Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
Świąteczna opowieść o cudach i o uczuciach, które mogą pojawić się zupełnie nieoczekiwanie.
Lilka – dziewczyna, która spędziła sporą część swojego dzieciństwa w domu dziecka, wciąż nie może pogodzić się z tragedią, która spotkała jej rodzinę. Postanawia wynająć detektywa, żeby odnalazł człowieka, którego tak bardzo nienawidzi.
Gabriel, który porzucił dotychczasowe miejskie życie i zaszył się w położonej pośrodku lasu leśniczówce dziadka, nadal nie potrafi sobie wybaczyć tego, co wydarzyło się przed laty… Tymczasem pewnego grudniowego wieczoru, do drzwi jego leśniczówki puka młoda, zagubiona dziewczyna.
Agata Sawicka w swojej pierwszej świątecznej historii zabiera nas do Leśniczówki cudów, gdzie w otoczeniu zaśnieżonych gór snuje opowieść o przebaczeniu i uczuciu, rodzącym się na gruzach złamanych serc. W końcu święta to czas, kiedy cuda stają się możliwe!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 370
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Moją pierwszą świąteczną powieść dedykuję drogiej mojemu sercu przyjaciółce Ani – dziękuję za Twoją przyjaźń, obecność, czas, godziny rozmów, wspólne wyjazdy, przygody, które na zawsze zostaną w mojej pamięci. Dziękuję za to, że jesteś!
Zawsze, ilekroć
uśmiechasz się do swojego brata
i wyciągasz do niego ręce,
jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy milkniesz,
aby wysłuchać,
jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy rezygnujesz
z zasad, które jak żelazna
obręcz uciskają ludzi
w ich samotności,
jest Boże Narodzenie.
(...)
Matka Teresa z Kalkuty
CZĘŚĆ I
LILKA
ROZDZIAŁ 1
Pomimo wczesnej godziny na dworze było już ciemno. Grudniowe wieczory miały w sobie coś magicznego, o ile całej atmosfery nie psuł padający deszcz. Na ulicach pełno było kałuż, które powoli zamarzały, tworząc ślizgawicę. Ludzie szli powoli, ale mimo tego co chwilę ktoś lądował na ziemi.
Lilianna zapięła płaszcz i starannie owinęła się wełnianym szalem.
– Do jutra! – krzyknęła do dziewczyn i wyszła z restauracji, w której pracowała.
Od razu uderzył ją powiew mroźnego powietrza. Zaszczypały ją policzki.
– Szkoda że zamiast śniegu ciągle jest deszcz – mruknęła do siebie i skręciła w uliczkę prowadzącą na przystanek autobusowy.
W grudniowe popołudnie Warszawa tętniła życiem. Ludzie mijali się po drodze, zmierzając do domów i sklepów. Ulice oświetlone były różnokolorowymi lampkami, a na rondzie pojawiła się już przystrojona choinka. Dopiero zaczął się adwent, a wokoło już było czuć świąteczną atmosferę.
Nagle Lilka zobaczyła nadjeżdżający autobus i przyspieszyła kroku. Straciła przy tym czujność i uwagę, i w efekcie po chwili poślizgnęła się i wylądowała na twardym chodniku. Jej kolana i dłonie zatopiły się w zamarzającej kałuży.
– Niech to szlag! – przeklęła pod nosem. W tym samym momencie usłyszała:
– Nic się pani nie stało?
Młody mężczyzna pochylał się nad nią i przyglądał się jej z zainteresowaniem. Lilka poczuła, że się czerwieni.
– Na szczęście nic, tylko się poślizgnęłam – powiedziała, podnosząc się z ziemi. – Spieszyłam się na autobus, który właśnie odjeżdża. – Spojrzała zrezygnowana w stronę pojazdu, do którego tłoczyli się ludzie. Nie miała już szans, żeby do niego dobiec.
– Przykro mi – zasmucił się nieznajomy, lecz po chwili jego twarz rozjaśnił uśmiech. – Chociaż, nie. Nie jest mi przykro. Proszę dać się zaprosić na kubek gorącej czekolady.
Lilianna spojrzała na swoje mokre spodnie i rękawiczki.
– Jest pan bardzo miły, ale…
– Bardzo panią proszę – jego głos przybrał niemal błagalny ton. – Później mogę panią odwieźć do domu.
– Dobrze – zgodziła się dla świętego spokoju, chociaż po chwili w jej duszy zatliła się nadzieja. A może to spotkanie będzie początkiem czegoś dobrego? Przyda jej się miła chwila na koniec tego nieudanego dnia. – Chętnie wypiję z panem gorącą czekoladę.
– Super! Jestem Emil. – Podał jej dłoń, którą uścisnęła.
– Lilka. To znaczy Lilianna – poprawiła się. – I przepraszam za mokrą rękę – zmieszała się. – Sam pan widział, że przed chwilą wylądowałam w kałuży.
Mężczyzna zaprosił ją do najbliższej, malutkiej kawiarenki o wdzięcznej nazwie Czekomania.W środku panowała przyjemna atmosfera. W kominku palił się ogień. Rozsiedli się w miękkich fotelach przy niedużym, szklanym stoliczku.
– Witam serdecznie. – Młoda kelnerka pojawiła się niemal natychmiast. – Na co mają państwo ochotę?
Emil spojrzał na Liliannę znacząco. Dziewczyna wyszeptała:
– Zdaję się na twój gust.
Skinął głową, po czym zamówił dwie gorące czekolady z dodatkiem malin.
– Moja ulubiona – wyjaśnił. – Jestem pewien, że będzie ci smakowała.
Na chwilę zapadła pomiędzy nimi cisza. Lilka pomimo swoich dwudziestu lat była cicha i nieśmiała. Nie przepadała za towarzystwem innych ludzi, najlepiej czuła się sama ze sobą.
Emil uśmiechnął się i zapytał:
– Jesteś z Warszawy?
– Tak, wynajmuję pokój w Rembertowie.
– Spokojna dzielnica – stwierdził.
– Mnie odpowiada. Jedyny minus to dojazdy do pracy.
– Gdzie pracujesz? – zainteresował się natychmiast mężczyzna.
– W restauracji – odpowiedziała Lilka. – Jestem kucharką. – W przeciwieństwie do niektórych swoich koleżanek, nie wstydziła się swojej pracy. Skończyła technikum gastronomiczne i nigdy nie poszła na studia. Niczego jednak nie żałowała. Może kiedyś, gdy nazbiera wystarczająco dużo pieniędzy, zapisze się na wymarzone studia artystyczne.
– Och, pewnie pysznie gotujesz. – Emil się uśmiechnął. Był elegancki i dobrze ubrany, zapewne pracował w jakiejś korporacji. – Chciałbym spróbować twojego popisowego dania. – W jego oczach pojawił się błysk.
Lilka w swoim niezbyt długim życiu zdążyła już przeżyć naprawdę zaskakująco wiele. Doświadczenie nauczyło ją, by podchodzić do ludzi z dystansem, a najlepiej trzymać się od nich z daleka. Wiedziała, że musi liczyć tylko na siebie, i nauczyła się być samowystarczalna. Ze wszystkim, lepiej lub gorzej, ale radziła sobie sama. Natomiast dzięki wrodzonej, ponadprzeciętnej wrażliwości potrafiła bacznie i dogłębnie obserwować otaczający ją świat oraz ludzi. Czasami wystarczyła chwila spędzona w towarzystwie jakiejś osoby i już wiedziała, z kim ma do czynienia. Dzięki temu nie pozwoliła się wykorzystać żadnemu mężczyźnie. Teraz, patrząc na Emila, wiedziała już, jakim jest typem człowieka. Bogaty karierowicz, który szuka dziewczyny na jakiś czas. Ona, skromna kucharka, byłaby dla niego tylko chwilową odskocznią i nieco egzotyczną zabawką. Mocno zacisnęła usta.
– Coś nie tak? – zainteresował się Emil, przyglądając jej się uważnie. Niestety, Lilce nie najlepiej wychodziło maskowanie emocji i władających jej sercem uczuć.
– Wszystko dobrze – odparła od niechcenia. Teraz, gdy już przejrzała mężczyznę i wiedziała, do czego będzie zmierzać to spotkanie, nie miała ochoty dłużej z nim przebywać. – Trochę mi zimno i chciałabym jak najszybciej znaleźć się w domu.
W tym momencie podeszła do nich kelnerka i postawiła przed nimi dwie wysokie szklanki z gorącą czekoladą. Życzyła im smacznego i pospiesznie się oddaliła. Emil tymczasem pytał dalej:
– Wynajmujesz pokój ze współlokatorką?
