Luminarium. Magiczny przewodnik self-care - Kate Scelsa - ebook

Luminarium. Magiczny przewodnik self-care ebook

Kate Scelsa

0,0

Opis

Zbiór mistycznych praktyk i ćwiczeń, który stanowi jedyny w swoim rodzaju przewodnik po uważności i dbaniu o siebie dla nastolatków. Nauczy cię, jak wieść życie pełne siły i oczywiście magii! Przekonasz się, że samoopieka nie tylko jest konieczna, ale także potrafi być magiczna!

Twoja droga do dbania o siebie może być mistyczną podróżą, która sprawi, że uwierzysz w siebie, poczujesz się bardziej zdeterminowana i gotowa do spełniania marzeń. Znajdziesz tu wskazówki pomagające radzić sobie ze stresem, kreatywne sposoby na uważne i magiczne życie, konkretne narzędzia do samoopieki oraz porady praktyków w takich dziedzinach, jak tarot, astrologia, praca z energią i wiele innych. „Luminarium” to książka o praktycznej magii, która pozwala ci dążyć do dobrego samopoczucia psychicznego i fizycznego z ciekawością i pewnością siebie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 387

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




TYTUŁ ORYGINAŁU:

Luminary. A Magical Guide to Self-care

Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska

Wydawczyni: Agnieszka Fiedorowicz

Redakcja: Milena Piechowska

Korekta: Małgorzata Denys

Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski

Ilustracje w książce: karty tarota © Wonder studio / Stock.Adobe.com; karty tarota oraz ich element wykorzystany jako ramka © Murhena / Stock.Adobe.com; symbole znaków zodiaku © provectors / Stock.Adobe.com; gwiazdy na stronach ćwiczeniowych © kirasolly / Stock.Adobe.com

Text © 2022 by Kate Scelsa

Jacket illustration and jacket illustrations used within book © 2022 by Mia Charro

Jacket design by Lizzy Bromley © 2022 by Simon & Schuster, Inc.

Copyright © 2024 for the Polish edition by Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © for the Polish translation by Anna Kucharczyk-Barycza, 2024

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2024

ISBN 978-83-8371-064-8

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotował Jan Żaborowski

Jaskiniowiec i tygrys szablozębny wkraczają do naszych umysłów

Swój pierwszy sabat czarownic (kowen) zwołałam w wieku siedmiu lat, przekazując trzem koleżankom z podstawówki stosowną wiadomość. Zaproponowałam im, że będziemy się uczyć rzucać zaklęcia, komunikować ze zwierzętami, a w końcu także i latać. Nadal mam ten niewielki liścik zapisany w drugiej klasie na kartce wyrwanej z notatnika, w którym jedna z dziewczynek zgodziła się mi towarzyszyć. Odbyło się wtedy zaledwie kilka sabatów, naszymi magicznymi eliksirami były zebrane naprędce z szafek kuchennych płyny wszelkiej maści, a naszymi pomocnikami – pluszowe kotki. Mimo to w poważnym wieku lat siedmiu bez wątpienia wiedziałam, że magia była prawdziwa.

Piętnaście lat później, tuż po zakończeniu nauki w college’u, kiedy cierpiałam na wyjątkowo długotrwały atak lęku i depresji, znalazłam się na progu sklepu New Age w podmiejskiej dzielnicy w New Jersey. W środku pełno było oldschoolowych elementów wystroju wnętrz w stylu New Age: mnóstwo figurek wróżek, pelerynek i kryształów, słowem wszystkich tych przedmiotów, które uwielbiałam jako dziec­ko, a teraz uważałam za straszną tandetę.

To nie ja wpadłam na pomysł odwiedzenia tego sklepu. Poszłam tam, aby skorzystać z bonu podarunkowego na wykonanie horoskopu, który ofiarowała mi na urodziny ciotka. Pasjonowała się wszystkim, co było związane z czarami – w domu na półce miała miniaturowy kociołek do gotowania, na szyi nosiła pentagram, regularnie chadzała na spotkania kręgów perkusyjnych i odbywała medytacje z duchowymi przewodnikami. Uwielbiałam rozmawiać z nią o wszystkich tych tajemniczych praktykach, ale siebie postrzegałam raczej wyłącznie jako zainteresowaną tematyką obserwatorkę. Nawet jeśli intrygowało mnie zaangażowanie ciotki w tę tematykę, to jednak w ostateczności byłam przekonana, że szczera wiara w magię to nic innego jak czysta głupota. Takie podejście pozwalało mi się przed nią chronić przez bardzo długi czas.

Jeszcze w gimnazjum przyklejono mi łatkę zbyt głośnej, zbyt emocjonalnej i zbyt kujonowatej. Za bardzo przejmowałam się szkołą, codziennie poświęcałam kilka godzin na odrabianie pracy domowej po to, aby efekt był „idealny”. To, co sprawiało mi przyjemność, często w oczach moich rówieśników uchodziło za „dziwne” lub „niedojrzałe”. Gdy zapraszano mnie na noc do koleżanek, często wizyta wyglądała tak, że spędzałam większość czasu sama, bo za bardzo przerażały mnie oglądane przez dzieci horrory. Łatwo można było zranić moje uczucia, mój śmiech był zbyt głośny, a płacz miałam zawsze na podorędziu. Nie mogłam więc pozwolić sobie na bycie nie tylko „dziwaczką”, lecz także „wiedźmą” – mimo że w młodszym wieku uwielbiałam wszystko, co tajemnicze i magiczne.

Dlatego w pierwszym odruchu, gdy znalazłam się w sklepiku pełnym newage’owej tandety, chcąc wykorzystać bon podarunkowy na postawienie horoskopu, stwierdziłam, że daruję to sobie w obawie przed zbłaźnieniem się. Z całą pewnością ani mi się to wszystko nie podobało, ani w to nie wierzyłam.

Z zaplecza usłyszałam jednak czyjś głos. Okazało się, że należał do mężczyzny z wyglądu przypominającego „oczyszczoną” wersję postaci z kreskówki Simpsonowie, Comic Book Guya. Leciwy terier podążył za nami do pomieszczenia, udekorowanego gobelinami i kryształowymi kulami. Usiadłam w fotelu przy niewielkim, okrągłym stoliku, na którym znajdował się stosik kartek. Na górze widoczna była okrągła tarcza w różnych kolorach. Był to mój horoskop, jak wyjaśnił astrolog, ukazujący pozycję poszczególnych planet w chwili moich narodzin.

Nacisnął przycisk nagrywania w starodawnym magnetofonie.

– Będziesz chciała posłuchać tego jeszcze raz później – powiedział, a niewielki piesek zwinął się w kłębek u naszych stóp.

Był to moment, który zmienił całe moje życie.

Gdy mężczyzna uruchomił magnetofon, wyobraziłam sobie, że później będę odtwarzać nagranie jako żart. Założyłam, że znajdzie się na nim mnóstwo mało konkretnych wróżb dotyczących pieniędzy i miłości, zupełnie jak w filmach. Sześćdziesiąt minut później byłam wdzięczna za to, że w ręku miałam zapis godziny mojego życia, która zmieniła w nim najwięcej.

Gdy astrolog objaśniał horoskop, miałam wrażenie, jakby opowiadał mi historię mojego życia, ponieważ wspominał o takich jego elementach, których nigdy nie byłam w stanie samodzielnie wyjaśnić, a wręcz nie podejrzewałam, że w ogóle można je było w jakiś sposób wytłumaczyć. Właśnie te elementy ciągle i ciągle „odpalały” w moim umyśle ogromny napis świecący niczym neon: WADA. W jednej chwili wszystkie mistyczne historie związane z astrologią przestały być zabawne. Jak to możliwe, że ten człowiek wiedział pewne rzeczy na mój temat, był w stanie szczegółowo je wyjaśnić, a dodatkowo opowiadał o nich w taki sposób, jakby w ogóle nie były wadami, a po prostu stanowiły integralną część mojej osoby?

Gdy tak siedziałam w fotelu i słuchałam, jego pies położył mi się przy stopach. Czułam, że po raz pierwszy od długiego czasu zaczynam się rozluźniać. Zrozumiałam, że do tej pory w pełni nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak byłam nieszczęśliwa. Wiedziałam, że po skończeniu nauki w college’u cierpiałam na zaburzenia lękowe, ale nie umiałam stwierdzić, co jest ich przyczyną. Dopiero teraz zaczął wyłaniać się szerszy obraz sytuacji – stale czułam się wyczerpana, bez względu na to, ile godzin spałam. Dołowało mnie, że niczego w życiu nie osiągnęłam. Zakończyłam obowiązkowy okres nauki trwający szesnaście lat. Ciężko pracowałam, miałam dobre oceny, przestrzegałam zasad. Miałam dwadzieścia dwa lata – czas najwyższy mieć jakiś pomysł na życie. Czy nie powinnam czuć się szczęśliwa i spełniona, mieć obrany kierunek w życiu i stałe potwierdzenia z zewnątrz, że moja ciężka praca przynosi owoce? W przeciwnym razie oznaczałoby to, że gdzieś popełniam błąd. A skoro popełniam błąd, to znaczy, że coś jest ze mną nie tak.

A tu proszę: jakiś astrolog tak po prostu sugeruje, że wszystko jest ze mną w najlepszym porządku, a wszystko, co mi się przytrafiło, przytrafiło się we właściwym momencie, bo taki był układ gwiazd.

Zaczęłam pytać. Chciałam poznać szczegóły.

– Mieszkając w mieście, cierpię na zaburzenia lękowe – powiedziałam. – Dlaczego nie mogę odzyskać spokoju i radzić sobie ze wszystkim tak, jak każda inna osoba?

– Jest pani nadmiernie wrażliwa na bodźce zewnętrzne – odparł. – W pani horoskopie widzę mnóstwo wody. Jest pani osobą emocjonalną. Wystarczy spojrzeć na pozycję Księżyca.

Jestem emocjonalną osobą? To wszystko? Czyli wolno mi to stwierdzić i wskazać na miejsce w horoskopie, które jest tego wyjaśnieniem? Nie muszę uznawać tego za wymówkę, ale za istnienie części mnie, która domagała się dodatkowej uwagi? Może nawet mogłabym się nauczyć, jak tę wrażliwość „obsługiwać”, zamiast ją zwalczać?

Skoro horoskop stanowił wyjaśnienie pewnych kwestii na mój temat, których do tej nie byłam w stanie nawet wyartykułować, to czy rzeczywiście jest możliwe, że wszystko było ze mną w jak najlepszym porządku? Czy w takim razie mogłaby to być prawda, że nie musiałabym się zmieniać po to, aby dopasować się do percepcji mojej osoby i oczekiwań innych ludzi? I że wystarczyłoby tylko dobrze zastanowić się nad tym, jak wykorzystać pewne elementy mojej osobowości, a może i się nimi cieszyć?

Chyba na tym polega olśnienie.

Odbyłam wiele spotkań z terapeutami, uczestniczyłam w wielu wyjazdach w ustronne miejsca, by poprawić samopoczucie, odbyłam mnóstwo wizyt u lekarzy, starając się podnieść swój poziom energii i poczuć się jak „normalna” osoba. Jednak za każdym razem z takiego spotkania wychodziłam z przekonaniem, że „coś jest ze mną nie tak, a skoro nie potrafię tego naprawić, to jestem leniwa, żałosna i skazana na porażkę”.

Żadna z tych osób nie pokusiła się o stwierdzenie, że wszystko było ze mną w jak najlepszym porządku, jak z każdą inną osobą. Że tak naprawdę każdy z nas jest inny i jest ku temu bardzo dobry powód – każdy z nas ma do wykonania zupełnie inną pracę, każdy z nas ma w zasadzie nauczyć się pracować z wykorzystaniem różnych swoich atutów i słabości. I że nie ma czegoś takiego, jak „normalność”.

Oto mój horoskop pokazywał układ energetyczny dla miejsca i czasu, w jakim przyszłam na świat, nie tylko wpisując mnie w ten wyjątkowy moment, ale także konfigurując moją relację z energią wszechświata w tym życiu. Był to układ określający życiowy dialog, w ramach którego wszechświat i ja mieliśmy za zadanie razem odnaleźć sposób, w jaki wszystkie elementy tajemniczej układanki pasują do siebie – dowód na to, że każdy człowiek istnieje w świecie po coś, w jakimś celu, co oznacza, że każdy z nas prowadzi niezgłębiony i piękny dialog z najbardziej magicznymi siłami, jakie tylko można sobie wyobrazić. A wszystko to zmieściło się w szarej kopercie.

To wręcz nie do wiary.

Przez następne osiemnaście lat mojego życia stopniowo i coraz głębiej angażowałam się po kolei we wszystkie możliwe praktyki mistyczne, jakie tylko istnieją, początkowo z pozycji zainteresowanej obserwatorki, a z czasem czynnej uczestniczki. Z uwagi na problemy ze zdrowiem oprócz tradycyjnej medycyny korzystałam także z dobrodziejstw bioenergoterapii. Udało mi się wyleczyć zaburzenia lękowe za pomocą terapii psychologicznej i tarota. Prowadzone medytacje, łączność z przewodnikami duchowymi, praktyki czarodziejskie, holistyczna twórczość, mindfulness – wszystkie te drogi z powrotem doprowadziły mnie do osoby, którą byłam w wieku lat siedmiu: małą, szczęśliwą czarownicą, mającą głęboką wiarę w magię jako drogę do wzmocnienia wewnętrznego i jako coś, czym można dzielić się z innymi. Nie mogłam wprost uwierzyć, że na tak długi czas się tego wyzbyłam.

W kulturze czarownic istnieje coś takiego jak Księga cieni, stanowiąca osobisty zestaw pomocnych zaklęć, rytuałów i doświadczeń spisywanych przez czarownice z myślą o przekazaniu ich kolejnemu pokoleniu praktykujących wiedźm. Przekazanie tych informacji jest traktowane jako święty akt magiczny, umożliwiający lepszy rozwój jednostek i grupy. Niniejsza książka stanowi moją Księgę cieni opracowaną specjalnie dla ciebie – księgę wiedzy magicznej i poradnik zawierający mistyczne i praktyczne narzędzia, które pomogą lepiej poruszać się w obszarze zdrowia umysłowego, fizycznego, a nawet metafizycznego.

W wieku nastoletnim każdy staje przed wyjątkowo trudnym wyzwaniem: w jaki sposób określić, kim jesteśmy, na czym nam zależy, jak dążyć do tego, by wieść spełnione i interesujące życie niezależnie od oczekiwań innych ludzi i systemu, w jakim funkcjonujemy? Na tym etapie życia, gdy często wymusza się na nas osiągnięcia, zaczynamy w nieunikniony sposób przedkładać czynniki zewnętrzne ponad naszą własną intuicję. Naturalną reakcją na tego typu presję są lęki i depresja, które nie tylko sprawiają, że czujemy się chorzy i nieszczęśliwi, lecz także odbierają nam poczucie sprawczości i uniemożliwiają wykonywanie prawdziwej pracy, jaka czeka nas na tej planecie.

Zmiana narracji

Tak jak ja, gdy już w wieku dwudziestu dwóch lat doszłam do wniosku, że coś ze mną było poważnie nie tak, większość z nas jest niezła w wymyślaniu różnych historii na temat tego, co z nami nie gra, a im bardziej kreatywni i wrażliwi jesteśmy, tym bardziej skomplikowane są owe historyjki. W wymyślaniu różnych opowieści na swój temat nie byłoby niczego złego, gdyby tworzona narracja była miła, sympatyczna i pozytywna, pełna empatii i zrozumienia wobec różnych osobistych zmagań. Niestety nasz umysł został zaprogramowany tak, abyśmy tworzyli najgorsze możliwe scenariusze. Jest ku temu zasadny powód, a gdy go w pełni poznamy, będziemy mogli zacząć korzystać z narzędzi opisanych w tej książce, by móc współpracować z naszym umysłem i uniemożliwić mu działanie na naszą niekorzyść.

Problem jednak w tym, że nadal jesteśmy przywiązani do naszej najwcześniejszej wersji zwierzęcia/jaskiniowca, zaprogramowanego do walki lub ucieczki. Oznacza to, że nasze mózgi są „konstrukcyjnie” stworzone, by zachowywać czujność na wypadek ataku, oceniać, czy zagrożenie można zwalczyć, czy może należy wziąć nogi za pas. Ten gwałtownie włączający się instynkt działał na naszą korzyść w procesie ewolucji. Jaskiniowcy, którzy byli na tyle mądrzy, aby zorientować się, że grozi im niebezpieczeństwo, mogli przeżyć i dalej przekazywać swoje geny. Pamiętali, które jagody im nie służyły i które zwierzęta na nich polowały. Pośród tego rodzaju krzepkich jednostek możemy doszukiwać się naszych przodków. Możemy zatem całymi dniami przekonywać naszych przodków o tym, że obecnie nasze życie jest stosunkowo bezpieczniejsze, ale i tak nigdy do końca nie zrezygnują oni ze swojego survivalowego punktu widzenia.

W gruncie rzeczy tak naprawdę nie powinniśmy wyzbywać się umiejętności odróżniania bezpieczeństwa od zagrożenia. Musimy być zdolni zapamiętywać sytuacje, które sprawiły nam ból, aby unikać ich w przyszłości. To ważna umiejętność i całkiem możliwe, że nasz pierwszy kontakt z narracją, która ma początek, środek i koniec.

„Zerwałam czerwoną jagodę. Zjadłam czerwoną jagodę. Rozchorowałam się po jej zjedzeniu”.

Nie przypomina to, co prawda, wspaniałej amerykańskiej epopei, ale jest to ten rodzaj opowieści, który odpowiada naszemu umysłowi, bo nie ma w nim niejasności.

Na czym jednak polega nasz problem z umysłem, będącym pozostałością po naszych przodkach jaskiniowcach? Otóż jedynym priorytetem jest dla niego pozostanie przy życiu bez względu na koszty. Nasz umysł koncentruje się na tym, co negatywne, nawet mimo koncepcji pozostania przy życiu po to, aby było ono szczęśliwe. Jeśli priorytetem jest przeżycie, to lista trujących jagód będzie ważniejsza niż lista ładnych miejscówek nad jeziorem, gdzie można pływać i do woli oddawać się relaksacji. Ironia polega na tym, że dzięki pływaniu i relaksowi życie tego jaskiniowca mogłoby być dłuższe i zdrowsze. Niestety jaskiniowiec ma tylko jeden cel: przeżyć do jutra. To wszystko.

Zrozumienie, że nasze mózgi są zaprogramowane tak, by katalogować zagrożenia i możliwe źródła bólu, to pierwszy krok w kierunku poluzowania chwytu, w jakim trzyma nas mózg jaskiniowca. Z całym szacunkiem dla naszych przodków musimy pamiętać o tym, że ich mózgi nie potrafiły pojąć złożoności – coś było śmiertelne lub nie, dobre lub złe. Większość sytuacji, z jakimi mamy obecnie do czynienia, nie jest jednak tak jednoznacznie prosta. Dlatego musimy porządkować nasze opowieści czy narracje i podejmować decyzje, które informacje są realnie pomocne, a w stosunku do których uruchamia się nasz ferujący wyroki instynkt jaskiniowca.

W jaki sposób manifestuje się mózg jaskiniowca na co dzień? Przypuśćmy, że za krótko uczyłeś się do testu i otrzymałeś złą ocenę. Spokojnie można na podstawie ciągu zdarzeń wysnuć wniosek, że jeśli w przyszłości chciałbyś otrzymać lepszą ocenę, powinieneś poświęcić więcej czasu na naukę. Wydarzyło się coś złego – oblanie testu (pożarcie przez tygrysa szablozębnego). Powód? Niedostateczne przygotowanie się do sprawdzianu (wejście do jaskini, w której ów tygrys się znajdował). Z tej prostej historyjki można wyciągnąć wniosek, że czasami zbyt krótka i pobieżna nauka ma nieprzyjemne skutki.

Jednak w naszym życiu pojawiają się obiektywne zdarzenia, przy czym to, co sobie opowiemy na ich temat, czasem może znacznie odbiegać od rzeczywistości. W takim razie jak wygląda obiektywna prawda wynikająca z opowieści o oblanym teście? Nie uczyłeś się dostatecznie pilnie i otrzymałeś złą ocenę. To się właśnie zdarzyło. Ale ponieważ jesteś bardzo inteligentny, poprosisz swój mózg o więcej informacji na temat tego, co doprowadziło do tej sytuacji, które on sklasyfikuje jako „złe”, aby móc cię lepiej chronić.

Dlaczego za mało się uczyłeś? Czy twój mózg wypracuje narrację o tym, że jesteś leniwy? Nie radzisz sobie w szkole? Nie cierpisz tego przedmiotu? Jesteś ZŁĄ osobą?

Gdy człowiek zyskał trochę wolnego czasu, wpadł na pomysł, że może „uprawiać” nienawiść do samego siebie. Mózg jaskiniowca wyewoluował na tyle, że pojął nie tylko, że pójście do jaskini tygrysa wiąże się z niebezpieczeństwem, lecz także, że człowiek sam zdecydował o tym, aby się tam udać. W efekcie twój mózg może stworzyć historyjkę o tym, że CZŁOWIEK jest ZŁY. A może nawet sporządzić całą listę powodów, dla których CZŁOWIEK jest ZŁY, i momentalnie je zarchiwizować tak, aby towarzyszyły wszystkim twoim poczynaniom już do końca życia?

Jeśli w trakcie autoanalizy nie możemy znaleźć żadnego kozła ofiarnego, wówczas wymyślamy sobie historię na czyjś temat, mając nadzieję na zrzucenie winy na tę osobę, aby to ona była ZŁA. Poszukiwanie ZŁYCH aspektów sytuacji, która dotyczy innych osób, stanowi podatny grunt dla mózgu jaskiniowca. Może zacząć domyślać się i spekulować, co myśli i czuje druga osoba, przypisywać jej wszelkie możliwe rodzaje motywacji bez żadnej gwarancji tego, że są prawdziwe. Im bardziej kreatywną i wrażliwą jesteś osobą, tym bardziej zawiłe bywają takie opowieści. Jesteśmy tak zdesperowani, by określić, co poszło nie tak, mając nadzieję na uniknięcie bólu czy dyskomfortu w przyszłości, że nie możemy się od tego powstrzymać. W efekcie przeżywamy życie, jakie nasi przodkowie z ery jaskiń usilnie starali się nam zafundować, katalogując owe listy nieszczęść. Ale jaskiniowcy nie przekazali nam swoich z trudem zdobytych genów tylko po to, abyśmy mogli nurzać się w poczuciu klęski i nieszczęścia!

Częściowo pomocna może być świadomość, że czasami dyskomfort jest OK. Poczucie, że się oblało test, nie należy do miłych, ale z pewnością da się je przeżyć, a nawet można dzięki niemu zrozumieć, że i takie doświadczenie stanowi cenną naukę, bez konieczności uruchamiania przez mózg przycisku alarmowego z hasłem ZŁO. Czy można wyłączyć przycisk alarmowy PRZEWINIENIE podczas sytuacji, które nie są specjalnie komfortowe, wiedząc, że w naszym życiu jest miejsce też na nie?

Jak można w bardziej skomplikowany sposób wyjaśnić niedostateczne przygotowanie do testu? Taki, którego nie można opatrzeć etykietą DOBRE ani ZŁE? GROŻĄCE ŚMIERCIĄ lub NIEGROŻĄCE ŚMIERCIĄ? Może pokłóciłeś się z kimś z rodziny, co obniżyło twoją koncentrację? A może pracowałeś i źle rozplanowałeś czas? Czy potrzebujesz pomocy w nauce, bo sam sobie nie radzisz? Nawet najgorszy scenariusz, czyli: miałeś mnóstwo wolnego czasu i wolną głowę na naukę, ale zwyczajnie nie zabrałeś się do pracy, może po prostu oznaczać kiepską noc i błąd w ocenie swoich możliwości. Niestety nasz mózg nie jest zainteresowany wymyślaniem tak szczegółowych opowieści we własnym zakresie. Jego głównym celem jest stwierdzenie: JESTEŚ NAJGORSZY.

Z takim właśnie nastawieniem weszłam do sklepiku New Age lata temu. Pewnie, że świat bywa groźnym miejscem, ale jeśli nadmiernie odczuwałam efekty takiego przeświadczenia, to coś musiało być ze mną nie tak. Byłam ewidentnie nadwrażliwa, zbyt emocjonalna, zbyt łatwo przejmowałam się rzeczami, na które inni nie zwracali uwagi. Dlatego, starając się znaleźć uzasadnienie dla odczuwanej depresji, tworzyłam fałszywy obraz siebie i tego, co robiłam nie tak, włączając przycisk alarmowy ZŁO, gdy tylko wykazywałam się „nadmiernie wrażliwym” zachowaniem. No i masz, znowu to samo, wszystko zepsułaś, bo taki z ciebie mięczak!

W niektórych szkołach mistycyzmu istnieje koncepcja, że każdy z nas podświadomie stale tworzy dla siebie fałszywą skalę złego i dobrego, opierając się na wszystkich historiach, które produkują nasze mózgi, nieustannie przesuwając wyznacznik w zależności od arbitralnych standardów, za pomocą których każdego dnia mierzymy sukcesy i porażki. Jeśli uważamy, że jesteśmy w stanie sprostać tym standardom, czujemy się wspaniale, ale kiedy idzie nam gorzej, to mamy wrażenie, że coś „nie gra” z nami, naszym życiem i niesprawiedliwym światem. W efekcie lądujemy gdzieś w dolnych rejonach skali, którą stworzyliśmy w naszym umyśle.

Należy kompletnie odejść od tej skali poprzez nastrojenie się na odbiór prawdy tu i teraz, przez co będziemy mogli lepiej o siebie zadbać i określić nasze prawdziwe potrzeby. Naszym celem jest uzyskanie niezachwianej pewności co do tego, że każdy z nas jest skomplikowanym, magicznym bytem, który pojawił się tutaj po to, aby wykonać jakieś ważne zadanie. Tak właściwie to szkoda czasu na tak nieistotne pomiary. Naszym przeznaczeniem jest poświęcić dany nam czas na to, by dowiedzieć się jak najwięcej o sobie i o tym, jak wpisujemy się w ten zwariowany kalejdoskop naszej planety, a nie na samoocenę.

Nasze narzędzia

Niełatwo jest przestać nieustannie oceniać swoje poczynania, ale właśnie dlatego dysponujemy odpowiednimi narzędziami. W każdym rozdziale tej książki prezentuję zestaw narzędzi, które służą do czerpania energii z chwili obecnej, a także do przerwania nieprawdziwych narracji powiązanych z binarną skalą pomiaru dobrych i złych rzeczy. W dalszych rozdziałach poświęcimy uwagę takim zagadnieniom, jak tarot, astrologia, czary, praca z energią, mindfulness, twórcze praktyki, współpraca z przewodnikami duchowymi, a także relacjom z ciałem i analizie bardziej tradycyjnych technik terapeutycznych. W każdym rozdziale znajdują się również wywiady z moimi ulubionymi praktykami i osobami o wszechstronnej wiedzy i mądrości, którzy wyjaśniają, jak korzystać z owych narzędzi w celu dotarcia do prawdy i wydobycia maksymalnego potencjału z danej chwili.

Jeśli będziemy korzystać z zaoferowanych w książce narzędzi jako dróg, które powiodą ku zrozumieniu siebie samych, będziemy w stanie przerwać fałszywą narrację, którą tworzymy w naszych mózgach jaskiniowca. Każde z narzędzi tutaj przedstawionych ma za zadanie połączyć nas z energią chwili obecnej, umożliwiając nam w ten sposób zyskanie nowego spojrzenia na metody, za pomocą których w fałszywy sposób ograniczamy swoją samoświadomość. Magię odnaleźć można w prawdzie płynącej z chwili obecnej, w zaciekawieniu tym, kim naprawdę jesteśmy i jak nasze życie powinno naszym zdaniem wyglądać.

Energia

Sporo uwagi w tej książce poświęciłam energii. Powinieneś sam zdecydować, co oznacza to słowo dla ciebie. Dla mnie energia to „magia”, a gdy mówię o magii, mam na myśli generatywne, energetyczne możliwości, które tworzą i utrzymują wszystko przy życiu. To jesteś ty, to również to, co cię otacza, oraz istota każdego życia.

Energia ma różne nazwy w zależności od kultury i tradycji: „chi”, „prana”, „ki”. Niektórzy na określenie generatywnej, twórczej energii mówią o Bogu lub bogach albo o Bogini czy Źródle. Inni posługują się słowem „Duch”, które obejmuje zarówno energię generatywną, jak i faktyczne duchy czy naszych przodków. Niektórzy patrzą na energię poprzez formę, w jakiej manifestuje się w naturze.

Jeśli twoja definicja energii mieści w sobie duchowość, to świetnie, ale nie ma obowiązku posiadania przekonań duchowych czy uprawiania praktyk duchowych po to, by korzystać i doceniać narzędzia, o jakich piszę w tej książce. Jeśli dorastałeś, mając bardzo tradycyjną koncepcję Boga czy bogów istniejących w oddzieleniu od ludzkości, siedzących na tronie gdzieś w niebiosach i zajmujących się ocenianiem ludzi, to nieśmiało zachęcam do tego, aby przestać myśleć o tych siłach w sposób binarny (dualistyczny), jak o dwóch przeciwstawnych sobie stronach – o Bogu i ludziach, o niebie i ziemi. Proponuję za to przestawić się na myślenie o nich jako o różnych postaciach jednej jednoczącej energii. Wiele praktyk mistycznych postrzega energię Boga i energię ludzką, zwierzęcą, przedmiotów, natury i ziemi jako jedno i to samo. Jeśli wszystko, co nas otacza, stanowi formę takiej energii, wówczas mamy możliwość dostrzeżenia pewnych ekscytujących możliwości, jakie stwarza nam „tu i teraz”, które nie zaistnieją, jeśli traktujemy siebie wyłącznie jako oddzielny, zupełnie niezależny byt.

Fakt, że ludzie są w stanie w bardzo różnorodny sposób postrzegać duchowość i jej doświadczać oraz wchodzić w relacje z energią, stanowi dodatkową korzyść, bonus, a nie wadę. Każdy z nas ma swoją własną, indywidualną relację z takimi rzeczami – taką, której nawet może nie bylibyśmy w stanie wyjaśnić innym ludziom. I – znowu – jest to coś pozytywnego! Tworzymy coś, co będzie nam towarzyszyć przez całe życie: naszą relację z sobą samym i z otaczającym nas światem.

Znam pewną anegdotę, którą uwielbiam, a jest ona opowiadana w różnych kulturach. Wywodzi się najprawdopodobniej z wczesnego buddyzmu lub dźinizmu (indyjskiego systemu filozoficzno-religijnego). Grupa niewidomych napotkała na swojej drodze słonia. Próbują się zorientować, co to za przeszkoda, dotykając różnych części ciała zwierzęcia. Jeden z mężczyzn chwyta ucho słonia i stwierdza: „To wielki liść!”. Drugi dotyka nogi słonia i mówi: „To drzewo”. A trzeci chwyta ogon słonia, wykrzykując: „Znaleźliśmy linę!”.

Dużo rozmyślam o tej anegdocie, korzystając z różnych narzędzi, z których każde jest zaledwie niewielkim fragmentem większej prawdy. Na tym polega ich piękno i dlatego musimy zawsze traktować je jako narzędzia, a nie jako ostateczne prawdy same w sobie. Niezależnie od wszystkiego, zawsze widzimy tylko jeden fragment szerszej nieznanej nam całości.

Dla mnie ta tajemnicza całość jest bardzo atrakcyjna. To o tyle ekscytujące, że możemy poznać jedynie część słonia w danym momencie. Ale oznacza to również, że żaden z systemów nie jest idealny. Nikt z nas nie jest na tyle kompetentny, by doradzać komuś, jak ma się sobą zajmować albo jak można dotrzeć do głębiej ukrytej prawdy na temat tego, kim jesteśmy i co jest dla nas ważne w tym życiu.

Wyobraź sobie, w jakim świecie byśmy żyli, gdybyśmy przyznali się przed sobą, że wyłącznie po omacku „ogarniamy” tego słonia, starając się z całych sił. Musimy zrozumieć, że każdy z nas ma dostęp tylko do niektórych fragmentów bliżej niepoznawalnej prawdy i że nasza wersja może się różnić od wersji osoby znajdującej się obok nas. Wyobraź sobie, co by było, gdyby każdy z nas miał nieskończone pokłady cierpliwości wobec siebie w tej podróży oraz nieskończoną cierpliwość dla innych! Wierzę, że taki świat jest możliwy, a skoro czytasz te słowa, to mam przeczucie, że i ty w to wierzysz.

JESTEŚ BOHATEREM

Jedną z ulubionych opowieści ludzi jest, według znawcy mitów Josepha Campbella, tak zwana podróż bohatera. Bohater musi walczyć ze złem i pokonywać przeszkody, aby ocalić nie tylko siebie, lecz także całą planetę, a najlepiej kilka. Tę historię opowiadamy sobie wciąż na nowo w różnych formach, bo stanowi doskonałą metaforę tego, czego wszyscy doświadczamy, tocząc różne boje. Każdy z nas jest bohaterem swojej opowieści o życiu, każdy odpowiada za to, by przejąć kontrolę nad własną historią i podejść do niej jak do niezwykłego daru.

Tak jak bohaterowie w ulubionych opowieściach, każdy z nas musi poznać swoje moce, dzięki którym będzie w stanie stawić czoła trudnościom, z jakimi przyjdzie mu się zmierzyć. Musisz otrzymać własną magiczną różdżkę, opanować Moc i dowiedzieć się, jakim mutantem jesteś. Te części twojej osoby, które postrzegasz jako słabości, staną się twoimi mocnymi stronami. To, co do tej pory pozostawało ukryte w cieniu, wreszcie ujrzy światło. To jest twoje zadanie i sens twojej życiowej narracji.

