Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Zdroworozsądkowe I proste do opanowania techniki, jak budować dobry kontaktu z innymi ludźmi, z którymi niekoniecznie musimy się zgadzać, ale z którymi lepiej współpracować niż rywalizować. Umiejętność budowania więzi może okazać się decydująca, gdy musimy poprosić szefa o podwyżkę, zwrócić uwagę nauczycielce na epizod przemocy w klasie dziecka, poprosić sąsiada, aby ściszył muzykę czy wpoić nastoletniemu dziecku zasady powrotu do domu o określonej porze. Ułatwia nawiązywanie nowych przyjaźni, poprawienie już istniejących relacji rodzinnych i zawodowych oraz otwarcie się na drugiego człowieka.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 379
Data ważności licencji: 7/17/2026
First published as RAPPORT by Vermilion, an imprint of Ebury Publishing. Ebury Publishing is part of the Penguin Random House group of companies.
Tytuł oryginału: Rapport. The Four Ways to Read People
Przekład: Elżbieta Kowalewska
Projekt okładki: Katarzyna Grabowska/&Visual.pl
Redaktor prowadzący: Bożena Zasieczna
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Redakcja: Agnieszka Zygmunt/Słowne Babki
Korekta: Lena Marciniak-Cąkała/Słowne Babki
Copyright © Emily Alison and Laurence Alison, 2020
Author has asserted their right to be identified as the author of the Work Illustrations copyright © David Woodroffe 2020
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2021
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.
ISBN 978-83-287-2008-4
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2021
Dla Heatha – jesteś najlepszym z nas.
Z miłością, mama i tata.
Emily: Rok 1996. Mam 22 lata i jadę windą z czterema mężczyznami. Wszyscy zostali skazani za przemoc i każdy z nich ma problemy psychiczne. Jestem ich opiekunką w więziennym szpitalu. Udajemy się do świetlicy w suterenie budynku, żeby pograć w bilard. Wycieczka do sali rekreacyjnej oznacza podróż z bezpiecznego skrzydła przez trzy systemy zabezpieczeń śluzowych przy wejściu, a następnie zjazd do sutereny niewygodną, małą, jasno oświetloną windą zalatującą środkiem czyszczącym. Kojarzy mi się to z wejściem do środka wielkiego stalowego wózka do przewożenia gorących dań, jakie pokazują na filmach.
Stoję w głębi windy, obok przycisków. Czterej mężczyźni tłoczą się naprzeciwko mnie. Każdy z nich, zanim tu trafił, robił straszne rzeczy. Mimo to lubię z nimi pracować. Postrzegam ich jako ciekawych, skomplikowanych i uprzejmych ludzi.
Oto Will. Dokonał pięciu brutalnych gwałtów. Widzę, jak pociera swój tatuaż – pięć małych gwiazdek na dłoni, i lekko wykrzywiam usta. Will utrzymywał, że zrobił je sobie, „by mu przypominały o jego złych czynach”, ale główny psycholog uważa, że to raczej pamiątki pozwalające mu przeżywać na nowo swoje zbrodnie. Stoi obok Isaaca, który przestępuje niezręcznie z nogi na nogę. Isaac jest barczysty jak wrota stodoły i niezbyt rozmowny. Podczas epizodu psychotycznego udusił swego starego ojca. Rzadko podnosi wzrok znad butów, a odzywa się tylko zagadnięty. W skrzydle godzinami gra w karty. Jest zadowolony, ale głównie milczy.
– Czy mógłbyś wcisnąć B? – pytam trzeciego mężczyznę, Charlesa. Chudy jak tyczka osiemnastolatek cierpi na schizofrenię paranoidalną i jest notorycznym podpalaczem. Wiele razy wzniecał pożary traw w swojej okolicy, aż doszło do tego, że podpalił południowe skrzydło szkoły podstawowej. Na szczęście zrobił to w niedzielę rano, więc nikogo w środku nie było, ale straty wyniosły setki tysięcy dolarów. Policja znalazła go na huśtawce na placu zabaw, gdzie bujając się, spokojnie obserwował pożar szkoły. Charles jest bardzo grzecznym i przyjaznym chłopakiem. W skrzydle głównym często widzę, jak opowiada dowcipy termostatowi na ścianie w stołówce.
– Jasne – odpowiada, naciskając B. Drzwi zamykają się bezszelestnie.
Milczenie mężczyzn jest irytujące, aż zastanawia mnie, czy coś jest nie tak. Czyżby mieli na oddziale jakąś sprzeczkę, o której nie wiem? Nie przekomarzają się ani nie żartują jak zazwyczaj. Gdy jedziemy w dół, czuję rosnące w powietrzu napięcie, jak ledwie słyszalne trzaski w tle. Winda się zatrzymuje, drzwi się otwierają. Trzej mężczyźni wychodzą, jeden nie.
Ten czwarty to Jerome. Ma ponad 180 centymetrów wzrostu i waży prawie 100 kilogramów. Stoi jak monolit w drzwiach windy. On również cierpi na schizofrenię paranoidalną, ale budzi o wiele większą grozę niż delikatny Charles. Ma za sobą historię gwałtownych wybuchów agresji. Jako 19-latek został skazany za zabicie staruszki, swojej sąsiadki, którą podejrzewał o szpiegowanie go i nagrywanie jego rozmów dla CIA. Zapukał do jej drzwi o trzeciej po południu, a gdy mu otworzyła, zadał jej 12 ciosów w głowę młotkiem ciesielskim. Miała 82 lata.
– No, Jerome, wychodzimy – mówię, myśląc jednocześnie: „Jaki jest ten kod wzywania pomocy?”.
– Nie – odpowiada. – Panie mają pierwszeństwo. – Na jego twarzy pojawia się nieco złowieszczy uśmiech, gdy pokazuje, żebym przeszła.
– Jerome – mówię, a włosy na karku stają mi dęba. – Znasz przepisy: ja wychodzę ostatnia, tak?
– No taaa, ale ja nie lubię przepisów – stwierdza i jego twarz nagle ciemnieje jak chmura gradowa. Odwraca się do mnie przodem. Jeden palec trzymam na guziku blokującym drzwi, drugi na radiotelefonie. Czuję rosnący ucisk w gardle.
– Wiem, Jerome, jednak wszyscy musimy ich przestrzegać. Nie mogę wyjść, dopóki ty nie wyjdziesz, tak to działa – mówię, starając się zachować spokój, choć usta mi drętwieją ze strachu. – Chodźmy już pograć w bilard, to lepsze, niż stać tutaj, prawda? – Uśmiecham się do niego w napięciu, ale próbuję być spokojna.
Cisza się przedłuża… Patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami, z ustami zaciśniętymi ze złości. Myśl, że może mnie uderzyć, przejmuje mnie dreszczem, ale staram się z całych sił wyglądać na zrelaksowaną. Krew pulsuje mi w skroniach tak głośno, że aż dziwne, że on tego nie słyszy.
– Nie ruszę się stąd, dopóki ty tego nie zrobisz – oznajmiam spokojnie, lecz zdecydowanie, wytrzymując jego wzrok.
Twarz mężczyzny wykrzywia się w gniewie, pociemniałe oczy ciskają gromy. Zbliża się do mnie i mierzy z góry piorunującym spojrzeniem. Sapie ciężko, a opuszczone po bokach ręce zaczynają się trząść.
Mówię do siebie w myśli: „Czy możesz teraz wziąć radiotelefon? Nie! Jeśli chwycisz za radiotelefon, to koniec. Zatłucze cię na śmierć w tej windzie! Och, ty głupia… Oni tu będą dopiero za dwie minuty, a ty umrzesz w 30 sekund. Spójrz na jego ręce! Wyglądają jak kafary!”.
Jerome schyla się i syczy mi prosto w twarz:
– Nie lubię, gdy kobiety mówią mi, co mam robić, ciężko to znoszę. Zapamiętaj to – dodaje, charcząc i dźgając mnie w twarz palcem.
– Dobrze, Jerome, obiecuję ci to – mówię cicho, nadal patrząc mu prosto w oczy, podczas gdy serce podchodzi mi do gardła.
Wtedy on nagle się odwraca i wychodzi na schody, kierując się w stronę sali rekreacyjnej.
Gdy już przełknęłam całą gorycz lęku i ręce przestały mi się trząść z napięcia, poprosiłam przez radio o przysłanie na dół drugiej osoby z personelu, aby pomogła mi eskortować mężczyzn z powrotem do głównego budynku. Wtedy też szpital wprowadził zwyczaj eskortowania trzech lub więcej pacjentów przez dwóch pracowników.
Dla mnie jednak to z pewnością nie była jedyna lekcja odebrana tamtego dnia.
Patrząc wstecz, wiem, że miałam wtedy świadomość, iż utrzymanie jakiegoś rodzaju łączności z Jeromem było decydującym czynnikiem w czasie tych kilku sekund, gdy podejmował decyzję, czy ruszyć na mnie, czy stać w miejscu; czy ze mną rozmawiać, czy po prostu stłuc mnie na miazgę. Jestem pewna, że gdybym podniosła na niego głos, nalegała, by robił to, co każę, lub próbowała wzywać pomoc, skończyłoby się to całkiem inaczej dla nas obojga.
Nie chciał, żebym mu mówiła, co ma robić, więc nie mówiłam. Nie chciałam też robić tego, co on chciał, żebym zrobiła – czyli odwróciła się do niego plecami – więc spokojnie, w milczeniu, trwałam na swoim miejscu. Przede wszystkim podczas tej konfrontacji musiałam nawiązać z nim jakiś kontakt, aby postrzegał mnie jako osobę, a nie przeszkodę lub, co gorsza – wroga. Zachowując pewność siebie i spokój (choć żołądek zaciskał mi się ze strachu) oraz mówiąc tonem spokojnym, lecz zdecydowanym (choć w duchu wołałam o pomoc), nie spowodowałam eskalacji zachowania Jerome’a. Co najważniejsze, nie usiłowałam go zmuszać do poddania się mojej woli (by wyszedł z windy), a zamiast tego cierpliwie słuchałam, czego chciał on (żeby mu nie mówić, co ma robić).
W tamtym czasie nie stosowałam jeszcze świadomie nabytych umiejętności. Po prostu próbowałam wyjść z tej windy żywa, kierowałam się instynktem. Teraz już wiem, że by ratować siebie, zastosowałam wtedy konkretną metodę, którą nazywam rapportem, czyli zdolnością do budowania dobrego kontaktu z innymi ludźmi.
Sposób, w jaki zwracałam się do Jerome’a, utkał między nami niewidzialną, lecz mocną nić porozumienia na kształt nici pajęczej, która w tamtej chwili powstrzymała go od decyzji, żeby mi zrobić krzywdę, i pozwoliła nam wyjść z sytuacji z twarzą oraz nienaruszoną powłoką cielesną. Żadne z nas nie chciało zakończyć tego wieczoru na podłodze windy. Gdyby on postanowił mnie na nią rzucić, miałabym małe szanse, aby go powstrzymać. Gdybym wezwała pomoc przez radiotelefon, prawdopodobnie oboje byśmy na niej wylądowali.
Nawet w tak skrajnych sytuacjach często istnieje jakaś szansa na porozumienie. Odkryliśmy, że gdy już się z kimś takie porozumienie nawiąże, jest mu trudniej nas zaatakować, trudniej się z nami spierać, a nawet – trudniej kłamać. Nasze badania wykazują, że znalezienie takiego porozumienia to coś więcej niż zwykłe kierowanie się instynktem. Przepis na osiągnięcie porozumienia zawiera w sobie szczególne składniki, na których poszukiwaniu spędziliśmy ponad 20 lat.
CO TO JEST RAPPORT?
Rapport to termin trudny do zdefiniowania. Co oznacza mieć z kimś rapport? Zazwyczaj rozumie się przez to natychmiastowy dobry kontakt między dwiema osobami, harmonijną relację, cechującą się zgodnością, wzajemnym zrozumieniem lub empatią. Inaczej mówiąc, dobry kontakt występuje wtedy, gdy dwoje ludzi „się dogaduje”.
Brzmi to prosto i nieskomplikowanie. Nawet jeśli nie umiemy tego zdefiniować, zapewne rozpoznamy, że to mamy, a już na pewno, że tego nie mamy. Ale czy w przypadku, gdy mamy z kimś dobry kontakt, wiemy, jak go nawiązaliśmy? A jeśli go stracimy, czy rozumiemy dlaczego? Jeżeli nie możemy z kimś osiągnąć porozumienia, to czy potrafimy zdiagnozować, co stoi temu na przeszkodzie? Z pewnością możecie podać przykłady z życia i osobistego, i zawodowego, kiedy od razu bez problemu się z kimś rozumiecie, a także inne, gdy chcielibyście uciec na kilometr, byle uniknąć z kimś kontaktu.
Za większością naszych udanych relacji z ludźmi kryje się wzajemne zrozumienie. Często o tym nie wiedząc, każdego dnia zajmujemy się budowaniem i utrzymywaniem go wobec innych ludzi. W ten sposób nawiązujemy i podtrzymujemy związki – od pogawędki o pogodzie z kimś obcym po utrzymywanie złożonych, wielopoziomowych relacji z najbliższymi nam ludźmi. A jednak większość z nas ma trudności z nazwaniem specyficznych cech składających się na dobry kontakt. Z tego powodu tak trudno się go nauczyć, a jeszcze trudniej nawiązać, jeśli nie zaistnieje naturalnie.
Czy można się więc nauczyć, jak zbudować harmonijną relację? Na podstawie naszych badań psychologicznych stwierdzamy, że absolutnie można. Poznanie recepty na to pomaga lepiej poukładać wszystkie relacje z ludźmi. Tworzenie więzi wymaga wszechstronnych i dobrze ugruntowanych umiejętności porozumiewania się z ludźmi, a także zdolności do empatii i adaptacji. Co zaś najtrudniejsze, wymaga podjęcia wysiłku w celu słuchania i rozumienia innych, zamiast skupiać się na swoich priorytetach czy punkcie widzenia.
Dla wielu z nas może to być niezwykle trudne, zwłaszcza jeśli mamy zwyczaj torowania sobie drogi w życiu, domagając się wszystkiego najgłośniej i najbardziej nieustępliwie. Słuchanie i rozumienie potrzeb innych ludzi może się wydawać sprawą drugorzędną wobec zdobywania tego, co chcemy zdobyć. Jednak słuchanie innych umożliwia nam zrozumienie ich celów i ocenę, czy pokrywają się one, czy też są w konflikcie z naszymi własnymi. Rozumienie potrzeb innych pozwala nam zdecydować, czy możemy znaleźć skuteczny kompromis, czy musimy skupić się na minimum i przetrwać dany konflikt.
Zdolność do tego, by słuchać innych, i wysiłek, by ich zrozumieć, przedkładać ponad własne dążenie do bycia wysłuchanym, stanowi prosty, ale istotny krok, jaki możemy zrobić dla wzajemnego zrozumienia.
DLACZEGO DOBRY KONTAKT JEST WAŻNY
Zdolność do budowania dobrego kontaktu z innymi ludźmi jest podstawową umiejętnością życiową, niezbędną do tworzenia silnych, bliskich związków, ale może być też decydująca w licznych sytuacjach zawodowych. Przez całe nasze życie zawodowe doradzaliśmy policji, wojsku i innym organizacjom, jak uzyskiwać wiarygodne informacje i dowody od przesłuchiwanych. Umiejętność nawiązywania dobrego kontaktu z innymi ludźmi to nie tylko fundament udanych związków; to także najlepsza droga do uzyskania informacji od ludzi trudnych.
Przedstawione w tej książce podejście opiera się na naukowej analizie tego, jakie strategie skłaniają ludzi do otwarcia się i mówienia. Wbrew temu, co nam wmawia Hollywood (i niektórzy politycy), nie są to pogróżki wobec ich rodziny, cios pięścią w twarz ani tortury podtapianiem. To umiejętność budowania dobrego kontaktu z innymi ludźmi.
W 2012 roku, jako członkowie Zespołu ds. Przesłuchiwania Ważnych Więźniów (HIG), dostaliśmy zlecenie zbadania strategii, która byłaby skuteczna w pozyskiwaniu informacji i dowodów od podejrzanych o terroryzm. Grupę tę utworzył w 2009 r. prezydent Barack Obama, aby usprawnić przesłuchiwania podejrzanych o terroryzm tuż po ich aresztowaniu oraz udaremnić dalsze ataki terrorystyczne w Stanach Zjednoczonych i krajach sojuszniczych. Zespół HIG służy jako baza danych dotyczących najlepszych metod przesłuchiwania, uzyskanych doświadczeń i badań przeprowadzonych na potrzeby rządu federalnego. Członkowie HIG reprezentują następujące agencje rządowe USA: FBI, CIA, Departament Obrony, Departament Bezpieczeństwa Krajowego i Radę Bezpieczeństwa Narodowego. Stanowią centrum światowych badań naukowych na temat przesłuchań.
Celem naszych badań było znalezienie alternatywy dla tortur. HIG chciał się dowiedzieć, czy metody wypracowane przez nas przez lata doradztwa i przesłuchiwania podejrzanych o przestępstwa sprawdzą się w przypadku ważnych więźniów.
Dotychczasowe analizy stosowania metod brutalnych, jak tzw. zaawansowane techniki przesłuchań, wykazały iż takie strategie[a] nigdy nie są skuteczne1. Za ich pomocą uzyskiwano co najwyżej informacje zafałszowane, a najczęściej żadnych. Ponadto stosowanie tortur całkowicie i na bezprecedensową skalę zniszczyło reputację służ bezpieczeństwa i psychologów oraz sprawiło, że świat zamiast bezpieczniejszym stał się jeszcze bardziej niebezpiecznym miejscem2. Przekonaliśmy się, że armie, zarówno amerykańska, jak i brytyjska, pragnęły nauczyć się inteligentnego i otwartego podejścia do sprawy, a potem je wdrożyć. Niektórzy czytelnicy mogą być zaskoczeni tym stwierdzeniem, biorąc pod uwagę nasze badania nad stosowaniem tortur w czasie wojny z Afganistanem czy Irakiem.
Jednak i my, i wielu innych badaczy potwierdziło, iż prawdziwi eksperci w dziedzinie przesłuchiwania wiedzą, że zbudowanie więzi lub jakiegoś rodzaju łączności to najpewniejszy sposób uzyskania informacji. Mają oni na uwadze i rozumieją szkody powodowane przez użycie siły i środków przymusu, toteż nie zalecają ani sami nie stosują tortur.
Tortury nie znalazły się w salach przesłuchań dlatego, że eksperci nagle zakasali rękawy i wyciągnęli broń największego kalibru. Nie, wprowadzili je szarlatani i nowicjusze, którzy używali teatru wojny jako gigantycznej szalki Petriego. To, co się działo, nie było złem koniecznym, lecz złem całkowicie nieskutecznym. Nie trzeba było wiele czasu, by wymknęło się ono spod kontroli, doprowadzając do tak mrocznych i ponurych zjawisk jak więzienie Abu Ghurajb w Iraku czy obóz prześwietleń w Guantanamo, a także wydawanie więźniów i sankcjonowanie przez państwo tortur wobec naszych wrogów.
Nie bądźmy wszakże naiwni. Tortury nie prowadzą do pozyskania wiarygodnych informacji od terrorystów, podobnie jak nie zdziała tego częstowanie ich herbatą i ciastkami. Są sytuacje, w których ustanowienie kontroli i osiągnięcie podporządkowania są absolutną koniecznością, a uzyskanie informacji jest sprawą życia lub śmierci. To zrozumiałe, że w takich okolicznościach przeważa dążenie do ich zdobycia „w każdy niezbędny sposób”.
Z tych powodów, gdy stosowaliśmy nasz model w tym zakresie, musiał on nie tylko być zgodny z zasadami prawa i kodeksem etycznym, do którego przestrzegania zobowiązaliśmy się jako psychologowie, lecz także być poparty dowodami naukowymi na to, że faktycznie działa. Nie da się rozwiązać problemu, mówiąc ludziom jedynie, jak go nie rozwiązywać. Trzeba zaproponować realne wyjście.
Badania akademickie nie zawsze są zorientowane na rozwiązania. My oboje zawsze byliśmy bardziej zainteresowani prowadzeniem badań, które służyłyby bezpośredniemu zastosowaniu w działaniu, niż dyskusją o koncepcjach zrozumiałych jedynie przez elitarną grupę akademików. Nasza praca powinna mieć znaczenie dla prawdziwego świata i pomagać prawdziwym ludziom. Musi być bardziej wiarygodna niż badanie, w którym za pięć funtów wynagrodzenia studenci udają, że są terrorystami, i odmawiają udzielania informacji innym studentom, którzy za tyle samo udają policjantów. Wiedzieliśmy, że tych kwestii nie da się rozwiązać poprzez symulację w wykonaniu studentów.
Potrzebowaliśmy obserwacji prawdziwych terrorystów i prawdziwych śledczych prowadzących przesłuchania. W tym celu zapewniliśmy sobie dostęp do największej bazy danych policyjnych na temat przesłuchań skazanych terrorystów na całym świecie.
Przed rozpoczęciem tych badań mieliśmy już doświadczenie z pierwszej ręki w stosowaniu strategii omawianych w niniejszej książce do bardzo wielu spraw – od wspierania rodziców mających problemy z dziećmi po przesłuchiwanie podejrzanych o takie przestępstwa, jak morderstwo, gwałt i rozbój.
Czy jednak to samo podejście sprawdzi się w przypadku terrorystów? Czy ludzie przepełnieni nienawiścią do wszystkiego, co reprezentuje osoba po drugiej stronie stołu, zareagują na strategię opartą na wzajemnym zrozumieniu? Czy te same metody, które skłaniają nastolatki do opowiadania, jak im minął dzień, zadziałają wobec terrorystów?
Aby znaleźć odpowiedź, testowaliśmy tę technikę przez ponad 2000 godzin przesłuchań dla wymiaru sprawiedliwości. Z zadziwiającym rezultatem. Model porozumienia, który stworzyliśmy, sprawdzał się nadzwyczajnie dobrze nawet w tym nieprzyjaznym kontekście. Zastosowane przez przesłuchujących podejście miało olbrzymi potencjał wpływania na decyzję podejrzanego, by mówić. W całej grupie testowej użycie strategii opartej na wzajemnym zrozumieniu powodowało znaczny wzrost „wydajności”, czyli uzyskania informacji znaczącej dla śledztwa czy dowodowej. Dobry kontakt nie dawał gwarancji, że ktoś zacznie mówić, ale najwyraźniej zwiększał szansę sukcesu przesłuchującego nawet w bardzo trudnych okolicznościach3.
ZNACZENIE WZAJEMNEGO ZROZUMIENIA DLA WSZELKICH RELACJI
Wyniki uzyskane podczas tego szkolenia zdumiały nas i napełniły pokorą, nie tylko ze względu na rezultaty osiągnięte w przypadku uczestników przesłuchań, lecz także z powodu oddziaływania na nich jako ludzi. Część naszego personelu z policji, wojska i ze służb ratunkowych oświadczyła, że szkolenie skłoniło ich do przemyślenia zarówno swej zawodowej relacji z przesłuchiwanymi, jak i… osobistych związków. Nierzadko stosowali oni pokazywane przez nas metody w trudnych rozmowach ze swoimi partnerami, nastoletnimi dziećmi, a nawet ze zwierzchnikami. Tak różnorodne zastosowanie zmotywowało nas do tego, by rozpowszechnić ten model wśród szerszej rzeszy ludzi poprzez niniejszą książkę.
Budowanie dobrego kontaktu ma dwa główne aspekty, które przedstawimy w książce. W pierwszej części zajmiemy się czterema filarami metody. Są to: uczciwość, empatia, autonomia i refleksja (UEAR). UEAR stanowi instrukcję polepszenia kontaktu z innymi ludźmi i zwiększa nasze szanse na uzyskanie pożądanego rezultatu.
Drugi aspekt to opanowanie czterech podstawowych stylów komunikacji. Często podsumowujemy je, przedstawiając je jako totemiczne zwierzęta.
• Tyranozaur. Jak sobie poradzić z konfrontacją. Gdy argumentujesz lub stawiasz wyzwanie, bądź szczery i otwarty. Nie atakuj, nie bądź sarkastyczny, nie groź.
• Mysz. Jak kapitulować. Gdy musisz ustąpić lub okazać uległość, pokorę bądź cierpliwość – unikaj pokazywania słabości i niepewności.
• Lew. Jak zdobyć kontrolę. Dobrzy przywódcy są przejrzyści i opanowani, wyznaczają ramy i wspierają innych. Nie są wymagający, dogmatyczni ani pedantyczni.
• Małpa. Jak zbudować współpracę. Gdy chcesz współpracować, okaż ciepło, zainteresowanie i poczucie wspólnoty. Uważaj, żeby nie popaść w zbytnią poufałość i niewłaściwą intymność.
W dalszej części książki rozwiniemy temat tych stylów i omówimy, który z nich zastosować w różnych możliwych sytuacjach. Będziecie również mogli określić, stylem którego zwierzęcia najczęściej się posługujecie, aby móc poszerzyć swoje umiejętności w kontaktach interpersonalnych i osiągnąć mistrzostwo w budowaniu porozumienia.
Dobry kontakt nie zagwarantuje, że usłyszymy spowiedź, ani nie da nam pewności, czy ktoś nie kłamie. Nie istnieje nic, co by to zapewniało. Zwiększa on jednak znacznie nasze szanse na uzyskanie przydatnych informacji. W badaniach nad przesłuchiwaniami mieliśmy do czynienia z wieloma bardzo doświadczonymi kryminalistami, dobrze obeznanymi z przesłuchaniami i niemającymi zamiaru ujawniać podczas nich żadnych informacji. Najbardziej jawnie okazywał to pewien koleś, który dosłownie zsunął kaptur na twarz i zasłonił usta w chwili, gdy włączono magnetofon, i tak pozostał do samego końca. Po cóż więc stosować zasady wzajemnego zrozumienia wobec kogoś tak ewidentnie nastawionego na odmowę jakiejkolwiek współpracy? Jeśli nie zamierza w ogóle mówić, jaki sens ma podejmowanie takiego wysiłku?
Fascynujące było to, że gdy niektórych takich łebskich twardzieli traktowano w duchu dobrego kontaktu, wciąż nie mówili ani słowa podczas nagrywania, ale byli bardziej skłonni do udzielania istotnych dla śledztwa informacji po jego wyłączeniu. Był wśród nich mężczyzna, który po przesłuchaniu poprosił o mapę, zaznaczył na niej po prostu kółkiem trzy miejsca i oddał przesłuchującym. W każdym z tych miejsc policja znalazła ciało. Zdaniem śledczych przesłuchiwany ujawnił te miejsca przez szacunek do zasady „wydawania wrogowi poległych na wojnie”. Chodzi o to, że nie musiał im nic mówić, lecz postanowił to zrobić z szacunku i zgodnie ze swoimi „wartościami”, jakkolwiek dziwne by one były. W kontekście naszego rozpracowywania siatek przestępczych i terrorystycznych dobry kontakt zawsze ma sens.
Takie podejście interpersonalne ma związek z czymś, co jest zakodowane w nas wszystkich, czy mamy tego świadomość, czy nie. Oboje jesteśmy psychologami i ekspertami w zakresie nawiązywania dobrego kontaktu, a także od 20 lat jesteśmy małżeństwem. Omawiane metody działają, gdy stosujemy je w naszych wzajemnych relacjach. Mamy nastoletniego syna i działają także na niego, nawet jeśli on wie, że je stosujemy. Działają też na nas, gdy to on je stosuje! Piękno tego podejścia polega na tym, że nie wymaga ono uciekania się do oszustwa ani zawiłych strategii, a jest skuteczne nawet wtedy, gdy druga osoba jest w nie wtajemniczona.
Miejcie jednak świadomość, że nie jest to książka o tym, jak namówić ludzi, żeby kupowali rzeczy, których ani nie chcą, ani nie potrzebują. Nie jest ona również o tym, jak zastosować pewne sztuczki mentalne, żeby zmusić innych do mówienia wam rzeczy, których wcale nie chcą wam powiedzieć. Jeśli wykorzystamy te metody prawidłowo i dobrze, druga osoba nie powinna kończyć spotkania ze zdziwieniem i z poczuciem, że została rozegrana, jak po namówieniu do kupna starego grata w salonie używanych samochodów.
Autentyczny dobry kontakt to nawiązanie prawdziwego porozumienia z kimś, a nie zastosowanie jakiejś sztuczki, która przestaje działać natychmiast po zakończeniu rozmowy. Dobry kontakt polega na utrzymaniu i współczucia dla innych, bez względu na to, jak zachowują się wobec nas, na godnym traktowaniu. Są to wyraźnie pozytywne wartości dawane innym, wymagające uważności i wysiłku. Jak mogą ci pomóc?
CO TA KSIĄŻKA MOŻE DAĆ TOBIE
Niedawne badania udowodniły, że głębia i znaczenie naszych osobistych i zawodowych relacji wiążą się bezpośrednio z naszym zdrowiem psychicznym, a także długowiecznością. Obie te korzyści są warte zainteresowania się opanowaniem umiejętności budowania wzajemnego zrozumienia4.
Odkrycie drogi do nauczenia się tego przedstawionej w naszej książce może ci pomóc w:
• nawiązywaniu nowych przyjaźni i kontaktów oraz uniknięciu izolacji społecznej;
• wzmocnieniu i pogłębieniu twoich obecnych związków z partnerem, dziećmi, przyjaciółmi i rodzicami, w miarę przechodzenia przez kolejne etapy życia;
• otwarciu drzwi do bardziej efektywnych kontaktów w biznesie poprzez doskonalszą komunikację i zdolność do bycia bezpośrednim w relacjach z pracownikami, kierownictwem i ważnymi klientami;
• lepszym zrozumieniu innych, nawet gdy się z nimi nie zgadzasz, oraz radzeniu sobie w trudnych sytuacjach i wyzwaniach w sposób produktywny, a nie destrukcyjny.
Dobry kontakt to podstawa zdrowych relacji i tajemna broń skutecznych rozmówców. Po przeczytaniu tej książki będziecie mieli wszelkie narzędzia potrzebne do tego, by z niego korzystać.
W pierwszym rozdziale powiemy, dlaczego te autentyczne kontakty z innymi są tak ważne i co sprawia, że stanowią klucz do zdrowia, szczęścia i sukcesów oraz dłuższego życia.
Gdy rozumiemy powiązanie między tym, jak żyjemy, a tym, jak długo żyjemy […], dostrzegamy, że ta zależność jest jednym z najpotężniejszych wyznaczników naszego dobrostanu i przetrwania.
Dean Ornish, założyciel i prezes Instytutu Badawczego Medycyny Zapobiegawczej i profesor medycyny klinicznej na Uniwersytecie Kalifornijskim
Laurence: Może to być informacja stresująca dla zagorzałych introwertyków, lecz ostatnie badania wykazują, że kontakt z innymi ludźmi jest decydujący dla zdrowia fizycznego i psychicznego. Sam jestem z natury całkowitym introwertykiem i gdy tylko mam trochę więcej czasu, żeby się odizolować i poświęcić pracy lub pisaniu, to wydaje mi się, że to jest właśnie recepta na szczęście. To prawda, że to, co dla ekstrawertyka oznacza osamotnienie, dla introwertyka jest błogą samotnością. Jednak poza tym, że czasem cieszę się z bycia sam, wciąż potrzebuję regularnych kontaktów z ludźmi. Jak mówił dziewiętnastowieczny satyryk Josh Billings, „odosobnienie dobrze jest odwiedzić, ale kiepsko stale tam pozostawać”.
Zauważyłem, że po dłuższym okresie izolowania się wszelkie kontakty międzyludzkie nagle stają się dużo trudniejsze. Nawet zdawkowa rozmowa w supermarkecie wydaje się dziwna i idzie niezdarnie. Tak jakby umiejętności towarzyskie były mięśniem, który należy regularnie ćwiczyć, bo inaczej zacznie zanikać. Własne doświadczenia szybko mnie nauczyły, że jeśli chcę sobie stworzyć możliwości takiego życia i kariery, jakich pragnę, muszę w sobie rozwinąć wiele umiejętności, których nie dała mi natura.
Na przykład w szkole byłem straszliwie nieśmiały. Szybko zrozumiałem, że muszę to przezwyciężyć, muszę umieć pokonać swoją wygodną introwertyczność. Nasza naturalna osobowość nie musi nam wyznaczać granic dla umiejętności społecznych. Wysiłek i praktyka pozwalają się przystosować i przekroczyć własną strefę komfortu. Jeśli chodzi o zdolność do nawiązywania relacji z ludźmi, nie możemy się zdać na szczęśliwy los ani traktować tego jak luksusu. W rzeczy samej to podstawowa umiejętność życiowa.
NIKT NIE JEST WYSPĄ
Odizolowanie od innych nie jest uwolnieniem; w istocie wyrządza nam, jako ludziom, ogromną szkodę. W 1951 roku Donald Hebb, psycholog z Uniwersytetu McGilla, zbadał wpływ izolacji na zdrowie psychiczne5. Była to próba stworzenia systemu obrony przed stosowanym przez Sowietów u jeńców wojennych podczas wojny koreańskiej pozbawianiem ich bodźców zmysłowych. Jego zespół badawczy opłacił grupę studentów płci męskiej, których zamykano w małych pomieszczeniach, pozbawiając ich wszelkiej stymulacji sensorycznej – nie czuli tam żadnych zapachów, nic nie widzieli i nie słyszeli. Przez cały czas mieli zasłonięte oczy, a na uszach słuchawki blokujące wszelkie dźwięki. W eksperymencie planowano ocenić wpływ pozostawania w kompletnej izolacji przez sześć tygodni. Najbardziej wytrwały student wytrzymał siedem dni.
Po siedmiu dniach uczestnicy stwierdzili, że zaczynają tracić zdolność trzeźwego myślenia i nie są w stanie podejmować decyzji. Przed eksperymentem z optymizmem i entuzjazmem mówili o tym, co będą robili podczas swej błogiej izolacji. Wielu zamierzało planować prace semestralne, powtarzać materiał lub rozmyślać na temat swoich studiów.
Zamiast tego zauważono, że uczestnicy szybko tracili kontakt z rzeczywistością. Wielu z nich zaczynało mieć halucynacje, a jeden student powiedział, że wielokrotnie widział i słyszał szczekające na niego psy. U innych rozwinęła się tak ostra paranoja, że wydawało im się, iż są celem ataków ze strony rządu lub innych sił. Nie byli w stanie wykonać w myśli podstawowych zadań arytmetycznych, stali się rozchwiani emocjonalnie i niespokojni. Byli też wysoce podatni na sugestie i łatwo ulegali wpływom. Wniosek był oczywisty: izolacja czyniła ludzi niestabilnymi, ulegającymi wpływom i podatnymi na manipulacje. Ewidentnie szkodziła ich zdrowiu psychicznemu.
Przeprowadzono także kilka specjalnych badań psychologicznych nad więźniami w odosobnieniu. Po przeprowadzeniu wywiadów z setkami takich osób psychiatra Stuart Grassian otrzymał wyniki podobne do tych, jakie kilkadziesiąt lat wcześniej uzyskano na Uniwersytecie McGilla: pozostawanie w samotności i odosobnieniu powoduje halucynacje oraz ataki paniki i paranoi6. Więźniowie doświadczali trudności w myśleniu i koncentracji, a ich zdolność do zapamiętywania została ciężko upośledzona. Wyniki te szczególnie martwią, jeśli wziąć pod uwagę znaczny poziom odosobnienia stosowanego obecnie w amerykańskim systemie penitencjarnym, dotyczący od 80 do 100 tysięcy więźniów poddanych ścisłemu odosobnieniu w danym momencie[b].
Badania sugerują, że fizjologiczne i psychologiczne konsekwencje ścisłego odosobnienia utrzymują się jeszcze długo po wyjściu na wolność. Psycholog Craig Haney odkrył, że nawet po powrocie do społeczeństwa jednostki, które przeszły takie odosobnienie, miały wyjątkowe trudności z dostosowaniem się. Nie były już w stanie tworzyć zdrowych i trwałych więzi z innymi ludźmi, a często przyznawały, że czują się bezradne i pozbawione nadziei7. Ich umiejętności życia w społeczeństwie i nawiązywania kontaktu często uległy nieodwracalnemu zniszczeniu, co pozostawiło je samym sobie, odcięte od reszty społeczeństwa. Oznacza to wyraźne ograniczenie możliwości ponownej, skutecznej integracji ze swoją społecznością karanych więzieniem po długim przebywaniu w ścisłym odosobnieniu. Dotyczy to także ich zdolności do podjęcia pracy, rodzicielstwa czy radzenia sobie z konfliktami z ludźmi. Być może odizolowanie kogoś od reszty więźniów jest skutecznym środkiem, lecz skutki tej izolacji najwyraźniej prześladują go jeszcze długo po opuszczeniu celi, a nawet po zwolnieniu z więzienia.
Gdy tracimy kontakt z innymi, czy to z własnego wyboru, czy z powodu decyzji innych, mogą się zakraść i ogarnąć nas samotność i depresja. Gdy tak się stanie, jeszcze trudniej będzie zrobić wysiłek w kierunku odzyskania relacji. Niekiedy ludzie wpadają w błędne koło izolacji i depresji; walczą o przywrócenie kontaktu, ale poczucie osamotnienia pogłębia ich depresję i powoduje dalsze izolowanie się, co prowadzi do jeszcze większej trudności w odzyskaniu kontaktu, pogłębienia depresji i coraz większego poczucia osamotnienia – spirala ta ściąga ich w dół.
OSAMOTNIENIE – CICHY ZABÓJCA
Osamotnienie to nie to samo co pozostawanie w samotności. Osoba doświadczająca osamotnienia odczuwa brak jakiejkolwiek więzi i jakichkolwiek ważnych związków z ludźmi. Manifestuje się on brakiem zrozumienia ze strony otaczających ją ludzi i brakiem wszelkich uczuć bliskości. Można być w rodzinie, mieć absorbującą pracę, każdego dnia spotykać dziesiątki ludzi, a mimo to czuć się straszliwie samotnym, gdyż nikt z tych ludzi nie zna i nie rozumie naszego wewnętrznego ja.
W dzisiejszych zagonionych czasach może być trudno stworzyć i utrzymać bliskość, głównie dlatego, że zrozumienie innego człowieka wymaga poświęcenia czasu, wysiłku i energii. Nasz światowy styl życia, wypełnione skrzynki e-mailowe, konta w mediach społecznościowych i napięte terminarze mogą nas doprowadzić do poczucia odłączenia i pozbawienia rozmów o głębszym znaczeniu. Możemy poczuć, że nie ma w naszym życiu czasu ani energii potrzebnych do zrozumienia zmagań innych ludzi, ponieważ wszystkie zasoby zużywamy na swoje własne walki.
Często porusza się problem samotności w kontekście ludzi starszych, ale warto zwrócić uwagę, iż może ona dotknąć osoby w każdym wieku. W 2018 roku radio BBC 4 we współpracy z Wellcome Trust przeprowadziło ankietę wśród 55 tysięcy ludzi. Okazało się, że nie tylko 25% osób powyżej 75 lat czuje się samotnymi często lub bardzo często, lecz także jest tak w przypadku zaskakującej liczby 40% w wieku od 16 do 24 lat8. Wygląda na to, że tradycyjne więzi z rodziną i najbliższymi zanikają, a coraz więcej ludzi żyje samotnie. W ciągu ostatnich 50 lat w Wielkiej Brytanii liczba gospodarstw jednoosobowych podwoiła się, a w USA – niemal potroiła9. W stolicach całego świata szokujący odsetek ludzi żyje w pojedynkę, na przykład w Paryżu – 50%, w Sztokholmie 58%, a w niektórych częściach Manhattanu – grubo ponad 80%10.
Znaczenie samotności i społecznej izolacji dla zdrowia nie tylko psychicznego, lecz także fizycznego, jest przytłaczająco niedoceniane. Przegląd 148 badań na ponad 300 tysiącach ludzi, przeprowadzony przez Julianne Holt-Lunstad i jej współpracowników na Uniwersytecie Brighama Younga, wykazał, że osamotnienie stanowi ważniejszy czynnik występowania przedwczesnej śmierci niż dieta, ćwiczenia lub nawet palenie papierosów11. Rezultaty były takie same bez względu na wiek, płeć czy początkowy stan zdrowia badanych.
Wydaje się, że osamotnienie sprawia nie tylko cierpienie emocjonalne; to także cichy zabójca. Psycholog John Cacioppo odkrył, że izolacja społeczna może zwiększyć ryzyko przedwczesnej śmierci aż o 20%. W swoich badaniach zarówno na ludziach, jak i na małpach stwierdził, że osamotnienie doprowadziło u nich do istotnych zmian w liczbie białych ciałek krwi. Zwiększyła się liczba białych krwinek wywołujących stan zapalny, a nie tych, które zwalczają choroby. Powstałe w efekcie zmiany fizjologiczne spowodowały wiele związanych z tym zagrożeń chorobowych, jak podwyższone ciśnienie krwi, zaburzenia metabolizmu, bezsenność i zmniejszoną odporność12.
Osamotnienie jest także wiązane ze zwiększonym ryzykiem rozwoju demencji. Robert Wilson i badacze z Centrum Choroby Alzheimera Rush w Chicago przebadali 823 starsze osoby, wszystkie na początku badania wolne od demencji. Stwierdzono, że im bardziej samotni byli badani, tym gorzej wypadali w serii testów na pamięć i percepcję. W ciągu kolejnych pięciu lat u tych, którzy przyznawali, że czują się społecznie odizolowani, postępowało pogarszanie się funkcji poznawczych, a u 76 z nich faktycznie rozwinęła się demencja. Nie dotyczyło to tych uczestników, którzy twierdzili, iż mają mocne więzi społeczne z innymi ludźmi13. Reasumując, badania dowiodły, że osamotnienie może mieć poważny wpływ na nasze zdrowie fizyczne i psychiczne.
Jednak pomimo tak przekonujących badań profesor Catherine Haslam z Uniwersytetu Queensland odkryła, że ogół społeczeństwa ocenia wsparcie społeczne („Ile masz znaczących związków z ludźmi?”) i społeczną integrację („Jak silnie czujesz się związany ze swoją społecznością i z grupami społecznymi?”) jako dwa najmniej ważne czynniki kształtujące przewidywaną długość życia. Haslam w swej ostatnio wydanej książce zauważa14:
Lekarze, doradzając pacjentom, rzadko uwzględniają to, jak ważne jest dbanie o swoje więzi społeczne.
„Zdrowie społeczne” uważane jest często za sprawę prywatną, osobistą i mało znaczącą dla naszego zdrowia fizycznego. Czas spędzany z rodziną i przyjaciółmi postrzegamy jako mało ważny wobec presji współczesnego życia. Jednak badania jasno pokazują, że dbałość o nasze związki społeczne stanowi właśnie najważniejszy element w zapobieganiu chorobom i przedwczesnej śmierci. Nasze zdrowie społeczne okazuje się mieć dużo większe znaczenie medyczne, niż przyznaje to zarówno ogół społeczeństwa, jak i środowisko medyczne. Bliskość nie jest luksusem. Jest decydująca dla naszego dobrostanu i długowieczności.
W płytkich związkach między ludźmi zazwyczaj nie ma potrzeby bliskości. Podobnie jest również w związkach trudnych, pełnych napięć i stresów – nie rokują one pozytywnie. Szczegółowe i obszerne badania Mullan-Harris i Yang nad długością życia w USA wykazały, iż jednostki mające zdrowe więzi społeczne (określone jako wspierające, empatyczne i pozbawione krytycyzmu) miały niższe ciśnienie krwi, mniejszy obwód w talii, mniejszy wskaźnik masy ciała i zredukowany stan zapalny w organizmie – wszystkie cechy powiązane z dłuższym życiem15.
Często usiłując poprawić stan naszego zdrowia, martwimy się przede wszystkim o talię, a następnie być może o sprawność układu sercowo-naczyniowego. Tymczasem najważniejszą rzeczą dla utrzymania naszego dobrostanu fizycznego i emocjonalnego są poczucie bycia kochanym, doznawanie czułości i więzi. Gdybyśmy poświęcali tyle energii na nasze relacje społeczne, ile na dietę i ćwiczenia, zauważylibyśmy, że to one są kluczem do szczęścia, zdrowia i mniejszej podatności na choroby, demencję oraz przedwczesną śmierć.
Zastanów się, jaką wagę obecnie przywiązujesz do utrzymywania ważnych związków we własnym życiu. Czy wieczory z przyjaciółmi, telefony do rodziny lub spacery z dziećmi są ciągle spychane w dół listy najważniejszych spraw z powodu nieubłaganych wymagań zawodowych? Czy nie jesteś w stanie nawiązać żadnej przyjaźni lub więzi z kolegami z pracy, bo wykonujesz kolejne zadania i nie masz czasu na pogawędkę bądź wypicie z kimś kawy, bo goni następny termin? A gdy masz już chwilę przerwy, to jesteś tak zmęczony, że marzysz jedynie o położeniu się pod kocem, oglądaniu telewizji i nierozmawianiu z nikim?
Pielęgnowanie związków z ludźmi musi być dla nas priorytetem, nie tylko dla lepszej jakości codziennego życia, lecz także dla zdrowia i dobrostanu na dłuższą metę. Te same reguły odnoszą się i do naszych osobistych relacji, i do relacji zawodowych.
POLITYKA FIRMY
Przedsiębiorstwa często nie uwzględniają znaczenia dobrych relacji społecznych między pracownikami dla ich wydajności. Badaczka Christina Maslach stworzyła pojęcie wypalenia na określenie stanu, gdy pracownicy nie dają już rady oddać się w pełni emocjonalnie i produktywnie swojej pracy. Pierwsze badania przeprowadziła na pracownikach ekip ratunkowych służb alarmowych. Ludzie ci często czuli się przytłoczeni długimi dyżurami, szokującymi wypadkami oraz trudnym zadaniem ochrony i ratowania innych.
Maslach była ciekawa, czy takie same zjawiska występują w – jak zakładała – mniej ekstremalnych warunkach pracy w korporacji. Jednak, gdy jej zespół badawczy przebadał pewną liczbę dużych przedsiębiorstw tego typu, okazało się, że to nie obciążenie pracą powoduje wypalenie, lecz problemy w relacjach społecznych między członkami załogi. Rywalizacja, politykierstwo, poniżanie, obmawianie, plotki, nieuczciwość i niezauważanie lub niedocenianie wysiłków pracownika – wszystkie one przyczyniały się do wypalenia16. Stwierdzono również, że niektóre firmy jawnie przyjmowały taktykę dzielenia poprzez celowe zachęcanie do morderczej rywalizacji pomiędzy członkami personelu, aby w ten sposób zwiększyć efektywność. Wiele z nich za niespełnianie ciągle rosnących wymagań stosowało nawet groźne konsekwencje, takie jak zmiana statusu lub oceny wydajności.
Instytucje działające w ten sposób nie biorą pod uwagę długoterminowych skutków takich praktyk w miejscu pracy, między innymi problemów zdrowotnych, wyczerpania, upośledzenia snu, konfliktów w pracy, utraty poczucia wartości i na koniec, oczywiście, wypalenia zawodowego personelu. Zamiast tego osoby dotknięte wypaleniem są postrzegane jako zbędne, a następnie zwalniane. A więc co się dzieje z pracownikiem wypalonym zawodowo? Odchodzi. Instytucja musi wtedy rekrutować i przyuczać nową osobę, co jest kosztowne i czasochłonne. Naturalnie nowych pracowników też nie da się utrzymać, jeśli system nie ulegnie zmianie. I cykl się powtarza.
To ludzki odpowiednik intensywnego chowu przemysłowego, w którym praktyka maksymalnej wydajności przy minimalnych kosztach jest realizowana bez względu na jej wpływ na długość czy jakość życia siły roboczej. To bardzo ciekawa analogia. Intensywna hodowla przemysłowa wiąże się ze zwiększeniem transmisji chorób, pogorszeniem ogólnej jakości produktu i skróceniem życia zwierząt17. Dla porównania, badania dowiodły, że propagowanie podobnej kultury organizacyjnej przyczynia się do zwiększonej absencji w pracy z powodu choroby, zmniejszenia kreatywności i innowacyjności, a wreszcie do wypalenia i dużej rotacji personelu. Pracownicy nie chcą być traktowani jak kury w chowie klatkowym. Maslach uważa, że wypalenie jest jak papierek lakmusowy – stanowi ostrzeżenie, że środowisko pracy stało się toksyczne.
Aby przeciwdziałać takim efektom, profesor Maslach proponuje zrównoważone obciążenie pracą, zapewnienie pracownikom wyboru i kontroli, gdy tylko jest to możliwe, uczciwy i sprawiedliwy system uznawania i nagradzania pracy oraz ustanowienie kultury organizacyjnej opartej na uczciwości, szacunku i sprawiedliwości społecznej pośród zatrudnionych. Zalecana przez nią filozofia zarządzania brzmi: „Jesteśmy zespołem, jesteśmy w tym razem”.
Ludzie cyniczni będą zapewne drwić z takiego pomysłu. Tak liczni z nas zostali już pokiereszowani doświadczeniami w instytucjach lub firmach, które wymagały wciąż więcej i więcej, zupełnie nie szanując nas jako jednostek. Jeśli czujesz, że twoje środowisko pracy jest toksyczne i traktują cię tam jak kurę na fermie, może nadszedł czas spojrzeć z większym dystansem na rolę, jaką praca odgrywa w twoim życiu. Priorytetowe potraktowanie swego zdrowia fizycznego i psychicznego będzie rozsądną granicą do wyznaczenia pracodawcy, gdy weźmiemy pod uwagę, jak to wpływa nie tylko na twój dobrostan, lecz także na twoją wydajność i efektywność. Posiadanie pracodawcy, który zwraca uwagę na twój psychiczny dobrostan, leży w interesie zarówno twoim, jak i jego.
Nie powinno być zaskoczeniem, że nasza kultura pracy często na pierwszym miejscu nie stawia dobrostanu społeczno-emocjonalnego. Sięgnij pamięcią do dzieciństwa. Czy skupiano się na wyrabianiu w tobie umiejętności życia w społeczeństwie i tworzenia przyjaźni, czy też na uzyskiwaniu dobrych ocen, zdobywaniu nagród i kształtowaniu sobie życiorysu pod przyszłą rywalizację na rynku pracy?
ZABAWA JEST WAŻNA
Jeśli masz dzieci, jaka wagę przykładasz do ich uspołeczniania? Czy wspierasz je w zawieraniu przyjaźni i pomagasz w ich utrzymaniu przez organizowanie dzieciom spotkań i wspólnych zabaw? Czy poświęcasz tyle samo energii na zachęcanie dziecka do okazywania innym współczucia i dobroci, co na pilnowanie, by wypełniało swoje szkolne obowiązki? Czy cenisz zdrowie społeczne swego dziecka na równi z jego wynikami w nauce?
Możesz odpowiedzieć, że dobroć jeszcze nikomu nie zapewniła miejsca na uniwersytecie. Patrząc wstecz, może nam się wydawać, że większość dziecięcych przyjaźni to już dziś tylko mgliste i dość mało istotne wspomnienia. Jednak musimy pamiętać, że były one dla nas niezmiernie ważne. Te relacje pomogły ukształtować naszą osobowość, poczucie własnej wartości i podstawowe poczucie swego ja, a są to rzeczy niezbędne dzieciom, by mogły sobie układać życie z wiarą i pewnością, gdziekolwiek by się znalazły w przyszłości.
Ostatnio dużo się mówi o rosnącym poziomie stresu i lęku wśród młodych ludzi. Przypisuje się to w dużej mierze presji na dobre wyniki w nauce i rywalizacji. Niedawno przeprowadzone badania sugerują, że nieustanne uczenie się do egzaminów i niedostatek swobodnej zabawy mają negatywny wpływ na emocjonalny i poznawczy rozwój dzieci18,19.
Placówki edukacyjne promujące ocenianie pracy uczniów za pomocą standardowych testów dosłownie rugują z procesu uczenia się wszelką radość. Laurence od ponad ćwierć wieku pracuje na uniwersytecie i to samo obserwuje u części swoich studentów. Jeśli pragną zrobić postępy w nauce i pracować jako psycholodzy kryminalistyczni, nie wystarczą jedynie ich wyniki w nauce. Muszą być kreatywni, myśleć krytycznie, nie szukać zbędnego poklasku czy zanurzać się w pokonywaniu biurokratycznych przeszkód w celu uzyskania najlepszych wskaźników oceny pracy, które i tak zmieniają się wraz z kolejnymi osobami w administracji uczelni. Skupianie się wyłącznie na wynikach testów egzaminacyjnych nie daje pojęcia o kreatywności i integralności danej osoby ani o jej intencjach wniesienia czegoś do świata. Czy ma takie predyspozycje interpersonalne, żeby pokierować całą salą policjantów lub rozmawiać z przestępcami? Nieustanne przeprowadzanie testów to nie jest droga do wykształcenia wszechstronnych, silnych i kompetentnych dzieci i dorosłych. Dlaczego więc nasze systemy forsują taki schemat rywalizacji i przetrwania tych najbardziej przystosowanych do akademickich wymogów? Czy jeśli już weszliśmy na tę ścieżkę, to da się ją jeszcze zmienić?
Dla kontrastu porównano nasz obecny system edukacyjny z fińskim. Fiński system zamiast bezdusznego oceniania za pomocą standardowych testów kładzie jednakowy nacisk na wszystkie aspekty rozwoju młodego człowieka, również na jego osobowość, kreatywność, moralność i uspołecznienie20.
Lucy Clark, autorka książki Beautiful Failures, rzuciła pomysł, by na nowo spojrzeć na to, o co powinno chodzić w edukacji i rozwoju dziecka21. Wzywa ona dorosłych obecnych w życiu dzieci – rodziców, nauczycieli i przywódców społecznych – do opracowania nowych sposobów redukowania presji i rozszerzenia obecnej, wąskiej definicji sukcesu. Zaleca, aby dzieci w swoim rozkładzie dnia miały czas na robienie tego, co kochają – tworzenie, hobby, zabawę i po prostu bycie dziećmi. To właśnie te doświadczenia budują w nich pewność siebie, wytrzymałość i odwagę podejmowania wyzwań w dorosłym życiu. Clark przekonuje, że rodzice i wychowawcy powinni wspierać i cenić dziecko jako całość, a nie tylko koncentrować się na rozwijaniu ich umiejętności akademickich lub związanych z zajęciami pozalekcyjnymi. Powinni się zastanowić, czy ich podopieczni znajdują radość w nauce i czy potrafią kreatywnie, niezależnie myśleć. Umiejętność życia z ludźmi i zawierania trwałych przyjaźni jest tak samo ważna dla budowania podstaw zdrowej, pełnowartościowej dorosłości, jak dodatkowe zajęcia pozalekcyjne i dobre stopnie.
Pielęgnowanie i utrzymywanie przyjaźni stają się jeszcze ważniejsze, gdy posuwamy się w latach, zwłaszcza że na starość nasi bliscy zaczynają odchodzić. Piątka z chemii nie udzieli nam raczej wsparcia w sędziwym wieku, a uzyskamy je dzięki związkom z ludźmi, które podtrzymywaliśmy.
JAPOŃSKIE NIEBIESKIE STREFY
Dan Buettner w swojej książce Niebieskie strefy podaje, że mieszkańcy Okinawy cieszą się najdłuższym życiem na świecie22. Przeciętna długość życia mężczyzn wynosi 84 lata, a kobiet – prawie 90 lat. To od pięciu do dziesięciu lat dłużej niż w większości innych krajów.
Na Okinawie ludzie nie tylko żyją dłużej, lecz także dłużej pozostają zdrowi. Rozwija się u nich jedynie niewielki ułamek chorób wyniszczających populacje Zachodu, takich jak choroba sercowo-naczyniowa i rak. Odnotowują o połowę mniej przypadków demencji, choć istnieje pewne zróżnicowanie na obszarze „niebieskich stref”. Oczywiście, swoją rolę odgrywają tu również dieta i aktywność fizyczna.
Jest wszakże jedno wspólne zjawisko występujące we wszystkich strefach – to obecność silnych, pozytywnych kontaktów międzyludzkich. W „niebieskich strefach” ludzie w różnym wieku są aktywni towarzysko i zintegrowani ze swoją społecznością. Były próby wprowadzenia podobnego modelu w Wielkiej Brytanii, na przykład grupa OWCH (Wspólnota Mieszkaniowa Starszych Kobiet) w Londynie, gdzie promowano życie niezależne, ale w ścisłej więzi społecznej starszych kobiet, które inaczej mieszkałyby zupełnie same23. Kobiety biorące udział w tym projekcie donosiły o podwyższeniu poziomu dobrostanu emocjonalnego, codziennej aktywności i satysfakcji z życia.
Mężczyźni nie pozostali w tyle. W ostatnich latach wielką popularnością cieszy się ruch centrów środowiskowych Men’s Sheds (Szopy dla mężczyzn), które pozwalają zwalczyć samotność i obniżają liczbę samobójstw wśród mężczyzn. Powstały one w Australii i oferują pracownie, w których mężczyźni mogą razem realizować różne projekty i spotykać się ze sobą. Badacze stwierdzili, że skupienie się na wykonaniu wspólnego zadania pozwala w naturalny sposób tworzyć więzi i przyjaźnie. Taki model znajdowania przyjaciół często bardziej mężczyznom pasuje. Wśród uczestników analizy przeprowadzonej przez King’s College w Londynie bywalcy „szop” uzyskali lepsze wskaźniki zdrowia fizycznego i psychicznego, w tym wkaźniki dotyczące pewności siebie, jasności myśli i pogody ducha, niż ci, którzy do nich nie przychodzili24.
To oczywiste, że człowiek jest z natury istotą społeczną, a nasze zdrowie, poczucie szczęścia i spełnienia w dużej mierze zależą od kontaktów z innymi. Jednak wielu ludzi musi walczyć o to, by porozumiewać się i nawiązywać relacje z innymi w pozytywny, konstruktywny sposób. W rezultacie ich związki z ludźmi mogą stanowić dla nich źródło stresu, gniewu, niezadowolenia i niepewności, zamiast być pozytywnym fundamentem wspierającym ich w życiu.
NALEŻEĆ TO ZNACZYĆ
Poczucie przynależności do większej, ważnej społeczności innych istot ludzkich to kluczowy element naszego dobrostanu psychicznego i szczęścia25,26.Do ważnej społeczności można należeć poprzez relacje indywidualne, jak utrzymywanie kontaktu z grupą przyjaciół szkolnych lub członkostwo w drużynie czy klubie sportowym. W szerszym znaczeniu poczucie swojej tożsamości można uzyskiwać przez identyfikację z własnym narodem, kulturą czy religią. Wiele uwagi poświęca się znaczeniu grup społecznych dla utrzymania zdrowia i dobrostanu emocjonalnego i zwalczania całej gamy problemów – od depresji po nadużywanie środków odurzających27,28. Grupy społeczne wydają się szczególnie ważne jako wsparcie w pokonywaniu kluczowych przełomów w naszym życiu, takich jak przejście ze szkoły na uczelnię, zostanie po raz pierwszy rodzicem, wyzdrowienie z ciężkiej choroby, przejście na emeryturę lub utrata bliskiej osoby.
W grupach społecznych zyskujemy większe znaczenie poprzez działanie i praktykę (np. regularne ćwiczenie jogi albo bieganie z klubem), tworzenie wspólnej tożsamości społecznej (np. w klubie motocyklistów czy właścicieli psów corgi) lub też wspólne dążenie do kolektywnych celów (jak organizowanie kampanii przeciwko nożownikom bądź na rzecz ochrony środowiska)29. Grupy, w których członkostwo wybieramy, związane są z naszymi podstawowymi wartościami i celami. Z kolei pragniemy dzielić te wartości i cele z innymi ludźmi o podobnych poglądach, którzy nas pozytywnie utwierdzają i wspierają.
Przyłączając się do grupy ludzi, którzy wydają nam się podobni do nas, należy jednak zachować ostrożność. Przynależność do grupy daje poczucie jedności, ale może też stworzyć podział na tych, którzy podzielają wspólne wartości grupy, i tych, którzy tego nie robią. Niestety, żyjemy w świecie, w którym zwykłe wyrażenie opinii może wywołać natychmiastową agresję ze strony jednostek i grup o przeciwnym zdaniu.
Media społecznościowe czynią ogromne wysiłki na rzecz rozdzielenia ludzi na obozy związane z rasą, religią lub polityką, głównie po to, by sprowokować reakcje na celowo promowany konflikt z naszymi głęboko zakorzenionymi wartościami i przekonaniami. Podziały i poczucie przynależności plemiennej zawsze odgrywały pewną rolę w społeczeństwie, ale zarówno zdalny charakter, jak i wszechobecność tych mediów służą wzmocnieniu różnic między ludźmi, a nie ich łączeniu. To one sprawiają, że ludzie są gotowi grozić śmiercią komuś z powodu jego wyboru diety (notka w „Daily Mail”: „Aroganckiemu weganinowi, który stwierdził, że pracownicy mleczarni mogą po prostu znaleźć inną pracę… grożono śmiercią”)30.
Żeby było jasne, nie usiłujemy przeciwdziałać wolności słowa. Twierdzimy tylko, że mowa nienawiści nie wnosi niczego poza tworzeniem jeszcze większych podziałów w już podzielonym świecie. Na przykład, niektóre wpisy na Twitterze na tematy tak różne, jak brexit, Trump, antyszczepionkowcy, protest przeciwko polowaniu na lisy, imigranci, inwigilacja rządowa czy nawet wegańskie hot-dogi, są skrajnie obraźliwe. Gina Miller, prawniczka, która w 2018 roku krytykowała rząd Wielkiej Brytanii za brexit, została w odpowiedzi zarzucona wyjątkowo zjadliwymi komentarzami. Zawierały one obelgi, groźby gwałtu i przemocy oraz słowa nienawiści. Jako przemoc fizyczna i psychiczna były przestępstwem. Miały na celu wyłącznie zastraszenie i poniżenie.
Ciskanie zniewagami z pewnością nie zachęci również nikogo do przemyślenia swego stanowiska czy podjęcia konstruktywnej dyskusji. Natomiast spłyca myśli i uczucia ludzi, wytwarza coraz większy dystans między nimi i zwiększa izolację społeczną. Obelgi nie stanowią kontrargumentu w żadnej dyskusji; one dzielą, a nie łączą.
Dlatego też, choć wymaga to nadludzkiego wysiłku, musimy trochę bardziej się starać rozumieć siebie nawzajem, zwłaszcza tych, z którymi się nie zgadzamy, i szukać rzeczy, które nas łączą, a nie tych, które dzielą. Jesteśmy już za bardzo rozwinięci duchowo, by zadowolić się wzajemnym obrzucaniem się błotem i nazywaniem tego komunikacją. A więc jeśli ktoś pragnie, żeby jego argumenty zostały usłyszane i rozważone, wyładowywanie złości na Twitterze nie jest opłacalną strategią. Ludzie komunikujący się w ten sposób mają na celu zastraszanie, poniżanie i stwarzanie podziałów po to, by wpłynąć na innych, a nie znaleźć zrozumienie i porozumienie.
Zaznaczyliśmy już, jak ważne dla poprawy jakości życia, dobrostanu emocjonalnego, a nawet zdrowia fizycznego i długości życia, są silne więzi z bliskimi. Spójność społeczna oraz kontakty międzyludzkie stanowią podstawę szczęścia, zadowolenia i długowieczności.
W tej książce zajmiemy się rozwijaniem w sobie umiejętności nawiązywania dobrego kontaktu, która pomaga zbudować długotrwałe, wspierające relacje. One zaś pozwalają przetrwać każdy konflikt, spór czy zagrożenie. Mając to na uwadze, powinniśmy zaangażować swe wysiłki w coraz lepsze zrozumienie nie tylko najbliższych nam osób, lecz także tych, których nie lubimy lub których się boimy.
DOBRE RADY
❶ Nawiązywania dobrego kontaktu można się nauczyć. Czy jesteś ekstrawertykiem, czy introwertykiem, potrzebujesz innych ludzi. Ale umiejętność nawiązywania dobrego kontaktu dotyczy zdolności do pogłębiania relacji, a niekoniecznie tylko zyskiwania nowych przyjaciół. To głębia relacji się liczy, a nie ich zakres. Dlatego nie spiesz się z poszukiwaniem jak największej liczby znajomych na Twitterze. Skup się raczej na ludziach, z którymi chcesz mieć naprawdę głębsze i bardziej znaczące związki. Staraj się pogodzić z tymi, z którymi się poróżniłeś. Nie możesz i nie powinieneś być sam.
❷ Trenuj „mięśnie wzajemnego zrozumienia”. Kilka badań udokumentowało fakt, że poczucie osamotnienia i brak więzi z ludźmi źle odbijają się na zdrowiu nie tylko psychicznym, lecz także fizycznym. Toteż tak samo jak dbasz o dietę, chodzisz na spacery i ćwiczysz, pomyśl, co możesz zrobić, by poprawić swoje związki. Poszukaj ludzi, którzy podzielają twoje wartości i mają podobne zainteresowania jak ty. Zaangażuj się, włącz do wspólnego działania w ramach klubów, wydarzeń publicznych czy wolontariatu.
❸ Jesteśmy jednym światem, jednym plemieniem. Staraj się unikać wciągnięcia w dzielący, plemienny argot wymierzony przeciwko innym ludziom. Nie powiększaj swojego znaczenia przez atakowanie lub umniejszanie innych. Nawet gdy ktoś jest twoim wrogiem albo na każdy sposób przeciwstawia się twym wartościom, próbuj go zrozumieć. Nie musisz go lubić ani się z nim zgadzać, ale spróbuj go zrozumieć. To klucz do rozwiązania problemów, które nas dzielą. Choćby to było nie wiem jak kuszące, nie zniżaj się do pełnych nienawiści obelg i znieważania. Takie zachowanie nie upadla innych, upadla ciebie.
❹ Nawiązuj serdeczne więzi z ludźmi. Pracuj nad umocnieniem swych więzi i współczucia, tak wobec młodych, jak i starszych ludzi w swoim środowisku. Porozumienie między pokoleniami jest cechą charakterystyczną zdrowych społeczności. Staraj się tworzyć taką więź: spotykaj się z sąsiadami, zapamiętaj imiona ich dzieci, załatw coś na poczcie starszemu sąsiadowi, zaproponuj, że skosisz mu trawnik przed domem, gdy będziesz kosił swój. Jeśli takie rzeczy to zbyt duży wysiłek jak na nasze zabiegane czasy, to przynajmniej spróbuj coś zrobić pośrednio. Wspomagaj i propaguj działalność klubu młodzieżowego, tworzenia oaz zieleni lub inną inicjatywę twojej społeczności, która odzwierciedla twoje głębokie wartości.
❺ Buduj porozumienie i więź z najbliższymi. Znajduj czas na autentyczne słuchanie swoich dzieci, rodziców i dziadków, na dowiadywanie się, co jest dla nich ważne. Nie tylko, jaką mają pracę domową, czy byli u dentysty lub zażyli swoje leki. Specjalnych technik, pomocnych w prowadzeniu rozmów o głębszym znaczeniu, nauczymy się w dalszej części książki. Teraz jednak zastanów się, gdzie trzeba coś naprawić w twoich związkach, i podejmij postanowienie, że dokonasz tych zmian.
Słowa – tak niewinne i bezsilne, gdy stoją napisane w słowniku, jaką potęgą dobra lub zła stają się w rękach kogoś, kto wie, jak się nimi posługiwać.
Nathaniel Hawthorne
Laurence: Rok 1993, tuż po ukończeniu studiów. W moim małym biurze w Guilford pokazano mi sześć czarnych segregatorów pękających od akt. Ta fura dokumentów stanowiła papierkową część mojej pierwszej sprawy, nad którą pracowałem jako psycholog sądowy. Z boku każdego segregatora czarnym flamastrem napisane było „R-v-Stagg”. Stagg był głównym podejrzanym londyńskiej policji w sprawie o morderstwo młodej matki Rachel Nickell. Rachel otrzymała 47 ciosów nożem, a widział to jej wówczas dwuletni synek Alex. Miało to miejsce na błoniach Wimbledon Common. Znaleziono jej zakrwawione ciało, uczepiony którego Alex prosił: „Mamo, obudź się”. Stagga aresztowano na podstawie identyfikacji przez naocznych świadków i profilu policyjnego, stworzonego przez Paula Brittona, psychologa i specjalistę od profilowania sprawców przestępstw, współpracującego z policją w wielu innych sprawach31.