Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
808 osób interesuje się tą książką
On jest kandydatem na prezydenta USA. Ona córką szefa jego sztabu.
Dove Carter, trzymana krótko przez rodziców, robi wszystko, aby nie narazić się na ich gniew. To dla nich studiuje prawo, świetnie się uczy i prowadzi nienaganny tryb życia. Jest córką wręcz idealną. Jakież więc jest jej zdziwienie, gdy pewnego dnia budzi się w opuszczonej ruderze, w dodatku naga, otoczona zabawkami erotycznymi i sprzętem służącym do nagrywania filmów. Co gorsza nie pamięta nic z poprzedniego wieczora. W tamtej chwili nie ma pojęcia, że padła ofiarą szeroko zakrojonej intrygi. Szantażyści, grożąc ujawnieniem kompromitujących materiałów z jej udziałem, zmuszają ją do romansu z Jonathanem Barrettem, najbardziej obiecującym kandydatem konserwatystów na prezydenta Stanów Zjednoczonych, a zarazem szefem jej ojca. Aby chronić dobre imię swoje i swojej rodziny, dziewczyna zbliża się do polityka. Ma za zadanie go uwieść, a tym samym zniszczyć jego karierę. Tylko czy okaże się to wykonalne, gdy w grę wejdą uczucia?
– O? – zdumiał się mężczyzna, patrząc na mnie z góry. Przy nim wydawałam się maleńka niczym dziecko. Był taki wysoki! – Nie przypominam sobie, abym zatrudniał kogoś nowego. (...)
– Bo dopiero pan mnie zatrudni... dzisiaj – odparłam, po czym uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam zapinać guziki jego koszuli.
Powieść spodoba się fankom motywów forbidden romance, age gap oraz daddy’s friend.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 372
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
1
3
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250
251
252
253
254
255
256
257
258
259
260
261
262
263
264
265
266
267
268
269
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
286
287
288
289
290
291
292
293
294
295
Okładka
Jedynym sposobem zwalczenia pokusy jest poddanie się jej.
Portret Doriana Graya, Oscar Wilde
Ból rozsadzał mi czaszkę. Miałam wrażenie, że moja głowa zaraz eksploduje. Otwarcie oczu wycisnęło z nich łzy. Skuliłam się na łóżku z jękiem.
Co się ze mną działo?! Byłam chora?
Nie mogłam zebrać myśli, aby dociec przyczyny tak silnej migreny. Leżałam jeszcze przez jakiś bliżej nieokreślony czas, aż w końcu wzięłam się w garść na tyle, aby spróbować się podnieść. Tylko dlaczego to było takie trudne?
Wreszcie usiadłam, sycząc z bólu. Ponownie pokusiłam się o podniesienie wciąż zamkniętych powiek. Gdy to zrobiłam, świat wokół mnie zawirował. Odniosłam wrażenie, że jestem na łodzi, która unosi się po spienionych falach. Mdliło mnie, a przed oczami latały mi mroczki. Musiałam przytrzymać się posłania, aby znów nie przyjąć pozycji horyzontalnej. O rany…
Wzięłam kilka głębokich wdechów. Dopiero wtedy wszystko zaczęło się stabilizować, a do mnie dotarło, że nie kojarzę miejsca, w którym właśnie się znajdowałam. Otaczały mnie betonowe ściany niewykończonej budowli. Pokrywały je wulgarne napisy i kolorowe graffiti. To, co pierwotnie wzięłam za łóżko, było jedynie poplamionym materacem, naprzeciwko którego ktoś rozstawił sprzęt służący do nagrywania obrazu. Byłam w totalnym szoku i właśnie ten szok zadziałał na mnie niczym kubeł zimnej wody. Nagle wróciła mi przytomność.
Gdzie ja trafiłam?!
Przerażona poderwałam się na nogi, zrzucając z siebie podziurawiony koc, który mnie okrywał i wtedy okazało się, że…
JESTEM NAGA!
Boże! Jak to możliwe?!
Poczułam ogromne zażenowanie i choć w pomieszczeniu nie było nikogo prócz mnie, przysłoniłam dłońmi intymne sfery swojego ciała.
To straszne! Nie miałam pojęcia, co to za miejsce, ani jak tu trafiłam. Co gorsza, nie pamiętałam nic, co naprowadziłoby mnie na jakikolwiek trop. Byłam dziewczyną z dobrego domu, prymuską. Nigdy dotychczas nie przydarzyły mi się podobne „przygody”. Wychowano mnie na kulturalną i dobrze ułożoną. Słuchałam rodziców, uczyłam się i ciężko pracowałam, aby im dorównać. Nie w głowie mi były wyskoki i ekscesy, które zresztą wiązałyby się dla mnie ze srogimi karami. Tymczasem teraz nagle znalazłam się w okolicznościach, których nie pojmowałam i które kompletnie nie pasowały do mnie. Za każdym razem, gdy próbowałam sobie przypomnieć wydarzenia, które sprawiły, że się tu znalazłam, towarzyszył mi pulsujący ból w skroniach.
Ubrania! Boże… Musiałam się ubrać! Przecież byłam naga, a obok mnie znajdowała się kamera. Co, jeśli była włączona…?
Ta myśl smagnęła mnie niczym bat.
Naga… Paradowałam naga przed kamerą!
Rzuciłam się do rozpaczliwych poszukiwań. Ponieważ na betonowej wylewce nie spostrzegłam swoich ubrań, podniosłam z materaca zniszczony pled w nadziei, że być może znajdę je pod nim. Zamarłam w bezruchu, gdy okazało się, że koc skrywał coś innego.
Co do…
Raczej nie przeklinałam, ale w tej chwili wulgaryzmy mimowolnie cisnęły mi się na usta. Nie byłam w stanie uwierzyć w to, co widzę, dlatego postanowiłam przekonać się organoleptycznie, czy jednak nie są to senne urojenia.
Przyklęknęłam przy materacu i, drżącą z emocji dłonią, sięgnęłam po jeden z przedmiotów, który wyłonił się spod koca.
Nie… To jednak nie omamy… Trzymałam w dłoni ogromnego sztucznego członka w kolorze malinowym. Gdy to do mnie dotarło, znalezisko wypadło mi z dłoni.
Dildo…
Przecież ja nie używałam podobnych gadżetów!
Nigdy nie uprawiałam seksu. Zgodnie z wpojonymi mi przez rodzinę wartościami trwałam w czystości. Nie miałam chłopaka i czekałam na tego jedynego, starając się trzymać z dala od erotyki. Oczywiście nie było to łatwe ze względu na dojrzewanie w czasach wszechstronnego bombardowania takimi treściami, ale rodzice pilnowali mnie do tego stopnia, że – mimo narastającej ciekawości i potrzeb – rezygnowałam z propozycji randek, oddając się wyłącznie nauce. Skąd zatem taki przedmiot w moim otoczeniu? I to nie jeden, stwierdziłam z przerażeniem, dostrzegając kolejne leżące na materacu artefakty. Niektóre z nich były tak wymyślne, że nie miałam pojęcia, do czego służą i jak się nazywają. Moje doświadczenie w tej materii było znikome. Pewne natomiast było, że wszystkie miały zastosowanie przy osiąganiu lub potęgowaniu przyjemności, z którą nigdy dotychczas nie miałam do czynienia, i chyba to przerażało mnie najbardziej.
To niemożliwe…
Boże, co tu się wydarzyło? W co ja się wpakowałam?
W panice znów zaczęłam szukać swoich rzeczy. Ponieważ nigdzie ich nie znalazłam, narzuciłam na siebie zniszczony pled, aby ukryć swoją nagość, i nim opuściłam napawające mnie strachem miejsce, podeszłam do sprzętu nagraniowego. Był wyłączony. Na szczęście! Choć nie wyjaśniało to jego obecności w tym miejscu. Ani tym bardziej mojej.
Budynek, w którym się znajdowałam, okazał się ogromną opuszczoną willą. Był przeznaczony do rozbiórki, o czym informowały tablice ostrzegawcze umieszczone w okolicach klatki schodowej, którą pospiesznie zbiegłam na parter. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Nie miałam pojęcia, jak tu trafiłam, a tym bardziej – z kim. Nie wiedziałam też, jak daleko znajduję się teraz od własnego domu. To były straszne minuty – niepokoju i paniki, gdy rozpaczliwie zastanawiałam się, jak do niego wrócę w tym stanie.
Na szczęście przed głównym wyjściem – drzwiami zrobionymi ze zbitych desek – dostrzegłam jakiś pakunek. Pospiesznie skierowałam się w jego stronę. Okazał się siatką z Walmartu. Przejrzałam jej zawartość. W środku znajdowały się jakieś ciuchy. Nie należały do mnie, to było pewne. W życiu nie włożyłabym na siebie czegoś tak wulgarnego. Moje ubrania były zabudowane i grzeczne. Rodzice bardzo dbali o mój nienaganny wygląd, zwłaszcza od czasu, gdy moje ciało z dziecięcego zaczęło się zmieniać w dorosłe, a do tego urósł mi spory biust, który moja mama traktowała jako defekt. Tymczasem w torbie znajdował się przypominający wymyślną górę od bikini cekinowy top, a także spódnica z lateksu, która ledwo, o ile w ogóle, zakrywała krocze. Były też majtki. A w zasadzie koronkowy trójkąt z cienkim paseczkiem, który musiał niemiłosiernie wrzynać się w rowek między pośladkami jego wyuzdanej właścicielki.
Zimny dreszcz przeszedł mi wzdłuż kręgosłupa. Co robić? Przecież nie wyjdę w czymś takim na ulicę? Z drugiej strony naga także nie mogę opuścić tego miejsca. Otulona pledem będę wyglądać jak bezdomna. Nie wpuszczą mnie do Roses Valley, zamkniętego osiedla, gdzie znajdowała się rezydencja moich rodziców.
Może jednak było tu coś więcej do ubrania? Lub chociażby mój telefon? Zadzwonię do Abby, mojej przyjaciółki. Ona powinna wiedzieć, co zrobić w takiej sytuacji. Na pewno mi pomoże…
Gnana desperacją wysypałam resztę zawartości siatki na betonową podłogę. Niestety, nie było w niej już nic więcej prócz niebotycznie wysokich szpilek i czarnych kabaretek. Po mojej komórce także nie było śladu, za to znalazłam sporo kosmetyków służących do makijażu, w tym krwistoczerwoną szminkę.
Mimowolnie dotknęłam ust, po czym obejrzałam palce. Były czerwone, a ten kolor idealnie pasował do odcienia pomadki, którą właśnie oglądałam.
Boże… Przecież ja nawet nie umiałam się malować.
Myślałam, że gorzej być nie może, gdy nagle dostrzegłam między rzeczami z torby niewielkie pudełeczko, na którym znajdowało się zdjęcie kobiety w zmysłowej bieliźnie. Wzięłam je w dłoń i obróciłam w palcach. Prezerwatywy, przeczytałam na opakowaniu, które momentalnie wypadło mi z ręki.
Prezerwatywy?!
W życiu nie miałam z czymś takim do czynienia. To nie było moje… Nie potrzebowałam zabezpieczenia, bo z nikim nie sypiałam. Poza tym nigdy nie przyniosłabym czegoś takiego do domu. Rodzice by mnie zabili, gdyby znaleźli podobne pudełko wśród moich rzeczy, a na pewno by je znaleźli, bo mama raz w tygodniu sprawdzała mój pokój – właśnie pod kątem takich niechcianych znalezisk. Monitorowała, czy nie przynoszę do domu szkaradzieństw, czy nie interesuję się sprawami dorosłych i czy nie wpadłam w niewłaściwe towarzystwo. Nie stanowiło to dla mnie problemu, ponieważ nie miałam przed rodzicami nic do ukrycia. Aż do dzisiaj…
Gdyby mama znalazła u mnie prezerwatywy, które uważała za grzeszne i szkodliwe, moje życie zmieniłoby się w piekło. Na pewno spotkałaby mnie sroga kara, a przecież byłam niewinna.
To nie były moje rzeczy…
Nie były…
I wtedy je dostrzegłam. Leżało między cieniami do powiek, pędzlami i pudrami.
MOJE PRAWO JAZDY!
Nie…
To niemożliwe…
To nie mogła być prawda!
Przecież nie miałam schizofrenii. Nie prowadziłam podwójnego życia. Byłam grzeczną dziewczyną, która nigdy nie przeciwstawiała się woli rodziców. Słuchałam ich bezkrytycznie, chodziłam na msze, żyłam w cnocie i nigdy nie sprawiałam problemów. Tak mnie wychowano. Tymczasem rzeczy, które znalazłam w tym przerażającym miejscu, jawiły mi się jako abstrakcja.
Gnana paniką, że nieświadomie zrobiłam coś, co mogło rzutować na całą moją przyszłość, pospiesznie włożyłam dziwaczny ubiór. Było mi niewygodnie, a skrawki materiału, które miałam na sobie, zdawały się palić moją skórę piekielnym ogniem, w który zapewne trafię, gdy już poznam prawdę o wydarzeniach tej nocy. Ale przecież musiałam jakoś wydostać się z tej pułapki. Wierzyłam też, że wraz z opuszczeniem tego budynku wróci mi pamięć i przypomnę sobie, co takiego zrobiłam i jakie pobudki mną kierowały. Oby nie było w nich zła, oby nie były niegodne… Czułam, że okłamuję samą siebie, bo jak mogłabym nie zgrzeszyć, skoro znalazłam przy sobie diabelskie sztuczne członki czy prezerwatywy…?
Wzdrygnęłam się na myśl o tym, co mogłam z nimi robić lub, co gorsza, co ktoś mógł mi nimi robić. Myśl o męskich dłoniach dotykających najintymniejszych sfer mojego ciała, wsuwających się w nie niczym wąż, który skusił nieszczęsną Ewę, tak mną wstrząsnęła, że bez dalszych refleksji rzuciłam się do wyjścia.
Uciec… Jak najdalej stąd. I oby ten dzień pozostał jedynie wspomnieniem, które skutecznie zatrze czas…
To było okropne. Podróż przez miasto w tym stroju. Prześmiewcze lub pożądliwe spojrzenia na ulicy, wskazywanie palcami i wulgarne zaczepki.
Nie dało się ukryć, że wyglądałam jak prostytutka i za taką mnie brały napotkane w czasie powrotu do Roses Valley osoby. Doszłam jednak do wniosku, że zasłużyłam na to. Jeśli faktycznie zrobiłam coś uwłaczającego swojej godności i zgrzeszyłam przeciwko wpajanej mi od dzieciństwa cnocie, musiałam traktować to, co się działo, jako naturalne konsekwencje moich złych uczynków. To była moja pokuta, moja droga krzyżowa i moja kara. A w zasadzie jej początek, bo przecież najgorsze dopiero miało nadejść… w domu…
– Odejdź, dziewczyno, albo wezwę policję! – nakazał jeden z wartowników pilnujących bramy wjazdowej na nasze osiedle. – Tu nie ma miejsca dla takich jak ty.
Spaliłam się ze wstydu. Nie rozpoznał mnie… Musiało być ze mną gorzej, niż myślałam.
– Ben, to ja… Dove… – wyszeptałam.
Mężczyzna zmarszczył brwi i odparł:
– Dove? Jaka znowu Dove? Nie znam żadnej panienki lekkich obyczajów o tym imieniu. Mam żonę, dzieci. Jestem porządnym człowiekiem, jak zresztą wszyscy mieszkańcy tej okolicy. Dlatego lepiej idź stąd czym prędzej, nim narobisz sobie kłopotów, mała. To miejsce zamieszkania wielu znanych i majętnych osób. Nachodzenie ich może skutkować konsekwencjami…
– Jestem Dove Carter. I tak… Znamy się, odkąd tu się wprowadziłam z rodzicami, gdy miałam pięć lat! – weszłam mu w słowo, przykładając swoje prawo jazdy do szyby budki, w której siedział.
Wstyd. Tak, czułam w tej chwili palące zażenowanie, ale musiałam być ponad nie, aby dostać się na teren osiedla. Musiałam wrócić do rezydencji, a przy tym zrobić to tak, żeby nie sprowokować rodziców. Może mnie nie zauważą i dotrę do swojego pokoju, nim zorientują się, że mnie w nim nie było? Oby jeszcze nie spostrzegli mojej nieobecności. Tak byłoby zdecydowanie najlepiej.
– Panienka Dove?! – wykrzyknął przejęty mężczyzna, przyglądając mi się uważnie i szukając w mojej twarzy znanych mu rysów. – Dzięki Bogu! Wróciła panienka! Wszyscy w Roses Valley szukają panienki!
Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.
– Szu… Szukają? – wybełkotałam za nim.
– Tak – potwierdził. – Nawet policja została poinformowana o zaginięciu. Niech panienka poczeka, zaraz zadzwonię do pana Cartera i powiem mu, że panienka wróciła i czeka na niego w stróżówce. Ale się ucieszy! On i pani Carter umierali ze strachu. Byli pewni, że ktoś panienkę porwał. W końcu nie było panienki dwa dni. Wyszła panienka z domu i nawet nie wzięła telefonu…
Dwa dni?
Przyłożyłam dłonie do ust.
Nie było mnie dwa dni, a w moje poszukiwania została zaangażowana policja. W dodatku z niewiadomych mi przyczyn zostawiłam komórkę w domu, co mi się nie zdarzało. Zawsze miałam ją przy sobie. Przecież w niej był zainstalowany lokalizator, który śledzili moi rodzice…
A więc nici z niezwracania na siebie uwagi. Wszyscy wiedzieli, że mnie nie było. Całe Roses Valley czekało na mój powrót, a ja… ja nawet nie miałam pojęcia, gdzie przebywałam tak długo. Gdzieś na obrzeżach Nowego Jorku, ale przez emocje nie byłabym w stanie nawet odtworzyć trasy, którą udało mi się dotrzeć do domu…
Poczułam, jak grunt osuwa mi się pod stopami. Leciałam w dół, w czarną dziurę, na której dnie znajdowało się piekło, a diabły już ostrzyły swoje widły, aby mnie na nie nabić. Tylko dlaczego wszystkie miały twarze moich rodziców? A tak… Bo najgorsza kara czekała mnie po przekroczeniu progu naszej rezydencji. Od tej pory dom miał stać się dla mnie piekłem na ziemi. Nie miałam co do tego wątpliwości.
Nawet nie wiem, kiedy straciłam przytomność.
– Narkotyki! – Podniesiony głos ojca wybudził mnie z drzemki, w którą zapadłam.
Boże… On krzyczał.
Było źle. Bardzo źle, skoro był tak zdenerwowany. I nie ulegało wątpliwości, że przeze mnie. To ja sprowokowałam ten gniew, o czym świadczyły jego dalsze słowa, które kierował do kogoś, z kim rozmawiał pod drzwiami mojej sypialni:
– Jeśli to prawda… Jeśli faktycznie coś przyjęła, rozniosę ją! Nie pozwolę, aby moje dziecko… aby moja jedyna córka była narkomanką! Jej kartoteka ma być czysta, żebym mógł dobrze wydać ją za mąż! Jej przeznaczeniem jest wielka kariera, nie może jej spieprzyć szczeniackim wyskokiem! Ale jeśli faktycznie zaczęła brać, wyrzucę ją z domu! Nie będę utrzymywał ćpunki! Nikt w mojej rodzinie nie będzie ćpał! To niedopuszczalne! To zdrada rodziny! Zdrada nazwiska Carter, które zobowiązuje!
W czasie krzykliwej wypowiedzi ojca zdążyłam wymknąć się z mojego łóżka z baldachimem, godnego prawdziwej księżniczki, i podejść do lekko uchylonych drzwi, aby podsłuchać toczącą się na korytarzu rozmowę.
– Uspokój się, Robercie – odpowiedział tacie męski głos, który doskonale znałam, bo należał do jego najlepszego przyjaciela, a zarazem mojego ojca chrzestnego i lekarza naszej rodziny – Adama.
O matko… Skoro wezwali Adama, musiało być ze mną rzeczywiście niewesoło. Nie pamiętałam za wiele z mojego powrotu do domu. Miałam tylko jakieś przebłyski wspomnień, krzyków przerażenia i złorzeczeń. Może i dobrze, że nie byłam w pełni świadoma tego, co się wokół mnie działo, skoro rodzice gniewali się na mnie aż tak bardzo. Teraz jednak momentalnie odzyskałam pełnię sprawności umysłowej, bo pobudził ją stres, zwłaszcza gdy lekarz oznajmił:
– Próbki krwi Dove wysłałem do instytutu. Nim wyciągniesz pochopne wnioski, poczekajmy na wyniki badań toksykologicznych. Gdy tylko do mnie trafią, zadzwonię. Najważniejsze, że twoja córka nie ma obrażeń na ciele. Nikt jej nie skrzywdził…
– Ja mogę to zrobić w każdej chwili, jak tylko się okaże, że ta gówniara zrobiła coś głupiego! Jeśli ktoś się dowie… – gorączkował się ojciec.
– Spokojnie. Dove to mądra dziewczyna, na pewno nie zrobiła niczego głupiego – uspokajał go Adam, a ja zaniepokoiłam się, że pobrał mi krew. Niedobrze!
Ojciec prychnął ze wzgardą:
– Widziałeś jej ubiór?! Była prawie naga, bo przecież tych cekinowych pasków nie da się nawet nazwać ubraniem. Gdyby któryś z czyhających na moje potknięcia dziennikarzy zrobił jej zdjęcie… Bożeee! Nawet nie chcę myśleć, co by się wtedy stało. To byłby gwóźdź do mojej trumny. Co za nieodpowiedzialna pannica! Przez nią mógłbym stracić pracę! Gdyby to dotarło do Jonathana, zwolniłby mnie. Pod koniec roku wybory. Przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych nie może sobie pozwolić na skandale, zwłaszcza z udziałem szefa swojego sztabu wyborczego. Reputacja moja i członków mojej rodziny musi być nieskazitelna, a wyznawane wartości zgodne z tymi reprezentowanymi przez Jonathana. Przecież on walczy z narkomanią. Jego program opiera się na…
– Nie histeryzuj, Rob – przerwał mu mój ojciec chrzestny. – Nawet jeśli Dove faktycznie coś przyjęła, znasz mnie nie od dziś i wiesz, że to nie wypłynie. Wiem, co to znaczy tajemnica lekarska, ale i lojalność względem przyjaciół. Jesteście dla mnie niczym rodzina. Nie musisz się obawiać.
– W tobie cała nadzieja – zwrócił się do doktora tata. – Wierzę, że odpowiednio się tym zajmiesz.
– Tak będzie. Naprawdę nie musicie się z Sarą obawiać. Młodzieńczy wyskok Dove nie zaszkodzi ani waszej karierze, ani interesom – zapewnił go.
– Oby był jednorazowy… – westchnął ojciec.
– Już ja wierzę w waszą siłę przekonywania, ale i w tę dziewczynę – stwierdził Adam. – Zbłądziła, ale nie możecie jej skreślać. Szlaban wystarczy. Myślę, że największą nauczkę dostała sama od siebie.
Ach ten Adam. W tej chwili byłam wdzięczna, że wciąż był w domu. Bronił mnie i przedstawiał w korzystniejszym świetle, wyraźnie starając się mnie chronić. Znał możliwości Carterów i wiedział, że gdy są wściekli, nie ręczą za siebie. Jak dobrze, że los w tej strasznej sytuacji dał mi obrońcę. Może jednak niebiosa wiedziały, że byłam niewinna. Bo czy można było być winnym czegoś, czego się nie pamiętało?! Oby moi rodzice podzielali ten pogląd i okazali mi miłosierdzie.
– Sara jest wściekła – westchnął ojciec, jakby w odpowiedzi na moje myśli. – Nie wiem, czy szybko jej to minie. Mnie zresztą też. Jesteśmy zwolennikami zimnego wychowu. Dziecko, bez względu na wiek, podlega naszej władzy i ma być posłuszne. Za brak posłuchu należy je ukarać i to tak, aby raz na zawsze wybiło sobie z głowy niewłaściwe zachowania.
– Mimo to nie możecie zapominać, że Dove na razie jest chora. Zatem kara, jeśli już koniecznie musicie ją zastosować, musi być dobrana do stanu jej zdrowia – pouczył go przyjaciel, a ja znów miałam ochotę mu podziękować. Tak bardzo bałam się tego, co miało nadejść ze strony rodziców, tymczasem Adam sprawiał, że nie zapowiadało się to aż tak dramatycznie, jak mi się roiło.
– Zobaczymy – uciął ojciec. – Oby okazała skruchę…
– Och, na pewno to zrobi – zapewnił go doktor. – A teraz pozwól, że jeszcze do niej zajrzę i przed wyjściem przekonam się, czy wszystko w porządku.
Adam… On… On chciał tu wejść! Jeśli się nie położę, będę zgubiona. Po słowach lekarza wiedziałam już, że złe samopoczucie było moją drogą ucieczki przed gniewem rodziców.
– Pozwól, że ci potowarzyszę – odparł ojciec, a ja nie czekałam już na dalszy rozwój wypadków, tylko jak szalona rzuciłam się w stronę łóżka. Nie mogli zastać mnie przy drzwiach. Miałam być obłożnie chora. Musiałam w to brnąć dla własnego dobra, nawet jeśli fizycznie nie czułam się już najgorzej.
– O? Wstałaś już, skarbie? – zdumiał się Adam na mój widok.
Że też nie zdążyłam przyjąć pozycji leżącej, zganiłam się w myślach. Udało mi się jedynie usiąść w łóżku i nakryć kołdrą, a przecież mogłabym jeszcze poudawać, że śpię, aby nie być narażoną na rozmowę z tatą.
– Obudziły mnie krzyki – przyznałam zgodnie z prawdą.
Ojciec zrobił się czerwony na twarzy. Chyba znów się na mnie zirytował. Rany. Że też nie mogłam trzymać języka za zębami.
– Dobrze, że wstałaś, bo to znaczy, że moje leczenie działa i nie trzeba zabierać cię do szpitala – oznajmił Adam. – Przepiszę ci jeszcze tylko coś na gorączkę…
– Na gorączkę? – zdumiałam się, bo absolutnie nie czułam się jak osoba z podwyższoną temperaturą. Wręcz przeciwnie. Widok srogiego spojrzenia taty sprawiał, że moje ciało spowijał lód. Było mi lodowato z nerwów. Nie pojmowałam, co mój przyszywany wujek miał na myśli.
– Jesteś rozpalona, skarbie – przytaknął lekarz, przykładając dłoń do moich policzków, a ja dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że rumieńce, które zapewne w tej chwili widział, to nie tylko objaw buzujących w moim ciele emocji, ale i wynik szaleńczej eskapady do łóżka. Powstrzymałam się więc od dalszych protestów, że nic mi nie jest. W końcu miałam być chora.
– Najbliższych kilka dni spędzisz w łóżku – dodał.
– Ale… Ale ja mam zajęcia na uniwersytecie – zaprotestowałam, widząc, jak mina ojca robi się jeszcze bardziej marsowa.
– Napiszę ci zwolnienie. To nie problem. – Adam wzruszył ramionami.
– Ależ oczywiście, że to problem! – podniósł głos tata. – Dove miała nieskazitelną frekwencję. Zero nieobecności. Nie możemy tego zaprzepaścić. Za to jest nagroda rektora i…
– Robercie, nie zapominaj, że Dove jeszcze chwilę temu była nieprzytomna – upomniał tatę doktor, kładąc mu uspokajająco dłoń na ramieniu. – A chyba nie chcesz, aby trafiła do szpitala. Niech wypocznie. Zresztą za tydzień koniec roku akademickiego. Chyba możesz odpuścić córce ostatnie zajęcia, w końcu świat się od tego nie zawali? – Popatrzył znacząco na mojego rodzica.
Ojciec zaraz wybuchnie. Jak nic. Widać było, że jest bliski dania upustu temu, co myśli. Był cały czerwony, a kąciki jego ust drgały gniewnie. Teraz nie byłam już taka pewna, czy jednak Adam zdaje sobie sprawę z tego, z jaką potęgą igra. Czy miał świadomość, że ojciec był skłonny podnieść na mnie rękę? Już mu się to kiedyś zdarzyło, zresztą jak i mamie, dlatego od lat starałam się być córką idealną, aby podobne wydarzenia nigdy się nie powtórzyły, ale teraz byłam bardziej niż pewna, że ojciec znów chciał mnie uderzyć. Adama pewnie także. W największym gniewie nie umiał hamować odruchów. Nie byłam pewna, co się teraz wydarzy. Obawiałam się jednak, że będzie to coś okropnego.
Ku mojemu zdumieniu ojciec zapanował nad emocjami i oświadczył:
– Dobrze, niech zostanie w domu. Szpital nie jest wskazany. Jeszcze media zwęszą, dlaczego tam trafiła, i dojdą kolejne problemy do tych, które już nam zgotowała.
No tak. Niepotrzebnie się obawiałam. Dla ojca najważniejsze było to, jak postrzegają nas inni. Dobre imię rodziny ponad wszystko. Dla niego nie liczyło się moje zdrowie, ale wyłącznie reputacja… Jego i kandydata, którego reprezentował. Nie mogłam się równać z jego pracą. Zrobiło mi się nieprzyjemnie.
– Doskonale – ucieszył się lekarz. – Zaraz wam przygotuję rozpiskę z zaleceniami, a teraz… Teraz pozwól, przyjacielu, że zbadam Dove.
Zbada mnie?
Poczułam, jak w moim gardle narasta gula.
Zbada mnie i odkryje, że…
Przed oczami stanęła mi rudera, w której się obudziłam. I otaczające mnie tam erotyczne zabawki.
On się dowie…
Zorientuje się, że…
A wtedy rodzice wyrzucą mnie z domu, bo złamałam najważniejszą zasadę, którą od zawsze wbijali mi do głowy – czystość, będącą podstawą szacunku dla samej siebie. Miałam ochotę się rozpłakać.
Ojciec wyraźnie wahał się, nie wiedząc, co zrobić, ale w końcu obrócił się na pięcie i po chwili opuścił mój pokój. Kurczowo zacisnęłam dłonie na brzegu kołdry, aby ukryć przed Adamem, jak bardzo drżą w tej chwili z nerwów.
– Nie bój się – oświadczył lekarz, siadając na brzegu mojego łóżka.
Gapiłam się na niego szeroko rozwartymi z przerażenia oczami. Jak niby miałam się nie bać, skoro zaraz wszystko się wyda, a rodzina zniszczy mi życie?
– Wiem, co się stało – zagaił.
– Wiesz? – wybełkotałam.
– Owszem – przytaknął. – Pamiętasz cokolwiek z wczorajszego wieczoru?
– Absolutnie nic – pisnęłam.
– Typowe objawy – mruknął.
– Objawy? Czego? – zapytałam przejęta.
– Przyjęcia pigułki gwałtu – odpowiedział, a ja przez dłuższą chwilę nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa.
Gwałt?
Zostałam zgwałcona?
Ale przecież nic nie pamiętałam, a moje ciało nawet po przebudzeniu w tamtym strasznym miejscu nie nosiło na sobie śladów przemocy. Zupełnie jakbym… jakbym robiła tamtej nocy wszystko dobrowolnie. Nawet nie pamiętałam tego, z kim miałabym ją spędzić. To bolało mnie bardziej niż razy fizyczne.
Gdy w końcu odzyskałam głos, oświadczyłam stanowczo, kręcąc głową:
– Ale ja niczego takiego nie brałam! Byłam z przyjaciółką na zakupach i…
…i nie mogłam powiedzieć, co było dalej, bo po spotkaniu z Abby, moją BFF, film mi się urywał.
– No właśnie. Tak to działa. Człowiek zapomina o tym, co się działo i jak to się stało, że to tego doszło – niewzruszonym tonem odpowiedział Adam, choć dla mnie była to życiowa porażka. Przestałam nad sobą panować. Łzy mimowolnie zaczęły spływać mi po twarzy, a ja nie mogłam ich powstrzymać.
– Nie płacz – powiedział Adam. – Wszystko się ułoży.
– Jak niby? – załkałam. – Rodzice się dowiedzą i… i… to będzie koniec. Nie darują mi tego, że… że… nie jestem dziewicą. Nie wyjdę za mąż, nie oddam cnoty mężowi. A przecież ja… ja niczego nie pamiętam. Nie wiem nawet, kto to był. O ile w ogóle był.
Może za bardzo się otworzyłam, ale nie miałam komu się zwierzyć, a w tej chwili bardzo potrzebowałam powiernika i wsparcia. Rodzice się do tego nie nadawali. Adam zdawał się być po mojej stronie. Może on mi powie, co powinnam zrobić w tej sytuacji i jak rozwiązać mój problem.
– Hm. W normalnych okolicznościach kazałbym twoim rodzicom zabrać cię na policję… – zaczął.
– Policja?! – Wybałuszyłam na niego oczy. – Nie. Tylko nie to. Błagam… Rodzice… Oni nie dadzą mi żyć. Tata straci pracę, a wtedy…
– Spokojnie, kochanie – powiedział lekarz, chwytając mnie za lodowato zimne dłonie i ogrzewając je ciepłem swoich rąk. – Policja już tu była, ale słowem nie wspomniałem o moich podejrzeniach. Twoi rodzice sugerowali narkotyki, dlatego pobrałem ci krew, gdy byłaś nieprzytomna. Ale nie obawiaj się, zataję przed nimi wyniki tych badań – bez względu na to, co one wykażą. Nie sprowadzę na ciebie większych problemów, niż masz obecnie. Uważam jednak, że – ze względu na twoje bezpieczeństwo, a także przyszłość – musi cię obejrzeć ginekolog. Ja nie badałem cię aż tak dokładnie, bo to wzbudziłoby podejrzenia twoich rodziców, ale taka wizyta powinna mieć teraz miejsce. Dostaniesz też stosowne leki na wypadek, gdybyś była w ciąży.
– Gdybym była w ciąży?! – wykrzyknęłam wzburzona.
Ciąża…
Nie…
Wszystko tylko nie ciąża w wieku niespełna dwudziestu lat, w dodatku z mężczyzną, którego twarzy nie pamiętałam. I to wszystko w rodzinie Carterów. Boże, chroń mnie przed takim rozwiązaniem. Było najgorsze z możliwych.
– Ćśś, bo jeszcze ktoś nas podsłucha – syknął ostrzegawczo doktor.
Miał rację. Niepotrzebnie się uniosłam, ale miałam zszargane nerwy.
– Naprawdę to możliwe, abym… abym spodziewała się dziecka? – wydukałam cicho, oswobadzając dłonie z uścisku Adama i składając je na swoim płaskim brzuchu skrytym pod materią cienkiego topu na ramiączkach.
– Mam nadzieję, że nie – odpowiedział lekarz.
– A co, jeśli tak…? – zapytałam prawie bezgłośnie, bo strach zatykał mi krtań.
– I na to są sposoby – stwierdził enigmatycznie.
– Jakie? – chciałam wiedzieć.
– O tym powie ci ginekolog, skarbie – uciął tę przepytywankę.
Zagryzłam wargi.
– W czym problem, bo widzę, że nadal się niepokoisz – skomentował, widząc moją skwaszoną minę.
– Ginekolog, który ma pod opieką naszą rodzinę, zna się z mamą i na pewno… – zaczęłam.
– Pójdziesz do lekarki, która nie zna twoich rodziców. Za to zna mnie. Nie musisz się niczego obawiać. Proszę. To jej wizytówka. – Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki niewielką tekturkę z danymi adresowymi gabinetu ginekologicznego. – Doktor Brown przyjmie cię w dogodnym dla ciebie terminie i nikt postronny się o tym nie dowie. Wyjaśnię jej powagę sytuacji. Zadzwoń do niej jutro rano i umów się na wizytę. I nie martw się już niczym. Będzie dobrze. – Pogładził mój policzek, a ja niepewnie pokiwałam głową.
W takich okolicznościach ciężko mi było nie martwić się i myśleć pozytywnie. Być może zostałam uprowadzona i zgwałcona, a tego nie pamiętałam. W dodatku mogłam być w ciąży, a moi rodzice nie byli dla mnie żadnym wsparciem. Och, jak bardzo chciałabym zmienić swoje życie i już nie musieć im niczego zawdzięczać, ani nie czuć ciągłego strachu przed nimi.
– Porozmawiam jeszcze z twoją mamą i z twoim tatą i nieco ostudzę ich bojowe nastroje – skomentował Adam, jakby czytając mi w myślach. – A ty wypoczywaj.
Wstał z miejsca i ruszył do drzwi. Gdy wyszedł, schowałam wizytówkę pod materac mojego łóżka, aby mama jej nie znalazła, po czym postanowiłam wykorzystać chwilę, gdy Adam zajmował rodziców, na szybką rozmowę z przyjaciółką, zwłaszcza że zauważyłam swój smartfon leżący przy łóżku. Jeszcze nie zdążyli mi go odebrać. Na szczęście…
Wybrałam numer Abby.
– Dove? – zawołała radośnie dziewczyna, odbierając połączenie. – Nareszcie. Czekałam na twój telefon jak na zbawienie, a nie chciałam wydzwaniać, bo znam twoją sytuację rodzinną. Starzy – potwory i tak dalej… Ale teraz już się nie wywiniesz. Opowiadaj! Jak ci poszło z Brandonem?
Milczałam zszokowana.
Brandon? Czy ona miała na myśli TEGO Brandona?!
Czułam się jak w alternatywnej rzeczywistości. A może w ogóle do niej trafiłam po przebudzeniu w ruderze? Może to miejsce nie było moim domem, a wytworem mojej wyobraźni lub innym wymiarem? Nie mogłam pogodzić się z faktami, które do mnie docierały.
– Hej, Dove? Jesteś tam? – pogoniła mnie Abby, a ja zdałam sobie sprawę, że mam niewiele czasu na rozmowę i muszę wyciągnąć z niej jak najwięcej, bo potem, ze względu na rodziców, może to już nie być takie proste.
– Tak, ale… ale nic nie pamiętam – jęknęłam przejęta. – Masz na myśli Brandona Millera?
– Co ty pieprzysz? – zdumiała się moja rozmówczyni. – Naprawdę nie pamiętasz tego, jak zarwał cię w kawiarni? Najprzystojniejszy koleś na roku umizguje się do ciebie, a ty, ot tak, o tym zapomniałaś?
– Tak… – bąknęłam.
– I nie pamiętasz naszych zakupów, kawy, przypadkowego spotkania z Millerem, a potem waszej randki?! – wykrzyknęła zszokowana.
– Ra… Randki?! – O Boże. Jeśli faktycznie oddaliłam się z Brandonem, czy to możliwe, że on był tym, któremu zawdzięczałam swoje niewesołe położenie? Czy mógł być… ojcem mojego dziecka?
Zrobiło mi się niedobrze.
– Nic a nic… Ja… Ja chyba straciłam pamięć – skłamałam.
Na razie nie chciałam się dzielić z nią moimi podejrzeniami. Jeśli Brandon faktycznie podał mi pigułkę gwałtu, a potem wykorzystał, musiałam poznać prawdę i wyjaśnić to z nim twarzą w twarz, bez udziału osób trzecich. Lubiłam Abby, ale bałam się jej plotkarstwa. Ze względu na rodziców wolałam, aby ten drażliwy dla mnie temat pozostał na razie tajemnicą. O reszcie postanowię, gdy już poznam prawdę o wydarzeniach z ostatnich dwóch dni.
– Że co?! – zawołała dziewczyna. – Jakim cudem?
– Nie wiem, Abby. Próbuję to poskładać w całość. Pomóż mi. Ciebie ostatnią pamiętam. Reszta wspomnień to czarna dziura. Wróciłam do domu po dwóch dniach nieobecności, w cudzych ubraniach, ledwo żywa. Właśnie wyszedł ode mnie lekarz. Nie będzie mnie na zakończeniu roku akademickiego – zwierzyłam się jej.
– O cholera. To grubo… Czyżby Brandon coś ci zrobił? – dopytywała.
– Nie wiem – przerwałam jej stanowczo. – Nie oskarżam nikogo. Chcę tylko dojść do prawdy.
Miller był megaprzystojniakiem. Uchodził za prawdziwe ciacho. Króla Uniwersytetu Nowojorskiego. Rządził uczelnią. Nie mogłam mu się narazić bez dowodów, a podejrzenia nimi nie były.
– No dobra, przypomnę ci. Po zajęciach poszłyśmy na zakupy, a potem skoczyłyśmy na kawę. W kawiarni w centrum handlowym podszedł do nas Brandon, który zobaczył nas przez szybę i, ot tak, zagadał. Co prawda nigdy z nami nie trzymał, ale z drugiej strony widać było, że mu się podobasz, więc jakoś specjalnie się nie zdziwiłam.
Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Najpiękniejszy facet na studiach prawniczych zainteresował się… mną?!
– I co się działo dalej? – dopytywałam.
– Gadaliśmy, było zabawnie. A potem on zadeklarował, że nas odwiezie do domu. Miałyśmy sporo pakunków i nie chciał się zgodzić na nasz powrót taksówką. Wszystko zapewne potoczyłoby się inaczej, gdybym nie rozwaliła auta weekend wcześniej. Wtedy nie musiałybyśmy korzystać z jego pomocy – kontynuowała Abby.
Niestety, nic z tego nie pamiętałam…
– I faktycznie nas odwiózł? – dociekałam.
– Owszem – odparła. – Zostawiliśmy wszystko w moim domu. Jakby co, mam tu twoje zakupy.
– Czemu nie podjechaliśmy także do mnie? – zdziwiłam się.
– Sama tego nie chciałaś. Bałaś się, że rodzice się dowiedzą, że był z tobą jakiś facet i nie dadzą ci żyć – wyjaśniła Abby.
To brzmiało wiarygodnie. Nie odpuściliby mi, gdyby zobaczyli mnie w aucie z jakimś nieznanym chłopakiem. Zresztą ze znanym też. Ogólnie, ich zdaniem, powinnam trzymać się z daleka od płci przeciwnej aż do skończenia studiów.
– To jak wróciłam do domu? – zapytałam, próbując złożyć w całość wydarzenia sprzed dwóch dni.
– Nie mam pojęcia… – odpowiedziała Abby.
– Jak to?! – zdumiałam się.
– Widzisz, po chwili spędzonej u mnie, pojechaliśmy na imprezę i… – zaczęła, ale przerwałam jej zszokowana:
– Na imprezę?!
Przecież ja nie chodziłam na imprezy. Nie balowałam. Dyskoteki i kluby były dla mnie miejscami całkowicie obcymi. Nieznaną i zakazaną strefą.
– Rodzice wydziedziczyliby mnie, gdybym zrobiła coś takiego. Jesteś pewna, że tego chciałam? – słabym głosem zwróciłam się do przyjaciółki.
– Początkowo nie, ale Brandon nalegał, a on… No sama wiesz… On jest taki seksowny i piękny. Ciężko mu odmówić. Tak bardzo cię prosił. Widać było, że mu zależy na spędzeniu czasu z tobą. No i tak bardzo cię adorował, że ostatecznie mu uległaś, ale wzięłaś mnie jako przyzwoitkę – zachichotała.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. To nie było w moim stylu. Straciłam instynkt samozachowawczy, czy co? Z drugiej strony, gdy przed oczami stanął mi barczysty blondyn o idealnie białym uśmiechu, będący jednocześnie kapitanem uniwersyteckiej drużyny rugby, do którego wzdychały wszystkie dziewczyny na moim roku, uznałam, że moje zachowanie nie było chyba aż tak bardzo dziwne. Każda na moim miejscu zrobiłaby to samo.
Przyłożyłam dłoń do rozpalonego emocjami policzka.
– I co było dalej? – zapytałam.
– Zabrał nas na domówkę do jednego ze swoich kumpli – odparła.
Przełknęłam głośno ślinę.
Domówka…
Kumple…
W kontekście mojego obecnego położenia to brzmiało surrealistycznie, a jednocześnie przerażająco.
– Brandon mówił, że mają szczególny powód do celebracji – kontynuowała opowieść Abby. – Ich zespół odniósł w tym sezonie spektakularne sukcesy i trafił do ligi stanowej. No i za tydzień koniec roku. Postanowili połączyć te okazje.
Rozpaczliwie szukałam w głowie choć przebłysku z tej domówki, ale na próżno. Wciąż miałam lukę w pamięci. Poza zakupami z przyjaciółką nie pamiętałam nic więcej aż do momentu, gdy przebudziłam się naga w jakiejś ruderze.
Wzdrygnęłam się na to okropne wspomnienie.
– Co tam się wydarzyło? Co stało się na tej imprezie? I… i czy nie odbywała się ona w opuszczonej willi? – zasypałam przyjaciółkę gorączkowymi pytaniami.
Prawda. Tak bardzo pragnęłam ją poznać, choć jednocześnie piekielnie się jej bałam. Przerażało mnie, co skrywała, a nade wszystko, że mogłam w niej odnaleźć siebie w wersji, która mogła mi się bardzo nie spodobać.
– W opuszczonej willi? Co ty gadasz? – zdumiała się dziewczyna. – To był jeden z tych nowobogackich domów w stylu rezydencji twoich czy moich rodziców. Po prostu starzy jednego z tych chłopaków wyjechali, a on wykorzystał okazję.
W takim razie jak trafiłam do tamtej rudery? Jak to się stało, że obudziłam się bez ubrań? Dlaczego tam była kamera? I sztuczne członki? I… czy naprawdę byłam w ciąży? Czy to możliwe, że poszłam do łóżka z Brandonem? A może z którymś z jego kumpli? Ale przecież to byłby mój pierwszy raz… Jak mogłam go nie pamiętać?
Och, dlaczego w panice nie sprawdziłam, czy na sprzęcie, który znajdował się przy mnie po przebudzeniu, nie zostało coś nagrane?! Coś, co mogłoby naprowadzić mnie na jakiś ślad i pomóc znaleźć odpowiedzi na dręczące mnie pytania.
Miałam ochotę się rozpłakać.
– Nie zauważyłaś niczego niepokojącego podczas tej zabawy? – zapytałam zdławionym głosem, z trudem zachowując spokój.
– Nie. Było zajebiście. Normalnie impreza naszego życia! – Abby była wyraźnie zachwycona.
Co ty nie powiesz, przemknęło mi przez głowę. Gdybym wiedziała, jakie będą jej konsekwencje, nigdy bym na nią nie poszła. Wolałam życie pustelnicy, które zapewniało mi spokój ze strony rodziców, niż kłopoty, w które popadłam przez jedną, z pozoru fajną i niewinną, zabawę!
– Byli wszyscy z drużyny – kontynuowała moja przyjaciółka. – Brandon jest przez nich traktowany jak bóg, a ponieważ upatrzył sobie ciebie, więc i nas traktowali z wielką przyjaźnią oraz szacunkiem. Jak prawdziwe damy… Gwiazdy tej zabawy!
No nie wiem… Znów oczami wyobraźni zobaczyłam dildo, które znalazłam pod kocem na zaplamionym materacu, a także wycelowane w siebie oko kamery. Do tego obrazu dołączyły słowa Adama o pigułce gwałtu. Czy tak powinien wyglądać szacunek względem kobiety?
– Naprawdę nie zrobili nam nic, co byłoby… wulgarne? – dociekałam.
– Absolutnie nie. Tańczyłyśmy i piłyśmy szampana. Gadałyśmy też z chłopakami. Są super. Chyba umówię się z Danielem… Boże, wciąż nie mogę uwierzyć, że poprosił o mój numer! W ogóle nie mogę uwierzyć, że szalałam z drużyną Niedźwiedzi. Przecież oni nie dopuszczają nikogo z zewnątrz. To prawdziwa nobilitacja! Wreszcie przestaniemy być nic nie znaczącymi pierwszakami i… – entuzjazmowała się Abby.
Nie mogłam tego słuchać. Ta rzekoma „nobilitacja” mogła kosztować mnie dach nad głową i zakończyć moją studencką karierę. Mama i tata w życiu nie zaakceptują wnuka. I to poczętego w takich okolicznościach. W dodatku ja sama nie wyobrażałam sobie siebie jako matki. Byłam za młoda. Całe życie przede mną. No i… i skrycie marzyłam o kimś, kto wyrwie mnie z tego przeklętego domu i się mną zaopiekuje. Marzyłam o prawdziwej miłości, ale nigdy nie opierała się ona na ciąży. Dziecko było ostatnim, co aktualnie miałam w swoich planach na przyszłość. Mój pierwszy raz miał być najpiękniejszą chwilą w moim życiu, tymczasem ja nie tylko go nie pamiętałam, ale i mogłam zakończyć go pozytywnym testem ciążowym.
Boże!
– …i wtedy Daniel powiedział, że jeszcze nigdy nie poznał tak inteligentnej laski jak ja, a potem mnie objął. Byłam pewna, że mnie pocałuje, ale niestety przyszedł Kyle, jego najlepszy przyjaciel, i… – paplała Abby.
– A ja? Co wtedy robiłam? – przerwałam brutalnie opowieść o jej imprezowym podrywie, który w normalnych okolicznościach przeżywałabym równie mocno jak ona, ale w obecnej sytuacji był mi całkowicie obojętny.
– Ty? – zdumiała się, jakby nagle przypominając sobie, że w ogóle byłam wraz z nią na tej samej imprezie.
– Tak. Czy byłam z Brandonem? – powtórzyłam.
Odpowiedziała mi cisza.
– Abby? – naciskałam.
– No… – wydukała i umilkła.
– Mów! – pogoniłam ją.
Coś było nie tak, to pewne.
– Wstyd się przyznać, ale… ale gdy Daniel zaczął się mną interesować, straciłam cię z oczu i… – wyraźnie ociągała się z wyjaśnieniami Abby.
– I? – ponaglałam ją, starając się wydusić z niej jakieś konkretne informacje.
– I już potem nie miałam z tobą kontaktu aż do dziś – wyznała pospiesznie na jednym wydechu.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Musiałam oprzeć się o poduszki, bo kręciło mi się w głowie od emocji, które opanowały moje ciało. Było mi lodowato zimno, a jednocześnie czułam się tak, jakbym faktycznie miała gorączkę, co sugerował mojemu ojcu Adam.
Abby najwyraźniej było głupio, bo milczałam zawzięcie, przez co poczuła się w obowiązku, aby wyjaśnić swoje zachowanie:
– Wiem, że pewnie masz mnie za najgorszą z przyjaciółek, ale spuściłam cię z oka dosłownie na chwilę… No może dłuższą, ale czym jest godzina na imprezie. Czas płynie tak szybko, gdy jest fajnie. Mam nadzieję, że to rozumiesz, ale… ale ja naprawdę nie miałam złych intencji. Po prostu chciałam się bawić. Taka okazja, że zaprasza cię król uniwerka, nie zdarza się często. No i gdy w końcu zorientowałam się, że nie ma cię u mojego boku, a zbliża się dwudziesta druga, czyli pora, o której miałyśmy wracać do domów, żeby nasi rodzice nie wszczęli zadymy, zaczęłam cię szukać. Prosiłam nawet Daniela i jego kolegów o pomoc, ale byli już mocno wstawieni. A potem… potem ktoś powiedział mi, że wyszłaś z Brandonem. Początkowo byłam na ciebie zła, że mnie zostawiłaś, ale później dotarło do mnie, że tak samo zrobiłabym z Danielem, gdybym miała taką możliwość. Dlatego odpuściłam. No i wiedziałam, że nie wzięłaś telefonu z domu, więc postanowiłam zaczekać aż sama skontaktujesz się ze mną. Nie podejrzewałam, że w towarzystwie Brandona mogłoby ci się stać coś złego. Przecież nie wyciągnął cię z tej imprezy siłą.
Co do tego nie miałam pewności. Jak również co do swoich uczuć w tamtej chwili. Wciąż nie pamiętałam tamtego dnia i słowa Abby, na które tak bardzo liczyłam, nie odświeżyły mojej pamięci. Ciężko mi było natomiast uwierzyć w to, że dla faceta zostawiłam przyjaciółkę samą na imprezie.
Co mi odbiło? Co siedziało mi w głowie, że postępowałam tak lekkomyślnie? Aż tak zafascynowała mnie atencja przystojniaka? A może już wtedy byłam pod wpływem jakichś substancji, które zmąciły moją percepcję? Bo czy na trzeźwo byłabym skłonna popełnić taką głupotę jak porzucenie Abby i wyjście z imprezy z kimś nieznanym? Byłam racjonalistką, analizowałam każdy swój krok, no i nie byłam próżna, a tu wychodziło na to, że straciłam rozum dla chłopaka, za którym szalały wszystkie dziewczyny z naszej uczelni. To nie byłam ja. Nie poznawałam siebie. Jeśli faktycznie tak się zachowałam, to znaczy, że coś się ze mną stało. Coś bardzo niedobrego!
Z bolesnego zawieszenia wyrwał mnie głos przyjaciółki:
– Myślę, że powinnaś z nim porozmawiać. Brandon jest ostatnią osobą, z którą się widziałaś. Pogadaj z nim. On na pewno naświetli ci sprawę lepiej ode mnie.
Pogadać z Brandonem?
Rany Boskie! I co ja mu niby powiem?
Cześć, chyba będziemy mieli dziecko?
Albo:
Czy podałeś mi pigułkę gwałtu?
Aż mną zatrzęsło na myśl o tym, co proponowała Abby. To było irracjonalne.
Nie skomentowałam jednak jej pomysłu, bo nagle drzwi mojego pokoju otworzyły się z impetem i stanęli w nich rodzice. Jeszcze ich tu brakowało…
– Muszę kończyć – wyszeptałam do przyjaciółki, przerywając połączenie. Komórka wypadła mi z ręki na kołdrę.
Wiedziałam, że ten moment nastąpi, ale po rozmowie z Abby byłam tak roztrzęsiona, że ciężko mi było wykrzesać z siebie siły na starcie z najbliższymi.
Zniszczą mnie…
Jak nic.
Nie myliłam się.
– No proszę! – wykrzyknęła mama, podbiegając do mojego łóżka i zgarniając z pościeli mój telefon. – Adam przedstawił nam wersję dogorywającej córki, tymczasem ona już ucina sobie pogawędki ze znajomymi.
– Lepiej sprawdźmy, z kim gadała. To może być diler, który sprzedaje jej to gówno – syknął ojciec.
– Abby… Rozmawiałam z Abby – wydukałam, ale oni nie słuchali.
– Odblokuj telefon! – władczym tonem rozkazała mama, wciskając mi z powrotem komórkę do ręki.
Gdy się gniewała, jej idealna twarz kojarzyła mi się z maską. Ta maska, choć była piękna, skrywała brzydotę. Paskudną osobowość i wredny charakter. Ta kobieta była istnym potworem. Zamiast wsparcia w chorobie i stresie, czekały mnie z jej strony jedynie afera i masa zarzutów, na które nie miałam wytłumaczenia. Najbliższa mi osoba była jednocześnie najdalsza. W życiu nie pokusiłabym się o zwierzenia przed nią. Gdy byłam mała, robiłam tak. Jednak dzieciństwo nauczyło mnie, aby nigdy więcej nie popełniać tego typu błędów. Nauczyło mnie też posłuszeństwa. Jeśli nie chciałam oberwać, musiałam robić to, co kazali mi rodzice, dlatego bez słowa sprzeciwu przyłożyłam opuszek palca do ekranu, odblokowując za pomocą linii papilarnych swoją komórkę.
– Dawaj mi to! – huknął ojciec, zabierając mi telefon. Mama stanęła obok niego i zaczęli przeglądać jego zawartość. Jakie szczęście, że nie zadzwoniłam do ginekologa i nie umówiłam się jeszcze na wizytę, bo na pewno nieznany numer wygenerowałby niepotrzebne pytania i pasmo dalszych problemów dla mnie.
– Abby… Ciągle gadasz z tą dziewuchą. Ona ma zdecydowanie zły wpływ na ciebie – zawyrokowała mama, gdy zorientowała się, że wszystkie ostatnie rozmowy telefoniczne prowadziłam wyłącznie ze swoją przyjaciółką.
Nie skomentowałam tego, bo wiedziałam, że stawianie oporu nie ma sensu i tylko podsyci gniew bestii.
– Dlatego właśnie zabieramy ci telefon, pannico! – oświadczył tata.
Spodziewałam się tego. Dobrze, że nauczona niemiłym doświadczeniem w relacjach z rodzicami pod materacem miałam ukryty swój stary smartfon.
– I zapomnij o wakacyjnym wyjeździe! Nici z Dominikany! – dodała mama.
Jakoś przeżyję. Znów nie skomentowałam tej kary. Wyjazdy z tą dwójką nigdy nie należały do przyjemnych. Pozostanie w domu było znacznie lepszą opcją i w sumie stanowiło dla mnie nagrodę w postaci świętego spokoju.
Z trudem zapanowałam nad tym, aby na moich ustach nie pojawił się uśmiech zadowolenia. Sama! Bez nich! Jakie to piękne. Niestety mina szybko mi zrzedła, gdy mama oznajmiła:
– Pojedziesz do babci. Lepszej opiekunki nie moglibyśmy sobie wymarzyć dla kogoś takiego jak ty, rozwydrzona pannico! Codzienne msze, modlitwy i klęczenie na grochu, a także trzy razy w tygodniu post błyskawicznie postawią cię do pionu!
Babcia Helen była matką mojej mamy i była jeszcze gorsza niż moi rodzice razem wzięci. Jej głęboka wiara graniczyła z ortodoksją. W swoim miasteczku w Pensylwanii była poważaną matroną, guru lokalnej społeczności, a ja od zawsze się jej bałam. Wizyty u niej były koszmarem. Jeśli mnie do niej wyślą, umrę. Musiałam coś wymyślić. Coś. Cokolwiek. Byleby nie opuszczać domu. Nawet jeśli miałaby mnie pilnować, niech robi to tutaj, w Nowym Jorku, gdzie miałam znajomych, ale i lekarzy, którzy teraz mogli odegrać bardzo ważną rolę w moim życiu.
Poczułam, jak znów kręci mi się w głowie.
– Źle się czuję – jęknęłam.
– Nie udawaj! – krzyknęła mama. – Usłyszałaś o karze i już uciekasz w chorobę, spryciaro.
– Mamo, kiedy ja naprawdę… – jęknęłam.
– Milcz! I nie pyskuj! – ryknęła, policzkując mnie siarczyście. Poczułam łzy napływające do oczu.
– Saro, odpuść! – powiedział tata, chwytając ją za dłoń. Zdumiała mnie jego reakcja. Bronił mnie? Przecież to nie w jego stylu…
– Nie zamierzam! – gorączkowała się nadal. – Ta mała intrygantka zapłaci za to, że…
– Uspokój się! – przerwał jej, mocno trzymając ją za nadgarstek, choć starała się uwolnić z tego uścisku, aby kontynuować wymierzanie mi razów. – Ruszyła kampania wyborcza, nie chcę, aby jej skóra nosiła na sobie ślady uderzeń. Jeszcze by to dotarło do Jonathana.
Te słowa zadziałały na matkę niczym kubeł zimnej wody. Przestała się rzucać.