39,99 zł
Gdy zbliża się Dzień Matki, ogarnia mnie dziwna pustka. Widzę roześmiane twarze, ludzi z bukietami kwiatów, sklepy są pełne czekoladek, a w internecie ludzieprześcigają się w wyznawaniu swoim matkom miłości i wdzięczności. Ja jednak nie pamiętam, kiedy ostatni raz się spotkałyśmy, ani kiedy chciałaś spędzić ze mną czas, mamo . Chciałabym naprawić naszą relację, ale nie wiem, od czego zacząć. Zastanawiam się, czy ty też tego pragniesz.
Psycholog specjalizująca się w pomaganiu osobom z traumami rodzinnymi Marta Segrelles zaprasza cię w podróż w przeszłość, by przyjrzeć się twojej relacji z matką – fundamentalnej więzi, która wpływa na całe twoje życie. Ta książka otwiera przestrzeń na rozmowę o bólu, który nosisz w sobie, i pomaga go przepracować. Dzięki tej książcewreszcie opowiesz swoją historię, poczujesz się wysłuchana, ale też poznasz perspektywę drugiej osoby. Twoje rany wreszcie się zagoją – dzięki temu będziesz mogła pójść naprzód, spokojniejsza i silniejsza.
To książka dla córek i matek – tych zranionych, szukających odpowiedzi, pragnących zrozumienia i potrzebujących, by ktoś ich wysłuchał.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 303
Data ważności licencji: 4/24/2029
Tytuł oryginału: Querida mamá: me dueles
© 2024, Marta Segrelles Fernández.
© 2024, Penguin Random House Grupo Editorial, S.A.U.
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Otwarte 2025
Copyright © for the translation by Dagmara Olesińska
Wydawca prowadzący: Ewelina Tondys
Redaktor prowadzący: Anna Małocha, Dagmara Małysza
Przyjęcie tłumaczenia: Dominika Zima
Konsultacje merytoryczne: Urszula Struzikowska-Marynicz
Promocja i marketing: Kinga Smerlińska-Pis
Grafiki w książce: © iStock by Getty Images
Adaptacja makiety na potrzeby wydania, adiustacja i korekta: Atelier 2
Projekt okładki: Monika Drobnik-Słocińska
Ilustracja na okładce: Marta Frej
Fotografia autorki: Archiwum prywatne
ISBN 978-83-8135-535-3
www.otwarte.eu
Dystrybucja: SIW Znak. Zapraszamy na www.znak.com.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotował Jan Żaborowski
NOTA O GRAMATYCE I OPISANYCH W KSIĄŻCE WYDARZENIACH
Zależy mi, abyś wiedziała, że podczas pisania tej książki starałam się używać języka inkluzywnego zawsze, gdy było to możliwe.
Ponadto używam w tekście form żeńskich, zarówno zwracając się do osoby czytającej tę książkę, jak i jako narratorka: większość osób, które przychodzą do mnie na konsultacje i interesują się tworzonymi przeze mnie treściami, to kobiety.
W związku z tym, że sama jestem córką, jest mi łatwiej używać form żeńskich, gdy odnoszę się do relacji matki i córki.
Mimo tego moja książka jest przeznaczona dla każdej osoby, która zechce ją przeczytać, niezależnie od tożsamości i płci. Wiele opisywanych tu koncepcji i doświadczeń może występować również w innych relacjach, nie tylko w tych matka-córka.
Sytuacje i przypadki, które przedstawiam, mają realne pierwowzory, choć oczywiście bohaterki wszystkich historii noszą zmienione imiona, a ich opowieści są lekko zmodyfikowane, aby zachować prywatność rzeczywistych postaci.
Z góry przepraszam, jeśli podczas czytania odniesiesz wrażenie, że opisane tu historie nie do końca odzwierciedlają twoje doświadczenia, lub nie poczujesz się w nich w pełni reprezentowana: napisałam tę książkę, starając się zapewnić maksymalną różnorodność, na podstawie sytuacji, które znam bezpośrednio lub pośrednio. Jeśli jest tak w twoim przypadku, to mam nadzieję, że wiesz, iż twoje doświadczenie jest ważne, chociaż nie opisuję go szczegółowo w książce.
Często opisuję tradycyjny model rodziny, odnoszę się do ojca i matki, ponieważ są to historie osób dorosłych, które najczęściej przychodzą do mnie na konsultacje. Ponadto przedstawienie tego modelu było niezwykle ważne, aby omówić patriarchalną strukturę roli kobiety-matki.
Mimo wszystko w praktyce klinicznej mam do czynienia także z modelami rodziny z perspektywy inkluzywnej (rodziny monoparentalne, homoparentalne, zastępcze, adopcyjne, rekonstruowane...) i szanuję każdy z tych modeli.
Prawdopodobnie w miarę czytania poczujesz, jak otwierają się w tobie ponownie różne rany lub pojawiają się trudne do zniesienia uczucia.
Książka jest skonstruowana tak, aby stopniowo przeprowadzić cię przez relację matka-córka, jeśli jednak poczujesz, że to dla ciebie zbyt trudne w danym momencie, to proponuję, żebyś przerwała czytanie i zwróciła się o pomoc, o ile uznasz to za konieczne.
Nie znajdziesz w tej książce przewodnika, jak właściwie nawiązywać relacje: to zależy od twoich potrzeb jako córki i trzeba to przepracować na indywidualnej i spersonalizowanej terapii psychologicznej.
Pozwól sobie czytać tę książkę z przerwami, jest twoja i możesz do niej wrócić, kiedy tylko zechcesz. Pamiętaj, że nie chodzi o osiągnięcie konkretnego celu, ale raczej o to, aby wyruszyć w drogę.
ZANIM ZACZNIEMY
OPOWIADANIE NASZEJ HISTORII, ABY ZAGOIĆ RANY
Kochana Mamo,
ten list jest dla Ciebie.
Jeszcze nie wiem, czy Ci go dam, czy zachowam dla siebie i nigdy go nie przeczytasz.
Od długiego czasu, myśląc o naszej relacji, zawsze skupiałam się na Tobie, ale tym razem, po raz pierwszy, chcę Ci opowiedzieć z mojej perspektywy o tej relacji i o tym, czego potrzebuję.
Myślę, że nadszedł czas, abym napisała do Ciebie tych kilka słów, co pozwoli mi wyrzucić z siebie ból i pogodzić się z samą sobą. Czas, żebym to ja stała się bohaterką tej historii.
Wiem, że nie będzie to łatwe ani wygodne, ale wierzę, że tego potrzebuję.
Może po drodze będą momenty, kiedy Ci podziękuję, a może nie. Może będą momenty, gdy rozpoznam i zaakceptuję mój ból i moje rany, co sprawi, że coś się zmieni, ale może wcale się tak nie stanie.
Nie wiem, dokąd mnie to wszystko zaprowadzi, ale ufam, że postawienie na siebie nie przyniesie mi niczego złego.
Wiem, że każda relacja matka-córka jest inna od pozostałych, tak jak każda matka jest inna i każda córka jest inna, dlatego od teraz postaram się nie porównywać z innymi, choć czasami może to być nieuniknione, kiedy będę o Tobie myśleć.
Mamo, jest tyle rzeczy, które chciałabym Ci powiedzieć…
Myślę jednak, że to, czy mnie usłyszysz lub czy przeczytasz te słowa, nie jest najważniejsze. Ważne jest to, że mam odwagę zrozumieć, jak czułam się kiedyś i jak czuję się teraz, a także dowiedzieć się, co tak naprawdę chciałabym Ci powiedzieć.
Być może wiele z opisywanych tu doświadczeń zostało przemilczanych z powodu braku bezpiecznej przestrzeni, aby o nich porozmawiać. Jeśli tak jest w twoim przypadku, pozwól, że – tak jak w powyższym liście – będę twoim głosem w tej książce, tak abyś po jej przeczytaniu użyła własnego, rezonującego z moim.
WPROWADZENIE
KOCHANA MAMO: BOLISZ MNIE
Samo napisanie tego zdania przywołuje w mojej pamięci mnóstwo głębokich uczuć i wspomnień (nie tylko moich, ale także osób, którym towarzyszyłam podczas procesu terapeutycznego). Te cztery słowa, tak bezpośrednie, tak przeszywające, tak prawdziwe, opisują to, co niektóre osoby czują, kiedy opowiadają mi o swojej relacji z matką: ambiwalencja i sprzeczność w relacji.
Z jednej strony „kochana mamo” odzwierciedla to, jak bardzo chciałyby one, aby ich relacja wyglądała inaczej. To głos wewnętrznego dziecka, tej części, która jest najbardziej wrażliwa i czuła. To głos małej dziewczynki, która przeżyła najpiękniejsze i najgorsze momenty dzieciństwa. To głos, który rodzi się z miłości i pragnienia bliskości. Może to być głos kurczowo trzymający się obrazu matki, którą chciałaś mieć. Obrazu uformowanego w dzieciństwie, czasami wyidealizowanego, bo nadal chcesz, żeby wszystko było tak, jak to sobie wyobrażałaś, bo masz nadzieję, że mama się zmieni i stanie się osobą, która w końcu się tobą zaopiekuje, zaakceptuje cię i pokocha. Zapewni przywiązanie i bezpieczeństwo, którego tak bardzo potrzebowałaś w dzieciństwie.
Z drugiej strony „bolisz mnie” jest echem wpływu tego, co się wydarzyło po drodze i co prawdopodobnie nadal się dzieje, nawet w najbardziej codziennych sytuacjach. To echo ran wygenerowanych w relacji: wszystkich tych przykrych doświadczeń, które nie były obojętne żadnej z nas i które tak często nas bolą, powodując dyskomfort w teraźniejszości; ran, które nadal próbujemy wyleczyć.
Wbrew temu, co zwykle myślimy, gdy słyszymy o dysfunkcyjnych relacjach między matką i córką, nie jest wcale konieczne doświadczenie ekstremalnych sytuacji (traumy pisane wielką literą „T”, które omówię w dalszej części), abyś rozumiała, o czym mówię. Czasami możemy identyfikować się z takim doświadczeniem, choć nasza relacja z matką nie jest najgorsza, ale też nie najlepsza, i nie wiemy właściwie, dlaczego tak się dzieje. Ach, jak bardzo chciałybyśmy, aby nasza matka była tą z naszej wyobraźni, żeby była wszystkim tym, czego pragniemy, i nawet czymś więcej.
Trauma pisana wielką literą „T” odnosi się do jednorazowego wydarzenia, które przekroczyło nasze możliwości poradzenia sobie z sytuacją, takiego jak np. wojna, wypadek samochodowy, katastrofa naturalna...
Z kolei trauma pisana małą literą „t” odnosi się do wielokrotnie powtarzających się wydarzeń, które wpłynęły na nasze relacje z innymi i były zagrożeniem dla naszej integralności fizycznej lub emocjonalnej – takich jak np. brak dobrego traktowania.
Traumę w naszym życiu pisaną wielką literą „T” można przedstawić tak:
A traumę w naszym życiu pisaną małą literą „t” tak:
Niektóre z tych sytuacji są nieuniknione. To, czy sobie z nimi poradzimy w dzieciństwie, zależy od tego, czy ktoś będzie przy nas w trakcie tego zdarzenia i gdy pojawią się jego konsekwencje. Kiedy mówimy o ranach związanych z matką, problem tkwi w tym, że w większości przypadków same stawiałyśmy czoła tym zdarzeniom.
Gdy pisana małą literą „t” trauma o charakterze relacyjnym powtarza się raz za razem, staje się złożoną traumą. Jest to wynik długotrwałego lub powtarzającego się narażenia na wiele form traumy międzyosobowej, często w okolicznościach, w których ucieczka jest niemożliwa z powodu ograniczeń fizycznych, psychologicznych, wynikających z dojrzewania, rodzinnych, środowiskowych lub społecznych.
Reperkusje tej traumy lub rany związanej z relacją w okresie dzieciństwa mogą się przejawiać w dorosłym życiu na wiele sposobów: w naszych myślach i wewnętrznym dialogu (pętla myślowa lub rozpamiętywanie; to, jak krytykujemy i osądzamy siebie; surowość, z jaką siebie traktujemy; i perfekcjonizm, do którego aspirujemy), w obrazach, wspomnieniach, zachowaniach (impulsywność lub drażliwość), powodują także reakcje fizyczne (bezsenność, problemy trawienne, bruksizm) lub emocjonalne. Kiedy mamy do czynienia z traumą i nie jesteśmy w stanie jej przetworzyć, pozostaje ona w naszym ciele w sposób fragmentaryczny. W terapii staramy się nadać sens temu doświadczeniu i stworzyć spójną historię, która pozwoli nam uleczyć ranę poprzez integrację [składowych opisanych na poniższym rysunku – przyp. red.].
Czasami mimo że mamy dostęp do tych wszystkich informacji, nie możemy ich wykorzystać do stworzenia opowieści, która łączyłaby fakty z przeszłości ze skutkami w teraźniejszości, ponieważ niektóre aspekty wciąż są poza naszą świadomością. Ich uświadomienie sobie jest niezbędnym krokiem do uleczenia rany relacyjnej z matką.
Rany relacyjne często bagatelizujemy, ponieważ na pierwszy rzut oka nie widać ich wpływu. Na skórze nie widać żadnej blizny, która świadczyłaby o tym, jak trudno ci było czuć się pod presją lub przeżywać samotność, gdy byłaś jeszcze małą dziewczynką lub nastolatką. Nie ma żadnego znaku na twoim ciele, który mówiłby światu, jak trudno było wysłuchiwać sądów lub krytyki od jednej z najważniejszych postaci w twoim życiu, kiedy dorastałaś, albo czuć, że nie spełniasz jej oczekiwań.
Dzieje się tak szczególnie w relacji matka-córka. Często rana sprowokowana przez matkę ukrywa się przed nami i jeśli jej nie dostrzeżemy, trudno o bliską relację, jaką byśmy chciały mieć. Prawda jest taka, że prawie wszyscy mamy tego typu rany, ale nosimy je w sobie w milczeniu wraz z bólem i dyskomfortem, który nam sprawiają. Prawdopodobnie nasza relacja z matką nie jest taka, jakiej pragniemy.
Kiedy zaproponowano mi napisanie książki na ten konkretny temat, wiedziałam, że nie będzie to łatwe zadanie. Przerażała mnie myśl, że mogą mnie uznać za „hejterkę” matek, ale moją intencją jest zawsze odsłonięcie tych ran i zachęcanie do dobrego traktowania dziewczynki, którą byłyśmy, oraz dorosłej osoby, którą się stałyśmy. Moja pierwsza książka, Abraza la niña que fuiste („Przytul małą dziewczynkę, którą byłaś”), miała na celu pomóc ci ponownie połączyć się z twoim wewnętrznym dzieckiem i zintegrować negatywne emocje i doświadczenia z dzieciństwa, aby móc leczyć twój obecny dyskomfort. Tym razem pójdziemy nieco dalej: mówienie o ranach związanych z matką nie jest łatwe. Są to rany bardzo głębokie, które trudno nam rozpoznać. Jak mogłybyśmy z łatwością przyznać, że zostałyśmy zranione, i zaakceptować ból pochodzący od osoby, która według społeczeństwa kocha nas najbardziej na świecie, tej, która dała nam życie i która powinna nas chronić i kochać bez względu na wszystko?
Gdy podzieliłam się z rodziną i przyjaciółmi wiadomością, że piszę tę książkę, każdy rzucał komentarz w rodzaju: „Uff, niezły temat”. Słysząc te słowa, dodawałam w duchu: „Tak, jasne, pisanie o tym to... niezłe wyzwanie!”. Wiele osób zaoferowało, że opowie mi swoje osobiste historie i przekaże notatki na temat własnych doświadczeń. Wygląda więc na to, że choć tego nie ujawniamy, większość z nas miała z tym problemem do czynienia. Dziękuję im wszystkim za zaufanie, którym obdarzyły mnie i tę książkę. Ich opowieści miały znaczący wkład w to, co teraz czytasz.
ĆWICZENIE
Zanim zaczniesz, zastanów się, co przyciągnęło twoją uwagę do tej książki i co skłoniło cię do jej przeczytania, a następnie spróbuj odpowiedzieć na następujące pytania.
Co spodziewasz się odkryć?
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Co wiesz o swojej matce i waszej relacji? Jak byś ją opisała w dużym skrócie?
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Jakie zmiany chciałabyś zobaczyć w sobie w odniesieniu do waszej relacji?
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Teraz pozwól, że opowiem ci anegdotę: w związku z tym, iż zajmuję się rozpowszechnianiem informacji o wpływie dziecięcych ran na nasze dorosłe życie, moi rodzice powiedzieli mi pół żartem, pół serio, że przypominają sobie pewne sytuacje z mojego dzieciństwa, które mogły mi sprawić przykrość, i nie dziwi ich, że mam tyle materiału do dalszego pisania na ten temat. Jedno z tych wydarzeń miało miejsce podczas podróży do Disneylandu w Paryżu. Pojechaliśmy tam we troje po mojej pierwszej komunii. Z powodu zbyt niskiego wzrostu nie mogłam wsiąść na jedną z kolejek górskich, ale moi rodzice chcieli się nią przejechać tak czy inaczej i zrobili to beze mnie. Kiedy wspominaliśmy tamtą sytuację, rozmawiali między sobą i zastanawiali się: „Gdzie została Marta?”.
„Myślę, że zostałam na dole z naszymi plecakami. Powiedzieliście mi, z której strony wyjdziecie, usiadłam tam zupełnie sama i na was czekałam”. Chociaż nie zapamiętałam tej konkretnej sytuacji jako traumatycznego przeżycia, prawdopodobnie przywołałam w ten sposób wiele scen z dzieciństwa, które mogły się powtarzać i sprawiły, że samotność była moją towarzyszką.
Kiedy prezentowałam moją pierwszą książkę w Terrassie, mieście, w którym się urodziłam, podzieliłam się tą anegdotą i wśród obecnych wywiązała się rozmowa. Wydaje mi się, że warto to podkreślić w tym miejscu: jak wielka zmiana zaszła między pokoleniami w dostępnie do informacji na temat emocjonalnych aspektów wychowania czy też własnego zdrowia psychicznego. Być może moi rodzice nie mieli tej wiedzy, tak jak ja nie miałam jej w wieku piętnastu lat. W przeciwieństwie do nastolatki, która przyszła na prezentację z przeczytaną już książką i poprosiła mnie o autograf. Pamiętam, że powiedziała mi, jak bardzo ta lektura zmusiła ją do myślenia i jak bardzo jej się spodobała.
Myślę, że to był jeden z najważniejszych punktów podczas mojej terapii, kiedy przyglądałam się moim wspomnieniom z dzieciństwa – rozpoznawanie strachu i bólu, jakie mogło niegdyś i wciąż może czuć moje wewnętrzne dziecko, kiedy pojawia się dyskomfort związany z powracaniem do niektórych scen.
Pisząc te słowa, zdaję sobie sprawę z tego, jak wielkie jest to odkrycie. Dzięki temu, że w terapii znalazłam bezpieczne miejsce, gdzie mogłam pozwolić sobie poczuć wszystkie emocje i opowiedzieć pewną historię moim głosem, przestałam czuć złość z powodu tego, co się wydarzyło, a zaczęłam czuć współczucie wobec siebie, wobec małej dziewczynki, którą byłam. (Chociaż, oczywiście, złość też może się pojawić, gdy przypominamy sobie doświadczoną niesprawiedliwość, jednak to współczucie najlepiej oddaje mój ból).
Pewnie byłoby zupełnie naturalne, gdyby podczas opowiadania tamtej historii część mnie odczuwała złość: „Cholera, co za nieodpowiedzialni ludzie. Naprawdę kolejka górska była tak ważna, żeby ryzykować, zostawiając mnie samą?”. Jednak dużo bardziej utożsamiam się z myślą: „Biedactwo, pewnie się bała, ale musiała udawać, że wszystko jest w porządku, i sama poradzić sobie z tą sytuacją, czekając na powrót rodziców”. Ta refleksja, jak już wspominałam, sprawiła, że zdałam sobie sprawę, iż wspomnienia z mojego dzieciństwa, które najbardziej mnie bolały, były związane z samotnością, z tym, że nikt nie widział mojego cierpienia, a jeśli widział, to go nie rozumiał lub je bagatelizował. Prawdopodobnie tego zrozumienia najbardziej oczekiwałam od mojej matki.
Zapewne zauważyłaś, że mówiłam o różnych częściach mnie, kiedy opowiadałam anegdotę i snułam refleksje na jej temat. Jest to język, który wiąże się z integracyjnym i współczującym podejściem terapeutycznym podczas pracy nad traumą relacyjną – język modelu nazywanego terapią systemu wewnętrznej rodziny (Internal Family System, IFS). Książka opiera się na założeniach tego modelu.
Jego twórca, amerykański psycholog kliniczny Richard C. Schwartz, przy jego wykorzystaniu starał się wyjaśnić sprzeczności w odzyskiwaniu zdrowia w zaburzeniach odżywiania. Schwartz zauważył, że istnieją pewne wzorce w sposobie, w jaki osoby, którym towarzyszył, opisywały siebie, odnosząc się do różnych wzajemnie oddziałujących części lub wersji samych siebie. Odkrył, że gdy te części osobowości, które są w napięciu, mogły się poczuć bezpiecznie i zrelaksować się, to doświadczały zaufania i współczucia, czyli inherentnych cech „self”, naszego prawdziwego „ja”, do którego musimy uzyskać dostęp, aby uleczyć rany i odzyskać równowagę emocjonalną.
W dzieciństwie i podczas dorastania wewnętrzne części osobowości mogą przyjąć ekstremalne role, gdy pojawia się trauma relacyjna – tak jakby chodziło o różnych członków naszej rodziny. W tym okresie jest to coś pozytywnego, co pozwala nam siebie chronić, gdy nie mamy innych zasobów, które pozwoliłyby sprostać danej sytuacji. Kiedy stajemy się dorosłymi osobami, te części osobowości o tym nie wiedzą, nie wiedzą też, że same możemy dać sobie to, czego potrzebujemy, i nadal są zdeterminowane, aby pełnić swoje pierwotne funkcje.
W wielu przypadkach strategie, które te części przyjęły w dzieciństwie lub młodości w celu przetrwania, dziś potrzebują aktualizacji, ponieważ nas ograniczają.
W dzieciństwie mogą pojawiać się dorośli będący dla nas punktem odniesienia, jednak najczęściej jest to matka. Jeśli nie podejmuje ona pracy nad niektórymi częściami swojej osobowości (na przykład nad strachem części obronnych), to sprawia, że czujemy się zagubione, przejmujemy odpowiedzialność i same staramy się nadać temu doświadczeniu sens. Jeśli mama na nas krzyczy, a potem nie bierze za to odpowiedzialności ani nie wyjaśnia, co było powodem tego krzyku, wtedy dorastamy z myślą, że jest w nas coś złego, że miała powód, aby to zrobić, lub że brakuje nam czegoś, co poprawiłoby jej nastrój. Z czasem może to prowadzić do rozwoju postawy uległej w dorosłym życiu: myślimy, że jeśli będziemy uległe, to mama na pewno się nie zdenerwuje, co może skutkować problemami w relacjach poza tą więzią – jeśli nie przyjmiemy postawy uległej lub wdamy się w konflikt, to pojawia się przekonanie, że tego typu niezgoda zagraża każdej relacji.
Z mojego doświadczenia zawodowego, jak i osobistego wynika, że części osobowości, które najczęściej się ujawniają, to:
Części krytyczne, które przejmują odpowiedzialność i „winę” za konflikt.Części unikające, które odkładają na później pilne zadania, takie jak np. oddanie książki.Części zatroskane, które ciągle coś sprawdzają lub rozmyślają nad sytuacją, która je przytłacza.Części agresywne, które komunikują się „bez filtrów”, nie zważając na efekt, jaki wypowiadane słowa wywierają na drugiej osobie.Części wymagające i perfekcjonistyczne, które nie tolerują błędu i ciągle nas samych oceniają bez najmniejszych skrupułów.Części uległe, które skupiają się na innych i zapominają o sobie lub dają więcej, niż otrzymują, dążąc do tego, aby wszyscy byli zadowoleni.Części odłączone lub wyłączone, które mają wrażenie, że obserwują swoje życie, jakby to była scena z filmu, lub somatyzują przeżywany dyskomfort – odczuwają przewlekły ból, którego nie wykazują nawet najbardziej kompletne badania medyczne.Wszystkie te części mają za zadanie cię chronić. Problem pojawia się wtedy, gdy nadal są obecne w ekstremalnej formie w dorosłym życiu, kiedy nie ma już „niebezpieczeństwa”, które spowodowało, że kiedyś się pojawiły. Oddala nas to od rzeczywistego połączenia się ze sobą i od możliwości identyfikacji uczuć w ciele, uniemożliwiając nawiązywanie relacji z innymi.
Pozostajemy zatem w stanie gotowości i nie jesteśmy w stanie cieszyć się teraźniejszością, bez współczującego i spokojnego dialogu, żyjemy w relacjach, w których doświadczamy ciągłej rezygnacji z własnej autentyczności. Wszystko po to, aby nie dać się zaskoczyć krzykowi i nie przestraszyć się, gdyż sprawiłoby to, że mama się zdenerwuje lub nas skrytykuje. Nadmierne rozmyślanie jest stresujące i nie daje nam spokoju, którego oczekiwałyśmy, próbując mieć wszystkie sytuacje pod kontrolą – ale życie jest przecież nieprzewidywalne.
Wiele osób zgłaszających się na terapię z raną relacyjną nie robi tego po to, aby uleczyć rany z dzieciństwa, ale dlatego że nie mogą przestać jeść i wymiotować; odczuwają ciągły stres lub bóle fizyczne, co wpływa na ich związek partnerski; ponieważ straciły motywację w pracy, którą kiedyś lubiły, lub czują ogólną apatię. W tym podejściu rozumiemy, że wszystkie te zachowania nie są patologiami, ale zasobami, które części nas samych rozwinęły, aby chronić nas przed bólem czy samotnością: objadanie się może chronić cię przed wspomnieniami braku troski, który odczuwałaś, dorastając; być może wyłączenie emocji w sposób nieświadomy pomaga ci zapomnieć, jak niewidoczna czułaś się dla twoich bliskich, gdy byłaś mała. Jednak efekt, jaki zachowania te dziś wywołują w twoim życiu, jest dokładnie przeciwny i krzywdzący dla ciebie.
Dziś jako dorosła osoba masz zdolność zaspokajania swoich potrzeb, a twoim celem jest to, abyś zajmując się daną raną, mogła zmniejszyć intensywność oddziaływania tych części. Choć nie znikną one całkowicie, powinny zająć mniejszą przestrzeń w twoim „ja”, pozwalając ci – jako dorosłej osobie – radzić sobie z nieporozumieniami za pomocą zasobów, które rozwinęłaś lub które zdobędziesz, wędrując drogą, jaką jest życie.
Na pewno oglądałaś kiedyś film czy serial, który pozwalał odczuć ból córki spowodowany przez jej matkę, ale poza ekranem, w rzeczywistości, trudniej o empatię, bo uważamy, że w życiu wygląda to inaczej. Niestety, rzeczywistość wszystkich osób, którym towarzyszyłam w ich procesie terapeutycznym, okazała się jednakznacznie gorsza niż fikcja.
Jeśli znasz córkę, która ma skomplikowaną lub burzliwą relację ze swoją matką, prawdopodobnie myślisz: „Co takiego strasznego zrobiła jej matka, że córka nie może jej wybaczyć?” – zamiast pomyśleć: „Co się wydarzyło w tej relacji, że teraz jest tak skomplikowana?”. W generacji, do której należymy, liczne spośród nas są córkami traumy relacyjnej. Nasze rodziny nie miały odpowiedniej wiedzy, jaką mamy dzisiaj, o znaczeniu wychowania w modelu bezpiecznego przywiązania. Do tego, jeśli towarzyszyły temu patologie czy wcześniejsze traumy obciążające osoby, które to bezpieczne przywiązanie miały wykreować (jak np. matka), to zadanie opiekowania się nami i zaspokajania naszych potrzeb emocjonalnych w sposób adaptacyjny i funkcjonalny stawało się jeszcze trudniejsze.
Nie zaprzeczam – jestem świadoma, że napisanie tej książki to duże wyzwanie. Rozpoznanie ran pochodzących od matki, przyjęcie i zaakceptowanie ich oraz życie z nimi to ogromna praca, wiele sesji terapeutycznych z burzą emocji, które towarzyszą otwarciu tak wielkiej rany, jaką jest rana relacyjna z matką.
W moim podcaście La hora de maternarte odcinek, który do tej pory ma najwięcej odsłuchań, nosi tytuł „Czy jestem złą córką, bo dystansuję się od mojej matki?”. Swoim świadectwem podzieliła się Natalia, która opowiedziała o tym, jak przez czternaście lat nie miała kontaktu z matką, i o ich późniejszym pojednaniu. Natalia mówiła o doświadczeniu oddalenia się od matki i rezygnacji z dziecięcego pragnienia bycia blisko niej, aby móc uleczyć rany, które ich relacja zadawała Natalii. Zdawała sobie sprawę z tego, że matka była dla niej ważna i że nie mogła jej zmienić ani sprawić, by zniknęła, dlatego szukała pomocy, aby poradzić sobie z tą sytuacją i spróbować zrozumieć, co sprawiło, że ta rana jest tak głęboka.
Gdy zapytałam na Instagramie, które rany pozostają najbardziej bolesne, które są aktualnie leczone i nadal obciążające, najczęściej powtarzała się odpowiedź, że są to rany związane z matką. Jeśli kiedykolwiek uczestniczyłaś w terapii, wiesz, że jedno z pierwszych pytań, które zadają terapeuci, brzmi: „Jaka jest twoja relacja z rodziną?”. A następnie: „I, konkretniej, jak wygląda twoja relacja z matką?”. Na pewno wyobrażasz sobie, co odpowiedziałam, gdy moja psycholożka zadała mi to pytanie po raz pierwszy. Prawie bez zastanowienia wystrzeliłam: „Bardzo dobrze, dogadujemy się i świetnie się rozumiemy”, co można by na szybko przetłumaczyć: „Nie zagłębiaj się w ten temat, bo znajdziesz ból. Lepiej porozmawiajmy o czymś mniej poruszającym”.
Wszystko szło bardzo dobrze, gdy ignorowałam ból i wpływ, jaki na mnie miały niektóre sytuacje z przeszłości i również te z teraźniejszości. Nie twierdzę, że jeśli odpowiesz „bardzo dobrze” na takie pytanie, to na pewno będziesz coś ukrywać, ale w moim przypadku trudno było mi spojrzeć na ten temat całościowo, dostrzegając wszystkie blaski i cienie. Część mnie chciała zachować to doświadczenie w ukryciu, aby tylko nie obudzić poczucia straty i pustki. Zwłaszcza jeśli chodzi o moją matkę: trudniej było mi zdać sobie sprawę, że było coś w jej osobowości lub w naszej relacji, co mi się nie podobało i sprawiało mi dyskomfort, oraz to zaakceptować.
To dlatego, że mierzymy się z żałobą: bólem z powodu niespełnionych emocjonalnych potrzeb zadanym przez osobę, która miała dbać o nasz rozwój i dobrostan.
W trakcie własnego procesu terapeutycznego przeszłam przez wiele faz w relacji z matką. Choć nie była moim „powodem konsultacji”, gdy poprosiłam o pomoc, jej imię szybko się pojawiło i od tego momentu przeszłam przez wiele warstw bólu i pustki, które uświadomiły mi wpływ i konsekwencje przeżytych doświadczeń. Niektórymi z nich podzieliłam się z matką, niektóre przepracowałam na terapii z pomocą mojej psycholożki. Dziesięć lat po rozpoczęciu pierwszego procesu terapeutycznego moja odpowiedź „bardzo dobrze” nie była kłamstwem, ale oceną, do której trzeba było dodać pewne niuanse.
Chcąc przygotować się do napisania tej książki, sięgnęłam po opisy doświadczeń z pierwszej ręki, np. Cieszę się, że moja mama umarła autorstwa Jennette McCurdy, aktorki z Nickelodeonu, która nie chciała występować w telewizji, ale matka ją do tego zmuszała (to tylko niektóre nadużycia z jej strony).
Na szczęście nie utożsamiam się z tą opowieścią. Ty także nie musisz przeżyć takiej historii jak Jennette, aby zrozumieć, co próbuję ci przekazać. Jeśli się dłużej nad tym zastanowisz, na pewno przypomni ci się twoja przyjaciółka i jej wiecznie zajęta matka, której nigdy nie było w domu, kiedy była potrzebna. A może byłaś świadkiem tego, jak matka twojej kuzynki ją krytykuje…
Dlatego uważam, że ta książka jest bardzo potrzebna: abyśmy mogły rozmawiać o tym, co jako córki przeżyłyśmy z naszymi matkami, dać głos temu, co nam się przydarzyło, abyśmy mogły lepiej zrozumieć siebie, ustalać niezbędne granice, aby o siebie zadbać i nie popełniać takich samych błędów, jakie wyrządziły nam tyle szkody.
Rana relacyjna z matką otwiera się za każdym razem, gdy nadchodzi jakiś szczególny dzień, taki choćby jak Dzień Matki, i czujemy się zmuszone do świętowania, aby nie wzbudzać w sobie poczucia winy, lub nie możemy go świętować, ponieważ jej już nie ma, albo nie mamy z nią kontaktu, ponieważ jej nie poznałyśmy; ponieważ w domu będą też inni członkowie rodziny, których nie chcemy widzieć; ponieważ jest poza domem i zapomniała o tym, że miałyście spędzić ten czas razem; ponieważ, chociaż chciałybyśmy coś zaplanować, nawet tego nie proponujemy, bo wiemy, że i tak mama będzie „na nie”; ponieważ wiemy, że nie będziemy się dobrze czuć, spędzając z nią ten dzień. Albo świętujemy i czujemy pewną nostalgię, myśląc, że nasza matka „nie jest taka jak inne matki”, taka, jaką chciałybyśmy mieć, i tęsknimy za czymś, czego nigdy nie miałyśmy, a co być może nawet nie istnieje.
W naszej głowie istnieje obraz tego, jaka „powinna być matka”, i gdy widzimy taką właśnie matkę u innych, a w naszym domu nie, odczuwamy ból. Niektóre osoby powiedziały mi podczas terapii, że ponieważ ze szkoły odbierała je sąsiadka lub ktoś z rodziny, to zazdrościły przyjaciółkom, po które przychodziły ich matki, przynosiły im przekąski i towarzyszyły na zajęciach pozalekcyjnych. Teraz, będąc już dorosłe, możemy lepiej zrozumieć skomplikowane powody nierównowagi i dyskryminacji płciowej, które wiążą się z rolą matki, ale wtedy jako dzieci myślałyśmy, że ma to jakiś związek z nami, być może jest naszą winą.
Nawet jeśli się o tym nie myśli, rana i tak się otwiera za każdym razem, gdy widzimy, że są córki, które mają dobrą relację z matką, spotykają się co tydzień, chodzą razem na kawę i na zakupy, opowiadają sobie różne rzeczy w sposób naturalny, bez tajemnic, ale przede wszystkim czują się razem bezpiecznie, mogą być sobą, bez konieczności ukrywania części siebie, aby uchronić się przed krytyką, odrzuceniem czy porzuceniem, bez udawania kogoś, kim nie są, ponieważ w ten właśnie sposób mogą sobie zapewnić, że nie zostaną ponownie skrzywdzone.
Cokolwiek się wydarzyło w twojej relacji z matką, nawet jeśli się nie identyfikujesz z przykładami, których użyłam, wiedz, że przykro mi z powodu tego, co przeżyłaś, i chcę, abyś wiedziała, iż jakakolwiek emocja się w tobie pojawi, jest pełnoprawna.
Celem tej książki nie jest dojście do wniosków, nie powiem ci, co masz robić. Nie poproszę cię, abyś wybaczyła matce ani byś zerwała z nią kontakt lub się zdystansowała, ani o to, byś ją kochała bardziej, bo „matka jest tylko jedna”, ani o to, żebyś była wdzięczna, bo to, co czujesz, „to nic takiego”. Nic z tych rzeczy. Chcę mówić o bólu, który odczuwasz, i pomóc ci się dowiedzieć, jak sobie z nim poradzić. Chcę stworzyć na tych stronach bezpieczną przestrzeń między tobą i mną, aby porozmawiać o tym, czego nikomu nie mówisz, o tym, jak się czujesz w relacji z twoją matką.
W tej książce nie chodzi o obwinianie matek, chodzi w niej o przyjęcie bólu, który czułaś, będąc dzieckiem, i który wciąż ci towarzyszy, a przede wszystkim o przytulenie cię.Zacznijmy razem.
ĆWICZENIE
Tytuł tej książki to Kochana mamo, bolisz mnie, fraza oddająca dyskomfort wielu osób, które spotkałam w gabinecie jako psycholożka. Zanim zagłębisz się w swoją przeszłość i relację matka-córka, ważne jest, abyś wsłuchała się w siebie i zdała sobie sprawę, w jakim punkcie się znajdujesz. Czy czujesz, że ta tytułowa fraza definiuje twoją sytuację w relacji z matką? Co ty napisałabyś po słowach „Kochana mamo...”?
Oddychaj, daj sobie czas, zastanów się i zapisz tutaj, co czujesz – bez cenzury i poczucia winy.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Dalsza część w wersji pełnej
