Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
18 osób interesuje się tą książką
„Pasierbica gangstera. Tom 3. Sacrificio” to ostatni tom bestsellerowej mafijnej serii romansów Moniki Magoski-Suchar. Przygotuj się na emocjonujący finał!
Miłość Chiary i Fabia przetrwała niewyobrażalne próby. Wydaje się, że pełna bólu i niebezpieczeństw droga doprowadziła ich wreszcie do miejsca, w którym mogą cieszyć się wspólnym szczęściem i spokojem.
To jednak tylko pozory.
Półtora roku po dramatycznych wydarzeniach na Sardynii małżonkowie mieszkają w Rzymie, a polityczna kariera Fabia rozwija się w zawrotnym tempie. Chiara zmaga się jednak z ciężką depresją po poronieniu, do którego doprowadziła próba otrucia kobiety. Mimo starań i doskonałej opieki medycznej nie może ona zajść w drugą ciążę. Zdesperowana, decyduje się zasięgnąć porady wróżki. Tajemnicza Lady O. zachęca ją do udziału w magicznym rytuale. Jeśli Chiara się na niego zdecyduje, ceną za narodziny dziecka będzie dla niej złożenie siłom nadprzyrodzonym ofiary… Czy jest gotowa na takie poświęcenie?
Tymczasem wrogowie nie przestają knuć. Przebywająca w więzieniu Giulia wprowadza w życie plan, którego celem jest odrodzenie rodu Candeloro. Przejęcie władzy na wyspie planuje również Flavio Russo, który wypowiada wojnę Fabiowi. Czy dla tej pary zaświeci w końcu słońce?
„Pasierbica gangstera. Tom 3. Sacrificio” to propozycja dla wszystkich wielbicieli kontrowersji, pikantnych historii i mrocznych, odważnych romansów. Spodoba się fanom opowieści o miłości łączącej ludzi z różnych światów.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 348
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Byłam kobietą najpotężniejszych mężczyzn w Italii,
ale teraz żyję dla kogoś innego…
Prowadziłem właśnie ożywioną dyskusję z dwoma zaprzyjaźnionymi politykami, gdy Pietro podszedł do mnie i nachylił się do mojego ucha.
– Mam wieści… – szepnął.
– Jestem zajęty – odpowiedziałem, odprawiając go ruchem dłoni.
– …z gatunku tych, które nie mogą czekać – dodał.
Wydarzenia sprzed ponad półtora roku nauczyły mnie, że kiedy ktoś z moich bliskich chciał mi przekazać coś pilnego, nie powinienem zwlekać. Musiałem wysłuchać, co ma do powiedzenia, bo mogło mnie to kosztować życie.
– Wybaczcie, panowie – zwróciłem się przepraszająco do towarzyszy. – Za chwilę wrócę i będziemy kontynuować naszą rozmowę.
Wsparłem się na lasce i ruszyłem z Pietrem w stronę bocznego korytarza. Zatrzymaliśmy się we wnęce wielkiego okna, aby w spokoju, z dala od otaczającego nas tłumu, zamienić kilka słów.
– Co się stało? – zapytałem.
– Nasi ludzie mi to przesłali – oświadczył mój towarzysz, po czym wyciągnął z kieszeni eleganckiej marynarki telefon i podsunął mi go pod nos.
Przyjrzałem się zdjęciu na ekranie. Przedstawiało ciemnowłosego mężczyznę w okularach przeciwsłonecznych, który schodził z trapu nowoczesnego jachtu na ląd.
– Flavio Russo! – wykrzyknąłem, nie panując nad emocjami.
Byłem pewny, że temat tej przeklętej rodziny jest skończony raz na zawsze, że Russo zostali wyeliminowani wraz ze śmiercią Luki. Wyjątek stanowił młody Arrigo, któremu pozwoliłem godnie żyć, bo miałem do niego słabość. Chciałem, by na przekór przeznaczeniu był jednym z moich ludzi i stał się symbolem ostatecznego rozprawienia się z rodem, z którym od tylu lat nie potrafiła poradzić sobie familia Candeloro. Odciąłem Arriga od przeszłości, zapewniłem mu odpowiednie warunki rozwoju: zainwestowałem w jego wykształcenie oraz umożliwiłem opanowanie sztuk walki. W przyszłości zamierzałem uczynić go swoim rycerzem, obrońcą moich najbliższych, który nie cofnie się przed niczym, by ich chronić, a w swych działaniach będzie bezwzględny i pozbawiony zahamowań. W ten sposób chciałem zadrwić z członków rodziny Russo zabitych podczas mojej vendetty na Sardynii. Nie spodziewałem się, że poza Ariggiem oraz jego matką i rodzeństwem, których sprzedano do niewoli, ktoś przeżył… W dodatku – jak wynikało z fotografii – wiódł życie na całkiem wysokim poziomie.
