Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
128 osób interesuje się tą książką
Drugi tom retellingu mitu o Hadesie i Persefonie osadzony we współczesnym świecie. Bez magii. Bez fantastyki. Jedynymi potworami są ludzie.
Kora mieszka z Hadesem w Podziemiu. U boku ukochanego walczy z traumą, którą wywołał u niej Ares, książę Olimpionu. Niestety, wszystko burzy jej matka, Demeter, nieaprobująca romansu córki z gangsterem. Aby go przerwać, porywa ją na rodzinną farmę, licząc, że pobyt tam ostudzi jej uczucia do Króla Podziemia. Nie wie jednak, że dziewczyna napiła się wody z Rzeki Zapomnienia, podając ją jednocześnie Hadesowi, przez co już na zawsze związała się z nim i jego krainą. Czy nadopiekuńcza matka będzie w stanie to zaakceptować? I czy kochankom uda się wreszcie być razem, zwłaszcza że zagraża im także żądna zemsty Hera, która zrobi wszystko, aby odzyskać więzionego w Podziemiu Aresa? Nad Olimpion i Podziemie nadciąga widmo wojny. Czy współcześni bogowie będą umieli zapobiec temu konfliktowi?
Powieść spodoba się miłośniczkom romantasy, wątków age gap i zakazanej relacji, a także serii komiksów Lore Olympus.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 360
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Being at your side and caring for the Underworld is the greatest honor of my life.
Hades, Lore Olympus by Rachel Smythe
Otworzyłem Godbooka chyba już po raz setny tego dnia.
Status wiadomości: nie odczytano.
– Kurwa – zakląłem pod nosem.
Co z nią było nie tak?
Bo przecież nie ze mną.
Przyjrzałem się sobie w łazienkowym lustrze. Ze zwierciadła patrzył na mnie przystojny dziewiętnastolatek o ciemnoniebieskim spojrzeniu i burzy jasnych włosów. Moja kariera nastoletniego modela nabierała tempa, na uniwersytecie w Olimpionie wciąż wygrywałem konkursy na Mistera Roku, nie mogłem wręcz odgonić się od dziewczyn z uniwerka. Nie miałem sobie nic do zarzucenia. Byłem młodszym synem bogacza Priama, właściciela Troi, najdroższej i najwytworniejszej restauracji w mieście, do której ustawiały się długie kolejki, a stolik trzeba było rezerwować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Miałem więc nie tylko urodę, ale i pieniądze. No może nie teraz, ale w przyszłości miałem je mieć, gdy mój stary przejdzie wreszcie na zasłużoną emeryturę i przekaże firmę swoim dzieciom. W każdym razie uchodziłem za bogacza, bo wywodziłem się z dobrej rodziny. Dlaczego zatem nie byłem dla niej wystarczający?!
Otworzyłem jej konto na Godbooku. Piękna Helena patrzyła na mnie ze swojego zdjęcia profilowego. Wielkie brązowe oczy zdawały się przewiercać mnie na wskroś, wdzierać w głąb mojej duszy, brać ją w posiadanie i zawłaszczać dla siebie. Były niczym magnesy, które przyciągały mnie z mocą, z którą nie byłem w stanie walczyć. Tonąłem w bezdennych jeziorach jej źrenic. Ich blask oraz lekko rozchylone usta w kolorze wiśni sprawiały, że czułem motyle w brzuchu. Byłem zgubiony, zatracony w jej boskości.
Ona była idealna. Żadna inna nie mogła się z nią równać. Żadna dziewczyna w całym ogromnym Olimpionie nie była mnie godna. Żadna. Prócz Heleny, tej małej cholernej wiedźmy, która w ogóle nie wykazywała zainteresowania moją osobą!
Ignorowała mnie na uczelni, do dziś nie przyjęła do znajomych na Godbooku, choć mieliśmy wspólnych przyjaciół. Swatano ją z Aresem. Może to przez to? Ares był księciem, należał do elity, był synem władców Olimpionu, do tego był od niej sporo starszy, prowadził własną, świetnie prosperującą firmę. Jego wysportowana sylwetka stanowiła cel, do którego dążyła większość chłopaków z naszego uniwerka. Był zdecydowanie bezkonkurencyjny dla kobiet lubujących się w sześciopakach i starszych facetach. Ech…
– Co tak smętnie wzdychasz, braciszku? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos brata. Nawet nie zauważyłem, kiedy Hektor wszedł do łazienki. – Czyżbyś przeżywał zawód miłosny?
– Coś ci się ubzdurało – odpowiedziałem niezadowolony, że mój starszy, przemądrzały brat widział mnie w tym stanie. Na pewno będzie się ze mnie nabijał, bo to wychodziło mu najlepiej. Szybko schowałem telefon do kieszeni jeansów i ruszyłem do wyjścia. Byłem już na progu, gdy zatrzymał mnie jego rozbawiony głos:
– Szkoda na nią zachodu, mały.
– Słucham? – Odwróciłem się w jego stronę, nie bardzo rozumiejąc, co ma na myśli. Dopiero w tym momencie zauważyłem, że był ubrany w smoking.
– Szkoda czasu na tę całą Helenę. Daruj ją sobie. Ona już jest zajęta. To nie twoja liga – odparł, nawet na mnie nie patrząc, tylko przeczesując zmoczonymi palcami jasne włosy, aby nie wpadały mu do oczu.
– Wiem o Aresie – warknąłem, otwierając drzwi na korytarz, aby opuścić pomieszczenie.
– Jej związek z Aresem to wymysł Hery, która chciałaby wymazać ze świadomości opinii publicznej związek ukochanego synalka ze starszą, dzieciatą kobietą. Afrodyta szkodzi reputacji Aresa, a Hera ma obsesję na tym punkcie. Ale nie tego pajaca na sterydach mam na myśli.
Pochylił się nad umywalką w stronę lustra, aby wygnieść z nosa pryszcza, którego najwyraźniej właśnie zauważył. Jego słowa sprawiły, że z powrotem wszedłem do łazienki, zamykając za sobą drzwi.
Byłem pewny, że piękna Helena pragnie Aresa i choć do swatów z nim na razie nie doszło, bo ponoć zaszła pomyłka i, jak informowały media, synowi Hery przyznano nikomu wcześniej nieznaną Korę, dziewczyna będzie brnęła w ten związek. W ostatecznym rozrachunku – przez wybryk Hadesa – Ares wypadł z konkurów, przez co i Helenie nie przydzielono partnera, bo wielki bal przerwała walka stryja z bratankiem, ale to nie przeszkadzało potencjalnym kochankom spotykać się nieformalnie. Jak to możliwe więc, że ta piękność i bohaterka moich erotycznych snów nie była zainteresowana samym księciem Olimpionu? Nie korciła jej rola przyszłej królowej? Następczyni Hery? Najważniejszej kobiety w naszym mieście?
To zadziwiające, ale i napawające nadzieją.
– Skoro nie Ares, to kto…? – bąknąłem nieufnie, bo mógł to być kolejny dowcip mojego wrednego braciszka. – W kim się niby kocha Helena?
– Nie „niby” – odparł rozbawionym głosem Hektor. – To nie plotki, a fakt. Sam widziałem, jak ciągnie go do schowka na szczotki. Swoją drogą niezłe z niej ziółko, a zgrywa kolejną dziewicę na miarę Ateny i członkiń jej sekty.