– Nie – odparła Lilka, upijając łyk gorącego, słodkiego napoju. – To znaczy mieszkam z dwiema dziewczynami, ale każda z nich ma oddzielny pokój.
– Fajnie, ale z drugiej strony to chyba dość niewygodne mieszkać z obcymi ludźmi?
– Do wszystkiego w życiu można się przyzwyczaić – odparła dziewczyna chłodno. – A ty pewnie mieszkasz w jakimś dużym apartamencie w centrum Warszawy? – zagaiła, żeby odwrócić od siebie uwagę mężczyzny.
Emil uśmiechnął się pod nosem, jakby tylko czekał na to pytanie. Mężczyźni jego pokroju uwielbiali mówić o swoim bogactwie i osiągnięciach. Uważali, że tym zyskają sobie aprobatę i szacunek innych ludzi, a szczególnie kobiet. Lilka natomiast potrafiła czytać pomiędzy wierszami i wychwytywać to, co naprawdę charakteryzowało danego człowieka.
– No, nie taki znowu duży – odpowiedział z udawaną skromnością mężczyzna. – Mam cztery pokoje i duży taras z widokiem na Warszawę. Nocą, gdy wokół panuje ciemność, a miasto mieni się tysiącem świateł, jest tam naprawdę przyjemnie. Pracuję niedaleko, w firmie transportowej. Mam to szczęście, że jestem wiceprezesem. – Uśmiechnął się szeroko, nie kryjąc dumy i wyższości. – Jak chcesz, mogę ci opowiedzieć, czym się zajmuję… – Spojrzał na Lilię niemal błagalnie.
– Tak, jasne – odparła i skupiła się na piciu czekolady. Osiągnięcia i praca zawodowa tego człowieka zupełnie jej nie interesowały. Jednak postanowiła zadać mu jedno pytanie.
– Emilu, jaka jest twoja ulubiona pora roku?
Mężczyzna spojrzał na nią kompletnie zaskoczony. Nie takiego pytania spodziewał się po tym wszystkim, co o sobie opowiedział.
– Ja… Hmm… – wyraźnie się zmieszał. – Nie wiem. Może lato, ale nie, chyba jednak wolę zimę. A właściwie nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Dlaczego pytasz?
Lilka westchnęła i odstawiła na stolik pustą szklankę po gorącej czekoladzie.
– Opowiedziałeś mi o swojej pracy, wielkim mieszkaniu i interesach, bo uważasz, że to definiuje wartość człowieka. Nie potrafiłeś jednak odpowiedzieć na podstawowe pytanie dotyczące tego, kim naprawdę jesteś i co lubisz.
– Nie rozumiem. – Emil wbił w nią wzrok. – Co masz na myśli?
Lilka wyciągnęła z portfela dwadzieścia złotych i położyła je na stoliku, a następnie podniosła się z fotela i zaczęła zbierać się do wyjścia.
– Jestem tylko zwykłą dziewczyną, sierotą z domu dziecka, kucharką… Ale wiem, że moją ulubioną porą roku jest lato, uwielbiam zapach nadchodzącego deszczu, a każda chmura ma dla mnie inny, niepowtarzalny kształt. – Uśmiechnęła się przepraszająco i dodała: – Do widzenia.
Emil jej nie zatrzymywał. Najwidoczniej uznał ją za wariatkę. I dobrze. Nie potrzebowała kłopotu w postaci nachodzącego ją mężczyzny, który prędzej czy później będzie chciał zaciągnąć ją do łóżka. Było jej dobrze samej i nie sądziła, by kiedykolwiek mogła się zakochać. Dzisiejszy świat zmierzał donikąd. Ludzie ślepo gnali za karierą, pieniędzmi i osiągnięciami, zatracając w tym wszystkim swoją duszę i autentyczność. W tej wielkomiejskiej, korporacyjnej rzeczywistości coraz rzadziej zdarzały się osoby, które definiowały drugiego człowieka przez pryzmat jego serca, a nie pracy, pozycji społecznej i kariery.
Lilka wsiadła do autobusu i spojrzała za okno. Może była dla Emila zbyt nieuprzejma? Ale z drugiej strony… Co poradzi na to, że od razu przejrzała jego zamiary. Gdyby już od początku nie ukróciła tej znajomości, zapewne zaprosiłby ją do siebie albo wymusił na niej, by dała mu swój numer telefonu. Nie miała na to wszystko siły ani ochoty.
