Kancelaria. Wady ukryte - Katarzyna Kostołowska - ebook

Kancelaria. Wady ukryte ebook

Katarzyna Kostołowska

4,5
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Pierwszy tom nowej serii autorki CZTERDZIESTEK. O dwóch prawniczkach, życiowych komplikacjach i prawie do miłości

Drzwi kancelarii prawniczej na wrocławskim Nadodrzu kryją niejedną tajemnicę – to nie tylko zawodową. Adwokatka Justyna Maliniak i radczyni prawna Natalia Zych także mają wiele do ukrycia, na dodatek jedna przed drugą. Czasem trudno wyznać całą prawdę, ale jeszcze trudniej jest nie dzielić się tym, co naprawdę boli. Zwłaszcza jeśli utrzymywanie tajemnicy staje się niebezpieczne.

Witajcie w świecie prawników, szemranych interesów, bolesnych sekretów i zakazanych romansów.

Pamiętaj, ty też masz prawo:

- być sobą

- kochać

- popełniać błędy

Wady ukryte to historia o kobiecej sile, ale też słabościach, o przyjaźni, lojalności, o moralnych dylematach i wyborach, które zmieniają życie. Powieść pełna ciepła i ironii, lecz z pazurem – jak główne bohaterki. Niech pierwszy tom KANCELARII stanie się Twoim nowym literackim uzależnieniem!

Beata Skrzypczak, @opowiem_ci

Ta książka poruszyła mnie do głębi – kilka razy miałam łzy w oczach. Justyna i Natalia wchodzą do świata wielkich spraw i jeszcze większych tajemnic, ale nie wszystko da się niestety rozwiązać za pomocą paragrafów… Bardzo polecam! Agnieszka Bendkowska, @__pinklife Prawniczy Wrocław, kobieca przyjaźń i tajemnice, które mają swoją cenę... Jeśli szukasz historii, która nie pozwoli ci zasnąć, dopóki nie przeczytasz ostatniego rozdziału – ta powieść jest właśnie dla Ciebie! Joanna Wolf, @Nienaczytana Tę historię przeczytałam jednym tchem, jest dla mnie pod każdym względem idealna. Nie tylko w warstwie czysto technicznej, ale przede wszystkim emocjonalnej. Zazdroszczę wszystkim, którzy dopiero po nią sięgną! Malwina Paś-Myszka, @zakatek.czytelniczy Katarzyna Kostołowska kolejny raz udowadnia, że potrafi pisać o życiu takim, jakie jest – pełnym sprzecznych emocji, trudnych wyborów i nieidealnych bohaterów, których nie sposób nie pokochać. To historia, która chwyta za serce i nie puszcza aż do ostatniej strony. Justyna Gumiela, @justynagumiela

Wciągająca, wielowątkowa i bardzo prawdziwa. O tym, jak trudno wyleczyć stare rany, jak łatwo wpaść w pułapkę tworzenia pozorów. Ale też o tym, jak wiele może zmienić odwaga, by zawalczyć o siebie. Czekam na więcej. To będzie świetna seria!

Joanna Jaworska, @Uwaga.czytam

To jedna z tych historii, które wchodzą głęboko pod skórę. Z bohaterkami, którym się kibicuje i które się rozumie czasami aż do bólu. O odwadze, samotności i próbie ułożenia świata po swojemu, kiedy przeszłość nie chce odpuścić. Marta Sarnecka, @Bookholiczkapoleca

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 312

Data ważności licencji: 9/30/2029

Oceny
4,5 (4 oceny)
2
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Patrycja_Szlachta1

Dobrze spędzony czas

Przyjemnie się czytało chociaż główna bohaterka jest wkurzająca
00
Barbarka75

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
fiolka88

Dobrze spędzony czas

Dwie koleżanki postanawiają założyć kancelarię, Justyna jest adwokatką, a Natalia radczynią prawną. Nie raz działają nie do końca zgodnie z własnym sumieniem ale w pewnych sytuacjach dla dobra interesu muszą się poświęcić. Obie zgodnie współpracują, jednak w swoim prywatnym życiu mają rzeczy o których nie chcą mówić i które skrzętnie ukrywają. To co chcemy pokazać światu często nijak się ma do tego jak jest na prawdę. Pierwszy raz zetknęłam się z twórczością autorki i przyznaje,że było to spotkanie bardzo udane. Powieść pokazuje nie tylko pewne smaczki z życia kancelarii ale także problemy z jakimi mierzą się obie kobiety. Chociaż w tej części poznajemy dokładniej życiorys Natalii, a Justyna pozostaje jeszcze zagadką. Natalia nadal mieszka z rodzicami, matka stara się udawać zwykłą, kochającą rodzinę ukrywając męża alkoholika. Wszystko w ich domu jest podporządkowane jedynemu mężczyźnie, który nie zawsze staje na wysokości zadania. Fałsz przytłacza bohaterkę do tego stopnia, że nare...
00

Popularność




Zapraszamy na www.publicat.pl

Projekt serii i okładkiANNA SLOTORSZ / artnovo.pl

Fotografie na okładcedr_verner/Adobe Stock, Pavel Losevsky/Adobe Stock, Владимир Феофанов/Adobe Stock, Kaminski Vadim/Adobe Stock, Zerbor/Adobe stock, Rawpixel.com/Adobe Stock, Roman/Adobe Stock, Pixel-Shot/Adobe Stock

Koordynacja projektuALEKSANDRA CHYTROŃ-KOCHANIEC

Opieka redakcyjnaANNA JACKOWSKA

RedakcjaCHAT BLANC – ANNA POINC-CHRABĄSZCZ

KorektaIWONA HUCHLA

Redakcja technicznaLOREM IPSUM – RADOSŁAW FIEDOSICHIN

Polish edition © Publicat S.A. MMXXV (wydanie elektroniczne)All rights reserved.

Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora, w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.

Utwór nie może być wykorzystywany do szkolenia sztucznej inteligencji, w tym do tworzenia treści naśladujących jego styl. Nieprzestrzeganie tego zakazu jest naruszeniem praw autorskich i grozi konsekwencjami prawnymi.

ISBN 978-83-271-6956-3

jest znakiem towarowym Publicat S.A.

PUBLICAT S.A.

61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24 tel. 601 167 313 e-mail: [email protected], www.publicat.pl

Oddział we Wrocławiu 50-010 Wrocław, ul. Podwale 62 tel. 71 785 90 40 e-mail: [email protected]

Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.

Część pierwsza

I

Olaf nie tylko dobrze wyglądał, ale też dobrze o tym wiedział, więc zachwyt malujący się w oczach pulchnej kelnerki wirującej wokół jego stolika nie musiał go w niczym utwierdzać. Ona z kolei, jak uznał, przypominała różową świnkę. Nie, wcale nie słodką. Bynajmniej. Czekał niemal na „chrum, chrum”, ale i tak puścił oko do dziewczyny, opierając szerokie plecy na skórzanym oparciu krzesła.

Kelnerka przygryzła dolną wargę. Kiedy pochyliła się, zbierając ze stolika filiżanki po wypitych kawach, odruchowo spojrzał prosto w jej dekolt, jednak natychmiast stracił zainteresowanie.

– Podać coś jeszcze? – zapytała.

Zawahał się. Zmrużył oczy. Wydął wargi.

– Espresso może – odparł wreszcie.

– Oczywiście.

Przez zbryzganą deszczem szybę zapatrzył się na imponujący gmach opery, który podobno w środku prezentował się jeszcze lepiej. Olaf nigdy nie był w środku i nie planował być, bo nie lubił tego typu klimatów.

Myślał o trzydziestu tysiącach złotych w kopercie bąbelkowej. Chociaż nie. Myślał o tej jeszcze nieznanej kwocie, którą trzydzieści tysięcy przyniesie, jeśli cycata lekarka, która przed chwilą zgarnęła kopertę ze stolika, wypisze odpowiednie zamówienie na odpowiednią ilość leków. Jeśli potem te leki trafią z równie dobrze opłacanej apteki do hurtowni, a z hurtowni do zagranicznego klienta płacącego kilkukrotną stawkę.

Lekarka powinna wypisać, bo kasę ewidentnie lubiła i ewidentnie jej potrzebowała. Przyjechała olbrzymim fordem bronco z trzylitrowym silnikiem, cycki miała sztuczne, a twarz ponaciąganą wszerz i wzdłuż. Co musiało kosztować, i to niemało. Wciąż dawała radę, więc najwyraźniej operowała się u najlepszego chirurga. Olaf myślał więc o lekarce, starając się nie pamiętać o tym, że babka jest tak naprawdę w wieku jego matki. Lubił szczupłe kobiety z dużymi biustami. Kiedy tak stukała czerwonymi pazurami w beżowy obrus, a potem, odchodząc, obcasami czerwonych szpilek w podłogę, odczuwał pewne napięcie. O tym też myślał. Że najwyższy czas to napięcie rozładować. Zwłaszcza że sprawy szły zajebiście dobrze. Handlowanie lekami okazało się dziecinnie proste, a zarabiało się na tym lepiej niż na mecie. I bezpieczniej.

Olaf dopił kawę. Przeciągnął się. Mógłby pojechać do siebie. Wypalić skręta albo wciągnąć kreskę, odpalić serial na Netfliksie. Nawet miał ochotę, jednak wtedy pomyślał o studentce.

Poderwał ją w Greyu. Postawił jej drinka, zatańczył, rozbawił jakąś tam gadką i zabrał do hotelu przy fosie, dokąd zwykle zabierał wszystkie przypadkowe dziewczyny. Nie była dobra w łóżku, ale przynajmniej dawała sobie robić wszystko, czego tylko Olaf zapragnął, dlatego zaprosił ją na hotelowe schadzki jeszcze kilka razy. Śmieszyło go jej zawstydzenie, które z poświęceniem przełamywała, żeby wydać mu się bardziej wyzwolona lub bardziej mu potrzebna, nieważne zresztą, co bardziej. Bo nie tylko go to śmieszyło, lecz także podniecało.

Po ostatniej wspólnej nocy, tym razem w jej wynajmowanym mieszkaniu, bo studentka uparła się, żeby przygotować mu kolację, był pewien, że już się nie zobaczą. Znudził się, zwłaszcza że ona wręcz przeciwnie. Teraz jednak dopadła go siła wyższa, a na tę nic nie poradzisz. Zresztą był ciekaw, co takiego studentka powie i jak wybrnie z sytuacji zupełnie nietwarzowej. Wyjął z kieszeni skórzanej kurtki jeden z telefonów, uruchomił go, wstukując PIN. Jak studentka miała na imię, nie pamiętał. Pewnie dlatego, że jakoś dziwnie. Nie zapisał też imienia w pamięci komórki, ale to nie stanowiło problemu. Wybrał ostatni numer i oto dzwonił po kilku dniach niedzwonienia i nieodbierania niezliczonych połączeń od niej. Esemesy też pisała, a jakże, ale kasował je, nie przeczytawszy. Nienawidził babskich histerii, tego pierdolenia, dramatycznych pytań, użalania się nad sobą, niedowierzania, że po tym, co razem przeżyli, tym czymś niby wyjątkowym, on znika bez słowa wyjaśnienia, tego typu bredni. Potem w ogóle wyłączył telefon, ważne kontakty miał w innym.

Odebrała natychmiast, bo oczywiście warowała przy komórce.

Tyle razy mu się to zdarzało i za każdym razem dziwił się głupocie tych lasek, które nie dopuszczały do siebie prostej, więc pięknej prawdy, że ktoś po prostu nie zamierza się z nimi kontaktować, bo nie ma na to ochoty. Nie że powalił tego kogoś zawał, nie że porwali go kosmici, nie że wpadł pod tramwaj, który oderżnął mu obie ręce.

I naprawdę nikt im nie niósł sukni z welonem, kurwa mać!

– Jezu... Już myślałam, że coś ci się stało. Nie wiem... Że nie żyjesz – wyszeptała.

Wzniósł oczy ku górze, bo nie znosił tych obowiązkowo drżących głosów.

– I prawidłowo, bo niemal umarłem z tęsknoty – palnął, obserwując pulchne pośladki kelnerki, które zatrzęsły się pod opinającą tyłek spódnicą. Czarną, jednak wcale nie wyszczuplającą.

– Nie żartuj.

– Nie żartuję. Jeśli nie zobaczę cię już, teraz, natychmiast, umrę na bank – plótł bez większego zastanowienia.

Miał dziewczynę w garści i jeśli ktoś tu umierał, to ona. Wiedział, że płonie z pragnienia, żeby wreszcie zdarł z niej ubranie. Podkręciło go wyobrażenie tego, o czym mała napalona rudowłosa studentka marzy, więc przeszedł do konkretów.

– Możesz się spotkać? Teraz? – zapytał, usiłując sobie przypomnieć, czy w schowku jego samochodu wciąż leży paczka prezerwatyw.