Podobnie jak w przypadku bohaterów różnych tego rodzaju opowieści, droga nigdy nie jest łatwa i często będzie różnić się od oczekiwań. Lecz gdy nasi bohaterowie zorientują się, jaka jest stawka, będą zdeterminowani, aby się dowiedzieć, jak żyć w pełni prawdy na temat tego, kim są.

I dla nas stawka jest wysoka. Nasze zdrowie psychiczne i fizyczne, nasze umiejętności w zakresie dbania o bliskich, bycie życzliwym przyjacielem, kochającym członkiem rodziny i społeczności, stawanie w obronie tego, co jest w naszym odczuciu słuszne, znalezienie zajęć i pracy, na których nam zależy, angażowanie naszych serc i umysłów – wierzę, że wszystkie te rzeczy są tak samo istotne jak ratowanie planety. Oto wielki i niezwykle ważny sekret tej książki: tego rodzaju rzeczy i działania w rzeczywistości pomogą ocalić Ziemię. Gdy zdamy sobie sprawę, że moc, jaką każdy z nas ma, stanowi energetyczny element układanki będącej naszym wszechświatem, zrozumiemy również, że możemy zacząć żyć w zgodzie z energią, zarówno własną, jak i osób z naszego otoczenia. Wyobraź sobie, że każdy wziąłby odpowiedzialność za zarządzanie własną częścią energii – byłaby to przysługa dla siebie, a także dla innych! Cały świat zmieniłby się na lepsze. Dlatego stawka jest bardzo wysoka.

Książka ta w zamierzeniu ma posłużyć jako swojego rodzaju mapa pokazująca różne możliwości poruszania się oraz ścieżki warte zbadania. Zaprezentowane w niej narzędzia są środkiem do celu, którym jest praca i lepsze zrozumienie naszej relacji z energią, abyśmy mogli skuteczniej walczyć ze stresem, depresją, przeciwdziałać powstawaniu fałszywych narracji, zrezygnować z ocen opartych na skali dobry/zły, pielęgnować oraz rozwijać głęboką i zrównoważoną relację ze sobą. Nie ma jednego, uniwersalnego sposobu na współdziałanie z energią, który sprawdzi się u każdego, a część zabawy polega na tym, aby samemu dojść do tego, które narzędzia będą ci odpowiadać i które wzbudzą twoje zainteresowanie.

Kiedy będziesz zgłębiać potencjał każdego z tych narzędzi, pamiętaj, że nie każdy jest skłonny wykonać pracę polegającą na zadawaniu tych ważnych pytań i kwestionowaniu struktury potwierdzenia pochodzącego z zewnątrz. Niestety łatwiej jest pielęgnować w sobie gniew, stres czy frustrację, ponieważ to nie wymaga autoanalizy. Dla większości osób przyglądanie się bezpośrednio tym częściom naszego „ja”, które nauczono nas traktować jako niegodne, stanowi trudne zadanie i należy odpowiednio docenić siebie za podjęcie takiego wysiłku. Nawet samo rozpoczęcie zgłębiania sensu i możliwości w życiu stanowi ekscytujące i zaszczytne przedsięwzięcie, ponieważ zaczynasz rozwijać umiejętności, które zawsze mogą okazać się pomocne.

Aha, tak przy okazji: może to być naprawdę dobra zabawa! Czy wiesz, że tak właściwie masz prawo dobrze się bawić, a jednocześnie uczyć zarządzać stresem, utrzymywać w równowadze swoją energię i docierać do głębszych prawd mistycznych? Dlaczego nie pozwolić, by zabawa, radość i kreatywność stały się nieodzownymi elementami opiekowania się sobą?

Moja znajomość tych narzędzi (i siebie samej) ewoluuje każdego dnia, a książkę tę napisałam w równym stopniu dla ciebie i dla siebie. Nigdy nie przestaniemy uczyć się samych siebie, a proces samopoznania i rozwoju nie przebiega linearnie. Być może nigdy nie uda nam się rozwiązać wszystkich naszych problemów, rozpracować wszystkich trudnych kwestii i nie dotrzemy do etapu, gdy wszystko stanie się całkowitą „łatwizną”, ale sens pracy z wykorzystaniem wszystkich tych narzędzi polega na tym, aby nauczyć się doceniać złożony charakter nieustannie zachodzących procesów życiowych.

Wyzwania, którym stawiamy czoła w życiu, nie służą temu, by nas pokonać i złamać. Wchodzą w skład systemu energii i mają za zadanie odciąć niepotrzebny hałas oraz „włączyć” to, co naprawdę jest dla nas istotne. Każda chwila, każdy element naszego psychicznego, emocjonalnego i fizycznego układu mają nas czegoś uczyć. Ich zadaniem jest pokazanie nam, jak słuchać.

A teraz wreszcie czas na magię.

Dalsza część w wersji pełnej