK PRZEJŚĆ PRZEZ WĄ­SKĄ BRA­MĘ?

Je­zus na­ucza­jąc, szedł przez mia­sta i wsie i od­by­wał swą po­dróż do Je­ro­zo­li­my. Raz ktoś Go za­py­tał: „Pa­nie, czy tyl­ko nie­licz­ni będą zba­wie­ni?”. On rzekł do nich: „Usi­łuj­cie wejść przez cia­sne drzwi; gdyż wie­lu, po­wia­dam wam, bę­dzie chcia­ło wejść, a nie będą mo­gli. Sko­ro Pan domu wsta­nie i drzwi za­mknie, wów­czas sto­jąc na dwo­rze, za­cznie­cie ko­ła­tać do drzwi i wo­łać: «Pa­nie, otwórz nam!»; lecz On wam od­po­wie: «Nie wiem, skąd je­ste­ście». Wte­dy za­cznie­cie mó­wić: «Prze­cież ja­da­li­śmy i pi­li­śmy z Tobą, i na uli­cach na­szych na­ucza­łeś». Lecz On rze­cze: «Po­wia­dam wam, nie wiem, skąd je­ste­ście. Od­stąp­cie ode Mnie wszy­scy do­pusz­cza­ją­cy się nie­spra­wie­dli­wo­ści!». Tam bę­dzie płacz i zgrzy­ta­nie zę­bów, gdy uj­rzy­cie Abra­ha­ma, Iza­aka i Ja­ku­ba, i wszyst­kich pro­ro­ków w kró­le­stwie Bo­żym, a sie­bie sa­mych precz wy­rzu­co­nych. Przyj­dą ze wscho­du i za­cho­du, z pół­no­cy i po­łu­dnia, i sią­dą za sto­łem w kró­le­stwie Bo­żym. Tak oto są ostat­ni, któ­rzy będą pierw­szy­mi, i są pierw­si, któ­rzy będą ostat­ni­mi”.

Łk 13,22-30

Wą­ska jest bra­ma, za któ­rą cze­ka na nas Pan Je­zus. Cza­sa­mi pró­bu­je­my się w tę bra­mę zmie­ścić, ale nie da­je­my rady.

W tym frag­men­cie Ewan­ge­lii prze­czy­ta­li­śmy, że bra­ma jest cia­sna, a w in­nym – że jest wą­ska jak ucho igiel­ne, więc nie da się przez nią prze­pro­wa­dzić wiel­błą­da.

Bywa tak, że przy­cho­dzi­my do Pana Je­zu­sa i sta­je­my przed Nim z ca­łym na­szym do­byt­kiem. Mamy przy so­bie róż­ne wa­li­zy, z któ­ry­mi pró­bu­je­my przez tę bra­mę się prze­pchnąć i… nie mo­że­my. Jesz­cze raz i… nic. Wte­dy klę­ka­my albo przy­cho­dzi­my na Mszę o uzdro­wie­nie, i pro­si­my:

– Boże, po­szerz tę bra­mę, bo nie mogę przejść. Nie je­stem w sta­nie. Zo­bacz, ile mam pro­ble­mów. Zli­tuj się nade mną i po­szerz ją.

Jed­nak Pan Je­zus, cze­ka­ją­cy za bra­mą, mówi:

– Ale ona ma być wą­ska.

– Nie, pro­szę, po­szerz ją dla mnie. Prze­cież tyle się mo­dlę. Je­steś Bo­giem do­brym, czy nie? Sko­ro je­steś do­bry, to zrób tak, że­bym się zmie­ścił. Mam tyle ba­ga­ży, że nie je­stem w sta­nie przez nią przejść.

No cóż, Pan Je­zus nie zro­bi tego na na­sze ży­cze­nie: temu po­sze­rzy, in­ne­mu zmniej­szy. W mocy Chry­stu­sa każ­dy z nas może przez tę bra­mę przejść. Ale ko­niecz­ne do tego jest, aby za­cząć Jemu ufać. Nie po­mo­że prze­py­cha­nie się przez nią z ca­łym do­byt­kiem, z każ­dym pro­ble­mem i bó­lem, z lę­kiem, że je­śli któ­ryś z to­boł­ków zo­sta­wię, to świat się za­wa­li.

Co no­sisz w swo­ich to­boł­kach?

To wca­le nie musi być coś ma­te­rial­ne­go. Może to być pra­gnie­nie po­sia­da­nia kon­tro­li nad mę­żem: „Bo on się tak tro­chę wy­my­ka, więc trze­ba go mieć na oku”. To­boł­kiem może też być zmar­twie­nie, że wnuk się nie na­wra­ca: „Tyle go pro­szę, a on nic”. Albo pro­blem, że są­siad się nie zmie­nia. Trzy­mam więc te to­boł­ki i bo­le­ję nad nimi przy Bogu. Pan Je­zus chce mnie uwol­nić od tych ob­cią­żeń – ale ja się nie dam. Trzy­mam je moc­no i pro­szę: „Boże, po­szerz tę bra­mę”.

Je­śli dźwi­gasz to­boł­ki swo­ich pro­ble­mów, nie­prze­ba­cze­nia, kon­tro­li, osą­dza­nia, lę­ków – przy­szedł czas na de­cy­zję. Od­dasz je Je­zu­so­wi, czy do koń­ca ży­cia bę­dziesz się mo­dlił o po­sze­rze­nie bra­my?

Ta Ewan­ge­lia po­win­na być dla nas, wie­rzą­cych, ude­rze­niem w nasz spo­sób my­śle­nia. Czy­ta­my w niej bo­wiem, że drzwi są za­mknię­te, a sto­ją­cy na ze­wnątrz wo­ła­ją: „Pa­nie, prze­cież my Cię zna­my! Ja­da­li­śmy z Tobą i pi­li­śmy z Tobą! Na uli­cach na­szych miast na­ucza­łeś i zna­my Two­je sło­wa na pa­mięć, do­słow­nie! Mo­że­my je cy­to­wać”. Gdy tę sy­tu­ację od­no­szę do sie­bie, pew­nie bym jesz­cze do­dał: „Ile razy z Tobą ja­dłem, to na­wet nie po­li­czę! Ile było Mszy świę­tych w moim ży­ciu, ile razy spo­ży­wa­łem Cie­bie z oł­ta­rza. Tak wie­le razy, że ja już na­praw­dę do­brze Cię znam”.