Jak mądrze kochać. Co zrobić, by nie zatracić się w uczuciach, nie zrezygnować z siebie i nie cierpieć - Walter Riso - ebook

Jak mądrze kochać. Co zrobić, by nie zatracić się w uczuciach, nie zrezygnować z siebie i nie cierpieć ebook

Riso Walter

4,6
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 207

Data ważności licencji: 2/25/2026

Oceny
4,6 (68 ocen)
47
15
3
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ananas15

Dobrze spędzony czas

Dość pesymistyczna, ale warta uwagi!
00
Infinifable
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Konkretny i pomocny poradnik, napisany przystępnym i momentami humorystycznym językiem, dzięki czemu czyta się go bardzo sprawnie, choć temat nie jest łatwy. Pozycja ta przytacza pułapki, schematy i błędy, które wywołują cierpienie w związkach. Myślę, że tytuł będzie odpowiedni w szczególności dla osób, które kochają za bardzo, czasem kosztem samych siebie.
00
wiolla0

Dobrze spędzony czas

Warto przeczytać. :)
00
7e58b1734b84cfef6f65fa35d4fda7a0

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo mądra polecam każdemu
00

Popularność




Wstęp

Wstęp

„Umrzeć z miło­ści, powoli i w ciszy” – śpiewa hisz­pań­ski pio­sen­karz, Miguel Bosé. Nie jest to jedy­nie fik­cja lite­racka ani muzyczna roz­rywka, lecz praw­dziwa, bru­talna rze­czy­wi­stość. Dla wielu osób miłość jest cię­ża­rem, bólem – słod­kim i nie­unik­nio­nym, lub krzy­żem, któ­rego cię­żar muszą dźwi­gać, ponie­waż nie potra­fią, nie mogą lub nie chcą kochać w spo­sób zdrow­szy i mądrzej­szy. Nie­któ­rzy nawet odbie­rają życie sobie lub part­ne­rowi, albo usy­chają niczym drzewo na środku pustyni, bo tak wiele kosz­tuje ich miłość. Po co więc tak kochać? Prawda jest taka, że nie każ­dego z nas miłość wzmac­nia i nie każ­demu pomaga roz­wi­nąć peł­nię poten­cjału. Wiele osób słab­nie i prze­staje być sobą, pra­gnąc pod­trzy­mać nie­ra­cjo­nalną i powo­du­jącą cier­pie­nie rela­cję. Miło­ścią trzeba żyć, a nie umie­rać z jej powodu. Miłość nie jest aktem maso­chi­zmu, w któ­rym zatra­casz się w poczu­ciu jakie­goś obo­wiązku narzu­co­nego przez inną osobę lub przez sie­bie samych.

Umie­ra­nie z miło­ści nie jest nie­unik­nione, wbrew temu, co twier­dzą nie­któ­rzy nie­po­prawni roman­tycy. Rela­cje warte pod­trzy­my­wa­nia, ubar­wia­jące nasze ist­nie­nie, pla­sują się gdzieś pomię­dzy schi­zo­fre­nią (miłość jako sza­leń­stwo) a mocą uzdra­wia­nia (miłość, która wszystko ule­czy). Miłość ziem­ska unosi nas w powie­trze, nawet jeśli nie­zbyt wysoko. Spo­tka­nie osoby, do któ­rej zbli­żymy się duszą i umy­słem, to praw­dziwe szczę­ście, nie­zwy­kłe i pra­wie zawsze nie­moż­liwe do wyja­śnie­nia wza­jemne dostro­je­nie. Ary­sto­te­les twier­dził, że kochać ozna­cza rado­wać się. Jed­nak czę­sto wiąże się to rów­nież z zasko­cze­niem i zdu­mie­niem wobec tego, jak zupeł­nie nie­ocze­ki­wa­nie zgra­li­śmy się z drugą osobą. Stąd wła­śnie bie­rze się typowe pyta­nie zako­cha­nych: „Gdzie byłeś, zanim cię spo­tka­łam?” lub: „Jak to moż­liwe, że ist­nia­łeś, a ja o tym nie wie­dzia­łam?”. Kochać zna­czy żyć peł­niej i lepiej, pod warun­kiem że miłość nie jest chora ani tok­syczna. W zdro­wej miło­ści nie ma miej­sca na zwąt­pie­nie ani męczeń­stwo. Jeżeli musisz się wyrze­kać sie­bie lub cier­pieć po to, by twój part­ner był szczę­śliwy, nie jest to dla cie­bie wła­ściwa osoba.

Aby kochać, nie trzeba „umie­rać z miło­ści”, cier­pieć, zni­kać, tra­cić gruntu pod nogami, zle­wać się z drugą osobą w jedno ani pozba­wiać się wła­snej toż­sa­mo­ści: taki stan to zatru­cie emo­cjo­nalne. Docho­dzi do niego, gdy myli nam się zauro­cze­nie z miło­ścią, uspra­wie­dli­wiamy emo­cjo­nalne cier­pie­nie lub jego nagły wybuch, inten­sy­fi­ka­cję czy też wzbu­rze­nie, a w efek­cie tkwimy w nega­tyw­nych rela­cjach, które zatru­wają nam życie, gdyż sądzimy, że „tak wła­śnie wygląda miłość”. Nie­kiedy w gabi­ne­cie tera­peu­tycz­nym przyj­muję pary tak nie­do­brane, że zasta­na­wiam się, jakim cudem ci ludzie w ogóle się ze sobą zwią­zali. Czyżby byli ślepi? Odpo­wiedź brzmi: tak, w pew­nym sen­sie byli. Nie była to śle­pota fizyczna, lecz emo­cjo­nalna. Uczu­cie zade­cy­do­wało za nich i zalało ich niczym rzeka wystę­pu­jąca z brze­gów. Miłość ma siłę, która może ponieść cię w dowolne miej­sce, o ile nie zain­ter­we­niu­jesz i nie weź­miesz sprawy w swoje ręce.

Umie­ra­nie z miło­ści to tak naprawdę umie­ra­nie z niemiło­ści; jest spo­wo­do­wane odrzu­ce­niem, trudną do wytrzy­ma­nia grą nie­pew­no­ści i nie­wie­dzy, czy naprawdę uczu­cie jest odwza­jem­nione, nie­zno­śnym ocze­ki­wa­niem, nie­moż­li­wo­ścią speł­nie­nia czy krót­kim „nie”, które może na nas spaść niczym grom z jasnego nieba. Jest to poni­ża­nie się, pro­sze­nie, bła­ga­nie i trwa­nie wbrew jakiej­kol­wiek logice, ocze­ki­wa­nie cudów, odro­dze­nia, magicz­nych prze­mian i wszyst­kiego, co przy­wró­ci­łoby nam uko­chaną osobę lub inten­syw­ność uczu­cia, które osła­bło lub wymknęło nam się z rąk.

Nie­zli­czona liczba osób na świe­cie grzęź­nie w gma­twa­ni­nie uczuć, ocze­ku­jąc odmiany swego losu i nie zda­jąc sobie sprawy, że to one same muszą prze­pro­wa­dzić wła­sną rewo­lu­cję emo­cjo­nalną. Takiej sytu­acji doświad­cza każdy, kto na nowo sam wcho­dzi w zwią­zek zgod­nie z wła­snymi potrze­bami i pod­sta­wo­wymi prze­ko­na­niami, każdy, kto go two­rzy lub nisz­czy, korzy­sta bycia w nim lub cierpi z jego powodu. Umie­ra­nie z miło­ści nie jest nikomu pisane ani zde­ter­mi­no­wane przez bio­lo­gię, spo­łe­czeń­stwo czy siły pocho­dzące z kosmosu. Możesz usta­no­wić wła­sne reguły i nie zga­dzać się na bez­sen­sowne cier­pie­nie. Niech ta myśl tobą kie­ruje.

Co można zatem zro­bić? Czy jest moż­liwe, by kochać, nie popeł­nia­jąc tak wielu błę­dów, tak by cier­pie­nie było wyjąt­kiem, nie regułą? Jak kochać, by przy tym nie umrzeć, a nawet cie­szyć się miło­ścią i poczuć jej nie­od­partą moc?

W tej książce sta­ram się przed­sta­wić nie­które z pro­ble­mów, przez które miłość zamie­nia się w źró­dło cier­pie­nia i udręki, oraz zesta­wiam je z listą pod­sta­wo­wych zasad emo­cjo­nal­nego prze­trwa­nia sta­no­wią­cych narzę­dzia, które pozwolą ci nie umrzeć z miło­ści i zmie­nią tra­dy­cyjny obraz tego uczu­cia na now­szy i bar­dziej zdrowy. Zasady te posłużą ci jako sche­maty uod­par­nia­jące czy też czyn­niki ochronne.

Przyj­rzyjmy się teraz krót­kiemu pod­su­mo­wa­niu tych pro­ble­mów i zasa­dom, które należy zasto­so­wać w przy­padku każ­dego z nich.

Jesteś z kimś, kto cię nie kocha, mówi ci o tym otwar­cie i nie może się docze­kać, aż cię opu­ści albo ty odej­dziesz od niego. Mimo to trwasz przy nim, licząc na cud, który nie nad­cho­dzi, i mie­rząc się z dła­wią­cym poczu­ciem odrzu­ce­nia. Nie­za­leż­nie od przy­czyny tej sytu­acji, źró­dłem wspar­cia i reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 1:

Jeżeli ktoś prze­stał cię kochać, pogódź się

z

porażką

i

odejdź

z

god­no­ścią

.

Jest ktoś, poza twoim part­ne­rem, kogo pra­gniesz i kochasz. Nawet nie zauwa­żasz, jak po tro­chu two­rzysz sobie rów­no­le­głe życie, które staje się czymś wię­cej niż roman­sem. Każ­dego dnia zada­jesz sobie pyta­nie, co zro­bić, choć tak naprawdę dobrze znasz odpo­wiedź. Nie wiesz jed­nak, jak tego doko­nać: bra­kuje ci odwagi. Marzysz o tym, aby za pomocą magii twój kocha­nek zna­lazł się na miej­scu two­jego part­nera, ale by zara­zem wszystko pozo­stało bez zmian, tak jakby nic się nie wyda­rzyło. Mie­rzysz się z ogrom­nym dyle­ma­tem, który nie pozwala ci żyć w spo­koju. Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 2:

Poślu­bie­nie kochanka jest niczym dosy­pa­nie soli do deseru.

Pro­wa­dzisz żywot wiecz­nego męczen­nika. Tak bar­dzo pra­gniesz roz­wią­zać pro­blemy part­nera, że zapo­mi­nasz o sobie. Nie tylko jed­nak poma­gasz mu i za wszelką cenę sta­rasz się popy­chać go naprzód, lecz czy­nisz to metodą abso­lut­nego samo­po­świę­ce­nia: sza­rze­jesz po to, by on zyskał blask. Obni­żasz swoją war­tość i umniej­szasz zalety, aby ukryć defi­cyty part­nera albo spra­wić, że nie będą zbyt widoczne. Prak­ty­ku­jesz szcze­gólną formę emo­cjo­nal­nego samo­bój­stwa. Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 3:

Uni­kaj nie­ra­cjo­nal­nego poświę­ce­nia.

Nie umniej­szaj swo­jego zna­cze­nia, by uszczę­śli­wić part­nera.

Pozo­sta­jesz w bez­na­dziej­nej rela­cji, ponie­waż twój „part­ner” zacho­wuje się ambi­wa­lent­nie i „nie jest pewien”, jakie ma wobec cie­bie plany, ma bowiem wąt­pli­wo­ści co do swo­ich uczuć. Jesteś ofiarą syn­dromu „ani z tobą, ani bez cie­bie” i nie masz poję­cia, jak z tego wybrnąć. Twój part­ner raz kocha, raz nie, a ty podą­żasz za nim niczym wska­zówka w kom­pa­sie. Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 4:

Ani

z

tobą, ani bez cie­bie? Ucie­kaj jak naj­da­lej!

Czu­jesz (i wiesz), że wła­dzę emo­cjo­nalną czy też uczu­ciową w waszym związku ma twój part­ner. Ozna­cza to, że jemu znacz­nie łatwiej byłoby pora­dzić sobie bez cie­bie niż tobie bez niego. W tej gma­twa­ni­nie sił i sła­bo­ści, dąże­nia ku sobie i odda­la­nia, to zawsze ty jesteś u dołu. Spra­wia to, że mówisz „tak”, gdy chcesz powie­dzieć „nie”, oraz zga­dzasz się na rze­czy, które ci nie odpo­wia­dają, a wszystko to z miło­ści albo ze stra­chu przed utratą uko­cha­nej osoby. Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 5:

Wła­dzę emo­cjo­nalną ma ten, kto mniej potrze­buje dru­giej osoby

.

Myśl o jakiejś nie­odwza­jem­nio­nej miło­ści, obec­nej lub daw­nej, nie pozwala ci nawią­zy­wać nowych rela­cji. Aby pozbyć się jej obrazu z umy­słu, uzna­jesz, że należy wybić klin kli­nem, i poszu­ku­jesz kogoś potęż­niej­szego i „wspa­nial­szego”, kto bły­ska­wicz­nie pozwoli ci pora­dzić sobie z bra­kiem two­jego byłego lub byłej. Nie­stety bez efektu. Twoja pamięć emo­cjo­nalna wciąż jest opa­no­wana przez nie­zmien­nie silne wspo­mnie­nie daw­nej miło­ści. Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 6:

Nie zawsze da się wybić klin kli­nem. Cza­sami

w

efek­cie oba zostają

w

środku

.

Twój obecny zwią­zek jest zimny i pełen dystansu. Twój part­ner nie wyraża miło­ści w spo­sób, jakiego pra­gniesz i potrze­bu­jesz. Czu­jesz, że oddala się od cie­bie i że wasza rela­cja jest prze­sy­cona obo­jęt­no­ścią. Nie­chęć i odtrą­ce­nie głę­boko cię ranią i wpły­wają na twoje poczu­cie wła­snej war­to­ści, lecz nie jesteś w sta­nie pod­jąć żad­nych dzia­łań. Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 7:

Jeżeli miło­ści nie widać ani nie czuć, ozna­cza to, że nie jej nie ma albo że ci nie służy.

Wychwa­lasz part­nera pod nie­biosa. Uwa­żasz, że jest naprawdę nie­sa­mo­witą osobą, na którą wła­ści­wie nie zasłu­gu­jesz, i widzisz w nim same cudow­no­ści. Ide­ali­zu­jesz go, przy­wią­zaw­szy się do tego ilu­zo­rycz­nego obrazu, co unie­moż­li­wia ci dostrze­że­nie jego zwy­czaj­nej, ludz­kiej strony. Pro­blem polega na tym, że w pew­nym momen­cie trzeba będzie się zde­rzyć z rze­czy­wi­sto­ścią, i moż­liwe, że nie spodoba ci się to, co zoba­czysz, pozba­wiw­szy się mecha­ni­zmów samo­oszu­ki­wa­nia, gdy wszel­kie maski i prze­bra­nia opadną. Być może jesteś zako­chany w wytwo­rzo­nym przez sie­bie złu­dze­niu. Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 8:

Nie ide­ali­zuj uko­cha­nej osoby, postrze­gaj ją taką, jaką jest, surowo

i

bez znie­czu­le­nia

.

Jesteś z kimś dużo star­szym lub dużo młod­szym od sie­bie i wywo­łuje to w tobie pewien nie­po­kój lub zde­ner­wo­wa­nie, nawet jeżeli sta­rasz się to ukryć. Wiesz, że wraz z upły­wem czasu róż­nica wieku jest coraz bar­dziej widoczna, a nie chcesz stać się osobą zazdro­sną, znie­chę­coną czy nie­pewną. Mimo to wolisz nie zasta­na­wiać się nad tym poważ­nie, bo oba­wiasz się, że przez to miłość, którą czu­je­cie w tej chwili, wyga­śnie. Jed­nak, świa­do­mie lub nieświa­do­mie, zada­jesz sobie pyta­nie: ile lat szczę­ścia nam jesz­cze pozo­stało? Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 9:

Miłość

się nie sta­rzeje, ale zako­chani

– 

ow­szem.

Nie dajesz sobie rady po roz­sta­niu. Znik­nęły twoje typowe punkty odnie­sie­nia, doskwiera ci samot­ność i nie chcesz teraz nawet myśleć o miło­ści. Poza tym masz pew­ność, że już ni­gdy nikogo sobie nie znaj­dziesz oraz że wszyst­kie kobiety lub męż­czyźni to idioci. Innymi słowy, masz pro­blem z zaak­cep­to­wa­niem roz­sta­nia, które wciąż jest dla cie­bie bole­sne, i nie widzisz moż­li­wo­ści, by zacząć od nowa. Pomocą i źró­dłem reflek­sji będzie dla cie­bie zasada 10:

Nie­które roz­sta­nia są kształ­cące; uczą cię tego, czego nie chcesz wie­dzieć

o

miło­ści

.

Każdy roz­dział sku­pia się na jed­nej z zasad. Dodat­kowo wyja­śnione zostają kon­kretne prze­słanki i wnio­ski, które sta­no­wią dopeł­nie­nie obrazu i służą jako wska­zówki. W epi­logu pod­su­mo­wuję wszyst­kie opi­sane wcze­śniej reguły i poka­zuję, jak zasto­so­wać je w prak­tyce.

Zapro­po­no­wany tu deka­log z całą pew­no­ścią nie wyczer­puje tematu nie­zdro­wej miło­ści, nic z tych rze­czy! Prze­cież składa się na nią tak wiele skom­pli­ko­wa­nych czyn­ni­ków. Jed­nak te dzie­sięć zasad prze­trwa­nia emo­cjo­nal­nego może sta­no­wić dla cie­bie ogromną pomoc, jeżeli uda ci się je uwew­nętrz­nić i kon­se­kwent­nie sto­so­wać. W mojej pracy mia­łem oka­zję zaob­ser­wo­wać, że ich wyko­rzy­sta­nie w znacz­nym stop­niu zwięk­sza praw­do­po­do­bień­stwo nawią­za­nia szczę­śliw­szych i bar­dziej satys­fak­cjo­nu­ją­cych rela­cji. Z tego powodu pro­po­nuję zapo­zna­nie się z każdą z zasad, nie zaś jedy­nie z tymi, które kon­kret­nie doty­czą two­jego pro­blemu.

Książkę tę pisa­łem z myślą o oso­bach naj­bar­dziej kru­chych emo­cjo­nal­nie oraz o tych, które cier­pią z powodu miło­ści, mimo swych wysił­ków, aby iść dalej przed sie­bie i odna­leźć naprawdę war­to­ściowe uczu­cie. Nie myśla­łem o oso­bach sil­nych ani o ludziach, któ­rzy wyko­rzy­stują innych, lecz o tych, któ­rzy podej­mują próby i trwają w wysił­kach mimo błę­dów i złych decy­zji. Praw­dziwa war­tość nie polega na tym, by po pro­stu kochać, lecz by kochać dobrze. To wła­śnie ten cel przy­świeca niniej­szej książce.

Zasada 1

Zasada 1

Jeżeli ktoś prze­stał cię kochać, pogódź się z porażką i odejdź z god­no­ścią

Zapo­mnie­nie to rodzaj wol­no­ści.

K. Gibran

Namięt­ność jest dobra wów­czas, gdy nad nią panu­jesz, nato­miast zła, gdy jesteś jej nie­wol­ni­kiem.

J.J. Rous­seau

Ana­to­mia porzu­ce­nia

Zasko­cze­nie

Nie wie­rzymy, że coś takiego może nas spo­tkać. Kto o tym myśli? Któż z nas wyobraża sobie, że w pew­nym momen­cie uko­chana osoba poin­for­muje nas, że już nic do nas nie czuje albo że czuje bar­dzo nie­wiele? Nikt nie jest na to gotowy i dla­tego umysł igno­ruje fakty. „Chwi­lami czuję, że jest bar­dziej zdy­stan­so­wany, że już nie patrzy na mnie tak jak wcze­śniej, ale to pew­nie tylko moja wyobraź­nia”. Jed­nak pew­nego dnia part­ner mówi, że musi z tobą poroz­ma­wiać, i z nie­ty­pową powagą oraz nie­od­gad­nio­nym spoj­rze­niem, bez owi­ja­nia w bawełnę oznaj­mia: „Już cię nie kocham, nie chcę, żeby­śmy byli razem, tak będzie lepiej dla nas obojga”. I rze­czy­wi­ście – ma rację. To będzie lep­sze dla obu stron. Po co być z kimś, kto cię nie kocha? Albo po co być z kimś, kogo ty nie kochasz? Nie jest to jed­nak żadna pocie­cha. Logika nie daje ci uko­je­nia, bo mie­li­ście prze­cież wspólne cele, marze­nia, plany… Zerwa­nie rela­cji to nie akt prawny i boli aż do szpiku kości, bez względu na to, jak ta wia­do­mość została prze­ka­zana.

Upa­dek i oszo­ło­mie­nie

Gdy już wiesz, wszystko zaczyna dziać się bar­dzo szybko i w ciągu kilku minut doświad­czasz karu­zeli uczuć. Po pierw­szym szoku wywo­ła­nym wia­do­mo­ścią ból spra­wia, że zaczy­nasz zada­wać głu­pie pyta­nia. „Jesteś pewien?”. „Może jesz­cze to prze­my­ślisz?”. Tak naprawdę, co można zro­bić poza pyta­niem i pła­ka­niem? Nie odpusz­czasz i pod wpły­wem bez­pod­staw­nej, kru­chej nadziei sta­jesz się wyjąt­kowo naiwny: „Dobrze to prze­my­śla­łeś? Nie potrze­bu­jesz jesz­cze tro­chę czasu?”. Tak jakby to była kwe­stia czasu. Odpo­wiedź dru­giej osoby spada na cie­bie niczym grom z jasnego nieba: „ Nie, nie… Prze­my­śla­łem to dobrze…”. W pew­nym momen­cie ucie­kasz się do mani­pu­la­cji: „W ogóle cię nie obcho­dzi, że mnie ranisz!”. „A co, jeśli póź­niej będziesz tego żało­wać?”. Cisza. Nie ma już za bar­dzo czego powie­dzieć bądź dodać. Tak, wła­śnie tego chce twój part­ner. Znowu pła­czesz… Czu­jesz się coraz gorzej, masz wra­że­nie, że roz­pa­dasz się na małe kawa­łeczki, bo zda­jesz sobie sprawę, że on nie kła­mie. Czy może być coś trud­niej­szego do znie­sie­nia niż pew­ność sie­bie osoby, która nas opusz­cza?

Nie­unik­nione pyta­nie: dla­czego już mnie nie kocha?

Oto kilka moż­li­wych odpo­wie­dzi: jest ktoś inny, chce się zmie­nić i potrze­buje do tego samot­no­ści (ty był­byś prze­szkodą) albo po pro­stu – i to jest naj­gor­sza ewen­tu­al­ność: uczu­cie wyga­sło bez kon­kret­nego powodu.

Pewien męż­czy­zna wyznał mi, szlo­cha­jąc: „Naj­okrut­niej­sze, naj­bar­dziej bole­sne i wręcz absur­dalne jest to, że dla nikogo mnie nie zosta­wiła! Nic poza nią samą nie stoi na prze­szko­dzie, by ze mną była…”. I jest to prawda. Wyga­śnię­cie miło­ści bez obiek­tyw­nych przy­czyn jest naj­trud­niej­sze do znie­sie­nia, bo nasu­wa­jący się wnio­sek nie­ła­two zaak­cep­to­wać: „Jeżeli nie ma żad­nej zewnętrz­nej przy­czyny, kochan­ków, kry­zysu, cho­roby, nie ulega wąt­pli­wo­ści, że pro­ble­mem jestem ja!”. Póź­niej przy­cho­dzi ana­liza prze­szło­ści w poszu­ki­wa­niu choćby naj­mniej­szych błę­dów czy uchy­bień albo wyobra­ża­nie ich sobie: myślimy o wszyst­kim, co zro­bi­li­śmy źle, co mogli­by­śmy zro­bić lepiej, a czego nie zro­bi­li­śmy, roz­trzą­samy wady, które powin­ni­śmy wyeli­mi­no­wać (gdy­by­śmy dostali jesz­cze jedną szansę), czyli wszyst­kie nasze oso­bi­ste sprawy pod­le­gają suro­wej oce­nie.

Czy przyj­miesz mnie na nowo, jeżeli obie­cam, że się zmie­nię?

Nie­znana siła wywo­łuje w tobie poczu­cie, że możesz doko­nać eks­tre­mal­nej zmiany, aby tylko odzy­skać utra­coną miłość (szcze­rze wie­rzysz, że po czymś tak wspa­nia­łym jak ona musiało coś pozo­stać). Opo­wia­dasz byłemu part­ne­rowi o tym twoim „nowym ja”, obie­cu­jesz, że będzie teraz mieć przy boku zupeł­nie odmie­nioną osobę i popeł­niasz przed nim emo­cjo­nalne hara­kiri. Nie­stety odpo­wiada ci jedy­nie to samo, prze­ra­ża­jące mil­cze­nie. W ostat­nim pory­wie nadziei budzisz w sobie chwi­lowy opty­mizm: „Może jutro spoj­rzy na to ina­czej. Może obu­dzi się z tego letargu”. A jako że naza­jutrz nic się nie zmie­nia, posta­na­wiasz trwać przy tej nadziei i w ten spo­sób mijają ci kolejne godziny i dni. Po mie­siącu ważysz pięć kilo­gra­mów mniej, a on czy ona wciąż twardo obstaje przy swo­jej decy­zji. Powtó­rzymy raz jesz­cze: już cię nie kocha. To rzecz pewna, a ty po pro­stu nie chcesz dostrzec rze­czy­wi­sto­ści.

Zwy­cię­żyć lub umrzeć

Gdy wszystko wydaje się już skoń­czone, wycią­gasz asa z rękawa. Od wcze­snego dzie­ciń­stwa uczono cię, że ni­gdy nie można dawać za wygraną i trzeba wal­czyć o to, co wydaje nam się spra­wie­dliwe i war­to­ściowe. Dla­tego podej­mu­jesz jesz­cze jedną próbę. Jed­nak za każ­dym razem coraz bar­dziej się poni­żasz i umac­niasz w poczu­ciu odrzu­ce­nia. Tylko osoby nad­mier­nie trzy­ma­jące się daw­nych uczuć twier­dzą, że nic, co robimy dla miło­ści, nie może być żało­sne. Miłość cię przy­gniata, cią­gnie cię za sobą, a jeśli nie zacho­wasz ostroż­no­ści, może cię zabić. Wraz z upły­wem dni, w miarę jak porzu­ce­nie staje się oczy­wi­ste, spada twoja pew­ność sie­bie. Nie można wal­czyć niczym Don Kichot o czy­jeś uczu­cie, które wyga­sło, i za wszelką cenę sta­rać się rato­wać zwią­zek. To wymaga dwóch osób, dwóch chęci, dwóch potrzeb – dwojga, któ­rzy „pra­gną kochać”.

Kiedy naprawdę nie jesteś już kochany, nie­za­leż­nie od moż­li­wych przy­czyn i moty­wów, czas porzu­cić wojow­ni­cze nasta­wie­nie i nie podej­mo­wać bez­sen­sow­nej, roz­dzie­ra­ją­cej bata­lii. Walka o nie­moż­liwą miłość, nową czy dawną, ma wiele kon­se­kwen­cji. Lepiej raz a dobrze prze­cier­pieć utratę niż godzić się na nie­prze­rwaną, okrutną nie­pew­ność; lep­szy jest zasmu­ca­jący realizm niż upo­rczywa wiara, która by­naj­mniej nie prze­nosi gór.

Czy jest ktoś inny?

Jeżeli osoba, z którą jesteś w związku, jest nie­wierna, sta­niesz się prze­szkodą w reali­za­cji jej pla­nów. Jej wyzna­nia o wyga­śnię­ciu miło­ści nie będą do końca auten­tyczne ani szczere. Będzie chciała usu­nąć cię z drogi, aby móc swo­bod­nie zastą­pić cię kimś innym. To kwe­stia prze­strzeni wewnętrz­nej: „Ktoś inny stał się bli­ski memu sercu, a nie ma w nim miej­sca dla dwóch osób”. Nie cho­dzi o tym­cza­sowe odda­le­nie, lecz o odcię­cie się, a nie­kiedy rów­nież lek­ce­wa­że­nie. Ist­nieje jesz­cze inna moż­li­wość, spra­wia­jąca, że cier­pie­nie i roz­bi­cie, które odczu­wasz, są jesz­cze sil­niej­sze: nie dość, że odsu­nięto cię na bok, bo poja­wił się ktoś inny, to jesz­cze part­ner wprost obwi­nia cię o to, co się stało.

Powi­nie­neś się cie­szyć, że taka osoba ode­szła z two­jego życia, jed­nak twoje poczu­cie god­no­ści zazwy­czaj się ugina pod lawiną pytań podyk­to­wa­nych roz­pa­czą i przy­wią­za­niem. „Dla­czego wła­śnie mnie się to przy­tra­fiło?”. „Co takiego jest w tej dru­giej oso­bie, czego mi bra­kuje?”. „Od kiedy mnie zdra­dzano?”. „Czy jest star­szy ode mnie, ma wię­cej pie­nię­dzy, jest bar­dziej atrak­cyjny?”. Ta chęć dowie­dze­nia się wszyst­kiego, roz­grze­by­wa­nia tematu i roz­dra­py­wa­nie blizn ma w sobie coś z maso­chi­zmu oraz despe­ra­cji. Żadne „jak?”, „kiedy?” i „gdzie?” nie ma tak dużego zna­cze­nia jak to, co ci zro­biono. Ważne jest to, że part­ner już cię nie kocha i że zosta­łeś zdra­dzony; wszystko poza tym to kwe­stie dru­go­rzędne, sta­no­wiące jedy­nie pożywkę dla two­jego cier­pie­nia. Czy naprawdę liczysz na to, że wszech­świat, w swej nie­skoń­czo­nej dobroci, zwróci ci uko­chaną osobę w nie­zmie­nio­nej for­mie, tak jakby nic się nie wyda­rzyło? „Miło­sne cuda” i „uczu­ciowe odro­dze­nia” ist­nieją tylko w baj­kach. Gdy miłość się koń­czy, należy ją pocho­wać.

Odko­cha­nie, które wyzwala

To pozy­tywna strona miło­snego zawodu, strata warta uczcze­nia. Zapewne trudno w to uwie­rzyć, ale nie­kiedy świa­do­mość, że druga osoba nas już nie kocha, uwal­nia nas od cię­żaru nie­pew­no­ści. Nie musisz się już mio­tać. Skoń­czą się docho­dze­nia i śledz­twa egzy­sten­cjalne! Ist­nieją bole­sne wąt­pli­wo­ści, które może wyci­szyć tylko pew­ność. Jedna z pacjen­tek powie­działa mi: „Nie byłam już pewna, czy on mnie kocha, i przez wiele mie­sięcy usi­ło­wa­łam roz­szy­fro­wać jego uczu­cia… Ileż się wtedy nacier­pia­łam! W jed­nej chwili moja nadzieja prze­ra­dzała się w roz­cza­ro­wa­nie… I, to cie­kawe, ale gdy powie­dział, że chce się roz­stać, poczu­łam ulgę”. Jak mogłaby jej nie poczuć? Jak można nie dostrzec, że cier­pie­nie zwią­zane z widze­niem rze­czy takimi, jakie są, w całej suro­wo­ści, nie­sie ze sobą rów­nież pewne uko­je­nie? Już wia­domo, czego się trzy­mać!

Nie każda „nie­mi­łość” jest czymś złym i nie każda miłość jest moż­liwa do znie­sie­nia. Pamię­tam histo­rię pew­nej kobiety, kochanki gang­stera, który trak­to­wał ją jak nie­wol­nicę sek­su­alną. Musiała być dla niego dostępna dwa­dzie­ścia cztery godziny na dobę i wie­działa, że grozi jej śmierć, jeśli tylko spoj­rzy na innego męż­czy­znę. W końcu łotr zna­lazł sobie inną kochankę, osiem­na­sto­latkę, a moja pacjentka natych­miast stała się dla niego starą, brzydką wiedźmą. Gdy zapy­tała mnie, co może zro­bić, pora­dzi­łem jej, by posta­rała się jesz­cze bar­dziej zeszpe­cić, aby pomóc losowi. Wkrótce potem męż­czy­zna bez żad­nych skru­pu­łów wyrzu­cił ją na ulicę. Tak naprawdę otwo­rzył jej klatkę i pozwo­lił odle­cieć. Koniec miło­ści, doświad­czany przez tych, któ­rzy poślu­bili nie­wła­ściwą osobę, tych, któ­rzy źle się dobrali, albo tych, któ­rzy krzyw­dzą się w imię uczu­cia, jest dobro­dziej­stwem.

Rady, jak nie umrzeć z miło­ści, gdy ktoś prze­stał cię kochać

1. Naucz się prze­gry­wać, choć będzie to boleć

Czy pogoń za czymś lub za kimś, kto już wymknął się spod waszej kon­troli, ma sens? Odszedł, już go nie ma, już nie chce być. Po co nale­gać? Są rze­czy, na które nie macie wpływu, nie­za­leż­nie od tego, jak bar­dzo ich pra­gnie­cie czy jak wielką ochotę na nie macie. Co powie­dzie­li­by­ście o kimś, kto wpadł w szał i tupie ze zło­ści, bo pada deszcz? Czy nie lepiej wycią­gnąć para­solkę niż szlo­chać i złorze­czyć na złą pogodę? Umie­jęt­ność prze­gry­wa­nia polega na tym, by odróż­niać to, co od nas zależy, od tego, na co nie mamy wpływu, oraz aby wie­dzieć, kiedy obsta­wać twardo przy swoim, a kiedy pozwo­lić się ponieść bie­gowi wyda­rzeń. Nie ma wiel­kiego sensu „prze­ko­ny­wać” kogoś, by was poko­chał (miłość nie działa w ten spo­sób). Może­cie jed­nak oczy­ścić umysł, aby zro­bić tam miej­sce dla dru­giej osoby, która kocha­jąc was, czu­łaby się szczę­śliwa. Każdą kro­plę potu i całą ener­gię, jaką poświę­ca­cie, by roz­pa­czać za tym, co mogło się wyda­rzyć, lepiej prze­zna­czyć na uzdra­wia­nie swej duszy. Jeśli ktoś darzy samego sie­bie miło­ścią, w końcu będzie gotów powie­dzieć sobie z dumą: Jeśli ktoś mnie nie kocha, sam nie wie, co traci.

Na pocie­sze­nie mogę zapew­nić, że pozna­łem nie­zli­czoną liczbę osób, które zostały opusz­czone, a po jakimś cza­sie były wdzięczne losowi za to, że tak się stało, ponie­waż spo­tkały kogoś bar­dziej dla sie­bie odpo­wied­niego. Pomyśl o tych wszyst­kich miło­ściach, jakie prze­ży­łeś na prze­strzeni swego życia, i o tym, co w danym momen­cie dla cie­bie zna­czyły. Przy­po­mnij sobie nasto­let­nie, ślepe i burz­liwe uczu­cia, a teraz spójrz na nie z per­spek­tywy swego dłu­go­let­niego doświad­cze­nia. Czy wywo­łują one w tobie jakieś nie­po­ha­mo­wane impulsy, nie­moż­liwe do opa­no­wa­nia emo­cje: wzbu­rzają was, poru­szają, nie­po­koją? Nie, prawda? Pamięć emo­cjo­nalna ustą­piła miej­sca tej bar­dziej logicz­nej, chłod­nej i opar­tej na inte­li­gen­cji. Wiele z tych wspo­mnień wciąż ma zna­cze­nie aneg­do­tyczne, sta­nowi część two­jej oso­bi­stej histo­rii oraz emo­cjo­nal­nego cur­ri­cu­lum vitae. A nie­gdyś zro­bił­byś wszystko, by tamte rela­cje utrzy­mać! Wów­czas myśla­łeś i czu­łeś, że umie­rasz wraz z każ­dym „żegnaj” czy kolejną nie­odwza­jem­nioną miło­ścią, a teraz nie mają one dla cie­bie naj­mniej­szego zna­cze­nia. Tak samo będzie w przy­padku tej osoby, która dziś prze­stała cię kochać: sta­nie się kolej­nym wspo­mnie­niem, stop­niowo coraz bar­dziej neu­tral­nym i odle­głym. Wraz z upły­wem czasu, gdy życie będzie bie­gło dalej, odzy­skasz spo­kój.

Nie ist­nieje żadne lekar­stwo na ten rodzaj bólu, żadna „pigułka dzień po” ani „sześć mie­sięcy po” (bo tyle on mniej wię­cej zazwy­czaj trwa). Trzeba sta­rać się wytrzy­mać i nie pod­da­wać, tak jakby to była walka bok­ser­ska: dziś wy przy­pie­ra­cie cier­pie­nie do ziemi, jutro zaś to ono jest górą. Jedyne, na czym musisz się sku­pić, to nie dopu­ścić do nokautu. Jeżeli wytrwasz, to zapew­niam, że nawet jeśli parę razy zosta­niesz powa­lony na deski, i tak wygrasz, zdo­by­wa­jąc wię­cej punk­tów.

2. W przy­padku nie­szczę­śli­wych miło­ści naj­pierw należy porzu­cić nadzieję

Brak przy­szło­ści. Bru­talna rze­czy­wi­stość: tu i teraz odarte ze złu­dzeń, bez znie­czu­le­nia. Zawsze powta­rzano ci, że nadzieja umiera ostat­nia, i może to być prawdą w nie­któ­rych, szcze­gól­nych oko­licz­no­ściach. Jed­nak w przy­padku miło­ści bez wza­jem­no­ści lub sytu­acji, w któ­rych ktoś powie­dział lub oka­zał ci, że już cię nie kocha, utrata nadziei jest niczym bal­sam dla duszy. Jeżeli ktoś prze­stał cię kochać, nie licz na nic, nie miej żad­nych pozy­tyw­nych ocze­ki­wań: lepiej być inte­li­gent­nym pesy­mi­stą niż źle poin­for­mo­wa­nym opty­mi­stą. Kie­dyś pewna nasto­latka na skraju depre­sji zapy­tała mnie: „A co, jeżeli on znów mnie poko­cha, a ja jego już nie będę kochała?”. Moja odpo­wiedź była pro­sta: „Guzik cię wtedy będzie obcho­dziło, czy cię kocha, czy nie!”. Spóź­nione miło­ści są nie­zdrowe i nie­po­żą­dane.

3. Utwier­dza­nie się w błęd­nym prze­ko­na­niu, czyli „Na­dal mnie kocha”

Roz­pacz może spo­wo­do­wać, że zaczniesz wie­rzyć, iż w jakiś magiczny albo inny nie­okre­ślony spo­sób wszystko znowu będzie jak kie­dyś. „Jeżeli będę tego pra­gnąć z całego serca, moje marze­nia się speł­nią”. Czy­sta mrzonka z ele­men­tem halu­cy­na­cji. Nie­ra­cjo­nalna i nie­uza­sad­niona nadzieja spra­wia, że nasz umysł znie­kształca infor­ma­cje, i zaczy­namy widzieć i czuć to, co byśmy chcieli.

Spoj­rze­nia, uśmiech, gry­mas, gest, roz­mowa – wszystko inter­pre­tu­jemy jako odro­dze­nie daw­nej miło­ści. Mia­łem pacjenta, który będąc na gra­nicy psy­chozy, przed­sta­wiał mi wła­sne uczu­cia jako dowód, że jego była part­nerka na­dal go kocha: „Wiem, że mnie kocha… Czuję to, wszystko mi mówi, że tak jest…”. Uzbro­jony w kulo­od­porną pew­ność, pod­jął próbę odzy­ska­nia uko­cha­nej, co skoń­czyło się dla niego zarzu­tem stal­kingu. Inna moja pacjentka zwró­ciła się do mnie o pomoc, ponie­waż narze­czony zosta­wił ją dla jej naj­lep­szej przy­ja­ciółki. W trak­cie sesji pełna opty­mi­zmu opo­wia­dała mi: „Wczo­raj spo­tka­łam się z nim pierw­szy raz od czte­rech mie­sięcy i jestem pewna, że wciąż mnie kocha… Po tym, jak na mnie patrzył, poznaję, że o mnie nie zapo­mniał… Dało się to też wyczuć, gdy poca­ło­wał mnie na do widze­nia. Powiem wię­cej, jestem pewna, że pró­bo­wał mnie uwieść….”. Kilka dni póź­niej wyznała mi w roz­pa­czy: „Jestem zdez­o­rien­to­wana, nie wiem, co myśleć… Dowie­dzia­łam się, że bie­rze z nią ślub… Wysłał mi zapro­sze­nie!”. To są wła­śnie zagrywki naszego rozumu, fan­ta­zje oparte na myśle­niu magicz­nym.

„Wciąż mnie kocha, ale o tym nie wie”. Czyż można bar­dziej się oszu­ki­wać? Słowa te usły­sza­łem od pew­nej mło­dej dziew­czyny, która od trzech lat była zarę­czona z kimś, kto ni­gdy nie powie­dział jej, że ją kocha. Miłość part­ner­ska nie jest magią, tylko rze­czy­wi­sto­ścią two­rzoną przez nas na bie­żąco, w opar­ciu o nasze uczu­cia i prze­ko­na­nia. Nie­stety nie­które z nich są cał­ko­wi­cie nie­ra­cjo­nalne.

4. Po co się poni­żać?

Jaka­kol­wiek forma poni­że­nia się: bła­ga­nie, przy­się­ga­nie, kaja­nie się, nad­mierne ule­ga­nie lub przy­mi­la­nie się do dru­giej osoby, wywo­łuje efekt bume­rangu. Oto zła wia­do­mość dla tych, któ­rzy godzą się na miłość prze­kra­cza­jącą ich oso­bi­ste gra­nice: ule­głość z cza­sem powo­duje zmę­cze­nie. Jeżeli było tam jesz­cze jakieś uczu­cie – zanika. Jeżeli pozo­sta­wały choćby resztki sza­cunku – zostają utra­cone. Chcesz wzbu­dzać litość? Chcesz oddać jesz­cze wię­cej kon­troli oso­bie, która cię nie kocha? Chcesz wzmoc­nić jej ego? Gdy­byż tak łatwo było prze­ko­nać kogoś, kto prze­stał kochać! Jak utrzy­mać poczu­cie wła­snej war­to­ści, bła­ga­jąc lako­nicz­nie i rzew­nie: „Pro­szę, kochaj mnie!”? Słowa nie zmie­nią zacho­wa­nia kogoś, kto nic do was nie czuje. Przyj­mij to jak doj­rzała osoba. Po co się poni­żać, jeżeli nie sprawi to, że odzy­skasz miłość?

Pomocne może być zro­bie­nie sobie prze­rwy. Poroz­ma­wiaj z rodziną, wróć do swo­ich korzeni, do tych war­to­ści, które są czę­ścią cie­bie, a które teraz zdają się przy­ćmione przez żal i roz­pacz, które odczu­wasz w wyniku nie­od­po­wied­niej dla cie­bie miło­ści. Zapa­mię­taj sobie i weź do serca te słowa: Zasady nie pod­le­gają nego­cja­cji. Jeżeli chcesz cier­pieć, szlo­chać i wyle­wać łzy, krzy­czeć na cały głos, peł­zać po pod­ło­dze pokoju, gdy jeste­ście sami, jeżeli chcesz robić to wszystko i jesz­cze wiele wię­cej – zgoda, ale ni­gdy nie odda­waj swo­jej nie­za­leż­no­ści, nie poświę­caj wła­snego „ja”. Możesz cier­pieć, ile tylko zapra­gniesz, ale nie kosz­tem poczu­cia wła­snej war­to­ści.

5. Ota­czaj się ludźmi, któ­rzy cię kochają

Nie­któ­rzy są eks­per­tami w posy­py­wa­niu ran solą. Czy i tobie nie zda­rzało się tak robić? Wyobraź sobie, że sły­szysz od przy­ja­ciółki od serca: „Stra­ci­łaś nie­zwy­kłego męż­czy­znę. Był naj­lep­szy, rozu­miem, jak się teraz czu­jesz…”. Jak to? „Nie­zwy­kłego męż­czy­znę”? „Naj­lep­szy”? Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że przez rze­komą przy­ja­ciółkę prze­ma­wia zazdrość lub nie­życz­li­wość. Po co mówić coś takiego komuś, kto pra­wie kona z roz­pa­czy? Ci, któ­rzy naprawdę nas kochają, biorą naszą stronę i zawsze nas bro­nią, sta­rają się wycią­gnąć nas na powierzch­nię, nie­ważne, czy mamy rację, czy nie. Trosz­czą się o nas i tyle. Trzy­maj się z dala od kobiet, które twier­dzą, że są two­imi kole­żan­kami, a na każ­dym kroku przy­po­mi­nają ci, jaka głu­pota przez cie­bie prze­ma­wiała czy prze­ma­wia. Jeśli chcesz prze­żyć kathar­sis, poślij takie osoby do dia­bła! To samo doty­czy tych przy­ja­ciół, któ­rzy twier­dzą, że są „obiek­tywni” i usi­łują być spra­wie­dliwi w sytu­acji, w któ­rej nie jest to moż­liwe. Mam na myśli tych, któ­rzy prze­mą­drza­łym tonem gło­szą: „To prawda, że ona była bar­dzo pro­ble­ma­tyczną osobą, ale i ty nie masz łatwego cha­rak­teru”. Dosko­nały moment, aby wypo­mi­nać komuś jego wady i sła­bo­ści! Zabierz się za oczysz­cza­nie swo­jej drogi i świata uczuć.

Potrze­bu­jesz teraz wspar­cia, dostro­je­nia emo­cjo­nal­nego, wspól­nych chwil mil­cze­nia, pokle­pa­nia po ple­cach, krze­pią­cych słów, miło­ści rodziny i innych osób, które chcą ulżyć ci w cier­pie­niu. Potrze­bu­jesz „kocha­nych kłam­czu­chów”, któ­rzy będą ci powta­rzać, jakim jesteś wspa­nia­łym, atrak­cyj­nym, dosko­na­łym czło­wie­kiem, czy cokol­wiek innego, co dobrze zrobi two­jemu zra­nio­nemu „ja”. Kon­struk­tywną kry­tykę należy zosta­wić na póź­niej, kiedy już ta emo­cjo­nalna burza się prze­to­czy. Teraz musisz się wydo­być z dołka, a w tym pro­ce­sie bar­dzo pomocne będą osoby, które naprawdę cię kochają. I to wła­śnie tam, na tym bez­piecz­nym, przy­ja­ciel­skim fun­da­men­cie, po tro­chu nauczysz się od nowa kochać.

6. Oddal się od wszyst­kiego, co przy­po­mina ci byłego part­nera

Precz z mdłym roman­ty­zmem! Zresztą, o jakim roman­ty­zmie może być mowa, skoro dru­giej osoby już nie ma? Nic ci nie da samotne odwie­dza­nie miejsc prze­peł­nio­nych emo­cjo­nal­nymi wspo­mnie­niami. Po co się sku­piać na pustce, która została po roz­sta­niu, i chwy­tać się muzyki, zapa­chów czy przed­mio­tów zwią­za­nych z utra­coną osobą? Co prawda nie­kiedy cał­ko­wite zanu­rze­nie się we wspo­mnie­niach i pozwo­le­nie sobie na cier­pie­nie się­ga­jące gra­nic wytrzy­ma­ło­ści ma efekt tera­peu­tyczny, ale takie „nur­ko­wa­nie” lepiej prze­pro­wa­dzać przy wspar­ciu spe­cja­li­sty zna­ją­cego się na tema­cie. Posta­raj się stwo­rzyć w swoim oto­cze­niu mikro­kli­mat spo­koju, który znaj­dzie odzwier­cie­dle­nie w twoim wnę­trzu. Posprzą­taj w miesz­ka­niu i stwórz moty­wu­jącą atmos­ferę. Pamię­taj: nie ma już nadziei, on prze­stał / ona prze­stała cię kochać, to nie­od­wra­calne. Na co zatem cze­kasz? Pozbie­raj, zapa­kuj i pood­da­waj wszystko, co zostało ci po tej rela­cji. Co prawda znów zaczy­nasz od zera, ale liczy się to, że w ogóle zaczy­nasz.

7. Zasto­suj metodę „Stop!”

Za każ­dym razem, gdy naj­dzie cię jakieś wspo­mnie­nie, obraz czy wyobra­że­nie zwią­zane z nim/nią, zaklaszcz w dło­nie i powiedz na głos: „Stop!”. To sygnał do zatrzy­ma­nia, który zakłóci tę myśl na kilka chwil i pozwoli ci na oddech. Po kilku razach nie będziesz już musieć mówić tego na głos; „Stop!” sta­nie się po pro­stu czę­ścią two­jego wewnętrz­nego języka. Nie jest to zbyt skom­pli­ko­wane roz­wią­za­nie, a pomaga i przy­nosi ulgę. Nie zamy­kaj się we wła­snej gło­wie i nie odda­laj się od ludzi. Warto pójść do kina (byle nie na film o miło­ści ani o uro­czych wam­pi­rach), wyjść coś zjeść (tylko nie w miej­sce, gdzie cho­dzi­li­ście razem; i nie zama­wiaj też jego/jej ulu­bio­nego dania), odwie­dzić przy­ja­ciół (roz­mowy na wia­domy temat zabro­nione), czyli po pro­stu wyjść do ludzi, poka­zać się światu i bli­skim. Choć może być ci trudno w to uwie­rzyć, słońce nie prze­stało wscho­dzić, a życie wcale się nie zatrzy­mało. Powtó­rzę: gdy zaczniesz snuć nega­tywne roz­my­śla­nia, two­rzyć w gło­wie wła­sną tele­no­welę, zasto­suj tech­nikę „Stop!” i wątek się urwie, aż do następ­nego razu.

8. Pamię­taj zarówno to, co dobre, jak i to, co złe

To typowe. Nasz umysł lubi się nurzać w nostal­gii i uża­lać się nad sobą, kiedy to tylko moż­liwe. Nie ma więk­szego sensu w prze­sa­dza­niu i wspo­mi­na­niu „cudow­nych lat” czy „pięk­nych chwil”. Znajdź rów­no­wagę! Nie ma też potrzeby popa­dać w skrajną nie­chęć. Sta­raj się wywa­żyć wszyst­kie infor­ma­cje: nie zapo­mi­naj tego, co nega­tywne, nie glo­ry­fi­kuj osoby, która już cię nie kocha. Nie upięk­szaj tego, co nie­przy­jemne, nie prze­ba­czaj tego, co godne potę­pie­nia. Seks nie był zbyt dobry? On był ego­istą? Ona była nie­wierna? Był obo­jętny? Nie mie­li­ście o czym roz­ma­wiać? Nie ukry­waj tego! Pamię­taj o tym, przy­po­mi­naj sobie poszcze­gólne fakty! Nie mówię, że trzeba zło­rze­czyć czy pozwo­lić się opa­no­wać nie­na­wi­ści albo żądzy zemsty. Pro­po­nuję tylko zacho­wa­nie w pamięci nega­tyw­nych aspek­tów waszego związku. Jeśli zaczniesz wyol­brzy­miać i prze­sad­nie roz­pa­mię­ty­wać jej czy jego pozy­tywne cechy, trud­niej ci będzie pora­dzić sobie z bólem. Znacz­nie łatwiej jest się roz­stać z czło­wie­kiem niż z anio­łem.

9. Jeśli masz dzieci, pie­lę­gnuj waszą bli­skość

Nie mam na myśli cho­ro­bli­wego przy­wią­za­nia. Nie suge­ruję też porzu­ce­nia swo­ich pozo­sta­łych ról i prze­mianę wyłącz­nie w ojca czy matkę. Jed­nak dzieci sta­no­wią ele­ment misji, która jest zapi­sana w naszych genach. Twoje dzieci są czę­ścią cie­bie, a miłość, którą do nich czu­jesz i którą one czują do cie­bie, prze­trwa wła­ści­wie każdą próbę. Dla­tego skup się na nich, na tej czy­stej, szcze­rej miło­ści. Dostrze­gaj w nich źró­dło swego szczę­ścia, które spra­wia, że życie staje się bar­dziej zno­śne. One nie są niczemu winne i potrze­bują cie­bie jako osoby sil­nej i sku­tecz­nej. Nie­za­leż­nie od tego, jak bar­dzo pogrą­żasz się w smutku, wciąż musisz je wycho­wy­wać, opie­ko­wać się nimi i trwać przy ich boku. Działa to mniej wię­cej w ten spo­sób: były part­ner cię topi, jed­nak dzieci wycią­gają cię na powierzch­nię. Były/była nie należy do cie­bie, a dzieci są krwią z two­jej krwi. On/ona już cię nie kocha, dzieci kochają cię bez­wa­run­kowo. Speł­nie­nie można odna­leźć nie tylko w miło­ści part­nerskiej, lecz rów­nież w miło­ści do dzieci.

Zasada 2

Zasada 2

Poślu­bie­nie kochanka jest niczym dosy­pa­nie soli do deseru

Miłość to przej­ściowe sza­leń­stwo, które leczy się za pomocą mał­żeń­stwa.

A. Birce

Zako­chani są jak sza­leńcy.

Plaut

Staty­styki są miaż­dżące: po zebra­niu danych z róż­nych kul­tur oka­zało się, że około połowa osób spo­tyka się z kimś na boku i przy­pra­wia part­ne­rowi rogi. Zaka­zane związki są szcze­gól­nie kuszące, gdyż dostar­czają wyjąt­kowo zin­ten­sy­fi­ko­wa­nej, wszech­ogar­nia­ją­cej przy­jem­no­ści, która uza­leż­nia. Nie­za­leż­nie od naszej opi­nii na temat pota­jem­nych rela­cji musimy przy­znać, że wiele z nich zamie­nia się w oso­bi­sty Disney­land, w któ­rym kochan­ko­wie są bli­żej stanu manii niż nor­mal­nego życia. Two­rzą swój mikro­ko­smos i wła­sne reguły funk­cjo­no­wa­nia: świat, w któ­rym jest miej­sce tylko dla dwojga. W tym miło­snym ukła­dzie każda z osób okre­śla ist­nie­nie dru­giej i nadaje jej zna­cze­nie. Jedna z pacjen­tek opo­wie­działa mi: „Tylko dzięki temu, że mogę z nim spę­dzić kilka godzin, cały mój tydzień nabiera sensu… Gdy go nie widzę, staję się nie­kom­pletna, jakby wyrwano część mnie…”. Uza­sad­nie­nie egzy­sten­cjalne wraz z jed­no­cze­snym zespo­łem odsta­wien­nym; nic się nie da zro­bić. Wystar­czy kilka spo­tkań, by codzienne życie nabrało wyjąt­ko­wych kolo­rów, a czarno-biała rze­czy­wi­stość stała się wie­lo­barwna i trój­wy­mia­rowa. To powo­duje nie­chęć do wydo­sta­nia się z tej gma­twa­niny bez względu na to, jak silna jest zewnętrzna pre­sja: nikt nie chce utra­cić roz­ko­szy miło­ści, która wynosi ponad wszyst­kie poziomy.

Jed­nak mimo ogrom­nej szczę­śli­wo­ści part­ne­rzy nie­kiedy chcą cze­goś wię­cej; pra­gną zale­ga­li­zo­wać zwią­zek i prze­dłu­żyć go w cza­sie. W jaki spo­sób? For­ma­li­zu­jąc go, wycho­dząc z ukry­cia i z dumą poka­zu­jąc się światu. Ujaw­nia­jąc swoją zaka­zaną miłość niczym w baśni: „Kochamy się, będziemy żyć razem i stwo­rzymy rodzinę, z moimi i two­imi dziećmi, a kie­dyś może i z naszymi wspól­nymi”. Jeśli jesteś obec­nie w takiej sytu­acji, radzę ci nieco obni­żyć ocze­ki­wa­nia. Nie chcę cię znie­chę­cać, ale zale­d­wie nie­wielki pro­cent kochan­ków, któ­rzy decy­dują się żyć razem lub wziąć ślub, daje radę utrzy­mać zwią­zek. Takie są skutki zej­ścia na zie­mię i nada­nia struk­tury sza­leń­stwu oży­wia­ją­cemu do tej pory rela­cję. Trudno jest pod­po­rząd­ko­wać namiętną miłość kon­kret­nym regu­łom i ocze­ki­wać, że wszystko na­dal będzie takie samo.

Emo­cjo­nalny rol­ler­co­aster kochan­ków wiąże się z inten­sywną satys­fak­cją sek­su­alną, zamgle­niem świa­do­mo­ści, czu­ło­ścią, rado­ścią, poczu­ciem winy, stra­chem i odwagą, zachwy­tem i roz­cza­ro­wa­niem, miło­ścią i odrzu­ce­niem, szczę­ściem i poczu­ciem ulgi, śmie­chem i pła­czem oraz wie­loma innymi skraj­no­ściami. Kochan­ko­wie owład­nięci są plą­ta­niną pozy­tyw­nych i nega­tyw­nych uczuć róż­nego rodzaju i o róż­nym nasi­le­niu. To wła­śnie zmien­ność i róż­no­rod­ność tych emo­cji oka­zuje się czę­sto dla nich zgubna. Jak zapa­no­wać nad tą fascy­nu­jącą, pozba­wioną kon­troli ener­gią, aby oswoić ją i zara­zem nie spra­wić, że utraci żywot­ność?

„Nie chcę rezy­gno­wać z tego szczę­ścia”

Jest w tym pewna sprzecz­ność: nie chcesz rezy­gno­wać ze szczę­ścia zwią­za­nego z posia­da­niem kochanka, ale jed­no­cze­śnie pra­gniesz tę rela­cję pozba­wić jej natury, wyrwać z jej eko­sys­temu i prze­nieść do domu. Dla­czego tak się dzieje? Dyna­mika jest mniej wię­cej nastę­pu­jąca: gdy przy­wią­za­nie zapusz­cza korze­nie, począt­kowe posta­no­wie­nia o „cie­sze­niu się nim, póki się da” czy o „życiu chwilą” zaczy­nają tra­cić na sile, wzra­sta zaś potrzeba bycia razem i przy­szłość zaczyna coraz bar­dziej nie­po­koić. Poja­wiają się argu­menty sta­no­wiące cie­kawą mie­szankę hedo­ni­zmu i kosmicz­nej spra­wie­dli­wo­ści: „Co jest złego w tym, byśmy razem zamiesz­kali? Czy nie zasłu­gu­jemy na szczę­ście? To nie przy­pa­dek, że nasze drogi się spo­tkały!”. Oczy­wi­ście nikt nie „zasłu­guje” na to, by być nie­szczę­śliwy. Pro­blem polega na roz­po­zna­niu, czy jest moż­liwe, by rela­cję kochan­ków prze­isto­czyć w sta­bilne mał­żeń­stwo, nie tra­cąc przy tym tej żywot­no­ści, która tak nas uszczę­śli­wia.

Dla­tego zasta­nów się, czy twoja decy­zja nie wynika wyłącz­nie z pogoni za przy­jem­no­ścią. Czy znasz swo­jego kochanka czy kochankę wystar­cza­jąco, czy może to, co o nim wiesz, wiąże się tylko z wybu­chem miło­snych uczuć, pozba­wio­nym wszel­kich nega­tyw­nych aspek­tów? Zadaj sobie pyta­nie, jakiego szczę­ścia szu­kasz. Praw­dzi­wego, zakła­da­ją­cego twarde stą­pa­nie po ziemi, czy takiego, któ­rego jedyny fun­da­ment sta­nowi pra­gnie­nie, by nic go nie zmą­ciło.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki