Korsarz - George Gordon Byron - ebook

Korsarz ebook

George Gordon Byron

5,0

Opis

"Korsarz" to powieść poetycka George'a Gordona Byrona, jednego z największych angielskich poetówdramaturgów.Znany jest przede wszystkim jako autor takich dzieł jak "Giaur" czy "Mazepa".
Powieść opowiada o losach greckiego pirata imieniem Conrad, który atakuje Seyda, tureckiego króla. Podczas tego wydarzenia ratuje Gulnarę, królową haremu, która uzależnia tego wcześniej wolnego młodzieńca od siebie. W alegoryczny sposób przedstawia to dwa punkty widzenia na Grecję, która z jednej strony jest krajem ludzi wolnych i niezależnych, zaś z drugiej strony jest pod panowaniem tureckim.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 67

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydawnictwo Avia Artis

2022

ISBN: 978-83-8226-849-2
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Pieśń pierwsza

— „Nessun maggior dolore, „Che ricordarsi del tempo felice „Nella miseria........ Dante.

I.

„Na modrych głębiach jasnéj morskiéj wody, Jak ona z wiatrem, buja duch swobody; Jak burza nad nią, grzmi nasza potęga. Gdzie wiatr, gdzie fala, gdzie miecz nasz dosięga, Tam dom nasz, państwo, łup naszéj odwagi! Mórz i flot berłem jest maszt naszéj flagi. „Nam w dzikiem życiu czuć wciąż, niespodzianie, W każdym dniu nowość, rozkosz w każdéj zmianie! O! i któż pojmie? — nie ty, zniewieściały! Cobyś mdlał patrząc na wzburzone wały, Nie ty, pieszczochu! co wiek w zbytkach trawisz, Śpiąc nie spoczywasz, bawiąc się nie bawisz; O! i któż pojmie? — prócz tych samych, którzy Pląsali z falą rozigranéj burzy: Tę pełność życia, ten war krwi, co pali Serce żeglarza na bezdrożnéj fali; Tę żądzę bojów, tę pewność zwycięstwa, Ten szał, tę rozkosz śród niebezpieczeństwa?... Gdzie trwożni rozpacz — my tryumf znajdujem; Gdzie słabi mdleją — my żyjem i czujem:

Czujem, jak w piersiach krzepi się i wzmaga Duch i nadzieja, siła i odwaga!... „Nie strach nam śmierci — byle wprzód lub razem, Wróg u stóp naszych skonał pod żelazem: Byle wprzód z życia rozkosz wyssać w życiu! Gdy ginąć — cóż stąd, w bitwach czy w rozbiciu? Niech bojaźliwy zakochaniec świata Woli w niemocy długie jęczeć lata, I w puch przed śmiercią kryje się, nim skona! Nam łożem piasek lub trawa zielona. Gdy strach zeń duszę dzień po dniu wywleka: Nam cios, strzał jeden — duch wolny ucieka! „Jemu niech dziedzic pyszną złoci trumnę, Radzi, że umarł, niech stawią kolumnę; Po nas łzy płyną — krótko, ale szczerze, Gdy nas w swe głębie ocean zabierze. Nam ku czci nawet w biesiadniczém kole Puhar pamięci zaiskrzy na stole; Nagrobkiem dla nas zabrzmi chwała męstwa, Gdy pozostali dzieląc łup zwycięstwa, Wspomną poległych, i rzekną ze łzami: Szkoda, że mężni nie dzielą go z nami!“

II.

Taka pieśń brzmiała na wyspie korsarzy, Wkrąg przy ogniskach ponadbrzeżnéj straży, I bijąc echem o chropawe głazy, Jak one twardy był ton i wyrazy. Leżąc na piasku rozrzuconą zgrają, Ci ostrzą bronie, ci piją lub grają, Próbują strzelby, handlują łupami; Nie patrząc nawet na krew, co je plami. Brzmią szczęki siekier ciosających łodzie: Ów marząc patrzy po dalekiéj wodzie, Ów czyha, rychło ptak mu w sidła wleci. Mokre na słońcu rozwieszają sieci: A każdy coraz pogląda ku morzu, Czy gdzie nie dojrzéć żagla na przestworzu, Lub wspominając ostatnią wygraną, Radzą, skąd znowu świeży łup dostaną.

Skąd? wódz niech myśli! — im tylko przystało Ufać, iść za nim, i uderzać śmiało. Któż jest tym wodzem? Od brzega do brzega Imię się jego jak piorun rozlega, To dość — o resztę nie troszczy się rzesza. W bitwach on tylko z ich tłumem się miesza; Zresztą sam zawsze; — krótkie jego słowa, Lecz wnet, co wyrzekł, dłoń spełnić gotowa. Nie lubi gwaru; nigdy z niemi społem Nie zasiadł wesół za biesiady stołem, Śmiech ni żart nigdy ust mu nie umili: Lecz mężny — męstwu hardość wybaczyli. Próżno go koléj pełnego kielicha Wabi w przechodzie: on z wzgardą odpycha; A jego uczta! — najlichsi z czeladzi Wzajem by z wzgardą odepchnąć ją radzi. Jadło — chleb suchy; napój — czysta woda. Zbytkiem nie częstym — owoc lub jagoda, A i tych nawet ze wstrętem dotyka, Jakby związany ślubem pokutnika. Ale im żądze zmysłów trzyma srożéj. Rośnie w nim dusza, i siła się mnoży. „Płyń tam!“ — wnet płyną; — „rób to!“ — wnet zaczęto; „Za mną, i naprzód!“ — poszli, i łup wzięto. Tak skory rozkaz, skorsza jego ręka: Każdy drżąc słucha, lecz pytać się lęka. Szyderczy uśmiech, wzrok i twarz surowa, Karcą zuchwalca za niewczesne słowa.

III.

„Patrz! żagiel, żagiel! — Nastawcie lunety! — „Skąd? — czyja flaga? — czy zdobycz?“ — niestety! Nie zdobycz — jednak cieszą się weseli: Z masztu czerwoną chorągiew ujrzeli. „Nasza łódź, nasza! powraca z wyprawy! Dmij w pełne żagle, dmij, wietrze łaskawy! Nim słońce zajdzie, zawinie do brzegu. — „Patrz, patrz, jak lekka! zda się pląsa w biegu. Jak wzdyma skrzydła! — jak buja wspaniale! Z szumem przed sobą prze kipiące fale.

Weszła w zatokę — patrz! idzie jak żywa. Zda się żywioły do walki wyzywa! Możeż się lękać burz, bitew, lub trudu, Pan takiéj łodzi, wódz takiego ludu?“

IV.

Skrzypią powrozy, krzyczą robotnicy, Opadły żagle — łódź drga na kotwicy. Spuszczają czółno: — w podwójnym szeregu Siedli wioślarze i pędzą do brzegu. Wkoło na piasku tłum zebrany czeka, Poznaje, woła, i wita zdaleka. O! słodkie głosu przyjaznego dźwięki! O! słodki uścisk przyjacielskiéj ręki! Gdy wita w porcie żeglarza z wyprawy, Gdy na bezpieczny brzeg wiedzie go z nawy; Słodkie łzy, uśmiech, słodkie zapytania, Gdy pocałunek odpowiedzi wzbrania!...

V.

Wieść się rozbiegła, tłum rośnie z pośpiechem, Gwar, ciżba, wrzawa, przerywana śmiechem, I głosy kobiet znać w cichszéj rozmowie: Imię kochanka, męża, w każdem słowie. „Czy zdrów? czy żyje? czy na brzeg wysiądzie? Czy dziś, czy jutro zabawi na lądzie? Gdzie był? co robił? czy bił się walecznie? Mniejsza, co zyskał? gdy wrócił bezpiecznie; Lecz czy nie ranny? dlaczego nie z wami? Czyż on nie wiedział, że czekam ze łzami?“

VI.

— „Gdzie jest wódz? — ważne przywozim nowiny. Śpieszmy! czas nagli, drogie są godziny. — Dzięki wam, bracia, żeście braciom radzi! Lecz niech nas Żuan do wodza prowadzi. Wrócim za chwilę — zostańcie tu blizcy, Wnet, co kto zechce, dowiecie się wszyscy“. — I poszli, kędy na najwyższéj górze Zamek ich wodza wzbija się nad morze,

Śród bujnych krzewów i kwiatów pachnących, Gdzie tysiąc zdrojów, świeżością dyszących, Srebrzy się szemrząc po złomach granitu. Poszli pod górę — dochodzą do szczytu. Któż to nad brzegiem przepaścistéj skały, Wsparty na mieczu, spogląda na wały? — To on! wódz! Konrad! — sam, jak zwykle — myśli. „Idź naprzód, Żuan! powiedz, żeśmy przyszli. Okręt nasz widzi; — powiedz, że go prosim O posłuchanie, ważną wieść przynosim. Idź! my nie śmiemy; wiesz, jak się wnet zżyma, Gdy mu kto nagle stanie przed oczyma.

VII.

Przystąpił Żuan — Konrad spojrzał srogo, Wysłuchał, skinął, że się zbliżyć mogą. Przyszli — ukłonem witają zdaleka. Powitał wzajem — na słowa ich czeka. „Wodzu! przynosim list od Greka szpiega, Co nas o łupach i wrogach ostrzega. Ważność tych wieści sam wódz niech oceni. My téż...“ — „Już dosyć!“ — Zmilkli zawstydzeni. Wziął list — ciekawi poglądają z boku, Wrażenia wieści dojrzéć w jego oku. Zgadł myśl — czytając twarz zwrócił na stronę, Może, by ukryć uczucia wzburzone. Skończył — na świstku coś pisze. — „Żuanie! Gdzie jest Gonzalwo?“ — W łodzi. — „Niech zostanie! Nieś mu ten rozkaz! — Wy nie stójcie dłużéj, Każdy na miejsce, gotów do podróży! Na waszéj nawie sam z wami dziś płynę“, — — „Dziś, wodzu? w nocy?“ — „Dziś w dzień, za godzinę. Wiatr będziem mieli. — Minuty nie zwlekać! Wziąć mój płaszcz, pancerz — u portu mię czekać! „Ty weź mą trąbkę i strzelbę opatrzyj! Zamek źle spuszcza — oczyść go i natrzyj! Wezwać płatnerza! niech mój miecz bojowy Natoczy ostro i da mu bart nowy. Rękojeść zwłaszcza niech szerzéj rozkuje: Ta broń mię gorzéj niż bitwa morduje.

Śpieszcie! na hasło, że czas już odpłynąć, Dać ognia z działa i żagle rozwinąć!

VIII.

Kazał — posłuszni odeszli w pokorze. Nie w smak im znowu puszczać się na morze, Gotowi jednak: — Konrad sam prowadzi. Dokąd? — któż pyta, gdy on co uradzi? — Dziwny ten człowiek dumy i milczenia, Którego nigdy śmiechu ni westchnienia Nikt z nich nie słyszał; którego zdaleka Sam widok, twarz ich bladością powleka: Rządzi ich duszą, z tą sztuką władania, Co zmusza, mami, lecz sądzić zabrania. Cóż jest ten urok, że mu nikt z korsarzy, Choć szemrze, zajrzy, oprzeć się nie waży? Co w nich dlań wzbudza tę cześć, posłuszeństwo? Potęga myśli, duszy czarnoksięstwo! One go wzniosły, gdy i los mu sprzyja. Tém on ich wolę pod rząd swój podbija. Walczy ich ręką, sam jak mistrz sprężyny: Gmin dziełem jego własne mniema czyny. Jest, było, będzie — to bieg świata tego, Wielu pracować musi dla jednego. Lecz niech nieszczęśnik, co w trudach umiera, Nie zajrzy temu, co owoc z nich zbiera! Niechby znał ciężar, co wielkość nań zwala — O! jakże lżejsza niższych cierpień szala!

IX.

Nie na wzór świata dawnego mocarzy, Szatanów w czynach, lecz bogów na twarzy, Konrad nic w sobie nie ma nad człowieka. Blask czarnych oczu ćmi smutna powieka. Twarz ogorzała, skroń wzniosła i blada, Włos kruczy bujno pierścieniami spada, Krzepki w ramionach, lecz kształt nie olbrzymi, Ani się wzrostem wyniósł nad innymi.

We wszystkiém jednak biegły wzrok badacza Znajdzie coś, co go od gminu odznacza. Patrząc nań, wszyscy dziwią się i śledzą, Że tak jest, czują; lecz czemu? nie wiedzą. Nieraz z brwi groźnych, z drżenia ust, lub z czoła,Znać dumę, któréj poskromić nie zdoła. Głos jego wdzięczny, serce jednak ziębi: Więcéj niż mówi, znać, że tai w głębi. Szybka gra rysów nagle się mieniących, Wabi ciekawość, lecz miesza patrzących, Jakby w tym duszy posępnym pomroku Kryły się czucia zbyt straszne dla wzroku. — Tak o nim sądzą — prawdy nieświadomi. Wzrok jego śmiałość dostrzegacza gromi, A