To był absolutny priorytet, bo nie chciał kłopotów, ciąż, dzieci, alimentów.

– No ale... Jak? Już teraz?

Kurwa! Nie słyszała? Nie rozumiała, że teraz albo nigdy?

– Właściwie wychodzę zaraz na zajęcia... – powiedziała bez przekonania.

– Wynajmę pokój. – Przewrócił oczami, chcąc jak najszybciej mieć ten teatrzyk za sobą.

Jeszcze trochę to trwało, ale w końcu zrezygnowała z „bardzo ważnego wykładu z ekonomii”, na który się wybierała, a na dodatek zaproponowała swoją studencką stancję „bo po co znowu wydawać pieniądze na hotel”. Nie protestował, choć tej jej klitki nie cierpiał, bo śmierdziało w niej starymi murami, a kasa na hotel, choć z kasą bez sensu rozstawać się nie lubił, nie stanowiła problemu.

– Będę u ciebie za piętnaście minut, skarbie – powiedział.

– Okej – rzuciła lekko. Jakby nie skręcała się z niecierpliwości.

Nie przewidział aż takich korków, choć powinien, bo przecież lało jak cebra, a wystarczyła byle mżawka, żeby wrocławscy kierowcy tracili panowanie nad autami przy trzydziestu kilometrach na godzinę, niech ich szlag. Na szczęście miał kondomy, więc nie musiał się zatrzymywać przy Żabce.

Przed odrapaną kamienicą na Traugutta zaparkował dopiero pół godziny później. Na klatce schodowej nic się nie zmieniło. Było dokładnie tak ohydnie, jak zapamiętał. Starał się nie otrzeć przypadkiem o ścianę z odłażącą farbą.

Studentka otworzyła mu z wyrzutem malującym się na przesadniej upudrowanej twarzy, ale nie bawił się w ceregiele. Nie pozwolił jej nic powiedzieć. Wziął ją na ręce, a potem wziął ją, wcale o niej nie myśląc, bo myślał wyłącznie o sobie. O hajsie, który wkrótce wpadnie, trochę też o długich paznokciach lekarki.

– Ładnie pachniesz – skłamał, kiedy chwilę później zwalił się na idiotycznie różowe prześcieradło w studenckim biedapokoju.

Nie lubił duszących perfum, a od tych jej aż kręciło mu się w głowie. Jednak w przypływie wdzięczności zachciało mu się być miłym. Zachciało mu się powiedzieć coś, co powiedzieć wypada. Dziewczyna, której imienia nie mógł sobie przypomnieć, gdyż zupełnie go nie obchodziło, uśmiechnęła się, odsłaniając różowe dziąsła i nieco zbyt krótkie zęby. Takich zębów też nie lubił, ale one nie miały akurat żadnego znaczenia. Liczyło się ciepłe, drobne i chętne ciało.

Olaf przeciągnął kciukiem wzdłuż szyi dziewczyny, aż trafił w zagłębienie między pełnymi piersiami. To akurat bardzo lubił. Po to tu dzisiaj przyszedł.

Seks go wyczerpał. Kiedy się rozluźnił, zachciało mu się palić. Mocno skupił się na tym, żeby zwalczyć pokusę, bo rzucił nałóg dwa miesiące temu, w momencie, w którym odkrył, że papierosy nim rządzą. Spośród wielu różnych rzeczy, których Olaf nie lubił, najbardziej nie lubił tego, żeby coś nim rządziło. Był swoim jedynym panem i tego się trzymał.

– Jeszcze mi nie wyjaśniłeś...

No i zaczęło się pierdolenie bez sensu.

– Czego? – Oderwał spojrzenie od zalanej deszczem okiennej szyby.

Poczuł, jak jej drobne plecy tężeją.

– Dlaczego milczałeś tyle dni...

W jej głosie pobrzmiewała pretensja, z którą nie miał siły się mierzyć, choć wcześniej często znajdował w tym zabawę.

– Przecież mówiłem. Umierałem z tęsknoty.

– Olaf! – Nadąsała się.

Jej ściągnięte usta nie wyglądały ślicznie, pewnie wbrew temu, co sobie wyobrażała, ale on i tak znowu się podniecił. Po to tu przyjechał w końcu.

– No co? – Natarł na nią całym ciałem. – Nie czujesz, jaki jestem stęskniony?

Musiała poczuć. Nie udawała już, że próbuje się oprzeć, zresztą nie miała szans.

Orgazm targnął nim błyskawicznie i teraz Olaf najchętniej by zasnął, ale wiedział, że najwyższa pora się zmywać. Miał dość. Na dobre. Już na bank.

– Jesteś boski – wymruczała dziewczyna, wodząc palcem po jego klatce piersiowej ozdobionej kolorowym smokiem. – I uwielbiam twoje tatuaże.

– I co jeszcze uwielbiasz? – Jej preferencje były nieistotne, ale nic nie stało na przeszkodzie, żeby o samym sobie posłuchać.

– Twoje stalowe mięśnie... – Poczuł na bicepsie dotyk chłodnych palców.

– Się ćwiczy, się ma. – Uśmiechnął się z satysfakcją, po czym sięgnął po jej małą dłoń, pocałował ją i odłożył na absurdalnie różową kołdrę.

– I twoje oczy uwielbiam. Są takie... Niesamowite. Do bólu niebieskie. Wiesz, że powiedziałam o tobie przyjaciółce?

– Naprawdę? – zapytał uprzejmie, żeby pomyślała, że go to interesuje. – A co konkretnie jej powiedziałaś?

– Powiedziałam jej, że poznałam kogoś wspaniałego. – Odsłoniła krótkie zęby, czerwieniąc się jak gimnazjalistka.

Kiedy napotkał jej rozanielone spojrzenie, odwrócił wzrok.

– I jakiego jeszcze? – dopytał jednak, bo lubił łechtać własną próżność.

– I jeszcze... – Przygryzła wargi, chichocząc. – I jeszcze bardzo seksownego. I naprawdę kochanego. I... Co robisz? Ej! Nie wstawaj.

– Muszę lecieć, skarbie – skłamał znowu.

*

Dlatego właśnie przystał na tę jej stancję. Dlatego wolał ją niż hotelowy pokój. Dziewczyny takie jak ta nie zostawały same w hotelowych pokojach, zawsze chciały wychodzić razem z nim.

Wziął szybki prysznic, stojąc w wannie, rozbryzgując wodę po ścianach. Wyszedł z łazienki nagi, jeszcze wilgotny. Ubierał się pospiesznie, a dziewczyna patrzyła wniebowzięta, kręcąc na drobnym palcu rudy lok. Takie spojrzenia lubił. Bardzo.

– Zadzwonię. – Pochylił się nad łóżkiem, żeby ją pocałować.

Wpiła się w niego żarliwie, ale on naprawdę chciał już spadać. Wyprostował się, porwał z krzesła swoją skórę i zasalutował do ogolonej głowy.

– Cześć, maleńka.

– Zadzwoń! – zawołała, kiedy już był w ciasnym przedpokoju.

– Przecież mówiłem, że zadzwonię. Pójdziemy gdzieś na kolację. Zamknij za mną drzwi, żeby nikt mi cię nie porwał!

Odpowiedziała zachwyconym śmiechem, coś tam jeszcze zaszczebiotała, ale on nie słuchał, już pędził trzeszczącymi schodami w dół.

Lało jak z cebra, nie wiadomo po co, niech to chuj.

Schował głowę w ramionach. Biegiem puścił się w stronę samochodu.

Wsiadł i wypiął biodra, żeby wyciągnąć z kieszeni komórkę z niepotrzebnymi numerami, włączając w to jej numer. Dziewczyny, która teraz miotała się w różowej pościeli nieprzytomna ze szczęścia. Widział to oczami wyobraźni. Wprawnie wysunął kartę SIM, przełamał ją i cisnął przez opuszczoną szybę. Komórkę wrzucił do schowka, ruszył ostro, rozbryzgując wielką, brudną kałużę, w której tonęły kawałki plastiku niemającego już żadnego znaczenia.

„Blanka...”, przypomniało mu się nagle, ale natychmiast znowu zapomniał, bo uprzytomnił sobie co innego.

To przecież dzisiaj miał zawieźć adwokatce kasę od Robakowskiego, a przy okazji dać jej upoważnienie do obrony w swojej sprawie. Bez sensu historia, to była zwykła kontrola drogowa, mógł trzymać język za zębami. Ale nie zdzierżył i powiedział psu to, co jebany pies usłyszeć powinien.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki