Jak wychować dziecko na fajnego człowieka - Kaija Puura - ebook + audiobook

Jak wychować dziecko na fajnego człowieka ebook i audiobook

Puura Kaija

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Żeby wyrosnąć na fajnego człowieka, dziecko potrzebuje miłości, docenienia, zdrowych granic, i poczucia, że jest szanowane. Ponieważ życie nie przebiega według podręcznikowego scenariusza, autorka uczy, jak możemy wspierać kompetencje emocjonalne naszego dziecka i jak pracować zespołowo w rodzinie. Opiera się na prawdziwych przykładach. Nie krytykuje, ale wskazuje rodzicom praktyczne narzędzia, z których mogą skorzystać także w trudniejszych przypadkach, takich jak dziecięce napady wściekłości, wieczne „nie”, posiłki, ustanawianie porządku dnia, czy trudne powroty z placu zabaw. Pokazuje też, jak się przy tym wszystkim za bardzo nie spinać i złapać zdrowy dystans.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 204

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 9 min

Lektor:
Oceny
4,1 (32 oceny)
14
10
5
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kiingaaa

Nie oderwiesz się od lektury

Warto przeczytać. Ta książka otworzyła mi oczy na pewne kwestie, które wydawały mi się nieistotne w wychowaniu dzieci. Pomaga dostrzegać sygnały, które wysyłają nam dzieci a my ich często nie zauważamy.
00
drimk

Z braku laku…

Nie polecam, nie dowiedziałam się niczego odkrywczego. jest to zbiór ogólnych założeń dotyczących dzieci, czasami napomknięte jest o jakiś badaniach naukowych, ale zero konkretów. Dodatkowo Autorka przedstawia idee nagród i pochwał, jako coś co jest normalne i powinno mieć miejsce, co jest sprzeczne z perspektywą np A. Kohln w książce "Wychowanie bez kar i nagród"
00
nu_la24

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna pozycja dla rodziców. Nawet jak się jedną lub kilka rzeczy zapamięta i wdroży to będzie super ☺️
00
lucybrzezinska

Nie oderwiesz się od lektury

Wiedza podstawowa w pigułce. Poparta dowodami i przykładami z życia. Przyjemnie edukacyjna lektura
00
jopapa

Nie oderwiesz się od lektury

dużo bardzo ciekawych informacji
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: Näin ka­sva­tat lap­se­stasi mu­ka­van aiku­isen
Co­py­ri­ght © Ka­ija Pu­ura and WSOY 2019 First pu­bli­shed in Fin­nish with the ori­gi­nal ti­tle Näin ka­sva­tat lap­se­stasi mu­ka­van aiku­isen by Ka­ija Pu­ura, Hel­sinki, Fin­land. Pu­bli­shed in the Po­lish lan­gu­age by ar­ran­ge­ment with Bon­nier Ri­ghts, Hel­sinki, Fin­land and Ma­ca­da­mia Li­te­rary Agency, War­saw, Po­land. Co­py­ri­ght © by Wy­daw­nic­two Luna, im­print Wy­daw­nic­twa Mar­gi­nesy 2023 Co­py­ri­ght for the Po­lish Trans­la­tion © by Ka­ta­rzyna Ani­szew­ska 2023
Wy­dawca: NA­TA­LIA GO­WIN
Re­dak­cja: MAL­WINA KO­ZŁOW­SKA
Ko­rekta: DO­MI­NIKA ŁA­DYCKA, KOR­NE­LIA DĄ­BROW­SKA / e-DY­TOR
Pro­jekt okładki, stron ty­tu­ło­wych, ry­su­nek ro­weru: Stu­dio pro­jek­towe &Vi­sual
Gra­fiki na po­czątku roz­dzia­łów: VE­RO­NIKA OLII­NYK/iStock
Skład i ła­ma­nie: JS Stu­dio
War­szawa 2023 Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-67510-82-0
Wy­daw­nic­two Luna Im­print Wy­daw­nic­twa Mar­gi­nesy Sp. z o.o. ul. Mie­ro­sław­skiego 11a 01-527 War­szawawww.wy­daw­nic­two­luna.plfa­ce­book.com/wy­daw­nic­two­lunain­sta­gram.com/wy­daw­nic­two­luna
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Ser­decz­nie dzię­kuję wszyst­kim dzie­ciom i ro­dzi­com,któ­rych spo­tka­łam na swo­jej dro­dze – za to,że po­dzie­lili się ze mną ra­do­ściami i smut­kami,ja­kich do­świad­czają na co dzień.

Kim jest fajny do­ro­sły

Pracę nad tą książką roz­po­czę­łam w chwili, gdy po­pro­szono mnie o wy­gło­sze­nie wy­kładu na uro­czy­sto­ści w Domu Ro­dzin w Tam­pere je­sie­nią 2015 roku. Roz­my­śla­łam dużo nad tym, jak naj­sku­tecz­niej wspie­rać roz­wój dzieci i ich ro­dzi­ców, by szedł w do­brą stronę. Mo­ty­wo­wana tymi prze­my­śle­niami, za­ty­tu­ło­wa­łam swój wy­kład „Jak wy­cho­wać swoje dziecko na faj­nego do­ro­słego?”.

Na po­czątku wy­kładu za­py­ta­łam ro­dzi­ców, ilu z nich chcia­łoby wy­cho­wać swoje dzieci na faj­nych do­ro­słych. By­łam nieco za­sko­czona, kiedy wszy­scy pod­nie­śli ręce. Spo­dzie­wa­łam się, że przy­naj­mniej część z nich wspo­mni o dziecku uta­len­to­wa­nym czy od­no­szą­cym suk­cesy. Pod­czas na­szych roz­mów tam­tego dnia ro­dzice od­no­to­wy­wali, że fajni lu­dzie za­zwy­czaj zy­skują ak­cep­ta­cję oto­cze­nia, mają przy­ja­ciół i po­tra­fią pod­cho­dzić do ży­cia po­zy­tyw­nie. In­nymi słowy: ro­dzice chcieli, żeby ich dzieci wy­ro­sły na szczę­śli­wych do­ro­słych, zna­la­zły so­bie przy­ja­ciół i być może kie­dyś stwo­rzyły wła­sne ro­dziny. Nic dziw­nego!

Ale czy opłaca nam się wy­cho­wy­wać dzieci na szczę­śli­wych lu­dzi? Czy we współ­cze­snym świe­cie nie by­łoby le­piej, gdyby na­sze dzieci ra­dziły so­bie moż­li­wie naj­le­piej na kur­czą­cym się rynku pracy, żeby były uta­len­to­wane i skon­cen­tro­wane na wła­snych zy­skach? Je­śli bie­rzemy pod uwagę wy­łącz­nie suk­ces ma­te­rialny, to sku­pie­nie na so­bie i nie­ustę­pli­wość są po­trzebne. Je­śli jed­nak po­my­ślimy o przy­szłym zdro­wiu i szczę­ściu na­szych dzieci, sprawy mają się już nieco ina­czej.

To, czy ko­goś po­strze­gamy jako miłą osobę, za­leży po czę­ści od tego, ja­kie ce­chy cha­rak­teru sami wy­ka­zu­jemy i w ja­kim oto­cze­niu przy­szło nam do­ra­stać. Może być tak, że czu­jemy się do­brze w to­wa­rzy­stwie osób, które wy­nio­sły ze swo­jego dzie­ciń­stwa lub mło­do­ści po­dobne do­świad­cze­nia do na­szych albo które dzielą na­sze za­in­te­re­so­wa­nia. Naj­czę­ściej uzna­jemy za faj­nych tych lu­dzi, z któ­rymi ła­two nam się do­ga­dać na co dzień, w po­wta­rza­ją­cych się sy­tu­acjach – w pracy, w skle­pie czy w miej­scach, w któ­rych re­ali­zu­jemy na­sze hobby.

Fajni lu­dzie za­uwa­żają in­nych: mó­wią „dzień do­bry” i „dzię­kuję”, naj­czę­ściej zwra­cają się do lu­dzi przy­jaź­nie i z sza­cun­kiem. Po­tra­fią wy­ra­zić swoje opi­nie i ży­cze­nia. Nie po­pa­dają ła­two w kon­flikty, tylko biorą pod uwagę in­nych i są go­towi ne­go­cjo­wać w kwe­stiach, które ich z nimi róż­nią. Spra­wiają, że w ich to­wa­rzy­stwie lu­dzie sami czują się ak­cep­to­wani i in­te­re­su­jący, a po­nadto dają im po­czu­cie przy­na­leż­no­ści do grupy. In­te­rak­cje i współ­praca z faj­nymi ludźmi wy­dają nam się ła­twe, dla­tego że dzia­łają oni spój­nie i za­cho­wują się prze­wi­dy­wal­nie. Mo­żemy na przy­kład ufać, że je­śli umó­wimy się z nimi na spo­tka­nie, po­ja­wią się na nim w usta­lony wcze­śniej spo­sób i o od­po­wied­niej po­rze, albo że będą prze­strze­gać usta­lo­nych wspól­nie za­sad. Faj­nych lu­dzi wy­róż­nia rów­nież szcze­rość wo­bec in­nych. Nie pró­bują za­wsty­dzać, oszu­ki­wać ani sta­wiać dru­giego czło­wieka w złym świe­tle.

Czy za­tem jest tak, że jedni po pro­stu ro­dzą się fajni, a inni nie? Każdy z nas ma prze­cież wro­dzone zdol­no­ści, skłon­no­ści i spo­soby re­ago­wa­nia na bodźce. To one skła­dają się na nasz tem­pe­ra­ment. We­dług pro­fe­sor Liisy Kel­ti­kan­gas-Järvi­nen, która zaj­muje się ana­li­zo­wa­niem cech tem­pe­ra­mentu, lu­dzi od­róż­nia od sie­bie na­sta­wie­nie do no­wych rze­czy i zmian: jedni przyj­mują je z en­tu­zja­zmem, inni – ostroż­nie i z dy­stan­sem. Jed­no­cze­śnie nie­któ­rzy z nas mają więk­szą skłon­ność do od­czu­wa­nia po­zy­tyw­nych emo­cji, a inni – ne­ga­tyw­nych.

Lu­dzie wy­ra­żają swoje uczu­cia na różne spo­soby i z różną in­ten­syw­no­ścią. Jedni wy­ka­zują więk­szą wraż­li­wość na­wet na naj­mniej­sze bodźce – po­zy­tywne i ne­ga­tywne – inni mają wyż­szy próg re­ak­cji. Jedni są bar­dziej cie­kawi in­nych lu­dzi i naj­le­piej czują się w gru­pie, inni do­bie­rają so­bie przy­ja­ciół z więk­szą ostroż­no­ścią i chęt­nie spę­dzają czas w sa­mot­no­ści.

Wszyst­kie ce­chy tem­pe­ra­mentu mają swoje po­zy­tywne i ne­ga­tywne strony. I choć nie po­zo­stają one bez wpływu na na­sze za­cho­wa­nie, osta­tecz­nie na­sza oso­bo­wość – i to, jak ra­dzimy so­bie w róż­nych sy­tu­acjach – kształ­tuje się do­piero w in­te­rak­cji z oto­cze­niem. Żeby stać się faj­nymi ludźmi, po­trze­bu­jemy rów­nież do­świad­czeń z naj­bliż­szego śro­do­wi­ska i ze związ­ków z in­nymi ludźmi.

Umie­jęt­ność my­śle­nia i dzia­ła­nia sa­mo­dziel­nie, przy jed­no­cze­snej em­pa­tii, jest bu­do­wana na fun­da­men­tach zdro­wej sa­mo­oceny, czyli na­szego po­strze­ga­nia sie­bie jako lu­dzi kom­pe­tent­nych i rów­nych in­nym. A pod­stawy na­szej sa­mo­oceny kształ­tują się już na bar­dzo wcze­snym eta­pie roz­woju.

Pod­stawy na­szej sa­mo­oceny kształ­tują się już na bar­dzo wcze­snym eta­pie roz­woju.

Ame­ry­kań­ski psy­cho­ana­li­tyk i pro­fe­sor psy­cho­lo­gii, Ro­bert Emde, na­pi­sał wiele o tym, jak ogromne zna­cze­nie dla roz­woju umy­sło­wego czło­wieka mają pierw­sze lata jego ży­cia. Jego zda­niem od­po­wied­nia opieka przez pierw­sze sześć mie­sięcy uczy nie­mowlę po­strze­ga­nia sie­bie jako istoty war­to­ścio­wej – a owo do­świad­cze­nie sta­nowi fun­da­ment zdro­wej sa­mo­oceny.

Przez na­stępne pół roku ro­dzice, sta­wia­jąc zdrowe gra­nice, dają dzie­ciom pod­stawy do zro­zu­mie­nia, że inni lu­dzie też mają swoje prawa, któ­rych nie na­leży ła­mać. To na­to­miast wspiera w ma­lu­chach wcze­sny roz­wój mo­ral­no­ści i sza­cunku dla in­nych lu­dzi.

Szczera i au­ten­tyczna wdzięcz­ność oraz za­chęta dla dzie­cię­cych sta­rań i suk­ce­sów w póź­niej­szym dzie­ciń­stwie i we wcze­snej mło­do­ści rów­nież wpływa na roz­wój zdro­wej sa­mo­oceny dziecka. Cha­rak­te­ry­styczna dla faj­nych lu­dzi zdol­ność do ak­cep­to­wa­nia sie­bie i in­nych ta­kimi, jacy są, oraz umie­jęt­ność po­dej­mo­wa­nia dzia­łań zgod­nych z wła­snymi war­to­ściami i opi­niami rów­nież – nie­za­leż­nie od sie­bie – biorą swój po­czą­tek w do­brych do­świad­cze­niach z dzie­ciń­stwa.

Inna ce­cha lu­dzi „faj­nych”, jaką jest prze­wi­dy­wal­ność, wy­maga umie­jęt­no­ści pla­no­wa­nia i re­ali­zo­wa­nia wła­snych dzia­łań, czy też, mó­wiąc ina­czej, sa­mo­kon­troli. Na­uka tych zdol­no­ści rów­nież re­ali­zuje się w dzie­ciń­stwie i wcze­snej mło­do­ści po­przez in­te­rak­cje z ro­dzi­cami i in­nymi ludźmi w naj­bliż­szym oto­cze­niu dziecka.

To, co po­wta­rza się re­gu­lar­nie w co­dzien­nych sy­tu­acjach w pierw­szych la­tach na­szego ży­cia – na przy­kład ry­tu­ały zwią­zane z kar­mie­niem czy kła­dze­niem się spać – two­rzy pod­stawy dla prze­wi­dy­wal­no­ści ca­łego ży­cia. Bu­do­wany po­przez ru­tynę rytm dnia po­maga dziecku się zo­rien­to­wać, co i kiedy na­stę­puje, i stop­niowo uczy je rów­nież po­ję­cia czasu.

Wy­my­ślane wspól­nie z ro­dzi­cem za­bawy, a póź­niej rów­nież gry oparte o kon­kretne re­guły uczą dzieci pla­no­wa­nia i waż­nej umie­jęt­no­ści cze­ka­nia. Czę­sto nie­lu­biane przez pierw­szo­kla­si­stów i star­szych uczniów za­da­nia do­mowe to do­bra oka­zja do na­uki pla­no­wa­nia i re­ali­za­cji pracy, po­cząt­kowo przy wspar­ciu do­ro­słego. Zdol­ność do ko­or­dy­na­cji wła­snych dzia­łań nie jest wro­dzona, lecz wy­maga od nas re­gu­lar­nych ćwi­czeń.

Faj­nych lu­dzi cha­rak­te­ry­zuje ela­styczny umysł i zdol­ność do­sto­so­wy­wa­nia się do za­ska­ku­ją­cych sy­tu­acji przy jed­no­cze­snej kon­troli emo­cji. Umie­jęt­ność re­gu­la­cji emo­cji oraz za­cho­wań rów­nież na­by­wamy po­przez in­te­rak­cje z naj­bliż­szymi w dzie­ciń­stwie i wcze­snej mło­do­ści.

W roz­woju zdro­wej sa­mo­oceny ważne jest, by w pierw­szym roku ży­cia nie­mowlę do­świad­czyło moż­li­wie jak naj­wię­cej mo­men­tów ra­do­ści, do­brego na­stroju i szczę­ścia. Dla dziecka wcho­dzą­cego w drugi rok ży­cia roz­po­czyna się „okres woli” – ważny etap, kiedy to uczy się ono kon­troli nad uczu­ciem roz­cza­ro­wa­nia i gniewu.

U dziecka po­trzeba wy­ra­ża­nia emo­cji jest więk­sza i in­ten­syw­niej­sza niż u do­ro­słych, dla­tego opie­ku­no­wie po­winni za­pew­nić mu kon­kretną po­moc – w for­mie przy­tu­le­nia i bli­sko­ści – żeby było w sta­nie się opa­no­wać. Je­żeli w dzie­ciń­stwie w bez­pieczny spo­sób ćwi­czy­li­śmy re­gu­la­cję emo­cjo­nalną i be­ha­wio­ralną wspól­nie z ro­dzi­cami, stop­niowo in­ter­na­li­zu­jemy te umie­jęt­no­ści.

Jako do­ro­śli naj­czę­ściej ra­dzimy so­bie ze swo­imi emo­cjami sa­mo­dziel­nie, cho­ciaż i tak ra­dość dzie­lona z dru­gim czło­wie­kiem wy­daje się dwa razy więk­sza, a dzie­lony smu­tek – dwa razy mniej­szy. A więc nam, jako do­ro­słym, też wy­cho­dzi na do­bre dzie­le­nie się z in­nymi tym, co czu­jemy.

Fajni lu­dzie to naj­czę­ściej rów­nież ci, z któ­rymi mo­żemy się po­dzie­lić emo­cjami i do­świad­cze­niami. Wy­so­kie kom­pe­ten­cje spo­łeczne, czyli umie­jęt­ność do­ga­da­nia się z in­nymi, są bli­sko zwią­zane z re­gu­la­cją emo­cjo­nalną, ale wy­ma­gają rów­nież wczu­cia się w sy­tu­ację dru­giej osoby. W psy­cho­lo­gii roz­wo­jo­wej mó­wimy o men­ta­li­za­cji, którą uzna­jemy za wa­ru­nek ko­nieczny do uda­nego ży­cia w gru­pie. Men­ta­li­za­cja ozna­cza umie­jęt­ność od­czy­ta­nia i zro­zu­mie­nia za­mia­rów, po­staw i prze­ko­nań dru­giego czło­wieka.

Po­dob­nie jak w przy­padku po­zo­sta­łych ele­men­tów „faj­no­ści”, rów­nież men­ta­li­za­cja roz­wija się w pro­ce­sie ko­mu­ni­ka­cji mię­dzy nie­mow­lę­ciem lub ma­łym dziec­kiem a jego ro­dzi­cami. Kiedy sy­tu­acje zwią­zane z opieką nad dziec­kiem są po­wta­rzalne, a po­trzeby ma­lu­cha są re­gu­lar­nie za­spo­ka­jane, dziecko czuje się zro­zu­miane przez swo­ich opie­ku­nów. W miarę upływu czasu do­świad­cze­nia ko­mu­ni­ka­cyjne stają się co­raz bar­dziej zróż­ni­co­wane; już pół­to­ra­roczne dziecko do­strzeże, że drugi czło­wiek oka­zuje mu za­in­te­re­so­wa­nie. Dwu­let­nie dziecko ro­zu­mie róż­nice mię­dzy chę­cią, za­mia­rem, wie­dzą, wy­obra­że­niem a wiarą.

Wraz z men­ta­li­za­cją w oko­licy dru­giego roku ży­cia w dziecku kształ­tuje się em­pa­tia, czyli zdol­ność do współ­od­czu­wa­nia. Umie­jęt­ność wczu­cia się w sy­tu­ację dru­giej osoby i od­czu­wa­nia em­pa­tii roz­wi­jamy przez całe ży­cie, wi­dząc i słu­cha­jąc do­świad­czeń oraz hi­sto­rii ży­cio­wych in­nych lu­dzi – za­równo w praw­dzi­wym ży­ciu, jak i ob­cu­jąc z li­te­ra­turą czy in­nymi dzie­dzi­nami sztuki.

Można więc po­wie­dzieć, że czło­wiek nie ro­dzi się fajny, ale jego ro­dzice i inni naj­bliżsi do­ro­śli mają ogromny wpływ na to, czy uda mu się w przy­szło­ści roz­wi­nąć ce­chy, które naj­czę­ściej z „faj­no­ścią” wią­żemy.

Umie­jęt­no­ści faj­nego czło­wieka to ta­kie, które uła­twiają mu prze­by­wa­nie i na­wią­zy­wa­nie re­la­cji z dru­gim czło­wie­kiem i zmniej­szają ry­zyko sa­mot­no­ści oraz łą­czo­nych z nią pro­ble­mów zdro­wot­nych. Dla­tego przy­bi­jam piątkę ro­dzi­com, któ­rzy chcą wy­cho­wać swoje dzieci na szczę­śli­wych, spraw­nie na­wią­zu­ją­cych i utrzy­mu­ją­cych sto­sunki z in­nymi do­ro­słych.

Fajni lu­dzie są rów­nież war­to­ściowi dla in­nych. W każ­dej spo­łecz­no­ści czy gru­pie ci, któ­rzy wy­ka­zują się wy­so­kimi kom­pe­ten­cjami spo­łecz­nymi oraz oka­zują in­nym sza­cu­nek i zro­zu­mie­nie, są ab­so­lut­nie nie­zbędni. Po­tra­fią wczuć się w sy­tu­ację bliź­niego i zro­zu­mieć jego do­świad­cze­nie, a roz­wi­nięte umie­jęt­no­ści spo­łeczne po­zwa­lają im roz­wią­zy­wać kon­flikty, dzięki czemu wspólne ży­cie staje się moż­liwe.

Dba­nie o in­nych i umie­jęt­ność kon­struk­tyw­nego roz­wią­zy­wa­nia kon­flik­tów jest wa­run­kiem prze­trwa­nia ludz­ko­ści – bez tego ży­cie we wspól­no­cie staje się bar­dzo trudne. A bez wspól­noty i związ­ków z in­nymi ludźmi ra­dzimy so­bie w ży­ciu znacz­nie go­rzej.

W swo­jej pracy psy­cho­loga dzie­cię­cego spo­tka­łam się z wie­loma ro­dzi­nami, w któ­rych roz­mowy i dzia­ła­nia – a więc ko­mu­ni­ka­cja mię­dzy ro­dzi­cami i dziećmi – z róż­nych przy­czyn zo­stały po­zba­wione ra­do­ści, a na­wet przy­no­siły cier­pie­nie. Słu­cha­jąc ich, mo­głam za­uwa­żyć, że wszy­scy człon­ko­wie ro­dziny wy­ka­zują chęć i po­trzebę by­cia wy­słu­cha­nym i ko­cha­nym, ale nie­po­ro­zu­mie­nia i błędne in­ter­pre­ta­cje wła­snych i cu­dzych po­trzeb oraz uczuć stają na prze­szko­dzie do za­wią­za­nia po­zy­tyw­nych i ser­decz­nych in­te­rak­cji.

Sama czę­sto my­ślę o swo­jej pracy jak o pracy tłu­ma­cza – tłu­ma­czę na zmianę ro­dzi­ców i dzieci – żeby ich czyny i słowa wy­po­wie­dziane w do­brej wie­rze nie zo­stały źle zro­zu­miane, tylko do­pro­wa­dziły do po­zy­tyw­nej ko­mu­ni­ka­cji. A po­nie­waż po­zy­tywna ko­mu­ni­ka­cja mię­dzy do­ro­słymi a dziećmi, a w szcze­gól­no­ści dzie­lona wspól­nie ra­dość, jest czyn­ni­kiem sprzy­ja­ją­cym zdro­wiu psy­chicz­nemu wszyst­kich człon­ków ro­dziny, wspie­ra­nie jej stało się moim za­da­niem prio­ry­te­to­wym.

Mam na­dzieję, że ta książka po­może ro­dzi­nom w od­na­le­zie­niu po­zy­tyw­nych na­rzę­dzi ko­mu­ni­ka­cyj­nych. Przed­sta­wiam w niej moje spo­strze­że­nia i pro­po­zy­cje roz­wią­zań ade­kwat­nych do sy­tu­acji, z któ­rymi co ja­kiś czas mie­rzy się każdy ro­dzic.

Siłą rze­czy przed­sta­wione w tej książce przy­kłady od­no­szą się tylko do pew­nej czę­ści po­ten­cjal­nych pro­ble­mów. Po­nie­waż każda ro­dzina jest wy­jąt­kowa, po­dane tu przeze mnie wska­zówki nie­ko­niecz­nie spraw­dzą się u każ­dego i w każ­dym kon­tek­ście. Mam jed­nak na­dzieję, że wspo­mogą one was, ro­dzi­ców, w za­sta­no­wie­niu się nad roz­wią­za­niami do­pa­so­wa­nymi do wa­szego dziecka.

Wy­zwa­nia po­le­ga­jące na łą­cze­niu ży­cia ro­dzin­nego z za­wo­do­wym, a także wszelka elek­tro­nika: lap­topy, te­le­fony i pady, wno­szą do współ­cze­snego ro­dzi­ciel­stwa spory ła­du­nek pre­sji. Moim za­mie­rze­niem było na­pi­sać książkę, która sta­nie się przy­dat­nym na­rzę­dziem dla was, ro­dzi­ców, i za­miast zwięk­szać na­cisk na ide­alne wy­cho­wa­nie, zwy­czaj­nie doda wam otu­chy.

Chcę po­dzię­ko­wać moim ko­le­gom i ko­le­żan­kom: Reji La­tvie, Mir­jami Män­ty­maa, Janne’mu Pöyh­täri i Su­san­nie Repo za to, że po­dzie­lili się ze mną prze­my­śle­niami, które mo­głam wy­ko­rzy­stać w pracy nad tą książką.

Tam­pere, li­sto­pad 2018

Ka­ija Pu­ura

RO­DZI­CIEL­STWO, CZYLI DZIECKO JAKO CZŁO­NEK RO­DZINY

Przyj­ście dziecka na świat za­wsze jest zmianą, która nie po­zo­staje bez wpływu na re­la­cje mię­dzy człon­kami ro­dziny i na co­dzienne czyn­no­ści. W prze­ci­wień­stwie do więk­szo­ści mło­dych ssa­ków ludz­kie dzieci są po­cząt­kowo cał­ko­wi­cie za­leżne od swo­ich opie­ku­nów, a umie­jęt­no­ści po­trzebne do sa­mo­dziel­nego ży­cia na­by­wają stop­niowo w ko­lej­nych okre­sach roz­wo­jo­wych w dzie­ciń­stwie i wcze­snej mło­do­ści.

.

Choć dziecku od uro­dze­nia przy­słu­gują te same prawa co do­ro­słemu, nie ma ono ta­kich sa­mych moż­li­wo­ści co do­ro­sły, żeby z nich ko­rzy­stać. Małe dziecko nie jest w sta­nie się sobą opie­ko­wać ani po­dej­mo­wać roz­sąd­nych de­cy­zji na przy­kład w kwe­stii ubioru czy wy­ży­wie­nia. Po­trze­buje do tego po­mocy do­ro­słego. Z tego nie­rów­nego po­działu wie­dzy, do­świad­cze­nia i od­po­wie­dzial­no­ści wy­nika fakt, że ro­dzice i dzieci mają w ro­dzi­nie inne prawa i obo­wiązki. Po­nie­waż wie­dza i umie­jęt­no­ści roz­wi­jają się stop­niowo, ana­lo­giczna róż­nica za­cho­dzi mię­dzy ro­dzeń­stwem w róż­nym wieku i na róż­nych eta­pach roz­woju.

Pierw­szym obo­wiąz­kiem ro­dzica jest ro­bić, co w jego mocy, aby utrzy­mać dziecko przy ży­ciu. W związku z tym musi on chro­nić dziecko przed róż­nego ro­dzaju nie­bez­pie­czeń­stwami i wy­pad­kami, a także za­spo­ka­jać jego pod­sta­wowe po­trzeby, jak od­po­wied­nie wy­ży­wie­nie, od­po­czy­nek oraz hi­giena. Po­nadto ro­dzice mają obo­wią­zek za­dbać o roz­wój psy­chiczny swo­jego dziecka. Cho­dzi tu­taj o in­ter­pre­to­wa­nie sy­gna­łów wy­sy­ła­nych przez dziecko i od­po­wia­da­nie na nie, o re­gu­la­cję za­cho­wa­nia dziecka, o jego na­ukę i wspólną za­bawę. Wa­run­kiem wy­peł­nie­nia tego obo­wiązku jest pełne za­an­ga­żo­wa­nie ro­dzica.

In­nymi słowy, ro­dzic po­wi­nien być w sta­nie za­opie­ko­wać się swoim dziec­kiem i w ra­zie ko­niecz­no­ści sta­wiać po­trzeby dziecka po­nad swo­imi – na przy­kład w sy­tu­acji, kiedy sam chciałby spać, ale dziecko po­trze­buje po­ży­wie­nia lub in­nego ro­dzaju opieki. Dziecko przy­wią­zuje się do za­an­ga­żo­wa­nego ro­dzica i ra­zem z nim uczy się opieki nad sobą i wła­snym cia­łem, prze­ży­wa­nia oraz re­gu­la­cji emo­cji, kon­tro­lo­wa­nia swo­jego za­cho­wa­nia i za­bawy za­równo z ro­dzi­cami, jak i z in­nymi.

Przy­go­to­wa­łam ćwi­cze­nie, które po­może ci wczuć się w świat do­świad­czeń nie­mow­lę­cia i ma­łego dziecka. Wy­obraź so­bie, że tra­fiasz do cał­kiem no­wego świata, w któ­rym wszyst­kie mie­rzące około pięć me­trów stwo­rze­nia mó­wią do cie­bie ję­zy­kiem, któ­rego nie ro­zu­miesz. Nie wiesz, do czego służą ota­cza­jące cię przed­mioty – je­dyne, co jest ci znane, to ton głosu i spo­sób po­ru­sza­nia się jed­nej lub dwóch naj­bliż­szych istot. Cią­gle ktoś bie­rze cię na ręce, po czym znów od­kłada, owija cię ma­te­ria­łem i co ja­kiś czas go zdej­muje. Nie znasz słów, ale kiedy pła­czesz, otrzy­mu­jesz je­dze­nie, a istota ko­ły­sze cię w ra­mio­nach albo usy­pia.

Stop­niowo za­czy­nasz roz­po­zna­wać twa­rze ota­cza­ją­cych cię istot i ro­zu­mieć, że na­le­żysz do tego sa­mego ga­tunku, tej sa­mej grupy, co one. Po­woli iden­ty­fi­ku­jesz rów­nież ko­lejne przed­mioty, szcze­gól­nie te, które mia­łeś oka­zję wsa­dzić so­bie do buzi. Mniej wię­cej po sze­ściu mie­sią­cach za­czy­nasz ro­zu­mieć, że dźwięki, które wy­cho­dzą z ust po­zo­sta­łych istot, to słowa, które coś ozna­czają, i je­steś w sta­nie spró­bo­wać swo­ich sił w ich for­mo­wa­niu. Po około dwu­na­stu mie­sią­cach ćwi­czeń po­tra­fisz już sam wy­mó­wić krót­kie wy­razy, ale na two­jej dro­dze wciąż po­ja­wiają się rze­czy i przed­mioty, któ­rych do­tąd nie wi­dzia­łeś i któ­rych nie ro­zu­miesz.

Kiedy koń­czysz trzy lata, wiesz już, że przy po­mocy mowy mo­żesz wy­ra­zić wła­sne my­śli, prze­ka­zać in­nym, co czu­jesz, i po­pro­sić o to, czego chcesz. Jed­nak wciąż trudno ci za­ak­cep­to­wać fakt, że nie za­wsze do­sta­jesz to, o co pro­sisz. Na od­mowę re­agu­jesz pła­czem i czu­jesz się tak, jak­byś miał wy­buch­nąć. Cza­sami uczu­cie fru­stra­cji jest tak przej­mu­jące, że zda­rza ci się krzyk­nąć lub ko­goś ude­rzyć. Nie po­tra­fisz też prze­wi­dy­wać skut­ków swo­ich de­cy­zji, na przy­kład tego, co może się stać po tym, jak we­sp­niesz się wy­soko albo za­czniesz się ba­wić na ulicy.

To ćwi­cze­nie miało ci po­móc wy­obra­zić so­bie, czego mo­żesz ocze­ki­wać lub wy­ma­gać od ma­łego dziecka – a czego już nie. Przez pierw­sze pół roku ży­cia naj­waż­niej­szym za­da­niem ro­dzi­ców jest dbać o to, żeby dziecko nie mu­siało zbyt długo cze­kać na bli­skość, po­cie­sze­nie, po­si­łek ani speł­nie­nie in­nych pod­sta­wo­wych po­trzeb. Nie­mow­laka na­leży przez cały czas pil­no­wać, po­nie­waż sam nie jest w sta­nie uchro­nić się na przy­kład przed upad­kiem z prze­wi­jaka pod­czas na­uki prze­wra­ca­nia się na bok.

Nie­mowlę, a po­tem dziecko w wieku przed­szkol­nym uczy się jeść różne po­karmy, ale jesz­cze nie jest w sta­nie sa­mo­dziel­nie za­de­cy­do­wać, co po­winno się zna­leźć na jego ta­le­rzu. Kil­ku­la­tek po­trafi już zi­den­ty­fi­ko­wać nie­które z nie­bez­pie­czeństw czy­ha­ją­cych na niego w domu i naj­bliż­szej oko­licy, ale na­dal po­trze­buje nie­ustan­nej opieki i ase­ku­ra­cji do­ro­słych. Dziecko w wieku szkol­nym może już umieć od­czy­tać na ze­ga­rze go­dzinę, ale nie­ko­niecz­nie jest w sta­nie samo za­de­cy­do­wać, kiedy po­winno wró­cić do domu, i nie za­wsze po­trafi prze­strze­gać usta­lo­nych w tej kwe­stii re­guł bez po­mocy do­ro­słego.

Dziecko w wieku szkol­nym, w wa­run­kach i sy­tu­acjach, które są mu znane, bę­dzie po­tra­fiło za­dbać o swoje bez­pie­czeń­stwo (na przy­kład ja­dąc do szkoły na ro­we­rze), ale jed­no­cze­śnie po­trze­buje po­mocy do­ro­słych w pod­ję­ciu de­cy­zji, czy po­winno wy­brać się ro­we­rem do cen­trum mia­sta. Na­sto­la­tek może się już wy­da­wać cał­kiem nie­za­leżny i świa­domy, ale wciąż po­trze­buje wspar­cia do­ro­słego w za­pew­nie­niu so­bie bez­pie­czeń­stwa, na przy­kład w kwe­stiach zwią­za­nych ze zdro­wiem (używki typu pa­pie­rosy czy al­ko­hol, seks).

Ro­dzice i in­te­rak­cje z nimi są dla dziecka pierw­szym i bar­dzo istot­nym „śro­do­wi­skiem roz­wo­jo­wym”. Ro­dzic lub opie­kun musi prze­my­śleć kwe­stie opieki nad dziec­kiem, na­uczyć się jej oraz za­sta­no­wić się, czego po­wi­nien się spo­dzie­wać od dziecka na róż­nych eta­pach jego roz­woju. O pra­wach dziecka, jego przy­wi­le­jach i obo­wiąz­kach warto roz­ma­wiać już z dwu- czy trzy­lat­kiem. Roz­wi­ja­jące się, ro­snące dziecko nie ma wie­dzy ani umie­jęt­no­ści, żeby kie­ro­wać wła­snym ży­ciem, co w nor­mal­nych wa­run­kach śro­do­wi­sko­wych na szczę­ście nie jest mu po­trzebne.

Ro­dzice mu­szą przy­jąć rolę przy­wód­ców i za­cząć for­mu­ło­wać za­sady do­ty­czące tego, co dziecku wolno, a czego nie.

Cho­ciaż opieka nad nie­mow­lę­ciem wy­maga prze­sta­wie­nia się na rytm dziecka, już w dru­giej po­ło­wie pierw­szego roku ży­cia ro­dzice mu­szą przy­jąć rolę przy­wód­ców i za­cząć for­mu­ło­wać za­sady do­ty­czące tego, co dziecku wolno, a czego nie.

Naj­waż­niej­sze za­sady to te nie­zbędne dla za­cho­wa­nia bez­pie­czeń­stwa dziecka i utrzy­ma­nia go przy ży­ciu. Do­ty­czą one na przy­kład nie­bez­piecz­nych za­cho­wań (za­bawa ostrymi przed­mio­tami, wy­bie­ga­nie na ulicę, wspi­na­nie się wy­soko, wy­cho­dze­nie sa­memu na ze­wnątrz czy prze­by­wa­nie poza do­mem do póź­nych go­dzin), naj­istot­niej­szych po­trzeb (zróż­ni­co­wana dieta, ubiór od­po­wiedni do po­gody itd.) i in­nych szko­dli­wych sy­tu­acji (nie można ra­nić in­nych, za­bie­rać in­nym ich rze­czy itd.).

Na dru­gim miej­scu znaj­dują się za­sady uła­twia­jące wspólne ży­cie ro­dziny. Są to mię­dzy in­nymi re­guły do­ty­czące za­cho­wa­nia (jak za­cho­wu­jemy się przy stole, w domu i poza do­mem) oraz te do­ty­czące wszyst­kich do­mow­ni­ków (gdzie zo­sta­wiamy nie­które przed­mioty, jak dbamy o po­rzą­dek itd.).

Nie mu­szą każ­dego dnia się za­sta­na­wiać, kiedy na­dej­dzie pora po­siłku czy po­ło­że­nia się spać, albo o któ­rej go­dzi­nie na­leży wró­cić do domu.

Trzeci ro­dzaj za­sad to te, któ­rych prze­strze­ga­nie od czasu do czasu można od­pu­ścić, na przy­kład: w dni po­wsze­dnie nie ba­wimy się do późna, ale w week­endy mo­żemy po­ło­żyć się spać póź­niej niż zwy­kle.

Przy­wód­cza rola ro­dzi­ców i usta­lone przez nich re­guły uła­twiają dzie­ciom ży­cie, wno­sząc w ich co­dzien­ność cią­głość i po­czu­cie swoj­sko­ści. Nie mu­szą każ­dego dnia się za­sta­na­wiać, kiedy na­dej­dzie pora po­siłku czy po­ło­że­nia się spać, albo o któ­rej go­dzi­nie na­leży wró­cić do domu. Po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa wzra­sta, kiedy dzieci wie­dzą, że pewne kon­kretne rze­czy są za­wsze za­bro­nione, a inne – za­wsze po­wta­rzają się w ten sam spo­sób.

Przy­wód­czość ro­dzica istot­nie zwięk­sza po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa zwłasz­cza u naj­młod­szych dzieci. Wy­obraź­nia ma­łego czło­wieka może kre­ować różne nie­bez­pieczne sy­tu­acje w rze­czy­wi­sto­ści, dla­tego dziecko musi wie­dzieć i do­świad­czać tego, że jego ro­dzice są w sta­nie po­dej­mo­wać za nie de­cy­zje i roz­wią­zy­wać jego pro­blemy. Wtedy czuje, że ro­dzice będą w sta­nie ochro­nić je przed tym, co jest na­prawdę groźne – po­two­rami czy zło­dzie­jami.

Ma­gia i nie­pew­ność, czyli jak to jest zo­stać ro­dzi­cem

Po­ja­wie­nie się dziecka wpływa w za­sad­ni­czy spo­sób na jego ro­dzi­ców. Wy­słu­cha­łam nie­dawno wy­kładu pro­fe­sorki Ruth Feld­man o zmia­nach, ja­kie za­cho­dzą w mó­zgach przy­szłych ro­dzi­ców pod­czas ciąży, po na­ro­dzi­nach i w trak­cie opieki nad dziec­kiem. W swoim ba­da­niu ana­li­zuje zdję­cia rent­ge­now­skie mó­zgu par, któ­rym nie­dawno uro­dziło się dziecko, wy­ko­nane chwilę po tym, kiedy pusz­czono im ma­te­riał wi­deo z wi­ze­run­kiem po­tomka. Zdję­cia po­ka­zały zmiany, do ja­kich do­cho­dziło w mó­zgach ma­tek, przede wszyst­kim w ob­sza­rach od­po­wie­dzial­nych za emo­cje i od­czu­wa­nie em­pa­tii.

Ob­szary te u ko­biet funk­cjo­nują in­ten­syw­niej po uro­dze­niu dziecka. W mó­zgach ich part­ne­rów można za­uwa­żyć ana­lo­giczne zmiany, je­żeli oj­co­wie spę­dzają z nie­mow­lę­ciem dużo czasu. Zda­niem pro­fe­sor Feld­man zwią­zane z ro­dzi­ciel­stwem zmiany w mó­zgu są na tyle zna­czące, że można je po­rów­nać do re­or­ga­ni­za­cji mó­zgu, jaka do­ko­nuje się w okre­sie doj­rze­wa­nia.

Opie­ko­wa­nie się ma­łym dziec­kiem wpływa na układ hor­mo­nalny, na przy­kład zwięk­sza wy­dzie­la­nie oksy­to­cyny na­zy­wa­nej hor­mo­nem mi­ło­ści. Poza tym za­cho­wa­nia ro­dzica i dziecka syn­chro­ni­zują się – in­nymi słowy: ich czyn­no­ści i wo­ka­li­za­cje to­czą się jed­nym to­rem. Ta wza­jemna har­mo­nia może co ja­kiś czas ulec chwi­lo­wemu za­chwia­niu, je­żeli ja­kaś po­trzeba dziecka zo­sta­nie przez ro­dzica nie­zro­zu­miana albo kiedy dziecko czuje się wy­jąt­kowo źle. W tych przy­pad­kach ro­dzic, kie­ru­jąc się in­stynk­tem, po­stę­puje tak, by za­spo­koić po­trzebę dziecka, i otwiera się droga do ko­lej­nej har­mo­ni­za­cji.

Po­twier­dzone w ba­da­niu zmiany w funk­cjo­no­wa­niu mó­zgu do­ro­słych ob­ja­wiają się na różne spo­soby. Wielu ro­dzi­com znane jest nie­da­jące o so­bie za­po­mnieć po­czu­cie, któ­rego sama też do­świad­czy­łam. Na­gle nie by­łam w sta­nie my­śleć o ni­czym in­nym, jak tylko o do­bro­sta­nie mo­jego dziecka.

Cier­pia­łam na bez­sen­ność, z krót­kich drze­mek zry­wa­łam się przy każ­dym drob­nym stęk­nię­ciu mo­jego dziecko. Bu­dzi­łam się, cho­ciaż spało ono na dru­gim końcu miesz­ka­nia i dzie­liły nas dwie pary za­mknię­tych drzwi. My­śla­łam, że osza­leję; a kiedy przez dwa ty­go­dnie by­łam w sta­nie spać je­dy­nie w go­dzin­nych lub dwu­go­dzin­nych od­cin­kach, by­łam pewna, że już nie­długo po­stra­dam zmy­sły.

Poza tym, że w ogóle nie by­łam w sta­nie spać, każde naj­mniej­sze nie­po­wo­dze­nie przy­pra­wiało mnie o płacz. Je­śli dziecku ulało się po kar­mie­niu, chciało mi się pła­kać, bo na pewno do­pu­ści­łam do tego, że do jego żo­łądka do­stało się zbyt dużo po­wie­trza. Po­dob­nie było w sy­tu­acji, gdy ma­leń­stwo miało gazy. A je­żeli ich nie miało, mar­twi­łam się, że coś mu do­lega. Po ubra­niu go rano co pół go­dziny mu­sia­łam po­tem spraw­dzać, czy ręce lub kark mo­jego dziecka nie są przy­pad­kiem zimne. Gdy wy­cho­dzi­łam na spa­cer z wóz­kiem, mar­twi­łam się, czy ma­leń­stwu nie bę­dzie go­rąco albo czy nie po­czuje się źle z in­nego po­wodu. W nie­które dni chciało mi się pła­kać na­wet wtedy, kiedy o trze­ciej po po­łu­dniu orien­to­wa­łam się, że wciąż mam na so­bie pi­żamę i nie zdą­ży­łam jesz­cze umyć zę­bów.

By­łam cał­ko­wi­cie prze­ko­nana, że je­stem naj­gor­szą matką pod słoń­cem i że ni­gdy nie na­uczę się wy­star­cza­jąco do­brze opie­ko­wać wła­snym dziec­kiem. Jed­no­cze­śnie przy kar­mie­niu czę­sto czu­łam obez­wład­nia­jącą czu­łość wo­bec ma­leń­stwa, wdy­cha­łam jego za­pach i do­ty­ka­łam jego mięk­kiej skóry.

Po­mo­głoby mi wtedy, gdyby ktoś mi wy­tłu­ma­czył, że moja głowa działa tak samo jak głowy in­nych ma­tek, od wie­ków. Już pod ko­niec ciąży za­czę­łam się wy­bu­dzać z więk­szą ła­two­ścią, a po uro­dze­niu dziecka mój or­ga­nizm do­stroił się do re­ago­wa­nia na wszyst­kie ko­mu­ni­katy nie­mow­lę­cia, w dzień oraz w nocy. Gdy­by­śmy jako ludz­kość na­dal miesz­kali w ja­skini, oto­czeni przez dzi­kie zwie­rzęta i ogrze­wali się przy ogni­sku, szanse mo­jego dziecka na prze­ży­cie by­łyby na­prawdę wy­so­kie – na­wet przy naj­mniej­szym sze­le­ście zry­wa­ła­bym się na równe nogi, go­towa ra­to­wać je z opre­sji! Te­raz, kiedy w na­szym naj­bliż­szym oto­cze­niu nie ma żad­nych kon­kret­nych nie­bez­pie­czeństw, moja wraż­li­wość już nie przy­no­siła mnie ani dziecku sa­mych ko­rzy­ści, ale też wy­czer­py­wała moje za­soby.

Moje zmiany na­stro­jów wy­ni­kały rów­nież ze zwią­za­nych z ma­cie­rzyń­stwem zmian w mó­zgu. W swo­jej tro­sce i za­mar­twia­niu się na­wet na chwilę nie umia­łam nie my­śleć o dziecku i by­łam go­towa zro­bić wszystko, by­leby za­spo­koić jego po­trzeby. Płacz­li­wość i po­czu­cie winy mo­ty­wo­wały mnie do ak­tyw­nej na­uki opieki nad dziec­kiem, że­bym w przy­szło­ści ra­dziła so­bie le­piej. Przy­wią­za­nie i cie­pło, ja­kie mia­łam dla niego, były za­płatą, dzięki któ­rej prze­trwa­łam chwile naj­gor­szego sa­mo­po­czu­cia.

Zgod­nie z tym, co wy­ka­zały ba­da­nia pro­fe­sor Feld­man, od­po­wie­dzialny za re­ak­cje emo­cjo­nalne i ich prze­twa­rza­nie układ lim­biczny za­czął dzia­łać na zwięk­szo­nych ob­ro­tach po to, że­bym jako opie­kunka była w sta­nie le­piej ro­zu­mieć swoje dziecko i od­czu­wać jego emo­cje. Spo­ra­dyczne nie­po­ro­zu­mie­nia i chwi­lowe trud­no­ści z po­cie­sze­niem go były za to tymi chwi­lami, które na­uczyły mnie o moim dziecku naj­wię­cej. Przy oka­zji ono samo miało moż­li­wość, by prze­ćwi­czyć szcząt­kowe umie­jęt­no­ści sa­mo­re­gu­la­cji.

Roz­po­zna­wa­nie emo­cji dziecka i od­po­wia­da­nie na nie z em­pa­tią są z punktu wi­dze­nia re­la­cji ro­dzic–dziecko nie­zwy­kle istotne, szcze­gól­nie w pierw­szych sze­ściu mie­sią­cach ży­cia ma­lu­cha. Być może dla­tego fi­zyczne zmiany przy­go­to­wu­jące or­ga­nizm do ro­dzi­ciel­stwa są tak duże. Czy – gdy­bym o nich wie­działa – by­łoby mi ła­twiej wy­trzy­mać tam­ten po­cząt­kowy nie­po­kój? Moż­liwe, że po­tra­fi­ła­bym oka­zać so­bie wię­cej współ­czu­cia i mia­ła­bym mniej­sze wy­rzuty su­mie­nia.

A co ze zmia­nami, któ­rych do­świad­cza drugi ro­dzic? Nie­mowlę od­mie­nia oboje ro­dzi­ców, ale w przy­padku osoby „nie­ro­dzą­cej” zmiany w funk­cjo­no­wa­niu mó­zgu do­ko­nują się na prze­strzeni czasu i wy­łącz­nie w przy­padku, gdy spę­dza ona wy­star­cza­jąco dużo czasu na opie­ko­wa­niu się dziec­kiem. U nie­ro­dzą­cego ro­dzica ob­ser­wuje się rów­nież wzrost re­ak­cji emo­cjo­nal­nych i em­pa­tii wo­bec dziecka. Ba­da­nia męż­czyzn, któ­rzy mocno an­ga­żo­wali się w opiekę nad nie­mow­lę­ciem, wy­ka­zują, że ich po­ziom te­sto­ste­ronu po na­ro­dzi­nach dziecka spada. Zda­niem na­ukow­ców jest to ko­rzystne dla do­bra dziecka, po­nie­waż niż­szy te­sto­ste­ron ozna­cza mniej­szy po­ten­cjalny gniew i fru­stra­cję, ja­kie może od­czu­wać ro­dzic. Bo­nu­sem jest rów­nież mniej­sze li­bido, kiedy part­nerka nie­ko­niecz­nie jest w sta­nie współ­żyć lub nie wy­ka­zuje za­in­te­re­so­wa­nia sek­sem.

Pro­fe­sor Feld­man po­sta­wiła rów­nież tezę, że zmiany, ja­kie za­cho­dzą w mó­zgach obojga do­ro­słych po na­ro­dzi­nach dziecka, to je­den ze spo­so­bów, w jaki na­tura upew­nia się, że ktoś zaj­mie się po­tom­stwem na­wet w – nie­gdyś dość po­wszech­nym – przy­padku, gdyby matka nie prze­żyła.

To, jak