Jej zranione serce nigdy się nie zabliźniło. Nie chciała się do nikogo zbliżać. Nie chciała jeszcze bardziej cierpieć. Już raz mężczyzna odebrał jej wszystko, co miała. Nie pozwoli, by ktoś znowu ją skrzywdził.
ROZDZIAŁ 2
10 lat wcześniej
Śnieg sypał wielkimi płatami. Lilianna siedziała w szkolnej ławce z nosem niemal przyklejonym do szyby. Na podwórku pierwszoklasiści lepili wielkiego bałwana. Miał już dwie kule, brakowało tylko ostatniej, która miała służyć mu za głowę. Lilka żałowała, że nie ma magicznej mocy rozdwojenia się. Wówczas jedna Lilka zostałaby na lekcjach, a druga pobiegła lepić bałwana.
– Lilianno! – nagle doszedł do jej uszu podniesiony głos nauczycielki. – Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Dziewczynka z niechęcią przeniosła wzrok na pulchną kobietę uczącą matematyki. Ta wpatrywała się w nią małymi oczkami ukrytymi za grubymi szkłami ciemnych okularów.
– Więc powiedz nam, droga Lilianno, jaki będzie wynik tego równania?
Dziewczynka spojrzała na widniejące na zielonej tablicy liczby i odpowiedziała:
– Trzydzieści dwa. – Miała pięćdziesiąt procent szans na poprawną odpowiedź.
Nauczycielka fuknęła zniecierpliwiona.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Tak podpowiada mi intuicja – wyszeptała pod nosem Lilia, a siedząca obok niej koleżanka parsknęła głośnym śmiechem.
– Aniu, co tak bardzo cię rozśmieszyło? – Matematyczka przeniosła wzrok na niską dziewczynkę o kruczoczarnych włosach. Ta natychmiast odzyskała powagę i skuliła się na krześle. – Aniu, odpowiedz.
Ania Wrońska spojrzała niepewnie na Lilię, która zdawała się znowu odpłynąć w swoich myślach, i odpowiedziała nieśmiało:
– Lilka powiedziała, że tak podpowiada jej intuicja.
Słysząc to, nauczycielka pokręciła z dezaprobatą głową.
– Lilianna Sadowska natychmiast do tablicy! – krzyknęła na całą salę. – Z zeszytem!
Lilia wstała i powoli podreptała do tablicy. Doskonale wiedziała, że oczy całej klasy zwrócone są teraz na nią, i poczuła, że zaczyna jej drgać prawa powieka. Zawsze tak miała, gdy ogarniały ją nerwowość i strach. Wiedziała też, co może nastąpić za chwilę, jeżeli nie uda jej się opanować emocji. Odetchnęła głęboko, podała nauczycielce zeszyt i nerwowo splotła palce obu dłoni.
– A teraz odwróć się przodem do klasy i wytłumacz nam, skąd się wziął wynik trzydzieści dwa – nakazała matematyczka.
Lilia stanęła naprzeciw pozostałych uczniów i omiotła ich twarze przerażonym spojrzeniem. Kuba pokazał jej język, Jacek zrobił paskudną minę, a Milena wskazała na nią palcem, szepcąc zapewne coś szpetnego na jej temat Monice. Lilka poczuła, że zaczyna jej brakować w płucach powietrza.
Odwróciła się z powrotem w stronę nauczycielki i powiedziała:
– Czy mój wynik jest poprawny?
– Tak, ale…
Lilia nie wytrzymała. Odwróciła się na pięcie i wybiegła z sali. Jej oddech stał się głośny i urywany, traciła nad nim kontrolę.
Ostatnio coraz częściej jej się to zdarzało. Psycholog powiedział tacie, że to ataki paniki. Miewała je, odkąd cztery miesiące temu jej mama zginęła w wypadku samochodowym. Wtedy wszystko się zaczęło.
Lilianna miała cudowne dzieciństwo. Jej mama była księgową, a tata lekarzem w jednym z najlepszych warszawskich szpitali. Tworzyli szczęśliwą i kochającą się rodzinę. Lilka była oczkiem w głowie rodziców. Spędzali razem każdą wolną chwilę. Mama uczyła dziewczynkę malować na płótnie, gdyż obydwie miały do tego talent. Tata natomiast każdego dnia czytał wraz z córką książki przygodowe, opowiadał jej różne ciekawe historie, zabierał ją na wycieczki… To życie było takie zwyczajne, ułożone, bezpieczne i piękne.
