Krzyk księżyca. Część I. Wskrzeszenie - Oliwia Stój - ebook

Krzyk księżyca. Część I. Wskrzeszenie ebook

Oliwia Stój

3,8

Opis

Gdy księżyc wzywa, musisz odpowiedzieć. Gdy dostajesz rozkaz, musisz go wykonać.

Rozpoczęcie nauki w nowej szkole w Hiszpanii miało być dla Charlotte testem jej dojrzałości. Dziewczyna nie spodziewała się jednak, że internat, w którym zamieszka, kryje w sobie tyle tajemnic… i niebezpieczeństw.

Po ataku wilkołaka przemieniona nastolatka musi dołączyć do stada rządzonego przez bezwzględnego samca alfa. Wkrótce otrzymuje od niego swoje pierwsze zadanie - pod groźbą śmierci ma zdobyć artefakty niezbędne do magicznego rytuału wskrzeszenia potężnej siły. Misja wydaje się niemal niewykonalna, ale Charlotte nie jest sama. Pomagają jej oddani przyjaciele, którzy razem z nią odkrywają świat pełen magii, intryg i zagadek, gdzie czas rządzi się swoimi prawami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 486

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (4 oceny)
1
1
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kejsikej

Całkiem niezła

Jeśli lubisz klimaty Zmierzchu czy Pamiętników Wampirów, to ta książka jest dla Ciebie. Dużo bohaterów. Likantropia, czarodzieje, dobro i zło. Ciekawa fabuła. Dobra pozycja dla nastolatków.
00

Popularność




Rozdział 1

Charlotte z ulgą wyszła z dusznego auta. Z grymasem niechęci podziękowała taksówkarzowi za podróż, zapłaciła należną kwotę, po czym wyjęła swoje dwie walizki z bagażnika. Odczekała chwilę, aż taksówka odjedzie, i kiedy pojazd zniknął z jej pola widzenia, wypuściła drżący oddech z płuc.

Nigdy w życiu nie odbyła bardziej nieprzyjemnej podróży. Burkliwy kierowca nie tylko nie pachniał świeżością, ale jeszcze w opryskliwy sposób odmówił otworzenia okna. Dodatkowo dzień był niezwykle upalny i Charlotte czuła, że koszulka nieprzyjemnie klei się do jej pleców. Po tym, jak jej tata opowiadał o Hiszpanach i życiu w Hiszpanii, nie spodziewała się tutaj spotkać tak niemiłego kierowcy, a wręcz przeciwnie – oczekiwała milszego powitania.

– Nienawidzę siebie za to, że w sytuacjach kryzysowych głupio mi zwrócić komuś uwagę – mruknęła do siebie i wzięła trzy głębokie, uspokajające oddechy. Była zmęczona, głodna i myślała tylko o tym, żeby zjeść porządny posiłek i położyć się w nowym, wygodnym łóżku.

Charlotte rozejrzała się dookoła i ze zdziwieniem uświadomiła sobie, że kompletnie nie ma pojęcia, gdzie się znajduje. Przy dróżce był jedynie las, więc dziewczyna miała znacznie ograniczone pole widzenia. Stwierdziła, że nie ma wyjścia i musi ruszyć przed siebie, ponieważ rozładowany telefon uniemożliwiał jej zadzwonienie do dyrektora i właściciela internatu, Jorgego, i poinformowanie go o tym, że wysiadła w złym miejscu.

Przetarła wierzchem dłoni spocone czoło, chwyciła obydwie walizki i żwawym krokiem ruszyła wzdłuż drogi. Przed głośnym krzykiem ze złości na tę całą sytuację powstrzymywała ją jedynie myśl, że skoro kierowca wysadził ją w tym miejscu, to budynek musi znajdować się niedaleko. Chwilę później uśmiechnęła się do siebie uspokajająco, przypominając sobie wiadomość od Rosity, która pojechała do angielskiej szkoły na jej miejsce. Dziewczyna napisała jej, że internat w Castos sprawia wrażenie przerażającego z powodu otaczającego go lasu; Charlotte musiała być zatem blisko celu swojej podróży.

Podczas stumetrowego odcinka drogi dokuczały jej tylko nieprzyjemny zapach potu, ból rąk spowodowany niesieniem zbyt ciężkich dla niej walizek oraz ogarniające ją znużenie. Spojrzała na zegarek. Miała dokładnie dziesięć minut na dotarcie do internatu bez spóźnienia i zrobienie dobrego pierwszego wrażenia na dyrektorze. Rosita ostrzegła ją, że ­Jorge nienawidzi spóźnialstwa i zawsze kara podopiecznych sprzątaniem, choćby ktoś spóźnił się minutę. A jeśli chodziło o dobre pierwsze wrażenie, to już mogła o nim zapomnieć – z pewnością nie prezentowała się dobrze z ubłoconymi białymi butami oraz spływającym po twarzy makijażem.

Po przejściu jeszcze kilku kroków zauważyła w ­oddali mężczyznę opierającego się swobodnie o pień drzewa i pa­­­lącego papierosa. Nieznajomy przyglądał się Charlotte z nonszalanckim uśmiechem, a kiedy dziewczyna podeszła do niego mimo niepokoju, niepewności i strachu przed poproszeniem go o pomoc, rzucił niedopałek na trawę i go przydeptał.

– Przepraszam, jak mogłabym się dostać posiadłości Peres? – zapytała. Mężczyzna nadal przyglądał jej się z dziwnym uśmieszkiem. Charlotte od razu pożałowała swojej decyzji; nieznajomy nie wyglądał, jakby miał dobre zamiary. – Chodzi mi o internat. Jest niedaleko? – dodała, kiedy zorientowała się, jak głupio musiała wcześniej zabrzmieć przez swoją powagę.

Nie miała pojęcia, czy jej wypowiedź była zrozumiała. Nie przywykła jeszcze do mówienia po hiszpańsku, a przez to, że mężczyzna nie wyglądał na uprzejmego, wszystkie słowa wyparowały z jej głowy i zaczęła się jąkać.

– Jeśli chcesz, mogę cię zaprowadzić – zaproponował nieznajomy. Nie czekał na odpowiedź, tylko chwycił rączkę jednej walizki i zaczął iść w zupełnie innym kierunku niż ten, który wcześniej obrała dziewczyna.

Charlotte otworzyła, po czym ponownie zamknęła usta, zdziwiona. Chciała odmówić, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk.

Boże, w co ja się wpakowałam? – pomyślała, czując swoje mocniej bijące serce. Nie zakładała, że mężczyzna ją zaatakuje i porzuci pośród drzew, jednak ta sytuacja wydawała jej się po prostu dziwna. Co nieznajomy mógł robić sam w lesie, paląc papierosa? Na dodatek pojawił się zupełnie znikąd, a z jego zachowania Charlotte wywnioskowała, że chyba na nią czekał. W końcu niemal od razu zaproponował zaprowadzenie jej do internatu. Postanowiła jednak odrzucić tę myśl – może po prostu chciał jej pomóc.

Nie tylko jego zachowanie wzbudzało podejrzenia dziewczyny – z wyglądu również nie sprawiał wrażenia miłego mężczyzny. Miał długą, zaniedbaną, brudną brodę oraz przenikliwe, nieco upiorne spojrzenie. Był ubrany w skórzaną kurtkę i dżinsy, chociaż sprawiał wrażenie biedaka z uwagi na to, jak bardzo zniszczone były te rzeczy.

Patrzył na nią w taki sposób, jakby miała stać się jego przekąską.

– Przepraszam, czy internat jest niedaleko? – zapytała odrobinę niepewnie. Zwiększyła tempo spaceru; nieznajomy miał długie nogi, przez co robił dużo większe kroki.

– A spieszy ci się gdzieś?

To pytanie sprawiło, że Charlotte poczuła się jak najgłupsza osoba na świecie. Spojrzała na mężczyznę, nie kryjąc zdziwienia. Kiedy ten parsknął śmiechem, trochę się rozluźniła, lecz nadal chciała się od niego jak najprędzej uwolnić. I wciąż nie miała pojęcia, co oznaczała odpowiedź nieznajomego. Miała ją zawstydzić czy rozbawić?

– Nie bądź taka spięta – powiedział, a dziewczyna dostrzegła jego tajemniczy uśmiech, który sprawił, że ponownie poczuła się zagubiona. Kompletnie nie potrafiła odszyfrować prawdziwych emocji nieznajomego. – Jesteś niezwykle wycofana, więc podejrzewam, że nie jesteś Hiszpanką.

Charlotte zmarszczyła brwi na jego kąśliwą uwagę. Chciała mu odpowiedzieć w równie żenujący sposób, jednak głos uwiązł jej w gardle. Minęła dłuższa chwila, zanim się odezwała:

– Mój tata jest Hiszpanem, a mama Szkotką, ale wychowałam się w Anglii. Chociaż przez pierwsze lata życia mieszkałam w Sewilli. – Odwróciła wzrok od nieznajomego, nie chcąc po sobie pokazać, jak dotknęły ją jego słowa. Nie lubiła, jak ktoś w obraźliwy sposób mówił o jej pochodzeniu.

– To co cię tu sprowadza? Szkoła?

– Jak widać – mruknęła. Cała ich konwersacja była pozbawiona sensu. I co to było w ogóle za pytanie, przecież facet prowadził ją do internatu, więc w jakim innym celu miałaby chcieć w nim zamieszkać?

Kiedy zauważyła, że mężczyzna zaczyna skręcać w stronę lasu, zatrzymała się, a jej serce zaczęło bić tak szybko, jakby zaraz miało rozerwać klatkę piersiową.

Nieznajomy ponownie uśmiechnął się w irytujący sposób. W tym momencie dziewczyna nie myślała już o zmęczeniu i głodzie, tylko walczyła ze sobą, żeby nie zacząć uciekać z krzykiem.

– Nic ci nie zrobię, panienko – rzucił, nie zatrzymując się.

Charlotte czuła, jak ogarnia ją panika. Co miała zrobić? Pójść za nim i narazić się na niebezpieczeństwo czy wyrwać mu walizkę z ręki i narazić się na jeszcze większe niebezpieczeństwo lub – co gorsza – upokorzenie? Jej telefon był rozładowany, więc nie mogłaby w razie wypadku zadzwonić na policję.

– Taksówkarz wysadził cię po złej stronie lasu. – Mężczyzna kopnął leżący na ziemi kij. – Jak chcesz, możesz wziąć do obrony.

Dzięki temu gestowi Charlotte poczuła się odrobinę bezpieczniej, chociaż niepewność i delikatny dreszcz strachu jej nie opuszczały. Nastolatka nie miała pojęcia, czy nieznajomy był zirytowany jej nieufnością, czy rozbawiony. Postanowiła jednak nie robić z siebie jeszcze większej idiotki i podążyła za mężczyzną.

‒ Za parę minut będziemy na miejscu ‒ poinformował ją, zwalniając kroku, by mogła go dogonić. ‒ Następnym razem po prostu poproś taksówkarza, żeby cię jeszcze podwiózł. My, Hiszpanie, w porównaniu do Brytyjczyków jesteśmy otwarci na innych ludzi.

‒ Ja też jestem otwarta na innych ludzi ‒ powiedziała dziewczyna, a jej głos brzmiał pewniej niż kilka chwil temu.

‒ Zauważyłem.

Charlotte przewróciła oczami na tę uwagę, choć miała ochotę parsknąć śmiechem.

‒ Musisz być bardzo mądra ‒ rzucił nieznajomy. ‒ Do tego internatu dostaje się tylko elita. Zwłaszcza jeśli jest to całoroczna wymiana. Na nią nie dostaje się byle kto.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

‒ Nie zaprzeczam, jestem mądra ‒ powiedziała, wywołując parsknięcie u nieznajomego. ‒ Dlatego nie ma się pan co dziwić, że nie zaufałam panu od razu. Odrobina rozwagi może zapobiec katastrofie…

‒ Myślisz, że mógłbym ci coś zrobić? ‒ zapytał, patrząc na nią z politowaniem. ‒ Jestem łagodny jak baranek.

Tym razem to Charlotte się zaśmiała.

‒ Faktycznie, wygląda pan jak oaza spokoju i bezpieczeństwa.

Rozmowa zaczynała schodzić na nieco przyjemniejsze tematy, a dziewczynę całkowicie opuściły negatywne emocje.

‒ A tak w ogóle to nie jestem żaden pan, tylko Daniel. ‒ Mężczyzna zatrzymał się, by uścisnąć dłoń nastolatki i ucałować delikatnie jej palce.

‒ Charlotte ‒ odpowiedziała z lekkim uśmiechem.

Westchnęła cicho, po czym wytarła spocone czoło wierzchem dłoni. Może faktycznie była spięta i zbyt drętwa? Może powinna się odrobinę rozluźnić i przestać widzieć we wszystkich wrogów?

Nie, Charlotte, miałaś prawo się zdenerwować. W końcu jesteś pierwszy raz sama w obcym kraju i na dodatek Daniel zachowywał się dziwnie ‒ pomyślała.

‒ Byłaś już tu kiedyś?

‒ W tym rejonie nie, tak właściwie to tylko w Sewilli i Madrycie.

‒ A słyszałaś miejscowe legendy? Wiesz, o wilkołakach?

Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona.

‒ Nie i raczej mnie one nie interesują. W końcu to tylko legendy.

‒ W każdej legendzie jest ziarnko prawdy.

‒ Ale dam sobie rękę uciąć, że ta akurat jest stekiem bzdur.

Chwilę później ich oczom ukazał się internat. Faktycznie, jak wspominała Rosita, znajdował się on bardzo blisko lasu, można by powiedzieć, że był prawie cały otoczony nim, przez co wcale nie sprawiał wrażenia bezpiecznego. Chociaż był naprawdę ładny ‒ czerwone cegły idealnie prezentowały się w blasku słońca, a pojedyncze złote akcenty dodawały mu uroku. Budynek był też okolony przez mur.

Daniel puścił rączkę czarnej walizki i uśmiechnął się do Charlotte.

‒ Miło cię było poznać ‒ powiedział, po czym ucałował ją w policzek. Nieprzygotowana na to dziewczyna stała niczym sparaliżowana, z nieprzekonującym uśmiechem.

‒ Ciebie również ‒ odparła odrobinę od niechcenia. ‒ Dziękuję za przyprowadzenie mnie tutaj.

Ostatnie zdanie wypowiedziała tylko z grzeczności ‒ wolałaby sama odnaleźć internat, niż narażać się na takie nerwy.

‒ Mam nadzieję, że nasze następne spotkanie będzie przyjemniejsze. Jak będziesz chciała posłuchać o legendach tego miasteczka, znajdziesz mnie w okolicach tego miejsca, w którym się spotkaliśmy. Chao* ‒ rzucił i odszedł w swoją stronę.

A ja mam nadzieję, że już nigdy się nie spotkamy ‒ pomyślała.

Jedyną rzeczą, jaka pozostała niewyjaśniona, było jego dziwne zachowanie, jednak dziewczyna zganiła się za przesadne rozmyślanie o tej sytuacji, pokiwała do siebie głową i poszła ze swoimi walizkami w stronę budynku. Na szczęście brama była otwarta, więc Charlotte nie musiała zastanawiać się, jak dostać się do środka.

