Kamertony - Małgorzata Działak - ebook

Kamertony ebook

Małgorzata Działak

4,7

Opis

Książka jest niezwykła i zaskakująca. Udowadnia, że każdy może odnaleźć w sobie wewnętrznego mistrza i podzielić się ze światem własnym odkryciem.

Zawiera nie tylko autorskie techniki pracy z kamertonami, ale również nietuzinkową biografię, opis poszukiwań oraz ewoluowania sposobów pracy z dźwiękiem na przestrzeni kilkunastu lat życia autorki. Całość uzupełniają wiersze i obrazy. Z uwagi na uniwersalne treści może być inspirująca dla osób poszukujących własnej drogi i tożsamości.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 125

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (3 oceny)
2
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Małgorzata Działak

Kamertony

klucze do spełnionego życia i wyższej świadomości wg Małgorzaty i Mistrza

FotografJoanna Działak

© Małgorzata Działak, 2017

Książka jest niezwykła i zaskakująca. Udowadnia, że każdy może odnaleźć w sobie wewnętrznego mistrza i podzielić się ze światem własnym odkryciem. Zawiera nie tylko autorskie techniki pracy z kamertonami, ale również nietuzinkową biografię, opis poszukiwań oraz ewoluowania sposobów pracy z dźwiękiem na przestrzeni kilkunastu lat życia Autorki. Całość uzupełniają wiersze i obrazy. Z uwagi na uniwersalne treści może być inspirująca dla osób poszukujących własnej drogi i tożsamości.

ISBN 978-83-8126-280-4

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Jam

Jest Mistrzem

1. Wstęp

Książka, którą drogi czytelniku trzymasz w rękach powstawała kilka lat. Początkowo swoje wrażenia i doświadczenia w pracy z kamertonami zapisywałam w zeszycie, potem na blogu, który traktowałam jak pamiętnik. Z czasem materiałów było coraz więcej i powstała potrzeba napisania książki. Być może potrzeba było tyle czasu, aby na własnym przykładzie przekonać się, ile wsparcia i zmiany mogą dać właściwie, czyli świadomie, zastosowane dźwięki.

Na rynku, zwłaszcza zagranicznym, jest wiele książek poświęconych kamertonom. Na polskim rynku znane mi są trzy. Moja książka nie jest pracą naukową napisaną w oparciu o nie, lecz opisem własnych poszukiwań i doświadczeń z dźwiękami kamertonów. Miałam niewątpliwy zaszczyt poznać wiele nieprzeciętnie wrażliwych osób, które stanowiły „tester” do pracy z moimi technikami. W czasie kiedy jeszcze nie wierzyłam w swoje przekazy i możliwości, dawały mi one zwroty, w postaci swoich wizji, odczuć i poczucia zmian, które w nich zachodziły. Dzięki nim nie porzuciłam dalszych poszukiwań. Jest to moja historia, w której kamertony grają kluczową rolę w procesie odnajdywania własnej tożsamości i sensu życia. Jest to subiektywny, lecz w miarę prawdziwy i nie wybielony obraz moich przeobrażeń świadomości — z życia w umyśle do życia w sercu i świadomości Kim Jestem. Jest to ciągły proces, więc jest to historia nie mówiąca wyłącznie o sukcesach. To o czym piszę, przyszło do mnie jako tzw. techniki. Piszę „tzw”, ponieważ to jest tylko moja opcja, która w kontakcie z konkretnym człowiekiem może przybrać inną wersję.

Celem tej książki jest przekazanie, jak można skorzystać z dobrodziejstwa bycia w polu dźwięku kamertonów — oprócz stricte roli terapeutycznej. Dowiesz się więc, jak kamertony zmieniły moje życie — wiarę w siebie, rozszerzyły świadomość, przeniosły mnie do przestrzeni serca i pozwalają do dziś być w niej coraz częściej. Jak zaczęła się synchroniczność i spełnienie marzeń, jak dowiadywałam się z bezpośrednich przekazów o podłożu moich problemów i przychodziło zrozumienie i mądrość. Jak zazębiały się przeczucia z fizyką kwantową i jak kamertonowe poszukiwania pomogły mi zrealizować projekt z VEDIC ART. Teraz wiem, że Wewnętrznego Mistrza ma każdy. Można go zaprosić do swojego życia za pomocą dźwięków kamertonów i o tym także opowiadam w książce. Reasumując, znajdziesz tu moją historię, techniki, które do mnie przyszły, a także przekazy dotyczące kilku ważnych tematów zapisane wierszem, prozą i poprzez obrazy. Zawierają one specyficzną energię zrozumienia sensu doświadczenia, która zwraca się w kierunku potencjałów i zrozumienia, w jaki sposób to doświadczenie mi służy. Już samo przeczytanie tych tekstów przesuwa energię.

Wszystko służy przypomnieniu KIM JESTEŚ, wyjściu z zapomnienia i powrotowi do domu czyli do siebie.

Podnieś Anioła

Podnieś Anioła

który upadł w Tobie

Otrzep mu skrzydła, uczesz długie włosy

Pozwól, by powstał cały w swej ozdobie

Czekał tak długo, aż się zmienią losy

To tak jak słońce — wychodzi zza chmury

Mało  widoczne  na  samym  początku

Potem oświetla doliny i góry

Świeci swym blaskiem już w każdym zakątku

2. Anioł

Moja podróż zaczęła się dawno. Będzie zuchwalstwem dla wielu z was to, że uznałam wreszcie, że jestem aniołem. Ta Istota każdemu kojarzy się z dobrym, cudownym duchem opiekuńczym, który niewidzialny czuwa nad nami dniami i nocami nieustannie, ma złożone do modłów rączki i śpiewa psalmy na cześć Pana. No cóż, mnie się do niedawna też tak zdawało…

Do czasu, kiedy dowiedziałam się o wojnach anielskich prowadzonych w innych wymiarach, do tej pory i to w większości nad Polską! Niestety, wojny te zostały także przeniesione na grunt ziemski przez wcielone „aniołki”, które zamiast się wspierać i współpracować waliły się energią, bo zapomniały kim są. Mam za sobą taki epizod, dlatego zacznę od tej części historii.

Pewnego razu dostałam zaproszenie na spotkanie, gdzie miałam opowiedzieć o kamertonach i je zaprezentować i wtedy przyszła mi do głowy bardzo spontanicznie „Niebajka o kamertonach” Przewrotne użycie słowa niebajka wskazuje, że w tej historii może zawierać się prawda.

Mimo, że napisałam ją tuż przed wyjściem na spotkanie, to byłam w ewidentnym przepływie i natchnieniu, które udzieliło się potem słuchaczom.

KRÓTKA NIEBAJKA O KAMERTONACH

Był sobie Anioł — piękny i wrażliwy na muzykę. Wezwał go kiedyś Bóg i powiedział:

— Widzę, że cieszy cię każdy dźwięk, każda nuta, przeżywasz ją i wzbogacasz swoimi wibracjami. Ale jesteś sam z tym pięknem. Czy zechcesz podzielić się tym z innymi tymi, którzy tego piękna bardzo potrzebują? Ich życie zrobiło się szare, smutne, pozbawione wigoru i pasji, myślą, że tak już zostanie na wieki.

— Kto to jest? — zapytał Anioł.

— To ludzie — moje ukochane dzieci.

W trójwymiarowości materii Ziemi zapomnieli już jak wyglądał Raj, czasem z rozrzewnieniem słuchają śpiewu ptaków, szumu lasu czy plusku strumyczka, ale ich pycha i ego pcha ich w stronę maszyn i asfaltu.

— Zejdziesz więc Aniele na Ziemię i stworzysz instrumenty, które obudzą ich duszę i wydobędą jej piękno, dadzą nadzieję, przywrócą dawną pamięć Raju, w którym jako dusze przebywały. Przypomną sobie, kim są naprawdę w Istocie Swojej — że są moimi dziećmi, dla których z miłości przysyłam ciebie i twoje kamertony.

Niech ta muzyka da ukojenie, harmonię, pokój wewnętrzny, niech kojące tony przypomną łono Matki — Ziemi i wzbudzą do niej szacunek i miłość i niech roztoczy się przed nimi nowa szczęśliwa wizja ich Raju na Ziemi, który stworzą sami mając czyste serca i pamięć Źródła.

— Z wielką radością to uczynię w imię Miłości, Dobra i Pokoju Ojcze.

Więc z radością i wdzięcznością przyjmijcie ten Dar Nieba, bo dla Was on został stworzony!

Po jakimś czasie od napisania „niebajki”, w jednej sesji z kamertonami, przyszedł przekaz wyjaśniający jak naprawdę mogło przebiegać to zadanie…

Poprosiłam Moje Wyższe Ja o przekaz w związku z niemogącą się przetransformować sprawą, którą starałam się uwolnić poprzez sesje dźwiękami kamertonów. Sesję poprzedziła wizja spotkania aspektu żeńskiego i męskiego na tęczowym moście, który rozpiął się pomiędzy rzeczywistością, a światem zapomnienia. I wtedy przyszła myśl, aby sesję przeprowadzić, nie według znanego mi od kilku lat schematu „z dołu do góry” ale od górnego C tworząc z kolejnymi kamertonami interwały. Zrobiłam to kolejno zapisując spływające informacje, które w pewnym sensie uzupełniły „Niebajkę o kamertonach.

Już przy pierwszym uaktywnieniu kamertonów C512 i B, w głowie odezwał się dialog dwóch Istot Anielskich, tuż przed zejściem na Ziemię i hasło SPRAWY ANIELSKIE, ZADANIA.

— Można się ludźmi bawić i nimi zarządzać, oni zasilają ciebie energią.

— Nie, idę tam, żeby im pomóc.

— Ale ty masz miłość, mądrość i moc, a oni są ciemni, można to wykorzystać.

— Im także należy się szacunek, są nieświadomi, to wielkie zadanie.

— Jesteś głupia, to dobra zabawa, w razie czego wrócimy.

— Niech każdy idzie swoją drogą, w odpowiednim czasie się spotkamy i sprawdzimy jak nam poszło.

— Ja nie zamierzam się dla nich poświęcać- bardziej mnie obchodzi planeta, ona ma bardziej klarowną energię. Ludzie są głupi i źli. Nie skończą dobrze.

— Trudno, trzeba spróbować. Widzę szerzej.

— Wykończą cię i wykorzystają- pieprzony misjonarzu. Życie jest po to żeby korzystać, bawić się i doświadczać, żeby inni zapewnili ci byt.

*C A

Aniołowie zeszli z różnych przyczyn. Jedni są ratownikami, a inni nie. Jedni odkrywają to zadanie, a innych obchodzi ich własny komfort. Czują pogardę dla takich jak ty i załatwiają swoje sprawy.

*CG

Żal, współczucie, współodczuwanie. Ciężar widoku upadku świadomości. Ludzie, którzy już nie pamiętają kim są, żyją w udręce, cierpieniu, bólu, nienawiści. Na takich wibracjach i w takim samounicestwieniu, że przenikające wibracje pełne są bólu, udręki, rozpaczy. Trudno to znieść, serce tego nie wytrzymuje. Trzeba ograniczyć współodczuwanie.

*CF

Ustanawiam nową harmonię — ziemską — dostrojoną do nowej, ziemskiej, a nie anielskiej wibracji. W ramach strategii działania moja wibracja i tak nigdy nie zejdzie niżej standardu Ziemi i nie obniży jej harmonii. Ale aby skomunikować się z ziemskimi wibracjami, muszę zejść niżej, zapomnieć, ograniczyć czucie, pozbyć się lekkości, radości. To także trudna harmonia o krok od przepaści. To się nazywa poświęcenie… Jestem agentem nieba wśród agentów „matrixa”

*CE

Jesteś pół-kobietą pół- mężczyzną. W dualizmie stałaś się rozłączona. Nie jesteś ani jednym, ani drugim. Twoje części są razem i się kochają. Jesteś jednością. Dualizm cię rozdzielił. Kazał tym częściom ciebie walczyć ze sobą, udowadniać kto jest lepszy, wykorzystywać, poniżać, gwałcić. Jak daleko odeszłaś od siebie samej w poczuciu porzucenia, nie kochania, braku wiary i zaufania do siebie samej.

Koniec tego, czas wracać do domu — do samej siebie.

*CD

Składam się w całość ze swoimi aspektami. Witam je w progu mojego domu wraz z moją męską częścią. Wszystkich z otwartością, tęsknotą i łezką w oku. Tak, to Ty i Ty, pamiętam, zapraszam, czekałam, czekaliśmy na was, witamy. Wracają, niosąc w darze energię, którą wraz z nimi odzyskujemy. Będzie to tworzenie nowego świata.

Witamy Was z otwartymi ramionami.

*C256 C512

Niech wam Ziemia lekką będzie.

Niech ją aniołowie na swoich skrzydłach unoszą. Niech przebudzenie przejawi się i ludzie podniosą się z kolan, przebudzą i przypomną sobie kim są naprawdę.

Koniec ery ciemności i ucisku!

Miłość, Wolność, Radość.

Koniec niewoli umysłu, rozproszmy światłem i uśmiechem ciemności.

Żyjemy teraz i czujemy życie!

Zawieszona między niebem a ziemią

Zawieszona między niebem a ziemią

Idę po cienkiej linie

Balansując na wietrze

Szukam przyjaznej ręki,

Bo zapomniałam

Gdzie odłożyłam skrzydła

3. Małgorzata

Zastanawiałam się kiedyś nad tym, kogo mogłoby zainteresować moje życie, które przez większość jego trwania uważałam za nieciekawe i niespełnione. Pełna kompleksów obserwowałam tych, którym „jest dobrze” i nie potrafiłam tak jak oni żyć.

Nie uważałam siebie za osobę wrażliwą, raczej niedostosowaną, a wg mojej babci krnąbrną i leniwą. Bywały takie dni kiedy byłam na granicy schizofrenii, gdyż mój umysł jak szalony starał się ogarnąć falę niesłusznej, a przede wszystkim niezrozumiałej krytyki jaką fundowali mi dziadkowie, z którymi mieszkaliśmy. W mojej głowie odbywało się tysiące rozmów i dyskusji, w których ja zabierałam rozsądnie głos, miałam argumenty na swoją obronę i sprytnie wychwytywałam błędy logiczne przeciwnika. Może i miałam argumenty, ale na falę energetyczną destrukcyjnych emocji nie miałam sposobu. Nie miałam o tym pojęcia. Ból bycia ocenianą i poddaną takiej fali krytyki był tak wielki, że mnie dosłownie przewracał, a ja nie umiałam uciszyć tych głosów w mojej głowie. Nienawidziłam mojej babci, jako dziecko, nastolatka wchodząca w dorosłe życie, jej marudzenia na wszystko, krytykowania, wyzwisk, emocji jadowicie wbijających się w mózg.

„Nic nie jesteś warta gułaju” — z tym przychodzi mi się teraz rozliczyć.

Jest we mnie jeszcze trochę smutku i pytanie czy rzeczywiście aż tak to musiało przebiegać? Czy najpierw musi być niszczenie, zdeptanie, pozbycie wartości, żeby feniks podniósł się z popiołów?

Drugim trenerem był dziadek o naturze choleryka. Z babcią byli w relacji kat — ofiara. Więc trafiła mi się dobrana para trenerów. Mogę to wpisać jako moje kompetencje.

Okres zamieszkiwania z nimi był mrocznym czasem wejścia do krainy nieświadomości, ale także mojego budzenia się. Co cię nie zabije to cię wzmocni — jest to hasło dla tych, co przeżyli.

Moje relacje rodzinne były dla mnie kuriozalne i tak niedorzeczne, że umysł wariował. Nieprzewidywalność reakcji była jak totolotek, humory dziadka wyznaczały rytm życia domu. Na zewnątrz byliśmy „dobrą, zgodną rodziną”, a w środku panowało piekiełko. Wstydziłam się, było mi wstyd przyprowadzić koleżanki, byłam nieszczęśliwa, ale mój stan nauczyłam się przykrywać maską uśmiechu, która niknęła kiedy wchodziłam do domu.

Teraz bym powiedziała, że żyłam z ludźmi będącymi na podstawowym poziomie rozwoju świadomości — na poziomie przetrwania. Ich system wartości obejmował troskę czyli lęk o jedzenie, dom, pieniądze, lęk przed zostawieniem przez współmałżonka. Posiadanie racji bez zrozumienia drugiej strony.

Wzorce lęku i braku. Moi rodzice także byli ofiarami przekonań dziadków.

Z tego wyszłam zainfekowana i jak tylko dorosłam chciałam stamtąd uciekać gdzie pieprz rośnie. Dostałam się na studia, wcale nie te na których chciałam być, ale chodziło o to żeby urwać się z domu. Rok w Krakowie … rajd w góry, na którym o mały włos nie zamarzłam, stan wojenny, niezdany egzamin komisyjny z chemii organicznej…

…wróciłam do domu na tarczy, ale z postanowieniem, że za rok startuję dalej… i wyszłam za mąż. Moje życie weszło na zupełnie inną ścieżkę.

Jak u każdego, moja historia jest bardziej skomplikowana, ale chcę powiedzieć, że życie mnie nie rozpieszczało i często stawiało mnie na granicy, cienkiej czerwonej linii, skąd już mogło nie być powrotu…

Teraz wiem, że miałam wrócić, wyjść za mąż i urodzić cztery dziewczynki. Studia skończyłam zaocznie będąc już mamą trzech córek, pracując w szkole jako biolog i pomagając mężowi w uprawach ogrodniczych.

Życie mnie goniło, ja ledwo nadążałam.

Tu się zaczyna drugi kryzysowy okres- dzieci, szkoła, praca, moje studia zaoczne. Wyczerpują się moje zapasy życiowe, życie dla innych, dyspozycyjność 24/h, choroby dzieci, nauka, praca badawcza do magisterki, ogród…

Zaczyna mnie brakować, nie radzę sobie, pomoc mojej i męża mamy jest zbawienna, ale dzieci rosną obok i po jakimś czasie daje to o sobie znać. Frustracja osiąga zenitu, kiedy zdaję sobie sprawę, że nie mogę tak żyć, że nie mam poczucia spełnienia, że jestem uzależniona od opinii innych ludzi, że zagubiłam siebie, mam najmniej praw a najwięcej obowiązków. Rozpadam się i jestem coraz częściej w destrukcyjnym stanie.

I urodziłam 4 dziecko, które bardzo mi pomogło się pozbierać w ciemnym okresie mojej egzystencji.

Udaję, że jestem dobrym pracownikiem, choć wiem, że moje lekcje to improwizacje, udaję, że jestem zainteresowana tym co mam zrobić na polu, choć marzę aby śnieżyca zasypała ogórki, dyskutuję o tym które sadzonki sprowadzimy w tym roku, a tak naprawdę myślami jestem gdzie indziej.

Jak straszne jest nie robienie tego do czego jesteśmy stworzeni.

To odbiera cały sens życia, siły witalne, radość.

Często myślałam o tym, żeby zasnąć i się nie obudzić albo o tym żeby mnie przejechał samochód. I kiedyś wybito mi to skutecznie z głowy.

Wracałam rowerem w zimie z pracy. Usłyszałam za mną jadący samochód, po dźwięku silnika domyśliłam się, że to wielki samochód z ciężkim ładunkiem. Zdecydowałam, że zjadę na bok i w tym momencie najechałam na muldę i …ze zdziwieniem zobaczyłam, że mój rower przewraca się w stronę nadjeżdżającego samochodu ciężarowego wiozącego drzewo. Wszystko odbyło się jak na zwolnionym filmie. Przewracałam się w lewą stronę i przed moimi oczami ukazało się ogromne koło w stronę którego niechybnie podążałam. O dziwo, nie było we mnie strachu. Byłam obserwatorem zdarzenia. Samochodowe koło mnie minęło w wolnym tempie, potem reszta samochodu, a ja dosłownie za nim runęłam na asfalt rozbijając kolano, koszyk, nadwyrężając rękę. Natychmiast uprzytomniłam sobie, że leżę na środku ulicy i mogą nadjechać następne samochody. Podniosłam się i dotarło do mnie dopiero wieczorem, w domu, co się stało i że dostałam następną szansę od mojej duszy. Długo tego wieczoru zanosiłam się szlochem uwalniając głęboki smutek. Mogłam zginąć, od tego dzieliły mnie ułamki sekund.

Oczywiście, zginąć to nie problem, problemem jest żyć i to żyć naprawdę, a nie na niby, cudzymi sprawami, zasadami, schematycznie.

Piszę, to po to, abyś wiedział, drogi czytelniku, w jakim momencie życia się znalazłam, kiedy zaczęłam się zastanawiać nad własnym życiem i czy ono było tak naprawdę moje. W jakim momencie musiałam powiedzieć stop dla większości spraw, którymi się zajmowałam. Jak głęboko przewartościować swoje życie, aby teraz dzielić się z tobą swoim doświadczeniem bez zbytecznych kompleksów i ocen czy to się komuś spodoba.

ABY Z MISTRZA I MAŁGORZATY PRZEJŚĆ DO MAŁGORZATY I MISTRZA.

Moją pracę nad sobą zaczynam od regresingu.

Poczułam, że może to być dla mnie ratunek, może zobaczę coś co mi da nadzieje, że nie jestem bez wartości, że uleje się ze mnie gdzieś ten smutek… ocean smutku.

Pierwsze sesje przepłakuję, czarna dziura i tylko płacz. Jeżdżę co pół roku na grupowe sesje i to trwa kilka lat. Nie wiem czy mi było lepiej bo cały smutek, żal, wyłażą na wierzch. Wszystko wskazywało na to, że polegnę. Huśtawki nastrojów są wielkie. Zapisuję się na warsztaty medytacyjne, słucham wykładów o czakramach, centrach energii, o kierowaniu energii, uwadze, świadomości. Mantruję i śpiewam, skupiam się na dobru w sobie i prawdę mówiąc nie wierzę w sukces.

W tym samym