Gwiezdny pył we krwi - Laura Sebastian - ebook + książka

Gwiezdny pył we krwi ebook

Laura Sebastian

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Dwie siostry, jeden kontynent i wojna, która spali ich świat

Księżniczki Daphne, Beatriz i Sophronia całe życie były szkolone w jednym celu – by zniszczyć sąsiednie królestwa. Ich matka, cesarzowa Margaraux z Bessemii, pragnie władać całym kontynentem Vesterii, a córki to jej najpotężniejsza broń. I jednocześnie – przynęta. Jednak nawet cesarzowa nie potrafi kontrolować gwiazd. Wysłane do nowych królestw, księżniczki z czasem obrały własną drogę, całkowicie – i tragicznie – zmieniając bieg planów matki. Sophronia wybrała miłość i zapłaciła za to życiem.

Daphne i Beatriz nie mogą uwierzyć, że ich siostra nie żyje. Teraz, rozdzielone przez kontynent – i kłamstwa matki – z każdym dniem coraz wyraźniej dostrzegają, że mogą nie zmierzać do tego samego celu. Gwiazdy szepczą o śmierci, lecz Daphne i Beatriz dopiero zaczynają odkrywać prawdziwą moc, która płynie w ich żyłach. A ich matka zrobi wszystko, by trzymać je w garści – nawet jeśli oznacza to zgładzenie ich wszystkich.

„Jedna z najbardziej satysfakcjonujących kontynuacji ostatnich lat. Gniew, desperacja, ból – wszystko to zostało doskonale uchwycone przez autorkę, a bohaterki i postacie drugoplanowe stworzone z taką starannością, że trudno się z nimi rozstać”.

„Young Adult Book Reviews”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 584

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Laura Sebastian Gwiezdny pył we krwi Tytuł oryginału Stardust in Their Veins ISBN Text copyright © 2023 by Laura Sebastian Published by agreement with Folio Literary Management, LLC and GRAAL Sp. z o.o. Published in the United States by Delacorte Press, an imprint of ­Random House Children’s Books, a division of Penguin Random House LLC, New York All rights reserved Copyright © for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2025 Redakcja Magdalena Wójcik Projekt graficzny okładki Maciej Wolański Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.
Dla wszystkich trudnych dziewczyn

Beatriz

Beatriz przemierza celę w cellariańskiej sororii, znajdującej się gdzieś w Olchowych Górach. Pomieszczenie jest szerokie na dziesięć kroków, mierząc od ściany do ściany. Minęło pięć dni, odkąd zamknięto ją w tej skromnej izbie z wąskim łóżkiem, wytartym kocem i dzbanem wody ustawionym na niewielkim drewnianym stołku. Tyle samo czasu upłynęło od momentu, gdy usłyszała w głowie głosy swoich sióstr tak wyraźnie, jakby znajdowały się tuż obok niej. Pięć dni temu była świadkiem śmierci Sophronii.

Nie, tego nie może bć pewna, nie do końca. Beatriz może sobie wmówić, że jej siostra wciąż tam jest i nadal żyje. Ilekroć zamyka oczy, widzi Sophronię. W ciszy celi dociera jej śmiech. Ilekroć udaje się zasnąć Beatriz na kilka godzin, w koszmarach słyszy ostatnie słowa siostry, które wypowiedziała.

Wznoszą okrzyki na okoliczność mojej egzekucji… W grę wchodzi o wiele więcej, niż sądziliśmy. Nadal nie wszystko rozumiem, ale, proszę, bądźcie ostrożne. Tak bardzo was obie kocham. Kocham was jak stąd do gwiazd. I ja…

I to by było na tyle.

Beatriz nie pojmuje magii, która umożliwiła im komunikację – to Daphne skorzystała z niej uprzednio, aby porozmawiać z nią sam na sam. Wtedy również magia gwałtownie przestała działać, ale było inaczej, jakby wciąż czuła obecność Daphne przez kilka sekund po zerwaniu kontaktu, a pełne oszołomienia milczenie siostry rezonowało echem w umyśle Beatriz, zanim ona również się wyłączyła.

Nie, Sophronia nie jest martwa. To niemożliwe. Przyszły na świat razem: Beatriz, Daphne i Sophronia. Z pewnością żadna z nich nie mogła opuścić go samotnie.

Nie ma znaczenia, ile razy sobie to powtarza, bo wie, że siostra nie żyje. Przecież poczuła to, zupełnie jakby ktoś wyszarpał pazurami serce z jej piersi. Jakby utraciła coś ważnego.

Szczęk otwieranego zamka odbija się echem w celi Beatriz, a ona odwraca się w stronę drzwi, spodziewając się, że jedna z sióstr przyniesie jej następny posiłek. Jednak wchodząca kobieta ma puste ręce.

– Matka Ellaria – mówi Beatriz, której głos ochrypł wskutek rzadkiego używania go w ciągu ostatnich dni.

To Ellaria przywitała Beatriz po przybyciu tutaj, zaprowadziła ją do celi i wręczyła odzież do przebrania, identyczną jak ta, którą sama nosi. Z otrzymanych ubrań Beatriz nałożyła tylko szarą, wełnianą sukienkę. Nakrycie głowy wciąż leży koło jej łóżka.

W Bessemii przywdzianie nakrycia głowy stanowi dla sióstr wielki zaszczyt. Organizuje się dla nich ceremonie. Beatriz sama uczestniczyła w kilku takich uroczystościach mających na celu uhonorowanie decyzji kobiety, by poświęcić się gwiazdom ponad wszystko.

Ona jednak niczego nie wybrała, więc nie zamierza nosić nakrycia głowy.

Matka Ellaria zauważa to i przenosi wzrok z rudych włosów dziewczyny na kornet rzucony przy łóżku. Marszczy brwi, po czym ponownie spogląda na Beatriz.

– Masz gościa – oznajmia, nasączając każdą z sylab dezaprobatą.

– Kogo? – pyta Beatriz, lecz Ellaria nie odpowiada, tylko odwraca się, by wyjść z pomieszczenia. Beatriz podąża za nią ciemnym korytarzem, czując, jak jej wyobraźnia szaleje.

Przez chwilę myśli, że to Sophronia. Czyżby jej siostra przybyła z Temarinu, aby zapewnić ją, że żyje i ma się dob­rze? O wiele bardziej prawdopodobne jest, że to jej dawna przyjaciółka Gisella przybyła, by znów się chełpić. Albo Nico, jej brat bliźniak, zjawił się, by sprawdzić, czy kilka dni spędzonych w sororii skłoniło ją do zmiany zdania i przyjęcia jego propozycji.

Jeśli tak, to odejdzie z kwitkiem. Choć Beatriz nienawidzi tego miejsca, woli je od powrotu do cellariańskiego pałacu, skoro Pasquale miałby doczekać kresu swych dni we fraterni po drugiej stronie rzeki Aziny.

W piersi czuje ucisk na myśl o Pasquale’u – wydziedziczonym i uwięzionym, ponieważ przekonała go, by zaufał niewłaściwym ludziom.

To nie było nasze ostatnie słowo – rzekł po ogłoszeniu wyroku za zdradę. Wkrótce pożałują, że nas nie zabili, kiedy mieli ku temu sposobność.

Pozwala, by te słowa odbijały się echem w jej umyśle, gdy podąża za matką Ellarią słabo oświetlonym korytarzem, zastanawiając się, w jaki sposób mogłaby wyprzedzić słabą, starszą kobietę i uciec… tylko dokąd? Góry Alderskie są zdradzieckie nawet dla odpowiednio przygotowanych podróżnych. Gdyby Beatriz uciekła z pustymi rękami, nie mając niczego poza sukienką i bawełnianymi trzewikami, nie miałaby szans, by przeżyć noc.

Jej matka zawsze zalecała cierpliwość i choć cecha ta nigdy nie była mocną stroną Beatriz, teraz wie, że jest niezbędna. Spokojnie podąża więc za Ellarią, która skręca raz, potem kolejny, po czym zatrzymuje się przed wysokimi drewnianymi drzwiami i spogląda na towarzyszkę pogardliwie, z niesmakiem. Chociaż dziewczyna wie, że Ellaria jej nie lubi, nie sądzi, by w tym przypadku to ona była powodem pełnego pogardy grymasu.

– Przez wzgląd na… status twojego gościa udostępniłam wam swój gabinet. Macie dziesięć minut i ani sekundy dłużej.

Beatriz kiwa głową, teraz już przekonana, że to Gisella lub Nicolo będą na nią czekać w pokoju – w końcu on jest teraz królem Cellarii, a tym samym zmienił się również status jego siostry. Matce Ellarii może się to nie podobać.

Ignorując te myśli, zmusza się, by pchnąć drzwi i wejść do środka. Natychmiast zatrzymuje się, mrugając, jakby postać przed nią miała za moment zniknąć.

Tymczasem Nigellus pozostaje realny. Empirejczyk cesarzowej rozsiadł się na krześle Ellarii i obserwuje ponad złączonymi palcami dłoni wchodzącą do środka księżniczkę. Z racji tego, że w celi nie było okien, wkrótce po przybyciu Beatriz nie potrafiła określić, jaka jest pora dnia, ale teraz widzi, że jest noc, księżyc w pełni świeci przez okno w gabinecie, a gwiazdy są jaśniejsze i śmielsze niż zwykle.

Nie widziała ich od pięciu dni i po raz pierwszy od przybycia w to miejsce czuje, jak ich światło tańczy na skórze Beatriz. Kręci jej się w głowie, zaciska dłonie w pięści. Magia – myśli, choć wciąż nie może w to uwierzyć, mimo że już dwukrotnie przypadkowo użyła swojej mocy, by przywołać gwiazdy.

Nigellus zauważa jej zaciśnięte dłonie, ale nic nie mówi. Drzwi się zamykają, zostają sami. Oboje tylko na siebie patrzą, podczas gdy w pomieszczeniu zalega martwa cisza.

– Sophronia nie żyje, prawda? – pyta Beatriz, przerywając ciszę jako pierwsza.

Nigellus nie odpowiada od razu, ale po chwili, która wydaje się wiecznością, kiwa głową.

– Królowa Sophronia została stracona pięć dni temu – przyznaje, a jego głos jest spokojny i pozbawiony jakichkolwiek emocji. – Wraz z większością temarińskiej szlachty. Wojska twojej matki czekały na granicy i wykorzystując panujący chaos, zajęły stolicę. Zważywszy na brak władcy, który mógłby się poddać, po prostu uznała ją za swoją.

Beatriz opada na krzesło naprzeciwko biurka. W jednym momencie uchodzi z niej cała energia. Sophronia nie żyje. Można było się tego spodziewać. Czyż matka nie powtarzała im, by nigdy nie zadawały pytań, na które nie chcą poznać odpowiedzi? Teraz, gdy Nigellus potwierdził to, czego tak bardzo się obawiała, czuje się jak wydrążona łupina.

– Sophie nie żyje – powtarza, jakby tylko ta informacja do niej dotarła. Nie dba ani o matkę, ani o jej armię, ani o nową koronę, którą ta dodała do swojej kolekcji.

– Zwykły łut szczęścia sprawił, że ty i Daphne nie podzieliłyście jej losu – stwierdza Nigellus, wyrywając ją z zamyślenia.

Spogląda na niego, zastanawiając się, co by zrobił, gdyby rzuciła się na biurko i go przygwoździła. Zanim jednak ma szansę to uczynić, on kontynuuje:

– To nie przypadek. Bunty, spiski, martwi królowie. Chaos.

– Oczywiście, że nie – przyznaje Beatriz, unosząc podbródek. – Matka wychowała nas do tego, byśmy wywoływały chaos, spiskowały i podsycały ogień buntu.

– Wychowała was do tego, byście umarły – poprawia ją Nigellus.

Beatriz traci oddech, ale po chwili kiwa głową.

– Tak, przypuszczam, że tak – przyznaje, bo to ma sens. – Musi być bardzo rozczarowana, że udało jej się to tylko w przypadku jednej z córek.

– Twoja matka ma dalekosiężne plany – odpowiada Nigellus, kręcąc głową. – Czekała siedemnaście lat. Może poczekać jeszcze trochę.

Beatriz przełyka z trudem.

– Dlaczego mi to mówisz? Żeby mi dopiec? Jestem zamknięta w tym nędznym miejscu. Czy to nie wystarczy?

Nigellus dokładnie rozważa swoje następne słowa.

– Czy wiesz, jak udało mi się przeżyć tak długo? – pyta. Nie daje jej jednak szansy na odpowiedź. – Dzięki temu, że nigdy nikogo, dosłownie nikogo, nie lekceważę. Nie zamierzam zmieniać tego zwyczaju dla ciebie.

Beatriz śmieje się w odpowiedzi.

– Może i nie jestem martwa, ale zapewniam cię, że moja matka całkowicie mnie pokonała.

Nawet wypowiadając te słowa, sama w nie nie wierzy. Obiecała Pasquale’owi, że znajdą wyjście z tej sytuacji, wie, że to prawda. Lepiej jednak, by Nigellus – a tym samym cesarzowa – uwierzyli, że jest załamana.

Empirejczyk zaskakuje ją, kręcąc głową, a na jego ustach pojawia się zawadiacki uśmiech.

– Ty pokonana? Oboje wiemy, że to nieprawda. Czekasz, tylko by uderzyć, wybierając właściwy moment.

Beatriz zaciska usta, ale nie zaprzecza. Jej rozmówca tymczasem kontynuuje:

– Chciałbym ci pomóc.

Beatriz przez chwilę się zastanawia. Nie ufa mu, nigdy go nie lubiła i czasami wciąż czuje się w jego obecności jak małe przestraszone dziecko. Niemniej jest uwięziona, a on oferuje jej linę ratunkową. Niczego nie ryzykuje, chwytając ją.

– Dlaczego?

Nigellus pochyla się nad biurkiem, opierając się na łokciach.

– Mamy takie same oczy – wyjaśnia. – Jestem pewien, że w Bessemii słyszałaś plotki, iż ty i twoje siostry zostałyście poczęte przeze mnie.

Jeśli to była plotka, to nigdy nie dotarła do uszu Beatriz. Ale racja – jego oczy są identyczne jak oczy wszystkich trzech sióstr – przypominają czyste srebro. Dotknięte przez gwiazdy. Takie właśnie oczy mają dzieci, których rodzice zażyczyli sobie ich narodzin, korzystając z gwiezdnego pyłu lub, w znacznie rzadszych przypadkach, gdy empirejczyk złożył takie życzenie, korzystając z całej gwiazdy i ściągając ją z nieba. Zanim Beatriz wyruszyła do Cellarii, matka dała jej krople do oczu, aby ukryć ich prawdziwy odcień, który piętnowałby ją jako heretyczkę w kraju postrzegającym magię gwiazd jako świętokradztwo. Kiedy została wysłana do sororii, nie pozwolono jej zabrać ze sobą żadnych rzeczy, w tym kropli, więc jej oczy znów mają naturalny srebrny odcień, ale po tym, jak skorzystała z życzenia, by uwolnić więźnia, oczy dotknięte przez gwiazdę to najmniejszy z jej problemów.

Jakby czytając w jej myślach, Nigellus przytakuje.

– Zostaliśmy dotknięci przez gwiazdy, ty i ja. Częściowo przez nie stworzeni. Twoja matka życzyła sobie ciebie i twoich sióstr, a ja ściągnąłem z nieba gwiazdy, by spełnić to życzenie. Zakładam, że moja matka użyła gwiezdnego pyłu, bym się narodził, choć umarła, zanim zdążyłem ją o to zapytać.

Twoja matka życzyła sobie ciebie. To była plotka, którą Beatriz oczywiście słyszała, ale podczas gdy życzenie za pomocą gwiezdnego pyłu było stosunkowo powszechne, to już życzenie składane przez empirejczyka przy wykorzystaniu gwiazdy i sprowadzenie jej z nieba generowało wystarczająco silną magię, by mogły zdarzyć się cuda. Takie, jak jej matka zachodząca w potrójną ciążę, kiedy jej ojciec przez osiemdziesiąt lat, mimo licznych prób, nigdy wcześniej nie spłodził dziecka, prawowitego czy pozamałżeńskiego, nawet z pomocą dużej ilości gwiezdnego pyłu. Ale chociaż empirejczyk życzący sobie gwiazdy jest rzadkością, ponieważ ich liczba jest ograniczona, Beatriz nie jest zaskoczona, że jej matka przekroczyła tę granicę. Jeśli już, to i tak jest to jedno z najmniejszych wykroczeń, jakich się dopuściła.

Nigellus, przyglądając się jej uważnie, kontynuuje:

– Bycie dotkniętym przez gwiazdę niekiedy wiąże się z otrzymaniem pewnego daru.

Beatriz zmusza się, by zachować obojętność, chcąc pozostać niewzruszoną, a także ukryć myśli. Dwa razy życzyła sobie czegoś pod kobiercem gwiazd i w obu przypadkach te życzenia się spełniły, pozostawiając po sobie gwiezdny pył. Jedna na dziesięć tysięcy osób może sprowadzić gwiazdy za pomocą magii – Beatriz nigdy nie sądziła, że będzie jedną z nich. Teraz jest tego pewna. Ale znajduje się w Cellarii, gdzie czary uznano za przestępstwo karane śmiercią, a Nigellus już przyznał, że matka chce ją zabić. Nie ma zamiaru wręczać mu sztyletu, by zwrócił się przeciwko niej.

– Gdyby każde srebrnookie dziecko było empirejczykiem, świat ogarnąłby chaos – zauważa po chwili.

– Nie każde srebrnookie dziecko – poprawia ją mężczyzna, kręcąc głową. – Nie dotyczy to wszystkich dotkniętych przez gwiazdy. U większości z nich talent jest uśpiony, tak jak u twoich sióstr, nigdy się nie ujawni. Ale w twoim przypadku jest inaczej.

Kiedy wyraz twarzy Beatriz się nie zmienia, Nigellus unosi brwi.

– I ty o tym wiesz – mówi, odchylając się na krześle i przyglądając się jej bacznie. – Ile razy to zrobiłaś?

– Dwukrotnie – przyznaje. – W obydwu sytuacjach przypadkowo.

– Tak to się zawsze zaczyna. Magia pojawia się w przypływach. Często wywołują ją skrajne emocje.

Beatriz przypomina sobie, jak pierwszy raz wezwała gwiazdy, kiedy była tak przytłoczona tęsknotą za domem, że myślała, iż może ją to złamać. I drugi raz, kiedy pragnęła najbardziej na świecie, by Nicolo ją pocałował. Choć teraz, w świetle jego zdrady, przyznanie się do tego jest boles­ne, wie, że wtedy również zawładnęły nią emocje. Była taką idiotką.

– To bez znaczenia, jakie talenty mogę mieć, a jakich nie – stwierdza, wstając. – Tutaj podejrzewają, że coś potrafię, bo trzymają mnie całymi nocami w celi bez okien. Chyba że masz jakiś sposób by mnie stąd wydostać…

– Owszem – zapewnia, pochylając się w jej stronę. – ­Jeśli przystaniesz na moją propozycję, jutro wieczorem opuścisz to miejsce. I za kilka dni będziesz w Bessemii.

Beatriz przechyla głowę, przyglądając się uważnie empirejczykowi i rozważając jego ofertę, która nie jest zła, ale kto wie, może uda się jej jeszcze coś wytargować.

– Nie.

Nigellus prycha.

– Nawet nie wiesz, czego chcę – zauważa.

– To bez znaczenia. Jeśli zamierzasz mnie uwolnić, musisz to samo uczynić dla Pasquale’a.

Beatriz chyba nigdy nie widziała tak zaskoczonego i zdziwionego Nigellusa.

– Cellariańskiego księcia? – pyta, marszcząc brwi.

– Mojego męża – prostuje Beatriz, bo chociaż ich małżeństwo nigdy nie zostało skonsumowane – i nigdy nie zostanie – złożyli sobie przysięgę, zarówno podczas ślubu, jak i po nim. I ona zamierza jej dotrzymać. – Jest przetrzymywany we fraterni na przeciwnym brzegu Aziny i, podobnie jak mnie, jego również osadzono pod sfingowanym zarzutem zdrady.

Nigellus spogląda na nią porozumiewawczo.

– Z tego, co słyszałem, zarzuty były uzasadnione.

Beatriz zaciska zęby, ale nie zaprzecza. Spiskowali, by obalić szalonego ojca Pasquale’a, to prawda. A zdrada to nie jedyne przestępstwo, jakie popełnili – maczali również palce w ucieczce z więzienia innego zdrajcy, a Beatriz była winna naruszenia praw religijnych Cellarii, bo użyła magii.

– To nieistotne. Jeśli uda ci się wydostać nas oboje, to może omówimy twoje warunki.

Nigellus zastanawia się przez chwilę, po czym kiwa głową.

– Niech będzie. Zabiorę ciebie i twojego księcia w bezpieczne miejsce, poza Cellarię.

Beatriz spogląda na empirejczyka, próbując go rozszyfrować, ale to niemożliwe. I byłaby głupia, gdyby go nie doceniała. On jest dwa kroki przed nią w tej grze, której zasad jej nie zdradzi.

Nie są po tej samej stronie, nie mają tych samych celów.

Nie powinna mu ufać, lecz nie ma wyboru.

– Umowa stoi.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Daphne

Daphne nazajutrz ma wyjść za mąż i są tysiące spraw, którymi trzeba się zająć. Ślub został już przełożony, aby pozwolić jej dojść do siebie po tym, jak została postrzelona w lesie pod zamkiem, ale jej rana zniknęła – z niewielką pomocą gwiezdnej magii empirejki Aurelii – i wszyscy czekają z niecierpliwością, aż ta para zawrze związek małżeński. Kto wie, czy nie najbardziej czeka na to właśnie Daphne.

Napisała do matki, gdy tylko wróciła do zamku, opowiadając jej o rewelacjach Bairre’a i Aurelii, choć powstrzymała się przed zrelacjonowaniem chwil, które ona, Beatriz i Sophronia spędziły w swoich głowach, jak również trawiącego ją podejrzenia, że zarówno słyszała, jak i czuła śmierć siostry. Wie, że to absurdalne, ale ma wrażenie, że dopóki nie wyrazi słowami szalejących w niej emocji, nie uwierzy w to, że Sophronia nie żyje.

Poza tym trzeba rozlokować gości, suknia wymaga ostatecznej przymiarki, a zamek wypełnia wielu przyjezdnych z całego Friv, z którymi Daphne musi nawiązać kontakty towarzyskie. Nie ma czasu na myślenie o swojej prawdopodobnie zmarłej siostrze.

Sophronia nieustannie zakrada się do jej myśli – kwiaciarka sugeruje dodanie do bukietu ślubnego stokrotek, które były jej ulubionymi kwiatami, górski lord opowiada historię o duchach, która przeraziłaby Sophronię, a pokojówka wybiera dla Daphne delikatny naszyjnik z opalem, który Sophie kupiła jej na piętnaste urodziny. Co najmniej tuzin razy dziennie Daphne układa w myślach list do Beatriz, ale wspomnienie ich ostatniej rozmowy powstrzymuje ją, by ten list napisać.

Nie ma pewności, że Sophronia jest martwa. To właś­nie powiedział jej Bairre, gdy połączenie z siostrami zostało przerwane, a ona znalazła się z powrotem w chacie Aurelii z empirejką i narzeczonym. Tak bardzo starał się ją uspokoić, ona zaś udawała, że mu na to pozwala, ale kiedy napotkała spojrzenie Aurelii, wiedziała, że kobieta tak samo jak ona jest przekonana, iż…

Przelała się krew gwiazd i majestatu. Sophronia, w której żyłach płynęła krew cesarzy i gwiazd, nie żyła, tak jak przepowiedziały gwiazdy.

Ale Daphne nie może teraz o tym myśleć. Tak samo jak nie może zaprzątać sobie głowy tym, że zabójcy trzykrotnie próbowali ją zamordować. Nie może też skupiać się na księciu, który ma mnóstwo własnych sekretów, a teraz zna kilka jej tajemnic i jakimś cudem wciąż jej pragnie. Nie może myśleć o Beatriz, która popadła w kłopoty w Cellarii. Jeśli poświęci myśli którejkolwiek z tych spraw, rozpadnie się, więc po prostu koncentruje się na jutrzejszym dniu, na osiągnięciu celu, dla którego została wychowana, jedynej kwestii, którą może kontrolować – poślubieniu księcia Friv.

– Nigdy nie widziałam równie zdenerwowanej panny młodej – zauważa Cliona.

Córka lorda Panlingtona praktycznie zmusiła ją do spaceru po zaśnieżonych ogrodach zamku Eldevale. Daphne wolałaby zostać w środku, dopracowując każdy szczegół planów na jutrzejszy dzień i z niepokojem czekając na jakiekolwiek wieści z Temarinu, Cellarii lub Bessemii. To dziwne uczucie – wiedzieć, że siostra nie żyje, ale nie móc jeszcze jej opłakiwać.

– Nie? – pyta Daphne, spoglądając na towarzyszkę ze zdziwieniem. – Chyba jeszcze nie widziałam panny młodej, która wyglądałaby na odprężoną i spokojną.

Nie może powstrzymać się i zerka przez ramię na sześciu strażników, którzy śledzą każdy jej ruch. Ostatnim razem, gdy spacerowały po tym ogrodzie, było ich dwóch, a jeszcze wcześniej nie było ich wcale, ale ponieważ ślub jest tak blisko, a ktoś wydaje się bardzo zdeterminowany, by zabić księżniczkę, król Bartholomew nakazał zwiększenie liczby strażników.

Daphne wie, że powinna być za to wdzięczna, ale ich ciągła obecność ją drażni. Poza tym Cliona ma równie dobry powód, by chcieć jej śmierci, jak ktokolwiek inny, i mogłaby wbić sztylet między żebra księżniczki, zanim któryś z sześciu strażników zdołałby zrobić krok. O ile w ogóle ci by się tym przejęli. Daphne podejrzewała, że co najmniej połowa z nich pracuje dla ojca Cliony, przywódcy rebeliantów.

Ta myśl powinna zaniepokoić przyszłą mężatkę, ale Daphne zachowuje spokój. W końcu wrogowie są wszędzie, a pewnym pocieszeniem jest to, że dość dobrze poznała Clionę: córkę przywódcy rebelii, równie zabójczą i biegłą w manipulacji jak sama Daphne.

Może dlatego ją lubi.

Poza tym Daphne wie, że rebelianci nie chcą jej śmierci – przynajmniej nie teraz. Nie, kiedy mają po swojej stronie samego Bairre’a. Nie, kiedy myślą, że pozyskali też Daphne.

– Być może większość panien młodych jest niespokojna – przyznaje Cliona. – Ale nie wszystkie wyglądają na schorowane… Jesteś blada jak papier.

– Zasługa frivijskiej pogody – stwierdza Daphne, kierując wzrok ku szaremu niebu. Teraz, gdy zima w pełni się zadomowiła, próżno szukać choćby skrawka błękitu. – Tak dawno nie czułam słońca na skórze, że zapomniałam, jakie to uczucie.

Cliona śmieje się lekko i beztrosko, nawet gdy zniża głos i ściska ramię Daphne.

– Cóż, jestem pewna, że wkrótce wrócisz do Bessemii.

Daphne rzuca jej ostrzegawcze spojrzenie. Powinna wiedzieć najlepiej, że nie należy tak mówić przy strażnikach. I pewnie wie. Co potwierdza jej podejrzenia, że większość z nich jest po stronie rebelii.

– W takim razie zakładam – mówi Daphne tym samym tonem co Cliona – że jutro nie dojdzie do ślubu.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Spis treści

Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Dedykacja

Beatriz

Daphne