Uświadomienie sobie tego było niczym wymierzony mi policzek.
– On nie może żyć…
– A jednak. Żyje – odpowiedział Pietro. – Byliśmy pewni, że zginął wraz z innymi, gdy w nocy zaatakowaliśmy dom Russo. Tymczasem on jakimś cudem się wymknął. Przechytrzył nas!
– Moi ludzie utrzymywali, że był wśród zabitych – stwierdziłem wzburzony, próbując wrócić myślami do dnia, w którym umarł Luca.
Po tym, jak go otrułem, a Alessia władowała w niego całą zawartość magazynku, moi żołnierze pojmali wszystkich mieszkańców i pracowników rezydencji. Pałac należący do moich wrogów został spalony. Ludzie wierni familii Russo mieli wybór: śmierć lub przejście na moją stronę. Z tego, co pamiętam, Flavio wybrał to pierwsze, ale nie uczestniczyłem w jego egzekucji. Czyżby zatem ktoś mnie zdradził? A może młodszy brat Luki zdołał uciec? Ta myśl była zatrważająca, bo podawała w wątpliwość to, że jestem wszechmocny, jak mi się do tej pory zdawało. Poza tym w moim otoczeniu mógł być zdrajca, a na własnej skórze przekonałem się, że wróg, który cudem uniknął śmierci, jest niebezpieczniejszy niż ten, któremu ta śmierć dopiero grozi…
– Owszem, ale zdjęcia nie kłamią. To on – stwierdził Pietro. – Jednak to nie koniec złych wieści.
Przez moment miałem wrażenie, że rozumiem, co odczuwał mój brat Marco, gdy Vittorio Scorazzi zagrażał jego imperium.
– Co jeszcze?
– On nie był sam.
– A z kim? – Popatrzyłem na niego zdumiony.
Mężczyzna przerzucił kilka zdjęć na telefonie, by zatrzymać się na tym, które chciał mi pokazać. Fotografia przedstawiała korpulentną, odzianą w żałobną czerń kobietę, która tuż za Flaviem przedostawała się na brzeg. Jej oczy również były ukryte za ciemnymi okularami, a głowę miała owiniętą szalem. Towarzyszyło jej kilkuletnie dziecko o jasnych włosach.
Milczałem, próbując przetrawić ten widok.
– Jak to możliwe…? – zapytałem w końcu lodowatym tonem.
– Nie wiem. Pewne jest jedynie to, że Flavio wykupił Federicę od jednego z arabskich szejków.
– A ten mały to…?
– Orazio, jeden z jej synów. Według moich szpiegów tylko on był z matką i wujem na jachcie. Innych dzieci nie zauważyli.
Orazio.
A więc to młodszy brat Arriga. Jeden z dzieciaków Luki. Ten, którego dawniej zdarzyło mi się szkolić w strzelaniu.
Niedobrze. Nie podobało mi się to. Fakt, że Flavio żył, zagrażał bezpieczeństwu mojej rodziny. Jeszcze gorzej, że towarzyszyła mu bratowa, która zapewne pałała żądzą zemsty. No i był jeszcze potomek. Drugi, który przetrwał, jakby nie mógł wystarczyć ten, którego wychowywałem dla siebie…
– Czemu ich nie zgarnęliście? – zapytałem, gdy wreszcie przez ściśnięte z gniewu gardło przeszły mi jakiekolwiek słowa.
– Moi ludzie byli bezradni…
– Bo? – naciskałem.
– Russo stanęli na korsykańskiej ziemi. Pakt o nieagresji, który sam podpisywałeś w imieniu ojca, zakazuje nam ataku na terenie rządzącej wyspą rodziny Bordonich.
– Russo zbratał się z Korsykanami?! – Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. – Przecież jego familia zawsze walczyła z piratami z Korsyki.
– Wszystko na to wskazuje, bo na wybrzeżu czekały na niego i jego bliskich auta, którymi zawieziono ich do Korsarskiej Baszty.
– A więc rodzina Bordonich podejmuje Russo w swojej posiadłości. Ciekawe… Chyba powinienem rozmówić się z głową ich rodu i renegocjować warunki naszego sojuszu – skomentowałem. Nie zdążyłem jednak powiedzieć nic więcej, bo w tym momencie poczułem czyjąś rękę na plecach i usłyszałem ukochany głos niekryjący przejęcia:
– Kochanie, nie słyszałeś? Dzwonili już dwukrotnie, zaraz się spóźnimy na przedstawienie. Chyba nie wypada, skoro jesteśmy gośćmi honorowymi. Interesy mogą poczekać, prawda?
Spojrzałem na przytulającą się do mnie kobietę. Jej widok sprawił, że w okamgnieniu przestałem myśleć o tym, co złe, i skupiłem się wyłącznie na tym, co dobre i piękne. A nie dało się ukryć, że ona łączyła obie te cechy. W granatowej, długiej do ziemi sukni, opinającej jej szczupłe ciało niczym druga skóra, Chiara wyglądała jak bogini. Blond włosy skręcone w grube loki upięła nad uszami za pomocą szafirowych spinek. Trudno się dziwić, że w jej obecności przestawałem myśleć racjonalnie.
Była boska. Była spełnieniem moich najskrytszych marzeń. Każdego dnia czułem wdzięczność za to, że ta niebiańska istota wybrała mnie – mimo moich ułomności i szpetoty ciała, które miały mi towarzyszyć na zawsze.
– Masz rację, skarbie. Już idę – oświadczyłem z czułością w głosie i chwyciłem Chiarę za rękę.
Miałem ochotę pocałować ją w czoło, ale nie było to możliwe. W miejscach publicznych nadal ukrywałem twarz pod maską, która stała się moim znakiem rozpoznawczym. Początkowo wzbudzałem strach lub sensację. Obecnie, po tak długim czasie obracania się wśród polityków, mój ekscentryczny wizerunek spowszedniał, ludzie do niego przywykli. Maska stanowiła niemal element mojego ciała. Była niczym jego integralna część i mało kto z mieszkańców Rzymu, w którym mieliśmy dom, uważał ją za coś nadzwyczajnego.
Zanim ruszyliśmy w stronę naszej loży, nachyliłem się jeszcze do Pietra, aby Chiara nie usłyszała moich słów:
– Obserwuj sytuację. Jeśli tylko któryś z Russo wyściubi nos poza Korsykę, daj mi znać.
Mężczyzna skinął głową na potwierdzenie.
– Czego chciał? – zapytała Chiara, oglądając się ciekawsko za olbrzymem, który z kilkoma innymi ochroniarzami podążał w pewnej odległości za nami jako obstawa.
– Życzył nam miłego spektaklu – skłamałem i ująłem mocniej dłoń Chiary.
Ona była wszystkim. Musiałem ją chronić za wszelką cenę i zawczasu rozpędzić czarne chmury, z których znów mógł w nią uderzyć grom.
Popatrzyłam na leżące na kolanach libretto.
Romeo i Julia. Prokofiew.
Sentymentalny nonsens. – Skrzywiłam się z niesmakiem.
Miłość była zdecydowanie przereklamowana. Nigdy nikogo nie kochałam i uważałam, że już nie będzie mi dane się zakochać. Byłam zdecydowanie zbyt racjonalna, zbyt twardo stąpająca po ziemi i zbyt mocno doświadczona przez życie, by uzależniać swój los od drugiej osoby. Mężczyzna wydawał mi się zbędny. Koncentrowałam się na braniu, a nie dawaniu. Chciałam cieszyć się wolnością i czerpać z niej pełnymi garściami. Pragnęłam bogactwa i życia na najwyższym poziomie i… paradoksalnie to właśnie mężczyzna miał być środkiem do osiągnięcia tego celu.
I to nie byle jaki mężczyzna…
Przeniosłam wzrok na lożę interesującą mnie znacznie bardziej niż to, co miało się za chwilę dziać na scenie. Zrobiłam to w idealnym momencie, bo drzwi wiodące do niej właśnie się otworzyły i dwóch ochroniarzy wprowadziło parę, na którą czekałam. Filigranowa blondynka towarzyszyła rosłemu mężczyźnie skrywającemu twarz pod maską.
Nienaturalne.
I intrygujące…
On zdecydowanie się wyróżniał – mroczny, tajemniczy. Był dziwadłem, przez co budził moją ciekawość i fascynację. Zobaczenie go na żywo, a nie w medialnych migawkach, było intrygującym doświadczeniem. Zgodnie z planem dziś miałam jedynie wybadać grunt, ale poczułam nieodpartą chęć nawiązania kontaktu…
Kobieta i mężczyzna zajęli miejsca, a ja sięgnęłam po lornetkę. Na scenę wkroczył właśnie dyrektor Teatro dell’Opera di Roma, który rozpoczął przemówienie, a ja, zamiast go słuchać, chłonęłam wzrokiem mój cel.
– …dzisiejsze przedstawienie zaszczycili czcigodni senator Fabio Vittorio Scorazzi wraz z małżonką, Chiarą Scorazzi, prezeską fundacji Dzieci w Potrzebie. W ubiegłym tygodniu przekazali oni milion euro na remont naszego teatru, by ten jeszcze przez długie lata przynosił radość mieszkańcom Rzymu. Powitajmy gromkimi brawami naszych szlachetnych donatorów.
Rozległy się owacje. Ludzie wokół mnie podrywali się z foteli i oklaskiwali darczyńców, a nazwisko Scorazzi jak echo rozchodziło się pod kopułą wieńczącą ogromną salę widowiskową. Ja jednak nie wstałam jak inni, siedziałam zahipnotyzowana i nie odrywałam oczu od mężczyzny w masce.
Senator, altruista, inwalida, niebezpieczny gangster, bezwzględny zabójca.
A nade wszystko Candeloro.
Bo choć zmienił swoje dane, krew w jego żyłach pozostała ta sama.
Właśnie to czyniło z niego cel.
Mój cel.
Teraz, gdy po raz pierwszy zobaczyłam go na żywo i wywarł na mnie tak ogromne wrażenie, wiedziałam, że mój los nareszcie wkroczył na właściwe tory…
To miłe uczucie stać przed tak licznym gronem osób, z poczuciem, że zrobiło się coś dobrego i to dobro właśnie do nas wraca, bo zostało docenione.
Kątem oka popatrzyłam na mojego męża. Wciąż trzymał mnie za rękę, a ja byłam z niego dumna. Odkąd opuściliśmy Sardynię, zmienił się: stał się prawym człowiekiem, skończył z podejrzanymi interesami i skupił się na polityce. Wspólnie ze mną budował i tworzył. Wspomagał moją działalność charytatywną, wspierał na każdym kroku, otaczał troską i traktował z szacunkiem. Dzięki temu w niepamięć odeszło wszystko, co wyczyniał ze mną Marco. Wystarczył dotyk Fabia, bym wiedziała, że jest przy mnie i kocha całym sercem, bym odsuwała od siebie złe myśli i skupiała się na tym, co tu i teraz, zamiast wracać do tego, na co i tak nie miałam już wpływu. Przy Fabiu byłam niemal w pełni szczęśliwa.
Niemal, bo brakowało nam jedynie tego, co zostało nam odebrane półtora roku temu – dziecka…
Poczułam ukłucie w sercu.
O dziecko modliłam się codziennie. Każdego dnia zawierzałam swój los siłom dobra i zła. Byłam gotowa zaprzedać duszę, byleby dać potomka mojemu mężowi, ale jak na razie moje błagania pozostawały bez odpowiedzi. Rozbijały się niczym fale o brzeg, przepadały w próżni, jakby wraz z chwilą zemsty, której dokonaliśmy na Sardynii, wspierające nas moce przestały nam sprzyjać.
Byłam bezradna.
Z tego powodu starałam się koncentrować na teraźniejszości, choć z dala od Fabia nie było to łatwe. Samotne radzenie sobie z demonami przeszłości było dużo trudniejszym zadaniem niż zmierzenie się z tym we dwoje.
Uścisk dłoni ukochanego mężczyzny sprawił, że wróciłam do rzeczywistości. Powinnam się cieszyć. To był moment naszego triumfu. Nie mogłam oddawać się smutkom. Pomachałam do wiwatujących tłumów, po czym zajęłam miejsce u boku męża. Nasze wciąż splecione ręce spoczywały na moich kolanach. Fabio trzymał mnie tak mocno, że poczułam niepokój. Znałam męża już na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy był zdenerwowany i spięty – tak jak teraz. Jednak nie pojmowałam, co mogło go dręczyć w tej sytuacji.
– Wszystko w porządku, kochanie? – wyszeptałam mu do ucha.
– Dlaczego pytasz, skarbie? – odpowiedział i odwrócił się w moją stronę.
– Odnoszę wrażenie, że coś cię martwi. Czyżby Pietro przyniósł ci złe wieści?
Fabio milczał przez chwilę, która trwała stanowczo zbyt długo i która potwierdzała moje podejrzenia – bez względu na zapewnienia mojego męża:
– Już ci mówiłem, że nie… Wszystko w porządku.
Jeszcze mocniej ścisnął moją dłoń. A ja wiedziałam… Nie, ja byłam pewna, że stało się coś złego i przerażającego. Tylko on, jak zwykle, wolał to wziąć na swoje barki, by mnie od tego odciąć. Aby mnie chronić…
Byłem rozedrgany. Musiałem udawać przed Chiarą, że nic się nie dzieje, a w środku cały dygotałem ze złości. Dobrze, że Pietro przekazał mi informacje o rodzinie Russo, ale zrobił to w niewłaściwym momencie. Zamiast na przedstawieniu skupiałem się na rozważaniach o tym, że nasi wrogowie przeżyli i w dodatku zbratali się z bardzo groźną rodziną mafijną.
Gdy więc tylko skończył się pierwszy akt, pozostawiłem Chiarę w towarzystwie osób, które koniecznie chciały zamienić z nią słowo. Wiedziałem, że Pietro ma na nią oko, dlatego sam skierowałem się do teatralnej kawiarni. Okłamałem żonę, że idę do toalety, bo zwyczajnie musiałem się napić, by doprowadzić się do porządku.
Zamówiłem whisky. Ze szklanką w ręku podążyłem w stronę pobliskiego tarasu, by zaczerpnąć nocnego powietrza i nieco się uspokoić. Jednak gdy podchodziłem do drzwi balkonowych, ktoś wpadł na mnie z impetem.
– Ach… – westchnęła kobieta, kiedy na jej czerwonej satynowej sukni wylądowała zawartość mojej szklanki.
Zmierzyłem ją wzrokiem. Szczupła, wysoka brunetka patrzyła na mnie wielkimi, bursztynowymi oczami.
– Najmocniej panią przepraszam – bąknąłem, gdy dostrzegłem, że przeze mnie cały dekolt jej sukni był mokry. – Jestem niezdarny… – Wskazałem usprawiedliwiająco na laskę, na której się wspierałem.
Nie powinnam tego robić, ale zwyczajnie nie mogłam się powstrzymać. Kiedy czegoś pragnęłam i naprawdę mi na czymś zależało, bez względu na okoliczności czy konsekwencje robiłam wszystko, by należało to do mnie.
Tak było i tym razem.
Po prostu nie umiałam sobie odmówić zamienienia ze Scorazzim kilku słów, zwłaszcza gdy dostrzegłam, że nie było przy nim żony. Wpadłam na niego z premedytacją, a mokra sukienka stanowiła idealny pretekst do rozpoczęcia konwersacji. Stałam więc przed nim i wreszcie mogłam mu się przyjrzeć z bliska. Nie dało się ukryć, że był to interesujący widok.
Fabio był wysoki i świetnie zbudowany. Smoking leżał na nim idealnie. Mężczyzna emanował elegancją. Trudno było jednak powiedzieć coś o jego twarzy, gdyż z wyjątkiem ust skrywała ją czarna maska ozdobiona kwiatowymi ornamentami. Dostrzegłam jedynie jego układające się w fale włosy siwiejące na skroniach oraz niezwykłą głębię jego czarnych oczu. Te mroczne i bezdenne oceany wabiły i kusiły. Mogłabym się w nich zatracić…
Cholera. Nie liczyłam na taką chemię już na pierwszym spotkaniu. To zagranie było w pełni interesowne, tymczasem moje ciało nad wyraz entuzjastycznie reagowało na bliskość tajemniczego mężczyzny. Byłam zaciekawiona tym, co sobą reprezentował. Intrygowało mnie jego kalectwo: to, że wspierał się na czarnej lasce i kulał oraz to, że oprócz oblicza zakrywał także ręce. Scorazzi łamał konwenanse i zasady rządzące tym paskudnym światem: podczas gdy ktoś inny w jego sytuacji załamałby się i zamknął w czterech ścianach, aby nikt nie oglądał jego oszpeconego ciała, on wspinał się po szczeblach politycznej drabiny na sam szczyt. Nie poddał się, nie uległ. Walczył… Ponoć wróżono mu nawet objęcie stanowiska premiera w następnych wyborach. To była niezwykle podniecająca wizja.
– Wybaczam… – Uśmiechnęłam się zalotnie. – Pod jednym warunkiem.
– Jakim? – zapytał zdezorientowany senator.
– Że w ramach rekompensaty postawi mi pan drinka i napije się ze mną. – Posłałam mu jeszcze szerszy uśmiech.
Tak. Byłam bezczelna i bezpośrednia. I na tym polegała moja przewaga nad jego żoną. Ona miała zupełnie inną osobowość. Ja nie dawałam się omotać nikomu i nie zamierzałam być potulna. Doskonale wiedziałam, do czego dążę.
– Dobrze – oświadczył z rozbawieniem w głosie. – Myślę, że zdążymy przed drugim aktem, ale ja także stawiam warunek.
To zabrzmiało intrygująco. Zaskoczył mnie.
– O?
– Że da mi pani swój adres.
Ha! Szybki był. A ponoć tak bardzo kochał tę swoją Chiarę…
– Jeszcze nie poszliśmy na prawdziwą randkę, jak Bóg przykazał, a pan już chce wiedzieć, gdzie mieszkam? – wypaliłam coraz bardziej zafascynowana.
– Lubię łamać boskie nakazy. – Zaśmiał się. – Ale w tym wypadku zrobię wyjątek. Najpierw „randka”, potem adres.
Po tych słowach ruszył z powrotem do kontuaru, by złożyć zamówienie.
Wywoływał u mnie palpitacje. Dlaczego tak reagowałam? Dlaczego nie kontrolowałam swojego ciała? Dlaczego podobał mi się, choć nie powinien? Przecież był potworem. W sumie może i dobrze, że tak się czułam w jego towarzystwie. W końcu miałam wobec Scorazziego dalekosiężne plany…
Już po chwili mężczyzna wrócił do mnie.
– Szampan? – Zdumiałam się, gdy wręczył mi kieliszek.
– Bardziej szlachetny niż whisky. – Wzruszył ramionami, wskazując na swoją szklankę.
– W takim razie ja wolę whisky – stwierdziłam, po czym wyjęłam mu szklankę z dłoni i upiłam kilka łyków. Poczułam piekący płyn w gardle.
– Skąd ten wybór? – zapytał zaciekawiony.
– Daleko mi do szlachetności – odpowiedziałam z rozbawieniem.
– Mnie również – mruknął, a niski, lekko zachrypnięty tembr jego głosu sprawił, że moje ciało przeszył dreszcz. – Chociaż w przeciwieństwie do mnie nie wygląda pani na kogoś spod ciemnej gwiazdy. – Jego czarne oczy zlustrowały moją sylwetkę, a mnie zrobiło się gorąco.
– Pozory mylą – odparłam, starając się opanować podniecenie. – Pana także nie posądziłabym o nieczyste sumienie. Donator, działacz społeczny i charytatywny. Gdzie zatem ten brak szlachetności?
– Ujawnia się, gdy wymuszają to na mnie okoliczności – przyznał stanowczo, a ja poczułam mrowienie w plecach.
– W takim razie… coś nas łączy, panie Scorazzi – stwierdziłam i uśmiechnęłam się promiennie. – I dlatego podzielę się z panem! – Oddałam mu szklankę z whisky, zabierając z jego dłoni kieliszek nietkniętego szampana, który wcisnęłam pierwszej przechodzącej koło nas osobie.
Scorazzi parsknął rozbawiony, a następnie dopił zawartość szklanki jednym haustem.
– Nieszlachetna kobieta i nieszlachetny mężczyzna. Cóż może wyjść z takiego połączenia? – zapytał.
– Nieszlachetne interesy – odpowiedziałam wyzywająco.
– Nic z tego – dodał ze śmiechem.
– Nie? – W moim głosie słychać było zawód.
– Nie…
– Dlaczego?
– Bo interesy robię wyłącznie z osobami, które znam lub jestem w stanie prześwietlić, a ja nie znam nawet pani imienia.
Ach, więc o to mu chodziło. Chciał poznać moje dane. Spryciarz.
– Nazywam się Oriana Sacci – przedstawiłam się.
– Już lepiej – skomentował. – To czym się pani zajmuje, pani Oriano, w przerwie między nieszlachetnymi interesami?
– Prowadzę butik przy Via Ripetta – odpowiedziałam.
– Dobrze wiedzieć.
– Zamierza pan zrobić u mnie zakupy? – Popatrzyłam na niego wyzywająco i zagryzłam seksownie dolną wargę.
– Kto wie…
– Z tym może być drobny problem… Sprzedaję sukienki, a nie smokingi i maski.
W tym momencie rozległ się pierwszy dzwonek oznaczający konieczność powrotu na salę widowiskową.
Cholera… Tak bardzo nie chciałam wracać, by oglądać wygibasy nieszczęsnych tancerzy. Zdecydowanie ciekawszy widok miałam teraz przed oczami.
– I koniec „randki”. – Westchnęłam ciężko.
– Była wystarczająca – mruknął.
– Naprawdę? Tych kilka zdań? – zapytałam, nie kryjąc rozczarowania w głosie.
– Zdobyłem adres. Cel osiągnięty – odparł z rozbawieniem. – Do widzenia, pani Sacci.
– Panno – poprawiłam go z naciskiem.
– Panno – powtórzył i wspierając się na lasce, ruszył w stronę foyer.
– Do zobaczenia, panie Scorazzi – powiedziałam i obejrzałam się za nim.
W tej chwili zrozumiałam, że zlecenie, które mi powierzono, było dużo bardziej interesujące, niż się początkowo wydawało, i rokowało lepiej, niż sądziłam.
– Och, Fabio… – Zaciskałam palce na rzeźbionej kolumience podtrzymującej baldachim naszego łóżka i nie byłam w stanie tłumić jęku rozkoszy.
To było tak cudownie intensywne, że nie mogłam i nie chciałam tego powstrzymywać. Język mojego męża przesuwał się po mojej cipce, doprowadzając mnie do miłosnego szału. Nie potrafiłam leżeć spokojnie. Wiłam się przed mężczyzną, który – niewzruszony słodką męką, jaką przeżywałam – coraz intensywniej pieścił moją kobiecość.
– Fabio… Najdroższy…
Byłam bliska orgazmu, lecz mój ukochany nie pozwolił mi tak szybko skończyć. Nieoczekiwanie przerwał swoje zabiegi i odsunął się ode mnie. Poczułam lekki zawód, jednak miałam pewność, że zostanie mi to zrekompensowane w dwójnasób. Mój mąż doskonale wiedział, jak podgrzać atmosferę i sprawić, żebym zapomniała o całym świecie. Pod wpływem jego dotyku wszystko przestawało istnieć. Był tylko on – potężny, wszechwładny, niezastąpiony… Mój… I tylko z nim mogłam dotrzeć na szczyt przyjemności. Dzięki niemu przestawałam myśleć i analizować, co by było, gdyby pewne sytuacje się nie wydarzyły. W takich chwilach jak ta, podczas naszej intymnej bliskości, miałam wrażenie, że Fabio skutecznie usunął cierń tkwiący od półtora roku w moim sercu. Jego pocałunki i pieszczoty oddalały ode mnie ból, którego nie umiałam się pozbyć, choć zapewniałam wszystkich dokoła, że już dawno przeminął.
Ból żałoby…
Zawsze, gdy kochałam się z Fabiem, miałam nadzieję – może w końcu uda się osiągnąć to, czego tak pragnęłam? Może tym razem uda się naprawić wyrządzone nam przez ciotkę Giulię zło? Czemu wcześniej zaszłam w ciążę bez planowania, a teraz nawet z planowaniem nie wychodziło?!
Chiaro… Skup się! Nie myśl o tym! – przeleciało mi przez głowę, gdy zorientowałam się, że stąpam po grząskim gruncie, który łatwo mógł mnie pochłonąć. A przecież dopiero co twierdziłam, że nie liczy się już nic oprócz Fabia. Wystarczył moment, kiedy mąż zostawił mnie, by wyjąć coś z nocnej szafki, a ja wróciłam do swojej obsesji. Byłam nią owładnięta od chwili, gdy po otruciu mnie na przyjęciu zaręczynowym obudziłam się w szpitalu w Cagliari, a doktor Moretti przekazał mi druzgocącą informację…
Poczułam piekące łzy pod powiekami.
Nie myśl o tym, do diabła!
Całą siłą woli stłumiłam płacz i skupiłam wzrok na mężu. Nawet w przytłumionym świetle lamp dostrzec można było blizny, które szpeciły jego ciało. A jednak nic się nie zmieniło – wciąż był dla mnie najprzystojniejszym mężczyzną na ziemi i nie liczyło się to, że boryka się z problemami zdrowotnymi i że już nigdy nie odzyska pełnej sprawności.
Był piękny. Idealny. Nie mogłabym sobie wymarzyć nikogo piękniejszego, a ślady na skórze tylko dodawały mu seksapilu. Świadczyły przecież o tym, co przeszedł dla mnie! Były niczym zapis historii naszej miłości. Jej credo w brutalny sposób zostało wyryte na jego ciele.
Fabio…
On jest najważniejszy. On jest moim wszystkim. Wierzę, że w końcu się uda. Musiałam tak myśleć, bo wiara czyniła cuda – tak jak w przypadku zmartwychwstania mojego ukochanego. Cel był osiągalny… Razem damy radę, przecież już raz tak było. Dlaczego zatem nie miałoby się udać ponownie?!
Mężczyzna zbliżył się do mnie z czarnym wibratorem w dłoni.
O tak… Nie ulegało wątpliwości, że z nawiązką wynagrodzi mi tę krótką przerwę…
Fabio zmusił mnie władczym gestem do przewrócenia się na brzuch i przyjęcia pozycji klęku podpartego. Znowu chwyciłam za kolumienkę i wypięłam przed nim swoje pośladki. Świadomość tego, co planował, sprawiła, że ponownie odsunęłam od siebie natarczywe myśli.
On…
Tu i teraz…
Nic innego się nie liczyło!
Fabio usiadł za mną, po czym potarł moją cipkę końcówką wibratora. Rozsmarował po niej lubrykant oraz miłosne soki, które z niej wypływały. Jęknęłam z rozkoszy niczym prężąca się kotka, gdy przyjemność rozeszła się po całym ciele. Potem mój ukochany rozwarł palcami moją kobiecość i wsunął we mnie czarny przedmiot. Robił to powoli, jakby nasycał się tym widokiem. Wibrator był do połowy pokryty niewielkimi wypustkami, które sprawiały, że znów nie panowałam nad swoimi reakcjami. Wydobywałam z siebie dźwięki rozkoszy, gdy mężczyzna coraz głębiej wsuwał urządzenie. Gdy wibrator prawie cały znalazł się we mnie, Fabio nacisnął znajdujący się u jego podstawy włącznik, a ja zastąpiłam jęki krzykiem. Końcówka gadżetu erotycznego zaczęła się we mnie poruszać i masować najczulsze punkty mojego wnętrza.
O tak…
O taaaak…
Fabio docisnął dildo, a ja miałam ochotę zwariować. Rzeźbienia na kolumience wbijały mi się w dłonie, które zaciskałam tak mocno, jakbym chciała je zmiażdżyć i dać wyraz temu, co czułam. Byłam na skraju szaleństwa. Już nie myślałam. I dobrze… Tu i teraz, tylko on… Nic więcej, nic ponad to!
Mój mąż dręczył mnie tak jeszcze chwilę. Wybuch rozkoszy przeszył mnie niczym błyskawica. Był falą, która wezbrała i rozlała się po całym moim ciele. Dysząc z wysiłku, opadłam na łóżko.
To było coś wspaniałego.
To była pełnia…
Przez moment znów byłam w słodkim stanie wycieńczenia, pozbawiona tchu i możliwości myślenia o rzeczywistości.
Jednak ta idealna chwila upojenia nie trwała długo, bo Fabio miał wobec mnie inne plany. Podniósł mnie, a gdy wróciłam do poprzedniej pozycji, klęknął za mną i nadział mnie na swojego penisa.
Ach… Jeszcze nie doszłam do siebie po ostatnim wybuchu rozkoszy, a on ponownie zamierzał sprawić, bym straciła zmysły.
Jego członek był wielki. Rozpychał się we mnie i poruszał z impetem. Mąż chwycił mnie za włosy i odchylił moją głowę, abym złączyła swoje usta z jego wargami. Wpiłam się w nie namiętnie. Smakowały słono. Smakowały mną…
Całowaliśmy się z pasją, a on gwałtownie wchodził we mnie i wychodził, aż do chwili, gdy sam znalazł się nad przepaścią i nie było już dla niego ratunku. Zaczęłam poruszać biodrami tak, że teraz to ja przesuwałam się po jego członku i nadawałam rytm jego pchnięciom. Fabio nie był w stanie dłużej tego znieść. Poczułam przyjemne pulsowanie jego penisa i przyjęłam jego ciepłe nasienie. Momentalnie mnie to otrzeźwiło – oby siła, która nas połączyła i kierowała naszym losem, sprawiła, by przyniosło to upragnione owoce…
Oby wreszcie się udało…
Znowu poczułam łzy, tym razem nie tylko w oczach, ale też na policzkach. Nie umiałam ich powstrzymać. Nie mogłam dłużej udawać, że wszystko jest w porządku, że jest tak, jak być powinno, bo przecież nie było, choć tak bardzo się staraliśmy…
Opadłam na łóżko, a Fabio wtulił się w moje plecy. Trwaliśmy tak w ciszy, którą po chwili zakłócił jednak mój szloch.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Redaktorka prowadząca: Ewelina Kapelewska
Redakcja: Zuzanna Kot
Korekta: Magda Kawka
Projekt okładki: Marta Lisowska
Zdjęcie na okładce: © sakkmesterke / Shutterstock.com
Copyright © 2023 by Monika Magoska-Suchar
Copyright © 2023 by Niegrzeczne Książki
an imprint of Wydawnictwo Kobiece spółka z o.o.
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2023
ISBN 978-83-8321-262-3
Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:
www.facebook.com/kobiece
Wydawnictwo Kobiece
E-mail: [email protected]
Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie
www.wydawnictwokobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek