Klątwa Jeziora Ciemności - Daria Derczyńska - ebook
NOWOŚĆ

Klątwa Jeziora Ciemności ebook

Daria Derczyńska

5,0

Opis

Przeklęte jezioro skrywa tajemnicę, która od pokoleń zbiera swoje ofiary.

Gdy żona policjanta znika bez śladu, a trop prowadzi do jeziora w Głębokich Wodach, rozpoczyna się wyścig z czasem i walka z nadprzyrodzonymi siłami, których nie da się racjonalnie wyjaśnić. Marcin z całych sił próbuje uratować ukochaną, za to Andrzej chce ukryć swoje winy.

Klątwa rzucona przed laty domaga się sprawiedliwości, a każdy błąd może wiele kosztować. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 121

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © Daria Derczyńska i BeeBook

Wydanie I, Praszka 2025

ISBN: 978-83-972856-3-7

Redakcja i korekta: Kamila CałkaII korekta: Aleksandra WięckowskaOkładka: Alina InezRedaktor prowadzący: Hubert Lewandowski

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana w systemach wyszukiwania ani przekazywana w jakiejkolwiek formie ani jakimikolwiek środkami – elektronicznymi, mechanicznymi, kopiującymi, nagrywającymi ani innymi – bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy, z wyjątkiem przypadków przewidzianych przepisami prawa.

Wstęp

Stał przy brzegu, jak zawsze zgarbiony i zmęczony. Nienawidził tego jednego dnia w roku. To chyba właśnie to spowodowało, że szybko osiwiał, a później stracił włosy na czubku głowy. Zestarzał się już w wieku trzydziestu pięciu lat. Dokładnie tyle miał, kiedy ojciec przekazał mu tajemnicę skrywaną od lat. Przekazał mu opiekę nad potworem z jeziora.

Słyszał o nim jako dziecko, ale nikt w to nie wierzył, w końcu nigdy nic się nie potwierdziło. Na łożu śmierci ojciec wyjaśnił mu dlaczego:

– Jeden raz w roku ktoś musi zginąć – wychrypiał ledwo żywy. – Kobieta lub mężczyzna, byle nie dziecko, bo to mała ofiara, a i sumienie odzywa się mocniej, bo co takie niewiniątko zgrzeszyło? Dorosły zawsze nagrzeszył, więc żal jest mniejszy, a mieścina bezpieczna, bo co ma jeden człowiek do tej naszej tysięcznej społeczności?

– Tatku, bredzisz na łożu śmierci – wykrztusił niepewnie, trzymając dłoń ojca. – Potwór nie istnieje, a plotki o nim zawsze odstraszały turystów. Na szczęście ucichły.

Ojciec nie słuchał, mówił dalej:

– Ponad sto lat temu zaginęło w tych wodach dziecko. Dokładnie dwudziestego pierwszego marca. Nasza tradycja, topienie marzanny czyli przegonienie zimy, powitanie wiosny. Jeden maluch wpadł z mostku do jeziora, ale obrzędu nie przerwano, bo przecież nie można.

– Powielasz te brednie… – wymamrotał, obserwując ojca zdumiony.

– Ofiara musi grzeszyć, a ty znajdź moje zapiski i nie ignoruj klątwy…

Rok później, dokładnie dwudziestego pierwszego marca, stanął nad brzegiem jeziora. Pojawiła się postać, owinięta jakby smołą. Nie było widać twarzy, jedynie usta się wyróżniały. Mimo jej wynurzenia się jezioro pozostało ciche, jakby samo bało się wszystkiego. Przybliżyła się i wyciągnęła trupie palce, by musnąć jego policzek. Wtedy właśnie poczuł, jak włosy stają się siwe, stopniowo, lecz szybciej niż dotychczas.

– Jesteś jego synem – rozległ się głos potwora z jeziora. – Podobny, ale zdecydowanie głupszy.

– To… to prawda…

– Raz w roku czekam na ofiarę. Mój syn tu utonął, a nikt nic nie zrobił. Podążyłam za nim, a oni dalej patrzyli za horyzont, nie interesując się, co jest przed nim. Moja siostra zadbała, aby ludzie tu cierpieli.

– Czemu nasza rodzina?

– Bo to twój przodek nie pozwolił na ratunek – wyjaśniła i odwróciła się w stronę jeziora. – Ten rok odpuszczę, bo twój czas nadejdzie później. Jednak za rok oczekuję ofiary. Pozbądź się sumienia, bo chyba o nim ojciec ci nie mówił.

Wtedy zniknęła, a on, wstrząśnięty i przerażony, wrócił do domu.

Odszukał zapiski i wszystko, co mogło mu się przydać. Dokładnie rok później zadbał o znalezienie ofiary. I tak przez następne lata.

1

Tego dnia Andrzej przyprowadził młodą kobietę – Annę. Wspomniała, że rodzice mają ją gdzieś, innej rodziny nie miała. Nikt nie będzie jej szukał.

– Hej, staruszku, mówiłeś, że woda…

Nie dokończyła. Została porwana w głąb, jak każdy.

Wzruszył ramionami i odszedł. Sumienie zniknęło. Poczuł ten znajomy, dziwny spokój – uczucie, które pojawiało się zawsze po złożeniu ofiary. Woda była nieruchoma, potwór – zaspokojony, a życie w miasteczku mogło toczyć się dalej, jakby nic się nie wydarzyło. Nikt nie miał pojęcia o jego roli.

Sam już nie wiedział, ile lat to trwało. Na początku to liczył, a z czasem przestał. Chyba właśnie wtedy sumienie przestało się odzywać. Nie chciał znać statystyk ile osób oddał dla jeziora. Mógł być pewien, że ponad dwadzieścia, sam zatrzymał się przy pięciu. Wtedy też zakończyło się jego małżeństwo i świat runął.

Następnego dnia jednak czuł, że coś jest nie tak. Miał przeczucie, że nadchodzą większe kłopoty niż te, z którymi zmagał się w poprzednich latach. Niepokój narastał, choć starał się wmówić sobie, że to tylko wpływ zmiany pory roku.

Kilka dni później do miasteczka przyjechał nowy gość – policjant z pobliskiego miasta, Marcin, który prowadził śledztwo w sprawie zaginionej kobiety, swojej żony. Niestety, chodziło o turystkę, którą pochłonęło jezioro. Zrozpaczony Marcin pojawił się w Głębokich Wodach, licząc na jakikolwiek trop. Nie mógł pojąć, jak jego ukochana mogła po prostu zniknąć. Przez cały czas utrzymywali kontakt, każdego dnia wymieniali wiadomości, aż nagle zapadła cisza. Miała wrócić do domu kilka dni wcześniej, do niego i dzieci, ale przepadła bez śladu.

Andrzej czuł narastający ciężar odpowiedzialności. Do tej pory ofiary zawsze były osobami samotnymi, nikt ich nie szukał. Tym razem jednak nie miał do czynienia z przypadkową turystką, jak sądził. To była kobieta, którą ktoś kochał i której ten ktoś desperacko szukał.

W miasteczku Głębokie Wody dzień mijał jak zwykle. Andrzej, jak co kilka dni, udał się do lokalnego sklepu prowadzonego przez Staszka. Drewniana podłoga skrzypiała pod stopami klientów, a półki aż uginały się pod artykułami codziennego użytku. Andrzej wszedł do środka spokojnie, bez pośpiechu, lekko zgarbiony, ale z twarzą pełną opanowania. Zwykła codzienność, nic nadzwyczajnego.

Sięgnął po koszyk, kiedy zauważył, że coś jest inaczej niż zwykle. Przy ladzie, naprzeciwko właściciela sklepu, stał młody mężczyzna w ciemnej kurtce i z odznaką przypiętą do pasa. Andrzej ledwo dostrzegalnie uniósł brwi. Policjant stał wyprostowany, a jego głos brzmiał wyraźnie i rzeczowo. Andrzej domyślił się, że to ten funkcjonariusz, o którym usłyszał w drodze do sklepu – Marcin.

– Więc mówi pan, że nie widział jej od tamtego dnia? – zapytał policjant, spoglądając na Staszka.

Właściciel sklepu drapał się po karku, wyraźnie zakłopotany.

– Nie, nie… Ona była u mnie tego dnia, kupiła trochę rzeczy na kolację i wspomniała, że idzie nad jezioro, nie wiem nad które. Nie powiedziała mi, z kim ani na jak długo, a ja przecież nie pytam o takie rzeczy… Wszyscy tu wiedzą, że czasem przyjeżdżają turyści, a potem znikają, jak to turyści… – Staszek próbował bronić się przed naciskami policjanta, ale ten wydawał się coraz bardziej zniecierpliwiony.

Andrzej zatrzymał się na chwilę przy półce z konserwami. Niby skupiał się na produktach, ale w rzeczywistości uważnie wsłuchiwał się w dialog, starając się zebrać jak najwięcej informacji. Wiedział, że musi zapobiec ujawnieniu zbyt wielu faktów. Na jego twarzy nie pojawił się jednak nawet cień emocji. Spokojny i niewzruszony przesunął się o krok, udając, że przygląda się produktom na półkach.

– Rozumiem. Dziękuję za pomoc. – Marcin skinął głową, kończąc rozmowę. W jego oczach czaił się cień frustracji. Sprawa zaginionej żony wyraźnie go niepokoiła.

Chwilę później jego wzrok przypadkowo padł na Andrzeja, który z kilkoma produktami w koszyku zbliżył się do kasy.

Andrzej nie unikał spojrzenia, ale też nie zwracał na siebie uwagi. Spokojny i opanowany odkładał zakupy na ladę. Marcin przyglądał mu się przez chwilę, ale Andrzej odegrał swoją rolę perfekcyjnie – wyglądał jak zwykły, zmęczony życiem mieszkaniec, taki jak każdy inny. Mężczyzna, który przyszedł zrobić zakupy i zniknąć w cieniu codziennej rutyny.

Uśmiechnął się lekko do Staszka, co wyglądało całkowicie naturalnie.

– Dzień dobry, Andrzej – rzucił z ulgą Staszek, jakby cieszył się, że może przerwać niezręczną rozmowę z policjantem.

– Dzień dobry – odpowiedział Andrzej, jakby nic szczególnego się nie działo. – Jak tam z towarem? Wszystko masz na czas?

– Tak, tak, wszystko w porządku – odparł szybko Staszek, wyraźnie zadowolony, że rozmowa przy kasie przebiega normalnie.

Marcin nie dostrzegł niczego podejrzanego. Mężczyzna wyglądał jak każdy inny mieszkaniec miasteczka.

Andrzej odebrał zakupy i skinął głową do Staszka.

– Do zobaczenia – rzucił, zakładając torbę na ramię, po czym odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. Minął policjanta. Czuł na sobie jego wzrok, ale nie zareagował. Wyszedł ze sklepu, pozostawiając za sobą ciszę i niewypowiedziane pytania.

Kiedy znalazł się na zewnątrz, poczuł, jak napięcie powoli opuszcza jego ciało. Spokojnie – powiedział sobie w myślach. Gra musiała toczyć się dalej. Jezioro miało być spokojne przez kolejny rok, nic nie powinno wyjść na jaw.

Przekraczając próg swojego domu, znów poczuł narastające napięcie. Mimo że minęło już kilka minut od spotkania z policjantem, myśli o tamtej chwili nie chciały go opuścić. Sklepowe półki, Staszek, rozmowa…

Opanował się jednak, jak zawsze. Od lat był mistrzem w tłumieniu emocji i skrywaniu prawdziwego życia. Odkąd ojciec przekazał mu ciężar bycia strażnikiem jeziora, nauczył się grać swoją rolę perfekcyjnie. Odgrywał bez przerwy, nie pozwalając nikomu zajrzeć pod maskę – nawet swojej córce.

Z kuchni unosił się zapach mięsnego sosu, a Kasia już siedziała przy stole. Od lat nie mieszkali razem. Kiedy Andrzej rozwiódł się z jej matką, Kasia wyprowadziła się do pobliskiego miasta. Od tamtej pory ich relacje były poprawne, ale wciąż istniał między nimi wyraźnie wyczuwalny dystans. Ona miała swoje życie, a Andrzej… swoje mroczne tajemnice. I choć nie mówił tego głośno, to w pewnym sensie cieszył się, że ich drogi się rozeszły. Łatwiej mógł ukrywać to, co działo się w cieniu jeziora.

– Cześć, tato – przywitała się z uśmiechem Kasia, gdy wszedł do kuchni.

– Cześć, córeczko – odpowiedział spokojnie, jakby wszystko było w najlepszym porządku. Jego twarz nie zdradzała niczego poza lekkim zmęczeniem.

Usiadł przy stole i sięgnął po widelec, po czym nałożył sobie porcję ziemniaków.

Kasia, jak zwykle, próbowała podjąć rozmowę:

– Wiesz, spotkałam po drodze panią Helenę. – Patrzyła na ojca uważnie, jakby oceniała, jak zareaguje. – Mówiła coś ciekawego.

Andrzej uniósł brwi, choć wewnętrznie poczuł lekkie napięcie. W małym miasteczku takim jak Głębokie Wody plotki rozchodziły się szybciej niż dym z komina. Każda nowina krążyła w głowach ludzi, zanim zdążyła się na dobre uformować. Wiedział, że prędzej czy później ktoś zacznie mówić o dzisiejszym spotkaniu w sklepie.

– O czym? – zapytał spokojnie.

– Że w sklepie był policjant – odparła, badając jego reakcję. – Podobno przesłuchiwał Staszka. To prawda?

Andrzej nawet nie mrugnął, jedynie kiwnął głową. Od lat ćwiczył tę grę. Nie pozwalał, by jakikolwiek gest zdradził jego myśli.

– Tak, widziałem – odpowiedział beznamiętnie. – Pytał o zaginioną turystkę. Chciał się dowiedzieć, czy Staszek wie coś na ten temat.

Kasia skinęła głową, ale w jej oczach pojawił się cień niepokoju. Znała ojca na tyle dobrze, by wiedzieć, że coś ukrywa. Sprawa jeziora nie dawała jej spokoju. Często nad nim przebywał, ale jej zawsze zabraniał tam chodzić. Jako nastolatka łamała ten zakaz, choć rzadko. Każdy mieszkaniec unikał jeziora. Miało w sobie dziwny mrok, który odpychał ludzi. Znacznie lepszym miejscem na spotkania było jezioro po drugiej stronie miasteczka.

– To musi być straszne – stwierdziła z żalem. – Helena mówiła, że ten policjant to mąż tej kobiety. Wyglądał na zdesperowanego.

Andrzej poczuł ukłucie niepokoju, ale jego twarz nie zdradziła żadnych emocji.

Wcześniej nikt nie przejmował się zaginionymi – turystami, których nikt nie szukał. Tym razem jednak sprawa wyglądała inaczej.

– Pewnie tak – wymamrotał z obojętnością. – To na pewno trudne. Ale w takich miejscach jak nasze ludzie czasem znikają. To nie pierwszy raz.

Kasia zmarszczyła brwi, patrząc na niego z lekkim zdziwieniem.

– Ale to jego żona, tato – podkreśliła cicho, jakby przypominała mu o ludzkiej stronie tej tragedii. – Wyobrażasz sobie, jak on się czuje? Gdyby to mama zaginęła, nie chciałbyś jej szukać za wszelką cenę?

Słowa Kasi uderzyły Andrzeja mocniej, niż się spodziewał. Przez moment wyobraził sobie, że to jego była żona znalazła się w takiej sytuacji. Wciąż tak bardzo ją kochał… Szybko jednak odrzucił te myśli. Nie mógł pozwolić sobie na emocje – zbyt długo tłumił je w sobie. To nie czas ani miejsce na rozważania o przeszłości. Zresztą właśnie przez to się rozstali. Żona miała dość jego nagłej zmiany po śmierci ojca.

– Może masz rację, córeczko – udał zrozumienie, choć jego ton pozostał chłodny. – Ale niewiele możemy zrobić. To smutna sytuacja, ale życie toczy się dalej. W końcu ten policjant będzie musiał się pogodzić z tym, że nie znajdzie odpowiedzi. Ludzie czasem po prostu znikają.

Kasia przyglądała się ojcu, próbując zrozumieć, dlaczego jest tak obojętny. Zawsze był trudny do rozszyfrowania, ale brak emocji, gdy mówił o zaginięciu żony policjanta, naprawdę ją martwił.

– Tak… – westchnęła w końcu. – Ale nie mogę przestać o tym myśleć. Helena mówiła, że wszyscy o tym gadają. Wiesz, jak to jest w małych miasteczkach. Ludzie spekulują, a potem tworzą się coraz dziwniejsze plotki.

Andrzej poczuł zimny dreszcz na karku. Dokładnie tego się obawiał. Im dłużej ten policjant pozostanie w Głębokich Wodach, tym więcej pojawi się pytań. Jeśli ktoś zacznie dociekać i szukać za głęboko, może się to skończyć katastrofą. Musiał trzymać się planu i unikać wzbudzania podejrzeń.

– Ludzie zawsze będą gadać. – Uśmiechnął się, starając się rozładować napięcie. – Zajmijmy się obiadem, a plotki zostawmy innym.

Kasia znała ojca na tyle, by wiedzieć, że nigdy nie mówi wszystkiego, ale była zbyt zmęczona, by naciskać, więc tylko odwzajemniła uśmiech. Może kiedyś sama zrozumie, dlaczego tak bardzo odsuwał się od problemów miasteczka. A może nigdy nie pozna prawdy.

– Masz rację – powiedziała w końcu, wzdychając. – Może nie warto się nad tym zastanawiać.

Oboje wrócili do jedzenia. Choć atmosfera przy stole zaczęła się powoli rozluźniać, to oboje wiedzieli, że nadal coś wisi w powietrzu. Andrzej miał świadomość, że to dopiero początek. Marcin nie przestanie szukać, a jeśli zacznie zadawać pytania w nieodpowiednich miejscach, może dokopać się do niewygodnych faktów i odkryć mroczne tajemnice.

Po skończonym posiłku Kasia odsunęła talerz i oparła się wygodnie o krzesło. Rozmowa zaczęła kręcić się wokół bardziej neutralnych tematów. Kasia mówiła głównie o nowym projekcie w pracy.

– Dzięki za obiad, tato. – Uśmiechnęła się ciepło. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spędziłam tyle czasu w domu.

– Cieszę się, że wpadłaś – odpowiedział spokojnie Andrzej, jak zawsze ukrywając swoje prawdziwe uczucia. Wiedział, że powinien czuć wzruszenie z powodu wizyty córki, ale od lat jego serce pozostawało zamknięte, co chroniło go przed emocjami, które mogłyby zakłócić jego codzienne obowiązki. – Zawsze jesteś tu mile widziana, drzwi są dla ciebie otwarte.

Kasia westchnęła, patrząc przez okno. Było późne popołudnie, a promienie słońca powoli opadały za horyzont, oświetlając taflę jeziora ciepłym złotym światłem. Nie wiedziała, że dla jej ojca za tym spokojnym widokiem kryją się prawdziwe koszmary.

– Wiem. – Skierowała wzrok z powrotem na ojca. – Ale życie w mieście tak pędzi, że trudno się zatrzymać. A może też… z czasem po prostu oddaliliśmy się od siebie, prawda?

Andrzeja zakłuło serce, ale nie dał tego po sobie poznać. Oczywiście, że się oddalili. Skrywana przez niego tajemnica stanowiła między nimi przepaść, której nie mogli pokonać. Bolało go to, zwłaszcza że zawsze marzył o córce. Długo starali się o nią z żoną, a gdy wreszcie przyszła na świat, była spełnieniem ich marzeń. Teraz musiał trzymać dystans.

– Może masz rację – odparł, szukając słów, które uspokoją Kasię, ale jednocześnie nie zdradzą niczego. – Czasem dystans jest czymś naturalnym. Ty masz swoje życie, ja swoje. To nie znaczy, że przestaliśmy się troszczyć o siebie, prawda?

Kasia uśmiechnęła się lekko, choć w jej oczach pojawił się cień smutku. Może rzeczywiście nigdy nie byli blisko, a rozwód rodziców wpłynął na relację ojca z córką. Może tak próbowali się chronić przed bólem.

– Masz rację – zgodziła się w końcu, wstając od stołu. – Powinnam się zbierać. Droga do miasta trochę zajmie, a robi się późno.

Andrzej również wstał i podszedł do drzwi. Objął córkę ramieniem jak zawsze, gdy się żegnali. Był to gest czułości i nauczył się go powtarzać, choć wewnętrznie czuł pustkę.

– Uważaj na siebie – poprosił, otwierając drzwi. – Pamiętaj, zawsze możesz przyjechać, kiedy tylko zechcesz.

Kasia uśmiechnęła się raz jeszcze, zanim odeszła.

– Dzięki, tato. Do zobaczenia.

Andrzej patrzył, jak jej samochód odjeżdża, a potem znika za zakrętem prowadzącym do głównej drogi. Dopiero wtedy zamknął drzwi i zaciągnął zasłony w salonie. Wreszcie został sam.

Podszedł do regału, by sięgnąć po jedną z książek, które zwykł czytać wieczorami. Usiadł w fotelu i otworzył ją na przypadkowej stronie, ale myślami przebywał daleko od zapisanych słów. Policjant, turystka, jezioro – wszystko to krążyło mu w głowie, podczas gdy światło dnia powoli gasło.