Droga do budynku wiodła przez piękny ogródek z ogrom­­­ną liczbą kwiatów. Dziewczyna spojrzała w prawo i zauważyła drewnianą huśtawkę pod jedynym w tym miejscu, ogromnym drzewem. Powolnym krokiem weszła po kilku schodkach, stanęła przed drzwiami i zapukała. Nie doczekawszy się odpowiedzi, przekroczyła próg i od razu poczuła ogromną ulgę. Udało jej się samodzielnie pokonać pierwsze trudności i dotarła tam, gdzie miała dotrzeć.

Hol był naprawdę piękny. Charlotte stwierdziła, że zdjęcia zdecydowanie nie oddawały uroku tego miejsca. Obrazy przedstawiające dwóch przystojnych mężczyzn i kobietę były na prawie każdej ścianie. Po prawej stronie znajdowała się gablota ze złotą biżuterią, pucharami i medalami, natomiast na lewo – schody, które prawdopodobnie prowadziły do sypialni. Naprzeciwko drzwi wejściowych był salon z jadalnią, a po przejściu paru kroków Charlotte zauważyła po prawej stronie długi korytarz, a niedaleko ostatniego pokoju małe drzwiczki.

A miało być tak strasznie ‒ zaśmiała się w myślach. Jej dobry humor minął, kiedy zobaczyła dyrektora idącego w jej stronę.

‒ Osiem minut spóźnienia ‒ powiedział. Miał bardzo niski, nieco ochrypły głos, który sprawił, że po ciele dziewczyny przebiegły dreszcze.

Był całkowitym przeciwieństwem Daniela ‒ miał surowy wyraz twarzy, a jego spojrzenie nie było tak przenikliwe, jak niedawno poznanego chłopaka. Jorge wydawał się normalnym, ułożonym mężczyzną.

‒ Przepraszam, taksówkarz się pomylił i zostawił mnie po złej stronie lasu ‒ odpowiedziała Charlotte, patrząc na niego niepewnie.

Na twarzy Jorgego pojawił się delikatny grymas.

‒ Niech ci będzie, ale zapamiętaj, że ja nie toleruję spóźnień ‒ odparł, po czym spojrzał na rudowłosą dziewczynę, która szła w ich kierunku. ‒ Clarisa, zajmij się nową koleżanką i nie zapomnij dać jej kluczy do pokoju. Przy kolacji porozmawiamy o panujących tu zasadach. Proszę się nie spóźnić.

Odszedł w stronę drzwi znacznie mniejszych od pozostałych, wyciągając klucze z kieszeni spodni. Charlotte próbowała zobaczyć, jak wygląda pomieszczenie, do którego wszedł dyrektor, jednak dostrzegła jedynie schody. Wzruszyła ramionami, a następnie spojrzała na zbliżającą się koleżankę, uśmiechając się miło.

‒ Masz cudowne włosy! ‒ pisnęła dziewczyna, a Charlotte ledwo powstrzymała się przed zasłonięciem uszu. Nastolatka od razu zaczęła przeczesywać palcami grube, brązowe loki nowej współlokatorki. ‒ Nie masz pojęcia, ile bym dała, żeby pozbyć się moich rudzielców i piegów!

Charlotte zaśmiała się, nie wiedząc, jak inaczej zareagować na te słowa. Po dokładnym przyjrzeniu się Clarisie stwierdziła, że piegi zdecydowanie dodawały jej uroku. Poza tym piękne zielone oczy idealnie pasowały do jej rudych włosów.

‒ Ale nieważne, jestem Clarisa ‒ przedstawiła się dziewczyna i ucałowała obydwa policzki nowej koleżanki. Do jednej ręki wzięła walizkę, a drugą dłoń wsunęła w dłoń Charlotte. ‒ Mamy razem pokój!

Nastolatka poczuła ciepło rozlewające się po jej sercu. Pierwszy raz w swoim siedemnastoletnim życiu poczuła się chciana i lubiana, mimo że w ogóle się znała Clarisy.

Ich pokój znajdował się niedaleko pomieszczenia, do którego wszedł Jorge, i zdecydowanie spełniał wszystkie oczekiwania dziewczyny. Bordowe ściany oklejone plakatami różnych celebrytów pięknie kontrastowały z białym sufitem. Na podłodze znajdował się dywan, natomiast łóżko po prawej stronie i komoda, na której porozrzucane były różne rzeczy, niewątpliwie świadczyły o tym, że to miejsce było przez kogoś zamieszkane. Charlotte poczuła się przez chwilę jak w domu, gdyż jej pokój był urządzony bardzo podobnie.

– Nie martw się, twoja strona niedługo będzie wyglądała podobnie do mojej – powiedziała z lekkim uśmiechem Clarisa. Przeszła kilka kroków i zostawiła walizkę dziewczyny tuż przy jej łóżku. – A, i bardzo przepraszam za bałagan, ale niestety od wczoraj nie umiem się zabrać za posprzątanie. Miałam się rozpakować, ale kiedy Carmen przyszła i kazała mi włożyć ubrania do szafy, żeby zrobić dobre wrażenie, to mi się odechciało.

– Nic nie szkodzi. Sama jestem niezłą bałaganiarą – odpowiedziała Charlotte. Zamknęła drzwi i również podeszła z walizką do swojego łóżka. Spojrzała na dużą szafę, stojącą obok białego biurka, i westchnęła cicho. Również musiała się rozpakować, jednak nie miała na to ochoty, więc po prostu położyła się na łóżku, tak jak współlokatorka.

– Wcześniej miałam pokój z Rositą, przyjaźniłyśmy się – powiedziała Clarisa odrobinę tęsknym głosem.

– Kiedyś mi o tym wspomniała – mruknęła Charlotte, nie bardzo wiedząc, jak na to odpowiedzieć.

– Mam tylko nadzieję, że nie wspomniała o złych stronach spania ze mną w jednym pokoju – zaśmiała się dziewczyna. – Jak na przykład moje ciągłe narzekanie i słuchanie na maksa Lady Gagi i One Direction.

Charlotte uśmiechnęła się, po czym zaczęła przyglądać się komodzie Clarisy. Jej uwagę przykuło zdjęcie chłopaka, oprawione w ramkę z małym papierowym serduszkiem przyklejonym w prawym dolnym rogu. Clarisa wzięła przedmiot do ręki i przycisnęła go do miejsca, gdzie biło jej serce.

– To mój chłopak Pablo – powiedziała z szerokim, roz­marzonym uśmiechem. – Spotykamy się od kilku miesięcy…

– Mieszka tu?

– Tak, ale jeszcze go nie ma, jest w trakcie drogi z Madry­­tu – odparła. – Ja, Pablo, Rosita i Ernesto przyjaźnimy się, odkąd poznałam się bliżej z Ernestem. – Głos jej się odrobinę załamał przy ostatnich słowach, jednak szybko się uśmiechnęła i dodała: – Przy kolacji cię z nimi zapoznam. Zresztą poznam cię ze wszystkimi. Myślę, że raczej ich polubisz. Chociaż Rafaela i Jaimego nie da się lubić.

– To dobrze, bo aktualnie mam dość ludzi – żachnęła się Charlotte. Poprawiła niesforny kosmyk włosów, który spadł jej na twarz. – Trafiłam na taksówkarza, który miał niezbyt dobry humor i zostawił mnie po drugiej stronie lasu, gdzie zostałam skazana na towarzystwo dziwnego faceta.

Clarisa zaśmiała się głośno.

– Czyżbyś poznała Daniela? – zapytała rozbawiona. Na widok zaskoczonej miny Charlotte westchnęła cicho. – Też go poznałam rok temu. Zawsze przed rokiem szkolnym sie­­­­­­dzi w lesie i czeka na zagubione owieczki z naszego internatu.

– Dlaczego?

– Nie mam pojęcia, ale w sumie kto by się nim przejmował – powiedziała ciepłym głosem. – Nie masz się co martwić, za rok kolejna dziewczyna padnie jego ofiarą. Kiedy zaczepił mnie rok temu, zaczął gadać mi coś o jakichś głupich wierzeniach i paleniu czarownic, ale nie mam pojęcia, o co mogło mu chodzić. Zresztą to jest wariat, nie raz widziałam go pod szkołą, jak ślinił się na widok dziewczyn, ale ostatecznie nigdy do żadnej nie podszedł.

Charlotte otworzyła szerzej oczy, zszokowana. Czyli faktycznie miała podstawy, żeby się go obawiać. Zresztą samo jego intensywne spojrzenie aż krzyczało, żeby lepiej się do niego nie zbliżać.

– Mnie też mówił jakieś głupoty – mruknęła, po czym cicho westchnęła.

Zaraz po położeniu się do łóżka ogarnęło ją zmęczenie, przez które miała coraz mniej siły na rozmowę. Musiała jeszcze zadzwonić do mamy, aby poinformować ją o bezpiecznym dotarciu do internatu, jednak jej ładowarka była schowana głęboko w jednej z walizek. Wewnętrzna walka z potworem zwanym lenistwem została przez dziewczynę przegrana.

Clarisa jednak cały czas coś mówiła. Od jej piskliwego głosu Charlotte zaczęła boleć głowa i choć na początku jej to nie przeszkadzało, po kilku minutach miała dość.

– Jestem głodna, chodźmy na miasto coś zjeść. Albo nie, czekamy na Ernesta i Pabla, bo się obrażą, że poszłyśmy bez nich… Chociaż w sumie to nie wytrzymam do kolacji. Chodźmy…

– Clarisa?

– Tak?

– Zamknij się.

Dziewczyna zaśmiała się, w ogóle niezrażona uwagą Charlotte. Ta z kolei przygryzła wargę, zaskoczona swoją opryskliwością.

– Jesteś gotowa na nowy rok szkolny? – zapytała Clarisa, najwyraźniej nie chcąc pozwolić, aby w pomieszczeniu zapanowała cisza, jakby kompletnie zapominając, że chwilę wcześniej została poproszona o uciszenie się. Charlotte zaczęła się zastanawiać, czy tak już będzie zawsze i czy kiedykolwiek zazna jeszcze spokoju.

– Tak myślę – odparła zrezygnowana. – Mam nadzieję, że chociaż ta szkoła będzie w porządku, w porównaniu do angielskiej.

– Nasza szkoła jest w porządku. Oprócz tego, że raz na jakiś czas zdarzy się, że bogaty dzieciak włoży biedniejszemu głowę do muszli klozetowej.

Charlotte zmrużyła oczy.

– Faktycznie, bogate dzieci to był największy problem tamtej szkoły. Głupie snoby, które myślały, że są lepsze od innych – mruknęła. – Dlatego cieszę się, że mogę od nich odpocząć. I mam nadzieję, że tutaj nie będzie wyścigu szczurów.

– Nie masz się o co martwić, nawet jeśli w szkole nie będziesz się dobrze czuła, to tutaj jest całkiem przyjemna atmosfera – odparła Clarisa i usiadła. – Może oprócz tych chwil, gdy jakiś pierwszaczek siedzi z głową w kiblu, albo kiedy Jorge marudzi, ale jego wystarczy olać. Głównym zakazem jest tutaj niewychodzenie na zewnątrz po godzinie policyjnej, czego nikt nie przestrzega, chociaż tak szczerze, to komu chciałoby się łazić po ciemku w lesie?

Na pewno nie mnie – pomyślała Charlotte.

– Poza tym Jorge sam ma w nosie przychodzenie do internatu na noc. Tak właściwie to nawet nie wiem, czy kiedykolwiek przyszedł przed dwudziestą trzecią – mruknęła Clarisa. – A tak jeszcze wracając do tematu szkoły, to naprawdę nie masz się o co martwić. Nie ma u nas typowych popularnych dzieciaków, bad boyów i marysujek rodem z opowiadania z Wattpada.

Po jej słowach rozległo się pukanie do drzwi. Chwilę później w pokoju pojawił się przystojny, wysoki chłopak o nieziemsko pięknych, czarnych lokach. Charlotte wstrzymała oddech na kilka sekund na jego widok i poprawiła nieco swoją pozycję na łóżku, aby zrobić lepsze wrażenie.

– Jak dawno cię nie widziałem! – powiedział przybyły. Clarisa wstała z łóżka i go przytuliła.

I ma nieziemski głos – dodała w myślach Charlotte, patrząc na dwoje współmieszkańców.

– Następne wakacje koniecznie musimy razem spędzić – odparła Clarisa, patrząc na chłopaka z radością. – To jest Charlotte, dziewczyna z wymiany.

– Miło mi cię poznać – przywitał się z ciepłym uśmiechem chłopak i wycałował policzki dziewczyny. – Ernesto.

Na twarzy nastolatki ponownie pojawił się uśmiech. Ta wymiana zaczęła jej się coraz bardziej podobać.

Jednak wtedy uderzył ją fakt, jak źle musiała wyglądać. Nie dość, że makijaż całkiem spłynął z jej twarzy, to jeszcze jej białe buty stały się brązowe i musiała nieprzyjemnie pachnieć. Postanowiła jak najprędzej udać się do łazienki, aby zdążyć jeszcze przed kolacją.

– Ciebie również miło poznać.

Ernesto spojrzał ponownie na Clarisę i z zapałem zaczął opowiadać o swoich wakacjach. Charlotte nie chciała im przeszkadzać, więc postanowiła się wycofać, by zająć się rozkładaniem swoich rzeczy w szafie i łazience.

– Pomóc ci? – zaproponowała po chwili Clarisa, jednak dziewczyna grzecznie podziękowała i zaczęła układać ubrania na półkach, przysłuchując się pasjonującej opowieści chłopaka o ludziach spotykanych na plaży w Malibu.

– Chociaż nie zawsze było tak kolorowo, wiesz, jak to jest z pracą i moimi rodzicami – powiedział po chwili Ernesto.

– Przecież praktycznie się z nimi nie widziałeś. Nie przyjechali tylko na tydzień?

– Przyjechali, ale to był najdłuższy tydzień w całym moim życiu.

Obydwoje rozmawiali dalej; uporanie się ze wszystkimi rzeczami zajęło Charlotte jedynie czterdzieści minut i dziewczyna zaczynała być jeszcze bardziej zmęczona towarzystwem współlokatorki i jej gościa. Pomyślała, że jeśli jej każdy dzień ma wyglądać w ten sam sposób, to musi przygotować sobie tabletki na ból głowy.

– Pablo będzie za dwie godziny – poinformowała Ernesta Clarisa. – A Rosita już jest na miejscu.

– To świetnie. Będzie mi jej trochę brakować przez ten rok.

W jego głosie można było wyczuć smutek. Charlotte westchnęła cicho, przeprosiła znajomych i udała się pod prysznic.

*Chao (hiszp.) ‒ cześć.

Rozdział 2

Po kąpieli Charlotte poczuła się zdecydowanie lepiej. Zresztą w końcu znaleźli z Clarisą oraz Ernestem wspólny język, więc kiedy zbliżała się pora kolacji, dziewczynie przestał przeszkadzać słowotok współmieszkańców i poczuła się jak u siebie.

Kilka minut przed rozpoczęciem kolacji przyjechali Pablo z Andreą; mieli małe trudności z dostaniem się do miasteczka. Clarisa od razu rzuciła się chłopakowi w ramiona, całując go z utęsknieniem, natomiast Ernesto uścisnął mu rękę i objął w przyjacielskim geście.

Wszyscy już zajęli miejsca przy stole. Mieszkańców internatu nie było wielu – oprócz Charlotte mieszkało tam pięć dziewczyn oraz sześciu chłopaków. W tym, w którym dziewczyna mieszkała w Wielkiej Brytanii, było ich zdecydowanie więcej, ledwo mieścili się przy jednym stole.

