Już czas - Qian Cleo - ebook + książka

Już czas ebook

Qian Cleo

0,0
54,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Hipnotyczny portret młodych kobiet

Luna ucieka w cyfrowy świat gier, by zagłuszyć poczucie samotności w obcym kraju. Xiao wierzy, że operacja powiek odmieni jej życie, nie spodziewa się jednak, jak głęboka i niepokojąca będzie ta zmiana. Greta konstruuje magiczne lustro, żeby być jeszcze bliżej ukochanej i obsesyjnie śledzić każdy jej krok.

Bohaterki opowiadań dryfują na granicy – między Nowym Jorkiem a Szanghajem,  iluzją ekranów a własnymi fantazjami. Desperacko szukają przynależności, akceptacji i sensu. Już czas – powtarzają, gotowe eksplodować, by wyrwać się ze stanu zawieszenia.

Cleo Qian pokazuje, jak bardzo można tęsknić – za ciałem, które nie jest źródłem wstydu, za domem, którego się nigdy nie miało, za ciepłem ludzkiego dotyku, które nie znika w cieniu aplikacji randkowych.

Już czas to debiut pełen surrealistycznych obrazów, zmysłowego napięcia i niecierpliwego buntu wobec świata, każącego zmierzyć się z pytaniem: kim jestem, gdy nikt nie patrzy?



Już czas to zbiór opowiadań wymykających się schematom. Każdy tekst wciąga natychmiast i zostaje w głowie na długo, prowokując myśli, pytania, emocje. Trudno się od tej książki oderwać, a z pozoru osobne historie tworzą zaskakująco spójną całość. Autorka zabiera czytelnika w miejsca, z których nie chce się wracać - w podróż pełną napięcia, intymności i literackiej precyzji. Polecam!
ALEKSANDRA ZIELIŃSKA, PISARKA


To HERstorie kobiet pozbawionych poczucia przynależności, uwikłanych w samotność. Ich relacje istnieją tylko tam, gdzie dociera zasięg, a emocje stają się ciężarem, którego chcą się pozbyć. Jako mieszkańcy tej samej wirtualnej wioski rozpoznajemy w ich doświadczeniach coś dobrze nam znanego.
ALEKSANDRA LEŚNIAK, @alex.andthebooks

  
Przewrotne i hipnotyzujące Już czas zabiera nas do różnorakich królestw narracji, w których mnożą się kolejne historie, a symulacje często przejmują kontrolę nad rzeczywistością albo ją wypierają. To zbiór intrygujących formą i przemawiających do emocji opowiadań, do których na pewno będę wracać”.
YAN GE, AUTORKA KRONIK DZIWNYCH BESTII
 
Cleo Qian publikowała między innymi na łamach „Pleiades”, „Guardiana”, „Shenandoah”, „The Margins”, „The Commons”. Urodziła się w południowej Kalifornii, mieszka w Nowym Jorku.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 353

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



KURCZAK. FILMY. MŁODOŚĆ

Niełatwo było jednoznacznie wskazać moment, w którym pragnienie bycia starszymi ustąpiło uczuciu, że gdybyśmy mogli być odrobinę młodsi, to nie mielibyśmy nic przeciwko temu. Niewykluczone, że nigdy nie chcieliśmy być starsi, a tak naprawdę pragnęliśmy jedynie tego, co w naszym wyobrażeniu wiązało się z byciem starszym: wolności, pieniędzy, prywatności, miłości. Za to niezmienne pozostawało poczucie, że gdybyśmy byli odrobinę młodsi, odrobinę świeżsi, bylibyśmy wówczas także odrobinę lepsi.

W LA padało – deszczowy ściek zalewał miasto, którego nie stworzono z myślą o czymś takim. Woda chlustała z dachów i zbierała się w zdradliwych wybojach w jezdni. Agresywne porsche siedemset osiemnastki i równie agresywne hondy CR-V rywalizowały na skrzyżowaniach o prawoskręt, wzbudzając miniaturowe fale tsunami wdzierające się na chodniki. Zza szyb knajpy z kurczakiem pana Kanga patrzyliśmy, jak deszcz sączy się na billboardy i mrugające światła reklamujące pozostałe lokale pasażu handlowego: tajską restaurację, kawiarnię z sorbetami, lokal z naleśnikami i bobą, Tofu House, a także niesieciowy sklep spożywczy z półmiskami przekąsek za dwadzieścia sześć dolarów. W deszczu pasaż wyglądał na wyciszony, ładny, a oglądane zza szyby rozmazane neony roztaczały bajkową poświatę.

– Pół na pół ostry i czosnek-soja! – zawołał pan Kang.

– I weź trochę rzodkwi – przypominał mi Dake, kiedy odsuwałam krzesło.

Gdy położyłam tacę na stole, powiedział:

– Ten kurczak wygląda niesamowicie.

Po podniesieniu styropianowej pokrywki pudełka podsmażany kurczak zalśnił miodowozłoto. Spod posypki z białego sezamu kusząco przeświecała idealnie przypieczona, rumiana skórka. Zgodnie z nietypowym zwyczajem, któremu lokal zawdzięczał wzmiankę w „Timesie”, kurczaka przystrojono hojną porcją pokrojonych owoców: awokado, malin, borówek, a także kilkoma plasterkami jalapeño. Kiedy zatopiliśmy zęby w mięsie, okazało się ciepłe, soczyste i kruche. Eileen zrobiła „mmm”. Kandyzowane owoce tworzyły zaskakująco przyjemny kontrast.

Jessica pociągała ze swojej szklanki z mrożoną wodą. Poza nią wszyscy zamówiliśmy piwa. Jessica była liczącą kalorie sztywniarą. I przebąkiwała jeszcze coś z tym, że alkohol wpływa na starzenie się skóry. Jako dziecko jeździła na konkursy piękności. Nosiła maleńkie tiary, cerę miała tak jasną i błyszczącą, że jej twarz przypominała reflektor. Teraz nadal była ładna, choć już nie jak ktoś, kto zwycięża w konkursach piękności. Pracowała jako higienistka stomatologiczna. Nosiła kardigany i soczewki kontaktowe powiększające tęczówki. Co roku wydawała setki, jeśli nie tysiące na pielęgnację skóry, makijaż i przedłużanie rzęs, żeby podtrzymywać zainteresowanie trzech tysięcy osób obserwujących jej instagramowe konto oraz skąpy dopływ propozycji sponsoringu, zdarzało się, że lewych, no ale niby co innego mogłaby zrobić? Nie miała już przecież dwudziestu dwóch lat. Miała dwadzieścia osiem.

Wszyscy skończyliśmy dwadzieścia osiem lat albo zaraz mieliśmy kończyć dwadzieścia dziewięć. Było nas czworo: Dake, Jessica, Eileen i ja. Z Dakiem chodziłam do liceum. Poznaliśmy się w LA, a dokładniej to w Long Beach, gdzie oboje uczęszczaliśmy do Kalifornijskiego Instytutu Matematyki i Nauk Przyrodniczych, szkoły, która jak magnes przyciąga dożarte sucze i szóstkowych prymusów. To takie miejsce, gdzie na wejściu jesteś do tyłu, jeżeli w ósmej klasie podstawówki nie przerabiałaś już analizy na poziomie uniwersyteckim. Kiedy się tam przeniosłam, Dake’a i mnie zbliżyła do siebie nasza względna gorszość.

Na studniówkę umówiliśmy się razem „jako przyjaciele”, był niezręczny pocałunek, emocjonalne cierpienia po wszystkim, a potem nie odzywaliśmy się do siebie – aż do wakacji, w czasie których on był na stażu w Snapchacie, a ja na stażu w departamencie kultury ratusza LA, i umówiliśmy się na lunch, po którym wszystko między nami wróciło do normy. Czasami patrzę na niego i zastanawiam się, jacy bylibyśmy razem, ale na ogół daję temu spokój.

– Luna, opowiedz mi o sobie i Billym – zwróciła się do mnie Eileen.

– Boże, nie wierzę, że umawiasz się z gościem o imieniu Billy.

Uszczypliwy ton Dake’a wywołał u mnie lekki dreszcz irytacji.

– No wiem, wiem – powiedziałam, próbując strząsnąć z siebie to uczucie. Billy był nowością. Wpadłam na niego w Trader Joe’s. W moim wózku nie obracały się kółka. On miał w rękach dwa piętrzące się stosy puszkowanych pomidorów San Marzano i białej fasoli. Przypadkowe trącenie i wszystkie posypały się na ziemię. Jedna z puszek odbiła się od odsłoniętego paznokcia mojego palucha. „Strasznie przepraszam”, wyrzuciłam z siebie mimo pulsującego bólu. „Strasznie przepraszam”, wyrzucił z siebie on. Pobiegł po kogoś z obsługi, żeby dali mu plaster. Innych szkód nie stwierdzono.

– A nie czujesz się dziwnie, jak umawiasz się, no wiesz, z białym? – drążyła Eileen.

– Jak na razie jest okej, ale są takie momenty, że myślę sobie: no tak, nie pochodzisz z tego samego miejsca co ja. Powiedzmy, że zamówiliśmy kiedyś lody mochi, to on nie zjadł ciasta ryżowego. Zdjął je i wyjadł tylko lody.

Byłam drugą azjatycką dziewczyną Billy’ego, ale spotykał się wcześniej też z kilkoma białymi dziewczynami i jedną Latynoską i nie oglądał anime, więc miałam względną pewność, że nie ma bzika na punkcie żółtych. Poza jednym zadurzeniem się w pewnym białym chłopcu imieniem Andrew w ogólniaku, z czego nic nie wyszło, każde z moich byłych, w tym Kevin (ze studiów, z chemią jako kierunkowym, obecnie streamer na Twitchu), Aaron (fotograf poznany w Nowym Jorku) i Minji (didżejka, z którą kiedyś miałam luźną relację w LA), miało pochodzenie wschodnioazjatyckie.

– Może wychodzi z ciebie klasizm – wtrąciła swoje irytujące trzy grosze Jessica. – Lody mochi są dosyć lansiarskie.

– Chyba tak – spróbowałam odpuścić.

Przyjemnie było znowu z kimś się umawiać, mieć kogoś, z kim można oglądać telewizję i zarzucić grzybki, chichrając się z głupot, które ludzie wyprawiają w różnych reality show. Z Billym czułam się bezpiecznie, nawet było mi trochę nudno. W niektóre wieczory zapominałam o nim pomyśleć. Jednak bywały też takie, kiedy siedziałam obok niego i czułam, że za rok, dwa, nawet za cztery lata mogłabym się obudzić i przekonać, że upłynął cały ten czas, a ja wciąż z nim jestem, i że to wcale nie takie najgorsze. To uczucie mnie przerażało.

Zmieniłam temat.

– Za Eileen – powiedziałam, otwierając z trzaskiem kolejną puszkę hite’a i podnosząc ją nad głowę. Pretekstem naszego spotkania było uczczenie awansu Eileen na starszą kierowniczkę do spraw marketingu aplikacji wellnessowej, nad której rozwojem pracowała od trzech lat.

– O mój Boże, dziękuję – jęknęła Eileen. – Pięć lat, trzy kolejne mieszkania, czworo okropnych współlokatorów i jeden zepsuty samochód, i w końcu mogę awansować do mieszkania w pojedynkę! Bogu niech będą dzięki!

Eileen pochodziła z Manhattanu i nim przeniosła się do LA, nigdy nie siedziała za kółkiem. W Barnardzie widywałyśmy się przeważnie na imprezach: umawiało się u kogoś na bifor podlewany szotami, zanim wyszło się gdzieś tańczyć z łaski na uciechę z nijakimi nieznajomymi albo pisać wiadomości do spalonych maczów z Tindera. Nie miałyśmy ze sobą kontaktu do czasu, kiedy dwa lata temu straciłam serce do Nowego Jorku i wróciłam do Kalifornii. Teraz Eileen miała prawo jazdy na osobówkę, toyotę prius i nowe stanowisko; ja pracowałam w NGO-sie i po raz pierwszy od lat cieszyłam się prywatną opieką zdrowotną; a nasze znajome i znajomi dostawali awansy na kierowników średniego szczebla i świętowali zaręczyny.

Na zewnątrz siąpił deszcz. W restauracji panowała intymna atmosfera. Poza nami była w niej jeszcze tylko jedna grupa, która siedziała na drugim końcu lokalu, pod ścianą obwieszoną szmirowatymi afiszami filmowymi z niemówiącymi mi nic tytułami. Piwo, woń oleju, gorące jedzenie i światła sprawiły, że poczułam się błogo, jakbym odpływała. Jessica była zaproszona na trzy wesela tego lata. Start-up kuzyna Eileen właśnie zadebiutował na giełdzie. Melissa, nasza znajoma ze studiów, obroniła doktorat. Minji, mojej eks, udało się zdobyć sponsoring The North Face. A moja kuzynka Vicky właśnie oświadczyła się swojej dziewczynie i zdobyła grant na nowy poważny projekt badawczy – zdaje się, że miał być prowadzony z łodzi w Portoryko.

– Rachel i Danny właśnie kupili dom – odezwał się Dake.

– Boże, cooo takiego? W LA? Gdzie?

– Do tego mają psa – ciągnął.

– Skąd oni wzięli na dom? – podjęła Jessica. – W jakiej okolicy? A to w ogóle jest taki, wiecie, prawdziwy dom, czy taki, no, takie mieszkanie w apartamentowcu? To nie brzmi za dobrze. Dopiero co, w listopadzie, zastanawiała się, czy z nim nie zerwać!

Dake wzruszył ramionami. Pracował w Facebooku i prawdopodobnie miał dosyć pieniędzy, żeby samemu kupić dom, ale go to krępowało.

– Znaczy, no, we dwoje ze wszystkim jest łatwiej.

– Zamierzają się zaręczyć czy jak? – włączyła się Eileen, po czym wpakowała do ust kostkę rzodkwi.

– Danny mi mówił, że chce się niedługo oświadczyć.

Jabłko Adama na szyi Dake’a podniosło się i opadło z ostatnim łykiem hite’a. Jessica przewróciła oczami.

– Jedna z moich koleżanek z pracy jedzie na Tajwan zamrozić jajeczka – zagaiłam.

– O mój Boże! A to nie jest strasznie drogie? Ile ma lat?

– Robi to na Tajwanie, bo tam wychodzi o wiele taniej. Ma trzydzieści parę lat – powiedziałam i natychmiast poczułam się nie w porządku, że wypaplałam czyjś sekret. Moja koleżanka się rozwiodła. Jej były mąż zawsze się wahał w sprawie dzieci i teraz czuła, jakby dała mu za dużo czasu na podjęcie decyzji. Ale w moim wyobrażeniu trzydzieści osiem i dwadzieścia osiem lat to było praktycznie to samo, czyli wobec podobnych wyborów mogli niedługo stanąć moi znajomi.

Co z naszym potencjałem? Gdzie on się podział?

*

– NA DZIŚ KONIEC ZAMÓWIEŃ! – zawołał pan Kang do telefonu, a my wszyscy podskoczyliśmy na swoich miejscach. Wsunął komórkę w kieszeń fartucha z impetem kogoś, kto trzaska słuchawką.

– Powinniśmy się zbierać? – Dake przypatrywał się panu Kangowi, któremu brwi nadawały taki wyraz, jakby dyszał żądzą mordu. Tamta druga grupa wstała i posłusznie ruszyła z tacami do kosza na śmieci.

– Spokojnie – powiedziała Jessica, patrząc w telefon. – Zamykają o dziewiątej. Jeszcze dziesięć minut.

– Gdzie idziemy potem? Ty nie musisz czasem wracać, Jessica?

– Nie, Henry jest dziś na mieście ze swoimi znajomymi.

Henry był chłopakiem Jessiki od studiów. W jej życiu zajmował tak stałe miejsce, że nikt już nawet o nim nie myślał, tak jak nie myśli się o latarni mijanej po drodze do domu przyjaciółki. Mnie wydawał się naprawdę słodki; miał w sobie nienachalną uwagę, która zapalała się jak żarówka, kiedy cię słuchał, intensywną i pochłaniającą. Nie spotykał się z nami za często. Zastanawiałam się, kim są jego inni znajomi.

Nikt nie pytał mnie o moje plany. Nie przyzwyczaili się jeszcze do mojego związku. Billy chciał wpaść na noc; pewnie obejrzelibyśmy film, poszli spać, a rano pojechali na rowerach do Frogtown, ale nasza czwórka nie widziała się już chwilę, więc nie chciałam się jeszcze zbierać.

Zwłaszcza powrót do wspólnych wyjść z Jessicą wciąż stanowił dla mnie atrakcję. Nie minął nawet rok, odkąd Eileen nas sobie przedstawiła, gdy zbierający się między nami emocjonalny osad doprowadził do tego, że nazwałam ją samolubną wredną jedynaczką, a ona odparowała, że jestem współuzależnioną marudą o impulsywności dwunastolatki. Eileen i Dake kursowali między nami jak dzieci rozwiedzionych rodziców. Dopiero kilka miesięcy temu, kiedy wpadłyśmy z Jessicą na siebie urodzinach znajomej, zaczęłyśmy się do siebie odzywać. W gronie znajomych obie nieco zbyt chętnie śmiałyśmy się ze swoich żartów. Nie poruszałyśmy tematu konfliktu, ale Jessica na pewno też o tym myślała.

Dake scrollował Yelpa na telefonie. Eileen wskazała plakaty filmowe na przeciwległej ścianie.

– W „Timesie” pisali, że właściciel tego miejsca był kiedyś reżyserem.

– Serio?

Jessica obróciła się, żeby spojrzeć na plakaty.

– Znaczy, że zrobił tamte?

Wyszukałam artykuł w telefonie. Wyświetlił się esemes od Billy’ego: „Hej, kiedy będziesz po?”. Przesunęłam palcem w lewo, żeby ukryć powiadomienie.

– Ale jazda! Jak to się stało, że zaczął prowadzić knajpę z kurczakiem?

– Chcesz wiedzieć?

Podnieśliśmy oczy, a nad nami, obok stolika stał pan Kang. Nikt nie słyszał, jak się zbliżył. Rękawy koszuli miał podwinięte, a jego mięśnie niemal rozsadzały szwy. Skrzyżował przedramiona, które wyglądały jak u Popeye’a po zjedzeniu szpinaku.

– Yyy…

Gapiliśmy się wytrzeszczonymi oczami na właściciela, nie wiedząc, co powiedzieć. Byliśmy ostatnimi klientami w restauracji. Odgłos deszczu przybierał na sile; widok za szybą coraz bardziej się rozmywał.

– Przepraszam, co pan mówił? – zapytał Dake.

– Chcecie wiedzieć, jak to się stało, że kiedyś, na początku koreańskiej fali, kręciłem filmy, a teraz prowadzę restaurację z kurczakiem na obrzeżach K-Town? – pan Kang ponowił pytanie tubalnym głosem.

– Mmm… pana kurczak jest naprawdę dobry – wybąkała Eileen.

Grzmotnął się po udach.

– Masz całkowitą rację! Mój podsmażany kurczak jest nie-sa-mo-wi-ty! Najlepszy w całym LA! Nigdzie nie znajdziesz lepszego! Tak. To jak? Chcecie poznać ten sekret? Chcecie wiedzieć, jak się tu znalazłem?

Gwałtownym ruchem podniósł tacę z naszym styropianowym pudełkiem. Kurczak został obrany do czysta, zostały tylko kości.

– Chodźcie na zaplecze – powiedział, a my ruszyliśmy za nim.

*

Redaktorka inicjująca

Barbara Cichy

Redaktorka prowadząca

Agnieszka Stęplewska

Adiustacja językowo-stylistyczna Weronika Widzińska

Korekta Joanna Kłos

Skład i łamanie

Hanna Wiechecka

Wydawnictwo Uniwersytetu JagiellońskiegoRedakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Krakówtel. 12 663 23 80

Spis treści

SPIS TREŚCI

KURCZAK. FILMY. MŁODOŚĆ

Punkty orientacyjne

Cover