Integralność. To, czego potrzebujesz, żeby wyjść z "ciemnej dziczy" i robić rzeczy po swojemu, nawet kiedy inni patrzą - Martha Beck - ebook

Integralność. To, czego potrzebujesz, żeby wyjść z "ciemnej dziczy" i robić rzeczy po swojemu, nawet kiedy inni patrzą ebook

Beck Martha

4,6
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 312

Data ważności licencji: 12/8/2026

Oceny
4,6 (9 ocen)
5
4
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Momacz

Nie oderwiesz się od lektury

Książka - światło, książka - droga. Niezwykle inspirująca instrukcja podążania ku własnej integralności oparta na "Boskiej komedii" Dantego. Zaskakująco praktyczna, pełna ćwiczeń konfrontujących czytelnika z nieuświadomionymi często przekonaniami. Całość napisana lekko i z humorem, jak lekka i pełna radości jest sama Martha Beck. Bardzo polecam!
00

Popularność




Wstęp

Wstęp

Nawet jeśli nie latasz zbyt czę­sto, pew­nie ci się to przy­da­rzyło. W samo­lo­cie jest pełno ludzi. Wszy­scy pocho­wali lap­topy. Per­so­nel pokła­dowy wyko­nał swój obo­wiąz­kowy taniec, poka­zu­jąc pasy bez­pie­czeń­stwa, świa­tła na pod­ło­dze i maski tle­nowe, które „mogą się nie napom­po­wać”. Potem, kiedy myślisz, że zaraz wyto­czy­cie się na pas star­towy, wszystko staje. W kabi­nie roz­brzmiewa zakło­po­tany głos kapi­tana: „Przy­kro mi, mamy mały pro­blem – to pew­nie tylko drobna usterka, ale musimy wezwać mecha­ni­ków. Będzie trzeba chwilę pocze­kać”.

Wśród pasa­że­rów roz­lega się pomruk nie­za­do­wo­le­nia. Zło­ścisz się. Jak długo będziesz uwię­ziony na nie­wy­god­nym sie­dze­niu, mię­dzy face­tem cuch­ną­cym tanią wodą koloń­ską a nie­spo­koj­nym, ząb­ku­ją­cym dziec­kiem? Ale po pierw­szym odru­chu obu­rze­nia wszy­scy wzdy­chają ciężko i godzą się z sytu­acją. Doce­nia­cie ostroż­ność załogi. Macie w tej potęż­nej maszy­nie fru­nąć osiem kilo­me­trów nad zie­mią. Nikt, nawet nie­mow­lak, nie chciałby, żeby samo­lot wzniósł się w powie­trze, gdyby wszyst­kie ele­menty maszyny nie były ze sobą ide­al­nie zin­te­gro­wane.

Być może, czy­ta­jąc tytuł, domy­śli­li­ście się, że jest to książka o inte­gral­no­ści. Nie zamie­rzam jed­nak mora­li­zo­wać. We współ­cze­snej angielsz­czyź­nie słowo inte­grity nabrało nieco afek­to­wa­nej, osą­dza­ją­cej barwy, ale pocho­dzi od łaciń­skiego inte­ger, które ozna­cza po pro­stu „nie­na­ru­szony”. Bycie zin­te­gro­wa­nym ozna­cza bycie jedną spójną cało­ścią. Kiedy samo­lot jest zin­te­gro­wany, ozna­cza to, że miliony jego czę­ści współ­pra­cują ze sobą. Kiedy utraci inte­gral­ność, może prze­stać dzia­łać, stra­cić moc, a nawet się roz­bić. Nie oce­niam tego pro­cesu. To czy­sta fizyka.

Te same zasady, które rzą­dzą aero­dy­na­miką, rzą­dzą też codzien­nym życiem. Kiedy doświad­czasz jed­no­ści inten­cji, fascy­na­cji i celo­wo­ści, z rado­ścią robisz to, co dla cie­bie naj­praw­dziw­sze w danej chwili, niczym ogar, który zwę­szył trop. Twoja codzienna praca – czy jest to kodo­wa­nie, ogrod­nic­two, czy budo­wa­nie domów – jest tak absor­bu­jąca, że pod koniec dnia nie chcesz się zatrzy­mać. Kiedy to jed­nak zro­bisz, czas spę­dzony z naj­bliż­szymi jest wspa­niały, a sen tak słodki, że trudno sobie wyobra­zić coś lep­szego. Kiedy wsta­jesz następ­nego dnia, nad­cho­dzący dzień uwa­żasz za tak eks­cy­tu­jący, że wła­ści­wie wyska­ku­jesz z łóżka.

Być może prze­wra­casz teraz oczami, jak to robiło wielu moich klien­tów. Może ci się wyda­wać, że mam na nosie różowe oku­lary i naja­dłam się anty­de­pre­san­tów. Być może podobna radość życia ni­gdy nie była twoim udzia­łem. Być może sądzisz, że tak pełne życie nie jest moż­liwe.

Ale jest.

To straszne, że wielu ludzi ni­gdy nie dostrzega tych moż­li­wo­ści i nie doświad­cza rado­snej swo­body, którą daje cał­ko­wita inte­gral­ność. Nie­które z tych osób są tak źle ulo­ko­wane w życiu, że ich egzy­sten­cja przy­po­mina nie­koń­czącą się serię pora­żek i znisz­czo­nych marzeń. Być może znasz kil­koro takich ludzi: kolegę z szkoły, który już parę razy tra­fił do wię­zie­nia, kuzynkę, która wiąże się z jed­nym zdra­dziec­kim dup­kiem za dru­gim, zna­jomą, która zdaje się sabo­to­wać każdy pro­jekt, jaki roz­po­czyna. Tacy ludzie przy­po­minają samo­loty, któ­rych główne czę­ści – takie jak skrzy­dła i sil­niki – nie dzia­łają.

Twoje wła­sne życie pew­nie mie­ści się gdzieś na skali mię­dzy abso­lutną roz­ko­szą a kom­pletną ruiną. Masz mętne poczu­cie celu, za któ­rym chciał­byś zacząć kie­dyś podą­żać. Twoja praca jest w porządku, choć nie jest dosko­nała. W związ­kach jest okej. W miarę. Ow­szem, cza­sami ktoś – mał­żo­nek, dzieci, rodzice, szef – spra­wia że masz ochotę sfin­go­wać wła­sną śmierć i prze­pro­wa­dzić się do hotelu na Kaj­ma­nach. Ale w zasa­dzie jest w porządku. Nie czu­jesz się źle; czu­jesz co naj­wy­żej jakiś nie­po­kój, przy­krość, roz­cza­ro­wa­nie. To cał­kiem nor­malne, że sku­piasz się na pla­nach, któ­rych nie udało się zre­ali­zo­wać, i masz wąt­pli­wo­ści, czy twoje marze­nia się kie­dy­kol­wiek speł­nią.

Kiedy spo­ty­kam klien­tów, któ­rzy pasują do powyż­szego opisu, i zwra­cam im uwagę, że ich życie mogłoby być lep­sze, czę­sto pro­te­stują, mówiąc, że ich życie jest w porządku. „Wie pani – mówią – życie to dziwka, a potem się umiera. Porażka jest znacz­nie częst­sza niż suk­ces. Nie wzbi­jemy się do lotu, po pro­stu macha­jąc rękami”. Myślą, że gorzką prawdę trzeba po pro­stu zaak­cep­to­wać. Ja jed­nak sły­szę brzęk odkrę­co­nych śrub i ode­rwa­nych czę­ści, dźwięk wyda­wany przez czło­wieka, który ni­gdy nie doświad­czył spój­no­ści ciała, umy­słu, serca i duszy.

Powta­rzam: nie zamie­rzam nikogo oce­niać. Jeśli nie zawsze czu­jesz się świet­nie, nie ozna­cza to, że coś jest z tobą nie tak – podej­rze­wam, że więk­szość życia spę­dzasz, sta­ra­jąc się być w porządku. Nie ma w tobie żad­nej usterki. Jesteś wyso­ko­funk­cjo­nu­jącą, wyra­fi­no­waną istotą. Na naj­głęb­szym pozio­mie wiesz, co daje ci szczę­ście, i wiesz, jak stwo­rzyć dla sie­bie moż­li­wie naj­lep­sze życie. Ta wie­dza jest w tobie zako­do­wana.

Jed­nak twoja natura nie­ustan­nie ściera się z siłą, która potrafi ją znisz­czyć: z kul­turą.

Mówiąc o „kul­tu­rze”, nie mam na myśli opery ani malar­stwa sur­re­ali­stycz­nego. Mam na myśli dowolny zestaw norm spo­łecz­nych, które kształ­tują spo­sób myśle­nia i dzia­ła­nia. Każda grupa ludzi – pary i rodziny, więź­nio­wie w celach, człon­ko­wie kółek zrze­sza­ją­cych pasjo­na­tów szy­cia i żoł­nie­rze w armii – ma kul­tu­rowe zasady i ocze­ki­wa­nia, które poma­gają jej dzia­łać. Nie­które z nich są oczy­wi­ste, np. zasady ruchu dro­go­wego czy dres­scode w pracy. Inne pozo­stają w domy­śle, jak zało­że­nie, że kiedy idziesz na kola­cję do restau­ra­cji, uży­jesz sztuć­ców i nie wło­żysz twa­rzy pro­sto w talerz jak świ­nia szu­ka­jąca tru­fli.

Ludzie two­rzą wyra­fi­no­wane kul­tury, ponie­waż jeste­śmy isto­tami głę­boko spo­łecz­nymi, zależ­nymi od dobrej woli innych już od chwili naro­dzin. Mamy też nie­zwy­kłą zdol­ność absor­bo­wa­nia i powta­rza­nia zacho­wań innych ludzi. Od dzie­ciń­stwa, czę­sto nawet tego nie zauwa­ża­jąc, uczymy się, jak zdo­by­wać uzna­nie i przy­na­le­żeć do naszego kon­tek­stu kul­tu­ro­wego. Zacho­wu­jemy się rado­śnie, spo­koj­nie albo odważ­nie, żeby spra­wić przy­jem­ność naszym rodzi­nom. Natych­miast zaczyna nam się podo­bać to, co podoba się naszym przy­ja­cio­łom. Rzu­camy się w wir nauki, opieki nad dziećmi, rodzin­nych waśni – cze­go­kol­wiek, co naszym zda­niem zapewni nam miej­sce w świe­cie.

W tym kon­for­mi­stycz­nym pędzie czę­sto igno­ru­jemy lub lek­ce­wa­żymy nasze praw­dziwe uczu­cia – nawet te inten­sywne, takie jak tęsk­nota czy cier­pie­nie – po to, by zaspo­koić wyma­ga­nia naszej kul­tury. I zosta­jemy ode­rwani od sie­bie samych. Nie jeste­śmy inte­gral­no­ścią (nie sta­no­wimy jed­no­ści), ale dwo­isto­ścią (jeste­śmy roz­dwo­jeni). Albo też pró­bu­jemy dopa­so­wać się do kilku róż­nych grup i żyjemy w wie­lo­ści. Porzu­camy naszą praw­dziwą naturę i sta­jemy się pion­kami w kul­tu­ro­wych roz­gryw­kach: uśmie­chamy się uprzej­mie, sie­dzimy czuj­nie, nosimy „ide­alne”, nie­wy­godne ubra­nia. To dla­tego żoł­nierz nie narzeka, wkra­cza­jąc na linię ognia. To dla­tego całe spo­łecz­no­ści uwa­żały kie­dyś, że warto od czasu do czasu spa­lić jakąś cza­row­nicę. To wręcz prze­ra­ża­jące, w jakim stop­niu ludzie są gotowi sprze­nie­wie­rzyć się natu­rze, by słu­żyć kul­tu­rze. Z per­spek­tywy two­rze­nia i utrzy­my­wa­nia przy życiu ludz­kich grup ma to jed­nak sens.

Jest tylko jedna pułapka: natura nie pod­daje się bez walki.

Jeśli zda­rza ci się wark­nąć na kogoś, kogo bar­dzo kochasz, albo zasiąść do służ­bo­wego pro­jektu tylko po to, żeby zacząć szu­kać w inter­ne­cie domo­wego zestawu do tatu­ażu, praw­do­po­dob­nie jesteś osobą wewnętrz­nie roz­dartą. Sta­rasz się zacho­wy­wać w spo­sób, który na naj­głęb­szym pozio­mie nie jest dla cie­bie wła­ściwy. Zawsze, kiedy to robimy, nasze życie zaczyna się psuć. Sta­jemy się marudni, smutni albo zobo­jęt­niali. Nasz układ odpor­no­ściowy i mię­śnie słabną; czę­sto cho­ru­jemy, a nawet jeśli tak się nie dzieje, zaczyna nam bra­ko­wać ener­gii. Tra­cimy zdol­ność kon­cen­tra­cji i jasność myśle­nia. Tak wła­śnie się czu­jemy, kiedy bra­kuje nam inte­gral­no­ści.

Wszyst­kie te wewnętrzne reak­cje mają wpływ na nasze zewnętrzne życie. Nie możemy się skon­cen­tro­wać, więc cierpi na tym nasza praca. Pode­ner­wo­wa­nie i przy­gnę­bie­nie są kiep­skimi towa­rzy­szami, więc nasze rela­cje słabną. Utrata inte­gral­no­ści wpływa nega­tyw­nie na wszystko w nas i wokół nas. A ponie­waż naszej praw­dzi­wej natu­rze zależy na tym, by odzy­skać peł­nię, sięga ona po narzę­dzie, które zawsze zwraca naszą uwagę: cier­pie­nie.

Oso­bi­ście nie prze­pa­dam za cier­pie­niem. Nisz­czy mnie. Jeśli wam spra­wia ono przy­jem­ność, nie będę tego oce­niać, ale chcę powie­dzieć coś bar­dzo waż­nego: cier­pie­nie to coś innego niż ból, przy­naj­mniej w moim rozu­mie­niu. W pew­nej kli­nice zoba­czy­łam kie­dyś napis „Ból jest nie­unik­niony. Cier­pie­nie jest opcjo­nalne”. Fizyczny ból jest spo­wo­do­wany przez pewne wyda­rze­nia. Psy­chiczne cier­pie­nie to wynik tego, jak sobie z nimi radzimy. Może wyraź­nie przy­brać na sile w sytu­acjach, w któ­rych bólu nie ma wcale. Nawet w wygod­nym fotelu możesz cier­pieć tak bar­dzo, że wola­ła­byś się ni­gdy nie uro­dzić. Wiem o tym dobrze, bo spę­dzi­łam w tym sta­nie wiele lat. To skło­niło mnie do obse­syj­nego poszu­ki­wa­nia szczę­ścia, które trwało przez całe dekady.

Nie zosta­łam wycho­wana na wal­czącą non­kon­for­mistkę. Wręcz prze­ciw­nie. Moja oso­bo­wość jest oso­bo­wo­ścią salo­no­wego pie­ska doma­ga­ją­cego się pochwał. Kiedy mię­dzy moją naturą a wymo­gami kul­tury docho­dziło do zgrzy­tów, zawsze odrzu­ca­łam sie­bie. I byłam w tym sku­teczna! Chwa­lono mnie na wiele spo­so­bów! Z dru­giej strony, led­wie tole­ro­wa­łam takie rze­czy jak, no wie­cie, życie. Kiedy patrzę wstecz, jestem za to wdzięczna. Wcze­śnie zaczę­łam wal­czyć z cier­pie­niem wszel­kimi dostęp­nymi narzę­dziami.

Nie­for­malne poszu­ki­wa­nia popro­wa­dziły mnie ku for­mal­nej edu­ka­cji. Spę­dzi­łam dekadę – od sie­dem­na­stego do dwu­dzie­stego ósmego roku życia – na zdo­by­wa­niu trzech dyplo­mów nauk spo­łecz­nych na Harvar­dzie. Póź­niej przez jakiś czas sama pro­wa­dzi­łam zaję­cia z roz­woju zawo­do­wego i socjo­lo­gii. Mia­łam jed­nak ukryty cel: chcia­łam zro­zu­mieć, w jaki spo­sób mogli­by­śmy, ja i inni ludzie, stwo­rzyć sobie życie, które naprawdę dawa­łoby nam radość.

Praca na uczelni była dla mnie dobrym zaję­ciem – naprawdę dobrym – jeśli nie liczyć tego, czego w niej nie­na­wi­dzi­łam (koniecz­no­ści orien­to­wa­nia się w wydzia­ło­wej poli­tyce i pisa­nia arty­ku­łów tak nud­nych, że cały pro­ces przy­po­mi­nał ście­ra­nie mózgu na tarce). Wykła­da­nie było dla mnie znacz­nie mniej inte­re­su­jące niż roz­mowa ze stu­den­tami o ich życiu. Wresz­cie nie­któ­rzy ze stu­den­tów zaczęli mi za te roz­mowy pła­cić. I co? Zosta­łam life coachką, zanim jesz­cze pozna­łam ten ter­min.

To tylko wzmoc­niło moje pra­gnie­nie zna­le­zie­nia takich stra­te­gii pro­jek­to­wa­nia życia, które mogły naprawdę zadzia­łać. Dużo czy­ta­łam, zaczę­łam też pisać: pamięt­niki, porad­niki, tuziny arty­ku­łów. Zosta­łam felie­to­nistką „O, The Oprah Maga­zine”. Czę­sto poja­wia­łam się w tele­wi­zji, gdzie dawa­łam widzom wska­zówki, jak żyć szczę­śli­wiej. Chcąc prze­te­sto­wać swoje metody, pra­co­wa­łam jako coachka z naj­róż­niej­szymi ludźmi: miesz­kań­cami wsi w RPA, wykształ­co­nymi nowo­jor­czy­kami, byłymi więź­niami uza­leż­nio­nymi od hero­iny, bilio­ne­rami, cele­bry­tami, przy­pad­ko­wymi obcymi oso­bami, które pozna­łam w kolejce do reje­stra­cji pojazdu. Wszyst­kie te doświad­cze­nia, od naj­in­tym­niej­szych spo­tkań po naj­sta­ran­niej­sze bada­nia, dopro­wa­dziły mnie do pro­stej prawdy:

Lekar­stwem na nie­szczę­ście jest inte­gral­ność. I kropka.

Ze wszyst­kich stra­te­gii i umie­jęt­no­ści, jakich się kie­dy­kol­wiek nauczy­łam, naj­sku­tecz­niej­sze są te, które poma­gają ludziom dostrzec, w któ­rym miej­scu opu­ścili wła­sne, głę­bo­kie poczu­cie sensu i podą­żyli za innym zbio­rem zasad. Odej­ście od inte­gral­no­ści jest nie­mal zawsze nie­świa­dome. Znani mi ludzie, któ­rzy go doświad­czają, nie są źli; więk­szość z nich jest bar­dzo sym­pa­tyczna. Chcą trzy­mać się każ­dej życio­wej zasady, którą wpo­iła im kul­tura. To wspa­niały spo­sób na pro­wa­dze­nie życia, które wydaje się wspa­niałe, a jest okropne.

Jest też jed­nak inny spo­sób, który wyzwala od cier­pie­nia i otwiera takie poziomy rado­ści i celo­wo­ści, które dotąd mogły ci się wyda­wać nie­moż­liwe. Nazy­wam go drogą inte­gral­no­ści.

Ta książka ma cię pro­wa­dzić i towa­rzy­szyć ci w tej dro­dze. Gdzie­kol­wiek teraz jesteś i jak­kol­wiek się czu­jesz, droga inte­gral­no­ści zabie­rze cię z tego punktu ku życiu peł­nemu zna­cze­nia, zachwytu i fascy­na­cji. Pomo­głam tego doświad­czyć tysiącom ludzi. Sama prze­ży­łam też cały ten pro­ces – a uwierz­cie, że nie byłam łatwym przy­pad­kiem. Jed­nak po całym tym nie­szczę­ściu, droga inte­gral­no­ści nawet mnie zabrała ku życiu, które wydaje się absur­dal­nie szczę­śliwe. Nie dla­tego, że jestem wyjąt­kowa. Dla­tego, że znam drogę.

Słowo „droga” może ozna­czać zarówno pro­ces, jak i ścieżkę. W tej książce ozna­cza jedno i dru­gie. Jeśli nie wiesz, co zro­bić, droga inte­gral­no­ści dostar­czy ci instruk­cji, tak jak prze­pis. Jeśli nie wiesz, dokąd się udać, droga inte­gral­no­ści, tak jak mapa, pokaże ci kolejne kroki. Jeśli podą­żysz za wska­zów­kami, będziesz szczę­śliwy. Nie dla­tego, że to ścieżka cnoty, ale dla­tego, że pomoże ci sta­nąć po stro­nie rze­czy­wi­sto­ści, po stro­nie prawdy. Twoje życie będzie dzia­łać jak dobrze skon­stru­owany samo­lot. To nie nagroda za dobre zacho­wa­nie. To po pro­stu fizyka.

Jeśli więc naprawdę chcesz porzu­cić cier­pie­nie, pogo­dzić się ze swoją praw­dziwą naturą i doświad­czyć rado­ści, na jaką zasłu­gu­jesz, zaczy­najmy. Zasta­na­wiasz się pew­nie: jak wła­ści­wie wygląda droga inte­gral­no­ści? Powiem ci. Wygląda jak pełna przy­gód, śre­dnio­wieczna wło­ska wyprawa!

Wiem, to brzmi dziw­nie. Zaraz wszystko wyja­śnię.

W trak­cie mojej kariery pisarki i coachki wie­lo­krot­nie, ocho­czo i bez skru­pu­łów pod­bie­ra­łam pomy­sły z Boskiej Kome­dii, napi­sa­nej przez Dan­tego Ali­ghieri na początku XIV wieku. Nie zaj­muję się Dan­tem naukowo. Ni­gdy nie uczy­łam się o nim, nie znam wło­skiego i nie­wiele wiem o histo­rii śre­dnio­wie­cza. Kiedy byłam młoda, prze­czy­ta­łam Boską Kome­dię tylko dla­tego, że czy­ta­łam wtedy wszystko: szu­ka­łam wie­dzy o tym, jak się lepiej poczuć. I ją zna­la­złam.

Arcy­dzieło Dan­tego jest po pro­stu naj­po­tęż­niej­szym zna­nym mi zesta­wem zasad, pozwa­la­ją­cym ule­czyć rany emo­cjo­nalne, odzy­skać inte­gral­ność i zwięk­szać naszą zdol­ność doświad­cza­nia dobrego samo­po­czu­cia. Boska Kome­dia uka­zuje nam cały ten pro­ces krok po kroku. Ow­szem, ujmuje go w opo­wieść o męż­czyź­nie prze­ży­wa­ją­cym mistyczną przy­godę. Ow­szem, męż­czy­zna ten ope­ruje obra­zami zna­nymi czter­na­sto­wiecz­nemu Euro­pej­czy­kowi. Jed­nak psy­cho­lo­giczne meta­fory eposu Dan­tego brzmią praw­dzi­wie także dzi­siaj. Wciąż poka­zują nam drogę. I dają przy­jem­ność. Nie sądź­cie, że Dante jest jakimś pom­pa­tycz­nym nudzia­rzem. Nie jest. Jest pisa­rzem, który staje naprze­ciw czy­tel­nika i zapra­sza go w podróż od nie­szczę­ścia ku rado­ści.

W dal­szej czę­ści książki będę was więc pro­wa­dzić drogą inte­gral­no­ści zbu­do­waną według wzoru, który Dante przed­sta­wił w Boskiej Kome­dii. Może­cie czy­tać ją spo­koj­nie i powoli albo pędzić jak olim­pij­scy sprin­te­rzy – decy­zja należy do was. Tak czy ina­czej przed wami cztery etapy. Oto krót­kie stresz­cze­nie tego, co was czeka.

Wasze poszu­ki­wa­nie inte­gral­no­ści roz­pocz­nie się w „ciem­nej dzi­czy”, miej­scu, w któ­rym czu­jemy się zagu­bieni, zmę­czeni, nie­pewni i nie­spo­kojni. To meta­fora Dan­tego na nie­zgod­ność, w któ­rej żyje więk­szość z nas. W pewien spo­sób – a może i w pełni – czu­jemy, że nasze życie nie jest takie, jakie być powinno. Nie wiemy, jak to się stało, że zgu­bi­li­śmy drogę, ani jak ją na nowo odna­leźć. Nie martw się. Znaj­dziemy ją.

Nasz kolejny etap to słynne dan­tej­skie Pie­kło. Mija­jąc je, znaj­dziemy te punkty, w któ­rych kryje się cier­pie­nie – punkty uwię­zione w waszym wewnętrz­nym pie­kle – i uwol­nimy je. Dłu­tem, któ­rego uży­jesz do roz­ku­cia łań­cu­chów, będzie twoje poczu­cie prawdy. Zoba­czysz, że psy­cho­lo­giczne cier­pie­nie zawsze rodzi się z wewnętrz­nego roz­dar­cia mię­dzy tym, w co wie­rzy twój umysł, a tym, co jest dla cie­bie praw­dziwe na naj­głęb­szym pozio­mie. Droga inte­gral­no­ści pomoże ci napra­wić to roz­dar­cie. Doświad­czysz pełni bar­dziej niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej. Ulga będzie nagła i nama­calna.

Kiedy roz­pocz­nie się pro­ces zdro­wie­nia two­jego życia wewnętrz­nego, przej­dziemy do Czyśćca. Lubię pod­da­wać się „inte­gral­nemu oczysz­cza­niu”, pod­czas któ­rego pozby­wam się wszyst­kiego, co zbędne. Na tym eta­pie poszu­ki­wań zmie­nisz swoje zewnętrzne zacho­wa­nie, by paso­wało ono do nowo odna­le­zio­nej wewnętrz­nej prawdy. Im dalej w las, tym łatwiej.

Wresz­cie, kiedy twoje życie wewnętrzne i zewnętrzne będą bli­skie cał­ko­wi­tej inte­gral­no­ści, odnaj­dziesz się w meta­fo­rycz­nym raju. Nie ma tu już pracy do wyko­na­nia, chyba że uznasz za pracę radość z życia, w któ­rym wszystko – psy­chika, kariera, życie miło­sne – działa bez zarzutu. Ostrze­gam: w tym momen­cie możesz zacząć doświad­czać rze­czy tak wspa­nia­łych, że oto­cze­nie będzie ci chciało wmó­wić, że są nie­moż­liwe. Nikt oczy­wi­ście nie nauczył cię dotąd, jak radzić sobie z takimi cudami. Nie martw się. Nauczysz się szybko. Do tego zosta­li­śmy stwo­rzeni.

Tak będzie wyglą­dać nasza podróż. Po dro­dze poja­wią się nie tylko meta­fory Dan­tego, lecz także współ­cze­sne dane naukowe (z zakresu psy­cho­lo­gii, socjo­lo­gii, neu­ro­lo­gii), które uczy­nią tę podróż bar­dziej dostępną i potęż­niej­szą. Opo­wiem praw­dziwe histo­rie moich klien­tów i przy­ja­ciół, ludzi, któ­rych doświad­cze­nia mogą zilu­stro­wać i wytłu­ma­czyć pro­ces, któ­remu będziesz pod­le­gać. Żeby poka­zać, jak to wszystko wygląda od wewnątrz, podam też przy­kłady z mojej wła­snej podróży ku inte­gral­no­ści. Od czasu do czasu zapro­szę cię też do ćwi­czeń, dzięki któ­rym podróż sta­nie się łatwiej­sza i szyb­sza.

Dante w Boskiej Kome­dii wcho­dzi naj­pierw do wiel­kiego dołu (Pie­kło), potem na górę (do Czyśćca). Staje się coraz sil­niej­szy i na szczyt wspina się z coraz mniej­szym wysił­kiem. Potem, ku swo­jemu zdzi­wie­niu, wznosi się na­dal. Leci. Oto, co się dzieje, kiedy luźne, nie­do­pa­so­wane czę­ści ludz­kiego życia osią­gają inte­gral­ność. Dante używa lotu jako meta­fory życia bez gra­nic, życia nie­biań­skiego.

Kiedy podró­żuję samo­lo­tem, to nie­za­leż­nie od pro­ble­mów i opóź­nień, jestem oszo­ło­miona w momen­cie odry­wa­nia się maszyny od ziemi. Nie mogę uwie­rzyć, że tak wielka maszyna unosi się w powie­trze i dalej bez­piecz­nie leci, poko­nu­jąc tysiące mil. Podob­nie czuję się, kiedy widzę ludzi osią­ga­ją­cych inte­gral­ność i zry­wa­ją­cych się do lotu, odnaj­du­ją­cych w życiu sens, miłość i suk­ces. Każ­dego dnia jestem zasko­czona, że i mnie się to udało. Wszystko to wydaje się nie­zwy­kłym, nie­praw­do­po­dob­nym cudem.

Ale nim nie jest. To po pro­stu fizyka.

Jeśli więc jesteś gotowy – a przy­naj­mniej choć tro­chę zacie­ka­wiony – pro­szę, zapnij pasy i ułóż bez­piecz­nie pod sie­dze­niem swój bagaż emo­cjo­nalny. Droga inte­gral­no­ści zabie­rze cię na szczyty, o jakich dotąd nawet ci się nie śniło. Możesz ruszać.

Etap pierwszy. W ciemnej dziczy

Etap pierw­szy

W ciem­nej dzi­czy

Rozdział 1. Zagubieni w lesie

1.

Zagu­bieni w lesie

Podob­nie jak wiele innych wcią­ga­ją­cych histo­rii przy­go­do­wych, Boska Kome­dia zaczyna się w samym środku wyda­rzeń. „W poło­wie wędrówki naszego życia – mówi Dante – zna­la­złem się w ciem­nej dzi­czy”1. Nie wspo­mina, jak się tam zna­lazł, co robił, kiedy zgu­bił drogę ani jak daleko zaszedł. Wszyst­kie te infor­ma­cje są dość mętne. Jedyne, co Dante wie na pewno, to że jest zagu­biony i samotny.

Pra­wie wszy­scy na jakimś eta­pie naszego życia mie­rzymy się z fak­tem, że obra­li­śmy nie­wła­ściwą drogę. Po kilku latach spę­dzo­nych w jed­nej pracy, związku czy okre­ślo­nej sytu­acji życio­wej zda­jemy sobie nagle sprawę, że wszystko jest… nie tak. Podob­nie jak Dante nie jeste­śmy pewni, co wła­ści­wie nam się nie podoba ani jak tu tra­fi­li­śmy. Ale w chwili pustki, kiedy udało nam się wresz­cie wysłać dzieci do szkoły albo kiedy uno­simy wzrok znad biurka i dostrze­gamy, że wszy­scy nasi współ­pra­cow­nicy poszli do domu, albo kiedy po raz kolejny strasz­nie pokłó­ci­li­śmy się z osobą, którą mie­li­śmy kochać do końca życia, tępo wpa­tru­jemy się w prze­strzeń i myślimy: „Co ja w ogóle robię? Co to za miej­sce? Skąd ja się tu wzię­łam? To nie tak miało być!”.

Ludzie czę­sto tak wła­śnie się czują, kiedy przy­cho­dzą do mnie po raz pierw­szy. Wysłu­cha­łam nie­zli­czo­nych klien­tów na pierw­szych sesjach tera­peu­tycz­nych, któ­rzy byli tak zasko­czeni wła­snym bra­kiem satys­fak­cji, że nie umieli zna­leźć słów, by go opi­sać. Dukają: „Chciał­bym znać swój cel w życiu” albo „Ludzie mówią, żeby iść za gło­sem serca, ale moje nic do mnie nie mówi”, albo „Myśla­łem, że ciężka praca, by utrzy­mać rodzinę, to wła­ściwa droga, ale czuję się pusty”. Niektó­rzy z tych ludzi są w kli­nicz­nej depre­sji albo cho­rują fizycz­nie. Więk­szość z nich jest po pro­stu zagu­biona.

Naj­czę­ściej czu­jemy się tak dla­tego, że robimy to, co rze­komo powin­ni­śmy. Nasza kul­tura uczy nas, jak powi­nien się zacho­wy­wać „dobry czło­wiek” i tak się zacho­wu­jemy. I cze­kamy na obie­cane nagrody: szczę­ście, zdro­wie, bogac­two, praw­dziwą miłość, pew­ność sie­bie. Rów­na­nie się jed­nak nie zga­dza. Nawet kiedy zro­bi­li­śmy już wszystko, co w naszej mocy, żeby być „dobrymi”, wciąż nie czu­jemy się dobrze. Zagu­bieni, docho­dzimy do wnio­sku, że nie robimy wszyst­kiego, co należy, albo że robimy coś nie tak. Im cię­żej pra­cu­jemy nad zna­le­zie­niem drogi do dobrego samo­po­czu­cia, tym gorzej się czu­jemy.

Pra­co­wa­łam z wie­loma ludźmi, któ­rzy weszli już tak głę­boko w ciemną dzicz, że nic innego nie pamię­tali. Tra­fiali do mnie skraj­nie zdez­o­rien­to­wani. Jim, lekarz, zaczął odczu­wać tak silną nie­chęć do doty­ka­nia ludzi, że musiał zamknąć gabi­net. Eve­lyn, redak­torka, choć uwiel­biała książki, w pracy stop­niowo tra­ciła zdol­ność czy­ta­nia naj­prost­szych aka­pi­tów. Fran, oddana matka czwórki dzieci, zapo­mi­nała o tylu spo­tka­niach i szkol­nych impre­zach, że cała jej rodzina zro­biła się ner­wowa i czujna jak spło­szone konie. Żadna z tych osób nie była chora na umy­śle; wszyst­kie były zagu­bione we mgle.

Roz­po­znaję ten mrok. Dobrze go znam. Byłam w ciem­nej dzi­czy tyle razy, że mogła­bym tam usta­wić wła­sną budkę z jedze­niem. Od dzie­ciń­stwa moją naj­waż­niej­szą życiową zasadą było: „Rób wszystko, by zyskać apro­batę”. Wycho­wana w poboż­nej rodzi­nie mor­moń­skiej, trzy­ma­łam się wszyst­kich zasad narzu­co­nych przez moją reli­gię, a w szkole pil­nie się uczy­łam. Potem poszłam na stu­dia na Harvar­dzie, który był skraj­nie odle­gły od kul­tury, w któ­rej dora­sta­łam. Pozwa­la­jąc, by każdy, kogo spo­tka­łam, zakła­dał, że się z nim zga­dzam, w domu ucho­dzi­łam za pobożną mor­monkę, a w szkole – za racjo­nalną ate­istkę.

Stra­te­gia dzia­łała dosko­nale (wszę­dzie zyski­wa­łam apro­batę!), tyle tylko, że po pew­nym cza­sie nie mogłam się ruszać. Dosłow­nie. W star­czym wieku lat osiem­na­stu zaczę­łam odczu­wać strasz­liwy ból tka­nek mięk­kich w całym ciele. Nie mogłam się sku­pić. Zaczę­łam się obże­rać. Czu­łam, że tracę kon­trolę, byłam zała­mana i mia­łam myśli samo­bój­cze. Musia­łam wziąć rok wol­nego na stu­diach, żeby zająć się moim pod­upa­da­ją­cym zdro­wiem, fizycz­nym i psy­chicz­nym. Pro­mycz­kiem słońca to wtedy nie byłam.

Kiedy teraz patrzę wstecz na to doświad­cze­nie i przy­po­mi­nam sobie histo­rie wielu moich klien­tów, czuję ogromną wdzięcz­ność za całą naszą despe­ra­cję i roz­pacz. Te uczu­cia ozna­czają, że nasze GPS-y dosko­nale zadzia­łały, gło­śno mówiąc: „NIE W TĘ STRONĘ!”. Mimo naj­lep­szych inten­cji zgu­bi­li­śmy drogę inte­gral­no­ści. W rezul­ta­cie nasze ciała i serca pogrą­żyły się w cier­pie­niu – i zwró­ciły naszą uwagę na pro­blem.

SYNDROM CIEMNEJ DZICZY

Praw­do­po­dob­nie i tobie zda­rzało się zbo­czyć z two­jej praw­dzi­wej drogi. Z początku cier­pie­nie mogło być tak nie­znaczne, że led­wie dawało się dostrzec. Nikt jed­nak nie może w nie­skoń­czo­ność odda­lać się od inte­gral­no­ści, bo im bar­dziej się oddala, tym gorzej. Jeśli nie wró­cimy na wła­ściwą drogę, grozi nam kilka cha­rak­te­ry­stycz­nych symp­to­mów. Być może już je zna­cie. Być może towa­rzy­szą wam teraz.

Każdy zbiór tych symp­to­mów nazy­wam „syn­dro­mem ciem­nej dzi­czy”. To nic złego. To spo­sób, w jaki nasza intu­icja moty­wuje nas do odzy­ska­nia inte­gral­no­ści. Prawda, która ma nas uwol­nić. Co nie zna­czy, że jest to miłe doświad­cze­nie. W dal­szej czę­ści tego roz­działu opi­szę objawy tego syn­dromu. Pod­czas czy­ta­nia zasta­nów się, czy ich doświad­czasz.

Syndrom ciemnej dziczy #1:Poczucie bezsensu

Naj­częst­szym powo­dem, dla któ­rego ludzie mnie zatrud­niają, jest pra­gnie­nie odna­le­zie­nia poczu­cia celu. Nie­wielu chce umrzeć tak naprawdę, ale wielu mówi, że nie widzi w życiu sensu. Powta­rzają biblijny lament Kohe­leta: „Widzia­łem wszel­kie sprawy, jakie się dzieją pod słoń­cem. A oto: wszystko to mar­ność i pogoń za wia­trem” (BT, Koh 1,14). Innymi słowy: „Życie jest trudne. Wszy­scy umrzemy. WTF?”. Bez auten­tycz­nego poczu­cia sensu trudno poczuć, że codzienny trud jest wart zachodu.

We współ­cze­snej kul­tu­rze zachod­niej więk­szość z nas wie­rzy, że odnaj­dziemy poczu­cie celu, kiedy uda nam się coś osią­gnąć. Ale co? To zależy od tego, jak ludzie wokół nas defi­niują „war­tość”.

Moja praca polega na przy­glą­da­niu się serii róż­nych rze­czy, które poszcze­gólne kul­tury uwa­żają za war­to­ściowe. Któ­re­goś dnia pro­wa­dzi­łam sesję z kobietą, która uwa­żała, że poczu­cie celu ozna­cza wyta­cza­nie pro­ce­sów ludziom i nosze­nie kilo­gra­mów dia­men­to­wej biżu­te­rii, nawet pod­czas wyno­sze­nia śmieci. Moja kolejna klientka była rów­nie mocno prze­ko­nana, że sen­sowne życie ozna­cza miesz­ka­nie w cha­cie bez elek­trycz­no­ści i pod­cie­ra­nie się liśćmi. Nie­któ­rzy twier­dzą, że sens życia to wła­sny gabi­net. Inni sta­rają się zostać gwiaz­dami fil­mo­wymi, rato­wać lasy desz­czowe albo robić wira­lowe filmy ze swo­imi cho­mi­kami.

Każda z tych ambi­cji może sta­no­wić sens two­jego życia. Kiedy tak będzie, poczu­jesz głę­boki wewnętrzny impuls, by pójść daną drogą. Kolejne kroki staną się fascy­nu­jące i dadzą ci speł­nie­nie, a w rezul­ta­cie wszystko ci się uda. Jeśli jed­nak zde­cy­du­jesz się robić coś tylko dla­tego, że zda­niem innych wła­śnie to ma sens, przy­go­tuj się na gęstą mgłę. Cze­kają cię zaska­ku­jące porażki. Nie doga­dasz się z ludźmi. Nie będziesz mieć dość ener­gii, by wdra­pać się po dra­bi­nie suk­cesu – ani by umyć włosy.

Być może myślisz sobie: „No tak, czuję się okrop­nie – ni­gdy nie dostaję tego, czego chcę”.

Jeśli tak wła­śnie sądzisz, wiedz, że wielu ludzi osiąga szczyty wyzna­czane przez spo­łe­czeń­stwo i zaraz orien­tuje się, że – jak to ujęła pewna kobieta – „Nic tam nie ma. Myśla­łam, że osią­gnę­łam w świe­cie pozy­cję, która da mi radość, ale nic takiego się nie stało. Wszystko wyda­wało mi się bez­ce­lowe”.

„Zdo­by­łem olim­pij­ski złoty medal” – powie­dział mi jeden klient. „A kiedy scho­dzi­łem z podium, nie opusz­czała mnie jedna myśl: co ja teraz zro­bię? Była okropna, prze­ra­ża­jąca jak śmierć. Ni­gdy wcze­śniej nie czu­łem się tak fatal­nie”. Zapra­co­wany pisarz powie­dział mi: „Całe życie sta­ra­łem się napi­sać książkę, która zna­la­złaby się na pierw­szym miej­scu listy best­sel­le­rów »New York Timesa«. Kiedy mi się wresz­cie udało… cie­szy­łem się przez jakieś dzie­sięć minut”.

Nasze poczu­cie bez­ce­lo­wo­ści nie znika w obli­czu zde­fi­nio­wa­nych kul­tu­rowo osią­gnięć. Pozo­staje trwałą, pro­wo­ku­jącą siłą, kąsa­jącą muchą, która nie prze­staje bzy­czeć nam przy uchu, póki nie zaczniemy podą­żać drogą, która naprawdę może nam dać speł­nie­nie – innymi słowy, podą­żać drogą inte­gral­no­ści. A jeśli to kąsa­nie i poczu­cie bez­sensu nie wystar­czą, żeby­śmy otrzą­snęli się z naszego snu, zrobi to nasza pod­świa­do­mość. Wezwie men­talne dzi­kie bestie, które nazy­wamy nastro­jami.

Syndrom ciemnej dziczy #2:Męka emocjonalna

Jakby poczu­cie zagu­bie­nia nie wystar­czało, Dan­tego ata­kują w ciem­nej dzi­czy dra­pieżne bestie. Pierw­sza z nich to żar­łoczny ryś, któ­rego ape­tytu nie da się zaspo­koić. Potem lew, tak prze­ra­ża­jący, że Dante mówi: „aż wyda­wało się, że drży od niego powie­trze”. Potem widzi wil­czycę, któ­rej widok zasmuca go tak bar­dzo, że „pła­cze, wszyst­kimi myślami boleje”. Poczu­cie nie­do­statku, panika, depre­sja. Poznaj kilka sta­nów emo­cjo­nal­nych, które mogą cię zasko­czyć, kiedy będziesz błą­dzić w ciem­nej dzi­czy.

Kiedy odda­lam się od swo­jej inte­gral­no­ści, potworne nastroje poja­wiają się nie­mal od razu. Odda­lona o krok od mojej prawdy, staję się uszczy­pliwa, ner­wowa i ponura. Jeśli nie wra­cam na wła­ściwą drogę, te uczu­cia eska­lują w zabor­czość, prze­ra­że­nie i roz­pacz. Dzięki Bogu! Gdyby nie te okrutne ataki, być może wciąż podą­ża­ła­bym za sprzecz­nymi ide­ałami, które dopro­wa­dziły mnie do takiego nie­szczę­ścia, kiedy mia­łam osiem­na­ście lat.

Zawsze, kiedy stra­cisz inte­gral­ność, otrzy­masz oso­bi­sty zestaw złych nastro­jów, który jest zależny od two­jej oso­bo­wo­ści. Być może tak jak ja skła­niasz się ku lękom i depre­sji. Albo czu­jesz wro­gość i masz ochotę ude­rzyć w twarz każ­dego współ­pra­cow­nika, członka two­jej rodziny albo i każ­dego miesz­kańca two­jego mia­sta. Możesz mieć też peł­no­wy­mia­rowe ataki paniki, zwłasz­cza pod­czas wyjąt­ko­wych oka­zji (ran­dek w ciemno, roz­praw sądo­wych), kiedy szcze­gól­nie chcesz ema­no­wać spo­ko­jem i pew­no­ścią sie­bie.

Nie­za­leż­nie od tego, jakie są twoje nega­tywne emo­cje, sta­raj się myśleć o nich jak o dzi­kich bestiach Dan­tego, któ­rych zada­niem jest uprzy­krza­nie ci życia, gdy zbo­czysz ze swo­jej praw­dzi­wej drogi. Jeśli uczu­cia te nie zni­kają nawet wtedy, gdy bie­rzesz leki i regu­lar­nie spo­ty­kasz się z tera­peutą, możesz mieć pew­ność, że bra­kuje ci inte­gral­no­ści. Im szyb­ciej to dostrze­żesz, tym lepiej, ponie­waż pozo­sta­jąc w ciem­nej dzi­czy, możesz prę­dzej czy póź­niej wyrzą­dzić sobie praw­dziwą, fizyczną krzywdę.

Syndrom ciemnej dziczy #3:Pogarszające się zdrowie

Myślę, że cho­ro­wa­łam od osiem­na­stego do trzy­dzie­stego któ­re­goś roku życia, ponie­waż ciało pró­bo­wało mi pomóc odna­leźć wyj­ście z ciem­nej dzi­czy. Kiedy wresz­cie mi się to udało, symp­tomy ustą­piły. Nic innego nie było w sta­nie mi pomóc.

Cho­roby oczy­wi­ście przy­da­rzają się także ludziom dosko­nale zin­te­gro­wa­nym. Nasze ciała psują się z wielu powo­dów. Jed­nak zauwa­ży­łam, że oso­bie wewnętrz­nie roz­dar­tej trudno jest na coś nie zacho­ro­wać. Kiedy klienci w takim sta­nie zja­wiają się w moim gabi­ne­cie, zazwy­czaj mają już pro­blemy zdro­wotne – od bólów głowy po nie­ule­czalne cho­roby. Bar­dzo rzadko dostrze­gają zwią­zek mię­dzy swoim sta­nem fizycz­nym a bra­kiem inte­gral­no­ści. Więk­szo­ści z nich taka zależ­ność wyda­wa­łaby się – by użyć poję­cia nauko­wego – kom­plet­nie odje­chana.

À pro­pos nauki: prze­pro­wa­dzono poważne bada­nia, które dowo­dzą obec­no­ści naj­róż­niej­szych powią­zań mię­dzy życiem w har­mo­nii a dobrym zdro­wiem. Ist­nieje cała dzie­dzina medy­cyny – psy­cho­neu­ro­im­mu­no­lo­gia – która sku­pia się na tym, w jaki spo­sób stres, w tym stres powo­do­wany kłam­stwem czy utrzy­my­wa­niem sekre­tów, wywo­łuje cho­roby. Bada­nia wiążą zdradę i utrzy­my­wa­nie sekre­tów z szyb­szym biciem serca i wyż­szym ciśnie­niem krwi, wyż­szym pozio­mem hor­mo­nów stresu, złego cho­le­ste­rolu i glu­kozy, a także z ogra­ni­czoną odpo­wie­dzią immu­no­lo­giczną. Im bar­dziej zna­czące jest nasze oszu­kań­cze zacho­wa­nie, tym bar­dziej odbija się ono na zdro­wiu.

Bada­nie homo­sek­su­ali­stów będą­cych nosi­cie­lami wirusa HIV wyka­zało na przy­kład, że im bar­dziej męż­czyźni ci ukry­wali swoją orien­ta­cję, tym szyb­ciej postę­po­wała ich cho­roba. Ist­nieje zależ­ność „dawka – odpo­wiedź” mię­dzy pozio­mem uta­je­nia a sta­nem odpor­no­ści – innymi słowy, im więk­sza tajem­nica, tym wyż­sze praw­do­po­do­bień­stwo cho­roby i śmierci. „Nie pytaj i nie mów” brzmi nie­win­nie, ale życie w mil­czą­cym odda­le­niu od naszej praw­dzi­wej toż­sa­mo­ści może dosłow­nie przy­spie­szyć naszą śmierć.

Ist­nieje oczy­wi­ście wiele cho­rób, na które zapa­dają ludzie w pełni zin­te­gro­wani. Wszy­scy umie­rają i na świe­cie jest mnó­stwo fizycz­nego bólu, który nie ma nic wspól­nego z utrzy­my­wa­niem sekre­tów, kłam­stwem czy zba­cza­niem z drogi. A jed­nak za każ­dym razem, kiedy doko­nu­jemy wybo­rów albo utrzy­mu­jemy pozory, które odda­lają nas od inte­gral­no­ści, naprawdę sta­jemy się bar­dziej nara­żeni na pro­blemy zdro­wotne, od bólu krę­go­słupa po zapa­le­nie płuc. Jeśli cier­pisz na nie­wy­ja­śnioną cho­robę, czu­jesz się słabo, czę­sto ule­gasz wypad­kom, być może ciało pod­po­wiada ci, że jesteś w ciem­nej dzi­czy.

Moja cho­roba opie­rała się wszel­kim medycz­nym inter­wen­cjom. Jed­nak kiedy zaczę­łam poszu­ki­wać wła­snej prawdy i odzy­ski­wać inte­gral­ność, wszyst­kie pozor­nie nie­ule­czalne symp­tomy znik­nęły. Coś podob­nego przy­da­rzyło się wielu moim klien­tom. Kiedy osią­gniesz inte­gral­ność, podob­nie może być z tobą.

Syndrom ciemnej dziczy #4: Ciągłe porażki w związku

To logiczne: kiedy nie idziesz wła­ściwą drogą, nie znaj­du­jesz wła­ści­wych ludzi. Lądu­jesz w miej­scach, które ci się nie podo­bają, uczysz się umie­jęt­no­ści, które nie dają ci speł­nie­nia, przyj­mu­jesz war­to­ści i zasady, które ci nie pasują. Ludzie, któ­rych spo­ty­kasz, albo szcze­rze te rze­czy kochają, albo udają rów­nie dobrze jak ty. Tak czy ina­czej, wasze rela­cje będą sztuczne. Twoja uda­wana oso­bo­wość będzie spo­ty­kać inne (poten­cjal­nie uda­wane) oso­bo­wo­ści, two­rząc uda­wane rela­cje. Ni­gdy nie zapo­mnę pew­nej pięk­nej i boga­tej gwiazdy, która po kolej­nej impre­zie w bla­sku fle­szy zdra­dziła mi: „Jestem wykoń­czona wła­sną hipo­kry­zją”.

Jeśli nie­ustan­nie odczu­wasz samot­ność i bez­wład, pra­wie na pewno bra­kuje ci inte­gral­no­ści. Sytu­acja tylko się pogar­sza, kiedy czu­jesz, że zna­la­złeś się w pułapce z kimś, kogo nie zno­sisz. Kiedy ludzie spo­ty­kają się, błą­dząc w ciem­nej dzi­czy, rela­cje, które two­rzą, są naj­czę­ściej płyt­kie i/lub tok­syczne. Te przy­jaź­nie, romanse, a nawet rela­cje rodzinne są pełne nie­zro­zu­mie­nia, emo­cjo­nal­nych krzywd i wza­jem­nego wyko­rzy­sty­wa­nia. Po pew­nym cza­sie ich chwiejne fun­da­menty roz­pa­dają się, pozo­sta­wia­jąc jedy­nie gruz zra­nio­nych uczuć.

Jeśli w rodzi­nie, w przy­jaźni czy w związ­kach miło­snych czu­jesz się nie­ustan­nie wyczer­pany i zdra­dzony, rela­cje, które two­rzysz, zapewne powstały w ciem­nej dzi­czy. Nie można stwo­rzyć szczę­śli­wego związku z kimś, kto jest tak samo zagu­biony jak my. Droga do praw­dzi­wej miło­ści – do praw­dzi­wego cze­go­kol­wiek – to droga inte­gral­no­ści. Nikt inny nie może jej zna­leźć za cie­bie ani ci jej ofia­ro­wać. Nie­za­leż­nie od oko­licz­no­ści ty możesz jed­nak ją zna­leźć i nią podą­żyć.

Syndrom ciemnej dziczy #5: Ciągłe porażki w pracy

Twoje praw­dziwe „ja” żywo się inte­re­suje twoim praw­dzi­wym życio­wym powo­ła­niem – ale wszystko inne guzik je obcho­dzi. Kiedy decy­du­jesz się na karierę, która oddala cię od two­jego praw­dziwego „ja”, twój talent i entu­zjazm szybko spa­dają do poziomu znu­dzo­nego sta­ży­sty. Każde zada­nie będzie nie­smaczne jak zatrute jedze­nie, i rów­nie szko­dliwe. W pracy będziesz pew­nie popeł­niać błędy i mieć nie­for­tunne prze­rwy (w zasa­dzie prze­rwy te są for­tunne, bo wtedy twoje praw­dziwe „ja” powstrzy­muje cię przed dal­szą drogą w głąb ciem­nej dzi­czy, ale trudno ci będzie to dostrzec).

Pra­co­wa­łam z dzie­siąt­kami ludzi, któ­rzy poszli na stu­dia inży­nier­skie, bo uwiel­biali wymy­ślać nowe rze­czy, albo pra­co­wali na uczelni, bo lubili się uczyć, albo zosta­wali dzien­ni­ka­rzami, bo kochali pisać, a potem awan­so­wali, zosta­wali mena­dże­rami czy kie­row­ni­kami – i nie­na­wi­dzili swo­jej pracy. W tym momen­cie, kiedy rezy­gno­wali z inte­gral­no­ści, by robić coś, czego tak naprawdę robić nie chcieli, spek­ta­ku­lar­nie wybu­chali.

Pewien zna­ko­mity pisarz – nazwijmy go Edgar – wspiął się po dra­bi­nie kariery na sta­no­wi­sko naczel­nego zna­nego cza­so­pi­sma. Zaczął wtedy ostro i otwar­cie pić. Pew­nego miłego poranka, kiedy odwie­dzi­łam Edgara w jego gabi­ne­cie, zasko­czył mnie, popi­ja­jąc wino ze skrzynki, którą zain­sta­lo­wał sobie na biurku. Po roku był już bez pracy.

Inna klientka, Chloe, uwiel­biała swoją pracę w leśnic­twie. Zajęła się poli­tyką, sądząc, że pomoże jej to chro­nić śro­do­wi­sko. Kiedy została wybrana do lokal­nej rady mia­sta, zaczęła przy­sy­piać na zebra­niach. Na wszyst­kich zebra­niach. Mimo że dużo odpo­czy­wała, jej nowa praca stała się źró­dłem zaże­no­wa­nia i wstydu. Ludzie zaczęli o niej plot­ko­wać. Nie ubie­gała się o reelek­cję.

Nasza kul­tura defi­niuje „suk­ces” jako wspi­na­nie się po admi­ni­stra­cyj­nych szcze­blach, moi klienci nie rozu­mieli więc, jak z osób wyso­ko­funk­cjo­nu­ją­cych zmie­nili się we wraki. Z mojej per­spek­tywy te „nie­wy­tłu­ma­czalne” porażki miały oczy­wi­sty sens: Edgar kochał lite­ra­turę, nie kie­ro­wa­nie redak­cją. Chloe uwiel­biała być sama w lesie, a nie sie­dzieć przy biurku z innymi ludźmi. Oboje doznali roz­dar­cia, aspi­ru­jąc do rze­czy, któ­rych na pew­nym pozio­mie nie­na­wi­dzili.

Ist­nieje nie­skoń­czona liczba spo­so­bów na zara­bia­nie pie­nię­dzy. Na pew­nym pozio­mie – na głę­bo­kim, intu­icyj­nym pozio­mie – wiesz, który z nich będzie dla cie­bie wła­ściwy. Poczu­jesz od razu, kiedy twoja praca wymusi na tobie odsu­nię­cie na bok two­ich praw­dzi­wych pra­gnień. Twoja świa­do­mość wła­ści­wej drogi kariery może być ukryta głę­boko pod wie­loma war­stwami kul­tu­ro­wych prze­ko­nań. Ale wciąż tam jest, jak kwiat, który pró­buje zakwit­nąć w tok­sycz­nym bło­cie. Jeśli wciąż będziesz się opie­rać swoim szcze­rym impul­som, powoli zdasz sobie sprawę, że to, co robisz, by zdo­być pie­nią­dze na utrzy­ma­nie, zamie­nia cię w żywego trupa.

Syndrom ciemnej dziczy #6:Złe nawyki, których nie umiesz się pozbyć

Jak widzisz, ciemna dzicz jest – jak to się mówi – do dupy. Nic więc dziw­nego, że kiedy tam jeste­śmy, czę­sto chwy­tamy się cze­goś, by ukoić ból. Jestem wielką zwo­len­niczką popra­wia­nia jako­ści życia przy pomocy medy­cyny i będę ci kibi­co­wać, jeśli zaczniesz brać pomocne leki pod nad­zo­rem leka­rza. Jed­nak wielu z nas, miesz­kań­ców ciem­nej dzi­czy, idzie o krok (albo o milę) za daleko. Cią­gle poszu­ku­jemy tro­chę wię­cej „cze­goś”, co mogłoby zmie­nić nasz nastrój. Cze­go­kol­wiek. Wię­cej piwa, niko­tyny, koka­iny, wszyst­kich tych uży­wek naraz.

Che­miczny szum może nas bar­dzo, bar­dzo, bar­dzo odda­lić od naszych praw­dzi­wych dróg. Pra­co­wa­łam z ludźmi, któ­rzy otę­piali swoje zmy­sły, wędru­jąc po ciem­nej dzi­czy, w tym męż­czy­znę, który codzien­nie poły­kał ponad dwie­ście table­tek prze­ciw­bó­lo­wych. Powie­dział mi, że to „w zasa­dzie wystar­czy”.

Kiedy na naj­głęb­szym pozio­mie czu­jemy się zagu­bieni i towa­rzy­szą nam poczu­cie bez­sensu, zły nastrój i nie­wła­ściwe zada­nia, łatwo uza­leż­nić się od cze­go­kol­wiek, co sty­mu­luje nasz układ nagrody. Oprócz dyna­micz­nego duetu zło­żo­nego z alko­holu i nar­ko­ty­ków do naj­częst­szych nało­gów należą hazard, seks, inten­sywne miło­sne prze­ży­cia, zakupy, obja­da­nie się czy cało­do­bowe prze­sia­dy­wa­nie w sieci bez przerw na sen, jedze­nie, a nawet wizytę w toa­le­cie. Ja oso­bi­ście spę­dza­łam wiele godzin na roz­wią­zy­wa­niu pro­ble­mów, które ist­niały jedy­nie jako kolo­rowe pik­sele na moim tele­fo­nie (na swoje uspra­wie­dli­wie­nie powiem, że wszyst­kie te sło­dy­cze w Candy Crush same się nie ułożą).

Jeśli nie jesteś w sta­nie powstrzy­mać się przed robie­niem cze­goś, wyda­jesz na to pie­nią­dze prze­zna­czone na czynsz, ukry­wasz się przed innymi i czu­jesz, jak powoli ogar­nia cię obse­sja, pierw­szym waż­nym kro­kiem ku inte­gral­no­ści może być przy­zna­nie, że jesteś nało­gow­cem. Z tego punktu możesz roz­po­cząć odzy­ski­wa­nie swo­jej inte­gral­no­ści, nie tylko poprzez sto­so­wa­nie metod z tej książki, lecz także poprzez udział w tera­pii uza­leż­nień. Jeśli nie opu­ścisz ciem­nej dzi­czy, nie pozbę­dziesz się złych nawy­ków, nie­za­leż­nie od wszyst­kiego. Koniec koń­ców to one mogą pozbyć się cie­bie.

Powyż­sze pro­blemy to nie­je­dyne symp­tomy utraty inte­gral­no­ści, ale z tego, co zauwa­ży­łam – naj­pow­szech­niej­sze. Poka­zują, co wypie­ramy, w jaki spo­sób odda­lamy się od naszych praw­dzi­wych per­cep­cji, pra­gnień i instynk­tow­nej mądro­ści. Oto krótki test, który pozwoli ci zoba­czyć, czy pogu­bi­łeś się tro­chę (albo bar­dzo) w ciem­nej dzi­czy.

ĆWI­CZE­NIE:

Dia­gnoza syn­dromu ciem­nej dzi­czy

Odpo­wiedz na poniż­sze pyta­nia tak szcze­rze, jak potra­fisz. Jeśli zauwa­żysz, że oszu­ku­jesz, by uda­wać, że masz wszystko pod kon­trolą, zasta­nów się nad tym. Ozna­cza to, że 1) bra­kuje ci inte­gral­no­ści, a co wię­cej, 2) nie potra­fisz się do tego przy­znać, nawet w quizie, któ­rego wyni­ków nikt nie musi oglą­dać. Weź głę­boki oddech i powiedz prawdę.

Doko­nu­jąc tej oceny, zauważ, że słowa PRAWDA i FAŁSZ nie zawsze wystę­pują w tej samej kolum­nie. Upew­nij się, że w każ­dym wer­sie zazna­czasz praw­dziwe twier­dze­nie.

Zaznacz słowo PRAWDA lub FAŁSZ, żeby wła­ści­wie oce­nić twoją reak­cję na każde stwier­dze­nie.Kolumna 1Kolumna 2 1. Gene­ral­nie uwa­żam ludzi za dobrych i god­nych miło­ści. PRAWDA FAŁSZ 2. Cza­sem mam poczu­cie, że to, co robię, jest bez zna­cze­nia. FAŁSZ PRAWDA 3. Uwiel­biam towa­rzy­stwo moich przy­ja­ciół i bli­skich. PRAWDA FAŁSZ 4. Moja praca (także domowa) jest dla mnie cię­ża­rem. FAŁSZ PRAWDA 5. Czuję się speł­niona i mam poczu­cie celu każ­dego dnia. PRAWDA FAŁSZ 6. Trudno mi utrzy­mać szczę­śliwe związki. FAŁSZ PRAWDA 7. Czę­sto cho­ruję (prze­zię­biam się), nawet kiedy ludzie wokół mnie nie są cho­rzy. FAŁSZ PRAWDA 8. Cały czas towa­rzy­szy mi poczu­cie zado­wo­le­nia. PRAWDA FAŁSZ 9. Robię zawo­dowo coś, co kocham. PRAWDA FAŁSZ 10. Wydaje mi się, że nikt mnie nie dostrzega i nie rozu­mie. FAŁSZ PRAWDA 11. Uwa­żam, że moja obec­ność zmie­nia świat na lep­sze. PRAWDA FAŁSZ 12. Moje związki są czę­sto pełne nie­uf­no­ści i gniewu. FAŁSZ PRAWDA 13. Nie potrze­buję żad­nej zmie­nia­ją­cej nastrój sub­stan­cji ani eks­cy­tu­ją­cej aktyw­no­ści, żeby czuć się świet­nie. PRAWDA FAŁSZ 14. Inni ludzie osią­gają wspa­niałe rze­czy, a ja im nie dorów­nuję. FAŁSZ PRAWDA 15. Mam „przy­ja­ciół”, za któ­rych towa­rzy­stwem nie prze­pa­dam. FAŁSZ PRAWDA 16. Śpię głę­boko i spo­koj­nie nie­mal każ­dej nocy. PRAWDA FAŁSZ 17. Moi bli­scy pra­wie zawsze mnie rozu­mieją. PRAWDA FAŁSZ 18. Cho­ciaż cza­sem dzieją się prze­ra­ża­jące rze­czy, zazwy­czaj czuję się bez­piecz­nie. PRAWDA FAŁSZ 19. Ból i zmę­cze­nie ogra­ni­czają moją aktyw­ność. FAŁSZ PRAWDA 20. Czę­sto złosz­czę się na ludzi wokół mnie. FAŁSZ PRAWDA 21. >Uwiel­biam moją pracę i nie mogę się docze­kać, żeby się w niej zna­leźć. PRAWDA FAŁSZ 22. Czę­sto tak bar­dzo się mar­twię, że kiep­sko śpię. FAŁSZ PRAWDA 23. Moje życie jest pełne miło­ści i cie­pła. PRAWDA FAŁSZ 24. Nie mam poczu­cia, że moja praca daje światu coś waż­nego. FAŁSZ PRAWDA 25. Nawet kiedy ludzie wokół mnie cho­rują, ja pra­wie zawsze jestem zdrowy. PRAWDA FAŁSZ 26. W głębi serca czuję czę­sto smu­tek i roz­pacz. FAŁSZ PRAWDA 27. Uwa­żam, że ludzie są gene­ral­nie dobrzy. PRAWDA FAŁSZ 28. Złosz­czę się nawet wtedy, gdy jestem sam. FAŁSZ PRAWDA

Wyniki

Zlicz słowa, które zazna­czy­łeś w kolum­nie 1 (po lewej stro­nie).

Tu zapisz wynik: _______

Jeśli liczba ta waha się mię­dzy:

22 – 28:

Żyjesz na nie­zwy­kle wyso­kim pozio­mie inte­gral­no­ści. Być może kie­dyś zna­la­złeś się w ciem­nej dzi­czy, ale teraz umiesz się z niej wydo­stać. Ta książka może ci o tym przy­po­mi­nać.

15 – 21:

Twoje życie jest szczę­śliw­sze niż więk­szo­ści ludzi, ale być może ist­nieją jeden czy dwa obszary, w któ­rych wciąż jesteś oddzie­lony od two­jego praw­dzi­wego „ja”. Droga inte­gral­no­ści pomoże ci to napra­wić.

8 – 14:

Z pew­no­ścią spę­dzasz tro­chę czasu w ciem­nej dzi­czy. Pamię­taj, że to nie twoja wina. A jed­nak tylko odzy­ska­nie inte­gral­no­ści sprawi, że twoje pro­blemy nie zaczną nara­stać.

0 – 7:

Poczu­cie zagu­bie­nia i nie­pew­no­ści może ci się wyda­wać nor­malne, ponie­waż spę­dzasz w ciem­nej dzi­czy dużo czasu. Ta książka może ci pomóc osią­gnąć spo­kój i radość, jakich nie czu­łeś od dawna – a może ni­gdy. Jeśli szybko nie ruszysz ku inte­gral­no­ści, sytu­acja tylko się pogor­szy.

CO ZROBIĆ, KIEDY ZDAJESZ SOBIE SPRAWĘ, ŻE CIERPISZ NA SYNDROM CIEMNEJ DZICZY

Nie pani­kuj, jeśli twój wynik jest niż­szy niż ocze­ki­wany. Nie jesteś złym czło­wie­kiem i nic złego nie zro­bi­łeś. Jesteś po pro­stu zagu­biony. Z defi­ni­cji ozna­cza to, że nie wiesz, co dalej robić ani dokąd pójść. Na szczę­ście mogę ci poka­zać kolejny krok, który roz­pocz­nie twoją drogę do inte­gral­no­ści. Ni­gdy nie zawiódł mnie ani żad­nego z moich klien­tów. Jest pro­sty: powiedz prawdę o swoim zagu­bie­niu.

Odkry­łam to w wieku osiem­na­stu lat, obo­lała i w depre­sji, nie­świa­do­mie uwię­ziona mię­dzy dwiema nie­kom­pa­ty­bil­nymi kul­tu­rami. Mijały mie­siące, a ja szu­ka­łam korzeni swo­jego nie­szczę­ścia, aż doko­na­łam fun­da­men­tal­nego odkry­cia, które nie miało nic wspól­nego z cho­robą ani depre­sją: nie wie­dzia­łam, co jest prawdą. Cho­ciaż na pozór moje odkry­cie było skromne, oka­zało się mieć nie­spo­dzie­wa­nie uzdra­wia­jącą moc. Póź­niej, już jako coachka, patrzy­łam na setki innych pozba­wio­nych celu, nie­spo­koj­nych, wście­kłych, zroz­pa­czo­nych, cho­rych, samot­nych czy uza­leż­nio­nych ludzi, któ­rzy cał­ko­wi­cie roz­ta­piali się w zda­niu „Jestem kom­plet­nie pogu­biony”, jakby to były obję­cia kocha­ją­cych rodzi­ców.

Na pozio­mie ego, które chce zawsze mieć wszystko pod kon­trolą, nie ma to sensu. Jed­nak praw­dziwe „ja” uspo­kaja się, kiedy prze­sta­jemy luna­ty­ko­wać i szcze­rze oce­niamy naszą sytu­ację – nawet jeśli, tak jak Dante, budzimy się w prze­ra­ża­ją­cym miej­scu. Nasze „ja” rezo­nują z naj­prost­szymi praw­dami: „Nie podoba mi się to miej­sce”, „Nie wiem, jak się tu zna­la­złam”, „Boję się”.

ĆWI­CZE­NIE:

Jak odna­leźć inte­gral­ność w ciem­nej dzi­czy

Oto pro­ste ćwi­cze­nie, które ustawi cię na dro­dze inte­gral­no­ści, nie­za­leż­nie od tego, jak bar­dzo czu­jesz się zagu­biony. Poni­żej znaj­dziesz listę pro­stych stwier­dzeń. Twoim zada­niem jest wypo­wie­dzieć je gło­śno. Wyszepcz je do sie­bie, wypo­wiedz do przy­ja­ciela, wykrzycz do kolej­nego tele­mar­ke­tera, który prze­rwie ci pracę. I choć przez chwilę, wypo­wia­da­jąc to zda­nie, przyj­mij, że może być prawdą.

A teraz naj­waż­niej­sze: wypo­wia­da­jąc każde zda­nie, poczuj, co dzieje się w twoim wnę­trzu. Twoja duma może być ura­żona, twój wewnętrzny kry­tyk być może zjeży się jak prze­stra­szony kot. Ale czy mimo pozor­nie nega­tyw­nego brzmie­nia każde twier­dze­nie nie spra­wia, że się roz­luź­niasz? Czy twój oddech nie staje się głęb­szy? Czy czu­jesz, jak bitwa w two­ich trze­wiach, sercu i gło­wie się uspo­kaja? Zauważ to. Nie przej­muj się tym, co będzie dalej.

Moje życie nie jest dosko­nałe.

Nie podoba mi się to, co się dzieje.

Nie czuję się dobrze.

Czuję smu­tek.

Czuję złość.

Czuję lęk.

Nie ma we mnie spo­koju.

Nie umiem zna­leźć swo­ich ludzi.

Nie wiem, dokąd pójść.

Nie wiem, co robić.

Potrze­buję pomocy.

Jeśli pod­czas lek­tury jed­nego lub kilku spo­śród tych stwier­dzeń poczu­łeś, że coś w twoim ciele i emo­cjach się uspo­kaja, nie igno­ruj tego uczu­cia. Lek­kie roz­luź­nie­nie jest instynk­towną reak­cją, gdy sły­szymy – a co waż­niej­sze, gdy wypo­wia­damy – prawdę. Jeśli je czu­jesz, możesz być z sie­bie dumny. Nie jest dosko­nale, ale masz świa­do­mość tego faktu, a to jest najważ­niej­sze. Łączysz na nowo te czę­ści sie­bie, które zostały roze­rwane. Brawo. Masz za sobą pierw­szy krok do inte­gral­no­ści.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Sfor­mu­ło­wa­nia i frag­menty pocho­dzące z Boskiej Kome­dii są podane w prze­kła­dzie Jaro­sława Miko­ła­jew­skiego (War­szawa, Wydaw­nic­two Lite­rac­kie, 2021) (przyp. red.). [wróć]