Dziewczyna została bardzo ciepło przyjęta. Andrea od razu zagadała do niej na temat Anglii, paznokci oraz przystojnych chłopaków, a później Francisco zaczął jej opowiadać o szkolnych rozgrywkach sportowych piłki nożnej, w których brał udział. Emilio i Alicia byli zajęci sobą, tak samo jak Nerea i Marina, natomiast Pablo, ­Ernesto i Clarisa rozmawiali głośno jak starzy, dobrzy przyjaciele. Z kolei Jaime oraz Rafael ani razu nie odezwali się do Charlotte.

Jedzenie zostało przygotowane przez miłą kobietę o imieniu Carmen, która była żoną Jorgego. W przeciwieństwie do swojego męża miała bardzo przyjemny wyraz twarzy i radośnie zagadywała mieszkańców internatu.

Dokładnie o dwudziestej trzydzieści w jadalni pojawił się dyrektor. Wszyscy zamilkli, oddając mu głos.

– Przyszedłem, żeby przypomnieć wam o panujących tu zasadach, które zostały przez was i waszych rodziców osobiście podpisane i których pod żadnym pozorem nie wolno wam złamać – powiedział niskim głosem.

Jedynie Charlotte sprawiała wrażenie zainteresowanej, ponieważ reszta uczniów wyglądała na znudzonych – słuchali tego podczas rozpoczęcia każdego semestru.

Tak jak nastolatka się spodziewała, w internacie panował zakaz palenia papierosów, spożywania alkoholu i wszystkich innych używek. Po dwudziestej trzeciej chłopcy nie powinni znajdować się w pokojach koleżanek i odwrotnie; przedstawiciele płci męskiej musieli udać się na piętro, natomiast dziewczyny nie mogły opuszczać parteru. Buszowanie w kuchni i szukanie przekąsek w lodówce było surowo karane, tak samo jak każda minuta spóźnienia.

– Najważniejszym zakazem jest nieopuszczanie internatu po godzinie policyjnej – powiedział ostro Jorge i spojrzał na każdego z uczniów po kolei. – Jeśli jeszcze raz przyłapię kogoś na opuszczaniu tego budynku w nocy, może pożegnać się z tą szkołą. – Po tych słowach nastąpiła krótka cisza. – I jeśli jeszcze raz komuś z was do głowy przyjdzie wsadzenie petardy prosto do muszli klozetowej, konsekwencje będą znacznie poważniejsze.

Uczniowie parsknęli śmiechem i spojrzeli na Emilia, który z małym uśmieszkiem wzruszył ramionami.

– Charlotte, podpisz regulamin.

– Jasne. – Dziewczyna odchrząknęła, wzięła długopis oraz kartkę z regulaminem i podpisała się tuż pod nazwiskami innych uczniów.

Nie czekając na żadne pytania, dyrektor wyszedł z jadalni i udał się do swojego gabinetu.

– Nie martw się, słońce, on zawsze jest taki ostry – zaśmiała się Carmen, kładąc ciepłe dłonie na ramionach dziewczyny. – I faktycznie radzę wam uważać, bo zajmuje się bardzo trudnym projektem, od którego wiele zależy, więc weźcie sobie jego groźby do serca. A skoro Jorge już sobie poszedł, to kto ma ochotę na czekoladowy tort?

Wszystkich ucieszyła wiadomość o deserze i w mgnieniu oka zaczęli się nim częstować.

– Widzę, że Francisco zanudzał cię tematem sportu. – Ze śmiechem zagadał do Charlotte Ernesto, patrząc, czy chłopak na pewno go nie usłyszał.

– Nie przeszkadza mi to. Nie żebym była wielką fanką piłki nożnej, ale póki to on mówi, może gadać o wszystkim.

– Czy ja usłyszałem „piłka nożna”? – odezwał się Emilio, pierwszy raz, odkąd dziewczyna go poznała.

Spotkali się wzrokiem. Przenikliwe niebieskie spojrzenie przez chwilę wydało się jej znajome. Poza tym coś w głosie chłopaka mówiło jej, że się znali.

– Błagam, nie zaczynajcie znowu tego tematu – jęknął Ernesto, przerywając ciszę. – Już się dość nasłuchałem w aucie od ojca Francisca.

– Ej, mogłeś wysiąść, jak ci coś nie pasowało – odezwał się Francisco, odrywając się od rozmowy z Nereą.

Ernesto pokazał mu środkowy palec.

– Jak ci się podoba w Hiszpanii, Charlotte? – zapytał łagodnie Emilio, nadal przyglądając się dziewczynie.

– Uwielbiam Hiszpanię, więc jestem zachwycona – odpowiedziała od razu. – Mieszkałam tu, jak miałam sześć lat, ale rodzice chcieli wrócić do Anglii.

– Cóż za zbieg okoliczności – odparł Emilio, na co nastolatka uniosła pytająco brew. Chłopak posłał jej lekki uśmiech. – Wybacz mi, czasami mówię dziwne rzeczy.

– To prawda – zgodziła się Alicia, zakładając za ucho kosmyk blond włosów. – Potrafi czasami gadać do siebie o jakimś departamencie i o tym, jak bardzo obszernym tematem jest czas. Ten facet jest znacznie nudniejszy, niż ci się wydaje, Charlotte.

Chłopak wybuchnął śmiechem.

– Racja, trzeba się przyzwyczaić, ale ze mną nie będziesz się nudziła.

– O jakim departamencie? – zapytała Charlotte. Dziwnym trafem jej serce zabiło mocniej na samą myśl o upływającym czasie, jednak postanowiła nie zaprzątać sobie tym głowy.

– Wytwór mojej wyobraźni – odpowiedział ze szczerym uśmiechem chłopak, po czym bez słowa sięgnął po dokładkę czekoladowego tortu.

Po chwili wrócił do rozmowy z Alicią, natomiast dziewczyna zwróciła się do Ernesta:

– Zawsze to robi?

– Ale co robi?

– Zachowuje się tak… dziwnie – odparła, dyskretnie spoglądając na Emilia. – Nie wiem czemu, ale jakoś czuję się nieswojo.

– Dopiero przyjechałaś, mi bella* – powiedział. – Przez następny tydzień wszystko będzie nieswoje.

Charlotte tylko westchnęła i wróciła do jedzenia.

Przez chwilę przy stole panowało zamieszanie, ponieważ wszyscy się przekrzykiwali, aż w pewnym momencie Erne­sto i Francisco spojrzeli jednocześnie na ostatni kawałek ciasta.

– On należy się mnie – powiedział Francisco, wyciągając rękę po kawałek, na co Ernesto rzucił w niego widelcem.

– Nie, to ja go zjem, Pepe – odparł, wstając i nachylając się nad stołem. W tym samym czasie Francisco podniósł się z krzesła i razem z kolegą złapali za talerz.

Chłopaki spojrzały na siebie z żądzą mordu w oczach. W pomieszczeniu zapadła cisza, a wszyscy przyglądali się im z napięciem.

– Ten kawałek jest mój – powiedział twardo Ernesto.

– Nie.

– Tak.

– Nie!

– Tak!

– Tak!

– Nie!

Ernesto na chwilę zastygł w miejscu, analizując tę wymianę zdań, Francisco patrzył na niego z satysfakcją, natomiast pozostali – z rozbawieniem. W tym samym czasie Emilio wstał, wziął do ręki tak pożądany przez walczących kolegów kawałek ciasta, po czym wepchnął go sobie do ust. Gdy już przełknął, rzucił:

– Nie, ten kawałek był mój.

Ernesto i Francisco spojrzeli na niego zszokowani.

– A teraz proponuję wam usiąść i dokończyć jedzenie – dodał chłopak, po czym, zlizując resztki czekolady z ręki, usiadł na swoim miejscu.

– To twoja wina, idioto – powiedział Ernesto, skupiając wzrok na Franciscu.

– Nie mów do mnie „idioto”, idioto.

Po tej sytuacji Charlotte stwierdziła, że w tym internacie na pewno nie będzie się nudzić.

***

– Co tutaj robisz, szczeniaku?

Młody chłopak podskoczył przestraszony i szybko odwrócił się w stronę, z której dobiegał głos.

– To jest mój teren, twoje stado ma siedzibę pięć kilometrów stąd.

– Mam do ciebie bardzo ważną sprawę, Pedro – powiedział przybyły, a widząc zaciekawienie na twarzy mężczyzny, nieco się wyluzował. – Daniel upatrzył sobie jakąś dziewczynę…

Pedro przewrócił oczami.

– Miguel, mam gdzieś życie miłosne twojego alfy – odparł. Włożył dłonie do kieszeni skórzanej kurtki i powoli zaczął odchodzić. Po krótkiej chwili dodał: – Jeśli chce ją złożyć w ofierze, czy jakkolwiek nazwać to, co on robi ‒ skrzywił się ze zniesmaczeniem ‒ to nie jest to moja sprawa, i dobrze wiesz, że nie mogę się wtrącać. Zresztą znasz wilcze prawo.

Miguel westchnął zirytowany. Odwrócił się na pięcie, a następnie zaczął iść za Pedrem, kontynuując rozmowę.

– Nie chodzi o żadną dziewczynę Daniela i nie, nie znam wilczego prawa, bo Daniel nawet nie chce o nim słyszeć – powiedział, ale Pedro nie odwrócił się, tylko uparcie szedł dalej. – Chce ją zamienić w wilkołaka i wykorzystać do…

Mężczyzna wzruszył ramionami, więc Miguel złapał go za rękę, by go zatrzymać. Oczy Pedra zmieniły kolor na żółty, ale to kompletnie nie wzruszyło młodzieńca.

– Nie rozumiesz – powiedział ostro Miguel. – Daniel zamierza wskrzesić Peresa, bo dowiedział się o planach czarodziei, którzy z kolei chcą wskrzesić Rodrigueza. Chce ją wykorzystać do uzyskania informacji o jakimś eliksirze i modlitwie, a później zabić. Wiesz dobrze, co może się stać, kiedy Rodriguez i Peres rozpoczną kolejną wojnę. Zginą niewinni ludzie!

Przez minutę panowała cisza; słychać było jedynie drżący oddech Miguela, który patrzył na mężczyznę wyczekująco. Pedro wyglądał, jakby poważnie zastanawiał się, co powiedzieć.

– Kim jest ta dziewczyna? – zapytał po chwili. Przejechał dłonią po swoim czarnym, delikatnym zaroście i westchnął cicho.

– Charlotte, przyjechała dziś do internatu i tylko tyle o niej wie – odparł chłopak. – Chce ją ugryźć dzisiaj przed północą, a jutro dla niej kogoś zabić. Uprzedzając twoje pytanie, dowiedziałem się o tym godzinę temu, a wcześniej nie mogłem cię znaleźć, bo szlajasz się nie wiadomo gdzie!

Pedro wpatrywał się w niego, ponownie nad czymś rozmyślając i ignorując ostatnią uwagę. Miguel odsunął się od niego o krok.

– Nie ciekawi cię temat wskrzeszenia?

Pedro jedynie zaśmiał się cicho, pokazując swoje śnieżnobiałe zęby. Miguel uniósł pytająco brew.

– Nie musisz się o to martwić, przecież dobrze wiesz, że Daniel jest na to za głupi, a czarodzieje kombinują od lat, więc wątpię, że im się uda – powiedział Pedro i ponownie zaczął się oddalać.

Młodszy chłopak jedynie opuścił ramiona w geście rezygnacji, głośno wzdychając. Czuł się okropnie, nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Nie takiej reakcji się spodziewał.

– Nie rób miny zbitego szczeniaczka, nie działa na mnie – odparł zirytowany mężczyzna. – Czarodzieje od lat próbują go wskrzesić i nadal im się nie udało. Daj sobie spokój i idź do swojego stada.

– To już dawno przestały być plany, bo mają gotowy prawie cały eliksir. Poza tym nie chcę należeć do tego stada. Nie chcę należeć do żadnego – powiedział cicho Miguel. Tymi słowami zwrócił uwagę odchodzącego Pedra, który zastygł w miejscu. – Dobrze wiesz, że Daniel jest potworem. Nie wydaje mi się, by w wilkołaczym życiu konieczne było zabijanie ludzi, bo i tak nie mamy z tego żadnych korzyści.

Powiał chłodniejszy wiatr. Chłopak zadrżał, ubrany jedynie w bluzkę z krótkimi rękawami. Kiedy Pedro mu się przyjrzał, zauważył, jak bardzo Miguel jest zaniedbany. Miał brudne ubranie, jego blond włosy zdecydowanie potrzebowały odświeżenia i był wręcz wychudzony. Starszy wilkołak dobrze wiedział, jak wygląda sytuacja w stadzie Daniela. Rozumiał również, co mógł czuć chłopak zaraz po ugryzieniu. Musiał opuścić swoją rodzinę oraz zabijać niewinnych ludzi, co z pewnością nie było jego marzeniem. Poza tym Daniel w ogóle nie dbał o swoje bety, pozwalając im jedynie na siedzenie w ukryciu i picie alkoholu.

– Kiedy Danielowi coś w którymś z nas nie pasuje, zamyka go w jakiejś śmierdzącej beczce na kilka godzin – wyznał, a w jego głosie słychać było rozżalenie. – Najdłużej siedziałem tam dwa dni. I wiesz co? Nie chcę tak żyć.

Pedro podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu. W jego sercu pojawiło się współczucie wobec chłopaka. Wilkołactwa nie odbierał jako daru, tylko jako przekleństwo.

– Wiem. Obiecuję ci, że pozbędziemy się Daniela. Tylko…

– Czemu nie weźmiesz mnie ze sobą? Nic cię tu nie trzyma, moglibyśmy uciec.

– Nie jestem alfą i nie zamierzam brać za ciebie odpowiedzialności. Poza tym Daniel…

W tym momencie w lesie rozległ się kobiecy krzyk. Obaj gwałtownie rozejrzeli się dookoła.

– Zaczyna się – szepnął Miguel. – Daniel wzywa Charlotte.

Pedro zmrużył oczy.

– Co masz na myśli? W jaki sposób chce ją wezwać?

Miguel przez chwilę milczał, aż w końcu wypowiedział tylko jedno imię:

– Samuel.

***

Charlotte podniosła się z cichym jękiem z łóżka. Pierwsza noc w nowym miejscu zawsze była dla niej najgorsza i za każdym razem budziła się po dwóch, trzech godzinach od zaśnięcia. Teraz też musiała przyzwyczaić się do zmiany.

Dziewczyna westchnęła cicho i wyszła z pokoju, aby napić się wody. Nie sądziła, że zostanie za to ukarana, za to dobrze wiedziała, że bez ugaszenia pragnienia nie uda jej się zasnąć. Uważała zakaz wchodzenia do kuchni w nocy za głupi i nie zamierzała go bezwzględnie przestrzegać.

Kiedy nalewała wody do szklanki, usłyszała dochodzący z zewnątrz krzyk. Spojrzała przez okno na las, wstrzymując oddech, jednak nic nie zobaczyła z powodu okalającego szkołę muru. Otworzyła już wcześniej uchyloną okiennicę, by mieć szersze pole widzenia. Już chciała zignorować całą sytuację, jednak kilka chwil później zobaczyła przy bramie kobietę, która leżała na ziemi i próbowała przeczołgać się w stronę internatu, ale ponownie została od niego odciągnięta.

Serce Charlotte prawie wyskoczyło z piersi. Początkowo dziewczyna nie miała pojęcia, co zrobić – obudzić dyrektora czy po prostu zostawić kobietę zdaną tylko na siebie. Obydwa pomysły wydawały się jej równie beznadziejne, więc pod wpływem chwili chwyciła nóż, wspięła się na parapet i skoczyła z okna, z wysokości dwóch i pół metra.

– Auć – jęknęła, gdy poczuła ból w prawej stopie.

Od razu zaatakowało ją nieco chłodniejsze powietrze. Zdawała sobie sprawę, że jest jedynie w kapciach, przez co będzie miała utrudniony bieg, ale wiedziała też, że nie ma na co czekać i musi działać, więc ruszyła w kierunku lasu.

Słysząc coraz głośniejsze krzyki, Charlotte zaczęła biec szybciej i wkrótce znalazła się w lesie. Ledwo dyszała, a serce niemal wyskoczyło jej z piersi. Nie miała pomysłu, w którą stronę ruszyć, ponieważ kobieta zniknęła, a jej krzyki ucichły. Nastolatka stała w jednym miejscu, zdając sobie sprawę z tego, że widziana z okna ofiara prawdopodobnie nie żyje. W tym samym momencie ujrzała w krzakach parę czerwonych ślepi.

Zaczęła się powoli wycofywać, jednak nie pomyślała o tym, że zagłębia się bardziej w las. Ostrożnie starała się wy­­­­konać kilka kroków w tył, ale spodniami od piżamy zahaczyła o gałąź i upadła. Istota warknęła i stanęła na tylnych łapach, wprawiając Charlotte w śmiertelne przerażenie.

To nie było zwierzę. To był człowiek, cały porośnięty futrem, z kłami, długimi pazurami i czerwonymi ślepiami. Sparaliżowana ze strachu dziewczyna nie była w stanie podnieść się z zimnej ziemi czy poruszyć jakąkolwiek częścią ciała; na moment zapomniała, jak się oddycha. Istota znajdowała się niebezpiecznie blisko niej. Gdy dziewczyna zauważyła na śnieżnobiałych kłach krew, zdała sobie sprawę, że może nie ujść stamtąd żywa.

Niespodziewanie pojawił się ratunek. Żółtooki wybawca, niepokojąco podobny do atakującego monstrum, rzucił się na nie, zwalając je z nóg. Następnie spojrzał na Charlotte i warknął:

– Na co czekasz? Uciekaj!

Nastolatka otrząsnęła się, wzięła do ręki swój nóż, po czym podniosła się z ziemi i zaczęła uciekać.

Nie oglądała się za siebie, pędząc tak szybko, na ile pozwalał jej palący ból w nogach i płucach. Łzy cisnęły się jej do oczu i niemal przewróciła się po raz kolejny tego wieczoru. Zatrzymało ją dopiero nagłe wpadnięcie na chłopaka, który w ostatniej chwili powstrzymał ją przed upadkiem.

Spojrzała mu prosto w oczy, mimo że wzrok miała nieco zamglony. Chłopak wyglądał na bardzo zdenerwowanego i miał znacznie przyspieszony oddech, co sugerowało, że on również przed czymś lub przed kimś uciekał.

– Charlotte? – zapytał, zaciskając dłonie na jej ramionach. Dziewczyna kiwnęła pospiesznie głową, chociaż bardzo zaniepokoił ją fakt, że nieznajomy znał jej imię. – Musisz uciekać do internatu, zanim będzie za późno. Masz zignorować wszystkie dźwięki, jakie usłyszysz, i pod żadnym pozorem się nie zatrzymywać. Rozumiesz?

– Ale o co…

– Nie ma czasu na pytania – przerwał dziewczynie i obrócił nią o sto osiemdziesiąt stopni. – Biegnij cały czas prosto, dopóki nie znajdziesz się w internacie, i najlepiej o tym zapomnij. No biegnij!

Posłuchała go. Była wystraszona i zaniepokojona do tego stopnia, że kompletnie straciła zdolność logicznego myślenia. Pobiegła przed siebie, czując ogromny ból w nogach i nie zatrzymując się, nawet kiedy z ręki wypadł jej nóż.

Nie zdążyła wyhamować przed stromym zboczem i zjechała z niego z impetem. Poczuła duży ścisk w głowie i jeszcze większy ból w klatce piersiowej.

Wstrzymała oddech zaraz po zatrzymaniu się. Jęknęła głośno, nie mogąc przez dłuższą chwilę ruszyć się z powodu bólu. Dopiero po kilku głębszych oddechach była w stanie się podnieść. Otrzepała piżamę z ziemi i kulejąc, ruszyła do przodu. Była zbyt zmęczona, aby ponownie biec.

Musiała zrobić sobie kolejną przerwę. Podczas upadku jej noga zahaczyła o coś ostrego i teraz krew płynąca z podłużnej rany na prawym udzie zabarwiła jej spodnie na czerwono. Dziewczyna oparła się o drzewo i gdy już myślała, że uda jej się bezpiecznie wrócić do internatu, jej oczom ukazało się martwe ciało wcześniej widzianej kobiety.

Zaczęła się powoli oddalać, mocno przyciskając dłoń do ust, żeby powstrzymać się przed krzykiem. Drżała i jedyne, o czym myślała, to szczęśliwy powrót do swojego pokoju.

Nagle poczuła zatapiające się w jej prawym ramieniu kły i ostry ból rozlał się po jej ciele. Dziewczyna wstrzymała oddech i zamknęła oczy, gdy bestia zębami podniosła ją do góry i rzuciła o drzewo.

Charlotte niewiele pamiętała z tego, co się później działo. Ból promieniował od jej ramienia, nogi oraz klatki piersiowej, nie pozwalając na jakikolwiek ruch. Wszystko stało się zamazane, kręciło jej się w głowie i czuła, że się wykrwawia. Pomimo szumu w uszach usłyszała zbliżające się do niej kroki. Przygotowała się na śmierć z rąk potwora, ale zamiast kłów i pazurów poczuła czyjąś ciepłą dłoń na swoim kolanie.

– Paskudna rana. – Usłyszała westchnienie. Nie była w stanie stwierdzić, czy głos należy do chłopaka, czy do dziewczyny, ale wydawał jej się znajomy. – Pomogę ci wydobrzeć do rana.

Miguel nie doczekał się odpowiedzi, ponieważ dziewczyna zemdlała. Chłopak pokręcił głową zrezygnowany i już miał zacząć opatrywać nastolatkę, kiedy usłyszał za sobą kroki.

– Ja też potrzebuję pomocy – sapnął blady jak ściana ­Pedro, po czym osunął się na kolana.

Mężczyzna był w jeszcze gorszym stanie od Charlotte. Na klatce piersiowej miał cztery głębokie rany, z których sączyła się krew, a na jego głowie widać było ślady po mocnym uderzeniu. Liczne otarcia i siniaki świadczyły o tym, że przeciwnik także kilkukrotnie nim rzucił.

Miguel przewrócił oczami i podszedł do niego.

– Twoje poświęcenie nie było potrzebne – stwierdził i wskazał głową nieprzytomną dziewczynę. – I tak ją drań ugryzł, a ty przez długi czas będziesz się leczył.

– To nie ma znaczenia – powiedział Pedro, głośno sapiąc. – Nie udało mi się jej opatrzyć…

– To też teraz nie ma znaczenia – odparł ponuro Miguel. – Teraz mamy większe problemy, bo nie wiem, czy uda mi się ją uratować, a poza tym wydaje mi się, że łowcy się tutaj zaraz pojawią. I nie zgrywaj bohatera, jeszcze chwilę temu miałeś ją gdzieś. Poza tym nigdy nie zrozumiem twojego zachowania, tego dziwnego heroizmu. Najpierw masz wszystko i wszystkich w tyłku, a potem rzucasz się komuś na ratunek.

Pedro zmrużył oczy na jego uwagę.

– Nie będę przypominał, który z nas niedawno miał coś w tyłku.

– Och, zamknij się.

Pedro klęczał jeszcze przez dłuższą chwilę, po czym podniósł się i przeszedł parę kroków.

– Niech ci będzie, ale teraz śmierć Charlotte nie jest naszym największym problemem, a przynajmniej nie moim – powiedział spokojnie. – Łowcy też za wiele nie są w stanie nam teraz zrobić. To ty będziesz miał problem, kiedy Daniel wyczuje jej zapach na tobie albo kiedy ona cię jutro rozpozna. Musisz wrócić do swojego stada, Miguel. Zajmę się nią.

Chłopak zaśmiał się głośno. Spojrzał z politowaniem na drugiego wilkołaka i również wstał.

– Nie mów mi teraz, że ci na mnie zależy…

– Nie zależy – odparł Pedro, nadal stojąc spokojnie. – W głowie mam tylko swoje interesy, na których ty możesz zyskać. Musisz mi zaufać.

– Zaufać? – powtórzył Miguel z niedowierzaniem. – Co niby zamierzasz zrobić?

Na twarzy Pedra pojawił się szeroki uśmiech.

– Dowiesz się w swoim czasie – zapewnił go. – Ale musisz mi obiecać, że bez względu na wszystko zrobisz, co ci każę. Obiecujesz?

Miguel wahał się przez dłuższą chwilę w milczeniu. Poważnie zastanawiał się nad tym, co wilkołak mu proponował; zdawał sobie sprawę z tego, że zamiast zyskać, mógł dużo stracić.

– Okej, niech ci będzie – westchnął i oddalił się o kilka kroków. Dobrze widział, że Pedro ledwo się trzyma na nogach; rany zadane mu przez alfę wyglądały naprawdę źle. – Tylko spróbuj nie zemdleć, ratując swoją księżniczkę.

– Więc teraz to ty się o mnie martwisz?

– Jeśli się teraz nie zamkniesz, to nie ja będę tym, który jako ostatni miał coś w tyłku, tylko że tym razem to nie będzie przyjemne – powiedział oschle Miguel, po czym podniósł się i ruszył w stronę zupełnie innej części lasu.

***

– Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek poznałem.

Alicia zachichotała. Wzięła do ust truskawkę, patrząc prosto w oczy swojemu chłopakowi.

– Naprawdę – powiedział Emilio, po czym położył sobie dłoń na klatce piersiowej. – Charlotte nie dorasta ci do pięt.

Dziewczyna przewróciła oczami i westchnęła głośno.

– Jeszcze pół roku temu śliniłeś się do jej zdjęć…

– To było pół roku temu, a poza tym teraz to ty jesteś moją dziewczyną. I wcale się nie śliniłem do jej zdjęć!

Emilio podniósł się z koca i zaczął krążyć po pomieszczeniu. Znajdowali się w piwnicy internatu; chcieli mieć chociaż odrobinę prywatności. Kilka godzin wcześniej chłopak ukradł klucze Jorgemu, obiecując sobie, że odda je zaraz po spotkaniu z dziewczyną. Rodzice odseparowali zakochanych nastolatków od siebie na całe wakacje, a w internacie para nie miała zbyt wiele do powiedzenia w kwestii spędzania czasu tylko we dwoje.

Alicia również wstała. Stanęła przed chłopakiem i delikatnie go pocałowała. Emilio położył dłonie na jej talii i uśmiechnął się.

– Brakowało mi ciebie – wyznał, spoglądając jej prosto w oczy.

– Mnie ciebie również – odpowiedziała i zarzuciła ręce na jego ramiona. Chciała go ponownie pocałować, jednak w tym samym momencie zauważyła jakieś światło dochodzące z regału. Odsunęła się od chłopaka i powoli zaczęła podchodzić do stojących tam książek.

Wzięła do ręki tę, która była źródłem światła, i zaczęła się jej przyglądać.

– Dziwne – mruknęła, pokazując księgę swojemu partnerowi, który do niej podszedł. Po chwili parsknęła śmiechem. – Dzieje magii – przeczytała tytuł. – Nie wiedziałam, że Jorge jest fanem fantasy.

Emilio wziął od dziewczyny księgę, unosząc brwi. Otworzył ją na losowej stronie, po czym zmrużył oczy, widząc symbole zamiast słów.

– To nie jest zwykła książka – powiedział i w tej samej chwili przedmiot wypadł mu z ręki. – Gorące!

Alicia nie odezwała się. Wstrzymując oddech, przyglądała się świecącej księdze leżącej na podłodze. W pomieszczeniu zrobiło się nienaturalnie chłodno i zaczął wiać wiatr, mimo że jedyne znajdujące się w piwnicy okno było zamknięte. Dziewczyna złapała Emilia za rękę.

– Wyjdźmy stąd, to miejsce mnie przeraża – mruknęła, ciągnąc go w stronę wyjścia, jednak mimo jej próśb chłopak się nie ruszał. Wyszarpnął swoją dłoń i podszedł do okna. – Emilio, wyjdźmy stąd…

– Cicho – przerwał jej. Otworzył małe okienko, po czym wziął coś do ręki. – Och, wiedziałem, że to się stanie.

Odwrócił się w stronę Alicii.

– Martwy szczur.

– Zaraz ty będziesz martwy, jeśli ze mną nie wyjdziesz! Pamiętasz, jak opowiadałam ci o moim śnie? Chyba nie chcesz, żeby stało się to naprawdę!

Emilio zignorował ją i położył zwierzę na parapecie.

– Coś mi tu nie gra – powiedział spokojnie, mimo mocno bijącego serca. – Wiatr przestał wiać.

W tym samym momencie obydwoje usłyszeli kobiecy krzyk. Alicia spojrzała na Emilia przerażona i podeszła do niego na drżących nogach.

– Chodźmy do swoich pokoi, to nie jest nasza sprawa ‒ powiedziała.

W piwnicy zgasło światło. W pomieszczeniu słychać było jedynie przyspieszone oddechy dwojga zakochanych, którzy stali w miejscu niczym sparaliżowani.

***

Jorge wszedł do internatu. Po spotkaniu z dyrektorem szkoły był wyczerpany, jednak miał jeszcze do dokończenia raport na następny dzień. W tym celu udał się do piwnicy.

Nie szukał kluczy w kieszeni, gdyż doskonale wiedział, że ktoś jest wewnątrz. Wchodząc do budynku, widział zapa­lone tam światło.

– Carmen, jesteś tu? – zapytał, wchodząc do środka. W piwnicy nie zobaczył jednak swojej żony, tylko przerażoną Alicię, która twarz miała całą mokrą od łez. – Co tutaj robisz?

Nie od razu otrzymał odpowiedź. Nawet kiedy do niej podszedł i chwycił ją mocno za rękę, dziewczyna się nie odezwała.

Kilka chwil później Alicia wzięła głęboki oddech i spojrzała na Jorgego z przerażeniem.

– Emilio zniknął.

*Mi bella (hiszp.) ‒ moja piękna.

Krzyk księżyca. Część I. Wskrzeszenie

ISBN: 978-83-8219-451-7

 

© Oliwia Stój i Wydawnictwo Novae Res 2021

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

 

REDAKCJA: Agata Piechocka

KOREKTA: MAQ PROJECTS

OKŁADKA: Paulina Radomska-Skierkowska

KONWERSJA DO EPUB/MOBI:Inkpad.pl

 

WYDAWNICTWO NOVAE RES

ul. Świętojańska 9 /4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

 

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.