47,99 zł
Każdy, kiedyś
Tę naszą ojczyznę można kochać, nienawidzić lub opowiedzieć. Żeby mocą opowiadania sklecić jeden porządny kraj z tego, którego nas nauczyli, i z tego, co widzimy na własne oczy. Z tego, kim czasem byliśmy, i z tego, kim mieliśmy, mogliśmy, chcieliśmy, nie umieliśmy być. Z tego, co zakopaliśmy za stodołą, i z tego, co wszędzie taszczymy ze sobą. Muszę sobie tę Polskę opowiadać, żebym mógł ją nadal kochać. Jeśli nie opowiem mojej ojczyzny, będę jej banitą. Jeśli nie opowiem jej historii, zgubię ją. Zgubię się w niej. Dopiero opowiadanie czyni tę miłość. Dzięki opowiadaniu jestem w ciągłości, to znaczy u siebie. Jestem skądś, po coś i jakoś. Jestem. Ona też. Opowiadam ją do istnienia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 296
Rok wydania: 2025
Tej Sile
KURWY TO NAJLEPSZE ŻONY
Skromność, umiar, pokora. Wiedzą, co to dyskrecja i co subordynacja, wiedzą, co to ciężka praca, wiedzą, co ile kosztuje i dlaczego tak drogo. Są zaradne i na ogół nie są rozrzutne. Wolne od tej uciążliwej babskiej histerii, łatwe w obejściu. Nie mają pretensji, skłonności do przesady i zbyt wysokich wymagań, a przynajmniej ich nie obwieszczają całemu światu. Nawet jeśli już obwieszczają, to nie wszystko i nie na raz.
Z jednej strony niby nie do końca odróżniają karaty od pańskiej skórki, a z drugiej, wiadomo, ze stu metrów odróżnią bielską wełnę od angielskiego tweedu i wostoka od schaffhausena. A jakie są biegłe w rachunkach! Nie powiedzą: to za drogo, bo nie chcą nic utargować. Powiedzą: nie opłaca się i wyjdą z komisu, bo szybko podzieliły oba mediolańskie buty przez liczbę klientów i pomnożyły zazdrość koleżanek przez warszawskiego trypra.
Tak niewiele potrzeba im do szczęścia. Żony bliskie ideału dla większości mężczyzn. Dla artystów, którzy nie wiemy, co przyniesie jutro, po prostu idealne. No bo kto lepiej od nich rozumie, że nie każdy dzień przynosi pracę, że są dni, a nawet kilka dni z rzędu, kiedy pracować po prostu nie wolno, a funduszu wczasów pracowniczych jeszcze nie wynaleziono i nikt za urlop nie płaci. Kto jeszcze tak dobrze wie, że przestój to głód? Żyjesz, póki ruchasz. Nawiasem mówiąc, to fajny tytuł, nie? You Live as Long as You Fuck.
Nawet felery mamy te same. Tylko dla kurew i dla artystów przeglądanie się w lustrze jest pracą, normalnie, częścią warsztatu. Tylko my i one zastanawiamy się, jak wyglądamy, gdy nie patrzymy w lustro. Może w ogóle lustra na świecie są dla nas, a reszta mogłaby sobie poradzić bez. Bo tylko artyści i kurwy zastanawiają się, co by tu jeszcze poprawić, żeby widzowie, przechodnie, klienci nie minęli nas bokiem, tępo i ospale. Żyjemy z nich. My z reakcji, one z erekcji, a wszyscy razem – z emocji. Wbrew pozorom, na poziomie podkorowym to nie jest jakaś bardzo różnica.
Przy całej ich gotowości do eksperymentów są w istocie dość zasadnicze, zachowawcze i przewidywalne. Z góry wiadomo, właściwie bez słów, na co się zgodzą i czego odmówią. To tak. A to nie. Zwięźle i taktownie. A tamto za specjalną dopłatą. Nie podoba się? Wypierdalaj. Nie stać cię? Wypierdalaj. Chciałbyś z kolegą? Pierdolcie się sami. Kilka prostych, zrozumiałych, łatwych do zapamiętania reguł. I demokratycznych, bo dla każdego takich samych.
Ich doświadczenie sprawia, że świetnie orientują się w czasie i przestrzeni, wiedzą, skąd jest blisko i dokąd daleko, jak bardzo można się oddalić, żeby dało się wrócić o własnych siłach. W każdej chwili, z zamkniętymi oczami, wiedzą, czy jest szósta rano, szósta wieczorem czy szósta w południe. To, co u nas najważniejsze, timing, mają w małym palcu. Tego w żadnej szkole nie uczą, to trzeba mieć. Bez scenariusza i wskazówek reżysera orientują się, kiedy przyspieszyć, a kiedy zwolnić, kiedy docisnąć, a kiedy odpuścić, kiedy się obnażyć, a kiedy schować. Są wirtuozami, kiedy się zapomną, i amatorkami, kiedy się kontrolują. Cichość serca na granicy wyrzeczenia. Prostota i autentyzm graniczące z poetyczną wulgarnością. Zrezygnowana zależność i wyzywający spektakl emancypacji. Oczywista wielkoduszność i królewski dystans. Jest w tym coś absolutnego, bez znaczenia, czy to będzie absolutna uległość czy absolutna swoboda. Nie można chcieć więcej od jednej kobiety. To znaczy można, ale po co?
Nikt nie szanuje mężów tak jak kurwy, bo mądre i najlepiej wiedzące, jak niewiele dzieli welon od woalki. Nikt nie czci artystów tak jak one: siostry, które żywo rozumieją sztukę poświęcenia, a więc również sztukę poświęcenia dla sztuki. Piękne tą dystyngowaną rezygnacją zapierdalają od wianka do wieńca z prędkością jęku, bo w całym ich i naszym doświadczeniu naprawdę ustawiczna jest tylko tymczasowość. To nie nasze fantazje i ich potulność czynią je najlepszymi towarzyszkami artystów, ale sposób, w jaki i one, i my odmierzamy czas. Nasze kalendarze i klepsydry mają tylko trzy rejestry: „teraz”, „potem” i „wtedy”.
Niektóre, niestety, są nawet dość wykształcone, a nawet jak nie są, to i tak potrafią czytać, słuchać i oglądać. Nie żeby wyniosły z domu albo miały aspiracje. Żeby pokonywać kolejne szczeble na drabinie zawodowej. Bez rozwinięcia pewnych szczególnych umiejętności tkwiłyby na pigalaku albo w pobliskich kurwidołkach bez widoków na awans. Na szczęście większość nie jest nadmiernie skomplikowana. Są proste, mają smak, który można zrozumieć. Najważniejsze, że nie współczują, ze współczuciem wszystko jest gorsze.
Do tego dochodzi kilka praktycznych umiejętności: po latach spędzonych pod gołym niebem potrafią przewidywać pogodę nie gorzej niż najstarsi górale i wędrowne ptaki. Ich mężczyźni nie wyjdą z domu bez szalika, czapki i kalesonów. Mają mocne głowy, bardzo przydatne, gdy przychodzi do płacenia rachunku w Bristolu albo rozwożenia pijanego towarzystwa po domach. Wypiją tyle, co wszyscy, a trzeźwo ocenią, czy już nadszedł moment ewakuacji. Do tego wszystkiego są wierne, bo już nie muszą się rozglądać. Pamięć ulicy działa lepiej niż wszystkie przysięgi i zaklęcia. Odporne są, silne i cierpliwe, przetrzymają każdy nawrót alkoholowy i morfinowy, każdy głód, głodek i głodzio, i każdy krater odstawienny. Nie takie entropie przeżyły.
Zblatowane ze stołeczną obyczajówką, no znają ich z imienia i nazwiska. Nie, nie wszystkich, bo wszystkich nie warto, nikt nie ma tyle czasu i nie każdy pies może tyle samo. Ale większość, górną połowę co najmniej, od porucznika do naczalstwa, bo to też wprawdzie psy, ale nadal tylko wieprze. Swoimi układami potrafią wyciągnąć człowieka z dołka na Wilczej, ze żłobka na Kolskiej, ukręcą łeb sprawie przed kolegium, a jak mają podpisane kwity, to nawet w prokuraturze, o ile nie poszło o klucze wiolinowe na murach, dowcipy o Gomułce albo antyradzieckie toasty w Kameralnej. Jak trzeba, opierdolą krawężnika albo patrol drogówki tak, że krawężnik zasalutuje i przeprosi, a drogówka jeszcze podwiezie pod dom. Widziałeś krawężnika, który mówi: przepraszam, obywatelko? Bo ja widziałem. Pół Spatifu szczyci się tym, że wracało do domu polewaczką. Wielkie halo. Ja wracałem do domu radiowozem.
Na ludziach się znają lepiej niż cały wydział psychologii, socjologii, antropologii i ekonomii razem wzięte, lepiej niż cały jebany uniwersytet. Dlatego lubię mieć koło siebie jakąś kurwę, kiedy obsadzam film. Rentgen, radar i kartoteka. W sekundę na oko odróżnią badylarza od cinkciarza, urzędnika w delegacji od księdza w cywilu, psa od hycla, marynarza z drobnicowca od inżyniera z petrobudowy, profesora zwyczajnego od marcowego docenta. Bez dociekliwych pytań, zasadniczo w ogóle bez słów. Jak? Jakim sposobem? Kształt czaszki? Garderoba? Woń? Mowa? Język ciała? Fluidy? Wszystko naraz? Nie wiadomo. One same nie wiedzą. Zapytaj, a usłyszysz: no wiem, że wiem. Na oko? Też mam oczy, a widzę połowę tego co one. Trzecie oko jest znacznie niżej, niż się wydaje. Oto wielka tajemnica szpary.
I nie są zazdrosne, bo o kogo? O tamte? Przecież tamte to zwykłe ździry. Hobbystki, stażystki, niedouczone dyletantki, niedoszłe artystki. Ani to solenne rzemiosło, ani to żwawy talent. A jeszcze się toto zakochać potrafi, w ciążę zajść, proszkami nasennymi straszy, gaz odkręca albo co gorsza, usiłuje zrobić śniadanie. Jakie tam kurwy, dziwki po prostu. Nie potrzebują lustra, najdalej patrzą w sufit i proszą, żeby nie palić w łóżku. Mistyczki rozłożonych nóg, nawilżone anioły. Nie połykają i nie patrzą w oczy. W polonistki z doktoratem wsiąka, po kurwach spływa. Dziwka to tylko charakter, kurwa to cała osobowość, to projekt i postać, Gestalt, normalnie. Jak szanująca się artystka miałaby być zazdrosna o coś takiego?
Te, które jeszcze by mogły, na ogół nie chcą mieć dzieci, bo wiedzą, że dzieci to chuje. Takie proste, wiedza spoza źródeł wiedzy. Poroniony pomysł. Dosłownie. Wolą co jakiś czas przytulić irygator, niż przez cały czas prać pieluchy, dawać cyca i snuć się z wózkiem po parkach wśród tabunów triumfujących, estrogennych samic. Macierzyństwo? Jakie macierzyństwo? Chyba lobotomia raczej, powolna, czołowa. Nie wstają po nocy, nie przypalają kaszki, ich lustra nie służą do sprawdzania, czy już im obwisły. I nigdy, ale to nigdy nie boli ich głowa.
Zauważyłeś tę krzepę? Zauważyłeś, że wolniej się starzeją? Dałbyś Ani jej lata? A jest ciut starsza ode mnie, pomimo że nie wygląda. I jak myślisz, dlaczego? Otóż to! Regularna gimnastyka i dużo ruchu na świeżym powietrzu. Dzień w dzień, świątek piątek, w każdą pogodę. Sekret zdrowotności i długowieczności. Do chodnika nie przymarznie, nawet kataru nie złapie. Tak hartuje cię szmal. Młodzi myślimy, że nie potrzebujemy muzy, domagamy się szpary. Starzy, prędzej czy później, raczej prędzej, nie potrzebujemy szpary, winszujemy sobie pielęgniarki. Te branże więcej łączy, niż dzieli, jakby kto nie wiedział.
Niby nie gotują, ale jeszcze nikt od kurwy nie wyszedł głodny. W żydowskim domu zapytają, czy nie jesteś spragniony. W polskich domach zapytają, czy byś czegoś nie zjadł. Kurwy po prostu nakrywają do stołu. Nie sprzątają, ale jeszcze nikt nie przylepił się do materaca. Nie myją okien, octu szkoda, wiadomo, jak masz wybór między antykoncepcją a brudną szybą, to nie masz wyboru. Ale przynajmniej nikt ich nie podgląda w pracy. Ich śmieci wynoszą się same. Nie czytają, nie słuchają i nie bywają, ale wiedzą wszystko o wszystkich. Nie cerują, nie piorą i nie prasują, do wyboru mają dwa komisy na Chmielnej i bazar Różyckiego, a wyglądają jak z francuskiego żurnala. Kurwy, jak wy to robicie?
Dłubowicz mówi, że aktorki to najlepsze kurwy i najgorsze wdowy. Co on wie o aktorkach? Gówno wie, dosłownie bardzo. Jest dokładnie na odwrót. Kurwy są świetnymi aktorkami, jeśli ktoś ma słabość do aktorek, a prawie wszyscy mają lub chodzi o to, żeby mieli. Grają całym ciałem, a nie tylko górną połową, jak Lady Cyrankiewiczowa, głównie na siedząco i najlepiej te wszystkie Marie Stuart, Elżbiety albo inne Małgorzaty. Kurwy nie wstydzą się ciała, bo wiedzą, że jest doświadczeniem, a nie stanem skupienia materii. Nie grają emocji, bo je mają. Zapięte pod szyję, a wszystko na wierzchu. Pod futrem plaża. Naturalne talenty oszlifowane nie przez szkołę filmową, kółko teatralne czy studencki kabaret, ale przez samo życie. Więcej nie mają wad, niż mają zalet, co oznacza, że w sumie bardziej dają, niż zabierają. Lepiej nie ma.
No bo co ci może zabrać kurwa? Najwyżej pieniądze. Jeśli akurat je masz. Dziwki zabiorą ci całą resztę, a najbardziej dożarte potrafią nawet okraść z talentu. Oczywiście, że potem nie wiedzą, co z tym zrobić, bo tylko ty umiesz to zamienić na igristoje, kawior i talon na wartburga. Ale co z tego? Zabiorą i tak, żeby potem mieć o czym opowiadać koleżaneczkom, wyciągać z torebki kolejne dykteryjki o życiu z artystą: patrzcie, dziewczyny, co ja tu mam! Wyrwałam mu jaja przez portfel! I zostajesz z tym, z tą ich satysfakcją i uśmieszkami psiapsiółek, siedzisz w czterech ścianach jak paliatywny kutas i żałujesz, że nie związałeś się z jakąś porządną kurwą.
O łóżku to nawet nie ma co gadać, a z tobą już najmniej, wasz repertuar, zdaje się, jest dość skromny. Wy też udajecie orgazmy? Miałem cię zapytać, ale właściwie to nie wiem, czy chcę wiedzieć. Major Grygiel, jak wracał z przesłuchania, potrafił powiedzieć: słabo krzyczom, powietrze dziurami wylata. Nie trafił na właściwą kobietę. Kurwy mają gdzieś jakieś pokrętło, jak radio, głośniej lub ciszej, można je wyregulować, od pomruku i posapywania, przez wokalizę taką, że kołyszą się żyrandole i obrazki spadają ze ściany, aż do wycia, od którego pęka szkło i sypie się tynk. Kiedy nie udają i naprawdę szczytują, co wcale nie jest tak rzadko, jak się sądzi, to na życzenie dołożą kilka decybeli. Precyzyjnie kontrolują aparat, jakby każdą z nich wytresował co najmniej Stanisławski. Nawet nie trzeba prosić, same się orientują, ile i kiedy. Na niemej kurwie to sobie można zwulkanizować napletek i doznać urazu kręgosłupa. Na wokalistce przychodzimy w try miga. Ruchamy uszami i one to skądeś wiedzą.
Życia można się od nich nauczyć, bo od kogo? My się znamy na wartościach, one na cenach. Trzeba dopiero kurwy, żeby te dwa pojęcia się spotkały, czyli żeby dało się żyć ze sztuki. Wiemy, co jest dobre, ale mało kiedy wiemy, za ile to sprzedać, a jeszcze rzadziej, komu. Jesteśmy gotowi zatyrać się tylko po to, żeby potem przepłacać za moment wytchnienia, a i tak zanim skończymy odpoczywać, już mamy nowe długi. To nie my i nie Fenicjanie wymyśliliśmy cennik, to kurwy. Bez cennika nie ma klienta, jest jeleń, a jelenia można ustrzelić tylko raz. Potem nie żyje. Ta cała pierdolona nowoczesność nauczyła się tego od kurew: da ci odrobinę więcej niż to, na co cię aktualnie stać, tylko po to, żeby cię docisnąć, gdy będziesz chciał jeszcze. Nie oskubie cię, ale nie przestanie skubać. A kiedy dojedziesz do ściany, zapyta: no co ty? Nie wiesz, ile to warte? Cennika nie widziałeś?
No i masz, Wawer, całą różnicę. My się solennie obruszamy i zaklinamy, że nie wolno dawać dupy za pieniądze, bo dupa służy do wyższych celów. Po czym dajemy dupy za bony, talony i kupony, za M-3 z wielkiej płyty, za paszport, za taśmę na nasze nowofalowe filmy, za papier na nasze awangardowe powieści. Za nasze lustra. Kto ma nas zrozumieć, jeśli nie nasze kurwy?
Filmu z tego nie będzie, ale myślę, żeby to spisać. Może książka. Nawet zacząłem, mam już tytuł, rzuć okiem na remingtona, tylko nie mów Ani.