Do czasu…
Lilka i jej ojciec Michał Sadowski zostali sami. Mężczyzna starał się, jak tylko mógł, aby pomimo tragedii zapewnić córce dobre i szczęśliwe dzieciństwo. Okazywał jej miłość i uwagę, spędzał z nią jeszcze więcej czasu. Jednak tej tęsknoty za matką w sercu dziewczynki nikt ani nic nie mogło ukoić.
ROZDZIAŁ 3
Restauracja, w której pracowała Lilianna, nie była duża i mieściła się spory kawałek od centrum miasta. Dziewczyna codziennie dojeżdżała tam autobusem. Nie miała prawa jazdy, bo też nigdy nie było ją stać na taki luksus. Żyła bardzo skromnie, ale za to całkiem nieźle sobie radziła. Wynajmowała pokój tylko dla siebie, co uważała za wielkie szczęście. Gdy przez osiem lat mieszkała w domu dziecka, dzieliła mały pokój z jeszcze trzema innymi dziewczynami. Wszystkie trzy dokuczały jej albo w najlepszym przypadku ją ignorowały. Lilianna przeżyła tam piekło, ale to nauczyło ją życia.
Weszła do restauracji i odgoniła od siebie bolesne wspomnienia. Szybko się przebrała i od razu zabrała się do pracy. Lubiła gotować. Wówczas myślała tylko o tym i przeszłość na chwilę przestawała ją dręczyć.
– Jak tam, Lilka? – zagadnęła ją Justyna, druga kucharka.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Po staremu. Od wczoraj nic się nie zmieniło. – Uśmiechnęła się uprzejmie. Nie miała ochoty na pogawędki.
– Zawsze jesteś taka skryta?
– Tak.
– Pytał o ciebie Maciek. Wiesz, ten od dostaw. – Uważnie przyjrzała się Lilce, ale dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. – Chyba mu się podobasz.
– Justyna, wybacz, ale wolałabym skupić się na pracy – zirytowała się Lilianna. – Takie głupoty mnie nie interesują.
Tamta tylko się zaśmiała i dała koleżance kuksańca w bok.
– Pewnie tylko tak mówisz. Zgrywasz niedostępną. Jesteś młoda, powinnaś wrzucić na luz i trochę się zabawić. Zakochałaś się kiedyś?
– Odczep się ode mnie – zdenerwowała się Lilka. – Nigdy nie byłam zakochana i nigdy nie będę. W moim sercu nie ma miejsca na miłość! – Z hukiem odstawiła garnek i wybiegła do toalety.
Gdy już była sama, kilka razy głęboko odetchnęła. Powieka prawego oka niebezpiecznie jej drgała.
Spojrzała w lustro i przyjrzała się swojemu odbiciu. Była młoda, miała bladą skórę, pokrytą gdzieniegdzie piegami. Długie, falowane włosy w odcieniu pszenicznego blondu nosiła upięte w koński ogon. Zgrabna figura wyróżniała się pod skromnym, roboczym fartuchem. Podobała się mężczyznom, wiedziała o tym. Co chwilę któryś próbował ją podrywać, ale ona wszystkich spławiała. Nie pozwalała się zbliżyć żadnemu z nich.
– Jak to możliwe, że w ciele takiej pięknej, seksownej kobiety, kryje się taka dzikuska? – zapytał ją kiedyś urażony, po tym jak go odtrąciła, klient restauracji.
Lilianna w ogóle nie przejęła się jego słowami. Przywykła do obelg i dokuczliwych uwag. Może i była dzikuską, ale właśnie tego nauczyło ją życie. Tak samo jak i tego, żeby nigdy nie ufać mężczyznom. Szczególnie tym wysoko postawionym, ubranym w eleganckie garnitury i sprawiającym przyjazne wrażenie.
***
Ten dzień należał do wyjątkowo trudnych, o czym Lilianna przekonała się, gdy goście przybyli na stypę. Jako że brakowało drugiej kelnerki, która się rozchorowała, dziewczyna musiała opuścić kuchnię i obsłużyć salę. Wśród przy,byłych gości od razu zauważyła panią psycholog, która kiedyś opiekowała się nią w domu dziecka. Kobieta, niestety, także ją rozpoznała.
– Lilka, jak miło cię widzieć. – Wstała od stołu i podeszła do dziewczyny. – Widzę, że sobie radzisz.
– Tak – uśmiechnęła się niechętnie dziewczyna. – Mam pracę i swój kąt. Jest coraz lepiej.
– Naprawdę miło mi to słyszeć.
Na chwilę zapadła pomiędzy nimi krępująca cisza. Pani psycholog przyjrzała się Liliannie uważnie.
– A jak inne sprawy? – zapytała. – Postanowiłaś zrezygnować z naszych spotkań, chociaż ja uważałam, że są ci nadal potrzebne.
– Proszę pani, ja naprawdę wolałabym o tym nie rozmawiać…
– Lilianko. – Kobieta chwyciła ją za rękę. – Jesteś taką cudowną dziewczyną, ale nie zaczniesz naprawdę żyć, dopóki nie przebaczysz…
Dziewczyna gwałtownie się cofnęła, wyswabadzając się z uścisku starszej pani.
– To niemożliwe! – wycedziła przez zęby. – Proszę dać mi spokój. – Pospiesznie opuściła salę i wybiegła na dwór. Jej oddech stał się gwałtowny i urywany, co oznaczało atak paniki. Na szczęście udało jej się go opanować i po chwili wróciła do restauracji.
Łatwo jest mówić o przebaczeniu komuś, kto nie doświadczył, czym jest prawdziwy żal i gniew. Czym jest nienawiść.
Ona nienawidziła. I wbrew pozorom, ta nienawiść pomogła jej przetrwać dziesięć najcięższych lat jej życia. Kiedyś, jako mała dziesięcioletnia dziewczynka zaprzysięgła sobie, że pewnego dnia jej zemsta dosięgnie tamtego mężczyznę. Zniszczy go tak, jak on zniszczył jej życie. A może wreszcie, gdy już zada ostateczny cios, jej serce dozna tak bardzo upragnionej ulgi.
ROZDZIAŁ 4
10 lat wcześniej
Od śmierci matki minęło już osiem miesięcy i Lilianna powoli zaczęła wracać do dawnej siebie. Co prawda ataki paniki nadal jej się zdarzały, ale nie były już tak częste i uporczywe jak wcześniej. Dziewczynka z powodzeniem ukończyła kolejną klasę i teraz marzyła o wyjeździe nad morze, który obiecał jej tata. Miał mieć urlop już za tydzień. Czekał na nich pokój w hotelu nad samą plażą.
– Zobaczysz, że będziesz zachwycona – zapewniał ją tata. – Aż mi wstyd, że jeszcze nigdy nie zabraliśmy cię nad nasze polskie morze.
– Jest lepsze od tego włoskiego? – zainteresowała się Lilia.
– Jest dużo lepsze – zapewnił ją tata. – Ma niepowtarzalny zapach i nie jest takie słone. Piasek ma taki ładny, jasny odcień, a do tego można w nim znaleźć bursztyny.
– Takie prawdziwe? – zdziwiła się dziewczynka. – Z robakiem w środku?
– Jeżeli będziesz miała szczęście, to tak – zaśmiał się mężczyzna. Ostatnio uśmiechał się oraz częściej, co Lilka przyjmowała z radością.
– Super! Super! Super! – wykrzyknęła i uwiesiła się tatusiowego ramienia.
Nie mogła się doczekać wyjazdu. Tymczasem cztery dni przed wyczekiwaną datą, tata odebrał telefon. Lilianna słyszała tylko część rozmowy i nic z niej nie rozumiała. Jej tatuś natomiast od tego czasu wyraźnie posmutniał.
Następnego dnia przyszedł do nich nieznajomy. Był młody, bardzo elegancki i, jak pomyślała wówczas Lilka, bardzo ładny. Szczególnie spodobały jej się jego ciemne oczy patrzące na świat spod długich, czarnych rzęs. Miała wrażenie, że nieznajomy przybył do nich z jakiegoś innego świata, bo przecież chłopcy w jej klasie nie dorastali mu nawet do pięt. Nawet tatuś nie był taki ładny.
– Dzień dobry – przywitał się tamten i spojrzał na Lilkę obojętnie. Jego uwaga skupiła się na tacie. – Pan Michał Sadowski?
– Tak – potwierdził mężczyzna. – Zapraszam do środka.
– Dziękuję. Przedstawię się raz jeszcze, tym razem osobiście. Gabriel Lewandowski. Reprezentuję pana Piotra Skibińskiego.
Obaj mężczyźni zamknęli się w salonie, a Lilka zaszyła się w swoim pokoju. Bawiła się lalkami i budowała domki z klocków. Godzinę później gość opuścił ich dom.
– Czego chciał ten pan, tato? – zapytała zaciekawiona Lilianna.
Mężczyzna westchnął smutno. Dziewczynka miała wrażenie, że na jego twarzy przybyło więcej zmarszczek.
– Ten pan… – głos taty zadrżał. – On przyszedł, żeby powiedzieć mi, że będę musiał iść do sądu.
– Do sądu? – zdziwiła się Lilka. – A co tam się robi?
– To takie miejsce, w którym zazwyczaj ludzie się kłócą, a urzędnik państwowy rozstrzyga ich spory.
Dziewczynka nie za bardzo rozumiała, o co tacie chodzi.
– Pokłóciłeś się z kimś? – zapytała.
– Nie, kochanie. Ale pewien pan, którego żonę leczyłem, uważa, że zrobiłem to źle. Chce, żebym zapłacił mu bardzo dużo pieniędzy.
Lilka pobladła ze strachu, a jej prawa powieka zaczęła niebezpiecznie drgać.
– Co teraz będzie? – zapytała płaczliwym głosem, a tata przygarnął ją do siebie i mocno przytulił.
– Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Tatuś nie zrobił nic złego, a sąd jest po to, żeby dbać o sprawiedliwość.
– Nie pozwoli nas skrzywdzić?
– Nie, kochanie.
Głęboko odetchnęła i wtuliła się w tatusia. Pachniał domem i bezpieczeństwem. Poczuła, jak z jej serca odpływa strach.
– Tato, to pan Gabriel chce, żebyś zapłacił mu pieniądze? – zapytała jeszcze, przypominając sobie ciekawego gościa.
– Pan Gabriel jest prawnikiem, który reprezentuje pana, który chce dostać ode mnie pieniądze.
– Czyli jest zły? – Dziewczynka się zachmurzyła. Szkoda, bo ten pan wydawał jej się dobry i ładny.
– Nie, kochanie, on tylko wykonuje swoją pracę.
– Ale chce twoje pieniądze?
– Tak.
– Więc już go nie lubię.
Na chwilę zapadła cisza. Lilia głęboko odetchnęła i zapatrzyła się w okno. Pomyślała o wyjeździe i morzu, które miała zobaczyć już w niedzielę.
Wtedy tata ponownie się odezwał. Jego głos przepełniony był smutkiem.
– Kochanie, bardzo mi przykro, ale niestety będziemy musieli przełożyć nasz wyjazd.
Polecamy również
Redakcja: Katarzyna Zioła-Zemczak
Korekta: Katarzyna Barcik
Skład: Izabela Kruźlak
Projekt okładki: Maciej Pieda
Redaktorka prowadząca: Angelika Ogrocka
Ilustracje na okładce: Freepik Premium
Wydanie I
© Copyright by Wydawnictwo Dragon Sp. z o.o.
Bielsko-Biała 2025
Niniejsza powieść jest fikcją literacką. Odniesienia do realnych osób, wydarzeń i miejsc są zabiegiem czysto literackim. Pozostali bohaterowie, miejsca i wydarzenia są wytworem wyobraźni autorki i jakakolwiek zbieżność z rzeczywistymi wydarzeniami, miejscami lub osobami, żyjącymi bądź zmarłymi, jest całkowicie przypadkowa.
Wydawnictwo Dragon PL Sp. z o.o.
ul. 11 Listopada 60-62
43-300 Bielsko-Biała
www.wydawnictwo-dragon.pl
ISBN 978-83-8274-674-7
Wyłączny dystrybutor:
TROY-DYSTRYBUCJA PL Sp. z o.o.
Aleja Jana Pawła II 27
00-867 Warszawa
tel. 795 159 275
Zapraszamy na zakupy: www.fabulo.com.pl
Znajdź nas na Facebooku: www.facebook.com/wydawnictwodragon