Poczułem taką irytację, że nie byłem w stanie zapanować nad emocjami. Hektor kpił sobie z moich uczuć i z kobiety, którą kochałem. To niedopuszczalne. I choć był dużo większy ode mnie i miał atletyczną sylwetkę – nic dziwnego, trenował triathlon i grał w uniwersyteckiej drużynie footballowej – rzuciłem się na niego z pięściami, krzycząc:
– Łżesz! Helena jest święta i nieskalana! I nigdy, ale to nigdy, nie zachowałaby się jak dziwka!
Chciałem go powalić i pokazać, co myślę o ludziach bezpodstawnie opluwających moją ukochaną, ale Hektor był szybszy i sprawniejszy. Już po chwili leżałem na kaflach łazienki, a on jak gdyby nigdy nic kontynuował usuwanie wągrów.
– Wyluzuj, gołowąsie – skomentował, oglądając twarz, czy aby na pewno jego zabiegi przyniosły pożądany skutek. – Nic nie poradzę na to, że źle ulokowałeś uczucia. Helenę zgarnął Menelaos. Z nim ciężko ci będzie konkurować.
Zaśmiał się donośnie, po czym przeszedł nade mną, jakbym był dywanikiem łazienkowym, i jako pierwszy opuścił pomieszczenie.
Menelaos?
Ten Menelaos?
Sięgnąłem po telefon i ponownie odpaliłem Godbooka. Wszedłem na profil mojego durnego brata i przejrzałem jego znajomych. Był tam. Prężył muskuły. Cholerny Menelaos, kapitan drużyny Chimer, z którą rywalizowały Pegazy pod dowództwem Hektora. A więc to koleś z ostatniego roku zawrócił w głowie dziewczynie z moich snów. W dodatku miał ogromny zasięg. Iluż on miał znajomych! Ponad cztery tysiące, podczas gdy ja ledwo dobijałem do tysiąca. Sprawdziłem jeszcze inne jego social media. Na Instagodzie obserwowało go prawie osiemdziesiąt tysięcy osób…
Szlag!
Podniosłem się z podłogi, po czym podciągnąłem materiał koszulki, aby przyjrzeć się swojemu torsowi. Przy potężnym Menelaosie, czy nawet moim bracie, wyglądałem niczym dziecko lub niedojrzały kurczak, podczas gdy oni byli kogutami. I co mi po całym tym modelingu, skoro moja metroseksualność i chłopięcy urok nijak się miały do gustu Heleny, która najzwyczajniej w świecie bujała się w bezmózgich pakerach, którzy na sterydach dorobili się mięśni i rzeszy fanów?
Zły opuściłem łazienkę, po czym ruszyłem korytarzem w stronę głównej sali naszego lokalu.
– Czemu się tu włóczysz? W dodatku w takim prymitywnym stroju? – poirytowany głos ojca wyrwał mnie z bolesnego zamyślenia, gdy znajdowałem się już na progu wysoko sklepionego pomieszczenia.
Cześć, tato. Też się cieszę, że cię widzę. Miałem ciekawy dzień. W końcu dziś odbyły się pierwsze zajęcia na uniwersytecie w tym roku akademickim. Spotkałem wielu znajomych, mam kilku nowych preceptorów. Chcesz posłuchać?
Tak powinna wyglądać moja odpowiedź. Ale oczywiście jej nie wyartykułowałem. Ojciec i tak miał to gdzieś. Dla niego liczył się wyłącznie jego pierworodny. Hektor był uosobieniem cech, które uważał za pożądane u mężczyzn. Mnie miał za zniewieściałego maminsynka. Nie istniała między nami nić porozumienia. W zasadzie „króla” Troi nie interesowało nic, co dotyczyło mojego życia.
– Idę na kolację – bąknąłem lakonicznie, starając się wytrzymać surowe spojrzenie, jakie rzucił mi spod krzaczastych brwi ojciec.
– Zwariowałeś? Nie będziesz jadł w restauracji! – wrzasnął rozsierdzony.
Normalnie podkuliłbym ogon i zszedł mu czym prędzej z oczu, aby go dalej nie prowokować, ale ponieważ sam miałem podły nastrój przez Helenę i durnego Menelaosa, czułem chęć do zwady. Może kłócąc się z tym starym prykiem, odreaguję nieco złe samopoczucie?
– W czym problem, tato? – zapytałem hardo. – Otwieramy dopiero za godzinę. Zjem, przebiorę się i wrócę na salę, aby pomagać przy pierwszych gościach, jak zawsze. Nie płacisz mi za pracę, chociaż Hektora hojnie wynagradzasz za to, że pełni tu funkcję menadżera. Żarcie też chcesz mi odebrać?
Ojciec zrobił się cały czerwony na twarzy. Sprowokowałem wulkan do wybuchu. Trudno. Awantura z nim nie zepsuje mi humoru, bo i tak już go nie miałem.
– Masz dach nad głową i opłacone najdroższe z możliwych studia na najlepszej krajowej uczelni, bo przecież nie jesteś czempionem jak Hektor, który wywalczył sobie stypendium sportowe. Co chwila kupuję ci drogie ciuchy i pozwalam wozić się moimi luksusowymi autami razem z ciziami, które latają za tobą jak kocice w rui. W zamian za to pięć razy w tygodniu przyuczasz się do prowadzenia rodzinnego biznesu. Nie podoba ci się? Możesz się wynieść, ale założę się, że wrócisz do Troi z podkulonym ogonem już za kilka dni. Nie wiem tylko, czy będę skory przyjąć cię do niej z powrotem. Jeśli jednak masz rozum, a wierzę, że jednak gdzieś tam pod tonami kosmetyków, których używasz, wciąż jest on ukryty, pójdziesz teraz do pokoju służbowego, przebierzesz się i wrócisz na salę, nie po to, aby jeść, ale żeby pracować. Mamy dziś gości specjalnych. Z najwyższej półki. Dopóki więc nie wyjdą, restauracja będzie zamknięta dla innych. Zależy mi też, aby obsługa była na najwyższym poziomie.
Już chciałem wejść w polemikę i kłócić się z nim dalej, gdy ostatnie informacje zmieniły tok mojego myślenia. To się nie zdarzało. Ojciec nie zamykał restauracji ot tak. Lokal codziennie pękał w szwach. Dlaczego zatem miałby rezygnować z takiego dochodu przez jakichś tam VIP-ów? Dziwne…
– Co to za goście? I dlaczego nie może ich obsłużyć ktoś inny? Hektor chociażby? – zapytałem, nie kryjąc ciekawości i zaglądając ponad jego ramieniem do sali, w której panowało spore zamieszanie. Pracownicy lokalu przestawiali meble i pospiesznie dekorowali stoliki oraz ściany świeżymi kwiatami.
– Sam Władca Olimpionu zaszczyci nas swoją obecnością. Umówił się tu z kimś z rodziny na spotkanie. Na pewno będzie hojny w napiwkach, dlatego zastanów się, czy rzeczywiście chcesz dziś rezygnować z roboty. Ja muszę zająć się klientami na zewnątrz – uspokoić ich i wyjaśnić, dlaczego będą dziś dłużej czekać na otwarcie. Z kolei twój brat jest zaproszony na kolację do rodziny swojej narzeczonej, Andromachy, więc ma wolne. Dlatego padło na ciebie. Co prawda w życiu nie powierzyłbym ci tak odpowiedzialnej funkcji, ale innym pracownikom nie ufam – wyjaśnił mi ojciec.
Władca Olimpionu? O cholera. Faktycznie to nie lada okazja, skoro sam Zeus zamierzał odwiedzić Troję. I to w towarzystwie kogoś ze swojej wysoko postawionej rodzinki. Może przyjedzie z Herą? A może z Aresem? Jakoś nie uśmiechało mi się oglądanie tego dupka na własne oczy. Z drugiej strony zawsze mogłem go czymś przypadkiem oblać w ramach odwetu za to, że próbował położyć łapska na mojej własności. No i byłem zwyczajnie zaintrygowany. Odwiedziny takich person w naszej restauracji były zapowiadane z wyprzedzeniem. Tacy jak oni mieli swoje preferencje co do menu czy wystroju wnętrza, dlatego przygotowywaliśmy się na ich przybycie na długo wcześniej, tymczasem ta wizyta wyglądała na zwykły spontan. Stąd nerwy ojca oraz krzątanina na głównej sali.
Ponieważ i tak nie miałem planów na ten wieczór, który zdawał się przełamywać monotonię mojej pracy tutaj, postanowiłem zostać. Może wydarzy się coś, co poprawi mi humor i pomoże odmienić stan mojego serca? A może przynajmniej otrzymam solidny napiwek i zyskam w ten sposób gotówkę, której tak bardzo potrzebowałem? Zawsze to jakaś forma motywacji, gdy brakuje innej.
– Pójdę się przebrać – oświadczyłam i posłusznie ruszyłem w stronę pomieszczenia służbowego, nie wdając się w dalszą polemikę z ojcem.
– Nie lubię tego miejsca. Złe wspomnienia wracają – oświadczył prowadzący auto Tanatos.
Spojrzałem przez przyciemnianą szybę. Słońce miało się ku zachodowi, a my jechaliśmy drogą przywodzącą na myśl serpentynę. Jezdnia wiła się wśród skał, tuż nad brzegiem morza. Na horyzoncie majaczyło wzgórze stanowiące najwyższy szczyt w Olimpionie. Doskonale wiedziałem, co się tam znajdowało. Tanatos nie musiał wyrażać na głos swoich uczuć. Moje były identyczne.
– To dawne czasy – mruknąłem, przenosząc na niego wzrok.
– Może, ale traumatyczne. A te największe traumy są często nieuleczalne i zostają z nami już na zawsze – stwierdził.
Mimowolnie zacisnąłem prawą dłoń na przedramieniu drugiej ręki. Choć miałem na sobie koszulę i marynarkę, wydawało mi się, że przez ich materiał czuję szpecące moją skórę blizny.
– Nauczyłem się żyć z moimi – powiedziałem spokojnie. – Nie chcę do tego wracać. Traktuję to, co się wtedy stało, jako zamknięty rozdział.
– Starasz się traktować jako zamknięty rozdział – poprawił mnie Tanatos. – To zasadnicza różnica. Poza tym obaj doskonale wiemy, kto jest za nie odpowiedzialny i komu Podziemie i jego władca zawdzięczają złą reputację. Zeus nigdy nie odpowiedział za swoje czyny, ani nie spłacił swoich długów względem ciebie, a ty wciąż mu służysz. Wciąż jesteś na każde jego wezwanie, choć prawda jest taka, że powinieneś kopnąć go w jego wielmożny zadek!
– Zeus jest królem Olimpionu, jego niekwestionowanym władcą – odparłem. – Nie mogę mu się przeciwstawiać.
– Jednego władcę już obaliłeś – zauważył mój przyjaciel.
– Nasz ojciec, Kronos, był potworem – przypomniałem mu. – Przy nim Zeus to wręcz ideał. Poza tym rewolucja kosztowała wielu mieszkańców Olimpionu życie i zdrowie. Nie chcę tego powtarzać. Nie chcę, aby znów rozgorzała wojna. Poza tym Podziemie jest zależne od Olimpionu, a Olimpion od Podziemia. Tej więzi nie da się przerwać.
– Mam wrażenie, że więcej z tego układu czerpie Zeus i spółka niż ty, Hadesie – mruknął mój towarzysz, skręcając w boczną drogę wiodącą ku umieszczonej na szczycie nadmorskiej skały ekskluzywnej restauracji.
– Tylko dlatego, że cię lubię, nie wyrwę ci jęzora za te słowa – zażartowałem.
– Zawsze opierałem naszą przyjaźń na szczerości – odpowiedział Tanatos.
– I dlatego tak ją sobie cenię – przyznałem. – Ale znając mnie tyle lat, dobrze także wiesz, że jestem przeciwnikiem konfliktów zbrojnych. Zło powinno się tłamsić w zarodku, a nie dopuszczać do tego, aby panoszyło się w Olimpionie. Nie zapominaj o tym, co się stało, gdy Zeus ośmielił się wystąpić przeciwko naszemu ojcu. Zwycięstwo okupiliśmy dużymi stratami. Tamte wydarzenia nie mogą się powtórzyć. Nigdy. Stoję na straży tego przymierza i paktu o nieagresji, dlatego właśnie, bez względu na to, jak bardzo byłbym zły na brata, muszę go tolerować i być mu posłuszny.
– Tak było. To fakt. Ale to czas przeszły. Teraz, gdy zaszły gruntowne zmiany, wszystko się zmieniło – stwierdził Tanatos, wjeżdżając na parking przed wielką utrzymaną w śródziemnomorskim stylu willą, w której mieściła się Troja.
– Jakie niby zmiany? – zdumiałem się.
– Wcześniej nie było przy tobie Kory. – Jego wzrok na moment skrzyżował się z moim.
– Co ona ma do tego? – spytałem.
– To, że teraz masz coś, na czym zależy ci bardziej niż na pokoju czy dobrych relacjach rodzinnych, Hadesie – odpowiedział.
Zagryzłem wargi. Dobrze, że moja limuzyna zatrzymała się na podjeździe, bo nie musiałem kontynuować tej niewygodnej rozmowy, zwłaszcza że za chwilę czekała mnie kolejna, zdecydowanie gorsza.
Tanatos opuścił auto jako pierwszy, po czym pomógł mi wysiąść i rozpostarł parasol nad moją głową. Był wieczór, ale słońce wciąż świeciło dość intensywnie, choć zaczynało się kryć za morskim horyzontem. Jego promienie raniły mi skórę twarzy i boleśnie przeszywały oczy, mimo że kryły je ciemne okulary, aby chronić wzrok. Musiałem opuścić głowę i przyłożyć dłoń do czoła, robiąc z niej daszek, aby dodatkowo zabezpieczyć się przed tą nieznośnie dotkliwą dla mnie jasnością.
Na schodach wiodących do budynku zgromadził się spory tłum, nad którym górował długobrody starzec.
– Spokojnie, proszę państwa, wszyscy wejdą, ale musicie uzbroić się w cierpliwość. To tylko kwestia czasu! – zwrócił się do zebranych, którzy słysząc jego słowa, zaczęli buczeć i wykrzykiwać w jego kierunku:
– Zamawialiśmy z żoną stolik pół roku temu, a teraz każecie nam kiblować pod drzwiami, jak jakimś psom czy bezdomnym!
– Skandal!
– Oszuści!
– Oddajcie mi zadatek, który musiałem wpłacić przy rezerwacji osiem miesięcy temu!
– Szanowni państwo, niczego nie trzeba będzie oddawać. Zadbamy o wasz komfort. Zawsze możemy rozstawić stoliki tutaj. Poczekajcie na otwarcie lokalu. Wizyta Pana Olimpionu jest nagła i musimy dostosować się do jego woli. On nie chce obcych w czasie swojej nagłej wizyty w Troi – skomentował staruszek. – Jako właściciel restauracji zapewniam was, że dostaniecie obsługę na najwyższym poziomie. Dziś jednak z lekkim opóźnieniem, ale to wyjątek…
Tanatos zaczął torować mi przejście wśród niezadowolonych klientów, którzy zagłuszyli mężczyznę kolejnymi okrzykami niezadowolenia.
– Gdzie się pchasz, siwulcu? – wrzasnął otyły mężczyzna, którego mój ochroniarz popchnął, aby zszedł mu z drogi. – Kolejka jest!
– Każdy z nas tu czeka – zawtórowali mu inni krzykacze. – Cholerny Zeus, ponoć to przez niego. Wszędzie się szarogęsi, bo uważa się za lepszego. Zresztą jak każdy członek jego szemranej rodziny.
Chrząknąłem znacząco, stając tuż za plecami delikwenta, który najgłośniej złorzeczył, wyzywając od najgorszych mojego brata.
– Coś ci się nie podoba? Zawsze mogę zabrać cię przed jego oblicze. Złożysz bezpośrednie zażalenie przed samym władcą – oznajmiłem lodowato zimnym tonem, a wśród zebranych rozległy się trwożliwe szmery:
– To Hades!
– Na Gaję, faktycznie to on!
– Co on tu robi?
– Odsuńmy się, bo jeszcze spotka nas krzywda z jego rąk albo zarazimy się jakimś choróbskiem rodem z Podziemia.
Na te słowa przestraszony tłum gwałtownie rozstąpił się przede mną, robiąc mi przejście.
– Zła opinia miewa swoje pozytywne strony – mruknąłem do Tanatosa, po czym już bez żadnych problemów podszedłem do głównych drzwi i wkroczyłem do wnętrza lokalu witany czołobitnie przez jego sędziwego właściciela.
– Dalej, dalej… – ekscytowałem się. – Już prawie zaraz cycatka Ariadna będzie moja, ostatnie cięcie mieczem i…
– Pana gość już przybył, monsieur – nieoczekiwanie tuż za moimi plecami rozległ się głos młodego kelnera. Młokos tak mnie przestraszył, że aż telefon wypadł mi z dłoni.
– Kurwa, przez ciebie przegrałem! – wrzasnąłem niezadowolony, waląc pięścią w stół, przez co cała stojąca na blacie zastawa aż podskoczyła, głośno pobrzękując.
– Przepraszam. Nie chciałem pana zaskoczyć – jęknął młodzieniec.
– Parys, tak? – Spojrzałem na przyczepioną do czarnej marynarki kelnera plakietkę z imieniem. – Zaraz zawołam Priama i powiem mu…
– Tak, monsieur, mam na imię Parys – przerwał mi chłopak. – Ale proszę… Proszę nie mówić ojcu. Jest pan jego najważniejszym gościem. VIP-em. Nie da mi żyć, jeśli się dowie, że coś w mojej obsłudze nie pasowało wielkiemu, wszechwładnemu Zeusowi, władcy piorunów i elektryczności.
Uśmiechnąłem się szeroko. Pochlebstwa zawsze mile mnie łechtały.
– Dobra, młody. Pójdziemy na układ. Ja nie pisnę staremu złego słówka o tobie, a wręcz pochwalę cię i wystawię stosowną opinię w sieci, ale w zamian ty skołujesz mi tu butelczynę ambrozji. – Puściłem do niego znacząco oko.
– Z tym że, proszę pana, my tu nie sprzedajemy tego trunku. Jest zakazany w Olimpionie ustawą, którą sam pan zawnioskował – nerwowo zaczął się tłumaczyć młokos.
– A wiesz, dlaczego to zrobiłem? – Zaśmiałem się donośnie. – Bo kontrabanda to najlepszy z biznesów. To, co zakazane, zawsze sprzedaje się najlepiej, bo ludzie pragną tego zdecydowanie bardziej niż powszechnie dostępnych dóbr.
W tym momencie dostrzegłem podążającego w stronę mojego stolika rosłego bruneta spowitego w czerń i noszącego okulary przeciwsłoneczne mimo przytłumionego światła w pomieszczeniu.
– O! A oto i jej król. Król przemytników i dilerów. Hades, Pan Podziemia we własnej osobie! – zawołałem, powstając z miejsca, aby powitać brata, jednak nogi same się pode mną ugięły i natychmiast musiałem znów usiąść.
– Witaj Zeusie – oświadczył nowo przybyły, w przeciwieństwie do mnie nie okazując nawet cienia entuzjazmu. Towarzyszył mu jego odwieczny kompan Tanatos, który zajął miejsce w zapewniającej dyskrecję odległości od nas.
– No, smarku? Co tak stoisz, jakbyś miał kij w tyłku? Śmigaj po tę ambrozję, ale już. Twój stary na pewno trzyma coś w barku w swoim gabinecie. Tym ukrytym w szafce na dokumenty za biurkiem – zwróciłem się do chłopaka, który wciąż tkwił u mojego boku i gapił się z miną jełopa na mojego brata.
Parys otrzeźwiał i ruszył w stronę wyjścia, ale Hades powstrzymał go, zagradzając mu drogę i zwracając się do mnie:
– Zostaw chłopaka, Zeusie. Nie ściągaj mu na głowę kłopotów. Nietrzeźwym nie sprzedają tu napojów wyskokowych, a z tego, co widzę, piłeś już dziś ambrozję i więcej ci nie trzeba.
– Psujesz mi zabawę – warknąłem niezadowolony z takiego obrotu sprawy. – Jestem zły, a nie chcę rozmawiać z tobą w gniewie.
Hades podszedł do stolika i podniósł moją komórkę wciąż leżącą na podłodze.
– Znów mierzysz się z Minotaurem? – zapytał, rzucając okiem na ekran, nim oddał mi smartfona. W kącikach jego ust na moment dostrzegłem coś na kształt uśmiechu.
– Lubię się bawić w herosa – odparłem, wyłączając grę i chowając telefon do kieszeni spodni.
– Kiedyś nie musiałeś się w niego bawić, bo nim byłeś – skomentował, siadając naprzeciwko mnie.
– Sugerujesz, że się zestarzeliśmy? – zapytałem z rozbawieniem w głosie.
– Mówiłem o tobie – odparł, tym razem uśmiechając się już szeroko.
– Czas płynie, braciszku, nie zatrzymamy go. I to bez względu na to, kim jesteśmy i jak młode są kobiety, z którymi sypiamy – stwierdziłem.
Hades zmarszczył brwi i powiedział:
– Poprawka po raz drugi. Ty sypiasz. Ja sprzątam to, co zostanie po twoich pozamałżeńskich ekscesach.
To było jak policzek. Uśmiech natychmiast zniknął z mojej twarzy.
– Ostatnio role się odmieniły, bo to nie ja narobiłem problemów swoimi miłostkami, a ty, Hadesie – oświadczyłem, gdy kelner postawił mi przed nosem talerz z przystawkami.
– Chodzi o Korę? – zapytał wprost mój rozmówca.
– Mógłbym cię zwodzić, ale jesteś na to za bystry. Tak, chodzi o tę dziewczynę, która samym swoim pojawieniem się w Olimpionie mocno namieszała w naszej familii. Już wcześniej próbowałem z tobą o tym porozmawiać, ale wciąż nie sprzyjały nam okoliczności, dlatego zaprosiłem cię dziś na kolację na neutralnym gruncie, z dala od Hery i jej przydupasów – powiedziałem, wkładając kilka oliwek z kozim serem do ust. – Wyborne połączenie. Skosztuj. – Wskazałem mu na talerz.
– Dziękuję, ale nie jestem głodny – odparł.
– Jak tam sobie chcesz. – Wzruszyłem ramionami. – Ale twoje fochy na nic się zdadzą. Sprowadziłeś na nas dwóch kłopoty i teraz musimy wspólnie ustalić, co zrobić z nawarzonym przez ciebie piwem.
– Na nas? – Hades ściągnął okulary i wbił we mnie spojrzenie.
Nie wytrzymałem tego. To było obrzydliwe. Minęło tyle lat, a ja wciąż miałem problemy, aby patrzeć mu prosto w oczy, gdy nie zasłaniały ich specjalne szkła. Szczególnie na rauszu mi to przeszkadzało. Ta czerwień białek i biel źrenic sprawiły, że jedna z oliwek stanęła mi w gardle. Zakrztusiłem się.
– Zakryj to… Nie mogę… na ciebie patrzeć! – rozkazałem wzburzony. W dodatku stojący obok mnie dzieciak wylał na mnie wodę z karafki, bo tak go zszokował wzrok Pana Mroku. – Kurwa, co robisz? – ryknąłem, zwracając się tym razem do młokosa.
– Przepraszam, monsieur. Zaraz to naprawię… – Gówniarz sięgnął po serwetę i zaczął rozpaczliwie osuszać moje spodnie.
– Przestań mnie trzeć po jajcach i daj mi w spokoju porozmawiać z bratem! – krzyknąłem poirytowany, odpychając gnojka, który odskoczył na bok.
– Już ci mówiłem, zostaw tego dzieciaka w spokoju. To nie jego wina, że się mu trafiliśmy do obsługi – odparł niewzruszonym tonem Hades, jak gdyby nigdy nic sięgając po wodę, którą wcześniej zdążył mu nalać do kieliszka Parys.
– A ja ci mówiłem włóż okulary i przestań straszyć ludzi! – krzyknąłem. – Naprawdę muszę się teraz skupić, a ty mnie rozpraszasz.
– Nie zamierzam tego robić – odparł mój brat, upijając łyk. – Mój wzrok, którego tak się boisz, a który sprawia, że wnętrzności wywracają ci się na drugą stronę, to twoje dzieło, Zeusie, i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, choć nigdy nie wziąłeś za to odpowiedzialności. Dlaczego zatem teraz mamy wspólnie rozwiązywać jakieś wyimaginowane przez ciebie problemy, skoro decyzje, które podjąłem, są moje, a wynikły z knowań twojej małżonki?
– Chcesz wzbudzić we mnie pieprzone wyrzuty sumienia?! – podniosłem głos, bo jego słowa przypomniały mi o sprawach, o których nie chciałem pamiętać.
– Nie. Na to już za późno. Wiem, że nie jesteś skory do sentymentów – odpowiedział, zachowując kamienny spokój.
– W takim razie o co ci chodzi, do cholery? – spytałem.
– Abyście się razem z Herą odwalili od Kory – zasyczał.
Przez chwilę tylko gapiłem się na niego i choć wciąż nie włożył okularów, szok sprawił, że przestałem to dostrzegać. Zaraz jednak zdumienie wulgarnością mojego brata zastąpiła złość. Jak on śmiał się tak do mnie odzywać? Do samego Władcy Olimpionu. W dodatku przy świadkach, bo obok wciąż stał jak skamieniały młody kelner, w oddali natomiast warował siwowłosy ochroniarz Hadesa.
– Nie zamierzam się od niej odwalać, bo to moja córka! Mam prawo decydować o jej losie, a ty z całą pewnością nim nie jesteś! – krzyknąłem.
– Jakoś dotychczas niespieszno ci było do roli kochającego tatusia – odparł lekceważąco Hades. – Kora była ci równie obojętna jak wszystkie pozostałe dzieci, które musiałem ukryć przed unicestwieniem z rąk Hery. Nie masz prawa jej rozkazywać. Jest dorosła. Sama stanowi o sobie.
– Sama czy wspólnie z tobą? Wie już, kim dla niej jesteś? Odsłoniłeś przed nią wszystkie karty? Zdaje sobie sprawę, że sypia z własnym stryjem? – Oskarżycielsko wbiłem w niego wzrok.
– Nie oceniaj wszystkich przez swój pryzmat, Zeusie. Ja nie bałamucę młódek i w przeciwieństwie do ciebie będę ją chronił – wycedził, mrużąc swoje paskudne oczy.
– Skoro, jak twierdzisz, chcesz jej dobra, skończ tę farsę z narzeczeństwem. To nie jest prośba, a rozkaz. Jej matka tu jest. Demeter przyjechała do Olimpionu, bo dotarły do niej wieści o waszym związku, który zrobił się mocno medialny. Chce, aby Kora do niej wróciła. Aby wyjechała na wieś i już tam została. Musisz jej oddać dziewczynę. Niech obie wynoszą się z powrotem na swoją farmę i po kłopocie. Wszystko w mieście, ale i w naszej rodzinie wróci na swoje miejsce. Zapanuje spokój, gdy wszystko będzie jak dawniej… – przekonywałem go.
Tak. To zdecydowanie była najlepsza z opcji. Hades zwróci smarkulę rozhisteryzowanej Demeter, a gdy to się stanie, obie znikną z mojego życia. Hera się uspokoi i wyciszy, a ja będę mógł znów bezkarnie romansować na boku, do czego wciąż popychała mnie moja nieokiełznana natura. I znów nad Olimpionem i jego rodziną panującą zaświeci słońce…
Uśmiechnąłem się nawet do tej wizji, jednak reakcja mojego brata wyrwała mnie z błogostanu. Hades podniósł się gwałtownie z krzesła, po czym oświadczył, wspierając dłonie na blacie stołu:
– To czy Kora pragnie wrócić do matki, czy nie, zależy tylko i wyłącznie od niej. Nie masz w tej kwestii nic do powiedzenia, podobnie jak Demeter, bo Kora jest już dorosła. Ma swój rozum i swoje potrzeby. Jeśli jej matka czy ojciec chcą z nią porozmawiać, niech lepiej zrobią to twarzą w twarz, a nie przez pośredników. Ja uszanuję każdy jej wybór. Pytanie – czy i wy wykażecie się takim zrozumieniem i empatią. Sprawy w Olimpionie nie wrócą do normy, póki nie będę miał pewności, że jej zdanie się liczy i nikt go nie kwestionuje, a także póki nie zyskam pewności, że nikt nie będzie na nią nastawał, jak ten potwór Ares.
– Ares na nią nastawał? – zdumiałem się. – Przecież on ma tę swoją podstarzałą Afrodytę. Nawet dzieciaka jej spłodził, choć wciąż go nie uznał. Tego całego Erosa czy jak mu tam. Po co zatem miałby się uganiać za tą gęsią ze wsi?
– Jeszcze raz obrazisz Korę, a nie wyjdziesz stąd na własnych nogach! – zagroził mi Pan Podziemia.
– Chcesz się bić o tę dziewuchę? – zapytałem, rechocząc jak szalony. – Naprawdę ci odbiło z tej samotności. Pierwsza, która spojrzała na ciebie bez obrzydzenia, a tobie już stanął. Serio, przydałoby ci się solidne grzmocenie. Od razu zmienisz perspektywę. Jeśli chcesz, umówię cię z naprawdę niezłymi laskami i one…
– Zaraz zobaczysz, co to znaczy solidne grzmocenie, braciszku – ryknął Hades, po czym rzucił się na mnie z pięściami.
Wiedziałem. Nosz, kurwa, wiedziałem, że tak się to skończy. Emocje wzięły górę. Hades, który zawsze nad sobą panował i starał się nie komentować poczynań rodziny, która od lat niszczyła mu życie, nie wytrzymał. Rozsierdzony do granic możliwości zwalił Zeusa z krzesła i zaczął się z nim kotłować pod stołem, waląc go w twarz i uderzając jego głową o podłogę, nie licząc się ani z protestami starającego się bronić brata, ani z jego stanem upojenia.
Już to widziałem. Tę zwierzęcą siłę i brak samokontroli. Doświadczyłem tego w szatni uniwersyteckiego stadionu, gdy mój przyjaciel wpadł w szał na widok Aresa próbującego zrobić krzywdę Korze.
Tak. Kora. Ona była początkiem i zarzewiem tego konfliktu. Przeczuwałem, że na bójce z Aresem się nie skończy. Teraz brat podnosił dłoń przeciwko bratu za jej przyczyną. To nie wróżyło dobrze ani Olimpionowi, ani Podziemiu. Oj, nie wróżyło…
Rzuciłem się w stronę walczących.
– Hadesie, opanuj się – krzyknąłem, starając się oderwać przyjaciela od Zeusa, którego przygniatał do podłogi, dusząc zapalczywie. – Nie jesteś sobą! To nie ty! Hadesie! Uspokój się. To Kronos! Kronos znów przejął nad tobą kontrolę!
Co tu się odjebało?
Gdy tylko między braćmi zawrzało, chwyciłem za telefon i nacisnąłem na włącznik kamery, aby ukradkiem, spod stolika, pod którego obrusem się skryłem, nagrać filmik z tego, co działo się w restauracyjnej sali.
A to ci dopiero! A to hit! Prawdziwa gratka. Dwóch wielkich władców kotłowało się po podłodze za sprawką tej całej Kory. Wysadzę Godbooka w kosmos. To samo z God Tokiem czy Instagodem. Ja cię kręcę, to wypisz wymaluj viral idealny!
Hades był przerażający. Z tym okropnym spojrzeniem i nie muśniętą słońcem karnacją, tak ostro kontrastującą z ciemnym kolorem jego włosów, przywodził na myśl rozsierdzoną bestię żądną krwi. A więc to prawda, co o nim mówili. Był nieokrzesany i niebezpieczny. Zaatakował samego króla. Za nic miał sobie pozycję Zeusa czy łączące go z nim braterskie więzy krwi. Ale fakt, że tamten też mu nagadał. No i ile rewelacji tu padło. Głowa pękała mi wręcz od ich nawału, a nie miałem nawet chwili, aby je przeanalizować. Ale było grubo. Grubo i obiecująco.
– To Kronos! Kronos znów przejął nad tobą kontrolę!
Te słowa Tanatosa przywróciły mnie do rzeczywistości zdecydowanie szybciej niż jego ramiona, gdy próbował odciągnąć mnie od brata.
Nie byłem jak ojciec…
Nie mogłem być.
Zło zostało obalone. Wysadziliśmy je wraz z Etną, a potem pogrzebaliśmy na dnie Tartaru. Ono nie miało prawa egzystować. A jednak byłem jego synem. Synem wcielonego zła, które ostatnio coraz częściej brało we mnie górę. Powinienem je tłumić, ale nie byłem w stanie. Tyle lat zatrzymywałem je w sobie, jednak dziedzictwo potwora wciąż we mnie tkwiło i tylko czekało na okazję, aby przejąć nade mną kontrolę.
– Uspokój się, Hadesie, proszę… – wymamrotał Zeus.
Stopniowo rozluźniłem mięśnie, a moje pięści opadły, zamiast skierować się w stronę szczęki brata. Popatrzyłem na niego, gdy czerwona mgła zaślepienia opadła mi sprzed oczu. Leżał w kałuży swojej krwi i plwocin. Śluzowata posoka wciąż ściekała mu z nosa i ust. Kiedyś był potężny. Uwielbiałem go. Dla niego, dosłownie, poszedłem w ogień. I nie dostałem w zamian nic. Nic prócz pogardy i nienawiści mieszkańców świata słońca.
Podniosłem się i stanąłem nad Zeusem, rzucając mu serwetę.
– Otrzyj się – poleciłem.
– Przeproś mnie i w ramach zgody zrób to, co ci kazałem. Jeszcze tej nocy przywieź Korę na górę i oddaj ją Demeter, a ci wybaczę i zapomnę o tym, że przed chwilą ośmieliłeś się podnieść na mnie rękę – oświadczył bełkotliwie Pan Olimpionu, wypluwając zęba trzonowego, którego najwyraźniej w swoim zacietrzewieniu mu wybiłem.
Znów poczułem złość. On nic nie zrozumiał. Nie pojął tym swoim egoistycznym, skupionym wyłącznie na sobie i swoich potrzebach rozumkiem, że ja już wyraziłem swoje zdanie na temat Kory i go nie zmienię.
– Ty może i zapomnisz, bo masz ku temu predyspozycje, ale ja… ja nie zapomniałem Etny. I nigdy nie zapomnę tego, co tam zaszło. Nigdy! – odpowiedziałem gniewnie. – Mam to zapisane na skórze i w oczach. Wystarczy, że zdejmę okulary czy pójdę pod prysznic, a na nowo w tym uczestniczę. Podczas gdy ty sypiasz spokojnie w ramionach kolejnych kochanek, ja zwijam się z bólu, o którym ty nie masz pojęcia. Dlatego nie mów mi o wybaczaniu, bo nic nie wiesz na ten temat. Ja staram ci się wybaczyć każdego dnia, ale ostatnio coraz gorzej mi to przychodzi.
– Oddaj Korę jej matce i przestań się użalać nad sobą! To niemęskie i niehonorowe! – Zeus wciąż obstawał przy swoim. – Poza tym to, co wydarzyło się w czasie wojny z Kronosem, nie ma nic do rzeczy…
– Niehonorowe? – przerwałem mu, śmiejąc się okrutnie. – I znów wracamy do Etny i twojej krótkiej pamięci. Kto wtedy był niehonorowy i uciekł, zostawiając drugiego w potrzebie? Gdybyś wtedy mnie nie opuścił, wszystko skończyłoby się inaczej… Kora zostaje ze mną. Jest w złym stanie fizycznym i psychicznym. I zawdzięcza to właśnie Olimpionowi i Herze, która nasłała na nią napalonego Aresa. Póki nie wydobrzeje i nie zadecyduje o powrocie na górę, będzie mieszkała ze mną w Podziemiu, bo tylko ja jestem w stanie ochronić jej niewinność przed wami – oświadczyłem stanowczo, po czym obróciłem się na pięcie i pospiesznie ruszyłem w stronę wyjścia, wkładając w każdy mój zamaszysty krok złość i ból, które w tej chwili rozsadzały mi głowę, serce i poranione ciało.
– Popełniasz błąd! W ten sposób doprowadzisz tylko do tego, że cała rodzina się od ciebie odwróci. Twoje zachowanie jest niedorzeczne, Hadesie. Przyjdzie ci ponieść za nie konsekwencje! Ostrzegam cię! To się nie skończy dobrze ani dla ciebie, ani dla tej dziewuchy! – Zeus wytoczył najcięższe działa.
Jego słowa smagnęły mnie niczym bat. Zatrzymałem się gwałtownie w pół drogi do drzwi. Musiałem mu dopiec. Musiałem powiedzieć coś, co go zaboli równie mocno, jak mnie bolały jego znieczulica i egocentryzm.
– Ares także zostanie w Podziemiu do czasu sprawiedliwego procesu, który mu urządzę. Jego też czekają konsekwencje – oświadczyłem lodowato zimnym tonem, po czym, wykorzystując chwilę konsternacji brata, z dumnie zadartą do góry głową opuściłem główną salę Troi. Tanatos pospiesznie podążył moim śladem. Gdy tylko wyszedłem z restauracji, moich uszu dobiegły okrzyki czekających na wejście do lokalu gości:
– Krew! On ma krew na twarzy i dłoniach!
– Potwór! Plugawy potwór z Podziemia!
– Spokojnie, ludzie. Pan Hades już wychodzi – zwrócił się do nich stary Priam. – Zobaczę, co się dzieje w środku, a potem wszyscy zostaniecie obsłużeni, zgodnie z kolejnością rezerwacji…
Rozsierdzony tłum wygrażał mi, pozostając jednak w bezpiecznej odległości ode mnie. Gdy skierowałem spojrzenie w stronę zebranych, cofnęli się oni gwałtownie, przez co jedna ze stojących wśród nich kobiet straciła równowagę. Runęłaby na wysypany żwirem podjazd i pewnie zrobiłaby sobie krzywdę, gdybym nie złapał jej w ostatniej chwili w ramiona.
– Na Ereb, nie patrzcie mu w oczy! Jeszcze skamieniejecie! – zabobonnie krzyknął ktoś za mną, choć reszta zamilkła przerażona moim zachowaniem.
Brunetka, którą przed chwilą uchroniłem przed upadkiem, patrzyła na mnie bez obrzydzenia. Nie bała się, jak inni, mojego krwawego spojrzenia.
– Dziękuję, Wasza Wysokość – odezwała się, przywołując na usta piękny uśmiech.
Skinąłem głową bez słowa i już miałem odejść, gdy nieznajoma chwyciła mnie za rękę i włożyła mi coś do dłoni. Spojrzałem zdumiony na chusteczkę, na której wyhaftowano listki mięty.
– Do otarcia krwi – wyjaśniła. – W ramach podziękowania…
– Teraz jesteśmy kwita… – odparłem, po czym ruszyłem w stronę mojej limuzyny.
– Jestem Minte – krzyknęła za mną.
Pomachałem jej, nawet nie odwracając się w jej stronę. Przecież to nie miało znaczenia.
Cholera. Co się ze mną działo? Dlaczego tak zareagowałam? W końcu on był paskudny, cały we krwi, a jego oczy były oczami potwora. To była bestia. Prawdziwa, nieujarzmiona. Istne monstrum, a ja… Ja miałam motyle w brzuchu, brakowało mi tchu, a moje policzki płonęły, jakbym miała gorączkę.
Rozemocjonowana przeprosiłam towarzyszącego mi klienta i gdy wreszcie podwoje Troi stanęły przed nami otworem, udałam się do łazienki, aby ochłonąć. Znałam ten lokal doskonale. Często tu bywałam. Escort girl zawsze lubiły luksus, nie byłam wyjątkiem. I choć dziś teoretycznie miałam tu schadzkę z bogaczem Midasem, głównym księgowym firmy zarządzanej przez Zeusa, a więc z niezwykle znaczącą w Olimpionie personą, kompletnie nie było mi w głowie zabawianie go ani w czasie kolacji, ani tym bardziej po niej – na jego złotym jachcie zacumowanym na wodach pobliskiej zatoki. Bo dziś… dziś zobaczyłam mężczyznę, w którym kochałam się, odkąd stałam się świadomą swojej seksualności nastolatką. Moje biurko i toaletkę zawalały wycinki z gazet ze zdjęciami tajemniczego Hadesa. Zbierałam wszelkie informacje na jego temat, zakładałam notatniki, w których gromadziłam poświęcone mu materiały, jakie tylko pojawiały się w prasie czy sieci, jednak nigdy nie doświadczyłam spotkania z nim twarzą w twarz. Aż do dziś. I choć ta jego twarz była przerażająca, mnie jawiła się jako boska, bo właśnie tak wyobrażałam sobie Pana Ciemności i Mroku.
Tuż po opuszczeniu toalety, gdzie doprowadziłam się do względnego ładu, wybrałam numer mojej najlepszej przyjaciółki – Chloris, a kiedy odebrała połączenie, bez żadnych wstępów krzyknęłam do telefonu:
– Kurwa, stara, nie uwierzysz, co się stało!
– Hej, Minte. Czyżby Midas poprosił cię wreszcie o rękę? Czas najwyższy, spotykasz się z nim już od pięciu lat i… – Chloris zawiesiła głos.
– Jebać tego starego opoja – warknęłam.
– Odważnie. To twój najlepszy klient – zauważyła.
– Co tam on. Słuchaj, kto przed chwilą trzymał mnie w ramionach! – Ledwo powstrzymywałam się, aby nie wybuchnąć wręcz kaskadą entuzjastycznego krzyku, tak bardzo chciałam się pochwalić tym, co przed chwilą przeżyłam przed Troją.
– Dawaj! – zachęciła mnie przyjaciółka.
– Hades! Czaisz, kurwa? Sam Władca Podziemia zmacał mnie i to na oczach Midasa! – oświadczyłam z emfazą, nieco koloryzując fakty, bo przecież do żadnej macanki nie doszło. Mężczyzna pomógł mi jedynie w potrzebie, ale zwyczajnie chciałam, aby Chloris, z którą trochę rywalizowałam o klientów, mi zazdrościła. No i żeby zazdrościły mi tego inne escort girls, gdy już ta informacja pójdzie dalej w świat dzięki Chloris.
– Co ty pieprzysz?! – krzyknęła zszokowana dziewczyna tak głośno, że aż musiałam odsunąć telefon od ucha.
Uśmiechnęłam się szeroko do samej siebie. Chyba wywarłam odpowiednie wrażenie.
– On jest… On jest boski! – skomentowałam w ramach odpowiedzi. – Męski, ogromny, prawdziwy macho, a nie jakaś tam otyła karykatura mężczyzny w stylu Midasa, na którego nikt nie zwróciłby uwagi, gdyby nie jego bezdenny portfel. Pan Mroku to bestia, którą z chęcią ujarzmię. Prawdziwy barbarzyńca. Nawet eleganckie ciuchy nie ukryją jego dzikości i porywczości. Syn Kronosa w pełnej krasie. Bez dwóch zdań!
– Umówiłaś się z nim? Kiedy się spotykacie? – spytała z zaciekawieniem Chloris, a mi momentalnie zrzedła mina.
Przecież widziałam go tylko przez chwilę! Nawet nie zdążyłam wręczyć mu wizytówki czy poprosić, aby on dał mi swoją. Za to wsunęłam mu w dłoń – cholera, jak mogłam być aż tak głupia?! – chusteczkę, aby się wytarł. Zamiast swojego numeru!
Głupia, głupia, głupiaaaaaaa! – krzyczałam na siebie w duchu.
– Oddzwonię – bąknęłam.
– Hej, nie powiedziałaś mi, czy… – zaczęła Chloris, ale nie pozwoliłam jej dokończyć.
Gwałtownie przerwałam połączenie. Byłam roztrzęsiona. Jak mogłam zachować się tak nieodpowiedzialnie? Jakbym straciła rozum. Na jego widok przestałam myśleć. Miałam tylko chwilkę, żeby z nim porozmawiać, żeby zrobić cokolwiek, a zamiast czegoś mądrego, co przyniosłoby mi profity w przyszłości, dałam mu cholerną chustkę! I co on sobie pomyślał? Że powinien się wytrzeć, bo wygląda paskudnie? Rany, ależ byłam durna! Ale to jego wina. To on odebrał mi rozum samą swoją bliskością. Zapomniałam, jak mam na imię, zapomniałam, czego mogłabym od niego chcieć, zapomniałam o całym świecie. Ale to było niezależne ode mnie. On był taki cudowny…
Oddając się tym analizom, nawet nie zauważyłam, gdy z bocznego korytarza prawie wszedł na mnie jakiś chłopak, a siła naszego zderzenia wytrąciła mu z ręki telefon, w którego ekran był zapatrzony.
– Hej, uważaj, jak chodzisz! – warknęłam gniewnie, bo nie byłam w humorze na podobne akcje.
– Przepraszam, pani Minte. Naprawdę nie chciałem. Jestem dziś taki roztrzepany… – jęknął przerażony młodzieniec, który okazał się znanym mi z widzenia kelnerem. Z tego, co kojarzyłam jako stała bywalczyni Troi, chyba nawet był synem właściciela tej restauracji.
Był słodki, tylko trochę za młody, jak na mój gust. Jego mina była jednak tak żałosna w tym momencie, że nawet zrobiło mi się go żal, choć empatia nigdy nie była moją mocną stroną. Pochyliłam się więc i podniosłam jego komórkę, która leżała u moich stóp. Już miałam mu ją oddać, gdy nagle spostrzegłam lecący na niej filmik.
– Co, na Gaję? – rzuciłam wzburzona na widok mojego ukochanego Hadesa, który z furią okładał pięściami Władcę Olimpionu.
– Proszę mi to oddać… Niech mi pani odda mój telefon! To prywatna sprawa… – Chłopak próbował wyrwać mi smartfona, ale odwróciłam się plecami do niego i odtworzyłam nagranie.
– Ares także zostanie w Podziemiu do czasu sprawiedliwego procesu, który mu urządzę – oświadczył na koniec filmiku Hades, wychodząc z sali restauracyjnej.
No proszę… Może i nie umówiłam się z nim na randkę, ale właśnie zyskałam pretekst, żeby ją sobie załatwić.
– To twój film? – zapytałam wprost chłopaka, który obgryzał paznokcie z nerwów. – Gadaj! – pogoniłam go, gdy za długo milczał.
– Mój – bąknął przejęty. – Tylko niech go pani nie kasuje, to moja przepustka do świetlanej przyszłości.
Popatrzył na mnie błagalnie. W tej chwili przypominał mi basseta.
– Nie skasuję tego, ale też nie pozwolę, aby to nagranie rujnowało i tak już zrujnowaną opinię Pana Mroku – oświadczyłam stanowczo.
– Co zatem chce z nim pani zrobić? – zdumiał się młody kelner.
– Kupię je od ciebie – odpowiedziałam z uśmiechem.
– Kupi je pani? – Młody wybałuszył oczy.
Nie. Basset jednak nie. Rozdymka. Tak, w tej chwili, z tym idiotycznym wyrazem twarzy, zdecydowanie bardziej przywodził na myśl rybę niż psa.
– Owszem. Podaj cenę. Od razu zrobię przelew – odparłam. – A ty prześlesz mi film i usuniesz go na moich oczach ze swojego telefonu, żeby nie wpadł w niepowołane ręce.
Powołane były tylko moje. Ale o tym chłopak nie musiał wiedzieć…
– Ale… Ale ja nie chcę pieniędzy – stwierdził, kręcąc głową.
– Nie? – Tym razem to mnie ogarnęło zdziwienie. Ludzie od zawsze byli łasi na kasę. Zwłaszcza młodzi, którzy dopiero układali sobie życie i byli zmuszeni dorabiać, jak mój rozmówca.
– Nie zależy mi na dochodzie – odparł młody, po czym oświadczył buńczucznie: – Ten filmik będzie hitem internetu. Wrzucę go na swoje sociale i wreszcie stanę się kimś! Pokażę innym, na co mnie stać, a także zdobędę tę, na której mi zależy. Bo wreszcie mnie dostrzeże!
Ha! A więc o to mu chodziło. Żeby zaimponować dziewczynie. No proszę. To nawet lepiej. Nie stracę gotówki, a w kwestiach swatów byłam całkiem niezła. No, może z wyjątkiem tych związanych z moim idolem, ale to się nie liczyło. On był bogiem. Nie mogłam zestawiać go z innymi facetami.
– Pomogę ci – zadeklarowałam ochoczo.
– Z czym? – burknął chłopak.
– Z tą panną, na której, jak twierdzisz, tak ci zależy – odparłam.
– Niby jak? – zdziwił się. – Ona nawet nie wie o moim istnieniu. Ten film sprawi jednak, że się jej objawię… że mnie zapamięta i może dostrzeże.
– Nie lepiej, żebyś do niej zadzwonił i zwyczajnie umówił się na randkę? – przerwałam mu egzaltowaną wypowiedź.
– Nie mam do niej telefonu – odpowiedział.
Co za lamus…
Przyjrzałam mu się, przekrzywiając głowę. Ponownie odniosłam wrażenie, że był całkiem niebrzydki, ale wciąż jednak nieco niedojrzały. Taki uroczy dzieciak.
Zaraz też zdałam sobie sprawę, że wcale nie jestem od niego lepsza. Ja też nie miałam numeru telefonu mojego wybranka. Byłam równie durna jak on. Tylko że dzięki niemu mogłam to zmienić.
– Coś na to poradzimy. Co to za jedna? – spytałam go.
– To prawdziwa piękność, ideał. Swatają ją z samym Aresem. Chodzi z jednym z najlepszych sportowców naszej szkoły. Zdobycie jej numeru i randka nie wchodzą w grę – odpowiedział wymijająco.
– Swatają ją z samym Aresem? – złapałam go za słówko.
– Tak. Było o tym głośno w mediach. Ponoć Hera szykowała ją dla swojego syna, ale doszło do jakiejś pomyłki i podstawiono mu Korę – wyjaśnił.
Korę, która tak bardzo mnie irytowała…
Przeklęta dziewucha. Na wspomnienie jej imienia przed oczami mimowolnie stanęło mi zdjęcie ze stadionu, którym bez przerwy spamowały media. Obłapiała na nim mojego Hadesa i wpijała mu się w usta niczym pijawka. Mała żmijka ze wsi…
Nie mogłam o tym myśleć, bo od razu zalewała mnie krew. Teraz jednak musiałam skupić się na działaniu, a nie wspominkach, które tylko wytrącały mnie z równowagi. Gdy Hades dawał się uwodzić Korze, jeszcze nie znał mnie. Czas więc pokazać mu, jak wygląda prawdziwa kobieta i jak się zachowuje. Bo tamta, prócz bujnego biustu, nie miała mu nic więcej do zaoferowania.
– Mówisz o Helenie? TEJ Helenie? Córce Tyndareosa? Jeśli tak, to właśnie wygrałeś w totka. Znam ją i to bardzo dobrze – zapewniłam swojego rozmówcę.